Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 31 grudnia 2017

7PTW - Pewne rzeczy


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Things
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 7/50
Opis: Remus musi poradzić sobie z nadąsanym Syriuszem.


Remus siedzi w Trzech Miotłach, popijając Piwo Kremowe. Naprawdę nie lubi Ognistej Whiskey. Zbyt mocno spowalnia refleksy, a on nie lubi poczucia stracenia kontroli. Musi zmagać się z tym samym uczuciem przez trzy noce w miesiącu i niezbyt chętnie tego doświadczał.
- To katastrofa – wykrzykuje Syriusz, siadając naprzeciwko niego przy stoliku.
Remus unosi wzrok znad picia i unosi brew.
- Co jest nie tak? Czy to wojna?
Syriusz wydyma wargi, a Remus odpręża się. Gdyby to było coś groźnego, Syriusz nie dąsałby się.
- James nie ma dla mnie czasu.
Remus przewraca oczami i tłumi chichot.
- Och, to wszystko?
-  To wszystko? To wszystko? – krzyczy Syriusz, zaskakując pobliskich konsumentów.
Remus uśmiecha się do nich przepraszająco i piorunuje Syriusza wzrokiem.
- Nie mów tak głośno, Łapo. Nie ma powodu, by przeszkadzać wszystkim dookoła.
- Mój najlepszy przyjaciel nie ma dla mnie czasu, a ty martwisz się obcymi?
-Syriuszu, Lily jest w ciąży. Jestem pewny, że James robi co tylko może, by było jej jak najwygodniej. To nie może być łatwe, zwłaszcza podczas wojny. Kiedy nie zajmuje się nią, jest ma sprawy aurorskie i Zakonu. Jestem pewny, że gdy ma wolne, chce tylko spać. Sądzę, że możesz zrozumieć, dlaczego James może teraz nie mieć czasu dla najlepszego przyjaciela i jestem pewny, że nie utrudniałeś tego Jamesowi. Prawda?
Syriusz ponownie wydyma wargi, ale niechętnie mruczy:
- Nie znoszę, gdy masz rację.
Remus odpycha na bok Piwo Kremowe i bierze rękę Syriusza.
- Tylko o tym pomyśl. Może nie możesz spędzać czasu z Jamesem, ale razem ze mną możesz robić wiele… rzeczy.
Brwi Syriusza znikają na linii jego włosów.
- Rzeczy? Masz na myśli związanych z seksem?
- Może. Co powiesz na pójście do domu i sprawdzenie?
Syriusz nagle wstaje.
- Chodźmy.


6PTW - Nastrój


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Mood
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 6/50
Opis: Normalny poranek dla Remusa i Syriusza.


Oczy Syriusza tliły się z namiętności, gdy jego dłonie pieściły miękką skórę Remusa. Remus wygiął się pod wpływem dotyku, jego usta docisnęły się do szyi kochanka, wciągając zapach, który był wyjątkowy dla Syriusza.
- Pachniesz tak wspaniale – wyszeptał Remus.
- Tak wspaniale cię dotykać – odparł Syriusz.
Ich ręce i usta pracowały zawzięcie nad drugim, póki nie sięgnęli przepaści i nie pokój nie rozbrzmiał jękami i stęknięciami.
Kiedy wrócili do siebie, leżeli razem z zaplątanymi kończynami, zmęczeni ale usatysfakcjonowani.
Syriusz potarł nosem twarz Remusa.
- Kocham budzić się w taki sposób.
Dłonie Remusa otoczyły talię Syriusza.
- To jest zdecydowanie w pierwszej trójce.
Przez chwilę była cisza, ale Syriusz kończy ją, mówiąc:
- Musisz wziąć swój tojadowy.
Remus jęknął i usiadł, odpychając przeszukujące dłonie Syriusza.
- Z pewnością wiesz, jak zepsuć nastrój, co nie?
Syriusz usiadł i przytulił Remusa od tyłu.
- Wybacz, ale nie możesz się z tym spóźnić.
- Wiem. – Przełknął zgryźliwie. – Chciałbym tylko zapomnieć na kilka minut, że jestem wilkołakiem i jeśli nie wezmę eliksiru, podczas pełni jestem niebezpieczeństwem dla wszystkich wokół mnie.
- Wiem. – Syriusz odsunął mu włosy na bok i przycisnął delikatny pocałunek na karku Remusa. – Będę z tobą dzisiaj w nocy.
- Jesteś ze mną każdej nocy.
Syriusz położył policzek do ramienia Remusa, żeby móc popatrzeć na profil chłopaka.
- To prawda, ale nie ma innego miejsca, gdzie mógłbym być.
- Kocham cię – wyszeptał Remus.
- Też cię kocham. – I Syriusz mówił poważnie. Wiedział, że będzie kochał Remusa do swojej śmierci, a potem w zaświatach. Dla niego nie było nikogo innego.


5PTW - Znudzony


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Bored
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 5/50
Opis: Syriusz czeka na Remusa.


Syriusz zupełnie znudzony leżał na łóżku. To musi być zbieg okoliczności, że Remusa nie ma w domu akurat tego dnia, gdy mam wolne od pracy. Musi tak być.
Nie mógł się doczekać, aż Remus będzie w domu i ubolewał nad brakiem dotyku kochanka. Przez jego umysł przepływały zabawy z Remusem, bardzo brudny umysł, a to powodowało na jego twarzy szeroki uśmiech.
Dźwięk przejścia przez Fiuu zaalarmował go, że jego życzenie się spełniło i z podekscytowaniem zeskoczył z łóżka, czując radość otaczającą jego serce.
Jak podekscytowany szczeniak, pobiegł do salonu. Nie miał tyle dumy, by nie skoczyć na Remusa z podnieceniem.
- Wróciłeś, wróciłeś, wróciłeś!
Remus zamrugał.
- Tak. Wszystko w porządku?
Zamrugał niewinnie.
- Tęskniłem. Tak ciężko w to uwierzyć?
- Tylko podszedłem do księgarni – zauważył ze zdumieniem.
- Długo ci zajęło – jęknął Syriusz, wydymając psotnie wargi.
Remus przygryzł dolną wargę, a Syriusz wiedział, że robi to, by powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem.
- Co mogę zrobić, by ci to wynagrodzić?
Oczy Syriusza rozbłysły z wszystkich pomysłów, które przebiegły przez jego umysł.
- Jest parę sposobów. Ale musimy iść do sypialni.
Remus uśmiechnął się ironicznie i skinął dłonią w stronę pokoju.
- Prowadź.
Syriusz wyszczerzył się, odwrócił i pobiegł do pożądanego pokoju, śmiejąc się, gdy usłyszał, że Remus depcze mu po piętach.
To był dobry dzień.


4PTW - Nie chcę


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Don’t want to
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 4/50
Opis: Remus mówi Syriuszowi brutalną prawdę.


Syriusz rozgląda się po opuszczonej chacie, zanim jego wzrok ląduje na Remusie. Pełnia księżyca w końcu minęła, a Remus na szczęście wrócił do swojej ludzkiej postaci.
Remus wygląda na zmęczonego, ale dla Syriusza wciąż wydaje się urzekający ze swoimi kasztanowymi włosami i chudym ciałem. Zawsze będzie Syriusza urzekał.
- Powinniśmy znaleźć coś lepszego na pełnie księżyca. Kiedy będziemy mieli dzieci, to miejsce nie będzie dla nas dobrym pomysłem, zwłaszcza, jeśli dzieciaki będą chciały nas rano odwiedzić.
Remus ze zmęczeniem odwraca głowę, by spojrzeć w oczy Syriusza.
- Nigdy nie pozwoliłbym dzieciom widzieć mnie w takim stanie.
Syriusz wzrusza ramionami.
- Cóż, oczywiście nie, gdy będą młode i nigdy, gdy jesteś wilkiem, na wypadek, gdyby eliksir był wadliwy. Ale gdy będą dość dorosłe, by zrozumieć, co to wilkołaki, gdyby chciały zobaczyć tatusia rano, gdy jest z powrotem człowiekiem, nie widzę dlaczego miałby to być problem.
Remus na krótko zamyka oczy i mówi:
- To całkowity zbieg okoliczności, że wyciągnąłeś to teraz, ponieważ zamierzałem porozmawiać z tobą o dzieciach. Nie mogę mieć dzieci.
- Wiem, że nie donosiłbyś ich przez przemiany. Oczywiście, to ja bym musiał być w ciąży. Choć to byłoby warte tego całego bólu.
Remus potrząsa głową.
- Nie, źle mnie zrozumiałeś. – Bierze głęboki oddech, otwiera oczy i patrzy na Syriusza, żeby nie było kolejnego nieporozumienia. – Właściwie to nie chcę mieć dzieci. Nigdy.
Syriusz podpełza do łóżka, żeby się nad nim pochylić.
- Co masz na myśli? Nigdy mi nie powiedziałeś.
- Tak naprawdę nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o dzieciach. Nie wiedziałem nawet, czy chcesz je mieć, więc nie było problemu. Prawda jest taka, że nie chcę mieć dzieci.
- Dlaczego? – pyta Syriusz, patrząc na Remusa błagalnie, by powiedział, że to jakiś okropny żart.
- Każde z dzieci może być wilkołakiem. A gdyby jakimś cudem nie było, musiałoby się uporać z piętnem posiadania ojca wilkołaka. Musieliby się borykać z tą samą dyskryminacją, co ja. Jak mógłbym chcieć dla dziecka takiego życia?
Syriusz bierze głęboki oddech, zbierając myśli.
- Dobra, rozumiem, do czego zmierzasz. Rozumiem ten strach i to, że nie chcesz ranić dziecka z powodu tego, kim jesteś. Ale jednocześnie zapominasz, jak wiele możesz dać dziecku.
Remus prycha.
- Jako ojciec wilkołak, który nie potrafi nawet utrzymać pracy.
- Nie, jako tatuś z tak wielką ilością miłości w sercu. Tatuś, który jest miły i inteligentny, który może nauczyć wiele niezwykłych rzeczy o magii, jak i o życiu. Tatuś, który zawsze ma czas dla dziecka, ponieważ zdaje sobie sprawę, że nie ma nic ważniejszego niż rodzina. Kogo obchodzą pieniądze? Mam dla nas całą fortunę Blacków. Ale nie można kupić miłości. Masz tyle miłości w sercu, że byłaby szkoda, gdyby dziecko jej nie doświadczyło.
- Kiedy czegoś chcesz, umiesz dobierać słowa – mówi Remus.
Syriusz całuje czoło Remusa, które w końcu zaczęło się ochładzać.
- Tak dobrałem się do ciebie.
- Wciąż nie jestem pewny – przyznaje.
Syriusz kiwa głową ze zrozumieniem.
- Nie sądziłem, że jedna mowa to zmieni. Po prostu to przemyśl. Pomyśl o dziecku z moimi szarymi oczami i twoimi brązowymi włosami. Dziecku z moją dowcipną osobowością i twoją inteligencją.
- Próbujesz przekonać mnie do posiadania dzieci, prawda? Inteligentnym dowcipnisiem? Coś ci nie idzie.
- Och, daj spokój. Wiem, że jesteś Huncwotem. Nie możesz oprzeć się dobremu żartowi, bez względu na to, ile razy udawałeś zdegustowanie.
- Może – szepcze Remusa, przechylając głowę, by mógł pocałować szczękę Syriusza. Potwierdza głośniej: – Może.
- Mogę pogodzić się z może – mruczy Syriusz, po czym chwyta usta Remusa w miękkim pocałunku, którego nie chce zakończyć.



3PTW - Zwiędły umysł


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Withered Mind
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 3/50
Opis: Syriusz jest bardziej popaprany po Azkabanie niż w kanonie, a Remus siedzi w pierwszym rzędzie.

Remus zignorował ich, gdy jednogłośnie zadawali pytania. Wiedział, że się martwili, ale nie mógł poradzić sobie z ich uczuciami, nie kiedy Remus obawiał się, że sam się rozpadnie.
Chciał gniewu wobec niekompetentnego Ministerstwa. Szczerze tego pragnął. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby ta emocja była na pierwszym planie. Niestety, tak wiele innych emocji walczyło ze sobą w Remusie, by się uwolnić.
Z ponurym wyrazem twarzy, wszedł do mrocznej sypialni. Wiedział, że lepiej nie oświecać światła; to tylko sprawi, że Syriusz zacznie atakować, nie będąc w stanie zrozumieć, co się wokół niego dzieje.
Spojrzenie Remusa padło na skuloną postać pod ciężkim kocem. Chude ciało trzęsło się. Nie miało znaczenia to, czy Syriusz został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, kiedy Pettigrew został złapany. Jak to mogło mieć znaczenie, kiedy Syriusz po Azkabanie był zniszczony? Ministerstwo nie mogło zrobić nic, by naprawić ten fakt, że nigdy nie wyzdrowieje z psychicznych urazów, które zadali mu dementorzy.
Remus wciąż pamiętał, jak Syriusz był tak wolny i szczęśliwy. Był definicją blasku, tak piękny i pełen życia.
Gdy byli dziećmi, Syriusz był tak odważny. Kiedy zdecydował, że chce Remusa, natychmiast przejął kontrolę nad jego ustami pod tym drzewem.
Remus obawiał się, że to dla Syriusza tylko szkolny flirt, a kiedy skończą szkołę, Remus będzie musiał obserwować, jak bierze ślub z czystokrwistą czarownicą. Jak zawsze nieomylnie, Syriusz wiedział o strachach Remusa i robił co tylko mógł, by je wykorzenić.
Gdyby Remus zdawał sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądać ich dorosłe życie, trzymałby Syriusza nieco bliżej siebie. Przypomniał sobie, jak wierzył, że Syriusz był w stanie zdradzić Potterów i jak czuł się, gdy podczas trzeciego roku Harry’ego zorientował się, jak bardzo mylił się w stosunku do kochanka.
Myślał na początku, że Syriusz jest wybitnie zdrowy, ale to złudzenie nie trwało długo. A teraz, gdy ich palce były ciasno splecione, był zmuszony obserwować, jak Syriusz więdnie, kawałek po kawałku.
Nie było żadnych eliksirów czy zaklęć, które mogłyby uleczyć Syriusza. Nawet psychouzdrowiciel nie mógł. W jego mózgu były po prostu zbyt wielkie zniszczenia.
Remus wiedział, że zostanie u boku Syriusza aż do końca. Dla wilkołaka nie było żadnego innego miejsca. Zawiódł Syriusza już raz; nie zawiedzie kochanka ponownie.
Będzie boleć obserwowanie, jak Syriuszowi pogarsza się każdego dnia, ale Remus nie odwróci wzroku. Na zawsze, Remus zostanie przy boku Syriusza. Na zawsze.



