Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 22 listopada 2019

CP - Rozdział 24 - Porady na przyszłe kariery



Podczas przerwy wielkanocnej, uczniowie piątego roku zostali zbombardowani ulotkami, broszurami i notkami odnośnie przyszłych karier. Harry naprawdę nie wiedział, co myśleć, ponieważ tak poważnie nigdy nie myślał o życiu po Hogwarcie. Wszystko wydawało się obracać wokół Voldemorta, więc jak miał niby planować swoją przyszłość, skoro teraźniejszość w kółko wymagała od niego ciągłego ryzykowania swojego życia?
Po zerknięciu na tablicę ogłoszeń, Harry zobaczył, że w poniedziałek o wpół do trzeciej ma spotkanie z profesor McGonagall, by przedyskutować jego możliwą przyszłość. Nie było zaskoczeniem, że Hermiona miała niemal dwa razy więcej ulotek i broszur niż wszyscy inni. Jasne było, że chwyciła wszystko po kolei, ponieważ w jednej minucie czytała o relacjach z mugolami, a w następnej sprawdzała, co jest wymagane, by trenować trolle obronne. Może nie był jedyną osobą, która kompletnie nie miała pojęcia, co zrobić z życiem po Hogwarcie.
Następnego ranka Harry spotkał się z Syriuszem i Remusem po jakąś radę. Syriusz natychmiast zaproponował zostanie profesjonalnym graczem Quidditcha, twierdząc, że Harry powinien bawić się jak najdłużej to możliwe. Z drugiej strony Remus zaproponował nauczanie, ponieważ Harry tak dobrze sobie z tym radził na zajęciach Gwardii Defensywnej. Harry nie był zbyt przekonany co do tych wyborów. Kochał latać, ale miał przeczucie, że robiąc to profesjonalnie, nie miałby z tego takiej radości. Również cieszyła go jego rola w GD, ale nie wiedział, czy chciał to robić w życiu.
Tak więc nadeszło poniedziałkowe popołudnie, a Harry wciąż nie miał pojęcia, jaką karierę chciałby wybrać. Docierając do biura profesor McGonagall, Harry zawahał się przez sekundę, po czym zapukał. Wiedział, że wszyscy spodziewają się po nim, że będzie wojownikiem broniącym niewinnych, ale czy rzeczywiście tym właśnie był? Tak naprawdę to nie. Bronił to, w co wierzył, ale myśl o zabiciu kogoś wywoływała w nim mdłości. Nie chciał ranić ludzi. Więc czego chciał?
- Wejść. – Doszedł do niego głos profesor McGonagall z głębi biura.
Otworzywszy drzwi, Harry z zaskoczeniem zobaczył, że profesor McGonagall nie jest sama. Siedziała za biurkiem, podczas gdy po jej lewej siedziała trójka ludzi, których Harry nigdy wcześniej nie widział. Najdalej od drzwi był wysoki czarodziej z jasnobrązowymi włosami, który posłał Harry’emu przyjazny uśmiech. Obok niego była czarownica z długimi blond włosami i łagodnym uśmiechem na twarzy. Najbliżej drzwi był czarodziej o średniej wysokości z całkiem krótkimi włosami w kolorze piasku. Wydawał się przez dłuższy moment przyglądać Harry’emu, po czym skinął głową.
Harry nagle poczuł się bardzo świadom siebie. Co oni tu robili?
- Eee… przepraszam – powiedział nerwowo. – Nie chciałem przeszkadzać.
- Nie przeszkadza pan, panie Potter – powiedziała surowo profesor McGonagall, przekazując Harry’emu cichą wiadomość, że nie pochwalała obecności trójki osób. – Pan Andrews, panna Winters i pan Grint zostali tu wysłani ze swoich  miejsc pracy, żeby zamienić z tobą kilka słów.
To było niespodziewane. Harry pozostał w drzwiach, niepewny, jak przyjąć nową wiadomość.  
- Dlaczego? – zapytał bez ogródek. – Nie zrobiłem nic złego, prawda?
- Panie Potter – powiedział z pełnym profesjonalizmem wysoki czarodziej. – Z pewnością nie zrobił pan nic złego. Jesteśmy tu, by asystować panu w planowaniu przyszłości. Jestem Wesley Grint i reprezentuję Departament Przestrzegania Prawa Magicznego, Biuro Aurorów. Obok mnie jest Evelyn Winters, która jest z biura Relacji Publicznych w Ministerstwie, a obok niej Daniel Andrews z Departamentu Magicznych Gier i Sportów.
Harry spojrzał na profesor McGonagall, która siedział dość sztywno, po czym skupił swoją uwagę na reprezentantach z Ministerstwa.
- Syri… eee… profesor Black i Remus nic nie mówili, że będą tu ludzie z Ministerstwa – powiedział ostrożnie. – Miałem wrażenie, że będę sam z profesor McGonagall.
- Normalnie tak jest, panie Potter – powiedziała profesor McGonagall ze skinięciem. – Jednakże Ministerstwo najwyraźniej uznało, że potrzebuje pan pomocy w swoim wyborze. Pana opiekunowie nie są jeszcze tego świadomi… a profesor Dumbledore nie jest zbyt zadowolony ich niezapowiedzianym przybyciem. Uważa, że to tylko doda niepotrzebnej presji, której pan nie potrzebuje. Niemniej jednak jest to pana wybór. Jeśli chce pan rozmawiać z tymi ludźmi, może pan to zrobić.
Harry odetchnął głęboko w próbie ukrycia złości. Rozumiał, co się działo. Ministerstwo chciało wskazać chłopcu, który przeżył możliwe miejsca jego zatrudnienia. Chcieli go dla imienia, nie wykształcenia czy jakichkolwiek osiągnięć.
- Jeśli nie jest to zaoferowane każdemu, muszę odmówić – powiedział spokojnie Harry. Trójka reprezentantów drgnęła, by zaprotestować. – Nie chcę brzmieć niegrzecznie, ale odmawiam specjalnego traktowania z powodu czegoś, czego nawet nie pamiętam. Nawet gdybym miał zadecydować, by aplikować do któregoś z państwa departamentów, chciałbym zasłużyć na swoją pozycję. Jestem dokładnie taki sam jak wszyscy inni i oczekuję, że tak mnie państwo potraktują.
Evelyn Winters i Daniel Andrews już mieli zaprotestować, ale zostali powstrzymani, gdy Wesley Grint zrobił krok do przodu.
- Zaakceptujemy to, panie Potter – powiedział, kiwając głową. – Przepraszamy za zajmowanie pana czasu. – Odwrócił się do profesor McGonagall. – Przepraszamy za najście, pani profesor. – Bez kolejnego słowa, trójka reprezentantów wyszła.
Harry usunął się z przejścia, by mogli przejść obok niego, po czym westchnął z frustracją. Nagle planowanie przyszłości było ostatnią rzeczą, jakiej Harry pragnął. W tym momencie pracowanie w mugolskim świecie wydawało się całkiem pociągającą opcją. Tam byłby traktowany normalnie tak długo, jak trzymałby się z dala od Surrey. To było coś, czego chciał. Chciał robić coś, co pozwalałoby mu być „tylko Harrym”. Problemem było to, że znalezienie czegoś takiego w czarodziejskim świecie, było niemal niemożliwe.
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał Harry’ego z myśli. Odwróciwszy się w kierunku dźwięku, dostrzegł, że profesor McGonagall stoi teraz przy zamkniętych drzwiach.
- Wybacz, Harry – powiedziała szczerze. – Biorąc pod uwagę obecne wydarzenia, kilka organizacji ministerialnych  jest nieco upartych. Obrona pociągu we wrześniu przyciągnęła uwagę Biura Aurorów, twoje wyniki w Quidditchu zainteresowały departament Magicznych Gier i Sportów i chyba nie muszę wyjaśniać relacji publicznych. Miałeś rację. Wszyscy byli tu z powodu twojego nazwiska. Wielu uważa, że to tylko kwestia czasu, nim Minister zostanie odwołany ze swojego biura, więc chcą pokazać wsparcie osobie, której powinni wierzyć przez cały czas.
Profesor McGonagall łagodnie wzięła Harry’ego za ramię i poprowadziła go do krzesła przed swoim biurkiem.
- Usiądź, Harry – zaproponowała, po czym przeniosła się na swoje krzesło za biurkiem zaśmieconym ulotkami. – Zobaczmy, czy damy radę przedyskutować twoje pomysły na karierę i zdecydować, jakie przedmioty powinieneś kontynuować na szóstym i siódmym roku. Myślałeś już, co chciałbyś robić po opuszczeniu Hogwartu?
Harry potrząsnął głową, odstawiając torbę na podłodze i skupiając wzrok na ulotkach. W tym momencie miał jaśniejsze pomysły, czego nie chce robić, niż co chciałby robić.
- No dobrze – powiedziała ostrożnie profesor McGonagall. – Może myślimy zbyt wąsko. Nie myśl o konkretnym zawodzie, Harry. Co ogólnie chciałbyś robić?
Harry pomyślał przez moment. Naprawdę nie chciał mieć nic wspólnego z opinią publiczną, ponieważ nienawidził uwagi, ale nie mógł zwyczajnie siedzieć i nic nie robić.
- Chyba chcę pomagać ludziom – powiedział, wzruszając ramionami. – T-tylko nie wiem jak.
- Popracujemy nad tym – powiedziała profesor McGonagall, wyciągając kilka ulotek z kupki i otworzyła jedną z nich. – Możesz wybrać zostanie aurorem, jednak powinnam cię ostrzec, że nie jest to łatwa kariera zawodowa. Potrzebujesz minimum pięciu OWTM-ów i jako oceny nic poniżej „Powyżej Oczekiwań”. Po tym, będziesz musiał przejść rygorystyczną serię testów charakteru i zdolności. Bardzo niewiele osób je zdaje. W rzeczywistości, chyba nikt ich nie zdał przez ostatnie trzy lata.
Profesor McGonagall odłożyła ulotkę i spojrzała na Harry’ego, czekając, aż ten uniesie wzrok.
- Co do przedmiotów, potrzebujesz obrony przed czarną magią, transmutację, zaklęcia i eliksiry. Powinnam cię ostrzec, Harry, że akceptuję tylko uczniów do mojej klasy OWTM-owej, którzy ze Standardowych Umiejętności Magicznych otrzymali „Powyżej Oczekiwań” albo wyżej. – Wyciągnęła coś, co wyglądało na teczkę z dokumentami i otworzyła ją. – Według twoich nauczycieli, twoje oceny poprawiły się w ciągu ostatnich lat. Jedynym wątpliwym przedmiotem są eliksiry, w których masz średnią między „Zadowalający” a „Powyżej Oczekiwań”. Muszę cię też ostrzec, że profesor Snape akceptuje tylko uczniów, którzy na SUM-ach otrzymali „Wybitny”. Cięższa praca na jego zajęciach nie zaszkodzi.
Harry zwalczył chęć prychnięcia. Mógłby wynaleźć eliksir, który leczy wszystkie choroby, a i tak by nie dostał „Wybitnego” od profesora Snape’a. Lepiej po prostu zaakceptować fakt, że profesor Snape nigdy nie otworzy umysłu, jeśli chodzi o dziecko Huncwotów. Na szczęście dla Harry’ego, to nie profesor Snape będzie go egzaminował, więc przynajmniej miał jakąś nadzieję, że dobrze zda swojego SUM-a.
- Kolejną opcją jest uzdrowicielstwo – powiedziała profesor McGonagall, podnosząc ulotkę. – Ma podobne wymagania jak zawód aurora, ale wymaga zielarstwa. Potrzebowałbyś przynajmniej „Powyżej Oczekiwać” na poziomie OWTM-ów z zielarstwa, oprócz innych SUM-ów. Również po ukończeniu szkolenia odbywa się trening. Może to byłoby dla ciebie bardziej odpowiednie, Harry. Muszę powiedzieć, że już i tak spędzasz dość dużo czasu w skrzydle szpitalnym. Równie dobrze mógłbyś wykorzystać ten czas.
- Hej! – wykrzyknął z urazą Harry. – Większość wypadków to nie moja wina.
Profesor McGonagall popatrzyła na Harry’ego i uśmiech powoli pojawił się na jej twarzy.
