Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 31 lipca 2021

PDJ - Rozdział 18 – Dorastający Tom Riddle

Hedwiga była tak wyczerpana, że Warrior i Freedom musieli lecieć po jej bokach, na wypadek, gdyby osłabła i musieli ją wesprzeć. Freedom niemal szalał ze szczęścia i ulgi, miał ochotę latać w kółko i robić beczki w powietrzu. Ale opanował się, ponieważ jego sowa była wyczerpana i nie doceniłaby jego wybryków. Jednak pozwolił sobie powiedzieć Hedwidze, jak bardzo był wdzięczny, że do niego wróciła.

- Hedwigo, tak się cieszę, że wróciłaś do domu. Sądziłem… znaczy… martwiłem się, że te cholerne maldecorvae mogły cię skrzywdzić albo gorzej… - zdołał powiedzieć, ponieważ z jakiegoś powodu miał gulę w gardle i ledwie mógł przez nią mówić. Jastrzębie nie mogły płakać, ale Freedom wiedział, że gdyby teraz był Harrym, ryczałby. – Po prostu cieszę się, że nic ci nie jest.

- Ja również, pisklaku. Czy nie obiecałam ci, że do ciebie wrócę? – zapytała miękko Hermiona. – Zawsze dotrzymuję obietnic. O ile jestem w stanie. Ale och, jestem tak zmęczona! Moje skrzydła są ciężkie jak dwa kamienie.

- Chodź, oprzyj się o mnie – zaoferował hojnie Warrior, podlatując pod nią, by mogła oprzeć skrzydło na jego plecach. – Jestem pewny, że gdy już wypoczniesz, będziesz miała wiele do opowiedzenia, przyjaciółko.

Sowa śnieżna zaćwierkała.

- To prawda, profesorze. Mam dla was wspaniałą opowieść akcji. To znaczy, gdy już prześpię dwadzieścia cztery godziny. Nie spałam, odkąd wyleciałam z Włoch, poza okazjonalną, szybką drzemką.

- Merlinie, Hedwigo! Musisz być wykończona! – wykrzyknął Freedom, a w jego bursztynowych oczach pojawił się niepokój.

Pohukiwanie sowy zapewniło jej młodego towarzysza, niemal dotarli do klifu i Hedwiga szybko wylądowała. Stali na szczycie jednego ze skalistych cypli z widokiem na kanał, Freedom i Warrior również wylądowali, po czym przybrali ludzką postać.

Harry ukląkł i przygarnął swoją zmęczoną sowę w swoje ramiona, a ona natychmiast schowała głowę pod skrzydło i zasnęła. Była nieco większa i cięższa niż zwykła sowa, ponieważ czarodzieje hodowali jej gatunek, by był silniejszy i wytrzymalszy, ważyła około 8 funtów, a rozpiętość jej skrzydeł wynosiła 3,5 stopy. Jej piękne białe upierzenie było nakrapiane ciemnoszarymi plamkami na plecach i skrzydłach, co było typowe dla samicy. Trochę niezręcznie trzymał ją w ramionach, ale Harry nie miał nic przeciwko niesieniu jej.

- Sev, gdzie teraz? – zapytał swojego wysokiego towarzysza.

Severus zerknął na niego przelotnie, idąc ścieżką klifu, jego buty rytmicznie stukały o skałę.

- Do sierocińca na obrzeżach Londynu. Ale najpierw musimy odpocząć. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, a musimy odzyskać siły, bo jeśli mam rację, odzyskanie tej rzeczy będzie najtrudniejsze z naszych dotychczasowych dokonań i nie możemy pozwolić sobie na popełnienie błędu. Opowiem ci o tym więcej, gdy dotrzemy w mniej odsłonięte miejsce.

- Rozumiem – powiedział Harry, kontynuując podążanie za swoim mentorem z Hedwigą wtuloną w jego pierś. – Myślisz, że wilkołaki wciąż nas śledzą?

- Najprawdopodobniej tak. Wcześniej nie pozwoliły, by taki drobiazg jak zbiornik wody ich powstrzymał – odpowiedział Snape, zręcznie unikając ostrego kamienia na swojej drodze. – Dlatego wkrótce musimy znaleźć bezpieczne miejsce. Greyback może nie jest najbystrzejszy, ale jest wytrwały i szczyci się tym, że zawsze niszczy swoją zdobycz. Po tym, jak prawie został zabity przez Darkmoona, nie spocznie, póki nie zostaniemy jego więźniami.

Harry wzdrygnął się. Zaczął iść szybciej, wszystkimi zmysłami nasłuchując wycia wilkołaka. Ale słyszał jedynie cichy szum fal, krzyk morskich ptaków i wycie wiatr nad wodą.

 

Hogwart

Wieża Trelawney:

Sybilla Trelawney obudziła się jak zwykle o godzinie szóstej trzydzieści, ziewając i pocierając oczy. Bez grubych okularów była bardzo krótkowzroczna, prawie niewidoma, więc szybko przywołała je na twarz, po czym usiadła, założyła swoją kolorową chustę w turecki wzór i postawiła czajnik na małej kuchence. Kiedy ostrożnie porcjowała specjalną mieszankę herbaty Morning Time do swojej filiżanki z erezyńskiej porcelany, poczuła, że jej głowa zaczyna pulsować, a oczy tracą ostrość.

Usiadła na kuchennym krześle z puszystą, haftowaną poduszką, mocno chwyciła się krawędzi stołu i wpatrywała się w filiżankę herbaty. Liście herbaty układały się we wzory, które zinterpretowała bez świadomej myśli. Przeszedł przez nią dreszcz, po czym przemówiła.

- Będą ścigać ich ze wszystkich stron, aż nadejdzie koniec, prześladuje ich niewidzialna ciemność, ale niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Tak przewidziałam i tak się stanie!

Po ostatniej deklaracji, wykrzyczanej w pusty pokój, Sybilla wyrwała się z transu. Przyłożyła rękę do głowy, mrugając jak sowa.

- Słodki Merlinie i święta Kasandro, Matko Prorokiń! Miałam kolejną wizję.

Czajnik gwizdał jak Hogwart Express, więc jasnowidza szybko przywołała go do stołu i wlała wodę do filiżanki. Tym razem nie było jej wystarczająco długo, by czajnik się zagotował. Czasami, w zależności od tego, jak wizja na nią wpłynęła, mogła być w transie na kilka minut. Dodała do herbaty dwie kostki cukru, trochę mleka i zamieszała. To była jedna z korzyści czytania z liści herbaty – można było je potem wypić.

Wizje zwykle sprawiały, że była potem zamroczona, ale herbata pomagała jej oczyścić umysł i mogła sobie przypomnieć, o czym mówiła, z krystalicznie czystą jasnością. Nie miała wątpliwości, kogo dotyczyła wizja – widziała Harry’ego Pottera i swojego kolegę, profesora Snape’a, uciekających przed stadem wilkołaków. A potem do polowania dołączyli śmierciożercy. Sybilla wiedziała, że to oni przez srebrne maski. Ich widok przeraził ją, ale nie mogła zamknąć oczu i musiała obejrzeć wizję do końca. A wtedy zobaczyła dwie możliwości. W jednej Harry i Severus zawiedli, a Voldemort powrócił. W drugiej udało im się zrealizować misję, ale dopiero po kilku poświęceniach.

Ale to już coś.

Po opróżnieniu filiżanki wstała i rzuciła garść proszku Fiuu do ognia.

- Gabinet Dumbledore’a! – Wsunęła głowę w szmaragdowe płomienie i zawołała: – Albusie, jesteś tam? Muszę z tobą porozmawiać. To pilne!

W pokoju panowała cisza z wyjątkiem chrapania niektórych uśpionych portretów byłych dyrektorów.

- Albusie!

Nagle chrapanie ustało i po minucie dyrektor stanął przed ogniem.

- Sybilla? Co się dzieje, moja droga?

- Albusie, dzięki Bogu, że jesteś. Ja… robiłam herbatę i zobaczyłam wizję w moich liściach.

- Ach tak? O czym.

- Dotyczyła dwóch jastrzębi – powiedziała Sybilla, po czym przeszła przez ogień. Potknęła się o palenisko, więc Dumbledore złapał ją, zanim upadła na podłogę.

- Co z nimi, Sybillo? Jesteś pewna, że to była prawdziwa wizja?

- Tak. Całkiem pewna. Musiałam natychmiast ci powiedzieć. – Sybilla sapnęła, jej oczy były rozszerzone. Następnie powtórzyła dokładnie przesłanie swojej wizji. - Będą ścigać ich ze wszystkich stron, aż nadejdzie koniec, prześladuje ich niewidzialna ciemność, ale niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Tak przewidziałam i tak się stanie!

Dumbledore wysłuchał tego i skinął głową, wyglądając na zadowolonego.

- Dobrze się spisałaś, Sybillo. Sądzę, że w końcu dorastasz do swojego daru. Niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Więc jest nadzieja.

- Tak. Widziałam dwie drogi, Albusie, i w zależności od tego, jak silne są ich serca, wynik jest ich wyborem. Albusie, musisz ich ostrzec. Napisz do nich natychmiast.

Albus spojrzał na nią poważnie.

- Usiądź, Sybillo. Cytrynowego dropsa?

- Nie, dziękuję – odmówiła wieszczka, machając ręką.

- Napisałbym, ale widzisz, nie wiem, gdzie są.

Sybilla przyłożyła dłoń do czoła.

- W takim razie po prostu wyślij list zaadresowany do odbiorców, gdziekolwiek się znajdują, a jakaś sowa pocztowa ich odnajdzie.

Stary czarodziej ze smutkiem potrząsnął głową.

- Jest za wcześnie rano, jeszcze się nie obudziłem. Oczywiście, masz rację, Sybillo. Zaraz się tym zajmę. – Usiadł przy biurku i zaczął pisać krótkie pismo do swoich wędrujących jastrzębi. Ale nie podpisał go na wypadek, gdyby ktoś po drugiej stronie zdołał przechwycić list.

Kiedy Albus wysłał list przy pomocy Serafiny, swojej najbardziej doświadczonej hogwardzkiej sowy, Sybilla odprężyła się i uśmiechnęła do mężczyzny, który tak dawno temu uratował ją z biedy i zapomnienia.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku, Albusie.

Dyrektor wyciągnął rękę i poklepał ją po dłoni.

- Miej wiarę, Sybillo. Ci dwoje to najbardziej wytrwali i zaradni ludzie, jakich znam, nie wspominając o tym, że są potężni magicznie. Voldemort zawsze myślał, że to mnie ma się obawiać, ale mylił się. To zawsze Severusa i Harry’ego powinien się obawiać. Mój obserwator i moje odkupienie. Razem dokonają niemożliwego i nauczą śmierć umierać.

- Przypuszczam, że powinnam nauczyć się ufać swoim przepowiedniom.

- Powinnaś. Twój dar jest mocny, moja droga, nawet jeśli trochę chaotyczny. Zawsze to wiedziałem, kochana. Co powiesz na śniadanie? Jajka w koszulce i bekon brzmią dobrze?

Sybilla, która nie była wybredna, zgodziła się, więc Dumbledore wezwał Zgredka, by ten przyniósł im coś, a potem dwójka zjadła w swoim towarzystwie, tak jak wtedy, gdy Sybilla była uczennicą Albusa.

 

Zalesiona polana

Gdzieś w Dover:

Nim Severus znalazł im wystarczająco odległe miejsce od klifu, ramiona Harry’ego okropnie bolały. Miejsce było otoczone strumieniem z jednej strony, a z drugiej gąszczem cierni, które uznał za wystarczająco bezpieczne, by mogli odpocząć przez dzień lub dwa. Starszy czarodziej pokazał Harry’emu, jak rzucić kręgi ochronne wokół obozowiska, a potem wypowiedział zaklęcie, by rozstawić namiot i usadził Hedwigę w jego wnętrzu. Sowa ledwo się poruszyła.

W międzyczasie Severus rozpalił ogień i podgrzał trochę paczek z jedzeniem błyskawicznym Twixie – skrzatka spakowała tyle, że mogliby wykarmić cały Dom – i zaparzył dzbanek herbaty relaksującej Mystic. Harry wyszedł z namiotu kilka chwil potem, przebrany w wygodniejsze legginsy i koszulkę, i zastał Snape’a pijącego herbatę z kubka, siedzącego ze skrzyżowanymi nogami na ziemi. Bezmyślnie obserwował bulgoczący gulasz w kociołku, po czym pachnął palcem, sprawiając, że długa drewniana łyżka sama zamieszała potrawę.

- Sev, naprawdę chcę się dowiedzieć, jak to robisz. Chodzi mi o magię bezróżdżkową – powiedział tęsknie Harry, z wdzięcznością przyjmując unoszący się przed nim kubek.

- Tak, planowałem cię tego w końcu nauczyć. To długi proces i większość ludzi nie jest w stanie tego opanować bez miesięcy nauki. Jednak ponieważ jest wielka szansa, że sfora Greybacka ponownie nas znajdzie, musisz być przygotowany do walki z nimi. Bez wahania i wyrzutów sumienia. W przeciwnym wypadku cię zabiją. Jeśli będziesz z nimi walczyć, musisz uwolnić jastrzębia. Oznacza to, że musisz działać, a nie myśleć.

- A nauczysz mnie jakiś zaklęć?

- Tak, bo musisz być w stanie się bronić w razie potrzeby. Ale najpierw musimy zjeść, a potem chciałbym, żebyś przeczytał kilka wpisów z dziennika Riddle’a. Dzięki nim wejdziesz w psychikę szaleńca. Zawsze dobrze jest znać swojego wroga.

- Dobra, Sev. Cokolwiek powiesz. – Harry zgodziłby się biegać nago przez Wielką Salę, śpiewając „We Are the Champions”, by nauczyć się prawdziwej magii bitewnej. Nalał sobie gulaszu i na polanie zapanowała cisza, za wyjątkiem połykania i żucia.

Kiedy już byli pełni, Severus wyjął ze swojego plecaka dziennik Riddle’a i pozwolił Harry’emu przeczytać o dzieciństwie Toma Riddle’a, dorastającego w sierocińcu Wool’s.

 

Wpis pierwszy

14 luty 1934r.

Dzisiaj są walentynki. Głupie święto. Pani Cole, nasza opiekunka, powiedziała, że musimy dziś zrobić dla siebie kartki i być mili. Mam ochotę rzygać. To takie fałszywe, inne dzieci mnie nie lubią, a ja nie lubię ich. Zawsze wiedziałem, że jestem inny. Mówią, że to sprzeczne z naturą, ponieważ wiem o rzeczach, nawet jak nikt mi o nich nie powie. Potrafię sprawić, by zwierzęta robiły to, co chcę, a węże czasem ze mną rozmawiają, kiedy wybieramy się na wycieczki do lasu. Jestem też mądrzejszy od połowy z nich, radzę sobie na wszystkich lekcjach, a niektórzy są tak tępi, że ledwie potrafią wyczytać swoje imiona. A ona teraz myśli, że będę dla nich miły! Ha! Miłby dla grubego Bobby’ego Anthony’ego, który w zeszłym tygodniu ukradł mój budyń, miły dla zasmarkanego Marsha Lindrossa, który podłożył mi nogę i przez to wpadłem w kałużę, miły dla Billy’ego Stubbsa, który powiedział, że moja mama była tylko prostytutką, która miała pecha umrzeć, gdy już mnie urodziła.

