Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 18 grudnia 2021

PoO - Rozdział 1 – Pierwszy krok

Harry James Potter był sfrustrowany, co było zrozumiałe dla kogoś, kto miał niemal siedemnaście lat, ale nie z powodu, dlaczego większość nastolatków było sfrustrowanych. Zamiast martwić się o przyjaciół, randki i letnią pracę domową, Harry obecnie przeszukiwał swój dom wraz ze swoimi opiekunami i był sfrustrowany, ponieważ nie przestawali się oni sprzeczać. Życie Harry’ego Pottera nigdy nie dałoby się określić słowem „normalne”. Ostatnie sześć lat zdecydowanie takie nie było, jednak Harry nie zamieniłby tego czasu na nic innego w świecie.

W tym czasie dowiedział się, że magia rzeczywiście istnieje i że jest czarodziejem, który ma chodzić do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Żeby go jeszcze bardziej zszokować, Harry dowiedział się również, że był chłopcem, który przeżył, jedyną osobą, która przeżyła klątwę Avada Kedavra, która miała go zabić, gdy miał zaledwie rok. Jego rodzice zginęli tamtej halloweenowej nocy, przez co został sierotą, którą wychowywali jego niemagiczne (mugolskie) wujostwo.

Ten układ nie wyszedł za dobrze. Życie z Dursleyami nigdy nie było łatwe, ale była to dla Harry’ego jedyna opcja, póki Vernon Dursley nie posunął się za daleko i nie wyładował złości na Harrym… kiedy ktoś to obserwował. Syriusz Black uciekł z Azkabanu, gdzie został niesłusznie uwięziony za służbę Czarnemu Panu, Voldemortowi, i w swojej animagicznej formie był świadkiem czarującego zachowania Vernona. Syriusz bez namysłu zabrał Harry’ego Dursleyom i ukrył się w Londynie, by uniknąć magicznych i mugolskich władz. Po kilku dniach Syriusz w końcu przekazał Harry’ego personelowi Hogwartu, gdzie Harry spotkał Remusa Lupina.

Przez cały rok Harry był rozdarty, czy wierzyć w historie o Syriuszu Blacku czy o przyjaznym psie, którego powitał w swoim domu. Odkrycie, że jego tymczasowy opiekun był wilkołakiem, również nie było pomocne. Z powodu dolegliwości Remusa nie wolno mu było adoptować Harry’ego, dlatego Harry był niezwykle wdzięczny, że wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło. Prawdziwym winowajcą okazał się Peter Pettigrew, który żył jako zwierzak najlepszego przyjaciela Harry’ego, Rona Weasleya. Po raczej bezsensownym procesie, Syriusz został uznany za wolnego i przejął opiekę nad Harrym, a Remus stał się jego drugim opiekunem.

Po tych wszystkich latach, Harry w końcu miał rodzinę.

Niestety szczęście nie mogło trwać długo. W następnym roku szkolnym Harry został zmuszony do rywalizacji w Turnieju Trójmagicznym jako czwarty reprezentant. Był trzy lata młodszy od pozostałych reprezentantów i by konkurować na ich poziomie prawie cały czas pozostawał w skrzydle szpitalnym. Oprócz turnieju Harry musiał również martwić się magicznymi wybuchami, które bez ostrzeżenia pojawiały się i znikały. Jedynym powodem, dlaczego Harry zachował swoje zdrowie psychiczne, był naszyjnik tłumiący, który dał mu profesor Albus Dumbledore… jednak został mu zabrany, gdy Harry i Cedric Diggory zostali porwani z Hogwartu podczas trzeciego zadania na cmentarz.

To właśnie tam Cedric stracił życie, Voldemort powrócił do swojej śmiertelnej formy, a Harry prawie umarł z powodu odniesionych obrażeń podczas tej gehenny. Intensywny pojedynek, trzy magiczne wybuchy i spotkanie z kilkoma zamordowanymi przez Voldemorta osobami (w tym ze swoimi rodzicami) były prawie nie do zniesienia dla jego ciała. To był początek drugiej wojny, a także początek długiej bitwy o całkowity powrót do zdrowia Harry’ego.

Piąty roku Harry’ego w Hogwarcie wywoływał jeden ból głowy za drugim. Poza tym, że wciąż cierpiał z powodu długotrwałych obrażeń, Ministerstwo zdecydowało, że Voldemort tak naprawdę nie powrócił, a ci, którzy mówili, że jest inaczej, stracili rozum. W Hogwarcie została umieszczona nauczycielka obrony przed czarną magią dla zapewnienia, że wiara Ministerstwa jest egzekwowana, chociaż atak śmierciożerców na Hogwart Express to utrudnił. Dolores Umbridge postawiła sobie za cel uprzykrzyć życie Harry’emu i odniosłaby sukces, gdyby nie wkroczyli Syriusz i Remus. Została zdjęta ze stanowiska i zastąpiona przez Syriusza, ale na tym problemy się nie skończyły.

Harry otrzymywał wizje i sny od Voldemorta przez jego bliznę w kształcie błyskawicy, którą zyskał, gdy mordercza klątwa Voldemorta odwróciła się przeciwko niemu. Niektóre z wizji były podłożone celowo, ponieważ Voldemort chciał, by Harry odzyskał Przepowiednię z Departamentu Tajemnic w Ministerstwie, która powstała nim Harry się urodził. Gdy Harry się o tym dowiedział, intensywnie pracował nad udoskonaleniem swojej oklumencji, by ochronić swój umysł przed Voldemortem, ale nie było to tak skuteczne, jak się wszyscy spodziewali.

Pewnego wieczoru śmierciożercy zdołali wejść do Hogwartu i w ostatecznym akcie desperacji porwali Harry’ego. W Ministerstwie Magii Harry walczył ze śmierciożercami i Voldemortem o swoje życie mając do pomocy Zakon Feniksa. Rany były pewnym wynikiem, ale nikt nie spodziewał się, że Remus zostanie zatruty srebrem, a Harry prawie zabity. Voldemort ponownie został pokonany, ale to nie przeszkodziło mu w jego ostatecznym akcie.

Harry obudził się sam w skrzydle szpitalnym i od razu przyjął najgorszą opcję, słysząc w głowie głos, który brzmiał tak, jakby pomagał mu jego ojciec. Był tak emocjonalnie zrozpaczony, że uwierzył, że Remus umarł oraz że Syriusz też zginie, jeśli zostanie. Harry tej nocy opuścił czarodziejski świat przy pomocy feniksa Dumbledore’a, przygotowany do ukrywania się tak długo, jak to możliwe, ale Voldemort nie był znany ze swojej cierpliwości. Minął zaledwie miesiąc, nim Voldemort zaczął atakować mugolskie dzielnice, zmuszając Harry’ego do działania i wpadnięcia w pułapkę, którą zastawił Voldemort.

Przez trzy dni Harry był więźniem Voldemorta, chociaż przez większość czasu był nieprzytomny. Harry zdołał uciec i wrócić do domu, aby poznać prawdę o stanie Remusa. Pomógł nawet przyspieszyć jego powrót do zdrowia dzięki swojej wyjątkowej umiejętności. Z jakiegoś dziwnego powodu magiczne wybuchy Harry’ego przekształciły się w empatię i naturalne uzdrawianie przez dotyk. Kontrolowanie obu umiejętności wymagało czasu i cierpliwości, ale teraz Harry nie wyobrażał sobie życia bez nich.

Poprzedni rok w Hogwarcie z pewnością był dla Harry’ego dziwny. Poza przystosowywaniem się do swoich nowych umiejętności, Harry musiał także ukrywać swoją relację z zamkiem. Hogwart (z jakiegoś powodu) wybrał Harry’ego, by bronił uczniów. Niezwykle trudno było to utrzymać w tajemnicy, ale na szczęście wszyscy byli zbyt pochłonięci dostrzeganiem jego dobrodziejstw bycia Wybrańcem, by zadawać zbyt wiele pytań… nawet Ministerstwo. Nowy Minister, Rufus Scrimgeour, przyjął wobec Harry’ego inną taktykę, ale szkody, które wyrządził poprzedni Minister Magii, Korneliusz Knot, zostały już wyrządzone. Harry nie chciał mieć absolutnie nic wspólnego z Ministerstwem. 

W zeszłym roku Harry dowiedział się wiele o Voldemorcie. Uczył się o przeszłości Voldemorta i o środkach, które Voldemort podjął, by uniknąć śmierci. Voldemort podzielił swoją duszę na kawałki poprzez mordowanie ludzi i ukrył jej kawałki w wartościowych przedmiotach. Przed zakończeniem pierwszej wojny zostało stworzonych sześć horkruksów. Na drugim roku Harry zniszczył jeden (pamiętnik), a w pierwszych miesiącach poprzedniego roku szkolnego Dumbledore zniszczył inny (pierścień, który należał do dziadka Voldemorta). To oznaczało, że musiał znaleźć i zniszczyć cztery horkruksy. 

W miarę upływu roku miał tylko więcej powodów do bólów głowy. Ron wielokrotnie doprowadził ich przyjaźń na granice możliwości. Nerwy i niepewność Rona sprawiły, że prawie niemożliwe było przebrnąć przez treningi Quidditcha bez chęci przeklęcia go. Ginny i Hermiona były ofiarami większości wybuchów temperamentu Rona, przez co Ron i Harry byli w napiętej relacji. Oczywiście Ron tak naprawdę tego nie zauważył, ponieważ był tak zajęty swoją dziewczyną, Lavender Brown. Długo zajęło mu dostrzeżenie, jak jego działania wpłynęły na innych ludzi, a zwłaszcza na jego przyjaciół, więc ich przyjaźń wciąż wymagała pracy. 

Draco Malfoy był kolejną osobą, która się całkowicie zmieniła. Zanim jego ojciec został osadzony w więzieniu za bycie śmierciożercą, Draco był tylko aroganckim dręczycielem. Jednak po tym Draco stał się chodzącym samotnym morzem negatywnych emocji… póki nie stracił nad nimi kontroli i nie próbował rzucić na Harry’ego klątwy Cruciatus, co doprowadziło do jego wydalenia z Hogwartu i dwuletniego pobytu w Azkabanie. Podobno miał rozkazy od Voldemorta, by coś zrobić, ale Harry nigdy nie odkrył, co to było. Harry wiedział tylko, że Snape próbował “pomóc” Draco, ale mu się nie udało.

Profesor Snape był kolejną boleścią Harry’ego. Po latach kpin ze strony mężczyzny, Harry dowiedział się, że lata temu to Snape podsłuchał przepowiednię dotyczącą Voldemorta i dziecka narodzonego pod koniec lipca. Potem Snape powiedział Voldemortowi, co usłyszał, co było początkiem obsesji Voldemorta na punkcie usunięcia ze świata dziecka, które miało moc, by go zniszczyć. Z powodu Snape’a rodzice Harry’ego zostali zamordowani. Z powodu Snape’a Harry nigdy nie miał normalnego dzieciństwa. Z powodu Snape’a Harry nigdy nie będzie miał normalnego życia, póki Voldemort nie zostanie pokonany. 

