Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 21 marca 2021

MH - Rozdział 13 – Próby kapitana

Po długiej rozmowie z Syriuszem i Remusem, Harry wrócił do wieże Gryffindoru bardzo późno, co oznaczało, że musiał poczekać na rozmowę z Ronem i Hermioną, aż następnego ranka wyjdą ze śniadania na zielarstwo. Okropna pogoda weekendu zniknęła i została zastąpiona dziwną mgłą, która tak często była widziana w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Ron i Hermiona ze zdumieniem wysłuchali całej historii, nie mówiąc ani słowa, póki Harry nie skończył.

Zajęli miejsce wokół jednego ze szpiczastych pędów wnykopieńka, które były projektem na ten semestr, i włożyli rękawice ochronne. Reszta klasy zajęła swoje miejsca, co oznaczało, że każda rozmowa musiała być ograniczona do szeptu.

- To dość przerażające, jeśli się nad tym zastanowić – powiedział cicho Ron. – Ale nie rozumiem, dlaczego Dumbledore ci to wszystko pokazuje. Czy nie lepiej by było nauczyć cię zaklęć?

Harry włożył ochraniacze na szczękę.

- Syriusz to robi – powiedział, wzruszając ramionami, po czym oparł dłonie po bokach pędu. – Dumbledore nie robiłby tego, gdyby nie miał jakiegoś powodu. Na razie będę musiał uzbroić się w cierpliwość. Jesteście gotowi? – Ron i Hermiona skinęli głowami. Zamykając oczy, Harry skoncentrował się na wysłaniu uspokajających fal otuchy, podczas gdy Ron i Hermiona skupili się na zbieraniu strąków. Poczuł, że pęd jest napięty i mocniej skoncentrował się za zapewnianiu go, że nie jest w żadnym niebezpieczeństwie. Brzmiało to głupio, gdy się nad tym zastanowić, ale teoretycznie powinno działać. Czuł, jak pęd się rozluźnia i odetchnął z ulgą.

Klepnięcie w ramię wyrwało Harry’ego z transu. Otworzył oczy i zobaczył, że Hermiona ściska nieprzyjemnie pulsujący zielony przedmiot wielkości grejpfruta. Podał jej miskę, po czym chwycił coś ostrego, by przebić przedmiot, podczas gdy Hermiona włożyła strąk do środka. Podał dziewczynie miskę z zawartością i poruszył się, by wrócić do pędu, jednak zatrzymał go głos Hermiony.

- Właściwie uważam, że to fascynujące – powiedziała poważnie Hermiona.

To była ostatnia rzecz, jakiej Harry się spodziewał.

- Fascynujące, Hermiono? – zapytał. – Możesz to określić jakkolwiek, ale nie fascynujące. Był potworem, zanim choćby skończył jedenaście lat. Lubił ranić ludzi.

Hermiona spojrzała na Harry’ego ze współczuciem.

- Nie o to mi chodziło, Harry – powiedziała. – Uważam, że warto wiedzieć jak najwięcej o Voldemorcie. To idealny sposób, by odkryć jego słabości, nie uważasz? Zgadzam się z tobą. Szokujące jest, gdy się człowiek dowie, że był taki nawet za młodu.

Harry spojrzał na Hermionę ze współczuciem.

- Wybacz – powiedział, po czym znów położył ręce na pędzie, zamknął oczy i skupił się na wysyłaniu uspokajających fal. Tym razem jednak nie zadziałało. Harry i Ron musieli walczyć z długimi i kłującymi pnączami, które wzbiły się w powietrze. Podczas gdy Ron ponownie uderzał pnącze, Harry szybko zanurzył rękę w otworze i jak najszybciej wyciągnął kolejny strąk. Kiedy to zrobił, pęd schował się z powrotem do wnętrza pnia, przez co wyglądał on jak martwa bryła drewna.

- A jak tam wczorajsza impreza u Slughorna? – zapytał Harry, wrzucając strąk do innej miski.

Hermionie udało się przebić strączek, napełniając miskę bulwami, które wiły się jak bladozielone robaki.

- Och, było całkiem zabawnie – powiedziała, ściągając gogle. – Slughorn był rozczarowany, że musiałeś to przegapić… znowu i ciągle o tobie mówił, nim zajął się McLaggenem. Dał nam naprawdę dobre jedzenie i przedstawił nas Gwenog Jones.

- Gwenog Jones? – zapytał zszokowany Ron, ściągając własne gogle. – Tą Gwenog Jones? Kapitan Harpii z Holyhead?

Hermiona skinęła głową, wyciskając resztę bulw ze swojego strączka.

- Właściwie pomyślałam, że jest trochę zadufana w sobie – powiedziała rzeczowo. – Ciągle tylko mówiła o tym, jak wiele zrobiła dla drużyny, a potem zaczęła wypytywać McLaggena i Ginny o ciebie, Harry. Chyba ich szukająca nie jest najlepsza, więc zastanawiała się, czy rozważyłbyś profesjonalną grę w Quidditcha.

Harry prychnął.

- Nie dziękuję – powiedział, przebijając własnego strąka. – Widziałem, jak wszyscy traktują Viktora. Nie mam na tyle cierpliwości, żeby sobie z tym radzić.

Hermiona ponownie pokiwała głową, jakby nie spodziewała się, że Harry powie jej cokolwiek więcej.

- Cóż, Slughorn urządza przyjęcie bożonarodzeniowe i naprawdę chce, żebyś na nim był – powiedziała, rzucając mu współczujące spojrzenie, po czym ponownie założyła gogle i gestem nakazała Ronowi, żeby zrobił to samo. – Myślę, że zamiera nawet porozmawiać z Syriuszem i Radą GD, żebyś nie miał wymówki, żeby nie przyjść.

Harry jęknął, ściskając swój strąk. Dlaczego Slughorn nie mógł zostawić go w spokoju? Odsuwając miskę na bok, pomógł Ronowi i Hermionie wyciągnąć ich trzeciego i ostatniego strąka, a następnie podał miskę Ronowi, który nie wyglądał na szczęśliwego w najmniejszym stopniu.

- Zgaduję, że to po prostu kolejna impreza tylko dla ulubieńców Slughorna, prawda? – zapytał ze złością Ron, próbując przebić strąk.

Harry i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym Hermiona odpowiedziała:

- Właściwie to tak – stwierdziła. – Tylko dla Klubu Ślimaka.

Ron ścisnął mocniej strąk. Harry wiedział, jak uchwyt Rona zsuwa się, więc szybko odsunął od chłopaka miskę, nim stało się coś obrzydliwego.

- Klub Ślimaka – wymamrotał z obrzydzeniem Ron. – Kto przy zdrowych zmysłach nazwałby tak klub?

Harry szybko przebił strąk, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Silne fale zazdrości i gniewu dochodziły od Rona, niemożliwe do zignorowania. Fale irytacji Hermiony wtopiły się w już obecne emocje. Harry wiedział, że zbliża się kłótnia i naprawdę nie chciał się dać złapać w jej środek.

- Posłuchaj – powiedziała Hermiona z irytacją. – Nie wymyśliłam tej nazwy…

Ron prychnął.

- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Może pójdziesz z McLaggenem i zostaniecie Królem i Królową Ślimaków. Jestem pewien, że Slughornowi by się to bardzo spodobało.

Harry skrzywił się, ściskając strąk. To nie była najmądrzejsza rzecz, jaką Ron mógł powiedzieć. Harry wiedział, że powinien powiedzieć coś, co ich powstrzyma, nim przerodzi się to w pojedynek na wrzaski, ale szczerze wątpił, by naprawdę go posłuchali.

Twarz Hermiony była jaskrawoczerwona.

- Właściwie to tym razem mamy pozwolenie przyprowadzić gości i miałam poprosić ciebie, ale skoro uważasz, że to takie głupie, nie będę się tym nawet przejmować! – powiedziała sztywno.

Harry powstrzymał jęk. Po raz kolejny Ron strzelił gafę, jak wiele razy wcześniej. Ciekawe, jak Ron to naprawi. Hermiona i Ron nigdy szybko nie wybaczali i nie zapominali, zwłaszcza sobie nawzajem. Między nimi zapadła nieprzyjemna cisza. Harry nigdy wcześniej nie czuł się aż tak nie na miejscu, jak teraz. Desperacko chciał ich zostawić, ale nie było dokąd pójść, bez zwracania na siebie uwagi.

Ron jako pierwszy przerwał ciszę.

- Naprawdę chciałaś zaprosić mnie? – zapytał zszokowany.

Hermiona spiorunowała go wzrokiem.

- Tak, chciałam – powiedziała ze złością, – ale jest jasne, że wolałbyś, żebym poszła z McLaggenem, więc teraz to nie ma znaczenia, prawda?

