Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 30 marca 2016

NS - Rozdział 1 - Bolesne wakacje


Trzeci raz w tym tygodniu chuderlawy chłopak o czarnych, krótkich włosach i w okularach pielił ogródek swojej ciotki, Petunii Dursley, przy Privet Drive numer cztery. Większość ludzi nie zwracała uwagi na prawie nastoletniego chłopca, który pracował od wschodu do zachodu słońca bez względu na ból czy wyczerpanie, które mógł czuć. Wszyscy wiedzieli, że jest nikim więcej niż mąciwodą.

Jak bardzo się mylili.

Harry Potter nie był jak większość dzieci w jego wieku. Oprócz blizny na czole, która miała kształt błyskawicy, Harry uczył się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Szkoły, o której prawie żadni mugole (niemagiczni ludzie) przenigdy nie słyszeli. Żaden z nich nie wiedział, że czarodzieje się uczą, czy nawet, że czarodzieje i czarownice istnieją, i to było powodem, dlaczego wuj i ciotka Harry’ego okłamywali wszystkich gdzie Harry naprawdę chodził do szkoły.

Zazwyczaj Harry był dumny ze swojej dziwności, ale nie tego lata. W pierwszym tygodniu wakacji zadzwonił jego przyjaciel, Ron Weasley. Niefortunnie, to wuj Vernon podniósł słuchawkę. Po prawie godzinie wrzasków o tym, jak Harry śmiał dać tym „dziwakom” numer, i dowodzeniu ich nienormalności, chłopiec został ukarany... surowo. Nadal miał siniaki po tej karze.

Noc po incydencie z telefonem Harry wysłał swoją sowę, Hedwigę, by pozostała u Rona. Ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebował, było zezłoszczenie wuja jeszcze bardziej. Od tamtego czasu Harry dostawał rygorystyczne listy obowiązków i był karany, jeśli ich nie wykonał przed zmierzchem.

Stało się to trzy tygodnie temu, a listy obowiązków były coraz dłuższe.

Oprócz ciężkich prac, Harry miał również zadania domowe z Hogwartu i gdyby ciotka i wuj dowiedzieli się, że je robi, surowo by go ukaraliby. Przez to na odrabianie ich zostawały mu późne godziny nocne i wczesne ranne, kiedy wszyscy spali, a był to czas, kiedy Harry desperacko potrzebował odpoczynku.

Harry odetchnął wyczerpany, gdy ocierał pot z czoła rękawem. Dzisiejszego dnia, tak jak przez ostatni tydzień, było piekielnie gorąco. Obecnie wuj pracował, podczas gdy jego ciotka i kuzyn Dudley robili to, co zwykle w ciągu dnia. Nikt nie kłopotał się poinformowaniem Harry’ego, gdzie są, i wcale go to nie obchodziło. Tak długo, jak nie będą mu przeszkadzać w pracy.

Wreszcie kończąc pracę w ogrodzie, Harry usiadł na trawniku, krzywiąc się z bólu, jaki to spowodowało, i wyciągnął listę prac z kieszeni. Było późne popołudnie, a nadal musiał wyczyścić garaż i zrobić obiad. Gdyby tylko czarodziejski świat mógł mnie teraz zobaczyć, pomyślał z goryczą.

Wiedząc, że nie może dłużej czekać, Harry umieścił listę z powrotem w kieszeni i powoli wstał. Garaż zajmie co najmniej kilka godzin, może dłużej biorąc pod uwagę to, że bolały go żebra. Zaskakiwało go to, jak szybko trzy osoby mogą nabałaganić. Sprzątanie garażu było cotygodniowym obowiązkiem.

Harry wydał z siebie kolejne westchnięcie, a kiedy pokuśtykał do garażu, jego prawa noga zaczęła pulsować bólem. Był pewien, że wuj Vernon złamał mu kość, a ponieważ była to „wina Harry’ego”, pomoc lekarska nie wchodziła w rachubę. W głębi zaczął się zastanawiać, czy to rzeczywiście jego wina. Jego wuj już wcześniej był surowy i szorstki, ale nigdy aż tak. Jak jeden prosty telefon mógł doprowadzić mężczyznę do skrajności?

Wchodząc do garażu, Harry nie zauważył pary niebieskich oczu wyłapujących każdy pełen bólu ruch, których właściciel chciał nic więcej tylko podbiec do chłopca i powiedzieć mu wszystko, ale jednocześnie wiedział, że musi być cierpliwy. Chłopiec był niczym więcej niż niewolnikiem i prędzej czy później będzie potrzebował pomocy. Tyle było pewne.

^^^

Tak jak każdego wieczora, Harry zaserwował obiad swojej „rodzinie”, a następnie wyszedł na zewnątrz zjeść kanapkę, którą sobie zrobił. Wiedział, że nie ma na co liczyć na jakiekolwiek resztki, zwłaszcza że Dudley jadł tyle, ile jadł. Pomimo swojej diety, Dudley był tak gruby jak zawsze i nie wyglądało na to, by szybko utracił wagę.

Leżąc na trawie i patrząc w gwiazdy, Harry powiedział sobie cicho, że zawsze mogło być gorzej. Wiedział, że będzie mu ciężko wyjaśnić swoje obrażenia. Ile osób uwierzy w wymówkę „spadłem ze schodów”?

Harry miał właśnie ugryźć kawałek kanapki, kiedy poczuł, że jest obserwowany. Ignorując bolące mięśnie, usiadł i rozejrzał się. Już miał wejść do domu, gdy zdławiony dźwięk jęczącego zwierzęcia gdzieś w pobliżu zwrócił jego uwagę.

Powoli i ostrożnie Harry podszedł do krzaków i ukląkł. Umysł krzyczał do niego, by odejść od możliwie niebezpiecznej istoty, ale coś w sercu mówiło mu, by pomóc zwierzęciu. Chciał to zrobić.

Odsuwając krzaki, Harry spojrzał w dół, by zobaczyć leżącego w nich dużego czarnego psa  i patrzącego na niego smutnymi niebieskimi oczami. Pies wydał z siebie kolejny jęk, ale się nie poruszył. Dziwne zachowanie jak na psa.

– Eee... Witaj – powiedział Harry nerwowo. – Zgubiłeś się?

Głupie pytanie, Harry. Naprawdę głupie. Serio nie wiedział, co zrobić lub powiedzieć bezpańskiemu psu. Usiadł bardziej komfortowej pozycji, przerwał kanapkę na pół i zaoferował porcję psu.

– To kurczak – szepnął. – Psy lubią kurczaka, prawda?

Pies w końcu poruszył się. Harry patrzył jak powoli bierze zaproponowane jedzenie i zjada. Gryząc swoją część, Harry miał na oko na psa, którego wzrok pozostawał na nim przez cały czas. Nie wiedział, czy zwierzak próbuje coś zrozumieć, czy zastanawia się nad zjedzeniem go.

Po trzecim gryzie Harry miał już tego dość.

– Wiesz, to byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś tak na mnie nie patrzył – powiedział szczerze. – Wiem, że jesteś głodny, ale to wszystko, co mam na kolację. Mogę spróbować zdobyć dla ciebie więcej, gdy oni pójdą do łóżka, ale mój wuj nie może się o tobie dowiedzieć. Zgoda?

Pies podczołgał się i oparł głowę na kolanach Harry’ego, patrząc w górę oczami szczeniaczka i sprawiając, że Harry jęknął z frustracji. Naprawdę nie miał siły tego wieczora na walkę w jednostronnej bitwie z psem.

– Słuchaj, przykro mi – powiedział szczerze. – Ale mój wuj... Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje. Jest taki zły tego lata. Mogę to znieść, ale nie chciałbym zobaczyć, jak jest zły na kogokolwiek innego.