Noc, w którą Harry dowiedział się prawdy o Snapie była najdłuższą w jego życiu. To była ta noc, kiedy Harry opuścił Hogwart z profesorem Dumbledorem, by znaleźć jeden z horkruksów. Zmierzyli się z przeklętymi ścianami, śmiertelną trucizną i inferiusami tylko po to, by wrócić do Hogsmeade i zmierzyć się ze śmierciożercami. Dumbledore upadł jako pierwszy. Osłabiony przez truciznę dyrektor nie mógł wiele zrobić. Po tym, jak Fawkes zabrał Dumbledore’a do skrzydła szpitalnego, Harry wznowił walkę, a z pomocą przyszedł mu Hogwart do czasu przybycia wsparcia w postaci członków Zakonu oraz grupy obronnej Harry’ego, Gwardii Defensywnej. 

Gdy śmierciożercy w końcu zostali pokonani, przybyli aurorzy, by pojmać żywych napastników, ale zostało wyrządzonych wystarczająco zniszczeń. Bill i Remus zostali zranieni przez okrutnego wilkołaka, Fenrira Greybacka, zanim wkroczyli Syriusz i Harry. To wtedy Harry podjął trudną decyzję. Zabił kogoś, by powstrzymać go przez zabiciem kogokolwiek innego. Nikt nie będzie opłakiwał Fenrira Greybacka, napastnika i zabójcy dzieci. Nie ułatwiło to jednak Harry’emu tego, co zrobił. 

W dodatku nie było lekarstwa na truciznę, którą spożył Dumbledore. Harry mógł tylko stać z boku i pozwolić umrzeć komuś, kogo pokochał jak dziadka. Utrata dyrektora Hogwartu wpłynęła na cały świat czarodziejski, zwłaszcza Harry’ego, kiedy odkrył, że horkruks, za który oddał swoje życie Dumbledore, był wabikiem umieszczonym tam przez zmarłego brata Syriusza, Regulusa. Do zniszczenia zostały jeszcze cztery horkruksy, a teraz Harry musiał zrobić to bez wskazówek Dumbledore’a. Aby uniknąć porażki, Harry zrobił coś, o co siebie nie posądzał.

Zawarł sojusz z Ministerstwem Magii. 

Harry miał skoncentrować się na Voldemorcie, podczas gdy Ministerstwo martwiło się śmierciożercami. Po raz drugi Harry spędził lato w Hogwarcie ze swoimi opiekunami i “osobistymi strażnikami”, wyznaczonymi przez Ministerstwo. Przynajmniej tak ich oficjalnie nazywano. Nimfadora Tonks była członkiem rodziny Black i przyszywaną ciotką Harry’ego. Ona i Kingsley Shacklebolt byli członkami Zakonu Feniksa i najprawdopodobniej jedynymi aurorami, którym Harry ufał. Inni członkowie Zakonu odwiedzali go, ale niewielu wiedziało, co się dzieje w Hogwarcie. Wiedzieli, że Harry, Syriusz i Remus pracowali nad sposobem pokonania Voldemorta, ale szczegóły zostały pominięte dla ich bezpieczeństwa. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował Harry było to, by Voldemort dowiedział się, co zamierzali. 

Obecnie Harry, Syriusz i Remus przeszukiwali Dwór Blacków na Grimmauld Place pod numerem 12 w nadziei, że tam Regulus ukrył medalion Slytherina. To były dość wybuchowe trzy dni, przez co Harry był sfrustrowany. Syriusz i Remus stworzyli słuchawkę, zaczarowaną tak, by wszyscy, którzy ją nosili, pozostawali w kontakcie. To pozwoliło im rozmawiać między sobą podczas przeszukiwania przeciwległych krańców domu. 

Niestety oznaczało to również, że każdy, kto nosił słuchawkę mógł słyszeć wszystko, co mówili inni. Po raz szósty w ciągu trzech dni Syriusz i Remus kłócili się o coś niedorzecznego. Zaczęło się od prostego pytania postawionego w niewłaściwy sposób i przeradzało się to w kłótnię. Harry wyjąłby słuchawkę, ale była też tak zaczarowana, by ostrzec wszystkich w momencie, gdy połączenie zostało zerwane. To był sposób Syriusza, by się upewnić, że Harry jest w zasięgu ręki. 

Nadopiekuńcza natura Syriusza była jedną z niewielu stałych rzeczy w ciągu ostatnich kilku lat. Harry zaakceptował to jako trzynastolatek, ale mając prawie siedemnaście lat był rozdarty między zaakceptowaniem, że Syriusz zawsze taki będzie a krzykiem. Nie był już małym chłopcem, ale poważnie wątpił, by Syriusz to rozumiał. Syriusz nie wiedział, jak bardzo Harry zmienił się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Syriusz nie zdawał sobie sprawy, jak śmierć Dumbledore’a zmusiła Harry’ego do dorośnięcia i zaakceptowania tego, co należało zrobić. Horkruksy musiały zostać zniszczone, a Voldemort musiał zostać pokonany raz na zawsze… bez względu na to, jak niebezpieczne to mogło być. 

- Przysięgam, Lunatyku, jeśli nie przestaniesz…

- Wystarczy! - wykrzyknął niecierpliwie Harry, poprawiając lekką kurtkę, którą miał na sobie. - Jeśli nie potraficie zachowywać się jak na wasz wiek przystało, może powinniście wrócić do Hogwartu, a ja sam poszukam medalionu! - Ściskając grzbiet nosa, Harry zmusił się, by nieco się uspokoić, nim kontynuuje. - Słuchajcie, wiem, że to zaczyna wyglądać beznadziejnie, ale jeśli któryś z was nie ma lepszego pomysłu, musimy skoncentrować się na poszukiwaniach, dobrze?

- Masz rację, Harry - powiedział Remus z westchnieniem. - Przepraszam. Po prostu pomyślałem, że gdybyśmy wiedzieli trochę więcej o Regulusie moglibyśmy mieć lepszy pomysł, gdzie mógłby ukryć medalion.

- Ja też przepraszam - powiedział cicho Syriusz. - Po prostu nic więcej nie wiem. Moi rodzice trzymali Regulusa z daleka ode mnie po tym, jak zostałem przydzielony do Gryffindoru. Prawdopodobnie obawiali się, że nastawię go przeciwko Ślizgonom. 

- Musimy również brać pod uwagę jego stan umysłu - zaproponował Harry. - Ludzie pod przymusem nie będą zachowywać się tak samo jak wtedy, gdy są spokojni. Możemy tylko szukać dalej.

Trzy godziny później Harry miał ochotę walnąć w głową o coś twardego. Zlokalizowanie jednego medalionu nie powinno być takie trudne. Syriusz i Remus ponownie przeszukiwali piętro, podczas gdy Harry znów szukał parter. Odkryli wiele kryjówek, ale żadna z nich nie zawierała medalionu. Przeszukali każdy zakamarek. Wyglądało to prawie tak, jakby coś w domu nie pozwalało im go znaleźć.

Oczy Harry’ego zwęziły się podejrzliwie i rozejrzał się po pokoju. Na Grimmauld Place była tylko jedna istota, która mogłaby zrobić coś takiego.

- Stworek? - zawołał ostrożnie. 

Domowy skrzat rodziny Black z pewnością był wyjątkowym stworzeniem. Był prawdopodobnie najstarszym skrzatem domowym jakiego Harry kiedykolwiek widział, całkowicie oddanym rodzinie Black i jej ideałom czystości krwi, którą popierała większość rodziny. Ideałom Voldemorta. Stworem nienawidził Syriusza i tolerował Harry’ego tylko dlatego, że Harry wyraził zainteresowanie poznaniem matki Syriusza. Dla Stworka pani Black była ideałem właścicielki. Ponieważ Regulus był jej idealnym synem, być może Stworem zrobiłby wszystko, co mógł, by zrobić to, co kazał Regulus. 

Rozległ się głośny trzask i przed Harrym pojawił się Stworek. 

- Młody Mistrz wzywał Stworka - powiedział Stworek niskim, warczącym głosem, który Harry znał za dobrze. - Stworek pomoże młodemu Mistrzowi w jego poszukiwaniach. 

Harry uśmiechnął się.

- Właśnie dlatego cię wezwałem, Stworku – powiedział spokojnie. – Czy zanim umarł Regulus kiedykolwiek poprosił cię o schowani złotego medalionu?

Stworek zrobił powolny, ostrożny krok w tył.

- Stworek chroni skarby Mistrza – powiedział podejrzliwie. – Stworek postępuje zgodnie z rozkazami Mistrza.

Harry ścisnął grzbiet nosa. Naprawdę nie chciał kłócić się ze skrzatem domowym na temat moralności dotyczącej „skarbów” martwego mężczyzny.

- Stworku, Regulus nie żyje – powiedział jak najbardziej cierpliwie. – Potrzebujemy tego medalionu. Nie chcę ci rozkazywać, ale zrobię to, jeśli go nie oddasz.

Stworek nagle wyglądał na nerwowego, gdy robił kolejny krok w tył.

- Młody Mistrz zniszczy skarb Mistrza – powiedział. – Stworek chroni…

- Chcesz, żebym przyprowadził tu Syriusza? – przerwał mu Harry. – Gwarantuję, że on nie będzie tak cierpliwy jak ja. Przynieś mi medalion, Stworku. – Stworek zawahał się na chwilę, po czym zniknął z trzaskiem. Harry jęknął sfrustrowany, opadając na najbliższe krzesło. Naprawdę nie powinno być tak trudno znaleźć jeden mały medalion.

- Gdzie jesteś, dzieciaku? – zapytał Syriusz przez słuchawkę.

Harry rozejrzał się i westchnął. Był w małym, słabo oświetlonym pokoju z ciemnymi meblami, jak w większości domu.

- Jestem w pomieszczeniu niedaleko biblioteki – powiedział zmęczonym głosem Harry. – Przypomina gabinet… właściwie przypomina większość pokoi w tym skrzydle.

- Jak większość pokoi w tym domu – powiedział sucho Remus. – Jesteśmy w drodze, Harry. Pamiętaj, żeby założyć rękawice, nim go dotkniesz. Nie mamy pojęcia, jakie mogą być na nim zaklęcia.

Harry stłumił sarkastyczną ripostę i zmusił się do pamiętania, że Remus był tylko zaniepokojony. To Harry w pierwszej kolejności zaproponował tak wiele restrykcji. Dumbledore poświęcił rękę, gdy odzyskiwał pierścień Gaunta oraz swoje życie dla fałszywego medalionu. Harry nie miał zamiaru podejmować ryzyka przy kolejnych członkach swojej rodziny. Podjęli też środki ostrożności. Niczego nie mogli dotknąć bez rękawic ochronnych. Nie mogli rzucać żadnych zaklęć, chyba że użyto rozległych zaklęć ochronnych. nie mogli spożywać żadnych substancji, chyba że pod ręką było antidotum. Przez to wykonanie zadania zajmie im więcej czasu, ale było to lepsze niż alternatywa.

