Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 29 listopada 2017

NDH - Rozdział 54


Następnego ranka Snape zabrał Harry’ego z powrotem do Hogwartu, a w ciągu kolejnego tygodnia wróciła też większość kadry. Potem przybyli Black i Lupin, ku wielkiej radości Harry’ego. Severus w tajemnicy też był zadowolony, ponieważ szansa na poćwiczenie nowych zaklęć na nadmiernie tolerancyjnym ojcu chrzestnym uczyniła z Harry’ego bardzo chętnego ucznia. Tak chętnego, że Snape zaczął uczyć go zaklęć, których naprawdę nie powinien.
Na początku pozostali profesorowie byli rozbawieni, potem osłupienie, a w końcu zrezygnowani, bo przez następne kilka tygodni, Syriusz kończył z zielonymi włosami, różowymi, fioletową skórą, oślimi uszami i innymi interesującymi zmianami fizycznymi. Potem nadszedł nagłe zmiany w jego ubraniu, upośledzenia zdolności  w chodzeniu, mówieniu, słyszeniu i widzeniu, dziwne odruchy – takie jak gdakanie jak kurczak za każdym razem, gdy pojawił się skrzat domowy… a lista wciąż się ciągnęła.
Syriusz był zachwycony dowodami, że jego chrześniak odziedziczył huncwocki talent do psot i wydawał się nie zauważać, że jest jedynym celem Harry’ego. Severus był radosny z powodu możliwości do pośredniej zemsty za każdą skrupulatnie zapamiętaną zniewagę z czasów szkoły. Remus czuł ogromną ulgę, że jest podobnym celem. Albus był skłonny wziąć żarty, jako dowód „świetnego humoru” Harry’ego, którego nie zdążyli bezpowrotnie zniszczyć czy przekręcić Dursleyowie. Harry był podekscytowany tym, że wszyscy wydawali się być nim zadowoleni.
A w Minervie milcząco wzrastała wściekłość.
Sprawy w końcu stanęły na ostrzu noża, kiedy Snape kroczył jednym z zamkowych korytarzy, z zadowoleniem knując, do czego następnie może zachęcić Harry’ego. Nagle mały, czarny jak węgiel szczeniak wyskoczył zza rogu i ruszył w jego stronę.
Snape zatrzymał się ze zdumieniem. Pies musiał należeć do Hagrida, ale był zaskakująco słodki i nieszkodliwy, jak na jedno z jego stworzeń.
Opinia Snape’a na temat małej bestii zmieniła się, gdy szczeniak dotarł do niego i natychmiast zaczął dręczyć jego nogawkę, jednocześnie wydając dzikie, szczenięce warknięcia.
- Przestań! – rozkazał ostro Snape, odpychając małe stworzenie od swojej nogi.
Uważał, by nie kopnąć szczeniaka – mógł być byłym śmierciożercą, ale nawet on nie był tak okrutny – ale trącił go ostro.
- Zły pies!
Szczeniak spojrzał na niego i zaszczekał, jakby w niegrzecznej odpowiedzi, po czym zanurkował ponownie do jego kostki.
- Nie! Zły pies! – zagrzmiał Snape, gdy usłyszał rozdarcie spodni i był całkiem pewny, że szczeniak z zadowoleniem uniósł głowę, a długi, czarny kawałek materiały zwisał z jego drobnych szczęk.
Snape przeklął i sięgnął po oślizgłe stworzenie, które zdołało uniknąć jego uścisku, po czym złapało jego szatę w zęby.
- NIE!
Za późno. Rozległ się kolejny rozdzierający dźwięk, a potem szczeniak skakał dookoła, zostawiając krawędź ulubionej szaty Snape’a w strzępach.
- Ty wstrętny, mały… - Snape pomyślał przez chwilę nad przeklęciem szczeniaka, ale ostatecznie chwycił go za kark i uniósł do góry.
Szczeniak zaskomlał zaskoczony, gdy Snape potrząsnął nim lekko.
- Zły, zły pies! – warknął przez zaciśnięte zęby, po czym wsadził psa pod pachę. – Mógłbym użyć szczenięcych narządów do kilku eliksirów, wiesz? – powiedział do kundelka, potrząsając nim ponownie, tym razem kierując się w stronę drzwi zamku i chatki Hagrida.
Pies zawył, jakby mógł zrozumieć groźbę, a Snape warknął:
- Cisza! – Położył jedną dłoń wokół pyska psa, by go ucieszyć i sam zaskowyczał, gdy ostre jak igły szczenięce ząbki zamknęły się na przestrzeni między jego palcem a kciukiem.
Przeklął głośno i pomysłowo, wyrwał rękę i po raz kolejny chwycił szczeniaka za kark. Potem uderzył go mocno w zad.
- ZŁY PIES!
Pies zawył, jakby był patroszony, więc uderzył ponownie.
- CISZA!
- Tato! – Harry wyskoczył zza rogu. – Znalazłeś go!
Snape skierował rozwścieczone spojrzenie na swojego podopiecznego, ignorując szarpnięcia i wiercenie się, którymi szczeniak powitał nowoprzybyłego.
- Wiesz, do kogo należy ten nadgryziony pchłami kundel?
Harry wybuchnął śmiechem.
- To nie jest kundel! To Łapa!
Snape popatrzył na małego psa. Bez wątpienia był to szczeniak – i do tego słodki – nie mający związku z animagiczną formą Syriusza, podobną do ponuraka.
- Co?
Harry skinął głową, wciąż parskając zbyt mocno, by mówić.
Snape ponownie potrząsnął stworzeniem.
- No więc odmień się, kretynie! Na co czekasz?
Szczeniak warknął i zaskowyczał w jego stronę, bardzo wiarygodnie próbując ugryźć jego rękę. Tym razem zdołał ugryźć do krwi, a Snape odpowiedział kolejnym, dość entuzjastycznym uderzeniem. Szczenięce wycie odbiło się echem od kamiennych ścian.
- Zamknij się, ty melodramatyczny…
- Severusie Snape! Czy ty krzywdzisz tego biednego pieska? – zapytała okropnym tonem Minerva McGonagall.
Snape zamarł, natychmiast zmieniając się w jedenastolatka, który został złapany po godzinie policyjnej.
- T-to, to… - Zdołał w końcu odzyskać nieco opanowania i przypomnieć sobie, że teraz jest dorosły i jednocześnie kolegą niezaprzeczalnie strasznej czarownicy. – To Kundel.
- Oczywiście, że pies, Severusie – skarciła go Minerva. – Przecież widzę. Czyj jest?
Harry ponownie zaczął się śmiać, ale szybko tego pożałował, kiedy wzrok Minervy padł na niego.
- A co jest tak zabawnego, panie Potter?
- Ja… eee, nic, pani profesor – Harry przełknął, decydując, że może to nie był aż taki dobry żart. – Po prostu tata nie mówił o jego wyglądzie. Ch-chodziło mu o to, że to Syriusz.
Snape zamrugał. Czy Harry był na tyle głupi, by ujawnić animagiczną formę Blacka?
Szczęka McGonagall opadła.
- Ten szczeniak to Syriusz Black? – powtórzyła, pochylając się, by bliżej przyjrzeć się psu. Syriusz sapnął na nią błagalnie i zamachał ogonem.
Harry skinął głową.
- Tak. Ja, eee… tak jakby przetransmutowałem go w szczeniaka.
- W cocker spaniela, jeśli się nie mylę – zauważyła z roztargnieniem Minerva, wciąż przyglądając się teraz cichemu szczeniakowi. Wtedy jej uwaga skupiła się ostro na tym, co powiedział Harry. – Pan to zrobił, panie Potter?
- Eem, tak…
Jej oczy zwęziły się i posłała Snape’owi ostre pojrzenie.
- Z pomocą twojego ojca?
Snape urażony również spiorunował ją wzrokiem, mimo że Harry potrząsnął głową.
- Nie. Całkiem sam.
- A czy twój ojciec chrzestny wyraził zgodę?
Harry rzucił niespokojne spojrzenie na szczeniaka.
- Uch.. nie do końca – przyznał niechętnie. – To była jakby… niespodzianka.
Snape i McGonagall wymienili ostrożnie spojrzenia. Taki rodzaj zaklęcia – zmienienie w zwierzaka dorosłego i potężnego czarodzieja – nie było raczej czymś, co mógł zrobić przeciętny drugoroczny uczeń. Snape miał nadzieję, że McGonagall tego nie wytknie, jako że poczucie własnej wartości Harry’ego wciąż było na tyle kruche, że jeśli pomyśli, że nie powinien być w stanie czegoś zrobić, straci swoją zdolność. Jeśli Minerva powie mu, że tylko wyjątkowo silny czarodziej mógłby wykonać tak kontrolowaną, skupioną magię, chłopiec natychmiast zdecyduje, że zatem on nie mógłby tego robić.
Ku jego uldze, Minerva nie powiedziała nic w tym stylu, choć jej usta zacisnęły się, gdy spoglądnęła na nerwowego chłopca.
- Jeśli nie chce pan, żebym to ja zrobiła panu niespodziankę, panie Potter – i to taką wysoce nieprzyjemną – natychmiast pan odmieni swojego ojca chrzestnego z powrotem.
Harry przełknął ciężko i z wahaniem wyjął różdżkę.
- Tak, jest.
Snape szybko odstawił szczeniaka na ziemię, a Harry zmarszczył brwi z koncentracją. Krótką inkantację później, Syriusz siedział w miejscu, gdzie wcześniej szczeniak.
- Merlinie, to było dziwne! – sapnął Syriusz, wyskakując na równe nogi i oklepując się po całym ciele, jakby po ty, by się zapewnić, że został poprawnie zrekonstruowany. – Nie mogłem się zmienić i w ogóle!
- Cóż, oczywiście, że nie mogłeś. – warknęła McGonagall, zanim mógł to zrobić ktoś inny. – Byłeś pod zewnętrznym czarem. Byłeś, we wszystkich celach i zamiarach, cocker spanielem, który wyraźnie nie jest magiczną rasą. – Odwróciła się do Harry’ego, który miał nadzieję odejść ukradkiem. – A jak dokładnie nauczył się pan tej inkantacji, panie Potter?
- Uch, cóż, pani je wypowiedziała – zauważył z wahaniem. – Przy trollu… A potem zobaczyłem je w jednej z książek taty i, no, wydawało się naprawdę spoko, więc…
- I było spoko, Harry! – zapewnił go pospiesznie Syriusz, po czym skierował złowrogie spojrzenie na Snape’a. – Do momentu, gdy ktoś mnie nie zaatakował.
- Co? – zapytał wściekle Snape. – Ty zaatakowałeś mnie! – Zamachał rozprutą nogawką spodni. – Pamiętasz to?
- Kopnąłeś mnie!
- Odepchnąłem, głupi kundlu! A w ogóle dlaczego atakowałeś moją kostkę?
- Ja? Byłem niewinnym, słodkim szczeniaczkiem!
- Niewinnym? Ha! Byłeś równie niebezpieczny jak zwykle! Spójrz! Krwawię!
- To tylko zadrapanie! – wyśmiał go Syriusz, po czym potarł tyłek i skrzywił się. – Pewnie jestem cały posiniaczony przez to, że mnie tłukłeś!
- Tłukłem cię? Zaraz ci pokażę…
- Wystarczy! – Głos McGonagall urwał ich wzmagającą się kłótnię. – Oboje. Idźcie do Poppy.
Dwóch czarodziejów zamrugało w jej stronę.
- Ale…
- JUŻ!
Z wzajemnymi spojrzeniami pełnymi niechęci i wymamrotanym równocześnie: „To wszystko twoja wina”, mężczyźni niechętnie odeszli.
- Eee, mógłbym iść z nimi – zaproponował Harry.
- Jeszcze nie, panie Potter. – Wściekłe spojrzenie McGonagall przybiło go w miejscu. – Twój ostatni żart mógł być bardzo niebezpieczny, a cała moja cierpliwość w stosunku do was wszystkich coraz bardziej słabnie.
Harry przygryzł nerwowo wargę. Nie widział tak zdenerwowanej profesor McGonagall od czasu, gdy Ron i Draco próbowali przekląć swoje jeże i zdołali zmienić całą zawartość klasy w jedną wielką poduchę. I o co jej chodziło z „do was wszystkich”? Tylko on robił żarty Łapie.
- Przepraszam – rzucił szybko, mając nadzieję, że zmiękczy wiedźmę.
- Pani Pince przyśle ci książkę na temat zagrożeń związanych z transmutację i oczekuję, że na przyszły tydzień napiszesz referat na trzy stopy. Jeśli byłeś w stanie przeprowadzić tak złożoną transmutację, młody człowieku, to lepiej byś był świadom tego, co robisz.
- Dobrze – zgodził się szybko Harry. Miała rację, a esej na trzy stopy nie był tak zły.
