Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 31 października 2021

PDJ - Rozdział 25 – Prawdziwy praktykant

- Obudź się, Jace! Obudź się! Cas wstawać! – zaśpiewał głośno dziecięcy głos, podskakując na łóżku Jace’a.

Harry, który spał naprzeciwko swojego przyjaciela, otworzył oko i zobaczył malutkie dziecko w kwiatowym fartuchu, siedzącą obok Jace’a i praktycznie krzyczącą mu do ucha. Harry nie sądził, żeby Jace był w stanie spać w takim stanie i miał rację.

Jace usiadł, przecierając oczy i jęcząc.

- Jilly! Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie nie budziła, co?

- Ale patrz! Jest słonko i rano – zauważyła dwulatka, wskazując palcem na okno obok jego łóżka. – Widzis? Widzis?

- Mmmmmm. Cudownie. A może obudzisz mamę i tatę? – zasugerował chytrze Jace.

- Nie śpią. Twoja kolej – powiedziała Jilly.

- Dobra. Wstałem.

Wtedy odwróciła się i wskazała na Harry’ego, który szybko zamknął oczy.

- Kto to?

- Mój przyjaciel, Harry. Przyszedł tu wczoraj wieczorem, kiedy spałaś.

- Ze skoły?

- Tak, ze szkoły. A teraz ciszej, bo śpi.

Jilly wpatrywała się uważnie w Harry’ego.

- Nie, nie śpi, Jace. Obudził się. Cuję to tu – poklepała się dobitnie w klatkę piersiową.

Jace usiadł.

- Harry, nie śpisz?

Harry powoli otworzył całkowicie oczy.

- Już nie. – Usiadł, zastanawiając się, jak bardzo sterczą jego oczy.

Jilly wyszczerzyła się.

- Mówiłam ci! – zaśpiewała. – Poczułam go, Jace! Poczułam go tutaj – zapiała, uderzając się w pierś.

- Co to znaczy, że mnie poczuła? – zapytał zdziwiony Harry.

- Jilly, przywitaj się z Harrym – rozkazał Jace.

Zsunęła się z Jace’a, podeszła do Harry’ego i wspięła się na jego łóżko, a potem na jego kolana. Potem zarzuciła ręce na chłopca, który przeżył i przytuliła go, całując go przy tym w policzek.

- Jesteś miły. Smutny i bolący, ale miły. Lubię cię – oznajmiła radośnie.

Harry zarumienił się, nie wiedział, co robić, nigdy nie przytulał w ten sposób małego dziecka. Właściwie nie pamiętał, by kiedykolwiek był przytulany w ten sposób. Początkowo nieznany ciężar dziecka w jego ramionach wydawał się dziwny, ale wkrótce Harry rozluźnił się, a nawet zaczął cieszył uczuciem trzymania na kolanach ciepłego, lekko klejącego się dziecka.

- Dzięki. Nazywam się Harry.

- A ja Jilly. – Klepnęła się w pierś dla podkreślenia.

- Miło cię poznać, Jilly. – Spojrzał na Jace’a, który wyglądał, jakby lada chwila miał zacząć chichotać. – Co to znaczy, że mnie poczuła?

- Jilly nie jest czytającym jak reszta mojej rodziny. Ma rzadszy talent. Jest empatką, co oznacza, że potrafi wyczuwać emocje innych ludzi. Nie chce tego, ale czasami się zapomina, proszę, wybacz jej.

- Masz na myśli, że ona może czuć to, co ja? – powtórzył Harry, nieco oszołomiony.

- Tak – powiedział Jace, a w tym samym czasie Jilly odpowiedziała:

- Tak, mogę. Jesteś smutny, denerwowany i biony. Dlaczego?

- Jaki jestem? „Biony”? – Harry spojrzał na Jace’a w osłupieniu.

- Chodzi jej o słowo zagubiony – wyjaśnił Jace, chichocząc.

- Och.

Jilly spojrzała na niego i Harry zobaczył, że ma oczy w tym samym kolorze, co on, pięknym szmaragdowozielonym.

- Ale dlacego tak cujes, Hajy?

- No… czuję się tak, ponieważ… mój opiekun jest ciężko ranny i… martwię się, że… może nie przeżyć.

- To ten drugi mężczyzna w pokoju gościnnym, Jilly – powiedział jej Jace. – Nazywa się Severus Snape. Jest moim nauczycielem eliksirów.

- Widziałam go. Mama mi pokazała – powiedziała Jilly. Przyłożyła palec do ust. – Ciii. Pan śpi. Bajdzo chojy.

- Wiemy, chochliku – powiedział jej brat.

Odwróciła się i przytuliła Harry’ego.

- Nie bądź smutny, Hajy. Mama go napjawi. Musis cuć się scęśliwy.

I nagle Harry poczuł się szczęśliwy. Poczuł nagły przypływ szczęścia i nadziei, który przepływał przez niego, gdy dziewczynka przytuliła go i było to coś, czego nigdy wcześniej nie zaznał. Sapnął i wpatrywał się w dziewczynkę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech zachwytu i radości.

- Cujes się lepiej? – zapytała, a jej oczy błyszczały.

- Tak. Czuję się lepiej niż w ciągu ostatnich… kilku tygodni.

- Jilly, czy ty przekazałeś mu uczucia? – zapytał Jace, marszcząc brwi.

Dziewczynka poruszyła się i wyglądała na nieco winną.

- Ale Ja-ce… Ciałam tylko pomóc. Hajy cuje się lepiej.

Jace potrząsnął głową.

- Jillian, wiesz, że nie możesz tak po prostu przekazywać ludziom uczuć.

- To nic – wymamrotał Harry. – Sprawiła, że poczułem się lepiej.

- Wiem. Ale… musi nauczyć się, że nie może wykorzystywać swojego talentu bez pozwolenia. To część Kodeksu.

- Jesteś na mnie zły, Jace? – zapytała Jilly, wyglądając żałośnie.

- Nie, po prostu… nie rób tego ponownie bez pytania, dobrze?

- Bze. – Potem posłała Harry’emu swój promienny uśmiech i poczuł, jakby słońce zstąpiło z nieba i przegoniło wszystkie cienie.

Jednocześnie obawiał się, że może skazić to piękne, niewinne dziecko i był zaskoczony, że dziewczynka nie wyczuła w nim zła, skazy sztyletu na jego duszy. Jak to się stało, że mogła wyczuć wszystko, co on czuł, a jednak nie to?

Może była zbyt młoda, by wiedzieć, jak się wyczuwa zło.

Właśnie wtedy usłyszeli, jak woła Grace:

- Jilly? Gdzie się podziewasz?

- Tu, mamo! Obudziłam chłopaków! – odpowiedziała jej córka.

- Jillian, nie zrobiłaś tego! – Jej matka pojawiła się w drzwiach. – Mówiłem ci, żebyś pozwoliła im spać.

- Ale mamo, jest jano. Wtedy ty wstajes! – zauważyło dziecko z bezlitosną logiką.

Grace tylko pokręciła głową.

- Przykro mi, Harry. Chciałam, żebyś trochę poleżał, ale mój łobuz miał inny pomysł.

- Jestem głodna, mamo – ogłosiła Jilly. – Możemy zjeść?

- Tak, idź i zobaczy, co gotuje tata. Może potrzebuje pomocy.

Jilly zeskoczyła z kolan Harry’ego i wybiegła z pokoju, wołając:

- Tato, idę pomóc!

- Dzięki, mamo. Zastanawiałem się, jak pozbyć się tego małego szkodnika – powiedział Jace.

- Harry, jeśli nadal jesteś zmęczony, możesz wrócić do snu.

- Nie, proszę pani. Nic mi nie jest. Przywykłem do wczesnego wstawania. Jestem rannym ptaszkiem – powiedział Harry zgodnie z prawdą. Bał się też zasnąć, żeby nie śnić o tym, co się stało. Lepiej było się obudzić i zacząć zdobywać składniki na eliksir.

- No dobrze. Przyjdź na śniadanie, kiedy będziesz gotowy. – Potem wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Harry szybko przeszukał plecak i znalazł czystą koszulę i dżinsy. Kiedy się ubierał, przypomniał sobie coś, o co chciał zeszłej nocy zapytać Jace’a, ale był wtedy zbyt zmęczony, by rozpocząć rozmowę. – Jace, ta sztuczka czytających, którą ty, twój tata i Tristan zrobiliście wilkołakom… dlaczego nie użyłeś tego na Malfoyu, kiedy ci dokuczał?

Jace włożył tenisówki, po czym odpowiedział.

- Ponieważ czytający mogą mieszać w ten sposób z umysłem innej osoby tylko wtedy, gdy grozi im utrata życia. Taka zmiana percepcji osoby jest zabroniona Kodeksem Czytających. Jest to uważane za nieetyczne.

- Och. Ten Kodeks brzmi, jakby był naprawdę surowy.

- Bo jest. Ale musi być, ponieważ kilka wieków temu lękano i nienawidzono czytających. Kilku źle wykorzystywało swój talent i to sprawiło, że inni czarodzieje nam nie ufali. Najgorsi z nich używali kontroli umysłów, by zmieniać ludzi w niewolników, gorszych niż skrzat domowy, ponieważ jedynym sposobem na zerwanie więzi było zabicie czytającego lub służącego, albo jeśli czytający zgodzi się uwolnić osobę. Ale ci nigdy nie uwalniali ich służących. Trzymali ludzi w niewoli i mogli używać ich mocy umysłów, by wydostawać się z aresztu. Nazywali siebie Władcami Umysłu. Trzeba było grupy czytelników, by w końcu ich pokonać, a potem ustanowiliśmy nasze własne Kodeksy, by zdrajcy nie mogli ponownie robić takich rzeczy. Więc nie musimy martwić się, że zostaniemy nazwani Szpiegami albo Gwałcicielami Umysłu. Wszyscy czytający przysięgli, że będą przestrzegać Kodeksów, gdy ich talent się w pełni ujawni i dlatego nigdy nie czytamy umysłów innych bez pozwolenia. Chyba, że jesteśmy mali i nie wiemy, że tak trzeba albo nie potrafimy się kontrolować. Dlatego tak wielu z nas, czytających, żyje w małych społecznościach. Jak ta.

- Jak wielu jest tu czytających?

- Tu, w Lesie na Wrzosowisku? Żyje tu sześć rodzin, jest cicho i wszyscy dookoła wiedzą, jak ukrywać myśli, jest daleko do jakiegokolwiek miasta, co jest prawdziwym błogosławieństwem. Czytający nie lubią tłumów i dużej ilości ludzi. To naprawdę obciąża nasze tarcze i przyprawia nas o ból głowy.

- Miałeś je w szkole?

- W pierwszym tygodniu tak, póki profesor Snape nie dał mi lekarstwa na ból głowy i nauczył mnie, jak nakładać warstwy osłony. – Jace przygryzł wargę, nagle wyglądając mniej jak mądry czarodziej, a bardziej jak dwunastoletni chłopiec. – Naprawdę mam nadzieję, że sobie poradzi, Harry. Jest jakby jednym z moich ulubionych nauczycieli.

- Mój też. Jeśli zdołam uwarzyć eliksir i znaleźć sztylet…

- Ale czy ten, kto ugodził profesora Snape’a nie zabrał sztyletu ze sobą?

- Tak, ale potem go upuścił, kiedy… uciekał i moja sowa gdzieś go ukryła, trochę przed tym, jak przybyły wilkołaki – powiedział Harry, uważając, by nie wypowiedzieć żadnego nieprawdziwego słowa.

