Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 23 czerwca 2018

CP - Rozdział 4 - Ciągłe przypomnienie



Przez następne kilka tygodni, Harry potrzebował wielkiego wysiłku, by przekonać wszystkich, że nic mu nie jest. Po kilku dniach „dochodzenia do siebie” wznowił swoje treningi, ale Syriusz wydawał się mu we wszystkim odpuszczać. Nie naciskał na Harry’ego i zawsze ogłaszał koniec treningu w momencie, gdy zobaczył choćby kroplę potu, pojawiającą się na czole Harry’ego. To denerwowałoby każdego, kto chciałby pójść do przodu, ale Harry na razie trzymał buzię na kłódkę. Syriusz się martwił. Harry to zaakceptował. Na razie tak to zostawi, ale jeśli to będzie się działo dalej, Harry był gotowy podjąć jakieś środki.
Ron i Hermiona starali się zachowywać normalnie w pobliżu Harry’ego, ale wszyscy widzieli, że martwią się o przyjaciela. Ich zainteresowanie Zakonem nagle zniknęło, przez co Fred, George i Ginny stali się nieco podejrzliwi, ale Hermiona zwykle miała wymówkę za każdym razem, gdy trójka nastolatków wyraziła na głos swoje myśli. By zaspokoić ich ciekawość, pani Weasley powiedziała swoim dzieciom (oczywiście za przyzwoleniem Syriusza i Remusa), że Harry miewa okropne koszmary, wywołane tym wszystkim, co się wydarzyło. Wszyscy mogli stwierdzić, że zaakceptowali to wyjaśnienie i przestali zadawać pytania, choć nikt naprawdę nie wiedział, czy rzeczywiście uwierzyli matce.
Gdy zaczął zbliżać się powrót do Hogwartu, wszystkie nastolatki zaczęły się denerwować (zwłaszcza Hermiona). Żaden nie otrzymał jeszcze szkolnych listów. Syriusz był tak zirytowany narzekaniem Hermiony o tym, że mają „mało czasu na przygotowanie się na zajęcia”, że poprosił profesora Dumbledore’a o listę książek i zebrał wszystko, co nastolatki będą potrzebować, ku wielkiemu zdenerwowaniu dzieci Weasleyów. Od tego czasu Harry i Ron niechętnie spędzali swój wolny czas z Hermioną w bibliotece rodowej Blacków.
Syriusz przyniósł również kilka dodatkowych książek o badaniach nad magią dla Harry’ego, które czytał bardzo późnym wieczorem albo wcześnie rano, gdy Hermiona i Ron jeszcze spali. Badania nad magią nie były częścią podstawy programowej Hogwartu, więc była możliwość, że Hermiona jeszcze nie przeczytała nic o tym temacie, niewielka możliwość, ale jednak.
Był ostatni dzień wakacji, gdy w końcu nadeszły listy. Harry przygotowywał obiad z Remusem i panią Weasley, gdy Ron i Hermiona wbiegli do kuchni z kopertami w rękach. Ron szybko podał Harry’emu jego list, zanim rozdarł swój. Hermiona już swój otworzyła i zaczęła krzyczeć, gdy coś czerwonego i złotego wpadło w jej rękę. Nie trzeba było być geniuszem, by się zorientować, że Hermiona została mianowana Prefektem.
Trzask.
Fred i George aportowali się do kuchni z przejęciem na twarzy.
- Skąd to zamieszanie? – zapytał George, po czym zobaczył Hermionę, trzymającą swoją odznakę. – Och, a myśleliśmy, że stało się coś ważnego.
- George! – skarciła go pani Weasley. – Mianowanie na Prefekta jest ważne. – Odwróciła się do Hermiony. – Gratulacje, moja droga. Z pewnością zasłużyłaś na to swoją ciężką pracą przez te wszystkie lata.
Hermiona uśmiechnęła się do pani Weasley, po czym spojrzała na Harry’ego z podekscytowanym wyrazem twarzy.
- Gratuluję, Hermiono – powtórzył Harry z uśmiechem, po czym spojrzał na Rona, który patrzył na swój list z Hogwartu z czymś, co wydawało się być szokiem. – Eee, Ron? Wszystko gra?
Ron powoli uniósł na Harry’ego swoje rozszerzone oczy.
- Jestem Prefektem – powiedział niemal szeptem. – Jak… jak to możliwe?
Wydawało się, że nie tylko Ron jest tym zaskoczony. Fred wyrwał mu list z ręki i szybko przeczytał.
- Nie mogę w to uwierzyć – powiedział, spoglądając na Harry’ego. – Myśleliśmy, że ty jesteś pewniakiem, Harry, skoro wygrałeś Turniej i po tym wszystkim, co zrobiłeś.
Harry skrzywił się na temat Turnieju i natychmiast poczuł uspokajającą dłoń Remusa na swoim ramieniu. Dla uczniów piątego roku są ogłaszani tylko dwaj Prefekci na każdy Dom. Powiedzenie, że Harry był zaskoczony tym, że Ron został wybrany, było niedopowiedzeniem. Pomimo wszystkiego, co zrobił, Harry starał się ciężko pracować przez ostatnie dwa lata i zdołał poprawić swoje oceny, podczas gdy Ron ledwo zdołał zaliczyć zajęcia.
Zdawszy sobie sprawę z tego, że wszyscy czekają, aż coś powie, Harry szybko to przemyślał. Wypowiedzenie złych słów spowoduje, że Ron albo się zezłości albo zrobi zazdrosny. Harry nie chciał tego robić.
- Naprawdę nie sądzę, że jestem idealnym materiałem na Prefekta – powiedział nonszalancko, odkładając nieprzeczytany list i powracając do przygotowywania śniadania. – Teraz nie umiem zadbać nawet o siebie. Jestem pewny, że Dumbledore miał to na uwadze, gdy to ustalał. – Spoglądając bezpośrednio na Rona, Harry posłał mu dumny uśmiech. – Gratulacje, Ron – powiedział szczerze.
Wszyscy natychmiast uniknęli spoglądania na Harry’ego. Fred czuł się okropnie przez wyciągnięcie na powierzchnię tematu Turnieju, ponieważ to wciąż było coś, o czym Harry nie chciał mówić, podczas gdy wszyscy inni szukali odpowiednich słów. To były dwa bardzo drażliwe tematy: Turniej i chore serce Harry’ego. Remus, pani Weasley, Ron i Hermiona wiedzieli, jak bardzo Harry jest niezadowolony z faktu, że nie jest  jeszcze całkowicie zdrowy. To wydawało się być kolejnym gwoździem do trumny, kolejnym przypomnieniem, że nie wszystko było „w porządku”, tak jak Harry chciał, żeby wszyscy wierzyli.
Czując napięcie w pomieszczeniu, Harry odwrócił się do czwórki nastolatków z nożem w ręce.
- Jeśli chcecie pomóc, jestem pewny, że znajdzie się coś do roboty – zaoferował, po czym obserwował, jak jego przyjaciele szybko uciekają – zanim Ron był w stanie to zrobić, otrzymał mocny uścisk od pani Weasley. Wszyscy już się nauczyli, żeby zwyczajnie zostawić Harry’ego, Remusa i panią Weasley, by radzili sobie z posiłkami, ponieważ opanowali to niemal do perfekcji.
Gdy tylko wyszli, Harry odwrócił się plecami do Remusa i pani Weasley, kontynuując przygotowywanie obiadu. Wiedział, że już wkrótce przyjdzie Syriusz i trójka dorosłych będzie chciała o tym porozmawiać, a w tym momencie bardzo tego nie chciał. Harry nie mógł nic poradzić na to, że czuł się nieco rozczarowany tym, że profesor Dumbledore nie wierzył, że jest zdolny do pełnienia obowiązków Prefekta. Sądził, że poczynił spory postęp od rozpoczęcia wakacji, a przynajmniej tak mu wszyscy mówili.
- Wszystko w porządku, mój drogi? – zapytała łagodnie pani Weasley.
- Tak, pani Weasley – powiedział szczerze Harry. Nie potrafił powstrzymać poczucia winy z powodu tego, że matka Rona martwiła się o niego, zamiast świętować ze swoim synem. To było kolejne przypomnienie, że ludzie wciąż sądzą, że jest zrobiony ze szkła. – Chyba powinniśmy zrobić dla nich coś specjalnego na kolację – dodał Harry po chwili ciszy. – Ron i Hermiona zdecydowanie na to zasłużyli.
- Masz rację, Harry – powiedział ostrożnie Remus. – Zasłużyli na specjalną kolację.
Dźwięk otwieranych drzwi szybko ostrzegł Harry’ego, że Syriusz właśnie wszedł do kuchni.
- Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego zostałem przyparty do muru przez Freda i George’a, którzy mi powiedzieli, żebym tu jak najszybciej przyszedł? – zapytał z ciekawością Syriusz.
