Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 24 października 2017

SR - Rozdział 18 - Labirynt


Oczywiście zagadka z labiryntu jest przeze mnie spisana z tłumaczenia oryginalnego książki, jak również zmieniłam nieco sens przemyśleń Harry’ego, by pasowały do zagadki.

Profesor Moody został uznany za zdrowego i zdolnego nauczać po tygodniowym pobycie w skrzydle szpitalnym. Potrzebował nowe magiczne oko i drewnianego kikuta na brakującą nogę, ponieważ oszust zabrał ze sobą pierwowzory, więc Dumbledore musiał pociągnąć za kilka sznurków. Problemem było to, że ośmiomiesięczny pobyt Moody’ego w jego własnym kufrze uczynił go jeszcze nieco bardziej nerwowym niż normalnie (według Syriusza). Remus robił wszystko, by pomóc prawdziwemu profesorowi Moody’emu z nauczaniem i choć dla kogoś mogło być trudne wskoczyć w rolę, którą grał ktoś inny (nawet jeśli ta osoba grała jego). Dumbledore nalegał, by zachować pozory, by zapobiec panice. Czasami Harry musiał się zastanowić, o kogo Dumbledore bardziej się martwił: uczniów czy Ministerstwo.
Kiedy nadszedł czerwiec, profesor Moody „wrócił” do uczenia i nikt się nie zorientował. Remus pozostał z Syriuszem w Hogwarcie ze „względów bezpieczeństwa”, ale Harry wiedział, że to dlatego, że jego opiekunowie nie wierzyli, że trzecie zadanie odbędzie się bez przeszkód. Obaj mężczyźni brali den Harry’ego o Voldemorcie na tyle poważnie, żeby nadzorować wszystko, co miało związek z zadaniem. Dla kogoś innego, mogło się wydawać, że zachowywali się obsesyjnie, ale ich zachowanie tylko udowodniło Harry’emu, że zagrożenie jest prawdziwe. Voldemort naprawdę był tam… gdzieś… czekał.
Harry’emu trudno było trzymać to w sekrecie przed Ronem i Hermioną. Jego sekret, jakim były wybuchy, szybko rozrósł się o prawdę o ataku, obecności Syriusza, jego śnie o Voldemorcie, a szczególnie jego reakcji na sen. Nie sądził, że Ron i Hermiona chcieliby słyszeć, że naprawdę poczuł ból klątwy Cruciatus przez sen.
Ponieważ Harry miał wymówkę przed końcowymi egzaminami, był w stanie robić badania i ćwiczyć przed trzecim zadaniem, gdy inni się uczyli. Trzecie zadanie zaplanowano na tydzień, przed końcem semestru i szybko się zbliżało. Jego lista przekleństw, zaklęć i klątw rosła z dnia na dzień. Teraz jedynym problemem było odróżnienie tego. Kilka razy musiał nawet poprosić opiekunów, by go przepytali wszystkiego, ponieważ Ron i Hermiona byli zbyt pochłonięci ich zajęciami.
Niezależnie od ilości ludzi, którzy życzyli mu powodzenia, Harry nie mógł poradzić nic na to, że po raz kolejny czuł presję oczekiwań innych. Kilka osób nawet zapytało Harry’ego, czego zamierza dokonać podczas trzeciego zadania, przypominając czternastolatkowi, że z jakiegoś powodu, ludzie oczekiwali, że zrobi coś cudownego. To tylko go frustrowało i denerwowało. Jakby nie był już pod wystarczającą presją!
Zanim nadszedł dwudziesty czwarty czerwca, Harry nie mógł się doczekać końca Turnieju. Nie obchodziło go, jaki może być jego wynik tak długo, jak cała ta uwaga i presja się skończą. Po prawdzie, Harry nie chciał wygrać. Nie potrzebował pieniędzy i z pewnością nie chciał być rozpoznawanym. Myślał nawet, że może się nie zjawić, ale wiedział, że Ron, Hermiona i większość Domu Gryffindora nigdy by mu tego nie wybaczyli.
Podczas śniadania Harry był zamyślony. Wszyscy wokół niego rozmawiali, nie zauważając faktu, że nie uczestniczy w żadnych rozmowach. Ron rozmawiał z Deanem i Seamusem, podczas gdy Hermiona ukrywała twarz za książką. W takich momentach, Harry zastanawiał się, czy naprawdę tu należy. Czuł się tak, jakby nikt go nie rozumiał, ale wiedział, że to w większości jego wina, ponieważ miał tyle sekretów przed swoimi przyjaciółmi. Problemem było to, że zbyt się bał tego, jak mogą zareagować.
Dotyk dłoni na jego ramieniu sprawił, że Harry podskoczył i szybko odwrócił się, dostrzegając uśmiechającego się do niego Cedrica.
- Chodź, Harry – powiedział radośnie Cedric. – Możemy spędzić cały dzień z naszymi rodzinami i chcę przedstawić profesora Lupina i pana Blacka moim rodzicom.
Zanim Harry mógł cokolwiek powiedzieć, Cedric pociągnął go na nogi i poprowadził go do bocznej komnaty. Z jakiegoś powodu, jego mózg zdawał się nie pracować w normalnym tempie. W momencie, gdy Harry został wepchnięty do komnaty i zobaczył, że czekają na niego jego opiekunowie, zrozumiał, co powiedział Cedric. Para Huncwotów pociągnęła Harry’ego do uścisku, zachowując się tak, jakby nie widzieli się z Harrym od lat. Kiedy Harry odsunął się, został pociągnięty do kolejnego uścisku, ale ten był raczej duszący.
- Och, spójrz na siebie! – wykrzyknął ktoś głosem pani Weasley. – Tak bardzo urosłeś, ale wciąż jesteś taki chudziutki!
- Pani Weasley? – zapytał zdezorientowany Harry, odsuwając się od niej. Zauważył kolejnego Weasleya, stojącego po jej prawej, który miał długie, rude włosy i kolczyk w kształcie kła. To był najstarszy z rodzeństwa Weasley. – Bill?
Pani Weasley starała się przygładzić włosy Harry’ego, jednak nie wydawały się chętne do współpracy. W końcu poddała się, rozumiejąc, że to przegrana walka.
- Syriusz i Remus nas zaprosili, mój drogi – powiedziała radośnie. – Nie widzieliśmy cię od tak dawna. Charlie opowiedział nam o pierwszym zadaniu. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore zgodził się na wykorzystanie smoków.
- Charlie i tata chcieli przyjść – powiedział Bill z szerokim uśmiechem. – Nie mogli wyrwać się z pracy, ale oboje życzą ci powodzenia.
Harry poczuł, że ktoś klepie go w ramię i odwrócił się, dostrzegając, że stoją za nim Cedric ze swoimi rodzicami. Pan Diggory miał krzaczastą, brązową brodę i był bardzo podobny do Cedrica. Pani Diggory miała bardzo miłą twarz i długie, brązowe włosy.
- Harry, to moi rodzice – powiedział Cedric z uśmiechem.
- Miło mi poznać, pana, panią – powiedział grzeczne, po czym wskazał na Huncwotów. – Moi opiekunowie, Syriusz Black i Remus Lupin – po czym skinął na Weasleyów. – Pani Weasley i jej syn, Bill… przyjaciele rodziny.
Pan Diggory uścisnął ręce Syriuszowi, Remusowi i Billowi, po czym skinął grzecznie w kierunku pani Weasley. Następnie skupił się na Harrym.
- Muszę powiedzieć, że z pewnością zyskał pan reputację, panie Potter – powiedział pan Diggory. – Zdaje mi się, że owinął pan sobie ten turniej wokół palca.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się, podczas gdy ręka dostała się na jego ramię i pociągnęła go troskliwie do tyłu. Czy naprawdę ludzie tak myśleli? Nigdy nie powinienem był spędzać tych godzin w bibliotece. Nigdy nawet nie powinienem był próbować. Po prostu powinienem był zawieść. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi i nikt nie naciskałby na mnie, żebym wygrał.
- Już, już, Amosie – powiedział opiekuńczo Syriusz. – Wiesz, że to nie prawda. Harry pracuje równie ciężko, jak twój syn.
- Jestem tego pewna – powiedziała pani Diggory z uśmiechem, starając się zmniejszyć napięcie. – Powodzenia dziś wieczorem, Harry. Amosie, chyba mieliśmy porozmawiać z naszym synem. Syriuszu, Remusie, Molly, Williamie, to była czysta przyjemność.
Cedric posłał Harry’emu przepraszające spojrzeniem, zanim odszedł z rodzicami. Syriusz spojrzał na pozostałą trójkę dorosłych, zanim pociągnął Harry’ego bliżej siebie.
- Nie bierz tego na serio, Harry – powiedział cicho. – Chodźmy. Niech Molly i Bill na nowo rozejrzą się po Hogwarcie.
Harry był cichy przez większość ranka, mówiąc tylko wtedy, gdy ktoś zadał mu bezpośrednie pytanie. Wydawało się, że wszystko znowu wychodziło na powierzchnię. Nie tylko jego rówieśnicy naciskali, żeby wygrał, ale teraz musiał się martwić, jak sprawić, by jego opiekunowie i Weasleyowie byli z niego dumni i żeby nikt nie uważał, że w jakiś sposób miał dodatkowe informacje. Problemem było to, że w pierwszych dwóch zadaniach była to prawda. Hagrid pomógł mu ze smokami, a Cedric z jajkiem. Ale wszyscy mieli pomoc w pierwszym zadaniu. Czy to w jakiś sposób lepiej?
Głęboko zamyślony, Harry nie zauważył, że rozmowa wokół niego ucichła. Nie zdawał sobie sprawy ze zmartwionych spojrzeń, które otrzymywał od czwórki dorosłych. Wiedział, że nie powinien pozwolić, by wszystko się na niego zwaliło; nie powinien pozwolić, by to, co powiedział pan Diggory, zaprzątało jego głowę, ale było to trudne. Wiedział, że ludzie uważają, że otrzymuje specjalne przywileje, ponieważ jest chłopcem, który przeżył. Nie sądził tylko, że myśli tak cały czarodziejski świat.
- Harry? – zapytał Remus, kładąc łagodnie dłoń na ramieniu nastolatka. – Harry, wszystko w porządku?
Wyrwany z myśli, Harry uniósł wzrok i zorientował się, że zauważyli jego brak uwagi. Wewnętrznie przeklął się za takie rozmyślanie w obecności Syriusza i Remusa. Od drugiego zadania, obaj mężczyźni zrobili misję z tego, by wiedzieć, kiedy Harry wiele o czymś myśli i by przekonać go, żeby z nimi o tym porozmawiał. Zaakceptował to, że chcieli pomóc, ale Harry nigdy nie należał do osób, mówiących wiele o swoich uczuciach. Nikt nigdy wcześniej nie wydawał się o to dbać, więc jak z wszystkim innym, Harry przyzwyczaił się radzić z tym we własnej głowie.
- Harry, proszę, nie martw się o to, co powiedział Amos Diggory – powiedział Remus takim samym, łagodnym tonem. – Jest zwyczajnie zazdrosny, że masz więcej punktów niż jego syn. Diggory zawsze lubił rywalizację. Chce, żeby jego syn wygrał, więc spróbował nieco tobą wstrząsnąć.
Harry spojrzał na dorosłych skrępowany. Myśl o nacisku rodzica sprawiła, że czuł się bardziej niespokojnie. Czy Cedric przechodził przez to samo, co on? A Viktor i Fleur?
- Będziecie źli, jeśli nie wygram? – zapytał cicho Harry.
- Oczywiście, że nie – powiedział natychmiast Syriusz. – Nie obchodzi nas to, czy wygrasz, czy przegrasz, Harry. Jesteśmy tu, by cię wesprzeć, żebyś wiedział, że nie jesteś sam. Nie jesteśmy tu po to, by wywierać na ciebie jeszcze większą presję, niż sam wywarłeś na siebie. – Syriusz wyciągnął rękę i potargał włosy Harry’ego, na co Harry zaskomlał z irytacją. – Postaraj się najlepiej jak potrafisz. Tylko o to można cię prosić.
Harry nie mógł nic poradzić, ale poczuł się tak, jakby z jego ramion zniknął wielki ciężar. Syriusz i Remus mieli rację. Nagle przypomniał sobie techniki uspokajające, których uczył go Syriusz. Nie powinien skupiać się na tym, czego nie może kontrolować. Pozwolił opiniom innych zasnuć jego umysł. Jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić to pamiętać to, czego nauczył się przez poprzednie cztery lata i być dobrej myśli.
Zjedli obiad w Wielkiej Sali, zaskakując Rona, Ginny, Freda i George’a. Żaden z nich nie wiedział, że ich matka i najstarszy brat dzisiaj przyjeżdżali. Bill łatwo posłużyła jako rozproszenie dla całego rodzeństwa Weasley, podczas gdy Syriusz i Remus odwracali uwagę Harry’ego, wyjaśniając, co mieli w zanadrzu dla niego, gdy tylko rok szkolny się skończy. Pani Weasley zwyczajnie obserwowała dwójkę mężczyzn i ich podopiecznego z miękkim uśmiechem na twarzy. To był pierwszy raz, kiedy była świadkiem, jaki Harry był z nową rodziną.
Po południu, Syriusz i Remus oprowadzili panią Weasley i Billa po Kwaterach Huncwotów, co oznaczało, że przejrzeli albumy, które Syriusz i Remus zrobili o życiu Harry’ego przed morderstwem jego rodziców oraz po adopcji. Opowiadanie wspomnień było dla nastolatka okropnie żenujące, ale Harry nie miał zamiaru nic mówić. Syriusz, Remus i pani Weasley zdawali się tym zbyt mocno cieszyć.
W drodze na kolację, Harry dowiedział się, że Knot miał być dzisiaj piątym sędzią, ponieważ Crouch był do tego niezdolny, a Percy – przesłuchiwany. Najwyraźniej Ministerstwo przepytywało Percy’ego na temat tego, nad czym naprawdę pracował pod rozkazami pana Croucha albo kogoś innego podającego się za Croucha. Sądząc po zmartwionym głosie pani Weasley, Harry wiedział, że to dochodzenie było poważne.
Ciężko było słyszeć własne myśli przez to podekscytowane babranie podczas kolacji. Ponownie Harry zaczął czuć się nerwowo, ale to nic w porównaniu do poranka. Wiedział, że był tak przygotowany, jak tylko mógł i jeśli to nie wystarczy, nie zasłużył na to, by wygrać. To było całkiem proste. A teraz, jeśli pozbędzie się motyli z brzucha, poczuje się o wiele lepiej.