Nienawidzę ich wszystkich i któregoś dnia sprawię, że pożałują, że byli dla mnie tacy podli. Któregoś dnia. Już odegrałem się na prosiaku Bobbym, samą myślą sprawiłem, że rzygał całą noc, a włosy tego smarka Marsha zrobiły się obrzydliwie zielone. Mogę robić takie rzeczy, gdy tylko chcę. To mnie wyróżnia. Lubię to. Nie chcę być, jak pozostali. Są tak głupi, zawsze martwią się przestrzeganiem zasad i adopcją oraz tym, gdzie znajdą pracę, gdy dorosną. Ja nie potrzebuję nikogo,rośnie we mnie dziwna moc i zamierzam jej użyć, by pomogła mi zostać kimś potężnym, na przykład bogatym bamkierem albo lordem – a wtedy ludzie będą służyć mnie – Tomowi Marvolo Riddle’owi. Poczekajcie. Pewnego dnia ludzie będą się mnie bać i drżećna dźwięk mojego imienia.

Gdybym tylko miał inne imię. Tom jest takie… pospolite. Chciałbym, żeby moje imię było inne. Pani Cole powiedziała, że dostałem je po moim ojcu, Tomowi Riddle’owi, kimkolwiek on jest. Czy ma moce, jak ja? Musi, ponieważ moja matka nie żyje, a nie pozwoliłaby na to, gdyby miała moc. On musiał też umrzeć, ponieważ byłbym wtedy z nim, a nie w tej śmierdzącej szczurzej norze.

Hymm… może zrobię staremu Billowi kartkę walentynkową, którą zapamięta…

 

Harry przerwał, myśląc o obrazie Toma, jaki tworzyły jego słowa. Był młodym chłopcem, niechcianym i niekochanym, w którym magia dopiero zaczęła rozkwitać, podobnie jak w nim. Ale podczas gdy fakt, że Tomowi dokuczano powodował w Harrym współczucie, sposób, w jaki chłopak na nie reagował, sprawił, że przeszedł go dreszcz. Nawet w wieku dziewięciu lat Tom był mściwym, aroganckim duchem, który pragnął tylko dominować i kontrolować innych.

- Lubił krzywdzić ludzi – powiedział na wpół do siebie.

Severus spojrzał na niego znad krawędzi filiżanki z herbatą.

- Och tak. Było w nim coś pokręconego i złego. Lubił widzieć ból u ludzi, a najbardziej cieszył się, gdy to on ich skrzywdził albo przestraszył. Jak daleko jesteś?

- Dopiero przeczytałem pierwszy wpis.

Severus prychnął.

- To tylko czubek różdżki. Czytaj resztę.

Harry wrócił do dziennika.

 

Wpis drugi

Tego samego wieczoru:

Ten zgniły, gadatliwy dzieciak, Billy, naskarżył na mnie! Powiedział, że dałem mu kartkę walentynkową z robalami w środku, a teraz po całym sierocińcu chodzą mrówki i pająki. Zabawnie było patrzeć, jak szlocha i krzyczy, a wszystkie dziewczyny też krzyczały i wybiegły z jadalni na korytarz. Dziewczyny zawsze boją się takich odrażających, pełzających rzeczy. Ale Billy krzyczał jak dziewczyna, więc śmiałem się z niego.

- Powiem o tym! To byłeś ty, Tom.

- Udowodnij – mówię.

- To twoje inicjały – TR – mówi. – Dziwaku, powiem pani Shipley i pani Cole, a one wsadzą cię do wariatkowa. Tam właśnie należysz – do domu wariatów!

Byłem tak wściekły, że uderzyłem go porządnie prosto w nos.

- No dalej, spróbuj, a wylądujesz w szpitalu! – krzyknąłem, po czym kopnąłem go mocno w jaja.

Naprawdę krzyczał jak dziewczyna i upadł na podłogę.

- Wygląda na to, że nikomu nic nie powiesz – zadrwiłem i odszedłem.

Jednak godzinę później zostałem zaciągnięty do gabinetu opiekunki, bo Billy się wygadał. Teraz mam poważne kłopoty. Stara Cole znowu piła dżin, czułem go w jej oddechu. Prawdopodobnie piła z powodu swojeg męża, który lata temu zginął w wypadku samochodowym.

- Wiesz, że nie powinieneś walczyć z innymi chłopcami, Tommy – skarciła mnie. Nienawidziłem, gdy mnie tak nazywała. – Prosiłam, żebyś był do kogoś miły, a ty co robisz? Wkładasz robaki do kartki, bijesz i kopiesz.

- Ale pani Cole, to on pierwszy był niemiły – powiedziałem jej, udając niewiniątko. Zwykle daje się nabrać, myśląc, że przepraszam.

Tylko że tym razem nie zadziałało.

- Żadnych wymówek, chłopcze! Może panna Crabtree miała rację i jestem dla ciebie zbyt łagodna. W zeszłym miesiącu inni mentorzy i dzieci tylko skarżyli się na twój temat. A teraz to! Pająki i mrówki chodzą po moim domu! Odrażające!

- To był żart.

- Żart! Skażenie swojego domu robakami! A potem tak pobiłeś biednego Billy’ego. Powinieneś się wstydzić, Thomasie Marvolo Riddle.

Ach, cholera. Mam poważne kłopoty, gdy używa mojego pełnego imienia. Zawiesiłem głowę, posyłając jej swoje najlepsze spojrzenie szczeniaka.

- Naprawdę mi przykro, pani Cole. – Potem jak zwykle próbowałem na nią wpłynąć. Ale moc nie przyszła. Po raz pierwszy w życiu mnie zawiodła.

- Humph! Potem będzie ci jeszcze bardziej przykro, chłopcze – wybełkotała, po czym sięgnęła do wnętrza biurka i wyciągnęła linijkę.

Cofnąłem się. Nie ma mowy, by mnie tym dotknęła. Mam prawie dziesięć lat, jestem za stary, żeby traktowano mnie jak pieprzonego pierwszaka i dano lanie. Odwróciłem się, by wybiec z jej biura, ale chwyciła tył mojego swetra i mocno przytrzymała.

- Nic z tego, chłopcze. Tym razem dostaniesz niezłe lanie.

- Nie! Proszę, przykro mi, nigdy więcej tego nie zrobię. – Spojrzał jej w oczy, wściekły i przerażony, bo zwykle nikt mnie nie był w stanie złapać, więc spróbowałem naprzeć na jej umysł. Nie chcesz tego robić. Puść mnie. Puść mnie. Ale jej umysł był całkiem zamarynowany tym głupim ginem, była wściekła i nie byłem w stanie sprawić, by mnie puściła, więc w następnej chwili byłem przełożony przez jej kolana i oberwałem w tyłek. 

Cholernie zabolało, więc krzyknąłem wbrew siebie, marząc, bym mógł zmienić tą linijkę w węża i przekonać go, żeby ją ugryzł. NIENAWIDZĘ cię! NIENAWIDZĘ cię! Myślałem w kółko, krzycząc i wierzgając. 

- Teraz idź do swojego pokoju i pomyśl o tym, co zrobiłeś, niegrzeczny chłopcze. I żadnego deseru. 

Tak więc jestem w stanie w swoim pokoju, leżąc na brzuchu na łóżku i myślę. Myślę o tym, że może nadszedł czas, by stara Cole nauczyła się, by ze mną nie zadzierać. Nie jest moją matką, nie miała prawa mnie zlać. I nie chciała mi nawet dać szansy na wyjaśnienie, co ten śliski Billy mi powiedział, co mnie zmusiło do takich działań. To nie było fair. On też powinien być zbity. 

To nie ma znaczenia. Dostaną za swoje. Złe rzeczy zdarzają się tym, którzy ze mną zadzierają. 

 

Harry poczuł, jak dreszcz przebiega po jego kręgosłupie na te ostatnie słowa, więc szybko przeszedł do następnego wpisu. 

 

Wpis 3

Następne popołudnie:

Ten gnojek Billy obudził się w środku nocy, krzycząc, że ktoś go topi, obudził połowę dormitorium i nocną opiekunkę, panią Fizzby. Zajęło jej półtorej godziny, żeby go uspokoić. Pozwoliła mu nawet potrzymać jego królika, Tuptusia. Udawałem, że śpię, ale uśmiechałem się do poduszki. Posłanie mu koszmarów było tylko początkiem. 

Poczekałem, aż wszyscy wyjdą na zewnątrz się pobawić, a wtedy wślizgnąłem się z powrotem do sierocińca i nakazałem głupiemu królikowi Billy'ego, by włożył własną głowę do pętli, a wtedy zawiesiłem ją do krokwi i obserwowałem, jak się rzuca. To kolejna rzecz, którą potrafię, poruszać rzeczy bez dotykania ich. Czasem to przydatne. Jak teraz. 

Wyszedłem i upewniłem się, że opiekunki widziały mnie, jak bawię się kulkami z innymi dziećmi, młodszymi, które za bardzo się bały, żeby mi powiedzieć, żebym sobie poszedł, gdy chciałem się z nimi bawić. Zachowywałem się, jakbym się dobrze bawił, uśmiechałem się i śmiałem, jakbym naprawdę cieszył się tą cholernie nudną zabawą. Ale opiekunowie dali się nabrać, a to było warte. Wygrałem od tych drani pięć pączek gum, miedziaka i fajnie wyglądający kamień. 

Potem przyszedł czas na kolację, więc wszyscy ustawiliśmy się w szeregu i jak zawsze pomaszerowaliśmy do jadalni. Ostrożnie wsunąłem się na drewnianą ławę, bo wciąż byłem obolały od linijki Cole, ale nie pokazywałem tego. Nigdy tego nie robiłem. Wciąż byłem na siebie wściekły, że krzyknąłem podczas bicia, chyba to był szok, bo prawie nigdy nie byłem bity.

Tego wieczoru był chleb z sosami, kapuśniak i wieprzowina w cieście z ziemniakami. Jedna z najlepszych rzeczy, jakie tu jemy. Chyba Cole nie przepiła jeszcze funduszów na żywność. Zacząłem jeść, nie umiejąc doczekać się wyrazu twarzy Billy’ego, gdy wróci do dormitorium i zobaczy, co zostało z jego cennego Tuptusia.

Billy niemal się wściekł, gdy zobaczył martwego królika, skrzecząc i zawodząc jak dziecko, tak jak panna Fizzby, która prawie zemdlała. To był wielki wybuch i podczas gdy inne dzieciaki były zajęte byciem przerażonym, zwinąłem kilka rzeczy od tych, którzy się ze mnie śmiali. Jojo, flażolet, wstążka po zmarłej mamie Mable Throckle, wszystko trafiło do mojej kieszeni, a potem zostało włożone do mojego sekretnego drewnianego pudełka i schowane głęboko w szafie.

Wszyscy ciągle mówili o tym głupim króliku, a Billy ryczał, jakby mu odcięto rękę. Rzuciłem mu piorunujące spojrzenie. Widzisz, Billy, tak się dzieje, gdy nie trzymasz gęby na kłódkę i na mnie skarżysz. Szczęśliwy, skarżypyto?

W końcu odcięli królika dzięki pomocy woźnego Joe i jego drabiny, i próbowali się domyślić, jak królik się tam dostał, kiedy Billy zaszlochał:

- To był Tom! On to zrobił!

- To kłamstwo! – krzyknąłem. – Jak mogłem to zrobić? Byłem na zewnątrz i bawiłem się kulkami, prawda, panno Fizzby?

- Tak, sama widziałam. Billy, mój drogi, nie powinieneś kogoś oskarżać bez dowodu. Chodź, przeżyłeś szok, zabiorę cię do pani Helsy, a ona da ci coś na sen. – Zaprowadziła go do ambulatorium, a Joe zabrał królika, żeby go zakopać.

Niektóre dzieciaki rzucały mi brzydkie spojrzenia i szeptały za dłońmi, ale szybko się zamknęły, gdy spiorunowałem je ostrzegawczo wzrokiem. Wiedzieli, żeby lepiej ze mną nie zadzierać.

Położyłem się do łóżka, myśląc, że teraz przyszła kolej na starą Cole.

Zamknąłem oczy i mocno się skoncentrowałem.

Podpaliłem biuro tej suki, gdy ona była w środku. Było to potem zgłoszone jako przypadek samozapłonu, gdy już przybyli strażacy i wszystko zgasili. Cole poszła do szpitala, była poparzona i na wpół martwa od dymu. To ją nauczy, by nigdy nie kłaść na mnie ręki.

Spałem jak dziecko po tym, jak ją zabrali i pozwolono nam wrócić do środka.

Stara Cole wróciła jednak po tygodniu czy dwóch, nigdy więcej mnie nie zbiła i od kilku miesięcy krążyły plotki o tym, jak wybuchł pożar, ale nikt tego nie rozpracował. Ponieważ magia nie pozostawia śladu.

 

- Cholera, Severusie! – wykrzyknął Harry, gdy doszedł do końca tej strony. – Niemal zabił opiekunkę, bo go ukarała. I uśmiercił królika dziecka, ponieważ ten z nim zadarł. – Harry wyglądał na oburzonego. – To… chore. Naprawdę chore. Chyba nie powinienem się dziwić, biorąc pod uwagę to, kim się stał, ale… był dziewięcioletnim dzieciakiem. I już wtedy był potworny, zły i okropny.

- Tak. Jak powiedziałem wcześniej, urodził się zły, bez zahamowań czy wyrzutów sumienia – powiedział ponuro Severus. – Zauważ, że zależało mu tylko na zemście, nie miało dla niego znaczenia zabicie królika i skrzywdzenie pani Cole. I był na tyle przebiegły, że zacierał ślady.

- Nie musisz mi mówić. I nawet wtedy potrafił używać jakiegoś rodzaju kontroli umysłu. Ale jak ukrywał dziennik?

- Czytaj dalej. Dowiesz się.

- I pomyśleć, że na początku niemal mu współczułem, ponieważ inne dzieciaki mu dokuczały – mruknął Harry. – Znaczy, trochę mi to przypomniało o Dursleyach.

- Rozumiem, dlaczego ci to o nich przypomniało i przyznaję, że trochę przypominało to moje lata z moim ojcem, ale żaden z nas nigdy nie zareagował tak zimnokrwistą nienawiścią w kierunku naszych rodzin, nie spaliliśmy naszych domów dla zemsty i nie zabijaliśmy niewinnych zwierząt, prawda?

Harry potrząsnął głową.

- Czasami… myślałem o ucieczce z tego domu, ale mimo że byli paskudni, nigdy nie użyłbym magii, by ich skrzywdzić. – Nieświadomie potarł bliznę.

