Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 25 kwietnia 2021

MH - Rozdział 14 – Klub Ślimaka

Wizyta Hermiony w Kwaterach Huncwotów okazała się błogosławieństwem w tym nieszczęściu. Syriusz i Remus byli wobec niej niezwykle sympatyczni, a nawet zaproponowali, że zrobią Ronowi psikusa tylko po to, żeby poczuła się lepiej. To ona ujawniła, że Ron zostawił Harry’ego samego w drodze z treningu Quidditcha, co rozwścieczyło Syriusza. Na szczęście treningi zostały chwilowo wstrzymane, więc Harry nie musiał się martwić, że Syriusz będzie je monitorował jak jastrząb.

Również podczas tej wizyty Harry i Remus powiedzieli Hermionie o książce Księcia Półkrwi. Bardzo wahała się, czy ufać rzezom w książce, zwłaszcza gdy dowiedziała się, że niektóre z notatek Księcia zawierają mroczne zaklęcia. Harry zapewnił ją, że Remus dwukrotnie sprawdził wszystko nim przekazał mu informację i zaproponował, że pokaże jej swój dziennik eliksirów, by to udowodnić. Kiedy Hermiona go czytała, Harry i Remus dyskutowali o postępach wilkołaka w procesie ustalania, kim był Książę Półkrwi. Remus przeglądał obecnie stare wydania „Proroka Codziennego”, by znaleźć wszystkich Prince’ów, którzy uczęszczali do Hogwartu w ciągu pięćdziesięciu lat, od kiedy książka została opublikowana. Jedynym problemem było to, że Remus prowadził też badania dla Zakonu i dla pani Pomfrey o empatach i naturalnych uzdrowicielach, więc nie miał zbyt wiele czasu, by znaleźć tajemniczego ucznia.

Po tym dniu Hermiona została zaproszona do odwiedzania Kwater Huncwotów i Remusa, kiedy tylko chciała. Remus i Syriusz zostali mieszaniną honorowych wujków/powierników, którzy mogli doradzić w jej uczuciach lepiej niż Harry. Harry zaoferował ucho, kiedy tylko Hermiona tego potrzebowała, ale z pewnością było to dla niego niezbadane terytorium. Poczuł ulgę, że Syriusz i Remus zaproponowali swoją pomoc, ponieważ niektóre rozmowy, składające się z tyrad Hermiony i słuchania Harry’ego, stawały się dla niego niewygodne. Harry sympatyzował z sytuacją Hermiony, ale nie zamierzał porzucić swojej przyjaźni z Ronem, mimo że Hermiona unikała go za wszelką cenę.

Oczywiście bycie w pobliżu Rona oznaczało konieczność znoszenia Lavender Brown, która wydawała się przykleić do biodra Rona. Ron niezmiernie cieszył się nowym związkiem, wracając do bycia śmiejącym się i żartującym Ronem, którego wszyscy tak dobrze znali, mimo że wciąż był nieświadom tego, co działo się wokoło. Zawstydzenie Harry’ego spowodowane sporadycznymi pocałunkami Rona i Lavender było jedną z kilku rzeczy, których Ron nie zauważał albo po prostu ignorował. Coraz częściej zdarzało się, że kiedy Harry spędzał czas z Ronem, ostatecznie kończył sam na czytaniu czegoś w pokoju wspólnym lub spacerowaniu po bibliotece.

Kiedy zbliżyły się święta bożego narodzenia, Harry ponownie stał się obiektem pożądania wielu dziewczyn. Raczej niepokojące było to, jak wiele dziewczyn kłębiło się pod jemiołami, wiszącymi na korytarzach, by próbować złapać go na pocałunek. Ron absolutnie nie był pomocny, więc Harry zwykle znajdował się w towarzystwie Hermiony i Cho, które uważały sytuację za zabawną, ale nigdy nie wyrażały na głos swojej opinii. Cho niedawno zerwała z Michaelem Cornerem i dołączyła do kampanii Hermiony „chłopcy to dupki”, co sprawiało, że Harry czuł się nieswojo za każdym razem, gdy zaczynały obgadywać chłopaków. Starał się nie brać urazy z tego powodu, ale nie da się znieść wiele oszczerstw na temat własnej płci.

