Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 21 sierpnia 2019

ZS - Rozdział 28 - Żadnych wymówek



Harry dowiedział się o spotkaniu Zakonu w pośredni sposób, kiedy Severus wysłał go do Hagrida, by wziął od niego nieco środka odstraszającego ślimaki na eliksir przeciwko szkodnikom, o który prosiła go profesor Sprout, ponieważ jakiegoś rodzaju insekty czy robaki zjadały jej cenne Południowe Zegary Słoneczne. Zegary Słoneczne były magicznymi kwiatami, które na środku między płatkami miały pewnego rodzaju zegar i jeśli nie miało się zegarka, mogły pomóc czarodziejowi zobaczyć czas na podstawie słońca. Harry na polecenie zmienił się we Freedoma i odkrył, że Hedwiga również kieruje się w stronę chatki Hagrida, niosąc dla niego list.
Dzień dobry, Hedwigo! – zaskrzeczał radośnie Freedom, zrównując się z sową śnieżną skrzydło w skrzydło.
A jest to piękny dzień, Freedom! Gdzie się wybrałeś o takiej godzinie? Zapolować na pyszne puchate króliki?
Chciałbym. Nie, Severus wysłał mnie do Hagrida po składnik do eliksiru, odpowiedział Freedom. I widzę, że ty masz dla niego list. Od kogo?
Hedwiga kłapnęła dziobem w łagodnej naganie. Wiesz, że nie wolno mi dyskutować o zawartości i adresacie listów, które dostarczam, Freedom! Całkowita poufność, pamiętasz?
Och, prawda. To było głupie z mojej strony, powiedział jastrząb.
Nie głupie, po prostu jesteś zapominalski, powiedziała życzliwie Hedwiga.
Dwa ptaki poszybowały w dół na przód chatki, a Freedom stał się Harrym i zapukał w drzwi, podczas gdy Hedwiga podleciała do otwartego tylnego okna z listem przyczepionym do swojej nogi.
- Sekunda! – zawołał Hagrid.
Harry czekał cierpliwie, aż Hagrid otworzy drzwi i go wpuści do środka.
- Cześć, Hagridzie!
- Witaj, Harry! Nie widziałem cię tu od jakiegoś czasu. Chciałbyś nieco herbatki i bułeczki? Twixie przyniosła mi świeżą partię. – W dużej dłoni trzymał otwarty list, na poziomie jego spojrzenia.
Harry nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć na podpis.
SS, a obok inicjałów widniał feniks wyłaniający się z płomieni.
Harry rozpoznał ten herb – był to symbol Zakonu Feniksa. A SS było niczym innym tylko Severusem Snapem. Jego ciekawość osiągnęła poziom szczytowy i okropnie chciał zapytać gajowego, co jest w liście, ale wiedział, że to niegrzecznie czytać czyjeś wiadomości.
- Um, dzięki, Hagridzie, z chęcią, ale Severus chce, żebym przyniósł mu nieco środka odstraszającego ślimaki do eliksiru przeciw szkodnikom, który musi uwarzyć dla profesor Sprout. Masz przypadkiem nieco?
- Właściwie to mam. Jest w szopce za moim domem. Vince tam jest, opiekuje się ranną klaczą testrala, więc mogę go zapytać, żeby ci go przyniósł.
- W porządku, sam mogę zajść, nie ma potrzeby przerywać mu tego, co robi – powiedział szybko Harry. – Po tym zerknął na list. – Od kogo to, Hagridzie? Jakiegoś krewnego?
- Nie, nie mam żadnego, poza moim przyrodnim bratem o imieniu Graup, a on nie wie, jak pisać, bo widzisz jako olbrzym nie nauczył się wiele w tej dziedzinie. Moja mama zostawiła mnie, jak miałem trzy lata, umarła wśród swoich, a mój tata zmarł, kiedy miałem dwanaście. Nie, to list od profesora Snape’a.
- Dlaczego do ciebie napisał, zamiast zwyczajnie tu przyjść?
- Ponieważ to ściśle tajne sprawy Zakonu, Harry – powiedział spokojnie Hagrid. – Wiem, że w wakacje dowiedziałeś się o Zakonie, więc mogę ci zaufać, że nic nie powiesz i jeśli nie masz nic przeciwko, powiedz Severusowi, że będę na dzisiejszym spotkaniu, ale mogę się spóźnić, bo mam kilka rzeczy do skończenia z Vincem, w porządku?
- Pewnie, Hagridzie. Nie ma problemu – zgodził się Harry, a jego umysł buzował od otrzymanych informacji. Dzisiaj będzie spotkanie Zakonu. Założę się, że na Grimmauld Place. Ciekawe, czy mogę przekonać Seva, żeby mnie zabrał. Wtedy będę mógł w końcu porozmawiać z Syriuszem, przed albo po spotkaniu, ponieważ wiem, że nie wpuszczę mnie ze sobą do pokoju. Zmarszczył brwi, bo rozdrażniło go to, że inni członkowie Zakonu mają tendencję do traktowania go jak dziecko w potrzebie chronienia go. Był niemal pełnoletni i spodziewano się po nim, że zabije Voldemorta, a jednak nikt nie pozwoli mi siedzieć na spotkaniu. To było raczej śmieszne. Albo był zbyt młody, by przejąć odpowiedzialność za siebie albo nie był, a jeśli nie był, powinni przynajmniej informować go na bieżąco o tym, co się dzieje.
- Uch, lepiej pójdę po ten środek odstraszający dla Severusa. Ale wrócę na herbatkę po zajęciach.
- A jak idzie nauczanie, Harry? Dzieciaki zachowują się lepiej?
- W większości tak. W tym tygodniu nie dałem żadnego szlabanu ani nie odjąłem punktów – powiedział mu Harry.
- To dobrze. Wygląda na to, że będziesz dobrym nauczycielem, jeśli to chcesz robić.
Harry uśmiechnął się.
- Dzięki, Hagridzie. – Wstał. – Do zobaczenia wkrótce! – Przebiegł na tył chatki, gdzie była mała szopa. Obok szopy była drewniana zagroda, gdzie Harry zobaczył, jak Crabbe zajmuje się czarną klaczą testrala, łagodnie myjąc i owijając jej przednią zranioną nogę miękkim bandażem.
Z boku stał Jace Witherspoon, cicho obserwując Crabbe’a.
Harry zamrugał, bo wiedział, że tylko niektórzy ludzie widzieli testrale, mianowicie ci, którzy widzieli czyjąś śmierć. Ponieważ Crabbe jednym się opiekował, musiał założyć, że Crabbe widział śmierć, tak samo jak Witherspoon. Zatrzymał się przy zagrodzie, gdzie dostrzegł go Jace i pomachał mu nieśmiało.
- Cześć, profesorze Potter.
Harry zachichotał.
- Hej, Jace. Nie musisz nazywać mnie profesorem poza klasą. Kiedy nie nauczam, też jestem uczniem.
Jace wzruszył ramionami.
- Chyba się do tego przyzwyczaiłem. Widzisz klacz, prof… znaczy, Harry?
Harry skinął głową.
- Tak. Moi rodzice umarli, gdy byłem dzieckiem.
- Mój dziadek umarł w zeszłym roku – powiedział cicho Jace. – Byłem przy nim, gdy odszedł. To dlatego widzę testrale. Właściwie, uważam, że są świetne, nawet jeśli niektórzy ludzie myślą, że przynoszą pecha.
- Ach, to nie prawda, Jace. Już ci mówiłem, że to tylko zabobon – powiedział Crabbe, spoglądając na swoją pracę. – Hagrid powiedział mi, że testrale są bardzo magiczne i nie tak niebezpieczne, chyba że je się zirytuje. Ale to się dotyczy większości stworzeń. Nawet pies ugryzie, jeśli się go kopnie albo rozdrażni. – Zawiązał bandaż i wstał, klepiąc testrala po szyi. – No, Hella, zrobione. Widzisz, nie było tak źle, prawda?
Nakarmił klacz kawałkiem surowego mięsa z sakiewki przy pasie.
Testral skłonił głowę i z gracją wziął mięso.
- Cześć, Potter. Co cię tu sprowadza? Piłeś herbatę z Hagridem? – zapytał miło Crabbe.
- Tak jakby. Potrzebuję nieco środka odstraszającego ślimaki z szopy dla profesora Snape’a. Potrzebuje go do eliksiru.
- Ach. Czekaj sekundę, przyniosę ci.
Crabbe otworzył zagrodę i wyszedł, a zaraz za nim Jace.
- Och, mogę znaleźć sam… - zaczął Harry.
- Nie, w porządku. Szopa jest trochę zniszczona i ciężko jest w niej coś znaleźć, jeśli się nie jest przyzwyczajonym – powiedział Crabbe, po czym skierował się do drewnianego budynku i wszedł do środka.
Harry pozostał na zewnątrz, czekając z Witherspoonem, który zerkał na niego nieco nerwowo.
- Odpręż się, Witherspoon. Nie gryzę.
- Wiem – zarumienił się. – Ja tylko… trochę przypominasz mi profesora, jak wszystko obserwujesz. Ale to nic.
Harry uśmiechnął się ironicznie. Wyglądało na to, że podłapał od Severusa więcej, niż sądził.
- Więc, uch, nie boisz się profesora Snape’a?
Jace wzruszył ramionami.
- Tylko trochę. Kiedy jest zły albo kogoś karci. Ale czasami na mnie uważa i wtedy czuję się… bezpieczny. Nawet Malfoy nie wchodzi mu w drogę.
- Wiem, co masz na myśli – powiedział Harry. Severus zawsze sprawiał, że też czuł się bezpieczny. Przyjrzał się małemu chłopcu, który w jakiś sposób przypominał mu samego siebie i zapytał cicho: – Malfoy się ciebie czepia, prawda?
Witherspoon spuścił wzrok na ziemię, a jego uszy poróżowiały.
- Tak… zanim zacząłem przychodzić tu z Vincem. Uważa, że jestem… bezużyteczny.
Harry miał już powiedzieć coś niegrzecznego o Malfoyu, gdy wrócił Crabbe, który usłyszał ostatnie zdanie Jace’a.
- Malfoy gówno wie. Tylko myśli, że wie dużo. – Podszedł do Harry’ego i podał mu pojemnik ze środkiem odstraszającym ślimaki. – Masz, Potter.
- Dzięki. Masz na pieńku z Malfoyem?
Crabbe skinął głową.
- Tak. I to się pewnie nie zmieni, chyba że poważnie zmieni nastawienie. Zachowywał się tak, od kiedy… uch… zrzucił cię z żerdzi, gdy byłeś jastrzębiem. Nie miał w tym celu, to było złe. Ale nawet kara profesora Snape’a tak naprawdę nie pomogła, ponieważ w rzeczywistości nie było mu przykro z powodu tego, co zrobił, tylko że został złapany. – Crabbe potrząsnął głową. – Nie rozumiem krzywdzenia zwierząt, wiesz? Albo młodzików takich, jak Witherspoon. Jestem najstarszy z czwórki i przyzwyczaiłem się do opiekowania rodzeństwem, nim poszedłem do szkoły i wciąż się nimi opiekuję, gdy wracam do domu. Nie jestem rozpieszczonym bachorem jak Draco.
- Już to zauważyłem. Ale w takim razie dlaczego się z nim zadawałeś?
- Ponieważ mój tata uważał, że dobrze będzie spędzać czas z bogatymi, poza tym tata Draco jest w Ministerstwie grubą rybą i załatwił mu pracę, jako Specjalista od Broni.
Harry uniósł brew.
- Specjalista od Broni? Kto to?