Głośny trzask wyrwał Harry’ego z myśli, gdy ponownie pojawił się Stworek z rękami splecionymi tak, jakby trzymał coś cennego. Harry wstał powoli i podszedł do starszego skrzata domowego, zakładając rękawice ochronne. Stworek wpatrywał się w Harry’ego z nadąsanym wyrazem twarzy, gdy chłopak klękał i wyciągał do niego rękę, by oddał medalion. Fale niechęci i strachu wylewały się ze Stworka, a jego wzrok przeniósł się na jego dłonie.

Przez chwilę Harry sądził, że Stworek nie odda medalionu. Dlaczego miałby to zrobić? Mimo że nazywał Harry’ego „Młodym Mistrzem”, Harry nie był Blackiem z krwi. Stworek tak naprawdę nie musiał słuchać tego, co mówił Harry. Syriusz był tak naprawdę jedyną osobą, która mogła faktycznie rozkazywać Stworkowi, by zrobił cokolwiek i Stworek o tym wiedział. Być może dlatego posłuchał Harry’ego. Wiedział, że to zaniepokoi Syriusza.

Stworek niechętnie i powoli oddał medalion i obserwował, jak zaciskają się wokół niego palce Harry’ego. Ich oczy spotkały się na krótką sekundę, po czym Stworek zniknął z trzaskiem, pozostawiając Harry’ego samego w pokoju. Harry nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, że to rzeczywiście był prawdziwy horkruks. Czując pulsowanie, Harry wiedział, że na medalionie było przynajmniej kilka mrocznych zaklęć. Czarna magia walczyła z intensywną magią w noszonych przez niego rękawicach.

Dźwięk pospiesznych kroków wypełnił uszy Harry’ego, ale pozostał nieruchomo, zaciskając dłoń na medalionie. Oszałamiająca była myśl, że był tak blisko przez tyle lat. Ten dom był Kwaterą Główną Zakonu Feniksa przez trzy lata i nikt o tym nie wiedział, nikt nawet nie pomyślał, by poszukać. Poszukiwania skupiały się na tym, gdzie Voldemort mógł ukryć horkruksy, ale teraz było jasne, że jest więcej miejsc do rozważenia. Voldemort dał swoje horkruksy do ukrycia śmierciożercom. Lucjusz Malfoy otrzymał pamiętnik, a Regulus otrzymał medalion. Oznaczało to, że były jeszcze dwa horkruksy, które zostały prawdopodobne dane innym śmierciożercom, by je ukryli.

Dwójka wiernych śmierciożerców. To powinno nieco zwężać możliwości.

Kroki zatrzymały się nagle przy drzwiach. Harry powoli obejrzał się przez ramię i zobaczył zatroskane twarze Syriusza i Remusa. Obaj mieli cienie pod oczami i wyglądali, jakby przydały im się wakacje. Krótkie, czarne włosy Syriusza były rozczochrane i widać było słaby ślad ciemnego zarostu, co było normalną oznaką, że był zbyt zestresowany, by zwracać uwagę na swój wygląd. Nieco dłuższe włosy Remusa zdawały się toczyć przegraną walkę z przedwczesną siwizną, która brała się od bycia wilkołakiem. Widać na nim było również efekty ostatniej pełni księżyca, mimo że Remus upierał się, że nic mu nie jest. Jego „wilkołacza sytuacja” była czymś, o czym wiedzieli wszyscy, ale nikt o tym nie dyskutował.

- Harry? – zapytał ostrożnie Remus, podchodząc i klękając obok Harry’ego. – Coś jest nie tak?

Harry zamknął oczy i potrząsnął głową.

- To po prostu dość przytłaczające – powiedział cicho, pochylając głową.

Syriusz i Remus wymienili zaniepokojone spojrzenia, pomagając Harry’emu wstać. Było tak wiele rzeczy, o których nie rozmawiali przez ostatnie kilka tygodni, ponieważ Harry był tak zdeterminowany, by znaleźć i zniszczyć horkruksy. Harry musiał się w coś zakopać, żeby nie musieć myśleć o wszystkim, o czym powinien. Nie myślał o śmierci Fenrira Greybacka. Nie zawracał sobie myśleniem o konsekwencjach tamtej nocy. Nie słuchał dotyczących go implikacji, rozprzestrzeniających się po czarodziejskim świecie. Nie rozważał niczego poza horkruksami i Voldemortem, włącznie ze swoją edukacją. Tak było po prostu łatwiej.

- Chodź, dzieciaku – powiedział łagodnie Syriusz, wyciągając Harry’ego z pokoju. – Zniszczmy to, a potem wszyscy możemy odpocząć. Wiesz, jaki jest Lunatyk, kiedy jest do późna na nogach. Starzy ludzie, tacy jak on, potrzebują tyle snu, ile tylko mogą.

Remus westchnął z irytacją, wychodząc za nimi z pokoju.

- Jesteśmy w tym samym wieku, Syriuszu – powiedział sucho. – Zdajesz sobie sprawę, że właśnie nazwałeś się starym, prawda?

Syriusz przewrócił oczami, owijając rękę wokół ramion Harry’ego.

- Na razie mu ustąpimy – powiedział cicho do Harry’ego. – Ale wcześniej czy później musimy mu pomóc dostrzec rzeczywistość.

Harry popatrzył na Syriusza z uniesioną brwią, ale milczał. Temat wieku był przez lata powtarzany i był łatwym sposobem rozpoczęcia wojny na żarty dla odrobiny śmiechu. W normalnych okolicznościach Harry z radością przyjąłby okazję do śmiechu i myślenia o czymś innym niż wojna. Ale to było zanim wszystko się wydarzyło; zanim obowiązkiem Harry’ego stało się znalezienie horkruksów.

Trzej czarodzieje w milczeniu zeszli do piwnicy. Próba zniszczenia horkruksa w Dworze Blacków była niebezpieczna, ale tak naprawdę nie było zbyt wiele opcji do wyboru. Harry nie chciał robić tego w Hogwarcie, a gdziekolwiek indziej byłoby to zbyt ryzykowne. Na Grimmauld Place pod numerem dwunastym było wystarczająco dużo zaklęć obronnych, by nikt nie mógł wychwycić magii, która mogła zostać uwolniona. Konieczne było, by Voldemort nie był świadom, że jego horkruksy były w niebezpieczeństwie, póki wszystkie oprócz jednego nie zostaną zniszczone. Nagini nigdy nie opuszczała Voldemorta, więc będzie musiał się z nią rozprawić, kiedy nastąpi atak na Voldemorta.

Piwnica była bardzo ciemna i wilgotna. Remus pierwszy wyciągnął różdżkę i wyczarował w pomieszczeniu świece, których knoty już się paliły. Migoczące światło wystarczyło, by rozpoczęli przygotowania. Syriusz natychmiast zaczął rzucać po pokoju zaklęcia ochronne i tarcze. Remus wyczarował dużą, kryształową misę spoczywającą na kamiennej kolumnie pośrodku piwnicy. Harry włożył medalion do misy, po czym cofnął się, sięgając do kieszeni kurtki i wyciągając trzy fiolki wypełnione różnokolorowymi miksturami.

Opracowali trzy różne sposoby zniszczenia horkruksów, mając nadzieję, że jeden z nich odniesie sukces. Liczyli, że kombinacja eliksirów zniszczy medalion, po czym ukryty w nim kawałek duszy Voldemorta. Jeśli to się nie powiedzie, Syriusz i Remus znaleźli kilka skomplikowanych zaklęć, które miały rozbić medalion i schwytać duszę, dając im wystarczająco dużo czasu na rzucenie odpowiedniego zaklęcia, by ją zniszczyć. Jeśli to się nie uda, zawsze istniało podejście siłowe.

- Jesteś pewien, że jesteś na to gotowy, Harry? – zapytał łagodnie Remus. – Możemy zrobić sobie kilka godzin przerwy i spróbować tego po odpoczynku i posiłku.

Harry powoli przeniósł wzrok na Remusa i zauważył, że Syriusz przestał rzucać zaklęcia i uważnie przyglądał się rozmowie. Wiedział, że byli po prostu zaniepokojeni i stłumił narastającą w nim irytację. Tak, był zmęczony, ale nie było mowy, by mógł w tej chwili „zrobić sobie przerwę”.

- Nic mi nie jest, Remusie – powiedział spokojnie Harry. – Jeśli wy dwoje potrzebujecie przerwy, możecie iść. Mogę tu dokończyć.

Syriusz i Remus wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- Nie zostawimy cię, Harry – powiedział stanowczo Syriusz. – Myślę, że Lunatyk chce się tylko upewnić, że będziemy w stanie zareagować na czas, jeśli coś pójdzie nie tak. Jeśli chcesz to zrobić teraz, tak właśnie zrobimy. Jednak później posłuchasz nas i Poppy, zrozumiano?

Harry niechętnie skinął głową. Nie podobało mu się to, ale wiedział, że lepiej się nie kłócić. Kątem oka zobaczył, że Syriusz rzuca kilka kolejnych zaklęć, po czym podszedł do Harry’ego. Zabezpieczenia zostały postawione. Teraz nic nie będzie mogło opuścić piwnicy. Spojrzenie Harry’ego przeniosło się na kryształową misę i wypuścił długi oddech.

- Skończmy z tym – powiedział głównie do siebie, odkorkowując fiolkę z niebieskim eliksirem.

Syriusz i Remus mieli różdżki w pogotowiu, gdy Harry podszedł i ostrożnie wlał eliksir do misy. Przez minutę nic się nie działo. Medalion po prostu pozostawał na dnie miski pod niebieskawą cieczą. Syriusz i Remus podeszli, trzymając różdżki wcelowane w medalion. Harry wiedział, że byli gotowi spróbować opcji drugiej i już miał wyciągnąć własną różdżkę, kiedy na medalionie dało się zobaczyć ślady korozji.

- Teraz, Harry – powiedział szybko Remus.

Harry szybko odkorkował fiolkę z zielonym eliksirem i wlał ją do miski. Zielony płyn zawirował w niebieskawym, aż kolor zmienił się na biały. To był znak dla Harry’ego, by odkorkować ostatnią butelkę z przezroczystym eliksirem i ostrożnie ją wlać. Kolor natychmiast zaczął zmieniać się na przydymioną szarość, a Syriusz i Remus zaczęli machać różdżkami nad misą, mamrocząc słowa w języku, którego Harry nie rozumiał. Półprzezroczysta osłona zaczęła formować się nad misą i spływać w dół, aż dotarła do podłogi, całkowicie blokując misę i filar.

Nic nie powiedzieli, gdy szarawy płyn zaczął bulgotać, prawie jak źle uwarzony eliksir. Powietrze wypełnił wyraźny zapach, pachnący wyjątkowo jak zgniłe jajka. Harry szybko zakrył usta, by się nie krztusić. To było coś, czego się nie spodziewał. Zaczął się formować i unosić czarny dym, nieznacznie unosząc tarczę w górę. Harry, Syriusz i Remus zrobili ostrożny krok w tył, gdy czarny dym wzmógł się, coraz bardziej podnosząc tarczę.

Syriusz natychmiast sięgnął i odciągnął Harry’ego.

- Remus? – zapytał ostrożnie. – Czy tak ma się dziać?

