Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 24 lutego 2019

Znajdując siebie nawzajem



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Finding Each Other
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Syriusz/Lily
Ilość części: miniaturka
Opis: AU, w którym nie ma Voldemorta, ale James wciąż umiera. Syriusz zostaje po śmierci Jamesa.

Lily i Syriusz siedzieli obok siebie. Ich dłonie były splecione, jakby tylko ta druga osoba mogła dać im niezbędne pocieszenie.
Remus siedział na podłodze, a jego oczy utkwione były w przeciwległej ścianie, jednak były puste.
- To niesprawiedliwe – wyszeptał.
Lily położyła dłoń na jej brzuszek ciążowy.
- Mój syn nigdy nie pozna swojego tatusia.
Syriusz przełknął, patrząc na swoje kolana.
- Straciłem mojego najlepszego przyjaciela, mojego brata, który był nim we wszystkim, poza krwią. Jak my ruszymy dalej?
Lily odwróciła głowę, by na niego spojrzeć.
- Zostaniesz, prawda? Nie mogę go wychować bez ciebie. Proszę… - błagała, a łzy napłynęły do jej zielonych oczu.
Syriusz łagodnie je otarł.
- Nie martw się. Nigdzie się nie wybieram.
Remus spojrzał na nich martwym wzrokiem.
- Tego chciałby James. Obaj będziemy tu dla ciebie, Lily. Nie będziesz musiał robić tego sama.
Lily pociągnęła na nosie i oparła o ramię Syriusza.
- Dziękuję – wyszeptała.
Kilka miesięcy później, Syriusz siedział całkiem rozbudzony w środku nocy. Trzymał Harry’ego Jamesa Pottera, kołysząc dziecko, żeby Lily nie musiała ponownie wstawać.
Nie miało to znaczenia, ponieważ Lily była na nogach i weszła do pokoju.
- Może powinieneś się nieco przespać.
Syriusz potrząsnął głową, skupiając spojrzenie na śpiącym dziecku.
Lily położyła dłoń na ramieniu Syriusza.
- O czym myślisz?
- O tym, że to moja wina, że Harry nie ma ojca.
- Syriuszu…
- Nie, Lily – przerwał jej Syriusz. – James umarł, ponieważ uratował mnie. Powinien mnie tam po prostu zostawić i wrócić do domu cały i zdrowy. Jego życie było warte o wiele więcej niż moje.
Ścisnęła jego ramię.
- Gdyby to zrobił, nie byłby mężczyzną, w którym się zakochałam i człowiekiem, którego uważałeś za brata. Nigdy by nie mógł odwrócić się plecami do przyjaciela, bez względu na to, jak wielkie to było ryzyko. I nie sądzę, żeby chciał, żebyś się o to obwiniał.
- To boli – mruknął Syriusz.
- Wiem. – Lily nie mogła powiedzieć nic więcej.
Wiele miesięcy później, po tym jak nadeszły i odeszły pierwsze urodziny Harry’ego, Syriusz ponownie obserwował, jak Harry śpi, gdy Lily weszła do pokoju.
- Wygląda coraz bardziej jak James – skomentował leniwie Syriusz.
- Z pewnością będzie łamał serca – zgodziła się Lily.
Syriusz ujął ją za rękę.
- Sądzisz, że James by mnie znienawidził za zakochanie się w tobie?
Lily pocałowała go w policzek.
- Nie. Gdziekolwiek jest, jestem pewna, że jest szczęśliwy, że mam kogoś, kogo kocha zarówno mnie, jak i naszego syna, kogoś, komu wiedział, że może ufać.
Syriusz nie powiedział nic więcej, tylko owinął jej rękę wokół talii, pociągając jej ciało bliżej swojego.
- Kocham cię.
- Też cię kocham – stwierdziła tylko i oboje wciąż obserwowali śpiącego Harry’ego, małe dziecko, które nie rozumiało jeszcze trudnych realiów świata. Jeśli Syriusz i Lily kontynuują swoją drogę, Harry nigdy nie zrozumie czegoś takiego.


piątek, 22 lutego 2019

Nigdzie się nie wybieram



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Not Going
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Syriusz i Regulus
Ilość części: miniaturka
Opis: To najgorsze przyjęcie w dziejach świata.

Regulus patrzył przed siebie w milczeniu. Mimo że wokół niego toczyła się impreza, zignorował to. Nigdy nie zapewniłaby mu satysfakcji czy podekscytowania. Już nie, gdy jego ręce na zawsze pozostaną brudne.
Westchnął i spojrzał na radosne twarze. Czy ja kiedykolwiek byłem tak beztroski? – pomyślał ponuro. Musiał uciec, przynajmniej na krótką chwilę. Wstał i podszedł do drzwi, chwytając po drodze płaszcz, ale zanim mógł wyjść na zewnątrz, zatrzymał go Syriusz.
- Gdzie idziesz?
- Po prostu potrzebuję trochę powietrza – wymamrotał, próbując wyswobodzić ramię.
Syriusz puścił je, ale podążył za Regulusem na zewnątrz.
- Co jest? Ta uroczystość jest dla ciebie. Dla nas. Odzyskałem mojego brata i chcę się tym cieszyć. Dlaczego chcesz od tego uciec? Już zacząłeś żałować, że odwróciłeś się od tego szaleńca?
- Nie – warknął ostro Regulus. – Nigdy nie będę żałować, że mu odmówiłem. Po prostu się cieszę, że się stamtąd wydostałem z życiem.
- Więc dlaczego mnie odpychasz.
- Nie odpycham cię – zaprzeczył Regulus.
Zapadła cisza, ale rozległ się odgłos wracających kroków.
- Syriuszu, proszę, po prostu mnie zostaw.
- Nie mogę. Jesteś moim bratem i kiedy przyszedłeś do mojego domu, wyglądając na tak przerażonego, obiecałem sobie, że nigdy więcej nie odwrócę się od ciebie.
- Regulus! Syriusz! Wracacie jeszcze na imprezkę w najbliższym czasie?
- Odejdź, Rogaczu – rozkazał głośno Syriusz.
Nie nadeszło więcej okrzyków, by wrócili i dołączyli do zabawy, wskazując, że James posłuchał.
- Regulus, porozmawiaj ze mną. Zaufaj mi. Jeśli nie będę wiedział, co jest nie tak, nie będę mógł ci pomóc. Pozwól sobie pomóc.
Regulus owinął wokół siebie ramiona pod płaszczem.
- Syri – wykrztusił, używając pseudonimu swojego starszego brata z dzieciństwa, – Tak bardzo spieprzyłem.
Syriusz owinął ramiona wokół Regulusa i przytrzymał go mocno.
- Cokolwiek się stało… możemy to naprawić. Ale musisz mi powiedzieć, co się stało. Zaufaj mi – zachęcił, całując delikatnie Regulusa w czoło.
- Zabiłem kogoś. Nie chciałem tego. Przysięgam, że to był wypadek. Chyba on wiedział, że zaczynam się wahać i zaplanował to, żeby się upewnić, że zostanę lojalny. Chyba się nie spodziewał, że to przyniesie odwrotny skutek. Nigdy wcześniej nie czułem się tak strasznie, Syriuszu. Co mam robić? – zapytał Regulus, ściskając w dłoniach koszulkę Syriusza, a jego ramiona zadrżały od siły jego szlochów.
Syriusz mimowolnie poklepał go po plecach, a kiedy impreza przeniosła się z domu na zewnątrz i wszyscy poza Huncwotami zignorowali dwójkę braci, Syriusz wyszeptał:
- Rozwiążemy to jakoś. Nie martw się. Jestem tu dla ciebie i nigdzie się nie wybieram.