Z powodu chłodniejszej pogody, treningi Harry’ego zostały przeniesione do środka, co ograniczało liczbę miejsc, w których Syriusz i Harry mogli pracować nad niewerbalnymi pojedynkami. Teraz pracowali nad niewerbalną obroną przeciwko zaklęciom niewerbalnym, a także testowaniem limitów Harry’ego. Harry z łatwością  potrafił rzucić potężne zaklęcia ochronne na wszystko, co Syriusz w niego posłał, ale to wymagałoby od Harry’ego przekroczenia linii i skorzystania ze swoich rezerw. Był to powolny proces, ale Harry w końcu był w stanie się dowiedzieć, gdzie znajdowała się niewidzialna linia między jego rzeczywistą mocą a magicznymi rezerwami. Teraz musiał się tylko martwić w chwili, gdy zostawał zaskoczony.

Kolejną zmianą była stała się stała obecność Hogwartu. Wyglądało na to, że po „ataku” Malfoya zamek odgrywał bardziej aktywną rolę obronie Harry’ego. Posyłał mu ostrzegawcze fale, gdy tylko ktoś się zbliżał, niezależnie od tego, ile razy Harry próbował go zapewnić, że to nie jest konieczne. Od tamtej nocy Malfoy trzymał się z daleka i przez to wpatrywał się w Harry’ego z nienawiścią, ilekroć byli razem w klasie. Harry musiał się zastanowić, co powiedziano Malfoyowi, żeby trzymał się z daleka, żeby mógł użyć tego na profesorze Slughornie.

Ponownie wszyscy rozmawiali tylko o przyjęciu bożonarodzeniowym Slughorna. Wszyscy chcieli być zaproszeni na imprezę jako randka dla członka „Klubu Ślimaka”. Harry, Syriusz, Remus i członkowie Rady otrzymali osobiste zaproszenia. Jednak był haczyk. Profesor Slughorn chciał, żeby cała Rada była obecna. Gdyby jeden z członków odmówił, żaden z nich nie mógłby uczestniczyć. Slughorn chciał całego zestawu i tylko wszystkich członków. To Harry’emu utrudniło sprawę. Naprawdę nie chciał iść, ale gdyby nie poszedł, Cho, Luna Lovegood, Justin Finch-Fletchley i Hannah Abbot nie mogliby iść, ponieważ Ginny i Neville już byli członkami „Klubu Ślimaka”.

Harry zrobił jedyną możliwą rzecz, by nie powodować rozłamu w Radzie. Zgodził się wziąć udział w przyjęciu. Doprowadziło to do tego, że został przyparty do muru w bibliotece przez Hermionę i Cho, które ostrzegły go, żeby zwracał szczególną uwagę na dziewczyny, które chciały iść z nim na imprezę. Hermiona ujawniła również, że kilka dyskutowało o możliwych sposobach podania Harry’emu eliksiru miłości z Magicznych Dowcipów Weasleyów. To nie było zbyt zaskakujące, raczej niepokojące, jak daleko ludzie mogli się posunąć, by zostać zauważonym przez chłopca, który przeżył.

- Dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że nie mogę sobie teraz pozwolić na dziewczynę? – zapytał Harry z irytacją. – Dlaczego nie mogę pójść z wami dwoma jako przyjeciele?

Hermiona i Cho spojrzały na siebie, po czym wzruszyły ramionami.

- To właściwie nie jest zły pomysł – powiedziała w zamyśleniu Cho, - chociaż zdajesz sobie sprawę, że zabierając dwie dziewczyny skupisz na sobie jeszcze więcej uwagi? Poza tym niekończące się dziewczyny będą na nas źle patrzeć, bo wyeliminowałyśmy z gry najbardziej pożądanego kawalera w Hogwarcie. 

Harry popatrzył na Cho z uniesioną brwią. Część niego wiedziała, że śmiała się z obecnej sytuacji, podczas gdy druga rozumiała, że była to prawda. 

- Cóż, jeśli chcecie kogoś zaprosić, jak najbardziej możecie – powiedział Harry nonszalancko, skupiając uwagę z powrotem na swoim eseju z obrony przed czarną magią. – Po prostu pomyślałem, że w tej chwili nie jesteście zainteresowane spotykaniem się z kimś.

Hermiona i Cho wyglądały na nieco zażenowane.