- Mój tata jest magikowalem – wykuwa miecze, zbroje, kusze i tego typu rzeczy – powiedział z dumą Crabbe. – To rodzinna tradycja. Mój dziadek też nim był i jego ojciec, i ojciec jego ojca, i tak dalej… jesteśmy czystej krwi, ale nie tak… wysoko postawieni, jak Malfoyowie czy kiedyś Blackowie, którzy byli na najwyższych pozycjach w Ministerstwie – zaszydził Ślizgon. – Chyba że ktoś taki, jak stary Lucjusz nas zasponsoruje. A wtedy nie pozwala zapomnieć, że ktoś mu wisi przysługę. – Crabbe splunął na ziemię. – Ale mój tata potrzebował pracy, bo miał naszą czwórkę do utrzymania i mamę, która zachorowała na ciężką postać czarodziejskiej ospy i musieliśmy zapłacić za jej leczenie, więc… pocałował Lucjusza w tyłek i tak się stało, że zostałem Wysokim i Możnym przyjacielem Draco. A przynajmniej byłem – westchnął. – Ale ostatnio miałem dość jego fanaberii, szyderstw w moim kierunku i traktowania mnie tak, jakbym był tylko parobkiem. Był czas, gdy magikowale nie kłaniali się nikomu. W przeszłości, kiedy kowale byli szanowani. Ale teraz… nieuczciwi, pieprzący ludzie jak stary Lucjusz nadają ton w rządzie, a reszta tańczy, jak on zagra. Ale ja nie. Nie pójdę po posadę w Ministerstwie, jak mój tata. Zamiast tego chcę być medykiem magicznych zwierząt. Nigdy nie dogadywałem się z ludźmi, jestem tylko przeciętnym kowalem – mój brat Danny jest lepszy niż ja, a ma dziesięć lat. Malfoy sądzi, że cholernie stuknięty, ale to tylko dlatego, że uważa, że zwierzęta niewiele się liczą. Nie wiem, kto jest głupszy – on czy ptak dodo. To pewnie jeden pieron.
Harry odkrył, że szczerzy się do drugiego chłopaka. Nigdy wcześniej nie wymienił z drugim czarodziejem aż tylu słów i w rzeczywistości był zaskoczony, że Crabbe utrzymał konwersację, ponieważ nigdy nie mówił aż tyle z towarzyszem Draco. Ale może to była wina Draco, a nie Crabbe’a, rozmyślał. Może Malfoy nie chciał, by Crabbe myślał samodzielnie albo miał swoją opinię, poza jego własną. To by pasowało do tego, co wiedział o Malfoyu.
- Nie mogę się z tobą kłócić. Malfoy zawsze był palantem. Może powinieneś mu dać nauczkę, Crabbe, jak powinno się traktować ludzi.
- Może tak zrobię. Chciałbyś mi pomóc, Potter?
- Mógłbym… ale teraz jestem nieco zajęty profesorem Snapem i moimi zajęciami – powiedział Harry.
- Mamy czas – powiedział na luzie Crabbe.
- Więc po SUMach – zdecydował szybko Harry. – Zrobimy mu niezły żart. I nazywaj mnie Harry.
- Dobra, a ty mnie Vince.
- Ja też chcę – powiedział nagle Jace.
Odwrócili się, żeby na niego spojrzeć.
- Dzieciaku, jesteś szalony. Malfoy cię zmiażdży – zaczął Crabbe.
Ale Witherspoon potrzasnął głową.
- Nie, jeśli pomyśli, że jestem przynętą.
Vince zachichotał i poklepał szczupłego chłopca po ramieniu.
- Masz jaja, dzieciaku. W porządku, porozmawiamy o tym później.
Harry spojrzał na zegarek.
- Merlinie! Muszę biec, albo Snape mnie obedrze ze skóry. Powinienem był wrócić dziesięć minut temu. – Wepchnął puszkę środka odstraszającego do kieszeni, po czym przemienił się we Freedoma.
Zawisł nad dwójką Ślizgonów, po czym wystrzelił w stronę zamku z szybkością błyskawicy, modląc się, by Severus nie zdarł z niego skóry za spóźnienie. Crabbe nie jest taj zły, jak sądziłem. Witherspoon też nie. Będzie zabawnie, jeśli choć raz odegramy się na Malfoyu. To jest jeśli Sev da mi żyć.
Właściwie to nie bał się tak Severusa, od kiedy stał się chowańcem mężczyzny. Dowiedział się, że kontrola Severusa nad temperamentem nie pozwoli mu prawdziwie skrzywdzić ucznia, a tym bardziej praktykanta i podopiecznego. Ale to nie oznaczało, że nie zawaha się wykorzystać swojego ostrego języka, a Harry odkrył, że nieprzychylność Severusa kuła bardziej niż klaps.
Docierając do laboratorium eliksirów, Harry zmienił się i wszedł do środka dość hałasując.
- Sorki za spóźnienie, profesorze… straciłem poczucie czasu…
Severus uniósł wzrok znad tego, co miażdżył z moździerzu.
- Hagrid zaprosił pana na herbatkę i ciasteczka, panie Potter, czy po prostu się pan obijał?
Harry mógłby iść na łatwiznę i pozwolić Snape’owi zakładać, że Hagrid go zatrzymał, ale wiedział, że lepiej nie kłamać mentorowi. Severus nie znosił uczniów, którzy go okłamywali, by uniknąć odpowiedzialności za swoje błędy.
- Nie do końca, proszę pana. Poszedłem po środek odstraszający i ostatecznie zagadałem się z Crabbem i Witherspoonem.
Severus uniósł brew, choć wewnętrznie był zadowolony, że Harry dogadywał się z wężami poza klasą.
- A jak Vincent radzi sobie na praktykach?
- Bardzo dobrze, z tego, co widziałem. Leczył nogę testrala. Powiedział, że chce być medykiem magicznych zwierząt.
- Też mnie o tym informował, kiedy spotkaliśmy się na dyskusjach na temat przyszłych karier.
- Jednak założę się, że jego tata nie będzie zadowolony, biorąc pod uwagę to, że jest śmierciożercą.
- Najprawdopodobniej nie, ale Vincent nie musi koniecznie podążać śladami ojca. Biorąc pod uwagę jego wybór, uważam, że wyrzeknie się mrocznej drogi – powiedział Severus, a jego twarz była surowa i ponura. – To, czy dostanie ten wybór zależy od zabicia tego szalonego nekromanty.
Harry rozejrzał się, po czym przypomniał sobie, że laboratorium Severusa było osłonione przed oczami i uszami, dokładnie jak jego kwatery.
- Więc… może zostać zabity?
- Och, tak. Może nazywać siebie panem śmierci, Harry, ale nie jest nieśmiertelny. Spędził dwa życia na poszukiwaniu klucza do nieśmiertelności, ale nie znalazł jej. Bardzo trudno będzie go zabić, ale można tego dokonać.
- Jak?
- To jest dyskusja na inny czas. Póki co profesor Sprout potrzebuje eliksiru. Gdzie jest środek odstraszający ślimaki?
- Tutaj, Severusie. – Podał pojemnik Mistrzowi Eliksirów. – Chciałbyś nieco pomocy?
- Tak, jeśli nie masz nic przeciwko. – Severus pokazał mu przepis. – Przynieś mi pojemnik z muchami siatkoskrzydłymi i śledzionę żaby.
Harry przywołał je, po czym przypomniał sobie część o wiadomości Hagrida.
- Severusie, Hagrid kazał mi ci przekazać, że będzie na spotkaniu, ale prawdopodobnie się spóźni, ponieważ ma coś do skończenia z Vincem.
Severus spojrzał na niego nagle.
- Rozumiem. Więc na niego poczekamy.
- Macie spotkanie na Grimmauld Place, prawda? – zapytał Harry.
- Tak.
Harry zawahał się, po czym powiedział pospiesznie:
- Kiedy pójdziesz, mogę pójść z tobą? Chciałbym… porozmawiać ponownie z Syriuszem i jeśli spotkanie dotyczy mnie… znaczy moich snów… powinienem tam być.
Severus spojrzał na niego przenikliwie, dostrzegając uparte zaciśnięcie szczęk chłopca i błysk w szmaragdowych oczach.
- Chcesz zobaczyć swojego… ojca chrzestnego i zasiąść na spotkaniu?
- Tak, profesorze. Mam z Syriuszem o czymś do pomówienia. I jeśli mam zabić Czarnego Pana, zasługuję na szansę, by dowiedzieć się, co się dzieje, żebym był przygotowany. Nie jestem dzieckiem, Severusie, żeby mnie trzymać ciągle z dala od mroku. Zasługuję na to, by wiedzieć wszystko to, co inni. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Spojrzał prosto w oczy Severusa.
Po dłuższej chwili jego mentor skinął głową.
- Niech tam będzie. I masz rację, im więcej wiesz o wrogu, tym lepiej będziesz przygotowany, gdy spotkasz go w walce. Będę cię chronił, jak tylko mogę, ale nawet ja nie mogę być wszędzie, a on będzie cię szukał. Dobrze, możesz iść. Ale ostrzegam, masz słuchać uważnie i mówić tylko, gdy cię poproszą. Będzie to, według wszystkich intencji i celów, narada wojenna i jako najmniej doświadczony, będzie najlepiej, jeśli będziesz pilnował języka.
- Dam radę, Sev – zapewnił Harry, szczęśliwy, że jego mentor bierze go na serio.
- Mam taką nadzieję. Jesteś dość dorosły, by ćwiczyć dyskrecję – powiedział mu Severus. – A teraz się skup. Pancerze skarabeusza muszą być zmiażdżone na pył wyglądający tak – pokazał Harry’emu niebieski proszek z moździerza. – Do niego musisz dodać jedną ósmą łyżeczki soku z cytryny…
Harry pozostał skupiony, gdy Severus pokazywał mu, jak warzyć eliksir przeciwko szkodnikom, choć część jego umysłu podskakiwała i piszczała jak podekscytowany przedszkolak: Pójdź na Grimmauld Place na spotkanie! W końcu nie jestem traktowany jak małe dziecko albo bezbronny niemowlak. Nie mogę się doczekać, aż ponownie zobaczę Syriusza. Mam tylko nadzieję, że nie będzie szalał, gdy mu powiem, że Severus jest moim opiekunem. Jeśli pozwoli mi wyjaśnić, jak to się stało… dlaczego tak się stało… wtedy może zrozumie, dlaczego ufam Severusowi bardziej niż niemal każdej innej osobie.

Grimmauld Place 12:
Portret pani Black zaczął wykrzykiwać epitety w chwili, gdy Snape i Harry postawili stopę w korytarzu.
- Nieczyści, łajdaccy półkrwi! Jak śmiecie plamić MÓJ dom swoją brudną obecnością? Wynocha, mówię! Wyjdźcie i nigdy więcej nie rzucajcie cienia na moje drzwi! Nie pozwolę, by tacy, jak wy szurali swoimi śmierdzącymi butami o mój dywan, jedli moje jedzenie i pili moje wino. Myślicie, że kim jesteście, kretyni? Nie jesteście tu mile widziani. Ja, Walburga Casseopia Black, rozkazuję wam wyjść! No? Dlaczego dalej tu jesteście, imbecyle? Nie rozumiecie języka angielskiego? WYNOCHA! Albo wezwę aurorów! Wszyscy i tak należycie do Azkabanu, nigdy nie powinno się wam pozwolić rozmnażać, żałosne, godne pożałowania…
Severus wskazał w nią nagle różdżką.
Nadszedł stłumiony protest pani Black i Harry zakrył usta, by powstrzymać się od śmiechu.