środa, 20 lutego 2019

CP - Rozdział 11 - Cena kłamstw



Następnego wieczora Harry znalazł się sam w Pokoju Życzeń. Nowa grupa naukowa Hermiony już się tworzyła, co wywoływało u niego nerwowość, więc musiał znaleźć sposób, by dać jej ujście. Naprawdę nie chciał o niczym myśleć, Harry zakrył oczy opaską i zaatakował wypełnione piaskiem worki, wiszące spod sufitu. To zmuszało Harry’ego do utrzymania czystego umysłu, żeby mógł usłyszeć dźwięk zlatujących worków.
Pokój zdawał się rozumieć, czego chciał; zrzucał worki z piaskiem, gdy najmniej się tego spodziewał. Harry poruszał się instynktownie, wykorzystując sztylet sai, żeby zaatakować  wory, jakby były przeciwnikami. Wkrótce podłoga wokół niego pokryła się piaskiem, co utrudniało mu szybkie ruchy bez utraty równowagi. Opadając na kolano, Harry schylił się, by uniknąć uderzenia przez kolejny spadający worek. Ułożył inaczej sai do swojej prawej ręki, przekręcając się na plecy i zrywając na nogi, jednocześnie rozcinając worek. Słysząc kolejny nadchodzący z lewej, Harry podskoczył, okręcając się w powietrzu, aż jego stopa spotkała się z workiem, odsyłając ją w tył. To dało mu czas na pewne wylądowanie na nogi, nim odwrócił się szybko, by mógł uderzyć torbę w chwili, gdy znajdzie się w jego zasięgu.
Odgłos piasku spadającego na podłogę wypełnił jego uszy, jak również skrzypnięcia niemal pustych teraz worków. Nagle usłyszał szum i wiedział, że kolejny worek nadchodzi z prawej. Przerzucając sai do lewej, Harry rzucił do w worek, wysyłając go w przeciwnym kierunku. Wymamrotał Finite, po czym sięgnął do opaski, zatrzymując się w połowie działania, gdy nagle poczuł, że jest obserwowany.
Jego ciało natychmiast spięło się i mocno ścisnął w dłoni pozostałe sai. Nikt poza Ronem i Hermioną nie wiedział o tym miejscu, może poza kadrą nauczycielską. Ale to nie oznacza, że nikt inny nie mógł znaleźć tego miejsca. Instynkt przejął kontrolę, więc Harry szybko odwrócił się i rzucił zachowany sai w stronę zagrożenia, ściągając opaskę i odwracając się do miejsca, gdzie zostawił różdżkę. Rozległo się głośne szczęknięcie, ostrzegając Harry’ego, że sai uderzył w coś twardego. Wyciągnąwszy rękę, Harry cicho przywołał kawałek drewna z rdzeniem z pióra feniksa i całkowicie odwrócił się do zagrożenia…
… i natychmiast jęknął, gdy zobaczył dużą grupę zamazanych uczniów w drzwiach, a rzucony przez niego sai wbił się w ścianę tuż nad głową Rona (włosy Rona były nie do pomylenia). Naprawdę powinienem zamknąć drzwi. Do rana będę na ustach całej szkoły. Nie mówiąc ani słowa, Harry podszedł do małego stolika, wziął okulary i nałożył je. Następnie chwycił kaburę na różdżkę i również ją założył, po czym odwrócił się do tłumu, patrząc bezpośrednio na Hermionę, która tym razem wyglądała na nerwową.
- Jeśli chciałaś wykorzystać pokój, Hermiono, powinnaś mi była powiedzieć – powiedział spokojnie.
Hermiona wyjęła różdżkę i nerwowo rzuciła Finite Incantatem.
- Cóż, um… pamiętasz grupę, o której ci mówiłam, prawda, Harry? – zapytała niepewnie. – No, myślałam, że skoro już tu jesteś, moglibyśmy omówić kilka spraw… jeśli ci to nie przeszkadza.
Harry spojrzał na Hermionę sceptycznie. To, że musiała przerwać zaklęcie, było dowodem, że Hermiona miała coś w zanadrzu.
- Naprawdę? – zapytał, chowając różdżkę. – I dlatego rzuciłaś zaklęcie wyciszające, żebym nie mógł cię słyszeć? Nie sądzę. Może tym razem powiesz prawdę?
- To jest prawda, Harry – nalegał Ron. – Nie chcieliśmy cię rozpraszać. Powiedziałeś nam, że idziesz tu oczyścić umysł. Nie sądziliśmy, że będziesz robić… eee… cóż… cokolwiek robiłeś. Co robiłeś? Wiesz, że prawie uderzyłeś mnie tym… tym czymś?
- Szkoda, że nie trafił – wymamrotał Fred do George’a, przez co kilka osób zachichotało.
Harry tylko potrząsnął głową i zamknął oczy, koncentrując się na miejscu, w którym byłoby dostatecznie dużo miejsca siedzącego dla wszystkich. Kilka sapnięć sprawiło, że Harry otworzył oczy i zobaczył, że jest teraz na środku przytulnego pokoju, który mocno przypominał pokój wspólny Gryfonów. Chrząknięcie Hermiony ocaliło Harry’ego przed mówieniem czegokolwiek.
- Zajmijcie wszyscy miejsca, a będziemy mogli zacząć – powiedziała Hermiona, brzmiąc na lekko nerwową. Wszyscy podeszli do foteli i sof, cicho do siebie szepcząc. Hermiona przeszła do środka pokoju, podczas gdy Harry odsunął się do tyłu, z dala od spojrzeń innych.
Rozejrzawszy się po pokoju, Harry zauważył Neville’a, Deana, Seamusa, Lavender, Parvati, Ginny, Colina i Dennisa Creevey, Lee Jordana razem z gryfońską drużyną Quidditcha, , Padma Patil (bliźniacza siostra Parvati), Cho z kilkoma jej zwykłymi przyjaciółkami, dziewczynę z włosami koloru brudnego blond sięgającymi niemal pasa, którą widział kilka razy z Ginny, Terry’ego Boota, Anthony’ego Goldsteina, Michaela Cornera z Rawenclawu oraz Ernie’ego Macmillana, Justina Finch-Fletchleya, Hanneh Abbott i kilku innych z Hufflepuffu, których Harry nie rozpoznawał. Wyglądało na to, że Hermiona była bardzo zajęta.
Hermiona spojrzała na Harry’ego, po czym odchrząknęła.
- Cóż, jesteście tu wszyscy, ponieważ chcecie się właściwie bronić – zaczęła. – Niezależnie od tego, w co wierzymy, to, co się stało w pociągu jest dowodem, że gdzieś tam jest więcej niż jedno zagrożenie. Bzdury, których uczy nas profesor Umbridge nie są tym, czego potrzebujemy. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce.
Kilka osób przytaknęło.
- Więc Harry będzie nas uczył, jak walczyć, prawda? – zapytał Michael Corner.
Harry natychmiast spojrzał na Hermionę z uniesioną brwią, zakładając ramiona na klatce piersiowej. Co ona, do licha, wszystkim mówiła? Powiedział jasno, że pomoże, jeśli będzie potrzebny, ale nie mógł przewodzić grupie, którą stworzyła Hermiona. Nie mógł sobie teraz pozwolić na bycie kimś więcej.
- Harry pomoże nam  w uczeniu się zaklęć obronnych – poprawiła go Hermiona. – Nie nazwałabym tego „walczeniem”…
- Więc nie będziemy robić tego, co on właśnie robił? – zapytał blondwłosy Puchon z irytującym głosem. – Jaki jest sens, żeby nas uczył, jeśli nie możemy nauczyć się czegoś zabawnego?
- A ty jesteś? – zapytał bez ogródek Ron.
- Zachariasz Smith – powiedział Puchon, siadając prosto, – i chyba mamy prawo wiedzieć, co się naprawdę stało…
Harry odetchnął gwałtownie, a kilku uczniów skoczyło na równe nogi w tym Ron, drużyna Quidditcha i Cho.
- Nie, nie masz żadnego prawa – powiedział defensywnie Ron. – Harry nie jest tu, by zaspokoić twoją ciekawość, Smith. Jeśli masz z tym problem, możesz wyjść.
- Ale Cedric…
- … był moim przyjacielem – przerwał Smithowi Harry spokojnym głosem, ale wszyscy słyszeli, że próbuje trzymać emocje na wodzy. – Ci, którzy znali Cedrica, wiedzą, że bardzo chronił tych, o których dbał. Chroniliśmy siebie nawzajem podczas Turnieju. Nie obchodziło nas, kto wygra, póki był to ktoś z Hogwartu. Cedric był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałem. Ci, którzy mają rodzeństwo, niech pomyślą, jak by się czuli, obserwując, jak ktoś ich morduje, a nic nie możecie zrobić, by to powstrzymać.
Harry odetchnął głęboko, patrząc zwężonymi oczami na Zachariasza Smitha. Właśnie dlatego w pierwszej kolejności nie chciał tego robić.
- Nie masz żadnego prawa czegokolwiek ode mnie żądać – powiedział spokojnie. – Nie jestem tu, by was czegoś uczyć. Zostałem poproszony, żeby wam pomóc, ponieważ mam największe szkolenie w tej dziedzinie. Teraz widzę, że to był błąd. Nie jestem tu, żeby was zabawiać historiami o koszmarach, z którymi musiałem się mierzyć w moim krótkim życiu. Naprawdę myślicie, że nie wiem, co zrobicie w chwili, gdy wyjdziecie z tego pokoju? Powiecie przyjaciołom, co słyszeliście. Powiecie im, że musiałem oglądać, jak zmusili Cedrica, żeby przed nimi ukląkł, nim uderzyła w niego zabójcza klątwa. Powiecie im, że byłem świadkiem odrodzenia Voldemorta… - kilka osób wzdrygnęło się i sapnęło z zaskoczenia, – a potem musiałem walczyć o swoje życie, które niemal straciłem.