- Żartuję, Harry – rzekła. – Oczywiście, jest jeszcze nauczanie, które wymaga osiągnięcia mistrzostwa z dziedziny, której chcesz nauczać… chyba że dyrektor nie będzie umiał znaleźć nikogo na tą pozycję… albo zostaniesz zaaprobowany przez Ministerstwo. Wymaga to również zdania przedmiotów takich jak zielarstwo, eliksiry, obrona przed czarną magią, transmutacja, astronomia i zaklęcia. Muszę powiedzieć, że twoja grupa jest wielką oznaką, że byłbyś doskonałym nauczycielem.
- Ale przez większość czasu nie nauczam – zaprotestował Harry. – Zwykle stoję w kącie…
- A kto naucza Radę? – odparowała profesor McGonagall. – Gdybyś rok temu mi powiedział, że Neville Longbottom za rok będzie w stanie stworzyć cielesnego Patronusa, oddałabym cię do św. Mungo. Chyba nie widzisz, jaki pozytywny wpływ masz na innych, Harry. Wielu uczniów z waszej grupy zmieniło się dzięki tobie na lepsze. To jest typ osoby, która powinna być nauczycielem. Rozumiem, że bardzo nie lubisz dużej ilości uwagi, którą otrzymujesz, ale czy kiedykolwiek rozważyłeś to, że może na nią zasługujesz?
Harry skrzywił się, odwracając wzrok. Natychmiastowo wiedział, że to była walka, której nie wygra.
- Obawiam się, że nie mogę ci pomóc w odniesieniu do żeńskiej populacji szkoły – powiedziała McGonagall, sprawiając, że Harry spojrzał na nią zdezorientowany. – Sugeruję, żebyś porozmawiał na ten temat ze swoimi opiekunami. Co do reszty uwagi, nie mogę zaprzeczyć, że jesteś wzorem do naśladowania, Harry. Uczniowie patrzą na ciebie z podziwem, a osobiście jestem wdzięczna, że mają kogoś takiego do podziwiania. Jesteś wspaniałym młodym człowiekiem, Harry. Twoi rodzice z pewnością byliby z ciebie dumni.
Harry westchnął. Jak miał na to odpowiedzieć? Nie chciał w to wierzyć, ale to był w takim punkcie, że zdawał sobie sprawę, że kłótnia do nikąd go nie doprowadzi. Wszyscy mieli swoje zdanie i nic, co powie, tego nie zmieni. To prawdopodobnie była największa lekcja, której nauczył się od Syriusza i Remusa. Ludzie będą wierzyć w to, co chcą wierzyć. Póki było się szczerym ze samym sobą, tylko to miało znaczenie.
Profesor McGonagall wstała i obeszła biurko, by stanąć tuż przed nim.
- Co do opcji twojej kariery, póki co zostawię w twoich dokumentach te trzy opcje – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Czasami lepiej zostawić sobie otwarte drzwi. To wszystko są bardzo zaszczytne zawody, Harry. Jeśli miałbyś jakiekolwiek pytania, co do nich, jestem pewna, że auror Tonks, pani Pomfrey i jakikolwiek nauczyciel będą chętni ci pomóc. Musisz jedynie zapytać.
Harry skinął głową, czując lekkie poczucie winy, że miał z tym taki kłopot.
- Czy to…eee… normalne? – zapytał cicho. – Znaczy, nie manie pojęcia, co wybrać.
Profesor McGonagall zapewniająco ścisnęła ramię Harry’ego.
- Oczywiście, że to normalne – powiedziała. – Nie sądzę, by istniał jakikolwiek uczeń, który by w wieku piętnastu lat miał jasny obraz tego, co chce robić w życiu i ostatecznie podążał za tym przez całe życie. To jest tylko po to, byś był świadom możliwych opcji, żebyś mógł się odpowiednio przygotować, rozumiesz?
Harry ponownie skinął głową i wstał, chwytając szkolną torbę.
- Dziękuję, pani profesor – powiedział ze zmęczeniem. – Chyba to trochę dużo do przetrawienia.
- Dobrze – powiedziała McGonagall z uśmiechem. – Skoro nie masz więcej pytań, myślę, że to kończy nasze rozważania. – Harry odwrócił się, by odejść. – Och… i Harry, jestem dumna z tego, jak poradziłeś sobie z obecnością pracowników Ministerstwa. Jeśli już to ich zainteresowanie tobą wzrosło.
Harry nie mógł powstrzymać jęknięcia, wychodząc z biura profesor McGonagall, wywołując u niej śmiech. Jeśli już, obecność trzech przedstawicieli departamentów wywołała w Harrym negatywne myśli. Nie lubił ludzi, którzy próbowali dojść do swego przez innych. To zbyt mocno przypominało mu o Knocie i Umbridge. W tym momencie Harry desperacko chciał uderzyć pięścią w ścianę. Dlaczego ktoś miałby się nim interesować, po tym, jak wykopał ich z pokoju? To nie miało żadnego sensu.
Nie był w nastroju na wróżbiarstwo, więc skierował się bezpośrednio do klasy obrony i poczekał, aż zajęcia się skończą. Próbował wykorzystać techniki uspokajające, ale był zbyt sfrustrowany, żeby się skoncentrować. Nawet nie wiedział, dlaczego ta cała sytuacja tak go poruszyła. Kilku przedstawicieli departamentów w Ministerstwie próbowało zyskać sobie przyjaźń chłopca, który przeżył. No i co? Przecież to nie był pierwszy raz.
Ale nigdy wcześniej nie byłem tym tak zaskoczony.
Dźwięk dzwonka wyrwał Harry’ego z myśli. Opierając się o ścianę, poczekał, aż wszyscy wypełniający pomieszczenie, wyjdą. Podszedł do swojego zwykłego miejsca na przedzie klasy, rzucił na biurko swoją torbę i opadł na krzesło. Nawet nie zauważył, że w pomieszczeniu jest Syriusz, który obserwował go uważnie. Zamykając oczy, Harry desperacko próbował ukryć swoje skotłowane emocje. Musiał coś zrobić, bo inaczej czuł, że eksploduje.
- Harry, coś jest nie tak? – zapytał ostrożnie Syriusz zza swojego biurka. – Stało się coś podczas twoich konsultacji?
Harry prychnął.
- Nic takiego – powiedział sarkastycznie. – Nikt z Ministerstwa nie chciał przedstawić chłopcu, który przeżył oferty pracy z nimi. – Syriusz natychmiast wstał na nogi. – Przecież nie jestem osobą, która ma jakikolwiek wybór. Jestem tylko narzędziem, rekwizytem publiki i wszyscy mogą mną dyrygować, jak tylko chcą. – Harry uderzył pięściami w stół, gdy frustracja wzięła nad nim górę, nieświadom, że kilka przedmiotów w pomieszczeniu zaczęło się trząść. – Nie znoszę tego! Dlaczego nie mogą zwyczajnie zostawić mnie w spokoju?
Syriusz natychmiast znalazł się przy boku Harry’ego. Ukląkł i odwrócił Harry’ego tak, by ich oczy się spotkały.
- McGonagall na to pozwoliła? – zapytał zdezorientowany. – Dumbledore na to pozwolił?
Trzęsące przedmiotu powoli znieruchomiały.
- Ewidentnie przedstawiciele byli wyjątkowo uparci – wymamrotał Harry, odwracając wzrok i wzdychając. – Przepraszam. Chyba jestem zestresowany tym wszystkim, co się dzieje. To była ostatnia rzecz, jakiej dzisiaj potrzebowałem. – Harry zwrócił na Syriusza błagalne spojrzenie. – Czy jest za późno, żeby zmienić nazwisko?
Syriusz potargał włosy Harry’ego.
- Porozmawiam na ten temat z Lunatykiem – powiedział, po czym spoważniał. – Porozmawiam o tym z McGonagall i Dumbledorem, Harry. Powinni skontaktować się z Remusem albo ze mną w chwili, gdy ktokolwiek wyraził zainteresowanie zobaczenia się z tobą. Powiedziałem jasno Dumbledore’owi, że nawet jeśli, jestem tu, by nauczać, moim priorytetem jesteś ty. – Syriusz wstał i wyciągnął różdżkę. Kilkoma machnięciami, jego biurko zostało transmutowane w platformę do pojedynków, a biurka uczniów przesunęły się pod ścianę. – Co powiesz na krótki pojedynek, nim zaczną się zajęcia? Wyglądasz, jakbyś tego potrzebował.
Harry wstał i niemal podskoczył, gdy jego krzesło nagle przesunęło się pod ścianę, by dołączyć do reszty. Zdjąwszy szatę i odrzuciwszy ją, Harry automatycznie podszedł do platformy. Wskoczył na nią, a tuż za nim Syriusz. Nie powiedzieli ani słowa. Oboje znali swoje ruchy na pamięć. Zrobili wyznaczoną ilość kroków, po czym odwrócili się i pojedynek się zaczął. Harry natychmiast stanął w ofensywie, a Syriusz wziął odwet. Nie rzucali nic niebezpiecznego, ale siła zaklęć pokazywała jasno, że się nie powstrzymywali.
Syriusz zdołał pierwszy rozbroić Harry’ego, ale nie na długo, ponieważ Harry zdołał niewerbalnie przywołać różdżkę. Chwyciwszy różdżkę, Harry uchylił się przed nadchodzącym zaklęciem i rzucił serię zaklęć w Syriusza, rozbrajając go. Syriusz był na tyle blisko, by rozpocząć atak fizyczny. Harry szybko schował różdżkę i zablokował uderzenia i kopnięcia, które poszły w jego stronę, będąc w stanie sam wymierzyć kilka. Widząc możliwość, Harry skoczył, podciągnął kolana do piersi, po czym gwałtownie je rozprostował i uderzył nimi w pierś Syriusza. Syriusz wydał z siebie głośne „uch” i upadł do tyłu. Harry zmienił pozycję ciała w powietrzu i opadł na jedno kolano. Natychmiast machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę, wstając i kierując ją na Syriusza, który leżał płasko na plecach.
- Poddajesz się? – zapytał Harry.
- Poddaję – przyznał Syriusz napiętym głosem, siadając i chwytając się za klatkę piersiową. – Auu, Harry. To naprawdę boli. Następnym razem wezwę Lunatyka, żeby się z tobą pojedynkował.
Harry westchnął, ponownie chowając różdżkę i pomagając Syriuszowi wstać.
- Wybacz, Syriuszu – powiedział szczerze. To wtedy Harry się zorientował, jak bardzo stracił kontrolę. Pozwolił emocjom i instynktowi przejąć nad nim kontrolę, zamiast myśleć logicznie. – Mam wezwać panią Pomfrey?
Syriusz spiorunował go wzrokiem.
- Ani się waż – ostrzegł, po czym wyszczerzył się. – Jednakże zastrzegam sobie prawo do rewanżu i następnym razem nie będę się w ogóle powstrzymywał. Robisz się w tym dobry, dzieciaku.
Dźwięk chrząknięcia sprawił, że obaj podskoczyli i odwrócili się, dostrzegając całą klasę, stojącą w drzwiach z rozszerzonymi oczami. Harry i Syriusz powstrzymali jęk. Oboje zapomnieli zamknąć i zakluczyć drzwi. Harry i Syriusz mogli sobie tylko wyobrazić, jak musiał wyglądać pojedynek ich dwóch dla kogoś, kto nie wiedział, co się działo wcześniej.
Cisza została w końcu przerwana przez Rona.
- Co to, do cholery, było? – zapytał głośno, wywołując u kilku osób śmiech.
Syriusz i Harry zeskoczyli z platformy.
- Zignoruję to wyrażenie… tym razem – powiedział animag z ironicznym uśmiechem. Rozejrzał się i zlazł swoją różdżkę na ziemi na końcu platformy. Podniósł ją i kilkoma machnięciami przywrócił klasę do normalności.
- Wszyscy zajmijcie miejsca, żebyśmy mogli zacząć. Szybko zbliżają się wasze SUM-y, a wciąż mamy dużo do nadrobienia.
Wszyscy zajęli swoje normalne miejsca, a Ron szybko usiadł obok Harry’ego.
- Więc co się stało? – wyszeptał. – Wyglądało to tak, jakbyście się próbowali pozabijać.
Harry spojrzał na Rona z uniesioną brwią. To była ostatnia rzecz, jaką robili, ale rozumiał, że ktoś mógł tak pomyśleć.