Jace skinął głową, wyczuwając, że Harry czuje się nieswojo w tym temacie. Najwyraźniej było coś więcej niż mówił, coś ukrywał, ale Jace szanował prywatność swojego przyjaciela i nie wtrącał się. Harry był bardzo zdenerwowany, a Jace nie chciał, żeby czuł się gorzej. Dla osieroconego nastolatka musiało być straszne rozmyślanie kolejnej osoby, z którą był blisko.

- Cóż, może zjemy śniadanie, a potem pomogę ci zebrać składniki.

- Nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytał zaskoczony Harry. Ron prędzej ogoliłby się na łyso niż zaproponował pomoc w przygotowaniu eliksiru.

- Nie. Lubię eliksiry w przeciwieństwie do większości dzieci czarodziejów – powiedział Jace, po czym poprowadził go do kuchni, która znajdowała się obok pokoju.

Najbardziej apetyczne zapachy wydobywały się z kuchni, gdzie Jasper przewracał paszteciki z kiełbaskami i robił coś, co Grace nazywała pastą omletową, czyli jajecznicą, serem, posiekanymi ziemniakami i smażoną cebulą w cieście.

Praktycznie rozpływała się w ustach, a kiedy zapytano go, czy mu smakuje, odpowiedział:

- To jest najbardziej niesamowite śniadanie, jakie kiedykolwiek jadłem.  Jak się ją robi?

- Ach, praktykant całym sercem – roześmiał się Jasper. – Więc lubisz gotować, Harry?

- Tak. Zawsze w domu gotowałem.

- Dam ci przepis. Zrobiłem go trochę przez błąd… - Jasper powiedział Harry’emu, jak skończyła się mielona wołowina i zastąpił ją jajkami, a tak narodziła się pasta omletowa.

- To najlepszy błąd, jaki popełniłeś, tato – powiedział jego syn.

- Mmm! – zgodziła się jego córka, mając okruchy na całej buzi i trochę na policzkach.

Grace machnęła różdżką i okruchy zniknęły, podobnie jak stopiony ser. Następnie zachęciła Harry’ego do zjedzenia więcej.

Harry posłuchał, myśląc, jak Grace przypomina mu nieco Molly Weasley. Czy wszystkie matki martwią się o nawyki żywieniowe dzieci?

- Harry, jeśli chodzi o tą listę składników, które potrzebujesz z laboratorium profesora Snape’a – zaczęła Grace, jak zjadł swoją trzecią pastę i kiełbaskę. – Wiem, że możesz zafiukać do Hogwartu i sam je znaleźć, ale Jasper powiedział, że polują na was wilkołaki i śmierciożercy.

- Tak, ale pan Witherspoon, Jace i Tristan ich przepędzili.

- Jasper, proszę. Na jakiś czas przekierowaliśmy ich uwagę i nie będą w stanie cię wyśledzić, ponieważ my się teleportowaliśmy, ale wciąż mogą cię szukać, a jednym z pierwszych miejsc, gdzie się udają, będzie szkoła. Tak się kierowaliście z Severusem, prawda?

- Tak.

- Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeśli jedno z nas pójdzie po składniki z laboratorium – powiedziała Grace. – Możesz zostać tutaj, gdzie jest bezpiecznie, nasze zabezpieczenia są pierwszej klasy i możesz zacząć przygotowywać resztę potrzebnych składników. Czy w laboratorium profesora Snape’a są zabezpieczenia?

- Tak, ale znam hasło – powiedział Harry. – Wszystkie jego składniki są oznaczone w kolejności alfabetycznej.

- Dzięki bogu, bo próbowanie znaleźć składników w laboratorium niezorganizowanego Mistrza Eliksirów to piekło – zauważył Jasper, wycierając twarz szmatką.

Harry zaprotestowałby, gdyby kilka miesięcy temu potrzebował jakiejkolwiek pomocy i nalegałby, żeby pójść sam, ale w trakcie tej wyprawy zdał sobie sprawę, że nie powinien robić wszystkiego sam i może prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje. Miło było mieć kilku dorosłych, na których mógł polegać, a Grace i Jasper wydawali się być osobami godnymi zaufania, jak ich syn.

- Więc kto z nas wróci do Hogwartu, kochanie?

Jasper uśmiechnął się ironicznie i powiedział:

- Wydaje mi się, że potrzebujesz więcej lekcji wychowawczych niż ja, Grace, więc powinnaś iść. Poza tym, znasz drogę do laboratorium lepiej niż ja.

- W porządku, w takim razie uważaj na Jilly i dokończ mój artykuł z Brytyjskiego Instytutu Czytających. Chcą ubiegać się o dotację od Ministerstwa na zorganizowanie zajęć dla młodych czytających, którzy nie urodzili się w rodzinie z talentem.

- Mówisz, że nie trzeba mieć rodzica, który jest czytającym? – zapytał Harry.

- Nie zawsze. Jednak większość z nas ich ma, ponieważ talent wydaje się być łatwy do przekazania. Ale spotkałem kilku czytających, którzy, jak mugolaki, mają rodziców, którzy w ogóle nie mają tego talentu – powiedział Jasper.

- Ale to naprawdę trudne dla dziecka, gdy jego talent zaczyna się ujawniać. Początkujący czytający może oszaleć przez słyszenie myśli wszystkich dookoła, chyba że wytworzy naturalne osłony albo będzie miał nauczyciela, który mu pokaże, jak osłonić umysł – powiedziała Grace z poważną miną. – Więc mam nadzieję, że Ministerstwo zgodzi się na finansowanie Instytutu.

- Zrobię, co w mojej mocy, żeby ich przekonać, kochanie – obiecał Jasper.

Harry też miał taką nadzieję, choć biorąc pod uwagę dotychczasową historię Ministerstwa… nie miał na to wielkiej nadziei.

Kiedy skończyli śniadanie, Harry pokazał Jace’owi listę składników i chłopiec zszedł do magazynku w piwnicy, żeby je znaleźć, więc Harry poszedł sprawdzić, co z Severusem.

Mistrz Eliksirów wciąż był pod zaklęciem peleryny, wyglądał spokojnie i trochę jak woskowa kukła w spoczynku. Harry podszedł, by stanąć obok łóżka, nie dotykając starszego czarodzieja, tylko spoglądając na niego. Niemal zdławiły go wyrzuty sumienia i żal.

Och, Sev. Już milion razy przepraszałem cię w moim umyśle, ale dałbym wszystko, żebyś usłyszał, jak mówię to na głos. Nie wiem, jak to się stało, może byłem słaby i głupi, ale nawet to nie jest wymówką. Wiem o tym. I poprawię się. Grace powiedziała, że jestem dobrym praktykantem… ale ona nie zna prawdy. Ale w jakiś sposób cię uzdrowię. Nie przeszedłem tak daleko, żeby teraz zawieść, a jedyne słuszne, co mogę zrobić to naprawić to, co zrobiłem. Sprawię, że będziesz ze mnie dumny, Sev, i pokażę ci, że jestem twoim prawdziwym uczniem eliksirów.

Zakaszlał i otarł dłonią oczy, zirytowany tym, jak w mgnieniu oka wydawały się napełniać łzami. Wcześniej nigdy nie płakał. Z drugiej strony nigdy prawie nie zabił człowieka, którego uważał za zastępczego ojca. Więc mógł sobie pozwolić na tą krótką chwilę płaczu… tak długo, jak był sam, gdzie nikt go nie widział.

Podskoczył, kiedy dłoń dotknęła jego ramienia.

- Harry? Przepraszam, ale potrzebuję tej listy składników – powiedziała cicho Grace.

- Dobrze. – Pogrzebał w kieszeni i podał jej listę. – Podkreśliłem na czerwono te, które są w jego laboratorium. Kazał mi to zrobić, na wypadek…

- Gdyby coś mu się stało?

Harry milcząco skinął głową.

Serce Grace współczuło zrozpaczonemu młodzieńcowi, którego ból i poczucie winy były tak oczywiste, że mógłby je dostrzec nawet ktoś bez talentu.

- To nie twoja wina, Harry.

- Tak, moja – wyszeptał. – To przeze mnie jest ranny.

- Nie. To przez sztylet. Nie przez ciebie.

- Skąd to wiesz?
- Ponieważ przeprowadzałam badania nad głównymi przeklętymi przedmiotami w naszym świecie i Sztylet Niezgody jest numerem jeden na liście najbardziej złych i przewrotnych przedmiotów. Jestem pewna, że Severus o tym wiedział. Cokolwiek zrobiłeś, dziecko, jestem pewny, że nie jest to coś nie do wybaczenia.

- Mylisz się.

- Myślisz, że jesteś jedynym praktykantem, który popełnił błąd? Zapytaj o to Severusa, kiedy się obudzi.

- Czytasz w moich myślach?

- Nie. Nie muszę. Wina, wstyd i ból widać w twoich oczach dla tych, którzy wiedzą, jak patrzeć. – Potem, ponieważ pobudził jej instynkty macierzyńskie i ponieważ wyglądał na tak zagubionego i zranionego, jak pisklak ze złamanym skrzydłem, objęła go ramionami i przytuliła do siebie.

Harry początkowo zesztywniał, ale dotyk jej ramion i jej zapach, jak bzy, były tak przyjemne, że rozluźnił się i pozwolił się przytulić, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Jeszcze kilka łez wypłynęło z jego krnąbrnych oczu, czego żadne z nich nie zauważyło.

Chwilę później Grace puściła go, po czym powiedziała:

- Wrócę tak szybko, jak będę mogła. Potrzebujesz mojej pomocy przy warzeniu?

- Ja… bez obrazy, ale jest to coś, co muszę zrobić sam – powiedział jej cicho Harry. – Dla mnie i dla niego.

- Rozumiem – stwierdziła, myśląc, że warzenie eliksiru było dla niego rodzajem odkupienia, sposobem na usunięcie udręczonego spojrzenia z jego oczu. – Lepiej już zacząć. Im szybciej ruszę, tym szybciej wrócę.

Gdy się odwróciła, prawie wpadła na swojego męża.

- Grace, zastanawiałem się, czy mas przy sobie Amulety Komunikacyjne? Na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy, możesz do mnie zadzwonić, ponieważ głos twojego umysłu nie dotrze do mnie z takiej odległości.

- Mam go, Jasper. – Wyjęła spod koszuli podobny srebrny łańcuszek z kolejnym czerwonym jaspisowym kamieniem w kształcie łzy.

- Dobrze. To mogę się odprężyć. Cóż, tak bardzo jak to możliwe z naszym małym wulkanem energii.

- Daj jej książeczkę do kolorowania i kilka tych błyszczących kredek, a przez godzinę będzie szczęśliwa – zasugerowała Grace. Potem pocałowała go lekko i zafiukała do Hogwartu.

Harry spojrzał z ciekawością na wisior na szyi Jaspera.

- Jace powiedział mi, że to ty wynalazłeś ten amulet.

- Tak. Wynalezienie tego było jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłem, w taki sposób spotkałem Grace. Wpadłem na pomysł wykorzystania mojego talentu, by umożliwić ludziom bez daru czytających rozmawianie ze sobą w milczeniu i natychmiastowo, ale to Grace mi pomogła urzeczywistnić ten pomysł, dzięki swojemu darowi czarodziejki. To niesamowita kobieta, ta moja żona.

- Dlaczego więcej osób ich nie ma? Wygląda na to, że działają o wiele szybciej niż wysyłanie listów.