Wąskie usta portretu były pokryte klejącą maską z pajęczyny, efektywnie ją uciszając, a jej dłonie związane były nad jej głową – kręciła się i rzucała, jak robak na haczyku, ale nie mogła uwolnić się od więzów Snape’a.
- Zamknij się, wiedźmo – powiedział jej surowo Severus. – Powiedz to komuś, kogo to obchodzi. – Przeszedł obok teraz już cichego portretu, jego płaszcz zafalował, a Harry podążył w ślad za nim. – Chodź, Potter. Twój psi chrzestny musi tu gdzieś być. Miejmy nadzieję, że przynajmniej przygotował pomieszczenie, jak go prosiłem i zapewnił jakieś przekąski, bo jeśli inni jeszcze nie jedli to będą głodni.
Harry i Severus byli po pełnej kolacji. Harry był szczęśliwy, że nie musiał już dzisiaj oceniać zadań domowych. Zdołał wypracować efektywny system, żeby mógł spędzać mniej czasu na ocenianiu a więcej na nauczaniu eliksirów. Przedstawił uczniom zaklęcie „od nowa”, jak zasugerował Severus, ale potem poszedł o krok dalej i poinformował ich, że każdy pergamin, który zostanie oddany z błędami gramatycznymi, interpunkcyjnymi i będzie nieczytelny będzie miał ocenę w dół za każdy dzień spóźnienia i nie tylko, bo nie będą ocenieni przez niego, tylko przez innych pierwszaków i jakąkolwiek ocenę dają, wpisze ją do dziennika.
- Macie dostęp do słowników, spisów synonimów oraz teksty o gramatyce i interpunkcji w swoich pokojach wspólnych, wiem, bo sam ich używałem. Nauczcie się ich używać, by pomóc sobie w pisaniu, ponieważ oddawanie mi takich zadań wygląda tak, jakbyście byli tylko leniwi i niedbali, i dostaniecie taką ocenę, na jaką sobie zapracowaliście.
Początkowo rozległy się zwyczajowe protesty z powodu jego decyzji, ale ostatecznie większość uczniów uznała, by użyć zapewnionych źródeł i oddawać zadania, które były czytelne i gramatycznie poprawne. I przez większość czasu, upewniał się, by oceniać każdego sprawiedliwie – ukrywał nazwiska zaklęciem anonimowości, żeby nie wiedział, czyją pracę ocenia i musiał być uczciwy. Kiedy kończył, czytał na nowo komentarze, a potem wystawiał ocenę albo zwracał pracę uczniowi do zrobienia na nowo.
Severus komplementował go za pomysłowość i samo to sprawiło, że Harry czuł się świetnie. Pochwała od dorosłego, którego szanował była czymś rzadkim w jego życiu i cenił każdy pojedynczy komplement, przechowując je, by któregoś dnia, gdy będzie zirytowany mógł się nimi rozkoszować.
Przeszli przez korytarz i schodami do salonu, gdzie znaleźli Syriusza rozciągniętego przed kominkiem, leniwie obracającego różdżkę w dłoni. Podskoczył, gdy usłyszał ich kroki i powitał Severusa grymasem, a Harry’ego uśmiechem.
- Snape. Jesteś wcześnie.
- Black. Przyszedłem wcześniej na prośbę twojego… chrześniaka – uśmiechnął się pogardliwie Mistrz Eliksirów.
- Hejka, Harry! – Syriusz niemalże wyszczerzył się do chrześniaka. – Jak tam szkoła? Jak namówiłeś pana Pesymizm, żeby cię tu zabrał? Zagroziłeś, że umyjesz mu włosy w czasie snu? – zachichotał na całe gardło z własnego dowcipu, nie zauważając, że Harry się nie śmieje, a Severus unosi oczy w niebo.
- Ktoś mógłby pomyśleć, Black, po tak długim czasie wymyślisz coś innego. Ale nie, nigdy nie używałeś swojego mózgu do czegoś poza uwodzeniem kobiet i robieniem żartów.
Syriusz zarumienił się, usiadł i uniósł mordercze spojrzenia na Severusa.
- Ja przynajmniej mogę zdobyć kobietę, Snape. Kiedy ostatni raz jakąś miałeś, dwadzieścia lat temu, gdy Lily pocałowała cię ze współczucia?
Severus zacisnął szczękę i w ułamku sekundy pohamował się, by nie sięgnąć po różdżkę. Wiedział, że jeśli to zrobi, może skończyć się tak, że zabije drugiego czarodzieja, a Black nie był wart pójścia do Azkabanu.
- Hej! Syriuszu, przestań! – krzyknął Harry, zaskakując chrzestnego. – Nie przyszliśmy tu walczyć.
- My? – Syriusz spojrzał na Harry’ego podejrzliwie. – Od kiedy wiążesz się z tym tłustym nietoperzem z lochów, Harry?
Oczy Harry’ego błysnęły.
- Syriuszu, przestań go obrażać. Już nie jest twoim wrogiem czy rywalem. Ryzykuje życie dla Zakonu i mógłbyś przynajmniej okazać mu szacunek.
Usta Syriusza otworzyły się.
- Co to jest, jakiś żart? Nie jesteś prawdziwym Harrym, prawda? Jesteś kimś innym pod wpływem eliksiru wielosokowego, prawda? Jesteście bliźniaki, prawda? Ponieważ Harry Potter nigdy nie obroniłby przede mną Snape’a.
- Mylisz się, Syriuszu – powiedział cicho Harry. – Napisałem ci w ostatnim liście, że mam coś ważnego do przedyskutowania z tobą. O to właśnie chodzi. – Spojrzał niepewnie na Severusa, który wciąż rzucał Blackowi zabójcze spojrzenie. – Profesorze, zostawiłby nas pan, proszę, samych?
- Niech pan rozmawia z kundlem, panie Potter. Życzę powodzenia – powiedział Mistrz Eliksirów, po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do kuchni, zamykając za sobą drzwi.
Syriusz spojrzał na swojego chrześniaka, wstał i położył dłoń na jego czole.
- Harry, wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest. Nie mam gorączki albo urojeń. Wiesz, co się ze mną stało po pierwszej zmianie form. Złamałem oba skrzydła jako jastrząb i musiałem być pielęgnowany do zdrowia. Wiesz, że byłem w tym czasie chowańcem Severusa. My… stworzyliśmy więź, chyba tak to mogę nazwać. On… zwierzył mi się i podczas gdy nie mogę ci dokładnie powiedzieć, o czym dyskutowaliśmy, dowiedziałem się dość, by wiedzieć, kim jest gdy nie nosi maski. Trzyma swoje prawdziwe ja ukryte i nie jest taki, jaki udaje. Syriuszu, był najlepszym przyjacielem mojej mamy.
- Och, pewnie, że tak – zakpił Syriusz. – Był tak dobrym przyjacielem, że nazwał ją szlamą przed połową szkoły.
Oczy Harry’ego zwęziły się.
- Po tym za to przeprosił. I oboje wiemy, że nigdy by tego nie powiedział, gdybyście ty, mój tata i Glizdogon nie zaczęli z niego żartować. Nic wam nie robił, a rzuciliście na niego klątwy, ponieważ się nudziliście i chcieliście się zabawić, a on był waszym ulubionym celem.
Syriusz zesztywniał – w ogóle nie podobał mu się ton Harry’ego, który był oskarżający i zły.
- On ci to powiedział?
- Nie, powiedział Hagridowi, a Hagrid się z nim zgodził. Przypadkiem w jastrzębiej formie podsłuchałem, jak rozmawiają. Więc nie kłopocz się zaprzeczaniem, Syriuszu. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego? Dlaczego robiliście mu takie rzeczy?
- Był podłym Ślizgonem, dlatego. Daj spokój, Harry, jesteś Gryfonem, wiesz, jakie są węże. Uwielbiają wbijać nóż w plecy, małe zdradzieckie żmije, wszyscy, znają mroczne zaklęcia, a Snape zna ich więcej niż inni. Nie pozwól mu się wykiwać. On nie jest niewinnym aniołkiem.
Harry poczuł, że jego gniew zaczyna rosnąć. Wziął głęboki oddech.
- Ty też nie, Syriuszu. Ani mój tata. Klątwa nie musi być klasyfikowana jako mroczna, żeby ranić. Można równie mocno skrzywdzić słowami albo śmiechem. I wy to robiliście.
- To starożytna historia, jeśli o mnie chodzi. Dlaczego chcesz to znowu przerabiać? – zapytał Syriusz z niezręcznością.
- Ponieważ staram się zrozumieć, jak mój chrzestny i ojciec, rzekomo wielcy obrońcy sprawiedliwości, mogli być w moim wieku tak durnymi bałwanami? Napisałeś mi w liście, że miałeś piętnaście lat i byłeś głupi. Ale to nie jest wymówka, Syriuszu, nie rozumiesz? To, co zrobiliście Severusowi było złe. Nie czujesz się źle z tego powodu?
- Z jakiego? Bo dałem tłustemu draniowi to, na co zasłużył? – zachichotał Syriusz.
Oczy Harry’ego rozbłysły.
- To, na co zasłużył? Syriuszu, nikt na to nie zasługuje! Ślizgon czy nie, nikt nie zasługuje na bycie dziennie czarowanym i torturowanym z powodu jakiejś… chorej rozrywki!
- To nie było tak! Odpowiedział klątwami wiele razy.
- Ale to wy zaczęliście. I nigdy nie odpuściliście. Nawet teraz.
- Harry, dlaczego cię obchodzi to, co robiliśmy Smarkerusowi?
- Ponieważ… traktowaliście go w taki sam sposób, jak mój kuzyn, Dudley, i jego przyjaciele traktowali mnie. Wiesz, co Dudley i jego gang robili mi, gdy byłem mały? Grali w zabawną grę. Nazywała się Polowania na Harry’ego. Polowali na mnie jak na zwierzę w parku, szkole albo w domu. Musiałem biec i ukrywać się niemal każdego dnia, ponieważ gdyby mnie złapali, spraliby mnie na kwaśne jabłko. Byłem mały, chudy, byłem dziwacznym kuzynem, który nie zasługiwał na to, żeby istnieć. Brzmi podobnie? Czasami zdołałem im uciec, ale przez większość czasu nie zdołałem i kończyło się tak, że srogim laniem. A wiesz, co powiedzieli na to wuj i ciotka – nic! Tak jak cholerny Dumbledore. Pozwalali Dudleyowi mnie tłuc, ponieważ ich nie obchodziłem – byłem niechcianym ciężarem, który zostali zmuszeni do przyjęcia. Nie patrz tak na mnie. Chcesz wiedzieć, jak długo trwały ich gry? Aż nie dostałem listu z Hogwartu. Od kiedy miałem pięć czy sześć lat, aż nie miałem jedenastu. I mój kuzyn nigdy nie wpadł w kłopoty, ani razu, nawet wtedy, gdy złamał mi okulary albo wywołał u mnie krwotok. Jak ty i Honcwoci nigdy nie wpadł w kłopoty.
- Och, poczekaj sekundę. Nigdy nie byliśmy tak źli. Smarkerus mógł skończyć ze skrwawionym nosem…
- Przestań go tak nazywać! – warknął Harry, rozsierdzony. – I skąd miałbyś pamiętać, co mu robiliście? Wiem, że gdybym spytał Dudleya, czy pamięta, jak wiele razy mnie popchnął albo uderzył i co się stało po tym, nie pamiętałby. Chcesz wiedzieć, dlaczego? Bo oprawcy zwykle zapominają po chwili, że kogoś tak bardzo skrzywdzili. Ale ofiara nigdy nie zapomina. Nigdy. Pamiętam wszystko. I założę się, że Severus też. Więc nie próbuj zbywać tego śmiechem, do cholery, i zachowywać się tak, jakby to nie było nic wielkiego, Syriuszu. Ponieważ, do cholery, to było coś wielkiego!