- Mimo że bałem się i nienawidziłem mojego ojca, nie mogłem się zmusić do zranienia go magią, bez względu na to, jak bardzo mógł na to zasługiwać. I tu leży różnica między nami a Voldemortem – powiedział Severus. – My mieliśmy skrupuły, on nie miał żadnych.

Harry wznowił czytanie dziennika, a każdy kolejny wpis sprawiał, że był coraz bardziej szczęśliwy, że czarnoksiężnik nie żyje. Incydent z królikiem i ogniem był niczym w porównaniu z tym, jak młody Tom zwabił dwie sieroty do jaskini, gdy byli na wycieczce nad morzem.

 

Wpis 30

12 lipca 1935r.

Gdy tylko ją zauważyłem, schodząc brzegiem morza, wiedziałem, że jaskinia jest wyjątkowa. Wołała do mnie w sposób, którego nie potrafiłem wyjaśnić, jak mroczny głos odbijający się echem w mojej głowie i nagle wiedziałem, że muszę ją zbadać. Ale to oznaczało wymknięcie się na chwilę od reszty, a my, starsze dzieciaki, mieliśmy pod opieką dwójkę mniejszych – znowu kolejna głupia zasada Cole. Próbuje nauczyć nas odpowiedzialności czy innego gówna. Jakby mnie obchodziły jakieś dwa marudne bachory, które za mną chodziły, nazywały się Amy Benson i Dennis Bisho, a ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem to pilnowanie cholernych dzieciaków na wakacjach.

Ale te denerwujące robale chodziły za mną wszędzie i nie mogłem ich porzucić tak, by nie dowiedziała się o tym Cole, a nie chciałem mieć do czynienia z jej tyradą. Więc postanowiłem zabrać ze sobą dwójkę siedmiolatków do jaskini. Musiałem wejść do środka, coś wzywało tą sekretną część mnie – część, która czyniła mnie lepszym niż wszystkie pozostałe sieroty, z którymi musiałem współistnieć.

- Co porabiasz, Tom? – zapytał Dennis, był głupkowatym bachorem z luźnym zębem, wyglądał, jakby urodził się w śmietniku, był cały brudny od zabawy w piasku.

- Idę zwiedzać, na co ci to wygląda? – powiedziałem krótko.

- Źwiedziać? – wysepleniła Amy, również podchodząc. Była małą istotą z piegami i kędzierzawymi, rudymi włosami, które zawsze wychodziły z jej warkocza, którego wiązały jej opiekunki. Uważali, że jej seplenienie jest „czarujące” i „urocze”. Ja sądziłem, że to sprawiało, że brzmiała jak skończona idiotka. – Mogę tes iść, Tom? Mogę? Mogę? Plose?

Przewróciłem oczami.

- Tylko jeśli obiecasz, że nigdy nie powiesz, dokąd idziemy – ostrzegłem. – W przeciwnym razie zostaniesz tutaj i będziesz wypatrywać rekinów lądowych.

- Rekinów lądowych? – powtórzył Dennis. – Co to?

- To rekiny, które potrafią wyjść na ląd, naprawdę szybko ukrywają się w piasku i… odgryzają stopy takim bachorom jak wy - powiedziałem im poważnie. - I wiecie co? - Zniżyłem głos. - Jeden był widziany niecałe dwa dni temu. Widziałem w gazecie.

Pisnęli, mali idioci, połykając haczyk, linkę i ciężarek. Małe dzieci są tak łatwowierne! Uwierzą we wszystko, jeśli tylko będziesz się zachowywał, jakby to była prawda. 

- Plose, będziemy gzeczni, nie zostawiaj nas tu, Tom!  - krzyknęła Amy, rzucając się na mnie z ramionami.

- Złaź! - warknąłem, odpychając ją. Nienawidziłem, gdy dzieciaki mnie dotykały. - Zamknij się i skończ mazgaić, obiecaj, że będziecie trzymać gębę na kłódkę, a możesz iść.

Obiecali, więc zacząłem wchodzić do jaskini, która wychodziła w morze, więc żeby się do niej dostać musieliśmy przejść po mierzei. Wspięliśmy się po kilku skałach, Dennis upadł, odrapał kolano i zaczął jęczeć, ale warknąłem, że jeśli się nie zamknie to go tam zostawię, więc posmarkany mnie posłuchał. 

W jaskini było ciemno, póki się nie skoncentrowałem i nie oświetliłem jej. To była moja nowa umiejętność, bardzo przydatna, gdy chciałem skradać się w nocy zarówno w sierocińcu, jak i poza nim. Magiczne światło oświetliło całą jaskinię, w której znajdowało się duże jezioro i jak pocisk wystająca z niego wyspa, przypominająca rodzaj kamiennej miednicy.

Było wilgotnie, lepko oraz silny był zapach ryb i gnijących wodorostów.

Amy zatkała nos i jęknęła.

- Eww! Śmierdzi tutaj! Jak zdechłą rybą! – Zignorowałem ją i szedłem dalej.

Wezwanie było o wiele silniejsze i ciągnęło mnie w kierunku wyspy na środku jeziora.

- Tom, nie podoba mi się to miejsce – jęknął Dennis. – Chcę iść.

Odwróciłem się do niego, złapałem go i mocno nim potrząsnąłem.

- Posłuchaj, mały, jęczący draniu. Chciałeś ze mną iść i poszedłeś, więc po prostu zaciśnij zęby i pogódź się z tym. Zachowuj się jak mężczyzna, a nie lalusiowata dziewczynka, rozumiesz?

Kiwnął głową, drżąc, więc puściłem go i powiedziałem:

- Zostańcie tutaj, chcę iść zobaczyć, co jest na tej skale. – Wskazałem na wyspę.

- Ale jak się tam dostanies? – zapytała Amy.

Wzruszyłem ramionami.

- Oczywiście popłynę.

Naprawdę nie lubiłem bardzo wody, ale potrafiłem pływać, jeśli już musiałem, a nie było innej drogi, by dostać się na wyspę. Czułem, że coś mnie wzywało i doprowadzało mnie to do szaleństwa. Chodź do mnie. Chodź do mnie.

Więc wskoczyłem do wody, była ciepła, śmierdziała zgniłą rybą i wydawała się mętna, ale zmusiłem się, żeby to zignorować i zacząłem płynąć. Uważałem, by woda nie dostała się do moich oczy i ust, nie wiadomo, na jakie choroby mogłem zachorować. Po około siedmiu minutach dotarłem do wyspy i wspiąłem się pod białej skale wysadzanej kryształami do kamiennej misy.

Gdy zajrzałem do jej środka, zobaczyłem piękny, złocisto-srebrny sztylet z ogromnym rubinem w głowicy. Moje oczy rozszerzyły się. Do diabła, to musiało być warte cholerną fortunę! Gdybym go wziął, byłbym ustawiony do końca życia. I poczułem, jak przemawia w mojej głowie.

Weź mnie. Użyj mnie. A spełnię pragnienia twego serca. Weź mnie. Użyj mnie.

Więc podniosłem go i natychmiast poczułem, jak wpływa we mnie magia, zmieniając mnie, czyniąc mnie silniejszym, potężniejszym. Zaśmiałem się głośno, bo takie to było przyjemne. Sztylet zabłysnął w mojej dłoni i wiedziałem już, że nigdy go nie sprzedam. Był wyjątkowy, tak jak ja, i musiałem go zachować i ukryć.

Wsunąłem go mocno za pas spodni i wskoczyłem do wody. Tym razem płynąłem bez problemu, a wodanie sprawiała, że miałem ochotę zwrócić lunch. Czułem się jak w wannie i po chwili znalazłem się na brzegu, gdzie czekały nieznośne bachory z otwartymi ustami, jak umierające ryby.

- Co znalazłeś, Tom? – zapytał Dennis. – Coś fajnego?

- Mozemy zobacyć? – Amy spojrzała na niego z wielkimi oczami.

Zacisnąłem dłoń na sztylecie. Czułem, jak przepływa przeze mnie moc, a sztylet syknął w moim umyśle, że jest głodny. Krew. Potrzebuję krwi. Nakarm mnie.

Potrzeba sztyletu pulsowała we mnie i zrobiłbym wszystko, żeby przestała.

- Dobra, zamknij się – wymamrotałem do noża, zastanawiając się, skąd wziąć krew, by go nakarmić. Moja by nie zadziałała dobrze, natychmiast to wyczułem, chciał inny rodzaj. Niewinną krew.

I nagle wiedziałem, co muszę zrobić.

- Chodźcie tutaj – nakazałem, chwytając bachory za ramiona. – Zagramy w krótką grę. Nazywa się Tubylcza Ofiara, będziecie udawać, że jestem tubylcem, który pokroi was i zje wasze wątroby na śniadanie. – Wyjąłem na śniadanie i podniosłem go, błysnął w świetle.

Oboje zaczęli płakać, ale tylko zaszydziłem z nich.

- To tylko gra, głupie bachory. Teraz dajcie mi ręce.

Uciąłem każdą z ich rąk sztyletem i wyglądało na to, że zyskał on jakąś siłę. Krew została wciągnięta w powierzchnię sztyletu jak w gąbkę. Oczy Amy i Dennisa były szkliste i nieskupione, więc pozwoliłem sztyletowi wypełnić się, nim ponownie go schowałem i obudziłem bachory.

- Chodźcie. Czas iść. I pamiętajcie, jeśli ktoś zapyta, po prostu zwiedzaliśmy. Rozumiecie?

Skinęli głowami, bladzi i drżący, więc wyciągnąłem ich z jaskini.

Dostałem to, po co przyszedłem. Ten sztylet okaże się  bardzo przydatny.

Tej nocy dwa bachory nabawiły się gorączki, ciągle paplały o nożach w ciemnościach i krwi, ale opiekunka przypisała to gorączce i nie wypytywała mnie.

Starałem się chować sztylet wraz z moim dziennikiem pod deską podłogową pod łóżkiem. Nałożyłem nawet na nią pewien rodzaj zaklęcia „Odwróć wzrok”, żeby nikt nigdy nie znalazł mojej kryjówki.

Opiekunowie nigdy się nie zorientowali się, dlaczego dzieciaki zachorowały i nigdy nie były już takie same, po tym jak sztylet wciągnął w siebie ich krew. Były teraz zdezorientowane, bały się prawie wszystkiego, ale się upewniłem, że nigdy o tym nie powiedzą, pokazując im sztylet. Nigdy nie powiedzieli i w końcu Cole przestała ich pytać, co się stało, tak samo jak mnie.

Na dole tej strony znajdowała się pospiesznie nabazgrana notatka. Sztylet Niezgody, jak potem odkryłem, był potężnym przeklętym przedmiotem i musiałem go ukryć, gdy Dumbledore przybył do sierocińca, żeby mnie zabrać. Wiedziałem, że nie mogę go zatrzymać podczas uczęszczania do szkoły, jego aura była zbyt wspaniała i Dumbledorem mógł się o tym dowiedzieć.

Więc umieściłem go z powrotem w jaskini i obiecałem, że któregoś dnia po niego wrócę. Dotrzymałem tej obietnicy.

 

Dziennik skończył się nagle, więc Harry odłożył go i przetarł oczy.

- Merlinie, ale przydałby mi się teraz mocny drink! – wypalił, zanim mógł to przemyśleć.

Ale Snape go nie skarcił. Zamiast tego po prostu spojrzał na niego ze zrozumieniem.

- Rozumiem, że przeczytałeś o jaskini i o tym, jak użył tych dzieci do nakarmienia przeklętego przedmiotu? – Twarz Mistrza Eliksirów była twarda i ponura.

- Tak. Przez to miałem ochotę rozerwać mu gardło i zwymiotować jednocześnie. – Harry skrzywił się. – Chory drań. Nawet nie chcę myśleć o tym, do czego użył tego sztyletu. Czy kiedykolwiek, uch, widziałeś go? Kiedy szpiegowałeś?

Severus potrząsnął głową.

- Nie. Co prowadzi mnie do wniosku, że miał inny użytek ze sztyletu. Bardziej trwałe zastosowanie niż upuszczanie krwi w celu podsycania swoich mrocznych czarów.

- Masz na myśli, że zmienił go w…?

- Tak. Sztylet Niezgody pasowałby do tego idealnie, spełniając jego potrzebę wykorzystania przedmiotów wartościowych albo znaczących, żeby stworzyć naczynie do przechowywania duszy. Był próżny i arogancki, nie uczyniłby nim byle jakiego przedmiotu, nawet choćby mógł. Sztylet miał długą i krwawą historię, historię zdrady i śmierci sięgającą czasów Merlina. – Severus odchrząknął, wchodząc w tryb, który Harry czasem nazywał „trybem wykładowym”. – Podobno Sztylet Niezgody został stworzony, gdy król Agamemnon z Myken poświęcił własną córkę, by przywołać wiatr, który pozwolił greckim statkom dopłynąć do Troi. Przelanie niewinnej krwi Ifegenii przez jej ojca sprawiło, że bogowie przeklęli zarówno Agamemnona, jak i sztylet, który odebrał życie dziewczyny. Sztylet stał się znany jako Sztylet Niezgody, przynosząc niezgodę i zdradę zaprzysiężonym przyjaciołom i niszcząc każdego, kto go użył. Mówiono, że z powodu sztyletu Agamemnon wszczął tą śmiertelną kłótnię z Achillesem i prawie przegrał Wojnę Trojańską. Potem sztylet zniknął, aż pojawił się ponownie wieku później na dworze Artura i przyniósł kolejne nieszczęścia i śmierć. Sztylet był bezpośrednio odpowiedzialny za zniszczenie Camelotu i spowodowanie prawie nieodwracalnego rozłamu między Lancelotem i Arturem i sztylet ostatecznie zabił Artura, gdy dzierżył go jego syn Mordred, który otrzymał go w prezencie od jego matki, po tym jak ukradła go Lancelotowi, i natychmiast sztylet zatruł umysł chłopaka przeciwko ojcu i zmusił go do zdradzenia i zabicia go. Kiedy Camelot upadł, sztylet znów zniknął. Krążyły pogłoski, że zabił Cezara na stopniach Senatu, dzierżony przez Brutusa, niegdyś lojalnego przyjaciela Cezara. Ale zawsze powodował zniszczenie. Ministerstwo określiło go jako Bardzo Niebezpieczny Mroczny Przedmiot i nigdy nie było w stanie go znaleźć.

- Brzmisz tak, jakby on był… żywy.

- W pewien sposób jest. Klątwa jest półświadoma, a po wypiciu krwi tak wielu niewinnych, stała się bardzo potężna. Mam wrażenie, że wzywał Voldemorta, ponieważ miał dość siedzenia w jaskini przez wieki i chciał znów rozpocząć sprawiać kłopoty. W oparciu o wskazówki z następnej części – Poszukaj sztyletu w ciemności, by znaleźć ukrytą zagadkę – jestem niemal pewny, że następnym przedmiotem, który musimy poszukać, jest Sztylet Niezgody.

- Cholera jasna.