Nawet nie wiedząc, co robi, Harry zaczął głaskać psa. Mimo że właśnie go spotkał, była między nimi dziwna zażyłość, której nie potrafił zignorować. Nie miał pojęcia, czemu czuł to teraz, a nie przedtem, ale w tej chwili owe uczucie zaprzątało jego uwagę. Musiał z kimś porozmawiać , a teraz ten pies był jedyną istotą, która mogłaby słuchać.

– Czasami zastanawiam się, czy moje życie zostało przeklęte tej nocy, gdy Voldemortowi nie wyszło zabicie mnie – powiedział nagle Harry. – Co roku to po prostu staje się trudniejsze. Mieszkałem w komórce pod schodami przez dziesięć lat, okazało się, że jestem... eee... inny, po czym poszedłem do szkoły, gdzie wszystko kończy się walką o moje życie każdego roku. Chodzi mi o to, że ile razy Voldemort może próbować wrócić?

Pies spojrzał na Harry’ego z zaskoczeniem, ale ten był zbyt głęboko pogrążony w myślach, by to zauważyć.

– Myślę, że to moja wina – kontynuował Harry. – Poszedłem na poszukiwanie Kamienia, do Komnaty z własnej woli. Myślę, że czułem, jakbym był jedynym, który może go zatrzymać. On zabił moich rodziców. On jest powodem, przez który tu jestem... z nimi.

Harry westchnął i pokręcił głową.

– To po prostu smutne – powiedział bardziej do siebie niż do psa. – Nie powinienem się żałować w ten sposób. To sprawia, że wszystko wydaje się tylko gorsze. Jestem po prostu przerażony. Jak mogę ukrywać to przed przyjaciółmi? Albo przed Dumbledore’em? Gdyby wiedzieli, jak jest tu tak naprawdę...

– POTTER!

Ryk wuja sprawił, że Harry jęknął sfrustrowany. Szybko dokończył resztkę kanapki, a następnie spojrzał na psa.

– Zostań w ukryciu – szepnął. – Przyniosę, co mogę, kiedy pójdą spać.

Stwierdzenie, że Harry był zaskoczony widząc, że pies spieszy w krzaki i ukrywa się w nich byłoby niedopowiedzeniem. To było prawie tak, jakby pies wiedział, co mówi, ale to niemożliwe. Psy nie mogą zrozumieć ludzkiej mowy, a przynajmniej całych zdań.

Krzyk wuja Vernona sprowadził go do chwili obecnej. Wstając, Harry nie był w stanie powstrzymać grymasu bólu palącego jego żebra. Nie chcąc znosić więcej wrzasków i kar, Harry pospieszył z powrotem do domu, gdzie spędził następne półtorej godziny, sprzątając kuchnię. Znał już tę rutynę. Jeśli kuchnia nie będzie bez skazy – zostanie ukarany. Zasadniczo, jeśli Harry zrobi coś oprócz bycia posłusznym jak skrzat domowy – dostanie karę.

W końcu skończył, gdy tylko usłyszał, że Dursleyowie zmierzają na górę na noc. Wypuszczając powietrze z ulgą, Harry zrobił jeszcze kilka kanapek tak cicho, jak tylko mógł. Naprawdę nie wiedział, ile dać bezpańskiemu psu, ale sądząc po tym, jak zwierzak był chudy, im więcej tym lepiej.

Ignorując własne wyczerpanie wykradł się z powrotem na zewnątrz i pokuśtykał do miejsca, gdzie pies powinien się ukrywać. Zwierzę musiało go zauważyć i powoli wyszło z krzaków. To dziwne, że coś tak prostego jak bezpański pies może uszczęśliwić nastoletniego chłopca, ale ten przyniósł mu pewne poczucie normalności. Dla psa Harry nie był dziwakiem czy Chłopcem, Który Przeżył. Był tylko Harrym.

Siedzieli w milczeniu, podczas gdy pies jadł. Wydawało się dość dziwne jak na zwierzaka, jeść wolno, gdy był głodny, ale Harry nie wyrażał swojej opinii. Za bardzo się bał stracić nowego przyjaciela.

Zdając sobie sprawę, że było bardzo późno, Harry wiedział, że jeśli nie rozpocznie pracy domowej nie zdąży nic zrobić tego wieczora. Musiał jeszcze skończyć eliksiry, historię i transmutację, które były stresujące i niejasne. Profesor McGonagall była surowa i wymagająca w transmutacji, profesor Snape – niesprawiedliwy i podły jeśli chodzi o eliksiry, a profesor Binns nieprzyjemnie nudny. Nie za duża zachęta dla Harry’ego, by wkroczyć do akcji i skończyć zadania.

Uczucie czegoś mokrego delikatnie dotykającego jego rękę wyrwało Harry’ego z zamyślenia. Szybko spojrzał w dół i zobaczył te duże niebieskie oczy patrzące na niego z niepokojem.

– Wiesz, jeśli masz zamiar zostać na dłużej, powinienem pomyśleć o nazwaniu cię – powiedział Harry z uśmiechem. – Co sądzisz o Midnight?

Pies zaszczekał radośnie, zmuszając Harry’ego do szybkiego zerknięcia w okna sypialni. Na szczęście nikt nie usłyszał hałasu. Pocierając tył bolącej szyi, Harry zwrócił ponownie uwagę na Midnighta.

– Musimy być cicho – mruknął miękko. – Nie chcę, by wuj Vernon albo ciotka Petunia cię zobaczyli. Pewnie ukaraliby mnie za to, że w ogóle jesteś na ich trawniku.

Midnight wydał z siebie pomruk, który wywołał u Harry’ego śmiech.

– Też ich nie bardzo lubię – powiedział szczerze, po czym spoważniał. – To trochę trudne lubić kogoś, kto traktuje cię jak śmiecia. W chwilach takich jak ta  zastanawiam się, jak moja mama i ciotka mogły być choć trochę spokrewnione. Ludzie mówią mi, jaka była miła i inteligentna. Chciałbym ją pamiętać. Chciałbym pamiętać ich obu. Przynajmniej wiedziałbym naprawdę, czy ktoś kiedykolwiek mnie kochał.

Westchnął i pokręcił głową. Naprawdę potrzebował przestać myśleć o swoim żałosnym życiu. To tylko sprawiało, że czuł się gorzej, a teraz było to ostatnią rzeczą, której potrzebował. Chciał wiedzieć, jak przetrwać kolejny miesiąc bez zbyt wielu kar.

Wpatrując się w dal, nie zauważył smutnego wzroku Midnighta. W tej chwili pies wiedział, że jego plany się zmieniły. Słyszał wystarczająco, by być pewnym, że tu miał ważniejsze sprawy. I że zrobi wszystko, co w jego mocy, by upewnić się, że głupiec Dumbledore odkryje prawdę o tym, co dzieje się na Privet Drive numer cztery.

^^^

Przez resztę tygodnia trudno było zobaczyć Harry’ego bez nowego towarzysza, Midnighta, podczas gdy odpracowywał obowiązki w ciągu dnia. Harry przynosił jedzenie dla psa, kiedy tylko mógł, i spędzał każdą wolną chwilę z oddanym zwierzęciem. Każdej nocy dawał upust swojej frustracji i mówił psu, co przeszedł. Z jakiegoś dziwnego powodu Midnight wydawał się z tego cieszyć.

Trzeba było tylko dwóch dni, by Harry dał się przekonać oczom szczeniaczka i przemycił Midnighta do domu. Od tego czasu Midnight spał w nogach łóżka Harry’ego. Harry nie mógł tego wyjaśnić, ale czuł się pewniej z dużym czarnym psem, chociaż bezpieczeństwo zwierzaka martwiło Harry’ego w każdej chwili, dniem i nocą. Mówił poważnie Midnightowi. Potrafił przyjąć karę, ale nie mógłby znieść, gdyby ktokolwiek inny cierpiał przez niego.