- Moje konsultacje z McGonagall nie poszły dobrze – powiedział cicho. – Pojedynek był sposobem, by o tym nie myśleć i niweczył nieco napięcia. Jak dużo widzieliście?
- Tylko część fizyczną – powiedział Ron, spoglądając na Hermionę. – Więc co się stało podczas twoich konsultacji?
Harry wzruszył ramionami.
- Przyszli ludzie z Ministerstwa – powiedział, przewracając oczami z irytacją. – Wykopałem ich. Chyba miałem dość kłopotów, próbując wymyślić jakiś zawód bez nich, komplikujących sprawę; mówiliby mi, jak wspaniale byłoby, gdyby chłopiec, który przeżył dołączył do ich departamentów.
Ron skrzywił się na sarkastyczny ton Harry’ego.
- Przykro mi to słyszeć, kumplu – powiedział ze współczuciem. – Zdecydowałeś w sprawie swojego zawodu?
 Harry potrząsnął głową, po czym skupił swoją uwagę na Syriuszu, odsuwając konsultacje w tył swojego umysłu, żeby się skoncentrować. Syriusz miał całkowitą rację. Wkrótce będą SUM-y. Mógł nie wiedzieć, co chce robić po Hogwarcie, ale póki co nie miało to znaczenia. Mógł tylko skoncentrować się na nadchodzących egzaminach i od tego momentu przyglądać się opcjom. Jednak w tym momencie, Harry nie był chętny rozważać żadnej pozycji w Ministerstwie. Może z czasem to się zmieni, ale obecnie Harry czuł zwyczajnie zbyt wielką niechęć do tego miejsca, które wywołało jemu i jego obecnej rodzinie tak wiele bólu.
^^^
Następnego dnia Harry został zaskoczony, gdyż profesor Dumbledore i McGonagall odszukali go, by przeprosić, że nie odesłali reprezentantów z Ministerstwa. Harry próbował zapewnić swoją Opiekunkę Domu i dyrektora, że nie obwinia ich, ale najwyraźniej Syriusz zrobił im spory wykład. Remus również zdołał przyprzeć go do muru i zaoferował ucho, gdyby Harry chciał porozmawiać. Harry nalegał, że nic mu nie jest, ale Syriusz i Remus już rzadko wierzyli w tą wymówkę. Używał jej zbyt często, gdy Umbridge była w Hogwarcie.
Harry nie był w stanie długo myśleć o tym, co się stało, gdyż tak napięty stał się jego plan zajęć. Ponownie odkrył, że jego wolny czas jest ograniczony tylko do poranków przed zajęciami. Zbliżał się końcowy mecz sezonu Quidditcha, a Gryffindor był najwyżej w Pucharze Quidditcha, profesor Snape jeszcze mocniej naciskał na Harry’ego podczas lekcji oklumencji, Rada zdecydowała zacząć stosować podejście Syriusza, wykorzystując to, czego się nauczyli, w pojedynkach, co oznaczało, że wszyscy z Rady musieli znać wytyczne dotyczące pojedynków, a oczywiście niekończąca się praca domowa była stałym problemem od pięciu lat.
Harry został wyrwany z rutyny po tygodniu od konsultacji, gdy Remus wyciągnął go z wróżbiarstwa i zabrał bezpośrednio do biura profesora Dumbledore’a. Po wejściu w Harry’ego uderzyło uczucie déjà vu, gdy zobaczył, że Dumbledore nie jest sam. Przed biurkiem Dumbledore’a stali sztywno Tonks i Kingsley Shacklebolt. Harry rozpoznawał tą pozę. To była poza Tonks pod tytułem „jestem na służbie”.
- Proszę, wejdźcie, Remusie, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, wstając. – Musimy przedyskutować kilka spraw.
Harry podążył za Remusem do krzeseł postawionych przed biurkiem Dumbledore’a i usiadł. Spoglądając na dwóch aurorów, Harry dostrzegł mrugnięcie Tonks i lekki uśmiech Shacklebolta. To było dziwne. Kingsley Shacklebolt rzadko pokazywał coś poza profesjonalizmem. Harry skupił uwagę na Dumbledore’a i zauważył spory stos pergaminów na biurku. Kątem oka, Harry nie mógł nie dostrzec, jak Remus sztywnieje. To był wskaźnik kluczowy, że coś się działo.
- Powinienem cię poinformować, Harry, że dziś rano, Korneliusz Knot został zdjęty ze stanowiska poprzez głosowanie większości Wizengamotu – powiedział profesor Dumbledore swoim uprzejmym głosem. – Wygląda na to, że jasną stroną ostatnich wydarzeń było to, że większość ludzi straciła ufność we władzy Ministerstwa.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Knot został odwołany? To zdawało się zbyt dobre, by być prawdziwe. Harry spojrzał ostrożnie na Tonks i Shacklebolta, którzy skinęli głowami potwierdzająco. Teraz rozumiał, dlaczego zachowywali się tak niecharakterystycznie radośnie… cóż, przynajmniej Shacklebolt. Tonks zawsze zdawała się szczęśliwa.
- Póki nie zostaną przeprowadzone oficjalne wybory – kontynuował profesor Dumbledore, – Amelia Bones będzie obecnie zajmowała stanowisko Ministra, a jej pierwszym nakazem było rozpoczęcie formalnego dochodzenia w sprawnie wywiadu, który udzieliłeś Ricie Skeeter, by sprawdzić, czy Voldemort rzeczywiście powrócił. Tonks i Kingsley są tu by zebrać twoje „oficjalne oświadczenie”. Amelia chce chyba uczynić tą sytuację jak najmniej bolesną, wysyłając kogoś „znajomego”.
- To wyjaśnia Tonks, a nie Kingsleya – powiedział ostrożnie Remus. – Miałem wrażenie, że Amelia nie jest świadoma, kto jest w Zakonie.
- Zgłosiłem się – powiedział zwyczajnie Kingsley. – Jako że był potrzebny starszy auror, byłem pierwszym wyborem, ponieważ już wcześniej pracowałem z Tonks. Amelia nie jest świadoma, że w ogóle znam Harry’ego. Strasznie mnie przepytała, żeby się upewnić, że potraktuję go sprawiedliwie. – Shacklebolt skupił swoją uwagę na Harrym i stłumił uśmiech. – Wywarłeś niezłe wrażenie na wyższych rangą, dzieciaku. Grint mówił wszystkim o waszym małym spotkaniu z zeszłego tygodnia. Zdecydowanie uznał tą sytuację za bardzo zabawną.
Harry przewrócił oczami i potrząsnął głową z irytacją.
- Nie rozumiem, dlaczego – wymamrotał. – Tylko go wykopałem…
- Co niewiele osób by zrobiło, Harry – powiedziała poważnie Tonks. – Większość wykorzystałaby okazję, która została im podetknięta pod nos, ale nie ty. Nalegałeś, by traktowano cię jak wszystkich innych. Nawet po tym, co się stało, jest wiele ludzi, którzy wciąż mają złudne wrażenie, że cieszy cię uwaga opinii publicznej.
- Więc jaka jest „wersja oficjalna”? – zapytał Remus, wracając do głównego tematu dyskusji.
- Uważam, że historia, którą Harry opowiedział Ricie wystarczy – odpowiedział profesor Dumbledore. – Musimy tylko dokładnie wiedzieć, jakie poczyniłeś różnice. Jeśli sam „Prorok Codzienny” wchodzi w sojusz z Harrym, naprawdę nie powinniśmy teraz ich dyskredytować.
- Nie zmieniłem niczego – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Zwyczajnie nie wspomniałem o wszystkim, że miałem wybuch, o naszych różdżkach labo o echach, rozumie pan. Powiedziałem tylko, że Voldemort osłabł, a ja uciekłem poprzez puchar. Rita założyła, że wszystkie moje obrażenia powstały podczas pojedynku.
Dumbledore pomyślał przez chwilę, po czym spojrzał na Harry’ego w zamyśleniu.
- Amelia nie zaakceptuje założeń, Harry – powiedział cierpliwie. – Będzie chciała znać powód każdej twojej rany. Zdołaliśmy zachować w tajemnicy stan twojego serca, ale szkoła dowiedziała się o zapadnięciu twoich płuc i potrzebie noszenia maski tlenowej, żebyś mógł oddychać. Nie mam wątpliwości, że Susan przekazała nieco wiadomości swojej ciotce. Musimy stąpać ostrożnie, Harry. Jeśli Amelia zażąda twoich akt medycznych, dowie się o wielokrotnych przypadkach wyczerpania magicznego.
- Ale potrzebowałaby zgody mojej albo Syriusza na zobaczenie medycznych akt Harry’ego – odparł Remus. – Byłem tam, gdy Harry udzielał wywiadu, Dumbledore. Kto powiedział, że Harry nie doznał obrażeń podczas pojedynku? Został uderzony o drzewo! Gdyby Amelia Bones miała jakieś pytania, może porozmawiać ze mną albo z Syriuszem. Bez względu na to, co mogą myśleć niektórzy ludzie, życie Harry’ego nie jest dostępne opinii publicznej. Knot próbował przekroczyć tą linię wiele razy. Wtedy to powstrzymaliśmy i teraz też to zrobimy.
Profesor Dumbledore westchnął.
- Remusie, nie jestem twoim wrogiem – powiedział ze zmęczeniem. – Oboje wiemy, że reguły rzadko mają zastosowanie, gdy chodzi o Harry’ego, bez względu na to, jak staramy się czemuś zapobiec.
- I to dlatego jesteśmy tu z Syriuszem – powiedział stanowczo Remus. – Rozumiem, że próbujesz zyskać sojusznika, ale osobiście, ani trochę o to nie dbam. Myślę, że Syriusz jasno przedstawił swoje opinie, gdy akceptował swoje stanowisko. Zgadzam się z nim. Harry już wystarczająco wiele razy się wystawiał, żeby ci pomóc. Czy muszę ci przypomnieć, że to z jego powodu Umbridge jest w Azkabanie, opinia publiczna wie o powrocie Voldemorta, a teraz Knot został odwołany ze stanowiska Ministra?
- Nie musisz mi przypominać, Remusie – powiedział spokojnie Dumbledore. – Jestem świadom, że Zakon jest Harry’emu dłużny. Chcę tylko uniknąć problemów w najbliższej przyszłości. Wciąż jest wiele osób w Ministerstwie, którzy spróbują wykorzystać kogoś o zdolnościach Harry’ego do własnych celów. Musimy się upewnić, że w historii Harry’ego nie ma żadnych dziur.
- I tak zrobimy – powiedziała Tonks poważnym tonem, który tak do niej nie pasował. – Naprawdę myślisz, że któryś z nas naraziłby Harry’ego na niebezpieczeństwo? Bones jest szefową Departamentu Przestrzegania Prawa Magicznego. Wiemy, czego się po niej spodziewać, Dumbledore. Zapomniałeś również, że w przeciwieństwie do Knota, Bones nie przekroczy linii, gdy chodzi o prawa Harry’ego.
Harry potarł oczy pod okularami. Sądząc po ich głosach, nie był jedyną zestresowaną osobą. Nie mógł powstrzymać uczucia zawstydzenia spowodowanego faktem, że wszyscy kłócą się z powodu tego, że próbują go chronić. Kłócili się tak, jakby go tu nawet nie było.
- Doceniam pana zaniepokojenie, profesorze, ale nie mogę teraz zmienić historii – powiedział spokojnie Harry. – „Prorok Codzienny” zrobił dość śmiały ruch, biorąc moją stronę. Z tego co słyszałem o pani Bones, wydaje się być sprawiedliwą kobietą. Miałem te wybuchy od mojego trzeciego roku i nikt się o nich nie dowiedział na własną rękę. Nie mówię, że nie ma się czym martwić, ale podjęto wszystkie środki bezpieczeństwa, prawda?
- On ma rację, Dumbledore – dodał Kingsley. – Rozumiem, że musisz być ostrożny, ale nikt wcześniej nie kwestionował ran dzieciaka. Biorąc pod uwagę bezwzględność Voldemorta, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował obrażeń Harry’ego. W tym momencie szczegółowe badanie, które rany Harry mógł albo nie mógł otrzymać, jest ostatnie na liście priorytetów. Bones skupia się na tym, czy Voldemort rzeczywiście powrócił i na śmierciożercach, którzy byli tam tamtej nocy.