- Właśnie przybyły listy ze szkoły – powiedział cicho Remus. – Właśnie dyskutowaliśmy, co powinniśmy zrobić na dzisiejszą kolację, żeby uczcić to, że Ron i Hermiona zostali mianowani Prefektami. – Syriusz spojrzał na Remusa i panią Weasley z uniesioną brwią. – Dobrze mnie usłyszałeś, Syriuszu – dodał Remus.
Syriusz potrząsnął głową powoli, po czym przeniósł wzrok na Harry’ego.
- Usiądź, Rogasiątko – powiedział, po czym podciągnął sobie krzesło i usiadł. Harry niechętnie wykonał polecenie. – A teraz z nami porozmawiaj. Mogę powiedzieć, że jesteś rozczarowany. – Harry poruszył się, żeby zaprotestować. – Nie ma nic w tym złego, dzieciaku, ale musimy o tym porozmawiać. Nie możesz ukrywać wszystkich swoich emocji. Pamiętaj, co się stało w zeszłym roku.
Pani Weasley popatrzyła zdezorientowana na Syriusza i Remusa. Tylko ona nie wiedziała o wybuchach Harry’ego wywołanych emocjami. Mimo że były tylko dwa, drugi był z pewnością bardziej katastrofalny niż pierwszy. Nie będąc w stanie poradzić sobie ze stłumionymi emocjami, Harry dał im upust i roztrzaskał wszystkie okna w skrzydle szpitalnym w drobny mak. To był jeden z głównych powodów, dlaczego Syriusz i Remusa tak uporczywie pracowali nad Harrym, by okazywał swoje uczucia po Turnieju i po każdym wydarzeniu, które mogło go dręczyć.
Harry westchnął, spuszczając wzrok na stół. Nie chciał przyznać, że czuje coś poza szczęściem, ale to nie był argument.
- Jestem rozczarowany – wyznał cicho. – W zeszłym roku tak ciężko pracowałem mimo tego, przez co musiałem przechodzić i myślałem, że zobaczy, że dam sobie radę. – Harry potrząsnął głową. Wiedział, że źle było tak użalać się nad sobą. – Powinienem cieszyć się szczęściem Rona – powiedział bardziej do siebie, niż do osób w pomieszczeniu. – Zasłużył na to, żeby być rozpoznawanym. Tak długo tego pragnął.
- Podobnie jak ty – powiedział łagodnie Remus, klękając przy boku Harry’ego. – Wiemy, jak się starałeś w zeszłym roku. I wiem, jak mocno forsowałeś się rok wcześniej. Poczyniłeś wielki postęp we wracaniu do zdrowia, szczeniaku; większy, niż inni mogą przypuszczać. Nie jesteś złą osobą przez to, że czujesz się rozczarowany. Masz do tego wszelkie prawo. Przyznaj się do tego uczucia i rusz do przodu. Nie rozmyślaj o tym, co mogłoby być.
- Lunatyk ma rację – dodał Syriusz. – Masz teraz dużo na głowie. Nie martw się tym. Twój ojciec również nie był Prefektem. Jestem pewny, że Dumbledore myślał, że nie potrzebujesz w tym momencie dodatkowego stresu. Pamiętaj, że w tym roku SUM-y. Chciałeś sobie dobrze radzić na zajęciach i na boisku Quidditcha – jeśli tylko Poppy na to pozwoli, oczywiście. Skoncentruj się na tym, co masz, Harry, a nie na tym, czego nie masz.
Harry spojrzał na opiekunów z pełnym nadziei spojrzeniem na twarzy. Mieli rację. Remus powiedział Harry’emu jak trudny będzie ten rok, a z Quidditchem, nie mógł sobie pozwolić na łapanie zbyt wielu srok za ogon. Pani Pomfrey z pewnością by na to nie pozwoliła. Tak mocno, jak nie znosił tego, że nie jest do końca zdrowy, Harry wiedział, że musi to zaakceptować.
- Wy nie jesteście rozczarowani? – zapytał cicho Harry.
Syriusz i Remus popatrzyli na Harry’ego ze zdezorientowaniem na twarzach.
- Rozczarowani? – zapytał Syriusz, brzmiąc na przerażonego. – Harry, ja nigdy nie ubiegałem się o bycie Prefektem. Nasz stary Lunatyk miał ten zaszczyt. – Syriusz przesunął się do boku Harry’ego i pociągnął nastolatka do mocnego uścisku. – Nigdy nawet nie próbuj myśleć, ze jesteśmy tobą rozczarowani. Jesteśmy ogromnie dumni z bycia twoimi opiekunami. Dokonałeś tak wiele w tak krótkim czasie, gdy cie znamy, niż kiedykolwiek mieliśmy nadzieję.
Harry musiał się uśmiechnąć. Rozczarowanie opiekunów zawsze było czymś, co nękało jego umysł. Oni byli głównym powodem, dlaczego tak bardzo się forsował. Zanim Syriusz i Remus się nim zaopiekowali, Harry naprawdę nie miał nikogo, kogo by obchodziło to, co robi w szkole. Dursleyowie z pewnością mieli to gdzieś. Zwykle, gdy Harry uczył się lepiej niż Dudley w szkole, był bity przez swojego kuzyna i jego gang.
Gdy Syriusz puścił Harry’ego, chłopak znalazł się natychmiast w kolejnym uścisku.
- Bycie Prefektem to zaszczyt, ale to wcale nie jest taka fajna sprawa – powiedział bez ogródek Remus. – Musisz egzekwować zasady bez nadużywania swojej pozycji, zwłaszcza, gdy karzesz uczniów z innych Domów. To z pewnością dodatkowy stres; przynajmniej tak było w moim przypadku.
Przekonany już, że decyzja w sprawie Prefektów została prawidłowo podjęta, Harry podziękował opiekunom, po czym dokończył przygotowywanie obiadu, jednocześnie dyskutując, co powinni zrobić dla Rona i Hermiony. Pani Weasley chciała kupić coś specjalnego dla Rona, jak zrobiła dla Percy’ego, kiedy został Prefektem i wyszła, by zapytać Rona, co by chciał, podczas gdy Harry, Remus i Syriusz wyłożyli wszystko na stół.
Spoglądając na opiekunów, Harry musiał przyznać, ze są ważniejsze rzeczy niż  odznaka i dodatkowa odpowiedzialność. Wiedział już, że będzie mu trudno, gdy Voldemort powrócił i Ministerstwo mu nie uwierzyło. Mówił poważnie. Czas, żeby Ron otrzymał coś, czego Harry nie miał.
W przeszłości Ron miał pewne problemy z zazdrością i choć Ron twierdził, że się ich pozbył, Harry mógł powiedzieć, że po prostu już nie wygłaszał jej na głos. Od czasu trzeciego zadania, Ron bardzo ostrożnie dobierał słowa wypowiedziane do Harry’ego. Wyglądało to tak, jakby Ron niemal bał się powiedzieć albo zrobić coś, co mogłoby spowodować rozłam w ich przyjaźni. Może patrzenie na mnie w skrzydle szpitalnym przez niemal tydzień miało na niego większy wpływ niż myślałem. Harry wiedział, że wcześniej czy później będzie musiał z Ronem porozmawiać.
^^^
Jak się okazało, Ron poprosił panią Weasley o nową miotłę, nowego Zmiatacza do dodatkowych ćwiczeń. Syriusz zaoferował, że podzieli się z panią Weasley kosztami, ale kobieta odmówiła, twierdząc, że Syriusz już zapłacił za ich szkolne książki i dzięki temu zaoszczędził Weasleyom wiele wydatków. Harry wiedział, że bardziej chodziło o fakt, że pani Weasley jest zbyt dumna, by zaakceptować od Syriusza więcej darowizny, niż już jej dał.
Było późne popołudnie, gdy pani Weasley wyszła na ulicę Pokątną, podczas gdy Harry, Remus i Syriusz przygotowywali kolację. Fred, George i Ginny mieli zająć czymś Rona i Hermionę przed kolacją. Harry robił wszystko, co w jego mocy, by przygotować dla nich coś specjalnego i nie chciał, żeby niespodzianka została zniszczona. Co jakiś czas, Ginny wchodziła do kuchni i informowała Harry’ego o tym, co się dzieje, czyli zwykle o tym, że Fred i George dokuczają Ronowi, że będzie musiał teraz trzymać się zasad. Harry musiał się uśmiechnąć na myśl o Ronie przestrzegającym reguł. To z pewnością będzie wyzwanie.
Zanim pani Weasley wróciła, Harry, Remus i Syriusz wszystko już mieli przygotowane, w tym transparent „GRATULACJE DLA RONA I HERMIONY”. Pani Weasley pogratulowała trójce czarodziejów dobrze wykonanej roboty, po czym wyszła z pomieszczenia, by znaleźć swoje dzieci i Hermionę. Wróciła kilka minut później z wszystkimi poza Ronem, który w tym momencie odkładał swoją nową miotłę do pokoju.
Gdy tylko przybył Ron, wszyscy zaczęli jeść, rozmawiając z podekscytowaniem o jutrzejszym rozpoczęciu roku szkolnego. Ron i Hermiona szybko odnaleźli Harry’ego i podziękowali mu wielokrotnie za to, że narobili mu tyle kłopotu. Harry tylko uznał, że to nic takiego, po czym ponownie pogratulował Ronowi i Hermionie. Musiał przyznać, że od bardzo dawna nie widział ich takich szczęśliwych.