Rosnące listy prac Harry’ego też nie poprawiały sprawy. Nawykiem stało się zasypianie o dziwnej porze, a budził go Midnight lizaniem w rękę. Jego ręce zawsze bolały, czuł się słaby i zaczynał mieć gorące i zimne poty, które były strasznie irytujące. Widząc swoje odbicie każdego ranka, Harry wiedział, że zachorował. Problemem było to, że wuja to nie obchodziło. Wciąż żądał, by listy prac były wypełnione o czasie.

W piątkową noc, głęboko śpiący  Harry nie zauważył drgnięcia łóżka, gdy Midnight z niego zeskoczył. Był zbyt zmęczony, by zauważyć cokolwiek. Drżał od gorączki, co powodowało, że krzywił się z bólu promieniującego z rannych żeber. Przygryzał wargę, jęcząc. Lata zaniedbań i doświadczeń zakorzenione w umysł Harry’ego mówiły mu, by nie krzyczeć. To tylko bardziej rozgniewałoby wuja Vernona.

Łagodna dłoń dotknęła twarzy Harry’ego, jak przez ostatnich kilka nocy. Była chłodna w przeciwieństwie do jego płonącej twarzy. Pochylił się do chłodu, gdy palce przebiegły po włosach. Gdyby Harry nie spał, pewnie byłby przerażony widząc obcego w swoim pokoju, a prawdopodobnie byłby jeszcze bardziej przestraszony jego stanem.

Ubrany w wystrzępiony płaszcz na poszarpanym ubraniu w paski, człowiek patrzył na poobijanego nastolatka z poczuciem winy. Był przerażony, gdy usłyszał, jak trudne było dotychczas życie chłopca. Mieszkanie z rodziną, która go nienawidzi, wiedząc tyle co nic o swoich rodzicach, stawianie czoła Voldemortowi dwukrotnie w ciągu tylu samu lat i również zabicie bazyliszka to były rzeczy, których dziecko nie powinno robić. Mężczyzna desperacko chciał zabrać chłopca do ukrycia, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo, ale wiedział, że to nie może się zdarzyć. Nie mógł teraz porwać chłopca, mimo że miałoby to uzasadnienie.

Chłopiec miał złamaną nogę i co najmniej kilka uszkodzonych żeber, na dodatek niezliczone siniaki oraz bóle mięśni po niewolniczej pracy, której był poddawany każdego dnia. Był zaskoczony, gdy po raz pierwszy zobaczył chłopaka, będącego tak małym jak na swój wiek, ale po kilku „historiach”  stało się jasne, że chłopiec rzeczywiście był dręczony (psychicznie, werbalnie i emocjonalnie), a także zaniedbywany. To rozzłościło mężczyznę, gdy usłyszał, że ktoś działa w ten sposób wobec dziecka, a zwłaszcza tego dziecka.

Harry Potter był miłym i współczującym chłopcem, który potrzebował kogoś, kto by go kochał. Dlaczego nikt tego nie widział? Dlaczego ktokolwiek nie pojawił się tu, by sprawdzić stan chłopca i warunki, w jakich żył? Każdy, kto wiedział cokolwiek na temat rodziny Lily Potter, zdawał sobie sprawę z tego, że Petunia Dursley nienawidziła wszystkiego, co miało związek z magią. Dlaczego ktoś miałby zostawić Harry’ego Pottera tutaj, ze wszystkich miejsc?

– Nie martw się, dzieciaku – powiedział mężczyzna cicho. – Zajmę się wszystkim. Obiecuję.


Betowała Pirat, której niezmiernie za to dziękuję.


wtorek, 22 marca 2016

NDH - Rozdział 12



Po porannych reakcjach, Snape uśmiechnął się tylko ironicznie.
- Dobry wieczór, Molly – odpowiedział.