- Harry, uspokój się. Dlaczego jesteś tak zdenerwowany sprawą Smar-Snape’a?
- Ponieważ jest moim przyjacielem, mentorem i zależy mi na nim. Dlaczego ty nie jesteś zdenerwowany, Syriuszu? Powiem ci, dlaczego. Bo myślisz, że miałeś prawo go tak traktować – był podłym wężem i na to zasługiwał. Prawda? Gówno prawda! Ty i Ron jesteście tak zaślepieni swoim własnym wąskim polem widzenia, że to mnie zadziwia. Wszyscy Ślizgoni są źli, a wszyscy Gryfoni są czyści jak łza. Ha! Jak szybko zapomniałeś o Pettigrew – lewą rękę Czarnego Pana, tego, kto zdradził mnie i moich rodziców. Barty Crouch Junior też był Gryfonem, a był równie chory i pokręcony. Wygląda na to, że nie wszyscy są tacy czyści, nieprawdaż?
- Harry, w Slytherinie był najgorszy człowiek z nich wszystkich –Sam Wiesz Kto. Nie wspominając o całej hordzie innych mrocznych czarodziei, a większość z nich to byli szkolni kumple Sm-Snape’a. Do diabła, dzieciaku, Snape był kiedyś cholernym śmierciożercą! Więc dlaczego tak go bronisz?
- Wiem, że był śmierciożercą. Przez dwa tygodnie, nim wrócił do światła. I spędził resztę życia, by zadośćuczynić za ten błąd. Ale nigdy go za to nie doceniłeś. Dla ciebie wciąż jest Tłustym Dupkiem. Cóż, ja już tak nie uważam. Może kiedyś tak uważałem, zanim wiedziałem to, co teraz, zanim byłem jego chowańcem… ale ja też się myliłem. On jest dobrym człowiekiem, Syriuszu. Dobrym człowiekiem.
Syriusz wybuchnął śmiechem.
- Dobrym człowiekiem? Smarkerus? Co on ci zrobił, dzieciaku? Rzucił zaklęcie Confundus? Podał ci eliksir przyjaźni? Stał się szpiegiem, by ratować własny tyłek i nie można mu ufać.
- Mylisz się. Śmiertelnie się mylisz. Uratował moje życie. Dwa razy tylko w tym roku i Merlin jeden wie, jak wiele razy w poprzednich latach. Ufam mu, Syriuszu. Swoim życiem. Jest moim opiekunem.
Syriusz zamarł. Z pewnością nie mógł usłyszeć poprawnie. Severus Snape był opiekunem Harry’ego?
- Mógłbyś powtórzyć? Ponieważ chwilę temu sądziłem, że powiedziałeś, że Smarkerus jest twoim opiekunem.
- Bo jest. Podpisałem papiery, gdy został moim mentorem. W ten sposób nigdy więcej nie będę musiał wrócić do mieszkania z Dursleyami. Złożyliśmy Wieczystą Przysięgę, więc Dumbledore nie może mnie tam odesłać na wakacje.
Syriusz był osłupiały. Jego usta pozostały lekko otwarte, a oczy rozszerzone miał w szoku. Potem odzyskał głos.
- Co za sukinsyn! Zabiję go! Czym cię zaszantażował, Harry, żebyś się na to zgodził? Ponieważ musi być to coś złego, żebyś się zgodził z nim mieszkać. Co to było? Zagroził, że zabije twoją sowę, obleje w eliksirach, a może zrani któregoś z przyjaciół?
- Syriuszu, na litość Merlina! Jesteś cholernie stuknięty, jeśli tak myślisz. Wieczysta Przysięga nie działa, jeśli się jest do tego zmuszonym, nie wiesz o tym?
- Och. Prawda. – Syriusz był cicho przez chwilę. Po czym powiedział: – Ale to by oznaczało… że chciałeś z nim iść.
- To prawda. Czuję się z nim bezpiecznie, Syriuszu. Nigdy nie zrobił mi tego, co krewni. Nie jest już dla mnie tak wredny i nieprzyjemny. Uczy mnie różnych rzeczy… jak boksowania, eliksirów i oklumencji. Pomógł mi z koszmarami i umarłby, żeby mnie chronić.
W głowie Syriusza się kręciło. Kiedy zobaczył stojącego Harry’ego, założył, że chłopak będzie chciał przedyskutować coś nieszkodliwego, jak Quidditch albo jak fajnie było być animagiem, a nie, że będzie robił mu wykład i strofować go, jaki był nieprzyjemny dla Snape’a, gdy byli w szkole, a tym bardziej nie spodziewał się, że zrzuci bombę, że Snape był jego opiekunem!
- Nie wierzę w to. Snape to… to Snape. W szkole był najgorszym wrogiem twojego ojca. Jak możesz chcieć go na swojego opiekuna?
- Czy ty mnie nie słuchasz? – krzyknął z rozdrażnieniem Harry. – Właśnie ci powiedziałem, dlaczego. My… rozumiemy się nawzajem. Wybacz, jeśli tata i Severus nie dogadywali się w szkole, ale jak wiele z tego jest winą taty? Wiele. A poza tym, nie jestem moim ojcem, Syriuszu. Nie nienawidzę Ślizgonów i nie uważam, że wszyscy podążają za Sam Wiesz Kim. Spędziłem półtora miesiąca jako chowaniec Ślizgona i widziałem o wiele więcej niż ty albo mój tata kiedykolwiek. Widziałem prawdę. Nie wszyscy są mroczni, są ludźmi, jak ty i ja. Ludźmi, którzy mają w sobie i światło, i mrok. To wszystko.
Harry patrzył na niego żarliwie, mając nadzieję, że jego słowa w końcu uderzą oddźwiękiem w serce jego chrzestnego. Ale nie liczył się z dumą Syriusza i jego gryfońską upartością. Jedną z największych wad Syriusza, poza jego impulsywnością, było to, że nienawidził przyznawać, że się mylił.
- Nie wierzę w to. Syn Jamesa Pottera – kochasiem Ślizgonów!
- No i co? Czy to czyni jakąś różnicę, Syriuszu? Moja matka też kochała Ślizgona! – bronił Harry, zaciskając zęby.
- Poszła po rozum do głowy. I poślubiła Gryfona. Ostatecznie zobaczyła, czym naprawdę jest – żmiją.
- Nie! Wybaczyła mu zostanie śmierciożercą i dostrzegła, że wciąż był porządnym mężczyzną. Do cholery, dlaczego nie możesz tego dostrzec? Albo zwyczajnie łatwiej ci być ślepym naprawdę, żebyś mógł pójść wolny i nie musiał się obwiniać za to, cokolwiek kiedykolwiek zrobiłeś, co? W ten sposób nie musisz przyznawać się do tego, że niemal zabiłeś go we Wrzeszczącej Chacie, ponieważ zrobiłbyś światu przysługę, prawda? – Teraz Harry już krzyczał, bo jego kontrola w końcu złamała się przez odmowę Syriusza, by zobaczyć prawdę.
- Tak! To był cholerny żart, a on nawet nie miał nic poza zadrapaniami, gdy James odciągnął go od drzwi – odkrzyknął Syriusz. – Nic się nie stało!
- I przez to wszystko jest w porządku? Do diabła, Syriuszu! Co gdyby coś się stało? Obchodziłoby cię to? Co?
Syriusz spiorunował go wzrokiem.
- Nie wiem! Po prostu odpuść, na litość Merlina!
- Nie mogę. Nie mogę. Niemal kogoś zabiłeś, więc jeśli tego nie żałujesz… - Harry zaczął oddychać ciężko, tak był zdenerwowany. Zamrugał, by odgonić łzy. – To może… twoje miejsce jest w Azkabanie.
- CO? – Syriusz sięgnął i chwycił Harry’ego, potrząsając nim mocno. – Nie możesz mówić poważnie! Jak śmiesz tak mówić? Z powodu cholernego Smarkerusa! James musi odwracać się w grobie słysząc, co mówisz! Byłby zawstydzony, że jesteś jego synem!
- Wiesz co, Syriuszu! – odkrzyknął Harry, ani trochę nie wystraszony. – W tym momencie wstydzę się tego, że jestem jego synem! I twoim chrześniakiem! Severus przyznał, że mylił się co do mnie, wiesz? Nawet przeprosił, że traktował mnie tak źle w szkole. Dlaczego ty nie możesz zrobić tego samego?
- Bo nie umiem znieść tego cholernego drania! – krzyknął Syriusz. – Co ci się stało w tym roku, Harry?
- Dorosłem – powiedział Harry otwarcie. – Puść mnie, Syriuszu.
- Snape ma na ciebie jakiś wpływ…
- Powiedziałem puść mnie! – warknął Harry. Kiedy Syriusz wciąż go nie puszczał, wściekły animag zmienił się swoją jastrzębią formę i wyślizgnął się z uścisku starszego czarodzieja, wystrzeliwując w powietrze i skrzecząc z wściekłością oraz udręką.
Zanim Syriusz mógł się poruszyć, Freedom zanurkował na niego, jego szpony zamknęły się.
Severus ociągał się w kuchni, starając się zignorować krzyki w drugim pokoju. Ale kiedy usłyszał wściekły skrzek Freedoma, zerwał się i wparował do salony, nie będąc w stanie zignorować cierpienia swojego chowańca. Wparował do salonu w chwili, gdy jastrząb zanurkował na Blacka.
Syriusz nawet nie miał szans. Freedom uderzył go prosto w głowę, mocno go obijając. Kolana ugięły się pod wyższym czarodziejem i ten krzyknął. Potem potrząsnął pięścią w stronę jastrzębia i wrzasnął:
- Za co to, do cholery, było, Harry? Do cholery, to bolało! Przestań, zanim naprawdę stracę kontrolę.
Próbuję wbić ci do głowy nieco, ty cholerny dupku!
- Przeklnij go, Black, a będziesz marzył, że nie zostałeś w Azkabanie z dementorami – warknął ostrzegawczo Severus.
Syriusz odwrócił się do niego.
- To wszystko twoja wina, Smarku! Zwróciłeś go przeciw mnie! – Sięgnął po swoją różdżkę, ale Freedom znów rzucił się na niego, skrzecząc, i ostro przygryzł jego dłoń.
- Auuu! Harry, przestań! – Syriusz potrząsnął ręką, która lekko krwawiła.
Freedom zawisł na wysokości jego twarzy, jego oczy błyszczały złością, i syknął z dezaprobatą. Nie! Ty przestań być idiotą i próbować przekląć Severusa, do cholery!
- Przestań w tej chwili, Harry Jamesie Potterze! Ugryź mnie ponownie, zgniły bachorze, a przysięgam, spiorę ci tyłek tak, jak zrobiłby to twój ojciec, gdyby tu był! – szalał Syriuszu.
Ha! Musiałbyś mnie najpierw złapać, a do tego potrzebujesz skrzydeł. I nie jesteś moim ojcem, Syriuszu, więc nawet tego nie próbuj!
- Dotknij go, Black, a pourywam ci cholerne palce – zagroził jedwabiście Severus, ale pod owym jedwabiem był stal i niewątpliwe ostrzeżenie.
- Za kogo ty się, do cholery, uważasz, Snape?
- Jestem jego opiekunem, Black, i moim zadaniem jest dyscyplinowanie go, nie twoim. Więc choć raz trzymaj ręce przy sobie – wypluł Severus, a jego oczy rozbłysły. – Co mu zrobiłeś, że cię zaatakował? Ponieważ nie zrobiłby tego bez powodu.
