Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 31 marca 2018

ZS - Rozdział 5 - Czuwanie



Niewielu uczniów, uczęszczających do Hogwartu kiedykolwiek widziało tak prawdziwie wściekłego Mistrza Eliksirów. Złego – często – szyderczego i sarkastycznego na tyle, by zedrzeć farbę ze ścian – codzienność – ale prawdziwie trawionego przez furię – nigdy.
Do tego wieczora – wieczora zniknięcia Harry’ego Pottera.
Nie żeby wielu uczniów było na korytarzach tego wieczora, by być świadkiem rozpadu Snape’a ze spokojnego chłodnego, racjonalnego człowieka w coś, przez co Norweski Smok Kolczasty dwa razy by pomyślał, czy zionąć ogniem, ale ci, którzy go zobaczyli, natychmiast serdecznie podziękowali tej Mocy, jakąkolwiek czcili, że Snape nie był ich świadom. Spłaszczyli się na kamiennych ścianach albo za posągami, nie zastanawiając się dwa razy pod wpływem instynktu przetrwania, jak przerażone myszy, które dostrzegły krążącego sokoła.
Nie chodziło o to, że piana toczyła się z ust Snape’a czy to, że furia widniała oczywiście na jego rysach twarzy, ponieważ twarz mężczyzny była jak z granitu, bez wyrazu, wąskie usta zaciśnięte były w jego firmowym szyderczym uśmiechu. Wszystko było zarezerwowane dla oczu. Te mroczne baseny mocno wrzały i płonęły furią, a wokół wysokiego czarodzieja unosiła się aura nieuchronnego niebezpieczeństwa, która gwałtownie krzyczała: Uciekaj, jeśli ci życie miłe i nie zatrzymuj się, póki nie zakopiesz się w dziurze na tyle głębokiej, że nikt cię nie znajdzie!
Ci uczniowie wcisnęli się w ściany korytarzy, nie kwestionując tego impulsu, zwyczajnie posłuchali.
Mieli szczęście.
Snape przemknął obok nich, wyczuwając, że tam są, ale nie skupiając się na nich – tylko na drodze powrotnej, by poszukać cholernego złoczyńcy, który ośmielił się naruszyć jego prywatne zapasy. To nie sama kradzież sprawiła, że eksplodował, ale też bezczelność i lekceważenie jego prywatności. Snape był człowiekiem o intensywnym poczuciu prywatności – to było niemal wymagane w jego pracy, skoro był kim był – podwójnym szpiegiem. Miał zbyt wiele sekretów, by kiedykolwiek mógł czuć się komfortowo, gdy ktoś wpadał z niezapowiedzianą wizytą – był zbyt zraniony i okaleczony w przeszłości, by kiedykolwiek zaufać komuś w pełni. Doskonale się nauczył, że ludzie często zdradzają i ranią, gdy najmniej się tego spodziewasz, więc lepiej trzymać się na uboczu, strzegąc tak zazdrośnie tego, co jego.
Jedną z tych rzeczy były jego eliksiry. Jako dziecko, nigdy nie miał niczego, co naprawdę mógł nazwać swoim – poza różdżką, jego książki były z drugiej ręki, tak jak ubrania, nigdy nie mógł pozwolić sobie na zwierzaka czy miotłę, nie żeby jego ojciec-tyran kiedykolwiek miał pozwolić na takie rzeczy w jego domu, a odrapany pokój Severusa był dziennie poddawany „inspekcjom” Tobiasza, sprawdzającego jakiekolwiek ślady zakazanej magicznej aparatury. Jego ojciec wsadzał swój nienormalnie duży nos w każdą wnękę i szczelinę, nie zważając na uczucia syna czy zwyczajną przyzwoitość, mając nadzieję, że go przyłapie, szukając jakiejkolwiek wymówki, by mieć coś na niego za to, że urodził się czarodziejem.
Żołądek Severusa wciąż skręcał się, przypominając sobie, jak Tobiasz rozdziera jego szafkę z bielizną – podnosi parę i drwi szyderczo, że jego syn musi znaleźć sobie nowe hobby albo żadna dziewczyna nigdy nie zobaczy, co Severus ma nią ma, nie ważna, jak małe to jest. Severus myślał, że to najbardziej upokarzające doświadczenie, jakiego kiedykolwiek doświadczył, do dnia, gdy James Potter i Syriusz Black powiesili go do góry nogami i pozwolili połowie szkoły oglądać jego bieliznę i drwić z niego, w wyniku czego Lily przyszła mu na ratunek, tylko po to, by zostać smagnięta językiem Snape’a, gdy jego duma rozpadła się w pył, a upokorzenie go pochłonęło.
Od tego czasu nic nie było już straszne, pomyślał z gorzkim wykrzywieniem ust.
To dlatego właśnie, jako dorosły, cenił sobie prywatność bardziej niż cokolwiek innego.
A teraz została naruszona.
Nawet Filch umknął z drogi Snape’a po jednym szybkim spojrzeniu obsydianowych oczu, choć woźny mruknął coś o cholernych uczniach, którzy zostawiają wszędzie książki z biblioteki, ponieważ właśnie sprzątał Sowiarnię i znalazł dwie książki na podłodze. Starzec o sękatej cerze pospieszył do biblioteki i wrzucił przedmioty do kosza, skąd magicznie odłożą się na miejsce, ponieważ pani Prince odeszła na emeryturę. Potem wrócił do swoich własnych kwater, nie chcąc odkryć, co za idiota tak rozdrażnił Snape’a.
Tylko głupiec albo Albus Dumbledore ośmieliliby się podejść do Snape’a w jego obecnym stanie, a ponieważ los tak chciał, ten drugi powitał go, gdy schodził po schodach na najniższy poziom zamku.
- Severusie! Dostrzegłeś gdzieś Harry’ego?
- Nie.
Snape nie zwolnił.
- Jesteś pewny? – Dumbledore musiał podbiec, by nadążyć.
- Tak.
Twarz starca spochmurniała, rozczarowanie przemknęło przez jego pełnej nadziei oblicze.
- Ach. Rozumiem. Miałem nadzieję… my też nic nie znaleźliśmy, ani niczego nie słyszeliśmy… Cóż, jeśli wpadniesz na jakiś pomysł, proszę, powiadom mnie o tym. Moje biuro jest zawsze otwarte – paplał Dumbledore, zupełnie nieświadom zirytowania jego Mistrza Eliksirów – tak był skupiony na swoim zaginionym zbawcy.
- Później – uciął Severus. Słowa jednosylabowe były w tej sytuacji bezpieczniejsze.
Przyspieszył kroku, unikając dłoni dyrektora, którą starał się mu położyć na ramię. Gdyby ktokolwiek go wtedy dotknął, nie mógłby być odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo, a jak mu przypomniał Hagrid, nie chciał spędzić reszty semestru w Azkabanie.
Dumbledore odwrócił się i odszedł, wciąż zastanawiając się, gdzie, w imię Merlina, zniknął Harry.
Dotarł do drzwi laboratorium i tam zatrzymał się, łapiąc kilka wdechów powietrza, starając się odzyskać swoją doskonałą kontrolę. Kontrolę, którą udoskonalił lata temu, by nie stać się podobnym do tych, których nienawidził – swojego ojca, Czarnego Pana, Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. Jedna jego dłoń powędrowała do jego skroni, by ją pomasować, podczas gdy mamrotał pod nosem uspokajającą mantrę. Potem policzył wdechy, póki nie był w stanie wziąć ich bez ochoty przeklęcia tego, kto jest odpowiedzialny za to piekło.
Teraz, Snape, opanowałeś swój mały napad, a teraz wejdź do środka, sprawdź, co z jastrzębiem, odnajdź tych uczniów i tylko ich ukarz.
Otworzył drzwi.
Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł, była raczej masywna postać Crabbe’a, który wskazywał różdżką w jastrzębia – jego jastrzębia – który wisiał do góry nogami, i szepczącego:
- Ennervate! – a potem: – Proszę, proszę, nie bądź martwy, bo wtedy nie dożyję swoich szesnastych urodzin, nawet jeśli są w przyszłym tygodniu.
Severus zamarł, walcząc z kolejną falą furii, jednak wciąż był w stanie usłyszeć cichą skruchę chłopca, gdy próbował pomóc już obudzonemu jastrzębiowi wrócić na żerdź.
- Przepraszam, przyszliśmy tutaj tylko po składniki do żartu, nie… nie, by cię zranić. Nie wiedzieliśmy nawet, że tu jesteś. Żałuję, że nie trzymałem gęby na kłódkę i powiedziałem o tobie Draco. Czasami potrafi być takim dupkiem… myśli, że wie wszystko… mówiłem mu, żeby zostawił cię w spokoju – wszyscy wiedzą, że ranne zwierzęta czasem gryzą, mój pies raz też mnie mocno ugryzł, gdy próbowałem wyczyścić jej ranę na łapie. – Jastrząb zagruchał słabo. – Chyba nie mogę pomóc, skoro zamiast krzyczeć, gryziesz, więc nie wiemy, jak cholernie cię boli… Przepraszam, mam nadzieję, że nic ci nie jest. Lepiej wyjdę, zanim profesor Snape…
Odwrócił się powoli i stanął twarzą w twarz ze swoim Opiekunem Domu.
Twarz Crabbe’a zmieniła kolor na taki jak ma stara serwetka i chłopak sapnął.
- Achhh… p-profesor Snape… - Zatoczył się do tyłu, niemal wpadając na żerdź jastrzębia – uratowała go tylko dłoń Severusa, która wylądowała na jego ramieniu i pociągnęła go do pionu. – O, cholera. Z-znaczy…
- Panie Crabbe. Ma pan dwie sekundy, by mi powiedzieć, co pan robi z moim ptakiem – powiedział Snape swoim najbardziej jedwabistym głosem – wszyscy Ślizgoni wiedzieli, że oznacza on śmierć.
- P-pomagałem mu, profesorze! O-on… spadł ze swojej żerdzi i… stracił przytomność… więc… tylko chciałem mu pomóc…
- Ach tak? Jestem ciekaw, panie Crabbe, jak śpiący jastrząb tak się wzburzył, żeby spaść z żerdzi podczas wieczora, gdy moje laboratorium było niedostępne dla uczniów i żaden uczeń nie powinien być tu bez mojej wyraźnej zgody. Chce mnie pan oświecić?
Oczy Snape’a, bezlitosne odłamki, wwiercały się w przerażonego chłopca, obdzierając go do kości jednym ostrym spojrzeniem.
On wie… o mój boże, on wie… jesteśmy martwi… Merlinie zmiłuj się, ale jestem skończony… Crabbe wiedział, że nie ma nadziei – Snape wiedział wszystko, naprawdę potrafił czytać w myślach i nie było sensu próbować tego ukrywać, ponieważ wydalenie będzie jego ostatnim zmartwieniem. Tata mnie zabije… to jest, jeśli Snape cokolwiek dla niego zostawi…
- No? Czekam.
Crabbe poczuł, że temperatura pokoju spada o dobre dziesięć stopni. Przełknął ciężko.
- Proszę pana… mogę to wyjaśnić…
- Więc to zrób. Szybko! – warknął Severus, jego oczy przygniotły drugiego, choć większość jego uwagi skupiła się na ptaku, który wydawał z siebie ciche okrzyki i kołysał się na swojej żerdzi. Przesunął się szybko, by pomóc mu odzyskać równowagę.
Crabbe otworzył usta i cala historia wylała się z niego, niczym spowiedź pod wpływem Veritaserum. Wiedział, że lepiej nie kłamać – każdy Ślizgon wiedział, by przenigdy nie kłamać Severusowi Snape’owi. A jeśli tak, zrobisz to tylko raz i nigdy ponownie.
Snape słuchał beznamiętnie przez pięć minut, po czym zdecydował, że będzie musiał porzucić swoją zwykłą politykę karania przestępców od razu po zdarzeniu, ponieważ czuł, że jastrząb pod jego dłońmi gwałtownie drży. Troje małych łotrów mogło poczekać – jastrząb nie.
- Panie Crabbe, poinformuje pan pana Goyle’a i pana Malfoya… - tu głos Snape’a stał się niczym północny lód, a Crabbe zatrząsł się, – że wszyscy zostajecie zamknięci w dormitoriach aż do jutrzejszego ranka. O dziewiątej, przyjdziecie do mojego gabinetu, gdzie zbierzecie plony swojej głupoty.
- Huh? Znaczy, że nie wydali pan nas dziś wieczorem? – wyrzucił chłopiec. – Ale pan zawsze…
Snape obnażył zęby.
- Nie waż się mi mówić, jak mam was karać, chłopcze! – prychnął pogardliwie Mistrz Eliksirów. – Zrób, co kazałem! I to już!
Crabbe szarpnął się, jakby ktoś go uderzył biczem i jęknął.