Rozmowy ucichły, gdy profesor Dumbledore powstał.
- Panie i panowie, za kilka minut przejdziemy wszyscy na boisko Quidditcha na z niecierpliwością oczekiwane trzecie zadanie – powiedział uprzejmie. – Reprezentanci, proszę już teraz podążyć za panem Bagmanem na stadion.
Remus i Syriusz ostatni raz życzyli Harry’emu powodzenia, kiedy wstał, a zaraz za nimi Hermiona z Weasleyami. Cały stół Gryffindoru klaskał i dopingował głośno, kiedy wychodził z Wielkiej Sali. Wydawało się, że Gryfoni starali się pokazać ich wsparcie, robiąc większy hałas niż inni w sali. W momencie, gdy drzwi zamknęły się, uciszając hałas, Harry nie potrafił powstrzymać westchnienia ulgi. Gdy tylko ten Turniej się skończy, z pewnością będzie potrzebował wakacji.
Kiedy wyszli na dziedziniec, Cedric natychmiast stanął przy boku Harry’ego.
- Posłuchaj, Harry, naprawdę cię przepraszam za to, co powiedział mój tata – powiedział szybko Cedric. – Ostatnio był w złym humorze. Wszyscy w pracy pytali go o ciebie i czy cię spotka…
- Dlaczego? – przerwał mu Harry. – Jestem tylko dzieciakiem…
Cedric popatrzył na Harry’ego tak, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Nie słyszałeś? – zapytał. – Wśród aurorów to jest często powtarzany żart o tym, jak Minister Magii został przechytrzony przez trzynastolatka. Wszyscy w Ministerstwie wiedzą, co zrobiłeś, by dano Syriuszowi Blackowi proces. Zrobiłeś jedną z rzeczy, jaką chcieli zrobić od lat: pokazałeś Knotowi, gdzie jego miejsce.
- Ale nie miałem wyboru – zaprotestował Harry. – Nie posłuchałby, że Syriusz jest niewinny!
Cedric tylko uśmiechnął się i potargał włosy Harry’ego.
- Wiem o tym – powiedział. – Mój tata powiedział mi wszystko. Sądzę, że staram się tylko wyjaśnić, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Nie zasłużyłeś na to, co powiedział. Zaufaj mi. Moja mama dała mu do słuchu.
Weszli na boisko do Quidditcha, które wypełnione było wysokim na dwadzieścia stóp żywopłotem, tworzącym rozległy labirynt. Dotarli do ciemnego wejścia i mogli tylko czekać. Nie chcąc, żeby nerwy przejęły ponownie nad nim kontrolę, Harry ukląkł i po raz kolejny przebrnął przez techniki uspokajające, których nauczył go Syriusz. Miał przeczucie, że dzisiaj będzie używał wielu rzeczy, których uczyli go opiekunowie.
Trudno było się skoncentrować przez hałas, tworzony przez uczniów wypełniających boisko. Stopnie zdawały się grzmieć każdym krokiem, mnożąc się, kiedy kolejni uczniowie na nie stawali. Po kilku minutach, Harry został zmuszony do poddania się i ponownego stania. Wiedział, że będzie miał dość okropny ból głowy, jeśli dłużej będzie zmuszał się do skupienia.
Słońce całkowicie zaszło, zostawiając za sobą tylko głęboko ciemnoniebieskie niebo. Słysząc okrzyki innych, Harry odwrócił się szybko i zobaczył nadchodzących profesor McGonagall, Hagrida, profesora Flitwicka i Moody’ego. Nosili wielkie żarzące się czerwone gwiazdy na kapeluszach, poza Hagridem, który miał jedną na kamizelce. Harry dostrzegł mimowolnie, że nauczyciele wydawali się patrzeć na niego moment dłużej, niż na innych reprezentantów.
- Będziemy patrolować granice labiryntu – poinformowała reprezentantów profesor McGonagall. – Jeśli wpadniecie w kłopoty i będziecie potrzebowali ratunku, wyślijcie w powietrze czerwone iskry. Któryś z nas przybędzie, rozumiecie?
Z jakiegoś powodu, Harry czuł, że profesor McGonagall wypowiadała to ostrzeżenie bardziej w jego kierunku niż innych reprezentantów, ale zignorował to. Wiedział, że McGonagall całkowicie się o niego troszczy przez wszystko, co stało się w zeszłym roku, ale nie zamierzała tego rozgłaszać, ponieważ żaden z uczniów nie był tego świadomy – pewnie poza Hermioną.
Bagman wyciągnął różdżkę i wskazał nią swoje gardło, a czwórka nauczycieli odeszła.
- Sonorus – powiedział, magicznie zwiększając głośność swojego głosu. – Panie i panowie! Witam na trzecim i ostatnim zadaniu Turnieju Trójmagicznego! Obecne miejsca to: na pierwszym miejscu, z dziewięćdziesięcioma punktami jest pan Harry Potter z Hogwartu! – Stadion wypełniły głośne okrzyki i oklaski. Kiedy w końcu ucichły, Bagman kontynuował. – Na trzecim miejscu, z osiemdziesięcioma pięcioma punktami jest pan Cedric Diggory z Hogwartu! – Ponownie dało się słyszeć klaskanie i aplauz. – Na trzecim miejscu, z osiemdziesięcioma punktami jest pan Viktor Krum z Instytutu Magii Durmstrang! – Więcej oklasków. – I w końcu, na czwartym miejscu jest panna Fleur Delacour! – Bagman skupił się na reprezentantach. – Na mój gwizdek, Harry! Trzy… dwa… jeden…
Gwizdek huknął głośno w jego uszach, sprawiając, że Harry skrzywił się, zanim wszedł do labiryntu. Wysoki żywopłot wyglądał na jeszcze wyższy, gdy podeszło się bliżej, sprawiając, że Harry poczuł się nawet mniejszy, niż był. Machnąwszy nadgarstkiem, Harry chwycił różdżkę w dłoń i mruknął „Lumos”, by pomóc sobie widzieć, gdzie idzie. Już przejął nad nim kontrolę trening, kiedy szedł ostrożnie. Po około pięćdziesięciu jardach było rozwidlenie. Harry spojrzał w obie strony, zanim ruszył w lewo. Wciąż szedł, gdy rozległ się gwizdek, oznajmiający kolej Cedrica na wejście do labiryntu. Nie zamierzał martwić się o innych reprezentantów. Jego głównym zmartwieniem było jego bezpieczeństwo. Nie dojdzie daleko, jeśli zostanie ranny, ślepo wbiegając w niebezpieczeństwo.
Do tej pory przejście wydawało się puste, ale Harry wciąż trzymał straż. Odwrócił się w prawo, gdy rozległ się kolejny gwizdek, sygnalizujący wejście Viktora. Szedł, aż nagle nie poczuł, że jest obserwowany. Natychmiast zesztywniał, odwracając się, ale nie zobaczył niczego. Powoli wycofał się, używając zaklęcia Wskaż Mi, by znaleźć północ. Wiedząc, że środek labiryntu jest na północny zachód, Harry powoli odwrócił się i ruszył dalej. Dotarł do kolejnego rozwidlenia i wybrał drogę w lewo.
Tak, jak poprzednia ścieżka, ta też była pusta. Harry naprawdę zaczął czuć zdenerwowanie. To nie było w porządku. Usłyszał czwarty i ostatni gwizdek i wiedział, że teraz wszyscy reprezentanci byli w labiryncie. Szedł dalej, skręcając w prawo, gdy tylko mógł i podróżował dalej na północny-zachód. Już miał wrócić i zacząć od nowa, kiedy nagle poczuł za sobą chłodny podmuch. Znał to uczucie. Zbyt dobrze je znał.
Dementorzy.
Wychodząc zza róg, Harry zobaczył potężne stworzenie, noszące czarne szaty z kapturem, a jego butwiejące ręce sięgały w jego stronę, chcąc wyssać jego duszę tak, jak to niemal stało się z Syriuszem. Szybko przypomniał sobie Mistrzostwa Świata i spędzanie czasu ze swoimi opiekunami, zanim wskazał różdżkę w stworzenie i krzyknął: „Expecto Patronum!”
Z końca różdżki Harry’ego wyskoczyły trzy srebrne zwierzęta. Pierwszym był srebrny jeleń, który przepuścił atak na dementora, drugim był srebrny wilk, Lunatyk, który został przy boku Harry’ego wraz z wielkim, srebrzystym psem, Midnightem. Harry obserwował, jak dementor w pewien sposób potyka się i wiedział, że to nie był naprawdę dementor. To by bogin.
- Riddikulus!
Uszy Harry’ego wypełnił głośny trzask, a forma bogina eksplodowała. Harry patrzył, jak srebrny jeleń znika, po czym zerknął w dół i dostrzegł, że Lunatyk i Midnight zostali. Oba błyszczące zwierzęta czekały cierpliwie, aż Harry wykona jakiś ruch. Harry uśmiechnął się do nich, po czym zaczął odchodzić. Lunatyk został przy boku Harry’ego, podczas gdy Midnight odważył się podejść kilka kroków przed nimi, jakby sprawdzał, że droga jest bezpieczna. Szli w ciszy, skręcając w lewo, potem w prawo, a Harry używał zaklęcia Czterech Stron Świata, by upewnić się, że idą w dobrą stronę. Wydawało się, że chodzą w kółko, a każda kolejna ściana żywopłotu wyglądała dokładnie tak, jak następna. Harry naprawdę zaczął czuć się jak szczur laboratoryjny, który biega dookoła nieskończonego labiryntu dla eksperymentu.
Skręcając ponownie w prawo, Harry niemal wpadł na Midnighta, który stał przed złotą mgiełką, która unosiła się w powietrzu. Usłyszał, że Cedric krzyczy z przerażenia gdzieś w pobliżu, a zaraz za nim krzyczała Fleur. Harry musiał powstrzymać się prze pobiegnięciem i dowiedzeniem się, co się stało. Przypomniał sobie, że czwórka wysoce wykwalifikowanych nauczycieli patrolowało labirynt i mogli wkroczyć, gdyby to było konieczne. „Czasami najtrudniejszą rzeczą jest pokładanie wiary w innych”, powiedział mu Syriusz. „Nie możesz zawsze robić wszystkiego na własną rękę, dzieciaku. Próbując tylko doprowadzisz się do szaleństwa”.
Nie ufając złotej mgiełce przed sobą, Harry rzucił jedną z wielu ochronnych tarcz, których się nauczył i ostrożnie ruszył do przodu. Tarcza odepchnęła mgłę przy każdym jego kroku. Ryzykując, Harry kucnął i wskazał różdżką przed siebie, starając się odepchnąć mgłę ze swojej drogi. Powoli mgiełka uniosła się, pozwalając Harry’emu przemknąć pod nią z Midnightem i Lunatykiem, podążającymi jego śladem. Dotarł do kolejnego skrzyżowania i westchnął z frustracją. To naprawdę stawało się śmieszne. Zaczynał myśleć, że ten labirynt nie ma końca.
Spoglądając w dół na dwa pozostałe patronusa, Harry zrozumiał, że warto strzelać.
- Którędy? – zapytał ze zmęczeniem. Obserwował, jak Lunatyk idzie w prawą ścieżkę, podczas gdy Midnight poszedł w lewo. To nie do końca była taka odpowiedź, na jaką miał nadzieję.
- Niech zgadnę, droga Lunatyka jest bezpieczniejsza, ale dłuższa, podczas gdy Midnighta jest szybsza, ale bardziej niebezpieczna. – Midnight usiadł uparcie, sprawiając, że Harry przewrócił oczami. – Nie, Midnight – skarcił patronusa. – Lunatyk ma rację. Możesz zostać tutaj albo pójść z nami. To twój wybór.
Midnight niechętnie wstał na cztery łapy i podążył za nimi. Harry tylko potrząsnął głową, ruszając za Lunatykiem. Później będzie musiał zapytać Remusa o patronusy. To z pewnością nie było normalne zachowanie. Patronusy normalnie nie zostawały tak długo… nie żeby Harry narzekał. Uznał towarzystwo za kojące uspokojenie. To było tak, jakby Syriusz i Remus byli tu z nim.
Lunatyk prowadził, podczas gdy Midnight został przy boku Harry’ego. Wilczy patronus powoli przyspieszył, zmuszając Harry’ego do zwiększenia tempa. Podążył za Lunatykiem, wychodząc za róg i zatrzymał się, kiedy stanął twarzą w twarz ze sklątkami tylnowybuchowymi, które Hagrid wykorzystywał na zajęciach opieki nad magicznymi stworzeniami. Jednak teraz były o wiele większe. Miały przynajmniej dziesięć stóp długości, z grubym pancerzem i długim żądłami zakrzywionymi na plecach tak, że dawały im wygląd ogromnych skorpionów.
Przypominając sobie lekcje, Harry wskazał różdżkę na spód zwierzęcia, gdzie nie było zakryte pancerzem i krzyknął:
- IMPEDIMENTA!
Klątwa uderzyła w sklątkę, powodując, że zamarła w połowie ataku. Nie chcąc marnować więcej czasu w pobliżu tego, ponieważ klątwa nie była trwała; Harry przebiegł koło niej, a tuż za nim Lunatyk i Midnightem.
- Mogłeś mnie ostrzec, wiesz? – powiedział kwaśno Harry do Lunatyka, nie oczekując odpowiedzi. Użył kolejnego zaklęcia Wskaż mi i po skręceniu w lewo wrócił na swoją ścieżkę.
Harry ruszył dalej, a Midnight po raz kolejny poprowadził. Niemal dziesięć minut szli szybko, a Midnight zajął poprzednie miejsce Lunatyka. Wydawało się, że oba patronusy chciały wyjść z labiryntu tak, jak Harry. Wiedział, że powinien być blisko centrum, kiedy znajomy głos, wymawiający jedno słowo sprawił, że Harry’emu zmroziło krew.
- Crucio!
Krzyki Cedrica wypełniły uszy Harry’ego, przypominając mu koszmar z Voldemortem. Nie miał czasu pomyśleć. Odwracając się w kierunku krzyków, Harry podpalił ścianę żywopłotu, wypalając wielką dziurę, przez którą mógł przeskoczyć. Kiedy to zrobił, Midnight i Lunatyk wskoczyli przez dziurę i pospieszyli w kierunku odgłosów. Harry podążył za nimi, zatrzymując się nagle, kiedy zobaczył, że Viktor stoi nad Cedriciem, który drgał na ziemi. Wskazał różdżką w Bułgara i krzyknął:
- Petrificus Totalus!