Nim Ron odpowiedział, nastąpiła dość niekomfortowa cisza.

-No, nie chciałbym tego – powiedział cicho Ron.

Nie powiedzieli na ten temat ani słowa przez resztę zajęć. Harry nie mógł przestać czuć się jak piąte koło u wozu. Nie był tym zaskoczony, biorąc pod uwagę czas, który spędzali razem. Stało się codziennością to, że byli razem, martwiąc się o ostatnią rzecz, która zraniła Harry’ego. Myśląc o tym, Harry był zaskoczony, że jeszcze się nie spotykali. Ale co by to oznaczało dla ich przyjaźni? Co by się stało, gdyby coś poszło nie tak? Co gdyby Harry był zmuszony wybierać między Ronem a Hermioną?

Nie myśl o tym teraz. Jeszcze się nie spotykają.

Harry szybko był zmuszony odłożyć na bok umysłu troskę o Rona i Hermionę, ponieważ zbliżył się czas pierwszego meczu Quidditcha w tym sezonie. Dean robił, co mógł, by dorównać poziomowi Katie, a reszta robiła wszystko, by mu w tym pomóc. Ponieważ był rezerwowym ścigającym, Dean nie miał jeszcze okazji nauczyć się wszystkich sztuczek. Nie zajęło mu to dużo czasu, ale kiedy Dean zdawał się dopasować do Ginny i Demelzy, Ron zaczął mieć problemy.

Podobnie jak w poprzednim roku, Ron miał problemy z nerwami i brakiem pewności siebie, zwłaszcza gdy zbliżały się mecze. Nie pomogło to, że po drugiej stronie boiska był Cormac McLaggen, blokujący kafla za kaflem. McLaggen z pewnością był dobry i wiedział o tym. Znał Quidditch i próbował „udzielać rad”, ale Harry ostrzegł go, by trzymać się swojej pozycji, w przeciwnym razie zostanie usunięty z drużyny. To wydawało się sprowadzić ego McLaggena z powrotem na ziemię, co stało się cotygodniowym zadaniem.

W pewnym sensie Harry czuł się zepchnięty do roli przyzwoitki. Musiał trzymać McLaggena w szeregu, pałkarzy na dobrej drodze, a Rona powstrzymać przed wyładowaniem frustracji na wszystkich. Kilka razy musiał wkroczyć Harry i powiedzieć Ronowi, by zrobił sobie przerwę, nim wybuchnie. W takich chwilach Harry cieszył się, że był empatą. Naprawdę nie wiedział, czy byłby w stanie znieść płaczącą Demelzę albo wściekłą Ginny.

Po dość katastrofalnym treningu Harry został osaczony przez sfrustrowanego i złego Rona.

- Używałeś tego na mnie, prawda? – zapytał Ron ściszonym tonem, gdy reszta drużyny ruszyła do zamku. – Używałeś tego na mnie podczas każdych treningów!

Harry przesunął dłonią po twarzy, walcząc o zachowanie spokoju. Naprawdę nie chciał teraz kłócić się z Ronem.

- Wolałbyś, żeby drużyna się rozpadła, bo nie złapałeś kafla? – zapytał. – Poza tym, biorąc pod uwagę to, jak emanujesz złością, nie miałem wielkiego wyboru. Muszę martwić się o cały zespół, nie tylko o ciebie. Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale nie możesz pozwolić, by to wpływało na twoją grę. Skup się na złapaniu kafla. Jeśli jakiegoś miniesz, nie martw się tym. Skup się na złapaniu następnego. Tylko tyle możesz zrobić.

Ron skrzywił się i zaczął iść za drużyną do zamku.

- To nie takie łatwe – powiedział gorzko. – Nie jestem taki, jak ty, Harry. Nie mogę po prostu ignorować tego, co mówią inni.

Harry westchnął z frustracją. Mógł się domyślić, że Ron obawia się o swoje miejsce w drużynie, ale przyznanie tego mogłoby oznaczać, że też o tym z nim rozmawiano.

- A co mówią wszyscy inni? – zapytał.

- Mówią, że jedynym powodem, dlaczego nie zostałem postawiony na pozycji rezerwowego jest to, że jestem twoim najlepszym przyjacielem – wypluł Ron. – Masz pojęcie, jak trudno jest się skoncentrować po usłyszeniu czegoś takiego?

- Nie, wcale – powiedział nonszalancko Harry, gdy dotarli do schodów. – Co ja mogę wiedzieć o ludziach, szepczących o tobie cały dzień i noc, pytających, czy dasz rady sprostać przypisywanej ci reputacji? Powiedz mi, Ron. Jakie to uczucie być pod niewyobrażalną presją?

Ron odwrócił wzrok z zażenowaniem.

- Wybacz, Harry – powiedział szczerze. – Nie myślałem.

Harry poprzestał na tym. W milczeniu dotarli na drugie piętro. Harry mógł wyczuć, że złość Rona została zastąpiona zwątpieniem i wiedział, że będzie musiał coś zrobić, nim to wymknie się spod kontroli. Naprawdę nie chciał przenosić McLaggena z pozycji rezerwowego. To byłby ostateczny cios dla poczucia własnej wartości Rona i prawdopodobnie dla ich przyjaźni. W takich chwilach Harry nienawidził być kapitanem drużyny. Takiej frustracji naprawdę nie potrzebował.

Odwracając się w stronę gobelinu, ukrywającego skrót do wieży Gryffindoru, Harry szybko został wyrwany z myśli przez intensywne fale czegoś, czego nie potrafił opisać. Potknął się i upadłby, gdyby Ron go nie złapał. Było to ciepłe, powodujące mrowienie i odurzenie, ale zniknęło w chwili, gdy Ron zawołał go po imieniu z niepokojem. Odzyskując zmysły, Harry rozejrzał się i odkrył, że siedzi na podłodze, a wokół niego klęczą Ron, Ginny i Dean.

- Co się stało, Harry? – zapytała zmartwiona Ginny. – Czy to blizna?

Harry potrząsnął głową i poruszył się, by wstać, więc Ron i Dean szybko mu pomogli.

- To nic – powiedział prędko, zmuszając się, by nie patrzeć na Deana i Ginny. Nagle jasno do niego dotarło, jakie uczucia wyczuł, ale nie zamierzał nic mówić na środku korytarza i w obecnym towarzystwie. Dean i Ginny nie byli świadomi jego empatii, a Ron z pewnością będzie przesadzał, gdy usłyszy, co jego siostra robiła.

Niestety Ron nie potrzebował pomocy Harry’ego, by dojść do tego wniosku.

- Co wy tu w ogóle robiliście? – zapytał podejrzliwie. Na widok rumieńców Deana i Ginny, Ron zobaczył czerwień. – Całowaliście się? – krzyknął Ron. – W miejscu publicznym?

Ginny szybko odwróciła się do Rona, a jej oczy zwęziły się ze złości. Harry wiedział, że nie było dobrze. Temperament Weasleyów był siłą, z którą trzeba się było liczyć, a dwójka Weasleyów przeciwko sobie było proszeniem się o katastrofę. Czuł, jak pulsuje między nimi gniew i frustracja. Z pewnością nie zamierzali powiedzieć czegoś, co mogłaby usłyszeć cała szkoła. Wiedząc, że zapłaci za to później, Harry wyciągnął różdżkę machnięciem nadgarstka, uciszył Ginny i Rona, po czym ich rozbroił. Ron i Ginny odwrócili się do niego, gotowi zaatakować, ale Harry skierował na nich różdżkę.

- To nie jest dobre miejsce na rodzinne spory – powiedział stanowczo Harry, chowając do kieszeni różdżki Ginny i Rona. – Dean, weź Ginny. Ja zajmę się Ronem. Jestem pewny, że znajdziemy dla nich jakieś prywatne miejsce, żeby mogli się tam pozabijać. – Skinął na Deana i Ginny, by ruszyli przodem przez skrót, po czym ruszył za nimi, mocno trzymając dłoń na ramieniu Rona. Intensywność gniewu Rona dusiła go, ale starał się ignorować to tak bardzo, jak tylko mógł. Harry przyspieszył. Im szybciej dotrą do celu, tym lepiej.

Docierając na korytarz na siódmym piętrze, Harry ruszył przodem, podszedł do portretu Grubej Damy i szybko podał jej hasło: „Błyskotki”, po czym wciągnął Rona do Pokoju Wspólnego. Kiedy się w nim znaleźli, Ron zrobił ruch, jakby chciał złapać swoją różdżkę, zmuszając Harry’ego do wykręcenia mu ramienia tak szybko, że powalił Rona na kolana. Ron otworzył usta, by krzyknąć z bólu, jednak nie rozległ się żaden dźwięk.