- Tak, jest, już, profesorze. Przepraszam, profesorze! – Potem uciekł, poruszając się szybciej niż gepard w kierunku rannej antylopy.
Teraz Severus mógł się odrobinę odprężyć.Miał wystarczająco wiele czasu, by wymyślić coś odpowiedniego, by wykazać trójce błędy ich działania. Teraz miał ważniejszą rzecz do zmartwienia.
Snape włożył ciężką rękawicę sokolnika, która w środku była wyścielona i wzmocniona zaklęciami, by zapobiec wbiciu szponów jastrzębia w skórę, gdy pierwszy raz się łapie, a potem rozwiązał prowizoryczne sznury. Delikatnie przekonał jastrzębia do wejścia na rękę, który wstał, drżąc, w miękkim blasku kul Lumos.
Kree-uk. Kree-uk.
- Ciii. Wszystko w porządku. Jestem tu – wyszeptał, wyciągając różdżkę.
Zaklęcie diagnostyczne tym razem wykazało wstrząs mózgu, jak również siniaki oraz ptak miał podwyższoną temperaturę i złamaną jeszcze jedną małą kość skrzydłową. To niewiele, jednak gdy zbierze się to razem z innymi uszkodzeniami, które miał jastrząb… Severus zaklął w duchu. To nie wyglądało dobrze. Ani trochę.
- W porządku, pisklaku. Zobaczmy, czy mogę ci jakoś ulżyć – powiedział Severus, starając się, żeby jego ton był spokojny i równy, ponieważ jastrzębie miały doskonały słuch i głośne hałasy oraz głosy zaskakiwały je i przerażały.
Snape rzucił szybkie zaklęcie niwelujące ból, ponieważ organizm ptaka mógł tolerować tylko jedną dawkę eliksiru o tej samej nazwie na jeden dzień. Potem łagodnie zdjął materiał, pozwalając ptakowi zobaczyć otoczenie.
Jastrząb był ospały, jego piękne oczy zamglone, wstrząsały nim niewielkie dreszcze. Wtulił się w siebie, jakby próbował się ukryć.
- Następnie potrzebujesz środek obniżający gorączkę, ale będziesz musiał zjeść, żeby go wziąć. Nie jest zbyt dobry na pusty żołądek.
Wyjął królika z torby – był już oskórowany – i ostrożnie użył ostrego, małego nożyka, by pokroić go w pasma mięsa, potem w kostkę i starł je w moździerzu metalowym tłuczkiem, dodając nieco miodu według instrukcji Hagrida. Potem wziął małą, plastikową łyżkę, używanej do mierzenia składników do eliksirów i nałożył na nieco mięsa mikstury.
- Wiem, że musisz umierać z głodu, ptaki mają bardzo szybko działający metabolizm – powiedział jastrzębiowi. – To kolacja. – Wyciągnął łyżkę w stronę jastrzębia.
Ptak popatrzył na nią.
- No dalej, spróbuj – zachęcił Severus, nie dbając w najmniejszym stopniu, że brzmi raczej jak matka, próbująca przekonać swojego wybrzydzającego malucha do jedzenia. Podniósł łyżkę bliżej dzioba jastrzębia.
Jednak jastrząb wciąż jej nie przyjmował.
Apatia przeraziła Mistrza Eliksirów. Zwierzę, które odmawia jedzenia najprawdopodobniej przygotowuje się na śmierć.
- Spróbuj. Tylko trochę – zachęcił Snape, po czym, w ogromną brawurą, posmarował palec odrobiną pasty i potarł nim o dziób sokola.
Jastrząb zamrugał.
Potem otworzył usta i połknął część mieszaniny.
Severus poczuł, jak jego serce zaczyna bić z nadzieją.
- Chcesz więcej? To nie wystarczy dla dorastającego pisklaka. No dalej, jedz. Nigdy nie urośniesz na tyle, by znowu odlecieć. No dalej.
Jastrząb spuścił głowę i powoli zlizał więcej pasty.
- Dobry chłopiec. Królik i miód, bardzo pożywne – powiedział Severus. Merlinie, muszę brzmieć na całkowicie stukniętego, ale nie obchodzi mnie to. Je i tylko to ma znaczenie.
Gdy tylko sokole skończyło całą łyżkę, czego nie było wiele, ponieważ miała wielkość łyżeczki do herbaty, Snape podał czerwono-ogoniastemu ptaku kolejną.
Jastrząb zjadł również nią, a potem kolejną, póki Severus nie zdecydował, że nadszedł czas na eliksir przeciwgorączkowy.
Przywołał skórzany kaptur z torby, którą dał mu Hagrid i delikatnie założył ją na ptaka. Jastrząb syknął lekko z niezadowoleniem.
- Cicho. Wiem, że chcesz widzieć, ale nie chcę, żebyś ze mną walczył, gdy dam ci ten eliksir. Nie będzie ci smakował, ale potrzebujesz go.
Zakapturzony młody jastrząb pozostał nieruchomo, pozwalając Mistrzowi Eliksirów ponownie otworzyć jego dziób i podać mu dawkę eliksiru przeciwgorączkowego.
Po tym jastrząb potrząsnął głową, wydając z siebie odgłos obrzydzenia.
- Okropne, prawda? Ale to pomoże. Co powiesz na wodę? – Napełnił strzykawkę świeżą wodą i powoli dał jastrzębiowi pić.
Gdy jastrząb do końca się napił, Severus założył rękawice i zachęcił ptaka do wejścia na jego nadgarstek. Potem łagodnie przeszedł do swoich kwater z zakapturzonym jastrzębiem – torba ze sprzętem sokolniczym, reszta królika i miska jedzenia unosiły się obok niego.
Żaden uczeń nie wiedział dokładnie, gdzie są kwatery Snape’a, poza trójką członków kadry. Wolał, żeby tak było. Tylko Hagrid, Dumbledore i Poppy wiedzieli, gdzie były dokładnie osłony, które ujawniały kwatery oraz hasło, które umożliwiało wejście. Severus nie potrzebował hasła – osłony miały klucz do jego magicznej sygnatury i pozwalały mu przejść bez problemu.
Gdy wszedł do pokojów, które składały się z dość przytulnej części wypoczynkowej, sypialni i małej łazienki, Severus machnął różdżką i sprawił, że żerdź, którą pożyczył mu Hagrid, ustawiła się niedaleko kominka, na starej kopii Proroka. Położył miskę z mieszaniną mięsa na jednym końcu, a po drugiej wodę. Potem rozpalił ogień, wiedząc, że jastrząb będzie potrzebował ciepła.
- No! Witaj w swoim nowym domu. Z pewnością jest lepszy niż poprzedni – zauważył sucho Severus.
Sokole wciąż się trzęsło. Severus delikatnie pogładził jego pierś i kark, póki się nie uspokoił.
- W porządku, stań tutaj. – Snape ułożył ptaka na żerdzi, po czym przymocował sznurki do jego kostek, przyczepiając także linki, które miały zapobiec obrotowi sznurów. Linki pozwolą jastrzębiowi dosięgnąć ziemi, gdyby zdarzyło się, że spadnie z żerdzi, tym sposobem zapobiegając ponownemu wiszeniu do góry nogami.
Sokole skuliło się z znużeniem na żerdzi, chowając zakapturzoną głowę niżej i Severus zdecydował, że niewiele mógł zrobić dla ptaka poza pozwoleniem mu spać.
Przeczesał miękkie pióra na piersi jastrzębia, gdzie były kremowe z głęboko czerwono-brązowymi cętkami.
- Śpij. Potrzebujesz tego. Potrzebujesz też imienia, ale… jestem zbyt zmęczony, by je teraz wymyślić. Może jutro. – Jeśli przeżyje noc, szepnęła pragmatyczna część jego mózgu. Racjonalnie Severus wiedział, że jastrząb mógł umrzeć – ptak był mocno ranny i łatwo mogła się rozwinąć infekcja, która zakończyłaby wszystko. Ale optymistyczna jego część, należąca do małego chłopca, miała nadzieję, że jastrząb przeżyje.
Spojrzał na zegar na swoim płaszczu.
Była na nim 20:00.
Wzdychając, Mistrz Eliksirów zdjął profesorskie szaty, wieszając je na haku obok drzwi, oraz swoje buty. Potem, ubrany tylko w koszulę i spodnie, osunął się na kanapę.
- Twixie – zawołał.
Skrzatka domowa pojawiła się w pomieszczeniu.
- Pan wzywał, panie Severusie?
- Tak, proszę zrób dla mnie podwójną czarną herbatę Bohea oraz przynieś mi jakiejś zupy i kanapkę. Och, i dużą szklankę zimnej wody.
- Za chwileczkę, panie. – Twixie skinęła głową, po czym zniknęła.
Wróciła natychmiast z całym zamówieniem, jak również małym talerzem jagodowych bułeczek, smażonych na słodkim maśle.
Severus uniósł brew na tą niespodziewaną przekąskę.
- Co to?
- Pana ulubiony deser, panie Severusie – odpowiedziała skrzatka z psotnym błyskiem jej wielkich, niebieskich oczu. – By osłodzić nieco pana gniew.
Severus prychnął.
- Kto mówi, że mój gniew musi zostać osłodzony?
- Nikt, sir. Poza… słyszeliśmy, że coś cennego zostało skradzione z pana laboratorium, sir, i pomyśleliśmy… dzięki temu może poczuje się pan lepiej.
- Rozumiem. Cholerne skrzacie plotki – wymamrotał profesor, po czym powiedział, widząc, jak skrzatka się wzdryga: – Dziękuję, Twixie. To… nieoczekiwane. – Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, był skrzat domowy, walący głową w stół ze skruchą.
- Pan Snape jest bardzo mile widziany. Smacznej kolacji, sir. – Zerknęła na niego surowo. – I proszę wszystko zjeść, sir. Jest pan zbyt chudy. – Po tym zniknęła z trzaskiem, zanim Severus mógł cokolwiek powiedzieć.
- Cholerny, wścibski skrzat! Myśli, że jest czymś w rodzaju mojej matki – burknął, choć wiedział, że Twixie chciała dobrze. Była jedną z kilku skrzatów w szkole, które nie zostały odstraszone jego sarkastycznym sposobem bycia – była również dobrą przyjaciółką z Hagridem. Był czas, gdy Snape podejrzewał, że Hagrid nakazał jej czuwać nad nim, nawet pomimo faktu, że Severus dorósł i był zdolny opiekować się samym sobą – Hagrid wciąż czasem miał tendencję do poświęcaniu mu zbyt wielkiej ilości uwagi, jakby sądził, że znów ma szesnaście lat.
Zaczął jeść łapczywie – naprawdę rzadko jadał w sali, bo wybryki uczniów i bezmyślne rozmowy niektórych jego współpracowników często sprawiały, że tracił apetyt. O wiele bardziej wolał jadać w swoich spokojnych kwaterach, małe, lekkie posiłki, a nie ciężkie, wymyślne rzeczy, które były serwowane w sali.
Dziś wieczorem była zupa grzybowa na lekkim bulionie z winem oraz kanapka z zapiekanym serem, pomidorem i bekonem. Mistrz Eliksirów pochłonął to, wraz z bułeczkami oraz herbatą.
Twixie wróciła o 20:45 po tackę i puste naczynia, kiwając głową z uznaniem – on kulił się na zielonej, skórzanej kanapie, czytając książkę o sokolnictwie, zatytułowaną Opieka i Trening Jastrzębi, napisaną przez Altaira Peregrine.
Uniósł wzrok, gdy poczuł, że opada na niego zielony, dziergany pled.
- Twixie, co do diabła?
- Proszę się nim przykryć, panie Severusie. Będzie panu ciepło.
- Czy Hagrid kazał ci to zrobić? – zapytał.
- Nie, sir. Nie ma potrzeby mówić mi rzeczy, które już wiem. Dobranoc, sir.
Potem zniknęła.
Severus jęknął cicho. Co się, do diabła, dzieje? Najpier cholerny Potter sobie zaginął, Malfoy ukradł mu składniki z jego osobistego składziku, a teraz skrzat domowy uznał, że będzie go traktował jak małe dziecko. Snape potarł oczy. Może to jakiś dziwaczny koszmar i rano się obudzi, odkrywając, że wszystko było snem.
Spojrzał na śpiącego drapieżnego ptaka i nagle uznał, że nie chce, żeby to się stało. Nie, jeśli to oznaczało utratę czerwono-ogonowego jastrzębia. Sev, ty ckliwy idioto, masz tego zwierzaka ledwie kilka godzin, a już się przywiązałeś. Niech Merlin ci dopomoże!
Książka, którą czytał wspominała, że czasem młode ptaki przywiązywały się do ludzi, jeśli człowiek dbał o ptaka, jakby był jego matką. Zastanawiał się, czy to działa również na odwrót, ponieważ sama myśl o sracie jastrzębia sprawiała, że czuł się źle.