Ron i Hermiona podeszli do boków Harry’ego. Ron położył ochronnie rękę na ramieniu Harry’ego, podczas gdy Hermiona położyła dłoń na jego ręce.
- W chwili, gdy usłyszy to Umbridge, poinformuje o tym Ministerstwo, które obwini profesora Dumbledore’a albo moich opiekunów za szerzenie plotek, które mają dyskryminować Ministerstwo i stworzyć panikę. Mam zbyt wiele do stracenia, żeby tak ryzykować.
- Harry podejmuje wielkie ryzyko pomagając nam – dodała Hermiona. – To dlatego wszystko, co mówimy, pozostaje tutaj. Czy którykolwiek z was jest w stanie stworzyć cielesnego Patronusa tylko o nim czytając? Musimy ćwiczyć; musimy się uczyć, zanim coś się stanie… albo będziemy mieli testy… w klasie czy w prawdziwym świecie. Jak wielu z was jest na tyle pewnych swoich umiejętności, żeby zmierzyć się ze śmierciożercą?
Nikt nie powiedział ani słowa. Harry widział, jak wszyscy powoli zaczynają patrzeć na niego z podziwem, czego naprawdę nie chciał.
- Posłuchajcie, wiem, że ci z rodzin magicznych mogą myśleć, że fizyczna część mojego treningu jest pociągająca, ale tak naprawdę to tylko ostatnia z możliwych opcji – powiedział szczerze. – Musiałem polegać na sztukach walki tylko dlatego, że upuściłem różdżkę. Walka wręcz sprawia, że jesteśmy zbyt blisko wroga. Jest niewiele czasu na reakcję. Utrzymując dystans, który daje nam używanie różdżki, jest większa szansa na ucieczkę.
Cisza wypełniła pokój, a wszyscy wciąż wpatrywali się w Harry’ego, co zaczęło sprawiać, że piętnastolatek czuł się strasznie niekomfortowo.
- Cóż – powiedział Fred, przerywając ciszę. – To odpowiada na pytanie. Zgodziliśmy się, żeby Harry pomagał nam z obroną. Musimy zdecydować się na czas spotkań, który nie będzie kolidował z naszymi treningami Quidditcha.
- Na razie myślę, że raz na tydzień będzie odpowiednio – powiedziała Hermiona. – Damy wam znać o dniu i godzinie. Będziemy się spotykać w tym miejscu. Chyba wszyscy widzimy, że jest bardziej niż wystarczające. – Sięgnęła do torby i wyciągnęła pióro oraz pergamin. – Musicie wszyscy spisać swoje nazwiska, żebyśmy wiedzieli, z kim się kontaktować. Pamiętajcie, że nie chcemy, żeby to się rozniosło, zwłaszcza żeby nie dotarło do Umbridge. Jest całkowicie przeciwna jakiejkolwiek praktycznej nauce.
Gryfoni natychmiast podpisali się, razem z większością Krukonów i Puchonów. Jedynymi, którzy się wahali byli Zachariasz Smith, Michael Corner i Ernie Macmillian. Ernie podpisał się po zerknięciu na przyjaciela Justina, który pokiwał zachęcająco głową, podczas gdy Smith i Corner niemal niechętnie wpisali swoje nazwiska. Chociaż nic nie powiedzieli, jasne było, że Zachariasz Smith wciąż nie jest zadowolony z tego, że Harry nie jest chętny nauczyć wszystkich, jak walczyć.
Po skończonym spotkaniu, wszyscy powoli zaczęli wychodzić, żeby nie przyciągać uwagi. Harry czekał cierpliwie, aż zostanie sam z Ronem i Hermioną, po czym natychmiast odwrócił się do niej ze zmrużonym spojrzeniem. Wiedziała, że nie chciał uwagi, a jednak zebrała dużą grupę ludzi i zaangażowała spotkanie za jego plecami. Nie miało znaczenia to, co Hermiona sądziła, że robi. Faktem było to, że wykorzystała sytuację.
Hermiona wzdrygnęła się na spojrzenie Harry’ego.
- Posłuchaj, Harry – powiedziała nerwowo. – Naprawdę mi przykro. Nie chciałam…
- Ależ chciałaś – przerwał jej Harry. – Nie jestem nauczycielem! Powiedziałem ci to! Teraz wszyscy chcą się uczyć tego, co mi zajęło ponad dwa lata, żeby to ledwie liznąć! Zmanipulowałaś wszystkimi w pokoju, ponieważ ty chcesz się nauczyć tego, co wymagane jest do zdania twoich sumów! Naprawdę sądziłaś, że ludzie nie będą chcieli wiedzieć, co się stało Cedricowi, gdy zobaczą, jak trenuję?
- Harry…
Harry uciszył Rona wściekłym spojrzeniem, nim skupił uwagę z powrotem na Hermionie.
- Czy mam ci przypomnieć, Hermiono, że potrzebujesz mnie do pomocy? – zapytał retorycznie. – Sądziłem, że rozumiesz moją potrzebę prywatności. Po czterech latach przyjaźni, myślałem, że mnie zrozumiesz, ale chyba się myliłem. Kogo obchodzi to, czego potrzebuję, kiedy to nie pokrywa się z tym, czego chce Hermiona Granger?
Łzy spływały po twarzy Hermiony, gdy próbowała powstrzymać szloch przed ucieczką z jej ust. Trudno było się zorientować, czy to dlatego, że czuła się zraniona rzeczami, które powiedział Harry czy w końcu zrozumiała, co robiła. Harry wiedział, że pewnie zachował się nieodpowiednio, ale nic nie mógł na to poradzić. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że został zraniony. Jego trening miał być tajemnicą, aby uniknąć konfrontacji i tego, że Voldemort się o nim dowie.
Ron wyraźnie nie wiedział, co sądzić, gdy nerwowo położył dłoń na ramieniu Harry’ego.
- Posłuchaj, Harry, wiemy, że sknociliśmy – powiedział. – Najpierw powinniśmy wejść i powiedzieć ci, żeby cię nie widzieli. Wiem, że spotkanie nie poszło tak, jak planowaliśmy, ale nie sądzę, by ktokolwiek próbował to znów wyciągać.
Harry strząsnął rękę Rona i cofnął się, by mógł spojrzeć na dwójkę jednocześnie.
- Jeśli którykolwiek z was znów spróbuje zrobić coś takiego jak dzisiaj, nigdy wam nie wybaczę – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Złamaliście moje zaufanie. Powodzenia w naprawianiu tego.
Harry bez słowa opuścił Pokój Życzeń, by iść do wieży Gryffindoru. Wykorzystał każdą uncję powściągliwości, by utrzymać gniew pod kontrolą, ale teraz, idąc cichym korytarzem, Harry czuł się tak, jakby miał wybuchnąć. Nigdy wcześniej nie czuł się tak zdradzony. Hermiona zawsze wydawała się tak współczująca, gdy chodziło o to, przez co przechodził. Rozumiał, że chciała się nauczyć obrony, skoro z takim trudem jej to przychodziło an zajęciach. Hermiona próbowała pomóc innym, to było jasne, ale sposób, w jaki to robiła, sprawił, że Harry czuł się wykorzystywany.
Harry niemal dotarł do wieży, gdy znajomy słodki głos dotarł do niego zza pleców, przerywając jego myśli.
- Panie Potter, trochę jest późno na błądzenie po korytarzach, czyż nie? – zapytała profesor Umbridge.
Biorąc głęboki oddech, Harry szybko spróbował się uspokoić i odwrócił się. To z pewnością była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował.
- Właśnie wracałem z biblioteki – powiedział spokojnie Harry, po czym spojrzał na wiedźmę. – Wciąż mam kilka minut przed ciszą nocną…
- Skoro był pan w bibliotece, gdzie są pana książki? – zapytała z zaciekawieniem profesor Umbridge.
- Nie mogłem znaleźć tej, której potrzebowałem – powiedział niewinnie Harry, mając mimo wszystko nadzieję, że Umbridge kupi kłamstwo. – Ktoś inny już ją wypożyczył. A teraz jeśli mi pani wybaczy, pani profesor, mam do skończenia zadania przed jutrzejszymi zajęciami.
Uśmiech profesor Umbridge poszerzył się.
- Och, nie sądzę, panie Potter – powiedziała. – Ze wszystkich ludzi, akurat pan powinien wiedzieć, że są kary za kłamstwa. Sądzę, że zaproponuję szlaban ze mną jutro o piątej. Sugeruję, żeby przybył pan na czas. A teraz może pan iść.
Gryząc się w język, Harry skinął głową i poszedł szybko do wieży Gryffindoru. Właśnie, gdy myślał, że dzień nie może skończyć się gorzej, akurat musiał wpaść na Umbridge, by dała mu szlaban, który zmuszał go do ominięcia jutrzejszego treningu Quidditcha. Angelina nie będzie zadowolona, to było pewne. Było oczywiste, że profesor Umbridge zwyczajnie szukała wymówki, by dać mu szlaban, czekała na to od pierwszych zajęć. Tylko dlatego Harry nie protestował przeciwko niesprawiedliwej decyzji. Tylko dałaby mu kolejny.
Wchodząc do wieży, Harry zauważył, że pokój wspólny jest raczej pełny. Rozejrzał się i zobaczył Angelinę w dalszym kącie pokoju, rozmawiającą z Alicją i Katie. Zdając sobie sprawę, że najlepiej mieć to z głowy, Harry odetchnął głęboko i podszedł do koleżanek z drużyny. Katie Bell zauważyła go pierwsza i uśmiechnęła się, ale Harry nie odwzajemnił gestu. Naprawdę nie mógł się do tego zmusić.
- Harry, co się stało? – zapytała Katie, gdy Alicja i Angelina odwróciły się do niego. – Nie jesteś zdenerwowany, że zobaczyliśmy, jak trenujesz, prawda?