Pan Weasley i Bill przybyli niedługo po tym, jak wszyscy zaczęli jeść, a zaraz za nimi Tonks, Kingsley Shacklebolt i Szalonooki Moody. Każdy z nich pogratulował Ronowi i Hermionie, podczas gdy Syriusz usiadł po prawej Harry’ego, a Remus po lewej. Harry nawet ich nie zauważył, gdyż jego uwaga była skupiona na Ronie i Hermionie. Dopiero gdy dłoń dotknęła jego prawego ramienia, Harry zorientował się, że ktoś siedzi obok niego.
- Wszystko w porządku, Rogasiątko? – zapytał cicho Syriusz.
Harry spojrzał na ojca chrzestnego z miękkim uśmiechem na twarzy, po czym skinął głową, powracając spojrzeniem na Rona i Hermionę.
- Spójrzcie na nich – powiedział równie cicho. – Są tacy szczęśliwi. Zasługują na szczęście, zwłaszcza po tym wszystkim, co się wydarzyło.
Syriusz owinął ramię wokół barków Harry’ego i przytulił go nim.
- Nie tylko oni – powiedział miękko. – Miałeś naprawdę wspaniały pomysł, Harry. Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.
Harry wzruszył na to ramionami. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego Syriusz robi z tego tak wielką sprawę.
- Zrobiliby dla mnie to samo – powiedział zgodnie z prawdą. – To oni wspierali mnie w zeszłym roku. – Cóż, gdy Ron już poradził sobie z zazdrością, ale nie było sensu w przypominaniu tego. Ron przeprosił i nawet nauczył Harry’ego, jak się pływa. – Dlaczego ja nie miałbym wspierać ich?
Głos Szalonookiego Moody’ego przerwał ich rozmowę.
- Dumbledore musi bardzo wierzyć w waszą dwójkę – burknął w stronę Rona i Hermiony. – Ci u władzy są zawsze pierwsi atakowani. Ufam, że wiecie, jak się prawidłowo bronić i jak dbać dobrze o różdżkę. Nie chcielibyście rozwalić sobie pośladków, prawda?
Harry musiał stłumić śmiech na widok nerwowych spojrzeń Rona i Hermiony. Szalonooki podobnie z nim rozmawiał, zanim się dowiedział, że Harry ma kaburę na różdżkę na prawym nadgarstku. Zwykle nastolatki wkładały swoje różdżki do tylnych kieszeni spodni, ponieważ nie mieli lepszego miejsca do schowania ich. Tego dnia Szalonooki szczegółowo wyjaśnił wytyczne dotyczące prawidłowego dbania o różdżkę.
Mundungus Fletcher przybył niedługo potem i natychmiast usiadł obok Freda i George’a. Ich trójka, rozmawiająca ze sobą, z pewnością nie była dobrym znakiem. Harry miał przeczucie, że Fred i George wykorzystywali podejrzane powiązania Mundungusa w zdobyciu materiałów do pomocy w ich sklepie z żartami, a wiedział, że gdyby pani Weasley się o nim dowiedziała, nie byłaby zadowolona.
Pan Weasley wstał z pucharkiem w ręce.
- Wznieśmy toast! – zadeklarował, unosząc kielich. – Za Rona i Hermionę, nowych Prefektów Gryffindoru!
Wszyscy powtórzyli za panem Weasleyem, unosząc kielichy, po czym wzięli łyka płynu. Ron i Hermiona zarumienili się, uśmiechając jasno i również upili ze swoich kielichów. Gdy wszyscy odstawili swoje napoje, rozległ się aplauz, przez co rumieńce Rona i Hermiony zrobiły się intensywniejsze. Harry klaskał ze wszystkimi; cieszył się, że nikt nie zwracał na niego uwagę, jak się działo przez większość wakacji. To z pewnością była mile widziana zmiana.
Ramię luźno owinęło się wokół jego szyi i łagodnie pociągnęło do tyłu. Unosząc wzrok, Harry zobaczył uśmiechniętą twarz Tonks, która miała na głowie długie, rude włosy. Wymienili uśmiechy, zanim Harry zrelaksował się przy niej. Musiał przyznać, że podobał mu się taki stan rzeczy. Posiadał rodzinę, bez względu na to, jak bardzo była nietradycyjna. Syriusz, Remus i Tonks byli teraz najbliżej osób, które mógł nazwać krewnymi i z pewnością było to lepsze, niż kiedykolwiek miał nadzieję.
Wokół stołu dało się słyszeć kilka rozmów. Ron i Ginny rozmawiali o nowej miotle, Hermiona i Remus mówili o tym, jak są traktowane skrzaty domowe (Hermiona była bardziej ciekawa, niż cokolwiek innego), pani Weasley rozmawiała z Billem o jego długich włosach, pan Weasley, Tonks i Syriusz dyskutowali o jutrzejszym wyjeździe na Peron 9 , podczas gdy Szalonooki i Kingsley wydawali się być pogrążeni w głębokiej dyskusji. Harry wiedział, że lepiej w ogóle nie próbować się dowiedzieć, o czym.
Nagle Harry poczuł, jakby był obserwowany. Oglądnąwszy się przez ramię, Harry zauważył Stworka, ukrytego w cieniu. Jak najdyskretniej, Harry opuścił stół i podszedł do skrzata domowego. Klękając przed stworzeniem, Harry mógł zobaczyć nerwowe spojrzenie na jego twarzy. Nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widział takie wyraz na buzi skrzata.
- Stworku, co się dzieje? – zapytał.
- Stworek znalazł coś złego w pustej sypialni – powiedział cicho skrzat. – Stworek nie chciał zawracać głowy Młodemu Panu, ale Młody Pan nie odesłałby Stworka jak Zdrajca Kr… Pan Syriusz. – Stworek starał się powstrzymać od obrażania Syriusza w towarzystwie Harry’ego. Jednak wciąż nad tym pracował. – Stworek musi utrzymywać dom w takim stanie, jaki pani Stworka chciała.
Harry położył dłoń na ramieniu Stworka i uśmiechnął się ciepło.
- W porządku, Stworku, rozumiem – powiedział. – Może pokarzesz mi, gdzie to jest? Jeśli nie będę umiał się tym zająć, to wrócimy tutaj i sprowadzimy Syriusza.
Stworek skinął głową, po czym wyprowadził go z kuchni. Podążając za Stworkiem na piętro, Harry musiał się zastanowić, co mogło tak zdenerwować skrzata domowego. Znał Syriusza i Remusa tak dobrze, by wiedzieć, że już zajęli się wszystkim, co mogło kogokolwiek skrzywdzić. Szli korytarzem w ciszy, póki nie dotarli do ostatniej sypialni po lewej, jednej z nieużywanych, jak powiedział Stworek.
Rzuciwszy spojrzenie Stworkowi, Harry otworzył drzwi i włączył światło. Pokój był udekorowany w ciemnozielonym tonie, dając pokojowi ślizgońskie wrażenie. Harry zapisał w pamięci, by zaoferować ten pokój profesorowi Snape’owi, gdyby ten kiedykolwiek chciał zostać na noc… nie żeby to kiedykolwiek miało się wydarzyć. Po prostu warto być przygotowanym.
Wchodząc do pokoju, Harry rozejrzał się, szukając jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, ale nic nie znalazł. Już miał się odwrócić, by zapytać, czego miałby szukać, gdy komoda zatrzęsła się. Głowę Harry’ego nagle wypełniły wspomnienia zajęć z Remusem. To Remus uczył Harry’ego o stworzeniach, które lubią ciemne, zamknięte przestrzenie, takie jak komody; zmiennokształtni, którzy mogą przyjąć taką postać, która najbardziej przerażałaby osobę, która przed nimi stanęła. Biorąc pod uwagę historię, Harry wiedział, że z komody wyjdzie dementor albo prawdopodobnie Voldemort.
Harry natychmiast machnął prawym nadgarstkiem, ale nic się nie stało. Panikując, Harry podciągnął rękaw i zobaczył, że dzisiaj zapomniał założyć kaburę na różdżkę. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia, gdy komoda zatrzęsła się tak gwałtownie, że się otworzyła. Całe ciepło letniego wieczoru nagle zniknęło i zostało zastąpione chłodem. Harry poruszył się w kierunku drzwi, ale zatoczył się i upadł na kolana. Jak najmocniej ignorując chłód, Harry zmusił się do wstania. Wszystko zaczęło ciemnieć, gdy oddychanie stało się trudniejsze.
Znajomy, piskliwy głos wypełnił mu uszy.
- Umrzesz dokładnie, jak twoi rodzice… jak twój przyjaciel, którego zabił Barty… z twojego powodu.
Harry próbował krzyknąć, by zawołać pomoc… zrobić cokolwiek, ale jego ciało nie chciało słuchać. Został uwięziony i musiał słuchać swoich najgorszych koszmarów, najgorszych wspomnień. Krzyk jego matki wypełnił mu uszy, gdy opadł na podłogę.