- Bardzo dobrze – powiedział w końcu profesor Dumbledore. – Więc powinniśmy zacząć.
Harry i Remus ponownie opowiedzieli historię, którą zrelacjonowali Ricie Skeeter. Tonks wszystko udokumentowała, podczas gdy Shacklebolt zapytał o kilka punktów. Profesor Dumbledore pozostawał cicho przez cały czas, podczas gdy Harry nie wiedział, jak to interpretować. Mógł powiedzieć, że Dumbledore nie był zadowolony, że został odtrącony, ale zwyczajnie nie rozumiał, czym dyrektor się tak martwi. Syriusz i Remus zaaprobowali historię, a byli okropnie nadopiekuńczy.
W chwili, gdy skończyli, Remus wyciągnął Harry’ego z biura Dumbledore’a, twierdząc, że Harry musi iść na zajęcia. Harry nie przegapił spojrzenia pełnego rozczarowania na twarzy profesora Dumbledore’a ani współczucia na twarzy Tonks. Coś się tu zdecydowanie działo, a sądząc po sposobie, w jaki Dumbledore i Remus się zachowywali, było tak od całkiem długiego czasu. Harry wiedział, że Syriusz i Remus mieli pewne zastrzeżenia co do decyzji Dumbledore’a, ale nigdy nie myślał, że było coś, czym miał się martwić. Wyraźnie się mylił.
- Remus, dlaczego się tak zachowywałeś? – zapytał cicho Harry. – Profesor Dumbledore tylko próbował pomóc.
Remus natychmiast zatrzymał się i spojrzał na Harry’ego, po czym pociągnął go do pustej klasy. Zamknął drzwi, wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie wyciszające.
- Wiem, jak to musiało wyglądać, Harry, ale musisz coś zrozumieć. Dumbledore nie jest tylko dyrektorem Hogwartu. Jest też przywódcą Zakonu Feniksa, sekretnej organizacji, która musi wykorzystać każdą szansę, żeby przodować w wojnie. Zyskanie sprzymierzeńca pokroju Amelii Bones byłoby bardzo cenne, więc Dumbledore może być okropnie usłużny, żeby zagwarantować sobie jej poparcie. Razem z Syriuszem to rozumiemy, ale nie zamierzamy mu pozwolić wykorzystywać cię, żeby to osiągnąć.
- On mnie nie wykorzystuje – zaprotestował Harry. – To wszystko przez coś, co ja zrobiłem, pamiętasz? To ja rozmawiałem z Ritą Skeeter. Profesor Dumbledore nie miał z tym nic wspólnego. Wiem, że pewnie wiele się dzieje w Zakonie rzeczy, o których nie wiem, ale…
- Harry, posłuchaj mnie – powiedział Remus, kładąc ręce na ramionach Harry’ego. – Wiem, że to może wydawać się dezorientujące, ale musisz zwyczajnie zaufać mi i Syriuszowi. Jasno przedstawiliśmy Dumbledore’owi swoje priorytety, że jeśli przyjdzie nam wybierać między tobą a Zakonem, wybierzemy ciebie. W tym momencie liczy się tylko ochrona ciebie. Wiem, że Dumbledore o ciebie dba, ale musi martwić się o wojnę. Rozważa wszystko w szerszej perspektywie. Nie zrozum mnie źle, ktoś musi. Chcemy się tylko upewnić, że nie zostaniesz złapany gdzieś pośrodku tego. Nawet jeśli już przez tak wiele przeszedłeś, wciąż jesteś w szkole. Wciąż masz prawo być dzieckiem.
Spoglądając w oczy Remusa, Harry nie mógł się nie zgodzić. Remus błagał go, żeby mu zaufał, bez względu na osobistą opinię Harry’ego. Mógł nie do końca rozumieć, co się działo między jego opiekunami a Dumbledorem, ale miał całkiem niezły tego obraz. Nie mógł obwiniać Dumbledore’a za koncentrowanie się na wojnie. To z pewnością było w tym momencie dużo ważniejsze. Harry mógł nie lubić wrogości między Dumbledorem a jego opiekunami, ale w tej chwili nic nie mógł z tym zrobić. Mógł mieć tylko nadzieję, że trójka czarodziei wcześniej czy później znajdzie złoty środek.


czwartek, 21 listopada 2019

ZS - Rozdział 31 - Jastrzębie nie płaczą



Dla niewyćwiczonych oczu Harry’ego Magiczny Oddział Ratunkowy wyglądał jak zorganizowany chaos. Widział Uzdrowicieli w białych szatach i innych pracowników kliniki, noszących jasnoniebieskie szaty z insygniami srebrnej łzy w niebieskich płomieniach, którzy krzątali się w tę i z powrotem wydając rozkazy. Dumbledore stanął tuż obok noszy Syriusza, jedną dłoń kładąc na animagu, który jęczał cicho nawet w stanie nieprzytomności.
Wszystkie nerwy Harry’ego były odrętwiałe i czuł, jakby ledwie mógł myśleć jasno. Wepchnął dłoń w kieszeń, poczuł chłodny okrągły kształt prawdziwej przepowiedni i zmarł. Prawdziwa przepowiednia. Muszę powiedzieć Severusowi. Ale nie teraz. To może poczekać. Najpierw upewnijmy się, że z Syriuszem wszystko w porządku. Potem przypomniał sobie coś innego i postukał Severusa w ramię.
- Co jest? – Mistrz Eliksirów odwrócił się do swojego podopiecznego.
- Syriusz… wciąż jest poszukiwany przez Ministerstwo. Jak mają go leczyć, jeśli…
- Dyrektor się tym zajmie. Patrz. – Severus odwrócił jego podbródek w stronę noszy.
Harry uniósł wzrok w momencie, gdy Dumbledore machnął różdżką nad Syriuszem, a Syriusz zaczął wyglądać młodziej z jasno brązowymi włosami.
Podeszła do nich uzdrowicielka o młodzieńczej twarzy i zapytała, co się dzieje.
- To John Doe – skłamał gładko Dumbledore. – Pojedynkował się ze śmierciożercami i został uderzony klątwą. Chciałbym, żeby został przebadany przez najlepszych Specjalistów ds. Ran Magicznych.
Choć ton starca był uprzejmy, był również stanowczy i jasne było, że nie zaakceptuje niczego mniej.
- Rozumiem. – Oczy uzdrowicielki rozszerzyły się i powiedziała: ­– Powiem uzdrowicielowi Sandrilas, żeby natychmiast był dostępny, proszę pana. – Rzuciła szybkie zaklęcie diagnostyczne na Syriusza, notując parametry życiowe i spisując je na podkładce. – Proszę za mną. Jest pan członkiem rodziny?
- Tak. Jestem jego ojcem chrzestnym – wtrącił spokojnie Albus. Podążył za stażystką korytarzem, a tuż za nim unosiły się noszę.
Severus i Harry walczyli ze sobą, by się nie gapić. Wiedzieli, że dyrektor był czasem przebiegły, ale nigdy nie widzieli, by kłamał z kamienną twarzą innej osobie.
- Ojcem chrzestnym Blacka? – syknął Severus. – Merlinie dopomóż nam wszystkim, gdyby to była prawda!
Harry zerknął na swojego mentora i wyszeptał:
- Co gdyby to była prawda? Znaczy… mogłaby być, prawda?
- Lepiej żeby nie, Potter. – Severus zmarszczył brwi. – Chodź.
- Myślisz, że uda im się złamać klątwę? – zapytał Harry, a jego zielone oczy zabłysły niepokojem.
- To specjalność uzdrowicieli, Harry. Jeśli rzeczywiście zarobił sobie na swoją reputację, powinien być w stanie złamać klątwę nałożoną na Blacku. – Poten widząc, że Harry jest bliski panikowania albo miał mieć poczucie sumienia, poklepał nastolatka po ramieniu.
Harry przygryzł wargę. Nagle chciał, żeby to on leżał na tych noszach zamiast Syriusza. Nie znosił, gdy ktoś mu bliski był ranny, przez to czuł się bezradny, zaniepokojony i czuł okropne poczucie winy, ponieważ Syriusz przyjął zaklęcie przeznaczone dla niego. I teraz to się stało. To on powinien tam leżeć. Powinien był trzymać się z dala od bitwy, jak nakazał mu Severus. Zamiast tego ponownie zachował się jak impulsywny idiota, a to kosztowało Syriusza zdrowie psychiczne. Pochylił głowę i zaczął się modlić, by Specjalista mógł uzdrowić Syriusza. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli on… umrze. Przełknął ciężko. Albo będzie miał uszkodzony mózg.
Potrząsnął sobą mentalnie i spróbował pomyśleć o czymś innym… czymś pozytywnym…
- Uch, Severusie… co oznacza symbol na szatach uzdrowicieli? Łza otoczona niebieskimi płomieniami?
- Symbolem uzdrowicieli jest łza feniksa otoczona magicznym ogniem uzdrawiającym – wyjaśnił Severus. – Łza feniksa jest uważana za jeden z ostatecznych źródeł uzdrawiania, lecząc nawet najbardziej złośliwe trucizny, jak również uzdrawiając rany.
- Czy łza feniksa mogłaby uleczyć Syriusza?
- Nie. Nie mogą leczyć klątw. Klątwy mogą być zdjęte, nie zneutralizowane – powiedział Severus, mając trochę taki ton jak na lekcjach.
- Och. – Harry próbował nie brzmieć na zdruzgotanego. Ale był przerażony i nagle chciał tylko uczepić się Severusa. Ale w następnej chwili skrytykował się za zachowywanie się jak dziecko – zabił cholernego Czarnego Pana w jego animagicznej formie, a rozpadał się z powodu klątwy, która nawet nie zabiła jego ojca chrzestnego. Weź się w garść, Potter. Rozpracujemy to. Cokolwiek ta suka na niego rzuciła, nie jest to nieuleczalne. Mam taką nadzieję.
Wziął głęboki oddech i wypuścił go powoli. Potem powoli przekręcił klamkę do pokoju zabiegowego, gdzie Dumbledore i stażystka zabrali Syriusza.
Po raz kolejny poczuł dłoń na ramieniu i pochylił się lekko w kierunku swojego mentora. Severus nic nie powiedział, ale pozwolił Harry’emu przytulić się do jego boku i na moment dał chłopcu niezbędną odwagę, by wejść do pokoju.
W tym momencie, Harry nigdy nie był tak wdzięczny Severusowi, że z nim był, ponieważ tylko fakt, że Snape był w pobliżu, dawał mu ukojenie. Nie był sam. I to robiło wielką różnicę.
Harry wszedł szybko do pokoju.
Syriusz leżał na wielkim łóżku z niebieskim prześcieradłem i nieco ciemniejszym niebieskim kocem. Błękit wydawał się być tu preferowanym kolorem, pomyślał głupio. Były auror wydawał się spać głęboko, jego pierś unosiła się i opadała równomiernie. Harry zaczął mieć nadzieję, że klątwa mogła się w jakiś sposób zakończyć. Ale jego nadzieja była krótkotrwała. Syriusz zaczął rzucać się i jęczeć, przerzucając głowę z boku na bok, a jego usta pokryły się pianą.
Wysoki uzdrowiciel w białej szacie z niebieską obwódką, będący około czterdziestki, szybko odwrócił się i wyciągnął rękę nad jęczącym mężczyzną, po czym powiedział:
- Dormius immobulus. – Błyszczące, błękitne światło wyszło z jego dłoni i osiadło na Syriuszu.
Animag natychmiastowo przestał się rzucać i znieruchomiał, zapadając w sen.
- Na moment zakląłem go, by spał – wyjaśnił uzdrowiciel Sandrilas Dumbledore’owi. – Ale obawiam się, że biorąc pod uwagę naturę klątwy, nie utrzyma go to na długo. – Uzdrowiciel miał blond włosy w kolorze piasku i wąską twarz o dużych zielonych oczach. Spojrzał na Snape’a i Harry’ego, stojących w drzwiach. – Przepraszam, ale kim panowie są? Tylko krewni mogą przebywać na tym piętrze w sali zabiegowej.
- Jestem jego chrześniakiem – powiedział szybko Harry, zastanawiając się, czy można to uznać za relację w czarodziejskiej społeczności.
Najwyraźniej tak, bo Sandrilas odprężył się.