- Ach, no bo widzisz, amulety są drogie w produkcji i chociaż jestem ich wyraźnym wynalazcą, mój patent wciąż czeka w Ministerstwie. Cholerni biurokraci uwielbiają wszystko przedłużać. Ale sprzedaliśmy kilka naszym przyjaciołom i innym czarodziejom w Londynie. Każdy amulet jest połączony z innym o tym samym rozmiarze, kształcie i kamieniu. Kiedy amulet jest aktywowany, najpierw łączy się ze swoim partnerem z pary, a następnie można go połączyć z amuletem innej osoby. Coś w rodzaju mugolskiego numeru telefonu.

- Wie pan o numerach telefonu?

- Ach, rozumiem, że Jace nigdy nie wspominał, że jestem półkrwi? – zachichotał Jasper. – Znam kulturę mugoli, Harry. A teraz chyba muszę znaleźć moje dziecko i zacząć pisać resztę wywiadu.

- Powodzenia, proszę pana.

- Jasper, Harry, Jasper. Pan to mój dziadek, nie ja. – Ruszył korytarzem, a Harry podszedł do piwnicy, by zobaczyć, jak sobie radzi Jace.

Odkrył, że młodszy chłopak zebrał bardziej powszechne składniki, takie jak ocet, pancerze karaluchów, korę jarzębiny i mielony róg jednorożca, i umieścił je na stanowisku pracy. Piwnica była schludna, czysta i pachniała ziemią, ponieważ została wydrążona za pomocą magii i zabezpieczona zaklęciem, aby zapobiec przedostawaniu się wilgoci i owadów. Były tam rurki, mieszadła, a także noże i kilka marmurowych i drewnianych moździerzy i tłuczek. Pod przeciwległą ścianą leżały porządnie ułożone kociołki wszystkich rozmiarów i z kilku materiałów, a także kilka półek ze składnikami eliksirów w słoikach i torbach oraz duże pudełko apteczne zawierające więcej składników. Na blacie był też zlew, stos ubrań, fartuchów i gogli.

Pomieszczenie było oświetlone kilkoma wiszącymi lampkami, tak że każdy, kto tu pracuje, będzie mógł bez problemu widzieć. W powietrzu unosił się silny zapach ziół, ale nie był nieprzyjemny. Harry od razu poczuł się tutaj dobrze, tak jak w prywatnym laboratorium Severusa w szkole.

Harry wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.

- Hej, Jace. Jak leci?

- W porządku, Harry. Prawie wszystko zebrałem – odpowiedział radośnie drugi. – Wygląda to jednak na naprawdę złożony eliksir.

- Jest, ale już go warzyłem – powiedział Harry, chociaż zrobił to tylko pod sokolim okiem Snape’a. Nigdy sam i nigdy, gdy miałem taką potrzebę, zwątpił głosik w głębi jego umysłu. Teraz żałował, że zamiast patrzeć na Meadowsweet nie zwrócił większej uwagi w Mrocznym Lesie, gdy Severus pokazywał mu, jak zbierać składniki. Pewnego dnia może mnie przy tobie nie być i będziesz musiał nauczyć się, jak ją warzyć na własną rękę, prześladował go jedwabisty głos Severusa. Skąd wiedziałeś, Sev? Czy ty też masz w sobie trochę z jasnowidza a może było to jedno z przemówień pod tytułem „zawsze bądź przygotowany”?

Tak czy inaczej, nie miało to znaczenia. Harry wiedział, że był jedynym, kto potrafi uwarzyć eliksir z jakąkolwiek dokładnością i musiał zrobić to szybko, zanim Voldemort zostanie wskrzeszony przez śmierciożerców. Był to ich główny cel, sprowadzenie z powrotem ich mrocznego pana i nie cofną się przed niczym, by tego dokonać. Nie zawiodę, nie mogę. Zrobię to i udowodnię, że jestem godny bycia praktykantem Seva. Wierzył, że Harry odziedziczył po Lily dar eliksirów. Teraz Harry wystawiał to przekonanie na próbę.

Kilka razy odetchnął, koncentrując się tak, jak robił to, gdy medytował lub używał w oklumencji. Kiedy był pewien, że jest spokojny i skupiony, zaczął ponownie czytać przepis i przygotowywać wszystkie składniki, które zebrał Jace, odmierzając, siekając i mieląc. Jace obserwował, zdając sobie sprawę, że Harry potrzebuje własnej przestrzeni i nie chciałby teraz pomocy, więc jej nie oferował, ale obserwował z boku w milczeniu. Był pod wrażeniem zręcznego sposobu, w jaki Harry obchodził się ze składnikami i precyzji, jaką prezentował w mieleniu i siekaniu. Prawidłowe przygotowanie tych składników wymagało dużo cierpliwości i koncentracji, Jace wiedział o tym aż za dobrze, mimo że był dopiero na pierwszym roku.

Jace przechylił głowę, wyczuwając obecność matki. Wróciła z kwiatami illareth i strąkami wieczniekwietnicy, których wymagał eliksir, a teraz schodziła po schodach do laboratorium. Jej delikatne kroki nie wyrwały Harry’ego z transu i kontynuował przygotowywanie składników, jakby pod wpływem zaklęcia. Pracował ponad pół godziny bez przerwy.

Grace spojrzała na młodego ucznia eliksirów pracującego z gorączkową intensywnością oraz na swojego syna, który obserwował i skinęła Jace’owi głową. Cały czas był tu, gdy mnie nie było? – posłała.

Nie, nie cały czas, ale większość. Znalazłaś to, czego potrzebował? – odesłał Jace.

Tak. Profesor Snape ma rozległe laboratorium i zapas rzadkich składników, czego mu zazdroszczę, p przyznała Grace ze smutnym chichotem. Podeszła, by postawi kosz z kwiatami illareth i  pojemnikiem ze strąkami wieczniekwietnicy na stole, gdzie pracował Harry.

Podniósł na sekundę wzrok i powiedział:

- Dziękuję, Grace. – Potem powrócił do pracy, wlewając wymaganą ilość wody i octu do kociołka, a następnie umieszczając go nad ogniem, upewniając się, że jest on nie za duży, ani nie za mały. Kiedy już dodał kilka składników i wymieszał je odpowiednią ilość razy, zaczął wydobywać sok ze strąków wieczniekwietnicy płaską stroną noża, miażdżąc strąk i uwalniając zdumiewającą ilość soku.

Kiedy skończył, ostrożnie dodał go do kociołka, wdychając wielkie łyki świeżego zapachu. Następnie dodał kwiaty illareth, mieszając raz, dwa, w sumie dziewięć razy.

Trójka była uznawana przez czarodziejów za szczęśliwą liczbę, a dziewięć było potrójne, więc eliksir, który Harry próbował stworzyć, potrzebował tyle szczęścia, ile mógł. To dziwne, ale Harry mieląc i wydobywając sok czuł, jakby Severus był w pobliżu, unosząc się nad jego ramieniem i szepcząc mu do ucha poprawki. Ładny, równy ruch, Potter. Nie za szybko, nie za wolno.

Kiedy siekasz, ustaw nóż pod takim kątem, żeby ciął lepiej, i zawsze tnij od siebie, nigdy nie wkładaj palców przed ostrze.

Harry słuchał na wpół zapomnianej rady i poczuł się mniej samotny i przerażony, że coś sknoci i zrujnuje ostatnią szansę na zniszczenie sztyletu. Kiedy wszystkie składniki zostały dodane, mikstura musiała dochodzić przez trzy dni. Wyprostował się, co natychmiast poczuł w krzyżu. Był sztywny i obolały od pochylania się nad stołem i kociołkiem przez ponad dwie godziny.

Ale nie narzekał. Wszystko, co wycierpiał było tego warte, jeśli mógł zniszczyć sztylet i wrócić Severusowi zdrowie.

Dopiero wtedy zobaczył Jace’a, który siedział kilka stóp dalej na krześle, a jego piwne oczy błyszczały z ciekawości.

- Byłeś tu cały czas?

- Tak. Chciałem zobaczyć, jak to warzysz – odpowiedział Jace. – Jesteś głodny, Harry? Ponieważ ja umieram z głosu, a mama woła nas na obiad… dziś jest kurczak po królewsku.

- Nigdy wcześniej tego nie jadłem – powiedział Harry, ale to też nie miało znaczenia, ponieważ był tak głodny, że zjadłby akromantulę.

- Będzie ci smakować – zapewnił go Jace. – Moja mama jest dobrą kucharką, ale nie tak dobrą, jak mój tata.

Obaj wskoczyli po schodach, ale tuż przed dotarciem na szczyt, Harry zatrzymał się i odwrócił.

- Huh? Gdzie idziesz, Harry?

- Posprzątać. Severus złoiłby mi skórę, gdybym zostawił jego laboratorium w takim stanie – powiedział Harry, po czym zamarł. To nie było laboratorium Seva, a on nie obserwował swojego podopiecznego, czekając, aż przypomni sobie instrukcje. Uderzyło w niego nagłe poczucie smutku i poczuł, jak łzy pieką go w oczy. Aby je ukryć, zbiegł po schodach, wołając przez ramię: – Powiedz mamie, że zaraz będę, dobra? Muszę tylko wszystko odłożyć.

Wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie Chłoszczyść i wkrótce laboratorium było uporządkowane, za wyjątkiem bulgoczącego w kotle eliksiru rozpuszczającego klątwy.

Harry wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, modląc się, żeby wszystko wyszło dobrze. Przepraszam, Severusie. To wszystko moja wina. Ale jakoś muszę to naprawić. Nie chcę więcej śmierci na swoim sumieniu.

Ponownie zamrugał, by pozbyć się łez, ignorując cichy głos, który syknął, że powinien pozwolić sobie na płacz i z tym skończyć. Potem udał się na górę, by dołączyć do Witherspoonów na kolację.

Tej nocy znalazł się w dość niezręcznej sytuacji, czytając Jilly bajkę na dobranoc zatytułowaną „Wspaniały Merlin i jego Magiczne Laboratorium”. To nie była tylko bajka dla dzieci, ale też narzędzie edukacyjne dla przyszłych czarodziejów i czarownic, które uczyło dzieci poprzez historię podstawowych mikstur, składników oraz jak je zbierać i przygotowywać. Książka była świetnie ilustrowana i przedstawiała Merlina, jak robił kilka różnych rodzajów mikstur, a każdy składnik był oznaczony pod rysunkiem.

Harry wskazywał na jeden i pytał:

- Co to jest?

Jilly odpowiadała:

- Jug jednojożca. – Albo: – Kieł wonża. – Albo nawet: – Jaźmin, to taki kwiat. Mamusia ma je w ogjódku. Ładnie pachną.

Harry był zdumiony, że tak małe dziecko potrafi rozpoznać wszystkie składniki, póki Jace nie uniósł głowy i nie powiedział:

- Zna je wszystkie, bo czytaliśmy tu ze sto razy. To jej ulubiona bajka.

- Och – powiedział Harry, czując się raczej głupio. – Ale wciąż ma niesamowitą pamięć jak na tak małe dziecko.

- Tak? – Jilly spojrzała na niego.

- Tak. Lepszą niż niektórzy uczniowie z mojej szkoły – powiedział jej Harry i został nagrodzony jednym z jej promiennych uśmiechów, które zawsze rozgrzewały od środka.

Kontynuował czytanie, aż oczy Lilly zaczęły opadać, a wtedy Jace powiedział Harry’emu, żeby przestał i otulił swoją siostrę w łóżku, szepcząc:

- Dobranoc, łobuzie.           

Potem Harry i Jace weszli do pokoju Jace’a, gdzie młodszy chłopak zapytał Harry’ego o to, o co chciał go zapytać, od kiedy usłyszał jego głos we własnym umyśle.