- Ron, jesteś moim najlepszym przyjacielem, jesteś dla mnie jak brat – powiedział cicho Harry. – Mówię ci to jako brat, przestań zachowywać się jak nadopiekuńczy kutas i posłuchaj kogoś, kto nie chce, żebyś zrobił z siebie głupka.

Nie mówiąc nic więcej, Harry puścił jego ramię i pociągnął Rona na nogi. Mógł poczuć na sobie piorunujące spojrzenie Rona, gdy pociągnął go na piętro do ich pokoju. Kiedy dotarli do dormitorium, Harry łagodnie wepchnął Rona do środka i skinął na Deana, by zrobił to samo z Ginny. Zdjął zaklęcie wyciszające, ale zatrzymał ich różdżki.

- Teraz możecie na siebie wrzeszczeć i rano nikt nie wykorzysta tego przeciwko wam – powiedział Harry do Rona i Ginny. – Zatrzymam wasze różdżki, póki nie skończycie. Chodź, Dean.

Dean zamknął drzwi i podążył za Harrym na dół, do Pokoju Wspólnego, gdzie opadli na kanapę obok Hermiony.

- Oni się pozabijają – powiedział ponuro.

Hermiona nawet nie podniosła wzroku znad swojego eseju, ale Harry mógłby przysiąc, że dostrzegł, jak walczy ze śmiechem.

- Czy w ogóle chcę wiedzieć, co się stało? – zapytała.

Harry i Dean wymienili spojrzenia.

- Ginny nie spodobało się to, że Ron traktuje ją jak małą dziewczynkę – powiedział cicho Dean. – Chyba często to słyszała od swoich innych braci. Jednak Ron jest najgorszy. Naprawdę myśli, że ma prawo mówić jej, co może, a czego nie może robić.

Hermiona spojrzała na Deana z namysłem, po czym przeniosła wzrok na Harry’ego.

- A co ty myślisz, Harry? – zapytała z zaciekawionym uśmiechem. – Od lat jesteś honorowym Weasleyem i masz pewną perspektywę, której nie mają osoby z zewnątrz.

Harry rzucił Hermionie ostrzegawcze spojrzenie, po czym wzruszył ramionami. Kątem oka widział, jak Dean czeka nerwowo.

- Nie chcę, żeby została skrzywdzona, ale znam Ginny wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie zrobi niczego, chyba że by tego nie chciała – powiedział szczerze Harry i dostrzegł, ze Dean rozluźnia się. – Ufam jej i to ma znaczenie. Jeśli coś się stanie, wiem, że się obroni, choć gdy teraz o tym myślę, może nie byłoby złym pomysłem nauczenie GD o punktach nacisku i samoobronie.

Cisza zapadła w Pokoju Wspólnym, gdy głośny głos Rona odbił się od ścian. Na szczęście był zbyt zniekształcony, by rozpoznać słowa. Dean skorzystał z okazji i pobiegł do miejsca, gdzie siedzieli Seamus i Neville. Głos Rona zniknął i został zastąpiony wrzaskiem Ginny. Dało się wyróżnić tylko słowa „Flegma” oraz „ciotka Muriel”.

- Sądzę, że to genialny pomysł – powiedziała Hermiona, starając się skupić na czymś, co nie było kłócącym się rodzeństwem Weasley. – Może wtedy Ron zostawiłby Ginny w spokoju. Podczas wakacji był dla niej naprawdę wredny. W Norze było spore napięcie. Wszyscy się o ciebie martwili i… umm… Ron nie znosił tego dobrze… a była tam Ginny, więc…

Harry jęknął, ukrywając twarz w dłoniach. Im więcej słyszał o czasie, gdy był z dala od czarodziejskiego świata, tym większe poczucie winy odczuwał za to, co zrobił. W tamtym czasie nie myślał o nikim poza sobą. No i widzisz, do czego to doprowadziło.

- Jestem zaskoczony, że wciąż się do mnie odzywa – powiedział w końcu Harry.

Hermiona uśmiechnęła się ze współczuciem, wyciągnęła rękę i położyła ją na dłoni Harry’ego.

- To nie twoja wina, Harry – powiedziała szczerze. – Teraz wiemy, przez co przechodziłeś. Tak, czuliśmy się skrzywdzeni i przerażeni, ale w głębi duszy wiedzieliśmy, że nie zrobiłbyś czegoś tak drastycznego, gdybyś nie czuł, że nie masz innego wyboru. Ginny nie obwinia cię za to, jak zachowywał się Ron. Właściwie to jest wdzięczna. że nie zachowujesz się jak kolejny nadopiekuńczy brat.

Harry wzruszył ramionami z dyskomfortem. Szczerze powiedziawszy nie myślał o tym. Do tego wieczora Ginny i Dean byli tak dyskretni, że Harry zapomniał, że w ogóle się spotykali.

- Chcę tylko, żeby była szczęśliwa, a jeśli Dean ją uszczęśliwia to mogę jedynie życzyć mu powodzenia – powiedział Harry. – Będzie go potrzebował.

- Harry! – skarciła go Hermiona.

- Co? – zapytał Harry defensywnie. – Spróbuj się zmierzyć z szóstką nadopiekuńczych braci i dwójką rodziców! Gdyby jej coś zrobił, nikt nie byłby w stanie go znaleźć bez zaklęcia lokalizującego i łopaty.

Hermiona stłumił chęć śmiechu i skinęła głową na stwierdzenie Harry’ego. Pomimo tego, jak bracia Weasley mogli zatruwać życie Ginny, nikt nie miał wątpliwości, że gdyby tego potrzebowała, otrzymałaby przytłaczającą ilość wsparcia.

Kłótnia Rona i Ginny zakończyła się trzaśnięciem drzwi, więc Harry i Hermiona musieli sprawdzić szkody. Jednak zanim Harry wszedł do dormitorium, by zwrócić różdżkę Rona, zobaczył, że chłopak był już w łóżku z zaciągniętymi zasłonami, które blokowały widok. Nie było dobrze. Oznaczało to, że Ginny miała ostatnie słowo w kłótni. Harry odłożył cicho różdżkę na stolik nocny Rona i wrócił do Pokoju Wspólnego. Miał przeczucie, że jutrzejszy dzień nie będzie dobrym dniem.

^^^

Potwór został uwolniony i nikt nie był bezpieczny przed jego gniewem. Ron całkowicie ignorował Ginny i Deana, atakując wszystkich innych. Hermiona otrzymała większość ataków, przez co Harry znowu musiał kontrolować sytuację. Najgorsze było to, że Harry potrafił wyczuć, jak wiele bólu Ron powodował. Jego empatia wydawała się działać aż za dobrze, sprawiając, że Harry’emu ciężko było powstrzymać się przed przeklęciem Rona za bycie absolutnym dupkiem. Przed końcem dnia poddał się, jeśli chodziło o utrzymanie pokoju i trzymał się boku Hermiony. Ron emanował zbyt wieloma negatywnymi emocjami, by Harry mógł myśleć jasno.

Treningi Quidditcha były jeszcze bardziej nie do zniesienia. Ron wykorzystywał każdą okazję, by zezłościć Ginny. Były momenty, gdy Harry był zmuszony uziemić Rona i polegać jedynie na McLaggienie, co tylko mocniej zdenerwowało Rona. Na ostatnim treningu przed pierwszym meczem Harry musiał zatrzymać McLaggena i powiedzieć mu, żeby się przebrał z resztą na wypadek, gdyby Ron „nie pasował” do drużyny. To była jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu Harry’ego. Wiedział, że narażał swoją przyjaźń z Ronem, ale nie robiąc nic narażał swoją drużynę. Jeśli musiał odsunąć Rona z gry, by ten zrozumiał, co robił innym, to Harry nie miał innego wyboru.

Idąc samotnie do szkoły, Harry próbował wymyślić sposób, jak wszystko naprawić nim dojdzie do katastrofy. Musiał być jakiś sposób, by poprawić humor Rona, zmniejszyć napięcie między Ronem a… cóż… wszystkimi innymi i wygrać jutro przeciwko Ślizgonom. To z pewnością nie było zadanie przypisane kapitanowi. Mam wystarczająco własnych problemów. Nie potrzebuję problemów wszystkich dookoła.

Harry wszedł do zamku wciąż głęboko w myślach i bezmyślnie ruszył w kierunku klatki schodowej. Chciałby, żeby Ron na jeden dzień został empatą, żeby mógł poczuć, jak krzywdzi ludzi… Hermionę i Ginny. Podążał za radą Syriusza i Remusa, pozwalając Ronowi uczyć się na własnych błędach, ale to naprawdę wymykało się spod kontroli. Jak długo osoba mogła trzymać się swojego zdania, nie zauważając, co robi innym ludziom?