- Rozumiem. A pan?
- Jestem opiekunem tego młodego człowieka – odpowiedział spokojnie Severus. – Nigdzie nie chodzi beze mnie.
Harry otworzył usta, by zaprotestować. Wielki Merlinie, Sev, sprawiasz, że wyglądam jak pięciolatek i muszę być trzymany za rączkę! Ale nic nie powiedział na ostry, ostrzegający wzrok Snape’a.
- Dobrze. Proszę, zamknijcie drzwi – nakazał Sandrilas. Kiedy Severus wykonał polecenie, kontynuował: – Jak mówiłem, klątwa jest bardzo potężna. Muszę powiedzieć, że to nie jest standardowe zaklęcie Confundus czy klątwa osłupienia. Wszystkie te mógłbym łatwo usunąć. Ta, jednak, jest wyjątkowa.
- Jak to, uzdrowicielu? – zapytał dyrektor.
- Wpływa nie tylko na przebudzony umysł, ale też podczas nieprzytomności. I oddziałuje również na umysł jego animagicznej formy – psa, jak pan powiedział? Powoduje zdezorientowanie, agresję, strach i szaleństwo. Nie może rozróżnić między umysłem psa, a człowieka i dlatego jest uwięziony gdzieś pomiędzy.
- Ale może go pan uleczyć, prawda? – zapytał Harry, a jego głos wydobył się wysoki i cienki, pomimo jego najlepszych starań.
Uzdrowiciel Sandrilas zmarszczył lekko brwi.
- W tym momencie, będę z tobą szczery, młody człowieku i powiem, że nie wiem. Przeprowadzę kilka kolejnych testów i rzucę zaklęcia odwracające, ale ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałem się z tą klątwą, nie mogę powiedzieć, jak będę skuteczny. Czego się obawiam to, że im dłużej pan Doe pozostaje pod wpływem klątwy, tym większe szanse, że jego umysł będzie… nieodwracalnie uszkodzony.
- Znaczy… będzie szalony… na zawsze? – wyszeptał porażony Harry.
- Jest taka możliwość. Oczywiście zrobię co w mojej mocy, żeby to się nie stało, ale biorąc pod uwagę siłę klątwy… przykro mi. Chciałbym mieć dla panów więcej pozytywnych wieści. Ale będą panowie musieli zwyczajnie poczekać.
- Jak długo? – zapytał wtedy Albus.
- Postaram się przez kolejną godzinę nad nim popracować, a w międzyczasie poszukam na tyle, na ile będę mógł. Gdyby tylko nie był animagiem. Ta komplikacja utrudni jego leczenie. Pewnie będę musiał skonsultować się również z weterynarzem magicznych stworzeń.
- Proszę robić, co trzeba, by znów był zdrowy, uzdrowicielu – poprosił Dumbledore.
- Tak zrobię – obiecał uzdrowiciel, nieco sztywno. – Będę informował pana na bieżąco o jego stanie. – Skłonił się Dumbledore’owi i kiwnął uprzejmie głową Harry’emu i Severusowi.
- Dziękuję, uzdrowicielu – powiedział dyrektor. Odwrócił się do profesora i swojego ucznia. – Cóż, wygląda na to, że w tym momencie nic nie możemy tu zrobić. John jest w dobrych rękach i myślę, że powinniśmy wrócić do szkoły.
Harry ponownie rzucił smutne spojrzenie na uśpioną postać wepchniętą w niebieskie łóżko. To wtedy zauważył pasy na ramionach i kostkach Syriusza.
- Hej! Dlaczego on jest… związany?
- Ponieważ klątwa czyni go gwałtownym i podatnym na atakowanie – odpowiedział Sandrilas. – To dla jego i naszego bezpieczeństwa. Nie zamierzam zostać ugryzionym przez w połowie przemienionego w pas człowieka. W ten sposób jesteśmy w stanie sobie z nim poradzić.
Harry zesztywniał, chcąc powiedzieć coś na temat tego, jak to jest poniżające, ale utrzymał język za zębami. Podejrzewał, że to lepsze, niż umieszczanie Syriusza w kaftanie bezpieczeństwa, jak zrobiliby w mugolskim szpitalu.
- Och. Cóż… dziękuję, że mi pan powiedział.
- Chodź już, Harry. – Severus położył dłoń na ramieniu nastolatka i wyprowadził Harry’ego z pokoju. – Przyjemniej na chwilę odpoczywa. Zostawmy uzdrowicieli w spokoju, żeby mogli wykonywać swoją pracę.
A potem jego ramiona zacisnęły się wokół ramion Harry’ego i nim Harry mógł zaprotestować, aportowali się do bram Hogwartu.
Był już późny wieczór, minęli kolację, ale Harry nie był nawet głodny. Gdy przechodzili przez błonia, poczuł nagle przemożną chęć, żeby zwyczajnie wystartować i odlecieć, gdziekolwiek i wszędzie, ponieważ dławiło go poczucie winy.
Dumbledore odwrócił się do niego i powiedział łagodnie:
- Harry, zechciałbyś wypić ze mną filiżankę herbaty w moim biurze? Chciałbym przedyskutować…
- Nie! – przerwał mu Harry. – Nie, nie chcę o tym rozmawiać… proszę pana! – dodał z opóźnieniem, przypominając sobie o manierach. – Proszę. Zwyczajnie potrzebuję trochę czasu… sam na sam. To wszystko. – Spojrzał pytająco na swojego mentora.
Severus skinął głową, po czym Harry zmienił się we Freedoma i wzleciał w niebo.
- Severusie, gdzie on leci? – krzyknął zaniepokojony dyrektor. – Jastrzębie nie latają nocą.
- On czasami lata. Pozwól mu żyć, Albusie – powiedział ze zmęczeniem Severus. – Jeśli chcesz, jak przekażę ci mój raport o ostatnich wydarzeniach. Również przedyskutujemy pewne informacje o Potterze, które wątpię, że znasz. Gdzie byłeś przez cały ten czas, Albusie?
- Ach, cóż, Severusie, twoje pytanie nie powinno brzmieć tylko gdzie byłem, ale również kiedy byłem. Widzisz, kiedy Fawkes użył swojej mocy, by ze mną uciec, wyciągnął mnie nie tylko z dala od szkoły i w bezpieczne miejsce, ale również z dala od tego czasu. Wylądowałem na małej wyspie w okolicy Bermudów, kilka dni przed tym, jak Dolores odkryła spotkania dzieci. Efekty cofnięcia czasu wyczerpały się i otrzymałem pilną sowę z Ministerstwa, gdy byliście w Departamencie Tajemnic, wyjaśniającą, że próbujesz zastawić pułapkę na Voldemorta. Natychmiastowo się tam aportowałem. Rozumiem, że Dolores już tu nie ma?
- Nie ma jej już nigdzie na tej ziemi – powiedział chłodno Severus.
- Nie żyje?
- Tak. Wyprawiła się zbyt blisko lasu i obudziła ptaka stymfalijskiego. Był całkiem głodny, jeśli pojmujesz, o co mi chodzi.
- O rany! To naprawdę… niefortunne!
- Tak, mam nadzieję, że ptak nie dostał niestrawności. Byłaby szkoda, gdyby tak rzadki gatunek został otruty własnym obiadem – powiedział sucho Severus.
- Severusie! – skarcił go dyrektor.
Snape uniósł brew.
- Och, daj spokój, Albusie. Nie będę udawał, że opłakuję tą okropną wiedźmę i nie możesz mi powiedzieć, że sam ją opłakujesz, mimo twoich tendencji do posiadania czułego serca. Dostała dokładnie to, na co zasługiwała.
Wrócili do biura Dumbledore’a, gdzie Severus opowiedział dyrektorowi o wszystkim, co wydarzyło się podczas jego nieobecności, w tym fakt, że Severus został mentorem i opiekunem Harry’ego Jamesa Pottera oraz to, że chłopak więcej nie będzie mógł wrócić do Dursleyów.
Jak można było przewidzieć, Albus zaczął protestować.
- Severusie, mój chłopcze, to nie wchodzi w rachubę. Musi wrócić do swoich krewnych. Ustawiłem w tym miejscu osłony krwi…
- Które stają się nieskuteczne, jeśli osoba nie uważa mieszkania czy ludzi, z którymi go dzieli za dom i rodzinę – uciął Severus głosem twardym niczym granit. – A stało się dla mnie jasne, że Potter nigdy nie został zaakceptowany w domu swoich krewnych. Albusie, traktowali go gorzej niż skrzata domowego! Nie mogę pozwolić, żebyś go tam odesłał.
- Pozwolić, Severusie? – Albus zmarszczył brwi. – Nie potrzebuję twojego pozwolenia, żeby odesłać tam Harry’ego.
- Och, tak, potrzebujesz! – odpowiedział z tryumfem Snape. – Uzgodnienia między mną a Harrym odnośnie jego praktyki były według starych praw, Albusie. Jestem teraz jego legalnym opiekunem, póki nie stanie się pełnoletni, podpisał to z własnej woli i tym samym może wybrać, by zostać ze mną podczas wakacji letnich i przerw w nauce.
- Ale… jak mogłeś… osłony krwi powinny zapobiec tego typu akcjom… - wybełkotał dyrektor.
- Tylko jeśli działają prawidłowo – odparował Severus. – Ale nie działają. Jak często sprawdzałeś i odnawiałeś je, od kiedy umieściłeś tam Harry’ego?
Dumbledore odwrócił wzrok.
- Nigdy nie było potrzeby ich odnawiać. Nie pomyślałem, że zanikną. Mimo wszystko, Petunia jest siostrą Lily.
- Ale nie darzy miłością swojej siostry nawet po jej śmierci, ani jej dziecka. To dlatego osłony poległy. Ale to nie ważne. Ciało Voldemorta jest teraz zniszczone. Nie będzie mógł się ponownie wskrzesić przez przynajmniej trzy miesiące lub więcej. Chcesz wysłać Harry’ego do tych… mugolskich drani całkowicie niepotrzebnie. Harry zostaje ze mną.
- A co z twoimi obowiązkami w Zakonie?
- Teraz nie potrzebujesz moich usług szpiega, skoro Czarny Pan zniknął. Śmierciożercy będą teraz rozproszeni, skoro nie ma go, by ich jednoczyć. Nie walcz ze mną w tej sprawie, Albusie. Bo przegrasz.
W oczach mężczyzny pojawił się ostry błysk troski, którego nigdy wcześniej nie było w odniesieniu do Harry’ego Pottera, a zobaczenie tego sprawiło, że Dumbledore zrozumiał, że nic poza śmiercią nie zniszczy więzi, która uformowała się między tą dwójką. Jednak nie chciał tego. Ci dwaj potrzebowali się wzajemnie, zawsze się potrzebowali.
Albus zerknął na niego wnikliwie.
- Zmieniłeś się, Severusie.
- Tak – odpowiedział tylko Snape. – A teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę sprawdzić, czy mój podopieczny wrócić do zamku.
- Chciałbym również przedyskutować kilka rzeczy z Harrym, Severusie.
- Powiem mu, że chcesz z nim rozmawiać i pozwolę mu wybrać czas, kiedy będzie czuł się z tym komfortowo. Póki co nie jest to dobry czas. Wciąż jest zdenerwowany z powodu Blacka.
- Wiem. Miałem nadzieję… mógł pozwolić mi sobie pomóc – powiedział Albus. – Ale może masz rację i potrzebuje nieco przestrzeni. Niech wiec będzie, zobaczymy się jutro na śniadaniu, Severusie.
Snape pożegnał się z dyrektorem, po czym wyszedł zobaczyć, czy Harry powrócił ze swojego lotu.
Napotkał chłopca, gdy ten wracał do zamku. Harry wyglądał na znużonego i wyniszczonego, światło zniknęło z jego zielonych oczu, a jego nieustannie rozczochrane włosy, które zawsze irytowały Snape’a, wyglądały gorzej niż normalnie. Ale co dziwne, Snape nie czuł ochoty tego skomentować, choć zwykle powiedziałby Harry’emu, żeby poszedł pożyczyć szczotkę, nim ptaki uwiją sobie gniazdo w jego włosach. Jednak nie dzisiaj.
Dzisiaj Mistrz Eliksirów pochylił głowę i zapytał bardzo cicho:
- Dobrze się czujesz, Harry?