- Dzieci! Już są! – krzyknął przez ramię Artur, gdy wszedł do salonu. Podszedł, wyciągając rękę do Severusa. – Witaj, Sev… - Powódź rudowłosych osób przepchnęła się przez drzwi, odpychając go na bok.
- Harry! Jesteś! – krzyknął Ron, będący na czele grupki. – Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym, kumplu?
- Tak, Harry… - przyszli bliźniacy.
- …co ty sobie…
- …myślałeś, nie wyjawiając…
- …nam planów? I profesorze…
- …teraz, gdy jest pan jednym z nas…
- … czy to znaczy, że moglibyśmy prosić o pomoc…
- … z naszymi eliksirami?
- Trudno mi sobie wyobrazić, by hogwardzki profesor pomagał wam w nielegalnych eksperymentach – zadrwił Percy, wpychając się do pokoju.
- Och, daj spokój, Perce – ogromny rudowłosy z zębami smoka na szyi potargał włosy Prefekta, ku irytacji Percy’ego. – Profesor Snape może nadzorować bliźniaków jako środek bezpieczeństwa i higieny pracy.
Jeszcze kolejny wysoki, rudowłosy mężczyzna wszedł do salonu z dziewczynką na ramionach. Harry zaczął czuć lekką klaustrofobię i cofnął się o krok, coraz bliżej Snape’a.
Chwilę później poczuł dłoń profesora na swoim ramieniu.
- Jeśli próbujecie wysłać nas z powrotem do Hogwartu – powiedział Snape jedwabistym głosem, - łaskawie pozwólcie nam zabrać trochę proszku Fiuu zanim wepchniecie nas do kominka.
- No naprawdę, co za maniery!  Co sobie Harry i profesor Snape o nas pomyślą! – zawołała Molly, pociągając ich do tyłu. – Nawet nie mieli szansy przywitać się z waszym ojcem!
Arturowi w końcu udało się uścisnąć dłoń Snape’a i zmierzwić włosy Harry’ego.
- Jak się masz, Harry?
- Dobrze, proszę pana. Dziękuję – powiedział uprzejmie Harry, uważając, by nie wyjść na „pawiana analfabetę”.
- Severusie, wiem, że nie muszę przedstawiać ci naszych synów, ale Harry, znasz już naszych czterech młodszych chłopców, a to najstarsza dwójka: Bill – wysoki rudzielec wyszczerzył się do niego i Harry zauważył kolczyk w uchu mężczyzny, - i Charlie.
- Cześć, Harry! – Muskularny młody mężczyzna chwycił rękę Harry’ego  w swoją własną dużą i zrogowaciałą, ale jego uścisk był delikatny. Harry uśmiechnął się do niego, natychmiast go lubiąc.
- I nie wierzę, że któryś z was spotkał naszą córkę, Ginny.
Bill odwrócił się tak, że mogli zobaczyć dziewczynkę na jego plecach. Zarumieniła się i pisnęła ciche „Hej”.
Ron przewrócił oczami i szepnął do Harry’ego:
- Nie wiem, czy jest nieśmiała, bo nasłuchała się opowieści o Snape’ie, czy dlaczego, że ty jej się podobasz… cóż, przynajmniej Chłopiec, Który Przeżył – poprawił się, gdy zobaczył, że Harry unosi brwi. – Tak czy inaczej, nie daj się zwieść. Normalnie Ginny jest jak mama, tylko głośniejsza!
Harry wyszczerzył się.
- Mamo – zawołał Ron, - możemy zabrać Harry’ego i iść się pobawić?
- Oczywiście, kochanie – odparła Molly. Harry zerknął na Severusa i gdy otrzymał surowe skinienie głową, pobiegł za innymi. Ginny zsunęła się z szerokich ramion Billa i dołączyła do nich, zostawiając Snape’a z Billem, Charliem, Molly i Arturem.
Artur westchnął słysząc nagłą ciszę.
- Zapomniałem już, jak brzmi cisza – powiedział z nostalgią.
- Gody smoków są cichsze niż oni – powiedział Charlie, co zaniepokoiło Snape’a, gdy zdał sobie sprawę z nieskrytej dumy. O czym, do licha, myślał, pozwalając grzecznemu, spokojnemu Harry’emu hulać z tymi wcielonymi diabłami?
- Usiądź – Molly wskazała Severusowi – o nie, nie znowu, - chropowaty fotel i poddał się swojemu losowi z rezygnacją.
Tymczasem Harry pospiesznie dołączył do najdalszych zakątków mieszkania razem z młodszymi Weasleyami.
- Dobrze – powiedział Ron z determinacją. – Czego na tobie użył? Crucio? Imperiusa?
Harry zamrugał.
- Co? Kto?
- Snape! – wyjaśnił Ron niecierpliwie. – Czego użył byś się na to zgodził? A może nie dano ci żadnego wyboru? Powiedz tylko słowo, kumplu. Znajdziemy jakiś sposób, by zabrać cię z dala od tego tłustego głupka.
- On nie jest tłusty! – wtrąciła się niespodziewane Ginny. – Zawsze tak mówicie, ale to nie prawda.
- Cóż, tak – przyznał powoli Ron. – Wygląda dzisiaj trochę inaczej.
- Rzeczywiście w bardzo nie-snape’owski sposób i…
- … prawdopodobnie to część spisku…
- … próbującego dać rodzicom fałszywe poczucie…
- … bezpieczeństwa.
- Polubili go – powiedział Ron, kręcąc głową. – Nie wierzę, że mama dała się na to nabrać. To znaczy, tata nie słyszał wszystkich historii, ale mama tak!
- Prawie nas udusił…
-… kiedy poprawiliśmy kolory jego Domu…
-… i nigdy nam za to nie podziękował! Tylko upewnił się, że mama…
-…przyjdzie do Hogwartu z drewnianą łyżką…
-…Praktycznie nalegał też na oglądanie tego…
-…tłusty dupek.
- On nie jest tłusty! – wykłócała się Ginny, ale została zignorowana.
- Zasłużyliście na każdą karę za ten wybryk – powiedział Percy represyjnie. – Jestem zaskoczony, że profesor Snape was nie wywalił. Jakbyście się czuli, gdyby jacyś Ślizgoni zaczarowali nas wszystkich na czerwono.
- Wspaniale! – krzyknęli zgodnie bliźniacy, ku wielkiemu oburzeniu Percy’ego.
- Słuchaj, Harry – Ron zignorował swoje rodzeństwo. – Słyszałem, że wszyscy moi bracia, nawet Percy, mówili o tym, jak okropny jest Snape. Jest złośliwy i paskudny i nie obchodzi mnie, co którykolwiek dorosły mówi, nie powinieneś musieć z nim żyć.
Harry był lekko rozbawiony. Jakiego miał wspaniałego kumpla! Ron i cała jego rodzina chciała być po prostu pewna, że Harry jest dobrze traktowany.
- Dzięki, Ron, ale szczerze mówiąc, Snape w ogóle nie jest złośliwy. – Zignorował bliźniaków prychających z drwiną i bardziej powściągliwe mamrotanie Percy’ego. – On naprawdę jest po prostu genialny. Dał mi mój własny pokój i napełnił go rzeczami – czekaj aż je zobaczysz! I pomógł mi z moim charakterem pisma i nie pozwolił dyrektorowi wyrzucić mnie i…
Oczy Rona zwęziły się podejrzliwie.
- Czy nie dał ci szlabanu? I linijek? I czy nie mówiłeś, że uderzył cię po lekcji latania z panią Hooch?
- No, tak – przyznał Harry. – Ale to naprawdę mocno nie bolało, czy coś. I nawet na szlabanie dał mi nowe pióro, bym mógł pisać linijki i dał mi przekąskę…
- Więc naprawdę cię nie głodzi
-… i nie bije cię za mocno…
- Harry to nie brzmi dla nas…
-… za dobrze.
- Tak, Harry – powiedział Percy nieco pompatycznie. – Musisz mieć świadomość, że istnieją zasady jak mają być traktowani nieletni w czarodziejskim społeczeństwie. Jeśli Snape naruszy te zasady, wtedy…
- Przestań, Percy! – wtrącił się Ron, schylając się zanim starszy brat walnął go z irytacją. – Stary, po prostu nie wiem. Znaczy, cieszę się, że go lubisz i w ogóle, ale muszą być jacyś lepsi opiekunowie!
Harry westchnął. To było już irytujące.
- Ron, naprawdę, on jest fantastyczny. Nie krzyczy na mnie, nie rani ani… - Urwał, gdy uświadomił sobie, co może przekonać oszalałych na punkcie Quidditcha Weasleyów. – Nie tylko pozwolił mi grać jago Szukający Gryffindoru, ale też dał mi nową miotłę.
Bliźniacy ożywili się.
- Nową miotłę…
-… dla szukającego Gryfonów...