- I gdy jeszcze jestem w zamku, zorganizujemy jakieś dodatkowe lekcje – dumała, bardziej do siebie niż do Harry’ego. – Lepiej się dowiedzieć, jak daleko sięga pana talent, zanim będą się z nim mierzyć także inni uczniowie. – Jej spojrzenie zrobiło się ostrzejsze, gdy skupiła się na nim. – A wczesne pójście spać też nie będzie złe, panie Potter. Może pan cieszyć się resztą popołudnia, jak się panu podoba, ponieważ po kolacji, oczekuję, że pójdziesz prosto do swojego pokoju i do łóżka.
Otworzył usta, by się kłócić – do łóżka o ósmej?! W wakacje?! Przecież nawet nie było roku szkolnego ani ona nie była już jego Opiekunem Domu! – ale nagle zorientował się, że jest nieoczekiwanie zmęczony, a nawet myśl o zaprotestowaniu karze była zbyt wyczerpująca. Poza tym, jasne było, że szkolny kalendarz nie ma z tym wiele wspólnego. Skinął posłusznie.
- Dobrze, ciociu Min. Naprawdę przepraszam.
McGonagall westchnęła. Cóż, przynajmniej nie był to Weasley.
- Doskonale, panie Potter. Cieszę się, że się rozumiemy. – Na jej gest, Harry odszedł z trudem, tłumiąc ziewnięcie. Godność nie pozwalała mu na drzemkę – nie po tym, jak poddano go karze tak skandalicznie wczesnego pójścia spać – ale pomyślał, że powędrowanie do chatki Hagrida mogło być dobrym pomysłem. Olbrzym zawsze cieszył się, gdy go widział i może będzie w stanie nie zasnąć, kiedy zobaczy, jakim stworzeniem w tym tygodniu opiekował się Hagrid, by wróciło do zdrowia. Jeśli nie i skończy się tak, że będzie drzemał w słońcu z Kłem, Hagrid nie będzie miał nic przeciwko.
Minerva obserwowała odejście Harry’ego, po czym nie marnując czasu, pomaszerowała do nowych kwater Remusa. Znalazła go tam, pracującego nad planami jego lekcji i nie przebierała w słowach.
- Młody człowieku, jestem tobą bardzo rozczarowana!
Remus zamrugał. Co tym razem zrobił? Nie słyszał tego tonu od Minervy, od kiedy oskarżała go o współudział w końcoworocznym żarcie Jamesa i Syriusza.
Na szczęście, nie czekała na jego odpowiedź i kontynuowała.
- Co z tobą nie tak? Siedzisz tu jak jakiś leń, podczas gdy wokół ciebie panuje chaos! Spodziewałam się lepszego zastępstwa – nawet jeśli tymczasowego.
Doznał olśnienia.
- Och. Chodzi ci o Harry’ego i, ach, żarty?
- Zmieniasz tego chłopca w zwykłego bachora, Remus, a ja nie będę tego tolerować!
- Ale Syriusz naprawdę nie ma nic przeciwko, a poza tym, dzięki temu Severus jest tak szczęśliwy… - zaprotestował Remus.
McGonagall przerwała mu.
- I bez wątpienia pomaga to też złagodzić twoje sumienie, ale to nie ma znaczenia. Wasza trójka domniemanych dorosłych używa niewinnego dziecka, by złożyć własne skargi, a przy okazji go deprawujecie. – Spiorunowała go groźnie wzrokiem. – Jak myślisz, co powiedziałaby Lily, gdyby wiedziała, że zachęcacie Harry’ego do zachowywania się tak źle, jak James w najgorszych momentach? Jak można przeklinać i zasadzać się na kogoś w taki sposób?
- Syriusz naprawdę nie ma nic przeciwko – jęknął Remus, po czym skulił się na ułomność jego wymówki.
- Nie, ponieważ widzi w tym kolejny dowód, że Harry jest taki, jak James i jak myślisz, jak Harry się poczuje, gdy to zrozumie? A zrozumie to, wiesz o tym. Jest całkiem bystrym dzieciakiem. – Remus poruszył się skrępowany. – I zamiast pomóc Syriuszowi zobaczyć wiele różnic między Jamesem a Harrym, by docenił Harry’ego, jako jego samego, zachęcasz go do fantazji, ponieważ czujesz, że Syriusz w końcu jest nieco karany za tak straszne unieszczęśliwianie Severusa, gdy byli razem w szkole i kiedy ty, jak prefekt, powinieneś go zatrzymać, ale tego nie zrobiłeś. Pozwalanie na żartowanie z niego nie oznacza, że nadrobisz swoje obowiązki sprzed dwunastu lat.
Remus skręcił się ze wstydu.
- Ale…
Jednak McGonagall jeszcze nie skończyła.
- I podczas gdy jestem też rozczarowana Severusem, z jego strony wymagałoby nieludzkiej powściągliwości, by nie cieszył się widząc, jak Syriusz Black cierpi choć ułamek tego, co on. Ale oboje wiemy, że jeśli Harry ma daną wolną rękę w przeklinaniu dorosłych, to jest tylko krok od tego, że zacznie żartować z kolegów z klasy i innych, gdy tylko znów zacznie się szkoła. Jak myślisz, jak bardzo będzie zdezorientowany, jeśli nagle dostanie karę za zrobienie czegoś, do czego zachęcano cię przez całe lato? Wasza trójka prowadzi go prosto do tej równi pochyłej i jesteście gotowi zepchnąć go z krawędzi ze względu na własne demony. Czy tak planujesz wykonywać swoje obowiązki Opiekuna Domu?
- Nie, pani profesor – powiedział Remus potulnie, podczas gdy jego twarz płonęła.
- Więc oczekuję, że sobie z tym poradzisz. Miałam nadzieję, że – w końcu – staniesz między Severusem a Syriuszem i wprowadzisz między nich pokój. Nie zawiedź mnie ponownie. – Spiorunowała go wzrokiem. – Niech się przeklną albo uderzą, albo upiją razem, albo cokolwiek, co mężczyźni robią, by rozwiązać sprawy, ale oczekuję, że ten nonsens się zakończy. Rozumiemy się?
- Tak, pani profesor.
- Dobrze. – Wyszła, zdoławszy wyjść tak dramatycznie, jakby brała lekcje wirowania szatami od Snape’a. Za nią, Remus wypuścił długi wydech i otarł czoło.
Tego wieczora, Harry zdołał – ledwo – nie zasnąć w połowie kolacji, ale jego tata musiał odprowadzić potykającego się chłopca do lochów.
- Nie wiem, dlaczego jestem tak zmęczony – zaprotestował Harry, po kolejnym rozdzierającym ziewnięciu.
Snape przewrócił oczami. Oczywiście bachor nie zdawał sobie sprawy z ogromnej ilości magii, którą zużył, przekształcając Blacka w szczeniaka i z powrotem. To dziwne, że dzieciak wciąż był w pionie, biorąc pod uwagę to, jak bardzo musiał wyczerpać swój rdzeń. Był powód, dlaczego dzieci powoli pracowały od igieł i zapałek. Ach, cóż, był pewny, że Minerva wyjaśni to małemu łobuziakowi. Była wystarczająco wściekła, kiedy potknęła się o działania chłopaka wcześniej, tego samego dnia.
- Idź spać – powiedział Harry’emu, pomagając zasypiającemu chłopcu wyrwać się z jego szat. – Poczujesz się lepiej rano.
- Okej – wymamrotał Harry, gdy szybko przejmował nad nim kontrolę sen. – Nie mów profesor McGonagall, że poszedłem prosto do łóżka, dobra? Ona – ziew – powiedziała mi, że mam iść – ziew – prosto do łóżka po karze po kolacji…
Snape opuścił bachora do łóżka i zakrył go kołdrą, zauważając, że Harry już wchodził w głębokie, spokojne oddechy wczesnego snu. Prychnął do siebie. To było tak podobne do McGonagall – przypisywanie kary, która i tak całkowicie jest tym, co mały łajdak zamierza zrobić. Daleko jej do tego, by nakazać coś, co będzie dla chłopca uciążliwe.
Kilka godzin później, Harry poczuł miażdżącą świadomość pukania do ich drzwi i obudził się na tyle, by rozpoznać głosy jego chrzestnego i Remusa, zanim ponownie zapadł w sen.
Nie był do końca pewny, co się stało tej nocy między trzema mężczyznami, ale następnego dnia, jego tata usadził go – w obecności Lunatyka i Łapy – i z pewnym skrępowaniem poinformował go, że wojna na żarty została oficjalnie zakończona. Syriusz wciąż był chętny, by pozwolić Harry’emu ćwiczyć na nim zaklęcia, ale byłoby to kontrolowane w kontekście lekcji. Syriusz zgodził się, po czym niespodziewanie posłał Harry’emu poważne spojrzenie.
- Wiesz, że cię kocham, prawda, szczeniaku? Znaczy, kocham ciebie. Nie dlatego, że jesteś Rogasiątkiem Jamesa. Ale z powodu samego ciebie. Harry’ego.
Harry zarumienił się. Dokąd ta cała ckliwość zmierzała?
- Tak, wiem, Łapo – wymamrotał, w połowie zakłopotany nagim uczuciem i w połowie zadowolony, że jego ojciec chrzestny stanął prosto i to powiedział.
- I jesteś oczywiście świadom tego, że twój ojciec chrzestny i ja nie jesteśmy… wrogami – powiedział z niezręcznością jego tata, spoglądając wszędzie, byle nie na innych czarodziei. – Choć czasami możemy angażować się w, ach, spory.
Harry skinął tępo głową. Cóż, pewnie, wiedział to. Czyż jego ojciec nie uratował jego chrzestnego z Izkibibble’a i w ogóle? I przecież nie ranili się tak naprawdę wczoraj, przez te wszystkie krzyki i kłótnie. Właściwie to byli bardzo podobni do stosunku Rona i Draco.
- Jako twój przyszły Opiekun Domu, panie Potter – powiedział Lunatyk, a uśmiech odebrał surowość jego słowom, – jestem tu, by panu powiedzieć, że lepiej, by zaprzestał pan robienie kolejnych żartów bliźniakom Weasley, którzy jak rozumiem, są bardzo utalentowani w tym względzie, chyba że chce pan dołączyć do nich w pewnych bardzo nieprzyjemnych szlabanach.
Harry potrząsnął szybko głową.
- Doszedłem do wniosku, że nie mogę tego robić dłużej po tym, co wczoraj powiedziała ciocia Min.
Snape zdławił instynktowną reakcję na nowy przydomek czarownicy, choć zobaczył, kątem oka, że Black i Lupin gapią się teraz na Harry’ego z rozwartymi szczękami.
- No, tak, masz całkowitą rację – zdołał powiedzieć spokojnie. – To bardzo spostrzegawcze.
Oczy Harry’ego rozbłysły.
- Dość spostrzegawcze na czekoladową żabę? – zapytał chytrze.
- Och, niech będzie – burknął Snape, ukrywając zadowolenie ze ślizgońskiej natury bachora. Nie tylko zyskiwał na wnikliwości, ale też uczył się utożsamiać spryt z nagrodami.
Harry radośnie pobiegł do kuchni, zanim jego tata mógł się rozmyślić. Merlinie, ale ci dorośli byli dziwni! Zawsze wiedział, że ostatecznie jego wojna na żarty zostanie zakończona i tylko cieszył się, że nie zakończyła się zdenerwowaniem taty albo czymś, co sprawiłoby, że inni oczekiwaliby, że dostanie od taty klapsa. Poza tym, wciąż będzie w stanie nauczyć się tych wszystkich fajowych rzeczy – i szczerze, robienie żartów Syriuszowi naprawdę nie było tak zabawne.
Po prawdzie, sprawiało to, że Harry czuł się nieco winny, zwłaszcza po tym, jak Syriusz tak dobrze umiał przegrywać. Zaczynał czuć się niemal jak Dudley, wybierając kogoś, kto nie będzie walczył, ale czuł, że nie może przestać – nie kiedy tata, Remus i reszta profesorów uznali to za zabawne. Chwycił czekoladową żabę i ugryzł ją z zadowoleniem.
Jednak był całkiem pewny, że ciocia Min zaczynała już mieć tego dość i miał nadzieję, że jeśli odkryje, że pracuje nad zaklęciami z jej dziedziny bez jej nadzoru, zezłości się. Cóż, tak się stało i teraz dzięki niej, był zwolniony z obowiązku i, nie będąc na niego złymi, jego tata i ojciec chrzestny rozdawali żaby. Harry wzruszył ramionami. Tak, dorośli byli dziwni, ale na coś się przydawali.
^^^
Zaledwie kilka tygodni później nastąpiły urodziny Harry’ego i, zgodnie z obietnicą, on i Neville świętowali je razem. Babcia Neville’a była tak podekscytowana, gdy się dowiedziała, że nie tylko zaprzyjaźnił się w Hogwarcie, ale też interesuje się takimi magicznymi czynnościami jak latanie, że zmieniła urodziny w dwudniową kosztowną imprezę, obejmującą zarówno cały dzień na arenie Featherbee i nocleg w ich dworze, ale też zakończenie magicznymi fajerwerkami.