Jego myśli zakończyły się nagle, kiedy poczuł, jak coś uderza go w plecy, posyłając go do przodu na twardą posadzkę. Jego całe plecy zabolały, gdy Harry powoli okręcił się, machając nadgarstkiem, żeby się uzbroić. Uszło z niego całe powietrze, sprawiając, że obraz nieco się zamazał. Mógł poczuć ciepło swoich naszyjników, co go ostrzegło, że Syriusz i Remus wiedzieli, że coś jest nie tak. Harry zamrugał kilka razy i był w stanie rozpoznać napastnika. Podchodził do niego Draco Malfoy z różdżką skierowaną w Harry’ego i ironicznym uśmiechem na twarzy.

- Czekałem na to, Potter – warknął Malfoy. – Zapłacisz za to, co zrobiłeś mojemu ojcu… skoro twój mały fanklub nie może cię tu ochronić.

Ciche fale złości, bólu i desperacji otarły się o Harry’ego. Nie był zaskoczony, że Malfoy szukał zemsty. Był tylko zdumiony, że Malfoy czekał tak długo na wykonanie ruchu.

- Nic nie zrobiłem twojemu ojcu, Malfoy – powiedział Harry, prześlizgując się do tyłu, by zwiększyć między nimi odległość. – Twój ojciec podjął własne decyzje. Wybrał, by dołączyć do Voldemorta. Wybrał pozostanie lojalnym temu półkrwi hipokrycie. Jeśli chcesz kogoś obwiniać o działania swojego ojca, wiń jego samego albo nawet Voldemorta za to, że go porzucił.

Twarz Malfoya wykręciła się w złości.

- Myślisz, że jesteś taki idealny – wypluł. – Idealny Potter nie może zrobić błędu. Wybraniec. – Wkradła się zazdrość, mieszająca się z innymi emocjami Malfoya. – Ulubieniec Dumbledore’a. Pupilek Ministerstwa. Szczerze, Potter, jak wiele innych pseudonimów potrzebujesz? Jak wiele ludzi musi się przed tobą kłaniać?

Harry nie mógł powstrzymać przewrócenia oczami z irytacją, powoli wstając. Naprawdę nie chciał do wszystkiego innego dokładać problemów Malfoya z zazdrością.

- Słuchaj, Malfoy, naprawdę niewiele mogę zrobić z tym, co inni o mnie myślą, więc sugeruję, żebyś wymyślił coś, za co możesz zrzucić winę na mnie, co naprawdę jest moją winą – powiedział Harry, powstrzymując frustrację. – Nie potrafię kontrolować tego, co robi Ministerstwo, jak również tego, komu kłania się twój ojciec.

- Zamknij się! – krzyknął Malfoy, robiąc krok do przodu, a jego różdżka lekko zadrżała. – Nic nie wiesz o moim ojcu. NIE WIESZ NIC!

Bez ostrzeżenia różdżka Malfoya wyleciała z jego dłoni w górę schodów i w wyciągniętą dłoń Hermiony. Obok niej stała Ginny z różdżką w dłoni i wyrazem furii na twarzy. Nic nie zostało powiedziane, gdy dwie Gryfonki powoli zeszły po schodach. Pewność i furia Malfoya szybko zmieniły się w nerwowość. Był teraz przyparty do muru przez trójkę dobrze znanych członków Gwardii Defensywnej bez własnej broni.

- Wszystko w porządku, Harry? – zapytała Hermiona, docierając na dół schodów. Harry skinął głową. Dało się słyszeć odgłos biegnących kroków, ostrzegając, że ktoś (najprawdopodobniej Syriusz) nadchodzi. – Atak na ucznia, Malfoy. Jako Prefekt znasz zasady i wątpię, że nadchodzący nauczyciel da ci odejść z ostrzeżeniem.

Malfoy prychnął w kierunku Hermiony, po czym spiorunował Harry’ego wzrokiem pełnym obrzydzenia. Biegnące kroki nabrały głośności i stały się bliższe.

- Wciąż nie potrafisz walczyć we własnych bitwach, co, Potter? – wypluł Malfoy. – Polegasz na tym, że szlamy, zdrajcy krwi i mieszańcy wykonają za ciebie robotę?

Syriusz wybrał ten moment, by do nich dotrzeć. Rzucił szybkie spojrzenie na scenę przed nim i zapytał:

- Co tu się dzieje?

Po chwili ciszy pierwszy poruszył się Harry.

- Tylko rozmawiałem z Malfoyem o tym, jak to wszystko, co się dzieje na świecie jest moją winą, Syriuszu – powiedział swobodnie, chowając różdżkę. Harry wiedział, że Syriusz nie uwierzy w nic poza prawdą, zwłaszcza, gdy chodziło o Malfoya. Wszyscy w zamku dobrze wiedzieli o ich rywalizacji oraz zazdrości Malfoya.

Syriusz popatrzył na Harry’ego przez chwilę, po czym skinął głową i opuścił różdżkę.

- Rozumiem – powiedział, po czym spojrzał bezpośrednio na Malfoya. – Chyba masz spotkanie z profesor McGonagall, Draco, chyba że chcesz utrzymać to w rodzinie. Mimo wszystko adoptowałem Harry’ego, więc technicznie oznacza to, że jesteście spokrewnieni.

Malfoy zbladł z przerażenia. Był między młotem a kowadłem. Profesor McGonagall była bardzo troskliwa względem swoich Gryfonów, ale nie mogło się to równać z tym, jaki opiekuńczy był Syriusz względem Harry’ego. Twarz Malfoya szybko wykrzywiła się i złożył ramiona na piersi.

- Nie możesz mi nic zrobić albo stracisz swoją małą posadkę – powiedział z ironicznym uśmiechem.

Syriusz spiorunował Malfoya wzrokiem, po czym złapał go za ramię.

- W takim razie gabinet McGonagall – powiedział surowo, po czym spojrzał na Harry’ego. – Potrzebujesz zobaczyć się z Poppy? – Harry pokręcił głową. – Dobrze. Idź do wieży Gryffindoru. Porozmawiamy o tym jutro. – Syriusz spojrzał na Hermionę i Ginny, czekając, aż Hermiona poda mu różdżkę Malfoya. – Zostańcie z nim.

Hermiona i Ginny skinęły głowami, obserwując, jak Syriusz pociąga Malfoya w kierunku gabinetu McGonagall. Gdy Syriusz zniknął z pola widzenia, Harry jęknął z frustracją i zaczął wchodzić po schodach. Naprawdę tego teraz nie potrzebował. Nie miał wątpliwości, że Syriusz zacznie swoją kampanię „Hogwart nie jest bezpieczny dla Harry’ego”, ale faktem było, że Harry wiedział, że Malfoy nie zrobiłby niczego szkodliwego. Malfoy wydawał się bardziej niż czegokolwiek innego potrzebować pokrzyczeć na kogoś. Nie mógł wyjaśnić, skąd to wiedział, po prostu tak było. Malfoy potrzebował kogoś, kogo mógłby obwinić za problemy w jego życiu, a Harry był najlogiczniejszym wyborem.

- Wszystko w porządku, Harry? – zapytała Hermiona, doganiając go. – Jeśli zostałeś ranny…

- Wszystko gra – nalegał Harry ze zmęczeniem. Ból pleców był teraz tylko tępym uczuciem. Czymkolwiek Malfoy go uderzył, miało to tylko przyciągnąć jego uwagę, nic więcej. – Syriusz po prostu znowu przesadza. Nawet najmniejszy siniak wymaga wizyty u pani Pomfrey.

- Czy możemy go winić za to, że taki jest? – zapytała Ginny po lewej stronie Harry’ego, doganiając go. – Moje pytanie brzmi, skąd wiedział, że masz kłopoty?

Harry wyciągnął swoje naszyjniki spod koszulki i pokazał je Ginny.

- Są zaczarowane, by zaalarmować Syriusza i Remusa, gdy jestem w tarapatach – powiedział, po czym wsunął wisiorki pod koszulkę. – Nie ważne, jak małych…

- Albo jak dużych – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Zgadzam się z Ginny. Nie możesz winić Syriusza za to, że chce, żebyś był bezpieczny, Harry. To był jeden z powodów, dlaczego Syriusz nie chciał, żebyś chodził sam. Nie mogę uwierzyć, że Ron wrócił bez ciebie! Jego egoistyczne zachowanie musi się skończyć! Trwa już za długo! Ch-Chyba czas wysłać list do pani Weasley.

Harry popatrzył na Hermionę z przerażeniem, podczas gdy Ginny wyszczerzyła się.