- Dokładnie, panie Potter. A jeśli tak jest, musimy być nieskończenie ostrożni podczas poszukiwań. Najmniejszy dotyk skóry może pozwolić, by klątwa zaatakowała twój umysł i zmieniła cię w narzędzie zła, więc przez cały czas noś rękawice, kiedy pójdziemy do sierocińca, czy to jasne?

- Jak słońce, Sev. Ale dlaczego sądzisz, że jest w sierocińcu? Czy nie jest bardziej prawdopodobne to, że wrócił do jaskini i tam go ukrył?

Severus zmarszczył brwi.

- Nie, ponieważ sztylet nie lubił być tam ukryty. To dlatego Riddle miał wrócić i odzyskać go, gdy nie był już w szkole. A szyfr, który złamałem, twierdzi, że przedmiot ukryty jest w miejscu początków i końców – Sierociniec Wool’s spełnia te kryteria.

- Ciekawe, czy nadal jest ukryty pod łóżkiem?

- Gdziekolwiek jest ukryty, musimy go znaleźć, a następnie zniszczyć – powiedział stanowczo Severus.

- Tak, domyśliłem się tego. Świetna dedukcja, Sev.

- Uważaj, mój panie – skarcił go drwiąco jego mentor.

Harry tylko uśmiechnął się. Od czasu do czasu uwielbiał irytować Mistrza Eliksirów swoją bezczelną postawą. Potem oddał dziennik swojemu czarodziejskiemu mistrzowi i powiedział:

- Więc, kiedy nauczę się bronić, och mój mędrcu?

- Po dobrze przespanej nocy. Nie chcę ryzykować utraty głowy albo ręki, bo jesteś zbyt zmęczony, by się odpowiednio skoncentrować. Łóżko, Harry. Już.

- Kurcze, musisz sprawiać, że to brzmi, jakbym miał pięć lat? Nie mógłbyś po prostu powiedzieć czegoś w stylu, no nie wiem, lepiej idź do spania, Harry, żebyś jutro na lekcji był świeży i wypoczęty?

- Mógłbym – przyznał Snape. – Ale inny sposób bardziej mi odpowiada.

Harry rzucił mu spojrzenie.

- Lubisz mi rozkazywać.

Severus uniósł brew.

- Gdzie wpadłeś na taki pomysł, Potter?

- Wiesz, Sev, gdybyś nie był moim mentorem i opiekunem, powiedziałbym ci, żebyś się odwalił i skoczył z mostu, że mam prawie szesnaście lat i nie potrzebuję pory snu jak małe dziecko.

- Prawda. Ale wtedy nie miałbyś jutrzejszej lekcji obrony, szorowałbyś kociołki – odparował Snape gładko.

- Jakie kociołki? Nie jesteśmy w szkole.

- Te, które przywołałbym specjalnie dla ciebie, mój uczniu. Łóżko, Harry.

Chłopak skrzywił się.

- Jesteś okropnym opiekunem.

- Wiem. To sprawia, że się zastanawiam, jaki głupi pisklak zgodziłby się na coś takiego.

- Ja też. Może był pod wpływem klątwy – zgodził się Harry, po czym zaczął się śmiać, gdy Severus skrzywił się. – Do tego zmierzaliśmy, prawda, Sev?

- Bezczelny bachor! Nie wiem, dlaczego cię znoszę.

- Ponieważ jestem twoim bezczelnym bachorem i kompletnie byś się zanudził, gdybym był jednym z posłusznych, dobrych dzieciaków. Prawda?

- Idź do łóżka, Potter.

- Przyznaj to, Sev. Mam rację.

- Już, Potter. Zanim stracę całą cierpliwość, jaka mi została.

- Och, daj spokój, Severus. Powiedz, że mam rację.

- Naciskasz, chłopcze. A teraz idź!

- Trzy słowa, Severus. Harry, masz rację. To wszystko. Trzy małe słowa.

- Jeszcze słowo, a będziesz uziemiony na resztę lata, mówię serio!

- Dobrze. Merlinie! – Spojrzenie drugiego mogłoby sprawić, że uciekłby przed nim smok. Harry wstał i wszedł do namiotu. Potem wystawił głowę i zawołał: – Dobranoc, Sev. Słodkich snów. – Wszedł do środka ze śmiechem.

- Ty… - wykrztusił Mistrz Eliksirów. – Za tą bezczelność powinieneś wyszorować cały mój dom szczoteczką do zębów, Harry Jamesie Potterze.

Z namiotu nadeszło stłumione „Przepraszam, cofam to”.

- Nie zmuszaj mnie, żebym tam wszedł, młody człowieku – ostrzegł jego opiekun. Naprawdę, tupet chłopca nie znał granic!

Tym razem nie było bezczelnej odpowiedzi. Severus czekał chwilę lub dwie, nim wstał i upewnił się, że jego uczeń śpi i to nie dlatego, że obawiał się, że chłopiec może mieć koszmary i potrzebować eliksiru bezsennego snu.

Chłopiec spał głęboko na swoim posłaniu, zwinięty w kłębek. Severus wyprostował koc i odgarnął włosy z oczu Harry’ego. Potem pozwolił sobie na mały uśmiech i wszeptał:

- Przyjemnych snów, mój zuchwały bachorze.

Chwilę później wymknął się z powrotem na zewnątrz, by dopić herbatę. Gdyby obejrzał się za siebie, zobaczyłby, że jego podopieczny otwiera oko i uśmiecha się od ucha do ucha, gdy udowodniono mu prawdę.

 

sobota, 24 lipca 2021

MH - Rozdział 17 – Inny punkt widzenia

Nim Harry się zorientował, nadszedł czas, by pokazać Radzie wspomnienie z nocy w Ministerstwie. Rozmawiał z Remusem o zadaniu Dumbledore’a i był nieco zirytowany, gdy Remus tylko uśmiechnął się i pożyczył mu szczęścia. Harry nie oczekiwał pomocy Remusa; po prostu nie podobał mu się znaczący wyraz twarzy Remusa. To sprawiło, że poczuł, że przegapił oczywiste rozwiązanie problemu, co prawdopodobnie było prawdą, ale to musiało poczekać.

Remus, Hermiona i Cho wymyślili zaczarowany pergamin, który miał być podpisany przez każdego z Rady, by zapewnić ich milczenie. Harry uważał, że to trochę ekstremalne, ale wiedział, że lepiej ponownie nie kłócić się z Hermioną i Cho. Co najgorszego mogło się wydarzyć? Wyśmiewanie ze strony Ślizgonów? Pełne podziwu spojrzenia młodszych roczników? To nie było nic nowego. Harry radził sobie z tym przez ostatnie pięć i pół roku. Nie zmieni się to, póki ludzie nie zaczną patrzyć na niego jak na zwykłego nastolatka.

Harry pierwszy przybył do Pokoju Życzeń wraz z Ronem i Hermioną. W rękach trzymał myślodsiewnię, którą dostał od Syriusza i Remusa, podczas gdy Hermiona trzymała kryształową butelkę zawierającą wspomnienie z tamtej nocy. Ron i Hermiona nie do końca wrócili do bliskiej przyjaźni, którą dzielili przed humorkami Rona i wmieszaniem się w to Lavender Brown, ale przynajmniej mogli przebywać w swojej obecności bez rozpoczynania III wojny światowej.

Remus przybył jako następny z prośbą, by Harry został po zakończeniu spotkania. Sądząc po falach ulgi i podekscytowania, które wypływały z Remusa, Harry wiedział, że nie musiał się martwić, dzięki czemu mógł skupić się na spotkaniu. Członkowie Rady przybyli w dwójkach. Neville i Ginny przyszli pierwsi, a zaraz za nimi Cho i Luna, i po kilku minutach Justin i Hannah. Cho natychmiast stanęła obok Hermiony, by w razie potrzeby wspierać Harry’ego.

- Dobry wieczór wszystkim – powiedział Remus z uśmiechem. – Na dzisiaj mamy zaplanowane coś innego. Harry chciałby, żebyście zobaczyli, jak wygląda prawdziwy pojedynek i żebyście wyciągnęli wnioski z jego doświadczenia. Dzisiaj wejdziemy do jego myślodsiewni, by być świadkami jego pojedynku z Voldemortem w Ministerstwie. – Rozległo się kilka sapnięć. – To, co dzisiaj zobaczymy, nie jest rzeczą, o której może wiedzieć cała szkoła, więc chcemy, żebyście wszyscy to podpisali.

Remus położył zaczarowany pergamin i pióro na małym stoliku, który pojawił się znikąd.

- Ten pergamin zawiera kilka zaklęć tajności. Chcemy, żebyście wiedzieli, że ufamy, że nie zrobilibyście niczego, co naraziłoby Harry’ego na niebezpieczeństwo. Jednakże wiemy też, jak łatwo jest czasem, by coś nam się wymsknęło. Jeśli ktokolwiek nie czuje się komfortowo z podpisywaniem tego, może wyjść. Nie zmuszamy was do niczego.

Ginny pierwsza zrobiła krok do przodu.

- Podaj pióro, Remusie – powiedział z szerokim uśmiechem.

Gdy Ginny podpisała pergamin, wszyscy inni podążyli jej śladem. Kiedy reszta podpisała, Remus zwinął pergamin i włożył go do kieszeni. Wszyscy czekali z niecierpliwością, gdy Hermiona podawała kryształową fiolkę i Harry wlewał zawartość do myślodsiewni. Spoglądając na pełne entuzjazmu twarze, Harry wypuścił długi oddech i podwinął rękawy.

- Do zobaczenia wkrótce – powiedział, po czym zniknął w ciemności, by pojawić się ponownie w słabo oświetlonym atrium Ministerstwa. Złota fontanna była w jednym kawałku i wszystko wyglądało tak spokojnie.

Hermiona przybyła pierwsza, a za nią Ron, członkowie Rady i na końcu Remus. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, dało się usłyszeć zbliżające kroki. Wszyscy odwrócili się i ujrzeli nieco młodszego Harry’ego Pottera w okularach, wchodzącego do atrium z różdżkami w obu dłoniach. Ciężko oddychał i miał kilka siniaków na twarzy. Skrzywił się z bólu w chwili, gdy inna postać weszła do atrium. Kilka członków Rady sapnęło, podczas gdy inni walczyli ze sobą, by powstrzymać przerażone krzyki na widok wężowej twarzy Voldemorta ukrytej pod czarnym kapturem.

- Harry Potter – powiedział Voldemort wysokim głosem. – Znów się spotykamy. – Młodszy Harry odwrócił się do Voldemorta, który wyciągnął swoją różdżkę i obrócił ją między palcami. – Wyglądasz prawie tak, jakbyś mnie szukał, Harry – powiedział z zaciekawieniem Voldemort. – Czy w końcu zdałeś sobie sprawę, że tylko ja mogę ci pomóc zobaczyć twój prawdziwy potencjał? A może miałeś nadzieję, że tylko opóźnisz w czasie zabicie twoich cennych opiekunów.

Wszyscy obserwowali z podziwem, jak młodszy Harry zachowuje zdrowy rozsądek, podczas gdy Voldemort krąży wokół niego jak sęp. Żaden z obserwujących nie poruszył nawet mięśniem. Patrzyli, jak Voldemort próbuje dowiedzieć się czegoś o przepowiedni i negocjować z młodszym Harrym. Kiedy mu się nie udało, zaczął się pojedynek. Obserwowali, jak Harry chowa się za fontanną, by uniknąć śmiertelnej klątwy. Hermiona chwyciła mocno prawe ramię Harry’ego, gdy Voldemort zaatakował fontannę. Harry próbował zignorować bolesny uścisk, ale było to trudne, gdy jego ręka zaczęła drętwieć.

Wszyscy szybko zauważyli, że Voldemort miał przewagę dzięki teleportacji i zaklęciom niewerbalnym. Nikt nie mógł uwierzyć, jak Harry zdołał trafić Voldemorta, odwracając się do tyłu i byli jeszcze bardziej zszokowani, gdy zaczęła się walka na miecze. Harry z łatwością widział desperację w swoim młodszym ja, zwłaszcza gdy młodszy Harry uderzył łokciem w szczękę Voldemorta. Walka na miecze stała się jeszcze bardziej szaleńcza, póki młodszy Harry nie uniknął śmiertelnego ciosu poprzez teleportację. Kilku członków Rady sapnęło z zaskoczeniem, podczas gdy inni obserwowali Harry’ego z podziwem, ponieważ Harry powstrzymał się od wspominania, że kiedykolwiek wcześniej się teleportował.

- Imponujące, Harry – powiedział Voldemort, przyciągając uwagę wszystkich z powrotem do sceny przed nimi. Ich miecze zderzyły się po prawej stronie Harry’ego. – Wyraźnie dopiero zacząłeś wykorzystywać swój potencjał. – Voldemort został odepchnięty o kilka kroków. – Znów cię nie doceniłem. Crucio. – Harry odskoczył z drogi zaklęciu. – Teraz rozumiem, dlaczego Dumbledore się ciebie boi.

Cho złapała Harry’ego za lewe ramię, gdy obserwowali, jak młodszy Harry uparcie odpiera każdą próbę Voldemorta, by w siebie zwątpił. Gdy tylko Voldemort wspomniał o naszyjniku tłumiącym, Harry wiedział, że pojawią się na ten temat pytania, ale był na nie gotowy. Mimo wszystko to, że ktoś zadał pytanie nie oznaczało, że musiał udzielić konkretnej odpowiedzi.

Harry obserwował, jak Voldemort próbuje przekonać jego młodsze ja, by do niego dołączył, nim pojedynek zrobił się szaleńczy. Wszyscy widzieli, jak młodszy Harry powoli traci grunt pod nogami. Wyglądał na wyczerpanego i był zlany potem. Kilka osób krzyknęło w przerażeniu, gdy Voldemort zdołał uderzyć Harry’ego fioletowym zaklęciem. Uchwyt na jego ramionach zacisnął się, gdy Harry uderzył Voldemorta zaklęciem Reducto, sprawiając, że Voldemort zachwiał się lekko.

Jednak nikt nie był przygotowany zobaczyć tego, co nastąpiło potem. Patrzyli, jak młodszy Harry rzuca silne zaklęcie ochronne sekundę przed tym, jak Voldemort posłał w jego stronę białe światło. Obserwowali, jak uderza ono w tarczę Harry’ego, odsuwając go do tyłu, aż osłona pękła. Hermiona ze łzami w oczach stłumiła krzyk, gdy młodszy Harry poleciał do tyłu na ścianę i wylądował na podłodze z łoskotem. Kilka dziewczyn miało łzy na policzkach, gdy Voldemort podchodził do chłopaka.

- A więc tak umrzesz – powiedział Voldemort, kierując różdżkę w Harry’ego. – Samotny i bezbronny. Na pewno przekażę tą wiadomość twoim cennym opiekunom, jak również mentorowi.

- On nie jest sam, Tom – powiedział stanowczo Dumbledore, wchodząc do atrium i sprawiając, że kilku członków Rady odprężyło się. Voldemort szybko odwrócił się i spojrzał z nienawiścią na starca. – Harry nigdy nie będzie sam. Zbyt wielu się o niego troszczy, by tak się stało.