Brak snu. To dlatego robisz się taki miękki, Snape. Potrzebujesz mocnego całonocnego snu, żebyś mógł obudzić się świeży i ukarać te małe bachory, tak jak zasługują. Ziewnął – to był długi dzień i był zmęczony. Zamknął książkę i zapadł w sen, w chwili, gdy zegar wybił 21:30.
00:00
Severus obudził się nagle – jego gardło było obolałe i suche. Okręcił się i sięgnął po szklankę wody, którą położył na stoliku do kawy z orzecha włoskiego i wypił spragniony. Potem wstał, by sprawdzić, co z jastrzębiem, mając nadzieję, że zaczął zdrowieć po ciężkiej próbie.
- Och, Merlinie! Nie! – krzyknął, czując, jak jego serce opada do jego stóp.
Diagnoza pokazała, że wróciła gorączka jastrzębia, co oznaczało, że było coś nie tak z systemem odpornościowym ptaka – być może upośledziła go trauma.
Zdjął ptaka z żerdzi. Sokole było tak słabe, że ledwie stało, więc Snape przytulił go do siebie. Rozpiął kaptur – ptak był zbyt słaby, by z nim walczyć, a wyczuł, że ptak chciał się rozejrzeć.
Jasnożółte tęczówki były matowe z powodu gorączki. Ptak wydał z siebie cichy trel. Severus delikatnie podrapał jastrzębia za głową, a zwierzę oparło się ufnie o jego dłoń. To by go zadowoliło, gdyby ptak nie był tak chory i prawdopodobnie zdesperowany, by mieć z kimś jakikolwiek kontakt.
- Wszystko w porządku. Potrzebujesz wody i nieco więcej eliksirów. Do cholery, trzęsiesz się jak Bijąca Wierzba.
Przywołał strzykawkę i napełnił ją wodą – jastrząb był tak chory, że nie walczył, gdy otworzył mu dziób i podał mu pić. Następnie Severus dał mu nieco jedzenia, dość, by nie dopuścić do bólu brzucha, gdy poda drapieżnikowi kolejną dawkę przeciwgorączkowego. Po podaniu lekarstwa, Severus usiadł z jastrzębiem na ramieniu i tylko patrzył krytycznie na chorego ptaka.
Nic więcej nie mógł zrobić – zostawało czekać i zobaczyć, jak jastrząb odpowie na eliksiry.
Ptak trząsł się, więc Severus przywołał ręcznik i rzucił na niego zaklęcie ogrzewające, po czym owinął ptaka w zagięcie.
- Teraz lepiej? Moja matka tak robiła, gdy byłem chory na grypę i miałem dreszcze. Mam nadzieję, że tobie pomoże tak, jak mi.
Ptak spojrzał na niego swoimi niezwykle inteligentnymi oczami i zagwizdał.
Usta Severusa drgnęły w półuśmiechu.
- Gdybym nie był mądrzejszy, przetłumaczyłbym to jako dziękuję. – Potrząsnął głową. – Ach, gorzej ze mną. – Odchylił się na kanapie, a ptak oparł się bezpiecznie o jego klatkę piersiową.
Więc do tego to prowadzi? Tej jastrząb, którego tak bardzo starałem się uratować, umrze na mnie, jak wszystko, o co kiedykolwiek dbałem? Zamknął oczy. Swoim wewnętrznym okiem, widział jak jastrząb odlatuje wolny w niebo, pnąc się po powietrznym prądzie i wzbijając się wiatrem – wcielona wolność. Miał nadzieję, że da rady zrehabilitować jastrzębia, pomoże mu wrócić do latania i być może wytrenuje, by dla niego polował albo chociaż żeby był tylko jego towarzyszem. Hagrid często mówił, że najlepsze w zwierzętach jest to, że kochają cię bez względu na wszystko i nigdy cię nie zdradzą. Choć wolałby raczej oberwać Crucio, niż to przyznać, ale był samotny, a posiadanie zwierzaka wypełniło znacznie tą lukę.
Włożył dłoń do ręcznika i poczuł pod nią uderzenia serca jastrzębia. Były spokojne, jednak zastanawiał się, czy wciąż tak będzie.
Jego oczy padły na bursztynowe kule drapieżnika i mógł powiedzieć, że ptak jest przerażony. Pomóż mi. Uratuj mnie.
- Próbuję. Naprawdę.
Jastrząb przylgnął do jego dłoni, podczas gdy nauczyciel szeptał ciche słowa ukojenia.
- Jestem tutaj, głupi ptaku. Zawsze. Nie bój się.
Ptak zdawał się zafalować westchnieniem, po czym odpłynął w sen, podczas gdy Severus nie przestał go obserwować.
01:00
Złote oczy zamrugały, po czym skupiły się. Jastrząb uniósł głowę i rozejrzał się. Przestał się tak gwałtownie trząść i czuł się małą odrobinkę lepiej niż przed godziną. Godzinę temu czuł się tak strasznie, że marzył o śmierci. Jedynym dźwiękiem w pokoju było ciche tykanie zegara i miękki oddech śpiącego czarodzieja. Wszystko go bolało, wewnątrz i na zewnątrz, jednak w jakiś sposób bycie w ramionach jego Mrocznego Obrońcy sprawiało, że czuł się lepiej.
Podobał mu się sposób, w jaki ręcznik przesiąkał ciepłem przy jego zamarzającym ciele i to, jak dłoń o długich palcach drapała go w odpowiednim miejscu. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, by ktoś go dotykał w taki sposób wcześniej – inna dłoń, która go dotknęła, raniła go na tyle mocno, że ją ugryzł. Ale ta ręka… była łagodna, muskała go i uwielbiał sposób, w jaki przeczesywała jego pióra.
To samo było z głosem. Odkrył, że normalnie ludzkie głosy były nieprzyjemne dla jego wrażliwych błon bębenkowych – były zbyt głośne i przenikliwe, ale głos Mrocznego Obrońcy był całkiem niepodobny do innych, które słyszał.
Głos Obrońcy był jak aksamit i jedwab, głęboki i miał w sobie cos hipnotycznego. Przepływał gładko przez jego uszy, nie będąc piskliwym, ani głośnym. Słuchanie tego głosu uspokajało jego poruszone nerwy, sprawiało, że czuł się ciepło, bezpiecznie i jakby gdzieś należał.
Od długiego czasu nie czuł się w taki sposób. Bardzo, bardzo długiego, jeśli w ogóle kiedykolwiek.
Sokole położyło głowę, pochylając się ku dłoni, opartej na jego piersi. Wciąż czuł się bardzo okropnie, wciąż był przerażony, ale przynajmniej nie był sam. To miejsce, do którego należał. Jastrząb zamknął oczy i zasnął.
02:00
Snape zasnął, ale jego sny były nieprzyjemne. Obudził się i natychmiast spojrzał na jastrzębia, spoczywającego na jego kolanach. Wyglądał nieco lepiej – teraz tylko unosił się przed wejściem do Zaświatów, zamiast być w połowie drogi przez ich wrota.
Nakarmił jastrzębia wodą ze strzykawki, czując ulgę, że ptak wciąż oddycha. Może, ale tylko może…
Nie spiesz się tak szybko z nadziejami, Snape. Już wcześniej tak czuwałeś, pamiętasz? Tej nocy… tej nocy, gdy mama zmarła. Pamiętasz?, wyśmiewało go jego sumienie.
Pamiętał. Tej nocy, było zimno – to była jedna z najzimniejszych nocy w północnym Yorkshire, jaką sobie przypominano. Temperatura spadła poniżej zera i wszystkie owce, nie zamknięte w zagrodzie albo wewnątrz obory lub szopy, zamarzły na śmierć. Ta noc wyrywała oddech z twoich ust, zanim go w ogóle wydałeś i choć Eileen Prince-Snape była wewnątrz czterech ścian, owinięta w niemal każdy koc, który Severus mógł tylko znaleźć, ta noc weszła do nich i okradła ją z oddechu, wcześnie we wtorkowy poranek.
Severus siedział przy jej łóżku, trzymając ją za rękę, która wydawała się nagle całkiem mała w ego własnej długiej dłoni. Ciemne oczy jego matki spotkały się z jego własnymi, jasne od dziwnego płomienia, migoczące nieziemsko i wiedział, że wszystkie jego błagania i modlitwy były daremne.
Wszystkie jego eliksiry nie wystarczyły, by trzymać śmierć z daleka.
To tu, w pokoju, jej lodowaty chłód przenikał przez warstwy koców i rzucone zaklęcie ogrzewające.
Odejdź! Nie dostaniesz jej!, wyzywał gniewnie nieme widmo. To jeszcze nie jej czas. Nie chcę być sam. Wróć później!
Ale śmierć została, niepomna na zarzuty i błagania chłopca koło łóżka.
Eileen zaczęła kaszleć, a Severus wyszeptał:
- Mamo… proszę, usiądź… - Ułożył ją w siedzącej pozycji, życząc sobie, żeby było coś, co jeszcze mógłby zrobić.
- Dziękuję, Severusie… - urwała i ścisnęła jego rękę. – Jest tak wiele rzeczy, które chciałam ci pokazać… których chciałam cię nauczyć… ale nie ma czasu… wybacz mi…
- Nie, mamo. Proszę. Nie ma czego wybaczać.
- Nie? Ach, Sev… Tak wielu rzeczy żałuję… ale jedyne, czego nie żałuję, to ty, mój synu… zapamiętaj to…
- Obiecuję.
Eileen uśmiechnęła się i jedną bladą ręką pogładziła policzek syna.
- Tak mało czasu… a jednak czas nie ma końca… Jestem tak zmęczona, Sev. Chcę tylko odpocząć…
- Jeszcze nie.
- Pozwól mi odejść, Sev. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie – powiedziałam ci o tym pierwszego dnia, gdy dowiedziałam się o wynikach testu.
- Nie mogę… - Popatrzył na nią z udręką wykrzywiającą jego twarz.
- Musisz – nalegała.
- Nie! Kocham cię! Proszę, zostań! Proszę!
- Bardzo bym chciała… ale wzywają mnie… do domu… Kocham cię, Severusie… pamiętaj o tym…
Wymknęła mu się, mimo że patrzył, trzymając ją za rękę w desperackiej próbie powstrzymania nieuniknionego. Ale noc i tak przyszła i zabrała ją, nie zostawiając mu niczego… poza wspomnieniem, że miłość przynosi ból, a ta lekcja utknęła w nim, póki będzie się zbyt mocno bał, by pokochać cokolwiek, by nie zostało to porwane w objęcia śmierci.
Tej jednej lekcji nauczył się bardzo dobrze.
Przytulił rannego jastrzębia do piersi i spojrzał na niego z tym samym wyrazem twarzy, co gry miał szesnaście lat.
- Nie odchodź… Zostań ze mną…
Te same słowa, odbijające się echem przez te lata, utrzymywały w sobie to samo rozpaczliwe błaganie.
Czy kiedykolwiek dostanie na nie odpowiedź?
Severus zamknął oczy. Widział zbyt wiele śmierci od tamtej dawnej nocy. Powinien się do niej przyzwyczaić. Jednak pewna jego część nigdy tego nie zrobiła.
- Żyj – powiedział ochryple. – Do cholery, żyj! Ten jeden raz, niech coś nie zmieni się w proch w moich rękach. Żyj. Uzdrowię twoje skrzydła i znów będziesz latać. Będziemy razem polować i latać. Nigdy nie zamknę cię do klatki, nigdy cię nie zranię. Będziesz tak wolny, jak tylko będę w stanie ci to udostępnić. Obiecuję ci to. Tylko oddychaj.
Bursztyn i obsydian spotkały się.
Jastrząb wyśpiewał cichą kołysankę. Spróbuję. Dla ciebie, spróbuję. Ponieważ teraz wiem… że kogoś obchodzę.
I to wystarczyło. Tym razem.
03:00
Severus nie pamiętał tego, ale wiedział, że musiał zasnąć, ponieważ teraz otwierał oczy.
Ręcznik nie promieniował już ciepłem i przez jeden okropny moment zamarł, nie będąc w stanie spojrzeć w dół. Nie chciał tego zobaczyć – jak leży tak nieruchomy, zimny, bez życia, odszedłszy tam, gdzie idą dobre jastrzębie. To było niesprawiedliwe, dopiero rozpoczął życie, a teraz nigdy go nie dokończy, pomyślał gorzko. Ale to było typowe dla jego szczęścia – gdy już myślał, że znalazł przyjaciela, tracił go.
Jego palce pogładziły pióra.
Wciąż ciepłe.
Jego ręka zatrzymała się.
Czuł trzepotanie serca, gdy położył dłoń na piersi czerwono ogoniastego jastrzębia.
Zajęło mu nieskończenie długi moment zrozumienie, co czuje.
Jastrząb przeżył.
Już dłużej nie trząsł się z gorączki.
Spuścił wzrok i zobaczył, że jastrząb kuli się przy nim w poszukiwaniu ciepła.
Patrzył się, aż obraz zamazał mu się przed oczami.
Ale to nie miało znaczenia. Znaczyło tylko to, że ptak żył.
Z jakiegoś powodu to niezmiernie go ucieszyło.
Uśmiechnął się do śpiącego skrzydlaka i pierwszy raz od czternastu lat, pozwolił nadziei zostać  przy sobie.