2PTW - Niedokończona sprawa


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Unfinished Business
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 2/50
Opis: Syriusz pokazuje Remusowi, że nie skończyli


- Co zrobiłem? – zapytał Remus.
Syriusz ścisnął mocniej swoją miotłę.
- Poszedłeś sobie – powiedział z naburmuszoną miną.
Remus zmarszczył brwi.
- Myślałem, że skończyliśmy. Powiedziałeś, że nie mamy więcej spraw do omówienia – zauważył.
- Ty i ja zawsze mamy jakieś niedokończone sprawy – sprzeciwił się Syriusz.
- O jakich sprawach mówisz? – zapytał Remus, nagle niepewny siebie.
Syriusz chwycił dłoń Remusa i powiedział:
- O nas.
Potem pochylił się i schwycił usta najlepszego przyjaciela w pocałunku, który można by uznać za cnotliwy, gdyby nie ślad ciekawskiego języka.
Kiedy Syriusz odsuwa się z diabelskim uśmieszkiem na ustach, Remus unosi brwi z niewzruszonym wyrazem twarzy.
- Co tak długo?


1PTW - Nie stracę cię


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Won’t Lose You
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 1/50
Opis: Remus dopuszcza się zbrodni, a Syriusz robi wszystko, by go uratować.
Notka: Pierwsza część z pięćdziesięciu. Należy do zbioru miniaturek „Pięćdziesiąt Twarzy Wolfstara”.


- Chcę wiedzieć, kto to zrobił! Kto zabił Marlenę McKinnon? – zapytał Kingsley. Spojrzał na wszystkich. – Wszyscy macie motyw. Mówcie.
Syriusz trzymał rękę Remusa i stał opiekuńczo przed mniejszym mężczyzną, jakby starał się ochronić wilkołaka przed gniewem aurora.
- Co? Nikt nie chce mówić? Cóż, to oznacza, że sam będę musiał dojść do sedna sprawy. I zrobię to – przysiągł i wyszedł z pokoju.
Remus wypuścił oddech i wymknął się z sypialnia. Syriusz podążył za nim.
- Nie mogę już dłużej – wyszeptał gorączkowo Remus, gdy drzwi się za nimi zamknęły i rzucili wokół pokoju zaklęcie wyciszające. – Przyznam się.
- Nie – powiedział Syriusz równie żarliwie. – Nie stracę cię tylko z powodu śmierci Marleny.
- Ale ona nie zmarła tak ot. Zabiłem ją. Jestem mordercą – wyszeptał poruszająco.
Syriusz pociągnął Remusa w swoje ramiona.
- Nie stracę cię. Nie mogę cię stracić.
- Tak bardzo jej nienawidziłem. Za każdym razem, jak z tobą flirtowała, zwłaszcza przy mnie, chciałem tylko, żeby przestała oddychać. Ale nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłem. Wcześniej czy później, Kingsley się dowie. Wiesz o tym.
- Cóż, to wyjedziemy z UK. Może do Ameryki. Zrobię wszystko, nawet czego nie mogę, byś był przy mnie. Zawsze i na zawsze. – Złożył mocny pocałunek na suchych ustach Remusa.
Kiedy się rozdzielili, Remus pokiwał głową.
- Zawsze i na zawsze. – Choć w głębi duszy szczerze wątpił, by plan Syriusza zadziałał. Jednak nie mógł odbierać mu nadziei.