Wszyscy z podziwem obserwowali pojedynek Voldemorta i Dumbledore’a. Styl był zupełnie inny. Polegali całkowicie na magii i aportację. Ci dwaj potężni czarodzieje znali się zbyt dobrze, włączając w to wzajemne uczucia względem Harry’ego. Nim ktokolwiek się zorientował, co się dzieje, Voldemort bez słów wysłał w Harry’ego klątwę zabijającą, ale ona nigdy nie trafiła celu. Znikąd pojawił się błysk płomieni, gdy przybył Fawkes, złapał za szaty Harry’ego i teleportował obu poprzez ogień za Dumbledore’a. Voldemort wydał z siebie pełen frustracji krzyk i zniknął.

- Sądzę, że możemy wracać – powiedział Harry i wspomnienie pociemniało, gdy wyciągnięto ich z myślodsiewni. Pokój Życzeń zmienił się. Wcześniej był pustym pomieszczeniem ze stołem, gdzie Harry ustawił myślodsiewnię. Stół, który pojawił się, by wszyscy mogli podpisać zaczarowany pergamin, zniknął. Pokój był teraz wypełniony wygodnymi sofami i fotelami, na których wszyscy mogli usiąść. Był też kominek z trzaskającym ogniem, który tworzył migoczące cienie na ścianach z ciemnego drewna.

Wszyscy machinalnie usiedli na najbliższym wolnym miejscu. Hermiona, Cho i Ginny dzieliły kanapę, wyglądając na wymęczone. Wszystkie miały twarze pokryte łzami i wydawały się być w szoku. Ron siedział obok Neville’a na kanapie naprzeciwko trzech dziewczyn, wyglądając, jakby mu było niedobrze. Justin, Luna i Hannah zajęli trzy najbliższe fotele z zamyślonymi wyrazami twarzy. Harry spojrzał bezradnie na Remusa i odetchnął z ulgą, gdy Remus ścisnął uspokajająco jego ramię, nim zrobił krok do przodu.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy jesteście wstrząśnięci tym, co widzieliście – powiedział delikatnie Remus, – jednakże powinniśmy porozmawiać o kilku rzeczach. Po pierwsze, czego dowiedzieliście się o Voldemorcie?

Kilka osób lekko wzdrygnęło się, ale powstrzymali się od sapania lub krzyku. W końcu przemówiła Ginny.

- Próbuje sprawić, żebyś w siebie zwątpił – powiedziała drżącym głosem. – Przekręca prawdę, byś uwierzył w to, co on chce, żebyś wierzył.

- Bardzo dobrze – powiedział zachęcająco Remus. – Odwracanie uwagi to bardzo powszechna taktyka, ponieważ może być stosowana na wiele sposobów. Ludzie mają tendencję najpierw reagować, a potem myśleć. Każdy z nas ma lęki, nadzieje i marzenia, które czekają, aż ktoś inny je wykorzysta. – Remus przerwał i spojrzał bezpośrednio na Rona i Ginny. – Rodzina Weasleyów jest czysto krwista, ale nie podąża za takimi ideałami. W rezultacie wasza rodzina jest na wiele sposobów źle postrzegana. Nie ma nic złego w tym, że wasza rodzina jest przeciwko Voldemortowi, ale ci, którzy uważają inaczej z pewnością zrobią wszystko, by wyrazić głośno swoją opinię.

Harry zauważył, że uszy Rona lekko poróżowiały i nie mógł przegapić fal zawstydzenia, które z niego wypływały. Ron zawsze przyjmował gorzej finansową sytuację Weasleyów niż inni z jego rodziny. Z drugiej strony Ginny skinęła lekko głową z akceptującym wyrazem twarzy. Wiedziała, że Remus nie mówił tego, by zranić, ale by pomóc im wszystkim w przyszłości.

Remus spojrzał na Hermionę, a potem na Justina.

- Mugolaki zawsze są postrzegane niżej niż wszyscy inni – powiedział ze współczującym uśmiechem, – nawet przez tych, którzy są przeciwko Voldemortowi. Dzieci czystej krwi znają tylko ten świat i dlatego mają przewagę w podstawach magicznej historii i zwyczajach czarodziejów, które nie są zwykle nauczane w szkołach, ponieważ zakłada się, że dzieci już to wiedzą. Mugolaki muszą pracować ciężej, by przejść przez te bariery, ale są poniżane, gdy to robią. Hermiono, wierzę, że jesteś tego idealnym przykładem. Robisz wszystko, co możliwe, by dowiedzieć się jak najwięcej. Nie mam wątpliwości, że wiesz więcej o czarodziejskim świecie niż wielu czystokrwistych w twoim wieku. Nazywanie was szlamą to jedyna amunicja przeciwko wam, której mogą użyć czystokrwiści i z pewnością to zrobią.

Hermiona i Justin pokiwali pewnie głowami, zdeterminowani, by pokazać, że ta zniewaga na nich nie wpłynie. Oczywiście Hermiona była bardziej przyzwyczajona do słuchania ulubionej obelgi Malfoya. Jednak Justin siedział w swoim fotelu ekstremalnie napięty. Wyraźnie słyszał to określenie wcześniej, ale nie był przyzwyczajony, by było użyte w zdaniu tak bezproblemowo. Z drugiej strony Hufflepuff byli zwykle najbardziej ignorowanym domem w Hogwarcie. Często widywano tam mugolaków, więc nikt o tym nie myślał. Hermiona, jako Gryfonka i przyjaciółka Harry’ego przez lata zyskiwała sporo uwagi, więc było naturalne, że czystokrwiści atakowali kogoś, przez kogo czuli się zagrożeni.

Remus uśmiechnął się szeroko do Luny, która odpowiedziała sennym uśmiechem.

- Nie musi pan nic mówić, panie Lupin – powiedziała beztrosko Luna. – Nikt nigdy nie zadawał sobie trudu, by ukryć opinię na mój temat. To jest problem bycia innym. Wszyscy inni uważają, że to ich zadanie wyrazić, jaki jesteś nienormalny. – Wzruszyła ramionami i spojrzała na Harry’ego. – Zawsze to ci, których nie może kontrolować Ministerstwo, zmieniają rzeczy na lepsze. Mój tatuś od lat powtarzał, że jeśli czarodziejski świat dalej będzie iść tą ścieżką, nie pozostanie z niego nic. Weźmy na przykład aurorów. Są częścią Sprzysiężenia Zgniłego Kła. Planują obalić Ministerstwo od wewnątrz, używając kombinacji Czarnej Magii i chorób dziąseł.

Nikt nic nie powiedział przez dłuższą chwilę. Połowa grupy próbowała zrozumieć, co Luna właśnie powiedziała, podczas gdy reszta desperacko starała się nie śmiać. Zawsze można było ufać, że Luna Lovegood powie coś zupełnie niekonwencjonalnego, by usprawiedliwić swoją skądinąd całkowicie racjonalną obronę.

- Dobrze powiedziane, Luna – stwierdził w końcu Remus, nie będąc w stanie powstrzymać chichotu, nim przeszedł do Neville’a. Nie powiedział nic. Patrzyli na siebie przez chwilę, nim Neville skinął głową ze zrozumieniem. Harry wiedział, że obaj myśleli o rodzicach Nevilla’a, którzy byli w świętym Mungu z powodu długotrwałego działania klątwy Cruciatus. Wydawało się, że niektóre rany są zbyt bolesne, by o nich mówić.

Remus ruszył dalej, przenosząc wzrok na Cho i Hannę. Do nich też nic nie powiedział. Cho straciła Cedrica Diggory’ego, a Hannah matkę, zabitą przez śmierciożerców kilka miesięcy temu. Rodzina Hanny chciała zabrać ją z Hogwartu, ale on odmówiła. Powiedziała Harry’emu, że gdyby GD nie zostało kontynuowane, prawdopodobnie wróciłaby do domu. Udział w GD sprawił, że poczuła, jakby robiła coś w walce z Voldemortem.

- Chodzi o to, by nie słuchać tego, co mówi twój przeciwnik – powiedział Harry, przerywając ciszę. – To może być niezwykle trudne, ale rozproszenie uwagi może kosztować życie. Voldemort i śmierciożercy nie pojedynkują się tak, jak Lockhart i profesor Snape w Klubie Pojedynków. Atakują szybko, używając wszystkich środków niezbędnych do zwycięstwa. Musicie być gotowi dostosować się do przeciwnika. Nie użyłbym tej samej strategii w walce z Remusem, jakiej używam w przypadku Syriusza. To przywołuje następny temat, który chciałbym omówić z wami wszystkimi. Chcę zmienić to, na czym skupia się GD.

- Chcesz, żebyśmy wrócili do nauki zaklęć? – zapytał bez ogródek Ron. – Dlatego, że nie ma tu już Syriusza?

- Bardziej chodziło mi o to, że musimy zacząć koncentrować się na tym, jak zwiększyć szanse każdego na przeżycie – powiedział Harry z zakłopotaniem. – Pomyślałem, że moglibyśmy przeprowadzić dwa albo trzy pojedynki każdego tygodnia, a wszyscy by się przyglądali. Po każdym pojedynku, wszyscy mogliby udzielić walczącym pomocnych rad, by się poprawili, ponieważ innym łatwiej jest dostrzec popełniane błędy, gdyż są bezstronni.

- Więc technicznie chcesz przekształcić GD w klub pojedynków, ale składałby się on tylko z członków GD? – zapytał zdezorientowany Justin.

 - To właściwie dobry pomysł – powiedziała z namysłem Cho. – Moglibyśmy wybierać walczących losowo, ale musielibyśmy mieć pewne wytyczne, żeby Dennis Creevey nie walczył z siódmym rokiem. To byłoby dla niego nie w porządku.

- Nie zgadzam się – powiedziała stanowczo Hermiona. – Pewnie, stawianie Dennisa przeciwko komuś z siódmego roku albo nawet przeciwko Harry’emu nie jest sprawiedliwe, ale czy szczerze możesz stwierdzić, że w przyszłości będziemy walczyć z tymi, którzy są na naszym poziomie? Musimy być źle dopasowani, aby wiedzieć, jak to jest w takiej sytuacji. Masz tę przewagę, że używasz zaklęć niewerbalnych, tak jak to zrobią śmierciożercy. Im szybciej nauczymy się, jak rekompensować nasze niedociągnięcia, tym lepiej.

- Zgadzam się z Ginny – powiedziała cicho Hannah. – Myślę też, że nie powinniśmy ostrzegać, z kim się będą pojedynkować. Element zaskoczenia i szybka adaptacja to coś, czego każdy powinien się nauczyć. Gdyby były jakieś problemy, możemy pojedynkować się w każdą sobotę, żeby wiedzieli, jak będzie wyglądać spotkanie.

- Dobrze – powiedział Remus z nutką zdecydowania w głosie. – Wszyscy zgadzają się na nową formę? – Wszyscy skinęli głowami. – Więc ustalone. Jeśli nie ma żadnych pytań, uważam, że powinniśmy na dzisiaj zakończyć.

Harry szczerze wątpił, by nikt nie miał żadnych pytań. Byli po prostu zbyt przytłoczeni, by je wypowiedzieć. Rada opuszczała Pokój Życzeń jeden po drugim. Cho i Ginny pociągnęły Harry’ego do mocnego uścisku, nim szybko opuściły pokój, co sprawiło, że Harry był bardzo zdezorientowany. Cho nigdy się tak przy nim nie zachowywała, a Ginny lata temu przestała się tak zachowywać. Potrzebował trochę perswazji, by przekonać Rona i Hermionę, że nie muszą na niego czekać, ale w końcu został sam z Remusem.

Przyglądając się bliżej Remusowi, Harry nie mógł nie zauważyć cieni pod jego oczami. Niepewnie sięgnął i nie był zaskoczony, gdy dotknął fal zmęczenia zmieszanego z ulgą i ekscytacją. Remus napotkał zatroskane spojrzenie Harry’ego i uśmiechnął się uspokajająco. Nie musieli wypowiadać żadnych słów. Remus wiedział, że Harry zna emocje, których nie mógł ukryć. Pomimo tego, jak Remus próbował udawać, że jest zdrowy, wciąż był w końcowej fazie zdrowienia i nie mógł się wykańczać.

- Nic mi nie jest, szczeniaku – nalegał Remus, siadając w pobliskim fotelu. – Przystosowanie się do wszystkiego zajmie trochę czasu. To moment przystosowania dla wszystkich. – Sięgnął do kieszeni i wyciągną z niej bardzo stary kawałek gazety. – Dziś po południu znalazłem to w bibliotece.

Harry wziął rozpadający się kawałek pergaminu z dłoni Remusa i zmrużył oczy, by rozpoznać na nim ruchome zdjęcie. Była to fotografia szczupłej, około piętnastoletniej dziewczyny. Z pewnością nie była ładna. Jeśli już to wyglądała na zirytowaną i posępną jednocześnie. Miała gęste brwi i pociągłą, bladą twarz. Pod zdjęciem widniał podpis: Eileen Prince, kapitan hogwardzkiej drużyny gargulków. Spojrzał na Remusa ze zdziwieniem. To z pewnością nie jest coś, czego się spodziewał.

- Ona jest Księciem Półkrwi? – zapytał Harry z niedowierzaniem. Z pewnością nie chodziło o to, że jest bystrą dziewczyną, zwłaszcza że był dobrym przyjacielem Hermiony, Cho i Ginny. Wszystkie trzy mogłyby sprawić, że każdy facet wyglądałby przy nich na niekompetentnego. Cho niekoniecznie wyróżniała się w jakikolwiek sposób, ale to właśnie czyniło ją niebezpieczną. Gdy zaatakowała, nikt się tego nie spodziewał. Ginny szybko zyskała swoją reputację ze względu na swoje zamiłowanie do klątw. Będąc świadkiem kilku, Harry był pod wrażeniem, że Dean miał odwagę się z nią umawiać. A Hermiona… cóż… Hermiona była Hermioną. Naprawdę nie trzeba było nic więcej dodawać.

Remus przez chwilę przyglądał się Harry’emu w zamyśleniu.

- Publikacja książki pasuje do czasu, kiedy uczęszczała do Hogwartu – powiedział, wzruszając ramionami. – Możliwe, że jej ojciec był czystej krwi a matka mugolską lub mugolaczką. Mogła wstydzić się swojej mugolskiej krwi. Oczywiście to tylko założenie. Jeszcze nie grzebałem głębiej w życie Eileen Prince.

Harry ponownie spojrzał na zdjęcie. Czy dowiedzenie się, kim jest Książę Półkrwi naprawdę było tak ważne? Nie. Jakie to w ogóle miało znaczenie? Bardziej chodziło o zaspokojenie ciekawości.

- Nie martw się tym, Remusie – powiedział Harry, składając papier i wkładając go do kieszeni. – Ja się temu przyjrzę. Ty masz już i tak wystarczająco dużo zmartwień.