Wszyscy na dole usłyszeli głośny huk. Rozmowy natychmiast ustały i wszyscy spojrzeli z pytaniem w oczach na Syriusza i Remusa. Dwaj Huncwoci spojrzeli po sobie i nagle zauważyli, że nigdzie nie widać nastolatka, który siedział między nimi. Bez słów, wstali, wybiegając jak najszybciej z kuchni i na klatkę schodową, nie interesując się tym, że pan Weasley, Bill, Tonks, Kingsley i Szalonooki podążają za nimi, podczas gdy pani Weasley zatrzymała nastolatków w kuchni. Gdy dotarli na szczyt schodów, Syriusz zobaczył biegnącego ku nim Stworka.
- Młody Panicz ma kłopoty! – krzyknął Stworek.
W dwóch krokach, Syriusz chwyta Stworka za ramię i unosi go w powietrze.
- Gdzie on jest? – spytał Syriusz przez zaciśnięte zęby. – Jeśli mu cokolwiek zrobiłeś, przysięgam, że rozerwę cię na strzępy.
Stworek pokiwał ze strachem głową, zanim Syriusz go uwolnił. Siódemka dorosłych podążyła za Stworkiem do ostatniej sypialni po lewej, świadomi drastycznego spadku temperatury, gdy tylko się zbliżyli. Wszyscy wyciągnęli różdżki, gdy Syriusz i Remus dotarli do drzwi ostatniego pomieszczenia po lewej. Widok przed ich oczami był czymś, na co żaden z nich nie był gotów.
Harry leżał na ziemi, zwinięty w kulkę i trząsł się niekontrolowanie, podczas gdy nad nim unosił się dementor. Mamrotał coś tak cicho, że nikt nie potrafił rozumieć, co. Syriusz i Remus podbiegli do boku Harry’ego, podczas gdy reszta dorosłych weszła do pokoju i odesłała bogina zmienionego w dementora kilkoma zaklęciami Riddikulus. Pokój natychmiast z powrotem nabrał ciepła, więc Remus przywołał nieco czekolady ze swojego pokoju. Dało się słyszeć zbiorowe westchnięcie, gdy Syriusz podtrzymał wciąż trzęsącego się Harry’ego.
Tonks pierwsza zauważyła nagi nadgarstek Harry’ego.
- Biedny dzieciak nie miał swojej różdżki – powiedziała, klękając obok Syriusza i chwyciła rękę Harry’ego. – Nie mógł się w żaden sposób bronić.
Syriusz otworzył usta Harry’ego, by Remus mógł włożyć w nie kawałek czekolady.
- Daj się jej rozpuścić, Harry – powiedział Remus do wciąż drżącego nastolatka. – Nie martw się. Już po wszystkim. – Potem spojrzał na Syriusza ze zmartwieniem błyszczącym w oczach. – Myślałem, że sprawdziliśmy wszystkie pokoje, czy nie ma w nich boginów.
- Bo sprawdziliśmy – wymamrotał Syriusz, podciągając Harry’ego do swojej piersi i przytrzymując go mocno. Powoli Syriusz uniósł wzrok na drzwi, gdzie wciąż stał Stworek. Jego oczy zwęziły się i spiorunował skrzata wzrokiem. Z pewnością nie był szczęśliwy. – Co się stało? – zapytał Syriusz. – Harry zawsze był dla ciebie miły. Jak mogłeś mu to zrobić?
Stworek wyglądał na przerażonego tym oskarżeniem.
- Stworek nigdy by nie skrzywdził Młodego Pana – powiedział gorączkowo. – Młody Pan chciał pomóc Stworkowi. Młody Pan i Stworek zostali przerażeni przez złe stworzenie. Kiedy Młody Pan upadł, Stworek poszedł po pomoc…
- Syriusz nie miał tego na myśli, Stworku – przerwał Kingsley Shacklebolt głosem spokojnym i dyplomatycznym. – Po prostu martwi się o Harry’ego. My zajmiemy się wszystkim, jeśli masz coś innego do roboty.
Po ostatnim wściekłym spojrzeniu Syriusz, Stworek wyszedł. Pan Weasley zbiegł do kuchni, by powiadomić żonę, co się stało, a kilka chwil później podążyli za nim Kingsley, Bill i Szalonooki. Harry w końcu przestał się trząść, ale wciąż nie odpowiadał. Syriusz ułożył inaczej nastolatka w swoich ramionach i wstał jednym płynnym ruchem, po czym wyszedł z pokoju z Harrym bezpiecznie ułożonym w jego ramionach. Remus podążył za nim do pokoju Harry’ego, gdy tylko cicho nakazał Tonks, by sprowadziła panią Pomfrey.
Wchodząc do pokoju Harry’ego, Remus zobaczył, jak Syriusz ostrożnie ściąga buty Harry’ego, wciąż trzymając nastolatka. Głowa Harry’ego opierała się o pierś Syriusza – najwyraźniej był w głębokim śnie. Remus zwyczajnie stał w drzwiach, rozważając wszystko. Ostatnio zbyt wiele razy niewiele brakowało, by wydarzyło się coś złego. Dzisiaj Syriusz był bardzo bliski utraty kontroli, jak w Hogwarcie zaledwie dwa miesiące temu. Obserwując, jak jego przyjaciel opiekuje się nastolatkiem, którego uważa za syna, Remus mógł mu tylko na to pozwolić. Syriusz teraz nie słuchałby rozsądku. Potrzebował czasu, by ochłonąć.
Czasami Remus nienawidził tego, że jest tym rozsądnym w tej grupie.





Wiele razy słyszałam, "po co to tłumaczę, skoro nic z tego nie mam". Otóż mam - was, czytelnicy. Dlatego po raz kolejny zwracam się z prośbą, byście poświęcili dosłownie 2 minuty i wspomogli mnie finansowo, nie wydając ani grosza z własnej kieszeni.
Zalogujcie się na stronę http://shumoney.site/6759913869103/ 
Logowanie jest bardzo proste: klikacie JOIN US TODAY, potem podajecie jakiś login, swój mail (może byś stary, bo nie trzeba nawet go potwierdzać), wymyślacie hasło, powtarzacie je i przepisujecie cztery cyferki, podane na obrazku i tyle! Możecie zapomnieć, co przed chwilą robiliście XD
Dziękuję wszystkim, którzy już to zrobili - 30 osób! Jesteście najlepsi.
Wciąż brakuje mi 10. 
Jeszcze raz z góry wam dziękuję ;)

niedziela, 10 czerwca 2018

ZS - Rozdział 8 - Swój do swego



- Otwórz – rozkazał Snape ze strzykawką pełną eliksiru Zrastającego Kości z dłoni.
Czy muszę? To coś smakuje obrzydliwie! – jęknął jego chowaniec, brzmiąc bardzo podobnie do krnąbrnego pięciolatka.
Snape zacisnął z rozdrażnieniem zęby. Kłócili się w kółko niemal pięć minut i zaczynał mieć tego dość. W takich momentach, żałował, że jest w stanie porozmawiać z ptakiem. Wcześniej było o wiele łatwiej, gdy musiał tylko przytrzymać dziób jastrzębia, żeby go nie zamykał i zmusić go do przełknięcia eliksiru.
- Posłuchaj, potrzebujesz go, żeby poczuć się lepiej, więc przestań jęczeć i po prostu go wypij! Już dawno byłoby po sprawie, gdybyś nie był tak cholernie uparty!
Nie jestem uparty. Też byś nie chciał go próbować. Osadza się na języku smakuje jak cierpkie winogrona, ugh!
- Chcesz jeszcze ponownie latać, czy nie?
Tak.
- Więc otwieraj dziób i połknij eliksir, albo niech mi Merlin dopomoże, sam otworzę ci ten cholerny dziób i wepchnę to do gardła.
Jastrząb i czarodziej skrzyżowali spojrzenia na jedną nieskończoną minutę.
Potem ptak poddał się, odwracając wzrok. Niech będzie.
Otworzył dziób.
- To dla twojego dobra – przypomniał mu Snape, wkładając strzykawkę.
Fuj! Gdzie jest woda?
- Proszę. – Severus uniósł kubek, żeby jastrząb mógł się napić.
Ptak pił niemal dwie minuty, zmywając straszliwy smak. Potem uniósł głowę i burknął: Jesteś wredny.
Snape przewrócił oczami.
- Wiem, jestem okropnym, paskudnym czarodziejem, bo daję ci eliksiry, które mają naprawić ci skrzydła, prawda? Powinienem był od razu chwycić za młotem i cię wykończyć.
Może to byłoby lepsze, niż zażywanie tego, nadąsał się ptak.
- Przestań. Przypominasz mi jednego z moich uczniów, oni też nieskończenie wiele narzekają, kiedykolwiek muszę podać im coś na gorączkę czy przeziębienie. Czasem mam ochotę nimi potrząsnąć.
Leczysz też uczniów?