Harry spojrzał bezpośrednio na Angelinę, ignorując pytanie Katie.
- Chciałem ci powiedzieć, że nie będę w stanie uczestniczyć w jutrzejszym treningu. Mam szlaban z profesor Umbridge na piątą – powiedział automatycznie.
Angelina spojrzała na Katie i Alicję, nim pociągnęła Harry’ego do najbliższego fotela i zachęciła go, by usiadł. Potem uklękła przed nim i wcięła go za ręce.
- Co się stało? – zapytała łagodnie. – Jak, do licha, zdobyłeś szlaban?
Harry wzruszył ramionami, nagle czując, jak opadł na niego ciężar całego dnia.
- Znalazła mnie na korytarzu i spytała, gdzie byłem – powiedział takim samym tonem. – Skłamałem, powiedziałem, że wracam z biblioteki i dała mi za to szlaban.
Angelina pociągnęła Harry’ego do uścisku, spoglądając na Katie i Alicję bezradnie.
- Chyba nie żartowałeś z tym, że Umbridge się na ciebie uwzięła – powiedziała łagodnie. – Nie martw się, Harry. Wiem, że to nie twoja wina. – Odsuwając się, Angelina spojrzała Harry’emu w oczy i uśmiechnęła się uspokajająco. – Wyglądasz na wyczerpanego. Chyba powinieneś iść już spać.
Harry skinął głową i wyszedł do dormitorium. Wydawało się, że jego mózg całkowicie się wyłączył, każąc mu działać z przyzwyczajenia. Przebrał się, rzucił kilka zaklęć wyciszających wokół łóżka i wsunął się do środka. Był tak nieobecny, że nawet nie zauważył, kiedy Ron i Hermiona przyszli sprawdzić, co z nim, zaledwie dziesięć minut po tym jak odpłynął, bo wieść o jego niesprawiedliwym szlabanie już rozeszła się po całym pokoju wspólnym.
^^^
Następnego dnia zajęcia zdawały się strasznie ciągnąć. Historia magii była niewyobrażalnie nudna jak zwykle, a co pogorszyło sprawę, profesor Umbridge obserwowała zajęcia eliksirów, które były nie do zniesienia same w sobie. Wciąż pracowali nad eliksirem dodającym wigoru, kolejnym, który Harry postanowił uwarzyć poprawnie. Z pewnością nie potrzebował dostać szlabanu od profesora Snape’a tuż przed profesor Umbridge.
Gdy zajęcia się zaczęły, Harry wpadł w rutynę i zignorował profesor Umbridge piszącą coś na swojej podkładce. Był tak zajęty podążaniem za planem warzenia, który miał na pergaminie przed sobą, że nie zauważył, jak pół godziny później Umbridge zaczyna zadawać pytania. Zaczęła od profesora Snape’a, po czym przeniosła się do Pansy Parkinson i Millicenty Bulstrode, starając się unikać wszystkich Gryfonów.
Cały poranek Harry unikał Rona i Hermiony jak ognia. Próbowali przyprzeć go do muru w Wielkiej Sali, ale Harry wyszedł bez słowa. Usiadł z Nevillem na historii magii i na eliksirach, co wydawało się bardziej przeszkadzać Hermionie niż Ronowi. Z pewnością nie podobało jej się to, jak Harry zniknął po eliksirach, żeby skończyć zadanie z eliksirów, by nie musiał martwić się tym w nocy po szlabanie, co usłyszała od Neville’a przed wróżbiarstwem.
Podczas wróżbiarstwa Harry dowiedział się o tym, że profesor Trelawney została zawieszona przez Umbridge. Trelawney była tak zrozpaczona, że opuściła klasę, by interpretowali własne sny. Parvati i Lavender były kompletnie oburzone, że profesor Umbridge zrobiła coś takiego ich ulubionej nauczycielce, podczas gdy wszyscy inni milcząco zgadzali się z nauczycielką obrony, ale musieli odczuć współczucie z powodu tego, jak profesor Trelawney przyjęła wiadomość.
Zajęcia obrony były nudne jak zwykle i polegały tylko na czytaniu książki i nie rozmawianiu. Chętny, by zakończyć zajęcia tak szybko, jak to tylko możliwe, Harry zwyczajnie zrobił, co mu kazano. W chwili, gdy lekcja się skończyła, Harry zjadł szybki obiad, po czym pobiegł do klasy obrony w celu szlabanu. Dotarł do drzwi mając pięć minut w zapasie i zapukał, nie chcąc, by Umbridge dała mu kolejny szlaban za spóźnienie.
- Wejść – zawołała słodkim głosem profesor Umbridge, przekonując Harry’ego do otwarcia drzwi i stanięcia z nią twarzą w twarz.
Wchodząc do biura, Harry natychmiast sobie przypomniał wszystkie te momenty, gdy był tu podczas swojego trzeciego roku, gdy nauczał Remus. Wtedy to było sanktuarium, ale już nie. Niegdyś konserwatywny pokój został całkowicie zmieniony w coś, co opisałby jako dziewczęce. Były tam koronkowe okrycia i ciuchy pokrywające wszystko, wazony z kwiatami, a na każdej ze ścian wisiała kolekcja ozdobnych talerzy, z których na każdym widniał wielki kociak noszący kokardkę wokół szyi. Sam widok pomieszczenia sprawiał, że Harry chciał zwymiotować.
- Dobry wieczór, panie Potter – powiedziała słodko profesor Umbridge.
- Dobry wieczór, profesor Umbridge – odpowiedział uprzejmie Harry.
Profesor Umbridge uśmiechnęła się szeroko.
- Proszę usiąść, panie Potter – powiedziała, wskazując na mały stolik obok niej, gdzie leżał kawałek pustego pergaminu. Harry posłuchał, siadając na krześle przy biureczku i położył szkolną torbę na podłodze. – Chyba oboje wiemy, jak szkodliwe jest kłamstwo, panie Potter. Napisze pan dla mnie kilka linijek tym bardzo specjalnym piórem. – Podała mu długie i cienkie czarne pióro z niezwykle ostrą końcówką. – Napisze pan: „Nie będę opowiadać kłamstw”, póki nie wsiąknie. Sugeruję, żeby pan zaczął.
Harry obserwował, jak Umbridge siada za swoim biurkiem i zaczyna atakować wielki stos pergaminów, nim spojrzał na swoje pióro. Zauważył, że nie ma atramentu, ale pomyślał, że to pewnie ten rodzaj zawierający w sobie atrament, więc nie kwestionował tego. Wzdychając, Harry przyłożył pióro do pergaminu i napisał: Nie będę opowiadać kłamstw.
Nagle na wierzchu jego prawej dłoni wybuchł ból, sprawiając, że Harry sapnął. Słowa pojawiły się na pergaminie napisane czerwonym tuszem, takie same jak na wierzchu prawej dłoni Harry’ego, które na moment wyryły się na jego skórze, nim się zagoiła. Teraz jego dłoń wyglądała na podrażnioną, ale nie było śladu tego, co właśnie zobaczył. Zamykając na moment oczy, Harry wypuścił uspokajający oddech, nim wrócił do swojego zadania. Im wcześniej skończy, tym lepiej.
Powracając wzrokiem na pergamin, Harry ponownie napisał Nie będę opowiadać kłamstw i ponownie poczuł kujący ból pochodzący z wierzchu dłoni, gdy słowa wyryły się na jego skórze, po czym zaleczyły po chwili. Tortura trwała; Harry obserwował, jak jego własna krew pojawia się na pergaminie, a słowa na wierzchu jego dłoni. Powoli nauczył się odcinać od bólu. Teraz był stały, podobny jak ten, który czuł podczas lata, nim Syriusz uratował go od Dursleyów. Dawno temu nauczył się milczeć, żeby uniknąć surowszej kary. Tego właśnie nauczył się przez te lata z jego krewnymi.
Zapadła ciemność, ale Harry wciąż pisał. Nie zauważył, że profesor Umbridge zrezygnowała z oceniania esejów i uważnie mu się przyglądała. W końcu podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do piętnastolatka. Był tak skupiony na swoim zadaniu, że nie zauważył, jak stanęła przed nim, póki nie wyciągnęła pióra z jego dłoni,  po czym chwyciła jego prawą rękę i przyjrzała jej się uważnie.
- Chyba nie nauczył się pan jeszcze swojej lekcji, prawda? – zapytała profesor Umbridge z uśmiechem. – Wygląda na to, że będziemy musieli spróbować ponownie jutro wieczorem, o tej samej godzinie. Może pan odejść, panie Potter.
Harry chwycił szkolną torbę i wyszedł szybko, kierując się do wieży Gryffindoru. Jego ręka pulsowała bólem, a wciąż miał zadanie domowe do odrobienia. Nie wiedział, jak długo pisał linijki, ale z pewnością było po północy, co oznaczało, że pewnie nie będzie spał przez resztę nocy. Spoglądając na zaognioną prawą dłoń, Harry musiał się zastanowić, co zrobił, by zasłużyć na takie traktowanie.
Chciał komuś powiedzieć, ale wiedział, że to tylko wpędzi kogoś w kłopoty. Umbridge nie zrobi niczego bez aprobaty Knota. Syriusz i Remus pewnie zaatakują Umbridge, Knota i Dumbledore’a za to, że stało się coś takiego, a to było ostatnią rzeczą, jakiej Harry chciał. Poprzysiągł, że w tym roku nie będzie sprawiał kłopotów i miał zamiar się tego trzymać. Te szlabany były niczym w porównaniu z tym, co się działo pod koniec poprzedniego semestru. Na razie będzie milczał. Musiał to robić, by chronić tych, których kochał.