sobota, 24 marca 2018

CP - Rozdział 2 - Urodziny do zapamiętania



Po półtorej godziny treningu, Harry musiał zrobić sobie przerwę. Pocił się, a jego oddech był nieco ciężki. Wytrzymał dłużej, niż Syriusz oczekiwał, ale dla Harry’ego, nie dostatecznie długo. Jak miał poradzić sobie ze szkołą i Quidditchem, skoro nie mógł nawet wytrzymać treningu ojca chrzestnego? Kimkolwiek był nowy kapitan drużyny Gryfonów, z pewnością nie będzie go oszczędzał. W takim tempie, prawdopodobnie zginąłby w połowie meczu.
Także wtedy Ron, Ginny, Fred i George zakończyli śniadanie i zaczęli szukać Harry’ego. Remus i Syriusz mieli rację. Rodzeństwo Weasley chciało wiedzieć wszystko o Zakonie i o tym, dlaczego Syriusz i Remus są tak opiekuńczy. Temat Zakonu był łatwy, ponieważ Harry tak naprawdę nie wiedział niczego, oprócz tego, kim są jego członkowie. Drugi temat był nieco zdradliwy. Harry próbował przekonać rodzeństwo Weasley, że Syriusz i Remus wciąż są zdenerwowani z powodu tego, co się stało po trzecim zadaniu, ale mógł stwierdzić, że tak naprawdę mu nie uwierzyli.
Dyskusja została wstrzymana, gdy nadszedł czas przygotowania obiadu. Ron, Fred i George usiedli przy stole, podczas gdy Harry, Remus, pani Weasley i Ginny gotowali. Obiad był zwykle najmniejszym posiłkiem dnia, ponieważ zwykle wszyscy byli w pracy, choć wiele osób zatrzymywało się na szybką przekąskę i krótką rozmowę z Syriuszem i Remusem. Głównym tematem dyskusji było normalnie to, jak odgonić się od Ministra Magii, Korneliusza Knota.
Harry wciąż nie rozmawiał z Knotem o nocy, gdy zginął Cedric. Zdołał pokazać wspomnienia kilku wybranym dorosłym, po czym „ukrył się dla własnej ochrony” (przynajmniej tak twierdzili Syriusz i Remus). Harry nie był w stanie rozmawiać poprzednim razem, gdy widział Ministra i widział, że mężczyzna nie wierzy w żadne pojedyncze słowo wypowiedziane przez profesora Dumbledore’a. Knot sugerował nawet, że Harry zabił Cedrica, ale Diggory’owie nie uwierzyli w to i nakazali Ministrowi plamić pamięci ich syna rzucaniem fałszywych oskarżeń. Gdy wyczerpały mu się opcje, Knot posunął się nawet do tego, by zażądać obecności Harry’ego w Ministerstwie albo Syriusz i Remus zostaną oskarżeni o ingerowanie w śledztwo.
Po tym, co powiedział, pan Knot otrzymał całkiem nieprzyjemnego wyjca od Syriusza. Syriusz miał więcej brudów na Knota, niż potrzeba, czego Minister był całkiem świadom, więc śledztwo zostało obecnie wstrzymane, czekając na oświadczenie Harry’ego, które najprawdopodobniej zostanie wzięte w chwili, gdy Harry wkroczy do Hogwartu. Póki Harry był pod opieką opiekunów, był chroniony przed Ministerstwem. Odkąd Knot próbował wymóc na Syriuszu Pocałunek Dementora i poległ, tchórzliwy facet robił wszystko, by trzymać się z daleka od byłego więźnia Azkabanu.
Profesor Dumbledore nie miał tyle szczęścia, co Harry. W momencie, gdy Dumbledore ujawnił powrót Voldemorta, Ministerstwo (a dokładniej Knot) próbowało go zdyskredytować. Nie pomagało to, że Rita Skeeter wciąż pisała swoje zwykłe artykuły, obwiniające Dumbledore’a za wszystko, co tylko mogła, twierdząc, że Harry został wykorzystany jako pionek dyrektora, żeby ludzie mu uwierzyli (Skeeter bała się też, co Syriusz jej zrobi, jeśli powie coś złego na temat Harry’ego). Artykuły były jedynie kłamstwami, ale najwyraźniej wiele ludzi w nie uwierzyło. Profesor Dumbledore został odsunięty od pozycji Przewodniczącego Międzynarodowej Konfederacji Czarodziei, został zdegradowany z bycia Naczelnym Magiem Wizengamotu (Najwyższy Czarodziejski Sąd) i krążyły plotki, że zostanie mu odebrany Order Merlina pierwszej klasy.
Dumbledore próbował wszystko bagatelizować, ale wszyscy mogli powiedzieć, że fakt, że nikt nie wierzy w powrót Voldemorta, bardzo mu się nie podoba. Zbyt wiele ludzi było zaślepionych korupcją w Ministerstwie. Nie pomagało też to, że na wysokich stanowiskach w Ministerstwie było całkiem sporo zwolenników Voldemorta, jak Lucjusz Malfoy, ta sama osoba, która zorganizowała transport Harry’ego i Cedrica na cmentarz, żeby dzięki jednemu z nich, Voldemort się odrodził.
Po obiedzie, Harry ponownie został zbombardowany pytaniami, gdy przybyła Hermiona. Hermiona zawsze czuła potrzebę wiedzenia o wszystkim i była nieco podminowana tym, że Harry nie wiedział wiele. Mimo to, cieszyła się słuchaniem o historii Zakonu i chciała wiedzieć wszystko o wszystkim, co robił w przeszłości. Ona (i Weasleyowie, ponieważ Harry nie zdradził jeszcze wiele) byli zszokowani, gdy się dowiedziała, że Harry przez dwa tygodnie był ograniczony tylko do łóżka, ale była zachwycona (podczas gdy Ron był przerażony), gdy odkryła, że Harry zakończył zadanie domowe. Zarówno Harry i Hermiona odwrócili się wtedy do Rona, milcząco pytając, jak idą jego zadania domowe.
Widząc, jak Ron unika ich spojrzenia, wiedzieli, że Ron jest daleki od zakończenia. Hermiona wzięła na siebie poinformowanie Rona, że pierwszą rzeczą jutro, będzie rozpoczęcie pracy nad jego zadaniami i nie przestaną, póki nie zakończy każdego, ku wielkiemu przerażeniu Rona. Widząc wymianę, Harry nie potrafił powstrzymać współczucia do Rona. Hermiona potrafiła być bezwzględna, gdy chodziło o prace domowe.
Gdy popołudnie zmieniło się w wieczór, Harry ponownie poszedł do kuchni z Remusem, Ginny, Hermioną i panią Weasley. Na kolację oczekiwano wiele osób, a trójka nowych przybyszów czuła się źle z tym, że Harry pracuje w urodziny, ale nalegał, by pomóc. Pomoc była mile widziana, póki Harry nie poczuł przechodzącej przez niego fali mocy, która go zaskoczyła. Dla chwytając blat dla równowagi, Harry skupił się na ćwiczeniach tai-chi, zamykając oczy. Oddychając głęboko, Harry wewnętrznie powtórzył ćwiczenia, gdy ręka wylądowała na jego plecach, przypominając mu, że nie jest sam.
Kiedy fala w końcu minęła, Harry niemal upadł na podłogę, będąc podtrzymanym przez Remusa.
- Wszystko w porządku – powiedział miękko Remus. – To już koniec. – Zanim Harry mógł cokolwiek powiedzieć, Remus pomógł mu usiąść na krześle, po czym szybko podał mu szklankę wody.
Otwierając oczy, Harry zauważył, że patrzą na niego trzy przestraszone czarownice. Świetnie, pomyślał sarkastycznie. Jak ja to wyjaśnię? Remus stanął przed Harrym i podał mu wodę. Biorąc łyk chłodnej wody, Harry natychmiast zaczął myśleć o możliwych wymówkach, ale jego umyślnie pracował w odpowiedniej szybkości. Mimo że mógł znieść mniejsze wybuchy, wciąż wiele od niego wymagały, gdy nadchodziły. Jedyna myśl, która przebiegała przez umysł Harry’ego było: dlaczego teraz?
- Hermiono, Ginny, znajdźcie, proszę, Syriusza – powiedziała pani Weasley, przerywając ciszę. Obje dziewczyny zamierzały zaprotestować, ale zostały uciszone spojrzeniem. Niechętnie obje opuściły kuchnię. W chwili, gdy drzwi się zamknęły, pani Weasley rzuciła zaklęcie prywatności na drzwi, żeby nikt nie mógł usłyszeć tego, co powie.
- To był jeden z nich? – zapytała cicho.
Remus skinął głową.
- Dość mały – powiedział, podciągając krzesło i siadając naprzeciw Harry’ego. Spojrzał na jego twarz i posłał nastolatkowi uspokajający uśmiech. – Jak się czujesz, szczeniaku? Potrzebujesz się położyć?
Harry potrząsnął głową, biorąc kolejny łyk wody. To by tylko wszystko pogorszyło.
- Nic mi nie będzie – powiedział, napotkawszy wzrok Remusa. Już mógł poczuć zamglenie umysłu opuszcza jego umysł. Dopiero po kilku kolejnych minutach mógł sobie zaufać, by wstać. – Co mam im powiedzieć? – zapytał Harry ze zmartwieniem.
Remus westchnął, pocierając oczy.
- Mógłbyś spróbować prawdy, wiesz – zaproponował. – Są twoimi przyjaciółmi, Harry. Naprawdę myślisz, że odwróciliby się od ciebie, gdyby to odkryli? My tego nie zrobiliśmy. Pomogliśmy ci przez to przejść. Może oni też mogą.
Harry potrząsnął głową. Było wiele powodów, dlaczego Harry nie chciał, żeby przyjaciele o tym wiedzieli. Największym był strach. Nie chciał ich odstraszyć. Bał się bycia innym. W zeszłym roku trudno było przed nim ukrywać nadchodzące wybuchy, gdy Harry najmniej się tego spodziewał, ale naszyjnik tłumiący pomógł. Już nie miał tego luksusu. Dumbledore chciał dać Harry’emu czas na dostosowanie się do tych wybuchów magii, zanim ponownie sięgnie po naszyjnik.
- Nie, jeśli przypadkowo to wygadają…
Widząc, że Harry nie zamierza się zgodzić, pani Weasley wkroczyła do akcji.
- Powiemy tylko, że nieco zakręciło ci się w głowie, Harry, kochaneczku – powiedział łagodnie. – Wszyscy wiedzą, że wciąż dochodzisz do siebie, ale trudno utrzymać tak wielki sekret. Jesteś pewny, że naprawdę chcesz to robić?
Drzwi gwałtownie otworzyły się, kończąc rozmowę. Syriusz pierwszy wszedł do środka, a zaraz za nim Hermiona, Ginny i Ron. Trójka nastolatków obserwowała nerwowo, jak Syriusz podbiega do boku Harry’ego.
- Harry’emu nic nie jest, Syriuszu – powiedział swobodnie Remus, rzucając Harry’emu spojrzenie. – Nieco zakręciło mu się w głowie. Może porozmawiacie, podczas gdy my przygotujemy kolację?
Syriusz skinął głową, nie przegapiwszy nacisku, jaki Remus nałożył na słowo „zawroty głowy” i usiadł. Po chwili, Ron podciągnął krzesło i usiadł, podczas gdy Hermiona i Ginny wróciły do pomagania pani Weasley i Remusowi. Starając się przerwać ciszę, Syriusz powiedział Harry’emu, że został przyparty do muru przez Freda i George’a, którzy zorientowali się, że dwójka ich idoli mieszka w tym samym miejscu. Zostały wyciągnięte różne tematy, od Quidditcha do Ministerstwa, podczas gdy Remus, pani Weasley, Hermiona i Ginny od czasu do czasu rzucali komentarzem albo pytaniem.
Gdy zbliżył się czas obiadu, zaczęli przybywać ludzie. Pierwsza przyszła Tonks i była dość rozczarowana, słysząc, że Syriusz i Remus nie wycieli Harry’emu żadnego żartu. Potargała włosy Harry’ego, po czym usiadła obok Syriusza. Szalonooki Moody, jeden z poprzednich nauczycieli obrony przed czarną magią, wszedł kilka chwil później. Jego wygląd można opisać było opisać jednym słowem: przerażający. Ron, Hermiona i Ginny byli zszokowani, widząc, jak Moody podchodzi do Harry’ego i życzy mu wszystkiego najlepszego, jakby byli starymi znajomymi.
Pozostali goście traktowali Harry’ego w podobny sposób. Kingsley Shacklebolt, wysoki i przyjacielski czarny czarodziej, który pracował dla Ministerstwa jako auror, wszedł z Billem Weasleyem i panem Weasley. Sturgis Podmore, Hestia Jones, Dedalus Diggle, Emmeline Vance i Elfias Doge przybyli w tym samym czasie. Zanim przybyli profesor Dumbledore i McGonagall, kuchnia była bardziej niż do połowy pełna.
Gdy zaczął się posiłek, wokół stołu rozpoczęły się rozmowy i szybko zapomniano o zawrotach głowy Harry’ego. Rozglądając się po stole, Harry zauważył, że Ron, Hermiona, Ginny, Fred i George wydają się przytłoczeni tym wszystkim. Wydawało się dziwne, że tego rodzaju chaos był normalny podczas kolacji na Grimmauld Place. To właśnie wtedy Harry dowiadywał się większości rzeczy o świecie na zewnątrz. Wokół stołu siedziało wiele pracowników Ministerstwa, którzy spędzali całe dnie w tym świecie.
Harry rozumiał, dlaczego musiał zostać na Grimmauld Place. Wiedział, że zostaje w tym miejscu dla własnego bezpieczeństwa. Ministerstwo chciało go przepytać, a śmierciożercy chcieli przynajmniej go schwytać. Syriusz i Remus postawili sprawę jasno, jak to był niebezpieczny czas dla chłopca, który przeżył. Harry to zaakceptował. To nie oznaczało, że mu się to podoba.
Ręka na jego ramieniu wyrwała Harry’ego z myśli.
- Coś nie tak, Rogasiątko? – zapytał cicho Syriusz. – Jesteś dziś bardzo cichy.
Harry potrząsnął głową i posłał Syriuszowi uspokajający uśmiech. Ostatnie, co chciał, to martwienie ojca chrzestnego. Syriusz potrafił być prawdziwym utrapieniem, gdy myślał, że coś przed nim ukrywano.
- Tylko myślę – powiedział Harry. – Sądzisz, że będę mógł pójść na Pokątną, gdy nadejdą listy? Chciałbym zebrać kilka rzeczy.
Syriusz wyglądał nieco nerwowo, wydając się rozważać tą prośbę.
- Zobaczymy – powiedział w końcu, co można przetłumaczyć jako „jeśli będziemy z Remusem myśleć, że to dość bezpieczne, a wiemy, że nie jest”. – Nie mogę nic obiecać. Porozmawiam z Lunatykiem. Wiem, że nie znosisz bycia zamkniętym w tym miejscu. Jest całkiem klaustrofobiczny, gdy porówna się go z Hogwartem. Chcemy tylko, żebyś był szczęśliwy. Jeśli Ministerstwo cię zobaczy…
- Wiem – powiedział Harry, spuszczając wzrok. Wiedział, że Syriusz bardziej niż czegokolwiek innego bał się, że Knot i jego sprzymierzeńcy go wykorzystają, jako taktykę polityczną. Ponieważ Knot tak naprawdę nie słyszał, jak Harry potwierdza podejrzenia Dumbledore’a, wciąż była nadzieja, że chłopiec, który przeżył nie „odwrócił się od Ministerstwa”, przynajmniej w głowie Knota.
Tego dowiedzieli się od Percy’ego Weasleya, który pracował jako asystent Knota. Weasleyom trudno było zaakceptować pozycję Percy’ego. Syriusz i Remus pomogli Percy’emu przejść przez bałagan, wywołany gdy stary szef Percy’ego, Barty Crouch, został odnaleziony w Hogwarcie, cierpiącego na zniszczony umysł. Choć nikt spoza Zakonu nie wiedział o zaangażowaniu Huncwotów, Percy odwdzięczył się, pomagając Zakonowi, zwłaszcza, gdy Knot dał mu awans. Knot dał Percy’emu tę pozycję, ponieważ jego rodzina miała bliskie relacje z Harrym i profesorem Dumbledorem. Żeby bronić rodzinę, Percy zaangażował kłótnię z panem Weasleyem w Ministerstwie Magii. Według opinii publicznej, Percy opuścił rodzinę dla kariery. W rzeczywistości, Percy miał kontakt listowny z członkami Zakonu, którzy pracowali w Ministerstwie.
Syriusz owinął ramię wokół ramienia Harry’ego.
- Wiem, że ty wiesz – powiedział z uśmiechem. – Więc po co chcesz iść na ulicę Pokątną?
Harry wzruszył ramionami. Wymówka „potrzebuję nieco świeżego powietrza” prawdopodobnie nie by nie wystarczyła.
- Kilka książek i potrzebuję wypełnić zestaw eliksirów – powiedział. – Lunatyk powiedział, że ten rok będzie trudny. Chcę być gotowy.
Syriusz parsknął zirytowany, przewracając oczami.
- Przestań słuchać Lunatyka – powiedział. – Za chwilę doprowadzisz się do szaleństwa. Został ci cały miesiąc, zanim będziesz musiał martwić się szkołą. Skoncentruj się na wyzdrowieniu, dobrze? Wiem, że w poprzednim miesiącu zrobiłeś wielkie postępy, ale wciąż masz długą drogę do przebycia. Poczuję się o wiele lepiej, gdy nie będziemy musieli monitorować cię w nocy.
Po tym komentarzu, Harry opuścił temat. Wiedział, że Syriusz i Remus bardzo martwią się o jego obecne zdrowie. Była więcej niż jedna okazja, gdy Harry obudził się i zobaczył, jak Syriusz albo Remus zasnęli na krześle obok łóżka. Zdarzało się tak, że Harry otwierał oczy i dostrzegał Midnighta (to imię Harry nadał animagicznej formie Syriusza, znanej też jako Łapa) uśpionego na łóżku. Nie było to już tak częste, ale przypominało Harry’emu o tym, jak bardzo doświadczył swoich opiekunów w tak krótkim czasie.
- Myślę, że to czas na prezenty – ogłosiła pani Weasley.
Harry spojrzał na Syriusza i Remusa ze zdezorientowaniem. Obaj wyraźnie unikali wzroku Harry’ego. To nie może być dobrze. Jakby na zawołanie, przed Harrym pojawiła się mała góra prezentów, sprawiając, że oczy nastolatka rozszerzyły się w zaskoczeniu. Powiedział wszystkim wielokrotnie, że nie chce niczego na prezenty, ale najwyraźniej niektórzy ludzie mieli kłopoty ze słuchem. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że posiadanie bliskich ludzi, którzy go nie nienawidzą, samo w sobie było prezentem.
Czując nerwy, z powodu ilości obserwujących go oczu, Harry zaczął otwierać prezenty. Po otworzeniu paczek od przyjaciół i Weasleyów, sięgnął po największą i najdłuższą. Ponownie spojrzał na Syriusza, w połowie oczekując, że to żart, zanim ją odwinął. Gdy odwinął papier, Syriusz i Remus pomogli Harry’emu podnieść górę pudełka, ujawniając wielki, czarny teleskop. Powiedzenie, że Harry był oszołomiony, było niedopowiedzeniem. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Teleskopy w Hogwarcie były nieporównywalne do tego przed nim.
- Wszyscy w Zakonie dorzucili się, żeby ci podziękować za wszystko, co dla wszystkich zrobiłeś – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Wszyscy wiemy, że nie łatwo ci być w domu opanowany przed dorosłych. Wszyscy doceniamy to, jak bardzo jesteś wyrozumiały, Harry. Wierzę też, że to będzie pomocne przy prezencie od twoich opiekunów.
Harry odwrócił się do opiekunów, którzy każdy trzymał chudy prezent. Remus podał swój pierwszy. Z trzęsącymi dłońmi, Harry odwinął paczkę i zdjął górę pudełka. Wewnątrz było coś, co wydawało się certyfikatem. Zanim Harry mógł się przyjrzeć, Syriusz podał swój prezent. Harry zrozumiał wskazówkę i otworzył paczkę, dostrzegając tą samą rzecz. Przyglądając się, Harry zauważył, że to zaświadczenie. Zobaczył też, że na jednym jest napisane złotem „Lily Potter”, podczas gdy na drugim „James Potter”.
- To są Gwiezdne Certyfikaty, Harry – powiedział Remus, przełamując ciszę, klękając przy boku Harry’ego. – Jeśli spojrzysz tutaj… - wskazał na jakieś numery i litery pod nazwiskami, – tu są współrzędne i jeśli spojrzysz przez teleskop, zobaczysz gwiazdy nazwane imionami twoich rodziców. Sądziliśmy, że tym sposobem… cóż, jeśli będziesz kiedykolwiek chciał z nimi porozmawiać, możesz zwyczajnie spojrzeć w gwiazdy i oni tam będą, czekając, by cię posłuchać.
Harry zaniemówił. Przesuwając palcami po imionach swoich rodziców, Harry nie mógł uwierzyć, że Syriusz i Remus zrobili to dla niego. Opiekunowie powiedzieli mu wystarczająco wiele historii o Lily i Jamesie Potterach, żeby Harry czuł się, jakby w jakiś sposób teraz ich znał, ale to więcej, niż kiedykolwiek mógł marzyć. Harry nigdy nie sądził, że możliwe będzie kiedykolwiek porozmawianie z rodzicami. Pewnie, to nie to samo, co rozmawianie z nimi osobiście, ale to najlepsze, co miał.
Walcząc z nadchodzącymi łzami, Harry obdarzył każdego opiekuna mocnym uściskiem, jednocześnie szepcząc serdeczne podziękowania, ponieważ naprawdę w tym momencie nie ufał swojemu głosowi. Im więcej czasu Harry spędzał z opiekunami, tym większą mieli tendencję do zaskakiwania go. W całym swoim życiu, Harry nigdy nie myślał, że odnajdzie opiekunów, którzy kiedykolwiek by go tak traktowali. Wydawało się, że przeniósł się z jednego końca spektrum do drugiego. Nienawiść Dursleyów została zastąpiona miłością Syriusza i Remusa, do czego Harry wciąż się próbował przyzwyczaić.
Odwracając się z powrotem do tłumu, Harry nie mógł nie zauważyć, że w oczach wielu ludzi widnieją łzy. Bez względu na to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, Harry wiedział, że tak naprawdę nie był sam. Miał więcej ludzi, którzy o niego dbali, niż kiedykolwiek marzył. Jak powiedzieć innym, że są powodem, dlaczego nie rozmyśla o przeszłości?
- Dziękuję wszystkim – powiedział Harry poważnie. – Naprawdę doceniam… wszystko.
Syriusz jednym ramieniem pociągnął Harry’ego do uścisku.
- Nie ma o czym mówić, dzieciaku – powiedział z szerokim uśmiechem. – Tylko pamiętaj, że na taki rodzaj urodzin zasługujesz.
Harry spojrzał na Syriusza i odpowiedział równie szerokim uśmiechem, po czym spojrzał na Remusa, który potargał jego włosy. Pierwszy raz od dłuższego czasu, Harry czuł się szczęśliwy. Wszystkie zmartwienia na temat świata na zewnątrz w tym momencie nie miały znaczenia. Cokolwiek stanie się z Ministerstwem i Voldemortem, właśnie to się stanie. Teraz Harry mógł tylko skupić się na prezentach. Syriusz miał rację. Najpierw potrzebował się skoncentrować na powrocie do zdrowia. Im wcześniej pani Pomfrey stwierdzi, że jest zdrowy, tym lepiej.