- No, McLaggen mnie zaprosił, ale on wydaje się myśleć, że robi mi tym przysługę – stwierdziła Hermiona. – Jest taki zapatrzony w siebie. Jedyny powód, żebym poszła z McLaggenem jest taki, że Ron go nienawidzi. 

- Gdyby miał to w ogóle zauważyć – dodała sarkastycznie Cho. – Jeśli o mnie chodzi, Zachariasz Smith, Antonii Goldstein i Ernie MacMillan posyłali mi dość dosadne wskazówki, że chcą, żebym to ich zaprosiła. Hannah i Justin idą razem, co oznacza, że wszyscy Puchoni skupiają się na mnie i nawet Lunie. Ginny idzie z Deanem i wszyscy zakładają, że ty, Hermiono, pójdziesz z Gryfonem, a według plotek najprawdopodobniej z Harrym.

Harry jęknął, ukrywając twarz w dłoniach. Od dnia meczu Quidditcha, krążyło wiele plotek o tym, że on i Hermiona spotykają się w sekrecie. Po tym, jak wróciła z Ronem, Lavender przekazała wszystkim w całej wieży Gryffindoru jej wizję tego, jak Harry pocieszał Hermionę. Nie pomogło też to, że Harry i Hermiona spędzili całą resztę dnia w Kwaterach Huncwotów, nieświadomi tego, co się działo. Nim wrócili do Pokoju Wspólnego, historia brzmiała, że Harry i Hermiona w końcu zdali sobie sprawę, że ich przyjaźń jest czymś więcej i spędzili ostatnie godziny na całowaniu. Gdy Hermiona to usłyszała jej piorunujący wzrok był morderczy, co sprawiło, że całkiem sporo osób się wycofało. Ci, którzy byli bliżej Harry’ego i Hermiony wiedzieli, że w tej plotce nie było prawdy i próbowali przekonać wszystkich innych, ale wciąż kilka osób wierzyło, że Harry Potter w końcu znalazł miłość.

Hermiona prychnęła i schowała twarz w swojej książce do eliksirów. 

- Nie mogę uwierzyć w to, że ktokolwiek wierzy w to, co mówi Lavender Brown – powiedziała zirytowana. – To ona jest największą plotkarą, a Parvati znajduje się na drugim miejscu w Gryffindorze, jeśli nie całej szkole. Ciągle podchodzą do mnie dziewczyny i pytają, czy Harry ma jakieś tatuaże. 

- Nie przypominaj mi – wymamrotał z zażenowaniem Harry, potrząsając powoli głową. – W takich momentach żałuję, że nie przyjąłem propozycji Syriusza, żeby się uczyć w domu. 

Cho uśmiechnęła się do Harry’ego i przejechała dwoma palcami po twarzy w żartobliwym ruchu.

- Nie mów takich rzeczy, Harry – powiedziała słodko. – Wszyscy wiemy, że nie mógłbyś przegapić kolejnego roku w Hogwarcie. Nad kim byśmy się zachwycali, gdyby cię tu nie było, żeby nas ratować przed nudą? Nie mogę sobie wyobrazić poranka bez kolejnej plotki na temat Harry’ego Pottera. Nigdy bym nie pomyślała, że śpisz bez koszulki albo że zaczarowujesz swoje oczy, żeby były w tak niezwykłym kolorze. Przez cały ten czas sądziłam, że mają naturalny odcień zieleni. Możesz w to uwierzyć?

Harry spiorunował Cho wzrokiem, zauważając, że Hermiona desperacko próbuje powstrzymać się od śmiechu. 

- Jesteś okrutna, Cho – powiedział przez zęby. – Nigdy nie sądziłem, że weźmiesz udział w rozpowszechnianiu plotek.

- I miałabym pozbawić się całej uwagi, jaką poświęcają mi te naiwne kretynki? – zapytała Cho z całą powagą, po czym uśmiechnęła się. – Znasz mnie, Harry. Wiesz, że uwielbiam być w centrum uwagi. Mimo wszystko spędziłam lata na uczeniu się tego od ciebie. Powiedz mi, Harry. Co chcesz, żebym powiedziała o umiejscowieniu twojego tatuażu? Sądzę, że feniks na łopatce byłby idealny po tym, jak feniks Dumbledore’a zabrał cię do Hogsmeade. – Cho odwróciła na moment wzrok, wydając się głęboko pogrążona w myślach. – Z drugiej strony, smok jest bardziej macho. Może można to wykorzystać. 