Remus bezradnie wzruszył ramionami, podczas gdy tarcza zaczęła się trząść, walcząc z dymem. Powietrze wypełnił wysoki dźwięk, który niezwykle przypominał wrzask. Wszyscy instynktownie zakryli uszy i patrzyli, jak tarcza drży coraz bardziej. Podłoga zaczęła się trząść. Ściany zaczęły drgać. Syriusz szybko pociągnął Harry’ego na podłogę i przykrył go własnym ciałem. Zmieniając położenie głowy, Harry mógł obserwować, jak tarcza zadrżała ostatni raz, po czym zmniejszyła się, aż spoczęła tylko kilka cali nad misą.

- To koniec? – zapytał Harry, uwalniając się z uścisku Syriusza i siadając.

Remus zrobił ostrożny krok i zajrzał do misy. Płyn zmienił się z przydymionej szarości na ciemnozielony, ale łatwo było zauważyć, że medalion już nie istnieje. Mieszanka eliksirów najwyraźniej spełniła swoje zadanie, ale Harry nie spodziewał się, że zadziała tak dobrze. Myślał, że pozostanie coś, co udowodni, że medalion został znaleziony, a horkruks przestał istnieć.

- Tak sądzę – powiedział Remus z ulgą na twarzy, machając różdżką nad misą, usuwając tarczę. – Czuć jeszcze słaby ślad czarnej magii, ale kilka zaklęć oczyszczających powinno to naprawić. – Natychmiast zaczął machać różdżką nad miską, mrucząc dziwne słowa, których ani Harry, ani Syriusz nie mogli zrozumieć.

Syriusz skinął głową, wstając i zaczął usuwać liczne zaklęcia ochronne, które rzucił. Harry podniósł się powoli, nie spuszczając wzroku z miski i znajdującego się w niej płynu. Naprawdę nie wiedział, co czuć albo co powiedzieć. Właśnie patrzył, jak „umiera” kawałek duszy Voldemorta, ten kawałek, za który oddał życie Dumbledore. Harry myślał, że poczuje ulgę albo nawet dumę, że osiągnął to, co postanowili zrobić tej okropnej nocy.

Zamiast tego Harry nie czuł nic. Czuł się pusty. Zadanie zostało ukończone, przez co Harry albo będzie zastanawiał się nad wszystkim dookoła albo rzuci się do następnego zadania, by tego uniknąć. Unikanie było łatwym wyborem. Wiedział, ze Syriusz i Remus w końcu zmuszą go do rozmowy, ale w tej chwili po prostu potrzebował więcej czasu, by przytłaczające go, krążące w nim emocje, uspokoiły się. Mówienie o tamtej nocy po prostu pozostawiało na Harrym zbyt wiele ran, których nawet Syriusz i Remus nie byli świadomi.

Remus machnął różdżką nad misą i filarem, dzięki czemu zniknęły.

- W porządku – powiedział, odwracając się do Harry’ego. – Wróćmy do Hogwartu i przekażmy Minervie dobre wiadomości.

Syriusz schował własną różdżkę i skinął na Harry’ego i Remusa, żeby szli przodem. Harry ostatni raz zerknął na miejsce, w którym była misa i filar, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę drzwi, prowadzących na schody.

- Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co się dzieje z rzeczami, gdy je usuwamy? – zapytał z zaciekawieniem Harry, idąc za Remusem w górę schodów.

Remus spojrzał na Harry’ego przez ramię z uniesioną brwią.

- Mogę szczerze powiedzieć, że nie – powiedział ostrożnie, kiedy docierali do szczytu schodów i podchodzili do kominka. – Przedmioty były wyczarowane, więc powstały z niczego. Przypuszczam, że powróciły do bycia niczym.

- Ale co z mieszaniną eliksirów? – odparował Harry. – Były zrobione z czegoś. Czy też stają się niczym, a może istnieje jakiś magiczny rynsztok, gdzie wszystko idzie?

- To jedna z tych tajemnic, która jest częścią magii, Harry – powiedział Syriusz z uśmieszkiem, – i nie waż się myśleć, że nie wiemy, co próbujesz zrobić. Nie dasz rady nas tak łatwo rozproszyć. Jak już wszyscy udamy się na zasłużony odpoczynek przeprowadzimy sobie długą rozmowę.

Harry skrzywił się, chwytając trochę proszku Fiuu, wrzucił go w płomienie i obserwował, jak zmieniają kolor z pomarańczowego na zielony. Rzucił ostatnie spojrzenie swoim opiekunom, po czym wszedł w płomienie, które natychmiast zrobiły się wokół niego większe. Kiedy się kręcił, mógł tylko myśleć o nieuniknionej dyskusji, która mogła wywołać jeszcze więcej dezorientacji i łez, niż Harry w tej chwili chciał.

 

czwartek, 16 grudnia 2021

Rozdział 27 – Odważny powrót do zdrowia

- Czy teraz można bezpiecznie zdjąć pelerynę, Grace? – zapytał Harry z twarzą pełną niepewności, niepokoju i obawy. Desperacko chciał, żeby powiedziała „tak”, ale jednocześnie był przerażony, że Severus się obudzi, spojrzy na niego i rozkaże mu odejść. Ten strach był tak wszechobecny, że poczuł się chory.

- Tak, klątwa została złamana, gdy Sztylet Niezgody został zniszczony – uspokoiła go Grace. – Jednak profesorowi Snape’owi może zająć trochę więcej czasu, zanim wyzdrowieje po skutkach klątwy.

- Co masz na myśli?

- To była potężna klątwa, Harry. Złamanie jej oznacza tylko, że przeżyje, nie naprawi wyrządzonych mu szkód magicznych, fizycznych i psychicznych. Będę mogła powiedzieć więcej, gdy się obudzi – powiedziała czarodziejka, po czym wypowiedziała ciche słowo i położyła dłonie na Pelerynie Zastoju, zdejmując ją z Mistrza Eliksirów. Gdy magiczna peleryna została usunięta, jej światło przygasło i ponownie stała się kawałkiem ubrania. Grace złożyła ją w kwadrat i wręczyła synowi.

- Jace, odłóż ją, proszę.

Ale Harry stanął przed młodszym Witherspoonem.

- Ja mogę to zrobić, Grace. Gdzie mam ją dać?

- W gabinecie, do kufra z palisandru w prawym rogu pokoju – odpowiedziała Grace, zaskoczona, że Harry zgłosił się na ochotnika do czegoś, co w tej chwili odciągnie go od jego mentora. – Hasło do otwarcia o „serce magii”. – Wyciągnęła różdżkę. – Wykonam kilka badań, gdy cię nie będzie. Powinien wkrótce zacząć się budzić z zastoju.

Harry wyślizgnął się z pokoju, tuląc do siebie płaszcz. Wiedział, że zachowuje się jak tchórz, uciekając z pokoju, zanim Severus się obudzi, ale nie mógłby znieść potępienia w oczach drugiego czarodzieja, gdy ten spojrzy na swojego ucznia. I tak nie będzie chciał mnie widzieć, próbował racjonalizować swoją ucieczkę. Dlaczego miałby chcieć mnie widzieć, skoro prawie go zabiłem? Lepiej, jeśli będę trzymał się z daleka, prawdopodobnie mu się to przypomni albo coś, jeśli zobaczy mnie zaraz po przebudzeniu. Skierował się do gabinetu, który był małym pokojem tuż przy głównej sypialni, gdzie starsi Witherspoonowie pisali korespondencję i czytali księgi zaklęć. Miała tam też swoją klatkę ich sowa, Brennatillia, choć prawie nigdy w niej nie przebywała, ponieważ mogła swobodnie wylatywać z chaty i jej okolic.

Harry wszedł do gabinetu, w którym rozpaliły się światła, gdy tylko jego paluch znalazł się za progiem. Jace wyjaśnił, że wszystkie pokoje są zaczarowane tak, że jego matka stworzyła osłony wykrywające, więc gdy tylko osoba wejdzie do pokoju, włączają one zaklęcie Lumos, nałożone na pomieszczenie. Szybko zlokalizował kufer z różanego drewna w rogu, który był pięknie rzeźbiony, wypowiedział hasło, po czym podniósł wieko i włożył pelerynę do środka. Położył ją na wierzchu stosu różnych koców, szalików i innych elementów garderoby, jak podejrzewał, wszystkie były zaczarowane przez panią domu. Zawahał się, po czym powoli zamknął wieko i wyprostował się, wpatrując się w wierzch wieka, na którym wyrzeźbiono piękne pnącza, liście i pnące się róże.

Czy już się obudził? Jak na niego wpłynęła klątwa? Mam nadzieję… Merlinie, mam nadzieję, że wyzdrowieje. Jeśli permanentnie go uszkodziłem… nigdy mi nie wybaczy i nie będę go za to obwiniał, ponieważ sam sobie nie wybaczę. Proszę, och proszę, nich tak się nie stanie. Nie wiedział, do kogo się modlił, do Boga, Księżycowej Pani, którą czcili Meadowsweet i inne wilczaki, Merlina, czy jakiejś nienazwanej Mocy. Dorastając z Dursleyami, nigdy nie zastanawiał się bardzo nad religią, ponieważ jedynym bóstwem, które czcili Dursleyowie było Bogactwo i jego towarzysz, Prestiż. Nie miał prawdziwych podstaw wiary, ale desperacko potrzebował czegoś, co by mu pomogło, czegoś, co uwolniłoby go od strasznego ciężaru poczucia winy, które ciążyło mu jak tona kamieni na plecach.

Podkradł się z powrotem korytarzem, zatrzymując się tuż za drzwiami pokoju, wystarczająco blisko, by usłyszeć, co mówi, ale nie na tyle blisko, żeby zobaczyć. Przekształcił swoje oczy w jastrzębie oczy, by mógł zajrzeć do wnętrza pokoju, nie zbliżając się zbytnio do drzwi.

Grace pochyliła się nad nieruchomą postacią Mistrza Eliksirów, mrucząc cicho.

- Mamo? Co z nim? – zapytał zmartwiony Jace.

Grace wyprostowała się.

- Cóż, zaczyna wychodzić z zastoju, ale jest bardzo słaby magicznie i fizycznie, ta klątwa wyczerpała jego rezerwy prawie do zera, a to coś mówi, biorąc pod uwagę, że jest czarodziejskim mistrzem z bardzo dużą rezerwą, z której może czerpać.

- Skąd możesz to stwierdzić?

- To umiejętność zaklinaczek – odparła Grace, mocniej otulając kołdrą szczupłe ramiona Severusa. – Gdyby był słabszym czarodziejem, umarłby od klątwy zanim bym do niego dotarła. W obecnej sytuacji nie wątpię, że będzie miał gorączkę oraz wydaje się, że ma zatkane płuca.

Prawdopodobnie od miejsca, gdzie go dźgnąłem, pomyślał ponuro Harry, chociaż nie mógł wiedzieć, czy sztylet przebił płuco, czy nie. Więc to w końcu magia Severusa go uratowała.

- Czy istnieją eliksiry przywracające magię? – było następnym pytaniem Jace’a.