31PTW - Metoda na durnia



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Jackass Method
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 31/50
Opis: Syriusz krąży wokół Remusa w całkowicie zły sposób.


- Więc, miałem wczoraj wieczorem randkę z Marleną, a dzisiaj wychodzę z Benjym – przechwalał się Syriusz z zadowolonym uśmieszkiem.
Remus przewrócił oczami, nie odrywając wzroku od podręcznika. Jednak nie mógł powstrzymać się od komentarza.
- Jesteś zwykłym Casanovą, Syriuszu.
Syriusz wyszczerzył się.
James patrzył między dwójką przyjaciół. Wiedział, że coś się stanie i martwił się, że to może zniszczyć przyjaźń Huncwotów.
- Syriusz, proszę, pomyśl, zanim powiesz coś głupiego – błagał, ale wiedział, że to nie ma sensu. Jeśli Syriusz chciał coś powiedzieć, zrobi to, bez względu na konsekwencje.
- Dlaczego, Lunatyku, jesteś zazdrosny? Jeśli potrzebujesz pomocy w dziale randek, jestem pewny, że mogę ci pomóc zdobyć kogoś, kogo odrzuciłem.
James miał ochotę uderzyć się w głowę. Wiedział, że nie był bardzo elokwentny, gdy chodziło o rozmowę z Lily, ale to była najgorsza rzecz, jaką Syriusz mógł powiedzieć w tej sytuacji. Zwłaszcza, że James wiedział o całej tej trawiącej Syriusza miłości do Remusa. To nie sprawi, że ich inteligentny przyjaciel stanie się bardziej otwarty na pomysł możliwego związku.
- Więc myślisz, że potrzebuję twojego miłosierdzia? – warknął Remus, brzmiąc bardzo podobnie do wilka, którym stawał się podczas pełni. – Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że może nie jestem zainteresowany randkami? Martwię się ważniejszymi rzeczami niż to, czy będę miał randkę do Hogsmeade.
- Aww, Luni. Nie wstydź się tym, że nie chodzisz na randki. Jestem pewny, że mogę ci pomóc. – Poruszył żartobliwie brwiami.
James potrząsnął głową. Syriusz był idiotą.
Remus wstał, sprawiając, że podręcznik upadł na ziemię. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści po jego bokach i wyglądało na to, że robi wszystko, by nie uderzyć Syriusza.
- Jesteś durniem. Myślisz, że jedyną ważną rzeczą w życiu jest zabawa, używanie sobie. Póki cię to bawi, nie obchodzi cię, czy złamiesz serce jakiemuś biednemu facetowi albo dziewczynie. Myślisz tylko o sobie. I tu nie chodzi tylko o to, ale sądzisz, że możesz kupić wybaczenie, gdy coś spaprzesz. Więc nie tylko jesteś durniem, ale do tego materialistą. I czasami, patrząc, jaki jesteś nieczuły dla innych dookoła ciebie, zastanawiam się, dlaczego w ogóle dręczę się byciem twoim przyjacielem. Gdyby James cię nie bronił, pewnie odszedłbym już dawno temu.
Skończywszy tyradę, wmaszerował na schody, całkowicie zapominając o swoim podręczniku.
Syriusz zamrugał i popatrzył na Jamesa głupio.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Jesteś kretynem, Łapo – odpowiedział poważnie James.
- Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale tym razem, zgadzam się z Potterem – skomentowała Lily.
Oczy Jamesa pojaśniały.
- Cześć, Lily, kwiatuszku.
Lily zignorowała go. Jej uwaga skupiła się wyłącznie na Syriuszu.
- Nazywasz Remusa swoim najlepszym przyjacielem, ale mówisz do niego jak ktoś lepszy. Zachowujesz się tak, jakby nikt nie okazywał Remusowi żadnego rodzaju zainteresowania, jakby nikt go nie chciał. Ale wiesz co? Remus cały czas jest proszony na randki; po prostu wybiera odmowę. W rzeczywistości, Marlena zaprosiła Remusa, zanim zwróciła się do ciebie. Jestem całkiem pewna, że byłeś jej drugim wyborem, więc nie powinieneś być aż tak dumny.
Syriusz zmarszczył brwi.
- Wiele osób go zaprasza?
Lily uniosła brew.
- Nie brzmij na tak zaskoczonego. Remus jest atrakcyjny, mądry, miły, wrażliwy i jest gentelmanem. Wiele dziewczyn i chłopców z chęcią by poszli na randkę z Remusem. Jednak z jakiegoś powodu, zawsze im odmawia.
Syriusz spuścił wzrok na zimię.
- Więc mam konkurencję.
James pomasował skronie. Czasami trudno było być najlepszym przyjacielem Syriusza Blacka.
- Łapo, zamiast starać się zaimponować Remusowi tym, jak jesteś pożądany, dlaczego nie spróbujesz być z nim szczery? Powiedz, że go kochasz. Ale powiedz to naprawdę, nie w żartach, żeby wiedział, że jesteś z nim szczery i nie bawisz się jego uczuciami.
Syriusz spojrzał na Jamesa.
- Słyszałeś Remusa. Tylko z twojego powodu ze mną wytrzymuje. Jaką mam szansę?
Lily jęknęła.
- Powiedział to, ponieważ go zraniłeś i zaatakował cię w nadziei, że też cię zrani. Zaufaj mi, nie mówił na serio.
Oczy Syriusza zwęziły się.
- Wiesz coś.
Lily uśmiechnęła się ironicznie.
- Ty zwierzasz się Potterowi, ale Remus zwierza się mi. Więc, tak, wiem coś, ale nie powiem ci, co. W twoim interesie jest to odkryć. I możesz tylko się tego dowiedzieć, jeśli sam porozmawiasz z Remusem. Więc idź do niego.
Syriusz spojrzał w stronę schodów, które prowadziły do dormitoria, gdzie zniknął Remus. Wziął głęboki oddech. Teraz albo nigdy.
Podniósł podręcznik i powoli wszedł na schody, które prowadziły do dormitorium szóstorocznych chłopaków. Wziął kolejny głęboki oddech, po czym wszedł do ciemnego pokoju.
Remus leżał na łóżku, tyłem do drzwi. Żołądek Syriusza zacisnął się na widok skulonej postaci. To on to zrobił. Zranił jedynego chłopaka, którego chciał uszczęśliwić.
Odchrząknął.
- Przyniosłem ci podręcznik.
Remus zignorował go.
Syriusz położył książkę na najbliższe łóżko, które okazało się należeć do Petera.
- Wiem, że to nie naprawi wszystkiego, ale przepraszam.
Remus w końcu odwrócił się i ich oczy się spotkały.
Syriusz wstrzymał oddech. Bursztynowe oczy Remusa zawsze miały moc hipnotyzowania go, ale Syriusz zwalczył czar, który oplatał jego serce.
- Więc dlaczego to powiedziałeś?
To była trudna część, ale James powiedział, żeby powiedział prawdę. Był szczery. I jeśli miał jakąkolwiek nadzieję na zawładnięcie ciałem, sercem i duszą Remusa, taki musiał być.
- Sądziłem, że będziesz pod wrażeniem.
Remus usiadł.
- Pod wrażeniem? Jak to by miało mi zaimponować?
- Cóż, gdybyś zobaczył, że inni mnie chcą, myślałem, że otworzysz oczy i może też będziesz mnie chciał. Jednak zostałem poinformowany, że jestem kretynem, zarówno przez Jamesa i Lily, a według ciebie, również jestem durniem. Sądzę, że mój plan jednak nie był aż tak genialny.
Remus przewrócił oczami.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi zwyczajnie, że mnie lubisz?
- Myślałem, że zostanę… jakiego to słowa użyła wcześniej Evans? Umm…
- Sfrendzonowany? – spróbował Remus.
- Dokładnie. Myślałem, że nie będziesz na mnie patrzył jak na kogoś więcej niż przyjaciela, więc starałem się ci pokazać, ze jestem materiałem na chłopaka.
- Powinniśmy ochrzcić twój sposób jako „metoda na durnia”.
Syriusz skrzywił się.
- Przepraszam.
- Wciąż to powtarzasz – mruknął Remus.
Syriusz spojrzał na niego bezpośrednio.
- Bo to wciąż prawda . – Przez chwilę byli cicho, ale Syriusz nie potrafił sobie z tym poradzić. – Co teraz? Evans powiedziała mi, że faceci ciągle proszą cię na randki, ale zawsze odmawiasz. I sugerowała, że chcę znać powód.
Remus zarumienił się.
- Powodem, dlaczego zawsze odmawiam, jest to, że jest już chłopak, którego naprawdę lubię.
Syriusz poczuł, jak jego serce się zatrzymuje. Spóźnił się.
- Och. Dlaczego Evans chciała, żebym usłyszał to? Chciała przypomnieć mi coś nieprzyjemnego?
Remus wstał i podszedł do Syriusza.
- Dlatego chciała, żebyś to usłyszał. – Pochylił się i przycisnął wargi do ust Syriusza.
Po chwili bezruchu wywołanego zaskoczeniem, Syriusz przejął kontrolę nad pocałunkiem, oddając go z żarliwą namiętnością.
Remus jęknął, owijając ramiona wokół szyi Syriusza i pociągając go, żeby ich ciała otarły się wspaniale o siebie.
Syriusz nie był pewny, czy był to sen czy rzeczywistość, ale zamierzał cieszyć się tym, póki trwało.