- Co wy tu w ogóle robiliście, Harry?

Harry zawahał się, niepewny, jak wiele może ujawnić młodemu czarodziejowi. Severus zawsze mówił, że nie powinni mówić nikomu o całej swojej misji, na wszelki wypadek, ponieważ jeśli ktoś czegoś nie wie, nie można tego z niego wydobyć.

- Uch, to długa historia. Ale ma coś wspólnego z powstrzymaniem śmierciożerców na dobre. Naprawdę nie mogę powiedzieć ci więcej, Jace, ponieważ Severus mówi, że musi to być trzymane w tajemnicy.

- Rozumiem. Naprawdę mam nadzieję, że wam się uda.

- Uda się. Przynajmniej tam myślę – powiedział Harry z większą pewnością siebie niż czuł.

Rozmawiali o innych rzeczach, bezpiecznych, takich jak zajęcia, które Jace mógł wziąć dodatkowo w następnym semestrze, a Harry pozwolił sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałby jego plan nauczania, gdyby wrócił w następnym semestrze. Miał tylko nadzieję, że Dumbledore choć raz zatrudni kompetentnego nauczyciela obrony. Harry był zadowolony, że miał przyjaciela, z którym mógł porozmawiać o normalnych, nastoletnich rzeczach, a także był wdzięczny, że Jace nie wypytywał o to, co stało się z Severusem i sztyletem, jak robiliby to Ron i Hermiona.

Tej nocy Harry czuł, że może spać bez pomocy eliksiru bezsennego snu, więc nie tknął fiolki, którą Grace umieściła na jego szafce nocnej.

Dość łatwo zapadł w sen i spędził większą część tych trzech godzin na spokojnym śnie. Ale około trzeciej nad ranem jego sny zaczęły pogarszać się, zaczął krzyczeć i rzucać się we śnie, zrzucając kołdrę i błagając Severusa, by przeżył… i mu wybaczył.

Jace obudził się wtedy, zaalarmowany cierpieniem przyjaciela i nie mógł nic poradzić na to, że usłyszał słowa Harry’ego, wypowiedziane łamiącym się, drżącym tonem.

- … przepraszam, Sev… tak bardzo… nie chciałem… tak dużo krwi… nie umieraj, Severusie, proszę!

Jace ześlizgnął się z łóżka i podszedł do Harry’ego, próbując zdecydować, czy powinien obudzić przyjaciela. Kiedy spojrzał na Harry’ego, zauważył, że chłopak pocił się, wilgoć spływała po jego twarzy.

Chwileczkę. To nie jest pot… to łzy. On płacze… we śnie. Jace nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim, czuł zarówno strach, jak i współczucie do starszego czarodzieja, który wyraźnie cierpiał męki potępieńców.

- … wybacz mi… Severusie… nie wiedziałem… to był sztylet… przyszedł do mnie w snach… - Twarz Harry’ego wykrzywiła się, jakby w nieznośnej agonii, jęczał i szlochał, zagubiony w krainie snów splecionych z krwią i poczuciem winy.

Jace wpatrywał się w niego zbity z tropu. Och, słodki Merlinie, miej litość! Sztylet… opętał go. I myślę… że to on zaatakował profesora Snape’a, nie jakiś śmierciożerca. Och, błogosławiona Gajo! To coś strasznego, żeby to zrobić i z tym żyć.

Wstrząśnięty do głębi swojej istoty, młody czarodziej wrócił do łóżka i skulił się na nim, a łzy empatii spłynęły po jego policzkach. W końcu Harry przestał się rzucać, szlochać i zapadł w sen. Ale Jace nie spał, jego umysł odtwarzał wszystko, co powiedział Harry, a czego nie powiedział od jego przybycia i zajęło mu dużo czasu, zanim zasnął.

Pierwszą rzeczą, jaką Harry zrobił po przebudzeniu, było sprawdzenie, co u Severusa. Pod peleryną Mistrz Eliksirów wydawał się spać, a jego twarz była spokojna w spoczynku.

- Już prawie gotowe, Severusie – wyszeptał. – Robiłem, co mogłem i myślę, że udało mi się zrobić eliksir rozpuszczający klątwy. Tak czy inaczej, zniszczę sztylet i przełamię twoją klątwę. Przysięgam na twoją magię!

Następnie zszedł do laboratorium, by sprawdzić, czy eliksir wciąż się gotuje i delikatnie go zamieszać. Miał odpowiednią konsystencję i kolor. Był nie za gęsty, ciemnoniebieski i srebrny.

Jace przy śniadaniu był cicho, ale Harry również. Czuł się zmęczony i nie miał ochoty dużo rozmawiać, nawet z Jilly. Dwoje starszych Witherspoonów pozwoliła mu być cicho i nie starali się zadręczać go pytaniami ani próbować nawiązać rozmowy. Nie dlatego, że się o niego nie troszczyli, ale dlatego, że szanowali jego prywatność i wierzyli, że Harry powie coś, gdy będzie gotowy.

Jace zapytał Harry’ego, czy chce polatać i Harry zgodził się, przemieniając we Freedoma. Obaj latali po posiadłości i nad domem Trisrana oraz innej godziny, św. Angela. Właśnie wtedy Freedom zobaczył Hedwigę, drzemiącą w koronie jabłoni o krzywych konarach za domem Witherspoonów.

Przepłynęła przez niego ulega, że z sową wszystko w porządku i nie wyglądało na to, by poniosła szkodę, ukrywając sztylet lub ponownie stawiając czoła wilkołakom. To, że poważnie zranił Severusa wystarczyło i Harry wątpił, czy byłby w stanie sobie poradzić również z ranami Hedwigi.

To zabawne, ale odkąd odkrył swoją animagiczną formę i wyruszył na tę wyprawę, Harry nauczył się wiele szacunku do ptaków, a zwłaszcza swojej towarzyszki. Wcześniej uważał sowę za rzecz oczywistą, traktując ją bardziej jak skrzydlatą listonoszkę niż towarzyszkę. Ale już tak nie było. Teraz Hedwiga była jak rodzina.

Kusiło go, by obudzić sowę i błagać ją, by albo pokazała mu, gdzie jest sztylet, albo go do niego zaprowadziła. Ale potem zdecydował, że lepiej poczekać, aż eliksir będzie gotowy, nim poprosi Hedwigę o sztylet. Sowa może chętniej będzie wtedy współpracować.

Jace zastanawiał się, czy skonfrontować się z Harrym o tym, co usłyszał, lecąc obok myszołowa rdzawosternego. Sprawiało to, że czuł się niekomfortowo, niosąc taką wiedzę, a jednak nie wiedział, jak poruszyć temat bez powodowania problemów. Nie chciał kłócić się z Harrym, ani sprawić, by poczuł się nieswojo, szanował starszego chłopaka, od kiedy Harry był jego zastępczym nauczycielem eliksirów i pomagał mu z Malfoyem.

W końcu Jace postanowił poczekać, zanim porozmawia ze swoim przyjacielem o tym, co naprawdę się wydarzyło. Może po skończeniu eliksiru  powie, co myśli. Ale do tego czasu… zrobił jeszcze jedną dużą pętlę, zanim skierował się na ziemię.

Myszołów podążył za nim, po czym zmienił się w Harry’ego.

- Nieźle latasz, Jace.

- Nie tak, jak ty.

Harry wzruszył ramionami.

- Jestem dobry, bo dużo ćwiczę. Latanie jest najlepszą rzeczą. Odpręża mnie.

- Mnie też – powiedział Jace, zauważając, że pewne napięcie w zielonych oczach było teraz mniej widoczne.

Obaj udali się do domu, by się czegoś napić, każdy skrywając przed drugim sekret.

Rankiem trzeciego dnia Harry poszedł sprawdzić eliksir. Pachniał i wyglądał tak, jak powinien, więc pozwolił sobie na rzadki uśmiech czystego tryumfu i radości. Udało mi się! Sam uwarzyłem swój pierwszy eliksir na poziomie mistrzowskim. Zastanawiam się, co powiedziałby Severus, gdyby wiedział.

Wyobraził sobie, jak Mistrz Eliksirów klepie go po plecach i mówi mu, jaki jest dumny.

Pozostał tak przez kilka długich minut, wpatrując się w eliksir, a potem zgasił ogień i skierował się na górę. Nadszedł czas, by znaleźć Hedwigę i spróbować przekonać ją do ujawnienia lokalizacji sztyletu. Harry zadrżał, wchodząc po schodach, ponieważ wiedział, że ta konfrontacja może być co najmniej nieprzyjemna. Ale żeby wyleczyć Severusa, zniósłby wszystko. Nawet dziób, szpony i ostry język Hedwigi.

sobota, 23 października 2021

MH - Rozdział 24 – Ukryte zagrożenie

Ani Harry, ani profesor Dumbledore nie odezwali się ani słowem przez dłuższą chwilę. Osobiście Harry czekał, aż Dumbledore znów powie coś, co poprawi nastrój, ale obawiał się, że jego szansa w przepadła w Hogwarcie. Wszystko nagle wydawało się o wiele bardziej… prawdziwe, niż w szkole. Naprawdę tu byli. To się naprawdę działo. Jego gniew na profesora Dumbledore’a nagle nie wydawał się tak ważny. Wydawało się, że ujawnienie „błędu” profesora Snape’a wydarzyło się wieki temu.

- To tutaj Tom Riddle przyprowadził swoje młodzieńcze ofiary – powiedział w końcu Dumbledore, przerywając ciszę. – W pobliżu jest coś w rodzaju wioski, którą odwiedzały sieroty. Riddle zdołał wymknąć się z dwójką dzieci, by je sterroryzować, chociaż wierzę, że sama podróż w to miejsce już wykonała to zadanie. Mamy jeszcze trochę do przejścia, by dotrzeć do jego ostatecznego celu… i naszego. Za mną, Harry.

Zbliżyli się do krawędzi skały, na której stali i ujrzeli zbiór wnęk, tworzących oparcie na stopy w dół do skał częściowo zanurzonych w wodzie uderzającej o urwisko. Zejście wyglądało na niebezpieczne, nawet dla doświadczonego wspinacza. Zimna morska woda spryskiwała im twarze za każdym razem, gdy fala uderzała o skały. Dumbledore wyciągnął różdżkę i powiedział cicho:

- Lumos.

Niezliczone złote plamki pojawiły się i rozprzestrzeniły po ciemnej wodzie, kilka stóp pod nimi i na skale za nimi. Wtedy Harry zobaczył szczelinę w klifie, przez którą ciemna woda wpływała i wypływała z każdą falą.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko lekkiemu zmoczeniu, Harry – powiedział cicho profesor Dumbledore.

- Nie, proszę pana – odpowiedział ostrożnie Harry. – Jest pan pewny, że w wodzie nie ma nic niebezpiecznego?

Dumbledore uśmiechnął się.

- Och, nie sądzę, żebyśmy spotkali tu jakieś niebezpieczeństwa – powiedział uspokajająco. – Większość stworzeń woli mieszkać tam, gdzie jest gwarancja pożywienia. – Profesor Dumbledore podszedł do krawędzi głazu i ukląkł. – Więc chodźmy się zanurzyć.