Syriusz zacisną szczękę. Potem warknął:
- Nie odpowiadam przed tobą, Snape! To jest mój dom, i gdybyś nie był cholernym członkiem Zakonu, wykopałbym cię z niego bez chwili zastanowienia!
- Nie musisz się kłopotać – wycedził Snape. – Wyjdę, gdy tylko spotkanie się skończy. Nie mam potrzeby zwlekać i pozostawać w tym podupadłym wraku. Freedom, do mnie!
Freedom zrobił dwa okrążenia, po czym w końcu spoczął na ramieniu Severusa.
Syriusz zbladł.
- Jakie zaklęcie na niego rzuciłeś, Snape?
- Black, o czym ty bełkoczesz?
- Nie zawracaj sobie głowy zaprzeczaniem! Zatrułeś umysł Harry’ego przeciwko mnie!
- Jesteś głupcem. Nawet o tobie nie rozmawialiśmy, Black. Mieliśmy ważniejsze tematy.
- Kłamca! Sprawiłeś, że cię polubił, a zawsze cię nienawidził!
- Naprawdę? To dlatego krzyczysz jak szaleniec? – Severus uśmiechnął się ironicznie. – Ponieważ bronił mnie przed tobą?
- Cholerna prawda! Mój Harry nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
Oczy Severusa zwęziły się.
- Twój Harry zmienił się, od kiedy ostatni raz go widziałeś, Black.
- Zrobiłeś z niego sympatyka Ślizgonów, draniu!
- I co w tym złego? Najwyższy czas, byście wy, głupi Gryfoni, zrozumieli prawdę.
- Jaką prawdę? Że wy wszyscy jesteście niewolnikami Sam Wiesz Kogo?
Wargi Severusa wykrzywiły się.
- Nie, idioto. Że Ślizgoni są zarówno dobrzy i źli, jak wszyscy inni.
- Jak ty?
Severus spojrzał mu w oczy, a jego oczy zabłysły.
- Wszyscy mamy w sobie mrok, Black. Już dawno zapoznałem się z moim. Może byłoby dobrze, gdybyś zrobił to samo. Albo nie. To twój wybór. Ale będziesz mógł obwiniać tylko siebie, jeśli cię pochłonie.
- Odpierdol się, Smarkerusie! Nie potrzebuję rady od kogoś takiego, jak ty!
- To nie jest rada, to ostrzeżenie.
- Nie jestem mrocznym czarodziejem, Snape! Nigdy nie byłem! To twoja działka, śmierciożerco!
- Nie? Nazwałbyś to, że niemal zabiłeś innego ucznia czynem dobra? Spójrz we własną duszę, Black, nim pozwolisz sobie mnie oceniać! – Odwrócił się, by odejść z Freedomem wciąż siedzącym na jego ramieniu.
Syriusz sięgnął i chwycił go za ramię.
- Chcę odpowiedzi na moje pytanie!
Severus odwrócił się.
- Nie dotykaj mnie! – syknął, chwytając za różdżkę. – Niczego ci nie jestem winien, Black, a tym bardziej odpowiedzi na twoje idiotyczne pytanie. Już to powinieneś wiedzieć, bez mojego słowa, jeśli kiedykolwiek użyłeś mózgu do czegoś konstruktywnego.
- Powiedz mi, do cholery! – zawył Syriusz. – Powiedz mi, co zrobiłeś mojemu chrześniakowi!
Snape wyswobodził się z uścisku drugiego czarodzieja.
- Nic, Black. Poza tym, że zostałem jego mentorem i opiekunem. I dotrzymałem obietnicy, którą złożyłem lata temu. Jaka matka, taki syn.
Syriusz wzdrygnął się, mierząc Snape’a od stóp do głów morderczym spojrzeniem.
- Nienawidzę cię. Ukradłeś mi go.
- Nie. On nigdy nie był twój. Należy do siebie samego i to są jego wybory. Nie możesz włożyć jastrzębia do klatki, Black. Jesteś głupcem, jeśli choćby spróbujesz.
Syriusz wyciągnął różdżkę.
- Powinienem przekląć cię na kawałeczki.
Severus nie był zmieszany.
- Nie zrobisz tego.
- Skąd wiesz? – wychrypił.
- Ponieważ nie zaryzykujesz, że zyskasz sobie jego nienawiść, Black. A jeśli mnie zranisz, on cię znienawidzi. – Jastrząb na jego ramieniu pozostał cicho, spoglądając na Syriusza wściekłymi i zbolałymi bursztynowymi oczami.
Posłuchaj go, Syriuszu, proszę! Choć raz w swoim cholernym życiu, zamknij się i SŁUCHAJ! – zaskrzeczał ze złością Freedom.
Syriusz przeklął z wściekłością i wepchnął różdżkę z powrotem do kieszeni.
- Niech cię cholera, Snape! Dlaczego to musiałeś być ty? Zniósłbym każdą inną osobę.
- Jaka szkoda – powiedział bez współczucia Snape. – Jak mówią moi uczniowie, Black – pogódź się z tym.
Syriusz poczerwieniał.
- Bawi cię to, ty tłusty draniu! To twoja zemsta za te wszystkie razy, gdy w szkole oberwałeś ode mnie klątwą.
- Masz urojenia, Black. Moja zemsta byłaby o wiele gorsza niż to oraz o wiele bardziej boleśniejsza niż zaprzyjaźnienie się z piętnastolatkiem.
- To nie tak miało być. Ja miałem być jego opiekunem, nie ty!
- Teraz ma to wątpliwe znaczenie. To dokonane, pogódź się z tym.
- Mogę o niego walczyć! Jesteś byłym śmierciożercą!
- A ty byłym skazańcem. Obaj będziemy uważani za nieodpowiednich, durniu, według standardów Ministerstwa. Dokonał wyboru, Black. Uszanuj go.
- Dlaczego powinienem? – zapytał z rozdrażnieniem Syriusz.
- Ponieważ on na to zasługuje. Bez względu na to, czy się z tym zgadzasz, czy nie. – I z tymi słowami, Snape odwrócił się na pięcie i zostawił Syriusza na środku salonu, żeby mógł gotować się, zastanawiać i zaciskać zęby nad nowym zachowaniem swojego chrześniaka.
Piętnaście minut później, ogień rozpalił się i Remus Lupin przeszedł przez Fiuu.
- Cześć, łapo – powitał starego przyjaciela.
Syriusz podbiegł do niego.
- Dzięki Merlinowi! Musisz przemówić Harry’emu do rozsądku, Remusie!
- Co? Dlaczego?
- Ponieważ stał się podopiecznym Snape’a, dlatego! On oszalał, Lunatyku! Bronił drania przede mną!
Lupin uniósł brew.
- To dlatego Snape zwołał to spotkanie?
- Nie wiem i w tej chwili nie mogłoby mnie to obchodzić mniej. Musisz mi pomóc przekonać Harry’ego, że Snape nie jest wart zaufania.
- Syriuszu, zawsze byłeś ślepy na to, jaki naprawdę jest Snape… Zacznij od początku, proszę.
I Syriusz tak zrobił, mówiąc mu, co niedawno powiedział Harry. Niemal dotarli do końca, gdy kominek zaczął rozjaśniać się w kółko i przybyła reszta członków Zakonu, z którymi skontaktował się Snape. Wszyscy, poza dyrektorem i Hagridem.
Remus położył dłoń na ramieniu Syriusza.
- Możemy porozmawiać o tym później. Zobaczmy, co jest tak pilne, że Severus musiał zwołać niemal wszystkich. Nigdy tego nie robił, to musi być coś całkiem ważnego.
- Jakby mnie obchodziło, co ma do powiedzenia.
- Syriuszu – zganił Remus. – Jesteś członkiem Zakonu czy nadąsanym dzieckiem?
Syriusz nie kłopotał się odpowiadaniem, zwyczajnie podążył za Remusem do jadalni, gdzie miało odbyć się spotkanie. Stworek rozstawił na stole przekąski i napoje.
- O co chodzi, Syri? – zapytał Tonks, a jej włosy zmieniły się z różowego koloru gumy balonowej na fiolet.
- Skąd mam wiedzieć. Ale lepiej żeby Smarkerus miał do powiedzenia coś wartego mojego czasu. – Odsunął krzesło i usiadł na końcu stołu najdalej od Snape’a.
Tonks usiadła obok niego, a Remus po drugiej jego stronie. Inni członkowie Zakonu, Weasleyowie, Moody, Fletcher, Shacklebolt, McGonagall i reszta, usiedli wokół stołu. Wszyscy unieśli pytająco wzrok na Severusa, czekając, aż zacznie.


Według Worda, ten rozdział ma dokładnie 6 666 wyrazów XD 

środa, 7 sierpnia 2019

CP - Rozdział 20 - Oklumencja



Następnego ranka Remus wyciągnął Syriusza z łóżka okropnie wcześnie. To, co zaczęło się od przyjacielskiej pobudki szybko zmieniło się w „wojnę na klątwy”, zmuszając Harry’ego do szukania kryjówki, czyli wszędzie poza Kwaterami Huncwotów. Na szczęście Harry był już przebrany w mundurek, więc musiał tylko chwycić szkolną torbę, już wypełnioną wszystkim, co potrzebował na dzisiejsze zajęcia, po czym pobiec do Wielkiej Sali.
Ku jego zaskoczeniu kilku uczniów już jadło śniadanie przy stole Krukonów, choć wszyscy wyglądali na nieco zmęczonych. Przy stole prezydialnym siedzieli profesor McGonagall, Snape i Flitwick, również wyglądający na nieco wyczerpanych. Harry musiał się zastanowić, jak zeszłej nocy poszły rozmowy, ale sądząc po stanie trójki Opiekunów Domów, nie poszły gładko. Zorientował się, że rozmowa z Gryfonami była inna, ponieważ część wykładu zawierała mówienie o kimś źle traktowanym, kogo znali. To wiązało się z wzięciem tego osobiście, ponieważ nikt w Domu Gryffindora nie powiedział ani słowa o tym, jak Umbridge zachowywała się w stosunku do Harry’ego.
Siadając przy stole Gryffindoru, Harry zaczął bezmyślnie nakładać jedzenie na talerz. Był zdenerwowany przed swoją dzisiejszą pierwszą lekcją oklumencji, jak również pierwszymi zajęciami obrony z Syriuszem. Animag był dobrym nauczycielem, ale z pewnością robił wszystko na swój sposób. Praktyczne podejście Syriusza było całkowicie przeciwnym do zdania Umbridge. Syriusz był zdegustowany książką Umbridge i otwarcie oświadczył, że najprawdopodobniej będzie musiał jeszcze raz zacząć ten rok od początku, by naprawić zniszczenia. Jak jedna osoba mogła wywołać tyle zniszczeń w tak krótkim czasie?
Harry został wyrwany z myśli, gdy Ron, Hermiona, Neville i Ginny usiedli wokół niego. Wszyscy wyglądali na śpiących, co sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, co w rzeczywistości stało się zeszłego wieczora. Ta rozmowa nie powinna być, aż tak zła.
- Eee… ciężka noc? – zapytał z ciekawością Harry.
Ron spojrzał na Harry’ego i westchnął.
- Było wiele pytań – przyznał. – Zanim doszliśmy do Wieży, wszyscy już usłyszeli o krwawym piórze, ale niewielu wiedziało, co to. Miałeś rację, Harry. Właściwie nie ma sposobu dowiedzieć się o nielegalnych przedmiotach, póki się ich osobiście nie doświadczy. McGonagall opowiedziała nam o różnych typach nadużyć i jest to coś, bez czego zdecydowanie mógłbym przeżyć. Znaczy… kto jest na tyle chory, by zrobić coś takiego dziecku?