czwartek, 22 marca 2018

30PTW - Początek



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: A start
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 30/50         
Opis: Smutne! Remus nigdy nie sądził, że jego pierwszy zawód miłosny będzie z powodu Syriusza.


Drogi pamiętniku,
Zawód miłosny jest jak chodzenie po maleńkich kawałkach szkła będących w piersi. Czuje się miażdżące poczucie smutku i jest się nieszczęśliwym.
Zawsze widziałem, że pewnego dnia tego doświadczę. To było nieuniknione. Każda osoba na świecie, magicznym czy niemagicznym, przynajmniej raz doświadcza złamanego serca. Prawda?
Po prostu nie myślałem, że osobą, która złamie mi serce, osobą, przez którą doznałem pierwszego zawodu miłosnego, będzie Syriusz. Przez tak długi czas był moim przyjacielem. A kiedy zaczęliśmy się spotykać, myślałem, że moje marzenia się spełniły.
Ale teraz, marzenie stało się koszmarem.
Nie mogę z nim rozmawiać. Nie mogę nawet na niego patrzeć.
Jakiekolwiek ciepło czułem w mojej piersi z jego powodu, zniknęło, a zamiast tego zostało we mnei tylko poczucie chłodu.
Jak mógłbym mu kiedykolwiek wybaczyć?
Remus
^^^
- Remusie, proszę, porozmawiajmy – błagał Syriusz.
Wilkołak zignorował go. Mimo wczesnego poranka, gdy Remus sądził, że będzie miał ciszę i spokój, Syriusz obudził się, tylko po to, by wiercić mu dziurę w brzuchu.
Sądził, że będzie bezpieczny od napastowania Syriusza, ponieważ Syriusz nie lubił niczego bardziej niż spania.
Mylił się.
- Musi być coś, co mogę zrobić, by to naprawić – wyjaśnił Syriusz.
Remus poczuł, jak jego wnętrze ogrzewa się furią, która groziła wybuchem. W końcu odwrócił się, by spojrzeć mu w twarz.
- Naprawić? Nic nie możesz zrobić, by zmienić fakt, że zmieniłeś mnie w broń! – syknął cicho, świadom tego, że mogą być podsłuchiwane przez ciekawskie uszy.
- Czy to nie przesada? – zażartował słabo Syriusz, cofając się z powodu widocznego gniewu Remusa. Nagle wyglądał, jakby nie chciał uwagi Remusa, zdając sobie sprawę dostanie tylko odmowę.
- Przesada, pytasz? Cóż, spójrzmy na fakty. Wysłałeś Snape’a do Wrzeszczącej Chaty,  wiedząc, że będę wilkołakiem i nie będę przy zdrowych zmysłach. Gdyby James nie przyszedł i nie odciągnął Snape’a, przemieniłbym go albo, co gorsze, zabił! Więc nie, nie sądzę, że przesadzam, gdy mówię, że zmieniłeś mnie w broń.
- To był błąd – argumentował Syriusz. Sądził, że to powinno zakończyć sprawę, a Remus zwyczajnie mu wybaczy.
- Błąd, który mógł kosztować czyjeś życie. Ale czy kiedykolwiek o tym pomyślałeś? Gdybym go zabił albo tylko go przemienił, zostaliby w to wmieszani aurorzy. Mógłbym skończyć w Azkabanie albo nawet zostać straconym. Czy kiedykolwiek przeszło ci to przez myśl?
Syriusz przełknął, patrząc na buty.
- Nie. Nie myślałem aż tak do przodu.
- Oczywiście, że nie. Zależało ci tylko na zranieniu Snape’a.
- Smarkerus był wścibski. Chciał poznać wielką tajemnicę, więc uznałem, że mu ją pokażę. Nie musiał iść.
- To jest twoja wymówka? Przyznajesz chociaż, że zrobiłeś coś złego?
Syriusz milczał, co było wystarczającą odpowiedzią. Nigdy by nie przyznał, że możliwość zagrożenia życiu Severusa Snape’a z powodu rywalizacji albo niechęci była czymś złym.
Remus wziął głęboki oddech.
- Syriusz, ufałem ci bardziej niż komukolwiek innemu. Nigdy nie sądziłem, że to ty mnie zranisz.
- Nie chciałem tego! – wybuchnął Syriusz.
- Właśnie o to chodzi. Nie ma znaczenia, co chciałeś. Wciąż mnie krzywdzisz. Czuję się tak, jakby rzucono mi w pierś kamień, a on rozbił je na zawsze. Wyjawiłeś komuś moją najgłębszą tajemnicę bez mojego pozwolenia. Samo to wystarczy, żebym był wściekły. Ale to, że wykorzystałeś mnie jako broń przeciw Snape’owi, jakbym był różdżką albo mugolską bronią… - Urwał, przełykając łzy. – Jak mam ci ponownie zaufać?
^^^
Remus popatrzył na list. Został napisany znajomymi bazgrołami Syriusza. Część z niego chciała zwyczajnie go wyrzucić, ale nie potrafił tego zrobić. Bez względu na to, jak był wściekły, nie mógł zwyczajnie odrzucić słów Syriusza, zwłaszcza bez przeczytania ich.

Remusie,
Już nie będziesz ze mną rozmawiał. Nawet z ledwością na mnie patrzysz. Gdyby nie fakt, że James i Peter są również twoimi przyjaciółmi, sądzę, że nie zostawałbyś nawet w tym samym pokoju, co ja.
Wiem, że cię skrzywdziłem. Zawiodłem twoje zaufanie i możliwe, że nawet nie będziesz w stanie mi nigdy wybaczyć. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robiłem. Nie po tym, jak Dumbledore mnie skarcił. Nie po tym, jak pierwszy raz rozmawiałeś ze mną po tym incydencie, gdy miałeś nadzieję, że uświadomisz mi, jak się myliłem.
Ale James mnie usadził i kazał się słuchać. I słuchałem. Pierwszy raz, odkąd to się stało, otworzyłem umysł na wszystkie rzeczy, które mogły się stać, gdyby Snape został ranny albo zabity. Myślałem o tym, jak mogłeś cierpieć za moje czyny. Myślałem o tym, co mogło się stać, gdyby Snape uznał zignorować rozkaz Dumbledore’a i rozpowiedzieć wszystkim prawdę o tobie.
I teraz to rozumiem.
Zrobiłem największy błąd mojego życia, wysyłając Snape’a do Wrzeszczącej Chaty i nic nie mogę zrobić, by zmienić przeszłość. Zraniłem cię – kogoś, w kim się zakochałem. I niczym nie będę mógł tego naprawić.
Mogę tylko uczyć się na własnych błędach i być lepszym w przyszłości. Nie wiem, czy znaczy to cokolwiek dla ciebie, ale będę lepszym człowiekiem. Zamierzam nim być. Dla ciebie. Dla moich przyjaciół. I dla samego siebie.
Zawsze kochający,
Syriusz.

Remus wpatrywał się w list. Doskonale czuł łzy w swoich oczach. Usłyszał kroki i uniósł wzrok.
- Łapo – wyszeptał bez tchu.
- Hej, Luni.
Remus przygryzł dolną wargę. Chciał rzucić się na szyję Syriusza, pocałować go i nigdy nie przestać, ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Nigdy nie będzie w stanie zapomnieć o zdradzie i wynikającego z niej złamanego serca.
- Syriuszu, tak bardzo cię kocham. Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normalności i w idealnym świecie, tak mogłoby być. Ale…
- Ale to nie jest idealny świat – przerwał mu Syriusz. Wszedł do pokoju. – Więc co teraz?
Remus przemyślał to. Nie mogli wrócić do bycia swoimi chłopakami. Może któregoś dnia wrócą do tego miejsca, ale jeszcze nie teraz.
- Teraz musimy odnaleźć naszą przyjaźń. Nie mogę być twoim chłopakiem. Nie teraz. Ale mogę zaoferować ci swoją przyjaźń.
Syriusz westchnął.
- Chcę więcej, ale wiem, że nie mogę teraz o to prosić. Przyjmę to, co mogę dostać, ale nigdy nie przestanę się o nas starać. Zbyt mocno cię kocham, żeby się poddać.
Remus skinął głową. Wstał i z wahaniem pociągnął Syriusza do uścisku. Remus ostrożnie ułożył ramiona wokół Syriusza, ale jego ciało było sztywne w jego objęciach.
To nie było wiele, ale zawsze to jakiś początek.

niedziela, 18 marca 2018

29PTW - Zdemolowany!



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Trashed!
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 29/50         
Opis: AU. Syriusz i Remus wracają do domu i odkrywają, że jest całkowicie zdemolowany.


Remus otworzył drzwi wejściowe Grimmauld Place.
Syriusz wszedł do środka za mężem. Czasami wciąż nie mógł uwierzyć, że mieszka tu ze swoją rodziną, biorąc pod uwagę to, jak bardzo nienawidził ten dom, gdy był dzieckiem. Jednak ciężko pracował, żeby pozbyć się stąd ciemności. A teraz, gdy był w domu, Syriusz czuł tylko miłość i ciepło.
Weszli przez frontowe wejście, ale zatrzymali się na swojej drodze, gdy dostrzegli to, co znajdowało się w głównym salonie.
Lampki zostały pozrzucane. Krzesła powywracane. Wszędzie były śmieci. Jedzenie i kubki zaśmiecały każdą powierzchnie i Syriusz wiedział, że gdyby powąchał jeden z tych kubków, wyczułby Ognistą Whiskey.
- Wygląda na to, że ktoś się dobrze bawił, gdy nas nie było – wymamrotał Remus.
- Aha – zgodził się Syriusz.
- Łapo, pamiętaj, musimy być stanowczy. Nie ma znaczenia to, co robiliśmy, gdy byliśmy dziećmi. Jeśli pozwolimy Harry’emu na takie coś, nigdy się niczego nie nauczy.
Syriusz spojrzał na Remusa.
- Chyba mnie nie doceniasz. – Odsunął się od Remusa, po czym wszedł na górę po schodach do sypialni chrześniaka. Otworzył gwałtownie drzwi, krzywiąc się, gdy uderzyły o ścianę.
- Harry Potterze! Masz wiele do wyjaśnienia!
Harry wyskoczył z łóżka w momencie, gdy Remus stanął przed progiem.
- Syriusz, Remus, wróciliście wcześniej.
Syriusz założył ramiona na piersi.
- Wyjechaliśmy z Remusem na weekend. I co? Zdecydowałeś, że to idealna szansa na wyprawienie imprezy bez nadzoru?
Harry przygryzł dolną wargę.
- Tak jakby.
Remus wszedł do pokoju.
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś uziemiony, prawda?
Harry spiorunował ich wzrokiem.
- Dajcie spokój. Nie możecie mi powiedzieć, że nigdy nie urządziliście imprezy. Słyszałem opowieści o tym, co robiliście z tatą i…
- To nie ma znaczenia! – ryknął Syriusz. – My jesteśmy dorośli; ty jesteś dzieckiem. Nie miałeś pozwolenia, by kogokolwiek zapraszać. Myśleliśmy, że możemy ufać ci, że będziesz odpowiedzialny. Najwyraźniej się myliliśmy. W najbliższym czasie nie popełnimy takiego błędu.
Potem wyszedł, więc nie dostrzegł zbolałego spojrzenia Harry’ego. Jednak Remus to zobaczył i podążył za Syriuszem na korytarz.
- Łapo, nie sądzisz, że odrobinę przesadziłeś?
Syriusz wrócił do głównego salonu, przeglądając bałagan.
- Czy to nie ty mi powiedziałeś, że mam być surowy?
- Tak i mówiłem szczerze, ale powiedziałeś mu, że mu nie ufamy. Praktycznie zawsze Harry był dobrym dzieciakiem. To najgorsza rzecz, jaką dotychczas zrobił. Może decyzja, że już mu nie ufamy jest zbyt wielka jak na pierwsze przewinienie.
Syriusz westchnął.
- Może. Ochłonę i potem z nim porozmawiam.
Remus uśmiechnął się.
- Dobrze.
Syriusz na chwilę wszedł do ich sypialni, a Remus podążył za nim, sądząc, że masaż całego ciała może załatwić sprawę.
P{o kilku godzinach, wrócili do głównego salonu i z zaskoczeniem dostrzegli, że Harry jest w połowie sprzątania. Uniósł zaskoczony wzrok na dźwięk ich kroków.
- Cześć – mruknął, spuszczając wzrok na ziemię i wrzucając śmieci do torby.
Remus pchnął lekko Syriusza.
- Harry, posłuchaj, byłem zły, gdy wcześniej rozmawialiśmy. Nigdy nie powinienem powiedzieć, że ci nie ufam.
Harry ponownie uniósł wzrok, a w jego szmaragdowych oczach pojawiła się żarząca nadzieja.
- Naprawdę? Wciąż mi ufasz? Mimo że nawaliłem?
Remus uśmiechnął się.
- Harry, zawsze byłeś wspaniałym dzieciakiem. Dojrzałym jak na swój wiek. Czasami zapominamy, że jesteś tylko nastolatkiem, a nastolatki popełniają błędy. W rzeczywistości, są dobrze znane z urządzania domowych imprez. To tylko nam pokazuje, że jesteś całkiem normalny.
- Wciąż będziesz uziemiony – powiedział Syriusz. – Sądzę, że zakaz pójścia do Weasleyów na następny weekend i żadnego Quidditcha przez kolejny miesiąc będą dostateczną karą, ale nie straciłeś naszego zaufania.
Harry podbiegł do swoich opiekunów i przytulił obu.
- Przykro mi – wyszeptał.
- Wiemy – powiedział Syriusz, oddając uścisk.
Czasami nie było łatwo wychowywać nastolatka, ale razem, Remus i Syriusz, jakoś przez to przebrną.