Harry patrzył, jak Dumbledore ześlizguje się z głazu i ląduje w morzu. Chwilę zajęło Dumbledore’owi odzyskanie równowagi, włożył różdżkę do ust i zaczął płynąć w kierunku szczeliny w skale. Zbierając się na odwagę, Harry poszedł w jego ślady, lądując w lodowatej wodzie z pluskiem. Zmuszając się, żeby nie myśleć o otaczającym go chłodzie, Harry popłynął za jedynym źródłem światła, jakim była różdżka Dumbledore’a. Nagle ucieszył się, że przetransmutował swoje ubranie. Nie mógł sobie wyobrazić, jaki dodatkowy ciężar zapewniłyby mu jego szaty.

Ponagliwszy swoje zmarznięte kończyny, Harry zobaczył, że wyrwa w klifie przybiera kształt małego, ciemnego tunelu, wypełnionego wodą, gdy nadszedł przypływ. Trójka dzieci mogła się z łatwością zmieścić, ale ktoś większy to już inna historia. Wydobywający się ze ścian intensywny smród wodorostów sprawił, że Harry zakrztusił się i zaczął oddychać przez usta. Jednak Dumbledore’owi nie przeszkadzał zapach, gdy kontynuował płynięcie w swoim stałym tempie. Harry płynął w ślad za nim, gdy korytarz skręcił w lewo.

Kiedy jego palce zaczęły muskać poszarpane skały, Harry wiedział, że jest wystarczająco płytko, by stanąć. Wstał, a Dumbledore zrobił to samo. Natychmiast uderzyło w niego zmarznięte powietrze, sprawiając, że poczuł drastyczniejszy chód niż w rzeczywistości było. Trzęsąc się, Harry ostrożnie przeszedł przez wodę, sięgającą kolan, aż dotarł do schodów, prowadzących do dużej jaskini. Wychodząc całkowicie z wody, Harry wyciągnął różdżkę i szybko rzucił zaklęcie osuszające. W tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była choroba.

Zaglądając do jaskini, Harry zobaczył, jak Dumbledore stoi dokładnie w jej środku z uniesioną różdżką. Patrzył, jak Dumbledore powoli odwraca się w miejscu, a jego oczy badają każdy zakamarek. Szuka czegoś. Harry powoli zamknął oczy i sięgnął swoimi zmysłami, mając nadzieję że zorientuje się, czego szuka Dumbledore.

To stało się niemal natychmiast. Uderzyły go potężne fale, sprawiając, że sapnął głośno i sięgnął po coś, by się nie przewrócić. Otoczyło go intensywne zimno, gdy jego ręka dotknęła czegoś stabilnego. Desperacko przytrzymał się podparcia, póki fale powoli nie opadły do bardziej znośnego poziomu. Przeszedł go dreszcz, gdy otworzył oczy i zobaczył, że tak naprawdę trzyma się ramienia Dumbledore’a.

- Wszystko w porządku, Harry? – zapytał profesor Dumbledore z nutą zmartwienia w głosie.

Harry skinął głową, zwalniając uścisk na ramieniu Dumbledore’a.

- Nic mi nie jest – powiedział, gdy przeszedł przez niego kolejny dreszcz. – Po prostu nie byłem na to gotowy.

Dumbledore przechylił głowę z zaciekawieniem.

- Gotowy na co, jeśli mogę spytać?

Harry rozejrzał się nerwowo po jaskini.

- Jest tu tak wiele gniewu i nienawiści – powiedział cicho. – Jest tu jakby ciemność, która pochłania wszystko, co tylko może. Nie wiem, jak to inaczej wyjaśnić, profesorze.

- Potrafisz zlokalizować centrum? – zapytał z zaciekawieniem profesor Dumbledore.

Harry wypuścił długi oddech, napotkawszy spojrzenie Dumbledore’a. Była to ostatnia rzecz, jaką chciał zrobić, ale wiedział, że profesor Dumbledore nie prosiłby o to, gdyby nie trzeba było. Harry nerwowo pokiwał głową i powoli zamknął oczy. Pochylając głowę, skupił się na ciemności, która powoli go ciągnęła. Wolno zrobił krok, sięgając lewą ręką. Ciemność, gniew i nienawiść stawały się coraz silniejsze. Poczuł, jak wpływają na niego, dusząc go w intensywnym chłodzie. Jego palce zetknęły się z czymś stałym, a negatywne emocje wzrosły. Harry sapał z powodu chłodu, poruszając się powoli na lewo. W głowie mu się kręciło, przez co słaniał się na nogach.

Ramię otoczyło klatkę piersiową Harry’ego, podtrzymując go. Jakiś odległy głos mówił do jego ucha, ale Harry nie był w stanie zrozumieć wypowiedzianych słów. Jego ręka wciąż poruszała się, jakby ktoś inny kontrolował ją w kierunku ciemności. Harry czuł się, jakby został uwięziony w stanie półsnu, póki jego ręka nie otarła się o coś niesamowicie gorącego, budząc go natychmiast i sprawiając, że szybko cofnął rękę. Nagle otoczyło go ciepło, zamrugał, otworzył oczy i spojrzał przez ramię, by zobaczyć zmartwione spojrzenie Dumbledore’a.

- Wszystko w porządku, mój chłopcze? – zapytał cicho Dumbledore. – Potrzebujesz kolejnego zaklęcia rozweselającego?

Harry pokręcił głową, ponownie zamykając oczy i pozwalając Dumbledore’owi prowadzić się do ziemi. Został odwrócony, po czym owinęło się wokół niego ochronne ramię owinęło się wokół niego i pociągnęło w ciepło. Harry natychmiast owinął ramiona wokół profesora Dumbledore’a i trzymał go mocno, gdy łzy groziły mu pojawieniem się na policzkach. Nigdy nie sądził, że odkryje coś gorszego od wpływu dementorów, ale się mylił. Wspomnienia odeszły. Harry wątpił, by to kiedykolwiek odeszło. Jeśli tak się odczuwało czarną magię…

Profesor Dumbledore pierwszy się poruszył. Powoli zwolnił uścisk i przesunął się, by móc lepiej spojrzeć na Harry’ego.

- Tak mi przykro, Harry – powiedział szczerze Dumbledore. – Nie spodziewałem się, że tak gwałtownie zareagujesz. Rzadko zdarza się wyczuć czarną magię bez użycia zaklęć.

- Ale jej nie wyczułem – zaprotestował Harry, patrząc w przepraszające niebieskie oczy Dumbledore’a. – Po prostu podążyłem za gniewem i nienawiścią. Je najłatwiej było wyłapać.

Dumbledore uśmiechnął się i pomógł Harry’emu wstać.

- Mój chłopcze, najpotężniejsza rzucana przez nas magia jest wspierana naszymi emocjami. Nienawiść i gniew wspierając czarną magię, tak jak miłość i radość wspierają białą magię. Możesz nie być w stanie wyczuć samej magii, Harry, ale możesz wyczuć, co na nią wpływa. To naprawdę niezwykły dar; większość zrobiłaby prawie wszystko, by…

- Więc mogą go wziąć – powiedział szybko Harry, przeczesując palcami włosy. – Niech sobie poczują, co przesiąkło w te ściany.

Dumbledore uśmiechnął się smutno, rozglądając się.

- Tak, Voldemort z pewnością był dokładny – powiedział bezceremonialnie. – To tylko przedpokój, a mimo to jest tak dobrze chroniony. Gdyby się nie wiedziało, czego się szuka, nigdy by się tego nie znalazło. – Dumbledore odwrócił się do ściany i wycelował różdżkę w kamień, gdzie była dłoń Harry’ego. Przez krótką chwilę pojawił się biały, łukowaty kontur, jakby światło było bliskie przebicia się przez szczelinę.

- Miałeś rację, Harry – powiedział Dumbledore, kiwając głową. – Jest tu wejście, ale ukryte. Teraz musimy odkryć, jak je otworzyć. Znając Voldemorta, powiedziałbym, że nie będzie to coś prostego, jak wypowiedzenie hasła lub nawet użycie prostego zaklęcia. Nie, Voldemort chciałby coś bardziej istotnego od każdego, kto chce wejść; coś, co uważa za ważne.

- Co takiego? – zapytał Harry zdezorientowany. – Jedyną ważną dla Voldemorta rzeczą jest oczyszczenie czarodziejskiego świata z nieczystej krwi.

Profesor Dumbledore odwrócił się i spojrzał na Harry’ego ze zdumieniem.

- Masz rację, mój chłopcze – powiedział, po czym odwrócił się do ściany. – Uważam, że by przejść, trzeba dokonać zapłaty w formie krwi. Dość prymitywne, jeśli mogę tak powiedzieć, ale nie zaskakujące. Ideą tego gestu jest osłabienie wroga, gdy wchodzi. Niestety po raz kolejny Voldemort nie dostrzega, że są rzeczy straszniejsze niż śmiertelność.

- Ale jeśli Voldemort boi się śmierci, czy to naprawdę niespodzianka? – zapytał ciekawie Harry.

Dumbledore uśmiechnął się do niego, podciągając rękaw swojej szaty i odsłaniając przedramię zranionej ręki.

- Nie jest to niespodzianka, Harry – powiedział, wyciągając krótki, srebrny nóż. – Raczej rozczarowanie.

Harry wpatrywał się nerwowo w nóż, który Dumbledore przyłożył do swojego ramienia.

- Profesorze – zaprotestował natychmiast. – Proszę mi pozwolić.

Oczy Dumbledore’a błysnęły.

- To nic, Harry – powiedział, uspokajająco. – Doceniam ofertę, ale moja krew jest mniej warta niż twoja.

W mgnieniu oka Harry wyjął nóż z dłoni Dumbledore’a.

- Niech pan się tak nie waży mówić! – powiedział ze złością Harry. – Żadne życie nie jest ważniejsze od drugiego!

Uśmiech profesora Dumbledore’a pozostał na jego twarzy, kładąc dłoń na ręce Harry’ego.

- Jesteś naprawdę niezwykłym, młodym mężczyzną – powiedział z dumą, delikatnie wyciągając nóż z dłoni Harry’ego. – Już dzisiaj wystarczająco przeszedłeś. Pozwól mi to zrobić. – Rozbłysło srebro i krew trysnęła na ścianę. Następnie Dumbledore wziął swoją różdżkę i przesunął czubkiem po głębokim cięciu, natychmiast je lecząc.

Srebrny zarys łuku pojawił się ponownie i pozostał, a ściana spryskana krwią zniknęła. Otwór nie ukazał nic poza ciemnością, powodując, że obaj czarodzieje zapalili różdżki przed przejściem. Ich różdżki oświetliły dużą jaskinię, w której znajdowało się wielkie, ciemne jezioro, tak duże, że nie dało się zobaczyć, gdzie się kończy. Nie dało się zobaczyć nic poza dziwnym, zielonkawym światłem, które jarzyło się w oddali na czymś, co mogło być środkiem jeziora. Odbicie światła w wodzie było całkowicie nieruchome, prawie jak w ciemnym szkle.

Harry pozostał całkowicie nieruchomy, gdy obejmował wszystko wzrokiem. Czuł się… dziwnie. Nie potrafił wymyślić innego sposobu na wyjaśnienie tego. Było w powietrzu coś, co wydawało się sprawiać, że wszystko wokół nich wydawało się ściśnięte. Potrzebował każdej uncji samokontroli, by od razu nie sięgnąć, by dowiedzieć się, co to takiego. Wspomnienie tego, co wydarzyło się w przedpokoju wciąż było świeże w jego pamięci. Nie chciał ponownie zostać pochłonięty przez ciemność.

Otulając się ciasno kurtką, Harry podążył za profesorem Dumbledorem brzegiem jeziora, a ich kroki odbijały się echem po jaskini. Cała ta wyprawa naprawdę zaczynała go przerażać. Do tej pory nigdy nie przyszło mu do głowy prawdziwe zło, z którym musieli się zmierzyć. Uczył się o czarnej magii. Widział, jak ją rzucano. Po prostu nigdy wcześniej jej nie poczuł.