- Tak, ale są trudne do przygotowania i można je przyjmować tylko w małych dawkach – odpowiedziała jego matka. Spojrzała na czarodzieja i zauważyła trzepotanie powiek. – Patrz, zaczyna się budzić. Gdzie się podział Harry?

- Mam go poszukać, mamo? – zaoferował Jace.

- Zostań na chwilę. Nie chcę, żeby się obudził i zobaczył obcą twarz. Ciebie zna, synku.

Oczy Mistrza Eliksirów otworzyły się i zamrugały powoli, uniosły na Jace’a i jego matkę ze zdumieniem.

- Gdzie… jestem? – zapytał, a jego głos był ochrypły od nieużywania. – Kim jesteś?

Pytanie było skierowane do Grace, ale to Jace na nie odpowiedział.

- Profesorze Snape, jestem Jace, pamięta mnie pan? Jestem w Slytherinie. Jace Witherspoon.

Wtedy w hebanowych oczach rozbłysło rozpoznanie.

- Tak… Jace, czytający z mojego domu. Czy… utrzymujesz swoje tarcze w nienaruszonym stanie tak, jak cię uczyłem?

- Tak, proszę pana. Naprawdę mi pomagają. Jak się pan czuje?

Severus skrzywił się, gdy ból przeszył mu głowę.

- Ja… niezbyt dobrze. – Jedną ręką sięgnął do klatki piersiowej, gdzie pamiętał, wbił się w niego lśniący, złoty sztylet. Ale jego ręka natrafiła tylko na tkaninę, nie czuł bólu, jakby by był, gdyby odniesiona rana wciąż się goiła. – Moja rana… jest zagojona… Jak?

- Uleczyłam ją, Severusie Snape – powiedziała wtedy Grace. – Jestem Grace Witherspoon, matka Jace’a. Witam w moim domu. Mój mąż i syn uratowali ciebie i twojego praktykanta przed wilkołakami i przynieśli tutaj, do mojego domu. Przez kilka dni byłeś pod wpływem zaklęcia zastoju, kiedy próbowaliśmy złamać klątwę na Sztylecie Niezgody.

Severus zmarszczył brwi, próbując przetrawić tą informację, był wyczerpany, jego umysł był zamglony i nie pracował tak jak powinien. Ale wiedział jedno – że sztylet był zbyt niebezpieczny, by pozostawić go bez ochrony.

- Sztylet… gdzie on jest? – sapnął, kaszląc.

- Zniszczony. Harry go zniszczył – powiedziała Grace, pomagając mu usiąść, by się nie udławił i podała mu dużą chusteczkę.

Profesor kaszlał głęboko przez kilka minut, nie mogąc oczyścić gardła z zebranego tam śluzu. W końcu udało mu się odetchnąć i powiedzieć:

- Już dobrze. Harry, gdzie on jest? – Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chłopca, ale jedynymi osobami byli Grace i jej syn. – On nie był… sobą… - Nawet w osłabionym stanie, Severus uważał, by nie ujawnić zbyt wiele, a jego wrodzona ostrożność szpiega kazała mu trzymać język za zębami.

- Jace, przyprowadź Harry’ego – nakazała Grace, kładąc dłoń na czole Severusa. – Powiedz mu, że jego mentor się obudził i chce go widzieć. Może się zgubił i wciąż szuka gabinetu, choć jak to możliwe w tak małym domu… - Urwała, gdy odczytała temperaturę profesora. – Merlinie! Masz naprawdę wysoką gorączkę, Severusie, prawdopodobnie z powodu uszkodzenia twoich magicznych rezerw. To najprawdopodobniej szok.

Jace wyszedł, by znaleźć Harry’ego, zostawiając matkę samą z bardzo chorym czarodziejem.

Usta Severusa wykrzywiły się.

- Tak… potrzebuję eliksiru… - Zaczął gwałtownie drżeć, szczękając zębami. – Jestem tak zmęczony… nigdy nie byłem tak zmęczony…

- Nie śpij jeszcze – powiedziała Grace, przywołując do siebie trzy eliksiry. – Musisz je przyjąć.

Czarne oczy przyjrzały się podejrzliwie fiolkom, więc powiedziała mu, czym są, nim uniosła je do jego ust. – Przeciwgorączkowy, eliksir uzupełniający magię oraz środek udrożniający drogi oddechowe.

To wystarczyło, by Severus mógł pozostać logiczny na tyle, by wypić mikstury, po czym ułożył się na poduszkach, całkowicie wykończony.

- Harry… - było ostatnim jego słowem, przed zapadnięciem w gorączkowy sen.

Grace potrząsnęła głową, zirytowana chłopcem, ale delikatnie odsunęła włosy Severusa z jego czoła, po czym wyszeptała:

- Teraz odpoczywaj, profesorze. Sen ci dobrze zrobi.

Właśnie wtedy Jace wrócił z Harrym, który przyznał z zakłopotaniem, że trochę się zagubił. Chłopiec natychmiast stanął koło swojego mentora.

- Co z nim? Czy są jakieś… trwałe uszkodzenia?

- Nie wiem na pewno, Harry – powiedziała łagodnie Grace. – Niełatwo to teraz stwierdzić. Wciąż jest słaby i chory od czarnej magii, mogę stwierdzić to tylko, kiedy zacznie wracać do zdrowia. Obudził się na krótko i powiedziałam mu, gdzie jest, zapytał o ciebie, ale zasnął zanim wróciłeś.

- Kiedy znowu się obudzi?

- Powinien spać przynajmniej kilka godzin. Dałem mu kilka eliksirów, w tym uzupełniający magię, a on zawsze usypia, ponieważ sen jest najlepszym sposobem na odnowienie twoich magicznych rezerw i rdzenia. – Delikatnie położyła dłoń na ramieniu Harry’ego. – To silny mężczyzna, Harry. Waleczny. Jeśli ktokolwiek ma to przetrwać to właśnie on.

Harry skinął głową.

- Wiem. Jest najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. – Wyciągnął niepewnie rękę i dotknął dłoni Severusa, która leżała na prześcieradle. – I najodważniejszym. – Ścisnął palce na krótką chwilę, po czym cofnął się.

Grace przyjrzała się uważnie młodemu czarodziejowi, zauważając ciemne okręgi pod oczami Harry’ego, ściągnięte policzki i wyraz wyczerpania.

- Ty też powinieneś pójść spać, dziecko. Jesteś wyczerpany, a walka ze sztyletem nie była łatwym zadaniem.

Harry pokiwał niewyraźnie głową, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że ledwo jest w stanie stanąć na nogach.

- Może powinieneś wypić kubek rosołu z chlebem, a potem trochę odpocząć – zasugerowała zaklinaczka, a ton jej głosu jasno wskazywał, że to bardziej rozkaz niż sugestia.

Harry był zbyt wyczerpany emocjonalnie i fizycznie, by podjąć walkę i po prostu pozwolił Grace zaprowadzić się do kuchni, zjadł rosół z kurczaka z kilkoma kroplami eliksiry uzupełniającego magię i trochę miękkiego, białego chleba, a potem Jace pomógł mu przejść korytarzem i do pokoju.

Zasnął, gdy tylko jego głowa uderzyła w poduszkę, a Grace wyczarowała na nim piżamę i zdjęła jego buty, owijając go chwilę później miękkim, zielonym kocem. Biedne dziecko. Myślę, że zniszczenie tego sztyletu było najmniejszym z twoich zmartwień, choć może to zabrzmieć dziwnie. Odwróciła się i wyszła z pokoju.

- Jace, musisz zebrać dla mnie więcej ziół z ogrodu. Złocień, nagietki, korę jarzębiny, kwiaty amleothoria…

- Do eliksirów, prawda? – zgadł intuicyjnie jej syn.

- Prawda. Pospiesz się. Będę miał akurat dość czasu, żeby uwarzyć nową porcję eliksiru redukującego gorączkę, nim się obudzą – ponaglała Grace.

Jace pobiegł do ogrodu, a kosz lewitował i unosił się za nim.

Harry obudził się kilka godzin później, czując się znacznie lepiej po długiej drzemce. Poszedł, wziął długi, gorący prysznic i ubrał się w czyste ubranie, po czym zszedł do kuchni, by zobaczyć, czy jest coś do zjedzenia, ponieważ nagle był wygłodniały. W kuchni znalazł Jaspera i Jilly, Jasper podawał Jilly obiad, który wyglądał na zupę pomidorową i grillowane kanapki z serem.

Harry zorientował się, że uśmiecha się na widok prostego posiłku, który jego ciotka zawsze przygotowywała dla Dudleya, gdy pogoda stawała się zimna i mroźna. Harry’emu zawsze udawało się wykraść kilka łyżek z garnka, kiedy Petunia odwracała się plecami i zwinąć kilka kawałków kanapki, ponieważ Dudley zawsze zjadał trzy i obcinał skórki, ponieważ ich nienawidził.

- Hej, Haly! – przywitała go Jilly, gdy tylko wszedł do pomieszczenia, trzymając w jednej ręce ćwiartkę kanapki z grillowanym serem, pokrojoną w trójkąt. – Długo spałeś. Chces zjeść obiad? – Wgryzła się w kanapkę, by mu to zilustrować.

Harry uśmiechnął się do niej. W małej dziewczynce było coś, co zawsze sprawiało, że czuł się dobrze.

- Tak. Co jecie? – zapytał, podchodząc, by usiąść obok niej.

- Mam glilowany sel i ziupę pomidolową – poinformowała go, ale wyszło niezbyt wyraźnie, ponieważ próbowała mówić z grillowanym serem w ustach, brzmiąc bardziej jak „Mm ilowny sel izpe pomdolową”.

- Jilly, nie mów z pełnymi ustami – skarcił ją miękko Jasper. – Cześć, Harry. Dobrze spałeś? Jesteś głodny?

- Tak, pr… Jasper – złapał się, nim ponownie powiedział „proszę pana”. – Byłem bardziej zmęczony niż myślałem.

- Wyobrażam sobie, biorąc pod uwagę to, co zrobiłeś. Zniszczenie Sztyletu Niezgody było nie lada wyczynem – powiedział starszy czarodziej z aprobatą w głosie.

- Nie mógłbym tego wykonać bez Hedwigi, Grace i Jace’a – powiedział skromnie Harry. Spuścił wzrok na stół i powiedział: – Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale…

- Harry, nie musisz mi wszystkiego opowiadać, jesteś gościem w moim domu i nigdy nie zażądałbym od ciebie rozliczenia ani żebyś mi opowiadał informacje, które chcesz zachować w tajemnicy – powiedział poważnie Jasper. – Prywatność jest najważniejsza w domu czytającego. – Postawił przed Harrym dużą miskę zupy, kanapkę z grillowanym serem, krakersy z ostrygami i szklankę soku z dyni. – Grace powiedziała, że profesor Snape się obudził, i chociaż jest słaby i chory, powinien w końcu dojść do siebie po klątwie sztyletu. To wspaniała wiadomość, prawda?