-… z pozdrowieniami od Opiekuna Slitherinu?
- To musi być sabotaż…
-… albo jakiś stary, rozpadający się antyk!
- To zupełnie nowy Nimbus 2000 – poinformował ich Harry chłodno. – Ale jeśli myślicie, że to sabotaż to nie musicie jej pożyczać.
- Nimbus? – Nawet Ginny była zdumiona.
Ron usiadł, mrugając.
- Snape kupił ci Nimbusa? Nimbusa 2000?
Harry pokiwał głową z zadowoleniem.
- Mogłem jej użyć dzisiaj w praktyce. Jest genialna! – powiedział, entuzjazm zastąpił jego irytację. – Powinieneś widzieć, jak sobie radzi. Kate pokazała mi ten nowy ruch – coś Wrońskiego, – i to było dużo prostsze z nową miotłą. – Urwał. – Nie chciałbyś jej wypróbować, gdy wrócimy do szkoły.
Ron pokiwał głową tak szybko, że Harry pomyślał, że może mu się urwać szyja.
- Pewnie!
- Daj spokój, Harry…
-… naprawdę nie zatrzymałbyś nas…
-… przed próbą, prawda?
- Wow! Nimbus 2000! Mogę sobie tylko …
-… wyobrazić, jak ona musi…
-… niezwykle latać!
- Czy mogę spróbować? Mogę? – błagała Ginny.
Harry zlitował się nad nią.
- Następnym razem poproszę profesora Snape’a, czy mogę zabrać ją ze sobą, dobrze? Macie tutaj miejsce, gdzie można latać, prawda?
- Chodź zobaczyć nasze boisko! – zaprosił Ron.
- Pamiętajcie, że nie pójdziemy latać przed obiadem – ostrzegł Percy, spiesząc za nimi.
- A może…
-… spróbujemy, by mugolskie zabawki taty…
-… poruszały się. Może Harry będzie wiedział…
-… co z nimi robić?
Po czasie, który nie był aż tak niekończący się, jak obawiał się Snape, Molly oświadczyła, że kolacja jest już niemal gotowa. Ku jego zaskoczeniu, Bill Weasley, którego Snape mgliście pamiętał, jako ucznia potwornego z eliksirów, wyrósł na czarującego, dowcipnego gawędziarza. Opowiadał zabawne historie o pracy z goblinami, a Charlie wtrącał się z własnymi opowieściami o życiu wśród smoków. Pomiędzy tą dwójką, Snape w ogóle nie musiał dużo mówić i raczej odkrył, że cieszy się z tej przerwy – choć nie miał zamiaru nikomu tego przyznać.
Molly zawołała dzieci i zbyt szybcy najmłodsi członkowie tego plemienia przemknęli przez dom, otaczając morzem czerwonych głów jedną czarną czuprynę. Mieli jakieś mugolskie piłki, którymi się bawili i przetoczyli się przez salon jak hałaśliwa rozmyta plama.
- Nie bawcie się tymi rzeczami w domu! – krzyknęła na nich Molly. – Słyszycie mnie? Nie w domu!
Wrzawa przeniosła się w bardziej odległą część domu, a Artur i Severus wymienili spojrzenia.
- Nie wiem, jak udaje ci się znieść dzień w dzień szkołę pełną dzieci – powiedział Artur, potrząsając głową.
- Tak – powtórzył Charlie. – To znaczy, jest nas okropnie dość i przynajmniej mama i tata zdecydowali mieć nas więcej.
- Nie myślał pan nigdy o jakiejś innej, cichszej pracy, jak tester zaklęć czy portier św. Mungo? – wyszczerzy się Bill.
- Często – powiedział Snape oschle.
- Idźcie usiąść – poleciła Molly z progu. – Jeszcze raz zawołam dzieciaki.
Mężczyźni zajęli miejsca za stołem, podczas gdy Molly ponownie zawołała resztę. Poziom hałasu zaczął rosnąć i Bill powiedział:
- Mogę usłyszeć, że nadchodzą.
- Zmarli mogą to usłyszeć – zauważył Charlie.
Jednak, zanim którekolwiek z dzieci dało się zobaczyć, pojawiła się mugolska piłka. Wpadła szybko do pokoju, przecinając pełen gracji łuk, który zakończyła odbijając się ostro od głowy Artura, popędziła na ścianę, odbiła się od kredensu (przy okazji rozbijając krzykliwie kolorowy wazon) i wylądowała z głośnym PLASK w dużej wazie puree z groszku.
Choć raz nastąpiła martwa cisza.
Severus i Bill w porę zdążyli rzucić Protego, ale Charlie i wciąż oszołomiony Artur byli obficie opryskani zieloną papką, tak jak obrus, otaczające stół krzesła i dwie ściany.
Młodsze dzieci zgromadziły się w drzwiach, szeroko otwartymi oczami, patrząc w milczeniu na ruinę. Molly pojawiła się w drzwiach kuchni i złamała ciszę krzykiem. Wszyscy wzdrygnęli się, gdy odwróciła się do dzieci z błyskiem w oku.
- Kto to zrobił?
Nastąpiła chwila ciszy po czym:
- Ja! – krzyknął Ron, podobnie jak powiedzieli bliźniacy:
- My! – i nawet Percy zaoferował:
- Eee… Ja.
Sekundę później, Ginny nalegała:
- To ja!
Piątka dorosłych wymieniła długie spojrzenia, gdy samotny brunet powoli ruszył do przodu.
- To ja – przyznał Harry żałośnie, a jego ramiona opadły.
- Nie, to nie prawda – nalegał Ron, starając się popchnąć Harry’ego pomiędzy nich. – Mamo, to nie prawda!
Harry uśmiechnął się słabo do przyjaciela.
- W porządku, Ron. Dziękuję. – Podniósł oczy na Snape’a. – To byłem ja.
Snape dotknął swoją nieskazitelną chusteczką ust i rzucił ją na talerz.
- Jeśli bylibyście tak uprzejmi, to wybaczcie nam na moment – powiedział do reszty, biorąc Harry’ego za ramię. – Arturze, mogę skorzystać z twojego biura? Dziękuję.
Wpędził Harry’ego do małego, pełnego książek pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Przez chwilę bawił się z rzucaniem zaklęć wyciszających, ale w końcu zdecydował zrezygnować. Oprócz tego, że było to rażące naruszanie czarodziejskiej etykiety, taki zaklęcia nie były wcale konieczne w Norze, gdzie poziom hałasu wyklucza udany podsłuch.
- Więc. – Założy ręce i spojrzał na podopiecznego, mając na twarzy swoje najbardziej odpychające gniewne spojrzenie. – Co masz do powiedzenia? Może nie usłyszałeś polecenia pani Weasley, by nie grać w piłkę w środku?
Harry żałował, że nie spadł z miotły na treningu Quidditch i nie złamał ręki, jak Neville. Wtedy nie poszedłby do Nory i nie skompromitował się – a co z tym idzie, profesora Snape’a, - w tak okropny sposób. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś tak wstrętnego. Nawet u Dursleyów, jego najbardziej odrażające zbrodnie działy się przez użycie przypadkowej magii, która była poza jego kontrolą. Nigdy świadomie, celowo nie zrobił czegoś takiego. Mógł sobie tylko wyobrazić, co wuj i ciotka by mu zrobili, gdyby zniszczył jeden z ich talerzy obiadowych, tak jak właśnie zrobił pani Weasley.
Teraz ona nigdy nie pozwoli mu wrócić do Nory; właściwie to powinien powiedzieć Ronowi i reszcie, żeby trzymali się od niego z daleka. To jedno być dziwakiem i nieumyślnie robić dziwne rzeczy. Co innego być nieposłusznym i w konsekwencji siać zupełne spustoszenie.
Nie mógł się nawet zmusić, by spojrzeć na Snape’a. Zaledwie kilka godzin temu mężczyzna dał mu najbardziej genialną miotłę, sprawiając, że był obiektem zazdrości całej drużyny Quidditcha i jak się Harry mu odpłaca? Przychodząc do Nory i zachowując się jak jakiś niecywilizowany prostak – coś, co Snape najbardziej nienawidził. Był całkiem pewny, że Snape nie zamierza się go pozbyć, w sposób, jaki przypuszczał, zrobiliby to Weasleyowie, ale również zorientował się, że Snape ma zamiar wyrazić swoje niezadowolenie bardzo, bardzo wyraźnie.