Jedyna niezręczność nadeszła wtedy, gdy Augusta kategorycznie odmówiła powiązania Dworu Malfoyów z jej domowym fiuu, nawet tymczasowo. Po ataku na rodziców Neville’a, upewniła się, że jej dom jest chroniony nawet bardziej niż Gringotta i nie zamierzała pozwolić, by znany śmierciożerca taki jak Lucjusz Malfoy, miał do niego dostęp – bez względu na to, jak ulotny. To oznaczało, że dzieci musiały spotkać się na arenie, po czym podróżowały do Dworu Longbottomów przez Hogwart, ale łatwo było to wyjaśnić przez zostawienie tam bagaży dzieci, zamiast brać ich na miotlarską arenę. Oczywiście, proste zaklęcie kurczące uniemożliwiłoby taką niedogodność, ale żaden z dzieci nie wydawało się o tym pomyśleć.
Ostatecznie, dzieci wspaniale się bawiły i nawet Draco musiał przyznać, że babcia Neville’a poszła na całość. Harry został powalony przez to, jakie mogły być prawdziwe, nieograniczone, czarodziejskie urodziny, a Neville był milcząco dumny, że sprawił taką radość swoim przyjaciołom.
Po imprezie, Harry wyjechał, by spędzić tydzień w Norze, choć Snape przypomniał mu, że jest tylko jedno zawołanie przez fiuu od niego i jeśli wpadnie w kłopoty, ma się spodziewać natychmiastowego powrotu do Hogwartu. Harry wewnętrznie przewrócił oczami, ale zadowolił się jedynie zapewnianiem, że będzie bardzo, bardzo grzeczny, co ciocia Molly głośno powtórzyła.
- Oczywiście, nic mu nie będzie, Severusie! Nie martw się tak!
Snape prychnął z oburzeniem. Dlaczego te wszystkie wścibskie czarownice twierdziły, że jest zbyt nerwowym rodzicem? Po prostu zagroził temu małemu dzieciakowi, żeby dobrze się zachowywał. Potem Harry przytulił go szybko i wyruszył do Nory, zostawiając Snape’a z błogim, wolnym od dzieci czasem.
Tak bardzo, jak chciałby spędzić go na warzeniu, wciąż musiał dogadać szczegóły odnośnie następnego semestru z Filiusem, a takie ustalenia zajęły więcej czasu, niż się spodziewał. Spotkania zawsze zdawały się rodzić kolejne spotkania i pod koniec dnia trudno było pamiętać, co, jeśli w ogóle, naprawdę zostało zrealizowane. Mimo to, Dumbledore wydawał się sensownie pewny, że wszystko jest w porządku, więc Snape podejrzewał, że nie musiał się wiele martwić.
Albus i Minerva właśnie zaczęli polowanie, przepytawszy Slughorna wielokrotnie i zrobiwszy wiele badań. Snape zdecydował, że to był dobry moment – przed powrotem uczniów – by Lucjusz wyraził swoje zdanie. W związku z tym, skontaktował się z blondynem i zafiukał do Dworu Malfoyów, by szczegółowo omówić tę sprawę.
Kiedy dotarł, poczuł ulgę, gdy się dowiedział, że Narcyza zabrała Draco na odwiedziny do ich krewnych we Francji i Luksemburgu, więc nie musieli się martwić, że zostaną podsłuchani.
- Jak skrzat się sprawuje, Severusie? – wycedził leniwie Lucjusz, rozpryskując nieco ognistej whiskey w kubek.
- Dobrze – odpowiedział krótko Snape. – Widzę, że mimo wszystko zdołałeś znaleźć swoje letnie szaty.
Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- To dało Narcyzie wymówkę, by pójść na zakupy. Więc… czemu zawdzięczam przyjemność twojego towarzystwa?
- Pamiętasz, jak wspominałem o zadaniu?
Wyraz twarzy Lucjusza stał się nieufny.
- Tak…
- Jestem tu, by wyjaśnić, co chcę, żebyś zrobił. To naprawdę całkiem proste.
Mina Lucjusza nie zmieniła się.
- Tak?
- Obal rząd.
Lucjusz zamrugał, otworzył usta, zamknął je i łyknął ognistej whiskey.
- Czy ty właśnie powiedziałeś…
- Obal rząd. Mówiąc dokładniej, rząd Knota. Chcę, żeby ten idiota został usunięty.
- Ale pomogłem wprowadzić go na urząd – zaprotestował Lucjusz.
Snape skinął głową.
- Dokładnie. Więc powinno ci być łatwiej go usunąć.
- Mogę zapytać, dlaczego? – spytał z ciekawością Lucjusz.
Snape przyjrzał się swojej, nietkniętej, szklance.
- Nie musisz znać wszystkich powodów, ale możesz wiedzieć, że jest on zagrożeniem dla chłopca.
- Pottera? – Na skinięcie Snape’a, Malfoy potarł szczękę. – A więc go usuwasz… Bardzo dobrze, Severusie. Widzę, że jednak myślisz do przodu.
Snape odłożył swoją szklankę i odwrócił się w stronę fiuu.
- Wolę myśleć o tym, jak o umacnianiu moich podstawowych mocy, Lucjuszu, ale możesz nazywać to, jak chcesz. Oczekuję, że Knot odejdzie w przeciągu kolejnych kilku miesięcy… jak to osiągniesz, to twoja sprawa.
- Spodziewasz się, że kto go zastąpi? – zawołał za nim Lucjusz. – Czy mam to również zaangażować?
- Nie – odkrzyknął Snape przez ramię, zostawiając za sobą bardzo zamyślonego czystokrwistego.

CDN…



Za jakiś tydzień dodam DWA ostatnie rozdziały SR z uwagi na to, że cóż, są ostatnie XD Potem będą naprzemiennie pojawiać się rozdziały NDH i miniaturek (dostałam zgodę od autorki, która pisze łagodniejsze teksty i mam nadzieję, że więcej  osób będzie je czytało ^^) Potem, jeśli tego dożyję (XD) pojawią się rozdziały przetłumaczonego How It's Meant To Be, na życzenie (chyba) F..
To tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia parafialne, do następnego :*

piątek, 24 listopada 2017

Miara twojej wartości


Autor: Amanuensis
Oryginał: The Measure of Your Worth
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: Nawet gdy dostaniesz to, czego najbardziej pragnąłeś, wciąż pozostaje ci rozwiązanie twojej historii.


- Jeśli on z tobą nie porozmawia, ty będziesz musiał porozmawiać z nim.
- Odpieprz się, Lunatyku.
Remus pozostał w miejscu, w którym był, tak jakby lubił siedzieć w taki sposób obok Syriusza.
- Będziesz musiał zrobić to wcześniej czy później.
- Później jest lepsze.
To złe podejście. Remus wiedział to, gdy tylko słowa wyszły z jego ust. Da Syriuszowi miejsce na kręcenie, a mężczyzna zrobi swoją najlepszą parodię węgorza.
- Jesteś cholernie nieszczęśliwy – spróbował. – Harry też jest cholernie nieszczęśliwy. Wszyscy, którzy was znają są cholernie nieszczęśliwy i jeśli wasza dwójka nie zacznie rozmawiać, nic się nie zmieni.
- Dobra. – Syriusz zakręcił bursztynową ognistą whiskey w szklance, zanim odstawił ją z powrotem. – Pozwólmy Harry’emu mówić. On wie, gdzie mnie znaleźć. – Już sięgał po butelkę u jego stóp, by uzupełnić.
- Harry ma siedemnaście lat, Łapo. Cholerne siedemnaście. Pamiętasz, jaki byłeś w jego wieku?
Syriusz spojrzał na niego, nie było żadnego dowodu na to, że drink, który dzisiaj wypił, jakkolwiek na niego wpłynął.
- To zabawne, Lunatyku, ale nie pamiętam. Wiesz, dlaczego? Ponieważ to jedno z moich najszczęśliwszych lat. Już nie pozostało mi wiele tych wspomnień. Dwanaście lat z pieprzonymi dementorami, którzy wysysają ci je z głowy właśnie to czyni z człowiekiem.
- Ty ośle. – To było to, do cholery. – Ty samolubny, żałosny ciulu., już ci się to dłużej nie uda. Nie ze mną.
Syriusz był cicho, co mogło oznaczać, że Remus trafił albo mógł tylko nakręcał się na kolejną część. Remus wiedział, że musi wymyślić kolejną ripostę.
- Harry myśli, że kłamiesz, wiesz?
Parsknięcie.
- Nie rozmawia ze mną. Jak, do kurwy nędzy, mógłbym go okłamywać?
- Że nie pamiętasz nic z czas, gdy byłeś martwy. Myśli, że zabrał cię z jakiegoś życia po życiu tak cudownego, że nie możesz znieść bycia tutaj.
Urwał, gdy whiskey zatrzymała się w drodze do jego ust. Syriusz odłożył szklankę.
- Nie myśli tak.
- Nie rozmawiasz z nim, więc dlaczego uważasz, że ma jakiekolwiek znaczenie to, co ty sądzisz, że on myśli? Powiedział mi, do cholery.
- O, kuźwa.
Remus przyzwyczaił się do tego, że widzi, jak Syriusz przesuwa dłonią po oczach lub przebiega nią przez włosy w szczególnie nieszczęśliwych momentach. Ukrycie twarzy w dłoniach – to nie było typowe dla Syriusza.
Remus odkrył, że jego gardło jest ściśnięte.
- To prawda?
- Nie! – Uniósł twarz z rąk. – Powiedziałem, że do cholery nie pamiętam i nie pamiętam. Idź sobie, Lunatyk.
- Więc powiedz mu. – Remus pozwolił sobie się odsunąć na tyle, na ile pozwalało ramię kanapy, nie siadając na nim, ale opierając się o jego brzeg. – Powiedz mu to. Zobacz, czy to wszystko.
- Powiedział to tobie… - Syriusz ponownie sięgnął po szklankę, – niech przyjdzie powiedzieć to mi. Wtedy będę wiedział, czy to wszystko.
Zawinąwszy dłonie w pięści – w przeciwnym razie z pewnością zabrałby mu szklankę – Remus wyprostował się
- Cieszę się, że wróciłeś, Łapo. To się nie zmieni. Ale to nie powstrzyma mnie od chęci skopania ci twojego żałosnego tyłka przez całą drogę stąd do Bangladeszu.
- Ależ proszę bardzo – zawołał za nim Syriusz. – Słyszałem, że futra wilkołaków są tam w modzie.
Remus nie odpowiedział.
^^^
Przez jedną sekundę patrzył na swoją harpią kuzynkę, czując chłód rozprzestrzeniający się w jego piersi. W następnej Harry pomagał mu wstać z podłogi. Nagle starzej wyglądający Harry. Który wyszeptał:
- Jesteś cały? – A potem nie odezwał się do niego ani słowem.
Dowiedział się całej historii od wszystkich, ale nie Harry’ego. Zasłona. Wojna. Konfrontacja Voldemorta z Harrym. Jakiś rytuał, który zagwarantowałby mu nieskończoną moc.
I Harry jakoś obrócił rytuał. Szczegóły były niejasne, ponieważ najwyraźniej tylko Harry wiedział, co zrobił i nie mówił o tym.
I był moment, gdy wydawało się, że Voldemort jest bezbronny i Harry odszedł od niego, a psychopata zdołał ponownie uciec.
W tym czasie, z tego, co mogli powiedzieć, Harry zniknął do Departamentu Tajemnic. I to, co się działo w Sali Śmierci między przybyciem Harry’ego, a tym, jak pomagał Syriuszowi wstać… o tym też Harry nie mówił.
To nie tak, że musiał wiedzieć wszystko.
Chciał tylko, by Harry mówił. O czymś. Czymkolwiek.
Ponieważ przez sposób, w jaki teraz tego unika, wydawało się jasne, że Harry pomyślał, że to był cholerny błąd.
Właśnie takie rzeczy sprawiają, że jest się szczęśliwym, że się żyje. Zostać odciągniętym od śmierci i spotkać się z osobą, która najmocniej o ciebie dbała… i zobaczyć to spojrzenie, ten żal, na jego twarzy.
To twarz była nieco starsza niż widział ją ostatni raz i dodawała jeszcze więcej palia do tego bezwstydnego, niemożliwego głosu w jego głowie, który wciąż mówił Syriuszowi, jak bardzo atrakcyjny jest jego ukochany chrześniak – pomimo rozsądnego głosu, który przypominał mu, że był dwa razy starszy od Harry’ego – cóż, to nie ułatwiało.
Naprawdę rozważał spędzenie reszty swojego przywróconego życia jako Łapa.
Tylko że przypuszczał, że jest winien Remusowi nieco więcej czasu.
Rozległo się pukanie w okno.
Syriusz spojrzał w kierunku okna i zobaczył sowę. Nie Hedwigę. Nie było cholernego powodu, by to była Hedwiga; Harry był w tym samym cholernym domu, co on. Nie potrzebował sowy, by rozmawiać.