- Coś tu jest nie tak – powiedział cicho.

Dumbledore zerknął przez ramię i uśmiechnął się do Harry’ego ze współczuciem.

- Tak, też to czuję – stwierdził. – Spróbuj o tym nie myśleć, Harry. Zdaję sobie sprawę, że to może być trudne, biorąc pod uwagę twoje umiejętności, ale to o wiele lepsze niż alternatywa.

Harry skinął głową i spróbował skupić się na czymkolwiek poza otaczającą go ciemnością. Było to dość trudne, ponieważ tak naprawdę nie było się na czym skupić.

- Co może to powodować? – zapytał Harry. – To nie może być horkruks, prawda?

- Mam pewną teorię – powiedział profesor Dumbledore od niechcenia. – Wierzę, że magia, którą wyczuwamy jest powiązana z tym, co nas czeka, gdy spróbujemy przejąć horkruksa. Dlatego musimy powstrzymać się od wejścia do jeziora. Im dłużej będziemy unikać obrony Voldemorta, tym lepiej.

Harry musiał się zgodzić. Jego umysł pracował wściekle nad możliwymi sposobami „obrony”, które mogły ukrywać się pod powierzchnią. Cokolwiek to było, nie mogłaby to być rzecz wymagająca tlenu, ponieważ nie było śladu, by cokolwiek zbliżało się do  powierzchni po oddech. Czy był to jakiś wielki potwór wodny? Wąż? Harry nie był pewny. Horkruks był tu trzymany przez prawie szesnaście lat. Jak Voldemort  byłby w stanie go kontrolować, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystko, co się stało od tego czasu?

- Aha – powiedział Dumbledore, nagle się zatrzymując. Harry musiał szybko odskoczyć na bok, by uniknąć wpadnięcia na niego i niemal ześlizgnął się do wody, ale szybko został odciągnięty przez rękę na ramieniu. Dumbledore utrzymał swój uścisk, póki nie był pewny, że Harry ponownie odzyskał równowagę. – Przepraszam, Harry – powiedział. – Powinienem był cię ostrzec. Myślę, że znalazłem nasz sposób na wyprawę przez jezioro.

Harry patrzył, jak Dumbledore przesuwa dłonią w powietrzu i chwyta coś niewidzialnego. Bez względu na to, jak bardzo Harry mrużył oczy lub próbował zmienić pozycję głowy, nie mógł niczego zobaczyć, ale po mocnym uścisku Dumbledore’a oczywiste było, że coś tam jest. Dumbledore ostrożnie zbliżył się do wody, ale pozostał na skale. Ściskając niewidzialny przedmiot, Dumbledore uniósł różdżkę i uderzył pięścią w jej czubek.

Efekt był natychmiastowy. Znikąd pojawił się zielonkawy, miedziany łańcuch, sięgający od zaciśniętej dłoni Dumbledore’a do wody. Harry stał nieruchomo, podczas gdy Dumbledore stuknął różdżką w łańcuch, powodując, że zaczął się poruszać. Prześlizgiwał się przez jego dłoń na ziemię, gdzie zgrabnie się zwinął. Brzęczący dźwięk łańcucha uderzającego o łańcuch rozniósł się echem po dużej jaskini, podczas gdy coś zaczęło wynurzać się z głębi czarnej wody. Harry szybko podszedł do boku Dumbledore’a w obawie, że to coś niebezpiecznego, ale był zaskoczony, że to jedynie maleńka łódka płynęła w ich kierunku.

- Czy uważa pan, że to bezpieczne? – zapytał cicho Harry.

Profesor Dumbledore uśmiechnął się.

- Tak, tak sądzę – powiedział. – Musi być jakiś sposób, by przepłynąć jezioro bez ucierpienia od gniewu tego, co kryje się pod powierzchnią. Jaki jest sens zostawiania tutaj czegoś tak ważnego jak horkruks bez możliwości odzyskania go?

To częściowo miało sens.

- Ale jak to, co jest w jeziorze może odróżnić przyjaciela od wroga? – zapytał Harry, gdy mała łódka dotarła do brzegu.

- To bardzo dobre pytanie – przyznał Dumbledore. – Myślę, że musimy zaakceptować to, że w końcu zmierzymy się z tym, co kryje się pod powierzchnią, gdy zda sobie sprawę, że nie jesteśmy Lordem Voldemortem. Powinniśmy nadal być ostrożni, ale przygotowani w każdej chwili do obrony. Myślę, że teraz będziemy musieli przetestować stabilność łodzi. Voldemort nie przejmowałby się ciężarem, tylko mocą magiczną. Wejdę pierwszy.

Harry czekał, aż Dumbledore ostrożnie wespnie się do łodzi, bez dotykania wody. Łódź lekko się zakołysała, ale pozostała w pozycji. Gdy Dumbledore przykucnął, Harry skorzystał z okazji i ostrożnie wszedł na łódkę, unikając wody. Łódź zakołysała się mocniej, gdy Harry przykucnął i chwycił się jej. Powoli łódź przestała się kołysać i zaczęła płynąć w kierunku zielonego światła na środku jeziora.

Ani Harry, ani Dumbledore nie poruszyli się, podczas gdy łódź powoli poruszała się po wodzie. Obaj wydawali się zbyt zaniepokojeni, że jakikolwiek ruch spowoduje przewrócenie się łodzi. Jedynym hałasem w całej jaskini był cichy szelest dziobu łodzi przecinający czarną, szklistą wodę. Nie minęło dużo czasu, nim nie widzieli już ścian jaskini. Nie dało się już zobaczyć nic poza zielonym światłem, ku któremu zmierzała łódź. Światło ich różdżek ledwie oświetlało cokolwiek poza ich twarzami.

Patrząc na wodę, Harry próbował nie myśleć o tym, co mogło płynąć bezpośrednio pod nimi, ale trudno było mu patrzeć na cokolwiek innego. Uwięzienie w ciemności było idealne, żeby wyobraźnia mogła wzbić się w powietrze, a wyobraźnia Harry’ego była obecnie naładowana. Harry spojrzał nerwowo na wodę obok wodzi i sapnął, gdy światło różdżki oświetliło białą, marmurową dłoń, unoszącą się kilka cali pod powierzchnią. Ręka była połączona z ramieniem, które znikało w wirującym w wodzie rękawie. Harry patrzył sparaliżowany, patrząc, jak ramię prowadzi do ciała, a od niego do głowy. Był to martwy mężczyzna o oczach, jakich Harry nigdy wcześniej nie widział. Były zamglone czymś, co można było opisać jedynie jako podobną do pajęczyny.

Strach wypełnił Harry’ego, gdy kawałki wskoczyły na swoje miejsce. W wodzie były trupy. W powietrzu unosiła się czarna magia. Harry mógł wyciągnąć tylko jeden wniosek, który sprawił, że jego żołądek się skręcił.

- Profesorze? – zapytał, powoli odrywając wzrok od wody. – W wodzie… czy to… inferius?

- Tak, Harry – powiedział cicho Dumbledore. – Jednak w tej chwili nie mamy się czego obawiać. Nie ma się czego bać od nieruchomego ciała, tak jak nie trzeba bać się ciemności. Lord Voldemort boi się obu rzeczy, dlatego wybrał tę obronę. Jeśli to przeraża jego, najprawdopodobniej przerazi również jego wrogów. Voldemort jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że boimy się nieznanego, co ma związek ze śmiercią i ciemnością. Niewiadoma tego, co zrobią z nami te ciała, gdy ożyją, przeraża cię, Harry. W tej chwili jednak nie wyrządzą szkody, więc nie ma powodu do obaw.

Łatwiej powiedzieć. Harry naprawdę nie chciał wdawać się w filozoficzną dyskusję na temat lęków. Ciała pod powierzchnią mogły być obecnie nieszkodliwe, ale nadal był cholernie niepokojące. Przynajmniej to jeden ze sposobów, że nikt tu nie będzie pływać.

- Jednakże – dodał Dumbledore. – Jestem pewny, że będą mniej spokojne, gdy weźmiemy horkruksa. Powinienem cię ostrzec, Harry, inferiusy boją się światła i ciepła, tak jak wiele stworzeń żyjących w zimnie i ciemności. Jeśli zajdzie taka potrzeba, ogień jest najlepszą bronią przeciwko nim. – Dumbledore zerknął przez ramię. – Już prawie jesteśmy – powiedział z uśmiechem, odwracają wzrok do chłopaka. – Pamiętaj, żeby unikać wody i trzymać różdżkę w pogotowiu.

Harry skinął głową i czekał, aż łódź powoli zatrzyma się, uderzając lekko o skałę, która tworzyła coś, co wyglądało na małą wyspę na środku jeziora. Gdy łódź się uspokoiła, Dumbledore powoli wstał i wyszedł z łodzi. Harry ostrożnie podążył za jego przykładem, robiąc wszystko, co w jego mocy, by uniknąć wody. Nienawidził tego przyznawać, ale jakaś jego część pragnęła, by pod wodą był potwór zamiast martwych ciał. Ciała były kiedyś żywymi i oddychającymi ludźmi z rodzinami, które prawdopodobnie zastanawiają się, co się z nimi stało.

Wyspa była bardzo mała i naga za wyjątkiem kamiennej misy, która była źródłem zielonkawego światła. Bardzo przypominała myślodsiewnię, ale Harry wiedział, że nie będzie tu żadnych wspomnień. To nie była lekcja w gabinecie profesora Dumbledore’a. To było prawdziwe, a sama wiedza tego sprawiała, że wszystko było jeszcze bardziej przerażające. Dyskusja na temat teorii i domysłów nigdy nie mogła się równać z niepokojem i strachem, które towarzyszyły Harry’emu na każdym kroku, gdy razem z Dumbledorem zbliżali się do misy.

Razem spojrzeli na dno misy i nie zobaczyli nic poza świecącą, szmaragdową cieczą. Harry natychmiast zgasił światło pochodzące z różdżki, przytrzymał ją nad misą i bezgłośnie rzucił zaklęcie ujawniające, którego używał niezliczoną ilość razy podczas sesji z panią Pomfrey. Nigdy wcześniej nie widział takiego eliksiru i miał przeczucie, że nie będzie to nic przyjemnego. Z pewnością nie był rozczarowany. Zaklęcie wymieniło składniki, których nigdy nie powinno się dodawać do tej samej mikstury. Z pewnością była to trucizna, a sądząc po śmiercionośnych składnikach, dość silna.

- Jaka diagnoza, Harry? – zapytał z ciekawością Dumbledore, podciągając rękaw szaty, by odsłonić poczerniałą dłoń.

Harry westchnął przeciągle, przesuwając dłonią po twarzy.

- To jakaś bardzo toksyczna, ale wolno działająca mikstura, jeśli prawidłowo interpretuję składniki – powiedział nerwowo. – Powinniśmy wracać. Nie mam rzeczy, żeby spróbować zrobić antidotum, a nawet gdybym miał, nie wiedziałbym, gdzie zacząć. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak skomplikowanego. – Harry zerknął na Dumbledore’a i był lekko zaniepokojony, widząc niezbyt zaskoczony wyraz twarzy. – Proszę pana, naprawdę powinniśmy odejść. Nie jesteśmy na to przygotowani. Możemy wrócić, zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy i przyjść z powrotem za kilka godzin…

- I zaryzykować, że ktoś odkryje, że tu byliśmy – zauważył profesor Dumbledore. – Rozumiem twoją troskę, Harry, ale zwróciłeś uwagę na sam fakt, który pozwala nam kontynuować. Wolno działająca trucizna da nam wystarczająco czasu na powrót do Hogwartu i Poppy. – Wyciągnął poczerniałą rękę i spróbował dotknąć eliksiru, ale jakaś niewidzialna bariera mu to uniemożliwiła. – Rozumiem twoją troskę. Jednakże czasami trzeba podjąć ryzyko. To jest ryzyko, które jestem gotów podjąć, by pokonać Voldemorta.