Wiedział, że Snape, pod presją mógłby uderzyć tak mocno, jak wuj Vernon i uznał, że miałby szczęście, gdyby uszedł tylko z jednym uderzeniem w głowę jak podczas pierwszego szlabanu. Albo profesor tylko zacznie, a potem pozwoli panu i pani Weasley mieć szansę, by też spuścili mu manto? Nie winiłby ich, gdyby to zrobili. Po tym, co Harry zrobił z ich stołem? Był tylko zaskoczony, że Snape wmaszerował to dla odrobiny prywatności – przynajmniej na razie.
- No, Potter? – zażądał profesor, podchodząc do niego i Harry nie mógł powstrzymać wzdrygnięcia.
Snape zatrzymał się. Chłopak zdawał się być zahipnotyzowany przez swoje stopy, ignorując żądanie Snape’a o wyjaśnienia, więc to naturalne, że Snape ruszył w jego stronę, mając zamiar wstrząsnąć do aroganckiego bachora odrobinę rozsądku. Ale nie wcześniej niż się poruszył, chłopiec skulił się, jakby spodziewając się naprawdę brutalnej kary.
- Harry – powiedział Snape, zmuszając się, by jego głos miał nieco mniej agresywny dźwięk. – Oczekujesz, że cię ukarzę?
Chłopak skinął głową, jego oczy były szczelnie zamknięte, ręce zaciśnięte po jego bokach. - Poprzez uderzenie cię?
Znów skinął głową, wyraźnie się przygotowując.
Snape spojrzał na niego.
- Idiota. Czy nie wyjaśniłem ci dokładnie mój stosunek do kar cielesnych?
Oczy chłopca otworzyły się w zdumieniu.
- Ale t-to są szkolne zasady, proszę pana – przełknął ślinę. – To nie jest Hogwart. To znaczy, te przepisy są na, no wie pan, codzienne sprawy. To, co tu zrobiłem było naprawdę bardzo złe. Nie widział pan stołu pani Weasley?
- Głupi dzieciaku, siedziałem tam! – wskazał Snape gniewnie. Gryfoński osioł. – I co masz na myśli mówiąc „szkolne zasady”? Naprawdę sobie wyobrażasz, że nie mam nic lepszego do roboty tylko wymyślać nowe reguły na każdą ewentualność? Tego się spodziewasz? Zasady w Norze, zasady w Hogwarcie, zasady w Dziurawym Kotle, zasady na Śmiertelnym Nokturnie…
- Co to… - zaczął Harry nieśmiało.
Snape zignorował go.
- …Zasady dla jedenastoletniego ciebie, dla dwunastoletniego, zasady, gdy będziesz nosił spodnie, zasady na co drugi wtorek, zasady w miesiące mające w sobie literę „r”? – Gdy profesor wygłaszał tyradę, Harry zaczął się odrobinę odprężać. Mimo złośliwego brzmienia Snape’a, Harry nie mógł przegapić faktu, że profesor tłumaczył, że jego przepisy o karze nie są tylko w Hogwarcie.
- Ch-chce pan powiedzieć, że nie zamierza mnie pan bić? – Harry zdołał przełknąć ślinę. – Albo pozwolić państwu Weasley? To znaczy, oni muszą być naprawdę wściekli.
Snape skrzywił się jeszcze gwałtowniej.
- Jesteś moim podopiecznym, Potter. I nie obchodzi mnie, czy podpalisz ich cholerny dom, nikt oprócz mnie nie może położyć na tobie nawet palca. Rozumiesz?
Harry pokiwał głową z szeroko otwartymi oczami.
- I co do „uderzenia” cię, znasz już odpowiedź na pytanie, prawda?
Harry przełknął ślinę i skinął głową, a nieśmiały uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Następnym razem proszę, byś nie próbował odciągać mnie od twojego przerażającego zachowania zadając głupie pytania. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że zachowałeś się okropnie i będziesz ukarany, ale nie fizycznie, przez mnie albo kogokolwiek innego. – Snape wisiał groźnie nad bachorem. – Właściwie, co masz zrobić, jeśli ktoś, jak pani Weasley, próbowałby cię uderzyć?
- B-bronić się? – odpowiedział Harry niepewnie, tylko w połowie wierząc, że za odpowiedź nie zarobi klapsa.
- Dokładnie, - Snape patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami jeszcze przez moment. – Teraz. Co do twojego nieokrzesanego zachowania, co masz do powiedzenia na swoją obronę, ty niemożliwy bachorze?
Harry westchnął, czując, jak ostatnie przerażenie go opuszcza. Wiedział, że Snape wciąż jest na niego zły i była to jedyna rzecz, która powstrzymywała go przed przytuleniem mężczyzny z czystej ulgi i wdzięczności. Nie mógł uwierzyć, jakim był szczęściarzem. Gdyby coś takiego stało się choć dwa tygodnie temu, zostałby pobity tak bezlitośnie, że ślady po uderzeniach i siniaki miałby przez tygodnie. Snape był naprawdę miły. Choć z drugiej strony, Harry czuł się jeszcze gorzej rozczarowując mężczyznę. Powstrzymał pociąganie nosem.
- Przykro mi – mruknął, spuszczając głowę.
- Nie słyszałeś pani Weasley?
- Słyszałem – przyznał Harry.
- A jednak jej nie posłuchałeś?
Ramiona Harry’ego skuliły się jeszcze bardziej.
- Chodzi o to, że wszyscy ją zignorowali, więc… - znów pociągnął nosem.
- Czyż nie jesteś gościem w tym domu? – Harry skinął głową. – Ale nie czujesz się zobowiązany, by respektować zdanie swojej gospodyni? – Harry zwijał się ze wstydu. – Mimo całej życzliwości, którą pani Weasley ci okazała, nie mogłeś zrobić jej tej uprzejmości słuchając tak prostej rzeczy?
Harry poczuł, że pierwsze łzy ześlizgują się po jego policzkach.
- Przykro mi – szepnął znowu.
- Och, będzie ci, Potter – obiecał Snape ponuro. – Jak myślisz, dlaczego pani Weasley stworzyła zasadę, by nie grać piłką w domu?
- B-by nic się nie zepsuło.
- I żeby nikomu nie stała się krzywda. Co jeśli piłka uderzyłaby pana Weasleya w twarz? – Snape zdusił zbłąkany chichot na wspomnienie wyrazu twarzy Artura, gdy piłka uderzyła go w głowę. Skrzywił się bardziej strasznie na pochlipywanie bachora. – Co wtedy?
- Przepraszam – Harry otarł więcej łez.
- A co jeśli pan Weasley położyłaby już ciasto, które dla ciebie zrobiła? Tort i cała ciężka praca Molly mogła zostać zniszczona!
- Pani Weasley zrobiła ciasto? Dla mnie? – Harry był tak zaskoczony, że przestał płakać. Spojrzał na Snape’a z niedowierzaniem. Naprawdę ktoś zadał sobie trudu, by upiec ciasto na jego cześć? Dudley zawsze miał fantazyjny tort na urodziny, ale dziś nawet nie były urodziny Harry’ego, a jednak pani Weasley zrobiła dla niego ciasto?
- Tak i zadała sobie wiele wysiłku, by go zrobić – skarcił go Snape, mentalnie przewracając oczami na wspomnienie szczegółowego opisu Molly. Gdy nastała niezręczna cisza między opowieściami Billa o łamaniu klątw w Transylwanii i doświadczeniami Charliego, próbującego założyć kolonię rozrodczą smoków norweskich, Molly zapełniła ją szczegółowym opisem ciasta, które zrobiła „dla małego Harry’ego”. – Jak myślisz, jak by się poczuła, gdyby twoja niedbałość niszczyła całą jej ciężką pracę?
- Zrobiła dla nie ciasto? – powtórzył Harry, radośnie zaskoczony.
- Potter! – warknął Snape potrząsając go za ramię i sprawiając, że Harry podskoczył. – Skup się!
Harry zdusił swoje niewyraźne ciepłe uczucia i ułożył rysy twarzy w bardziej skruszone. Profesor Snape udzielał mu nagany i nie chciał, by biedak zdał sobie sprawy, że wzdychał na to. Zwłaszcza nie tutaj, w Norze, gdy pan Weasley jest tak blisko.  Harry musiał pomóc profesorowi Snapeowi dobrze wypaść, a uśmiechanie się jak wariat podczas surowej reprymendy nie było na to dobrym sposobem.
- Przepraszam – powtórzył ze skruchą, przytulając do siebie doskonałą wiedzę, że nie tylko pani Weasley zrobiła dla niego tort, ale też – nawet w środku słownej chłosty – profesor Snape upewnił się, że jest tego świadomy.