- Tak. Cieszę się – powiedział szczerze Harry. – Wciąż śpi, ale tego potrzebuje, ponieważ jego magiczne rezerwy zostały wyczerpane prawie do zera. – Po prysznicu poszedł sprawdzić, co z Severusem i zobaczył, że profesor wciąż spał, chociaż trochę się rzucał i obracał. Harry przetarł jego twarz chłodną, mokrą szmatką, którą znalazł obok łóżka profesora na małym stoliku i po tym Severus wydawał się odprężyć.

- Tak, Grace mi to powiedziała. Odpoczynek jest na to najlepszym lekarstwem – powiedział rozmyślnie Jasper. – Założę się, że umierasz z głodu, więc jedz, nie wstydź się. Moja zupa nie jest zła, a Jace zawsze mówi, że robię paskudną kanapkę z grillowanym serem. – Przelewitował miskę zupy i kanapkę na swoje miejsce przy stole, a także kielich czegoś, co wyglądało jak wino.

- Mmm, pzepysne! – dodała Jilly, kończąc to, co miała w ustach i zjadła trochę zupy małą łyżeczką.

Harry zaśmiał się z próby małej dziewczynki użycia wielkich słów i wgryzł się we własną kanapkę, była niesamowita, w sam raz przypieczona i idealnie stopiona w środku.

- Masz na myśli „przepyszne” – poprawił córkę Jasper.

Jilly zmarszczyła brwi.

- Wiem o tym, tato. Uwielbiam glilowany sel! – Wzięła kolejny kęs kanapki, nie dbając o to, że ser rozsmarował jej się na całej twarzy.

- Jilly, ale z ciebie łobuz! – westchnął Jasper, po czym sięgnął, by wytrzeć jej twarz serwetką.

Harry ukrył uśmiech na widok sposobu, w jaki zachowywali się ojciec i córka, po czym powiedział:

- Wiesz, ona ma rację. To najlepszy grillowany ser jaki w życiu jadłem.

Jasper wyglądał na zadowolonego i zaczął jeść własną kanapkę.

- Gdzie jest Jace? – zapytał Harry, gdy skończył ser i większość zupy.

- W laboratorium, pomaga Grace warzyć. Robili eliksir przeciwgorączkowy, kiedy wysłałem im coś do zjedzenia – odpowiedział szybko Jasper. Pochylił głowę, jakby słuchał, po czym powiedział: – Powinni prawie kończyć.

- Czy możesz… usłyszeć ich, gdziekolwiek są? – zapytał Harry, zaciekawiony zdolnościami czytającego.

- Nie zawsze. Nasza komunikacja jest ograniczona do około dziesięciu mil, a po tym nie mogę im nic posyłać. Ale tutaj, w domu, mogę wyczuć ich ogólne położenie i wysyłać im wiadomości bez problemu, chyba że wznieśli pełne osłony. Dlatego w ogóle wymyśliłem Amulety Komunikacji, żebym mógł rozmawiać z Grace i Jacem, nawet gdy byli daleko od wioski. – Postukał w wisiorek na swojej szyi. – To jest oryginalny, jaki stworzyłem. Grace nosi na szyi bliźniaka tego naszyjnika. Mam inny, zrobiony z malachitu, który nosi Jace. Ale nosi go zwykle, gdy jest w szkole, żeby mógł ze mną porozmawiać, gdyby potrzebował i nie musi tracić czasu na listy. Zwłaszcza w nagłych wypadkach.

- Szkoda, że więcej osób go nie ma. Założę się, że jest to dwadzieścia razy szybsze niż sowia poczta – zauważył Harry, choć poczuł się z tego powodu nielojalny wobec Hedwigi.

- Tak, jest to prawie tak szybkie, jak wysłanie mentalnej wiadomości. Ale niewielu czarodziei mogłoby sobie na nie pozwolić, musieliby zapłacić dość wysoką cenę, ponieważ wykonanie ich jest czasochłonne, a Ministerstwo wciąż nie przyznało mi patentu, co oznacza, że sprzedaję je tylko tym, do których mam zaufanie, że nie spróbują wykraść mojego wynalazku. Moi przyjaciele w wiosce je mają i są dostrojeni do mnie. Więc w razie niebezpieczeństwa wszyscy możemy się ze sobą skontaktować i przyjść z pomocą, jeśli to konieczne. Nie, żeby coś się tu działo, bo dzięki Merlinowi jest to dość spokojne miejsce. Mimo to nie zaszkodzi być przygotowanym.

- To ma sens. Czy śmierciożercy mogą znaleźć drogę do tego miejsca? – zapytał niespokojnie Harry. Wiedział, że chociaż chwilowo zostali odgonieni, ale wciąż gdzieś tam byli, obserwowali i czekali na swoją szansę do ponownego uderzenia.

- Tak, jeśli szukaliby wystarczająco długo, ale wioska jest chroniona i potrzeba całkiem silnych zaklęć, by przełamać osłony i cię znaleźć. My, czytający, jesteśmy dobrzy w ukrywaniu rzeczy. Pochodzi to z konieczności ukrywania siebie samego wieki temu, kiedy byliśmy prześladowani – wyjaśnił Jasper.

Harry poczuł ulgę, słysząc to, bo na poły bał się, że lada dzień zjawi się tu jakiś śmierciożerca, zwłaszcza kiedy sztylet został zniszczony. Czy Voldemort poczuł zniszczenie horkruksów? Harry się nad tym zastanowił. Pomyślał chwilę, po czym stwierdził, że chyba nie, ponieważ kiedy został wskrzeszony na cmentarzu nic nie wskazywało na to, by miał świadomość, że dziennik został zniszczony.

Dokończył zupę, a Jasper dał mu dokładkę bez pytania.

Jilly spojrzała na niego, gdy zaczął drugą porcję i zapytała:

- Smakuje ci, Haly?

- Jest pyszne, Jilly.

- Taka robi najlepszą zupę pomidorową i kanapki z grillowanym serem – stwierdził dumnie Jace, wchodząc do kuchni i porywając kolejną z rozgrzanego zaklęciem talerza na środku stołu.

- Uczyłem się od mojej mamy. Ona to potrafiła gotować, była mugolską, a mój tata zawsze mówił, że w kuchni czyni magię. Kiedyś zapisał ją do magicznego konkursu na wypieki bez jej wiedzy, a rywalizowali tam czarodzieje i czarownice, by zobaczyć, kto ma lepsze zaklęcia na przepisy, piekli coś zaklęciami i pozwalali ludziom spróbować, a potem wszyscy głosowali. Więc zgłosił tort mojej mamy, umieścił na nim swoje imię i wygrał. Potem przyznał, że tort zrobiła jego żona, a kiedy sędziowie poprosili go o zaklęcie, którego użyła, roześmiał się i powiedział im, że jest ona mugolską, a ciasto zostało zrobione od zera, bez użycia magii. Opowiadał, że sędziowie prawie zemdleli, tak byli zszokowani. Ale pozwolili mojej matce zatrzymać wstęgę za pierwsze miejsce.

- A lokalni czarodzieje nazywali ją po tym Mandy Witherspoon, Czyniąca Cuda bez Zaklęć – powiedziała Grace, śmiejąc się.

Harry zdołał się uśmiechnąć, po czym zapytał zaklinaczkę, jakie eliksiry warzyła dla Severusa. Kiedy Grace mu odpowiedziała, zaoferował też pomoc.

- Warzyłem wszystkie poza eliksirem uzupełniającym magię, ale jestem pewny, że też bym dał radę, jeśli za pierwszym razem popatrzę, jak to robisz. Jestem praktykantem z eliksirów i to sprawiedliwe, jeśli ja uwarzę dla niego eliksiry, skoro to moja wina, że jest w takim stanie.

- Możesz popatrzeć, jak robię eliksir uzupełniający magię. Zacznę go warzyć jutro. W międzyczasie myślę, że będę potrzebować kolejnej porcji eliksiru przeciwko zapaleniu płuc.

- Zacznę od razu – powiedział Harry, po czym zerwał się na nogi i praktycznie wybiegł do laboratorium.

Grace pokręciła głową.

- Biedne dziecko, czuje się tak winny z powodu swoich działań.

- Może warzenie eliksirów mu jednak pomoże – rozmyślał Jasper.

- Haly jest smutny – dodała Jilly. – Potsebuje specjalnego psytulasa.

- Potem, Jilly – powiedział Jace. – Mam iść mu pomóc, mamo?

- Jeszcze nie, Jace. Sądzę, że chce być sam – powiedziała mądrze Grace. – Może pójdziesz polatać?

- Ja tes! Ja tes, Jace! – krzyknęła Jilly, wyglądając całkiem żałośnie.

Jace jęknął łagodnie, ale potem zgodził się zabrać Jilly na miotłę na jakieś piętnaście minut, a dziewczynka pisnęła i przytuliła go, posyłając mu swoją radość, czym sprawiła, że uśmiechnął się i podrzucił ja w powietrze.

Ale w innym pokoju, Severus jęczał i rzucał się niespokojnie we śnie, gdy powróciły stare koszmary, by go nękać.

Harry pozostał w laboratorium, warząc środek przeciwko zapaleniu płuc, który nie był bardzo skomplikowanym eliksirem, w niczym nie przypominał eliksiru rozpuszczającego klątwy, ale był czasochłonny i musiał się moczyć godzinami, nim osiągał pełną moc. Doszedł do drugiego etapu procesu warzenia, nim Jace zszedł, by zawołać go na obiad.

- Profesor znowu się obudził, gdy tu byłeś i pytał o ciebie, ale kiedy powiedziałem mu, że warzysz, stwierdził, żeby cię zostawić i wrócił do spania. Przepraszam, powinienem powiedzieć ci wcześniej.

- W porządku, Jace. Severus rozumie, więc porozmawiam z nim jutro, gdy się obudzi – powiedział gładko Harry, nie zdradzając, jaką ulgę poczuł, że Severus zasnął i dzięki temu nie musiał rozmawiać ze swoim mentorem. Jedyny powód, dlaczego pyta o mnie to prawdopodobnie po to, żeby mi powiedzieć, żebym odszedł. Gdy próbowałem go zabić złamałem każdą zasadę w umowie praktykanckiej.

Postanowił, że spróbuje odłożyć nieuniknioną konfrontację tak długo, jak to możliwe. Warzenie eliksirów było świetną wymówką, a także dało mu ujście złagodzeniu odrobiny poczucia winy. Ale nadal czuł się okropnie i nie mógł znieść chwili, gdy będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Severusem.

Po obiedzie wrócił do laboratorium i dokończył eliksir, zabutelkował go i przyniósł na górę, by pokazać go Grace.

Wtedy dowiedział się, że Severus majaczył i nikogo nie rozpoznawał, myślał, że wrócił do nauczania w Hogwarcie i próbował wstać, by sprawdzić kociołki uczniów. Jace próbował z nim rozmawiać, ale nie przestawał próbować wstać, więc Grace myślała o skrępowaniu go, póki Harry nie podszedł, położył dłonie na jego ramionach i powiedział stanowczo:

- Severusie, ja będę uczył twoich zajęć. Jestem Harry, nie martw się, potrafię ich uczyć, dobrze?