Hermiona zakryła usta, żeby zagłuszyć śmiech, ale łzy wyciekające z jej mocno zaciśniętych oczu wystarczyły, by stwierdzić, że uznawała to przekomarzanie za przezabawne. Cho miała niezwykły dar sprawiania, że całe otaczające Harry’ego szaleństwo wydawało się codziennością, ale gdy pomieszała to z sarkazmem i żartem, Harry i Hermiona wiedzieli, że nienawidziła tego tak samo mocno, jak Harry. 

Harry nadal piorunował Cho wzrokiem, ale ona tylko uśmiechnęła się do niego niewinnie.

- A myślałem, że mogę ci ufać, że będziesz po mojej stronie – powiedział, po czym potrząsnął głową i wrócił wzrokiem do eseju. – No cóż. Chyba nie pokażę wam wspomnienia z tej nocy w Ministerstwie. – Ta myśl krążyła po jego głowie od jakiegoś czasu. Nie czuł się komfortowo z pokazywaniem swojego pojedynku z Voldemortem całemu GD, ale ufał Radzie, że nie rozpowszechnią tego, czego będą świadkiem. W końcu powinni wiedzieć, przeciwko czemu staną.

Uśmiech Cho zbladł. Cichy śmiech Hermiony natychmiast ucichł. 

- Poważnie? – zapytała Cho. Harry skinął głową. – Pokażesz nam… tamtą noc? Sądziłam, że jest przeciwko temu jakieś prawo do zachowania tajemnicy… znaczy chodzi mi o Ministerstwo. – Spojrzała na Hermionę, jakby szukając potwierdzenia, po czym usiadła głębiej w krześle. – Wow.

Jednak Hermiona nie była tak oniemiała. 

- Jesteś pewny, że chcesz, by tak wiele osób to zobaczyło, Harry? – zapytała niepewnie. – To może spowodować pewne pytania, na które nie chcesz odpowiadać.

- Właściwie ten pojedynek był jednym z normalniejszych jakie miałem – powiedział Harry, wzruszając ramionami. Rozumiał nerwowość Hermiony. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował było to, by ktokolwiek zobaczył jakiś z jego wybuchów. Już i tak ciężko się o nich rozmawiało z Ronem i Hermioną. – Nie zostało powiedziane nic, czego wszyscy by już nie wiedzieli. Dzięki Prorokowi, wszyscy są świadomi, że tamtej nocy Voldemort poszukiwał przepowiedni i że została ona zniszczona. Jedyną nową wiadomością z tej nocy jest to, że Voldemort jest kompletnie szalony, ale wszyscy już o tym wiedzą… Oczywiście, ty też możesz tam być, Hermiono. 

Hermiona zamrugała kilka razy, po czym uśmiechnęła się.

- Będę wdzięczna, Harry – powiedziała szczerze. – Kiedy myślisz to zrobić?

Harry ponownie wzruszył ramionami.

- Może pierwsze spotkanie Rady po Bożym Narodzeniu – powiedział, po czym spojrzał na Cho, która miała dziwny wyraz twarzy. – Coś jest nie tak, Cho?

Cho potrząsnęła głową. 

- Po prostu myślałam – powiedziała, po czym uśmiechnęła się lekko. – Sądzę, że powinniśmy zrobić coś, by zapewnić milczenie. Wiem, że ufasz Radzie, Harry, ale nie zaszkodzi być ostrożnym. Ojciec Luny jest redaktorem Żonglera, a Justin nie ukrywa nawet tego, że cię ubóstwia. Jeśli zamierzasz nam pokazać to, o czym tak bardzo chce porozmawiać z tobą Scrimgeour to jest szansa, że nie chcesz, żeby dowiedział się o tym ktoś jeszcze albo by jakakolwiek wersja została rozpowszechniona po szkole. 

- Ma rację, Harry – dodała Hermiona. – Może powinniśmy o tym porozmawiać z Syriuszem i Remusem. Powinni znać jakieś zaklęcie zapewniające tajemnicę. 