NDH - Rozdział 58


Impreza, która uczciła adopcję Harry’ego, była wielkim wydarzeniem. Wydawało się, że obecna była połowa czarodziejskiego świata, a doniesienia o jej przepychowi zdominowała plotkarskie strony Proroka przez kolejne kilka dni.
Wyglądało to jak, jakby inni nauczyciele knuli coś, próbując nadrobić wszystkie poprzednie urodziny i niedocenione osiągnięcia w życiach Harry’ego oraz Severusa jednym wspaniałym świętowaniem, a rozżarzony uśmiech Harry’ego praktycznie oświetlił pomieszczenie. Fajnie było mieć własne przyjęcie, ale to, co sprawiło, że było ono naprawdę specjalne – i pozwoliło Harry’emu pokonać swoją naturalną nieśmiałość – było ono również dla taty. Upamiętnienie faktu, że teraz żaden z nich nie będzie ponownie samotny, było dla niego najlepszym możliwym powodem do świętowania.
Ku jego własnemu zaskoczeniu, Snape raczej dobrze bawił się podczas uroczystości, skoro większość dorosłych gości podeszło do niego i pogratulowało mu lub go pochwaliło. To było daleko poza jego normalnym systemem doświadczeń, że zupełnie zapomniał szydzić lekceważąco. A w rzadkich przypadkach, gdy ktoś miał zły gust, by wyrazić wątpliwości lub troskę w sprawie tego, czy się nadaje, był zszokowany tym, że u jego boku znajdowali się zaraz rozwścieczeni Black i Lupin, zjeżeni obrazą jego imienia. Zdołał tolerować mdlący uśmiech Dumbledore’a – i jego błyszczące oczy, które mówiły: „a nie mówiłem” – choć to mogło mieć związek z licznymi toastami. Gdyby nie znał lepiej tego starego głupca, mógłby przysiąc, że starszy czarodziej uśmiechał się ironicznie.
Tak bardzo, jak cieszył się przyjęciem, Harry czuł ulgę, że – kiedy się skończyło – sprawy szkolne wróciły do normalności. Och, inne dzieciaki wyrażały swoje uznanie, że zapewnił im tak uroczyste wydarzenie, ale dla wszystkich w Hogwarcie to, że Harry należy do Snape’a, było przestarzałą wiadomością. Adopcja zdawała się nic nie zmienić między nimi dwoma, więc nikomu innemu też nie robiło to różnicy. Harry radośnie powrócił do względnej anonimowości, której tak pragnął i wkrótce znów został uwikłany w niegrzeczny spisek, by wzniecić wojnę na żarty między Krukonami a Puchonami.
Albus skorzystał z imprezy, by odciągnąć na bok Billa Weasleya i, jak się spodziewał, najstarszy Weasley z radością zgodził się pomóc. Jak reszta jego rodziny, bardzo polubił Harry’ego i słyszał od swojej matki o tym, jak cudownie Snape zmienił bliźniaków z irytujących rozrabiaków w początkujących biznesmenów. W rezultacie, był chętny zrobić to, co tylko w jego mocy.
Dwa dni po przyjęciu, wrócił do zamku i wysłuchał dokładnie swojego byłego dyrektora i Opiekunki Domu. McGonagall i Dumbledore przekazali mu ostrożnie zmienioną wersję wydarzeń, a Bill zgodził się to przemyśleć i wrócić z sugestiami w przyszłym tygodniu. Ku zdumieniu wszystkich, gdy wrócił, otrzymał już zgodę od goblinów na wejście do skrytki Bellatrix i, jeśli będzie tam obecny mroczny artefakt, na usunięcie lub zniszczenie go. Kadra, zebrana w gabinecie dyrektora, gapiła się na niego.
- W imię Merlina, jak panu udało się to osiągnąć, panie Weasley? – zapytała z całkowitym niedowierzaniem Minerva.
Bill wyszczerzył się.
- Cóż, mniej więcej obiecałem im brata. – Na widok ich zdumionych spojrzeń, roześmiał się wprost. – Percy mówił mi o tym, że zacznie pracę u goblinów, kiedy skończy szkołę, więc zawarłem układ z goblinami z Gringotta. Wyjaśniłem, że w lochach, w skarbcu Bellatrix Black Lestrange jest niebezpieczny przedmiot, który, szczerze mówiąc, nie chcieliby mieć na swoim terenie. Umowa polega na tym, że jeśli pomogą nam usunąć przedmiot, będzie dla nich pracował kolejny Weasley.
- Z pewnością nie jest to takie proste, panie Weasley – powiedział jedwabiści Snape. – Gobliny nie zyskały swojej reputacji dzięki przychylności.
Bill odchrząknął, wyglądając na nieco skrępowanego.
- Nie do końca – przyznał niechętnie. – Umowa jest taka, że wpuszczą nas do skarbca i jeśli nie znajdziecie zaginionego przedmiotu, Percy i ja będziemy dla nich pracować następne dwadzieścia lat… za darmo.
Poppy sapnęła z przerażeniem.
- Oddałeś im brata na dwadzieścia lat!
- Tylko jeśli niczego nie znajdziemy – powiedział Bill, zmuszając się do uśmiechu. – Więc miejmy nadzieję, że coś tam będzie. Ale profesor Snape ma rację – gobliny grają na poważnie. Potrzebowałem czegoś dużego, żeby było to warte chwili ich czasu, a tego chcieli. Sądzę, że gdy Percy przyszedł mnie odwiedzić podczas wakacji, pomyśleli, że ma potencjał czy coś, ale właśnie tego zażądali. Przecież nie bylibyście w stanie uzyskać dostępu do skarbca bez ich współpracy, więc zrobiłem, co musiałem. Powiedzieliście, że to może być klucz do porażki Czarnego Pana; zrozumiałem, że warto.
- Skonsultowałeś się przynajmniej z bratem i rodzicami? – zapytała Minerva
Bill potrząsnął głową, a jego rysy stały się całkowicie poważne.
- Powiedzieliście, że im mniej ludzi wie o tym, tym lepiej, więc złożyłem Przysięgę Czarodzieja Gringottowi. Moi krewni pewnie się mnie wyrzekną, jeśli nie zadziała, ale jestem pewny, że Percy spełni oczekiwania przetargu… nawet jeśli nie będzie ze mną rozmawiał.
- Panie Weasley! – Wyraz twarzy McGonagall był surowy. – Zrobiłeś strasznie głupią rzecz!
- Jeśli się myliliście i Sami Wiecie Kto jest w stanie powrócić, sądzę, że zdenerwowanie mojej rodziny będzie najmniejszym zmartwieniem, pani profesor – odpowiedział beznamiętnie Bill. – Widziałem wiele mrocznych przedmiotów przez ostatnie kilka lat i nie mam złudzeń, co do tego, co zrobi zmartwychwstały Czarny Pan.
- Przestań zachowywać się jak zidiociały Gryfon, Minervo – warknął Snape. – Weasley ma rację. To rozsądne ryzyko.
Rzuciwszy wdzięczny – nawet jeśli zaskoczony – uśmiech Ślizgonowi, Bill kontynuował:
- Patrząc na to z jasnej strony, jeśli znajdziecie coś Sami Wiecie Kogo w skarbcu, nie będzie żadnej umowy, tylko oferta pracy dla Percy’ego po ukończeniu przez niego szkoły. Gobliny zgodziły się ze mną, że w tych okolicznościach, będą nam dość wdzięczne, za powstrzymanie Sami Wiecie Kogo od powrotu, że nie wyznaczą nam ceny za prawo wejścia do skarbca.
- Więc gobliny tylko ukarzą nas, jeśli horkruksa nie będzie w środku? Ale sądziłem, że gobliny są neutralne w sprawach czarodziei – sprzeciwił się Flitwick. – Dlaczego obchodzi ich to, czy nasz dostęp utrudni Sami Wiecie Komu powrót?
- Jest „neutralny” i jest „goblińsko neutralny” – wyjaśnił Bill. – Gobliny mogą nie przejmować się aż tak bardzo naszymi sprawami, by stanąć po stronie jednej z grup czarodziei, ale są bardzo świadome tego, że wojna jest zła dla systemu bankowego, więc są nawet bardziej niż chętne trącić to tu, to tam, by chronić swoje interesy i zarobić trochę wdzięczności ze strony zwycięzców. Nie jest tajemnicą, że Sami Wiecie Kto nienawidzi innych magicznych stworzeń, a gobliny nie są na tyle naiwne, by sądzić, że utrzymają monopol w brytyjskim systemie bankowym, jeśli on powróci i zarządzi swój własny ustrój.
- W tym konkretnym przypadku nie było nawet trudno przedstawić argumenty, żeby wpuścili nas do skarbca, ponieważ ich właścicielka jest skazanym przestępcą, który nie ma prawnej podstawy do sprzeciwienia się. Co więcej, ponieważ wszyscy żyjący członkowie rodziny Lestrange są w Azkabanie, skarbiec jest technicznie uważany za własność następnych krewnych. Bracia Lestrange nie mają żadnych bliskich krewnych, ale Bellatrix była, oczywiście, Blackiem, zanim wyszła za mąż. – Mrugnął do Syriusza. – W dodatku, Lestrange’owie i Blackowie są powiązani z wieloma innymi rodzinami, więc z goblińskiego punktu widzenia, bardziej uzasadnione jest poinformowanie Głowy Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków, zamiast któregokolwiek z uwięzionych Lestrange’ów, o zaproponowanym wejściu do skarbca. Kiedy to powiedzieli, wyjawiłem im, że rzeczywiście mają zgodę Głowy Rodu Blacków na to, co zamierzamy, a to zapieczętowało umowę.
- W najgorszym wypadku, jeśli Sami Wiecie Kto powróci do mocy i uwolni Bellatrix z Azkabanu, a ona będzie narzekała na wejście do jej skarbca, gobliny wciąż są w stanie utrzymywać, że nie były w stanie sprzeciwić się prośbie Głowy Wizengamotu i Rodu Blacków. To znaczy goblińsko neutralny. Właściwie nie są tak skomplikowani: musi się tylko wiedzieć, jak coś sformułować, żeby uważali, że w ich interesie jest pomoc, a potem pokazać im, jak się upewnić, że nie będą mieli z tego powodu kłopotów.
- Jesteśmy panu wiele winni, panie Weasley – powiedział Dumbledore, klepiąc młodszego czarodzieja po ramieniu. – Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy w stanie panu odpłacić.
Bill odpowiedział nieco słabym uśmiechem.
- Po prostu znajdźcie to, czego szukacie w skarbcu, profesorze. Lubię być zatrudnionym przez gobliny. Ale nie sądzę, że podobałoby mi się bycie ich sługą.
- Od razu tam pójdziemy. Może nam potowarzyszysz, Syriuszu? – zasugerował Dumbledore. – Jeśli gobliny uznają cię za prawnego właściciela skarbca, to wiele ułatwi.
Syriusz z ochotą skoczył na nogi.
- Chodźmy! Zawsze chciałem włamać się do skarbca w Gringocie, choć muszę przyznać, że to nie jest tak ekscytujące, gdy gobliny nam pomagają.
Minerva posłała mu tłumiące spojrzenie.
- Będzie się pan zachowywał, panie Black.
- Oczywiście, pani profesor – powiedział grzecznie Syriusz, ale za jej plecami przewrócił oczami w kierunku Lupina i Snape’a.
- Widziałam to, panie Black – upomniała go czarownica, nie odwracając się. Syriusz podskoczył.
- Przepraszam – powiedział potulnie, podążając za Dumbledorem i Billem przez fiuu.
W drzwiach banku napotkała ich grupa goblinów i odprowadziła do skarbca Lestrange’ów. Obecność uzbrojonych goblińskich wojowników zdołała stłumić nawet niefrasobliwość Syriusza i choć raz nie miał trudności z odgrywaniem roli ponurej Głowy czystokrwistego Rodu.
- No? – prowadzący goblin zrobił zachęcający ruch ręką i – nieco nerwowo – czarodzieje weszli do skarbca Lestrange’ów.
- O cholera! – sapnął Syriusz, rozglądając się po złocie, mrocznych przedmiotach, eliksirach, zbrojach i innych rzadkościach. – A ja sądziłem, że skarbiec Blacków jest zagracony!
- Powinieneś zobaczyć skrytkę Dumbledore’ów – mruknął nieobecnie dyrektor, patrząc po wielkiej grocie.
Syriusz wyciągnął ciekawskie paluszki w kierunku źle wyglądającej księgi czarów, ale główny goblin złapał go za rękę.
- Ach, ach, ach! – skarcił, ukazując szpiczaste kły.
Syriusz przełknął i wsunął ręce w kieszenie.
- Ragnoku – zapytał uprzejmie Bill, – skoro jesteśmy tutaj z zastępcą właścicielki, może powinniśmy znieść klątwy ze skarbca, przynajmniej tymczasowo?
Rangnok zerknął podejrzliwie na czarodziei.
- Niech będzie – zgodził się w końcu. – Śmiało.
Bill schylił głowę w krótkim podziękowaniu i szybko wykonał polecenie. Syriusz zadrżał.
- Dzięki za ostrzeżenie – syknął cicho.
Bill wyszczerzył się.
- Myślałem, że smok na zewnątrz ostrzegł cię, by być czujnym.
Syriusz przewrócił oczami.
- A ja sądziłem, że to moja rodzina ma paranoję. Lestrange’owie są obłąkani.
- Jeśli nie byli wcześniej, teraz z pewnością są – wtrącił Ragnok, uśmiechając się mrocznie.
- Tutaj, panowie! – zawołał Dumbledore, po czym skinął uprzejmie na Ragnoka. – I gobliny, oczywiście. – Wskazał na złoty przedmiot, częściowo ukryty za skórami jakiś mrocznych stworów. Syriusz mocno starał się nie przyglądać zbyt mocno. Miał mocne podejrzenie, że przynajmniej część przedmiotów było skórą wilkołaka.
- Sądzę, że to czarka Helgi Hufflepuff – powiedział uroczyście najstarszy czarodziej. – Mogę dotknąć?
Ragnok skinął dłonią na zgodę i Dumbledore uniósł przedmiot. Niemal natychmiast zmarszczył brwi i wyciągnął różdżkę. Momentalnie goblińscy strażnicy wyjęli swoje długie noże i czarodzieje zamarli.
- Mam twoją zgodę? – zapytał ostrożnie Dumbledore Ragnoka. – Muszę przebadać ten przedmiot, by udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że jest mroczny.
Ragnok rozważał to przez długą chwilę, po czym skinął krótko głową, robiąc gest swoją laską, by schowali broń.
Ku wiekuistej uldze Billa, Dumbledore szybko stwierdził, że czarka Helgi Hufflepuff ukryta w skarbcu, rzeczywiście jest horkruksem. Ragnok zadrżał z obrzydzenia, kiedy pokazano mu Ti i natychmiast zgodził się, że mężczyzna udowodnił, że potrzebowali wejść do skrytki.
- To bluźniercze i obrzydliwe! – warknął Ragnok, plując w kąt skarbca. – Typowe dla czarodziei próbowanie oszukiwania! Wasz rodzaj zawsze stara się oszukać – nas, samych siebie, nawet Śmierć!
- Ale dzięki za waszej pomocy, ta próba się nie powiedzie – zauważył łagodnie Dumbledore. – Czy chcesz być świadkiem jego zniszczenia?
Ragnok urwał i spojrzał ze smutkiem na całkiem ładny pucharek.
- Marnowanie dobrego złota – mruknął do siebie. – Nie, daj mi swoją Przysięgę, że zniszczysz to paskudztwo, a tak się stanie.
Dumbledore poważnie złożył przysięgę i czarodzieje wrócili do Hogwartu, zostając tylko na tyle, by z wdzięcznością pożegnać się z Billem.
I tak czwarty horkruks został zniszczony, a kadra przegrupowała się, by świętować sukces.
- Dobrze sobie radzicie – pogratulowała Pomona Dumbledore’owi i McGonagall.
- Czułabym się lepiej, gdybyśmy wiedzieli, ile ich jest. – Twarz Minervy pozostała pochmurna. – Z tego, co wiemy, może ich być jeszcze tuzin. Nie mamy pojęcia, co mógłby użyć od Godryka Gryffindora. Albus już sprawdził miecz i nie jest on horkruksem, ale jedyny inny znany przedmiot należący do Gryffindora, który przetrwał to tarcza, a nie widziano jej od trzystu lat. I nawet nie będę mówić o tym cholernym medalionie!
- Jakim medalionie? – zapytał Syriusz, popijając swoją ognistą whiskey. Wciąż czuł się nieco oszołomiony doświadczeniami z Gringotta.
- Och, prawda, nie było was tam – przypomniała sobie Minerva. – Albusie, Remus i Syriusz nie widzieli medalionu. Być może oni będę mieli jakieś pomysły? – zasugerowała.
Albus skinął zgodnie głową i przywołał medalion z bezpiecznej kryjówki.
- Strasznie brzydki – powiedział Syriusz, marszcząc nos.
- Podejrzewam, że tysiąc lat temu gusta były nieco inne – rzekł Remus, uśmiechając się.
- Pokaż im wiadomość – ponagliła go Sprout i Albus usłużnie otworzył medalion.
- Nie mamy pojęcia, kto to napisał, ani czy udało im się faktycznie zniszczyć oryginał – wyjaśniła Pomona, podczas gdy Remus spoglądał na notkę z zainteresowaniem.
Nikt nie zauważył bladości Syriusza, póki nie usiadł ciężko na najbliższym krześle.
- Znowu pijany – pociągnął nosem Snape.
- Nie jestem pijany, głupi nietoperzu – warknął Syriusz, a nieco koloru wróciło na jego twarz. – To ta notka. To pismo mojego brata.
- Regulusa? – Snape podszedł, by również przyjrzeć się wiadomości. Nie znał Regulusa Blacka na tyle dobrze, by rozpoznawać jego pismo, ale gdy Syriusz to zauważył, zdał sobie sprawę, że inicjały pasują do Ślizgona.
- Ale nie rozumiem tego – Syriusz potrząsnął głową z gniewną dezorientacją. – Reg był wiernym śmierciożercą… przynajmniej tak wszyscy myśleliśmy. Ale ta notka brzmi tak, jakby zerwał z Sami Wiecie Kim.
- To by wyjaśniało jego śmierć – skomentował cicho Snape. – Czarny Pan nie pozwala – pozwalał – na powrót.
- Jak to możliwe? – zapytał Syriusz jednak nie nikogo konkretnie.
Remus ścisnął ramię przyjaciela.
- Może Stworek będzie coś wiedział? – zasugerował.
- STWOREK! – wrzasnął Syriusz.
Chwilę później skrzat pojawił się w zasięgu wzroku.
- Tak, panie Black Sir? Ja bardzo dobrze radzi sobie z…
- Tak, tak, Stworku – przerwał mu pospiesznie Syriusz. – Co wiesz na temat tego, co stało się z moim bratem?
Spojrzenie Stworka stało się ostrożne.
- Panem Regulusem? Był bardzo, bardzo dobrym panem. Dobrze zajął się Stworkiem.
- Tak, super. Był cholernym śmierciożercą czy nie? – zapytał niecierpliwie Syriusz.
Stworek zjeżył się.
- Nie będzie obrażał pana Regulusa! Był wspaniałym czarodziejem i czystokrwistym!
- Słuchaj, pomarszczony stworze, odpowiedz na moje pytanie, zanim nie walnę cię zaklęciem o ścianę!
- Pan Regulus nigdy nie rzucał zaklęć na Stworka! Pan Regulus był dobrym panem! – odwarknął Stworek.
- Tak? To samo mówiłeś o mojej matce, a ona kurewsko cię przeklinała, więc nie oczekuje ode mnie… - Tyradę Syriusza przerwało szarpnięcie za ramię.
- Uspokój się i nie krzycz na niego – rozkazał mu surowo Remus. – Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale nie możesz wyładowywać się na Stworku.
- Dlaczego, kurwa, nie? – krzyknął Syriusz w swoim ognistym temperamencie. – Najwyraźniej wie coś o moim bracie, ale mi nie powie! Z tego, co wiemy, to może być coś, co ochroni Harry’ego i…
- Harry’ego Potter? – zapytał Stworek. – Stworka nie obchodzi głupi chłopiec, który przeżył. Dlaczego on ma żyć, kiedy dobry mistrz Stworka nie? Niech głupi, bezużyteczny, półkrwi Harry Potter umrze!
Zanim Syriusz lub Snape mogli wykopać prowokującego potwora za okno, głośny trzask zwiastował pojawienie się kolejnego skrzata.
- KTO OBRAŻA MOJEGO PANA HARRY’EGO POTTERA SIR? – wrzasnął Zgredek w furii.
- Harry Potter nie jest Sir. Harry Potter jest słabym cholernym synem szlamy i zdrajcy krwi – zadrwił Stworek.
- Nie będzie przezywał pana Harry’ego Pottera Sir! – krzyknął Zgredek, potrząsając pięścią w kierunku Stworka. – Będzie nazywał go pan Harry Potter Sir!
- Harry Potter! Harry Potter! Harry Potter! – wykrzykiwał Stworek, ciesząc się największą zniewagą skrzata, jaką jest nie używanie żadnych honorów z nazwiskiem czarodzieja.
Z krzykiem wściekłości, Zgredek zanurkował w stronę gardła starszego skrzata i wkrótce obaj tarzali się na ziemi, bijąc się i gryząc, skrzecząc na siebie.
- Och, mój boże! – wykrzyknęła Sprout. Ona i inni czarodzieje patrzyli, raczej niepewni, co zrobić w starciu z tak nagą skrzacią agresją.
- No już, no już… – Dumbledore spróbował rozdzielić obu zaklęciem, ale walczące skrzaty były otoczone przez swoją własną magię i moc dyrektora nie mogła jej przeniknąć.
Snape odchylił się, ciesząc przedstawieniem. Droga Czarodziejska Federacjo Wreastlingu, mam dla was nową sugestię…
Zgredek w końcu zdołał chwycić Stworka ramieniem pod brodą, a Syriusz wykorzystał moment chwilowej ciszy, by pochwycić medalion i wepchnąć go przed niezwykle wybałuszone oczy Stworka.
- Spójrz! Staramy się zniszczyć oryginał! Próbujemy upewnić się, że ostatnie życzenie Rega zostało spełnione! Nie chcesz nam pomóc?
Stworek nagle przestał walczyć i Zgredek ostrożnie wypuścił go.
- Pan nie okłamał Stworka? Pan naprawdę chce pomóc Dobremu panu Regulusowi?
- TAK! – krzyknął sfrustrowany Syriusz. – Jeśli ta notka mówi prawdę, to Reg zerwał z Sam Wiesz Kim, zanim umarł. Czy to prawda?
Stworek pokiwał gwałtownie głową.
- Och, tak, mistrzu Black. Dobry pan Regulus był bardzo, bardzo zły na strasznego Czarnego Pana. Straszny Czarny Pan skrzywdził Stworka bardzo mocno i Dobry pan Regulus już go więcej nie lubił. Więc Dobry pan Regulus zdecydował się zabrać to, co Zły Czarny Pan cenił, ale… - Stworek zaczął płakać, –… złe, złe stworzenia z jeziora zabiły biednego Dobrego pana Regulusa. Dobry pan Regulus kazał Stworkowi zabrać medalion i zniszczyć go, ale zły Stworek nie mógł znaleźć sposobu. Czy mistrz Black zniszczy go dla złego Stworka i Dobrego pana Regulusa? – zaszlochał.
Przytłoczony współczuciem, Syriusz zdołał poklepać odrażające stworzonko po głowie.
- Już, już, Stworku. Reg wie, że zrobiłeś, co mogłeś. Jeśli przyniesiesz to tutaj, będziesz mógł patrzeć, jak to niszczymy. Czy dzięki temu poczujesz się lepiej? – zapytał z nadzieją. Naprawdę nie chciał mieć przemoczonego skrzata domowego.
- Och! Dobry pan Black! – zawołał Stworek, a zmiana rozjaśniła jego twarz. – Dobry pan Black jest tak miły dla złego Stworka! Pozwolił mu torturować mugoli i chce pomóc Stworkowi wykonać ostatnie polecenie Dobrego pana Regulusa! Tak, tak, tak! Stworek przyniesie medalion Złego Czarnego Pana, żeby Dobry pan Black mógł go zniszczyć! – Zniknął z trzaskiem, zostawiając raczej zszokowaną publiczność.
- Hymm – pociągnął nosem Zgredek. – Jest pan zbyt miły dla tego złego skrzata – powiedział z wyrzutem do Syriusza. – Ten zły skrzat lepiej niech będzie miły dla pana Harry’ego Pottera Sir, albo Zgredek ukręci mu głowę! – I z tą dość zniechęcającą groźbą, Zgredek zniknął.
- Cóż. – Remus zdołał w końcu przerwać ciszę. – To pomaga wyjaśnić, dlaczego Stworek zrobił się tak zbzikowany. Znaczy, jeśli nie był w stanie wykonać ostatniego rozkazu Regulusa…
- Tak, podejrzewam, że masz rację – zamyślił się Dumbledore.
- Syriuszu, co ten skrzat miał na myśli, mówiąc, że pozwoliłeś mu torturować mugoli? – zapytała Poppy.
- Och, na brodę Merlina, nie zgodziliśmy się właśnie, że ten skrzat jest szalony? – warknął Snape. – Kto wie, o czym on bredził.
- Masz rację. Przepraszam, mój drogi – przeprosiła Poppy, klepiąc Syriusza po ramieniu.
Właśnie wtedy wrócił Stworek, trzymając to, co wydawało się być bliźniaczym medalionem do tego w ręce Syriusza.
- Proszę, Dobry panie Black – powiedział z niepokojem. – Teraz ma go pan zniszczyć!
Albus interweniował.
- Chwileczkę poproszę, Stworku. Hymm – Rzucił kilka zaklęć diagnozujących, po czym skinął głową. – To rzeczywiście jest horkruks. Nic dziwnego, że nie byłeś w stanie nic mu zrobić, Stworku – powiedział uprzejmie do skrzata. – Jednak jeśli pójdziesz ze mną, zniszczę go, gdy ty będziesz patrzył.
Stworek posłał mu podejrzliwe spojrzenie.
- Czy Dobry pan Black też idzie?
Syriusz westchnął.
- Och, niech będzie. Chodź, Luni. Zobaczmy, jak szatańska pożoga pożera horkruks.
Mała procesja wyszła z biura Albusa, podczas gdy reszta ustawiła się w kolejce do barku. Obserwowani zapasów skrzatów zdecydowanie wymagało dużej szklanki ognistej whiskey.
- Kolejny zniszczony! – Filius wzniósł toast, unosząc szklankę.
- Tak, ale ile jeszcze zostało? – niepokoiła się Minerva

CDN…



sobota, 30 grudnia 2017

Czego Lily żałuje najbardziej


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Lily’s Biggest Regret
Zgoda: jest
Pairing: Lily/James
Rating: +15
Ilość części: miniaturka
Opis: Kiedy Lily wyznaje Jamesowi to, czego najbardziej nie znosi, on zaskakuje ją swoją radą.