Remus przez chwilę wpatrywał się w Harry’ego z uniesioną brwią.

- Naprawdę myślisz, że nie dam sobie rady z dodatkowymi poszukiwaniami? – zapytał ostrożnie.

- Nie o to chodzi – powiedział Harry zgodnie z prawdą. Powinien był wiedzieć, że Remus będzie się bronił po tylu miesiącach dochodzenia do zdrowia. – Po prostu myślę, że powinienem pomóc. Poza tym, kiedy powiem Hermionie, nie będę w stanie utrzymać jej z dala od biblioteki. Zna to miejsce lepiej niż ktokolwiek inny. Dowiemy się, co możemy o Eileen Prince, Remusie. Zaufaj mi.

Remus uśmiechnął się i potrząsnął żałośnie głową, wstając.

- Ufam ci, szczeniaku – powiedział szczerze, – i przepraszam, że wyciągam pochopne wnioski. Chyba po prostu przyzwyczaiłem się do tego, że Syriusz i Poppy są tacy restrykcyjni. Chyba dalej uważają, że jestem tą osobą, która tkwiła w łóżku przez niemal dwa miesiące.

- Pani Pomfrey ma tendencję do widzenia nas w najgorszych momentach – powiedział Harry z szerokim uśmiechem. – Wiesz, że jesteśmy jej ulubionymi pacjentami.

Remus zachichotał i potargał włosy Harry’ego.

- Z pewnością jesteśmy u niej najczęściej – powiedział radośnie. – Chodź. Powinienem zabrać cię do wieży Gryffindoru zanim będzie zbyt późno.

Harry skinął głową, ostrożnie spakował swoją myślodsiewnię i wyszedł za Remusem z Pokoju Życzeń. Szli w ciszy, aż nie dotarli do portretu Grubej Damy i życzyli sobie dobrej nocy. Harry podał Grubej Damie hasło „Abstynencja” i ze zmęczeniem czekał, aż portret otworzy się na tyle, by mógł wejść. Pragnął jedynie długiego, nocnego odpoczynku, jednak wyglądało na to, że nie będzie mu dane.

Po wejściu do pokoju wspólnego, Harry z zaskoczeniem dostrzegł, że jest on bardzo zatłoczony i wszyscy wpatrują się w rozwścieczoną Lavender, piorunującą wzrokiem zirytowanych Rona i Hermionę. Fale nerwowości i zapału całkowicie pokonały słabe fale zażenowania i złości. Harry był w pułapce. Tak oto stał z myślodsiewnią w dłoniach przed całą wieżą uczniów. Myśląc szybko, Harry odłożył myślodsiewnię, wyjął różdżkę i zmniejszył naczynie. Rzucił na nią też kilka zaklęć ochronnych, żeby nie mogła się przewrócić. Teraz był w stanie trzymać myślodsiewnię w jednej dłoni, więc nikt się nie zorientuje.

- Nie próbuj mnie okłamywać, Ronaldzie Weasley! – krzyknęła Lavender. – Nie jesteście częścią Rady…

- Harry poprosił nas, żebyśmy przyszli – przerwał jej Ron. – Jesteśmy jego najlepszymi przyjaciółmi, Lavender. Wróciliśmy z Ginny i Nevillem. Gdzie indziej mielibyśmy być?

- Gdzie? – wypluła Lavender, podchodząc krok bliżej i szturchając Rona w pierś. – Całowałeś się z nią, prawda? Cały ten czas widywałeś się z nisza moimi plecami! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę myślałam, że plotki o niej i Harrym są prawdziwe!

Harry wpatrywał się w scenę szeroko otwartymi oczami. Plotki? Jakie plotki?

Hermiona prychnęła.

- Ty wiesz wszystko o plotkach, co, Lavender – powiedziała chłodno. – Ty je zaczynasz. Wygląda na to, że ty i Parvati nie macie nic lepszego do roboty niż rozsiewanie plotek, ponieważ wasze życia są po prostu zbyt nudne, by o nich mówić. Razem z Ronem byliśmy na spotkaniu Rady. Daj sobie spokój z tą zazdrością. A poza tym nie mów o Harrym jak o rzeczy. Przez to robi mi się niedobrze.

Nie mówiąc nic więcej, Hermiona przebiegła obok Lavender i nie zatrzymała się, póki nie dotarła do dormitorium. Harry skorzystał z okazji, by stanąć u boku Rona. Fale zażenowania i złości narastały z każdym krokiem. Ciszę przerwały szepty, narastające, gdy coraz więcej osób zauważyło Harry’ego. Oczy Lavender rozszerzyły się na jego widok. Harry nic nie powiedział, póki nie stanął tuż przed nią.

- Mówią prawdę, wiesz? – powiedział cicho. – Może powinnaś mieć więcej wiary w swojego chłopaka.

Twarz Lavender zrobiła się szkarłatna, gdy Harry przeszedł obok niej, nie zatrzymując się aż nie dotarł do dormitorium. Czasami zastanawiał się, dlaczego ludzie pozostają w związkach, w których wyraźnie nie są szczęśliwi. Jaki był tego sens? Może dlatego, że boją się zmiany i nieznanego.

Merlin jeden wie.

^^^

Harry obudził się nagle następnego ranka. Pokryty był potem, oddychał ciężko i trząsł niekontrolowanie. Szybko otwierając zasłony swojego łóżka, Harry rozejrzał się gorączkowo po nieco zamazanym pokoju, próbując znaleźć źródło swojego niepokoju, ale nic nie zobaczył. Pokój wciąż był ciemny i cichy, jeśli nie liczyć chrapania Rona i Neville’a. Harry instynktownie sięgnął, by poszukać jakiś zbłąkanych emocji, ale nic nie wyczuwał, czego się spodziewał. Nigdy nie był w stanie wyczuć emocji kogoś w głębokim śnie. Emocje zawsze były zbyt pogmatwane, by je rozróżnić.

Zamykając oczy, Harry próbował sobie przypomnieć, dlaczego obudził się w takim stanie, ale nie mógł nic wymyślić. Nie mógł sobie przypomnieć, czy był to koszmar, Hogwart czy jego empatia znowu wariowała, ale cokolwiek to było, nie było przyjemne. Nic nie mogło być przyjemne, jeśli powodowało tyle strachu i niepokoju. Koncentrując się mocniej, Harry przypomniał sobie mgliście krzyki i ból, ale nic więcej. Szybko potrząsnął głową, by odpędzić myśli i zmusił się do uspokojenia. Miał szesnaście lat. Nie powinny go już nawiedzać mgliste koszmary, zwłaszcza takie, których nie pamiętał w chwili, gdy się budził.

Harry uspokoił się po niedługim czasie, ale sen uparcie trzymał się z daleka. Po godzinie rzucania się o obracania, zrezygnował z kilku dodatkowych godzin snu i wstał z łóżka. Nie było sensu pozostawać w łóżku, gdzie umysł mógł błądzić bez celu. Z wyjątkową ostrożnością, Harry zdołał przebrać się i odnaleźć łazienkę bez budzenia innych. Wystarczyło, że on nie mógł spać o czwartej nad ranem. Dlaczego miałby cierpieć ktokolwiek inny?

Nie było niespodzianką to, że Wielka Sala była całkowicie pusta o wpół do czwartej nad ranem. Cisza była trochę tajemnicza, ale to lepsze niż czekanie w pokoju wspólnym, aż ktoś się obudzi. Przez jakiś czas lampy były jedynym źródłem światła, podczas gdy Harry dwukrotnie sprawdzał swoją pracę domową z transmutacji. Było to żmudne zadanie i pozwoliło mu pomyśleć o tym, co się stało noc wcześniej. Oprócz tego, że dowiedział się, że Książę Półkrwi był prawdopodobnie dziewczyną, Harry zorientował się również, że krążą plotki o nim i jednym z jego najlepszych przyjaciół. Nie mógł uwierzyć, że do tej pory nic nie usłyszał. Jednak biorąc pod uwagę jego brak wolnego czasu, nie była to wielka niespodzianka. Ledwie miał czas słuchać o rozdziałach w dramacie Ron-Lavender-Hermiona.

Do tego się to sprowadzało. Nie miał czasu na nic poza treningiem, uczeniem się, GD i Quidditchem. Nie narzekał. Lubił sesje z panią Pomfrey, wiedział, że trening jest konieczny, profesor Dumbledore nalegał, że lekcje z nim pomogą mu w walce z Voldemortem, nie mógł nawet pomyśleć o porzuceniu kolegów z drużyny albo GD, a nauka wiązała się ze szkołą. Nie mógł tego obejść. Wyraźnie miał mało czasu, ale nie mógł wymyślić sposobu, by temu zaradzić. Zanotuj, znajdź sposób, by dzień miał więcej godzin.

- Dzień dobry, Harry! – powiedziała radośnie Hermiona, siadając obok niego.

Harry podskoczył z zaskoczeniem i szybko rozejrzał się, dostrzegając, że słońce zaczęło wschodzić, ale wciąż było dość wcześnie. Przy każdym stole siedziało kilku uczniów, co było zaskakujące. Kolejna uwaga, zacznij zwracać uwagę na otoczenie. Jedzenie, talerze, puchary i sztućce zaczęły pojawiać się na każdym stole, natychmiast wypełniając Wielką Salę aromatem świeżo upieczonego bekonu, kiełbasek i pikantnym zapachem soku z dyni.

- Eee… dzień dobry, Hermiono – powiedział Harry, odprężając się i odkładając na bok pracę domową. – Wcześnie wstałaś.

- Tak jak ty – stwierdziła rzeczowo Hermiona. – Właściwie przyszłam do twojego dormitorium, żeby cię obudzić. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, gdy twoje łóżko okazało się zimne.

Harry spojrzał na nią z uniesioną brwią.

- A co robiłaś w moim łóżku? – zapytał z ciekawością.

Hermiona zagapiła się na niego, po czym trzepnęła go w tył głowy.

- Dla twojej informacji sprawdzałam, jak dawno opuściłeś łóżko – powiedziała sztywno, po czym uśmiechnęła się ironicznie. – Oczywiście, jeśli chcesz zasugerować, że działo się coś innego…

Harry uniósł ręce w geście poddania.

- Wygrałaś – powiedział, po czym zaczął układać jedzenie na talerz. – Więc o co chodzi z tymi plotkami, o których wczoraj wieczorem wspomniała Lavender?

Hermiona westchnęła, również zaczynając nakładać jedzenie na talerz.

- Zaczęły się po imprezie u Slughorna – powiedziała cicho. – Ponieważ poszliśmy razem, wszyscy sądzą, że się spotykamy. Było dość cicho ostatnio, więc wszyscy chwytają się każdej możliwej plotki. Ludzie zauważyli, ile czasu spędzamy razem, Harry.

Harry przewrócił oczami z irytacją.

- Nie spędzamy razem więcej czasu niż w przeszłości – odparował. – Jedyna rzecz, która się zmienił to fakt, że Ron jest uwięziony przez Lavender i spędzamy więcej czasu z Cho. Jeśli już, powinny powstać plotki na jej temat…

- I są – odpowiedziała bez ogródek Hermiona. – Harry, cała szkoła myśli, że romantycznie interesujesz się jedną z nas albo czekasz, by zobaczyć, która z nas jest lepsza. – Harry jęknął, ukrywając twarz w dłoniach. Hermiona roześmiała się. – To nie koniec świata, Harry – powiedziała dobrodusznie. – Właściwie to zrozumiałe, jeśli się nad tym zastanowisz. Nikt nie wie o twoich… zdolnościach. Nie rozumieją, że trzymasz się z nami, ponieważ Ron emanuje hormonami.

Harry spojrzał na Hermionę zszokowany.

- Naprawdę tak myślisz? – zapytał z niedowierzaniem. – Że jedyny powód, dlaczego spędzam z wami czas to fakt, że Ron nie może przestać obcałowywać Lavender?

Hermiona uśmiechnęła się uspokajająco.

- Nie to miałam na myśli – powiedziała, zaczynając kroić bekon. – Byłeś wspaniałym przyjacielem, Harry. Mówię tylko, że ludzie nie dbają, co spowodowało zmianę. Po prostu zauważają, że coś się zmieniło. Nie byłeś w pociągu przed Świętami, więc nie słyszałeś wszystkiego, co mówili. Fakt, że „Wybraniec” poszedł na imprezę do Slughorna z dwoma dziewczynami był nieco bardziej interesujący niż to, ile dziewcząt McLaggen próbował pocałować.

Harry prychnął na ten komentarz.

- Nie wiem, czy mi to schlebia czy uraża – wymamrotał, po czym westchnął. – Naprawdę przepraszam, Hermiono. Powinienem tam być, żeby wszystkim powiedzieć, że jesteśmy tylko przyjaciółmi… i że nic więcej nie jest możliwe, ponieważ tobie podoba się pewien Weasley.

Hermiona ponownie trzepnęła Harry’ego w tył głowy.

- To nie twoja wina, więc przestań się obwiniać – powiedziała, po czym ponownie go pacnęła, – i przestań się ze mną drażnić. Gdyby sytuacja się odwróciła, nie przysparzałabym ci tak wiele kłopotów z powodu osoby, która mogłaby ci się podobać. – Na twarzy Hermiony pojawił się zamyślony wyraz twarzy, po czym spojrzała na Harry’ego z ciekawością. – A tak w ogóle, kto ci się podoba?

Powiedzenie, że Harry był zaskoczony, było niedopowiedzeniem. Hermiona nigdy wcześniej nie wyrażała zainteresowania jego życiem miłosnym (lub jego brakiem). Nigdy nie stanowiło to problemu, więc nie rozmawiali o tym. Nie martwili się tym. W końcu, póki Ron nie związał się z Lavender, Harry nigdy nie myślał o tym, że Ron i Hermiona mogliby mieć jakiś rodzaj relacji z kimkolwiek, a tym bardziej ze sobą nawzajem. Nieustanne niebezpieczeństwo na przestrzeni lat wypchnęło wszystkie normalne wybryki nastolatków daleko od ich umysłów. To mogło wyjaśnić, dlaczego teraz spływało to na nich kaskadą.

- Harry? – zapytała Hermiona z troską. – Harry, wszystko w porządku?

Wyrwany z myśli, Harry szybko przeniósł wzrok na talerz, decydując nie patrzeć Hermionie w oczy.

- Nic mi nie jest – powiedział, brzmiąc pewniej, niż się czuł. Zmień temat! – Po prostu mam dużo na głowie. – Sięgając do torby, Harry wyciągnął złożoną karteczkę papieru, którą Remus dał mu poprzedniego wieczoru i podał jej ją.

Hermiona rozłożyła kartkę i przyglądała się jej długo, po czym zamrugała z zaskoczenia.

- Cóż, to nieoczekiwane – powiedziała, po czym spojrzała na Harry’ego. – Więc twój Książę Półkrwi to właściwie dziewczyna o nazwisku „Prince”, czyli książę?

Harry wzruszył ramionami.