Ramiona Viktora przykleiły się do jego boków i chłopak upadł do przodu na ziemię, sztywny jak deska. Harry podbiegł do Cedrica i pomógł mu usiąść. Midnight i Lunatyk usiedli i czekali cierpliwie kilka stóp od nich, widząc, że Harry ma wszystko pod kontrolą. Harry musiał przewrócić oczami na widok swoich „zwierzątek”. Och, tak, zdecydowanie będę musiał porozmawiać z Remusem. Szybko przebadał Cedrica, zanim skierował się do Viktora. Spoglądając na osiemnastolatka, Harry zauważył, że jest coś nie tak z jego oczami. Nie rozglądały się tak, jak powinny. Wyglądały tak, jakby był w jakiegoś rodzaju odurzeniu. Klątwa Imperius!
- Viktor! – krzyknął Harry na oszołomionego ucznia. – Zwalcz to, Viktor! To twój umysł! Wypchnij go!
Przez kilka sekund nic się nie zmieniło i oczy Viktora wciąż były otumanione. Harry już miał wysłać czerwone iskry po pomoc, gdy zobaczył, że oczy Viktora poruszają się raz… drugi, a potem ciągle. Viktor ponownie był Viktorem. Harry wskazał różdżką na Viktora i mruknął: „Finite Incantatem”. Obserwował, jak ciało Viktora odpręża się i mruga kilka razy, po czym skupia wzrok na Harrym. W jego oczach było oczywiste zdezorientowanie, gdy Harry powoli pomagał mu usiąść.
- Harry, co ty wyprawiasz! – krzyknął Cedric. – Właśnie widziałeś…
- …Kogoś pod wpływem Zaklęcia Imperius – przerwał mu spokojnie Harry, nie odwracając wzroku od Viktora. Nie chciał odwracać się plecami od kogoś, kto był pod kontrolą kogoś innego. Ale kogo? Kto mógłby zrobić coś takiego, zwłaszcza Cedricowi? Kto mógłby podjąć takie ryzyko, gdy tylu ludzi patrzyło? – Jesteś z nami, Viktor, czy tym razem mam cię oszołomić?
Viktor potarł głowę, spoglądając to na Harry’ego, to na Cedrica, wyraźnie zdezorientowany.
- Co się stało? – zapytał. – Kiedy przyszli wy? Pamiętam, że widziałem sklątkę, a potem nic. Czy ktoś mnie zaatakował?
Cedric podszedł do boku Harry’ego.
- Imperius? – zapytał z wahaniem, wyraźnie nie będąc gotowy ufać komuś, kto właśnie użył na nim Niewybaczalnego. Nie, żeby Harry go obwiniał. – Jesteś pewny, Harry?
Harry skinął głową.
- Można to zobaczyć w jego oczach – powiedział, wstając i rozglądając się, a jego dłoń zacisnęła się ciasno na różdżce. To zaszło za daleko. Żaden uczeń nie mógł dobrze rzucić zaklęcia niewybaczalnego, a nie można było rozważać, że któryś z patrolujących nauczycieli zrobiłby coś takiego. To oznaczało, że na terenie Hogwartu jest dorosły (albo był), który chciał zranić Cedrica. Albo możliwie resztę z nas. – Jak najszybciej powinniśmy stąd odejść. Jest szansa, że ktokolwiek użył na tobie zaklęcia, Viktor, może spróbować ponownie, jeśli tu zostaniemy. Dasz rady iść czy chcesz, żebym wysłał iskry?
- Idę – powiedział Viktor, powoli wstając z pomocą Harry’ego i Cedrica. Potem spojrzał na dwóch uczniów Hogwartu ze strachem. – Co zrobiłem?
Harry i Cedric spojrzeli po sobie nerwowo. Viktor był ich przyjacielem i pewnie nie przyjąłby dobrze prawdy.
- Eee… tak jakby zaatakowałeś mnie, ale Harry przyszedł, zanim coś naprawdę się stało – skłamał Cedric. – Powinniśmy ruszać. Marnujemy czas.
Viktor skinął głową, po czym spojrzał za nich, a jego oczy rozszerzyły się z przerażeniem.
- Co to takiego? – zapytał szybko.
Harry odwrócił się i uśmiechnął do Midnighta i Lunatyka, którzy wciąż siedzieli i czekali.
- Midnight i Lunatyk – powiedział, podchodząc do nich. Ukląkł, żeby móc być na ich poziomie. – Dzięki za pomoc, ale naprawdę powinienem zakończyć to samodzielnie. Jeśli chcecie, możecie patrolować krańce z nauczycielami.
Midnight skoczył radośnie na równe nogi i odbiegł, a Lunatyk ruszył tuż za nim. Harry uśmiechnął się na ten widok, zanim wstał i odwrócił się, by zobaczyć, że Cedric i Viktor patrzą na niego szeroko otwartymi oczami.
- Co? – zapytał niewinnie. – Nie mówcie mi, że nigdy wcześniej nie widzieliście patronusów. Midnight i Lunatyk są tylko nieco nadopiekuńczy. – Nie otrzymawszy jakiejkolwiek odpowiedzi, Harry tylko wzruszył ramionami i pożegnał się z nimi, zanim wyruszył dalej.
Nie zajęło mu długo odnalezienie wypalonej dziury, więc przeskoczył przez nią, pochylając głowę i tocząc, kiedy uderzył o ziemię, by zapobiec zranieniu. Wstawszy, Harry ponownie użył zaklęcia Wskaż Mi i zaczął poruszać się w kierunku północnego-zachodu. Wiedział, że pewnie będzie musiał wyjaśnić Cedricowi i Viktorowi obecność Midnighta i Lunatyka tak, jak tym, którzy prawdopodobnie obserwowali. Problemem było to, że nie miał wytłumaczenia. Pamiętał, że Remus mówił mu, że posiadanie trzech form było niezwykle rzadkie (bardziej niemożliwe, ale Remus starał się przekazać to Harry’emu delikatnie), więc prawdopodobieństwo, że ludzie będą mieć pytania, było całkowicie wysokie.
Bez pomocy Midnighta i Lunatyka, Harry natrafił na kilka ślepych uliczek, ale szedł dalej. Gdy zrobiło się ciemniej, Harry rzucił mocne „Lumos”, by widzieć, gdzie idzie. Dotarł do długiej, prostej ścieżki i natychmiast stał się ostrożny. Musiał być gdzieś blisko centrum labiryntu, co oznaczało, że wyzwania powinny być bardziej wymagające. Prawda?
Nagły ruch skupił jego uwagę. Był gotowy, ale nie uderzył. Nie chciał ryzykować, że zezłości to, cokolwiek to było. W chwili, gdy stworzenie stało się dla niego widoczne, Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Miało ciało wielkiego lwa i głowę kobiety. Był to sfinks. Nie wydawała się gotować do ataku, tylko blokowała drogę. Harry utrzymał dystans i przygotował różdżkę.
- To, czego szukasz, jest za mną – przemówiło stworzenie głębokim i chrapliwym głosem. – Musisz za pierwszym razem dobrze odpowiedzieć na moją zagadkę, żeby przejść. Odpowiedz źle, a zaatakuję. Powstrzymaj się od odpowiedzi, a będziesz mógł odejść bez szwanku.
Świetnie. Po prostu świetnie. Harry naprawdę chciałby, żeby byli tu z nim Ron i Hermiona. Zagadki były bardziej ich mocną stroną, niż jego. Myśląc o tym, Harry stwierdził, że mógł usłyszeć zagadkę i jeśli nie będzie mógł tego wymyślić, będzie musiał odejść i znaleźć inną drogę.
- Czy mógłbym usłyszeć zagadkę? – zapytał niepewnie.
Sfinks skinął głową i usiadł na środku ścieżki, zanim zaczął recytować zagadkę.
„Najpierw pomyśl o kimś, kto żegna się czule,
Potem się zastanów, czego ci brakuje,
Gdy mówisz o chłopcu, gdy kogoś całuje.
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek,
Albo koniec początku. Już złapałeś wątek.
Bo gdy to połączysz – już spokojna głowa,
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba,
Którego byś nigdy nie chciał pocałować.”
Harry zamknął oczy i przetrawił to, co powiedziała. Wydawało się, że są trzy części zagadki, a dodając je do siebie wyjdzie stworzenie, którego nie chciałby pocałować. No, to całkiem zwęża poszukiwania, pomyślał sarkastycznie. Pierwsza część zagadki była prosta. Ktoś, kto żegna się czule, czyli jakiś przyjaciel. A gdy ktoś się żegna, mówi „pa”. Trzecia część zagadki nie miała dla niego sensu, więc skupił się na drugiej. Chłopiec kogoś całuje… ale kogo? JĄ!
Chwila! Zrozumienie uderzyło w Harry’ego jak tłuczek w zeszłym roku… mocno. Początkiem końca i końca początkiem jest litera „K”. Odpowiedzią musiał być pa-ją-k, tworząc stworzenie, którego nie chciałby pocałować.
- Odpowiedzią jest pająk – powiedział Harry z pewnością siebie.
 Sfinks uśmiechnął się, wstając i przesunęła się z drogi, by mógł przejść. Harry skinął głową do stworzenia, po czym ruszył dalej. Poszedł na północny-zachód z wszystkimi zmysłami w gotowości. Zbliżał się, co oznaczało, że przeszkody powinny być coraz trudniejsze. Dotarłszy do kolejnego rozwidlenia, Harry ponownie użył zaklęcia czterech stron świata i ruszył w prawo. W odległości mógł widzieć światło, ale wciąż podróżował ostrożnie. Zawsze bądź gotów, nauczał go Syriusz. Nigdy nie biegnij w kierunku czegoś, nie wiedząc, z czym się mierzysz. Działanie lekkomyślnie może kosztować cię życie. Zaufaj mi, Rogasiątko, wiem co mówię.
Puchar Turnieju był na podwyższeniu jakieś sto jardów przed nim. Szybki ruch skupił na sobie uwagę Harry’ego, zmuszając go do ruchu. Przeturlał się na bok, gdy spora ciemna postać wskoczyła na jego drogę i pobiegła w stronę Pucharu. To był Cedric. Harry miał już poruszyć się, kiedy coś ogromnego, będącego nad wielkim żywopłotem przyciągnęło jego wzrok. Poruszało się równolegle z Cedriciem. Zamierzało zaatakować Cedrica.
Harry skoczył na nogi. Miał pojęcie, jakie to mogło być stworzenie i naprawdę nie chciał mierzyć się z nim ponownie. Niestety, Cedric wcześniej żadnej nie spotkał i nie miał pojęcia, w co wbiegał.
- Cedric, uważaj! – krzyknął.
Cedric zatrzymał się z poślizgiem, zanim odskoczył z drogi, gdy akromantula weszła na ścieżkę i zaczęła poruszać się w kierunku Cedrica. Harry zadziałał szybko, wskazując różdżkę w stworzenie i krzycząc: „Drętwota!”. Zaklęcie uderzyło w ciało ogromnego pająka, ale nic się nie stało oprócz tego, że stworzenie skierowało się w Harry’ego, uważając chłopca za większe zagrożenie.
- Impedimenta! Drętwota! – krzyknął Harry, ale to nie było użyteczne. Stworzenie tylko dalej podchodziło. Kończyły mu się pomysły. – Arinea Rximae! – spróbował i był zszokowany, gdy stworzenie poleciało do tyłu, lądując na plecach. – Immobulus!
Zaklęcie uderzyło w brzuch stworzenia i wszystkie ruchy zanikły. Cisza była ogłuszająca. Harry nie zdawał sobie braku odgłosów aż do teraz. Wydawało się, że cały tłum z niecierpliwością czekał na następny ruch Harry’ego i Cedrica, ponieważ oboje byli tak bliscy końca. Harry zbliżył się ostrożnie, aż nie dotarł do Cedrica i pociągnął Puchona na nogi.
- Dzięki za to – powiedział Cedric, nie będąc w stanie zdjąć wzroku ze stworzenia. – Skąd wiedziałeś?
Harry wzruszył ramionami. Spoglądając na Puchar, Harry wiedział, co musiał zrobić. Miał tylko nadzieję, że nikt go za to nie znienawidzi.
- To nie ma znaczenia – powiedział. – Posłuchaj, sądzę, że to ty powinieneś wziąć Puchar. Chciałeś być w tym Turnieju. Ja nie. Twój tata chce, żebyś wygrał. Moi opiekunowie powiedzieli, że ich to nie obchodzi. Mam tylko pięć punktów przewagi. Przy odrobinie szczęścia, sędziowie dają nam punkty z większą niż pięć przewagą. Nie potrzebuję pieniędzy ani uwagi. Proszę, weź go. Wciąż wygra Hogwart, a oboje dostaniemy to, czego chcemy.
Cedric po raz kolejny popatrzył na Harry’ego, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Harry, nie mogę tego zrobić – powiedział. – Dzisiaj uratowałeś mnie dwa razy. Ty zasługujesz na to, by wygrać. Zapomnij o moim ojcu i wszystkim innym. Udowodniłeś, że jesteś lepszym reprezentantem.
- Nie obchodzi mnie to – powiedział szybko Harry. – Po prostu weź go zanim Viktor przyjdzie. Proszę.
Widząc błaganie w oczach Harry’ego, Cedric westchnął i z ociąganiem podszedł do Pucharu. Harry obserwował, jak Cedric zwiększa tempo i schował różdżkę. Powoli zaczął iść za Cedriciem, gotowy pogratulować swojemu koledze… przyjacielowi. Musiał zastanowić się, gdzie był Viktor. Problemem byłoby, gdyby Viktor wziął puchar, że była szansa, że Harry wciąż mógł zostać uznanym za wygranego, ponieważ był dziesięć punktów przed Bułgarem. Sędziowie nie dają punktów o różnicy większej niż dziesięć; nie zrobili tego przedtem.
Cisza pozostała, aż Cedric nie dotarł do pucharu i została złamana, gdy potężna fala bieli i złota wystrzeliła od pucharu, sprawiając, że Cedric i Harry polecieli do tyłu. Harry wylądował płasko na plecach, łapiąc oddech. Jego pierś bolała, kiedy przewrócił się i pociągnął na kolana. Spoglądając na Cedrica, Harry spanikował, gdy zauważył, że Puchon nie porusza się. Powoli wstał i podszedł do Cedrica, który wydawał się jedynie oszołomiony. Przynajmniej nie jest ranny.
Pomógłszy Cedricowi usiąść, Harry usłyszał niski, brzęczący dźwięk i powoli spojrzał przez ramię, by zobaczyć, że puchar świeci nienaturalnym światłem. Dzięki machnięciu nadgarstka Harry chwycił ponownie różdżkę w dłoń. Światło wokół pucharu pojaśniało, ostrzegając Harry’ego, że cokolwiek ich uderzyło, miało zrobić to ponownie. Szybko rzucił ochronną tarczę, gdy brzęczenie stało się głośniejsze. Kolejna fala białego i złota wystrzeliło z pucharu, uderzając w tarczę i owijając się wokół niej. Harry starał się utrzymać tarczę, ale mógł poczuć, jak się załamuje. U momencie, gdy tarcza była dość słaba, białe i złote światło nakryło Harry’ego i Cedrica jak płaszcz.
Kiedy światło w końcu zniknęło, zapanowało piekło. Dwójka nastolatków i puchar zniknęli.