czwartek, 7 lutego 2019

ZS - Rozdział 18 - Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja!



Dolores spędziła całą noc na planowaniu, jak najlepiej wykorzystać informacje na temat Snape’a. Od kiedy Mistrz Eliksirów przyprowadził tego piekielnego jastrzębia na kolację, miała pretensje dla czarnowłosego mężczyzny o to, że posiada zwierzaka, który upokorzył ją i o to, że patrzył na nią i krytykował ją bez wypowiadania ani jednego słowa. Pragnęła zobaczyć, jak dumny Opiekun Domu Slytherina staje się pokorny jej, która kiedyś była Krukonką, choć wykorzystywała swoją inteligencję egoistycznie, by realizować własne plany, i która miała wielkie uprzedzenia względem pół-ludzi i każdego, kto nie pasował do jej wąskiego światopoglądu. Wierzyła, że zwierzęta są gorsze od ludzi, stąd jej niechęć i pogarda dla ptaków, psów, kotów i im podobnych – uważała pół-ludzi za podgatunek, ponieważ „skazili się” mieszając czystą ludzką krew z krwią podrzędnych, paskudnych zwierząt. Z tego samego powodu nienawidziła ludzi półkrwi i mugolaków.
Nikt o tym nie wiedział, ale w tajemnicy zgadzała się z kampanią Voldemorta, mającą wyeliminować mugolaków, sądząc, że świat będzie lepszym miejscem po oczyszczeniu z tak niepożądanych osób. Wierzyła też, że osoby półkrwi, jak Snape, powinny być rejestrowane i powinno im się zabronić rozmnażania z jakimikolwiek ocalałymi osobami czystej krwi. Jej pomysł idealnego świata wyglądał tak, że osoby czystej krwi byłyby przy władzy, a pół-ludzie wyjętymi spod prawa.
Oblizała wargi, czytając raport podany przez Dawlisha, dowiadując się, że młody Snape miał postawione zarzuty, ale nie przeszły, ponieważ dzięki Dumbledore’owi został uniewinniony, bo przesłuchał młodego mężczyznę pod wpływem Veritaserum z aurorem Moodym jako świadkiem. A Moody był uznawany za szalonego przez tortury zafundowane mu z rąk śmierciożerców, dlatego jego zeznania były podejrzane, a teraz również zeznania Dumbledore’a, biorąc pod uwagę to, o co oskarżył go Minister. Twoja ochrona jest już nie ważna, starcze, a przy odrobinie wysiłku, pozbędę się na dobre Snape’a. Żałosny półkrwi!
A jednak wiedziała, że jej wyrok może być kwestionowany, ponieważ połowa czarodziejskiego społeczeństwa wciąż szanuje Dumbledore’a, a co za tym idzie, również tego, kogo wziął pod swoje skrzydła. Więc musiała uczynić jego upadek bardziej skandaliczny, pociągnąć ludzi na swoją stronę. W zamyśleniu postukała się palcem w usta. No, co mogę wymyślić, żeby ludzie chcieli wyciągnąć Snape’a za te jego tłuste kłaki?
Uniosła wydanie Proroka, które zostawił jej Korneliusz. Na pierwszej stronie były słowa: Harry Potter Zaginiony! A Może Porwany?
- Aha. Porwany? Idealnie.
Zagwizdała radośnie. Wszystkie kawałki ułożyły się na miejsce. Jednym zamachem pozbędzie się żałosnych członków kadry, a potem będzie rządziła niezwyciężona.
Severusie Snape, nadszedł twój czas. Tak samo jak twojego przeklętego chowańca.
Ostrożnie wsunęła teczkę i kawałek papieru do torby, a potem ubrała się i wślizgnęła do łóżka, zasypiając na swojej różowej poduszce z monogramem zaledwie sekundę później z lekkim uśmiechem na twarzy.
Freedom obudził się tuż przed świtem, drżąc. Ale jego sen nie był starym koszmarem o umierającym Cedricu, ani o tnącym go Pettigrew i używającym jego krwi, by sprowadzić Voldemorta. Nie, to był nowy sen, w którym to obserwował bezradnie, jak Severus jest zaciągany to Azkabanu, trzymany w areszcie przez Umbridge, a potem jak ropucha wzywa dementorów i każe Freedomowi patrzeć, jak całują Mistrza Eliksirów.
Obudził się drżąc i dysząc, a jego oczy latały dookoła. Był na swojej żerdzi w salonie, ale nie mógł zmieść pozostania na niej, więc wystartował i wleciał do sypialni Severusa, gdzie wtulił się w poduszkę obok głowy Severusa i próbował ponownie zasnąć.
To nie jest prawdziwe, Harry. To był tylko głupi sen! Teraz wracaj do snu. Śpij. Skoncentrował się na oddechu czarodzieja, nieświadomie dopasowując do niego swój, póki w końcu nie odpłynął.
Severus obudził się o zwykłej godzinie i dostrzegł, że Freedom zdaje się dziwnie do niego lepić, ale jastrząb twierdził, że nic się nie stało, gdy został o to zapytany. Więc po prostu przypisał to nastrojowi i więcej o tym nie myślał. Była to środa, co oznaczało, że nie miał zajęć aż do późnego popołudnia, ale był zobowiązany przez Umbridge jeść śniadanie w sali z resztą kadry, ku jego wielkiej irytacji. Cieszył się swoimi samotnymi, cichymi śniadaniami z Freedomem.
Ale wiedział, że w przypadku Wielkiej Inkwizytor stąpał po cienkim lodzie, więc poszedł do sali na śniadanie jak posłuszny truteń, z Freedomem na swoim ramieniu.
O dziwo, Umbridge nie było przy stole, a jej zwykłe różowe szaty były widoczne z odległości pięciu metrów, pomyślał szyderczo Snape. Ale może bez jej bacznych spojrzeń przy stole, będzie w stanie przełknąć więcej niż kilka kęsów śniadania. Tylko spojrzenie na jej obwisłą twarz sprawiała, że tracił apetyt.
 Podszedł do swojego zwykłego miejsca i usiadł między Minervą a Wilherminą, mówiąc zdawkowe dzień dobry, po czym wybrał jakieś tosty posmarowane masłem, plasterek szynki i jajka w koszulce. Szybko nałożył szynkę na tost, na to jajka, a potem wezwał Twixie, żeby przyniosła mu sos holenderski do skropienia jajek.
Wilhelmina spojrzała na niego i zapytała:
- Cóż to jesz, Severusie?
- Jajka Benedykta, Wilhelmino. Mugolski przepis. Całkiem dobre, powinnaś spróbować. – I z tymi słowami, uniósł widelec i nóż, po czym zaczął jeść.
Freedom obserwował go i przypomniał sobie, że wuj Vernon też je lubił, więc bardzo dobrze nauczył się, jak je robić zanim osiągnął dziewięć lat. „Zawsze chciałem ich spróbować, ale nigdy nie zostało ich na tyle dużo, żeby mógł spróbować”, pomyślał z tęsknotą. „Może jednak któregoś dnia, jeśli kiedykolwiek wrócę do postaci człowieka, mogę poprosić o nie skrzaty domowe.”
- Gdzie jest Dolores? – zapytał Snape, po skończeniu większości śniadania.
- Miała jakieś ważne spotkanie z Ministrem – odparła Minerva, dodając kilka więcej bananów do swojej owsianki. – Powinna wrócić po śniadaniu, jak sądzę.
Severus skinął głową i poprawił ułożenie filiżanki, popijając z niej spokojnie i kończąc swoje jajka. To było niezwykłe, jak poprawiła się atmosfera, gdy Umbridge była nieobecna. Rzucała na wszystkich trującą chmurę, pomyślał szyderczo.
Po skończonym śniadaniu, Mistrz Eliksirów wstał i miał zamiar zejść do laboratorium, by zacząć warzyć kilka dodatkowych eliksirów pomniejszających. Miał jutro zajęcia z drugim rokiem, który miał pracować nad eliksirem rozdymającym, a od czasu zajęć Pottera z eksplodującym kociołkiem, Snape uznawał za konieczne mieć dodatkową dawkę pod ręką, tak na wszelki wypadek. Ale zanim mógł wyjść z sali, pojawiła się obok niego Mrużka i powiedziała nieśmiało:
- Profesorze Snape, pani Umbridge żąda natychmiastowej pana obecności w jej biurze.