- Byłbyś zaskoczony – wymamrotał Harry, sprawiając, że wszyscy spojrzeli na niego w szoku. – Ale nie mnie! – wykrzyknął i wszyscy się odprężyli. – Chodziło mi o to, że to się zdarza, a przynajmniej w mugolskim świecie. To dlatego ludzie mówią swoim dzieciom, by nie odchodzić i rozmawiać z obcymi. Nie wszystkie drapieżniki to zwierzęta, Ron… eee, może zwyczajnie nie wyglądają jak zwierzęta.
- Chyba Moody nie żartował, kiedy mówił nam o stałej czujności – powiedziała Ginny, sprawiając, że kilka osób skinęła głową w zgodzie. – Więc… Harry, czego możemy się spodziewać od profesora Blacka?
Twarze wszystkich zmieniły się z przygnębionych do przejętych, a Harry uśmiechnął się.
- Z pewnością nie jest w ogóle podobny do Umbridge – powiedział szczerze Harry. – Prawdopodobnie będzie próbował w tym tygodniu okryć, jak wiele wszyscy wiedzą, nim rzeczywiście zacznie nauczać. Ponieważ wie o GD…
- CO!
 Harry był zaskoczony tym zbiorowym wybuchem, po czym przypomniał sobie, że zapomniał wspomnieć o tym zeszłego wieczora.
- Powiedziałem Syriuszowi i Remusowi i GD przed przesłuchaniem – powiedział, wzruszając ramionami. – Syriusz nie był wtedy nauczycielem, więc nie uważałem, że wielka rzecz, jeśli się dowie. Remus zaakceptował grupę, a Syriusz był nieco zdenerwowany, że przeciwstawialiśmy się Ministerstwu i on o tym nie wiedział.
Fred i George wyszczerzyli się.
- Mówi jak prawdziwy Huncwot – powiedział dumnie George. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że będziemy się uczyć od Huncwota… i to samego Syriusza Blacka!
Harry spojrzał na George’a z uniesioną brwią. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Wiedział, że Fred i George ubóstwiali Huncwotów, ale Harry’emu naprawdę nie podobał się sposób, w jaki mówił George. Jak wielu innych myślało, że Syriusz zmienił się z uciekiniera z Azkabanu w celebry tę, zamiast widzieć w nim prawdziwego Syriusza Blacka?
- Mam wam przypomnieć, że już nauczał was Remus, który też jest byłym Huncwotem? – zapytał Harry. – I nawet nie ważcie się mówić o nim w taki sposób, jeśli będzie mógł to usłyszeć. I tak jest już dość zdenerwowany.
Fred i George skinęli głową i skupili uwagę z powrotem na swoich talerzach. Harry wiedział, że wielu przymykało oko na przeszłość Remusa w Hogwarcie, ponieważ był tak rozsądny, że nie trzymał urazy w stosunku do komentarzy George’a. Zwyczajnie tak bronił opiekunów i zniekształconej opinii czarodziejskiego świata na ich temat, zwłaszcza przy tym, co stało się ostatnio.
Ron odwrócił się i spojrzał na Harry’ego poważnym wyrazem twarzy.
- Nic ci nie jest, prawda? – zapytał. – Mama i tata powiedzieli nam, żeby nic nie mówić, więc jeśli nie będziesz chciał rozmawiać, nie musisz. Chyba chcę tylko się upewnić, że… cóż…
- Nic mi nie jest? – zaproponował Harry, sprawiając, że Ron uśmiechnął się lekko. – Jestem cały i mówię poważnie. Syriusz i Remus pomogli mi przejść przez to wszystko. Sądzę, że konfrontacja z nią też pomogła. Przepraszam, że to wszystko ukrywałem, ale szczerze myślałem, że robiłem coś dobrego i nie myślałem, że jest coś, co ktoś inny mógłby zrobić. Wiedziałem tylko, że Umbridge ma za sobą całe Ministerstwo. Knot twierdzi, że nie wiedział o piórze, ale wiedział, że uznawała, że próbuję sforsować „Punkt Widzenia Ministerstwa”.
- Wciąż powinieneś był nam powiedzieć, Harry – stwierdziła łagodnie Hermiona. – Znaleźlibyśmy sposób, by ci pomóc, nawet jeśli byłoby to tylko emocjonalne wsparcie.
Ron spojrzał na prawą rękę Harry’ego, po czym zerknął na Harry’ego zdezorientowany. Nie trzeba było być mózgowcem, by wiedzieć, czego szukał.
- Eee… a co się stało z blizną? – zapytał z ciekawością. – Bill powiedział nam, że ją widział i że wyglądała boleśnie.
Harry spojrzał na nienaznaczoną skórę na wierzchu swojej prawej dłoni.
- Fawkes ją dla mnie uleczył pewnego ranka – powiedział, wzruszając ramionami. – Cieszę się z tego powodu. Nie potrzebuję ciągłego przypomnienia o tym wydarzeniu. – Spojrzał na ludzi wokół niego i zobaczył mieszaninę współczucia i zdumienia. – Poważnie, nic mi nie jest. Umbridge nie może się do mnie zbliżyć i nie musimy już siedzieć na tym, co nazywała zajęciami.
- To dobrze, ale to nie jest wymówka do tego, co się wydarzyło, Harry – powiedział poważnie Fred. – Jesteś częścią naszej rodziny, co oznacza, że naszym zadaniem jest dbać o młodsze rodzeństwo. – Spojrzał na George’a, który skinął głową, po czym kontynuował. – Wiemy, że teraz jest inaczej, skoro są tutaj twoi opiekunowie i w ogóle, ale jesteśmy tu, jeśli będziesz nas potrzebował.
-Ponieważ wiemy, że są pewne rzeczy, o których nie da się porozmawiać z dorosłymi – dodał George z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry, profesorze! – powiedziała Hermiona, sprawiając, że wszyscy szybko unieśli wzrok i zobaczyli Syriusza idącego w stronę Harry’ego.
- Dzień dobry, Hermiono – powiedział Syriusz z uśmiechem, zatrzymując się za Harrym i ścisnął uspokajająco ramię nastolatka. – Przyznam, że pewnie minie trochę czasu, nim przyzwyczaję się do bycia nazywanym profesorem. I Harry, będę potrzebował potem twojej pomocy przy małej zemście na Lunatyku, ponieważ uznałeś, że mnie dziś rano opuścisz, gdy zaczął rzucać we mnie klątwy.
Harry uśmiechnął się ironicznie na to wspomnienie.
- Chyba pamiętam, że oddałeś tak wiele klątw, ile dostałeś – powiedział od niechcenia. – Jesteś zwyczajnie zmartwiony, ponieważ Remus walczył tak nieczysto, jak zwykle ty walczysz.
- Ja? – powiedział Syriusz w udawanej obrazie, sprawiając, że kilka osób w pobliżu zachichotało na ich przekomarzanie. – Miałbym walczyć nieczysto? Nigdy! Ja walczę, by wygrać. To różnica, Harry. W nieczystej walce chodzi o wykorzystywanie tanich chwytów, kiedy nie musisz. Walka, by wygrać to używanie każdej możliwości, by pokonać przeciwnika.
Harry prychnął. Czasami lepiej było zwyczajnie zaakceptować „logikę Syriusza”, bez względu na to, jak brzmiała nielogicznie.
- Tak, to było tak przejrzyste jak woda w klozecie – powiedział sarkastycznie. – Jeśli chcesz zemsty na Remusie, spoko, ale działasz sam. Cenię swoje życie i dostanie się w sam środek wojny na żarty nie jest moją bajką.
- Wojna na żarty! – zapytał z zapałem Fred. – Gdzie możemy się zapisać?
Syriusz uśmiechnął się psotnie do bliźniaków.
- Pomówimy później – powiedział, mrugając do nich i po raz kolejny ścisnął ramię Harry’ego, po czym go puścił. – Bawcie się dzisiaj dobrze i nie umiem się doczekać, aż was zobaczę dzisiaj w klasie, dzieciaki. – Wszyscy pożegnali się z ekscytacją, a Syriusz skierował się w stronę stołu nauczycielskiego.
Wkrótce nadszedł czas na zajęcia i wszyscy wyszli z Wielkiej Sali na swoje pierwsze lekcje tego dnia. Po niewiarygodnie nudnej historii magii, Harry musiał zmierzyć się z podwójnymi eliksirami z profesorem Snapem, który był zaskakująco cichy.  Prawie nie robił tak wielu komentarzy o niekompetentnych durni, jak zwykle. Na szczęście żaden kociołek nie eksplodował, co gwarantowałoby wielobarwny wybuch Snape’a.
Wróżbiarstwo znacznie się ciągnęło, podczas gdy Harry i Ron desperacko próbowali się nie śmiać, gdy profesor Trelawney przewidywała śmierć Umbridge, choć wszyscy musieli przyznać, że nigdy nie widzieli tak szczęśliwej nauczycielski wróżbiarstwa. Prawdopodobnie były to pierwsze zajęcia od dłuższego czasu, podczas których Trelawney nie przewidywała bolesnej śmierci Harry’ego, więc były to dobre zajęcia, a przynajmniej powinny być, ale to by było zwyczajnie złe.
W końcu nadszedł czas na obronę przed czarną magią. Wchodząc do klasy, Harry musiał się uśmiechnąć na widok Syriusza, siedzącego na biurku nauczyciela i przeglądającego „Magiczną Teorię Obrony” Wilberta Slinkharda. Ron pociągnął Harry’ego na miejsca na przedzie klasy, podekscytowany rozpoczęciem zajęć. Syriusz uniósł wzrok na Harry’ego i mrugnął do niego, po czym skupił uwagę z powrotem na książce. Wkrótce klasa wypełniła się i zajęcia rozpoczęły się.
- W porząsiu – powiedział Syriusz, zeskakując z biurka i zamykając książkę. – Dzień dobry! Jak już wszyscy słyszeliście, jestem waszym nowym nauczycielem obrony przed czarną magią i nazywam się Syriusz Black. Mamy całkiem sporo do nadrobienia, jeśli wszyscy macie być przygotowani do SUMów, a jeśli uczyliście się tych śmieci, to z pewnością jest to robota stworzona dla mnie. – Syriusz podszedł do kosza na śmieci i wrzucił do niego książkę. – Według wytycznych SUMów, będziecie mieli dwa egzaminy: jeden teoretyczny i jeden praktyczny. W poniedziałki będziemy pracować nad teorią stojącą za zaklęciami, a we wtorki nad samymi zaklęciami w postaci pojedynków z manekinami i między wami samymi.
W klasie rozległy się podekscytowane szepty, uciszone przez cierpliwe spojrzenie Syriusza.
- Co do dzisiejszych zajęć, obawiam się, że nie będą zbyt ekscytujące – kontynuował Syriusz, stając przed swoim biurkiem. – Proszę, by wszyscy wyjęli pergaminy, atrament i pióro. Przez następne dwadzieścia minut będziecie opisywać wasze doświadczenie w zakresie obrony i chcę, żebyście byli całkowicie szczerzy. – Syriusz spojrzał na Rona i Hermionę, którzy wyglądali na lekko zmieszanych. – Muszę wiedzieć, co wy wiecie, żebym mógł was odpowiednio przygotować. Bezsensowne uczyć was zaawansowanych zaklęć, jeśli nawet nie chwytacie podstaw.
Wszyscy wykonali polecenie. Harry już miał za nimi podążyć, kiedy Syriusz podszedł do jego boku.