- Jesteś nie fair – wykrzyknęła Lily, wydymając usta.
- Daj spokój, Lily. Wkrótce bierzemy ślub. Powinniśmy być w stanie powiedzieć sobie wszystko.
Lily przewróciła oczami i zdecydowała grać głupią.
- Co takiego tym razem chcesz wiedzieć?
James uśmiechnął się ironicznie.
- Wyzywam cię, byś powiedziała mi to, czego najbardziej nienawidzisz.
Lily przygryzła dolną wargę.
- Naprawdę głęboko kopiesz, prawda?
James wzruszył ramionami.
- Co mam powiedzieć? Uważam cię za absolutnie fascynującą i chcę się dowiedzieć o tobie wszystkiego. Więc, co jest na pierwszym miejscu z rzeczy, których nie cierpisz?
- Dobra. Ale jeśli powiem ci, co to jest, nie chcę zaczynać kłótni. Więc, nie zaczynaj się złościć. Mamy umowę?
- Żadnej złości. Umowa stoi – powiedział z lekkim skinięciem głową. – Więc, czego nie znosisz? Na co mi to? Nigdy więcej mnie nie zaskoczysz.
Lily odwróciła wzrok.
- Dobra, najbardziej nie znoszę tego, że straciłam Severusa jako najlepszego przyjaciela. To nie jest jedyna rzecz, której nie znoszę, ale tego najbardziej żałuję. Przez tak długi czas byliśmy przyjaciółmi, a pozwoliłam, żeby jedno okrutne słowo, wypowiedziane w złości i w środku upokarzającego dla niego doświadczenia, weszło między nas. Przecież Severus próbował przeprosić i naprawić to. Starał się zarobić na moje wybaczenie przez niemal rok, a ja mu na to nie pozwoliłam. Obserwowałam, jak zaczyna usychać z samotności i praktycznie pchnęłam go w kierunku początkujących czarnoksiężników z jego Domu, ponieważ oprócz mnie nie miał w życiu nikogo, do kogo mógłby się zwrócić. Z pewnością nie do swoich bezwartościowych rodziców. Gdybym została przy nim i wybaczyła mu, może nie posłuchałby Lucjusza Malfoya i reszty. Może dołączyłby z nami do Zakonu, zamiast oblekać się w maskę z czaszką i czarną szatę.
Nastała cisza.
Lily spojrzała z powrotem na Jamesa.
- A gdzie wybuch? Mogłam powiedzieć, że ma nie być żadnej kłótni, ale wciąż spodziewałam się od ciebie jakiegoś krzyku. Bo jak mogłabym tęsknić za tym tłustym, oślizgłym Smarkerusem?
- Wierz mi lub nie, Lily, ale nie jestem wściekły. Nawet nie jestem tak zaskoczony. Wiem, że był wielką częścią twojego życia przez długi czas. I… - urwał, nagle wydając się niepewny.
- I? – szturchnęła go Lily.
- Dobra. Tak, nigdy nie lubiłem Smar… Snape’a. Po części dlatego, że Syriusz nienawidził wszystkich Ślizgonów i starałem się go wspierać. Ale głównym powodem było to, że był dla ciebie ważny, a to ja chciałem być tym ważniejszym. Chciałem być dla ciebie kimś specjalnym i nie znosiłem tego, że on miał miejsce w twoim sercu, którego ja nie byłem w stanie choćby dotknąć. Co gorsze, widziałem, jak on patrzy na ciebie. Chciał czegoś więcej niż przyjaźni, a jednym z moich największych strachów było to, że też tego kiedyś zechcesz.
Lily spojrzała na swoje kolana.
- Nie byłam głupia. Wiedziałam, że jego uczucia nie były ściśle platoniczne, choć robiłam, co tylko mogłam, by ich nie rozniecać. Miałam nadzieję, że się odkocha, ponieważ wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie dać mu czegoś więcej niż przyjaźni.
James wziął ją za rękę.
- I teraz to rozumiem, ale musisz coś zrozumieć. Byłem zazdrosnym dzieciakiem; widziałem, jak tracę u ciebie szansę i w moich oczach, była to jego wina. Razem z Huncwotami, zmówiliśmy się na niego. Walczył, ale niemal zawsze to my zaczynaliśmy. To upokarzające doświadczenie, które spowodowało, że wyrwała mu się ta obelga, było przez nas. Może gdybym zostawił go w spokoju, to słowo nigdy nie opuściłoby jego ust, ponieważ pomimo mojej zazdrości, widziałem, jak byłaś dla niego ważna. I naprawdę nie wierzę, że on uważa mugolaków za gorszych od niego, nawet po tym, jak powiedział to słowo. Więc, może powinnaś z nim porozmawiać. Nigdy nie jest za późno, by naprawić związek z innym człowiekiem i może jeśli z nim porozmawiasz, będziesz w stanie uratować go przed samym sobą.
- Ale to słowo – mruknęła Lily, a jej oczy odpłynęły, gdy przypomniała sobie ból, który poczuła z powodu tego, że mógł ją tak nazwać, jakby nie byli przyjaciółmi, od kiedy skończyli dziewięć lat.
- Syriusz zrobił coś więcej, niż wypowiedzenie okrutnego słowa. Zrobił coś, co mogło zabić Snape’a, a nawet Remusa, gdyby zadziałało. Zajęło to trochę czasu, ale wciąż byliśmy w stanie mu wybaczyć jego wybryk. Nie mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie wybaczył Syriuszowi i jestem pewny, że Peter i Remus czują to samo. Więc naprawdę sądzę, że powinnaś porozmawiać ze Snapem. Pewnych spraw można nie rozwiązać, ale przynajmniej możesz to zakończyć.
Lily pochyliła głowę i spojrzała na swojego narzeczonego z podziwem.
- Kiedy stałeś się taki mądry?
James uśmiechnął się.
- Kiedy w końcu zorientowałem się, jak sprawić, byś nosiła ten pierścionek.
^^^
Lily przyjrzała się staremu domowi. Spinner’s End. Przez tak długi czas tu nie była i nawet nie wiedziała, czy Severus wciąż tu mieszka. Jednak nie wiedziała, gdzie indziej go szukać.
Wzięła głęboki oddech. James powiedział, że powinna to zrobić. Jeśli tego najbardziej żałowała, to powinna spróbować to naprostować. A jeśli Severus nie będzie nawet chciał z nią rozmawiać…
Lily zamknęła oczy. Sama ta myśl raniła ją do samego rdzenia, ale wiedziała, że to bardzo prawdopodobne. Jego śmierciożerczy przyjaciele mogli skutecznie zrobić mu prani mózgu przeciw Lily i wszystkim mugolakom.
Nigdy się nie dowie, jeśli z nim nie porozmawia. Uniosła dłoń i zadzwoniła starym dzwonkiem. Słuchała znajomego tonu i zalały ją wspomnienia.
 Kiedy drzwi się otworzyły, napotkała to obsydianowe spojrzenie, którego nie widziała tak długi czas.
- Lily? – zapytał zaskoczony.
Nie zatrzasnął jej drzwi przed nosem; to był dobry znak.
- Hej, Sev. Mogę wejść?
Odsunął się na bok i dziewczyna niepewnie weszła do obskurnego domu.
Jego oczy skupiły się na jej dłoni. Zajęło jej chwilę zrozumienie, na co chłopak się patrzy.
- Może to trochę głupie, bo jesteśmy w środku wojny, ale James oświadczył mi się, a ja powiedziałam „tak” – powiedziała Lily ze słabym uśmiechem.
- Gratuluję. Chyba. Dlaczego tu jesteś? Nie rozmawialiśmy przez dwa i pół roku.
Lily skinęła głową.
- Wiem i żałuję, że byłam tak uparta, kiedy starałeś się zdobyć moje wybaczenie.
- Trochę nagle żałujesz, co nie?
- To nie tak nagłe. Po prostu pierwszy raz przyznałam to głośno. Razem z Jamesem graliśmy w grę i wyzwał mnie, żebym powiedziała, czego nie znoszę najbardziej. A odpowiedzią było strata mojego najlepszego przyjaciela. Potem porozmawialiśmy trochę i powiedział mi, że powinniśmy pogadać.
- W rzeczywistości to on zachęcił cię, żebyś porozmawiała ze złym, ślizgońskim Smarkerusem? – zapytał kpiąco Severus.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Wierz lub nie, ale James naprawdę dorósł i sam przyznał, że jest winny wszystkiemu, co działo się między tobą a Huncwotami w szkole.
Severus odwrócił się.
- Nie ma sensu teraz tego wyciągać. To nie ma znaczenia. Jest za późno.
- Naprawdę? – zapytała cicho Lily, sięgając i dotykając jego ramienia. – Wciąż mi na tobie zależy i muszę wierzyć, że tobie też zależy wciąż na mnie.
- Nigdy nie przestałem, ale jestem częścią grupy, z której nie ma ucieczki, a przynajmniej takiej, że bym przeżył.
Lily wzięła drżący oddech.
- Musi być sposób. Możemy iść do Dumbledore’a. Pomoże ci.
- Albo wrzuci mnie do Azkabanu. Nie ma dla mnie nadziei, Lily. Lepiej już o mnie zapomnij – mruknął nazbyt skromnie.
- Nie! – krzyknęła Lily tak głośno, że Severus naprawdę podskoczył. – Poddałam się, kiedy odeszłam od ciebie na piątym roku. Gdybym ci po prostu wybaczyła, nie wylądowałbyś w tej sytuacji. Część tego jest moją winą. Powinieneś być na tyle silny, by trzymać się z daleka od czarodziejów, którzy są niebezpieczni, ale wiem, że zabrałam ci twój system wspomagający. Cóż, system powrócił, a ja nie zamierzam się od ciebie odwracać. Nie po raz kolejny. Razem coś wymyślimy. James pomoże, tak samo jak Remus. Peter za nimi podąży i razem, jakoś sprawimy, by Syriusz zgodził się pomóc. Znajdziemy sposób, by uratować ci życie i odciągnąć cię od nich. Nawet gdybyś musiał ukrywać się do końca wojny, znajdziemy sposób. Obiecuję. – przysięgła gwałtownie. I to była obietnica, której planowała dotrzymać.


środa, 27 grudnia 2017

Przed sakramentalnym „tak”


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Before the 'I Do'
Zgoda: jest
Rating: +13
Pairing: Lily/James
Ilość części: miniaturka
Opis: Myśli Lily i Jamesa zanim wzięli ślub.

Lily
Dziś stanę się Lily Potter. Nie mogłam uwierzyć, że nadszedł dzień mojego ślubu. Pod pewnymi względami, zdawało mi się, że dojście do tego momentu zajęło mi wieki; z drugiej strony, czas minął o wiele zbyt szybko.
Nigdy nie sądziłam, że wyjdę za mąż w wieku osiemnastu lat. Wciąż byłam dzieckiem albo przynajmniej tak się czułam przez większość dni, ale rozgorzała wojna i nie wiedziałam, jak długo James lub ja będziemy żyli, a jeśli miałam umrzeć, chciałam być wtedy żoną Jamesa.
Przełknęłam ciężko, poprawiając włosy. Kiedy byłam młodsza, fantazjowałam o tym, jak będzie wyglądać mój ślub. Kiedy o tym myślałam, zawsze widziałam ze mną Severusa z jego normalnie srogą twarzą, uśmiechającego się do mnie łagodnie z powodu mojego szczęścia. Zawsze myślałam, że mój najlepszy przyjaciel będzie dzielił ze mną ten dzień, ale wiedziałam, że nawet gdybyśmy wciąż byli przyjaciółmi, odmówiłby przyjścia. Nie pojawiłby się, z powodu jego niechęci do Jamesa, nawet jeśli to mnie unieszczęśliwiało.
Myślałam, że Petunia będzie stała u mojego boku, że będzie moją świadkową, gdy będę składała śluby, ale jej również tam nie było. Odmówiła zrobienia czegokolwiek związanego z magicznym światem, nawet jeśli było to coś tak prostego, jak przyjście na mój ślub. Nie zostałam nawet zaproszona na jej ślub, więc naprawdę nie powinnam być tak zaskoczona.
Zastanawiałam się, czy nie robię błędu. Czy James naprawdę był mężczyzną dla mnie? Przez tak długi czas, nawet nie potrafiłam na niego patrzeć. Brzydził mnie, ale potem, gdzieś w ostatniej połowie szóstego roku, nadeszła jakaś zmiana i nagle był jedyną rzeczą, o jakiej mogłam myśleć.
Mogliśmy znać się od lat, ale nie chodziliśmy ze sobą tak długo. Może doprowadziła nas do tego wojna. Wiele ludzi wzięło śluby, ponieważ bali się tego, co nadchodzi.
Nie znoszę być jak wszyscy inni – zawsze starałam się być nadzwyczajna, zamiast przeciętna – ale strach sprawia, że ludzie robią szalone rzeczy.
Jeśli przeżyjemy wojnę, zastanawiałam się, czy razem z Jamesem będziemy dość silni, by zostać razem, czy nasze małżeństwo rozejdzie się w szwach.
Po prostu nie wiedziałam, czy robię błąd, ale nie wycofam się, pomimo wątpliwości. Dzisiaj, poślubiłam Jamesa i za nieco ponad dwie godziny, nie będę dłużej Lily Evans. Zamiast tego, będę Lily Potter.