- Och! – wykrzyknęła. – Możesz sprawić, żeby wysłała mu wyjca? Mama nigdy nie ma problemu z powiedzeniem Ronowi, że zachowuje się jak palant.

To wcale nie brzmiało dobrze.

- Nie sądzisz, że jeśli pani Weasley nakrzyczy na niego to tylko pogorszy sytuację? – zapytał nerwowo Harry. – Co mu w ogóle powiedziałaś, Ginny?

Ginny wzruszyła ramionami.

- Powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy – stwierdziła niejasno. – Jest po prostu zazdrosny, że my się z kimś całowaliśmy, a on nie.

Harry zatrzymał się. Naprawdę nie podobało mu się to, co słyszał.

- Co ma z tym wspólnego całowanie kogoś? – zapytał. – I o co chodzi z tym „my”? Wasza kłótnia miała dotyczyć problemów Rona z tobą i Deanem.

Ginny westchnęła poirytowana, po czym ruszyła dalej, a Harry i Hermiona podążyli jej śladem.

- Słuchaj, rozumiem, że wy nie chcecie, żeby ludzie wiedzieli o waszym życiu osobistym – powiedziała, gdy dotarli na korytarz na siódmym piętrze, - ale wszyscy wiedzą, że całowałaś się z Viktorem, Hermiono, a ty Harry, że całowałeś Cho.

- Nie nazwał bym tego całowaniem – zaprotestował Harry. – Ona mnie pocałowała, a ja byłem zbyt zszokowany, żeby coś z tym zrobić. – Po prawdzie było to żenujące doświadczenie, o którym raczej wolałby zapomnieć. Cho Chang była naprawdę dobrą przyjaciółką. Nie mógł się zmusić, by postrzegać ją jako coś więcej.

Ginny przewróciła oczami i machnęła ręką.

- Ale technicznie całowałeś – powiedziała bezceremonialnie. – Chodzi o to, że Ron jest idiotą. Nie mamy szans jutro wygrać, skoro nas atakuje przy każdej okazji. Gdybym wiedziała, że będzie zachowywał się tak dziecinnie, powiedziałabym już coś tego lata, żeby mama mogła na niego nawrzeszczeć. To jego własna wina, że nigdy się z nikim nie całował. To on siedział w pokoju całą noc podczas Balu Bożonarodzeniowego, ponieważ nie miał odwagi poprosić jakiejś dziewczyny, żeby z nim poszła.

- Ginny, nie pomagasz – powiedziała szybko Hermiona. – Jak ci powiedziałam wcześniej, nigdy nie powinnaś była wciągać nas w kłótnię. Rona prawdopodobnie czuje się samotny i wyładowuje się na nas wszystkich. Musimy wymyślić sposób, żeby Ron się obudził i zdał sobie sprawę, że nie ma znaczenia to, czy się z kimś całowało, czy nie. I ty musisz przeprosić, Ginny.

- Ja? – wykrzyknęła zszokowana Ginny. – Dlaczego ja mam przepraszać? Nie zrobiłam nic złego. To Ron powinien mnie przeprosić; nazywał mnie prostytutką i innymi przymiotnikami, którym nie odważyłabym się powtórzyć. Myślałam, że ty zrozumiesz to lepiej niż ktokolwiek inny. – Nim można było cokolwiek dopowiedzieć, Ginny przyspieszyła do portretu Grubej Damy, pozostawiając Harry’ego i Hermionę w oszołomionej ciszy.

Gdy tylko wejście w portrecie zamknęło się za Ginny, Hermiona prychnęła z irytacją.

- Świetnie! – wykrzyknęła, zaczynając chodzić w kółko. – Właśnie tego potrzebowałam, żeby dwójka Weasleyów była na mnie zła! Dlaczego w ogóle próbuję.

Fale niepokoju wylewające się z Hermiony niemal go dusiły.

- Hermiono, masz rację – powiedział bezradnie Harry. – Ginny i Ron są po prostu zbyt uparci, żeby zaakceptować to, że się mylą. Nigdy się nie przeproszą. Musimy wymyślić, jak poprawić nastrój Rona, żebym nie musiał go jutro wyrzucić z drużyny.

Hermiona prychnęła.

- Szczęśliwej drogi – powiedziała sarkastycznie. – Jestem zaskoczona, że po tym wszystkim, co wywinął, wciąż jest w drużynie.

Harry uszczypnął grzbiet swojego nosa z frustracją, aż zorientował się, co powiedziała Hermiona. Miała rację. Potrzebował szczęścia, żeby Gryffindoru odniósł jutro zwycięstwo. Na szczęście miał butelkę szczęścia bezpiecznie zapakowaną w kufrze.

- Hermiono, jesteś genialna – powiedział radośnie Harry, pociągając ją do gwałtownego uścisku. – Masz rację! Będziemy jutro potrzebować szczęścia!

Hermiona wysunęła się z ramion Harry’ego i spojrzała na niego zmieszana.

- Dlaczego cię to tak cieszy? – zapytała.

Harry szybko rozejrzał się na wypadek, gdyby ktoś podsłuchiwał, jak również sięgnął, by poczuć czy w pobliżu nie ma jakiś zbłąkanych emocji. Kiedy nie wyczuł nic poza dezorientacją i zmartwieniem Hermiony, Harry zrobił krok w jej stronę, nie będąc w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu.

- Felix Felicis – powiedział prosto. – Cały czas mieliśmy sposób, jak to wszystko odwrócić.

Hermiona popatrzyła na Harry’ego z niedowierzaniem.

- Harry! – skarciła go. – To nielegalne! Słyszałeś profesora Slughorna!

Harry szybko zakrył jej usta i rozejrzał się pospiesznie.

- Próbujesz wszystkich ostrzec, że tu jesteśmy? – zapytał cicho. – Wiem, że używanie go podczas imprez sportowych jest nielegalne. Musimy tylko sprawić, że Ron uwierzy, że trochę wypił. To podbuduje jego pewność siebie i miejmy nadzieję zapomni o tym całym bałaganie z Ginny. – Na widok niepewnego spojrzenia Hermiony, Harry położył dłonie na jej ramionach i popatrzył jej błagalnie w oczy. – Proszę, powiedz, że mi w tym pomożesz, Hermiono. To dla dobra fizycznego i psychicznego wszystkich w Gryffindorze.

- Nie waż się tego robić, Harry! – powiedziała Hermiona przyciszonym głosem. Mimo że jej ton był surowy, nie był tak mocny jak chwilę temu. – Nie waż się wywoływać u mnie poczucia winy! To jest złe i wiesz o tym! – Odwróciła się, jej ciało było całkiem zesztywniałe. Harry wiedział, że mentalnie rozważała jego prośbę, ponieważ Ron najwięcej na nią naskakiwał. – Co chcesz, żebym zrobiła? – zapytała w końcu Hermiona.

- Po prostu bądź sobą – stwierdził Harry z uśmiechem. – Podczas śniadania udam, że dolałem czegoś do picia Rona. Ty musisz mnie przyłapać i próbować powstrzymać Rona od wypicia tego.

Hermiona spojrzała na Harry’ego sceptycznie.

- No nie wiem, Harry – powiedziała niepewnie. – Nie rozumiem, jak to miałoby wszystko naprawić. Co jeśli odwróci się to przeciwko nam?

Harry wzruszył ramionami. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Była szansa, że to odwróci się przeciwko nim. Była szansa, że Ron nigdy więcej się do nich nie odezwie, ale nie różniło się to od obecnej sytuacji. Ron nie rozmawiał z nimi poza okazjonalnymi sarkastycznymi komentarzami i to była jedyna rzecz, o której myślał, która mogła coś zmienić.

- Jestem gotów podjąć ryzyko – powiedział w końcu Harry. – Jeśli to się odwróci przeciwko nam, powiedz Ronowi, że cię do tego zmusiłem. Wezmę na siebie winę.

Hermiona ze złością spiorunowała Harry’ego wzrokiem.

- Od kiedy jesteś w stanie mnie do czegoś zmusić, Harry Potterze? – zapytała, kilkukrotnie trącając Harry’ego palcem w pierś. – Podejmuję własne decyzje i wybieram pomóc ci z tym półmózgim planem, który pewnie sprowadzi na ciebie kłopoty.

Harry przez moment patrzył na Hermionę z zaskoczeniem, po czym skinął głową.

- Więc w porządku – powiedział, nie będąc w stanie wymyślić nic innego do powiedzenia. – Idziemy?

Hermiona skinęła głową, po czym weszła z Harrym przez portret Grubej Damy. Z każdym krokiem Harry mógł mieć tylko nadzieję, że zrobił dobrze i że jutro nic nie pójdzie źle, ponieważ szczerze nie potrafił wymyślić nic innego. Jedyną inną opcją było podanie Ronowi Felix Felicis, co mogło doprowadzić do wielu problemów. Gdy jutro przebrniemy przez mecz, porozmawiam z nim. Powiem mu, że musi ruszyć do przodu.