Severus zmarszczył brwi, patrząc na skrzatkę, która wzdrygnęła się.
- Czy to kwestia życia i śmierci? Mam do uwarzenia eliksiry na zajęcia.
- Och, tak, proszę pana, to ważne! Bardzo ważne, profesorze Snape! – Mrużka zaczęła wykręcać ręce. – Nie jest dobrze kazać pani czekać. Pani tego nie lubi. Pani ukarze Mrużkę, jeśli pan Snape wkrótce się nie zjawi.
- Typowe – mruknął Severus. – Dobrze. Powiedz „pani Umbridge”, że bezpośrednio tam pójdę.
- Och, dziękuję panu. – Skrzatka wyglądała, jakby miała mu zacząć całować buty, ale zamiast tego zniknęła, ku wielkiej uldze Snape’a.
- Ciekawe, co tym razem chce ten cholerny wrzód na tyłku? – burknął złowieszczo Snape do Freedoma. – Znów zmienić mój program nauczania? Cholerna marudna wiedźma! Należy jej się potężne rozwolnienie. Przysięgam, jeśli ponownie mnie zmusi do zmiany zajęć, dodam kilka kropel eliksiru na zaparcia do jej popołudniowej herbaty i zobaczymy, czy to nie wyleczy jej potrzeby zmiany harmonogramów co tydzień.
Na jego ramieniu, Freedom zatrząsł się od niemego śmiechu. Och, Sev, to byłoby zabawne! Naprawdę byś to zrobił?
Snape rzucił mu przebiegły uśmiech.
- W mgnieniu oka. Nikt nie zasługuje na to bardziej niż ona. – Podszedł do kamiennego gargulca i powiedział: – Różowy goździk.
Gargulec usunął się na bok i wtedy mężczyzna wszedł na obrotowe schody.
Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłością Mistrza Eliksirów, zaćwierkał jastrząb, wciąż chichocząc w duchu.
- Dokładnie. Lepiej o tym pamiętaj, pisklaku – drażnił się z nim Severus.
Z jakiegoś powodu, Freedom przypomniał sobie wczorajszy koszmar, gdy wspinali się po klatce schodowej i mimowolnie wzdrygnął się. „Nie bądź śmieszny. To był tylko sen, nie przepowiednia. Nie jesteś jasnowidzem, Potter. To pewnie tylko ten królik, którego zjadłeś. Z jakiego powodu Umbridge miałaby zesłać Severusa do Azkabanu? Nie złamał prawa.”
Nawet jeśli, jastrząb był niespokojny. Umbridge traktowała beztrosko protokół, gdy jej to pasowało. Severusie, uważaj. Nie ufam jej.
- Ja też nie. Ufam jej tak bardzo jak Czarnemu Panu.
Dotarli do rzeźbionych, dębowych drzwi, Snape położył dłoń na klamce, po czym zamarł.
- Ufam, że ty pamiętasz o manierach, pisklaku?
Tak, Severusie. No chyba że cię skrzywdzi. Wtedy będę miał pewne prawo rozerwać jej tyłek.
- A gdzie to jest zapisane?
To część Kodeksu Chowańców, odpowiedział gładko Freedom. Jeśli ktokolwiek skrzywdzi twojego czarodzieja, możesz go bronić w każdy konieczny sposób.
Snape uniósł brew.
- Będę miał to na uwadze. Choć myślę, że mógłbym ją pobić w pojedynku.
Walczy nieczysto.
- Ja też, jeśli to konieczne – przyznał Snape, po czym przekręcił gałką i wszedł do biura.
Umbridge siedziała za swoim mahoniowym biurkiem, a jej twarz wyrażała podekscytowanie, gdy usłyszała otwierające się drzwi. Kolorowe kotki na ścianach miauczały irytująco, jakby były zirytowane obecnością Snape’a. Severus wszedł do pomieszczenia, patrząc pytająco na Umbridge.
Tuż obok okna, przy boku biurka, stali Dawlish i Savage, młody mężczyzna o szczupłej wygłodniałej twarzy szakala.
- Chciała mnie pani widzieć? – zapytał Snape tonem chłodnej uprzejmości.
Freedom spojrzał ostrzegawczo na pozostałych czarodziei, choć żaden z nich nie zwracał na niego uwagi.
Umbridge spojrzała na wysokiego mężczyznę, a jej nos zadrgał z podnieceniem, jak ogon psa, który wyczuł zdobycz.
- Profesorze Snape, ostatnio dotarłam do pewnego listu od anonimowej osoby zwanej… - Tu przeszukała teczkę na biurku, po czym wyciągnęła list. - … Łapą, w którym pisze, że był pan związany z poplecznikami Sam Wiesz Kogo. Czy to prawda?
W głębi duszy, Severus przeklął, nazywając Blacka każdym znanym mu przezwiskiem. Ale jego zachowanie pozostało spokojne i niewzruszone. Odrzekł wiedźmie spokojnie:
- Jako młody człowiek, postępowałem zgodnie z zasadami tego, którego imienia nie wolno wymawiać, przez około pół roku. Po tym czasie zorientowałem się, czym one są i wyrzekłem się tego na zawsze.
„Nie! Och, Syriuszu, coś ty narobił?” – pomyślał Freedom z przerażeniem.
- Doprawdy? Został pan ułaskawiony przez Albusa Dumbledore’a, czyż nie?
- Prawda. Wyznałem mu wszystko, wysłuchał mojego świadectwa, tak samo jak auror Moody – odpowiedział Severus wściekły, że musi omawiać to z nią ze wszystkich ludzi.
Umbridge zmrużyła oczy.
- Wyznał pan, co, dokładnie? Torturowanie mugoli? Skalanie młodych dziewczynek? Morderstwo?
Szczęka Snape’a zacisnęła się, a mięśnie na skroni zapulsowały.
- Nie, Wielka Inkwizytor. Nigdy nie zrobiłem czegoś takiego. Jako nowy rekrut, wykonywałem inne zadania dla sami wiecie kogo. W większości warzyłem eliksiry. Prowadziłem badania nad mrocznymi klątwami i zaklęciami. Inne… zajęcia, o których pani wspominała, były zarezerwowane dla tych z Wewnętrznego Kręgu. Nie byłem jednym z nich. – Choć teraz jestem, dodał w duchu z gorzkim wykrzywieniem ust.
- Jednak nosi pan Znak, czyż nie?
Snape skinął głową.
- Jak wszyscy, którzy kiedykolwiek byli jego poplecznikami.
Umbridge wydawała się z tego powodu zadowolona.
- Wiesz, Severusie, wierzę w drugie szanse. Uważam, że zawsze należy dawać ludziom przywilej wątpliwości na korzyść oskarżonego. To dlatego, kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o twoich… powiedzmy… więziach z Sam Wiesz Kim… nie podążyłam za pierwszym impulsem i nie wydaliłam cię od zaraz. Zamiast tego, obserwowałam cię uważnie i muszę przyznać, że jesteś dobry, Snape. Niemal mnie wykiwałeś.
- W jaki sposób, madame?
- Niemal zaczęłam myśleć, tak jak biedny, głupi Dumbledore, że się zmieniłeś. Ale wtedy usłyszałam plotki. Plotki, że nienawidził pan młodego pana Pottera. Że chciał pan, żeby chłopca wydalono z Hogwartu. Powiedział pan to Dumbledore’owi, gdy tylko chłopak przybył na swój drugi rok. Zaprzeczy pan temu?
- Nie. Powiedziałem, że Potter powinien zostać wydalony, ponieważ z powodu tego incydentu z latającym autem, naraził nasz świat na ryzyko. To było lekkomyślne i nieodpowiedzialne, więc chłopiec powinien ponieść konsekwencje swoich czynów.
- Dokładnie. Z tego, co słyszałam, Potter zawsze łamał zasady i lekceważył nauczycieli. Mnie też ignorował. To bardzo bezczelne. – Umbridge pociągnęła nosem. – Ale jednak… nawet ja nie uciekłabym się do porwania, profesorze Snape.
- Porwania? Nie mam najmniejszego pojęcia, o co pani chodzi.
- Ach tak? – zamruczała Umbridge, a w jej oczach rozbłysła straszliwa satysfakcja. – Gdzie byłeś w nocy, gdy zniknął Harry Potter, Snape?
- Nie rozumiem, dlaczego miałaby to być pani sprawa.
- Wszystko, co dzieje się w tej szkole jest moją sprawą, Snape. Z polecenia Ministerstwa Magii, żądam odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie byłeś w noc zaginięcia Harry’ego Pottera?
Snape wyglądał na znudzonego, ale Freedom widział niewielki strumyczek potu za jego lewym uchem.
- Chyba chodziłem wtedy po błoniach, jak zwykle po zajęciach, gdyż to ułatwia mi oczyścić umysł.