- Tych z mojego Domu. Jeśli mam pod ręką odpowiednie eliksiry. To szybsze, niż wysyłanie ich do Skrzydła Szpitalnego, bo Poppy jest przepracowana, musząc zajmować się trzema innymi Domami, a sam uczyłem się podstaw medycyny, jako część mojego Mistrzostwa z Eliksirów. Potrafię diagnozować i leczyć pospolite dolegliwości, nastawiać i łączyć złamane kości, leczyć rany i skaleczenia, a nawet zszywać rany, jeśli to konieczne, choć przez większość czasu zaklęcia dają sobie z tym radę. To dlatego wiedziałem, jak poradzić sobie z twoimi skrzydłami.
Och. Jesteś całkiem bystry, jak na czarodzieja. Gdzie moje śniadanie?
- Masz okropne maniery przy stole, jak połowa znanych mi nastolatków – skarcił go profesor. – Ale z drugiej strony, jesteś jastrzębiem, nigdy ich nie potrzebowałeś.
Z jakiegoś powodu, ten komentarz ukuł ptaka, który mruknął: Przepraszam, Severusie. Ale jestem głodny.
- Proszę. – Położył martwą mysz, taką całkiem dużą, tuż przed jastrzębiem.
Ptak zaczął natychmiast jeść, rozrywając gryzonia szponami i dziobem. W ciągu jakiś dziesięciu minut, cała mysz została pożarta, wraz z futrem i kośćmi. Wydali niejadalne części później – służyły, by wyczyścić jego wole, w których ptak przechowywał zgromadzone jedzenie, zanim je strawił.
Pyszne. Dzięki.
- Nie ma za co. – Severus szybko przetarł stół w laboratorium szmatką nasączoną środkiem dezynfekcyjnym, po czym zabrał jastrzębia na nadgarstek i wrócił do kwater na własne śniadanie.
Zaczął jeść swoje zwykłe śniadanie, składające się z owoców, tostów, owsianki i bekonu, gdy rozległo się pukanie do jego drzwi.
- Wejść.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając Albusa Dumbledore’a.
- Severusie, zacząłem się martwić, bo nie przychodziłeś na śniadanie przez ostatnie trzy dni. Bałem się, że może jesteś chory.
Severus unosi brew ze zdziwieniem. I w końcu przyszedłeś zobaczyć, czy moje zwłoki nie gniją na podłodze?
- Nie, nic mi nie jest, dyrektorze. Jem tutaj, ponieważ zajmuję się swoim chowańcem. – Wskazał na młodego jastrzębia, który siedząc na swojej żerdzi, zerkał na dyrektora z ciekawością.
- Och, tak, rozumiem. – Dumbledore odwrócił się i obejrzał ptaka. – No, no, ale z ciebie przystojniak, prawda?
Ptaszyna natychmiast wyprostowała się i wydała z siebie zadowolony pisk. Jestem przystojny, czyż nie?
- Nie pozwól mu wejść ci do głowy – wymamrotał Severus kątem ust.
- I wyglądasz całkiem dobrze, biorąc pod uwagę twój wypadek – kontynuował dyrektor, wyciągając małą sowią przekąskę i zaoferował ją ptaku.
Jastrząb przyjął ją delikatnie. Mmm.
- Ma maniery, jak na dzikiego ptaka – zauważył dyrektor, łagodnie głaszcząc jastrzębia.
- Och, wątpię, że jest dziki. Już kiedyś do kogoś należał, jest zbyt przyzwyczajony do bycia wśród ludzi, by dorastać na wolności. Poza tym myszołowy rdzawosterne nie pochodzą z Wielkiej Brytanii – odpowiedział Severus.
- Tak, oczywiście. Cóż, dobrze widzieć, że związałeś się ze swoim chowańcem, Severusie. Myślę, że odkryjesz, jak bardzo redukuje on stres całego dnia i że możesz mu powiedzieć wiele rzeczy, nie martwiąc się, że zdradzi twoje sekrety. Ja cały czas rozmawiam z Fawkesem, choć muszę przyznać, że czasem chciałbym, żeby mógł mi odpowiedzieć.
Nie, nie chcesz tego, zwłaszcza, jeśli twój feniks jest tak wyszczekany, jak mój jastrząb, pomyślał kwaśno Mistrz Eliksirów.
- Mówiłbyś inaczej, Albusie, gdyby zaczął ci odpowiadać. Czasem lepiej jest dla chowańców być widzianym, a nie słyszanym.
Dziękuję ci bardzo, Severusie!
- Powiedziałbym, że on się nie zgadza – zachichotał Dumbledore.
- Jest strasznie bezczelny.
- Ma jakieś imię?
- Nie w tym momencie. Próbuję wymyślić takie, które by do niego pasowało.
- Jakieś przyjdzie ci do głowy – powiedział mądrze Dumbledore. – Nazwanie chowańca jest ważne. Trochę tak, jak nazywanie dziecka.
Severus skinął głową, choć poczuł się niekomfortowo z tym odniesieniem. Nigdy nie uważał się za materiał na dobrego ojca, biorąc pod uwagę jego ostry sposób bycia i niezdolność do właściwego wyrażania uczuć.
- Jakieś wkrótce będzie miał.
- Dobrze. Życzę ci, żebyś miał z nim wiele radości. Pasuje do ciebie, mój chłopcze. – Podrapał jastrzębia ostatni raz, po czym odwrócił się do Mistrza Eliksirów i zapytał: ­– Myślałeś może, gdzie mógł podziać się Harry? Minęły już cztery dni, a nikt nie był w stanie go zlokalizować. Jestem bardzo zaniepokojony, Severusie. Jesteś całkowicie pewien, że nie został zakładnikiem śmierciożerców?
- Albusie, już to przerabialiśmy. Gdyby Potter został schwytany przez któregokolwiek śmierciożercę, nie byliby w stanie oprzeć się przechwalaniu się, ani ukrywaniu tego przed swoim mistrzem. A gdyby on miał Pottera, wszyscy bylibyśmy wezwani, jako świadkowie jego ostatecznego zwycięstwa nad chłopcem. Zrobiłby z tego bardzo jawne wydarzenie, możesz być tego pewny. – Twarz Severusa skręciła się w grymasie. – Nie byłaby to szybka i łatwa śmierć, Albusie. To mogę ci powiedzieć. Gdziekolwiek Potter teraz jest, nie ma go z poplecznikami Sam Wiesz Kogo.
Albus westchnął.
- Nie żebym naprawdę chciał, by tam był, ale przynajmniej, ach, jak to mówią mugole – nie szukalibyśmy wiatru w lesie.
- W polu – poprawił go Severus. – Szukać wiatru w polu.
- Myślisz, że jest możliwe, by był tak bardzo ranny , że nie byłby w stanie szukać u nas pomocy? – zadrżał dyrektor.
- Gdyby tak było, dlaczego nasze zaklęcia lokalizujące zawiodły? – Severus skrzywił się. – Nie jestem nowicjuszem, jeśli o nie chodzi i ustawiłem je na magiczną sygnaturę chłopca, a ona nie może zostać zafałszowana. Ranny, czy nie, zostałby zarejestrowany, a tak się nie stało, co sugeruje mi, że w jakiś sposób się przed nami maskuje. On nie chce być znaleziony, Albusie.
- Ale dlaczego? Z pewnością, nie ma rzeczy tak strasznej, którą nie mógłby podzielić się ze swoimi przyjaciółmi albo… jednym ze swoich nauczycieli?
- Nie? – Severus uśmiechnął się drwiąco. – Zapewniam cię, dyrektorze, że istnieją tak złe rzeczy. – Nigdy byś nie zrozumiał, ponieważ nigdy nie byłeś w takiej depresji, by rozważać zakończenie życia, Albusie Dumbledore. Nigdy nie balansowałeś na krawędzi otchłani, nie patrzyłeś w zęby swojego najgorszego koszmaru, wiedząc, że to ty sam. Zawsze  byłeś kochany, podziwiany, lubiany i nie potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest być pogardzanym przez to, kim jesteś, przez własnego ojca i wyrzutkiem w miejscu, które powinno być świątynią. Och, nie, w żadnym wypadku! Ty, podobnie jak Złoty Chłopiec Jamesa Pottera, miałeś zaczarowane życie, póki nie nadszedł Czarny Pan. – Jeśli Hagrid ma rację, a jego intuicja jest zwykle strzałem w dziesiątkę, Potter był przygnębiony i być może odszedł, by poradzić sobie same ze sobą. Wróci, gdy będzie gotowy.
- Jesteś tego pewny, Severusie?
- Nigdy nie jestem pewny, gdy chodzi o Pottera. Chłopak mógłby doprowadzić świętego do bluźnierstwa. Ale biorąc pod uwagę wszystkie dowody, moja teoria wydaje się logiczna.
- Ale bądź co bądź, nie powinniśmy przestać szukać – powiedział stanowczo dyrektor. – Zakon też szuka, ale do niczego na razie nie doszli.