sobota, 17 marca 2018

ZS - Rozdział 4 - Podobni

Dzisiaj dwa rozdziały pod rząd! ;)

Severus maszerował korytarzem niczym wiatr śmierci, mamrocząc przekleństwa na temat Harry’ego cholernego Pottera, chłopca, który przeżył, by przez niego zwariował i uznał, że to najgorszy moment świata, w którym Potter musiał zaginąć albo pójść gdziekolwiek poszedł. I oczywiście Dumbledore nalegał, żeby pomógł w szukaniu irytującego bachora, pomimo faktu, że był piątkowy wieczór, a Severus powinien mieć wolny weekend, by mógł wystawić oceny i może nieco odprężyć się przy książce i kieliszku porto. Albo jeśli zechce, pielęgnować rannego jastrzębia, by wrócił do zdrowia. Zamiast tego, został zmuszony do przeszukiwania błoni za tym cholernym chłopcem.
Severus doszedł do wniosku, że błonie są dobrym miejscem do rozpoczęcia, ponieważ Dumbledore już wysłał większość kadry, by zagłębili się w zamek. A dyrektor wiedział, że Snape był zaznajomiony z błoniami, ponieważ często błąkał się po nich w poszukiwaniu składników do eliksirów. Długie kroki Mistrza Eliksirów wkrótce poprowadziły go w dół kamiennej ścieżki do chatki Hagrida, która graniczyła z Zakazanym Lasem – chciał porozmawiać z gajowym o rannym jastrzębiu, jak również zapytać go, czy zna jakieś poufałe miejsca, które Potter lubił odwiedzać.
Severus wiedział, że wielu nauczycieli ma tendencję do lekceważenia bezceremonialnego mężczyzny, myśląc o nim jako o nieco ciemnym, ale przyjacielskim człowieku, jak wielki, dziki Kieł. Ale Severus wiedział, że Hagrid umie patrzeć. Gajowy widział więcej, niż ktokolwiek mógł zgadywać i jeśli Potter gdzieś się ukrywał na błoniach, Hagrid pewnie o tym wie. Sposób, w jaki znał miejsca, do których młody Snape kiedyś przechodził, szukając samotności od swoich paplających kolegów i ulgi od nieustającego prześladowania Huncwotów.
W przeciwieństwie do dyrektora i pewnie reszty kadry, Snape nie chciał przyznać, że zniknięcie Pottera było czymś więcej niż żartem uczniaka, takim jak jego ojciec wykręcał, unikając zajęcia, gdy był na nich jakiś quiz czy test. Chłopca nie było tylko kilka godzin i Severus wiedział, że jeśli jakiś śmierciożerca schwytałby Pottera, zostałby wezwany przez Mroczny Znak, by być świadkiem tryumfu Czarnego Pana nad swoim znienawidzonym wrogiem. Tryumfu, który zakończyłby się śmiercią Pottera, ale nie przed torturami, które czarodziej o wężowej mordzie zgotowałby chłopcu za byciem wrzodem na tyłku. I gdyby to się kiedykolwiek stało, Severus wiedziałby, że jego dni, jako szpiega, zostały zakończone, ponieważ został zobowiązany do chronienia Pottera za wszelką cenę.
Złożywszy przysięgę czarodzieja, daną swojej najlepszej przyjaciółce – Lily, czego świadkiem był Albus Dumbledore, obietnica bardziej wiążąca niż dług życia, który miał wobec Jamesa Pottera. Złożył przysięgę tuż przed tym, jak Potterowie ukryli się - Lily wybaczyła mu podążenie mroczną drogą, a potem poprosiła go, by złożył przysięgę.
Zrobił to, wiedząc doskonale, że to jego droga do odkupienia.
Ale Potter nie był gościem Voldemorta, czego Snape był całkiem pewny.
Dlatego chłopak był gdzieś tutaj, prawdopodobnie używając tej paskudnej Peleryny Niewidki.
Nachmurzony Snape zastukał w drzwi Hagrida.
Otworzyły się niemal natychmiast, a gajowy posłał Mistrzowi Eliksirów sympatyczny uśmiech.
- Dobry, psorze Snape. Co mogę dla ciebie zrobić?
- Czy dyrektor już cię poinformował, że Potter zaginął?
- Harry, zaginął? Jak dawno?
- Przypuszczam, że od paru godzin. Najwyraźniej nie wrócił do pokoju wspólnego po obiedzie i jego przyjaciele musieli zgłosić jego nieobecność dyrektorowi, który zdecydował zorganizować poszukiwania tego małego, durnego… - Severus urwał ze złością, zbyt wściekły, by dobrze obrazić Pottera. – Wiesz, gdzie… lubił chodzić, gdy kończył zajęcia, Hagridzie?
Wielki mężczyzna podrapał się po głowie.
- Normalnie kręci się na boisku Quidditcha z Ronem Weasleyem, tym jego najlepszym przyjacielem, a czasami też schodzi nad jezioro.
- Te miejsca zostały już sprawdzone – westchnął niecierpliwie Snape. Każda minuta, w której szukał Pottera, była minutą zmarnowaną, którą mógł spędzić z uratowanym jastrzębiem, upewniając się, że zje, wypije, będzie miał ciepło i spokój.
- Umiesz wymyślić jakieś inne miejsce? Może gdzieś w pobliżu Lasu?
Hagrid zmarszczył czoło.
- Ach… jest jedno miejsce… mała polana, którą pokazałem mu w tym roku. – Zakaszlał cicho i nagle uniknął wzroku Snape’a. – Wiesz, psorze, tą… tam chodziłeś, gdy chciałeś uciec od Blacka i tamtego losu, pamiętasz?
- Pokazałeś Potterowi moją sekretną polanę? – krzyknął rozdrażniony Snape. – Tam, gdzie uczyliśmy się razem z Lily?
- Tak, pomyślałem, że powinien mieć miejsce do ukrycia się, po tym, jaki jest po śmierci Cedrica i tym szaleństwie. Chyba psora to nie obchodzi, bo nie był tam psor od śmierci Lily i pomyślałem, to pomoże Harry’emu, skoro bywała tam jego matka…
- Zdarzyło ci się wspomnieć, że też tam bywałem?
Hagrid wzdrygnął się na dźwięk furii w tonie Mistrza Eliksirów.
- Nie, powiedziałem mu tylko o Lily. Był zdenerwowany i wyglądał, jakby potrzebował czasu dla siebie, tak jak kiedyś ty, psorze, gdy wracałeś z domu na początku semestru.
Severus zesztywniał. Z wszystkich dorosłych czarodziei w Hogwarcie, tylko Hagrid w ogóle zgadł, że gdy był uczniem jego życie w domu nie było takie, jakie powinno. Severus nigdy o tym nie mówił – uważał, że jest zbyt młody, by powiedzieć komukolwiek o tym, co działo się na Spinner’s End. W jakiś jednak sposób Hagrid wiedział, że coś jest nie w porządku i zaoferował samotnemu chłopcu otwarte zaproszenie na herbatę, gdy tylko będzie chciał i pokazał mu sekretne miejsce, gdzie mógł iść i uciec na kilka błogosławionych godzin. Później pokazał je Lily i spędzali tam wiele przyjemnych godzin, ochronieni lasem wśród wielkich drzew i szmaragdowych liści, rozmawiając, szukając nowych zaklęć i eliksirów, pisząc formułki na kawałkach pergaminu.
Dla młodego Severusa było to niemal święte miejsce, a teraz Potter się o nim dowiedział. Wiedział, że Hagrid chciał dobrze – mężczyzna uwielbiał opiekować się dziwnymi i rannymi dzikimi stworzeniami, które do niego przychodziły i obdarzał takim samym współczuciem uczniów, którzy według niego byli w potrzebie. Jak Severus. Ale dlaczego, na litość boską, Hagrid kiedykolwiek porównał chłopca, który przeżył, księcia czarodziejskiego świata, wielbionego przez tysiące, jako ostatnia nadzieja przeciw Voldemortowi, z nieszczęśliwym, poniewieranym dzieckiem, jakim był Snape?
Zraniony przez niezamierzoną zdradę Hagrida w kwestii jego prywatności, warknął:
- Co masz na myśli, mówiąc, że jest jak ja? Potter jest rozpuszczony i rozpieszczony, mieszka w zamożnej mugolskie dzielnicy, w przeciwieństwie do mnie – mieszkałem w zrujnowanym, pełnym awantur domu. Założę się, że nie przepracował w domu ani jednego dnia, nie wie, co to znaczy być głodnym i gdy jest ci zimno, ponieważ jego cholerny ojciec przepił całe pieniądze, które zarobił i traktował jak muł w stawie… - oddychając ciężko, Severus uwolnił temperament, a kolejne okropne wspomnienia uciekły spod jego lodowej maski.
- Psorze, możesz być na mnie zły, ile tylko chcesz, ale proszę, nie zabieraj tego Harry’emu. Rzeczy nie są zawsze takie, jak się wydają i sam powinieneś wiedzieć lepiej, niż ktokolwiek inny. I mówię ci, że coś jest nie tak z Harrym.
- Co takiego?
- Cóż, zobaczmy… wrócił i nie jest taki, jak zwykle – rzadko się uśmiecha i wydaje się, że nie ma ochoty być z przyjaciółmi, ciągle sam wychodzi. Zorientowałem się, że to z powodu śmierci Cedrica i jego powrotu, ale on nie chce o tym mówić. Zaczął nawet odmawiać przyjścia na herbatkę w soboty, psorze, a to nie podobne do Harry’ego. Kiedyś to uwielbiał.
Severus, który też był jednym z uczniów, których Hagrid zapraszał na herbatę, nie mógł się powstrzymać przed pytaniem:
- Jego też karmiłeś tymi jagodowymi babeczkami ze słodkim masłem?
- Tak i często wracał – był zawsze głodny, jakby nigdy nie miał dość jedzenia w domu.
Severus prychnął.
- Niemożliwe. Krewni Pottera nie zubożeli i z pewnością mogli wykarmić dziesięciu takich chłopaków.
- Może, ale co jeśli nie, psorze? Nie widziałeś go tak, jak ja, gdy przyjechałem po niego, by zabrać go do Hogwartu na pierwszy rok – zauważył Hagrid. – Wyglądał na dziewięciolatka, a nie jedenastolatka i był tak chudziutki, jakby wiatr mógł go zdmuchnąć. Ci mugole, wszyscy byli grubi jak wieprze, ale nie on, był jak duch – blady i chudziutki, dokładnie jak…
- Nie mów tego! Nie mam z Potterem nic wspólnego!
- Nie? Myślę, że cię mylisz – powiedział stanowczo wielki mężczyzna. – Nie przyznasz tego, ale jesteście bardziej podobni, niż myślisz, Severusie Snape.
- Nie bądź śmieszny, Hagridzie! Jest całkiem jak swój cholerny ojciec – arogancki, bogaty, rozpuszczony nie do uwierzenia, pijany sławą i chwałą…
Hagrid potrząsnął głową z rozczarowaniem.
- Nigdy nie myślałem, że zobaczę dzień, gdy zostawisz za sobą swoje uprzedzenia, psorze. Zachowujesz się jak Syriusz Black – widzisz tylko to, co chcesz widzieć, a nie to, jak naprawdę jest.
- Że co? – sapnął Severus. – Jak śmiesz porównywać mnie do  tego… tego kundla, tego zepsutego, szukającego uwagi drania, który niemal zabił mnie, a potem odszedł zaledwie z łagodną reprymendą? Jak śmiesz?
- Ponieważ tak właśnie teraz brzmisz, Severusie – powiedział Hagrid, jego ton był pełen łagodnej dezaprobaty i nagle Snape poczuł się w każdym calu jak chudy, niekochany uczeń, którego jedynym prawdziwym przyjacielem była ładna, rudowłosa dziewczyna, książki oraz wielki mężczyzna oraz jego liczne zwierzaki. – Kiedyś mówiłem Syriuszowi, że robi źle, wyśmiewając się z ciebie, tylko dlatego, że jesteś Ślizgonem, że we wszystkich domach są dobrzy i źli, i że nie powinien oceniać osoby przez naszywkę na szacie, czy włosy, ale nigdy nie chciał słuchać. Oślizgły Ślizgon, będzie mroczny, dokładnie jak Sam Wiesz Kto, jak oni wszyscy – tak mówił, a potem się śmiał. Ale się mylił, prawda?
- Wiem, że tak.
- Tak, inaczej nie stałbyś tu i się kłócił. Dlatego proszę cię, żebyś nie patrzył na fakt, że Harry jest synem Jamesa Pottera i zobaczył to, czego nie mogłeś wcześniej… że jest dzieckiem, które potrzebuje pomocy. Zrób to, czego nie potrafił Black albo nigdy nie chciał, psorze – zobacz prawdę. Jesteś o wiele mądrzejszy niż Syriusz, więc to powinno być proste.
- Jestem, do cholery! – wymamrotał, po czym zaczerwienił się, ponieważ minęło wiele czasu, od kiedy ostatni raz pozwolił komuś się skarcić, jakby znów był jedenastolatkiem. Było cholernie pewne, że był mądrzejszy niż Black, a jego duma była zirytowana tą insynuacją, że nie widział prawdy – obowiązkiem szpiega było zbieranie informacji i posiadanie umiejętności zobaczenia tego, co ukryte.