- Czy ktoś z tobą był?
- Nie.
- Więc nie masz alibi.
- O co dokładnie mnie pani oskarża?
- O porwanie i prawdopodobne morderstwo Harry’ego Pottera.
Snape popatrzył na nią.
- Jesteś szalona!
- Ach tak? Nie sądzę. Ty, były śmierciożerca, uniewinniony przez starca, którego zdolności umysłowe są wątpliwe, całkiem swobodnie mi się przyznałeś, że nie lubiłeś pana Pottera i chciałeś, żeby zniknął z tej szkoły. Tylko ty nie masz alibi na noc jego zniknięcia. Miał pan motyw i sposobność, profesorze. Oszołomiłeś chłopca i gdzieś go ukryłeś.
- Żeby co z nim zrobić? Zagrać w „sto pytań do”?
- Proszę ze mnie nie kpić! – krzyknęła Umbridge, uderzając dłonią o biurko. – Jesteś winny spisku i bez wątpienia wykorzystałeś to, czego nauczyłeś się od przyjaciół śmierciożerców, by torturować i może nawet zabić bezbronne dziecko!
- To śmieszne!
- Nie z mojego punktu widzenia, Snape. Już udowodniłeś, że nie dbasz o bezpieczeństwo uczniów, patrząc na twojego chowańca… tego okrutnego ptaka, który atakuje dzieci bez prowokacji z ich strony.
To brudne kłamstwo, wiedźmo!
- O, widzicie! Paskudna bestia, dokładnie jak jego pan. Severusie Snape, oskarżam cię o zranienie i porwanie chłopca, który przeżył. To przez ciebie zaginął. Nie będę trzymała mieszańca kryminalisty w mojej kadrze. Niniejszym zwalniam cię z twojego stanowiska i przekazuję cię pod pieczę aurorów. – Odwróciła się do aurorów. – Aresztujcie go! Zobaczymy, czy jakiś czas w Azkabanie nie rozwiąże jego języka.
Różdżka Severusa znalazła się w jego dłoni.
- Od kiedy aresztuje się kogoś bez dowodu przestępstwa?
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Wcześniej się wywinąłeś, bo miałeś potężnego obrońcę. Ale Dumbledore jest skończony, więc teraz zapłacisz za swoje występki, Snape! Gdy tylko znajdziesz się w Azkabanie, wyciągniemy z ciebie prawdę. – Skinęła dłonią, a dwójka aurorów ruszyła w kierunku mężczyzny.
- Dawlish, nie możesz jej wierzyć – zaczął Snape. – Nigdy bym nie skrzywdził Pottera. Przysiągłem go chronić.
Umbridge roześmiała się wysoko i przenikliwie.
- Kolejne kłamstwo, Snape? Ty i Dumbledore razem spiskowaliście. Zamierzał zrobić siebie Ministrem, a ty chciałeś zemścić się na Potterze, więc sprawiłeś, że zniknął.
- Wezmę Veritaserum i udowodnię ci, że się mylisz, kobieto!
- Znam się na tym lepiej, niż ty, Snape. Śmierciożercy byli trenowani, by stawiać opór temu eliksirowi. Nie stawiaj się, Severusie. Poddaj się, a zaoszczędzisz sobie bólu.
Snape obnażył zęby.
- Jeśli chcesz mnie zabrać, suko, będziesz musiała walczyć.
Dawlish rzucił zaklęcie oszałamiające, ale Snape uchylił się.
Freedom wzbił się z jego ramienia, skrzecząc ze złości. Zostaw go W SPOKOJU! Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja!
Zanurkował w kierunki aurora, jego szpony błysnęły i mocno uderzyły w mężczyznę, potrząsając jego głową w przód i tył.
Dawlish krzyknął i chwycił się za głowę, upuszczając różdżkę.
Savage wywarczał zaklęcie usztywniające.
- Locomotor mortis!
Ale Snape był zbyt szybki i klątwa przeleciała obok niego nieszkodliwie, odbijając się od ściany.
- Przeklęty jastrząb! – krzyknęła Umbridge, po czym wskazała w niego różdżką i wrzasnęła: – Incendio!
Strumień ognia wystrzelił z jej różdżki, niemal przypalając pióra na ogonie Freedoma.
Kilka portretów krzyknęło z przerażenia, gdy prawie zajęły się ogniem.
Severus odwrócił się na pięcie, a jego oczy płonęły straszliwą furią.
- Śmiałaś…?
Umbridge zamarła, gdyż w tym momencie ujrzała zbliżającą się śmierć.
Freedom również ją zobaczył. Widział, że Snape kołysał się na krawędzi zniszczenia i to przesądziło o jego wyborze.
Severusie, nie! Nie rób tego! – krzyknął. Przestańcie, wszyscy! Wbił się między Mistrza Eliksirów i Umbridge, i nagle poczuł, jak pod jego powiekami narasta straszliwy ucisk. Przed jego oczami pojawiły się iskry, a ogień strawił jego kończyny.
Czarodzieje patrzyli ze zdumieniem, jak postać jastrzębia zamazała się, a potem zdeformowała… w kształt piętnastoletniego chłopca z burzą ciemnych włosów, okularami i blizną w kształcie błyskawicy. Jego różdżka była zaciśnięta w dłoni, gdy warknął na Umbridge:
- Nie dotykaj go, parszywa ropucho! Chcesz wiedzieć, gdzie jest Harry Potter? Cóż, tu jestem, a jeśli chcesz skrzywdzić Severusa, musisz najpierw skrzywdzić mnie.
Wszyscy zamarli.
Oczy Harry’ego wwierciły się w Umbridge ze szmaragdową intensywnością tak bardzo, że wiedźma wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- A-Ale jak… to możliwe…? Byłeś tym czymś cały czas…?
- Tak. Jednej nocy przemieniłem się w animaga przez przypadek, wyleciałem przez okno i rozbiłem się, złamałem skrzydła i straciłem pamięć. Znalazł mnie profesor Snape i uzdrowił. Nie wiedział, że byłem animagiem. Nikt nie wiedział. Nie porwał mnie ani nie skrzywdził. Uratował mi życie. A teraz proszę odwołać swoje psy, pani profesor.
Umbridge wybełkotała coś, ale machnęła dłonią na Dawlisha i Savage’a. Potem zebrała się w sobie i powiedziała:
- To może być podstęp. Zaklęcie kameleona. Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – Skierowała różdżkę na Harry’ego. – Finite!
Nic się nie stało. Naburmuszona, warknęła:
- Dawlish, daj mi Veritaserum.
- Przykro mi, proszę pani. To nielegalne. Jest nieletni – wycedził auror. – A poza tym, wystarczy spojrzeć na Snape’a, a zobaczy pani, że dzieciak nie kłamie. – Skinął głową na Mistrza Eliksirów.
Umbridge uniosła wzrok, a Harry odwrócił się powoli, przełykając ciężko ślinę.
Był przygotowany zobaczyć gniew, pogardę albo szok w oczach swojego profesora.
Zamiast tego zobaczył poczucie zdrady, zmieszane z niedowierzaniem.
Harry wzdrygnął się i cofnął o krok.
- Nic o tym nie wiedziałeś, Snape? – zapytała Umbridge, brzmiąc jak dziecko, które właśnie pozbawiono wycieczki do sklepu z zabawkami.
- Nie. Sądziłem… był tylko moim jastrzębiem. Moim chowańcem…
- Wygląda na to, że dzieciak wpadł w lekkie kłopoty przez swoje pochopne działanie – powiedział Savage. – Zdarza się. Ponieważ oczywiście Snape nie jest winny, to oznacza, że będzie pani musiała odwołać swoje zarzuty, Wielka Inkwizytor.
- Och, dobrze! Choć wciąż uważam, że był z chłopcem w zmowie!
- Nie – upierał się stanowczo Harry. – Nie wiedział o niczym. Przysięgam na moją różdżkę, na jakąkolwiek przysięgę pani chce, ale to prawda.
- Wierzę mu – powiedział Savage.
- Ja też – zgodził się Dawlish, trzymając szmatkę przy krwawiącej skórze głowy i piorunując Harry’ego wzrokiem.
Dolores prychnęła, po czym powiedziała:
- Świetnie! Zarzuty zostaną oddalone. Możecie iść, panowie. Sama sobie poradzę z wagarami pana Pottera.
Dwójka aurorów pokiwała głowami, po czym przenieśli się siecią Fiuu z powrotem do Kwatery Głównej aurorów, zostawiając Harry’ego samego z wściekle nadętą Umbridge i oszołomionym, zdenerwowanym Snapem.
Młody czarodziej spojrzał między tą dwójką i zastanowił się, czy nie byłby bezpieczniejszy w Azkabanie.