Zanim Harry mógł kontynuować protest, Dumbledore uniósł różdżkę, zakręcił nią w powietrzu i wyczarował kryształowy kielich.

- Wypicie tej substancji jest jedynym sposobem na dotarcie do horkruksu, dlatego należy to zrobić – powiedział spokojnie Dumbledore, powoli odwracając głowę, by spojrzeć bezpośrednio na Harry’ego. – To, o co cię teraz poproszę, mój chłopcze, będzie co najmniej trudne. Musisz upewnić się, że wypiję wszystko, bez względu na to, co powiem albo co zrobię. Rozumiesz?

Harry wpatrywał się w Dumbledore’a całkowicie oniemiały. Jak, u licha, miał to zrobić? To było sprzeczne ze wszystkim, czego nauczył się o byciu uzdrowicielem.

- Proszę mnie nie prosić…

- Wiem, że to będzie trudne, zwłaszcza z twoją empatią, Harry, ale jest to coś, co musisz zrobić – powiedział stanowczo Dumbledore. – Musimy to wykonać, żeby dalej walczyć z Voldemortem. Zapewnisz nam sukces w naszym zadaniu?

Harry przygryzł wargę, odwracając wzrok. Nie chciał tego robić. Nie chciał zmuszać mężczyzny, którego uważał za swojego dziadka, by powoli się truł, ale profesor Dumbledore był zdeterminowany, żeby to zrobić, więc co miał na to poradzić? Harry niechętnie skinął głową, po cichu modląc się, by właśnie nie popełniał największego błędu w swoim życiu.

- Dziękuję, Harry – powiedział cicho Dumbledore, po czym włożył kryształowy kielich do eliksiru. Łatwo zatopił go w zielonej substancji. Kiedy został napełniony po brzegi, Dumbledore uniósł kielich do ust i opróżnił go. Cisza wypełniła powietrze, gdy Dumbledore zamknął oczy i pozostał przez dłuższą chwilę całkowicie nieruchomy, po czym ponownie zaburzył kielich w misie, napełnił go i znów wypił.

Harry wpatrywał się w Dumbledore’a, niepewny, co powiedzieć lub zrobić. Mógł tylko patrzeć, jak Dumbledore ponownie napełnia kielich i go opróżnia. Jego oddech zaczął przyspieszać, a na czole pojawiły się krople potu. Ruchy Dumbledore’a były lekko drżące, gdy czwarty raz napełniał kielich i podnosił go do ust. Harry natychmiast schował swoją różdżkę do kabury i ruszył w stronę Dumbledore’a, by mu pomóc. Fale bólu i strachu spływały z Dumbledore’a i szybko rosły na sile.

Dumbledore powoli zaczął pić z kielicha. Jego ciało zaczęło się lekko kołysać, zmuszając Harry’ego, żeby złapał ramię Dumbledore’a, by go podtrzymać. Ból, strach i rozpacz przebiegły przez jego ciało jak ogień. Potrzebował całej siły, by nie upadł na kolana i nie zaczął krzyczeć z bólu. Bez namysłu skupił się na potrzebie odebrania wszystkiego, co czuł Dumbledore, by pomóc mu w jedyny znany sobie sposób.

Harry powoli uniósł wolną dłoń i położył ją na boku twarzy Dumbledore’a, podczas intensywne ciepło wypełniło go, płynąc w kierunku dłoni. Jego oczy powoli zamknęły się, a głowa opadła lekko do tyłu. Krążąca w nim magia przejęła kontrolę, co nie zdarzyło się od dłuższego czasu. Jego oddech stał się ciężki, a mięśnie zaczęły boleć. Ból Dumbledore’a szybko nie mógł się równać z jego własnym albo może to ból Dumbledore’a zmniejszył się, więc Harry czuł tylko własny. Zorientowanie się, która opcja jest prawdziwa wymagało zbyt wiele energii.

Słuchać było dalekie westchnięcie, ale Harry był zbyt zmęczony, by o tym pomyśleć. Jego uścisk na ramieniu Dumbledore’a rozluźnił się. Jego ciało zaczęło kołysać się w tył i przód. Coś owinęło się wokół jego talii i utrzymało w pozycji pionowej. Odległy głos odbijał się echem w jego głowie, gdy coś próbowało oderwać jego dłoń od twarzy Dumbledore’a. W końcu ręka Harry’ego została cofnięta i intensywne ciepło natychmiast zniknęło. W głowie zaczęło mu się powoli przejaśniać, a ból zaczął zmniejszać się do bardziej znośnego poziomu.

- Harry? – zapytał Dumbledore z pilnością w głosie. – Harry, proszę, spójrz na mnie!

Harry zamrugał, otworzył oczy i wypuścił powolny jęk, unosząc głowę i spoglądając wypełnione zmartwieniem oczy Dumbledore’a. Harry’emu zajęło kilka chwil zrozumienie, co się dzieje. Siedział teraz na ziemi, a ramię Dumbledore’a owijało się wokół niego. Kiedy to się stało?

- Um… profesorze… - powiedział z dyskomfortem Harry.

Dumbledore uśmiechnął się, kładąc dłoń na czole Harry’ego.

- Widzę, że masz własne sekrety – powiedział cicho. – Ufam, że jest to to, nad czym razem z Poppy w tym roku pracujecie?

Harry nerwowo przygryzł dolną wargę.

- Od czasu do czasu – powiedział ostrożnie. – Jednak zaczęliśmy od…

- Cudownego wyzdrowienia Remusa? – zaproponował Dumbledore. – Rozumiem twoją niechęć do ujawniania zdolności takiej, jak ta, Harry. Rozumiem, że wiąże się oba z dużymi osobistymi kosztami. – Wzrok Harry’ego opadł, a Dumbledore zacisnął uścisk na jego ramionach. – Chociaż jestem wdzięczny za to, że pomogłeś mi wrócić do rzeczywistości, muszę nalegać, żebyś powstrzymał się od ponownych prób. Chcę, żebyś był głosem rozsądku, gdy doświadczę halucynacji. Twoja siła może być tym, co powstrzyma nas przed śmiercią.

Harry niechętnie skinął głową i pozwolił Dumbledore’owi ostrożnie pociągnąć go na nogi. Wciąż był obolały, ale nie było to coś jak wtedy, gdy próbował uleczyć Remusa. Kiedy Dumbledore był już pewny, że Harry może stać bez pomocy, podniósł kielich i napełnił go zielonym eliksirem. Harry patrzył, jak Dumbledore wypija cztery pełne puchary, nim zaczyna reagować. Po raz kolejny Dumbledore oddychał ciężko i trzymał się misy, by się wesprzeć, ale wydawał się teraz bardziej zdecydowany, by dokończyć zadanie. Drżący Dumbledore otworzył oczy i spojrzał na Harry’ego, ponownie napełniając kielich i wypijając go. Fale bólu i strachu powróciły i walczyły z potężną falą determinacji, a może uporu? Harry nie był pewny.

Dumbledore powoli opróżnił kielich i poruszył się, by napełnić go kolejny raz, kiedy potknął się. Harry szybko sięgnął i chwycił Dumbledore’a za ramię, by go podtrzymać. Dumbledore zamknął oczy i pochylił się w kierunku wsparcia, jakie zapewniał Harry.

- Nic mi nie jest, Harry – powiedział oszołomiony, chwytając się misy. – Pamiętaj, co ci mówiłem.

Harry zamknął oczy i skinął głową. Proszę mi wybaczyć, profesorze. Wypuszczając niespokojny oddech, Harry sięgnął i wyciągnął kielich z dłoni Dumbledore’a. Jego dłoń trzęsła się, gdy ostrożnie napełniał go trucizną i unosił do ust Dumbledore’a. Nastąpiło lekkie zawahanie, nim Dumbledore zaczął pić. Biorąc pod uwagę wzrost Dumbledore, kąt był nieco trudny dla Harry’ego, ale jakoś udało mu się nakłonić Dumbledore’a do opróżnienia kielicha.

Oddychając ciężko, Harry szybko ruszył ponownie napełnić kielich, ale został zatrzymany, gdy Dumbledore upadł na kolana. Nagły ruch spowodował, że Harry prawie stracił równowagę i się przewrócił. Fale bólu i strachu teraz górowały nad determinacją. Puściwszy ramię Dumbledore’a, Harry napełnił szybko kielich i westchnął z ulgą, gdy poczuł, jak drapie o dno misy. Byli prawie na końcu. Odwracając się, Harry przykląkł na jedno kolano i przyłożył kielich do ust Dumbledore’a.

- Profesorze, proszę pić – błagał cicho.

Dumbledore słabo potrząsnął głową.

- Nie… nie chcę… nie chcę…

Harry odetchnął głęboko, a łzy wypełniły jego oczy. Nigdy wcześniej nie słyszał, by Dumbledore brzmiał na tak słabego. Ból wypływał teraz z Dumbledore’a, przewyższając strach. Harry nie mógł sobie wyobrazić, co właściwie Dumbledore czuł lub myślał. Nie mogąc wymyślić żadnego sposobu, by zmusić Dumbledore’a do zrobienia tego, co należało zrobić, Harry postanowił rzucić ostrożność na wiatr.

- Proszę, dziadku – błagał Harry. – Wypij to… dla mnie…

Dumbledore zawahał się na chwilę, po czym otworzył usta i powoli wypił eliksir. Harry nigdy nie nienawidził się tak bardzo, jak teraz. Upuszczając kielich, Harry ukląkł i zaczął przechodzić przez kroki, które wpiło w niego kilkumiesięczne szkolenie na uzdrowiciela i miesiąc pracy w szpitalu. Sprawdził puls Dumbledore’a, stwierdzając, że jest on nieregularny, sprawdził, czy na czole nie ma śladów gorączki, ale nie znalazł żadnego i zbadał oczy Dumbledore’a, stwierdzając, że źrenice reagują nieco mniej niż normalnie. Ogólnie rzecz biorąc, z Dumbledore mogło być gorzej, ale Harry wiedział, że czas jest przeciwko nim. Im szybciej wrócą do Hogwartu, tym lepiej.

Dumbledore powoli skupił się na Harrym i uśmiechnął się.

- N-nazwałeś mnie „dziadkiem” – wychrypiał.

Harry odwzajemnił uśmiech.

- I miałem to na myśli – powiedział. – Zawsze był pan dla mnie jak dziadek. Sądziłem, że pan to wie. – Harry ponownie sprawdził puls Dumbledore’a i stwierdził, że staje się on bardziej chwiejny. – Musimy wracać do Hogwartu. Czy da pan rady iść czy powinienem…

- Nie, Harry – powiedział Dumbledore tak stanowczo, jak potrafił. – Dam radę. Jednak doceniłbym trochę wody.