Snape zastanawiał się, czy zrobił dobrze wstrząsając chłopcem. Chciał tylko skupić uwagę małego potwora, gdy stało się jasne, że błądzi myślami, ale teraz chłopiec wyglądał na zdruzgotanego. Mimo to, powiedział sobie Snape, dzieciak dostał naganę za nierozważne zachowanie.
- Tylko dlatego, że Weasleyowie zachowują się źle to nie jest usprawiedliwieniem, byś robił to samo – kontynuował stanowczo. – Nie jesteś jakimś idiotą, by podążać ślepo za innymi. Spodziewam się, że nauczysz dzieci Weasley zachowywać się z większą ilością rozumu i dojrzałości, byś się nie uszkodził przez ich chuligańskie skłonności. Rozumiesz?
- Tak, proszę pana – powiedział Harry potulnie. Wow. Profesor Snape miał dla niego wysokie oczekiwania. To miłe. Inne, ale miłe. Wuj Vernon zawsze mówił, że Harry na pewno skończy jako bezwartościowy pijak z rynsztoku. Teraz profesor Snape spodziewał się, że będzie uczył inne dzieci (starsze dzieci), jak się zachowywać.
- I nawet jeśli rzucą lub kopną piłkę do ciebie, dlaczego nie masz rozsądku i nie złapiesz jej i zakończysz grę lub stwierdzisz, że rzuciłbyś tylko do kogoś, kto idzie na zewnątrz? Albo przynajmniej nie kopniesz jej w innym kierunku? Czy zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby nikt nie złapał piłki? Jesteś wystarczająco bystry, by móc obliczyć trajektorię lotu piłki, bezmyślny bachorze. Niezastosowanie się do tego po prostu pokazuje twoje kompletne lekceważenie zasad tego domu. Musisz używać tego swojego mózgu, Potter – powiedział ze złością Snape, klepiąc go lekko w kłykieć. – Trzeba myśleć do przodu, a nie błądzić myślami jak bezmózgie zwierze. Jesteś podopiecznym Ślizgona, młody człowieku. Gryfon czy nie, nauczysz się myśleć zanim zadziałasz.
- Tak, proszę pana! – Wow! Profesor Snape rzeczywiście myślał, że jest inteligentny! Profesor był wściekły, bo uważał, że Harry jest zbyt mądry, by zachowywać się tak głupio – a to jest coś jak komplement, prawda?
Zrobił wszystko, by nie uśmiechnąć się promiennie do profesora Snape’a, uważając, że oczekuje się od niego poważnej i skruszonej miny.
Snape rozważał swój następny ruch. Dzieciak był wyraźnie skruszony. Parę razy płakał lub prawie zalewał się łzami podczas jego przemowy, a Snape dobrze wiedział, że bachor, mimo jego psotnictwa, nie chciał naprawdę nic złego. W rzeczywistości, rozmyślał profesor posępnie, to wszystko wina tych Weasleyów! To oni skłonili Harry’ego do nieposłuszeństwa, chociaż to szczęście bachora, że akurat on spowodował szkodę. Mimo to, przynajmniej reszta dzieci próbowała osłonić Harry’ego – to dobrze wróżyło o długoterminowej przyszłości chłopca, kiedy będzie potrzebował takich lojalnych sojuszników przeciwko siłom Voldemorta.
Snape zerknął na chłopca. Co teraz? Wiedział, że chłopak technicznie zarobił już klapsa za nieposłuszeństwo, ale biorąc pod uwagę to, jak kruchy wydawał się wcześniej Harry, być może byłoby lepiej udawać, że tego nie zauważył. To nie tak jakoby chłopak przypominał mu siebie.
Harry zerknął na profesora. Co teraz? Wiedział, że zasługuje na klapsa, ale również podejrzewał, że profesor będzie zbyt miły, by go zadać, a to może sprawić, że pan Weasley pomyśli, że profesor jest kiepskim opiekunem.
- Nie posłuchałem – zauważył Harry szybko. – Powinien mi pan dać klapsa.
Snape ukrył zaskoczenie za gniewnym grymasem.
- Myślisz, że o tym nie wiem? – Dobry boże. Dzieciak nie miał pojęcia o instynkcie samozachowawczym. Oczywiście, ci diabelni mugole wybili go z niego. Mógłby mieć tylko nadzieję, że nastawienie Weasleyów, zwłaszcza bliźniaków, poprawi zdolności przetrwania Harry’ego. W takim tempie, po dowiedzeniu się o planach Voldemorta względem niego, dzieciak pomaszeruje i wyzwie Czarnego Pana do walki na ręce lub jakiegoś równie idiotycznego i gryfońskiego pojedynku. Pewnie nawet wziąłby na siebie wyjaśnienie Voldemortowi, których zaklęć i przeciwzaklęć misi się jeszcze nauczyć w naiwnym założeniu, że Czarny Pan będzie unikać używania ich. Snape już mógł usłyszeć bachora: „Hej, Lordzie Voldemorcie! Tutaj jestem! Czy bitewna mgła utrudnia ci zobaczenie mnie? Celuj trochę bardziej w lewo!” Oczywiście miał jeszcze dużo rzeczy do nauczenia.
Jednak na razie, mały idiota ściągnął to na siebie. Snape  wyciągnął rękę i odwrócił chłopca od siebie. Zauważył, że dzieciak zdjął swoje szaty do zabawy tymi absurdalnymi mugolskimi zabawkami i przypomniał sobie, by rozładować odpowiednio klapsa.
Harry pochylił się i przygotował się, zastanawiając, czy biorąc pod uwagę ogrom zbrodni, Snape może zdecydować, że dwa (lub więcej) klapsy będą odpowiednie.
Ręka Snape’a uderzyła po przekątnej jego pośladka, brzmiąc gorzej niż było, gdy głośny plask odbił się echem wokół pokoju, ale powodując tylko łagodne ukłucie. Harry czekał na kolejnego klapsa, wykręcając twarz w oczekiwaniu, ale sekundy mijały i nic się nie działo.
- Och. – Wyprostował się i spojrzał w stronę Snape’a, który czekał, marszcząc brwi. – Eee… Au! – powiedział z opóźnieniem, starając się brzmieć na odpowiednio ukaranego. Podniósł dłonie, by dobrze potrzeć pośladki. – Nie zrobię tego znowu – obiecał, krzywiąc się, jakby pozostałe mrowienie było dotkliwie bolesne.
- Wyobrażam sobie, że nie – rzucił profesor automatycznie, ale wydawał się czymś zaniepokojony. – Nie musisz nie ruszać się albo milczeć, gdy jesteś karany – przypomniał mu wreszcie Snape, wciąż marszcząc brwi. Chłopiec nadal był jeszcze tak przerażony karami cielesnymi, że nie mógł nawet opierać się na takie małe sposoby? Musiał uważać, by nie być zbyt szorstkim dla Harry’ego; mimo wszystko, uderzenie miało na celu jedynie zakomunikowanie jego niezadowolenia, a nie wyrządzanie
znacznego bólu.
- Wiem – odparł Harry próbując wyjaśnić powód, dlaczego nie wiercił się i nie wył. Prawda – że pojedynczy klaps nie boli tak bardzo, by niepokoić – była oczywiście nie do przyjęcia. – Eee, ale ponieważ jestem pewny, że nadal będzie pan dawał mi klapsa w tyłek, to nie wydaje się mieć dużo sensu.
To wydawało się być dobrą odpowiedzą. Zmarszczki wygładziły się i Snape uśmiechnął się do niego złośliwie.
- Niech to będzie dla ciebie wyzwaniem.
Harry nadal trzymał się za tyłek, dla zachowania pozorów, ale przestało już szczypać. Chociaż nadal mógł powiedzieć, gdzie wylądował klaps, nieprzyjemne ciepło już się nie utrzymywało – klaps nie zostawił żadnego trwałego dyskomfortu.
- Proszę pana – zapytał , zapewniony, że Snape wykonał swój ojcowski obowiązek i nie będzie miał kłopotów z panem Weasleyem albo dyrektorem za nie zareagowanie na złe zachowanie Harry’ego, - co powinienem zrobić, gdy reszta będzie jeść?
Okropny grymas wrócił na twarz Snape’a. Okazało się, że bachor ma pamięć gumochłona. Czy nie rozmawiali o tym ostatni raz, gdy byli w Norze?
- Potter, będziesz jeść z nami przy stole. Na pewno nie mogłeś zapomnieć tak szybko swojego ostatniego posiłku tutaj!