- … pierwszy rok musi uwarzyć lek na czyraki, drugi eliksir przyjaźni, upewnij się, że wszystkie składniki są oznakowane… - wyszeptał Snape, a jego oczy były zaszklone.

- Tak zrobię. Teraz idź spać, Sev. Po prostu… idź spać.

Wtedy profesor uspokoił się.

- Ciepło… pić…

Harry podał mu chłodnej wody i eliksir przeciwgorączkowy, po czym profesor ponownie wycofał się do królestwa mroku między snem a marzeniami.

- Jego temperatura jest niebezpiecznie wysoka – powiedziała z niepokojem Grace. – Mam nadzieję, że następne dawki eliksirów przyniosą lepszy efekt, w przeciwnym razie będę musiała mu przygotować lodowatą kąpiel.

- Raz mi to zrobił, kiedy byłem chory – powiedział Harry. – Zadziałało. – Przysunął sobie krzesło i usiadł. – Będę obserwował go przez część nocy, Grace. Przynajmniej tyle mogę zrobić.

- Ale z pewnością jesteś zmęczony, Harry… - zaczęła.

- Proszę, Grace. Muszę tu być, na wypadek gdyby… nic mi nie będzie.

- No dobrze. Ale zawołaj mnie, gdyby jego temperatura wzrosła albo byłoby to dla ciebie zbyt wiele.

- W porządku.

Potem Witherspoonowie poszli do łóżka, a Harry rozsiadł się na noc w fotelu. Sev, zrobiłeś to dla mnie, kiedy byłem chory w Calais oraz kilka innych razy wcześniej. Zmiana jest sprawiedliwa, prawda?

Spędził noc obok swojego mentora, wycierając jego twarz i szyję chłodną szmatką, uspokajają go, gdy drżał i płakał z powodu koszmarów,  trzymając go za rękę i szepcząc:

- W porządku, Sev. Jestem tu. Nie jesteś sam.

Kilka razy Severus otworzył oczy i spojrzał na niego, ale nie był obudzony, tylko majaczył, więc nie rozpoznał Harry’ego. W nocy kilka razy Severus wołał kogoś o imieniu Thea, błagając ją, by nie zapominała o nim, a potem, by odpuściła, że nie jest wart jej czasu.

- … nie znasz prawdy o tym, kim jestem… a nie mogę ci powiedzieć… zostaw mnie, tak będzie lepiej, nie rozumiesz… - płakał, a jego głos był ostry z bólu.

Harry słuchał, milcząc z rozpaczy i próbując zrozumieć, o kim mówi Severus, po czym wpadł na to.

- Słodki Merlinie! To ta dziewczyna, którą zostawił te lata temu. Wciąż za nią tęskni.

- Thea… Thea… przepraszam… tak bardzo… Lily, wybacz mi…

- Ciii. Jest dobrze. Ona wie, Sev. Rozumie – mruczał Harry, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, by ulżyć udręczonej duszy swojego mentora. Jego serce się niemal złamało, gdy widział, jak ten dumny czarodziej stał się taki… zagubiony w świecie koszmarów, błagający o rozgrzeszenie ludzi, którzy byli martwi lub odeszli. Tak wiele cierpienia jak na jedno życie. Harry pochylił głowę, by ukryć łzy. Sev, to ja przepraszam. Przepraszam, że cię zraniłem i za to, że przeze mnie przechodzisz przez piekło.

Położył kolejną chłodną szmatkę na czole Mistrza Eliksirów, a Severus ponownie zapadł w sen pod wpływem chłodnego dotyku.

Harry obserwował śpiącego mężczyznę przez dobre dwadzieścia minut, po czym pozwolił swoim oczom się zamknąć. Zdrzemnę się na dwadzieścia minut, tylko tyle…

Kiedy otworzył oczy był ranek, a Severus wciąż miał gorączkę.

Przez trzy dni Severus wchodził i wychodził z koszmarów, jego gorączka wzrastała i spadała, ale nigdy nie ustępowała. Czasami był na wpół przytomny, wystarczająco, by wiedzieć, że jest w domu jednego ze swoich uczniów, który się nim zajmował, ale najczęściej pozostawał zagubiony w swoim umyśle, będąc więźniem swoich wspomnień. Grace dałaby mu eliksir bezsennego snu, ale dawkowanie go przy tak wysokiej gorączce było zbyt niebezpieczne, może na niego źle zareagować i spowodować zapadnięcie w śpiączkę. Dała mu więc łagodny eliksir nasenny, by spał komfortowo przez kilka godzin, ale kiedy przestał działać, koszmary wróciły ze zdwojoną siłą.

Wszyscy siedzieli przy jego łóżku na zmianę, podając mu eliksiry i rzucając zaklęcia chłodzące, ale to Harry był tam najczęściej, a kiedy go nie było, siedział w laboratorium, ważąc kolejne eliksiry. Poczucie winy skłaniało go do spędzania tam coraz większej ilości czasu, warząc silniejsze eliksiry zmniejszające temperaturę i leczące zapalenie płuc, by zwalczyć uciążliwy kaszel, który rozwinął się u Mistrza Eliksirów i nie chciał odejść, więc obawiali się, że może przekształcić się w zapalenie oskrzeli albo gorzej.

Trzeciej nocy Harry około północy wtoczył się na górę do łóżka, tak zmęczony, że ledwie widział do przodu i ciągle wpadał na ściany. Zasnął zaraz po zdjęciu szaty i butów, śpiąc jak zabity, zapominając, że powinien był iść sprawdzić, co z Severusem, ponieważ sam nalegał na nocną zmianę.

Na przemian marzł i płonął, od środka zimny jak lód, a na zewnątrz jego skóra płonęła jak ogień, gdy patrzył bezradnie, jak Voldemort rozkazał spalić dzieci żywcem. Płakał za maską i pragnął odwrócić się i przekląć szaleńca, który uważał, że niewinne dzieci powinny zginął za przestępstwo urodzenia się zwykłymi i bez magii. Nie! Nie dzieci! Nie krzywdź ich! Jego umysł krzyczał za każdym razem, gdy płomienie powoli lizały stos, a ich przerażony szloch zmieniał się w wycie agonii.

Patrzył bezradny, podczas gdy jego dusza kurczyła się z przerażenia i poprzysiągł, że pewnego dnia zapłacą za skrzywdzenie dzieci, z których jedno miało tylko dwa latka.

- Nie! Nie dzieci!

A potem znalazł się na ziemi, a Harry stał nad nim ze złotym sztyletem, wpatrując się w niego z wypełnionymi nienawiścią rubinowymi oczami, które należały do Voldemorta, uśmiechał się i wbił sztylet w jego pierś.

- Kto teraz uratuje twoje cenne dzieci, Severusie Snape?

Obudził się, a w jego uszach wciąż dzwoniły mu szaleńczy śmiech i krzyki umierających dzieci. Gdy otworzył oczy, stwierdził, że patrzy w parę wspaniałych, szmaragdowych oczu, które początkowo myślał, że należały do Harry’ego, póki nie poczuł, jak mała dłoń klepie go po policzku.

- Juś dobźe. Nie bój się.

Znowu śnię. Bo to jedyne wytłumaczenie, że koło mnie siedzi mała dziewczynka. Przetarł oczy, mając nadzieję, że widmowe dziecko, duch tego, którego nie udało mu się uratować, zniknie.

Ale pozostała tam, gdzie była, spoglądając na niego.

- Jesteś smutny i zraniony, jak Haly – powiedziała mu cicho. – Ale mogę sprawić, ze pocujesz się lepiej.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wczołgała się na jego kolana, wyciągnęła małe rączki do góry i objęła go za szyję, kładąc głowę na jego ramieniu.

Zamarł. On, Severus Snape, przerażający nietoperz z lochów, miał teraz na kolanach małą dziewczynkę. Przytulała go. Jej mała twarz była ukryta w jego ramieniu, na litość Merlina! To nie mogło się dziać!

- Czym jesteś… jak…?

- Potsepujes psytulasa, plofesoze, Sevi – powiedziała mu Jilly, a przynajmniej tak myślała, że mężczyzna ma na imię, bo słyszała, jak Harry i jej brat go tak nazywają. – Baldzo – dodała, gdy napłynęły do niej ostre uczucia bólu, przerażenia i zaskoczenia, gdy wchłaniała jego uczucia.

- T-Tak?

- Uhuh. – Przytuliła go mocniej. – Jesteś baldzo smutny. Baldzo, baldzo. – A potem zaczęła płakać, nie mogąc w żaden inny sposób poradzić sobie z głębią jego bólu.

- Nie… och, nie… nie… - sapnął, nie wiedząc, co robić. Dlaczego płacze? Widzisz, teraz ją przestraszyłeś, Severusie. Tobiasz miał rację, naprawdę masz twarz, która sprawia, że dzieci płaczą. Patrz na nią, trzęsie się jak liść na wietrze. Dziecko szlochało cicho w jego ramię, ale nie chciało go puścić, jej ramiona były owinięte wokół jego szyi jak pętla. Niezręcznie objął ją ramieniem. – No już… nie płacz… Ja… Nie chciałem cię przestraszyć… - Poklepał ją po plecach, zastanawiając się na nowo, czy to nie był po prostu kolejny szalony sen. Ale nie czuł, by śnił. Był prawie pewny, że to prawda.

Nawet pomimo wchłoniętego bólu i strachu, Jilly wyczuła jego dezorientację i nagle usiadła ze łzami wciąż spływającymi na policzkach, i powiedziała:

- Nie, nie boję się. Jesteś choly, nie strasny. Ale cuję cię tu – poklepała się w pierś. – I to boli. Ciebie boli. – Położyła dłoń na jego klatce piersiowej.

Był zszokowany i przerażony.

- Potrafisz poczuć to, co ja czuję? Wielki Merlinie! – Żadne dziecko nigdy nie powinno wyczuć moich uczuć, pomyślał gorączkowo i zaczął wzmacniać swoje tarcze wokół umysłu, jednak odkrył, że były już wzniesione i miały pełną moc. A jednak wciąż potrafiła go wyczuć. Jak to możliwe? Moje tarcze… nie działają! Sięgnął do jednej, odkrywając, że faktycznie była aktywna. Jednak nie mógł jej zablokować.

Wpatrywał się w nią zagubiony, w tego uroczego cherubinka ułożonego w jego ramionach i zapytał:

- Jak się nazywasz?

- Jestem Jilly – mruknęła. – A ty plofesol Sevi. Jace tam mówi.

Profesor… Sevi?! Merlinie miej litość.

- Ach, chodzi ci o profesor Snape.

Uśmiechnęła się anielsko.

- Haly nazywa cię Sevi.

- Tak?

- Tak. Tak cię wceśniej nazywał. Słysała.

- Chciałaś powiedzieć „słyszałam” – poprawił ją automatycznie Severus. Jakim cudem ja go nie słyszałem? Chociaż w sumie, lepiej żeby nigdy mnie tak nie nazywał, kiedy nie śpię! Bezczelny.

- Tak powiedziaam. – Potem znowu zarzuciła mu ręce na szyję. – Lubię cię. Nie smutaj, Sevi.