- Wody – powiedział Harry, wyciągając różdżkę i podnosząc kielich. – Jasne. – Wycelował różdżką w kielich i skupił się na właściwym zaklęciu. Aguamenti! Kielich natychmiast wypełnił się czystą wodą. Harry poruszył się, by wręczyć kielich, ale zauważył, że woda zniknęła prawie tak szybko, jak się pojawiła. Ponownie spróbował zaklęcia i ponownie woda zniknęła, zanim kielich dosięgną dłoni Dumbledore’a. Sfrustrowany Harry odrzucił kielich i wyczarował swój. Z pewnością nie był tak piękny jak Dumbledore’a, ale spełniał swój cel. Pozwoliło to Dumbledore’owi wypić tak bardzo potrzebny napój.

Dumbledore powoli pił wodę, jakby była najcenniejszą substancją znaną człowiekowi. Harry dał Dumbledore’owi czas, wstając i spojrzał do misy, by na dnie zobaczyć połyskujący, złoty medalion. Wydawał się tak nieszkodliwy, że prawie niewyobrażalne było to, że w środku znajdowało się coś tak niebezpiecznego jak kawałek duszy Voldemorta, który musiał zostać zniszczony. To była lekcja z dziedziny „nie oceniaj książki po okładce”.

Odrywając wzrok od medalionu, Harry pomógł profesorowi Dumbledore’owi wstać i pozostał nieruchomo, gdy dyrektor odzyskiwał równowagę. Dumbledore uśmiechnął się ze zmęczeniem do Harry’ego, po czym jego oczy spoczęły na misie. Ulga na twarzy Dumbledore’a była niezaprzeczalna. Ten wyraz twarzy tylko zachęcił Harry’ego do powrotu do Hogwartu. Nie mógł sobie wyobrazić, co eliksir już zrobił z ciałem Dumbledore’a.

Opierając się częściowo o misę a częściowo o Harry’ego, Dumbledore sięgnął i powoli owinął palce wokół medalionu. Efekt był natychmiastowy. Jaskinię wypełnił szum poruszającej się wody. Harry i Dumbledore powoli zwrócili wzrok w stronę jeziora i zobaczyli niezliczone białe głowy i dłonie, wynurzające się z ciemnej wody. Nagle wszystko stało się tak zimne, więc Harry odwrócił się i zobaczył, że zewsząd wychodzą inferiusy. Harry i Dumbledore wkrótce zostali otoczeni przez martwych mężczyzn, kobiety i dzieci, które miały zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby zabić.

- Cóż, to dość kłopotliwe – powiedział cicho Dumbledore, wkładając medalion do kieszeni swojej szaty.

Harry szybko odwrócił się i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Może eliksir już zaczął oddziaływać na jego mózg.

- Kłopotliwe? – zapytał. – Profesorze…

- Pamiętaj, co ci mówiłem, Harry – rzucił Dumbledore, podchodząc do inferiusów, które wspinały się na skałę.

Harry odwrócił się, by stanąć twarzą do tych, które nadchodziły z drugiej strony i uniósł różdżkę. Proszę, niech to zadziała. Incendio! Jeden inferius wpadł do wody, ale pozostałe wciąż posuwały się naprzód. Incendio! Kolejny wpadł do wody, ale pozostałe zbliżały się i zbliżały. Zamykając oczy, Harry desperacko chwycił się swojej siły i wmusił ją do swojej różdżki.

- Incendio! – krzyknął.

Otwierając oczy, Harry zobaczył ścianę ognia, która blokuje go przed inferiusami, ale to nie potrwa długo. Musiał wymyślić coś innego, coś co byłoby silniejsze i trwalsze. Niestety Harry zapomniał, że inferiusy nadchodziły też z innych kątów, póki oślizgła, biała ręka nie chwyciła go za lewy nadgarstek. Instynkty szybko przejęły kontrolę. Harry odwrócił się szybko i uwolnił z uścisku, unosząc nogę i kopiąc inferiusa w jego zapadniętą twarz. Robiąc przewrót w tył, żeby dać sobie więcej miejsca, Harry uniósł różdżkę i rzucił inne zaklęcie, które mu przyszło do głowy.

- Lumos solem! – krzyknął.

Słoneczne światło wylało się z jego różdżki, wypełniając całą wyspę, na której stali. Inferiust natychmiast przerwały pościg i zaczęły wycofywać się do ciemnej wody. Harry skorzystał z okazji, by spojrzeć przez ramię i zobaczył, jak Dumbledore zatacza się lekko w kierunku misy. Miał rozcięcie na twarzy, które krwawiło i wyglądał niesamowicie blado w magicznym słońcu. Harry pospieszył do jego boku, by pomóc, chociaż w głębi duszy wiedział, że niewiele może zrobić.

Słońce powoli gasło, co oznaczało, że czas z pewnością nie jest po ich stronie.

- Profesorze, wszystko w porządku? – zapytał bez tchu Harry, ponownie szybko sprawdzając puls Dumbledore’a. – Zraniły pana?

Dumbledore potrząsnął głową, zmuszając się do stanięcia prosto.

- To nic, czego nie wyleczy kilka zaklęć leczniczych, mój chłopcze – powiedział zmęczonym głosem. – Wszystko w porządku? – Harry skinął głową. – To ulga. Bardzo sprytne zaklęcie, Harry. Myślę, że ich determinacja zaskoczyła nas oboje. A teraz powinniśmy iść, zanim twoje zaklęcie całkowicie zaniknie.

Harry nie potrzebował dalszej zachęty. Natychmiast pomógł Dumbledore’owi dotrzeć do łodzi, a z każdym krokiem robiło się coraz ciemnej. Dumbledore robił wszystko, by pozostać na własnych nogach. Harry zdał sobie sprawę, że obrona Voldemorta właśnie tak została zaplanowana. Dumbledore był najsilniejszym czarodziejem, jakiego Harry znał, więc jeśli on słabł…

Byli zaledwie kilka kroków od łodzi, kiedy Harry poczuł mokry i lodowaty uścisk na kostce. Powoli odwrócił głowę i zobaczył ociekające ciemne włosy, zapadnięte policzki i zaszklone oczy, wpatrujące się w niego. Ponownie instynkt przejął kontrolę. Harry szybko puścił ramię Dumbledore’a i odwrócił się, celując w inferiusa. Właśnie wtedy zauważył, że inferiusy podążały za nimi ale z daleka. Incendio!

Uścisk na jego kostce zniknął, ale jego miejsce chciał zająć kolejny. Harry nagle poczuł, jak ręka obejmuje jego ramiona, a wtedy pojawił się szkarłatno-złoty pierścień ognia, otaczający skałę. Inferiusy zaczęły wpadać na siebie, próbując uciec przed płomieniami, ale zostały uwięzione. Harry chwycił rękaw trzymającego go ramienia i odkrył, że jest on suchy i ciepły. To była ręka Dumbledore’a. Odetchnął z ulgą i pozwolił Dumbledore’owi pociągnąć się do łodzi.

Pierścień ognia powoli przesunął się, by skupić się wokół Harry’ego i Dumbledore’a. Inferiusy szybko wykorzystały okazję i wślizgnęły się z powrotem do ciemnej wody. Ogień wciąż wokół nich płonął, gdy łódź zaczęła poruszać się po wodzie. Harry powoli wyciągnął rękę i chwycił Dumbledore’a za nadgarstek, czując uspokajające klepnięcie w wierzch dłoni. Było tylko kilka rzeczy, których nie dało się wyrazić słowami. W tej chwili pewność, że Dumbledore wciąż nim był, wystarczyła Harry’emu.

Zamykając oczy, Harry ostrożnie posłał kilka fal uzdrawiających do Dumbledore’a poprzez swój uchwyt na jego nadgarstku. To nie wystarczyło, żeby naprawić wyrządzone szkody, ale przynajmniej da Dumbledore’owi trochę więcej energii na podróż powrotną. Harry już zaczął myśleć o możliwych planach powrotu do Hogwartu. Był zmęczony, obolały i oszołomiony zmartwieniem o pogarszający się stan zdrowia dyrektora.

Łódź dotarła do brzegu, lekko się zachwiawszy. Dumbledore wyszedł pierwszy z nieco większą stabilnością w ruchach. Harry wyskoczył za nim i wyszedł z jaskini, podczas gdy krąg płomieni otaczał ich na każdym kroku. Słychać było brzęczenie i tykanie, gdy mała łódka powoli opadła z powrotem do wody, a za nią podążył łańcuch. Ich tempo nie było zbyt szybkie, ale stałe. W chwili, gdy weszli do przedsionka, Dumbledore opuścił różdżkę i płomienie zniknęły.

- Musimy się spieszyć, Harry – powiedział cicho Dumbledore. – Nie wiem, jak długi wytrzymam. – Spojrzał na skalną ścianę przed nimi. – Brama znowu się zapieczętowała. Będzie potrzebna kolejna zapłata.

Kiedy Dumbledore schował różdżkę do kieszeni i sięgnął po nóż, Harry zainterweniował.

- Proszę poczekać – powiedział szybko, unosząc rękę do policzka Dumbledore’a i muskając palcami krwawiącą ranę. Dotknął palcami ociekającym krwią kamienia i cofnął się, gdy łukowe przejście otworzyło się. Uniósł różdżkę i oświetlił drogę do zewnętrznej jaskini.

Teraz była najtrudniejsza część. Harry pozwolił Dumbledore’owi pójść przodem i wsunąć się do lodowatej wody, która wypełniała szczelinę w klifie. Kiedy Dumbledore zaczął płynąć, Harry szybko wszedł do wody i podążył za nim, trzymając różdżkę między zębami. Musiał uważnie obserwować Dumbledore’a, ponieważ jeśli dyrektor osłabnie, Harry będzie musiał doprowadzić ich obu do brzegu. Wkrótce płynęli ramię w ramię, a różdżka Harry’ego zapewniała im to, czego potrzebowali, by znaleźć drogę powrotną do klifu. Ich tempo znów zwolniło, ale Harry powstrzymał się od komentowania. Poruszali się do przodu, a to było ważne.

Harry pierwszy dotarł do głazu, podciągnął się, po czym pomógł Dumbledore’owi. Przemoczony i drżący na zimnym powietrzu, Harry szybko rzucił zaklęcie osuszające na ubrania, po czym schował różdżkę i pomógł Dumbledore’owi wstać. Dumbledore przez chwilę kołysał się, póki nie odzyskał zmysłów i owinął ramię wokół Harry’ego. Ponownie nic nie trzeba było mówić. Harry wiedział po geście, czego potrzebował Dumbledore. Zamykając oczy i trzymając się jak najmocniej Dumbledore’a, Harry skupił się na Hogsmeade i natychmiast poczuł znajome uczucie ściskania w nicość. Przez dłuższą sekundę nie mógł się poruszać ani oddychać, a potem zniknął. Zapach soli i morza zniknął… i został zastąpiony zapachem spalonego drewna i dymu. Harry szybko otworzył oczy i sapnął na to, co zobaczył.

Trzy Miotły były niemal całkiem w płomieniach, które rozprzestrzeniały się i przechodziły na sąsiednie sklepy. Głośne stukanie i krzyki wypełniły mu uszy, a gdy Harry powoli odwrócił wzrok w kierunku wrót Hogwartu, zobaczył co najmniej tuzin postaci w czarnych płaszczach, rzucających zaklęcia na bramę, próbując je otworzyć. Harry szybko wyjął różdżkę i wypuścił drżący oddech. Kątem oka Harry zobaczył, że Dumbledore robi to samo. W mgnieniu oka zmieniły się ich priorytety. Pomimo tego, jak się czuli, Harry i Dumbledore nie mogli zostawić Hogsmeade w ruinie lub zaryzykować, że napastnicy przebiją się przez bramy…

… nie zależnie od kosztów.