- Chcesz powiedzieć, że kundel Black też nie był w stanie go wyśledzić? – powiedział Severus, nie będąc w stanie powstrzymać satysfakcji w głosie. Wiedział, że to małostkowe, ale wciąż nienawidził drugiego czarodzieja za wszystko, co ten mu zrobił w szkole i co mu uszło na sucho. – Kiedyś mi się chwalił, że ma najlepszy nos w Wielkiej Brytanii.
- Ech, cóż, to też nie był w stanie znaleźć Harry’ego. Szukał go cały wczorajszy dzień i wrócił z niczym.
Severus prychnął.
- Figurant. Black zawsze był przeceniany.
Może zamiast niego powinni spróbować ptaka, zasugerował jastrząb. Nikt nie umie tak śledzić jak jastrząb. Założę się, że mógłbym znaleźć kogokolwiek zechcesz, gdybym tylko wiedział, jak wygląda. Jeśli mogę dostrzec mysz z odległości ponad stu jardów, mogę znaleźć Harry’ego Pottera.
Dumbledore spojrzał na ptaka.
- Rozmowny jest, prawda?
- Tak. Ma opinię na każdy temat – powiedział sucho Severus. – Próbowałeś kiedykolwiek szukać ptasiego punktu widzenia, Albusie? Znaczy, wykorzystać ptaka, by spróbować kogoś wyśledzić?
Starszy czarodziej wyglądał na zamyślonego.
- Cóż, nie, nie myślałem o tym. Znaczy, używamy sów do przesyłania wiadomości, ale nigdy nie myślałem, by ptak był zdolny odnaleźć ludzi. Muszą być do tego szkolone, a nie znam nikogo, kto byłby chętny poświęcić czas i cierpliwość, by wyszkolić ptaka – większość nie jest aż tak bystra, wiesz. Nawet nasza sowa, podczas gdy jest mądrzejsza od zwykłych sów, nie jest na tyle inteligentna, by wykonać taką robotę. Nie, Severusie, to nie zadziała. Odnajdywanie ludzi wymaga pewnego stopnia inteligencji u ptaków, którego nie posiadają, ale to wciąż ciekawy pomysł.
Hej! Nazywasz mnie głupim?, zaskrzeczał ze złością jastrząb. Z całą swoją wyższą inteligencją, o starożytny, nie byłeś w stanie znaleźć jednego zagubionego dzieciaka. Założę się, że mógłbym go znaleźć w ciągu dwóch sekund, cholerny arogancki ignorancie, i nie potrzebowałbym ludzi, żeby mnie trenowali!
- No, no, jest dość temperamentny, prawda? – zauważył starszy czarodziej. – Cóż, jak to mówią, jaki pan, taki chowaniec, ech, Severusie?
Severus nie odpowiedział, zbyt zajęty przygryzaniem warg od środka.
Ach, tak? Więc żal mi twojego, bo prawdopodobnie jest tak wielkim dupkiem, jak ty sam! A myślałem sobie, że jesteś miłym staruszkiem, bo mnie głaskałeś i dawałeś przekąski! Ha! Ostatni raz dałem się nabrać na ten podstęp.
Dumbledore spojrzał na ptaka podejrzliwie.
- Może jest marudny, bo nie może latać.
Nie, starcze, jestem poważnie wkurzony!
- Severusie, może powinieneś założyć mu kaptur – zasugerował dyrektor, spoglądając na Mistrza Eliksirów, który wydawał się dostać napadu kaszlu. – Mogę to zrobić, ponieważ, ach, wydajesz się mieć w tym momencie mały problem.
Spróbuj, wielki cymbale, a będziesz się uczył na nowo, jak rzucać zaklęcia.
Jastrząb znacząco kłapnął ostrym jak brzytwa dziobem.
Na ten ruch, Snape opanował się i powiedział:
- Albusie, nie jest do ciebie zbyt bezpieczne do niego podchodzić, gdy jest w takim nastroju. Ma skłonność do kłapania, a nie chciałbyś, żeby Poppy musiała przyczepiać ci palec, prawda? Poradzę sobie z nim.
Dumbledore, który był już bliski próby założenia jastrzębiowi kaptura, szybko wycofał się.
- Ty wiesz najlepiej, Severusie. To twój chowaniec.
To prawda i nie masz pojęcia, jak bardzo jestem z tego powodu wdzięczny!
Severus wstał i podszedł do swojego bardzo zirytowanego jastrzębia, cmokając z dezaprobatą.
- Cicho! Nie ma sensu robić takiego przedstawienia. – Zaczął drapać pierś jastrzębia.
Słyszałeś, co powiedział! Nie jestem głupi, Severusie. Prawdopodobnie jestem mądrzejszy od połowy ludzi w tej szkole, sam tak powiedziałeś.
- Tak, wiem. A teraz proszę, uspokój się – rozkazał Mistrz Eliksirów, wciąż głaszcząc ptaka. Potem dodał tonem, który tylko jastrząb mógł usłyszeć: – Prawie się udusiłem, gdy nazwałeś go aroganckim ignorantem. Nie wiedziałem, że znasz takie obelgi.
Pamiętam, co usłyszę, w przeciwieństwie do niektórych ludzi, - prychnął ptak i spiorunował Dumbledore’a wzrokiem.
- Cóż, naprawdę muszę już iść. Zobaczymy się więc na kolacji, Severusie?
- Tak. Życzę miłego dnia, sir – zdołał powiedzieć Severus na pół normalnym tonem.
Tak, zjeżdżaj i poszukaj drugiej połowy swojego doskonalszego mózgu. Jeśli właśnie z tym musi się mierzyć ten dzieciak Harry, nic dziwnego, że nie chce być znaleziony.
Severus czekał, póki drzwi się nie zamkną i nie będzie pewny, że nie zostanie podsłuchany, zanim zaczął się szaleńczo śmiać. Roześmiał się tak głośno, że zaczął sapać.
Choć czuł się zmuszony do upomnienia nieco swojego zadziornego jastrzębia.
- Naprawdę nie powinieneś tak mówić o dyrektorze. To brak szacunku.
Tak jak mówienie, że wszystkie ptaki to durnie. Mój pomysł był świetny, a on po prostu… odebrał to jako swego rodzaju żart. Rozgniewałem się.
- Dyrektor jest nieco… tradycjonalny w swoich poglądach. Jest również moim pracodawcą i dlatego proszę, żebyś hamował się w jego obecności.
Biedactwo. Czy to oznacza, że nie mogę mu przearanżować brody? Albo przypadkiem odgryźć palca?
- Dokładnie. Twoje zachowanie odbija się na mnie, a jeśli nie chcesz polować na żarcie w deszczu i mieszkać w chacie, bądź tak uprzejmy do tego… starego ignoranta… jak tylko możesz. Naucz się gryźć w język, tak jak ja.
Kree-awk! Nie ma z tobą żadnej zabawy, Severusie!
- Zgadzasz się? – zapytał surowo Snape.
Okej. Nie chcę zostać bezdomnym. Ale gdy tylko będę mógł znowu latać i jakoś tak się stanie, że będę się wznosił, a on przyjdzie… cóż, ptaki są zbyt głupie, by właściwie celować i popuszczamy gdziekolwiek się da… więc…
- Ptaku, jesteś niemożliwy!
Jaki pan, taki chowaniec.
I Snape po raz drugi tego dnia zaczął się konwulsyjnie śmiać. To był rekord. Nie śmiał się w taki sposób od śmierci Lily.
Ale Mistrz Eliksirów nie śmiał się piątkowego wieczoru, gdy poczuł palenie długo uśpionego Znaku na jego lewym nadgarstku. Właśnie wrócił ze szlabanu z Goylem, kiedy to nadzorował Ślizgona, gdy ten kroił w kostkę konserwowaną szczurzą wątrobę oraz jajniki kraba i dopiero co usiadł z filiżanką herbaty, jastrząb przykucnął na jego ramieniu, zamierzając w końcu ujawnić imię, które wybrał dla swojego chowańca, gdy Znak zapłonął.
Severusie, co się dzieje? Boli cię?
- Nie. Nie… w taki sposób, jak myślisz.
Ale cię boli. Jesteś chory?
- Nie. Skąd o tym wiesz?
Mogę poczuć, jak twoje mięśnie mężnieją, oddech przyspiesza i staje się urywany, jak wtedy, gdy jest się przestraszonym lub rannym. Tak wygląda zdobycz tuż przed tym, jak jastrząb uderza, by zabić, wyjaśnił chowaniec, instynktownie wiedząc, jak to jest polować i zabijać, choć nie umiał sobie przypomnieć, by kiedykolwiek coś upolował.
- To minie gdy tylko… odpowiem na wezwanie.
Jakie wezwanie? Od dyrektora?
Severus prychnął.
- Pewnie, że nie. Albus by się zmoczył, gdyby wywołał u mnie taki ból. Świadomie, oczywiście – dodał z cynicznym uśmiechem, ponieważ nieświadomie Dumbledore wywołał mu więcej bólu niż tysiąc Mrocznych Znaków.
Więc kto ci to robi? Powiedz, a rozerwę go na strzępy! Wyrwę mu wątrobę, wydłubię oczy! Nikt nie będzie krzywdził mojego czarodzieja!