- Właśnie tego musimy się dowiedzieć – powiedział z uśmiechem, po czym spojrzał w oczy Hermionie. – Więc co powiesz? Chcesz mi pomóc dowiedzieć się więcej o Eileen Prince?

Hermiona przewróciła oczami i oddała Harry’emu papier.

- A kto inny miałby ci pomóc? – zapytała retorycznie. Jej oczy lekko się zwęziły. – I nie waż się myśleć, że nie zdaję sobie sprawy, jak uniknąłeś mojego pytania, Harry. Szczerze nic przez to nie miałam na myśli. Po prostu nigdy nie zasugerowałeś, że ktoś ci się podoba. Czy to Ginny?

Harry powoli pokręcił głową. Dlaczego Hermiona nie mogła pojąć wskazówki?

- Nie, to nie Ginny – powiedział stanowczo. – Ginny jest dla mnie jak siostra. Nie potrafię patrzeć na nią inaczej.

- Nie możesz, czy się boisz? – odparowała Hermiona.

Harry nie odpowiedział. Nie miał zamiaru w środku Wielkiej Sali wdawać się w kłótnię o możliwe dziewczyny, skoro z minuty na minutę robiło się coraz bardziej tłoczno. Dlaczego ze wszystkich ludzi Hermiona zapytała o Ginny? Ginny była obecnie w związku z Deanem, była siostrą Rona i częścią jego rodziny. Harry nie mógł myśleć o niej w inny sposób, tak jak postrzegał Hermionę tylko jako najlepszą przyjaciółkę. Dla niego przyjaźń była skarbem. Wolałby mieć przyjaciół takich, jacy są, zamiast stracić ich, gdyby bardziej intensywny związek się nie powiódł. Nie było to bardzo gryfońskie z jego strony, ale Harry nie sądził, by mógł znieść więcej komplikacji.

Hermiona nie poruszyła ponownie tematu, a Harry nie wspominał o Ronie. Po tym poranku Harry zaczął zauważać subtelne szepty, które zdawały się za nim podążać, gdy tylko był z Hermioną i Cho. Dziewczyny albo chichotały, albo wpatrywały się nienawistnie w dwie dziewczyny, podczas gdy chłopcy od czasu do czasu piorunowali wzrokiem Harry’ego. Niemniej jednak, wylewająca się ze wszystkich zazdrość była przytłaczająca. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, jak udało mu się to wcześniej przegapić.

Kolejna zmiana, którą zauważył Harry było to, że Ron ciągle starał się zwiększyć dystans między nim a Lavender, spędzając więcej czasu z Harrym, Hermioną i Cho. Oczywiście Lavender to nie pasowało. Pomimo ciągłych plotek, Lavender wciąż podejrzewała, że Ron ją zdradza i wyrażała swoją opinię za każdym razem, gdy widziała razem Rona i Hermionę. Nie miało znaczenia to, że Harry i Cho byli z nimi, czy nawet Dean i Ginny. Wydawało się, że wszystkie racjonalne myśli zostały wymazane przez zazdrość Lavender.

Biorąc pod uwagę cały ten dramat i wszystko inne, Harry’emu i Hermionie ciężko było znaleźć czas na poszukanie w bibliotece Eileen Prince. W końcu udało im się znaleźć czas w sobotnie popołudnie i skorzystali z okazji, by opowiedzieć Ronowi o tym, co przegapił w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Ron był zszokowany, gdy dowiedział się o Księciu Półkrwi  i o miejscu, gdzie Harry i Hermiona odkryli, kim on był, czy raczej była.

- Więc ten Książę Półkrwi jest tak naprawdę… Księżniczką? – zapytał Ron z niedowierzaniem.

Hermiona westchnęła z frustracją, odkładając starą gazetę, którą czytała, na stos „już przeczytanych”, po czym chwyciła następną.

- Czy to tak niewiarygodne, że dziewczyna może być genialna w eliksirach? – zapytała. – Szczerze, Ron. Nigdy nie sądziłam, że będziesz tak ograniczony.

- Nigdy tego nie powiedziałem! – zaprotestował Ron. – Cholera, Hermiono! To był tylko żart! Jestem twoim przyjacielem! Jak mogę nie uważać, że dziewczyna może być genialna, skoro od pięciu i pół roku znasz odpowiedzi na wszystko?

Hermiona spojrzała na Rona w szoku, po czym skupiła uwagę na gazecie, a jej twarz lekko poczerwieniała. Ron zorientował się, co właśnie powiedział i również się zarumienił. Zapadła między nimi nieprzyjemna cisza, którą Harry szybko przerwał, opowiadając Ronowi o swojej ostatniej lekcji z Dumbledorem i zadaniu uzyskania wspomnienia od Slughorna. W tej chwili było między nimi tyle niezręczności. Ronowi wyraźnie nie podobał się sposób, w jaki układał się jego związek z Lavender, ale nie miał odwagi go zakończyć. Hermiona wydawał się być wdzięczna, że wrócił ten żartujący i kłócący się Ron, nawet jeśli sprzeczał się z nią.

- Nie mogę powiedzieć, bym kiedykolwiek słyszał o horkruksach – powiedział Ron zupełnie oszołomiony, – ale zdobycie wspomnienia od Slughorna nie powinno być trudne. On cię uwielbia, Harry. Ma tak od pierwszego dnia.

- To może być prawda, ale Slughorn jest zdeterminowany, by zachować to wspomnienie dla siebie – sprzeciwiła się Hermiona. – Jeśli Dumbledore zawiódł to oznacza, że zwyczajne poproszenie nie zadziała. Ponadto Dumbledore nie poprosiłby Harry’ego, gdyby nie był pewny, że Harry może to zrobić. To oznacza, że brakuje nam czegoś, rozwiązania, na które jeszcze nie wpadliśmy.

Ron patrzył na nich przez chwilę w zamyśleniu, po czym wzruszył ramionami.

- Cóż, myślę, że mogę ci tylko pożyczyć szczęścia, Harry – powiedział bezradnie. – Jeśli Hermiona nie wie, co począć to nie mam pojęcia, jak ja miałbym.

Harry wpatrywał się w Rona z niedowierzaniem, po czym uderzył głową o stół. Nie mógł w to uwierzyć. Jak mógł przegapić coś tak oczywistego? Dlaczego nie zrozumiał, kiedy Remus powiedział mu to samo?

- Muszę być najgłupszą osobą na świecie! – powiedział Harry, zaciskając zęby z frustracji. Usiadł prosto na krześle i spojrzał na zaskoczoną Hermionę. – Potrzebuję tylko szczęścia, Hermiono. Felix Felicis! To dlatego Dumbledore mnie poprosił!

- Oczywiście! – wykrzyknęła Hermiona ściszonym głosem. – Dlaczego o tym nie pomyślałam? To takie proste, a jednocześnie tak pomysłowe! Pod wpływem Felix Felicis masz gwarancję sukcesu! – Pocierając ręce z zapałem, Hermiona przeniosła uwagę na Rona i uśmiechnęła się do niego. – Ron, jesteś geniuszem!

Zakłopotany wyraz twarzy Rona był wręcz zabawny. W końcu Hermiona niecodziennie chwaliła intelekt Rona.

- Eee… dzięki… chyba – powiedział niepewnie. – Załóżmy więc, że Harry weźmie eliksir i jakoś przekona Slughorna, by przekazał mu wspomnienie. Co potem? Slughorn nie wydaje się być typem osoby, która zapomni coś takiego.

- Więc będę musiał go złapać po tym, jak wypije zbyt wiele tego miodu, który tak lubi – zaproponował Harry. – Nie będzie nic pamiętał, jeśli będzie pijany.

- Harry! – skarciła go Hermiona. – To wykorzystywanie nauczyciela!

Harry popatrzył na Hermionę z uniesioną brwią.

- A użycie Felix Felicis przeciwko nauczycielowi nie jest nadużyciem? – zapytał sarkastycznie. Nie mógł uwierzyć, że kłócili się o moralność. – Słuchaj, to musi być powód, dlaczego to mnie Dumbledore poprosił. Zachęcał mnie do użycia wszelkich środków, by zdobyć to wspomnienie. Masz jakieś inne sugestie?

Hermiona westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.

- Nie podoba mi się to, Harry – powiedziała szczerze, – ale nie przychodzi mi do głowy żadna alternatywa. Dumbledore nie powinien zrzucać tego na twoje barki. Masz już wystarczająco dużo zmartwień.

Harry mógł tylko wzruszyć ramionami w odpowiedzi. Co miał powiedzieć? Nie chciał tego robić, ale najwyraźniej miał środki, żeby osiągnąć sukces. Poza tym mam element zaskoczenia. Slughorn spodziewa się, że Dumbledore ponownie spróbuje. Nigdy by się nie spodziewał, że uczeń użyje na nim czegoś, co sam mu podarował.

Harry musi tylko wymyślić, kiedy uderzyć.

^^^

Nowa struktura spotkań GD spotkała się z gorącą akceptacją. Większość członków nie mogła się doczekać, by przetestować to, czego się nauczyli. Remus stworzył zaczarowany pergamin, który losowo wybierał imiona pojedynkujących się, by nikt nie mógł być oskarżony o stronniczość. Jako pierwsi zostali wybrani Ernie Mcmillian i Marietta Edgecomb. Ich pojedynek nie trwał dług. Ernie łatwo rozproszył Mariettę, podpalając jej włosy. Remus natychmiast wkroczył i kilkoma machnięciami różdżki wróciła do normy. Po jch pojedynku całe GD podawało sugestie, w jaki sposób Ernie i Marietta mogli poprawić swój pojedynek.

Następny pojedynek był trochę ciekawszy. Pergamin wylosował Zachariasza Smitha i Rona Weasleya, dwóch graczy Quidditcha, którzy mieli tendencję do chowania urazy. Ron nie wybaczył Smithowi jego stronniczych komentarzy podczas pierwszego meczu Gryfonów, a Smithowi nie podobało się to, że Gryffindor miał taką dominującą pozycję na boisku. Puchoni nigdy nie byli wielkim zagrożeniem i zwykle byli pomijaną drużyną, gdy dyskutowano o Quidditchu. Ponieważ Ślizgoni byli w dołku, warto było dyskutować tylko o dwóch drużynach – Gryfonów i Krukonów. A nawet wtedy większość rozmów skupiała się na szukających, ponieważ byli najlepsi w szkole i byli bliskimi przyjaciółki (i zgodnie z plotkami, prawdopodobnie więcej niż przyjaciółmi).

Pojedynek rozpoczął się powoli i kontrolowanie, by w przeciągu kilku minut przerodzić się w bitwę o dumę. Obaj byli zbyt zdeterminowani, by pokazać drugiemu, że martwią się o bezpieczne pojedynkowanie. W ciągu dziesięciu minut, Harry i Remus  musieli interweniować, związując obu. Usunięcie wszystkich zaklęć i wyleczenie wszystkich obrażeń zajęło Remusowi kolejne dziesięć minut, ale wszyscy nauczyli się ważnej lekcji. Nigdy nie pozwól, by osobista zemsta kontrolowała twoje decyzje podczas pojedynku.

Potem spotkania GD przebiegły o wiele sprawniej. Wszyscy wydawali się rozumieć, że to, co wydarzyło się poza spotkaniami GD, pozostawało na zewnątrz. Po kilku spotkaniach Rada była w stanie się rozdzielić i nadzorować pojedynki tak, by odbywały się więcej niż jeden na raz. Przy każdym pojedynku było co najmniej pięciu widzów z każdej strony, którzy mogli oferować swoje opinie. Wszyscy szybko nauczyli się, co działa, a co nie działa podczas pojedynku. Pracowali też ciężej, by nauczyć się rzadkich zaklęć i klątw, by zaskoczyć przeciwników. Podsumowując, nowa forma działała lepiej, niż Harry się spodziewał.

Kiedy Rada przejęła bardziej aktywną rolę w GD, Harry mógł bardziej skoncentrować sięna zadaniu od profesora Dumbledore’a. Nawet z pomocą Felix Felicis, Harry wiedział, że musi zbliżyć się do profesora Slughorna. Chciał, by Mistrz Eliksirów obniżył czujność, a jedynym sposobem, by to zrobić, było dalsze zadawanie pytań o eliksiry. W miarę upływu tygodni, Slughorn był coraz bardziej chętny na sesje pytań Harry’ego, a nawet zaproponował wyznaczenie czasu, w którym mogliby się spotkać w jego biurze, by nie byli pospieszani ani by im nie przerywano.

Harry mógł pomyśleć tylko jedno, gdy ustalili wolny czas. Bingo.

Wraz z nadejściem lutego, śnieg stopniał i został zastąpiony nieustanną chłodną wilgocią. To sprawiło, że zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami były bardzo niepożądane, ponieważ Harry kończył pokryty błotem pod koniec każdej lekcji. Jednak luty przyniósł również lekcje teleportacji, które miały odbywać się w sobotnie poranki w Wielkiej Sali, żeby nie przeszkadzały w żadnych zajęciach.

Tego ranka Harry spotkał się z Remusem na „Wieści o Syriuszu”, jednak niczego się nie dowiedział. Syriusz miał zwyczaj komunikowania się z Remusem przynajmniej raz w tygodniu w celu powiadomienia ich, ale rzadko przekazywał jakiekolwiek informacje o sobie lub o swojej misji. Jedyną rzeczą, jaką Remus mógł powiedzieć Harry’emu było to, że Syriusz był bezpieczny i wróci tak szybko, jak to będzie możliwe. Było ciężko trzymać się stwierdzenia „brak wiadomości to dobra wiadomość”, kiedy chodziło o członka twojej rodziny. Były chwile, kiedy Harry żałował, że oddał małe, dwukierunkowe lusterko Syriusza Remusowi. Nawet jeśli Harry nigdy by się do tego głośno nie przyznał, tęsknił za nadopiekuńczym charakterem Syriusza. Tęsknił za tym, jak Syriusz i Remus kłócili się na bezsensowne tematy. Bez względu na to, jak bardzo Remus próbował wesprzeć Harry’ego, nie można było zaprzeczyć, że czegoś mu brakowało.

Harry i Hermiona dotarli razem do Wielkiej Sali, chociaż Ron był tuż za nimi, a Lavender mocno trzymała go za ramię. Wszystkie stoły zniknęły, przez co duży pokój wydawał się całkowicie pusty. Deszcz uderzał w wysokie okna, a ciemne chmury zakryły zaczarowany sufit. Z przodu Sali byli profesorowie McGonagall, Snape, Flitwick i Sprout wraz z Remusem i małym czarodziejem, który mógł być tylko instruktorem teleportacji z Ministerstwa. Mężczyzna był niezwykle blady i chudy, miał przezroczyste rzęsy i kruche włosy.

Kiedy wszyscy przybyli, opiekunowie domów poprosili o ciszę i czarodziej z Ministerstwa wystąpił do przodu.

- Dzień dobry – powiedział. – Nazywam się Wilkie Twycross i przez następne dwanaście tygodni będę waszym instruktorem teleportacji. Mam nadzieję, że szybciutko będę w stanie przygotować was do testu z teleportacji…

- Malfoy! – przerwała profesor McGonagall. – Bądź cicho i uważaj!