Nie obiecuję, że rozdziały kolejnych części, jak i innych tłumaczeń będą regularnie, bo bym skłamała, ale na pewno co jakiś czas pojawi się kolejny, więc nie załamujcie się ;)


sobota, 21 października 2017

Cygańska hołota


Autor: Amanuensis
Oryginał: Raggle Taggle Gypsy
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: „Co mnie obchodzi mój dom i ziemia? Co mnie obchodzą moje pieniądze?”


- Mam panu powiedzieć, jak to jest? – zapytał Harry.
Dumbledore zawahał się. Być może nie było dobrym pomysłem wyczarowywanie serwisu do herbaty dla nich dwóch. Ozdobiona tulipanami porcelana wydawała się nie ma miejscu przy umeblowaniu chatki, i picie herbaty również.
Spojrzenie na twarzy Harry’ego, kiedy się pochylił, mówiło dostatecznie dużo. Ale sam koniuszek tego różowego języka, pojawiającego się, by nawilżyć środeczek górnej i dolnej wargi, zanim wrócił, utwierdził Dumbledore’a w przekonaniu, że nie chce usłyszeć nadchodzącego opisu.
Zachowując spokój, spuścił wzrok na filiżankę, udając, że przedmiot ma całą jego uwagę, kiedy unosił ją i upił łyk.
- Nie sądzę, że potrzebuję…
- Tej pierwszej nocy on pieprzył mnie. Potem ja pieprzyłem jego.
Potrzeba by było czegoś więcej niż to, by upuścił filiżankę albo chociaż zakrztusił się herbatą. No i się tego spodziewał.
- Nie jestem nieświadomy natury waszej relacji.
- Nigdy o tym nie mówiliśmy. Kiedy zapytał mnie, czy z nim odejdę, trzy dni po śmierci Voldemorta, nie rozmawialiśmy w żaden sposób o naszej relacji… - Gdy Harry powtórzył to słowo, zabrzmiało ono jak bluźnierstwo, – …ani o tym, czego chcemy. Ja wiedziałem. On wiedział.
Dumbledore zamilkł, mimo wszystko ciesząc się z herbaty. Udawał beznamiętność i pozwolił Harry’emu mówić.
- Pierwszą noc zostaliśmy w takiej małej karczmie. Myślałem, że powinniśmy oszczędzać pieniądze, ale on nie chciał o tym słuchać. Wiedziałem, dlaczego. Był tak niecierpliwy, jak ja. – Oczy Harry’ego uciekły na bok, raz, jakby szukał w pamięci więcej szczegółów, ale potem powróciły one na oczy byłego dyrektora, jakby to spojrzenie mogło wypalić tą scenę w wyobraźni Dumbledore’a, gdzie zwykłe słowa mogły tylko rozpaść się na niewystarczające kawałki.
- To był pierwszy dzień, jaki mogę sobie przypomnieć, kiedy nikt nie zachowywał się tak, jakby szukał mojej blizny pod włosami. A dla niego, pierwszy dzień, od jego powrotu, gdy nikt nie patrzył na niego, jakby nie wierzyli, że on żyje. Wie pan, jak to jest, gdy się myśli, że wszyscy mówią: „Dlaczego ty żyjesz, a inni, bardziej zasługujący na życie, nie?”, kiedy na ciebie patrzą?
Harry przemyślał słowa, więc Dumbledore mu nie przerywał. To nie miałoby żadnego celu.
- Nikt nie wiedział, kim jesteśmy, przez cały dzień podróży. I gdy dotarliśmy do tej karczmy, pracownik posłał nam dziwne spojrzenie, ale to dlatego, że tamtejsze pokoje miały tylko jedno łóżko, a powiedzieliśmy, że to wystarczy. A obaj byliśmy facetami, jeden dwa razy starszy od drugiego. Nie dlatego, że byliśmy cholernymi marionetkami wojny.
Pocałował mnie, jakby chciał mnie zjeść żywcem. Jego dłonie były w moich włosach i to ja starałem się zdjąć swoją koszulkę i jego też, ponieważ zachowywał się, jakby mógł całować mnie i nie robić nic innego przez cały rok, mimo że był tak twardy jak ja. Łóżko miało tą białą, kłębiastą narzutę i wciąż pamiętam, jaka była w dotyku; widział pan narzutę na naszym łóżku? Jest taka sama. Kupił ją. Spodziewałbyś się kiedykolwiek, że ma w sobie coś z romantyka?
Ponownie Dumbledore nie czuł potrzeby odpowiadać.
- Nie odrywał ode mnie ust. Kiedy w końcu rozebrałem nas do połowy, przeniósł usta na moją pierś, na mój brzuch, a wtedy to on rozebrał nas do końca. A byłem zbyt niedoświadczony, żeby wiedzieć, czy takie obciąganie jest zawsze tak niezwykłe, czy to z jego powodu. Dowiedziałem się.
Wziął mnie na kolana, a moje nogi owinęły się wokół jego talii, więc mogliśmy na siebie patrzeć, mógł obserwować moją twarz i wiedzieć, czy działał zbyt szybko albo czy mnie ranił. Nauczył mnie, jak go ujeżdżać, tej pierwszej nocy, jego członek był w moim tyłku, a mój własny ciekł na jego brzuch i mój. Kiedy doszedł, wypowiedział moje imię, nie mojego taty, nie Remusa czy kogokolwiek innego. Wtedy położyłem go twarzą do tej narzuty i zrobiłem co mi kazał, przygotowałem go. Miałem obie dłonie w jego włosach, kiedy wpychałem się w niego i jęczałem głośniej, niż on sam. Mówił „tak”, jakby próbował nadrobić wszystkie „nie”, które powiedzieli mi inni.
Podróżowaliśmy przez rok. Cały pełny rok. Pamiętam każde miejsce, w którym zostawaliśmy dzięki dotykowi łóżka pod nami; czy rama łóżka jęczała, kiedy się pieprzyliśmy albo czy czułem materac pod biodrami czy twarzą, albo czy było zbyt zimno, by zrobić coś poza pieszczeniem się nawzajem dłońmi pod kocami. Wybraliśmy ten kraj, bo jest ciepło cały rok. On wybrał ten dom, ponieważ nie jest ani trochę podobny do Grimmauld Place 12. Łóżko jest na tyle duże, że możemy rozwalić się w poprzek. Ale zawsze zasypiamy dotykając się. Zwykle przytulając się. A pan mnie pyta, dlaczego nie wracam.
Wydawało się, że nie ma nic więcej do powiedzenia. Dla żadnego z nich.
Mógł zostawić serwis do herbaty, ale przez sposób, w jaki Harry na niego patrzył, Dumbledore wiedział, że nie chce, żeby cokolwiek zostało po jego wizycie. Machnięciem różdżki usunął całą tacę.
Wychodząc z chatki, Dumbledore popatrzył na postać, pochylającą się o skromną fasadę budynku. Syriusz Black nie patrzył na niego, aż nie dokończył całej butelki piwa w jego dłoni. Potem, ocierając podbródek wierzchem ręki, uniósł butelkę w salucie, który nie był do końca drwiący.
Dumbledore nie wiedział, czy to opowiadanie Harry’ego czy półuśmiech Syriusza, były odpowiedzialne za ciepło pod jego własnymi szatami.
- Miejcie się dobrze – powiedział i odszedł.