Tak. Na pierwszym miejscu było wygranie meczu Quidditcha, by uniknąć złości całego domu Gryffindoru.

^^^

Następnego ranka Harry i Hermiona obudzili się i zeszli na śniadanie bardzo wcześnie. Hermiona kręciła się lekko, podczas gdy Harry ciągle sprawdzał, czy w jego kieszeni jest wciąż zabezpieczona butelka Felix Felicis. Mógł wyczuć niepewność otaczającą Hermionę i wiedział, że miała pewne przemyślenia na temat oszukiwania Rona, ale nie było szans na wycofanie się, skoro dała Harry’emu słowo. Harry nienawidził widzieć jej w takim stanie i zastanawiał się, czy to nie był zły pomysł prosić ją o pomoc, ale nie potrafił sobie wyobrazić, żeby miał sobie jeszcze radzić ze złością Hermiony.

Wielka Sala była niemal pusta, kiedy do niej weszli, ale nie pozostało tak na długo. Spoglądając w sufit, Harry dostrzegł, że niebo było czyste i błękitne. To dobrze. Powoli przybyli podekscytowani Gryfoni, każdy życzył Harry’em powodzenia podczas jego pierwszego meczu jako kapitan. Następnie przybyli członkowie GD, w tym Cho Chang, która powiedziała Harry’emu, żeby lepiej wygrał, żeby mogli się zmierzyć w finałach. Ponownie Gryfoni i Krukoni byli faworytami do wygrania Pucharu Quidditcha. Malfoy nigdy nie wrócił do drużyny Ślizgonów po swoim zawieszeniu w zeszłym roku, a ostatnim dobrym szukającym Puchonów był Cedric Diggory.

W końcu nadszedł Ron z resztą drużyny, otrzymując wiele nieprzyjemnych odgłosów ze strony Ślizgonów i głośne oklaski ze strony Gryfonów. Gdy usiedli, cała drużyna wyglądała na bardzo nerwową. Ron usiadł obok Harry’ego, zatracony we własnym zdenerwowaniu. Nie zauważył nawet jak Lavender wyraża swoje  powodzenia czy cokolwiek innego. Harry wiedział, że to był czas działać.

- Co powiesz na coś do picia, Ron? – zapytał swobodnie Harry. – Herbatę, kawę, sok dyniowy? – Ron tylko wzruszył ramionami. Harry wykorzystał okazję, by trącić Hermionę łokciem, kiedy w jedną dłoń wziął kielich Rona, a drugą wyciągnął Felix Felicis. Ostrożnie wciągnął kielich pod stół i udał, że wlewa do niego trochę eliksiru, po czym odłożył kielich z powrotem na stół i napełnił go sokiem dyniowym. – Proszę, Ron. Lepiej to wypij. Potrzebujesz czegoś w żołądku, żebyś nie zemdlał  podczas gry.

- Harry! – syknęła Hermiona na tyle głośno, żeby Ron ją usłyszał, gdy chwycił kielich i uniósł do ust. – Co zrobiłeś?

- Nic – powiedział Harry przez zęby, ale zauważył, że Ron spogląda na niego kątem oka. Hermiona spiorunowała go wzrokiem, po czym uniosła się lekko i poruszyła, by chwycić kielich. – Nie pij tego, Ron! – powiedziała ostro. Oczy Rona zwęziły się. Hermiona spojrzała na Harry’ego z niedowierzaniem. – Wlałeś coś do tego napoju – powiedziała. – Nie mogę w to uwierzyć!

Harry spojrzał na nią niewinnie, a Ron i Hermiona wiedzieli, że robił tak tylko wtedy, gdy rzeczywiście coś zrobił.

- Nie wiem, o czym mówisz – powiedział, chowając butelkę z eliksirem do kieszeni.

Hermiona zagapiła się na niego.

- Widziałam cię! – nalegała, po czym spojrzała z powrotem na Rona. – Ron, nie pij tego!

Ron spiorunował ją wzrokiem, po czym opróżnił kielich jednym łykiem.

- Nie jesteś moją matką, Hermiono – powiedział zirytowany. – Przestań mną rządzić.

Hermiona popatrzyła na Rona z niedowierzaniem, po czym usiadła; jej ramiona opadły w porażce i bólu. Słowa Rona zraniły ją. To było jasne. Harry westchnął i sięgnął pod stołem, by chwycić ją za rękę. Zamykając oczy, próbował wysłać jej fale zapewnienia i współczucia. Próbował wysyłać emocje tylko kilka razy, ale to było w kierunku zwierząt z lasu. Ludzie zawsze byli bardziej skomplikowani, ale wiedział, że zadziałało, kiedy usłyszał, jak Hermiona sapnęła i lekko ścisnęła jego rękę.

Otwierając oczy, Harry zauważył wdzięczny uśmiech Hermiony, po czym odwrócił się do Rona.

- Chyba powinniśmy ruszać – powiedział, puszczając dłoń Hermiony i wstając. Ron jęknął i podniósł się. Harry wykorzystał okazję, by uśmiechnąć się do Hermiony, po czym wyszedł z Ronem. Wykonała swoją część. Reszta należała do niego.

W momencie, gdy wszedł na pokrytą szronem trawę, Harry spojrzał w niebo i uśmiechnął się.

- Chyba mamy szczęście, że pogoda jest tak dobra – powiedział nonszalancko. Ron nie skomentował, ale uniósł wzrok, po czym rozejrzał się. Nie było żadnego wiatru. Nie było też zbyt zimno. Był idealny dzień na Quidditcha.

Gdy dotarli do przebieralni, Ginny i Demelza podbiegły do nich z uśmiechami na twarzach.

- Nie uwierzycie w to! – wykrzyknęła Ginny. – Ścigający Ślizgonów, Vaisey, nie będzie dzisiaj grał! Wczoraj przyjął tłuczka na głowę! Mamy szczęście, czy jak!

Harry nie mógł prosić o lepszą wiadomość albo lepszy komentarz Ginny. Uśmiechnął się, po czym naciągnął szkarłatne szaty. Ron robił to samo, wydając się być zagubiony w myślach. No dalej, Ron. Poskładaj to w całość. Masz wszystkie wskazówki. Harry zaczął myśleć, że Ron był zbyt pochłonięty swoim zdenerwowaniem, by rzeczywiście myśleć o tym, co dziś rano zostało wypowiedziane.

Ron był w połowie zakładania rękawic obrońcy, gdy odwrócił się i spojrzał z pewnym zdziwieniem na Harry’ego.

- Dolałeś czegoś do mojego soku dyniowego? – zapytał podejrzliwie. Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem. – To raczej dziwne, że Vaisey dzisiaj nie gra. Jest ich najlepszym strzelcem.

Harry popatrzył jeszcze chwilę na Rona, po czym wstał.

- Zaraz zaczynamy – powiedział spokojnie. – Lepiej załóż buty.

Gryfońska drużyna Quidditcha weszła na boisko w akompaniamencie krzyków i gwizdów. Z drugiej strony stadionu czekała na nich ślizgońska drużyna. Wokół było tak wiele ekscytacji, że ciężko było ją zignorować. Potrząsając głową, Harry próbował skupić się na własnych emocjach, gdy stanął przez ich sędzią, panią Hooch, która była gotowa wypuścić tłuczki, kafla i znicza ze skrzyni. Urquhart, kapitan Ślizgonów, również podszedł, nie spuszczając z Harry’ego wzroku wypełnionego nienawiścią.

- Kapitanowie, podajcie sobie ręce – powiedziała surowo pani Hooch. Urquhart chwycił dłoń Harry’ego i próbował ją zmiażdżyć, ale okręcając nadgarstek, Harry chwycił dłoń kapitana Ślizgonów pod niewygodnym kątem, czyniąc to niemożliwym. – Na miotły. – Wszyscy wykonali polecenie. – Na mój gwizdek… trzy… dwa… jeden…

Rozległ się gwizdek, więc Harry i reszta odbili się mocno od zmrożonej ziemi i odlecieli. Ścigający Gryfonów natychmiast przyjęli znajomą ofensywną pozycję, nad którą pracowali przez ostatnie tygodnie. Harry szybko skupił swoją uwagę na szukaniu znicza. Pozwolił, by wszystko z niego spłynęło, ufając, że jego zmysły i empatia ostrzegą go przed niebezpieczeństwem. Skup się na tym, co możesz kontrolować. Zrobił wszystko, co mógł, by zwiększyć pewność siebie Rona. Reszta należała do rudzielca.