James
Po latach uganiania się za Lily Evans, strasznie ciężko mi było uwierzyć, że w końcu zgodziła się, żeby w zeszłym roku pójść ze mną na randkę. Kiedy powiedziała „tak”, po prostu założyłem, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by upewnić się, że  nigdy więcej nie pójdziemy na kolejną. Ale pod koniec wieczora, nie tylko powiedziała, że dobrze się bawiła, ale to ona zasugerowała, żebyśmy się spotkali ponownie. Kto by pomyślał, że to będzie ona?
Nigdy nie oczekiwałem, że ktoś tak idealny i wspaniały, jak Lily, kiedykolwiek będzie chciał ze mną być, choć zawsze miałem nadzieję, że i tak ona to zrobi. Była piękna, bystra, zabawna, życzliwa. Mówiąc prosto, była idealna. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Zawsze robiłem dla niej wszystko, co tylko mogłem, ale czy to wystarczało? Miałem wrażenie, że nie.
A potem pojawiła się sprawa wojny. Większość ludzi wolała ignorować ten temat, ale był to czas, kiedy trudno było o tym nie myśleć. Zawsze wiedziałem, że chcę spędzić resztę mojego życia z Lily, ale co sprawiło, że oświadczyłem się tak szybko? Spotykaliśmy się przez niewielki czas, zaledwie krótki rok. Nie chciałem myśleć o możliwości, że mrok rozciągający się po świecie miał jakiś wpływ na nasz związek.
Poślubienie Lily było sytuacją teraz albo nigdy. Przez to, dokąd zmierzały sprawy czarodziejskiego świata, nikt nie mógł być bezpieczny. Chciałem poczuć się tak, jakbyśmy mieli całe życie na poślubienie się, że nie ma pośpiechu. Ale nasze wspólne życie mogło nie być tak długie. Widziałem jedno. Nie chcę umrzeć bez poślubienia jej.
Czy powód, dlaczego powiedziała „tak”, był podobny do mojego? Czy ciężar całego świata opadł na jej na ramiona, gdy uklęknąłem na jedno kolano? Chciałem myśleć, że zgodziła się zwyczajnie dlatego, że mnie kocha, ale znałem Lily. Była myślicielką, o wiele bystrzejszą niż ja kiedykolwiek mogłem być. I nie była ślepa na okropności otaczającego nas świata.
Ostatni raz spojrzałem na siebie w lustrze, gotowy, by za kilka minut pójść do kaplicy. Czy naprawdę miało znaczenie to, czy stan rzeczy wpłynął na nią, że powiedziała „tak”? Wciąż mówiła „tak”. I przecież kochała mnie. Wiedziałem, że tak. Więc dlaczego robiłem takie zamieszanie. Powiedziałem sobie, że nie ma się czym martwić, kierując się do pomieszczenia, gdzie wkrótce Lily Evans stanie się Lily Potter. Tak, nie mogłem otrząsnąć się z niepokoju, bez względu na to, jak próbowałem.