sobota, 14 października 2017

NDH - Rozdział 51


Później tego popołudnia, wszyscy czterej Opiekunowie Domów byli w gabinecie Dumbledore wraz z Poppy. Dyrektor wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż inni mogli sobie przypomnieć.
- W porządku, Albusie? – zapytała Minerva z pewną troską, rzucając spojrzenie Poppy.
Dumbledore uśmiechnął się do niej ze zmęczeniem.
- Tak, moja droga. Nic mi nie jest. Po prostu potwierdziły się moje najgorsze podejrzenia i jest to… przygnębiające.
- Cóż, przestań być tak tajemniczy i powiedz nam, co się dzieje! – wybuchła Pomona Sprout z niecierpliwością, po czym zarumieniła się. – Znaczy…
Oczy Dumbledore’a zalśniły mocno.
- Rozumiem i przepraszam za niepotrzebną skrytość. Najpierw jednak, Poppy, jak się ma panna Parkinson?
Pielęgniarka zmarszczyła brwi.
- Była osuszona, dyrektorze. Nie tylko z magii, ale również z sił życiowych. Gdyby to potrwało trochę dłużej, nie widzę, jak mogłaby przeżyć.
- Ale dojdzie do siebie? – zapytał zmartwiony profesor Flitwick.
Poppy skinęła głową.
- Zajmie to trochę czasu, ale całkiem wyzdrowieje.
- Co wywołało to… „osuszenie”? – zapytała McGonagall. – Czy to przez to stworzenie, które zaatakowało Severusa?
Sprout zmarszczyła brwi.
- Jakie stworzenie? Panna Granger nie mówiła nic o jakimś stworzeniu. Severusie, nic ci nie jest?
Dumbledore westchnął.
- Być może powinniśmy zacząć od początku. Severusie?
Snape powtórzył tą samą mocno zmienioną wersję, którą podał dyrektorowi o ataku Nagini i jej późniejszej ucieczce przez Komnatę Tajemnic.
- …Ale co dyrektor i Hagrid tam znaleźli, nie mam pojęcia – zakończył.
Wszyscy czterej nauczyciele i pielęgniarka zwrócili się wyczekująco w stronę Dumbledore’a.
- Kiedy zostałem wezwany przez Martę, z przerażeniem odkryłem powtórkę wzoru, który był dla mnie zbyt świadomy. Kiedy Marta została zabita – jak wiecie – nie byłem jeszcze dyrektorem i zawsze miałem wątpliwości, co do wyjaśnienia tych wydarzeń, które zaakceptował mój poprzednik. Byłem przekonany, że Hagrid nie był w to zaangażowany, ale ten inny uczeń, który już ukazał niezdrowe zainteresowanie Salazarem Slytherinem, odegrał swoją rolę. W owym czasie nie miałem ani autorytetu, ani dowodów, które potwierdziłyby moje przypuszczenia, ale krótko po tym, jak zotałem dyrektorem,  podjąłem pewne… środki ostrożności… na wypadek gdyby historia się powtórzyła, byłbym gotowy.
- To dlatego kazano mi przynieść to? – zapytała McGonagall, unosząc parę okularów, które były identyczne jak te, które teraz leżały na biurku dyrektora.
Albus skinął głową.
- Zdołałem wyprodukować kilka par – na wszelki wypadek. Kiedy Marta poinformowała mnie, że zostało otworzone sekretne przejście w jej toalecie, czułem, że musimy podjąć wszystkie środki ostrożności i nalegałem, żebyśmy z Hagridem założyli ochronne okulary i zaryzykowali pójście przodem. Kiedy pierwszy zeszliśmy – kontynuował uroczyście dyrektor, – jasne było, że rzeczywiście jesteśmy w Komnacie Tajemnic; legendarna kryjówka Salazara Slytherina była zbyt realna. Razem z Hagridem zeszliśmy, znaleźliśmy Nagini, zwierzątko Voldemorta… - zignorował skrzywienia innych na imię Czarnego Pana, – drżącą w śmiertelnych bólach, a jej ciało było niemal rozerwane na pół.
Oczy McGonagall rozszerzyły się.
- Wielki Merlinie! Co mogło zrobić coś takiego? Ten wąż był ogromny!
- Zwierzak Salazara Slytherina wciąż był większy – powiedział ze zmęczeniem Dumbledore.
- Jego zwierzak! Bazyliszek? – pisnął Flitwick, niemal spadając z krzesła. – Wciąż żył?
- I to jak. Pojawił się pewnie z powodu nagłego wejścia Nagini. Podejrzewam, że magia pana Pottera tymczasowo oślepiła Nagini, czyniąc ją niewrażliwą na spojrzenie bazyliszka, ale był na tyle wielki, by pozbyć się jej, ach, bezpośrednio.
- Słodki Merlinie – wyszeptała szara Sprout. – Żywy bazyliszek w zamku! Co, gdyby uwolnił się po tym, jak Nagini go przebudziła?
- Tym są te zabawne okulary? – Poppy przyglądała się bacznie parze w dłoni Minervy z zainteresowaniem. – Jakiegoś rodzaju ochroną? Nigdy o czymś takim nie słyszałam!
- Są dość rzadkie, ale biorąc pod uwagę moje wcześniejsze przeczucia, że Marta padła ofiarą bazyliszka, czułem się zmuszony zdobyć kilka, skoro przejąłem obecną rolę. Przyznam, że nigdy nie spodziewałem się, że zmierzę się ze stworzeniem Slytherina – myślałem, że wcześniejszy uczeń mógł, starając się naśladować swojego bohatera, spróbować w sekrecie utworzyć bazyliszka dla siebie. Sądziłem, że mu się udało, ale kiedy to stworzenie zabiło Martę, to albo zabił je, by ukryć swoją winę w powstałej wrzawie, albo ukrył je gdzieś w zamku. Ogromnym szokiem było spotkanie wielkiej, tysiącletniej kreatury.
- Dobry boże… więc to tam znaleźliście?
- Wybacz, Pomono. Chyba cię trochę zmyliłem. Bazyliszek nie był jedynym mieszkańcem Komnaty. Uczennica, panna Parkinson, też była tam obecna tak, jak nasz dawny uczeń – Tom Riddle.
Reszta zamrugała ze zdezorientowaniem.
- Kto? – zapytał w osłupieniu Flitwick.
Dumbledore machnął różdżką i imię „Tom Marvolo Riddle” pojawiło się nad jego głową. Kolejne machnięcie i litery pozmieniały się miejscami.
- Nie!
- Sami Wiecie Kto?
- Och, Merlinie! – Inni głośno wyrazili swoje przerażenie.
- Ale, Albusie – zaprotestowała Minerva, – chcesz nam powiedzieć, że on znów jest bardziej cielesny?
- Nie… to nieco bardziej skomplikowane – przyznał Albus.
McGonagall zamrugała.
- Bardziej skomplikowane niż tysiącletni zwierzak i odrodzony Mroczny czarodziej?
- Ostatnim przedmiotem w Komnacie był mały dziennik i podejrzewam, że panna Parkinson w jakiś sposób go zdobyła. Ten dziennik należał do Toma Riddle’a, kiedy chodził do Hogwartu. W tym samym czasie odkrył pierwszy raz Komnatę, zaprzyjaźnił się z chowańcem Slytherina i – jak sądzę – był odpowiedzialny za śmierć Marty.
Nauczyciele sapnęli z przerażeniem.
- Więc biedna, mała Pansy w jakiś sposób przeczytała dziennik i odkryła wejście do Komnaty? – zgadywała Poppy.
- Dziennik już dłużej nie był zwykłą książką – wyjaśnił Dumbledore. – Została… zmieniona… przez Voldemorta w coś więcej. Coś Mrocznego i nieopisanego.
- Co? – wybuchnął z niecierpliwością Snape.
- Kto z was wie coś o horkruksach? – zapytał Albus, wyglądając na bardzo starego i bardzo smutnego.
Snape zmarszczył w zamyśleniu brwi. Było coś…
- Cóż, ja nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła wprost Sprout.
- Horkruks to – z braku lepszego wyjaśnienia – przedmiot, w który czarodziej wkłada część swojej duszy. Stworzenie go wymaga okropnie Mrocznej – oraz morderstwa – ale chronienie kawałka duszy czarodzieja, czyni go nieśmiertelnym. Tak długo, jak horkruks istnieje, istnieje również kawałek duszy czarodzieja i nie może on zostać zabity. – Dumbledore wziął głęboki oddech. – Tom Riddle zmienił dziennik w horkruks. To fragment jego duszy obudził bazyliszka i wyssał siły życiowe z Pansy.
Reszta patrzyła na niego z przerażeniem.
- Ale Sami Wiecie Kto nigdy nie wspominał swoim zwolennikom o czymś takim! – zaprotestował Snape. – Z pewnością tym z Wewnętrznego Kręgu powiedziałby!
- Oczywiście, że nie – Dumbledore potrząsnął głową. – Dlaczego Voldemort miałby wyjawiać wam swoją słabość? Gdybyście wiedzieli o istnieniu horkruksów i zniszczyli je, znów byłby śmiertelny. Nie jestem w najmniejszym stopniu zaskoczony, że nigdy nie zachęcił żadnego ze śmierciożerców do badania tej gałęzi czarnej magii.
- Więc to dlatego Voldemort nie został zabity, gdy AK odbiło się w jego stronę od Harry’ego? Ponieważ ten horkruks chronił część jego duszy? – zapytał Flitwick
- Tak. Oczywiście, teraz, gdy horkruks został zniszczony, jest on podatny…
- Czekaj. – Głos Snape’a przerwał dyrektorowi. – Dlaczego zakładasz, że ma tylko jednego horkruksa?
Dumbledore zamrugał.
- Nikt nigdy nie słyszał o więcej, niż jednym, mój chłopcze.  To wymaga rozszczepienia duszy.
Snape wzruszył ramionami.
- Nie miałem pojęcia, że duszę w ogóle da się rozszczepić. Ale jeśli rozszczepisz ją raz, dlaczego nie miałbyś ponownie? Szczególnie, jeśli to sprawi, że twoja nieśmiertelność będzie lepiej strzeżona?
- Dlaczego ktokolwiek miałby pójść w taką skrajność? – zapytała ze zdumieniem Sprout. – Czy jeden horkruks nie wystarczy?
- Nie Ślizgonowi – warknął Snape. – Pojedynczy horkruks daje pojedynczy punkt w razie niepowodzenia planu. Oczywiście wymagałoby to dodatkowego wsparcia i bezpieczeństwa. Skoro już raz rozdzieliłeś duszę, dlaczego na tym poprzestać?
Zwrócili się do Dumbledore’a, który wyglądał na oszołomionego.
- M-muszę przyznać, że nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, by Tom mógł stworzyć więcej niż jeden horkruks – wyznał, – ale nie mogę zarzucić nic twojej logice, Severusie. Tom zawsze był tajemniczym i nieufnym dzieckiem, choć z pewnością miał do tego powód, biorąc pod uwagę jego dzieciństwo. Ale podczas gdy martwiłem się o niego – ogromnie – kiedy chodził do szkoły, nawet ja nigdy nie przewidziałem wielkości otchłani deprawacji, w jakiej zatonął.
- Rozdzielenie duszy raczej nie może wyjść na zdrowie – wtrąciła cierpko pani Pomfrey. – Może za każdym razem, gdy to robił, tracił coraz więcej zdrowego rozsądku?
Dumbledore wyglądał na bardzo zasmuconego.
- I człowieczeństwa. Tak, to wiele by wyjaśniło.
- Ale powiedziałeś, że przynajmniej ten horkruks został zniszczony? – Sprout powróciła do sedna sprawy. – Co się stało?
- Po tym, jak dotarliśmy do Komnaty i zobaczyłem ducha Toma, zacząłem z nim rozmawiać i szybko zrozumiałem, z czym mamy do czynienia. Sądzę, że był rozbawiony, że zobaczył mnie tak bardzo starszego i tak zdenerwowanego tym, co sobie zrobił. Chciał się upewnić, że rozumiem jego spryt, zanim rozkazał bazyliszkowi nas zniszczyć, ale na szczęście, kusza Hagrida wystarczyła, by nawet bazyliszek się zawahał i zanim wrócił do siebie, by ponowić atak, wysłałem Hagrida z dzieckiem do Severusa. Przez kilka chwil byłem w stanie powstrzymać bazyliszka, ale gdy zrozumiałem, że mam do czynienia z horkruksem, została mi tylko jedna opcja. – Westchnął ciężko. – Gdy tylko Hagrid wyszedł z Komnaty, rzuciłem szatańską pożogę. Strawiła ona zarówno bazyliszka i horkruks oraz, obawiam się, również toaletę Marty. Będziemy musieli znaleźć jej nowe lokum.
Flitwick zdołał odzyskać głos.
- Zdaje mi się, że była w Ravenclaw. Poproszę Szarą Damę, by z nią pomówiła. Jestem pewny, że znajdzie gdzieś w wieży miejsce, gdzie będzie szczęśliwa.
- Więc horkruksy muszą być zniszczone przez szatańską pożogę? – Sprout przełknęła ślinę, blednąc.
- To chyba najbardziej… bezpieczna… metoda – zgodził się Albus.
- Ale, dyrektorze, jeśli Severus ma rację i są inne horkruksy, to oznacza, że Sali Wiecie Kto naprawdę ponownie powstanie – powiedział Flitwick wyglądając, jakby mu było nieco niedobrze. – Naprawdę nic nie możemy zrobić?
- Oczywiście, że możemy – powiedziała z niecierpliwością McGonagall. – Musimy się dowiedzieć, gdzie są inne i zniszczyć je tak, jak Albus zrobił to z Dziennikiem. Musimy – jak powiedział Severus – usunąć jego wsparcie.
- A jak to zrobimy? – zapytała Poppy. – Z pewnością nie był w stanie zrobić kolejnych od kiedy, cóż, został pokonany przez Harry’ego dziesięć lat temu. Jak możemy się dowiedzieć, co Sami Wiecie Kto robił dekadę temu?
- Wygląda na to, że zaczął swoją działalność jeszcze w Hogwarcie, więc też tutaj zaczniemy swoje badania – powiedziała zaciekle Minerva. – Może Horacy coś wie. Mimo wszystko, był Opiekunem Domu chłopca.
Dumbledore pokiwał powoli głową.
- Będziemy musieli wykazać się podczas polowania wielką dozą sprytu i ostrożności. Jeśli Voldemort odkryje, co usiłujemy zrobić, nie cofnie się przed niczym, by nas powstrzymać, a jak widzieliśmy, wciąż ma lojalnych śmierciożerców. – Wszyscy uprzejmie nie spojrzeli na Snape’a.
- I sugerujesz, że jak mamy poprowadzić sekretne poszukiwania, jednocześnie próbując prowadzić szkołę pełną złośliwych i wścibskich bachorów? – zapytał Snape.
- Cóż… - zaczął Dumbledore, jednak zaraz przerwała mu McGonagall.
- Masz całkowitą rację, Severusie. Będziemy musieli wprowadzić kilka zmian.
Wszyscy spojrzeli na zastępcę dyrektora z zaskoczeniem.
- Eee, zmian, moja droga? – powtórzył niepewnie Dumbledore.
Skinęła stanowczo głową.
- Poppy, długo martwiłaś się o Albusa, nieprawdaż? – Poppy spojrzała od McGonagall do Dumbledore’a ze zdezorientowaniem. – Mimo wszystko, nie jest już młodzieniaszkiem, a to był bardzo stresujący rok. Załamanie jest nieuchronne, nie?
Poppy uniosła brwi z zaniepokojeniem, ale potem wreszcie zrozumiała.
- Och! Och, tak, ma pani całkowitą rację, pani profesor. Nie byłoby niespodzianką, gdyby musiał wziąć sobie wolne na semestr, by wypocząć.
- Ale… ale… - Dumbledore spróbował zaprotestować.
- Nie bądź śmieszny, Albusie. Wyraźnie jesteś osobą, która wie najwięcej o horkruksach i jeśli całkowita dyskrecja jest tak ważna, raczej nie możemy ufać aurorom ani innej części rządu Korneliusza Knota.
Nawet Snape był pod wrażeniem planu McGonagall, ale czuł się zobowiązany wskazać oczywistą wadę.
- Jeśli horkruksy są tak niebezpieczne, jak to opisuje dyrektor, nie byłoby dla niego bezpieczne tropić je na własną rękę. Znaczy, bez urazy, dyrektorze – powiedział szybko, zanim starszy, ale wciąż niezwykle potężny czarodziej mógł się obrazić, – ale tak ważne zadanie nie może być powierzone jednej osobie, nie ważne jak bardzo utalentowanej.
- Hymm. – Dumbledore najwyraźniej pogodził się z tym pomysłem. – Może Syriusz Black i Remus Lupin mogliby mi pomóc. Skoro Syriusz jest teraz wolny od Azkabanu…
- Ten kundel nie byłby w stanie zachować tego w tajemnicy, chyba że zakleiłbyś mu usta! – warknął Snape. – Może zwyczajnie zabierzesz ze sobą Hagrida i zakończysz to?
- Severusie, wszyscy wiemy, że nie lubisz…
- Nie, sądzę, że Severus ma rację. – Minerva ponownie weszła mu w słowo. – Syriusz nigdy nie wykazał talentu do udawania i wciąż dochodzi do siebie po Azkabanie. Mimo że był lojalnym członkiem Zakonu i bez wątpienia zrobiłby wszystko, by chronić Harry’ego, jego wiedza o Mrocznych artefaktach jest minimalna.
- Jest Blackiem – zauważyła Sprout. – I jako najstarszy syn, byłby dziedzicem…
- Zerwał ze swoją rodziną w okresie dojrzewania i nawet przed tym, odmawiał, by mieć cokolwiek wspólnego z jego rodzinną… działalnością. Wątpię, by wiedział wiele użytecznych rzeczy.
- Jeśli potrzebna jest wiedza o Czarnej Magii, ja jestem oczywistym wyborem – rzucił zimno Snape.
McGonagall spojrzała na niego czule.
- Masz inne, równie ważne obowiązki, Severusie. Co więcej, Albusie, oboje wiemy, że czasami potrafisz być nieco… porywczy. Będziesz potrzebował towarzysza, który w razie potrzeby będzie umiał cię pohamować.
Dumbledore uniósł brwi.
- Kogo masz na myśli? Mojego brata?
Minerva prychnęła.
- To polowanie na horkruksy, nie na kozy. Nie, sądzę, że ja dobrze się nadam.
Szczęka Dumbledore’a nie była jedyna, która opadła z donośnym kłapnięciem.
- Ty? Ale… ale… - bełkotał Snape.
Zwróciła w jego stronę chłodne spojrzenie.
- Tak, Severusie?
Snape przełknął i przemyślał jeszcze raz swoją natychmiastową reakcję. Właściwie, im dłużej to rozważał, tym bardziej mu się to podobało. McGonagall skrywała ślizgońską powściągliwość i z pewnością była jedyną osobą, która wydawała się sprawować jakąkolwiek kontrolę nad Dumbledorem. Miał więcej niż dowód jej bezwzględności z Różową Ropuchą, a utalentowany animag i ekspert w transmutacji mógł być naprawdę pomocny w poszukiwaniach. Co więcej, była rówieśniczką Riddle’a z Hogwartu, co mogło dać jej dodatkowy wgląd w jego zachowanie.
- Myślę, że to wspaniały pomysł – powiedział potulnie.
Reszta spojrzała na niego, bardziej zszokowana posłuszną zgodną Snape’a, niż oszalały plan McGonagall.
- Ale, Minervo, jeśli mi potowarzyszysz, kto poprowadzi Hogwart pod moją nieobecność? – zaprotestował Dumbledore płaczliwym tonem. – Jak moglibyśmy wyjaśnić nieobecność nas obu?
- Prawdą – zasugerował Snape, ukrywając złośliwy uśmiech. – Kto będzie się kłócił, że Minerva jest jedną z kilku osób, które mogą upewnić się, że ściśle przestrzegasz nakazu odpoczynku i regeneracji?
Reszta uprzejmie ukryła uśmiechy, podczas gdy Dumbledore posłał mu kwaśne spojrzenie.
- Ale wciąż pozostaje pytanie, kto poprowadzi Hogwart pod naszą nieobecność.
- Och, sądzę, że razem z Severusem możemy dzielić się stanowiskiem – zaproponował radośnie Flitwick. – W dwójkę powinniśmy być w stanie zarządzać zarówno obowiązkami administracyjnymi, jak i dyscyplinarnymi.
Snape zmusił się, by nie pokazać szoku. On? Miałby grać dyrektora? Czy choćby zastępcę? Z pewnością rozpętają się uliczne zamieszki, albo przynajmniej wielko-salowe. I dlaczego został odsunięty od polowania na te Mroczne przedmioty? Z pewnością był jednym z najbardziej wykwalifikowanych…
- Severusie – Dumbledore – jak zwykle – poprawnie odgadł jego uczucia. – Ktokolwiek inny ma ze mną pójść, ty nie możesz. – Podniósł rękę, by powstrzymać automatyczne protesty. – Pomijając całkiem prawdziwy problem, jakim jest dobrobyt Harry’ego, ostatnie wydarzenia dowiodły, że Voldemort jest całkiem świadom twojej prawdziwej lojalności. Będziesz ściśle obserwowany przez tych, którzy są lojalni jemu i bardzo prawdopodobne, że będziesz celem kolejnych prób morderstwa. Mimo wszystko, przez dzisiejsze wyjątkowe wydarzenia, będziesz bezpieczniejszy za osłonami Hogwartu bardziej, niż gdziekolwiek indziej. I jeśli razem z Filiusem podzielicie między siebie obowiązki dyrektora, będziesz nawet bardziej obeznany z zamkiem i będziesz mógł lepiej strzec budynek oraz samego siebie.