Severus pospiesznie uspokoił rozszalałego jastrzębia, którym był poza tym, że nie był w stanie latać.
- Nie ma rzeczy, którą mógłbyś zrobić, by go powstrzymać, odważny ptaku. Taką cenę muszę płacić za bycie podwójnym agentem.
Podwójnym agentem? Nie rozumiem. Kim jesteś… och! Jesteś szpiegiem, który obserwuje mrocznego czarodzieja, który zabija tych wszystkich mugoli i w ogóle, prawda?
- Tak. I jako szpieg, muszę udawać, że jestem lojalnym śmierciożercą. A teraz idź szybko na swoją żerdź. Nie mam wiele czasu, bo najlepiej tego nie odkładać, kiedy Znak zaczyna palić – pospieszył ptaka Severus, ostrożnie odkładając go na jego żerdź i mocując go dla bezpieczeństwa, choć nie zakładał mu kaptura.
Musisz iść, Severusie?
- Tak. Nie martw się. Wrócę – zapewnił go Severus, zaciskając mocno usta. Nie zawracał sobie głowy wspominaniem, że to, w jakim stanie wróci, zależy tylko od kaprysu potwora, który go wezwał.
Potem opuścił swoje kwatery, szukając wyjścia z zamku, a gdy tylko znalazł się za bramą, aportował się do miejsca, gdzie czekał na niego Czarny Pan.
Zgodnie z przewidywaniami Severusa, Voldemort nie był w dobrym humorze. Łagodnie mówiąc. Świadczyło o tym kilka wypalonych śladów na podłodze starej biblioteki Dworu Riddle’ów. Glizdogon kulił się i szlochał w kącie, będąc już ukaranym przez zdenerwowanego czarodzieja.
Severus przełknął żółć – to był bardzo zły znak.
- Wzywałeś, panie? – zapytał, podchodząc szybko, by zwyczajowo ukłonić się głęboko, uklęknąć i pocałować brzeg szaty Voldemorta niczym grzeczny sługa. Dawno temu pozbył się pragnienia wymiotowania i plucia na szaty tego drugiego, bo w innym wypadku już byłby martwy i spalony.
- Ach, Severus. Zastanawiałem się, co trzyma cię tak długo – wymruczał Voldemort, a jego czerwone oczy ze źrenicami w szparki błyszczały osobliwym pragnieniem.
- Wybacz mi, mój panie. Przybyłbym wcześniej, ale stary głupiec wciąż zajmuje mnie nauczaniem tych małych durni…
- I poszukiwaniami Harry’ego Pottera, tak?
- Tak, mój panie. – Severus poczuł, jak włoski na jego karku się jeżą.
- I znaleźliście już chłopca, Severusie?
- Nie, panie. Jeszcze nie.
Oczy Voldemorta zwęziły się.
- A dlaczego nie, mój mały warzycielu? Z pewnością twoje umiejętności są na tyle wysokie, byś mógł zlokalizować jednego małego piętnastolatka, czyż nie? Więc dlaczego wciąż jest zaginiony? Niemal tydzień, a nie ma po nim śladu.
Severus poczuł, jak krew zamarza w jego żyłach. Voldemort używał pieszczotliwych przezwisk tylko, gdy był wściekły i zamierzał zadać poważną karę, dokładnie jak jakiś szalony ojciec, który mówi dzieciom, że je kocha, a potem bije je na śmierć.
- Potter ma… jakąś taką małą umiejętność ukrywania się, panie. I posiada Pelerynę Niewidkę.
Łuszcząca się dłoń Voldemorta zacisnęła się na kołnierzu Severusa, wyszarpując mężczyznę do góry aż na czubki palców.
- Nie aż tak dobrą, mój drogi Severusie! Ja również go szukałem i nie udało mi się go znaleźć. To sugeruje, że gdzieś jest ukryty. Nie wiesz przypadkiem, gdzie, warzycielu?
- Nie, panie.
- Bo jeśli nie potrafię go odnaleźć, musi być ukryty gdzieś w Hogwarcie. A co z tym idzie, ty powinieneś wiedzieć, gdzie jest, będąc moim pierwszym agentem. Dlaczego nie wiesz?
- Wybacz, mój panie. Nie istnieje żadne usprawiedliwienie mojej opieszałości – zaczął Severus, wiedząc, że nic co powie nie złagodzi gniewu Voldemorta, a każda próba zaprotestowania tylko bardziej rozzłości diabła.
- Masz rację, nie ma – syknął zimno Voldemort. – Zawiodłeś mnie, Severusie Snape. Chcę, żeby się znalazł. Żebym mógł zmierzyć się z nim i ostatecznie zabić, jak wymaga przepowiednia. Rozumiesz? – Dłoń zacisnęła się mocniej na kołnierzyku szaty Snape’a.
- Tak, panie – zdołał powiedzieć Snape mimo miażdżącego nacisku. – Wybacz mi.
Voldemort oblizał usta.
- Wielce mnie zawiodłeś, moje dziecko. Ufałem ci, a mnie zdradziłeś. Tego nie można wybaczyć. Ani trochę.
Severus wzdrygnął się na widok gorliwości we wzroku drugiego czarodzieja. To będzie zła noc.
Voldemort wyjął różdżkę.
- Dam ci nauczkę, mój warzycielu. – Uśmiechnął się uśmiechem sadysty, który zamierza zrugać kolejną schwytaną duszę. – Crucio.
Snape musiał dać draniowi punkt za kreatywność. Voldemort wiedział, jak używać Cruciatusa, celując w pojedyncze punkty na ciele osoby, żeby wywołać jak największy ból, a jednocześnie by ofiara do końca oddychała. Był ekspertem w ocenie, jak wiele bólu można znieść, zanim się zemdleje i zrujnuje jego zabawę.
Niestety Severus potrafił wytrzymać wiele bólu przez swoje doświadczenia z dzieciństwa i nie łamał się tak łatwo, jak Glizdogon. Więc Voldemort karał go przez dłuższy czas, co tylko zaostrzyło jego apetyt. Wywoływanie bólu było jego ulubioną rozrywką i minęło zbyt wiele czasu, zanim się nasycił.
Ale ostatecznie bestia została zaspokojona i Voldemort opuścił różdżkę, wypompowywując z Mistrza Eliksirów emocjonalną boleść i wypijając ją niczym ognistą whiskey. Od czasu jego „wskrzeszenia”, Voldemort odkrył, że potrzebuje czegoś więcej niż tylko namacalne wyżywienie – potrzebował też karmić się rozpaczą, bólem i strachem, całkiem jak demon. Odkrył, że ból Mistrza Eliksirów smakuje słodko i odpowiednio napełnia jego potrzeby.
Trącił wyczerpanego czarodzieja czubkiem swojego pantofla.
- Nie zawiedź mnie ponownie. Wybaczono ci, Severusie.
Machnął różdżką i Severus został deportowany niedaleko bram Hogwartu.
Severus nie wiedział, jak pokonał drogę do swoich kwater bez tracenia przytomności. Jednak w jakiś sposób udało mu się – to ten niezłomny upór pozwalał mu robić to, co niemal niemożliwe i szedł na nogach, które groziły, że załamią się pod nim, ogarnięte spazmami okropnego bólu. Wypił eliksir przeciwbólowy, który zawsze nosił przy sobie, zanim rozpoczął podróż – stłumił najgorsze skurcze na tyle, że mógł przejść przez błonia i do sekretnego przejścia, aż w końcu przez drzwi swoich kwater.
Zdołał tylko zatrzasnąć drzwi, zanim upadł na ziemię – jego samochwalstwo już dłużej nie było w stanie utrzymać go w pozycji pionowej.
Jastrząb odpłynął na swojej żerdzi, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Uchylił oczy, zerkając w stronę wejścia i ku swojej wielkiej uldze, zobaczył Severusa, wchodzącego do pokoju.
Potem zobaczył, jak wysoka postać chwieje się i upada, lądując z głuchym odgłosem na dywanie.
Severus! Co się stało? – zapiszczał, a przerażenie przebiegło przez niego na widok Mrocznego Obrońcy, leżącego na ziemi. Severus!
Czerwona mgiełka zasłoniła mu umysł, ale poprzez mroczną agonię, mógł usłyszeć skrzeczenie jastrzębia. Jastrząb… gdzie? Tak, mój jastrząb… pomyślał mętnie Snape, próbując się skupić mimo drżeń i spazmów, które go rozrywały. Jego chowaniec go wołał. Zdołał unieść głowę i wysyczeć odpowiedź, mając nadzieję, że uspokoi jastrzębia na tyle, by nie próbował zeskoczyć z żerdzi, powodując kolejne rany.
- … nic mi nie będzie… nie martw…
Nie martwić się? Jak możesz tak mówić? Ty… cały się trzęsiesz i drgasz, jak królik, który zaraz ma umrzeć! Co on ci zrobił?