niedziela, 24 grudnia 2017

NDH - Rozdział 57


Ku uldze Snape’a, Harry nie zapytał o diadem. Chłopiec wydawał się uważać, że ta cała przygoda jest powiązana z alternatywną rzeczywistością, którą zamieszkiwała Luna i zdecydował, że próbowanie uporządkowania tego wszystkiego miałoby szkodliwy wpływ na jego własne zdrowie psychiczne. Poza tym, naprawdę nie chciał, żeby mu przypominano, że dziewczyna pokonała go jednym ciosem, więc wyrzucił całą aferę z umysłu.
Poza tym, wiele innych rzeczy zajmowało mu czas. Oprócz zajęć i treningów, Łapa kontynuował ich lekcje, żeby w końcu mógł zostać animagiem i wciąż pojedynkował się z profesorem Flitwickiem. Zwykle z przyjaciółmi spędzał przynajmniej jeden wieczór w tygodniu w lochach, pomagając swojemu ojcu w przygotowywaniu składników, a Hermiona zdołała przekonać Mistrza Eliksirów, by zaczął ją uczyć, jak stworzyć eliksir Tojadowy. Razem z Ronem byli w drużynie Quidditcha w tym roku i odkryli, że mogą spędzać wiele czasu na rozmowie o grze, ponieważ – w przeciwieństwie do poprzedniego roku – nie musieli unikać żartów Freda i George’a.
Po tym, jak zdali sobie sprawę, że Zastępca Dyrektora Snape będzie miał zero tolerancji dla ich zwykłych wybryków, bliźniacy wynegocjowali umowę, że jeśli profesor pomoże im z pomysłami na eliksiry, to nie uciekną się do żartów, które byłyby ucieczką od nudy. Ponieważ próby ich wynalazków na niewinnych ofiarach byłyby pogwałceniem ich umowy – i, zdaniem profesora, zagwarantowałoby im to lanie przez ich matkę drewnianą łyżką na samym środku pokoju wspólnego Gryffindoru – musieli poszukać tymczasowej pracy, żeby mieli fundusze, by opłacić obiekty ich testów.
Profesor Snape, za zgodą Artura i Molly, zapewnił bliźniakom zatrudnienie u Zonka po szkole i oboje natychmiast zafascynowali się ekonomią ich własnego, małego biznesu. Odkryli, że Percy jest pomocnym źródłem informacji, a Ron był zachwycony tym, że pierwszy raz w życiu jest ignorowany przez bliźniaków.
Ogólnie, wszystko wskazywało na to, że ten rok jest niespotykanie spokojny, z czego Snape był raczej zadowolony. To uczucie wyparowało, gdy McGonagall i Dumbledore wrócili z ich ostatniego etapu polowania na horkruksy.
Oboje mieli nietypowe dla nich miny, wyrażające porażkę, gdy zasiadali do stołu ze Snapem, Sprout, Pomfrey i Flitwickiem. Gdyby to nie była noc pełni księżyca, Lupin i Black również byliby zaangażowani.
- Jakieś postępy? – zapytała z nadzieją Poppy.
- Nie takie, na jakie mieliśmy nadzieję – westchnął Albus. – Byliśmy w stanie potwierdzić, że Tom w pewnym momencie zdobył medalion Salazara Slytherina i wydawało nam się prawdopodobne, że użyje go do stworzenia horkruksa. Wyśledziliśmy medalion w miejscu ukrytym w nadmorskiej jaskini, którą Tom ochronił serią zaklęć. Wiele z nich było dość częstych – osłony antyaportacyjne, niewidzialne łodzie z wiosłami, tego typu rzeczy – ale niektóre były raczej… pomysłowe.
Snape zadrżał, gdy pomyślał, co może oznaczać słowo „pomysłowe” dla Czarnego Pana.
Minerva podjęła opowieść.
- Była tam misa z zielonym, świecącym eliksirem i, nie, Severusie, nie wiem, jakiego typu był to eliksir – dodała, widząc, jak młodszy mężczyzna pochyla się z nagłym zainteresowaniem. – Ale wyglądał bardzo nieprzyjemnie, a biorąc pod uwagę jego twórcę, nie miałam ochoty dowiadywać się o nim więcej. Jasne było, że aby opróżnić kielich i wydobyć medalion, eliksir musi zostać wypity. – Pozostali sapnęli z przerażeniem. – Jak zwykle – kontynuowała raczej zjadliwie Minerva, – Albus był chętny grać męczennika i się poświęcić, ale oczywiście było to niepotrzebne.
Albus błysnął oczami w stronę surowej czarownicy.
- Nie wszyscy z nas są tak mądrzy, czy pomysłowi, jak ty, moja droga – odpowiedział łagodnie. – Nie możesz być na mnie zła za to, że jestem tak konwencjonalny.
Słuchacze wytrzeszczyli oczy. Albus Dumbledore – konwencjonalny? Co takiego, do licha, Minerva wymyśliła?
- No, nie być tak tajemnicza, Minervo! – wykrzyknęła Sprout. – Powiedz nam, co zrobiłaś!
Minerva zrobiła się nieco różowa.
- To nic takiego – sprzeciwiła się.
Albus zachichotał.
- Ta bystra, nowatorska i utalentowana czarownica bezzwłocznie przemieniła kilka chrząszczy w słonie i kazała im wyssać eliksir trąbami i wlać go do pojemnika, który również transmutowała. To wydawało się spełnić wymóg, że eliksir ma być „wypity”, choć zwierzęta, ostatecznie, nie do końca go spożyły.
Minerva machnęła lekceważąco ręką na widok pełnych podziwu spojrzeń reszty.
- Najtrudniejszą częścią było rzucenie Imperiusa na słonie, by wypiły eliksir, ale tym zajął się Albus. Ale nawet gdyby musiały wypić eliksir, łatwo mogłabym transmutować nowe słonie, w razie potrzeby. Mimo wszystko, w jaskini było wiele robactwa.
- O mój Boże! – Poppy spojrzała na swoją starszą koleżankę z trwogą. – To było naprawdę bardzo sprytne, Minervo!
- Kiedy już skończyliśmy, z łatwością dało się wziąć medalion z dna misy – wyjaśnił Dumbledore.
- Niestety, gdy zdobyliśmy medalion i wyszliśmy z jaskini, odkryliśmy, że wcale nie ruszyliśmy z miejsca. Ktoś nas ubiegł – westchnęła Minerva. Wyjęła medalion i pokazała im ukrytą notkę: – „Do Czarnego Pana” – przeczytała głośno, – „wiem, że będę martwy na długo, zanim to przeczytasz, ale chcę, żebyś wiedział, że to ja odkryłem twój sekret. Ukradłem prawdziwego horkruksa i zamierzam jak najszybciej go zniszczyć. Mierzę się ze śmiercią w nadziei, że gdy spotkasz godnego przeciwnika, znów będziesz śmiertelny. – R.A.B.” Więc rozumiecie, że po tych wszystkich kłopotach, ten medalion jest fałszywy, a nie mamy pojęcia, gdzie może być prawdziwy.
- Może naprawdę został zniszczony? – zaproponowała z nadzieją Poppy.
- Może – zgodził się łagodnie Albus. – Ale bez dowodu, co się z nim stało, pozostajemy odsłonięci. Z tego, co wiemy, Voldemort był w stanie odzyskać prawdziwy i pozostawić ten na przynętę. Z całą wrażliwą skromnością, zaklęcia nałożone na jaskinię prawdopodobnie okazałyby się śmiertelne dla mniej potężnych i mniej doświadczonych czarodziei niż ja i Minerva.
- Och, moi drodzy – rozpaczała Sprout.
- Jaki jest nasz najlepszy krok? – zapytał Flitwick.
Dumbledore rozłożył ręce.
- Trafiliśmy na ślepy zaułek. Razem z Minervą przeszukaliśmy wszystko, co tylko mogliśmy wymyślić, bez powodzenia. Mieliśmy nadzieję, że możecie mieć jakiś świeży pomysł.
Zapadła cisza, podczas gdy czarownice i czarodzieje myśleli. Przez kilka długich minut była cisza, do chwili gdy Minerva w końcu odezwała się.
- Och, Albusie, czuję się tak, jakbym nie była dla ciebie żadną pomocą. Być może, byłoby lepiej, gdybyś zabrał ze sobą Severusa. Może miałby więcej pomysłów, gdzie szukać albo zauważyłby coś, co przeoczyliśmy – zawołała z frustracją.
Albus złapał ją za rękę.
- Minervo, moja droga, nie lekceważę przy tym Severusa, czy kogokolwiek innego przy tym stole, ale muszę powiedzieć, że nie ma żadnej osoby, której ufałbym bardziej niż tobie. Uratowałaś mi życie już przynajmniej dwa razy i sądzę, że nie chciałbym mieć nikogo innego przy moim boku podczas tej misji.
McGonagall uśmiechnęła się.
- To bardzo miłe, ale nie umiem się powstrzymać przed myśleniem… - Przerwała nagle, a osłupienie przebiegło przez jej rysy.
- Minervo? – zapytał niepewnie Dumbledore.
- Być może to jest to, Albusie. Byliśmy tak skupieni na Tomie Riddle’u, że zapomnieliśmy, że nawet on miał sprzymierzeńców i przyjaciół. Może zaufał jednemu z nich w sprawie horkruksu?
Dumbledore skinął powoli głową, szarpiąc brodę.
- Tom zawsze był niesamowicie charyzmatyczny, o czym świadczy jego sukces z Szarą Damą – zgodził się. – Jego zwolennicy z pewnością zrobiliby dla niego wszystko. Severusie – odwrócił się do Mistrza Eliksirów, – jak myślisz, komu Tom ufał najbardziej?
Snape nie zawahał się.
- Bellatrix Black Lestrange była najbardziej lojalną i najmocniej faworyzowaną zwolenniczką Czarnego Pana.
- Ale ona jest od lat w Azkabanie – sprzeciwiła się Sprout.
- Tak, ale nie była tam przed zniknięciem Sama Wiesz Kogo – zauważył Flitwick. – Mógł powierzyć jej horkruks przed uwięzieniem.
- Ale cały jej dobytek zniknął – powiedziała Poppy. – Nie mogłaby go mieć w Azkabanie.
- Nie, ale jestem pewny, że wciąż ma konto w Gringocie – kontynuował Flitwick. – Czyż nie tam przechowałaby taki skarb? Gdyby Sami Wiecie Kto kazał jej chronić go przed wszelkimi niebezpieczeństwami?
- No i co nam to daje? – zapytała Sprout. – Z pewnością nie myślicie o włamaniu się do Gringotta!
Wszyscy nauczyciele przerwali, by zaśmiać się nad absurdalnością tego pomysłu.
- Nie, nie, droga Pomono – powiedział Dumbledore, ocierając łzy radości z oczu. – Nie sądzę, by to było konieczne. Myślę, że zaczniemy od rozmowy z Billem Weasleyem. Jego znajomość z goblinami może pomóc nam w zrozumieniu, jak najlepiej postąpić. Ale w międzyczasie, sądzę, że musimy uczcić radosną wieść! – skierował błyszczące spojrzenie na Snape’a, który spiorunował go wzrokiem z czystej zasady.
- No, mój chłopcze – namawiał Dumbledore. – Nie powiesz reszcie?
- Powiedziałem tylko tobie, ponieważ jako Głowa Wizengamotu, musiałeś to zatwierdzić – burknął Snape. – Z pewnością nie zamierzam ogłaszać tego całemu magicznemu światu.
- No, już, radosną nowiną powinno się dzielić – zbeształ go Albus.
- Och, na litość Merlina, co się stało? – zapytała Poppy z pewną szorstkością.
Snape odwrócił wzrok i wymamrotał coś pod nosem.
- Co?
Wymamrotał to ponownie i w końcu Dumbledore, rzucając młodemu mężczyźnie podenerwowane spojrzenie, odpowiedział:
- Severus formalnie adoptował Harry’ego.
Rozległy się sapnięcia i krzyki gratulacji, które tylko sprawiły, że Snape jeszcze mocniej skręcił się z zawstydzenia. Choć po prawdzie, uniknął wypowiadania swojego przypuszczenia, że wszyscy będą krzyczeć z przerażenia, nie radości i że natychmiast zrobią wszystko, by unieważnić obrady.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? – skarcił go radośnie Flitwick wyciągając rękę, by poklepać ramię posępnego profesora. – To wymaga świętowania!
Sprout pociągała sentymentalnie w chusteczkę do nosa.
- Och, to taki radosny dzień! Jak mogłeś zachować to dla siebie? Muszę iść do szklarni i znaleźć kwiaty na tę okazję!
Ku zaskoczeniu Snape’a, Poppy pochyliła się i pocałowała go w policzek.
- Rozumiem, że ty trzymałeś to w tajemnicy, ale jak, do licha, zdołałeś powstrzymać Harry’ego przed wykrzyczeniem tej wiadomości z wieży Astronomicznej?
- Cóż, właściwie to mu jeszcze nie powiedziałem… - zaczął ze skrępowaniem Snape.
- Nie? Ale Filius ma całkowitą rację: musimy uczcić tę okazję imprezą! – zadeklarował Albus. – Możemy zaprosić Weasleyów…
- Nie myślę raczej o czymś tak ekstrawaganckim… - spróbował ponownie Snape, ale jasne było, że nikt go nie słucha i reszta kadry z podekscytowaniem planowała wielką imprezę, która miała odbyć się za kilka dni – żeby dać Remusowi szansę na odpoczynek po pełni.
Tylko Minerva wycofała się z wrzawy i usiadła obok Snape’a.
- Rzeczywiście jesteś dobrym człowiekiem, Severusie – powiedziała cicho. – Harry jest wielkim szczęściarzem.
Prychnął i odwrócił wzrok, nie chcąc pokazać, jak bardzo zadowoliły go jej słowa.
- Ale – zaczęła i mężczyzna spojrzał na nią ostro. Ach, tak, zawsze musi być to „ale”, czyż nie? – Ale musisz podzielić się z Harrym tą wiadomością na osobności, przed imprezą. Takiego rodzaju wiadomości nie powinno się dowiedzieć przed tłumem.
Snape niecierpliwie pokiwał głową. Naprawdę sądziła, że sam tego nie zrozumiał?  Co jeśli chłopiec będzie wył w proteście? Albo z niesmakiem?
Tylko dlatego, że Harry zaakceptował to, by Snape podjął się roli opiekuna, a nawet nazywał go jakimś śmiesznym tytułem, nie oznaczało, że ucieszy się z faktu, że Mistrz Eliksirów legalnie przejął rolę jego ojca. Było całkiem prawdopodobne, że uzna to za zdradę Jamesa i wpadnie w szał.
Jednak Snape nie przejmie się takim wybuchem. Wiedział, że po to, by dobrze bronić Harry’ego, potrzebował pełnej kontroli nad chłopcem, a adopcja była jedyną do tego drogą. Harry’emu mogło się to nie podobać, ale trudno. Snape nie zamierzał ryzykować, że Dumbledore pewnego dnia sprzeciwi się jego postępowaniu z bachorem albo że Syriusz pożałuje swojej decyzji, że nie zażądał opieki. Nie, potrzebował formalnej adopcji, by upewnić się, że będzie miał ostatnie słowo w sprawie życia bachora w ciągu następnych pięciu lat.
Był dość zaskoczony tym, jak poszło to gładko i cicho. Podejrzewał, że musiał za to podziękować nowej pani Minister i Dumbledore’owi, nie żeby jego wstępne działania w zapewnieniu sobie poparcia Weasleyów, nie wspominając o Blacku i Lupinie, nie były dobrym pomysłem.
Poszedł nawet do Dursleyów, by uzyskać ich podpisy, że formalnie zrzekali się wszelkich więzi z chłopcem. Właściwie to była całkiem niezła zabawa. Nie wiedział, jak pomysłowy mógł być ten obłąkany skrzat i potrzebował kilku eliksirów uspokajających dla Vernona i Petunii, by doprowadzić ich do stanu, w którym byli w stanie trzymać długopis i czytelnie napisać swoje nazwiska.
Mimo to, posiadanie wsparcia nie zapewniło go, że jego podanie będzie pozytywnie rozpatrzone. Mimo wszystko, jak wygląda pozwolenie na zaadoptowanie chłopca, który przeżył byłemu śmierciożercy? Z tą historią Rita Skeeter miałaby pole do popisu!
A jednak w prasie panowała cisza, choć wiedział, że reporterka musiała mieć źródła w całym Ministerstwie. Jednakże nie zamierzał zaglądać darowanemu koniowi w zęby i już planował, jak skorzystać z chwilowego uciszenia wiadomości, by poinformować o tym Harry’ego.