Przegrawszy z argumentami, Snape wiedział, że nie ma innego wyboru, tylko wyrazić zgodę. Skinął gderliwie głową i zgarbił się na krześle, zakładając ramiona na piersi. Reszta udała, że nie zauważyli jego nieco-mniej-niż-entuzjastycznego nastawienia.
- Zaczniemy tego lata. Nie ma powodu, by wywoływać jeszcze większe zamieszanie w tym semestrze – zdecydował Dumbledore. – To da nam dwa miesiące na ustalenie, jak najlepiej podzielić się obowiązkami i przygotować się do nowych ról.
- Ale, och, moi drodzy, to będzie oznaczało, że będziemy potrzebowali kogoś na Opiekuna Gryffindoru, a także nowych nauczycieli transmutacji i OPCM-u – zauważyła Sprout.
Dyrektor zerknął na miejsce, gdzie siedział nadąsany najmłodszy profesor.
- Mam pewną sugestię – stwierdził.
Trzydzieści sekund później, wszyscy w pokoju wzdrygnęli się i zakryli uszy, gdy Snape zaczął krzyczeć i rzucać przedmiotami.
- No, już, Severusie – Dumbledore w końcu zdołał pociągnąć go na słowo na boku. – Doskonale wiesz, że są idealnym rozwiązaniem. Jeśli razem z Minervą wyjedziemy na polowanie na horkruksy, nie możemy mieć w Hogwarcie żadnych obcych ani ulubieńców Ministerstwa, podpatrujących wszystko z ukrycia.
- Ale Black i Lupin? – krzyknął Snape. – Ta dwójka…
- Remus będzie całkiem odpowiedzialnym Opiekunem Domu i nauczycielem OPCM-u i prawdopodobnie będzie w stanie zapobiec pewnym bardziej, em, ekstrawaganckim wyczynom Syriusza. – Widząc nieprzerwane piorunujące spojrzenie Snape’a, Dumbledore wyciągnął asa. – Jeśli pozwolisz im prawie codziennie widywać się ze sobą i Harrym, uważam, że mogę przekonać Syriusza, by zgodził się, być ty adoptował chłopca. – Dumbledore był daleki od pewności, czy dalej ma jakikolwiek wpływ na Syriusza, ale miał nadzieję, że ten argument okaże się przekonujący dla Snape’a.
Snape przerwał. Nie miał zamiaru pozwalać na ściągnięcie tu Blacka i Lupina bez walki, żeby ich nowe relacje – i ich wzajemne działalności – nie zostały ujawnione. Z drugiej strony, ich przyjazd tutaj z pewnością pasował do jego własnych planów i nie był głuchy na argumenty Dumbledore’a. Poza tym, bez tak widocznego nacisku ze strony Albusa, jak miał wyjaśnić chęć Blacka do tego, by to on, Snape, adoptował Pottera?
- Dobra! – warknął. – Ale kiedy ten kretyn spali zamek albo wilkołak wygryzie sobie drogę przez mieszkańców wież, nie przychodź do mnie z płaczem!
- Doskonale. – Dumbledore uśmiechnął się radośnie. – A teraz, skoro wszyscy się zgodziliśmy co do naszych planów pokrzyżowania szyków Voldemorta, być może poświęcimy kilka chwil na przedyskutowanie skarg skrzatów domowych na temat przesadnego używania pralni?
^^^
Nieco później tego samego wieczora, sprawdziwszy w ambulatorium, co z Pansy i zafiukawszy do jej rodziców, Snape wrócił do swoich kwater, zdeterminowany, by wcześnie położyć się spać. Ku jego irytacji, rozległo się pukanie do drzwi i uśmiechająca się ironicznie Minerva wprowadziła do środka Harry’ego.
- Harry chciał spędzić tę noc z tobą – poinformowała go czarownica, popychając do przodu nagle nieśmiałego dzieciaka. – Jest niemal cisza nocna, więc pomyślałam, że najlepiej będzie zejść tu razem z nim.
Snape prychnął z irytacją na to, w jaki wyzywający sposób McGonagall przejęła jego wieczór.
- A jeśli…
- Powiedziałam – przerwała mu czarownica, posyłając mu Spojrzenie, które sprawiało, że nawet Dumbledore myślał dwa razy, – że Harry chciał spędzić noc w swoim pokoju.
W umyśle Snape’a nieproszony pojawił się obraz Umbridge i mężczyzna odchrząknął.
- Ach. Cóż, Potter doskonale wie, że może kiedy chce być w swoim pokoju. Nie potrzebuje mojego pozwolenia, by tu przychodzić.
Pierwszy raz bachor uniósł wzrok i pełen ulgi uśmiech rozjaśnił jego wyraz twarzy.
- Dzięki, tato!
McGonagall poklepała chłopca po ramieniu i lekko skinęła głową w stronę Snape’a.
- Więc dobranoc.
- Dzięki za przyprowadzenie mnie, pani profesor! – zawołał za czarownicą Harry.
Snape popatrzył na małą postać z niechęcią. To był długi dzień, a jego skóra wciąż pełzała od wspomnienia dotyku Nagini. Pomiędzy rewelacjami o horkruksach, a jego obowiązkami najpierw w kierunku Pansy, a potem reszty jego Domu, nie miał nawet czasu, by zmienić ciuchy po ataku. Po prostu rzucił szybkie zaklęcie naprawiające tam, gdzie kły roztargały jego szaty. A teraz musiał zająć się kolejnym dzieckiem, zanim skupi się na własnych potrzebach. Stłumił narzekanie. Dla Harry’ego to też był długi dzień, a chłopiec wciąż był emocjonalnie kruchy. Nic dziwnego, że chciał wrócić do swojego opiekuna po kolejne zapewnienia i…
Kruche dziecko, o którym była mowa, ziewnęło szeroko.
- Jestem naprawdę zmęczony, tato. Czy mogę iść po prostu spać?
Snape zamrugał.
- Nie potrzebujesz porozmawiać o dzisiejszych wydarzeniach?
Harry wzruszył ramionami.
- Głównie nie chciałem być w dormitorium, kiedy Ron będzie miał koszmary. Kiedy śni o pająkach, praktycznie krzyczy na cały głos, a powiedział, że Naguni była nawet gorsza od pająka. Zrozumiałem, że całą noc będzie miał złe sny.
Snape był rozerwany między obawą o nieczułość chłopca a dumą z powodu jego ślizgońskiego podejścia.
- Och… rozumiem. Tak, możesz iść do łóżka.
- Okej. Dobranoc, tato – Harry przytulił go szybko, po czym zniknął w swoim pokoju.
Snape zamrugał, po czym, wzruszając ramionami, skierował się do swojej własnej sypialni. Długie szorowanie pod prysznicem, w najgorętszej wodzie, jaką mógł wytrzymać, w większości wymazało uczucie wagi węża z jego skóry, a potem padł na łóżko, zdeterminowany udawać, że ten dzień nigdy nie miał miejsca.
Udało mu się przespać kilka godzin, zanim cichy hałas u jego boku sprawił, że siadł prosto, jedną ręką chwycił różdżkę, podczas gdy druga podążyła wyżej, by chronić szyi. Gdy jego umysł oczyścił się i przypomniał sobie, że Nagini jest całkowicie i prawdziwie martwa – i skremowana – jego spojrzenie padło na małą postać z rozczochraną głową, stojącą niepewnie przy jego łóżku.
- Przepraszam – wymamrotał Harry. – Nie chciałem cię obudzić.
Snape opuścił różdżkę i przetarł dłonią zmęczoną twarz.
- Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałbyś pomyśleć, że wejście do mojej sypialni o – sprawdził, – niemal drugiej nad ranem mnie obudzi?
Harry zwiesił głowę.
- Mogę wrócić do swojego pokoju.
- No, co jest, Potter? Teraz już nie śpię, więc równie dobrze możesz wyjaśnić swoją obecność – rozkazał Snape.
- Chciałem tylko przeprosić.
Snape stłumił przekleństwo. Naprawdę był na to zbyt zmęczony.
- Co teraz zrobiłeś? – zapytał, wyobrażając sobie najgorsze. Cierpiący na bezsenność Harry zdecydował spróbować wynaleźć nowy eliksir i napadł na jego zapasy. Albo zamierzał zdobyć nielegalną dawkę eliksiru bezsennego snu i zrzucił całą półkę starannie stworzonych eliksirów. Albo…
- Chodzi mi o wcześniej.
Drogi Czarodziejski Magazynie Rodzica, kiedy zostanie się obudzonym w środku nocy przez nieśpiące dziecko, czy uważa się za złą formę wychowania oszołomienie wspomnianego dziecka, przeniesienie go do łóżka i powiedzenie mu rano, że to był tylko koszmar?
- Potter, na Merlina, o czym ty mówisz?
Harry pokręcił się niespokojnie. Tak bardzo to spaprał! Najpierw wystraszył się przeprosin, kiedy po raz pierwszy tu przyszedł, paplając coś o Ronie, jako wymówce, że tam jest. Potem, zdecydowawszy, że pomówi z tatą przed śniadaniem, sumienie tak bardzo go nękało, że nie umiał spać. I kiedy leżał w łóżku, jego zacięcie pracujący umysł podawał mu raz po raz kolejne scenariusze „co jeśli”, aż pomyślał, że wybuchnie przerażonymi łzami. Więc wpadł tu, myśląc o najlepszych przeprosinach, nagle zdając sobie sprawę – zbyt późno – że zakłócił tacie bardzo potrzebny odpoczynek.
- Harry Jamesie Potterze! – huknął na niego Snape. – GDZIE SĄ TWOJE KAPCIE?
Harry spojrzał w dół na swoje bose stopy.
- Och. Eee…
Snape przewrócił oczami. Była zima, byli w Szkocji i mieszkali w kamiennym zamku. W lochach. A ten mały dureń wędrował sobie bez szaty ani kapci, jakby biegał sobie po trawie wokół domku na Tahiti.
- Właź – rozkazał, odsuwając koce, zanim zidiociały dzieciak złapie zapalenie płuc, a Poppy przeklnie go za niedostateczny nadzór.
Harry wyprostował się z szerokim uśmiechem. Jego tata był tak miły! Wpadł do ciepłego łóżka.
- O KU… - Snape zdołał ukrócić resztę przekleństwa, kiedy bachor wsunął lodowate stopy pod kołdrę. Chwycił różdżkę i rzucił na chłopca zaklęcie ogrzewające, zanim dzieciak mógł wyrządzić jakieś kolejne szkody.
Harry odprężył się, rozkładając się giętko na dużym łóżku taty. Było mu tak dobrze, kiedy otuliło go ciepło zaklęcia!
- Potter! – Snape dźgnął chłopca w żebra, kiedy dzieciak wykazał alarmującą skłonność do zasypiania. – Co ty tu robisz?
- Och! – Harry przygryzł wargę. – N-nie mogłem zasnąć – zaczął z wahaniem.
Snape poczuł poczucie winy. Oczywiście, że chłopiec nie potrafił zasnąć. Stanął twarzą w twarz ze zwierzakiem Voldemorta! Naturalnie wciąż martwił się, co mogłoby się stać, gdyby Nagini wybrała zaatakowanie go zamiast ucieczkę.
- Nie musisz się martwić – powiedział tak łagodnie, jak tylko zdołał o drugiej nad ranem. – Wąż nie żyje tak, jak inni, ach, mieszkańcy Komnaty. Nigdy cię nie zranią.
Harry odwrócił się i popatrzył na niego w szoku.
- Nie martwię się o siebie! – zaprotestował z nieświadomą arogancją jedenastolatka (i Pottera, warknął do siebie Snape). – Wciąż myślę o tym, co ten wąż niemal zrobił tobie. – Na widok spojrzenia Snape’a pełnego szoku – chłopiec nie spał ze strachu o jego dobro? – Harry wszedł w szczegóły. – Znaczy, wciąż przypominam sobie, jaki ten wąż był podły i jak już zadrapał ci gardło, i co mogłoby się stać, gdybym wtedy nie przyszedł, albo gdyby nie bawił się najpierw jedzeniem, i co jeśli…
- Dykcja, panie Potter. To sypanie przypadkowymi słowami musi się skończyć – powiedział automatycznie Snape, ucinając potok słów, zanim dostanie gęsiej skórki. Zdołał powstrzymać najgorsze drżenie pod prysznicem, brutalnie tłumiąc wszystkie wspomnienia z jego spotkania, ale słowa chłopca zbyt działały na wyobraźnię i ponownie mógł poczuć kły Nagini lekko drapiące jego gardło.
- Przepraszam – odpowiedział Harry równie automatycznie, – ale to było po prostu naprawdę straszne – zakończył, pociągając nosem. – Znaczy, co gdyby coś ci się stało?
Snape przestał pocierać szyję i spojrzał na bachora.
- Nie musisz się martwić – zapewnił go. – Nigdy nie wrócisz do Dursleyów, pamiętasz? Najprawdopodobniej zamieszkałbyś ze swoim chrzestnym i…
Był kompletnie zaskoczony, gdy oczy Harry’ego wypełniły się łzami.
- Nie chcę mieszkać z Łapą! – jęknął Harry. – Chcę mieszkać z tobą! – Rzucił się na Severusa i Mistrz Eliksirów poczuł, że jego mostek trzeszczy w proteście.
- Tak, tak, oczywiście, że będziesz mieszkał ze mną – usiłował przekonać szlochającego chłopca. – Mówimy tylko o tym, co by się stało, gdybym umarł. – Co dziwne, to tylko sprawiło, że bachor rozpłakał się mocniej. Oczywiście uspokajanie dziecka było czymś więcej, niż sobie zdawał sprawę – nie żeby wcześniej bardzo się starał. – Potter. Potter! Harry! Zapewniam cię, że zrobię wszystko, żeby nie umrzeć – zapewnił.
To wydawało się nieco pomóc, więc kontynuował w tym tonie.
- Jestem świadomy tego, że twój ojciec psiestny raczej nie zapewnia środowiska sprzyjającemu właściwej dyscyplinie i odżywianiu. Czy uważasz, że z chęcią pozwoliłbym ci z nim mieszkać? – Harry wydał z siebie płaczliwy chichot i czując otuchę, Snape kontynuował. – Nie wspominając o ilości pracy domowej, którą musze ocenić. Wątpię, że pozwolono by mi umrzeć, podczas gdy w szkole wciąż istnieją durne dzieciaki.
Harry zdołał otrzeć oczy i zwolnić uścisk na jego ojcu na tyle, by spojrzeć w górę.
- Ale byłem okropnym synem – wyznał nieszczęśliwie. – Nie rozumiem, dlaczego chcesz mnie zatrzymać.
Snape zdołał nie pokazać swoich emocji, gdy Harry odniósł się do niego w ten zaskakujący sposób.
- O czym ty bredzisz? – zapytał ostro, wyrażając swoje zdezorientowane emocje, jak zwykle, gniewem.
Harry ponownie pociągnął na nosie.
-Po wężu. Kiedy uciekł, zwyczajnie za nim pobiegłem – wyszeptał, zwieszając głowę.
Snape zmarszczył brwi.
- Tak i dostałeś klapsa za tą głupotę. – Czy chłopak był zły za klapsa? Nie myślał, że przy tym całym podekscytowaniu, którekolwiek z dzieci szczególnie zauważy skarcenie.
- Cóż, tak – przyznał Harry. – Ale to nie jest najgorsze. Znaczy, zostawiłem ciebie. Zawsze martwisz się o mnie i czy nic mi nie jest, i zawsze upewniasz się, żeby mnie przebadać. Nawet w toalecie, praktycznie pierwszą rzeczą, o jaką nas zapytałeś to było, czy nic nam nie jest. Ale ja tego nie robiłem. Zapytałem tylko po tym, jak ty to zrobiłeś. Nie powinienem był cię tak zostawiać. Powinienem był zostać i upewnić się, że nic ci nie jest, zawołać do ciebie panią Pomfrey i zrobić inne takie rzeczy. – Ponownie zaczął pochlipywać. – To nie tak, że cię nie kocham; byłem tylko tak głupi…
Ciepło, które rozkwitło w piersi Snape’a na bezpośrednią, przypadkową deklarację miłości Harry’ego było niemożliwe do zignorowania. Przyciągnął chłopca bliżej, a jego głos był szorstki, gdy mówił:
- Głupi dzieciak. Dlaczego miałbym być na ciebie zły za zrobienie tego, co ci kazałem? Czy nie powtarzałem ci, że to ja jestem dorosłym i to moim obowiązkiem jest troszczyć się o ciebie; ty nie musisz troszczyć się o mnie. Nie chcę, żebyś czuł, że dbanie o mnie jest twoim obowiązkiem. Jesteś dzieckiem – zignorował to bez przekonania, odruchowe zaprzeczenie Harry’ego na to określenie, – i nie powinieneś czuć, że musisz troszczyć się o moje dobro. Ja to mam robić, nie ty.
Harry przybliżył się. Jego tata zawsze wiedział, co powiedzieć, by czuł się lepiej, choć wciąż nie był pewny, czy nie powinien mieć jakiejś roli w trosce o jego tatę.
- Nie możemy nawzajem o siebie dbać? – zapytał płaczliwie. – Znaczy, kiedy nieco podrosnę, wtedy mogę się o ciebie troszczyć, prawda?
Tata ścisnął go kolejny raz.
- Idiota – mruknął, ale jego głos był tak chropowaty i łagodny, że Harry wiedział, że ma na myśli coś całkiem innego. – A nie ocaliłeś mi dzisiaj życia? Jesteś bardzo potężnym czarodziejem, Harry.
Harry rozpromienił się.
- Naprawdę? – powtórzył, chcąc, żeby tata powiedział to ponownie.
- Tak. I to dlatego będziesz mieć dodatkowe lekcje latem, żeby się upewnić, że nauczysz się, jak kontrolować swoją moc – poinformował go Snape sucho, pewny, że to odwróci uwagę Harry’ego od strasznych wydarzeń dzisiejszego dnia i jego myśli popłyną kompletnie nowym strumieniem.
I tak się stało.
- Tatooooo! – zawył Harry w proteście. – Nie! Żadnych wakacyjnych lekcji!
- Tak – powiedział bezlitośnie. – Przez całe wakacje. – Na widok wydętych warg Harry’ego, uśmiechnął się złośliwie i powiedział: – Pomyśl, jak bardzo zazdrosna będzie panna Granger.
To nieco ożywiło Harry’ego.
- Tak – zgodził się, ale potem jego twarz spochmurniała. – Ale Ron i reszta chłopaków będą sobie ze mnie żartować.
- Może nie, kiedy zrozumieją, że będziesz się uczył wszystkich zaklęć defensywnych, przekleństw i składników eliksirów, które mogą być bronią – odpowiedział jak gdyby nigdy nic Snape, kładąc sięz powrotem.
Harry automatycznie poszedł za jego przykładem.
- Przekleństwa? Będę się ich uczył? I rzeczy z OPCM-u? Naprawdę? I obronnych eliksirów? Wow! To brzmi naprawdę super! I pojedynkowania? Będzie pojedynkowanie? – zapytał z podekscytowaniem, kuląc się pod kocem.
- Mmm. Jeśli będziesz ciężko pracował.
- Wow. Chłopaki będą nawet bardziej zazdrośni niż Hermiona, gdy to usłyszą – tryumfował Harry. – Eee, tato… myślisz, że może czasem któreś z moich przyjaciół mogłoby przyjść i być na części lekcji? – zapytał z nadzieją.
- Jeśli twoje zachowanie będzie wymagało takiej nagrody. – Oczy Snape’a były zamknięte.
- Huh. – Powieki Harry’ego też zaczęły opadać. – To będą… - musiał przerwać przez szerokie ziewnięcie, – …zabawne wakacje… Tato, zobaczymy się z Łapą i Lunatykiem? – zapytał sennie, gdy uderzyła w niego pewna myśl.
Oczy Snape’a otworzyły się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Black i Lupin będą musieli przenieść się do Hogwartu, pewnie wkrótce po zakończeniu tego semestru.
- Och, tak. Z pewnością – odpowiedział posępnie.
Harry uśmiechnął się szelmowsko, choć nie chciało mu się otwierać oczu.
- Dobrze, bo w takim razie mogę poćwiczyć nowe zaklęcia, robiąc Łapie żarty.
Oczy Snape’a rozszerzyły się i zaczął wyliczać korzyści tego, że kundel i wilkołak będą w pobliżu, zwłaszcza, że Harry dotychczas wykazywał nieoczekiwane ślizgońskie tendencje.
- Hymm. Doskonały sposób na zebranie praktycznego doświadczenia – zgodził się w końcu, ale bachor już zapadł w sen.
Snape uśmiechnął się złośliwie na myśl o obserwowaniu, jak Harry raz po raz robi żarty chrzestnemu, przez całe długie lato. Naturalnie Black będzie okropnie troskliwy, za bardzo, by upomnieć bachora, nie mówiąc o odwecie. Hymmmm. To zdecydowanie miało potencjał, zwłaszcza, jeśli niektóre notatki z jego chłopięcych lat znajdą się w dłoniach Harry’ego. Snape zdecydował, że mimo wszystko, adoptowanie Pottera mogło być bardzo dobrym pomysłem.
Następnego ranka, namyślił się drugi raz, gdy obudziwszy się, drżąc, odkrył, że bachor ukradł nie tylko jego poduszkę, ale też koce i teraz radośnie drzemał w ciepłym kokonie, podczas gdy Snape – pełnoprawny właściciel łóżka i pościeli – marzł u jego boku. Rozważał obudzenie łajdaka przez Aguamenti, ale zdecydował, że to będzie tylko oznaczało, że bachor również pierwszy przejmie prysznic. Wstał z całą godnością, jaką mógł zgromadzić, będąc siny i drżący, rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające i ruszył majestatycznie do łazienki z cała swoją oburzoną delikatnością urażonego kota.