- … zwyczajny… Cruciatus…
Cruciatus? Ta… klątwa torturująca? – krzyknął przerażony jastrząb. Znał tą klątwę, przypominał sobie jednookiego mężczyznę, który o niej mówi… demonstruje ją na pająku… ale żeby zobaczyć rzeczywisty jej efekt na człowieku… zwłaszcza na tym, na którym mu zależy… Drań! Pieprzony, nędzny drań! Zabiję go za to! Zrobię to! Zabiję go!
Severus odczuwał zbyt wielki ból, by się zastanowić, jak to możliwe, że jego chowaniec zna klątwę Cruciatus – był ledwie przytomny i jedyną rzeczą, o której mógł myśleć było to, że jego jastrząb wściekł się na jej wspomnienie i musiał go uspokoić, zanim jego chowaniec zrobi sobie krzywdę. Jego skrzydła były już prawie uzdrowione i ostatnią rzeczą, jakiej drapieżnik potrzebował, było ponowne ich złamanie.
Próbował się podnieść, ale odkrył, że jego nogi nie chcą współpracować, a w ramionach nie ma ani odrobiny siły. Cholera! Muszę… go uspokoić… Powoli oparł się na łokciu. Potem na drugim. Następnie zaczął czołgać się po dywanie.
- Uspokój się… nie chcesz ponownie złamać skrzydeł… prawda? – wybełkotał, zatrzymując się, gdy uderzyło w niego kolejne drżenie.
Ja? A co z tobą? Nie możesz nawet chodzić!
- … to ryzykowna gra… najniebezpieczniejsza…
Złapał z trudem powietrze, zakaszlał, po czym ponowił swój pełzający ruch po dywanie.
Dlaczego to robisz? Dlaczego? Jastrząb zadrżał na swojej żerdzi, desperacko żałując, że nie może latać.
- … muszę… obiecałem… jedyny sposób, by Lily była bezpieczna…
Kto?
- Lily Evans… kochałem ją… a potem ją straciłem… byłem głupcem… poślubiła Pottera… a obiecałem jej, że będę chronił ją i jej syna… złożyłem przysięgę… nie musiałem, i tak bym to zrobił, ale mi nie ufała, bo byłem śmierciożercą… Dumbledore nigdy jej nie powiedział, że byłem szpiegiem…
Dumbledore o tym wie? O tym, co ci robi ten drań?
Severus przygryzł wargę aż do krwi. Potem wysapał:
- …Oczywiście, że wie… wie co… on robi… kiedyś był jego nauczycielem… ale znałem ryzyko… to był jedyny sposób na zdobycie dobrych informacji… i byłem jedyną osobą, która mogła to robić… wciąż jestem…
Mógł teraz widzieć jastrzębia, chodzącego w te i we wte po żerdzi z oczami wytrzeszczonymi w przerażeniu.
Powiedz mu, żeby wybrał kogoś innego. Nic nie jest tego warte! Nic!
- …nie mogę… zobowiązałem się do zniszczenia go… nawet gdybym chciał… nie mógłbym odejść… nie jako wolny człowiek… - Severus odetchnął głęboko i podczołgał się jeszcze nieco bliżej. – Tylko w tym jestem dobry… perfekcyjny szpieg. Nie mam rodziny, nikogo nie obejdzie, jeśli umrę, wszyscy, których kochałem, nie żyją… nie może mnie zranić mocniej niż fizycznie… nie rozumiesz tego?
Niemal dotarł do żerdzi.
Nie! Nie rozumiem, Severusie… oni cię zabijają… a ty im na to pozwalasz…!
- Jeszcze nie jestem martwy, głupi ptaku… to jedyny sposób…
Nie, mylisz się. Nie jesteś sam. Mi na tobie zależy.
Już prawie. Jego ręka musnęła drewno żerdzi. Zamarł, sapiąc z trudem i czując, jakby jego mięśnie zmieniły się w wodę.
- Wiem. Ciągnie swój do swego… Hagrid miał rację… oboje jesteśmy roztrzaskani… ty od zewnątrz, ja od wewnątrz… złamani na pół…
Co masz na myśli? Nie jesteś złamany, Severusie.
- Jestem… po prostu tego nie widzisz… kiedy Lily umarła… moje serce się roztrzaskało… i teraz nie mam nic…
To nie prawda! Masz mnie.
Jego dłoń zacisnęła się wokół żerdzi i zdołał się podciągnąć, opierając na niej.
- Tak. Mam ciebie. Dwa rozbite stworzenia, które się odnalazły. Co za… ironia. – Wykrzywił usta w kwaśnym grymasie. – Uspokój się. Zanim zranisz się w skrzydła.
Walić moje skrzydła! – krzyknął jastrząb, po czym skoczył na trzy stopy do ramienia Severusa.
Severus stłumił chęć skrzywienia się, bo nawet mimo niewielkiej wagi jastrzębia, jego ramię eksplodowało wielkim bólem.
- N-nie spędziłem tylu godzin na leczeniu ich, żebyś to teraz wszystko zrujnował.
Wiem. Severusie… ty uleczyłeś mnie. Ja mogę wyleczyć ciebie. Jastrząb zaczął puszyć jego czarne włosy, wydając z siebie dziwnie zawodzące dźwięki.
Mistrz Eliksirów osunął się na podłogę.
- Głupi ptaku… nie można zszyć złamanego serca…
Mogę spróbować, nalegał jastrząb.
Usta Snape’a wykrzywiają się w czymś, co może być krzywym uśmiechem.
- Nie powinieneś się do mnie przywiązywać… wkrótce będziesz umiał znowu latać… odlecisz wolny, jak do tego zostałeś stworzony…
Dzięki tobie. Ty mnie uratowałeś.
- Prawda… zrobiłem chociaż jedną dobrą rzecz. – Czuł, jak powili zanurza się w szare, pełne cieni królestwo, w którym na pewien czas, ból przygasa. Ale walczył z tym. Istniała jeszcze jedna rzecz, którą musiał powiedzieć. – W końcu wybrałem ci imię – wychrypiał. – Wybacz… że tyle to zajęło. Musiałem zdecydować, ale w końcu… Sądzę, że Freedom, to dobre imię. Jastrzębie powinny być wolne…
Freedom, zaświergotał jastrząb, wypróbowując nowe imię. Wydawało się dobre. Prawidłowe. Tak. Jestem Freedom. Niedługo polecę wolno na własnych skrzydłach. Podoba mi się, Severusie.
Spojrzał na czarną głowę, która zawisła na jednej stronie.
Severus? Severus? Spanikowany, mocno przyszczypnął dziobem ucho czarodzieja.
Mistrz Eliksirów jęknął.
Severusie, nie opuszczaj mnie. Proszę! Nie umieraj! Nie umieraj… nie jak Cedric! Proszę!
Nie dostał odpowiedzi. Przerażony ptak nazwany Freedom wiedział jedną rzecz. Potrzebował pomocy. Muszę kogoś wezwać. On okropnie potrzebuje pomocy. Ale kogo? Pomyśl! Jesteś mądry. Myśl! Kto cię stąd usłyszy?
Jastrząb zamknął oczy. I przypomniał sobie, jak Severus siedzi na kanapie, woła jedno pojedyncze imię i za każdym razem otrzymuje odpowiedź.
Otworzył oczy, nabrał powietrza i zaskrzeczał: TWIXIE!
Potem zaczął się modlić, żeby skrzat domowy rozumiał język jastrzębi.
Minęła minuta.
Dwie.
Freedom stracił nadzieję.
A potem rozległ się cichy trzask i znajomy głos:
- Panie Severusie? Dlaczego pana chowaniec mnie zawołał?
Skrzatka rozejrzała się, poszukując wysokiego czarodzieja i sapnęła, jedną ręką zasłaniając usta.
- Słodki Merlinie! Panie Severusie! Nie znowu! Sprowadzę pana Hagrida!
Pomóż mu!
- Właśnie to robię! Pan Hagrid będzie wiedział, co robić – powiedziała skrzatka, po czym zniknęła.
Freedomskulił się żałośnie na ubranym w czerń ramieniu, przeczesując włosy swojego czarodzieja, jednocześnie oferując mu takie pocieszenie, jak tylko mógł i żałując, że nie wie, jak naprawić złamane serce.



Wiele razy słyszałam, "po co to tłumaczę, skoro nic z tego nie mam". Otóż mam - was, czytelnicy. Dlatego po raz kolejny zwracam się z prośbą, byście poświęcili dosłownie 2 minuty i wspomogli mnie finansowo, nie wydając ani grosza z własnej kieszeni.
Zalogujcie się na stronę http://shumoney.site/6759913869103/ 
Logowanie jest bardzo proste: klikacie JOIN US TODAY, potem podajecie jakiś login, swój mail (może byś stary, bo nie trzeba nawet go potwierdzać), wymyślacie hasło, powtarzacie je i przepisujecie cztery cyferki, podane na obrazku i tyle! Możecie zapomnieć, co przed chwilą robiliście XD
Dziękuję wszystkim, którzy już to zrobili - 13 osób! Jesteście najlepsi.
Wciąż brakuje mi 27. 
Jeszcze raz z góry wam dziękuję ;)