- Powiem mu. Jutro – zgodził się krótko, a McGonagall skinęła głową z aprobatą.
- Dobrze. I załóż wtedy stare szaty – uśmiechnęła się ironicznie, wstając.
Snape spiorunował ją wzrokiem. Więc stara wiedźma spodziewała się, że Harry będzie krzyczał i rzucał rzeczami, prawda? Jakby nie znał wystarczającej liczby ochronnych zaklęć, by się obronić!
Jednak następnego wieczora, ubrał starszą szatę i upewnił się, że nic drogiego, albo szczególnie ciężkiego nie znalazło się w zasięgu jego rąk, kiedy przywołał chłopca do swoich kwater.
- Cześć, tato! – powitał Harry swojego opiekuna ze swoim zwykłym, dobrym humorem. Nie był pewny, dlaczego mężczyzna zawołał go do siebie, ale był rozsądnie przekonany, że nie miał żadnych kłopotów. Nie było szans, by ktokolwiek się dowiedział, że to on razem z Draco i Ronem byli w nocy w kuchni. Skrzaty domowe przysięgły milczeć, a naprawdę ktokolwiek mógł ostrożnie ułożyć tuzin ciasteczek jagodowych na siedzeniach w pokoju wspólnym Puchonów, po czym uniósł nad nimi zaklęcie niewidzialności.
To, że profesor Flitwick niedawno nauczył go tego zaklęcia niczego nie udowadniało; wiele starszych dzieci już znało to zaklęcie. I naprawdę, jeśli Puchoniaki zamierzały przechwalać się tym, jakim byli dobrym Domem, który nigdy nie wpada w kłopoty, nie zaczyna walk i w ogóle, sami prosili się o żart, prawda? Nie wspominając o tym, że nie kłopotali się tym, by trzymać w sekrecie ich sekretne hasło, więc tak naprawdę zapraszali do odwiedzin nie-Puchonów… albo przynajmniej tak postawił sprawę Draco.
Harry był całkiem pewny, że nikt nie pomyśli, by oskarżać Draco i Rona o robienie czego wspólnie i ostrożnie wybrali noc, kiedy bliźniacy mieli alibi w postaci pobytu w szpitalu, po tym, jak ich ostatni eliksir niespodziewanie wybuchnął, powodując, że ich nosy stały się ogromnie większe. A co ważniejsze, wybrali również moment, gdy Hermiona i Neville byli rozproszeni nadchodzącym egzaminem z zielarstwa. Hermiony i Neville’a raczej nie będą obwiniać, jak mogli zrobić z bliźniakami, ale również prawdopodobnie nie pochwaliliby żartu i mogło im się coś przypadkiem wymknąć. Harry wątpił, że Hermiona naprawdę zniżyłaby się do naskarżenia, ale Draco zauważył, że nie chce, by wiedźma przez resztę roku szkolnego karciła go za ten wybryk.
Ale nawet jeśli dowiedział się, dzięki jakiejś tajemniczej rodzicielskiej magii, Harry stwierdził, że warto było to zrobić dla zobaczenia oburzonych Puchoniaków, chodzących po zamku z fioletowymi plamami na tyłkach. Poprzednio spokojny Dom był zdenerwowany i ogłosił, że gdy odkryją, kto jest winny, poniesie karę. Teraz Harry i jego przyjaciele desperacko starali się sprawić, by Puchoniaki myśleli, że to wina Krukonów. Potem będą mogli usiąść i oglądać fajerwerki!
- Siadaj, Potter – rozkazał mu tata, brzmiąc na niezwykle surowego. – Mam coś… poważnego… do przedyskutowania z tobą.
Harry przygryzł wargę. Oho. To nie brzmiało dobrze. Czy powinien się przyznać, żeby oszczędzić tego pozostałej dwójce? A może zrobił coś jeszcze, co wytrąciło tatę z równowagi?
- Musisz się o czymś dowiedzieć – kontynuował Snape, czując się niezwykle skrępowany. Jak miał przekazać wiadomość, że z pewnej strony wyparł rodziców chłopca? Nie zamierzał przecież nalegać, by chłopiec zmienił nazwisko, na litość Merlina, ale adopcja wciąż technicznie zastępowała jednego ojca drugim. Snape nie byłby zaskoczony, gdyby pojawił się przed nim duch Jamesa Pottera i uderzył go w nos. Drogi Miesięczniku Wiadomości Naukowych, gdybyście dostrzegli dziwny ruch na orbicie Ziemi, sugeruję, żebyście zbadali pewien grób w Dolinie Godryka. Jego mieszkaniec prawdopodobnie obraca się z taką prędkością, że przeszkadza w ruchu planet…
- C-co się dzieje, tato? – Harry zaczął się już denerwować. Nawet jeśli jego część w żarcie została odkryta, naprawdę nie spodziewał się czegoś gorszego niż szlaban czy esej – i może publiczne przeprosiny dla Puchoniaków. Mimo wszystko, ostatecznie skrzaty dają radę wywabić plamy z szat Puchonów, a podczas gdy całą trójką nie spali po ciszy nocnej, technicznie rzecz biorąc, wstanie o trzeciej nad ranem nie różniło się tak mocno od wczesnego wstawania.
Chłopiec naprawdę nie martwił się złapaniem – profesor Sprout była dość łagodna i gdyby dość mocno błagali, prawdopodobnie zgodziłaby się sama ich ukarać, zamiast zwracać się do profesora Lupina czy Snape’a. A szlaban w szklarni wcale nie był tak straszny. Ale spojrzenie na twarz jego taty sprawiło, że zaczął się martwić, że źle ocenił sytuację. Przez co jeszcze mógł być tak… och, nie!
- Coś się w nocy stało z Lunatykiem? – wypaplał i uderzył w niego nowy strach. – Albo Łapie?
Skrępowanie Snape’a jeszcze mocniej niż zwykle zmniejszyło jego cierpliwość.
- Nic im nie jest – warknął. – A teraz nie ruszaj się i słuchaj! – Odchrząknął niepewnie. – Zrobiłem coś, co może ci się nie spodobać, ale będziesz musiał dostosować się do sytuacji – powiedział surowo.
- Dobrze – powiedział z niepokojem Harry. O czym tata mógł mówić?
- Przypomnij sobie, jak, mniej więcej rok temu, poprosiłeś mnie, żebym był twoim opiekunem.
Harry skinął głową, a jego serce nagle zakłuło. Och, nie! Po całym roku, jego tata musiał zmęczyć się krążeniem wokół niego i zrezygnował z opieki. Harry zaczął panicznie wciągać oddechy.
- Po wydarzeniach z zeszłego roku i zmianach w tym, jasne się stało, że nieformalna opieka nie jest idealną sytuacją – kontynuował Snape ze skrępowaniem. Miał nadzieję, że jeśli przedstawi wszystko dzieciakowi, bachor zrozumie, że adopcja jest najlepszym wyjściem.
- Tak, jest. – Harry wydusił słowa przez suche gardło. Nie będzie beczeć jak małe dziecko. Oczywiście, profesor był zbyt zajęty tym, by opiekować się nim. Był teraz Zastępcą Dyrektora, a czyż Harry nie udowodnił, jakie są z nim kłopoty? W zeszłym roku, minął zaledwie miesiąc bez jakiś kryzysów. A skoro Łapa i Lunatyk są w szkole, naturalnie profesor Snape musiał czuć ulgę, że ktoś inny mógł zająć się uciążliwym podopiecznym. Jego pierwszy ojciec nie był raczej przyjaciółmi z profesorem Snapem ani nawet nie był zbyt miły. Profesor Snape był zwyczajnie miły, że zabrał Hrry’ego, gdy nikt inny nie chciał.
- No więc… - Snape odkrył, że ponownie musi odchrząknąć. – Ach… Podjąłem pewne kroki i…eee… - Och, na brodę Merlina! Jąkał się jak pierwszak! Po prostu wykrztuś to z siebie i miej to z głowy! - …Dostałemzieloneświatłoicięadoptowałem.
Szczęka Harry’ego opadła. Nie mógł usłyszeć tego, co myśli, że słyszał. Ledwo oddychając, wyszeptał:
- Co takiego, sir?
Snape spiorunował bachora wzrokiem. Spójrzcie na niego – cały jest blady i się trzęsie! Najwyraźniej w każdej sekundzie mógł wybuchnąć wściekłością.
- Słyszałeś mnie – warknął. – Adoptowałem cię. Legalnie jesteś moim synem. – No i jest. Potter będzie musiał się z tym pogodzić.
Harry walczył ze sobą, by znaleźć sens słów mężczyzny. Został adoptowany? Ale… ale to oznaczało, że profesor nigdy go nie odda. Że utknie z Harrym na zawsze. Czy mógł dobrze słyszeć?
- T-to znaczy, że mnie nie oddajesz?
Snape zamrugał.
- Co? – O czym dzieciak paplał? Oddać go? Komu?
- Nie masz nic przeciwko byciu moim tatą? Na zawsze? – Harry przełknął ślinę.
- Nie masz nic przeciwko, że cię adoptowałem? Formalnie? – zapytał Snape.
- Dlaczego miałbym mieć? – spytał bezbarwnie Harry. – Ale dlaczego ty miałbyś tego chcieć? To znaczy, że się mnie nie pozbędziesz. Nigdy.
Snape skrzywił się w kierunku bachora.
- Idiota. Nie mam zamiaru się ciebie pozbywać, ani teraz, ani w przyszłości. Myślisz, że jestem tak zmienny w obietnicach?
- Ale co jeśli któregoś dnia będziesz miał swoje dzieci? Albo zdecydujesz, że jestem zbyt dużym kłopotem? Albo że…
- Głupi dzieciak. – Ulotna litość, którą Snape czuł do Dursleyów szybko wyparowała w obliczu przypomnienia, jak kruche jest poczucie własnej wartości Harry’ego. – Już mam syna. Ciebie – dodał, nie chcąc ryzykować, że chłopiec użyje swojego gryfińskiego zrozumienia. – W mało prawdopodobnym przypadku, gdy pewnego dnia zdecyduję się mieć inne dzieci, ty pozostaniesz najstarszym. A skoro Weasleyowie nie uznali za stosowne odrzucić bliźniaków, nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego sądzisz, że jesteś zbyt kłopotliwy. Myślałem, że nawet Gryfon zrozumie, że moja obecność w twoim życiu nie ma przejściowej natury, ale najwyraźniej myliłem się i uznałeś nasz związek za tymczasowy. Cóż, te papiery adopcyjne powinny naprostować twoje myślenie. – Rzucił oficjalny zwój na stół między nimi, a Harry uniósł go oszołomiony.
Przeglądnął formularz i z pewnością było to dokładnie to, co tata powiedział. On, Harry James Potter, od tego dnia, był przez czarodziejskie prawo uznawany za legalnego syna i spadkobiercę Severusa Snape’a. Napisali wiele śmiesznych terminów i trudnych słów, ale ta część była krystalicznie prosta. Miał ojca. Legalnie, prawnie, bezsprzecznie ojca.
- C-czy to coś zmienia? – zapytał niepewnie, spoglądając na tatę.
Snape zmarszczył brwi. Dlaczego bachor nie zaczął jeszcze wyć?
- Takich, jak? – Na niepewne wzruszenie ramion Harry’ego, prychnął niecierpliwie. – Nie mogę usiłować odpowiedzieć na tak ogólne i źle sformułowane pytanie, panie Potter, ale wystarczy powiedzieć, że nie przewiduję żadnych zmian naszej umowy. Wciąż będziesz mógł spotykać się ze swoim ojcem psiestnym i wilkołakiem, możesz spędzać czas z klanem Weasleyów i nie mam zamiaru zmieniać reguł, które rządzą twoim zachowaniem. A teraz, biorąc pod uwagę te fakty, chcesz uszczegółowić swoje pytanie?
Harry potrząsnął głową bez tchu. Ledwo mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jego tata w ogóle nie zmienił zdania! Tylko bardziej utrwalił swój związek z Harrym, nic więcej.
Snape był zaintrygowany. Dlaczego Potter nie wrzeszczał i nie krzyczał, albo przynajmniej nie narzekał z goryczą na brak konsultacji z nim.
- Nie masz żadnych zastrzeżeń? – zapytał w końcu.
W tym momencie to Harry zrobił zdziwioną minę.
- Dlaczego miałbym mieć? – odpowiedział. – Jak powiedziałeś, poprosiłem cię, żebyś się mną zajął.
- No, tak – przyznał Snape, – ale nie prosiłeś mnie, żebym cię adoptował.
Promienny uśmiech, który rozbłysnął na twarzy Harry’ego, poważnie zdezorientował ponurego profesora.
- Tak, wiem – zgodził się radośnie Harry. – Nigdy nie poprosiłbym o coś takiego. Znaczy, to jak proszenie o największy, najwspanialszy prezent na świcie! Nawet Draco byłby zbyt nieśmiały, by poprosić o coś takiego, ale i tak mi to dałeś.
Usta Snape’a otworzyły się i zamknęły, ale nie wydobył się z nich dźwięk. Czy ten mały diabeł sugerował, że bycie adoptowanym przez niego było równoznaczne z „największym, najwspanialszym prezentem na świecie”? Zwalczył pragnienie otarcia uszu.
- Cóż, skoro jesteś zadowolony – zdołał w końcu wybełkotać, a potem szpiczaste czoło bachora uderzyło w jego mostek, czyniąc go całkowicie niezdolnym do mówienia. Przynajmniej tak wytłumaczył sobie swój brak umiejętności wysłowienia się.
Harry w końcu uniósł głowę z szat taty i wytarł oczy. Naprawdę musiał przestać ryczeć jak dziewczynka, za każdym razem, gdy jego tata zrobi dla niego coś miłego, choć sądził, że adopcja jest na tyle wyjątkowa, że nawet dorosły może się nieco rozbeczeć.
- Będę naprawdę dobrym synem – obiecał zaciekle. – Zobaczysz.
- Głupie dziecko. – Głos Snape’a był niespotykanie chrapliwy w jego uszach. – Już udowodniłeś, że jesteś d-dobrym synem – zająknął się widocznie przy nieczęsto używanym słowie. – Choć oczywiście będę oczekiwał, że wciąż będziesz się zachowywał i postępował stosownie – dodał szybko, nie tracąc okazji, by przypomnieć bachorowi o jego obowiązkach.
- Będę! – przysiągł Harry, tak przytłoczony ogromem działań ojca, że nawet nie przewrócił oczami nad surowością jego słów.
-Hymf. – Snape właściwie nie prychnął z kpiną, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że ma bardzo realistyczny pogląd na zwyczajne zachowanie dwunastolatka.
- Eee, tato… - zapytał niepewnie Harry. – Czy mogę… no, wiesz… powiedzieć komuś?
Snape westchnął ciężko i zdał sobie sprawę, że jego ramię, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, wciąż owijało się wokół ramion chłopca. Szybko je zdjął i powiedział:
- Myślę, że reszta kadry planuje zorganizować jakiegoś rodzaju… przyjęcie… jutro. Powinieneś porozmawiać z twoją Opiekunem Domu, by upewnić się, że twoi przyjaciele są zaproszeni.
Harry podskoczył z podekscytowaniem.
- Wow! Przyjęcie? Dla nas? Super! – Rzucił się w stronę drzwi. – Upewnię się, żeby Lunatyk – znaczy, profesor Lupin – wiedział, że chciałbyś te małe ciasteczka z przyprawami, które robi Zgredek.
- Potter! Nie waż się… - zaczął Snape. Gdyby wiedza, że jest uzależniony od wypieków skrzata domowego, przedostała się do opinii publicznej, jego reputacja byłaby zrujnowana.
Ale zanim zdołał dokończyć sztywny nakaz, Harry wrócił i rzucił się w ramiona taty, popychając zaskoczonego mężczyznę na poduszki sofy.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – wyszeptał chłopiec. – Jesteś najlepszym tatą na świecie!
A potem wyszedł, otwierając drzwi, jakby ścigała go horda śmierciożerców. Snape spojrzał za nim, czując się tak, jakby został uderzony zaklęciem Confundus. Potter był szczęśliwy, nie, zachwycony tym, że został przez niego adoptowany? Być może – tylko być może – nie był tak straszny w tym całym rodzicielstwie, jak się obawiał…