CDN…


sobota, 7 października 2017

SR - Rozdział 17 - Sekrety


Pokój był ledwie oświetlony, ale i tak nie było w nim wiele widać. Był brudny i poniszczony. Było w tym pokoju coś znajomego, niemal jak zapomniany sen albo wspomnienie. Wcześniej już tu był, Harry był tego pewny. Mężczyzna mający na sobie czarny płaszcz, który skrywał jego rysy, wszedł do pokoju. Kołysał się nerwowo, chodząc w tę i z powrotem, mamrocząc do siebie. Spoglądając na jego ręce, Harry zauważył, że miał w sumie tylko dziewięć palców. To był Peter Pettigrew!
Fotel stał przodem do kominka. Ogromny wąż kulił się przy nim, sycząc cicho. Harry nie wiedział dlaczego, ale musiał trzymać się z daleka od tego krzesła i węża. Coś w nich wysyłało dreszcze w dół jego kręgosłupa. Skupiając ponownie uwagę na Pettigrew, Harry nie powstrzymał się przed zauważeniem, że mężczyzna również robił wszystko, by zachowywać dystans od krzesła i węża.
- Zakończ to piekielne łażenie, Glizdogonie – syknął wysoki, chłodny głos. – Powiedziałem ci, że cię nie zabiję… jeszcze.
Pettigrew zaskomlał ze strachu. Jasne było, że nie to miał nadzieję usłyszeć, ale przestał chodzić i stanął przy drzwiach, wciąż drgając nerwowo. Pulchny mężczyzna zawsze był nerwowy, ale to było co innego. Pettigrew stało się coś złego, co sprawiło, że był zdenerwowany, a jego kompan – porywczy. Pytaniem było, co to mogło być?
Odpowiedź nadeszła, gdy otworzyły się frontowe drzwi, a następnie rozległy się najbardziej nieprawdopodobne kroki. Profesor Moody! Co on tu robi?! Moody spiorunował Pettigrew wzrokiem, zanim podszedł do fotelu i ukląkł, jednocześnie pochylając głowę.
- Mój panie, starałem się naprawić błąd Pettigrew – burknął Moody. – Próbowałem schwytać ponownie mojego ojca, ale Potter mi w tym przeszkodził.
Ojca? Mój panie? Oczy Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Moody rozmawiał z Voldemortem!
- I jak zwykły dzieciak mógł przeszkodzić ci wykonaniu swojego zadania? – syknął Voldemort. – Harry Potter nie powinien być dla ciebie godnym przeciwnikiem, Baryt Crouchu Jr., zwłaszcza z okiem, które posiadasz.
Moody spojrzał na Pettigrew z nienawiścią, zanim wrócił wzrokiem na podłogę.
- Potter znalazł mojego ojca i wysłał drugiego reprezentanta po pomoc – burknął. – Próbowałem go oszołomić, ale rzucił potężną tarczę, która pochłonęła zaklęcie. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Potem Potter wezwał Hagrida. Tej przygłup użył własnego ciała by chronić chłopca, aż nie przybył ten kochający mugoli głupiec Dumbledore. Nic nie mogłem zrobić. Musiałem odejść.
- Zawiodłeś mnie, Crouch – wypluł Voldemort. – Za bardzo straciłeś formę i zostałeś pokonany przez czternastolatka! Crucio!
Moody krzyknął z bólu, padając na podłogę. Harry chciał zakryć uszy, ale palący ból wybuchnął w jego bliźnie, powstrzymując go przed robieniem jakiegokolwiek ruchu. Ból wypełnił jego ciało, kiedy krzyczał wraz z Moodym. Harry wiedział, że Voldemort usłyszy go i dowie się, że tam był, ale nic nie mógł na to poradzić. Ból był zbyt wielki.
Tak szybko, jak ból nadszedł, zniknął. Harry upadł na kolana, powoli spoglądając w górę i dostrzegając, że różdżka przemieszcza się z Moody’ego na Pettigrew. Och, nie! Nie znowu! Voldemort ponownie krzyknął Crucio i tym razem to Pettigrew upadł na podłogę w bólu, który równocześnie wybuchł z blizny na czole Harry’ego. Oboje Harry i Pettigrew wrzeszczeli z bólu przez czas, który wydawał się wiecznością.
Kiedy to w końcu się skończyło, ani Harry, ani Pettigrew nie mogli się ruszyć.
- Przez twoją niekompetencję ryzykujemy, że ten kochający mugoli głupiec dowie się o moich planach, Glizdogonie – syknął Voldemort. – Jeśli twoja pomyłka będzie mnie kosztować Harry’ego Pottera, będziesz się martwił przynajmniej jedną klątwą Cruciatus. Wydaje mi się, że musimy skontaktować się z kimś innym. To twoja ostatnia szansa, Glizdogonie. Lepiej tego nie schrzań.
- Harry! Harry, obudź się! Proszę, obudź się!
Otwierając oczy, Harry dostrzegł, że leży w łóżku, a wiele zamazanych twarzy patrzy na niego z góry. Jego blizna wciąż piekła z bólu, a jego ciało trzęsło się niekontrolowanie. Ktoś uniósł jego górną część ciała, siadając obok niego. Jego głowa opadła na czyjąś pierś, podczas gdy dłoń zaczęła pocierać jego plecy w kojący sposób. Harry mógł tylko jęknąć, zamykając oczy. Chyba nie będzie w stanie się poruszyć samodzielnie przez całkiem długi czas.
- Co to było? – zapytał głos całkiem podobny do profesor McGonagall.
- To musiała być kolejna wizja – odpowiedział głos brzmiący jak Remus. – Miał jedną tego lata, ale nie była nawet w połowie tak zła.
Harry jęknął, starając się odwrócić głowę. Wizja? To był tylko sen? Harry nie wiedział, czy czuć ulgę, czy panikować. To było tak realne. Remus tu był? Co on robił w Hogwarcie? Czy Syriusz też tu był?
- Lunatyk? – zapytał Harry chrapliwym głosem.
Remus usiadł na brzegu łóżka i łagodnie ścisnął rękę Harry’ego.
- Jestem tu, szczeniaku – powiedział delikatnie. – Łapa też tu jest. Pani Pomfrey wkrótce powinna dotrzeć. Wciąż bardzo cię boli?
Harry uchylił oczy i spojrzał na zamazaną twarz Remusa.
- Tylko blizna – powiedział ze zmęczeniem. Nagle przypomniał sobie swój sen i spróbował poruszyć się, jednak ramiona owinięte wokół niego, przytrzymały go w miejscu. Po minucie poddał się i pozostał na miejscu. – Moody – powiedział, walcząc, by nie zasnąć. – Szpiegiem jest profesor Moody.
Profesor McGonagall sapnęła, a ramiona wokół Harry’ego zacieśniły się.
- Harry, to nie jest możliwe – powiedział ostrożnie Remus. – Alastor Moody nigdy by nie dołączył do Voldemorta. Jesteś pewny, że to jego widziałeś?
Mimo że jego ciało w końcu przestało się trząść, Harry wciąż miał trudność z poruszaniem się, co naprawdę zaczęło go irytować.
- Widziałem go, ale… Voldemort nazwał go Bartym Crouchem Jr. – powiedział Harry nie będąc w stanie ukryć dezorientacji w głosie. – Myślałem, że umarł.
- Jeśli nikt nie zajął jego miejsca w Azkabanie to tak, umarł – powiedział otwarcie Syriusz. Cisza wypełniła pomieszczenie, sprawiając, że Syriusz parsknął szyderczo. – Żartowałem! Kto o zdrowych zmysłach zrobiłby coś takiego?
Harry nie musiał długo zastanawiać się nad tym pytaniem.
- Ja – przyznał sennie. – Gdyby ktoś wysłał tam ciebie albo Lunatyka, zająłbym twoje miejsce, Midnight.
- Nie podoba mi się to, ale Harry ma rację – powiedział cicho Remus, odsuwając włosy Harry’ego z oczu nastolatka. – Każdy rodzic zająłby miejsce swojego dziecka. Nie zająłbyś miejsca Harry’ego, Łapo?
Syriusz westchnął.
- W ułamku sekundy – zgodził się.
Chwilę później nadbiegła pani Pomfrey i zmusiła wszystkich oprócz Harry’ego do wyjścia. Harry jęknął w proteście, gdy ojciec chrzestny ułożył go z powrotem na łóżku i odszedł z resztą. Był ledwie świadom badań pani Pomfrey, zanim nie pomogła mu przełknąć kilka eliksirów. Ból głowy znacznie zmniejszył się i był w stanie poruszyć kończynami, ale również był ogromnie zmęczony. Zadowolona, że zrobiła wszystko, co mogła, pani Pomfrey z powrotem wpuściła dorosłych do pokoju.
Syriusz i Remus pospieszyli do boku Harry’ego, podczas gdy profesor Dumbledore i McGonagall zostali w progu, zwyczajnie przyglądając się scenie przed nimi.  Każdy Huncwot usiadł po przeciwnym boku łóżka. Syriusz przebiegał palcami jednej dłoni przez włosy Harry’ego, czym zdawał się koić nerwy nastolatka, podczas gdy Remus upewniał się, że Harry’emu jest wygodnie. Wydawało się przestępstwem przerywać ten rodzinny moment, ale musieli to zrobić.
- Harry, dasz radę odpowiedzieć na kilka pytań? – zapytał profesor Dumbledore.
Syriusz spojrzał przez ramię na dyrektora, wydając się gotowy do sprzeciwu, ale tylko westchnął i zerknął na Harry’ego.
- Powiedz tylko słowo, Rogasiu, a ich stąd wykopię – powiedział miękko. – Możemy zrobić to rano.
Harry potrząsnął powoli głową. Wiedział, że musi to zakończyć, więc nie miało sensu odkładanie tego.
- Nic mi nie jest – powiedział, ale dostrzegł, że żaden z mężczyzn mu nie wierzy. – Jestem tylko zmęczony i obolały. Chyba dwa Cruciatusy to mój limit. – To był zły żart i sądząc po ostrych sapnięciach, które usłyszał, Harry wiedział, że to prawdopodobnie była ostatnia rzecz, jaką powinien powiedzieć.
- Może zaczniesz od początku, Harry – zaproponował profesor Dumbledore, wchodząc do pokoju. – Cokolwiek nam powiesz, będzie to pomocne.
Harry zamknął oczy i zrelacjonował swój sen. Zdołał mówić do momentu, gdy Voldemort rzucił pierwszego Cruciatusa, po czym znieruchomiał. Wciąż pamiętał tamten ból. Trzęsącym się głosem mówił dalej, ignorując zacieśniający się uścisk jego ojca chrzestnego na jego dłoniach. Zanim skończył, Syriusz pociągnął go do stanowczego uścisku. W pierwszym momencie Harry znieruchomiał z zaskoczenia, ale odprężył się w ramionach chrzestnego. Był wyczerpany i chciał jedynie spać.
I sen nadszedł.
^^^
Harry obudził się następnego ranka i dostrzegł, że jego opiekunowie zasnęli na krzesłach przy jego boku. Usiadłszy, Harry odnalazł okulary na szafce nocnej, pozwalające mu zobaczyć wszystko wyraźnie. Jak najciszej wyczołgał się z łóżka, chwycił stos przygotowanych dla niego ubrań i wszedł do przylegającej do pokoju łazienki. Po umyciu się i przebraniu, Harry wrócił do pokoju i zauważył, że jego opiekunowie nie poruszyli się. Nie był pewny, co robić. Powinien czekać, aż jego opiekunowie obudzą się, czy może wyjść? Miał dzisiaj zajęcia i wiedział, że Ron i Hermiona pewnie zastanawiali się, gdzie on jest.
Ale jeśli wyjdę, przestraszę Syriusza i Remusa.
Decyzja została podjęta za niego, kiedy drzwi powoli otworzyły się i profesor Dumbledore wsadził głowę do środka. Widząc, że Harry jest ubrany, skinął na chłopca, by ten podążył za nim do jego gabinetu. Kiedy wszedł, Harry nagle poczuł zdenerwowanie, gdy dostrzegł profesor McGonagall i Snape’a, siedzących przed biurkiem Dumbledore’a. Przypomniał sobie jak profesor Dumbledore „skarcił” go zeszłego wieczora i nie powstrzymał strachu, że to był tylko początek.
Dumbledore wyczarował krzesło między profesorem Snapem a profesor McGonagall, po czym podszedł do biurka i usiadł.
- Proszę, Harry, usiądź – powiedział uprzejmie. – Jest kilka rzeczy, które musimy przedyskutować. – Harry w ciszy posłuchał i usiadł, wlepiając wzrok w podłogę. – Nie masz kłopotów, Harry – powiedział łagodnie Dumbledore. – Mógłbym ci powiedzieć, że nasze poszukiwania wczorajszego napastnika nie powiodły się, ale już wiedziałeś, że tak będzie. Przeszukaliśmy kwatery profesora Moody’ego i dokonaliśmy zaskakującego odkrycia. Okazało się, że oszust trzymał prawdziwego Alastora Moody’ego zamkniętego w kufrze, żeby móc używać jego włosów do eliksiru Wielosokowego. Alastor wraca do zdrowia strzeżony w skrzydle szpitalnym, ale nie wiemy, jak długo będzie odzyskiwał siły.
Harry uniósł wzrok na profesora Dumbledore’a, zaskoczony tym, że mężczyzna tak wiele mu mówił. Wątpił, by reszta szkoły kiedykolwiek o tym miała usłyszeć. Okropnie trudno byłoby wyjaśnić całą prawdę, bez ujawniania wizji Harry’ego, a Harry nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział w najbliższym czasie. Jeśli reakcja szkoły na to, że rozmawia z wężami była jakąś wskazówką, Harry wiedział, że ludzie prawdopodobnie uwierzą, że stracił rozum.
- Aż Alastor nie będzie w stanie uczyć, będziemy potrzebować tymczasowego zastępstwa – kontynuował Dumbledore. – Zapytałem Remusa, czy rozważyłby tą pozycję, ale nie jest pewny, jak ty to przyjmiesz, ponieważ jest on teraz twoim opiekunem.
Powiedzenie, że Harry był zdezorientowany było niedomówieniem.
- Był moim opiekunem w zeszłym roku, kiedy mnie uczył – zauważył.
- Ale cały czarodziejski świat nie był tego świadomy, Harry – wyjaśnił Dumbledore, pochylając się. – Pewni uczniowie i rodzice mogą twierdzić, że cię faworyzujemy, bo zatrudniamy jednego z twoich opiekunów na nauczyciela. Wiemy, że jesteś pod wpływem dużego stresu i nie chcemy dodawać jeszcze tego, twoi opiekunowie tego nie chcą.
- Poradzę sobie z tym, cokolwiek uczniowie mi zarzucą, profesorze – powiedział stanowczo Harry. Nie mógł uwierzyć, że Dumbledore był bardziej zatroskany jego „stresem” niż tym, przez co będzie przechodził Remus. – Bardziej martwiłbym się o Remusa, ponieważ nie wszyscy zaakceptują jego stan. To dlatego zrezygnował w zeszłym roku. Bez względu na to, co Remus może mówić, wiem, że dręczy go to, że czasem ludzie widzą w nim wilka, a nie człowieka.
- Nie będziesz starał się wykorzystać swojej relacji z panem Lupinem w klasie? – zapytała surowo profesor McGonagall.
Harry spojrzał na nią z uniesioną brwią. Jak McGonagall mogła sądzić, że zrobiłby coś takiego?
- Nie robiłem tego w zeszłym i z pewnością nie zrobię w tym – powiedział, brzmiąc na lekko urażonego. – Zbyt mocno szanuję obu moich opiekunów, by zrobić coś tak dziecinnego.
- Profesor McGonagall nie miała na myśli czegoś takiego, Harry – powiedział spokojnie profesor Dumbledore. – Większość nastolatków stara się wykorzystać taką sytuację. Przepraszam, że osądziliśmy, że zrobisz podobnie. Czasami ciężko myśleć, że tak krótko znasz Syriusza i Remusa, biorąc pod uwagę to, jak blisko jesteście.
Harry wciąż był zdezorientowany. Dlaczego ktokolwiek miałby wykorzystać to, że jego opiekunowie go uczą?
- Wciąż nie rozumiem – powiedział. – Dlaczego dzieciaki miałyby zachowywać się tak w stosunku do rodziców czy opiekunów? Takie zachowanie tylko prosi się o kłopoty ze strony innych uczniów.
Profesor Dumbledore zerknął na McGonagall, potem Snape’a, zanim skupił wzrok z powrotem na Harrym.
- To prawda – przyznał. – Nie sądzę, że muszę przypominać ci Draco Malfoya. Wykorzystuje pozycje swojego ojca, jako szkolnego naczelnika, by dostać to, co chce. To nie takie rzadkie. – Harry wyglądał na przerażonego byciem porównanym do Draco Malfoya, co Dumbledore zauważył. – Nie mówię, że ty byś zrobił to samo. Chcieliśmy się tylko upewnić, że to rozwiązanie nie przysporzy problemów. Jeśli uważasz, że dasz sobie z tym rady, poinformuję Remusa, że od dzisiejszego ranka będzie uczył.
Zamykając oczy, Harry starał się utrzymać emocje pod kontrolą. Był przygotowany na to, że Draco Malfoy oraz wielu innych Ślizgonów przysporzą mu wiele problemów. Miał tylko nadzieję, że nie zrobią mu tego samego trzy inne domy. Otwierając ponownie oczy, Harry spojrzał na Dumbledore’a z biernym wyrazem twarzy.