 Mimo to, pomyślał, że to mogła być Hedwiga.
Otworzył okno dla brązowej sowy, wziął wiadomość z nogi, którą zaoferowała i zatrzasnął z powrotem okno, nie będąc w humorze szukać smakołyku dla sowy albo myśleć o odpowiedzi zwrotnej.
Najpierw zobaczył podpis na pergaminie i było to na tyle niespodziewane, że wcięło się w jego zamroczony whiskey mózg i sprawiło, że przeczytanie wiadomości było łatwiejsze.
„Black,
Jeśli to prawda, co mi powiedziano, najprawdopodobniej czytasz to pod wpływem wystarczającej ilości alkoholu, by oślepić olbrzyma. Odłóż butelkę, kundlu, i przyjdź się ze mną zobaczyć. Niechętnie, ale odwiedziłem twoje domostwo i mam miksturę, która pasuje do twoich potrzeb dużo bardziej niż ten, którym sobie dogadzałeś.
Snape”
Cholerny Smarkerus. Dlaczego, do diabła, miałby być zainteresowany odkryciem, co się działo?
^^^
- Lepiej, żeby było dobre.
Snape zamknął za nim drzwi.
- Wątpię, by to mogło być „dobre” w tych okolicznościach, Black, ale robię to, co zgodziłem się robić. Dam ci informacje i możesz zrobić z nimi, co chcesz. – Ruszył do pracowni, nie oglądając się za siebie, by zobaczyć, czy Syriusz za nim idzie. Cholerny, zadufany drań. – Choć muszę zwrócić zawartość właścicielowi i zobaczę również, czy skończyliśmy.
I to też było do niego podobne, ta tajemniczość.
- Więc czyje to?
Snape sięgnął na stół i odwrócił się do niego.
- Pottera.
Pięknie. Harry rozmawiał ze Smarkerusem, ale nie z nim. Niech będzie przeklęty, jeśli pokazał Snape’owi, jak bardzo to bolało.
Na stole leżała tkanina. Nie, nie tkanina, serwetka. Snape podniósł ją na środku i odsłonił wypełniony płynem kamienny kielich.
- Mam to wypić? – Cholera, jeśli miał zamiar.
- Przyjrzyj się.
Choć nie znosił się za zrobienie czegokolwiek w odpowiedzi na to, co brzmiało na polecenie od Snape’a, Syriusz pochylił się, chcąc wiedzieć. Płyn miał do tego połysk. Nie, chwila… w kielichu zawijało się srebro.
- To tylko jedno wspomnienie – powiedział Snape. – Więc to nie musi być bardzo duża myślodsiewnia. I nie możesz zrobić błędu i wybrać złego, jako że jestem pewny, że jakoś zdołałbyś to zrobić, gdyby było ich więcej. Zapewniłem Pottera o tej mądrości.
Syriusz spojrzał na niego. Złośliwy uśmieszek, którego się spodziewał, nie widniał na jego twarzy, pomimo jego słów.
- To wspomnienie Harry’ego.
- Wiedziałem, że stwierdzisz oczywiste.
- Harry ci w tym zaufał. Dlaczego? – Pojawiła się złość, ale nie pozwolił jej jeszcze wyciec.
Wtedy pojawił się uśmieszek.
- Ponieważ, wy żałosna wymówko zombie, nie masz w sercu najlepszego interesu Pottera. Nie obchodzi mnie, dlaczego to robi. To dlatego nie powierzył tego Dumbledore’owi ani wilkowi, ani komuś, kogo nazywa przyjacielem.
To w jakiś sposób miało satysfakcjonujący sens. Wiedząc, że Harry i tłusty drań nie byli żadnymi przyjaciółmi.
- Nie chcesz być tu dłużej, a ja ciebie też tu dłużej nie chcę. Patrz.
Nie wykształciła się żadna riposta, więc nie miał się na co odgryźć. Poza tym, była to prawda.
Syriusz pochylił się nad kielichem. Był tak mały, że zastanawiał się, jak ma wepchnąć się do środka, ale srebrne spojrzenie wydawało się sięgnąć po niego, gdy się zbliżył, jakby wiedziało, że był zamierzonym gościem. Tylko przez moment czuł wywołujące zawroty głowy spadanie przez pustkę, a potem stał na nogach w ogromnym, kamiennym pomieszczeniu, przepastnym jak katedra.
Stał obok Harry’ego.
Pomieszczenie było oświetlone pochodniami, a kamienne konstrukcje, takie jak ołtarze, czy sarkofagi, wzmacniały wrażenie katedry. Na podłodze, obok jednej z tych konstrukcji, była ubrana w szaty postać, leżąca na brzuchu i czołgająca się w ich kierunku, z wyciągniętymi upiornie białymi rękami. Głos, którym lamentował, był dziwnie wysoki jak na mężczyznę, a gdy twarz uniosła się dość wysoko, pod kapturem rozbłysły czerwone oczy i Syriusz wiedział, że patrzy na Voldemorta.
Voldemort patrzył dokładnie na Harry’ego, krzycząc, a jednak nie podnosił się z podłogi, i przestał się czołgać, jakby nie odważył się przysunąć bliżej.
Harry – siedemnastoletni Harry – nie patrzył na wściekłego Voldemorta. Wpatrywał się w kulkę światła unoszącą się nad jego dłonią.
Dobiegał z niego szept, głos, którego Syriusz nie potrafił rozpoznać jako męski czy żeński. Jednak był wystarczająco blisko Harry’ego, by usłyszeć, co mówił.
- …odbiorco daru – mówił. – Nie ma czynu, którego nie mógłbyś zrobić, żadnego aktu, żadnego leżenia, które leży poza zdolnościami twojej mocy. Co masz zamiar zrobić, będzie zrobione. Przez całe życie możesz utrzymać tę wszechmoc. A jednak bądź ostrożny: w dniu, w którym zdecydujesz wpłynąć na prawo życia i śmierci, będzie to twój ostatni uczynek z tą mocą i moc cię opuści. Życz śmierci jakiemukolwiek stworzeniu lub sprowadzenia jakiejś zza granicy, a tak się stanie, ale daru już więcej nie będzie.
Kula światła wydawała się rozciągać jak ameba, jej krańce rozpościerały się w przypadkowych wypukłościach i liniach, a potem, kiedy wydawało się, że może pęknąć i złamać się, wystrzeliła do przodu.
W Harry’ego.
Który otworzył usta w krzyku, gdy światło wdarło się do jego wnętrza, ale nie nadszedł żaden dźwięk, gdy strumień wlał się w jego klatkę, zapłonął pod oczami i skórą, aż całe jego ciało było rozświetlone, każdy kosmyk włosów i każdy paznokieć wydawał się iskrzyć, aż do ostatniego rozbłysku i nie tyle była to blednąca poświata, ale rozbłysk poza granice nowego gospodarza. Harry zachwiał się, ale nie upadł.
Syriusz sięgnął po niego, nie zapominając, że było to wspomnienie, ale jednocześnie nie będąc w stanie się powstrzymać. Ale Harry zrobił krok w tył. Jego oczy spoczęły na Voldemorcie, a wyraz na jego twarzy był osłupiały.
Przyłożył ręce do głowy. Krzyknął raz, z dźwiękiem, którego nie był w stanie wydać chwilę wcześniej.
A potem odwrócił się i wybiegł z pomieszczenia, zostawiając Voldemorta na podłodze, wciąż wyjącego z wściekłości, zaczynającego poruszać się w jego kierunku i Syriusz też zaczął biec, mówiąc do Harry’ego, by się zatrzymał…
… i został zepchnięty, nie pociągnięty, ale zepchnięty, ze sceny, ze wspomnienia i po raz kolejny stał przed stołem w pracowni Snape’a.
- Hymm. To nie zajęło dużo czasu – powiedział Snape.
Syriusz był zimny, dużo zimniejszy niż powinien być w temperaturze pokojowej.
- Ja… - Przez chwilę nie mógł nic powiedzieć. W końcu: – Widziałeś to?
Parsknięcie.
- Dlaczego miałbym chcieć?
- Ty… - Nie. Nie było sensu.
- Jeśli to tak wiele oznacza dla ciebie i niego, Black, to bardzo wątpię, że zrobię coś poza wymiotami. To wszystko, co dla ciebie miałem. Możesz iść.
Syriusz nie zadał sobie trudu, by zezłościć się z powodu arogancji tego wyproszenia.
- Kiedy widzisz się z Harrym, by oddać mu wspomnienie?
- Niedługo. – Snape zakrył kielich serwetką.
Syriusz zamierzał zapytać Snape’a, czy może zostać na chwilę, ale wyobraził sobie, jak Snape na niego spojrzy, jakby niuchacz wyrósł mu na środku czoła.
Nie było sensu.
^^^
Rozważył czekanie. Rozważył dalsze picie, dalsze tonięcie w użalaniu się nad sobą za poczucie zawstydzenia  tymi, którzy zostawili za sobą swoją śmierć, dalsze unikanie pytania chrześniaka o wyjaśnienie: dlaczego z nim nie mówi, skoro dbał o niego na tyle, by go sprowadzić z powrotem.
Myślodsiewnia nie powiedziała mu tej części.
Ale wiedział, że Harry musiał myśleć, że zrobił pierwszy krok – mógł nawet myśleć, że wszystko wyjaśnił – a teraz obowiązek spoczywał na nim.
Los grań dziwnymi sztuczkami. Harry znalazł go w kuchni, gdzie starał się wymyślić, jak się do niego zbliżyć, jak zacząć.
- Powiedz mi – odezwał się Harry. – Powiedz to. Miejmy to za sobą.
Syriusz popatrzył na chrześniaka. Uświadomił sobie, że szuka jakiegoś śladu światła w nim, przesączającego się przez skórę Harry’ego, rozpalającego jego oczy. Ale to była mrzonka.
Albo może nie. Czyż to nie wyjaśniałoby, dlaczego Syriusz nie był w stanie oderwać wzroku od Harry’ego, podczas tych chwil, gdy naprawdę byli w jednym pokoju razem? Że przyciągał jego oczy, jak światło?
Siedział, bardzo ostrożnie dobierając słowa.
- Dlaczego – powiedział, – zachowujesz się tak, jakbym miał cię skarcić?
Harry pozostał całkiem nieruchomo.
- Masz siedemnaście lat – kontynuował w końcu, – i nie byłem przy tobie, by ci poradzić. Powiedziałbym to tak… ty jesteś w swoim wieku, ja jestem najbardziej gównianą wymówką dla wyobrażenia opiekuna… przez to jestem ostatnią osobą, która mogłaby cię skarcić.
- Syriuszu, widziałeś. – Jego głos złamał się na słowie.
- Widziałem, że cierpisz. – Syriusz spojrzał na swoje dłonie, chcąc mieć przed sobą więcej whiskey, choćby tylko po to, by zrobić coś z rękami. – Widziałem, jaki byłeś, gdy musiałeś dokonać tego wyboru. Krzyczałeś.
- Uciekłem. – Harry przybliżył się, dłonie zaciskając na oparciu krzesła z siłą, która pasowała do intensywności jego słów. – Uciekłem od Voldemorta. Ponieważ chciałem jego śmierci. Musiał umrzeć; Dumbledore mówił mi w kółko, żeby się nie bać tego, co musi być zrobione w samoobronie. Chciałem jego śmierci, a ta moc mówiła mi, że jeśli użyję jej do zabicia go, nie będę mógł jej użyć dla dobra. Mogłem użyć tej mocy, by kontrolować śmierć raz, tylko raz i gdybym użył jej na nim, nie mógłbym sprowadzić cię z powrotem.
Oczy Harry’ego były rozszerzone, usta zmalały do małej, drżącej linii. Tak mocno ściskał krzesło, że Syriusz pomyślał, że może je złamać. Z pewnością było już dość stare i kruche.
- Nie chciałem jej na zawsze. – Każde słowo brzmiało, jakby jakaś wyrocznia wygłaszała przepowiednię, jakby Harry myślał, że wypowiada własny los przez wyznanie każdego słowa. – Voldemort nie powinien jej mieć. Ja też nie. Nikt nie powinien. Wiedziałem to. Ale jeśli pozwoliłaby mi odzyskać tą jedną rzecz, chciałem tego. Chciałem, żeby zasłona cię wykaszlała i wypluła z powrotem, a to oznaczało, że muszę tam być, by to zobaczyć. – Słowa nadchodziły coraz szybciej. I gdybym został, wyjąłbym różdżkę i próbował zabić Voldemorta, to byłbym ja, próbujący, chcący tego. Skąd bym wiedział, że to nie to miała na myśli moc? Jak miałem się dowiedzieć, że chcenie nie oznacza tego, co mówiła moc, jeśli o nią chodziło? Uciekłem. Uciekłem od tego. Dotarłem do zasłony i do ciebie. – Syriusz chciał wstać, chciał dotknąć Harry’ego, ale słowa były jak powódź, przyszpiliły go. – Żeby odzyskać jedyną rzecz, jakiej chciałem, jaka wykończyła tą pieprzoną moc. I pozwoliłem mu uciec, Syriuszu. Pozwoliłem… mu… uciec!