CDN…


Wesołych i Potterowskich Świąt!!!


piątek, 22 grudnia 2017

NDH - Rozdział 56


Harry ziewnął, kierując się w stronę wieży Gryffindoru, po popołudniowej herbatce z Hagridem. Obawiał się nieco, że Hagrid może zaprzyjaźnić się z nowym pierwszakiem na miejsce Harry’ego, ale jasne było, że olbrzym był tak oddany Harry’emu, jak zawsze, a jego radość, kiedy drugoroczny przyszedł go odwiedzić, była tak namacalna, żeby zapewnić nawet Harry’ego.
Zdołał podsunąć kamienne ciasteczka Kłowi, kiedy olbrzym nie patrzył, ale trzy filiżanki mocno słodzonej herbaty wystarczyły, by sprawić, żeby był śpiący. A gdyby jego tata się dowiedział, zabroniłby mu budyniów przez przynajmniej dwa dni. Mimo to, czas spędzony z Hagridem zawsze był relaksujący i Harry czuł, że jego gra na flecie szła mu całkiem dobrze, choć jego tata i ojcowie chrzestni wciąż mieli tendencję do wzdrygania się, kiedy oferował, że coś im zagra.
Hagrid był podekscytowany tym, że jego mały prezent tak długo interesował Harry’ego i był jeszcze bardziej zadowolony, gdy został poproszony o udzielanie instrukcji. Hagrid mógł nie być bystry, ale był na tyle mądry, by wiedzieć, że większość szkoły – uczniowie i kadra – uważali go za coś w rodzaju głupka, więc było to zarówno osobliwe i pochlebiające, gdy Harry poprosił go o lekcje gry na flecie. Gdy mu powiedziano, że cała sprawa była pomysłem Severusa Snape’a tylko zwiększyła przyjemność Hagrida… pomyślcie sobie! Severus myślał, że on będzie dobrym nauczycielem! Wielkie serce Hagrida szybko stworzyło miejsce dla Snape’a, zaraz obok piedestału Dumbledore’a.
Z punktu widzenia Harry’ego, miło było spędzić czas z kimś, kto nie wydawał się być w połowie przekonanym, że jego tata jest wampirem, tyranem albo że prawdopodobnie używał go jako celu do ćwiczeń zaklęć. Czasami mroczne wyobrażenia innych uczniów (albo nawet niektórych profesorów!) mogły się stawać nieco męczące.
Harry szedł jednym z zamkowych korytarzy, kierując się do wieży Gryffindoru. Miał mało czasu przed kolacją, a nawet nie zaczął zadania na zaklęcia.
- Harry, tutaj jesteś!
Słysząc za sobą głos, automatycznie przygotował swoją różdżkę – te lekcje pojedynków miały efekt – ale wtedy odprężył się, gdy zorientował się, kto to.
- Cześć, Luna – powiedział, witając uprzejmie pierwszoroczną. Potem zamrugał. – Eee… wiesz, że rzodkiewki zwisają ci z uszu?
- Och, dziękuję! – uśmiechnęła się, jakby właśnie dał jej wielki komplement. – Są całkiem oryginalne, prawda?
- Uch, tak – zgodził się, szczęśliwy, że może być szczery. – Więc, eee, jak tam w Ravenclaw?
Luna machnęła beztrosko ręką.
- Och, jest całkiem miło, z wyjątkiem tych wszystkich nargli, wiesz? – Na widok tępego wyrazu twarzy Harry’ego, przyjrzała mu się bliżej, po czym powiedziała tonem, w którym świtało zrozumienie. – Och. Rozumiem… raczej cię unikają, prawda?
- Eeeeee, tak – zgodził się ostrożnie Harry, zastanawiając się, czy Draco nie miał dobrego pomysłu. – Cóż, naprawdę powinienem uciekać…
- Och, jeszcze nie, Harry. Musisz nam pomóc.
Harry rozejrzał się po skądinąd pustym korytarzu.
- Wam? – zapytał niepewnie.
Skinęła entuzjastycznie.
- Tak. Naprawdę musimy to zrobić. Wiesz, nigdy bym nie wybrała Ravenclaw, gdybym wiedziała, że mają same smutne duchy – powiedziała ufnie, przybliżając się do ucha Harry’ego. – Znaczy, Marta jest dość jękliwa, ale z tego, co mówiły inne dziewczyny, nie było wiele nadziei by jej pomóc, więc myślę, że ważniejsze jest pomóc Szarej Damie, prawda?
Harry przygryzł wargę, zastanawiając się, czy Luna nie powinna łykać jakiś specjalnych eliksirów.
- Ja… eee… Tak sądzę – zgodził się, uważając, że udobruchanie małej wiedźmy było najlepszą strategią.
Nagrodziła go oślepiającym uśmiechem.
- Wiedziałam, że pomożesz! – wykrzyknęła radośnie. – Mimo wszystko, to wszystko z korzyścią dla ciebie, prawda?
- Tak? – zapytał Harry tępo.
- Cóż, podejrzewam, że masz rację – zgodziła się Luna, jakby Harry się z nią kłócił. – Tak naprawdę będzie to dobre dla nas wszystkich, ale tobie pomoże bardziej bezpośrednio, nie rozumiesz?
- Dobrze. – Harry zrezygnował i zwyczajnie podążył za Luną. Pomyślał, że jeśli zacznie robić coś oczywiście głupiego, zawsze mógł ją oszołomić.
- Powiedziała, że to tędy – wyjaśniła Luna, prowadząc Harry’ego przez zamek. – I że ty będziesz w stanie pomóc mi to rozpoznać.
- Uch, co? – zapytał Harry.
- Współczujesz jej, prawda? – kontynuowała Luna, jakby Harry nie przemówił. – Znaczy, przez takie długie czucie winy, a potem pójście do przodu i zaufanie całkowicie złej osobie? Cóż, nic dziwnego, że jest tak nieszczęśliwa. I biedny Baron – westchnęła. – Sądzę, że czarodzieje często są zbyt obsesyjni, prawda? Znaczy, „Romeo i Julia” mogli być świetną literaturą, ale w prawdziwym życiu takie rzeczy są nadmierne.
- Uch huh. – Harry uśmiechnął się i skinął głową, gorączkowo chcąc, żeby ktoś przyszedł.
- Mimo wszystko, życie biegnie dalej, prawda? Zakładając, że nie jest się umarłym – wyjaśniła z chichotem. – Tak myślisz, prawda?
Harry już nawet nie starał się zrozumieć jej stwierdzeń. Tylko ponownie uśmiechnął się i skinął głową.
- Ja też tak myślę, po śmierci mojej mamy – zgodziła się Luna, a uwaga Harry’ego skupiła się ostro.
- Twoja matka nie żyje? Znaczy… przepraszam. Nie wiedziałem.
Luna tylko skinęła głową i ruszyła dalej, choć jej uśmiech nie osłabł.
- Och, to nie było tak sławne, jak śmierć twoich rodziców, Harry. Nie oczekiwałam, że będziesz o tym wiedział. Choć to wciąż bardzo smutne.
- Eee, jestem tego pewny – powiedział skrępowany Harry. – To było dawno temu?
- Czasami czuję się, jakby było, ale innym razem tak, jakby to było wczoraj. Wiem, że któregoś dnia ją zobaczę, ale często chciałabym z nią pomówić. Mój tata jest nieco skupiony na swojej gazecie. – Westchnęła lekko. – Nie jestem tak bardzo interesująca, jak śledzenie chrapaka.
- Ja sądzę, że jesteś interesująca – powiedział mocno Harry i całkowicie szczerze. Szalona, tak, ale  zdecydowanie interesująca.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Słodko, że to mówisz!
Harry odpowiedział uśmiechem.
- Ach, jesteśmy! – Ale Luna natychmiast zaprzeczyła sobie, odwracając się i maszerując tym samym korytarzem, którym właśnie przyszli.
Harry stał nieruchomo, przyglądając jej się, ale kiedy chodziła w tę i z powrotem, w końcu zapytał:
- Ummm, Luna? Zgubiliśmy się?
Zamrugała w jego stronę.
- Och, nie, Harry. My nie jesteśmy zagubieni. Jesteśmy poszukiwaczami. – I spokojnie przeszła przez drzwi, których nie było chwilę wcześniej.
Szczęka Harry’ego opadła, po czym wystrzelił za nią.
- Luna, czekaj! To może być niebezpieczne! – zawołał, myśląc o tym, jak magicznie pojawiły się drzwi do Komnaty i jak dyrektor i Hagrid je odkryli.
Złapał ją w wielkim pomieszczeniu, wypełnionym wszelkiego rodzaju dziwnymi przedmiotami.
- No i? – spojrzała na niego wyczekująco. – Gdzie to jest?
- Co? – zapytał tępo Harry, rozglądając się. – Co masz na myśli? To ty przyprowadziłaś tu mnie.
- Tak – powiedziała cierpliwie, – ale to ty jesteś kluczem. Ona powiedziała, że… och! Nargle!
Harry podskoczył i rozejrzał się, ale nargle pozostały tak niewidzialne, jak zawsze.
Luna popędziła do przodu i, odpychając na bok kilka przedmiotów, uniosła stary diadem.
- Tu jest! Widzisz, jak nargle go unikają? – Podała mu go. – Mam rację, prawda?
Harry odebrał od niej koronę, dziwiąc się nad jej pięknem i dziwnym ciepłem. Zamrugał, czując nagle lekki zawroty głowy, ale potem uczucie minęło i poczuł się gwałtownie mądry i potężny.
- Oczywiście, że to jest to – zaśmiał się, zastanawiając się, dlaczego był wcześniej tak zdezorientowany. Pewnie założył diadem na głowę i natychmiast poczuł się jeszcze bardziej pewny siebie.
Ogarnęło go poczucie kompletnej pewności i spojrzał protekcjonalnie na blondynkę u swojego boku.
- Nie będę cię już dłużej potrzebował – powiedział jej. – Od teraz ja się tym zajmę.
Luna zmarszczyła brwi.
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Harry – powiedziała powoli.
Odwrócił się od niej, rozglądając się po innych rzeczach z pomieszczenia. Była szansa, że mogły być tu inne użyteczne rzeczy, a nikt się nie dowie, że w ogóle je zabrał…
- Harry! – Natarczywe szarpnięcie za rękaw zirytowało go. – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli to zdejmiesz i pozwolisz mi potrzymać.
Strząsnął irytującą dziewczynę.
- Pozwolić tobie to potrzymać? Dlaczego miałbym to zrobić? – zadrwił. Ta mała idiotka wyobrażała sobie, że odda swoją koronę? Raczej nie!
- Musimy zabrać to do profesora Snape’a – powiedziała stanowczo. – I chciałabym to trzymać w międzyczasie.
- Uciekaj, dziewczynko – rzucił lekceważąco. – To już nie jest twoja sprawa. – Odwrócił się do stosu rzeczy. Przejęcie władzy nad zamkiem będzie łatwe, jeśli tylko znajdzie…
- Harry! – Znów chwyciła go za ramię i jego usposobienie pękło. Rzucił się na nią, zamierzając oszołomić ją na tyle długo, by wyciągnąć różdżkę i rzucić na zarazę Obliviate.
Ku jego zaskoczeniu, jego pięść niegroźnie przeleciała przez powietrze, gdy Luna schyliła się, po czym uniosła z zaskakująco potężnym ciosem z splot słoneczny.
Nagle plany Harry’ego, by zdobyć zamek zostały zastąpione pilną potrzebą oddychania. Usiadł bardzo ciężko, chwytając się za przeponę i sapiąc w poszukiwaniu powietrza. Diadem, strącony siłą lądowania, spadł z jego głowy.
Mętnie Harry zauważył, że Luna używa odrzuconego worka, by zagarnąć tiarę, po czym siada obok niego, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu, podczas gdy sapał i się dławił.
- Bidny Harry. Bardzo cię boli? – zapytała ze współczuciem. – Po prostu spróbuj się odprężyć. Za kilka chwil będzie lepiej.
Minęło nieco czasu, od kiedy Dudley albo Piers zdołali go tak uderzyć i minęło kilka minut, zanim Harry poczuł się znów sobą. Luna pomogła mu podnieść się na nogi, a wtedy jęknął na nowo z bólu w pośladkach. Ta kamienna podłoga była naprawdę twarda!
Mimo że się krzywił, wiedział, że na to zasłużył. Co on sobie myślał? Próbował uderzyć dziewczynę? I do tego młodszą! I naprawdę planował rzucić na nią Obliviate! Harry nie potrafił wymyślić, co mu się stało.
- Biedny Harry – powiedziała ponownie Luna ze zmartwieniem w oczach. – Powinnam się zorientować, co nargle próbowały mi powiedzieć. Naprawdę przepraszam.
Harry potrząsnął głową z niedowierzaniem. Ona przepraszała jego.
- Nie ma za co – zdołał wycharczeć. – Moja wina.
- Nie, tak naprawdę to nie, choć myślę, że ona mogła być bardziej otwarta, gdy mnie ostrzegała – zachichotała Luna. Zarzuciła jego ramię na swoje barki, trzymając worek z diademem w drugiej ręce, pomogła Harry’emu wyjść z pomieszczenia.
Zanim dotarli do lochów, Harry był w stanie iść chwiejnie o własnych siłach, choć wciąż był dość obolały. Profesor Snape odpowiedział na pukanie Luny i z zaskoczeniem zobaczył, jak ekscentryczna mała Krukonka uśmiecha się do niego promiennie, podczas gdy jego podopieczny chwieje się, blady na twarzy, u jej boku.
- Wejdźcie natychmiast – rozkazał, wciągając ich obu do salonu. Spojrzał ostro na Harry’ego, po czym rzucił szybkie zaklęcie diagnostyczne. – Co się, do licha, wydarzyło? – zapytał. – Masz siniaki zarówno na brzuchu, jak i…
- Wiem, wiem! – przerwał mu Harry, zaczerwieniony na twarzy. Jedną ręką rozmasował brzuch, podczas gdy drugą delikatnie potarł tylny koniec. – Mógłbym prosić o eliksir uzdrawiający, tato?
Snape skrzywił się, ale przywołał eliksir i obserwował uważnie, jak chłopak go połyka.
- Fuj! – Harry wykrzywił się na smak starych skarpet, ale potem westchnął z ulgą, gdy ból zniknął pod wpływem fali przyjemnego ciepła. – Dzięki, tato.
- Czekam na wyjaśnienia, panie Potter – powiedział surowo Snape, ignorując – na ten moment – uśmiechającą się pierwszoroczną.
- Ach… - Harry nagle zorientował się, że wyznanie, że został pobity przez Lunę Lovegood nie było tylko poniżające, ale gdy ujawni, że zrobiła to w samoobronie, z pewnością jego tyłek wkrótce będzie obolały ponownie. Co nawet gorsze, będzie miał zakaz uczestniczenia w nadchodzącym meczu Quidditcha.
- Tak?
- Obawiam się, że to ja go uderzyłam – stwierdziła żywo Luna.
Snape zamrugał, patrząc od Harry’ego do Luny i z powrotem.
- Przepraszam?
- Po tym, jak ja najpierw próbowałem ją uderzyć – przyznał Harry.
- Harry Jamesie Potterze! – zaczął z wściekłością Snape.
- Och, to nie był tak naprawdę Harry, profesorze – przerwała mu Luna. – Cóż, nie tylko Harry.
Jeśli już, Snape wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego.
- Więc kto jeszcze tam był? Pan Weasley? Pan Malfoy? Od kiedy atakowanie pierwszorocznej dziewczynki jest akceptowalne, panie Potter?
- Och, nie, profesorze. Byliśmy całkiem sami. Cóż, poza narglami, oczywiście.
Jak zwykle, wyjaśnienia Luny niewiele pomogły. Snape spojrzał na Harry’ego, który rozłożył bezradnie ramiona. On też nie rozumiał, co się stało.
- Wyjaśnijmy to sobie dokładnie – spróbował ponownie Snape. – Pani i pan Potter byliście…
- Tak, myślę, że tak będzie najlepiej – zgodziła się Luna. – Nie wiem, dlaczego niektórzy uważają to za dezorientujące, ale to dość proste. Szara Dama powiedziała mi, gdzie to znaleźć i stwierdziła, że Harry może pomóc. Nie rozumiałam, o co jej chodzi przez nargle, rozumie pan, więc podałam to Harry’emu, nie zdając sobie sprawy z tego, że to był zły pomysł. Ponieważ on jest naznaczony w ten sam sposób, rozumie pan? Więc to jest w stanie wpływać na niego jeszcze mocniej.
Snape i Harry zamrugali.
- A o czym pani mówi, panno Lovegood? – zdołał zapytać Snape.
- O tym! – Z dumą uniosła worek, po czym spojrzała ostro na Snape’a. – Och. Rozumiem, że nargle pana też unikają. – Opuściła worek. – Być może najlepiej będzie, jeśli dam to komuś, kto nie jest naznaczony.
Snape zdołał nie cofnąć się w szoku, ale był tego bliski. Skąd ona mogła wiedzieć, że ma Znak? Tak, zawsze istniały plotki, że był śmierciożercą i raczej pasowało do jego celów to, by małe potwory wierzyły, że był zdolny do torturowania i okaleczania, ale nikt nigdy nie przyszedł do niego i nie mówił o Znaku z taką zimną krwią, nie mówiąc o tym, że prosto w twarz.
- P-przepraszam bardzo? – zapytał, tak groźnie, jak był w tym momencie w stanie.
- Cóż, to właśnie łączy waszą trójkę – powiedziała Luna, unosząc torbę. – Nargle. Unikają pana i Harry’ego w taki sam sposób, jak tego. Więc macie ze sobą coś wspólnego i to dlatego to ma większą władzę nad Harrym, niż nade mną. Nie rozumie pan, profesorze? To naprawdę bardzo proste – powtórzyła karcąco.
Snape naprawdę nie rozumiał, co to dziecko paplało, ale wydawało się, że twierdziła, że ma coś w worku, co reaguje na Harry’ego i jego samego. Bez namysłu potarł lewe ramię. Nie da się zaprzeczyć, że oboje mieli bliższe połączenie z Czarnym niż ktokolwiek w Hogwarcie… być może to właśnie miała na myśli? Mimo wszystko, brzmiało to tak, jakby pędrak sugerował, że nietypowy potężny wybuch Harry’ego był powiązany z przedmiotem w worku, a przemoc i Voldemort byli nierozłączni. Lepiej nie ryzykować.
- A komu z kadry spokojnie oddałabyś worek? – zapytał.
- Cóż – powiedziała z namysłem Luna, – podejrzewam, że to powinien być ktoś, kogo lubią nargle. Czyż to nie ma sensu?
Snape wymienił spojrzenia z Harrym.
- Po prostu uśmiecham się i kiwam głową – stwierdził Harry, półgłosem.
- To wydaje się… rozsądne – odpowiedział ostrożnie Snape.
- Cóż, oczywiście naprawdę uwielbiają profesora Dumbledore’a, ale…
- Poczekajcie tutaj. – Snape podszedł do kominka i chwilę później, przyszli profesorowie Dumbledore i McGonagall.
- Witam, panno Lovegood. Jakie piękne kolczyki – powiedział Dumbledore, patrząc na nią błyszczącym wzrokiem.
- Och, dziękuję, profesorze! – powiedziała radośnie Luna. – Nie wiedziałam, że jest pan w pobliżu.
- Właśnie przejeżdżaliśmy – rzekła szybko McGonagall. – Profesor Dumbledore potrzebuje odpoczynku.
Luna uśmiechnęła się.
- Och, tak, ale Szara Dama powiedziała, że jeśli dam to wam, to pani i profesor Dumbledore nie będziecie mieli dużo roboty w pobliżu. Więc to naprawdę pomoże panu odpocząć, prawda?
- A co to dokładnie jest, moja droga? – zapytał łagodnie Dumbledore, wskazując na worek.
Luna natychmiast mu go podała.
- Szara Dama powiedziała, że pan będzie wiedział, co z tym zrobić.
McGonagall i Snape sapnęli, gdy Dumbledore ostrożnie wyjął z worka diadem Roweny Ravenclaw.
- Ostrożnie! – Dumbledore uniósł majestatyczną dłoń, kiedy reszta sięgnęła. – To więcej, niż się wydaje – powiedział innym dorosłym poważnie, opuszczając to do worka.
Luna skinęła głową.
- Duchy mówią do mnie – wyjaśniła prosto. – Wszystkie. A Szara Dama była tak smutna, kiedy odkryła, co robicie, ponieważ powiedziała, że przegapicie jeden. Więc powiedziała mi o nim i jak w końcu, po tylu latach, zaufała komuś w sprawie lokalizacji diademu, a on zabrał go tylko i użył do czegoś strasznego. Chciała, żebym się upewniła, że pan się tym zajmie, ponieważ on wróci i weźmie go, jak planował.
- Dziękuję, panno Lovegood – powiedział uprzejmie Dumbledore. – To naprawdę bardzo, bardzo ważne. Prześle pani Szarej Damie moje szczere podziękowania? – Luna skinęła radośnie głową. – I sądzę, że pięćdziesiąt punktów dla Ravenclawów będzie w porządku – jego oczy zamigotały. – A dla Gryffindoru…
Harry potrząsnął głową.
- Tak naprawdę nic nie zrobiłem, profesorze. To tylko Luna – wyjaśnił. Nie czułby się dobrze, akceptując nagrodę, kiedy nawet nie wiedział, co się działo – i dalej nie rozumiał, nie naprawdę.
- Wasza dwójka powinna pójść się umyć przed kolacją – rozkazał Snape, pragnąc uprzedzić ciekawskie pytania Harry’ego. Korzystając z wywołanego przez Lovegood stanu dezorientacji Harry’ego, mógł całkiem uniknąć wyjaśnień. – I nie wspominajcie o tym nikomu… cielesnemu – nakazał. – To sprawa kadry.
- Dobrze, profesorze! – zanuciła radośnie Luna i, biorąc Harry’ego za ramię, wyciągnęła go bez sprzeciwu z kwater.
Dumbledore wymienił spojrzenia ze Snapem i McGonagall.
- Mamy wielkie szczęście, że hogwardzkie duchy nas wspierają – powiedział mrocznie. – Nie spodziewałbym się, że Tom zlokalizuje diadem.
- Cóż, gdy tylko go zniszczymy, pozbędziemy się trzech horkruksów – zauważyła Minerva. – Dziennik, pierścień i diadem. I jesteśmy na tropie naszyjnika Slytherina. Z pewnością nie byłby w stanie zrobić więcej?
- Miejmy nadzieję, że nie – westchnął Dumbledore. – Dziękuję, mój chłopcze. Razem z Minervą pozbędziemy się tego, po czym kontynuujemy polowanie.
Snape skinął głową, po czym dwójka opuściła go przez kominek. Trzy horkruksy! Nic dziwnego, że Czarny Pan był szalony.

CDN…