- Profesorze, moje stanowisko w tej sprawie nie zmieniło się – powiedział szczerze. – Remus będzie większym celem szyderstw niż ja. Bierze wszystkie oszczerstwa w stronę wilkołaków bez pokazywania, jak bardzo go to boli. Wiem, że gdy nazywają go mieszańcem cierpi. Boli go to, że czarodziejski świat uważa go za kogoś gorszego od człowieka.
Dumbledore splótł palce, a powolny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Przedyskutuję to z Remusem i zobaczę, co można zrobić, by jego pobyt tutaj był przyjemny – powiedział, a jego oczy zabłyszczały. – Kolejną sprawą, którą musimy przedyskutować jest to, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie byłoby dobrze, gdyby uczniowie dowiedzieli się, że byli uczeni przez zwolennika Voldemorta przez niemal cały rok szkolny, zwłaszcza, że Turniej wciąż ma pełen rozmach. Żeby zapobiec panice, muszę nalegać, żebyś nie mówił o tym, co się stało zeszłego wieczora komukolwiek, kto już nie wie.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Jak on mógł trzymać w sekrecie zeszłą noc przed wszystkimi? Sekrety w Hogwarcie długo nie pozostawały sekretami. Harry nauczył się tego w brutalny sposób.
- Co z Viktorem? – zapytał. – Wie, że zostałem zaatakowany…
- …ale tylko to wie – przerwał mu spokojnie Dumbledore. – Nie mogę zaprzeczyć, że zostałeś zeszłego wieczora zaatakowany, ale nikt poza kadrą i twoimi opiekunami nie wiedzą, kto to był. Przyznamy, że atak był i że napastnik uciekł, ale wszystkie informacje dotyczące obecności Barty’ego Croucha Jr. zwyczajnie zatrzymamy dla siebie. To jest również dla twojego bezpieczeństwa, Harry. Jeśli czarodziejski świat dowie się o twoich wizjach, możesz być w poważnym niebezpieczeństwie. Ministerstwo może próbować wykorzystać cię do pozyskania informacji o Voldemorcie i jego zwolennikach.
Dreszcz przebiegł przez kręgosłup Harry’ego, sprawiając, że zadrżał. Kolejne wizje? Ta z ostatniej nocy wystarczyła na całe jego życie. Profesor McGonagall zauważyła, że Harry przestał skupiać się na nich, więc wyciągnęła rękę, chwytając stanowczo jego dłoń. Harry nawet tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty strachem. Nie chciał wiedzieć, co Voldemort knuje. To zbyt bolało.
- Harry? – zapytał łagodnie Dumbledore. – Harry, wszystko w porządku?
Wyrwany z myśli, Harry spojrzał na profesora Dumbledore’a i skinął głową, choć naprawdę nie czuł, by w tym momencie było w porządku.
- Przepraszam, profesorze – powiedział cicho, mając nadzieję, że Dumbledore odpuści sprawę. – Eee… co pan mówił?
Dumbledore przez moment przyglądał się Harry’emu zanim odpowiedział.
- Przypominałem ci, że robimy wszystko, co w naszej mocy, by zapewnić bezpieczeństwo w Hogwarcie, Harry – powiedział uprzejmie. – Syriusz zgodził się pozostać przez jakiś czas w Hogwarcie, by pomóc w trudnej sytuacji, ale jeszcze nie chcemy, żeby cała szkoła wiedziała o jego obecności. Jeśli uczniowie dowiedzą się, że potrzebujemy dla bezpieczeństwa kogoś takiego jak Syriusz, mogą przesadnie zareagować. Rozumiesz?
Harry nie rozumiał, co to za wielka rzecz, ale nie miał zamiaru tego powiedzieć, zwłaszcza, że obok niego siedział profesor Snape. Wydało się Harry’emu dziwne to, jak cichy był Mistrz Eliksirów, ale po raz kolejny nie zamierzał wymówić swoich myśli. Snape obmawiał jego oraz jego ojca, więc lepiej nie wsadzać kija w mrowisko.
- Tak, proszę pana – powiedział Harry posłusznie.
- Dobre więc, jeśli nie masz więcej pytań, myślę, że zaczęło się właśnie śniadanie – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore.
Pojmując sygnał, Harry pożegnał się i ruszył do drzwi. Gdy sięgnął po klamkę, Harry poczuł na sobie chłodny dreszcz. Coś w tym było nie tak.
- Proszę pana, wiem, że to może nie na miejscu, ale historia pokazała, że tajemnice mają zwyczaj wychodzić na jaw – powiedział, zerkając przez ramię na dyrektora. – Mam tylko nadzieję, że jest pan gotowy na następstwa, które nadejdą.
Wszyscy trzej nauczyciele wpatrywali się w Harry’ego ze zdumieniem, gdy nastolatek opuszczał biuro. Przez dłuższą chwilę nikt nie powiedział ani słowa.
- Ten chłopiec jest zbyt bystry – powiedziała w końcu profesor McGonagall. – Wyglądało to tak przez moment, jakby duch jego matki przejął jego ciało.
Dumbledore i Snape musieli się zgodzić.
^^^
Zanim skończył się dzień, Harry desperacko potrzebował azylu. Gdziekolwiek się odwrócił, ktoś pytał go o wczorajszy atak, chcąc nać każdy pojedynczy szczegół. Cedric Diggory przyparł do muru Viktora Kruma przed śniadaniem, chcąc wiedzieć, co było wczoraj tak ważnego i był całkiem zaskoczony, kiedy Viktor powiedział mu wszystko, co wiedział o ataku, włącznie z omdleniem Harry’ego. Spanikowany Cedric pospieszył do Wielkiej Sali z Viktorem, depczącym mu po piętach i zobaczył, jak Harry bezmyślnie bawi się jedzeniem. Przy każdym stole było tylko kilku uczniów z każdego domu, ale ich rozmowy urwały się gwałtownie, kiedy Cedric podszedł do Harry’ego i zażądał, by mu powiedział, co się stało.
Harry usiłował uznać atak za niewart zmartwienia, przez co Cedric i Viktor zamarli w milczącym szoku. Starsi reprezentanci chwycili Harry’ego za ramiona i wyciągnęli go z Wielkiej Sali do pustej klasy, gdzie zażądali wyjaśnienia. Harry powiedział im, co tylko mógł, czyli niewiele więcej, niż to, co Viktor powiedział Cedricowi. Choć Cedric był pod wrażeniem, że Harry zdołał sam się obronić, nie tracił czasu i nakrzyczał na Harry’ego i Viktora za robienie czegoś tak głupiego. To zaskoczyło Harry’ego i Viktora najwyraźniej też. Cedric zakończył swoją tyradę, sprawiając, że Harry obiecał, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi. Harry szybko zgodził się i westchnął ulgą, kiedy Cedric nieco się odprężył.
Oczywiście Cedric nie utrzymał buzi na kłódkę, więc zanim skończyły się pierwsze tego dnia zajęcia, cała szkoła wiedziała, że Harry został zeszłego wieczoru zaatakowany, gdy starał się bronić pana Croucha, a napastnik nawiał. Hermiona kolejna skarciła Harry’ego za wysłanie po pomoc Viktora, ponieważ Bułgar był starszy i miał więcej wiedzy o zaklęciach obronnych, zmuszając Harry’ego do powstrzymania się od pytania, skąd ona może to wiedzieć.
Zanim skończył się obiad rozpędził się młynek plotek. Atak Harry’ego wciąż był na ustach wszystkich, na równi z powrotem profesora Lupina i nieobecnością profesora Moody’ego. Jeśli chodziło o uczniów, byli zaniepokojeni tym, że profesor Moody zachorował i profesor Lupin był jego tymczasowym zastępstwem. Spoglądając na opiekuna, siedzącego przy Głównym Stole, Harry zauważył, że Remus bezgłośnie mówi: „Kwatery Huncwotów”, więc skinął głową w odpowiedzi. Po tym, co się stało zeszłego wieczora, żaden z jego opiekunów nie miał szansy jeszcze upomnieć Harry’ego, czego raczej nie oczekiwał z niecierpliwością.
 Wieczorem, po kolacji, Harry ruszył do Kwater Huncwotów, wdzięczny, że hasło nie zostało zmienione. Wchodząc do salonu, Harry dostrzegł, że Syriusz i Remus siedzą przed ogniem, rozmawiając cicho. Przez chwilę, Harry rozważał wyjście, żeby im nie przeszkadzać, ale Syriusz dostrzegł obecność Harry’ego i ich rozmowa szybko ucichła.
Ku wielkiej uldze Harry’ego, Syriusz i Remus nie skarcili go za to, co się stało. Właściwie Syriusz był dumny z tego, jak Harry poradził sobie ze wszystkim, ale równie zmusił go do obietnicy, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi. Z drugiej strony, Remus wyraził obawę, że Harry użył tak potężnej tarczy pochłaniającej, co pozostawiło go bezbronnym. Harry musiał zgodzić się, że Remus ma rację. Ta tarcza była jedną z najpotężniejszych, jakich się uczył, ale nie wiedział, jak potężne zaklęcia nadejdą w jego stronę. Gdyby je zbagatelizował, zaklęcie mogłoby przejść przez tarczę i uderzyć w niego.
Jako karę, Harry miał spędzić dwie godziny dziennie przez następny tydzień, szukając tarcz i innych zaklęć ochronnych, pod czujnym wzrokiem Syriusza lub Remusa. Harry wiedział, że to niezbyt wielka kara, ponieważ prawdopodobnie sam i tak przeszukałby ten temat przed trzecim zadaniem. Istniała też kwestia, że Syriusz czynił te dwie godziny bardziej zabawnymi, nalegając na praktyczne lekcje, kiedykolwiek naszła jego kolej na „monitorowanie kary”.
W ciągu kilku dni Ministerstwo dowiedziało się o obecności pana Croucha w Hogwarcie. Korneliusz Knot przybył wraz z Percym Weasleyem i uzdrowicielką ze szpitala św. Munga, by przegadać „stan psychiczny” pana Croucha. Prognozy nie były dobre. Uzdrowicielka wywnioskowała to samo, co pani Pomfrey: pan Crouch cierpiał na uszkodzenie mózgu w skutek potraktowania go zaklęciem zapomnienia. Podano mu środki uspokajające i przetransportowano do św. Munga na „nieokreśloną ilość czasu”. Knot zrobił się całkiem blady, gdy Crouch zaczął mówić o tym, że Czarny Pan staje się coraz silniejszy i niemal wybiegł ze skrzydła szpitalnego (jak to określił Syriusz, ponieważ Harry i Remus byli na zajęciach, gdy przybył Knot).
Ponieważ Knot był w skrzydle szpitalnym, zobaczył profesora Moody’ego, który wciąż dochodził do siebie i tak dowiedział się, że Remus był jego zastępcą. Nie był zadowolony z tymczasowego nauczyciela i zażądał przyjrzenia się zajęciom, a tak się stało, że owe zajęcia miał właśnie Harry. Kiedy weszli do klasy, zobaczyli uczniów, podzielonych na grupki po trzy osoby, rozmawiających cicho, podczas gdy jeden z każdej grupki pisał notatkę na kawałku pergaminu, podczas gdy profesor Lupin przechadzał się po pomieszczeniu, obserwując. Po jakiś pięciu minutach, Remus polecił wszystkim, by odłożyli pióra, po czym przywołał jednego członka każdej grupy, by zapisał ich ustalenia na tablicy.
Gdy wszyscy skończyli, profesor Lupin zerknął na listę zaklęć, czarów i przekleństw, zanim odezwał się do klasy.
- Tylko jedna grupa pomyślała o zaklęciu Protego – powiedział w zamyśleniu. – Większość z was wypisała zaklęcia ofensywne, ale co z defensywnymi? Jeśli ktoś rzuci na was Zwieracz Nóg, jak się uwolnicie? – Kilka rąk uniosło się w powietrze. – Dean?
- Finite Incantatem? – zasugerował Dean Thomas.
- To jeden sposób, ale nie jedyny – powiedział profesor Lupin z uśmiechem. – Wasze zadanie: jednak rolka pergaminu na temat defensywnej strony pojedynkowania się. Wybierzcie trzy zaklęcia, klątwy lub uroki i znajdźcie przynajmniej trzy sposoby, by nim przeciwdziałać. Przedyskutujemy wasze znaleziska następnym razem. Jesteście wolni.
Uczniowie natychmiast zaczęli rozmawiać o tym, jakie będą ich trzy wybory, jednocześnie pakując rzeczy i opuszczając klasę. Harry skinął na Rona i Hermionę, żeby poszli przodem bez niego i został z tyłu, a kiedy wszyscy wyszli, zbliżył się do opiekuna, nieświadomy obecności Dumbledore’a, pana Knota i Percy’ego z tyłu klasy.
- Więc, straciłem moje podejście? – zapytał Remus Harry’ego z szerokim uśmiechem.
- Ani trochę, profesorze – powiedział Harry odpowiadając równie szerokim uśmiechem. Powrót Remusa do formalnego nauczania było dziwne dla nich obu. – Ma pan rację. Naprawdę nikt nie myśli o obronnej stronie pojedynków. Na drugim roku zawsze pierwszy był atak, mocny atak.
Remus westchnął.
- Wiem – przyznał, pakując swoje rzeczy. – Zwykle tak wszyscy myślą. – Spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią. – Wiesz, że oczekuję, że twój esej będzie z materiału, którego jeszcze się nie uczyłeś. Daj innym uczniom zająć się łatwymi czarami i przekleństwami. Pomyśl o tym, jak o ćwiczeniu na trzecie zadanie. Musisz się bronić, Harry. Nie powiem nic więcej w tym temacie.
Harry skinął głową.
- Pan Bagman już nam powiedział, z czym się zmierzymy – powiedział twardo. – Niech mi pan zaufa. Nie mam zamiaru pójść na łatwiznę przy tym eseju. I tak planowałem zrobić badania na ten temat.
- Dobrze to słyszeć – powiedział Remus, obchodząc biurko dookoła. – Choć nie powiem o tym twojemu ojcu chrzestnemu. Już i tak myśli, że zatruwam ci umysł przeciw niemu…
Odchrząknięcie sprawiło, że Harry podskoczył i odwrócił się, dostrzegając obserwatorów. Nie podobało mu się to, że Korneliusz Knot (ten sam mężczyzna, który próbował zasądzić na Syriuszu karę Pocałunku Dementora bez procesu) z Percym Weasleyem; Harry zrobił podświadomy krok w tył i poczuł opiekuńczą dłoń na ramieniu. Ze stanowczego ściśnięcia, Harry mógł powiedzieć, że Remus miał takie same obawy, jak on.
- Jest coś, co mogę dla pana zrobić, Ministrze? – zapytał uprzejmie Remus.
- Nie – powiedział Knot sztywno. – Dowiedziałem się, że powrócił pan do nauczania i chciałem sam zobaczyć…
- …czy nie stanowię zagrożenia dla moich uczniów? – zaproponował Remus. – Zapewniam pana, Ministrze, że to stanowisko jest tylko tymczasowe, póki profesor Moody nie dojdzie do siebie. Byłem jedyną dostępną osobą w tak krótkim czasie.
- I pan Potter nie ma z tego powodu żadnych przywilejów? – zapytał Knot z uniesioną brwią.
Oczy Harry’ego zwęziły się na to oskarżenie. Czemu wszyscy wierzyli, że będzie wykorzystywał to, że Remus jest nauczycielem?
- Jestem dla Harry’ego surowszy niż dla innych uczniów – powiedział Remus spokojnie. – Nie pozwalam żadnemu uczniowi – nie ważne, kim on jest – lenić się na moich zajęciach.
- Jak widzisz, Korneliuszu – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, – Remus jest bardziej niż zdolny zastąpić Alastora… chyba że wolisz, żeby Syriusz Black zajął tą pozycję zamiast niego.
Knot szybko spojrzał na Dumbledore’a z przerażeniem. Zdawało się, że jakiekolwiek obiekcje miał Knot, skończyły się one.
- N-nie, jest dobrze – powiedział szybko. – Jestem pewien, że profesor Lupin nie będzie miał żadnych kłopotów, ponieważ ta pozycja jest tymczasowa. Naprawdę musimy już iść… mamy mnóstwo papierów i musimy znaleźć kogoś, kto zastąpi Barty’ego.
Knot i Percy szybko po tym wyszli, ku wielkiej uldze wszystkich. Harry musiał się zastanowić, dlaczego Knot był tak przeciwny temu, by Syriusz uczył. Syriusz nauczał go przez całe lato i właściwie był w tym całkiem niezły. Miał własne przekonania i żale, zwłaszcza co do Mistrza Eliksirów, ale to nie uznawało go za niegodnego bycia nauczycielem. Oczywiście Knot był raczej dość nerwowy przy temacie Syriusza Blacka, od kiedy proces dowiódł, że jest one niewinny. Harry musiał się zastanowić, czy Knot zwyczajnie nie bał się Syriusza i tego, co animag może powiedzieć tym, którzy byli chętni słuchać.