Ostatnie słowo rozbrzmiało w pokoju.
Żaden z nich się nie poruszył.
- I to nie w porządku i nie obchodzi mnie, bo zrobiłbym to jeszcze raz.
Nie uciekł. Ale kiedy Harry wyprostował się, odwrócił i wyszedł z pomieszczenia, Syriusz wiedział, że jego własne ciało nie podniesie się, nie poruszy, by złapać go, zanim wyjdzie.
^^^
Spędził zbyt wiele nocy u podnóża schodów, patrząc w kierunku sypialni Harry’ego, chcąc pójść tam i pomówić z nim, ale zawsze odwracał się.
Tego wieczora każdy krok, który stawiał do góry, wydawał się lżejszy. Niczym mistyczne wstąpienie w życie pozagrobowe albo w jego brak, wciąż nie mając dowodu.
Tylko dlatego, że nie pamiętał, nie oznaczało, że to lekceważył. Zapomnienie mogło być danym mu mechanizmem obronnym.
Zapukał. Odczekał chwilę ciszy, po czym pchnął drzwi.
W pokoju było ciemno, ale oświetlał je księżyc. Syriusz mógł zobaczyć, jak Harry leży na łóżku, ale był całkiem pewny, że nie spał, mimo że nie przemówił.
W pokoju było łóżko i było to szczęście, ponieważ Syriusz wiedział, że będzie musiał usiąść, by to powiedzieć. Podciągnął je bliżej łóżka i usiadł. Czekał, aż nie był pewny na podstawie oddechu, że Harry zdecydowanie nie śpi.
Tak naprawdę tego nie ćwiczył, ale pomyślał, że wie, co musi powiedzieć.
Syriusz odchylił się i zaczął mówić.
- Nie ma znaczenia to, czy inni sądzą, że zrobiłeś to, ponieważ nie chcesz być mordercą. To w porządku, niech myślą sobie szlachetniej, niż ci się wydaje, że na to zasługujesz. To nie dla ciebie; bardziej dla nich samych. Chcą sobie wyobrazić, że dokonaliby najszlachetniejszego wyboru, gdy zmierzyliby się z sytuacją taką, jak ta, żeby okleić ten pomysł wokół tego, co zrobiłeś i dzięki temu sami czują się lepiej.
Wyciągnął rękę, dotykając poduszki, ale nie do końca odważając się dotknąć samych czarnych włosów.
- W porządku, że chce się czegoś więcej. W porządku, że nie słucha się tego, co się powinno i nie można i wybiera, co się chce, na co się ma ochotę. I jestem ostatnią osobą, która by cię osądzała. Nie przez strach, że zostanę nazwany hipokrytą, ale ponieważ cieszę się, że wybrałeś, co wybrałeś. Nie byłem w stanie ci podziękować i to nie dlatego, że żałuję czegoś, ani jednej rzeczy, ale ponieważ nie umiem znaleźć słów. To niemożliwe znaleźć słowa. I tylko to chciałem powiedzieć. Kocham cię, Harry.
Wstał i wyszedł.
^^^
Też nie spał, gdy drzwi się otworzyły. On, jednak, nie próbował tego udawać.
Był przygotowany na wiele reakcji, od wściekłej deklaracji do chłopca płaczącego ze strachem o uścisk. Nie mógł zaprzeczyć, że miał nadzieję na to drugie, ale może Harry pomyślał, że jest teraz na to za stary.
Nie spodziewał się pocałunku.
Na tej twarzy były łzy, och, tak, ale dociśnięcie jej do jego piersi było najlepszym, czego pozwolił sobie się spodziewać. Albo to sobie wmawiał.
Nie spodziewał się posmakować łez pod własnymi ustami, dociśniętymi przez wargi dotykające jego, nie otwierające się, ani nie przylegające, nie doświadczone na tyle, by przejmować większą inicjatywę. Ale ręce znalazły się na jego ramionach, przenosząc się w jego włosy, a usta Harry’ego odsunęły się na tyle, by wyszeptał:
- Przepraszam. Przepraszam, że kocham cię tak mocno. Proszę, nie…
Nie dokończył. Wewnętrznie Syriusz uzupełnił możliwości. Nienawidź mnie? Wyganiaj mnie?
Pomyśl, że jesteś mi to winien za uratowanie życia. Ach, to byłby punkt zwrotny, prawda?
Ramię Syriusza prześlizgnęło się wokół talii Harry’ego, a drugie za jego szyję i pokazał mu, jak powinien wyglądać pocałunek. Usłyszał, że z gardła Harry’ego wyrywa się cichy dźwięk.
Rozpalił go.
Przestał się pytać, o co tutaj chodzi. Przestał się pytać, czy to dobre, czy to najlepsze, czy tylko chwilowa potrzeba rozmowy.
Poza tym, miał już odpowiedź na ostatnie pytanie.
Odsunął się na tyle, by zobaczyć twarz Harry’ego w słabym świetle wypełniającym pokój, przechodzącym przez okno z zewnętrznej latarni. To, co zobaczył, było głębsze niż potrzeba; zobaczył zaufanie i uderzyło to w jego wnętrze mocniej, niż jego własne podniecenie.
- Niech no na ciebie spojrzę. Minęły dwa lata… - wymamrotał, przypatrując się kościom i dołkom w policzkach oraz innym dowodom na dwuletnie postarzenie, które wyrwało Harry’ego z dzieciństwa. Było w nim wiele z Jamesa, a jednak Syriusz musiał wpaść na tą myśl, nie zwalczając jej, co ocaliło go od bagażu poczucia winy, które powodowałoby to działanie.
Syriusz czuł jednak wszystko, oprócz poczucia winy.
- To nie ma znaczenia – powiedział Harry, a jego głos miał chrypkę, która z całą siłą ściągnęła ciepło w ciało Syriusza. – Poczekałbym. Tylko to ma znaczenie.
Syriusz pocałował go ponownie, tym razem w kość policzkową, w kącik ust, a potem w brodę, czekając, by zobaczyć reakcję Harry’ego.
Kiedy Harry uniósł podbródek w górę, Syriusz wiedział, że prosił, by kontynuował, w dół jego szyi, a potem Syriusz wiedział, że już więcej nie musiał prosić.
Nie wiedział dzięki komu Harry krótko potem leżał na plecach, a Syriusz pochylał się nad nim, podciągając koszulkę w górę piersi Harry’ego, by móc zdjąć ją i zobaczyć więcej. Szczupły, ale miał również mięśnie; nic masywnego, ale określenie, które mógł sobie wyobrazić pochodziło z jego ciała pochylonego na całej długości pędzącej miotły z rozciągniętymi rękami do przodu. Widział ciemne sutki w mrocznym świetle, oba otoczone czarnymi lokami włosów i zaczął rozumieć, że choć męskie ciało przed nim było piękne w sposób, który tylko los mógł mu darować i które młodość mogło tylko spotęgować, wciąż było całkowicie, doskonale Harrym, bez względu na to, jak wyglądał, i jak był nie mniej piękny.
Co oznaczało, że wszystkie myśli, które mógł mieć o jego własnym mniej-niż-młodym ciele, jakakolwiek samoświadomość, zostały odrzucone. Harry chciał go dla niego i Syriusz nie mógł marnować czasu na bezużyteczne żale.
Nie. Żadnego więcej marnowania czasu.
Pod pościelą był nagi, co było jego zwyczajem od kiedy poznał przyjemność spania we własnym łóżku zamiast bycia ściganym. Harry wciąż nosił dół od piżamy, a linia czarnych kosmyków, która zaczynała się pod jego pępkiem wędrowała w dół jego pasa. Syriusz nie mógł wymyślić nic, co widziałby w ciągu roku i byłoby równie kuszące.
Pochylił się i pocałował pępek, zanurzając w nim język, słysząc syknięcie Harry’ego, a potem poczuł dłonie prześlizgujące się po jego włosach, nie odciągające go, och, zdecydowanie nie starające się go powstrzymać. Przez tkaninę mógł poczuć wybrzuszenie w miejscu genitaliów Harry’ego, członek już stwardniał i uniósł się pod jego brodą, przy jego gardle, gdy pieprzył językiem małe zagłębienie, testując tę drobną intymność jak najintensywniej mógł, ostatni raz musząc się upewnić, że ma więcej niż pozwolenie Harry’ego – nie miał nic oprócz pragnienia.
Czynność uchwycenia w talii piżamy i ściągnięcia ich w dół bioder Harry’ego w ułamku sekundy, jednocześnie obserwując, sprawił, że Syriusz był całkowicie twardy w ciągu kilku chwil, nie mówiąc już o Harrym. Kiedy w końcu odsłonił członek, którego końcówka błyszczała mokro w mrocznym świetle, wszystkie myśli na temat tego, co mógł zrobić, by powoli zadowolić Harry’ego, uciekły i wsadził nos we wspaniale piżmowe włosy, które otaczały jego podstawę, pociągając za nie zębami, oddychając zarówno przez nos i usta, by zaciągnąć się zapachem. Harry wciągnął oddech, jego dłonie wciąż były wplątane w jego włosy i wydał z siebie zapalczywe och, kiedy Syriusz polizał go od podstawy członka aż do czubka jednym, powolnym szlakiem.
- Och, kuźwa – westchnął Harry. – Ja zaraz… jeśli ty…
- Wiem – powiedział Syriusz, tuż przed powtórzeniem ruchu wzdłuż drugiej strony. – Chcę, żebyś doszedł.
- Jeszcze nie. Pozwól mi się najpierw dotknąć. Proszę. – Niemal sapał. Pierwszym odruchem Syriusza było ciągnięcie tego, co robił, ale pomysł Harry’ego, leżącego obok niego nagle wydawał się zbyt wspaniały, by się tego zrzec i wyślizgnął się spod pościeli, by ułożyć się wzdłuż boku Harry’ego z dłonią wciąż położoną na jego członku. Harry odwrócił twarz w jego stronę, dociskając swoje krocze do krocza Syriusza i pod wpływem impulsu Syriusz otworzył dłoń i wziął również własny członek w dłoń, dociskając dwie długości do siebie, a dłonie Harry’ego, dłużej nie będące w jego włosach, ale na ramionach Syriusza, ścisnęły go mocno. Sapał, jego członek pulsował w dłoni Syriusza i obok drugiego penisa. Syriusz wiedział, że żadna siła nie powstrzyma ich od tego ani chwili dłużej.
- Chwileczkę… chcę, żebyś to poczuł – zdołał powiedzieć Syriusz i odsunął biodra na tyle, by końce ich członków tylko się dotykały, a potem, najostrożniej jak potrafił, naciągnął na główkę swój własny napletek i pociągnął go, aż nie mógł objąć nim końcówkę wyeksponowanego członka Harry’ego, pocierając powoli. Dźwięk, jaki wydał z siebie Harry, był tego warty; sposób, w jaki jego palce wbiły się w ramiona Syriusza, podwójnie; drżenie prącia Harry’ego pod jego palcami i niemal bolesna siła jego wytrysku wewnątrz napletka Syriusza, nieporównywalna.
Syriusz był bliski dojścia, bardzo bliski, ale zdecydował zrezygnować z dalszym zajmowaniem się swoim własnym członkiem na rzecz trzymania wciąż drżącego Harry’ego tuż przy sobie. Nie sądził, że było coś więcej, co mogło przewyższyć orgazm pod względem wrażeń, ale jeśli już coś takiego było, to właśnie to było na tej liście.
Harry wciąż oddychał szybko, kiedy zapytał:
- Chcesz mnie pieprzyć?
Samo to pociągnęło Syriusza niemal do orgazmu.
- Chcę ci zrobić wszystko – warknął, natychmiast przesuwając swoje usta na wargi Harry’ego, ssąc, całując, gryząc. A Harry oddawał ssanie, pocałunki i gryzienie. Byli rozgorączkowani, gdy niemal wojowniczo zrzucili większość pościeli na ziemię w krótkim czasie, a Harry owinął rękę wokół członka Syriusza, jakby chciał go do siebie przyciągnąć.
Wtedy Harry powiedział:
- Potrzebujemy… czegoś do tego, prawda? Albo… albo czy jest jakieś zaklęcie?
- Jest jedno, ale jest Niewybaczalne – powiedział Syriusz przy jego uchu i nie potrafił się powstrzymać; wybuchnął śmiechem na własny żart, gdy Harry zadławił się przez oczywiste połączenie tego pomysłu i jego zakłopotania, które w jednej sekundzie go przejęło.
- Mógłbym… użyć moich ust, by… - powiedział Harry, kiedy wrócili do siebie.
- Nie. To nie wystarczy. – Zdecydowanie nie przy pierwszym razie, pomyślał Syriusz z gwałtowną opiekuńczością, która w ogóle go nie zaskoczyła.