- Tak – odpowiedział Harry, zbyt szybko. – Jestem tylko zmęczony. Chyba powinienem iść do łóżka.
- Może chciałbyś eliksir nasenny? – zasugerował Severus, orientując się, że Harry może mieć kłopoty z zaśnięciem, biorąc pod uwagę to, co niedawno doświadczył.
Harry zawahał się. Wątpił, by mógł zasnąć, prawdopodobnie nie będzie spał całą noc, odtwarzając wydarzenia bitwy i zastanawiając się, co, jeśli w ogóle, mógł zrobić inaczej. Nie byłoby źle go zażyć, a jeśli go dzisiaj nie wypije, pewnie będzie musiał wziąć go innego dnia.
- Ja… chyba nie zaszkodzi.
Snape wyjął swoją podręczną apteczkę i wyjął fiolkę, którą mu podał.
- Proszę. Wypij całą, a potem idź prosto do łóżka.
Harry wziął fiolkę i przytulił ją do policzka. Niemal zapytał Severusa, czy mógłby spędzić noc w jego kwaterach, ale potem sprzeciwił się temu pomysłowi. Nie był dzieckiem, żeby ze wszystkim biegać do Severusa. Wciąż część niego obawiała się zmierzyć z innymi uczniami i zastanawiał się, co pomyślą o tym, że niemal zemdlał na egzaminie. Modlił się, by Hermiona nie wspominała nic o jego wizji, żeby nie musiał odpowiadać na żadne niewygodne pytania. Hermiona była opanowana, więc może zorientowała się, żeby trzymać buzię na kłódkę. Trzymając fiolkę w lewej ręce, cicho pożegnał się z Snapem.
- Jeszcze jedno, Potter. Dyrektor chce z tobą rozmawiać. Od ciebie zależy, kiedy uznasz z nim rozmawiać, choć sugeruję, żebyś zwyczajnie poszedł i miał to za sobą.
Harry wyglądał niepewnie.
- Wie o twojej opiece nade mną?
- Tak. Poinformowałem go o tym.
- Był zły?
Severus posłał mu dziwne spojrzenie.
- Nie. Był… zaskoczony. – Severus nie kłopotał się dyskutowaniem faktu, że dyrektor chciał, żeby Harry wrócił do swoich nadużywających władzy krewnych. Chłopak był wyczerpany, mogli porozmawiać o tym innym razem. – Prześpij się, praktykancie. Zobaczymy się jutro po zajęciach.
Severus łagodnie pchnął go w kierunku wieży Gryffindoru, obserwując się, jak Harry wspina się po schodach, po czym zeszedł do lochów. Dziwne, rozmyślał, jak zaczął dbać i opiekować się chłopakiem tak bardzo po zaledwie kilku miesiącach. Kiedyś przysiągłby, że nie lubi i nienawidzi na wieki Złotego Chłopca Dumbledore’a, ale teraz… Teraz nie był już bohaterem dyrektora, ale moim pisklakiem i podopiecznym. I nigdy nie pozwolę nikomu ani niczemu go zranić. Bez względu na wszystko.
Harry powoli wspiął się po schodach do wieży Gryffindoru i podał hasło Grubej Damie.
- Miałeś dziś ciężką noc, kochanieńki? – zagadnął portret. – Ciężko cię uczyłeś?
- Yhym – powiedział bez komentarza Harry, wchodząc przez dziurę w portrecie.
W pokoju wspólnym znalazł tylko kilka obudzonych Gryfonów. Oczywiście Hermiona się uczyła w swoim zwykłym kącie, Ron grał w szachy z Nevillem i pokonywał go, a Dean próbował wyjaśnić mugolską piłkę nożną wyglądającej na znudzoną Lavender.
Wszyscy unieśli wzrok, gdy wszedł do środka.
- Hej, Harry. – Ron pomachał do niego. – Wróciłeś do siebie po tym zabójczym bólu głowy, który dostałeś na historii magii?
- Tak, już mi lepiej.
-Też bym dostał bólu głowy, gdybym musiał pisać z tego SUM-a – powiedział Dean ze współczuciem. – Dzięki Merlinowi, że się na to nie zdecydowałem, bo nie będę tego potrzebował, jeśli zostanę trenerem Quidditcha.
Wszyscy inni skinęli głowami na zgodę, poza Hermioną, która uniosła brew. Harry uniósł swoją dwukrotnie, co oznaczało, że porozmawia z nią później.
- Czy Snape albo Pomfrey dali ci na to eliksir? – zapytała Lavender.
- Tak i kazali mi zostać w łóżku na cały dzień, aż do teraz – powiedział Harry, starając się wyglądać ponuro, jak by pewnie wyglądał, gdyby naprawdę musiał zostać w łóżku cały dzień. – A potem powiedzieli mi, żebym spróbował przespać się dużo w nocy!
- Co? Ale to… szalone! – krzyknął Ron. – Dlaczego miałbyś więcej spać, skoro już spałeś cały dzień?
- Mnie się pytasz, Ron? Wiesz, że czasami dorośli robią bezsensowne rzeczy. – Wszedł do swojego dormitorium, dziękując Merlinowi, że przynajmniej nie wydawali się tak ciekawi, dlaczego nagle zaczął dostawać migreny.
- Będziesz musiał poprawiać SUM-a? – zapytała Hermiona. – Bo to byłoby niesprawiedliwe, gdybyś nie mógł. To nie twoja wina, że odstałeś migreny. Może to związane ze stresem.
No pewnie, że tak! – pomyślał Harry i niemal się uśmiechnął.
- Chyba będę poprawiał Dowiem się jutro.
Gdy dotarł do dormitorium, położył fiolkę eliksiru nasennego na szafkę nocną. Przynajmniej ktoś pościelił mu łóżko. Rozebrał się, czując znużone drżenie swoich mięśni. Gdy zdejmował swoje szaty, poczuł gładką kulę w kieszeni.
Ach, cholera jasna! Zapomniałem powiedzieć Severusowi o nowej przepowiedni! Jęknął cicho. Będzie musiał poczekać, aż jego współlokatorzy zasną, po czym wyślizgnąć się do kwater Snape’a pod Peleryną Niewidką, ponieważ nie dostał pozwolenia Severusa, by zmienić się we Freedoma. Jeden kącik jego ust uniósł się z ironii tego, jak teraz słuchał zasad Mistrza Eliksirów bez awanturowania się z ich powodu, podczas gdy w zeszłym semestrze zwyczajnie zignorowałby to, co Snape nakazuje poza jego klasą. Ale teraz wszystko się zmieniło i teraz mógł dostrzec, że zasady Snape’a były po to, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo i to był dowód, że Snape dbał o niego tak mocno, jak o praktykanta.
Oczywiście nie zawsze dbał o niektóre z zasad Severusa, ale tak było w przypadku niemal każdego dziecka i rodzica. Słyszał, jak kilku jego współlokatorów narzekało na zasady swoich rodziców – godzina policyjna o dziesiątej trzydzieści, żadnego latania na miotle w nocy, żadnego grania w Quidditcha w domu, żadnego picia ognistej Whiskey aż do pełnoletniości, zakaz bycia impertynenckim w stosunku do nauczycieli i nakaz robienia zadań domowych. Był pewny, że gdy będzie mieszkał w wakacje z Mistrzem Eliksirów, Severus też ustanowi takie zasady, a dodatkowo nie ryzykuj swoim życiem albo cię uduszę.
Niemal odpłynął, czekając, aż przyjdą Ron i Hermiona i zapytają go, co naprawdę się stało, i co oznaczała jego wizja.
- Psst, Harry? Jesteś tu? – To był Ron, który wetknął głowę przez szparę w drzwiach.
- Tak, kumplu. Jestem.
Ron wszedł do środka i usiadł na łóżku Harry’ego, a tuż za nim podążyła Hermiona.
- Szybko, zaciągnij kotary i rzuć to dziwne zaklęcie, przez które ludzie nie są w stanie usłyszeć, że coś mówisz.
- Muffliato – powiedział Harry. – Snape mnie go nauczył. – Rzucił je na łóżko.
- No – powiedziała Hermiona, siadając po turecku obok niego. – Powiedz, co się stało, gdy Snape cię zabrał. Wizja była prawdziwa? Sam Wiesz Kto naprawdę zaatakował Ministerstwo?
Harry pomyślał, jak wiele może im powiedzieć i ostatecznie powiedział im niemal wszystko, poza nową przepowiednią i animagiczną formą Severusa. To było coś prywatnego i nie musiał się tym dzielić. Kiedy doszedł do części, w której Voldemort umarł w swojej animagicznej formie, Ron wydał z siebie tak głośny okrzyk radości, że Hermiona niemal spadła z łóżka.
- Doprawdy, Ron! – spiorunowała go wzrokiem. – Musisz krzyczeć jak banshee?
- Och, daj spokój, Miono! Jest martwy! Jesteśmy od niego wolni na wieki! Prawda, Harry?
- Nie wiem, Ron. To możliwe. Ale Dumbledore i Snape sądzą, że może być szansa, że wróci ponownie.
- Ale… umarł dwa razy! – zaprotestował rudzielec.
- Naprawdę jest nieśmiertelny? – zapytała stłumionym szeptem Hermiona.
- Nie. Przynajmniej ja tak myślę. Nie wiem, jak może ciągle wracać, ale może jest sposób, by go powstrzymać. Ale póki co… nie ma go, większość jego śmierciożerców zostało aresztowanych, rannych albo zabitych, więc możemy się nieco odprężyć. – Posłał przyjaciołom zmęczony uśmiech. Chciałby móc dzielić znimi radość, ale miał ciężkie uczucie żalu w żołądku, że to jeszcze nie był koniec. Wciąż mieli do zinterpretowania przepowiednię i miał chore przeczucie, że do zabicia Voldemorta potrzebowali więcej, niż sądził. Severus powiedział, że rozdzielił swoją duszę, cokolwiek to znaczy. Może powinienem go o to dzisiaj spytać. Nie chciał otwierać tej puszki Pandory, więc nic nie powiedział, pozwalając Ronowi napawać się straconym okiem Lucjusza i porażką Voldemorta.
Potem powiedział im o Syriuszu.
Oboje czuli się okropnie z powodu jego ojca chrzestnego.
- Och, Harry, tak mi przykro! – Hermiona pociągnęła nosem, owijając rękę wokół niego i przytulając go łagodnie. – To okropne! Ktoś powinien złapać tą okropną Bellatrix i zmusić ją do zdjęcia klątwy!
- Gdyby tylko mogli ją znaleźć – powiedział posępnie Harry.
- Cóż, nie poddamy się, kumplu. Uzdrowiciele ze św. Munga są najlepsi na w swoim fachu. Jeśli ktoś jest w stanie znaleźć przeciwzaklęcie to właśnie oni.
- No nie wiem, Ron. Najlepszy uzdrowiciel nie brzmiał zbyt obiecująco – westchnął Harry, czując jak poczucie winy ponownie targa jego organami. Westchnął i ziewnął. – Chyba jestem bardziej zmęczony, niż sądziłem. Lepiej pójdę spać. – Usunął zaklęcie Muffliato.
Jego przyjaciele pożegnali się z nim i Hermiona opuściła pokój. Ron przebrał się i wsunął się do swojego łóżka, zapadając w sen między jednym oddechem a następnym.
Harry czekał przez czas, który wydawał mu się wiecznością, po czym przywołał płaszcz oraz szatę, owinął się oboma i rzucił na siebie zaklęcie zakradające, które również nauczył się od swojego mentora. Harry założyłby się o całe swoje złoto z Gringotta, że to zaklęcie było powodem, dlaczego Snape zawsze przechodził przez szkołę niewidziany i niesłyszany.
Poklepał kulę w kieszeni, po czym wyszedł z pokoju wspólnego, przechodząc cicho i niewidzialnie do kwater Snape’a.
- Semperoccultus!
Ściana zamigotała, zapukał w drzwi cztery razy w ustalonym wzorze nadanym przez Snape’a, żeby sygnalizował o swojej obecności. Miał tylko nadzieję, że Severus nie śpi i może go usłyszeć.
Drzwi otworzyły się i Harry wszedł do środka, zrzucając Pelerynę i odrzucając ją na bok.
- Co się stało? Sądziłem, że do teraz będziesz spokojnie spał – powiedział Severus, siedzący na kanapie w swoim ubraniu do pracy i popijający herbatę Bohea. – Chodź i usiądź.