Harry zamrugał w prawdziwym zdziwieniu.
- Ma pan na myśli, że nadal mam pozwolenie na kolację? Nawet po tym, co zrobiłem?
- Może i zacząłeś swoje 500 linijek, ale wydaje mi się, że jeszcze nie uwierzyłeś w przepisywane słowa – zganił go Snape. – Zwyczaj twoich krewnych, który zakazywał ci siadania do stołu i głodzenie cię był nieludzki. Oczywiście usiądziesz z resztą rodziny. Zostałeś zbesztany i uderzony; twoja kara się skończyła. Rozumiesz?
Harry uśmiechnął się do niego.
- Tak, proszę pana!
- Powiedziawszy to, poczekasz i nie rzucisz się na tort, nawet jeśli został zrobiony na twoją cześć. Również… pod groźbą nieposłuszeństwa mi! – powiedział Snape ostrzegawczo. Harry energicznie pokiwał głową, by pokazać, że rozumie, - zjesz resztę jedzenia, zwłaszcza warzywa.
Harry zmarszczył nos, ale westchnął z rezygnacją.
- Tak, proszę pana.
Snape zatrzymał się.
- Jednak, możesz ominąć groch.
Harry prychnął rozbawiony i – tylko na chwilę – normalny surowy wyraz twarzy Snape’a rozjaśnił się nieco.
- Gotowy? Nadal oczekuję, że przeprosisz naszych gospodarzy za swoje przerażające zachowanie – powiedział Snape surowi, odwracając się w kierunku drzwi.
Harry skinął głową, a Snape otworzył drzwi, sprawiając, że ruda fala wpadła do pokoju, oparta wcześniej o drzwi, podsłuchując.
Harry gapił się na Weasleyów, a Snape zmrużył oczy i tylko patrzył z założonymi rękami, jak rodzina próbowała się z siebie wyplątać.
- Złaź! Nie mogę oddychać! Złaź! – pisnęła Ginny bez tchu spod stosu, a Molly i Artur z rumieńcami podnieśli się z góry sterty.
- Eee… wybaczcie nam… my… eee… tylko sprawdzaliśmy… naprawdę się nie martwiliśmy… obiad… pójdę sprawdzić… przepraszam! – wyjąkała Molly niezrozumiale i uciekła do kuchni.
- Tak… uch, ja tak samo – powtórzył Artur, z twarzą dopasowaną do jego płonących włosów. Usiekł za żoną.
- Cóż, przepraszamy za to – uśmiechnął się, jak zawsze, niepohamowany Bill. – Po prostu się upewnialiśmy, że nie morduje pan Chłopca, Który Przeżył. – Chwycił rumianego, oniemiałego Percy’ego za ramię i ruszył z powrotem do jadalni.
Charlie podniósł Ginny i, czerwony na twarzy, wymamrotał przeprosiny, gdy pospiesznie wyszedł.
- Eee, przepraszamy za to…
-…Profesorze, my po prostu…
-…nie bardzo wierzyliśmy, że pan nie…
-…będzie pan wieszać Harry’ego za kciuki…
-…i jak pan może zobaczyć…
-…mamy okropne wzorce do naśladowania! – Po tym charakterystycznej, bezczelnej uwadze, bliźniacy odeszli, zostawiając Rona jako ostatniego przedstawiciela ich rodziny twarzą w twarz z gniewem Snape’a.
Zanim profesor był w stanie wygłosić jakąś piekielną naganę – która, prawdę powiedziawszy, powinna być skierowana do rodziców chłopca, - Ron zażądał od Harry’ego.
- To prawda?
Harry zamrugał.
- Co?
- To cała karą, którą dostaniesz? To znaczy, nie więcej, gdy wrócisz do domu?
Harry spojrzał na Snape’a szukając potwierdzenia i skinął głową.
- Ale profesor nie krzyczał na ciebie albo nie dał ci szlabanu i nie uderzył cie za mocno! – Ron przerwał. – Prawda?
Harry nie był pewny, jak odpowiedzieć. Nie chciał przyznać prawdy i sprawić, by Snape poczuł się, jakby nie wykonał dobrej roboty, ale nie chciał też kłamać swojemu najlepszemu kumplowi.
- Eee, to nie było takie złe – powiedział w końcu.
- Dobrze. Tak myślałem – Ron skinął głową rozstrzygająco. – Dobra, ale gdy będziemy mieć kłopoty w szkole chcę, by twój tata ukarał nas obu.
Harry rzucił zaniepokojone spojrzenie na oszołomionego Snape’a.
- Profesor naprawdę nie jest moim tatą – zaczął, zastanawiając się, czy Snape obrazi się za słowa Rona.
Ron machnął lekceważąco ręką.
- Strażnik, jakkolwiek.
- Ale, Ron – zaprotestował Harry, - masz własną rodzinę, która…
- Tak! – powiedział Ron z niesmakiem. – Mam całą masę starszych braci, którzy myślą, że wszyscy mogą na mnie krzyczeć i bić mnie tylko dlatego, że są ode mnie więksi, a Percy jest z nich najgorszy, od kiedy został prefektem. A moja mama… Cóż, jeszcze nie słyszałem na żywo wyjca, Harry, ale widziałem, jak mama się przygotowywała, by je wysłać do Charliego i bliźniaków i nie chcę na koniec otrzymać jednego w Wielkiej Sali. Mam na myśli to, że to okropnie złe, gdy mama krzyczy na mnie osobiście, ale żeby to się stało na oczach wszystkich w szkole? Nie, dziękuję! Wolę, by twój tata… eee, profesor… po prostu zadbał o to… Czy to w porządku? – zapytał nagle niepewnie. – Nie masz nic przeciwko, prawda? Po prostu myślałem, że jesteśmy teraz jak bracia, a profesor Snape jest Weasleyem, to byłoby w porządku – coś jak wujek krzyczący na ciebie, gdy nie ma w pobliżu taty. Ale jeśli chcesz go zatrzymać dla siebie…
- Nie, w porządku! – uspokoił przyjaciela Harry. Czuł się dumny, że Ron woli raczej opiekuna Harry’ego od jego całej, prawdziwej rodziny. Czy nie chciał po prostu udowodnić, jaki wspaniały był profesor Snape? – Nie mam nic przeciwko dzieleniu się. Też możesz go używać.
Snape otwierał i zamykał usta, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa, by być zauważonym. Jak te aroganckie szczeniaki śmią rozmawiać o nim, jakby go tam nie było, nie mówiąc już o planach, jakby był jakimś zwierzęciem, którym mają się dzielić! Podczas gdy rozumiał, dlaczego najmłodszy chłopiec Weasleyów stara się uniknąć braterskich powalających uderzeń i rozdzierających uszy przemówień Molly, nie miał zamiaru być obciążonym nadzorem dwójki bachorów zamiast jednego. A potem nasienie Weasleyów nazwało go Weasleyem i wujkiem, na litość Merlina! W żadnym razie, w żaden sposób i w żadnej formie nie będzie służył jako WUJEK tej bandzie rudowłosych dziwaków!
Co gorsza, najmłodszy męski Weasley powiedział nawet: „gdy” a nie „jeśli” on i Harry wpadną w kłopoty, więc było jasne, że nie mówił tylko teoretycznie. Snape musiał jasno powiedzieć tym dwóm diabłom wcielonym, nie wspominając już o reszcie klanu Weasleyów, że nie będzie…
- CHŁOPCY! OBIAD! – wrzasnęła Molly.
Ku zgrozie Snape’a, Harry i Ron chwycili po jednej jego ręce i zaczęli ciągnąć w stronę stołu.
- No dalej, profesorze! – wydyszał Harry. – To niegrzeczne, by musieli czekać!
To musi być jakiś przerażający koszmar senny, być może spowodowany przez dłuższe działanie Cruciatusa, pomyślał rozpaczliwie Snape. Musi mieć jakieś halucynacje – na pewno miał się przyjemnie, był bezpieczny i torturowany przez Czarnego Pana, a nie siadał do posiłku jako najnowszy członek rodziny Weasleyów? Ale jego nadzieje rozwiały się, gdy Molly uśmiechnęła się do niego i podała mu koszyk z chlebem. Nie ważne jak długo był pod Crucio, nawet w jego najbardziej gorączkowych wyobrażeniach nie mógłby wymyślić sobie ręcznie haftowanej serwetki, ozdobionej w szczęśliwe skrzaty domowe, która przykrywała bułeczki.
Albusie, obiecał sobie Snape, gdy szczęśliwi Harry i Ron usiedli po obu jego stronach, zemszczę się za to, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz jaką zrobię.

CDN…