Jednak Syriusz miał to, czego potrzebowali, a pozbył się już pozostałości po młodzieńczym zawstydzeniem tym, że ma to pod ręką i wkrótce Harry leżał na brzuchu. Pocałował bok jego twarzy, okrążając jego odbyt śliskim palcem.
- Wejdę powoli. Zaufaj mi, okej?
Oczy Harry’ego były zamknięte, policzek dociśnięty do poduszki tyłem dłoni, co było najbardziej idealnym obrazkiem zaufania, jakiej Syriusz nie mógł sobie wyobrazić. Jego palec wszedł, poruszając się powoli, aż nie poczuł pod nim węzła prostaty i usłyszał w odpowiedzi wykrzyczane „och” Harry’ego… Palec został zastąpiony dwoma, a Harry jęknął i przygryzł pięść, aż do chwili, gdy niepewność Syriusza, czy powinien kontynuować, została roztrzaskana przez jęki Harry’ego:
- Więcej… proszę…
Kiedy Harry’ego rozciągnęły trzy palce aż po kłykcie dłoni, Syriusz pozwolił swojemu członkowi wejść w obręcz z kciuka i małego palca tej dłoni, tak że gdy wyciągnął palce, jego członek był gotów, by natychmiast je zastąpić. Na dnie umysłu miał to, by sięgnąć pod biodra Harry’ego i zacisnąć palce wokół jego członka podczas penetracji, ale wstrzymywał swój orgazm tak długo, a to wymagało koncentracji, by upewnić się, że nie zrani Harry’ego. Ale chociaż kilka dźwięków, które wydał z siebie Harry mogły być bólem, żaden z nich nie brzmiał jak przestań, a więcej niż jeden był innym językiem dla tak.
W większości był nim otoczony; to wystarczyło, bardziej niż wystarczyło na pierwszy raz. Syriusz poddał się, chwycił biodra Harry’ego i pozwolił napięciu go ogarnąć, orgazm zalał go, a on krzyknął, wygiął się w łuk, starając się pozostać nieruchomo, gdy dochodził wewnątrz tyłka Harry’ego. Krzywizna łopatki Harry’ego i łuk jego szyi, otwarte w kształcie „O” usta i grzywka przysłaniająca oczy Harry’ego, sprawiały, że Syriusz nie mógł odwrócić oczu, nawet gdy fala orgazmu przebiegła przez niego, roztrzaskała go, sforsowała.
Po tym długo tulili się do siebie.
Potem, Harry uniósł głowę i spojrzał na Syriusza, który był wyciągnięty przy jego boku i który nie był w stanie powstrzymać się przed gładzeniem łopatek Harry’ego przez kilka minut.
- Co? – zapytał Harry.
- Miałem taką fantazję. – Zaczekał, po czym powiedział: – Że wciąż jestem martwy i jakiś anioł ulitował się nade mną i przybrał twoją formę, by pocieszyć mnie w zaświatach. Właśnie sprawdzałem, czy nie masz skrzydeł.
Parsknięcie.
- Pieprzyć skrzydła. Mam miotłę. Jakikolwiek anioł by cię chciał, kopnąłbym go w tyłek.
Dłoń Syriusza przesunęła się po ramieniu Harry’ego i przyciągnęła go bliżej.
- Harry – powiedział, uśmiechając się, – sądzę, że już to zrobiłeś.



poniedziałek, 20 listopada 2017

NDH - Rozdział 53


Ku jednoczesnemu zaskoczeniu i uldze Snape’a, reszta semestru przebiegła bez dodatkowych kryzysów, ataków czy śmierci. Nawet tradycyjne końcowo roczne żarty uczniów były jakoś stłumione, pewnie dlatego, że ci zwykle niestrudzeni uczniowie byli równie wyciśnięci z całego podniecenia końca roku. W rezultacie, pierwszy rok Harry’ego doszedł do wyjątkowo spokojnego zakończenia, choć dopiero, gdy Hogwart Express odjechał, Snape – i większość reszty kadry – w końcu odprężył się.
Parę niewielkich wątpliwości zaatakowało Harry’ego, gdy reszta pakowała swoje rzeczy i obawiał się, że, pomimo wszystkich wydarzeń, skończy z powrotem u Dursleyów. Ale obserwowanie, jak reszta uczniów wsiada do pociągu, podczas gdy on stał u boku Snape’a, w końcu przekonało go, że jego zaufanie nie jest błędne.
Harry pomachał wesoło do przyjaciół, czując raczej pewne uprzywilejowanie, że może zostać w zamku. Większość kadry wyjeżdżało na krótki odpoczynek – albo leczenie, jak słyszano mamrotanie Poppy – podczas gdy Snape przyznał, z grymasem, że razem z Harrym odwiedzą Blacka i Lupina w Szwajcarii.
Harry poradził sobie tak dobrze na zajęciach, że nie tylko uniknął skarcenia przez tatę, ale nawet zarobił sobie na wyjście do lodziarni Fortescue's, nagrodę, przez którą uścisnął się z zachwytu. Był szczęśliwy, że ma czas sam na sam ze swoim ojcem, po tym, jak przez ostatnie tygodnie Mistrz Eliksirów był zbyt zajęty egzaminami i ocenami. Snape również wyjaśnił, że Harry spędzi kilka tygodni z Weasleyami pod koniec lata, zanim dołączy do niego w Hogwarcie. Mówiąc ogólnie, Harry nie mógł sobie wyobrazić lepszych wakacji.
Snape z drugiej strony był bardziej niż nieco zrzędliwy z powodu tego, co go czeka. Zamiast miłych, spokojnych, wolnych od dzieci wakacji spędzonych na warzeniu, musiał z Dumbledorem, McGonagal i Flitwickiem rozważyć wszystkie szczegóły administracyjne na następny rok, upewnić się, że kundel i wilkołak są dobrze przygotowani na swoje nowe role w Hogwarcie, nauczać bachora obrony i eliksirów i upewnić się, że ich obłąkany skrzat domowy nie wyrządzi jakiejś dodatkowej psoty.
Mimo to, musiał przyznać, że podróż do Szwajcarii była raczej interesującą perspektywą, gdy tylko zorganizował ponowne spotkanie z Brunhildą…
Syriusz i Remus, zgodnie z oczekiwaniami, byli zachwyceni, widząc Harry’ego i chłopiec został niemal uduszony przez ich uściski.
- Przebrnąłeś przez pierwszy rok! – powiedział z dumą Remus. – A Severus powiedział nam, że twoje oceny były wspaniałe!
- Zdaje mi się, że powiedziałem, że są odpowiednie – poprawił ostro Snape. Nigdy nie pozwoliłby bachorowi się pysznić.
Remus mrugnął do Harry’ego.
- Prawda. A wszyscy wiemy, że odpowiednie dla twoich standardów oznacza wspaniałe dla kogokolwiek innego.
Harry roześmiał się, gdy Snape skrzywił.
- To było łatwe dzięki tej całej pomocy i nauczaniu, które zorganizował dla mnie tata – wyjaśnił. – Na większości lekcji, wyprzedzałem klasę i nawet eliksiry nie były tak trudne, gdy przez większość wieczorów tata pozwalał nam pomagać mu przygotowywać składniki.
Syriusz wyszczerzył się do Snape’a.
- Brzmi to tak, jakbyś dorobił się całej armii chętnych niewolników, Snape!
Mistrz Eliksirów robił wszystko, by wyglądać obojętnie.
- Niektórzy nauczyciele są w stanie uczynić temat na tyle interesującym, żeby przyciągnąć uwagę uczniów poza zajęciami.
- Będziemy musieli zapamiętać to i robić wszystko, co w naszej mocy, by to naśladować – wtrącił Remus, wymieniając psotne spojrzenie z Syriuszem.
- Co masz na myśli, Luni? – zapytał z ciekawością Harry.
Dwójka Huncwotów spojrzała na Snape’a, który wzruszył z irytacją ramionami. Naprawdę nie mógł mieć nadziei, by trzymać to przed bachorem w sekrecie dłużej.
- Twoi ojcowie chrzestni – ogłosił, – będą uczyć w Hogwarcie w następnym roku.
Szczęka Harry’ego opadła.
- Naprawdę? – sapnął z uciechą. – WSPANIALE!
- Hmf. – Snape prychnął, gdy pozostali mężczyźni uśmiechnęli się szeroko na oczywistą radość Harry’ego.
- Tak! Więc będziesz musiał mnie nazywać „profesorem”! – droczył się z Harrym Syriusz, ignorując wyraz bólu, przebiegający przez oblicze Snape’a na tą myśl.
- Tak jest, „sir” – odparował Harry. – Ale ty będziesz musiał się do tego przyzwyczaić i nie rozglądać się dookoła, by zobaczyć, do kogo mówię! – Potem przerwał, gdy uderzyła w niego pewna myśl. – Ale czego będziecie uczyć?
- Dyrektor i profesor McGonagall będą na urlopie – przerwał Snape. – Dyrektor będzie musiał wziąć wolne, by odzyskać siły po ekscytujących zdarzeniach z tego roku – on już nie jest młodzikiem – a profesor McGonagall będzie się nim opiekować, jednocześnie samej kontynuując swoje badania.
Harry zmarszczył brwi.
- Profesorowi Dumbledore’owi nic nie jest, prawda? – zapytał ze zmartwieniem.
- Nic a nic, Potter. Jest tylko nieco zmęczony – uspokoił go raźnie Snape. – Ale po ich odejściu, będziemy potrzebowali jakiś tymczasowych nauczycieli, by zastąpić ich na okres semestru lub dwóch, gdy ich nie będzie.
- Będę uczył OPCM-u i służył jako Opiekun Domu Gryffindor – powiedział Remus Harry’emu. – Więc żadnego wymykania się po godzinie policyjnej, panie Potter! – burknął z udawaną powagą.
Harry zachichotał z zachwytem.
- To wspaniałe! A ty, Łapo? Czego ty będziesz uczył?
- Transmutacji! – wykrzyknął Syriusz, szczerząc się. – Jeśli do końca roku nie będziemy mieli dwóch całkiem przemienionych – i niezarejestrowanych – animagów, zjem swoje buty!
- Już pewnie je obgryzłeś, kundlu – burknął Snape pod nosem.
- Oooch, będzie super! – Harry był podekscytowany.
- Tak, pomyśl o dodatkowych zajęciach, które dla ciebie przygotuję, nie wspominając o tym, że teraz będziesz miał w szkole trzech dorosłych, którzy powstrzymają cię od psot – powiedział mu Snape jedwabistym tonem.
To skutecznie przebiło entuzjazm Harry’ego, gdy z opóźnieniem uświadomił sobie, że przynajmniej Remus będzie o wiele mniej pobłażliwym profesorem niż jego ojciec chrzestny.
- Nie będziecie dawać mi szlabanów, prawda? – zapytał niespokojnie.
- Wolisz po prostu, żebyśmy zwracali się do twojego taty po karę dla ciebie? – zapytał rozbawiony Remus.
Harry potrząsnął gwałtownie głową.
- Ale nie będziecie używać tego specjalnego pióra, prawda? Tylko zwykłe linijki albo esej, albo takie inne?
Snape uszczypnął grzbiet nosa. Teraz to będzie.
- Jakie specjalne pióro, Harry? – zapytał tępo Syriusz.
Powstała eksplozja nie pozostawiła wątpliwości, że ktoś miałby użyć Krwawego Pióra i dopiero po wielokrotnym przejrzeniu dłoni Harry’ego, by upewnić się, że naprawdę nie ma na niej blizn, Syriusz niechętnie pozwolił, by Harry nie był izolowany w Szwajcarii i prywatnie uczony.
- Jakiego rodzaju pieprzonym psycholem jest Dumbledore, że na to pozwolił? – zapytał z irytacją Snape’a. – Jak mógł pozwolić komuś na użycie cholernego narzędzia tortur?
Snape przewrócił oczami.
- Zatrudnił pohańbionych olbrzymów, byłego śmierciożercę i charłaków, nie wspominając o osobie, opanowanej przez samego Czarnego Pana. Dla porównania, Umbridge była niemal normalna.
Syriusz prychnął.
- Dobrze, że ta dziwka zniknęła albo pokazałbym jej kilka rzeczy, które moja szalona kuzynka Bella robiła kiedyś skrzatom.
Remus zerknął na Snape’a zwężonymi oczami.
- Jesteś pewny, że to się nie powtórzy?
- Całkowicie – powiedział Snape z  wymownym spojrzeniem. Nie chciał mówić wiele, zwłaszcza przed chłopcem na kanapie , którego oczy były rozszerzone i słuchał on gorliwie, jak Syriusz wścieka się i przeklina.
- Może to dobrze, że Albus rezygnuje z kontroli, przynajmniej na razie – skomentował Remus, potrząsając głową.
Reszta wizyty była mniej ekscytująca i, dla Harry’ego, mniej pouczająca, ponieważ Remus baczniej uważał na język Syriusza, ostrzegając, że były auror musi przyzwyczaić się do uważania na słowa w przygotowaniu do nowej roli nauczyciela. Mimo to, Harry był zadowolony, że pojedynczy wybuch Syriusza dostarczył mu przynajmniej pół tuzina nowych wyrażeń, których mógł nauczyć innych chłopców, gdy wrócą do szkoły.