- Ty nie musisz tego robić, Rogasiątko – wyszeptał Syriusz do uch Harry’ego. – Zamiast tego napisz, kto jest w tej waszej grupie i co przerobiliście, w porządku?
Harry skinął głową i zaczął tworzyć listę. Już wiedział, co Syriusz planuje. Ponieważ nie wszyscy należeli do GD, więc będzie szeroki zakres poziomów. Gdy czas się skończył, wszyscy oddali pergaminy i Syriusz szybko przejrzał je, po czym posortował w dwie kupki. Potem wziął większą i przekartkował ją palcem, po czym skupił całkowitą uwagę na uczniów.
- No to zaczynamy…
^^^
Tego wieczora na kolacji ci, którzy wysiedzieli na zajęciach z Syriuszem nie mogli przestać mówić o nowym nauczycielu. Pierwszy raz uczniowie wydawali się podekscytowani otrzymaniem pracy domowej, co zwyczajnie wydawało się złe, ale po Umbridge i jej lekcjach, uczniowie cieszyli się, że mogli się w rzeczywistości czegoś nauczyć. Piąty rocznik miał na wtorek esej o klątwach, zaklęciach i urokach używanych podczas pojedynków, co miało im pomóc z wtorkowymi praktycznymi zajęciami, o czym każdy piąto roczny Gryfon mówił z ekscytacją.
Harry zjadł szybko, słuchając rozmów wokół niego. Miał nieco poniżej godziny, nim zacznie się jego pierwsza lekcja oklumencji i powiedzenie, że był zdenerwowany było niedopowiedzeniem. Przeczytał niemal połowę pierwszej książki, ale wciąż nie miał jasnego pojęcia, jak właściwie organizować myśli i tworzyć fortecę, by chronić umysł przed Voldemortem. Zgodnie z rzeczywistością, Harry potrzebował więcej czasu, ale profesor Snape nie był osobą, która dawała przysługi, zwłaszcza że Mistrz Eliksirów już wykorzystywał swój własny czas, by pomóc komuś, kogo nawet nie lubił.
Wpół do szóstej Harry zakończył jedzenie i pożegnał się z Ronem i Hermioną, po czym ruszył do gabinetu Syriusza. Póki wiedzieli, że spędza czas ze swoimi opiekunami, Ron i Hermiona nie będą zbyt podekscytowani, żeby o tym słuchać. Harry nie przegapił zawiedzionych spojrzeń na twarzach Rona i Hermiony. Wciąż mieli nadzieję usłyszeć, co się stało na przesłuchaniu, tak jak wszyscy inni.
Posiadanie Syriusza i Remusa w Hogwarcie będzie wymagało nieco przystosowania się. Pierwszym instynktem Harry’ego było pobiegnięcie do Syriusza i Remusa, kiedy potrzebował z kimś porozmawiać, nie do Rona i Hermiony. Po tym wszystkim, co się działo, Harry zwyczajnie czuł się bardziej komfortowo, zwracając się do opiekunów, niż do przyjaciół. Wiedział, że wiele wspólnego ma z tym fakt, że Syriusz i Remus wiedzieli o wszystkim, w przeciwieństwie do Rona i Hermiony. Harry wiedział, że musi znaleźć sposób, jak powiedzieć im o wybuchach, ale tak samo nie mógł powiedzieć im o lekcjach oklumencji. Profesor Snape wyraził się jasno, że ma to pozostać tajemnicą.
Docierając do biura Syriusza, Harry odetchnął, po czym zastukał w drzwi, odskakując, gdy drzwi sekundę później otworzyły się, ukazując uśmiechniętą twarz Syriusza. Harry próbował odpowiedzieć uśmiechem, ale wiedział, że nie był on szczery. Syriusz musiał zauważyć zdenerwowanie Harry’ego, ponieważ jednym ruchem ramienia zagarnął chłopaka do biura i owinął rękę wokół niego. Dekoracja pokoju zdecydowanie się zmieniła. Wcześniej nie było tam nic poza kotami. Zamiast nich były szafki z książkami, a nad kominkiem był obraz, który Harry dał Syriuszowi i Remusowi na Święta. Z pewnością wyglądało to lepiej niż wcześniej.
Harry usiadł przed biurkiem Syriusza, rzucając jednocześnie torbę na podłogę.
- I jak pana pierwszy dzień, profesorze? – zapytał z ciekawością.
Syriusz skrzywił się, po czym poczochrał włosy Harry’ego.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak więcej, niż musisz – błagał. – Samo usłyszenie „profesorze Black” powoduje u mnie wzdrygnięcie. Lunatyka bardzo to bawi. Wciąż staram się wymyślić adekwatny żart, żeby odpłacić mu się za dzisiejszy poranek.
Dźwięk otwieranych szybko drzwi zaskoczył Harry’ego i Syriusza, sprawiając, że chwycili za różdżki, odwracając się do drzwi. Odprężyli się sekundę później, kiedy Remus wbiegł do środka z kawałkiem pergaminu w ręce i uśmiechem na twarzy.
- Dumbledore właśnie otrzymał wiadomość w sprawie Umbridge! – powiedział radośnie Remus. – Św. Mungo oświadczyło, że jest mentalnie zdrowa. Właśnie została skazana na dwa lata za rzucenie zaklęcie niewybaczalnego i kolejne dwa za to, jak cię traktowała, Harry. Pani Bones oświadczyła również, że zostanie przeprowadzone śledztwo w sprawie roli Knota w tym wszystkim. Wygraliśmy!
Harry popatrzył na Remusa zdezorientowany, odkładając różdżkę do kabury.
- Więc właśnie udowodnili, że Umbridge nie jest szalona, żeby mogli zamknąć ją w miejscu, które uczyni z niej szaleńca – wywnioskował, po czym potrząsnął głową, kiedy Syriusz i Remus skinęli głowami. – To popaprane. Azkaban może jej zrobić cokolwiek, nie obchodzi mnie to, ale to dla mnie całkowicie bez sensu.
Syriusz zachichotał, pociągając Harry’ego do uścisku.
- Może to nie ma sensu, ale właśnie na to zasługiwała – powiedział szczerze. – Cóż, legalnie to jest coś, na co zasługiwała. Chciałbym tylko dostać pięć minut…
- Syriuszu – ostrzegł Remus. – Nie dawaj Harry’emu pomysłów.
Wybuch zielonych płomieni szybko zakończył rozmowę, a zaraz potem profesor Snape wyszedł z kominka. Zerknął na scenę przed sobą i uśmiechnął się szyderczo, ale pozostał cicho, zakładając ramiona na piersi. Cicha wiadomość wyraźnie świadczyła, że profesor Snape miał teraz prawo przemawiać i czas na spotkanie rodzinne będzie później.
- Dobry wieczór, Severusie – powiedział Remus, kiwając głową, po czym spojrzał na Harry’ego i Syriusza. – Zobaczymy się później. Nie sprawiaj problemów, Syriuszu.
- Dlaczego wszyscy zakładają, że będę sprawiał problemy? – zapytał Syriusz z irytacją. Cisza. Remus i Harry tylko spojrzeli na niego, podczas gdy oczy profesora Snape’a zwęziły się. – Dobra! – powiedział Syriusz, podchodząc do biurka i siadając – wyglądał jak nadąsane dziecko.
Remus potrząsnął głową i pożegnał się, po czym wyszedł z pokoju. Biorąc nerwowy oddech, Harry odwrócił się do profesora Snape’a, który wciąż piorunował Syriusza wzrokiem. To może być problem. Syriusz i profesor Snape trzymali do siebie wielką urazę. Harry miał tylko nadzieję, że nie będą wciąż patrzeć na siebie tak, jakby mieli się wzajemnie przekląć na śmierć. To budziło wielką grozę.
- Jedno słowo, Black, a będziesz zmuszony wyjść – ostrzegł profesor Snape. – Nie zapominaj, że jestem tu, by pomóc uratować kruchy umysł twojego cennego chrześniaka.
Syriusz odetchnął ostro, oddając wściekłe spojrzenie Snape’owi.
- Daj mi tylko powód, Snape – warknął. – Nie mam problemu z wykonaniem swojej zemsty na Umbridge na tobie.
Ramiona Harry’ego opadły, gdy sięgnął do torby i wyciągnął książkę o oklumencji. To z pewnością nie był początek, na jaki miał nadzieję.
- Proszę pana – powiedział Harry, zwracając się do profesora Snape’a. – Rozumiem, że zorganizowanie myśli pomaga w zwiększeniu obrony, ale póki co nie zrozumiałem, jak coś tak prostego może stworzyć barierę przed mentalnymi atakami. Spędziłem miesiące na kontrolowaniu własnych emocji, a jednak Voldemort wciąż dostał się do mojej głowy.
Profesor Snape skupił uwagę na Harrym.
- Pierwsza zasada, Potter – wypluł. – Nie będziesz wymawiał imienia Czarnego Pana. – Harry tylko zamrugał, nie będąc w stanie wymyślić, co powiedzieć. Nie tego spodziewał się po szpiegu Zakonu. – Masz rację. Właściwe tworzenie „barier” wokół umysłu, jak to nazwałeś, nie jest tak proste, jak obrazuje to książka. Musisz zamknąć uczucia i wspomnienia, żeby ci, którzy potrafią legilimencję, jak Czarny Pan, nie mogli wykryć kłamstwa lub nawet naruszyć czyjegoś umysłu. Wiesz, co to jest legilimencję, prawda?
Harry skinął głową, odkładając książkę. Przeczytał, że legilimencję jest używana, by penetrować umysł, lokalizować wspomnienia i uczucia, czy nawet wszczepiać fałszywe wrażenia, tak jak Voldemort mu robił. Czytał też, że przy legilimencji jest niezbędny kontakt oko w oko, ale połączenie z blizną Harry’ego sprawiło, że Harry był specjalnym przypadkiem. Dokładnie jak z wszystkim innym.
Profesor Snape przyciągnął krzesło.
- Usiądź, Potter – nakazał i poczekał, aż Harry wykona polecenie. – A teraz musisz oczyścić umysł z wszystkich myśli i emocji. – Harry zaczął zamykać oczy. – Trzymaj oczy otwarte, Potter. Skoncentruj się na oczyszczaniu umysłu.
Harry patrzył na profesora Snape’a, pozwalając, by jego umysł stał się pustką. Odepchnął zmartwienia i strach na bok, bo teraz mu nie pomogą. Przez chwilę czuł się tak, jakby nic się nie zmieniło, gdy patrzył w czarne oczy Snape’a, nie myśląc o niczym. Uspokajające techniki zaczęły pracować w jego umyśle. Skoncentruj się na dwóch prostych rzeczach: oddychaniu i biciu twojego serca. Harry czuł, jak jego ciało odpręża się, jednak nie przestawał patrzeć. Nie zauważył, jak profesor Snape wyciągnął różdżkę. Wdech, wydech.
- Legilimens! – powiedział cicho profesor Snape.
Biała mgła szybko zblokowała widok Harry’ego i poczuł, jak coś pociąga go w jednym kierunku, ale nie mógł zdefiniować, w którym. Harry walczył, by skoncentrować się tylko na oddychaniu, aż mdła rozproszyła się i znalazł się w swoim pokoju na Privet Drive.
- Ty niewdzięczny dziwaku! – krzyknął wuj Vernon, gdy Harry wylądował na podłodze i spojrzał na swojego wuja. – Jak śmiesz dawać swoim dziwacznym przyjaciołom nasz numer! Nauczę cię szacunku, mały żałosny bachorze, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię!