Harry wykonał polecenie, sięgając do kieszeni po kulę.
- Wybacz, obudziłem cię?
- Nie. Jak widzisz, piję herbatę przed pójściem do łóżka. Co jest tak ważne, że nie mogło poczekać do rana, Harry?
- To. – Harry wyciągnął ze swoich szat kulę.
- To kula przepowiedni. Wziąłeś ją z sali przepowiedni? – wykrzyknął Severus.
- Tak. Bo wiesz, przepowiednia, po którą zostałem posłany była tą fałszywą stworzoną przez Dumbledore’a? Cóż, kiedy jej szukałem… usłyszałem, jak ta mnie woła, a gdy ją wziąłem, zobaczyłem na jej opisie trzy imiona. – Harry wyciągnął opis kuli, żeby Severus mógł ją obejrzeć. Severus przeczytał trzy imiona, po czym kompletne oszołomienie przemknęło przez jego twarz.
- Ale to by oznaczało… że jest nowa przepowiednia… A ona odnosi się do mnie, ciebie i cholernego Voldemorta, niech robale zeżrą mu wątrobę!
- Wiem. Masz, posłuchaj tego. – Harry podał Severusowi kulę.
Kula pojaśniała i zaczęła wypowiadać słowa przepowiedni.
Mistrz Eliksirów słuchał oczarowany, jak głos Trelawney recytuje nową przepowiednię. „Cień Mrocznego, który powstanie ponownie, by przysłonić ziemię… ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i dwa lecące jastrzębie. Razem odkryją to, co ukryte i nauczą śmierć umierać!”
- To prawdziwa przepowiednia. Stworzona bez inferencji Albusa – rozmyślał oszołomiony Severus. – Ale to daje nam nadzieję, że może zostać pokonany. Jeśli znajdziemy wszystkie horkruksy.
- Co to horkruks, Sev? I co miałeś na myśli wcześniej… gdy powiedziałeś, że mógł rozdzielić duszę?
Severus wziął głęboki oddech.
- Harry, istnieją mroczne sprawy, które Mroczny zrobił, uważane za najbardziej obrzydliwe zbrodnie… stworzenie nawet jednego horkruksa jest najmroczniejszą magią, a uważam, tak jak dyrektor, że V-Voldemort… - Snape skrzywił się, ale zmusił się do wymówienia imienia swojego byłego mistrza, - … stworzył więcej niż jeden, jednocześnie rozdzielając swoją duszę na fragmenty.
- Jak?
To długa, pokręcona historia, której w tym momencie nie powinieneś wysłuchiwać.
- Nie jestem dzieckiem, Severusie! – warknął z irytacją Harry. – Nie przyjdę do ciebie w nocy z płaczem, bo opowiedziałeś mi straszną historię.
Snape zmarszczył brwi.
- Uważaj na ton, młody człowieku. Nie waham się, ponieważ obawiam się o twoje koszmary, choć Merlin jeden wie, że pewnie i tak je będziesz miał po tym, co się dzisiaj działo. Waham się, ponieważ to długa, zawiła historia, a ty potrzebujesz snu.
Harry wydął nadąsany wargi.
- Mogę nie spać. Jeśli mi nie powiesz, Sev, nie zmrużę oka, bo będę zbyt zajęty rozmyślaniem, co go horkruksy.
- Nie, jeśli zatkam ci nos i wleję eliksir nasenny do gardła – zagroził jedwabiście jego mentor.
- Severusie! Po prostu mi powiedz! Proszę? – zawył, posyłając mu swoje najlepsze spojrzenie mam-oczy-swojej-matki-i-wiesz-o-tym.
Severus odwrócił wzrok, krzywiąc się, po czym odwrócił się i uniósł surowo palec na swojego podopiecznego.
- Niech będzie, przebiegły, mały nicponiu. Powiem ci, co wiem o horkruksach, ale po tym, pójdziesz do łóżka – tu albo do wieży Gryffindoru – już bez dyskusji!
- W porządku. Nie ma potrzeby być tak natarczywym.
- Przy tobie, Potter, bycie natarczywym jest czasami jedynym wyjściem, żeby do czegoś dojść – odparował Severus. Potem odchrząknął i powiedział Harry’emu, co ogólnie wiedział o tworzeniu horkruksów i co podejrzewał w szczególności odnośnie Voldemorta. – Uważam, że włożył części swojej duszy w kilka przedmiotów i swojego chowańca, wielką kobrę królewską, Nagini.
- Ale powiedziałeś, że horkruksy mogą być umieszczone tylko w rzeczy.
- Tradycyjnie tak jest. Ale oboje wiemy, że Voldemort nigdy nie podążał za tradycjami, jest buntownikiem pierwszego rzędu. Nie powinien być w stanie rozdzielić duszy na tak wiele części, jednak najprawdopodobniej to zrobił. Razem z Dumbledorem uważamy, że kolejny horkruks może być również w jakiś pamiątkach rodowych.
- Takich jak?
- Pierścienia, który należał do Marvolo Gaunta, dziadka Riddle’a od strony matki, oraz w medalionie Salazara Slytherina – powiedział mu Severus. – Poza tym możemy tylko zgadywać, gdzie i co może być horkruksem.
- Jak sądzisz, ile ich jest?
- Moim zdaniem sześć albo siedem.
- Dlaczego nigdy z Dumbledorem mi o tym nie powiedzieliście? – zapytał Harry. – Byłoby miło wiedzieć.
- Nie byliśmy pewni, że naprawdę to zrobił, zaczęliśmy to podejrzewać po jego powrocie, ale śmierć w Ministerstwie to potwierdziła. Powinien był wtedy umrzeć, ale jego dusza pozostała z powodu horkruksów. A przepowiednia to potwierdza. Razem odkryją to, co ukryte i nauczą śmierć umierać. To nasza misja, wyszukać i zniszczyć horkruksy. Tylko wtedy Voldemort zostanie w piekle, gdzie jego miejsce.
- Kiedy… kiedy zaczniemy szukać?
- Jeszcze nie. Musisz ukończyć szkołę, a gdy skończy się semestr i zrobię kilka badań, możemy zacząć.
- Szkołę? Powinniśmy zabrać się za poszukiwania, a ty martwisz się, że mam skończyć szkołę?
- Dokładnie. Edukacja jest ważna i nigdy nie powinno się jej marnować. Poza tym, mamy czas na odkrycie słabości Voldemorta. Więc… proszę skoncentrować się na ocenach, panie Potter. Zrozumiano?
Harry przewrócił oczami.
- Och, tak jest, proszę pana, rozumiem, że chce pan, żebym padł z przepracowania.
- Przestań dramatyzować, bachorze – skarcił go łagodnie Snape, lekko trącając chłopaka w ucho. – Uszereguj czas według ważności zadań, jak ci pokazałem i prześpij się, żebyś nad niczym nie padł. Teraz skup się na lekcjach i zajęciach, a horkruksami martw się później.
Harry skrzywił się.
- Gnębiciel.
Snape uszczypnął go w ucho.
- Hej! Za co to? Au! – Harry potarł ucho.
- Za bezczelność. Wciąż jestem twoim mentorem, jak również opiekunem, i powinieneś mnie traktować z odrobiną szacunku.
- Dobra. Przepraszam. Kłaniam się twojej wiedzy i doświadczeniu, o mądry mentorze.
- Niepoprawny bachor! Do łóżka, panie Potter, zanim twoje usta wpędzą cię w kłopoty i spędzisz ostatni tydzień semestru na czyszczeniu moich kwater szczoteczką do zębów.
- Tak jest. – Posłał Snape’owi ironiczny uśmieszek znad grzywki. – Mogę tu zostać? Nie mam siły wracać z powrotem do wieży.
Severus udał, że się nad tym zastanawia.
- Skoro chcesz. – Przywołał poduszkę, koc i rzucił nimi w Harry’ego. Harry zdjął szaty, ponieważ nosił pod nimi piżamę. – Łóżko, panie Potter.
Harry szybko położył poduszkę pod głowę i naciągnął koc.
Severus już miał rzucić Nox na lampę, gdy Harry powiedział nagle:
- Sev, zostaw światło oświecone, jeśli nie masz nic przeciwko. Ja… eee… mam… problemy… z ciemnością. – Czuł, jak rumieni się na piękny szkarłat. Dlaczego mu powiedziałem? Dlaczego? Teraz pomyśli, że jestem tchórzem, beksą, och Merlinie, dlaczego cokolwiek powiedziałem?
Ale Severus nie uśmiechnął się szyderczo ani nie zadrwił z niego z powodu upokarzającego wyznania. Powiedział jedynie:
- Nie jestem zaskoczony, biorąc pod uwagę miejsce twojego dorastania. Tylko je przygaszę.
Po tym odwrócił się i opuścił salon, kierując się do sypialni.
Harry skulił się na boku i zasnął. Jednak spał niespokojnie, wiercąc się nerwowo i odwracając, póki nie nadszedł moment, by rano wstać. Zjadł śniadanie z Severusem, po czym zapytał, czy powinni poinformować Dumbledore’a o przepowiedni.
- Poczekajmy nieco – poradził Severus. – Albus ma sposoby, by manipulować przepowiedniami, by pasowały dla jego celów.
Harry skinął głową, to było pewne. Skończył śniadanie i ubrał się na poranne zajęcia z pierwszakami. Spojrzał na Severusa i zapytał:
- Będę powtarzał swojego SUM-a z historii magii?
- Ukończyłeś go?
- Nie.
- Więc biorąc pod uwagę naturę twojej przerwy, powiedziałbym, że będziesz mógł powtórzyć egzamin.
- Och, to dobrze. Chyba. – Wyszedł i ruszył szybko do drugich lochów, gdzie czekały na niego zajęcia. Wszyscy dyskutowali o wydarzeniach z zeszłego wieczora, ponieważ Prorok pisał o tym wielkie nagłówki przez cały poranek.
Harry otworzył drzwi i uczniowie zaczęli wchodzić do pomieszczenia. Chwilę zajęło, zanim ich usadził, ale gdy odjął punkty od obu stron za dyskusję na temat tematu niezwiązanego z eliksirami, szybko wszyscy skupili się na zajęciach.
Po tym jego dzień minął prędko, podczas gdy starał się najlepiej ignorować spojrzenia i szepty, które towarzyszyły mu w każdym miejscu. Zdecydował odłożyć swoją rozmowę z dyrektorem, póki nie usłyszy czegoś o Syriuszu. Egzaminator historii magii pozwolił mu dokończyć egzamin po otrzymaniu pisemnego żądania Severusa, wyjaśniającego, co się stało z jego podopiecznym.
Harry zdołał ukończyć egzamin, a potem miał lekcję z Severusem. Podczas tej sesji, Snape otrzymał sowę ze św. Mungo.
Harry siedział jak na szpilkach, obserwując, jak Severus czyta list.
- Severusie? To od tego uzdrowiciela? Sandrilasa? Co z Syriuszem?
Severus uniósł wzrok znad listu i powiedział ponuro:
- Jego stan z jakiegoś powodu się pogorszył… musieli po raz drugi go uśpić, bo niemal ugryzł uzdrowiciela, który sprawdzał jego parametry, zmienił się w psa, nim uzdrowiciel zorientował się, co zamierza. Jako człowiek, papla nonsensy, ślini się i nikogo nie rozpoznaje.
- Nie wymyślili przeciwzaklęcia? – zapytał Harry, czując jak łamie mu się serce.
- Jeszcze nie.
Harry zacisnął pięści.
- Żałuję, że nie mogę zabić Bellatrix.
- Nie mogę cię winić. Przemieszaj w kociołku dziesięć razy w przeciwną stronę do wskazówek zegara, a potem osiem razy odwrotnie.
Harry odwrócił się do swojego eliksiru. To niesprawiedliwe! Jak Bellatrix mogła wyjść z tego bez szwanku, podczas gdy Syriusz… będzie nieodwracalnie szalony? Moja wina. Gdybym się trzymał od tego z daleka, nie musiałby mnie przed nią chronić. Ale byłem impulsywnym idiotą, a teraz Syriusz cierpi z tego powodu. Takim jestem bohaterem!
Ledwie zjadł obiad i kolację, po czym poszedł wcześniej do łóżka, ignorując zaniepokojone spojrzenia Rona, Hermiony, a nawet Neville’a.