Snape spędził kilka popołudni fiukając, by odwiedzić Brunhildę w Bazylei. (Ursula i Syriusz, jak się spodziewał, dawno temu się rozeszli.) Ku uciesze Harry’ego, przy kilku takich okazjach towarzyszył Snape’owi i również dołączyli do nich chrześniak Brunhildy – Jonah i jego młodszy brat – Seth.
Harry był przyzwyczajony do bycia najmłodszym i najmniejszym, więc miło było być tym „dużym chłopcem” dla odmiany, szanowanym przez dziewięcioletniego Jonah i siedmioletniego Setha i wziął tę rolę na serio, ku wielkim rozbawieniu Brunhildy i Snape’a.
- Jesteś pewny, że potrafisz? – zapytał po raz szósty tego popołudnia w parku miotlarskim. Brunhilda i Snape rozmawiali na pobliskiej ławce, podczas gdy chłopcy ćwiczyli na swoich miotłach i z zabawkowym zniczem. Harry już zademonstrował kilka ruchów, których używał podczas szkolnego sezonu Quidditcha i naturalnie Jonah i Seth szalenie chcieli tego spróbować.
- Tak, Harry! Wiem, że potrafię! – obiecał Seth z błyszczącymi oczami.
Harry spojrzał na niego z wątpliwością.
- No, nie wiem… Strasznie łatwo jest spaść – ostrzegł.
- Och, daj spokój, Harry. Powiedział, że potrafi – poparł brata Jonah, ku niewiarygodnej radości Setha. Zwykle Jonah ignorował go w tradycyjny sposób, w jaki starsi bracia robili to na całym świecie i podekscytowało go to, że słyszy w głosie brata zaufanie i to przed samym Chłopcem, Który Przeżył.
- Przysięgam, że dam radę! – Seth był bardziej zdeterminowany niż kiedykolwiek, by pokazać starszym chłopcom, że mógł wykonać Zwód.
- No, dobrze… - Harry podał mu miotłę, ponieważ ta od Setha wciąż była bezpiecznie zaczarowana, by trzymać się blisko ziemi.
Seth świetnie poradził sobie z instrukcjami Harry’ego, ale szybkość miotły w połączeniu z małą wagą Setha spowodowały siłę odśrodkową zbyt dużą dla siedmiolatka. Seth zdał sobie sprawę, że ma kłopoty zaledwie kilka sekund przed tym, jak stracił przyczepność, a wszystkie jego gwałtowne wysiłki, by zwolnić miotłę, poszły na nic. Spadł z przeraźliwym krzykiem przerażenia.
Wystrzeliły dwa groty energii i złapały go w powietrzu, po czym spuściły łagodnie na ziemię. Seth z ulgą osunął się na kolana, walcząc z łzami. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było jeszcze większe zhańbienie się. Spanikowani Harry i Jonah podbiegli do niego, podczas gdy Snape i Brunhilda, z wciąż wyjętymi różdżkami, byli tylko krok za nimi.
- Wszystko w porządku?
- Zraniłeś się?
- Co się stało?
Ku wielkiemu przerażeniu Setha, Brunhilda zgniotła go w mocnym uścisku, podczas gdy wściekły Snape przesłuchiwał starszych chłopców.
- Harry Jamesie Potterze! Coś ty sobie myślał? – zbeształ go ze złością Snape, gdy tylko opowiedziano mu całą historię. – Dałeś miotłę wyścigową siedmiolatkowi?
Harry skręcił się w udręce zażenowania i wstydu. Złe już było to, że został skrytykowany przed innymi, ale nawet gorsza była wiedza, że na to zasłużył. Seth mógł zginąć!
- To nie była jego wina! – zaprotestował Jonah. – Seth powiedział, że potrafi! – Posłał gniewne spojrzenie na brata, który wciąż był badany przez Brunhildę. Siedmiolatek skulił się, jeszcze bardziej zażenowany niż Harry.
- To prawda! – przemówił Seth. – To nie była wina Harry’ego.
- Głupi mali chłopcy składają różne błędne zażalenia – powiedział chłodno Snape, omiatając całą trójkę ciemnym, groźnym spojrzeniem. – Spodziewałem się, że ty będziesz miał na tyle rozumu, by to zrozumieć – powiedział surowo Harry’emu.
- Przepraszam – Harry przełknął ciężko. On też się tego spodziewał. Myślał, że jego serce się zatrzyma, kiedy Seth spadł z miotły.
- Nie ma żadnych urazów – poza moimi nerwami – powiedziała radośnie Brunhilda, zbliżając się z Sethem. – Ale myślę, że na dzisiaj koniec latania.
- W rzeczy samej! – warknął Snape, zmniejszając wszystkie trzy miotły i wkładając je do kieszeni.
- Przepraszam – mruknął Seth, patrząc na ziemię, by nie musieć widzieć zirytowanego spojrzenia brata.
Harry położył mu rękę na ramieniu.
- W porządku. Powinienem był bardziej pomyśleć – przyznał.
Jonah prychnął z rozdrażnieniem i odwrócił wzrok, ale Seth poczuł się nieco lepiej. Przynajmniej Harry go nie nienawidził.
- Co możemy teraz robić, jeśli nie latać? – zapytał Jonah nieco ponuro.
Harry spojrzał na tatę. Z pewnością nie musieli wychodzić?
- Myślę, że powinniśmy zjeść nieco lodów, by wyleczyć się z szoku – powiedziała stanowczo Brunhilda. – Lecznicza czekolada, tak?
Chłopcy natychmiast doszli do siebie.
- Idźcie znaleźć nam stolik, a my pójdziemy po smakołyki – pouczyła, łapiąc za ramię Snape’a. – Jeśli nie będziecie siedzieć cicho, kiedy wrócimy, sami zjemy całe lody! – zagroziła.
Seth i Jonah roześmieli się i nawet Harry musiał się szeroko uśmiechnąć. Co więcej, nawet jego tata stracił swoje zrzędliwe spojrzenie i spojrzał na Brunhildę z niemal łagodnym wyrazem twarzy.
- Jesteś o wiele zbyt pobłażliwa – sprzeciwił się jej Snape, ale jasne było, że wewnętrznie się ze sobą nie zgadzał.
Odciągnęła zwykle srogiego mężczyznę i chłopcy, nie chcąc ryzykować utraty swoich lodów, pobiegli znaleźć pusty stolik. W parku było wiele rodzin, ale w końcu znaleźli pusty stół na skraju pobliskiego lasku.
- Tu – zawołał Jonah do reszty. Harry i Seth podbiegli, ale Seth natychmiast potknął się o korzeń drzewa i upadł.
- W porządku? – Harry zatrzymał się, by sprawdzić, co z młodszym chłopcem.
- Musisz patrzeć, gdzie idziesz – skarcił go Jonah, mimo to pomógł bratu wstać.
Seth wyrwał się, rumieniąc.
- Nic mi nie jest!
Jonah przewrócił oczami i wskazał na odrapane kolana chłopca.
- Tak, tak bardzo nic ci nie jest, że krwawisz – warknął. – Daj mi swoją chusteczkę to pójdę do fontanny i zmoczę ją, żeby wyczyścić to, zanim Brunhilda zobaczy.
- Sam to zrobię – zaprotestował Seth, ale Jonah tylko pchnął go na ławkę piknikowego stołu i odbiegł.
Seth skulił ramiona i wykrzywił się okropnie w kierunku stołu.
- Nie jestem dzieckiem! – mruknął. – Mogłem zrobić to sam. Nie potrzebuję niczyjej pomocy!
Harry usiadł obok niego i poklepał go ze współczuciem po ramieniu.
- Wiem, że mogłeś – zapewnił drugiego chłopca, – ale czasem dobrze jest pozwolić innym sobie pomóc. Wiesz, przez długi czas, musiałem wszystko robić sam, bo nie było nikogo, kto chciałby mi pomóc.
Oczy Setha rozszerzyły się i zapomniał tym, że miał się dąsać.
- Ale jesteś chłopcem, który przeżył! Jesteś sławny… wszyscy muszą chcieć ci pomagać!
Harry roześmiał się bez humoru.
- Nie jestem sławny w mugolskim świecie, a moi… ludzie, z którymi mieszkałem, nie lubili mnie ani trochę. Więc musiałem się nauczyć robić wszystko samemu i nie polegać na niczyjej pomocy. – Spojrzał na młodszego chłopca. – Teraz mam tatę i czasami nie pozwala mi robić wielu rzeczy, które wiem, że potrafię zrobić. Mówi, że jestem zbyt młody albo że jest to zbyt niebezpieczne albo cokolwiek innego. – Seth skinął głową. On też tak miał. – Ale wiesz, tak bardzo, jak czasami mnie to złości, wciąż jest dużo lepiej, gdy ma się ludzi, którzy się o ciebie troszczą i chcą cię chronić i pomagać w różnych sprawach. Tak pokazują, jak bardzo cię kochają, tak?
- Ta-ak – powiedział powoli Seth.
- Czasami trudno jest pozwolić komuś innemu pomóc, zwłaszcza, jeśli jest się przyzwyczajonym nie ufać nikomu albo nie dopuszczać nikogo do siebie – kontynuował Harry, bardziej do siebie niż do Setha, – ale to naprawdę dobre uczucie, gdy się to zrobi, kiedy pozwoli się innym ludziom zaopiekować sobą. Ponieważ, choć nie znoszę przyznawać tego mojemu tacie, naprawdę nie jesteśmy na tyle duzi, by sami o siebie dbać i miło jest, kiedy już się tego nie musi robić. Musisz pozwolić innym na pomoc i nie trzymać cały czas pewnych rzeczy w sobie albo próbować naprawić coś samemu. Jeśli tak zrobisz, najprawdopodobniej wszystko zepsujesz i sprawisz, że inni ludzie też będą się źle czuć. Znaczy, Jonah nie poszedłby po wodę, gdyby naprawdę nie chciał, żebyś poczuł się lepiej, prawda?
Seth uśmiechnął się krzywo.
- Chyba nie – przyznał. – A moje kolana naprawdę pieką.
- Woda pomoże, a gdy zmyjemy krew, może nikt nie zauważy, aż nie skończymy lodów – uśmiechnął się szeroko Harry.
- Mam. – Jonah właśnie wrócił i pochylił się, by obmyć kolana Setha. Był nieco zaskoczony, kiedy jego brat nie zaprotestował ani nie próbował go kopnąć, tylko pozostał nieruchomo.
- Dzięki – powiedział cicho Seth. – To pomaga.
Jonah zamrugał ze zdumieniem.
- Nie ma za co – zdołał powiedzieć. – Jestem twoim starszym bratem; powinienem ci pomagać, wiesz?
Seth uśmiechnął się, choć nie uniósł głowy.
- Dobrze, że wasza matka chrzestna nie jest zbyt gderliwa – powiedział Harry, gdy usiedli i czekali na lody. – Nie sądzę, że mój tata pozwoliłby nam na słodycz, gdyby nie ona.
- Twój tata jest dość surowy – zauważył Jonah.
- Tak, naprawdę poważnie traktuje sprawy związane z bezpieczeństwem – przyznał Harry. – Naprawdę nic ci nie jest, prawda? – zapytał Setha.
Najmłodszy skinął głową.
- Byłem tylko trochę przestraszony – przyznał, rumieniąc się. – Znaczy, wtedy, gdy spadłem.
- Żartujesz? Myślałem, że upadnę, gdy to się stało! Nie sądzę, że byłem tak przestraszony nawet wtedy, gdy widziałem samego Voldemorta! – wykrzyknął Harry.
- Naprawdę? – Oczy Setha rozszerzyły się.
- Tak, a twój brat chwycił mnie za ramię tak mocno, że chyba zostały mi siniaki – dodał Harry, ku przerażeniu Jonah.
Seth odwrócił twarz ku bratu.
- Naprawdę? Też się martwiłeś?
Jonah wymyślnie wzruszył ramionami.
- Cóż, znaczy, przyzwyczaiłem się do ciebie, wiesz? Byłoby… dziwnie… gdyby coś ci się stało. To wszystko.
Seth rozpromienił się. To było najbardziej ckliwe oświadczenie, jakie otrzymał od brata oraz deklaracja, że też się przestraszył. Nagle Seth przestał się czuć aż tak dziecinnie.
- Co ja ci mówiłem, Igor? – Przemówił dziwny głos od strony lasu, zaskakując chłopców. – To jest Harry Potter i jest całkiem sam. Żadnych aurorów w pobliżu.
Dzieci okręciły się i dostrzegły dwóch mężczyzn, stojących przy stole, patrzących na Harry’ego ze złym błyskiem w oczach.
- Jak myślisz, ile jest wart? Carrowowie chcieliby mieć go w swoich rękach.