Harry był tak skupiony na znalezieniu znicza, że ledwie słyszał komentatora, którym był Zachariasz Smith, gracz Puchonów i członek GD. Wiedział, że Smith wziął jako osobistą obrazę to, że Gryfoni wygrali przeciwko Puchonom, więc mógł zgadywać, że jego komentarze nie były na korzyść Gryfonów. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że Ron nie weźmie do siebie tego, co powie Smith, bo inaczej będą mieć problem.

Na szczęście Harry nie musiał się tym martwić. Po pół godzinie gry, Ron wykonał całkiem sporo niezwykłych obron, o których Harry normalnie myślałby, że są niemożliwe. Gryfoni prowadzili sześćdziesiąt do zera, a Ginny prowadziła, jeśli chodziło o wbijanie punktów. Harry skupił swoją pełną uwagę na poszukiwaniu znicza, ale wydawało się, że gdzieś się ukrywa. Nie zauważył go ani raz, tak jak szukający Ślizgonów, Harper. Harry wykorzystał okazję, by powoli przelecieć się wokół boiska w nadziei, że zobaczy błysk złota, którym mógł być znicz. Musiał gdzieś być. Musiał go tylko znaleźć.

I zobaczył go. Ślad złota unoszący się obok trybun Krukonów. Harry wystartował bez namysłu. Siła wiatru wokół uciszyła wszelkie inne odgłosy. Im bardziej się zbliżał, tym lepiej mógł rozróżnić trzepot skrzydeł znicza. Już niemal był, kiedy znicz odleciał w prawo. Harry podążył za nim. Spoglądając szybko przez ramię, Harry zobaczył, że Harper próbuje za nim podążać, ale zostawał w tyle. Wrócił wzrokiem do znicza, skręcając w lewo ułamek sekundy za piłką. Był coraz bliżej… bliżej… bliżej…

- HARRY!

Harry instynktownie zanurkował, by uniknąć tłuczka nadlatującego z lewej, ale nie był dość szybki. Tłuczek uderzył ogon miotły, sprawiając, że Harry stracił równowagę. Jego nogi przeleciały nad jego głową, a uścisk nieco zsunął. Harry z desperacją podciągnął miotłę w górę, by złapać się odpowiednio. Spoglądając szybko za siebie, zobaczył, że Harper uniknął tłuczka. Harry podciągnął się na miotle i zobaczył, że znicz zniknął z jego pola widzenia.

Nie minęło wiele czasu, gdy Harry zobaczył ponownie znicz, tym razem wysoko na niebie. Ponownie wystartował, a Harper podążył tuż za nim. Tłuczki latały z lewej i prawej, ale Harry szybko ich unikał, ale dostrzegł, że jego Błyskawica nie reaguje tak szybko, jak zwykle. Zostałby ponownie uderzony, gdyby ostro nie pociągnął miotły w górę, sprawiając, że zrobił fikołka w powietrzu. Leciał teraz obok Harpera… szyja w szyję… obaj sięgali znicza… znicz był przy koniuszkach ich palców…

W akcie desperacji Harry podskoczył w górę, owinął palce wokół znicza i wylądował owinięty jedną nogą wokół miotły. Szybko zmienił pozycję i uniósł znicz, by wszyscy go mogli zobaczyć. Rozległ się gwizdek, sygnalizujący koniec meczu. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy zauważył ogłuszające wiwaty dochodzące z tłumu. Harry szybko wylądował i natychmiast został otoczony przez resztę drużyny, gratulując mu spektakularnego chwytu.

Gdy tylko Harry zobaczył uśmiechniętą twarz Rona, w końcu pozwolił sobie na relaks. Był to pierwszy uśmiech na twarzy Rona od tygodni. Ron radośnie klepnął Harry’ego po plecach, gdy szli do szatni z resztą drużyny, zapominając o wrogości. Dean ogłosił, że w Pokoju Wspólnym odbywa się impreza i w końcu ludzie wyszli, zostawiając Rona i Harry’ego samych. Byli prawie gotowi do wyjścia, kiedy weszła Hermiona z nerwowym wyrazem twarzy.

- Gratulacje – powiedziała cicho Hermiona, powoli zbliżając się do Harry’ego. – Oboje graliście naprawdę dobrze.

Ron spojrzał na Harry’ego.

- Tak – powiedział cicho Ron. – I wszyscy wiemy, czemu.

Harry i Hermiona spojrzeli na Rona z zaciekawieniem.

- Graliśmy dobrze – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – To wszystko. – Wyciągnął butelkę Felix Felicis wciąż zabezpieczoną woskiem i podał mu ją. – Nic ci nie podałem, Ron. Chcieliśmy, żebyś tak myślał. Broniłeś wszystko, ponieważ czułeś, że masz szczęście i miałeś pewność siebie, żeby to zrobić. Zawsze miałeś talent. Musiałeś tylko poradzić sobie z nerwami.

Ron popatrzył na Harry’ego i Hermionę z niedowierzaniem, oddając Harry’emu eliksir.

- Naprawdę nic nie było w moim soku dyniowym? – zapytał, po czym spojrzał na Hermionę. – A ty mi pozwoliłaś powiedzieć do siebie takie rzeczy? – Na widok uśmiechów Harry’ego i Hermiony, Ron pociągnął obu do gwałtownego uścisku. – Zrobiłem to sam! – Nie mówiąc nic więcej, Ron puścił Harry’ego i Hermionę, po czym wyszedł w pośpiechu z szatni.

Harry i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym wzruszyli ramionami. Twarz Hermiony wyglądała na lekko zarumienioną.

- Cóż, poszło dobrze – powiedziała niespokojnie. – Chyba powinniśmy iść na imprezę.

Podnosząc Błyskawicę, Harry zauważył, że została uszkodzona przez tłuczek. Nie było to mocne uszkodzenie, którego nie naprawiłyby zaklęcia naprawiające i szybka obróbka.

- Chyba Syriusz i Remus czekają, aż porozmawiam z nimi o ostatnim wieczorze – powiedział Harry z żalem. Naprawdę nie czekał na tą dyskusję.

- Och! – wykrzyknęła Hermiona. – Rozmawiałam z Syriuszem przed rozpoczęciem meczu. Powiedział, że możesz iść na imprezę, ale chce, żebyś dziś wieczorem przyszedł do Kwater Huncwotów na rozmowę. Powiedział też, że Malfoy dostał dwa tygodnie szlabanu za zaatakowanie cię. – Posłała Harry’emu współczujące spojrzenie. – Syriusz również powiedział, że spotka się z tobą przed portretem Grubej Damy, ponieważ nie można ufać Ronowi, że skoncentruje się na kimś poza sobą.

Harry jęknął, przesuwając dłonią po twarzy. Świetnie. Po prostu świetnie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował był Syriusz, który wszędzie by za nim podążał. Jeśli będzie to robił jako Midnight, przed końcem pierwszego dnia będzie miał dość psich smaczków.

- No to chodźmy – powiedział w końcu Harry i skinął na nią, by wyszli z przebieralni. – Nie mogę uwierzyć, że zostanę zbesztany w dniu, kiedy wygrałem mecz i wyleczyłem Rona z jego ponurości.

Hermiona wyszczerzyła się, gdy szli razem do zamku.

- Chyba dla kłopotliwych uczniów nie ma odpoczynku – powiedziała, wzruszając ramionami. – I co masz na myśli mówiąc, że ty wyleczyłeś Rona? Też się do tego przyczyniłam, dziękuję ci bardzo.

Harry spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Masz rację, Hermiono – powiedział szczerze. – Nie zrobiłbym tego bez ciebie.

Kiedy w końcu dotarli do wieży Gryffindoru, Harry został powitany wielką ilością oklasków. Wszyscy chcieli pogratulować Harry’emu dobrze wykonanej roboty, jednak Harry nie widział nigdzie Rona. Zignorował wytrwałych braci Creevey i irytującą Romildę Vane, która ciągle piorunowała wzrokiem Hermionę. Harry w końcu odsunął się i dołączył do Hermiony, która też wydawała się szukać Rona. W końcu zostali powitani przez Ginny, która miała na ramieniu Arnolda, swojego Pufka Pigmejskiego, oraz najdziwniejszy uśmieszek na twarzy.

- Zakładam, że szukacie Rona – powiedziała od niechcenia Ginny. – Hipokryta jest tam. – Wskazała na róg pokoju, w którym z pewnością był Ron, ale nie sam. Była z nim Lavender Brown, obejmowali się ramionami. – On naprawdę nie ma pojęcia, co robi. Wygląda tak, jakby ją zjadał. No cóż. To był dobry mecz, Harry.