Gotów?



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Ready Now?
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Syriusz/Regulus
Ilość części: miniaturka
Opis: Rawenclaw!AU. Regulus został przydzielony do Rawenclawu. Ale to nie wszystko.


Wychodząc, by znaleźć Huncwotów, zostawił Regulusa samego w przejściu pociągu. Ze sposobu, w jaki Regulus bawił się drucikiem na nadgarstku, Syriusz wiedział, że był zdenerwowany. Syriusz wiedział też, że powinien upewnić się, że z jego młodszym bratem wszystko w porządku, że znalazł przedział i nie zaczepili go starsi uczniowie, ale jaki był tego sens?
Regulus wkrótce zostanie przydzielony do Slytherinu. Najlepiej będzie, jeśli Syriusz się teraz zdystansuje. Gdy Regulus stanie się prawdziwym wężem, ich rodzice upewnią się, że obaj chłopcy będą mieć jak najmniejszy kontakt, jak to tylko możliwe, a jeśli Regulus nie miał jeszcze prania mózgu, zafundowanego przez rodziców, by nienawidził Syriusza-Gryfona, to była tylko kwestia czasu, nim tak się stanie.
Spojrzał przez okienka i zobaczył Remusa i Petera. Szybko otworzył drzwi i zamrugał na widok jaskrawo czerwonej koszulki Petera.
- Hej, Peter, chyba ten odcień czerwieni do ciebie nie pasuje.
Peter zarumienił się, skrzyżował ramiona na piersi i osunął się na swoim miejscu.
- To był pomysł mojej mamy – wymamrotał wojowniczo.
Syriusz uśmiechnął się ironicznie.
- Naucz się mówić jej „nie”.
- Nie wszyscy wiedzą, jak się buntować – zauważył cierpko Remus.
Syriusz usiadł i założył ręce za głowę, odchylając się do tyłu.
- Więc nie wiedzą, co tracą.
Remus spojrzał na drzwi.
- Hej, Syriuszu, czy to nie twój brat?
Syriusz zerknął w tym kierunku i dostrzegł Regulusa, patrzącego w przedział. Syriusz naumyślnie odwrócił się plecami do drzwi, wiedząc, że Regulus pojmie wskazówkę.
- Tak. No i?
- Może powinniśmy zaprosić go, by usiadł z nami – zachęcił Remus.
- Nie przejmuj się. Wkrótce zostanie wężem.
Remus otworzył usta, ale nic nie powiedział, ponieważ drzwi się rozsunęły i do środka wskoczył James z wesołym uśmiechem.
- Co tam?
I Regulus został zapomniany przez wszystkich poza Syriuszem. Starał się zignorować poczucie winy, ale to się nie zmieniało. Syriusz potrząsnął głową. To dla jego dobra.
Syriusz tak naprawdę nie przykładał uwagi podczas przydziały na tych na literę A, ale gdy doszło do B, siadł nieco bardziej prosto. W końcu McGonagall zawołała:
- Black, Regulus.
Syriusz westchnął, gotów na początek końca ich relacji. Tiara Przydziału została nałożona na głowę Regulusa i minęła chwila, zanim podjęła decyzję. To samo w sobie było dziwne. Przy większości Blacków, tiara w momencie decydowała Slytherin. Nawet nie musiała myśleć. Przy Syriuszu zajęło to trochę czasu, ale z tego, co wiedział, Syriusz był pierwszym Blackiem, przy którym tiara rzeczywiście musiała pomyśleć.
Syriusz obserwował sztywne ciało swojego brata na stołku. Jego dłonie były zaciśnięte jak zwykle, gdy walczył z Syriuszem, a starszy Black wiedział, że Regulus był dwie sekundy od utraty panowania nad sobą.
W końcu Tiara Przydziału krzyknęła:
- Ravenclaw!
W Wielkiej Sali nastała cisza. Nikt poza dwójką Blacków nie sprzeciwiła się historii rodziny, kończąc w innym domu niż Slytherin.
Najdziwniejsze było to, że Regulus nie wydawał się tym zdenerwowany. W rzeczywistości był raczej zadowolony. Kiedy wstał, spojrzał prosto w oczy Syriusza, nim ruszył w stronę orłów.
- Chyba Regulus nie jest wężem – wymamrotał Remus siedzący po jego lewej.
- Chyba nie – mruknął Syriusz.
Po uczcie chciał porozmawiać z Regulusem, ale prefekt Krukonów szybko zabrał swoich pierwszaków. Jutro z nim porozmawiam, pomyślał stanowczo.
Następnego ranka Syriusz nie miał czasu porozmawiać z Regulusem przed śniadaniem. Usiadł i szybko zjadł posiłek.
Kiedy do Sali zanurkowały sowy, natychmiast dostrzegł wyjca, który podleciał do Regulusa. Szybko wstał i już miał podejść, gdy usłyszał wrzeszczący głos jego matki.
- Jesteś taką hańbą! Kolejny Black nie jest w Slytherinie! Miałeś być tym dobrym dzieckiem, a…
Syriusz przerwał jej tyradę, podpalając list. Spojrzał na Regulusa, który siedział z kamienną twarzą.
- Musimy porozmawiać – wymamrotał.
Regulus pokiwał głową i wyszedł za Syriuszem z Wielkiej Sali.
- Poprosiłem tiarę, żeby przydzieliła mnie gdziekolwiek, byle nie do Slytherinu.
Cicha deklaracja Regulusa zatrzymała Syriusza.
- Naprawdę? Dlaczego? – zapytał, patrząc na brata.
- Nie chciałem, żebyś mnie nienawidził – przyznał Regulus.
Syriusz pociągnął Regulusa w ramiona.
- Byłem gotów, że ty znienawidzisz mnie, gdy zostaniesz wężem, ale nie jestem pewny, czy kiedykolwiek mógłbym nienawidzić ciebie.
Regulus oddał uścisk.
- Ja chyba też nie mógłbym cię nienawidzić. A wierz mi, nasza matka próbowała mnie do tego zmusić.
- Jestem tego pewny – odpowiedział Syriusz, czując zadowolenie ze sposoby, w jaki Regulus był w jego ramionach. W końcu odsunął się. – Wiem, że będziesz miał wielu przyjaciół w Ravenclaw, ale jeśli będziesz mnie potrzebował, nie wahaj się pytać.
Regulus skinął głową, po czym wrócili do Wielkiej Sali. Mimo wszystko, wciąż musieli zdobyć plany lekcji.
Pięć lat później, Regulus opierał się o Syriusza, rozmawiając z ożywieniem z Huncwotami. Podczas swojego pierwszego roku, Regulus stał się honorowym Huncwotem i często znajdował się w towarzystwie czwórki chłopaków. A teraz, kiedy był na piątym roku, wszyscy oczekiwali, że Regulus będzie z nimi, gdy tylko miał wolne. Choć naprawdę nie lubił Petera i miał problem z pokonaniem uprzedzeń, których nauczył się w stosunku do Remusa, naprawdę lubił towarzystwo Jamesa i bardzo polubił spokojną, introspektywną osobowość Remusa, pomimo jego statusu wilkołaka.
W tym momencie Regulus był zwyczajnie zrelaksowany, gdy to cieszył się słonecznym dniem i lekką bryzą. Jego oczy były zamknięte, ale gdy James zaczął głośno dokuczać Syriuszowi, otworzył je i spojrzał między dwoma chłopakami.
- Coś przegapiłem?
James uśmiechnął się ironicznie.
- Kiedy spałeś, tylko sobie szydziłem z Syriusza na temat jego randki w Hogsmeade z Marleną.
Regulus poczuł chłód.
- Randki? Nie wiedziałem, że masz randkę.
Oczy Syriusza zachmurzyły się, gdy napotkał opanowane spojrzenie Regulusa.
- To tylko na tę sobotę w Hogsmeade. Nic wielkiego.
Regulus wiedział, że jego brat wzruszyłby ramionami, gdyby Regulus właśnie na nim nie leżał.
- Nic wielkiego. Jasne. Um… - Wstał i otarł wyimaginowany bród z szat. – Muszę iść. Do zobaczenia później, chłopaki. – Odszedł szybko, nie chcąc myśleć o jego bracie w ramionach innej osoby.
Regulus unikał Syriusza przez następne kilka dni i gdy nadeszła sobota, zamiast pójść do Hogsmeade, ukrył się w pokoju wspólnym Krukonów.
Uczył się cały dzień, a kiedy nastał wieczór, nie zszedł do Wielkiej Sali na kolację. Nie miał ochoty słyszeć, jak wspaniale poszła randka Syriusza z Marleną. Sama myśl powodowała mdłości.
Jakoś koło siódmej, podeszła do niego młodsza Krukonka.
- Um, twój brat jest na zewnątrz.
- Powiedz mu, że jestem zajęty – nakazał Regulus.
Skuliła się.
- Chyba to na niego nie zadziała. Wydaje się bardzo chcieć z tobą zobaczyć i powiedział, że nie odejdzie, póki nie wyjdziesz.
Regulus bardzo chciałby stwierdzić, że Syriusz blefuje, ale Syriusz był na tyle szalony, by naprawdę to zrobić. Westchnął i wstał. Podszedł do drzwi i wyszedł na zewnątrz, krzyżując ramiona na piersi i niecierpliwie czekając, aż Syriusz powie swoje.
- Co z tobą? – zapytał Syriusz. – Gdzie byłeś?
Regulus spiorunował go wzrokiem.
- Wybacz, że nie byłem na twoje zawołanie. Nie chciałem w kółko słuchać o Marlenie.
Syriusz zmarszczył brwi.
- W kółko? O czym ty mówisz? Ja nawet nie lubię Marleny. Prosiła mnie o randkę od miesięcy. W końcu się zgodziłem w nadziei, że wtedy zostawi mnie w spokoju.
- Nie lubisz jej? – zapytał Regulus.
- Nie, a dlaczego pomysł, że ją lubię, tak bardzo cię kłopocze?
Regulus rozejrzał się i zobaczył, że wokół nich jest pusto. Wiedział, że ktoś może się pokazać w każdej sekundzie, więc musiał być szybki. Zrobił krok w przód i prędko pocałował Syriusza.
Starszy Black jęknął i oddał pocałunek z gorliwością. Kiedy się rozdzielili, Syriusz uśmiechnął się ironicznie.
- Miałem nadzieję, że zrobisz się na tyle zazdrosny, żeby to zrobić.
- Nie lubię, gdy się mną bawi – odpowiedział Regulus.
- Cóż, ja nie lubię, jak mnie całujesz, a potem mówisz mi, że nic się nie wydarzyło i naprawdę zachowujesz się tak, jakbyś o tym zapomniał.
Regulus pomyślał o tamtym wieczorze, niemal pół roku temu i wiedział, że właśnie to zrobił.
- Nie byłem jeszcze gotowy zaakceptować moich uczuć względem ciebie.
- A teraz jesteś gotów? – wyszeptał chrapliwie Syriusz.
- Nie chcę cię stracić, więc chyba muszę. Kocham cię.
Syriusz owinął ramiona wokół Regulusa. Dla wszystkich innych, wyglądało to na niewinny uścisk między braćmi. Jednak dwójka chłopców wiedziała lepiej.
- Ja ciebie też kocham.