Nie… Nie… NIE! Nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział! Wystarczająco złe było to, że wszyscy wiedzieli, że coś się wydarzyło. Nie musieli znać szczegółów. Harry zmusił się, by odwrócić głowę i wzrok, natychmiast blokując połączenie. Jego oddech był nieco ciężki, gdy przytrzymał się krzesła, by z niego nie spaść. Poczuł dłoń na plecach, gdy druga odchyliła jego głowę, by ponownie napotkał oczy profesora Snape’a.
- Na początek to było całkiem imponujące, Potter – powiedział chłodno profesor Snape. – Zdołałeś uchylać się zaklęciu przez niemal pięć minut, ale ostatecznie poległeś. Czarny Pan nie zawaha się chwycić za najboleśniejsze wspomnienia, by cię osłabić. – Profesor Snape odsunął się o krok i zerknął na Pottera podejrzliwie. – Potter, czy ktokolwiek kiedykolwiek rozmawiał z tobą o barwnym słownictwie, którego używał twój wuj?
Harry ponownie odwrócił wzrok i zerknął na Syriusza, który klęczał obok niego z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Remus nieco uporczywie zapewniał Harry’ego, że Vernon Dursley źle robił, nazywając go „dziwadłem” i „ciężarem”. Harry wiedział, że jego wuj źle robił, wyładowując na nim złość. Wiedział, że jego krewni nie powinni traktować go jak śmiecia. O czym jeszcze mieli mówić?
Profesor Snape westchnął z frustracją, pocierając oczy.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony – wymamrotał. – Wy, Gryfoni, zwykle nie zauważacie oczywistego. Potter, czy kiedykolwiek się zastanawiałeś, skąd Umbridge wiedziała, co powiedzieć, by wyciągnąć z powrotem wątpliwości wpajane do twojego umysłu, gdy żyłeś ze swoimi krewnymi? Wyraźnie z nim rozmawiała. Jej przemoc słowna była tylko kontynuacją tego, co robił ci twój wuj. To z pewnością wyjaśnia, dlaczego nigdy nic nikomu nie powiedziałeś?
Syriusz westchnął, wstając i ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego.
- Porozmawiamy o tym później – powiedział cicho, po czym spiorunował Snape’a wzrokiem. – Musiałeś wykorzystać najbardziej traumatycznego wspomnienia, jakie tylko mogłeś znaleźć!
Profesor Snape zerknął na Syriusza, poczym skierował spojrzenie z powrotem na Harry’ego.
- Jeszcze raz, Potter – powiedział chłodno. – Black, cofnij się. – Syriusz rzucił mu wściekłe spojrzenie, po czym odszedł do swojego biurka i usiadł. – Jeszcze raz, Potter.
Harry desperacko próbował odepchnąć od siebie wspomnienie wuja i zmusić się do skoncentrowania na oddychaniu i tylko oddychaniu. Wdech i wydech. To przeszłość, a przeszłość już go nie mogła zranić. Wdech, wydech. Vernon Dursley był w więzieniu. Wdech, wydech. Harry poczuł, jak jego ciało się odprężyło, gdy patrzył prosto przed siebie, ale w rzeczywistości nic nie widząc. W tym roku był przyzwyczajony do wycofywania się do własnego umysłu. To był jedyny sposób, by przetrwać szlabany z Umbridge bez okazywania czegokolwiek.
- Legilimens! – powiedział ponownie profesor Snape.
Kolejny raz w jego umyśle pojawiła się mgła i Harry zaczął się czuć, że jest pociągany w kilku kierunkach jednocześnie. Starał się uwolnić od niewidzialnych rąk, ale nie wypuszczały go. Próbował się wyrwać, ale niewidzialne dłonie zacisnęły uścisk, nie przestając go ciągnąć. Harry zaczął panikować, krzycząc z frustracji i wyrywając się. Mgła zaczęła się rozrzedzać, a głos wypełnił jego głowę.
- Nie Harry, nie Harry, proszę, tylko nie Harry!
- Odsuń się, głupia… odsuń się na bok, już…
Zielone światło błysnęło przed nim, a potem scena się zmieniła. Harry zmusił się do stania prosto przed Quirrellem, mając zablokowaną drogę ucieczki przez płomienie… był w Komnacie, gdy  nastoletni Tom Riddle ujawnił się jako rzeczywisty Voldemort… był przywiązany do nagrobka, gdy pojawił się Voldemort… pojedynkował się z Voldemortem, gdy uderzył w niego trzeci wybuch, powodując niewyobrażalny ból…
PRZESTAŃ! PRZESTAŃ!
Nagle Harry znalazł się z powrotem w biurze Syriusza z różdżką w dłoni, a profesor Snape klęczał przed nim, krzywiąc się z bólu. Harry natychmiast zbladł, upuszczając różdżkę i spadając z krzesła, po czym szybko wycofał się, aż uderzył w ścianę. Co on zrobił? Nawet nie pamiętał, żeby wyciągał różdżkę. Harry patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczami, a Syriusz ukląkł przed nim, blokując nastolatkowi widok profesora Snape’a.
- Harry, uspokój się – powiedział łagodnie Syriusz. – Wszystko w porządku. Tylko się broniłeś. Snape o tym wie. Nie zrobiłeś nic złego. – Przesunął jego głowę, żeby napotkać spojrzenie Harry’ego. – Nic się nie stało, w porządku, dzieciaku? Chciałeś się go pozbyć z głowy, więc go do tego zmusiłeś.
- Jednakże użycie potężnego zaklęcia żądlącego nie było zbyt atrakcyjną metodą – warknął profesor Snape, wstając. – Tym razem walczyłeś mocniej, Potter, jednak pozwoliłeś mi zobaczyć zbyt wiele, nim mnie wypchnąłeś. Musisz walczyć na każdym kroku. Jeszcze raz.
- Daj mu chwilę, Snape! – warknął Syriusz, pomagając Harry’emu podnieść się, po czym odwrócił się do podchodzącego Mistrza Eliksirów, gotów się z nim pojedynkować, jeśli będzie musiał. – Chciałbym zobaczyć, jak można funkcjonować z tobą, kręcącym się po głowie!
- Jak ktokolwiek ma się czegoś nauczyć, jeśli traktuje się go jak bezbronne niemowlę – odparował Snape. – Cieszysz się graniem „kwoki”, Black? Muszę powiedzieć, że ta rola całkiem do ciebie pasuje.
- Wystarczy! – krzyknął Harry, wyswobadzając się z uścisku Syriusza i przesunął się, by stanąć między dwoma dorosłymi czarodziejami. Wiedział, że to bezsensu, jeśli Syriusz i profesor Snape zaczną teraz rzucać na siebie klątwy. – Po prostu to skończmy, nim się pozabijacie.
Snape skrzywił się i skierował różdżkę w Harry’ego.
- Dobrze – wypluł. – Przygotuj się. Raz… dwa… trzy… Legilimens!
Harry ledwie miał czas zacząć odpychać od siebie emocje, nim uderzyło w niego zaklęcie. Po raz kolejny wszystko znalazło się za mgłą i poczuł, że jest pociągany w różnych kierunkach przez niewidzialne dłonie. Natychmiast zaczął walczyć, by się uwolnić od mocnego uchwytu i spróbował utworzyć ścianę, by zablokować te ciągnące dłonie, nękające go, by dał im coś, czego nie chciał dać. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Ciemność zaczęła wkradać się w kąty jego pola widzenia, a odległe głosy odbiły się echem w jego uszach. Nie mógł zrozumieć, co mówiły i nawet nie chciał. Ta chęć tylko dałaby profesorowi Snape’owi dostęp do jego wspomnień. Harry walczył, by zatrzymać mgłę. Walczył, by się wyswobodzić. Jego oddech zaczął przyspieszać, a pot spłynął po bokach jego twarzy. Czuł, jak słabnie, gdy ciemność zwiększała się, wirując wokół niego… pochłaniając go.
Harry miał pięć lat, skulony w swojej komórce pod schodami, desperacko próbując ukryć się przed Dudleyem i jego gangiem… miał niemal trzynaście lat, gdy pod numerem czwartym pierwszy raz spotkał Midnighta… miał czternaście lat i ukrył się w Sowiarni, po tym, jak ogłoszono go czwartym reprezentantem… miał piętnaście lat i bandażował dłoń w jednej z łazienek po swoim szlabanie z Umbridge…
Nie! Przestań! Przestań!
Wspomnienia szybko rozpłynęły się w ciemności, a Harry zdał sobie sprawę, że jego oczy są zamknięte i drży niekontrolowanie, podczas gdy Syriusz trzymał go w ciasnym uścisku. Otwierając oczy, dostrzegł, że profesor Snape odkłada różdżkę. Ignorując goszczące w nim wyczerpanie, Harry wyswobodził się i poruszył się, by ponownie wstać, gotów znów zmierzyć się z profesorem Snapem. Syriusz szybko pomógł mu wstać, po czym zaprowadził go do najbliższego krzesła.
- Uważam, że dzisiaj tylko na tyle cię stać, Potter – powiedział profesor Snape swoim zwykłym przeciągającym samogłoski tonem. – Wciąż pozwalasz mi zobaczyć o wiele za dużo, gdy dostaję się do twoich wspomnień. Jak na twoją pierwszą lekcję, nie było tak fatalnie, jak mogło być. To obiecujące, ale musisz kontynuować pracę nad sobą. Musisz ćwiczyć oczyszczanie umysłu z emocji każdego wieczora przed snem, rozumiesz, Potter? Każdego wieczora.
- Tak jest – powiedział ze zmęczeniem Harry.
- Ponownie spotkamy się w środę, by kontynuować lekcje – powiedział stanowczo profesor Snape.
- Nie mogę, proszę pana – powiedział nerwowo Harry. – W środowe wieczory mam spotkania Rady. Skoro na następne GD mają przyjść nauczyciele, musimy…
- Tak, słyszałem o waszej małej grupie – powiedział niecierpliwie profesor Snape. – Więc w czwartek, o tej samej godzinie. Spodziewam się zobaczyć postępy, Potter.
Harry skinął głową i obserwował, jak profesor Snape podchodzi do kominka, chwyta pełną garść proszku z pobliskiej wazy, wrzuca go w ogień, po czym wchodzi w niego i znika. Zerkając na Syriusza, Harry wiedział, że jego ojciec chrzestny chce coś powiedzieć, ale problem był taki, że Harry był zwyczajnie zbyt zmęczony, by w tym momencie mierzyć się z przeszłością. Miał zbyt wiele pilniejszych spraw, niż zrozumienie, że nazywanie „dziwakiem” przez jego krewnych było przemocą słowną. W tym momencie ważniejsze było trzymanie Voldemorta z dala od swojej głowy, zajęcia, praca domowa, Quidditch i GD.
Po zapewnieniu Syriusza, że porozmawiają o sprawach przeszłości, gdy nie będzie miał tyle zaległości, Harry pobiegł do wieży Gryffindoru, by zacząć zadania domowe. Wciąż było wcześnie, więc niestety, pokój wspólny był pełen ludzi. Harry zdołał uniknąć pytań, nalegając, że ma zadania do dokończenia. Ron i Hermiona skoczyli, by mu pomóc i Harry w mig nadrobił to, co musiał, po czym poszedł spać.
Wróciwszy do swojego dormitorium, Harry skupił się na oczyszczaniu umysłu, przebierając się w piżamę i skulił się na łóżku. Już czuł, jak zabiera go sen, gdy wypełniła go obezwładniająca fala nieopisanej radości. Harry szybko zwalczył to uczucie, desperacko próbując je odepchnąć i w końcu mu się to udało, ale radość wkrótce została zastąpiona przez jego własny strach. To, że Voldemort czuł się szczęśliwy nigdy nie było dobrym znakiem.