Wszyscy rozejrzeli się i zobaczyli zarumienionego Malfoya, który szybko odsunął się od Crabbe’a, z którym najwyraźniej się kłócił. Harry zerknął na Hermionę, która wzruszyła bezradnie ramionami, po czym zwrócił uwagę z powrotem na Twycrossa. Nie sposób było nie zauważyć zirytowanego wyrazu twarzy Snape’a, gdy ten patrzył na Malfoya. Harry nie mógł nie dostrzec, że cała postawa Snape’a była niezwykle podobna do sposobu, w jaki Snape stał w noc imprezy u Slughorna. Najwyraźniej profesor Snape i Malfoy nadal nie byli w najlepszych stosunkach.

- Do czasu, gdy większość z was będzie gotowa do przystąpienia do testu – kontynuował Twycross, gdy wszyscy się uspokoili. – Jak być może wiecie, zazwyczaj nie da się aportować i deportować w Hogwarcie. Dyrektor zdjął to zaklęcie, tylko na Wielką Salę, na godzinę, żebyście mogli ćwiczyć. Chciałbym podkreślić, że nie będziecie w stanie aportować się poza te ściany i nierozsądnie jest próbować. – Nastąpiła chwila ciszy, nim Twycross dodał: – Chciałbym, aby każdy z was ustawił się tak, by mieć przed sobą wolne pięć stóp przestrzeni.

Harry nerwowo wykonał polecenie, gdy razem z wszystkimi starał się znaleźć wystarczająco dużo miejsca. Remus ostrzegł go, że będą dziś ćwiczyć teleportację i naprawdę nie był pewny, czy jest na to gotowy. Opiekunowie Domów rozeszli się w tłumie, przesuwając uczniów na pozycje i uciszając wszelkie kłótnie.

Hermiona zauważyła, że Harry przenosi ciężar ciała z nogi na nogę i zmarszczyła brwi.

- Czym się aż tak martwisz, Harry? – zapytała zdezorientowana. – Już się teleportowałeś.

Harry spojrzał na nią z uniesioną brwią.

- No jasne – powiedział sarkastycznie. – Tylko znajdź mi kogoś, kto będzie próbował zabić mnie mieczem i pójdzie mi świetnie. To było przypadkowe, Hermiono. To prawie jak porównywanie przypadkowej magii z prawdziwymi zaklęciami. Po prostu nie działa to tak samo.

Opiekunowie Domów krzyknęli: „Cisza!” i szybko polecenie zostało wykonane. Prawdę mówiąc Harry poczuł skutki teleportacji, gdy Syriusz teleportował ich na Grimmauld Place, jakby był przeciskany przez tubę. Powiedziano mu, że z praktyką przyzwyczai się do tego uczucia i wiedział, że musi się tego nauczyć, jeśli ma mieć jakiekolwiek nadzieje na przetrwanie w przyszłości. Nie mógł ciągle polegać, że inni wydostaną go z kłopotów.

- Dziękuję – powiedział Twycross, kiwając głową. – A teraz… - Machnął różdżką, wyczarowując staroświeckie, drewniane obręcze na podłodze przed każdym uczniem. – Najważniejsze do zapamiętania przy nauce teleportacji to Ce-Wu-En! Cel, Wola i Namysł! Pierwszy krok to skupienie się mocno na swoim upragnionym celu. W tym przypadku będzie to wnętrze koła. Skoncentrujcie się teraz na tym miejscu.

Harry zrobił, jak mu kazano, spuszczając wzrok na swoją obręcz i skrawek zaburzonej podłogi w jej wnętrzu. Desperacko zepchnął wszystkie zmartwienia na drugi plan. Zwątpienie w siebie doprowadzi tylko do porażki lub, co gorsze, rozszczepienia.

- Krok drugi – kontynuował Twycross, – skupcie swoją wolę, by wizualizować sobie siebie w przestrzeni! Niech pragnienie wejścia w nią spłynie z waszego umysłu do każdej części waszego ciała!

Harry zamknął oczy i skoncentrował się na wyobrażaniu siebie samego wewnątrz obręczy. Chciał być w swojej obręczy, stać na tym skrawku zakurzonej podłogi pięć stóp przed nim. Wyobraził sobie siebie samego w środku obręczy i nagle poczuł, jakby był przepychany przez ciasną, gumową rurkę. Głośny trzask wypełnił powietrze i przez ułamek sekundy Harry nie mógł oddychać, gdy każda jego część była ściskana do niemal bolesnego stany, by po chwili uczucie całkowicie zniknęło, pozwalając mu wziąć głęboki oddech.

Sapnięcia wypełniły pomieszczenie, więc Harry otworzył oczy i zauważył, że nie stoi już obok Hermiony. Spoglądając w dół, jego oczy rozszerzyły się i zobaczył, że stoi pośrodku obręczy. Szybko spojrzał na Remusa i zobaczył, że Twycross i Opiekunowie Domów patrzą na niego szeroko otwartymi oczami. Wszyscy wokół wpatrywali się w niego ze zdumieniem, co sprawiło, że Harry poczuł się niezwykle skrępowany. Wspaniale. Po prostu świetnie.

- Eee… przepraszam – powiedział Harry, wychodząc z obręczy i ponownie stając obok Hermiony.

- Nic się nie stało, panie Potter – powiedział Twycross z wyraźną nutą dumy w głosie. – Nie powinien pan przepraszać za prawidłowe wykonanie Ce-Wu-En. – Następnie skupił swoją uwagę z powrotem na reszcie uczniów. – Zapamiętajcie dwa pierwsze kroki. Skoncentrujcie swój umysł na miejscu docelowym i skupcie się na wizualizacji zajmowanej przestrzeni. – Czekał dłuższą chwilę, gdy wszyscy próbowali skupić się na własnych obręczach. – Krok trzeci, gdy wydam rozkaz, obrócicie się w miejscu, wyczuwając swoją drogę w nicość, poruszając się z namysłem. Na mój znak… raz…

Harry skoncentrował się na drewnianej obręczy i zakurzonej podłodze w jej wnętrzu. Patrząc, Harry mógł niemal dostrzec, gdzie stał zaledwie kilka chwil temu.

- Dwa…

Harry ponownie zamknął oczy i wyobraził sobie siebie w obręczy, obrazując to, chcąc tylko zająć przestrzeń uwięzioną w małym, drewnianym kręgu.

- TRZY!

Harry już czuł, że jest przeciskany przez ciasną, gumową rurkę, gdy odwrócił się w miejscu i wrażenie zniknęło. Odgłos chwiejących się ludzi wypełnił jego uszy, gdy Harry otworzył oczy i spojrzał na swoją obręcz zdezorientowany. Rozległ się głośny łomot, gdy Neville upadł płasko na plecy. Kilka osób wokół niego zachichotało. Harry skorzystał z okazji, by zerknąć na Hermionę i bezradnie wzruszyć ramionami pod wpływem jej zaciekawionego spojrzenia. Nie potrafił tego wyjaśnić. Postępował zgodnie z instrukcjami, więc dlaczego to nie zadziałało… a raczej, dlaczego przestało działać, kiedy zaczął się obracać?

- Nieważne, nieważne – powiedział cierpko Twycross, przyciągając uwagę wszystkich. – Poprawcie swoje obręcze, proszę, i wróćcie na swoje pierwotne pozycje, byście mogli spróbować ponownie.

Raz po raz próbowali się teleportować, bez powodzenia. Harry robił się coraz bardziej sfrustrowany, że jego własne próby zawodziły w chwili, gdy się poruszał. Kiedy nadszedł czas, gdy ponownie spróbować, Harry odrzucił ostrożność i ponownie spróbował aportować się bez obracania w miejscu. Gdy Twycross odliczał, Harry po raz kolejny odepchnął od siebie wszystkie myśli poza obręczą i pragnieniem znalezienia się w jej wnętrzu. Pozostał całkowicie nieruchomy, gdy poczuł, że jest przeciskany przez gumową rurkę. Jego uszy wypełnił trzask, gdy przez ułamek sekundy nie mógł oddychać, nim wszystko wróciło do normy. Otwierając oczy, Harry ponownie znalazł się w środku swojej obręczy.

Straszny okrzyk bólu zmusił Harry’ego do szybkiego odwrócenia się i zobaczył, że Susan Bones z Hufflepuffu chwiała się w swojej obręczy, ale czegoś brakowało. Jej lewa noga najwyraźniej nie przebyła podróży i stała pięć stóp za nią. Opiekunowie Domów natychmiast poruszyli się, by pomóc i po wielkim huku i kłębie fioletowego dymu, Susan znowu była cała, chociaż wyglądała, jakby nie zamierzała w najbliższym czasie spróbować teleportacji.

- Rozszczepienie, czyli oddzielenie się przypadkowej części ciała – powiedział beznamiętnie Wilkie Twycross, – zdarza się wtedy, gdy umysł jest niewystarczająco zdeterminowany. Musicie nieustannie koncentrować się na swoim celu i poruszać bez pośpiechu, ale z rozwagą. – Bez zbędnych ceregieli, Twycross wystąpił naprzód i z wyciągniętymi ramionami obrócił się w miejscu, znikając w milczeniu i pojawiając się na tyłach Sali. – Pamiętajcie o Ce-Wu-En i spróbujcie ponownie… raz… dwa… trzy…

Po kolejnej godzinie, jedynymi wartymi wspomnienia wydarzeniami było rozszczepienie Susan i okresowe aportacje Harry’ego. Harry wciąż nie zdołał się aportować, obracając się w miejscu, co było naprawdę irytujące. Umiejętność teleportacji nic nie znaczyła, jeśli nie mógł zdać testu na teleportację. Istniało również duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości będzie musiał aportować się w ruchu. Możliwość aportację tylko podczas stania była niepraktyczna.

Z drugiej strony Twycross, nieświadomy dylematu Harry’ego, rzucił mu uśmiech, zapinając płaszcz na szyi.

- Do następnej soboty – powiedział, wyciągając różdżkę, – i nie zapominajcie: Cal. Wola. Namysł. – Twycross machnął różdżką, sprawił, że obręcze zniknęły i wyszedł z Sali wraz z profesor McGonagall.

Rozległy się rozmowy, wypełniając duże pomieszczenie. Harry został z tyłu, mając nadzieję, że uniknie pytań i porozmawia z Remusem. Jeśli ktokolwiek potrafił wyjaśnić zawiłości prostym językiem bez sprawiania, że poczujesz się jak idiota, był to Remus. Kątem oka zobaczył, że Ron jest wyciągany z Wielkiej Sali przez Lavender i powstrzymał się od uśmiechu. Nadal pozwalał jej nosić spodnie w tym związku.

Ręka spoczęła na jego ramieniu, szybko wyrywając go z zamyślenia.

- Coś nie tak, Harry? – zapytała z zaciekawieniem Hermiona.

Harry westchnął, spoglądając na Remusa, który rozmawiał z profesorem Fliwickiem. Ich spojrzenia spotkały się przez moment, po czym Remus lekko skinął głową i wrócił do rozmowy.

- Niezupełnie – odpowiedział, skupiając uwagę na Hermionie. – Po prostu myślę. Dlaczego ludzie pozostają w związkach, gdy jest to oczywiste, że nie chcą w nich być?

Hermiona wpatrywała się w Harry’ego przez dłuższą chwilę, po czym wzruszyła ramionami.

- Pytasz o związki niewłaściwą osobę, Harry – powiedziała szczerze. – Osobiście uważam, że Ron boi się tego, co Lavender może mu zrobić. Widziałeś, jaka była, kiedy myślała, że ja i Ron gdzieś się całowaliśmy. Była całkowicie irracjonalna. – Hermiona uśmiechnęła się chytrze, obejmując Harry’ego ramieniem. – Doprawdy, przecież wszyscy wiedzą, że ja i Cho jesteśmy w tobie szaleńczo zakochane.

Harry jęknął z irytacją. To wszystko stawało się dość irytujące. Dlaczego ludzie nie mogli dostrzec, że tylko przyjaźnił się z Hermioną i Cho? Można było mieć przyjaciółkę, która była dziewczyną. Było to do zaakceptowania prze pięć lat. Dlaczego teraz nie można było tego zaakceptować?

- Bardzo zabawne, Hermiono – powiedział sucho Harry. – Lepiej bądź ostrożna. Jeśli ktoś usłyszy, że tak mówisz…

- Wytropią mnie za oficjalne zajęcie Najbardziej Pożądanego Kawalera w Hogwarcie – powiedziała Hermiona znudzonym tonem, podczas gdy Remus przeprosił i podszedł do nich.

- Gratulacje z powodu udanej aportację, Harry – powiedział z dumą Remus, ściskając ramię Harry’ego. – Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony, że tak szybko ci się udało.

- Właściwie to muszę z tobą o tym porozmawiać – odpowiedział Harry, otrzymując tym samym zaciekawione spojrzenia od Hermiony i Remusa. – Mogę się aportować, gdy stoję nieruchomo, ale kiedy się obracam tak, jak powinniśmy, nic się nie dzieje. Cóż, czuję, że się rozpoczyna, ale ruch powstrzymuje mnie przed deportacją.

Remus przez chwilę w zamyśleniu pocierał podbródek.

- Interesujące – powiedział bardziej do siebie niż do nich. – Obracanie w miejscu zostało opracowane, by pomóc w teleportacji. – Remus spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się. – Pomyśl o tym jak o biegu przed skokiem – wyjaśnił. – Daje rozpędu, by pomóc komuś, kto normalnie bałby się spróbować. Aportacja bez ruchu jest w rzeczywistości trudniejsza, ponieważ czarownica lub czarodziej muszą w zasadzie przepchnąć się w inne miejsce. Z praktyką większość jest w stanie wykonać teleportację bez ruchu równie łatwo, jak normalną.

- Ale jeśli to prawda to dlaczego Harry nie potrafi aportować się bez obracania? – zapytała z ciekawością Hermiona. – To powinno być dla niego jak spacer po parku.

Remus uśmiechnął się.

- Powinno – powiedział szczerze, – chyba że obracanie się powoduje rozproszenie uwagi. – Jeszcze raz ścisnął ramię Harry’ego, po czym zmierzwił jego potargane włosy. – Domyślam się tylko, Harry, ale mam przeczucie, że zbyt mocno skupiasz swój umysł, by znaleźć się w obręczy. Bądź cierpliwy. Wszystko przyjdzie z czasem i praktyką. Obiecuję.

Harry skinął głową, nie mogąc powstrzymać ulgi. Przynajmniej nie było to nic złego. Po prostu zbyt mocno się starał. Jeśli się o tym pomyślało, miało to sens. Jedynym powodem, dlaczego mógł tak dobrze oczyścić umysł były lekcje oklumencji z zeszłego roku i w tym roku ćwiczenie jego umiejętności. Nikt inny nie miał takiego szkolenia, więc jeśli oni mogli się nauczyć normalnie teleportować, on też mógł.