Powiedzenie, że Harry był zszokowany, było niedopowiedzeniem. Cieszył się, że wokół było zbyt wiele ludzi, więc nie mógł wyczuć tego, co czuł Ron, ponieważ naprawdę nie chciał wiedzieć. Co Ron sobie myślał? Lavender Brown? Od kiedy jakkolwiek się nią interesował? Hermiona wydawała się myśleć to samo, co on, ale zareagowała całkowicie inaczej. Na jej nagły ruch, Harry odwrócił się i zobaczył, że wybiega z Pokoju Wspólnego. Wszystkie myśli o uczestnictwie w przyjęciu zniknęły, gdy za nim podążył.

- Hermiono! – powiedział współczująco, sięgając w stronę jej ramienia, ale przyspieszyła kroku. – Hermiono, zaczekaj!

Hermiona nie zatrzymała się, póki nie dotarła do pierwszej klasy, otworzyła ją i weszła do środka. Harry poszedł za nią, ale gdy tylko wszedł do klasy, nie wiedział, co robić. Nie musiał sięgać daleko, by poczuć szok, ból i poczucie krzywdy, które towarzyszyły Hermionie. Wiedział, że coś się działo między Ronem i Hermioną, ale tak naprawdę nie rozwinęło się, ponieważ Ron przyjął postawę „jestem kretynem, poradzę sobie z tym”.

- Przykro mi, Hermiono – powiedział cicho Harry, opierając miotłę na ścianę. – Ja… ja…

Hermiona pociągnęła na nosie i roześmiała się drżąco.

- Muszę być teraz dla ciebie otwartą księgą – powiedziała drżącym głosem, gdy podeszła do biurka i usiadła na nim. Nie spojrzała mu w oczy. Harry wyczuł wstyd mieszający się z innymi emocjami. Patrzył, jak wyciąga różdżkę i zaczyna wyczarowywać małe, ćwierkające, żółte ptaszki. – To był tylko szok. Nie spodziewałam się, że… tak szybko naprawi sprawy z wszystkimi.

Harry westchnął, machając nadgarstkiem, by chwycić różdżkę i dołączył do Hermiony na biurku. Wiedział, że to jej sposób radzenia sobie z sytuacją i zdecydował, że przynajmniej mógł być przy niej, gdy go potrzebowała.

- Przypuszczam, że to, jak dzisiaj grał, polepszyło opinię wszystkich na jego temat – powiedział Harry, wzruszając ramionami i zaczynając wyczarowywać własne żółte ptaszki. Po krótkiej chwili ciszy, Harry spojrzał na nią. – Czy Ron wie, że go lubisz?

Hermiona prychnęła.

- Wątpię – powiedziała, gwałtownie machając różdżką, by wyczarować kolejnego ptaka. – Rzadko widzi to, co ma przed sobą.

- Niewiele ludzi widzi – stwierdził Harry, usuwając stado ptaków i chowając różdżkę do kabury. – Bardzo niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, nim nie jest za późno, Hermiono. Wiem, że jestem ostatnią osobą, która powinna dawać rady na temat związków, ale jeśli go lubisz to dlaczego mu tego nie powiesz?

Ramiona Hermiony opadły i opuściła różdżkę.

- A jeśli on nie czuje tego samego? – zapytała tak cicho, że Harry musiał się wysilić, by ją usłyszeć. – Co jeśli coś pójdzie nie tak i nasza przyjaźń zostanie zniszczona? Musiałbyś wybierać, a nie mogę ci tego zrobić… nie mogę nam tego zrobić.

Harry objął ją ramieniem i pociągnął bliżej, opierając jej głowę o swój bark. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Wybierać między Ronem a Hermioną? Oboje byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Każdy wnosił coś wyjątkowego do grupy. Ron wnosił humor, Hermiona zdrowy rozsądek, a… cóż… Harry próbował zrozumieć, co on wnosił poza niekończącymi się przygodami. Nie chciał między nimi wybierać, ale naprawdę czy mógł pozwolić, by Hermiona nie próbowała relacji z Ronem z jego powodu?

- Chcesz tego, Hermiono? – zapytał w końcu Harry. – Gdybyś miała nie brać pod uwagę niczego poza swoimi własnymi uczuciami, spróbowałabyś dać temu szansę?

- A ty? – odparowała Hermiona.

A to było dziwne pytanie. Mógł na nie odpowiedzieć na dwa sposoby… poważnie lub dowcipnie. Harry zdecydował się być dowcipny.

- Nie, chyba bym się nie zdecydował – powiedział z całą powagą i zauważył, że ramiona Hermiony opadają. – Ron naprawdę nie jest w moim typie. Jestem pewny, że jest świetnym gościem, ale nie widzę siebie z własnym bratem. To po prostu złe na wielu poziomach.

Hermiona dźgnęła słabo Harry’ego w żebra, jednocześnie zaśmiała się drżąco.

- Nie wierzę w ciebie – powiedziała i ponownie go trąciła. – Jesteś okropny, Harry. Naprawdę.

Oboje podskoczyli, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, ujawniając dwie roześmiane postacie. Fale beztroski i zażenowania otarły się o Harry’ego, gdy Ron wszedł do środka, pociągając Lavender za rękę. Śmiech Rona szybko ucichł na widok Harry’ego i Hermiony siedzących na biurku i przytulonych do siebie. Jednak Lavender zachichotała jeszcze gwałtowniej niż wcześniej. Zauważając fale złości i bólu dochodzące od Hermiony, Harry zeskoczył z biurka i wyciągną rękę do Hermiony, by jej pomóc zejść. Przyjęła ją, nie spoglądając na twarz Harry’ego, a ćwierkające ptaszki wciąż krążyły nad jej głową.

- Chyba czas na nas – powiedział Harry do Hermiony. – Co powiesz na odwiedzenie Syriusza i Remusa? – Hermiona skinęła głową. – Może uda ci się wyciągnąć mnie od wykładu, który Syriusz przygotował dla mnie za zeszły wieczór? – zaproponował. – Nie masz pojęcia, jak nużący potrafi być Syriusz, gdy myśli, że jestem w niebezpieczeństwie.

- O czym ty mówisz, Harry? – zapytał zdezorientowany Ron. – Co się stało wczoraj?

Hermiona w końcu spojrzała na Rona, a jej oczy zwęziły się ze złości.

- Wczoraj Harry został zaatakowany przez Malfoya – powiedziała sztywno, - ponieważ ktoś był kretynem i zignorował obietnicę, by nigdy nie zostawiać Harry’ego samego. A teraz Harry musi spróbować przekonać Syriusza, że Hogwart jest dla niego wystarczająco bezpieczny, by mógł zostać w szkole. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.

Ron szybko spojrzał na Harry’ego z przerażeniem, ale Harry uniknął jego wzroku. Nie chciał kolejnej kłótni i nie podobało mu się to, że Hermiona pogorszyła rzeczywistą sytuację, ale wiedział, ze zaprzeczenie słowom Hermiony nie byłoby najmądrzejszym posunięciem. Musiał ją odciągnąć od Rona, nim powie coś, czego będzie żałowała.

- Chodźmy, Hermiono – powiedział łagodnie Harry. – Możemy nawet porozmawiać z Remusem o naszym zadaniu z eliksirów, jeśli mach ochotę.

Hermiona przesunęła wzrok na Harry’ego, po czym skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi. Harry podążył jej śladem, po drodze chwytając miotłę. Wszystkie pozytywne emocje Rona zostały zastąpione ogromnym poczuciem winy. Harry nienawidził tego uczucia. Wiedział, że Ron prawdopodobnie zasługuje na to, żeby się tak czuć z powodu tego, jak wszystkich traktował, zwłaszcza Hermionę, ale to nie oznaczało, że nie współczuł Ronowi.

Byli niemal przy drzwiach, gdy Hermiona szybko odwróciła się i skierowała różdżkę w Rona.

- Oppugno! – krzyknęła, sprawiając, że wszystkie ptaszki, krążące wokół jej głowy, zaatakowały Rona, po czym wyciągnęła Harry’ego z pokoju, nim Harry mógł zrobić coś, by to powstrzymać.

Harry z nią nie walczył. Wiedział, że Hermiona rzadko zachowywała się w taki sposób, chyba że była naprawdę wściekła. Gdy tylko dotarli do klatki schodowej, Harry odzyskał zmysły i pociągnął Hermionę bliżej, nie dbając o to, kto może ich zobaczyć. Hermiona została skrzywdzona i tylko to było ważne. Nie wiedział, jak jej pomóc przez to przebrnąć, ale był gotowy zrobić wszystko, co tylko mógł. To zdecydowanie było dla niego nowe terytorium i bardzo cieszył się, że, przynajmniej w tej chwili, był zbyt zajęty, by myśleć o lubieniu kogoś.