- Żywego czy martwego? – odpowiedział drugi mężczyzna ze swobodą, która wysłała dreszcz wzdłuż kręgosłupa Harry’ego. – Znaczy, dużo łatwiej będzie go przetransportować martwego.
- Biegnijcie po pomoc – syknął Harry do dwóch chłopców, stając między nimi a mężczyznami. Potrząsnął nadgarstkiem i poczuł się nieco lepiej, gdy różdżka wleciała w jego dłoń z kabury. Wiedział, że nie powinien używać magii przez wakacje, ale podejrzewał, że jego tata nie miałby nic przeciwko w tych okolicznościach.
- Och, spójrz, Igor. Mały bachor myśli, że jest duży i chce walczyć – zadrwił pierwszy.
- Jak powiedziałem, łatwiej otwarcie go zabić.
To go przekonało. Harry przypomniał sobie, co profesor Flitwick mówił mu o walce w większymi przeciwnikami i posłał oszałamiacz w drugiego mężczyznę, po czym rzucił szybkie Protego, kiedy pierwszy się zemścił. Drugi mężczyzna pochylił się i chwycił ramię Harry’ego z różdżką, po czym krzyknął zaskoczony, gdy Jonah uderzył go w brzuch.
- Zostaw go! – wrzasnął Jonah, uderzając czarodzieja pięściami i stopami.
Tymczasem pierwszy mężczyzna wymówił zaklęcie lewitujące na ławkę obok Harry’ego i użył ją, by powalić go.
Harry z trudem podniósł się na nogi, jednak dostrzegł, że jego ramię znajduje się w żelaznym uścisku, podczas gdy jego druga zaciska się na jego ustach, uniemożliwiając mu krzyk o pomoc.
- Chodź! Mam go! Idziemy! – krzyknął agresor do drugiego czarodzieja, pociągając Harry’ego w stronę lasu. – Wyjmij świstoklik!
- Tylko sekunda – burknął drugi mężczyzna. Trzymał Jonah za kark i odsunął pięść w przygotowaniu do uderzenia walczącego chłopca.
- ZOSTAW JONAH W SPOKOJU! – krzyknął Seth i nagły wybuch czystego,  białego światła wstrząsnął ziemią.
Kiedy ich wzrok wrócił do normy, Harry i Jonah odkryli, że są po drugiej stronie przewróconego stołu piknikowego, tuż obok trzęsącego się Setha, podczas gdy dwaj napastnicy byli zgniecieni, nieprzytomni u podstawy pobliskich drzew. Zerwane gałęzie wykazywały niemy dowód, że mężczyźni zostali ciśnięci w drzewa z niewiarygodną siłą.
Drugi raz tego popołudnia nadbiegli całkiem bladzi Snape i Brunhilda.
- Co się stało? – sapnęła kobieta.
- Próbowali porwać Harry’ego! – wydyszał Jonah, podczas gdy Seth powiedział:
- Zamierzał uderzyć Jonah! – i wybuchnął płaczem.
Snape nie czekał na wyjaśnienia i użył różdżki, by związać dwóch czarodziei.
- Nie mogliśmy was znaleźć – powiedział do Harry’ego, gdy upewnił się, że zagrożenie zostało zneutralizowane. – Musieli użyć na waszą trójkę zaklęcia Kameleona. Póki nie zostało złamane, nie zdawaliśmy sobie sprawy, co się dzieje. Nic ci nie jest?
Harry skinął drżąco głową.
- Mówili, że zabiorą mnie i wyślą do Sparrowów*, i starali się zdecydować, czy zabić mnie najpierw, czy nie. Powiedziałem chłopakom, żeby uciekali i starałem się chronić, ale Jonah przyszedł z pomocą, a potem jeden z nich go złapał i drugi złapał mnie, a potem Seth uratował nas obu.
- Ciii, wszystko w porządku – Brunhilda uspokajała najmłodszego, który wciąż szlochał. – Nikomu nic nie jest.
- Tak, Seth. Dlaczego płaczesz? Uratowałeś mnie i Harry’ego – powiedział Jonah tonem niezwykłego szacunku, klepiąc brata po ramieniu.
Seth pociągnął na nosie i uniósł wzrok.
- Tak?
- Tak! – zgodził się Harry. – Spójrz… pokonałeś ich obu.
Seth wytarł oczy i zaczął się uśmiechać.
- Ja to zrobiłem?
- To był jeden z najpotężniejszych wybuchów niekontrolowanej magii, jaki wydziałam – powiedziała Brunhilda, przytulając go.
Seth otarł twarz i wyślizgnął się z uścisku. Nie chciał, żeby pozostali chłopcy myśleli, że potrzebuje rozpieszczania!
- To, jak twój brat nas uratował, było całkiem odjazdowe – powiedział Harry do Jonah, podczas gdy Seth przyglądał się dwóm nieprzytomnym mężczyznom, teraz bezpiecznie związanym. – Znaczy, tak naprawdę chronił ciebie.
Jonah spojrzał na młodszego brata z nowoodkrytym uznaniem.
- Tak. Naprawdę, nie jest taki zły.
Seth złapał aprobatę i uśmiechnął się szeroko. Ten dzień zmieniał się w najlepszy w jego życiu! Nieczęsto jego bardziej podziwiany starszy brat raczył zauważyć jego istnienie, nie mówiąc o korzystnym skomentowaniu go, a teraz nawet zdołał zaimponować Harry’emu Potterowi!
Snape zabrał trójkę chłopców z powrotem do bardzo strzeżonego domu Syriusza i Remusa, podczas gdy Brunhilda wezwała władze i wyjaśniła, co się stało. Dorośli zgodzili się, że lepiej będzie, gdy obywatelka Szwajcarii złoży skargę, podczas gdy Snape był w lepszej pozycji, by bronić dzieci, gdyby nastąpił kolejny atak.
Remus i Syriusz byli w zrozumiały sposób przerażeni na bliskie spóźnienie i zgodzili się zabrać chłopców na mugolski film, kiedy przybyły władze, by pomówić ze Snapem. Nawet Snape musiał przyznać, że sam Czarny Pan musiałby się pojawić, by wyrwać Harry’ego i resztę z rąk rozwścieczonego wilkołaka i byłego aurora, a teraz byli na ich ziemiach i raczej mało prawdopodobne, że większość śmierciożerców w ogóle pomyślałoby, żeby szukać Harry’ego na terenie mugoli.
W końcu, po całej papierkowej robocie i gdy dwóch niedoszłych porywaczy zostało dopuszczonych do procesu, Brunhilda i Snape opadli na kanapę.
- Czy to często zdarza się tobie i Harry’emu? – zapytała zwykle opanowana czarownica tonem przerażenia.
- Częściej niż bym chciał – przyznał Snape. – Może następnym razem ty z chłopcami powinniście odwiedzić nas w Hogwarcie, gdzie osłony są jednymi z najsilniejszych na świcie. Chyba że – dodał, odwracając wzrok, – wolisz już nam nie towarzyszyć.
Brunhilda uśmiechnęła się i sięgnęła po niego.
- Skoro chłopcy są daleko, pozwól mi cię uspokoić.
^^^
Po tym doświadczeniu, Snape, Black i Lupin zdecydowali, że lepiej jak najszybciej wrócić do Hogwartu. Harry nie miał nic przeciwko. Świetnie bawił się w Szwajcarii, ale nie umiał się doczekać, aż jego ojciec chrzestny zamieszka w zamku i będzie mogła rozpocząć się wojna na żarty.
Jedynym problemem, z jakim zmierzyli się mężczyźni było to, co zrobić z Dursleyami. Trudno będzie Huncwotom wciąż prześladować mugoli, gdy tylko uczniowie wrócą do Hogwartu i ostatniego wieczora przed powrotem Harry’ego i Severusa do zamku, mężczyźni zostali do późna, starając się zdecydować, co zrobić.
Rozważyli świstokliki, wielosokowy i pelerynę niewidkę Harry’ego i odrzucili je, a potem Syriusz zaczął się szczerzyć.
- Mam! – wykrzyknął.
- Co masz? – zapytał z irytacją Snape. – Pchły?
- Idealne rozwiązanie naszego problemu – zapewnił go nonszalancko Syriusz. – Co jeśli razem z Lunatykiem oddalibyśmy nasze zadanie komuś innemu?
Mistrz Eliksirów przewrócił oczami na ten kolejny przykład idiotyzmu Blacka.
- A co jeśli ta osoba zdradzi nas władzom? Albo zacznie współczuć „biednym mugolątkom”? Co wtedy?
- Mogę zagwarantować, że to się nie stanie – wyszczerzył się Syriusz. – Stworek!
Ku zaskoczeniu Snape’a, pojawił się przy nich mały, odrażający skrzat.
- Czego teraz żąda okropny, nikczemny, odrażający mistrz Zdrajca Krwi? – zapytał Syriusza tonem całkowitego wstrętu.
- Powiedziałem ci, że masz mnie tak nie nazywać! – wykrzyknął zirytowany Syriusz.
Stworzenie zaśmiało się szyderczo.
- Tak, mistrzu Zdrajco Krwi.
Black wyglądał, jakby go kusiło, by kopnąć skrzata w ścianę, ale ostrzegawczy dźwięk od strony Lunatyka powstrzymał go i przywołał go do zadania.
- Stworku – zaczął, skupiając się na tym, by jego ton był inteligentny i rozochocony, – mam dla ciebie zadanie.
Skrzat splunął na bok, ledwo mijając stopę Snape’a.
- A co Stworek może zrobić dla podłego mistrza Zdrajcy Krwi i jego bezużytecznych, głupich przyjaciół?
- Co ty na to, żebyś poszedł torturować dla mnie mugolską rodzinę? – zapytał nęcąco Syriusz.
Stworek zamrugał zszokowany.
- Czy mistrz Zdrajca Krwi w końcu ujrzał światło i naprawił swoje niegodziwe zachowanie? Och, pani będzie tak zadowolona! – Mały skrzat przerwał z uśmiechem, który był nawet bardziej przerażający niż jego krzywienie. – Tak, Stworek z chęcią będzie torturować mugoli! Jak miło ze strony mistrza, że pomyślał o Stworku! Co Stworek może zrobić, by podziękować mistrzowi?
- Posłuchaj, to tylko jedna rodzina – ostrzegł Syriusz. – Nie będziesz torturował żadnych innych mugoli… przynajmniej nie do czasu, aż nie udowodnisz, że dobrze sobie radzisz. Zrozumiano?
Stworek pokiwał gorączkowo głową, przypominając oszołomionemu Snape’owi (bardziej) obłąkanego Zgredka.
- Tak, mistrzu. Tak, tak, tak! Stworek rozumie! Stworek dobrze się sprawi! Stworkowi można ufać, że będzie za mistrza torturować paskudnych mugoli!
- Dobrze – Black rozsiadł się z zadowolonym westchnięciem. – Sam ich torturowałem przez te miesiące i zrobiłem się nieco zmęczony.
- Och, Stworek może pomóc! – obiecał szybko stary skrzat. – Stworek jest bardzo, bardzo dumny z mistrza! Mistrz torturował mugoli od miesięcy, a zły, wstrętny Stworek wciąż pluł mu do drinków i nazywał go Zdrajcą Krwi. Zły, zły Stworek!
- Tak, no to idź przynieść nam ognistej whiskey, ale tym razem żadnego plucia! – pouczył go Black.
- Och, nie, mistrzu! Żadnego więcej plucia! A potem czy mistrz powie Stworkowi wszystko o tych złych mugolach i o tym, co mistrz chciałby, żeby Stworek im robił?
- Tak przypuszczam… - pozwolił Black, i ze skowytem radości, skrzat domowy zniknął.
- Pluł ci do jedzenia? – zapytał Snape, czując mdłości.
Black wzruszył ramionami.
- Tylko po tym, jak próbował mnie otruć. Choć to szybko odkryliśmy – to jedna z zalet posiadania współlokatora z nadnaturalnym węchem – skinął na Remusa, który machnął skromnie ręką. – Więc, jakieś pytania?
Snape musiał przyznać, że to wydawało się rozwiązać problem.
- Dobra. I dołączycie do nas w Hogwarcie za kilka tygodni?
Oboje skinęli głowami.
- Nic wam nie będzie do tego czasu? – zapytał Remus. – Jasne jest, że śmierciożercy wciąż chcą schwytać Harry’ego.
- Zacznę z chłopcem letnie zajęcia, gdy tylko wrócimy. Będzie zbyt zajęty, żeby się martwić.
Syriusz zadrżał.
- Letnie zajęcia! Naprawdę jesteś draniem, Snape!
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się ironicznie z dumą. Wciąż miał w sobie to coś.

CDN



* W oryginale: „They were saying they were going to take me away and sell me to some sparrows…” ale jako że nie da się przetłumaczyć tej „gry słów”, bo  sprrow to wróbel, więc uznałam, że Harry musiał oglądać choć jedną część Piratów z Karaibów XD Tym sposobem mamy podobieństwo do nazwiska Carrow, a i charakterystyczne dla Harry’ego przekręcenie wyrazu ;)