Otworzył usta, by powiedzieć jej, żeby przestała go przytulać, do cholery, był profesorem i nie potrzebował przytulasów, dorosłym mężczyznom i żadne dziecko nie powinno go przytulać w tej sposób, bo było to cholernie zawstydzające, ale wtedy zaczął odczuwać cudowny rodzaj uczucia, którego nie czuł od bardzo dawna.

To była radość. Czysta, nieskażona radość.

Przepłynęła od dziecka do niego olśniewającą falą ciepła i owinęła się wokół jego serca jak ciepły, puszysty koc, izolując go od tych wszystkich okropnych wspomnień i bólu, które przyniosły. Śmiech Voldemorta został wygnany, odrzucony w czarną pustkę oraz nie słyszał już krzyków umierających dzieci.

Po raz pierwszy, od kiedy ugodził go sztylet, a może nawet od dłuższego czasu, był naprawdę spokojny.

- Lepiej?

- Tak… zdecydowanie – wymamrotał. – Jak to zrobiłaś, Jilly?

Dziewczynka wzruszyła ramionami i szepnęła mu do ucha:

- Nie wiem.

Co za niezwykłe dziecko, pomyślał i przez kilka chwil w pokoju nie rozlegał się żaden dźwięk poza tykaniem zegara na nocnym stoliku i cichym odgłosem ich oddechów.

Snape spojrzał na zegar. Trzecia nad ranem, a ja siedzę z dziewczynką na kolanach, która potrafi czytać moje emocje jak z książki.

Wiedział, że powinien czuć się zirytowany i zrzędzić, miał gorączkę i był chory oraz nienawidził uczucia bezbronności i pozbawienia kontroli. Ale czuł tylko pewien rodzaj spokojnego zadowolena, jakby otrzymał dawkę eliksiru euforii. Nie, to lepsze niż eliksir euforii, bo on wpływa tylko na umysł, a on poczuł szczęście aż do głębi swojej duszy, gdzie powoli leczyło pęknięcia i rozdarcia.

Czuł się tak dobrze, że niemal zasnął z Jilly wtuloną w jego ramiona, kiedy usłyszał cichy głos, wołający:

- Jillian Elise Witherspoon, gdzie się podziałaś?

Nieco przestraszona Grace wsunęła głowę do pokoju Snape’a, włosy opadały jej na ramiona, a na srebrzystą koszulę nocną miała pospiesznie nałożoną niebieską szatę.

- Profesorze, przepraszam, że przeszkadzam, ale … och, Jilly, tu jesteś! – wykrzyknęła, gdy zobaczyła swoje krnąbrne potomstwo. – Co robisz w pokoju Severusa? Tak bardzo przepraszam, profesorze, obudziła cię?

Jilly poruszyła się, podniosła głowę i odpowiedziała:

- Nie obudziłam go, mamusiu. On obudził mnie. Swoim złym snem. Pocułam go.

- Na różdżkę Merlina! Mówisz, że…

- Obawiam się, że mój koszmar zakłócił jej spoczynek, pani Witherspoon – zaczął przepraszająco Severus.

- Grace.

- Obudziłem się i zobaczyłem, że ją obok siebie i bardzo nalegała… - zakaszlał z dyskomfortem,  ­– by mnie uspokoić. Wspięła się na moje kolana i… przytuliła mnie.

- Ojej! – Grace przyłożyła dłoń do ust, a jej wargi zadrżały. – Jilly uwielbia przytulać ludzi, którzy są… smutni albo zdenerwowani.

- Potsebował tego, mamo. Naprawdę baldzo.

- Jilly, co ci mówiłam o przytulaniu nieznajomych?

- Ale on nie jest nieznajomy, mamo. Wiem jego imię. To plofesol Sevi, naucyciel Jace’a, no i mieska tutaj, w moim domu.

- Ona ma rację  - przyznał Severus, a na jego twarzy pojawił się słaby, krzywy półuśmiech. – Szczerze jestem zaskoczony, że chce być blisko mnie, skoro przestraszyłem ją swoim koszmarem. – Szybko opowiedział Grace, jak Jilly rozpłakała się po tym, jak go przytuliła. – Próbowałem osłonić swój umysł, jestem silnym oklumentą, ale z jakiegoś powodu udało jej się prześlizgnąć przez moje tarcze. – Teraz brzmiał na zirytowanego, bo nie był nowicjuszem i nie lubił, gdy zwykłe dziecko go pokonywało.

- Obawiam się, że twoje tarcze nie powstrzymają empaty przed użyciem jej talentu. Twoje tarcze mogą maskować myśli i wspomnienia, a nie emocje. Dar Jilly działa na zupełnie innym poziomie. Czasami nawet moje tarcze, które są warstwowe, nie są w stanie jej powstrzymać – powiedziała Grace z nutą dumy w głosie. – Przepraszam za jej wtargnięcie, ale na tym etapie nie może tak naprawdę kontrolować swojego daru i po prostu wychwytuje wszystkie emocje, które są na powierzchni twojego umysłu i instynktownie wyczuwa te, które są bardzo silne.

- To całkowicie zrozumiałe, jest tak młoda, nie potrafi na długo utrzymywać swoich tarczy. Ale jak będzie starsza to w końcu rozwinie kontrolę.

- Dziękuję za zrozumienie, Severusie. Właśnie dlatego nie lubimy zabierać jej w duży tłum, bo przytłacza ją to, a większość czarodziejów uważa, że dziecko z jej talentem nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa.

- To niedorzeczne! – skrzywił się Mistrz Eliksirów. – Takie postawy trzeba wykorzeniać. Nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa! Humph! Znam kilku czystokrwistych o nieskazitelnym rodowodzie, którzy nie nadają się do mieszkania ze świniami w chlewie, a tym bardziej z ludźmi.

Grace skinęła głową.

- Ludzie boją się odmienności. To fakt, którego czytający nauczyli się zbyt dobrze.

- Zawsze  tak było i zawsze będzie. Idioci! – powiedział cynicznie Snape. – Ja… sam nie jestem przyzwyczajony do małych dzieci, ale nawet ja wiem, że lepiej nie szufladkować w ten sposób niewinnego malucha. – Wydawało mu się przestępstwem bać się tak pięknego dziecka, które teraz spało na jego ramieniu z kciukiem w ustach. Tak młoda, tak niewinna, jak te wszystkie inne dzieci. Modlę się, by nigdy nie poznała ich losu. Przepłynęła przez niego nagła fala opiekuńczości.

- Kiedy dotknie cię empata, już nigdy nie będziesz taki sam – powiedziała Grace, a ich oczy napotkały się we wspólnym zrozumieniu.

- Ona jest niezwykłym dzieckiem. – Severus skinął głową, poruszając się z niezręcznością.

- Jest błogosławieństwem – zgodziła się jej matka. – Mam ją położyć do łóżka? Musisz być zmęczony, skoro trzymasz ją tak długo.

Severus nie odpowiedział, stwierdzając, że puszczał ją z dziwną niechęcią.

Grace ukryła porozumiewawczy uśmiech, po czym rzuciła na niego szybkie zaklęcie diagnostyczne. Wynik zaskoczył ją.

- Cóż, wygląda na to, że w końcu udało ci się pokonać gorączkę, dzięki Bogu, i twoje płuca też się oczyszczają. Od wczoraj nastąpiła znaczna poprawa.

- Moja magia też powoli wraca – powiedział jej Severus.

- To bardzo odważny powrót do zdrowia – oświadczyła z zadowoleniem Grace. – Jeszcze kilka dni i powinieneś być na nogach. Za tydzień powinieneś całkowicie odnowić swoją magię. – Nie wspomniała o jego emocjonalnym stanie, ponieważ miała przeczucie, że jej córka może w tym pomóc bardziej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. – Jesteś w niesamowitej kondycji. Inny czarodziej mógłby zginąć od klątwy sztyletu.

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Odziedziczyłem dobre zdrowie po moich przodkach z Yorkshire. Nie da się mnie pokonać tak łatwo jak większości – stwierdził po prostu Severus.

- Ta, dobrze o tym wiem. My z północy jesteśmy nieźli – powiedziała Grace, po czym delikatnie uniosła Jilly z jego ramion. – Czas położyć tego szkraba do łóżka. Potrzebuje pan odpoczynku, pani Snape, pomimo swojego pochodzenia z Yorkshire. – Machnęła ręką i na stoliku nocnym pojawiły się dwa eliksiry. – Weź je, proszę.

Uniósł jeden, przypominając sobie coś, co powiedział wcześniej Jace.

- Harry je uwarzył. – Pierwszy przyjął jednym łykiem, krzywiąc się pod wpływem smaku. Eliksir uzupełniający magię był bez smaku i znacznie łatwiej było go przełknąć.

Grace wręczyła mu filiżankę zimnej wody, a potem powiedziała:

- W rzeczy samej. Nalegał, mimo to, że próbowałam mu pomóc. Sam uwarzył każdą porcję. Dobrze go nauczyłeś, Severusie. Ma dobre serce, pomimo tego, do czego zmusił go sztylet. Nie możesz go winić, wiesz? Niewielu było takich, którzy byli w stanie oprzeć się opętaniu przez Sztylet Niezgody.

Severus zesztywniał.

- Opętaniu? Ten cholerny sztylet go opętał. Dlatego próbował… mnie zabić. – Bolało go wypowiadanie tych słów, przypominanie sobie wyrazu nienawiści na twarzy Harry’ego, ale lepsze opętanie niż pielęgnowanie szalonej urazy i nienawiści. Jak to przegapiłem? Dlaczego mi nie powiedział?

- Nie chciał cię zaatakować, sztylet kontrolował jego umysł poprzez jego podświadomość – zaczęła Grace, widząc, jak twarz Mistrza Eliksirów ciemnieje.

- Wiem, co oznacza opętanie, proszę pani – powiedział sztywno Severus. – Porozmawiam z nim o tym jutro.

- Profesorze, proszę nie być wobec niego zbyt surowym. Jest z tego powodu bardzo zdenerwowany, wydaje mi się, że myśli, że go nie zrozumiesz i… odprawisz w złości. Jeśli możesz, pozwól mu wyjaśnić, zanim wydasz jakiekolwiek ultimatum. Nie jest to moja sprawa, mimo wszystko jest twoim praktykantem i podopiecznym…

- Wezmę twoje słowa pod uwagę – powiedział Severus, ziewając. – W tej chwili chyba pójdę spać, nie jestem w stanie utrzymać rozmowy sam ze sobą, a tym bardziej z moim podopiecznym. – Eliksiry, które zażył, zadziałały szybko i miał czas tylko położyć się na poduszce, nim odpłynął w krainę snów.

- Śpij dobrze, profesorze – mruknęła Grace i naciągnęła na niego kołdrę, by nie zmarzł. Nawet latem na wrzosowisku mogło być chłodno. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze między Mistrzem Eliksirów i jego podopiecznym i że uda im się naprawić ich zniszczoną relację.

Potem wyszła tak cicho, jak weszła, by położyć swoją najmłodszą pociechę do łóżka, a potem wrócić do siebie, by zdrzemnąć się do ósmej, kiedy to wstała i przygotowała śniadanie dla rodziny i gości.