Dwa dni później nadszedł kolejny list od uzdrowiciela Sandrilasa i nie zawierał lepszych wieści niż ten pierwszy. Uzdrowiciel przepraszał jednak szczerze i powiedział, że nie sądzi, że jest szansa na złamanie klątwy bez całkowitego uszkodzenia umysłu Syriusza bez możliwości jego naprawy.
- Nie mam wystarczającej ilości informacji nad klątwą, by popracować nad przeciwzaklęciem, a najlepsze co mogę zrobić to uśpienie go na kilka miesięcy. Nie jestem w stanie powiedzieć, co potem. Przykro mi. Jednak nie będę zaprzestawał prób utworzenia przeciwzaklęcia.
Harry czuł, jakby coś w jego wnętrzu umarło, gdy przeczytał te słowa, więc odwrócił się i pospieszył w stronę laboratorium eliksirów, biegnąc tak szybko, jak tylko mógł przez sekretne przejścia, chwilę później zmieniając się we Freedoma.
Wzleciał w powietrze w szaleńczym pędzie, jakby starając się uciec od poczucia winy albo uczucia złamanego serca, które temu towarzyszyło. Bez nadziei. Żadnej. Ani teraz, a może nawet nigdy.
Przeleciał nad lasem, nie dbając o to, czy zbudzi jakieś drapieżnych mieszkańców. Leciał robiąc kręgi i spirale, nie dostrzegając jastrzębia gołębiego kilka stóp nad sobą.
Warrior obserwował, jak Freedom leci, wyczuwając, że był to jego sposób rozładowania napięcia. Głupi kundel – musiałeś dać się przekląć przez tą cholerną psychiczną harpię, prawda? – pomyślał ze złością jastrząb, ale tak naprawdę nie obwiniał Syriusza, bo animag naraził się na niebezpieczeństwo, żeby uratować jego pisklaka, znając konsekwencje. Tylko Black nie zdawał sobie sprawy, że Harry będzie się torturował z powodu poczucia winy.
Warrior nie przestawał śledzić poruszonego jastrzębia. Lecieli półtorej godziny, aż w końcu Freedom wylądował spiralą na polankę. Tam skulił żałośnie się na gałęzi, pochylając głowę do klatki piersiowej, spłaszczając skrzydła, a całe jego ciało wręcz krzyczało z poczucia winy i żalu.
Warrior podążył za nim, chwilę później lądując na środku polanki. Zmienił się w Severusa, który zerknął na drzewo, na którym siedział Freedom i zawołał:
- Freedom, wiem, że tam jesteś. Chodź do mnie. Tonięcie w żalu i poczuciu winy tam na górze nic nie pomoże. Zejdź i pozwól sobie pomóc.
Freedom zaskrzeczał cicho w odmowie.
Severus westchnął i zdecydował poczekać.
Usiadł na ziemi i czekał.
Freedom pozostał na swoim miejscu, podczas gdy Severus medytował.
Godzina minęła.
Potem dwie.
Severus wyszedł z transu i dostrzegł, że Freedom wciąż był na drzewie.
Mistrz Eliksirów westchnął głęboko. Co teraz? Jak nakłonić upartego animaga do zejścia i pozwolenia, by jego mentor dał mu otuchy? Nie jestem do tego stworzony, Merlinie dopomóż mi! Ale spróbuję.
Uniósł głos na tyle, by dotrzeć do pogrążonego w depresji jastrzębia i powiedział:
- Harry, wiem, dlaczego uważasz, że bycie teraz jastrzębiem jest lepsze, niż bycie człowiekiem. Wiem, że… obwiniasz się za to, co stało się z Blackiem… ale nie powinieneś. Zdecydowanie nie powinieneś. To nie twoja wina, Harry, tylko Bellatrix.
Severus starał się, by jego głos był kojący i zapewniający, zachęcając zrozpaczonego animaga, by mu zaufał.
Freedom zadrżał, czując się, jakby jego serce miało się rozpaść. Latanie nie wystarczyło. Potrzebował… nie, chciał czegoś więcej. Chciał, żeby z Syriuszem było wszystko w porządku, miał nadzieję, że wspólna praca jakoś pogodzi jego opiekuna i chrzestnego. Ale teraz tak się nigdy nie stanie.
Freedom wydał z siebie ostry skrzek rozpaczy. CZEMU? Czemu za każdym razem, jak kogoś kocham, tracę go?
- Harry, na miłość Merlina, chodź tu – zawołał Severus, wstając i wyciągając nadgarstek.
Freedom automatycznie ucichł, po czym zleciał na nadgarstek Mistrza Eliksirów. Spojrzał na Severusa z wyrazem rozpaczy, której nigdy wcześniej nie widział na twarzy jastrzębia.
- Przemień się, Harry. Przedyskutujmy to, jeśli nie masz nic przeciwko?
Freedom zadrżał. Potem wszedł w ludzką formę.
- To moja wina. Powinienem był się trzymać od tego z daleka. To przeze mnie Syriusz jest szalony.
Severus wziął swojego praktykanta łagodnie za ramiona i potrząsnął nim surowo raz, dwa razy.
- Przestań! Odpowiedzialna jest Bellatrix, nie ty. I nie powinieneś czuć się winny za decyzje innych. Syriusz znał ryzyko i zdecydował je podjąć.
- Wiem… ale… - Harry przełknął ciężko, walcząc z łzami. Jego dłonie zawijały w kółko zawijały brzeg jego szaty. – Jestem przeklęty pechem.
Severus spojrzał ostro na swojego podopiecznego.
- Harry, to przesądy. W ogóle nie jesteś przeklęty. Chyba że ja cię przeklnę za bycie tak cholernie upartym – skarcił go Severus, po czym usadził swojego praktykanta na trawie.
- Jak możesz tak mówić, Sev? Wszyscy umierają, gdy ze mną są! Wszyscy! – krzyknął Harry, orientując się, że jeśli wystarczająco się zdenerwuje, nie będzie skory do płaczu.
- Ja jestem z tobą, a z największą pewnością nie jestem martwy.
- Kto wie, kto może być następny – odpowiedział gorzko Harry.
- Cicho, pisklaku. To… normalne, że czujesz się źle z powodu Blacka. Ale nie obwiniaj się, skoro na to nie zasłużyłeś. Wiedziałeś, że Bellatrix zamierza rzucić tą klątwę? Wiedziałeś, że Black skoczy przed ciebie? No?
- N-nie. – Harry czuł, jak pęknięcia w jego osłonie poszerzają się. – Ale zrobił to dla mnie, Sev. I patrz, co się stało!
- Tak, panie Potter, przyjrzyjmy się temu, co się stało. Byłeś przynętą w pułapce i bardzo dobrze sobie z tym poradziłeś. Podczas bitwy w Ministerstwie, starałeś się, żeby cię nie zauważono i obserwowałeś, podczas gdy ludzie walczyli o swoje życie. Nie byłbyś człowiekiem, gdybyś nie zareagował w ten sposób. Black wybrał, że cię ochroni, jak przysiągł i zrobił to. Tak jak ja bym zrobił, gdybym tam był. Ale to był wybór, który tylko on mógł podjąć. Musisz zdać sobie z tego sprawę i to zaakceptować, Harry.
Twarz Harry’ego wykrzywiła się.
- Nie! Nie jestem tego wart.
Severus sięgnął po niego i nagle pociągnął go do siebie.
- Nigdy więcej tak nie mów! Nigdy. Jesteś wart każdego poświęcenia, ponieważ się o ciebie troszczymy. Mogłeś nie znaczyć nic dla Dursleyów, ale cholernie wiele znaczysz dla mnie. I dla Blacka. – Jego dłonie zacisnęły się na plecach Harry’ego. – Chętnie dokonał tego wyboru, żeby za ciebie walczyć i nie mogłeś go powstrzymać,  chyba że byś sam go zabił.
Harry pochylił głowę. To, co Severus mówił, miało sens, ale jednak…
- Skąd to wiesz?
- Ponieważ jest to coś, co ja bym zrobił, co Lily i James by zrobili i zrobili, bo to instynkt rodzica, poświęcić swoje życie za swoje dzieci, jeśli zaistnieje taka potrzeba.
- Nie prosiłem go o to – krzyknął Harry, a jego słowa zostały jakoś stłumione przez szaty Snape’a.
- Nigdy nie musiałeś.
- To niesprawiedliwe – nadeszła kolejna stłumiona odpowiedź.
- Nie, ale takie jest życie. Poczucie winy nic nie pomoże, ani tobie, ani twojemu ojcu chrzestnemu. Odpuść, Harry. Cii. – Poklepał Harry’ego po głowie, podczas gdy chłopak trząsł się z siły emocji.
Harry uparcie pokręcił głową. Potrzebował poczucia winy, żeby nie czuć rozpaczy, która unosiła się tuż nad powierzchnią jego świadomości. Jestem jastrzębiem, a jastrzębie nie płaczą.
Severus kontynuował rytmiczne klepanie i pocieranie pleców Harry’ego.
- No już. Może nie wszystko stracone. Póki oddycha, wciąż jest nadzieja. Ale pozwól poczuciu winy odejść, Harry. Okaleczy cię gorzej niż klątwa Cruciatus.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Ponieważ czułem się tak samo, gdy umarła Lily. Przysięgałem, że jest coś, co mogłem zrobić, co powinienem zrobić, żeby zapobiec jej śmierci. Ale nie było nic takiego. Nie mogłem wiedzieć, że Voldemort tak dosłownie weźmie przepowiednię, nie mogłem wiedzieć, że twoi rodzice będą zdradzeni przez ich własnego Strażnika Tajemnicy. Jednak przez lata się torturowałem i niemal pozwoliłem poczuciu winy mnie strawić. Nie rób tego samego błędu, co ja. Co się stało to się nie odstanie. Nie musi ci się to podobać, zwyczajnie to zaakceptuj. Rozumiesz?
Kolejne skinięcie, a następnie stłumiony szloch. Potem szept:
- Przepraszam.
- Za co?
- Za… to wszystko. Nie potrzebujesz tego.
- Cicho, pisklaku. To mój wybór. Nie jesteś sam. Ciężarem najlepiej się podzielić. – Nie przestawał trzymać chłopaka, a kombinacja słów i dotyku ostatecznie przeniknęła przez tarczę, którą Harry ułożył wokół swoich emocji i poczuł, że Harry zaczął cicho płakać. – Już w porządku.
Łzy, wstrzymywane przez ostatnie trzy dni, wypłynęły z animaga jak rzeka i nie miał nawet nadziei na ich zatrzymanie. Początkowo płakał cicho, potem zaczął szlochać, przypominając sobie, jak Syriusz wyglądał po uderzeniu klątwy.
- … Pomóżmy Syriuszowi… jeśli oni nie mogą, może my damy radę… - szlochał.
- W porządku, pisklaku. Spróbujemy – zgodził się Severus, nie przestając klepać podopiecznego po plecach.
Na to Harry zapłakał mocniej.
- … nie chcę, żeby umarł… nie jak Cedric… proszę, Severusie…
- Cii. Coś wymyślimy – uspokajał Severus.
Zapewniony Harry skulił się w schronieniu z ramion swojego mentora i pozwolił, by sobie rozpaczać nad tym, co się stało. Szlochał przez długi czas, póki czarne szaty całkowicie nie przesiąkły, a wstyd odpłynął wraz z poczuciem winy, aż czuł tylko ulgę i wdzięczność. A utrzymujące się zmęczenie zachęciło go do położenia głowy na ramieniu i zaśnięcia.
Więc to zrobił.
Severus nie powiedział ani słowa, zwyczajnie trzymając go blisko siebie i dając chłopcu wsparcie, którego nigdy nie miał, a potajemnie pragnął, by miał je zawsze. A potem przysiągł, że odnajdzie Bellatrix i odkryje przeciwzaklęcie z jej własnych ust. Ponieważ Harry nie zasłużył na to, by dwa razy w życiu tracić kogoś mu bliskiego, bo nawet jego rywal nie zasługiwał na tak okropne życie. Bella miała odpowiedzi, a on je odkryje, w końcu nie był bez powodu mistrzem szpiegów, i kobieta zapłaci za to, że zraniła jego pisklaka.
Pożałujesz tego, Lestrange. Tyle ci mogę obiecać.