Byłem tak ślepy? Czy Hagrid ma rację? Czy mogłem przegapić oczywiste oznaki zaniedbania i depresji, ponieważ nie chciałem widzieć tego, że to nie tylko syn Jamesa, ale również Lily? Czy mimo wszystko stałem się tak impulsywny, uparty i zidiociały, jak Black? Merlinie broń!
- Powiedziałeś, że Potter wyglądał na przygnębionego? Kiedy pierwszy raz to zauważyłeś?
- Ach, około dwa tygodnie po rozpoczęciu nowego semestru – odpowiedział Hagrid.
Snape zmarszczył brwi. Teraz, gdy o tym pomyślał, Potter wydawał się bardziej stonowany i mniej bezczelny niż się przyzwyczaił. Jak powiedział Dumbledore’owi, nie odjął żadnych punktów ani nie dał bachorowi szlabanu w tym tygodniu, co było prawie niesłychane. Zwykle niepoprawny chłopak zdołał cwaniakować i irytować go już pierwszego dnia zajęć. Ale tym razem… Potter był cichy jak myszka, uprzejmy i nie odpowiadał na ostre słowa i sarkazm Snape’a. Rzeczywiście niezbyt normalne zachowanie i szpieg mentalnie mocno się kopnął, że nie zauważył tych szczegółów.
Snape, musisz przejść na emeryturę i oddać się do św. Mungo, jeśli nie umiesz lepiej obserwować, oczywisty idioto! Pierwszoroczny zauważyłby, że coś jest nie tak, biorąc pod uwagę poprzednie zachowania Pottera, a ty, który byłeś szpiegiem przez szesnaście i pół roku, przeoczyłeś to.
Podczas gdy Severus mentalnie bił się boleśnie, obaj weszli za chatkę i znaleźli się w lesie. Chociaż od lat nie wracał na swoją sekretną polanę, jak skomentował Hagrid, Snape odkrył, że jego stopy wciąż znają właściwą ścieżkę. Czternaście lat i wciąż nie zapomniał, nigdy nie zapomni, najlepszego schronienia w swoim życiu, takiego, do którego tylko Lily mogła wkraczać.
Poczuł, jak rośnie w nim znajomy, gorzki ból i spróbował odciąć się od ostrych ściśnięć serca, przesłuchując Hagrida na temat Pottera.
- Czy powiedział ci coś o tym, co się działo w lecie.
- Nie, psorze. Tylko byłem zadowolony, że wyszedł z domu. Nie mówił zbyt wiele, ale mogłem powiedzieć, że coś go dręczy. Myślę, że obwinia się za to wszystko. Śmierć Cedrica i powrót Sam Wiesz Kogo – to strasznie mocno w niego uderzyło, psorze.
- Hymm. Wyobrażam sobie – wymamrotał Severus – zobaczenie kolegi z klasy, umierającego tak gwałtownie, musiało zostawić bliznę, a potem bycie użytym do krwawego rytuału, by sprowadzić z martwych magiczny odpowiednik Hitlera, zdenerwowałoby każdego, a nawet Potter nie był odporny na taką tragedię. A jeśli Hagrid miał rację i jego życie z… Dursleyami było podobne do życia Snape’a z ojcem-alkoholikiem i poniewieraną matką, a w połączeniu z atmosferą po wydarzeniach z poprzedniego roku, mogło to wepchnąć chłopca w głęboką depresję.
W takim przypadku, zaginięcie Pottera nagle nabierało zupełnie nowego, zupełnie przerażającego aspektu.
Obsydianowe oczy spotkały się z brązowymi i Snape wiedział, że Hagrid też podejrzewał to, do czego właśnie doszedł Snape, choć żaden nie odezwał się ani słowem.
Obaj byli zaznajomieni z głębią rozpaczy i jako nastolatki podróżowali krętą drogą samozagłady – Hagrid tuż po tym, jak został niesłusznie wydalony i wyrzucony z jedynego prawdziwego domu, by żyć jako pogardzany, przegrany czarodziej i półolbrzym, wyśmiewany i wyszydzany, póki Dumbledore dosłownie nie uratował mu życia, dając mu pozycję gajowego i nieco poczucia własnej wartości.
Snape’a również objęła ciemność, po tym, jak jego matka umarła na jego szóstym roku, Lily tak ostro go odrzuciła, Black niemal zabił we Wrzeszczącej Chacie i nikt zdawał się nie interesować, czy żyje czy umarł powolną śmiercią przez ugryzienie wilkołaka. Jego jedynym wybawicielem był mężczyzna obok niego, który znalazł go nieprzytomnego pod wpływem silnego eliksiru Nasennego i rozpoznał oznaki. Hagrid zabrał go do swojej chatki i opiekował nim przez tydzień, podobnie jak opatrywałby dzikie zwierzę, a po prawdzie, Snape emocjonalnie nie był od zwierzaka lepszy, i po naleganiach chłopca, utrzymał w tajemnicy jego okropny sekret, dzieląc się również swoim mrocznym czasem z chudym nastolatkiem, stając się jedną z najbardziej zaufanych osób Snape’a.
Snape podejrzewał, że Hagrid miał coś wspólnego ze zmianą zdania Lily na jego temat, ale mężczyzna nigdy nie wypowiedział się na ten temat, a Severus nigdy nie zapytał. To nie było ważne, dlaczego Lily mu wybaczyła, tylko sam fakt.
I do niedzieli przeklęłaby cię na siedem sposobów, gdyby wiedziała, do jakiego stanu pozwoliłeś doprowadzić jej syna, Severusie Tobiaszu Snape.
- Myślisz…?
- Może. Nie przed tym, ale teraz…
Liście i martwe gałęzie chrzęściły pod ich stopami, a potem Snape zatrzymał się, odrzucając na bok duża kurtynę pozornie gęstego pnącza, by odsłonić dziewiczą, słoneczną polanę.
Pusta.
Severus poczuł chłód w sercu. Przeklinał cicho przez kilka minut.
Potem odzyskał kontrolę nad sobą i powiedział:
- Gdzie indziej mógł pójść w Lesie?
- Może na Skałę Testrali? Czasami ciągnie tam dzieciaki, które widziały śmierć – powiedział Hagrid. Jak ciebie.
Ale to okazało się bezowocne. Severus rzucał zaklęcie lokalizujące jedno po drugim, jednak wszystkie wracały nie wykrywszy nic. Samo to było znakiem nadziei. Gdyby Potter był martwy, zaklęcie powróciłoby z echem przyczepionej sygnatury, oznaczając gasnący magiczny rdzeń, a zmarli nie musieli się ukrywać.
- Nic. Gdziekolwiek jest, dobrze się ukrywa – dokończył z przekąsem Severus, nienawidząc przyznawać tego, że pokonał go zwykły uczeń. – Może chciał po prostu znaleźć miejsce wolne od głupich, głośnych Gryfonów. Albo wymiguje się od mojego ostatniego zadania z eliksirów.
- Nie sądzisz, że on…?
- Nie było echa. Potter się ukrywa – wyjdzie, gdy będzie gotowy albo zgłodnieje, jak przerażony kot – wycedził Snape.
- Och. Tak, to ma sens. Więc powinniśmy przestać szukać?
- Póki co. Robi się późno, szukaliśmy przynajmniej dwie godziny, a błąkanie się po lesie o takiej godzinie jest ryzykowne nawet dla nas. Możemy wznowić poszukiwania jutro, jeśli Potter nie wróci do tego czasu – powiedział Severus, zaskakując się tym, że takie słowa wyszły z jego ust. Kiedy zaczął dbać o Harry’ego cholernego Pottera? Od kiedy Hagrid przeszył twoją bańkę irracjonalnej wrogości kilkoma ostrymi słowami, szepnęło jego sumienie. Obiecałeś pilnować syna Lily, a nawet jeśli nie, twoim obowiązkiem jako nauczyciela jest upewnić się, że uczniowie są bezpieczni… nawet sami ze sobą.
- Wracajmy, Hagridzie. Powiem dyrektorowi, że nic nie znaleźliśmy – nakazał Snape, odwracając się w stronę ścieżki, która wyprowadzała ich z lasu. – Chcę cię poprosić o przysługę. Masz jakiekolwiek rzeczy do trenowania młodego jastrzębia?
- Chyba wciąż coś mam, ale dlaczego?
Severus odpowiedział szczerze, a twarz Hagrida pojaśniała na perspektywę uratowania kolejnego biednego, dzikiego stworzenia od ponurej śmierci. Chętnie zgodził się dać Snape’owi zestaw treningowych sznurów, mocną żerdź, smycz, kaptur, rękawice i wabik. Jak również książki o sokolnictwie, której używał podczas rehabilitacji gołębiarza, którego znalazł pewnego roku na łące – był ofiarą mugolskie broni.
- Pistolet, powiedziałbym – rzekł cicho Severus, sądząc po opisie ran.
- Okropieństwo. Ale uratowałem ją i po miesiącu odleciała. To był najpiękniejszy widok w moim życiu. – Hagrid pociągnął nosem, ocierając kilka łez z oczu. Zawsze się rozczulał, gdy rozmawiał o zwierzakach, które utracił albo uwolnił. – Mam też dla ciebie królika, psorze. Złapany dzisiaj – miałem zrobić z niego gulasz, ale zawsze mogę złapać kolejnego. Choć jeśli ten mały koleżka jest obolały, musisz dobrze zmielić mięso i wymieszać z odrobiną miodu, zrobić pastę i nakarmić łyżką albo palcem, jeśli weźmie.
Severus skinął głową.
- Łyżką, nie ufam mu w kwestii palca – już raz mnie ugryzł.
Hagrid nie był zaskoczony – ugryzienie było zagrożeniem, które pojawiało się przy każdym dzikim zwierzęciu.
- I dawaj mu dużo wody. Będzie spragniony po tych wszystkich twoich eliksirach.
Dotarli do chatki i Hagrid wszedł do środka, by zebrać zestaw sokolnika, uśmiechając się radośnie. Był szczęśliwy, że Severus pozwolił sobie wreszcie na poczucie litości do czegokolwiek i instynkt mu podpowiadał, że jastrząb i Mistrz Eliksirów będą bardzo dobrymi przyjaciółmi. Młode, ranne jastrzębie, jak ten, którego znalazł Severus, często przywiązywały się do człowieka, który ich uratował, wiążąc się z nim, jak zrobiłyby to ze starszym jastrzębiem. Ptasi ojciec, tak.
Severus czekał na ganku, niecierpliwie stukając butem o brukowaną ścieżkę, chcąc wrócić do swojego nowego podopiecznego. A potem poczuł, jak aktywują się osłony wokół jego laboratorium i zawarczał okrutnie. Ktoś nieupoważniony wziął coś z jego prywatnego zapasu eliksirów i kiedy tą osobę wyśledzi, uczeń będzie marzył, żeby nigdy się nie urodził. Osłony brzęczały wściekle w jego głowie, bucząc jak gniazdo rozwścieczonych szerszeni, więc wetknął głowę w szparę drzwi i zawołał:
- Hagridzie, podeślesz mi zestaw później. W moim laboratorium czeka na mnie nagły wypadek – jakiś nędzny uczeń włamał się do środka i muszę natychmiast…
- Proszę, Severusie. Wszystko jest w płóciennym worku. – Gajowy wepchnął mu w dłonie skórzaną torbę, krzywiąc się na widok mrocznej furii w oczach drugiego. – Nie zabij go, psorze. Nie chcesz iść do Azkabanu, proszę mi zaufać. – Mimowolny dreszcz przeszedł przez barki wielkiego mężczyzny, gdy przypomniał sobie trzy miesiące pobytu w tamtym miejscu sprzed roku. To było coś, czego nikt nie był w stanie zapomnieć i był szczęśliwy, że Severus uniknął tego straszliwego losu.
Severus obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu.
- Zabicie jest zbyt dobre dla tego człowieka, ktokolwiek to zrobił, Hagridzie. Nienawidzę złodziei równie mocno, jak nie znoszę kłamiących, małych bachorów. Może tylko poprzybijam ich za skórę do ściany w moim biurze, może zrobię sobie naszyjnik z palców złodzieja, nakarmię ich wątrobą mojego jastrzębia – możliwości są nieskończone…
Odwrócił się, a jego czarny płaszcz zawirował tak, jak drapieżny ptak, by złapać zdobycz, która ośmieliła się zaatakować jego gniazdo, rzucając przez ramię spóźnione podziękowanie.
Hagrid obserwował, jak wysoka postać wkracza do zamku.
- Głupi dzieciak powinien zacząć lepiej spisywać swój testament. Nie jest dzisiaj w nastroju, co nie, Kieł? – Wielki mężczyzna podrapał psa za uszami, nie przestając patrzyć w noc, zastanawiając się nad losem Harry’ego Jamesa Pottera, zaginionego chłopca.