Harry pomasował skronie, przenosząc wzrok z Cho na Hermionę. Miał wrażenie, że decyzja została podjęta, bez względu na to, co powie.

- Cóż, kiedy wy w dwójkę zdecydujecie, co mam robić, dajcie mi znać – powiedział Harry z oburzeniem, zaczynając pakować swoje rzeczy. – Merlinie broń, żebym choć raz pomyślał samodzielnie.

Hermiona i Cho wstały szybko, łapiąc go każda za nadgarstek.

- Nie mieliśmy tego na myśli i wiesz o tym, Harry – powiedziała Cho. – Tajemnice nie pozostają tajemnicami w Hogwarcie, zwłaszcza twoje. Rozmawiałeś o tym z panem Blackiem i panem Lupinem? – Harry potrząsnął głową. – Może nie znam ich za dobrze, ale wiem, że pan Black jest wobec ciebie wyjątkowo nadopiekuńczy. Cała szkoła o tym wie. Gdybyśmy tego nie zasugerowały, on by to zrobił.

Harry opadł na krzesło i westchnął z rezygnacją. Czuł, jak zmartwienie wypływa z Hermiony i Cho, kiedy podciągnęły swoje krzesła i usiadły twarzą do Harry’ego. Ta cała sytuacja była po prostu zbyt dziwna. W mgnieniu oka bliska przyjaźń między Harrym, Ronem a Hermioną przemieniła się w zupełnie inną przyjaźń między Harrym, Hermioną i Cho. Zamiast rozmów Harry’ego i Hermiony o Quidditchu oraz żartów o każdej możliwej bzdurze, podczas gdy obserwowała ich Hermiona, Harry patrzył teraz, jak Hermiona i Cho rozmawiają o durnych chłopakach i porównują notatki. Cho i Hermiona próbowały włączyć do rozmowy Harry’ego, naprawdę próbowały, ale nie można było zaprzeczyć tej zmianie.

Przesuwając dłonią po twarzy, Harry spojrzał na Hermionę i Cho, uśmiechając się przepraszająco.

- Przepraszam – powiedział szczerze. – Nie chciałem na was warknąć. To był długi semestr i nie umiem doczekać się przerwy świątecznej.

Hermiona skinęła głową ze zrozumieniem.

- Jeśli nie czujesz się komfortowo z pójściem do Wesleyów na świąteczny obiad to dlaczego wciąż się tam wybierasz? – zapytała.

Harry wzruszył ramionami.

- Pani Weasley, Fleur i bliźniaki naprawdę chcą się ze mną zobaczyć – powiedział, masując kark. – Myślę, że Ginny też mnie tam chce. Dała mi do zrozumienia, że chce przypadkiem szepnąć, jak Ron się zachowuje i uważa, że Ron jej nie zabije, jeśli będzie miała towarzystwo.

- Jeśli tak jest to w ogóle ci nie zazdroszczę – mruknęła Hermiona. – Sposób, w jaki Ron traktował Ginny był niewybaczalny.

Harry chciał wspomnieć, że Ron traktował Hermionę gorzej, ale nie chciał jej denerwować. Hermiona naprawdę doświadczyła najgorszych wahań nastroju Rona tylko dlatego, że była łatwym celem. Może dlatego przebywanie w pobliżu Rona było takie trudne. Ron czuł, że ma uzasadnione powody, by zachowywać się w taki sposób i nie zawracał sobie głowy naprawianiem wyrządzonych krzywd. Nie miał poczucia winy ani wyrzutów sumienia. Harry wiedział to na pewno. Emocje Rona były głównie irytacją i połączeniem lekkomyślności i przyjemności. Dlatego Harry robił wszystko, co mógł, by nie używać empatii w pobliżu Rona.

Wkrótce później zostali wyrzuceni z biblioteki przez panią Pince, twierdzącą, że biblioteka została zamknięta. Cho pożegnała się wesoło, po czym pośpieszyła do wieży Ravenclawu. Harry i Hermiona w ciszy wrócili do wieży Gryffindoru. Silne fale irytacji, nerwowości i lęku wypływały z Hermiony z każdym jej krokiem. Było jasne, że cała ta sytuacja z Ronem bolała ją na o wiele więcej sposobów, niż wyrażała. To sprawiało, że Harry zaczął się zastanawiać, przez ile jeszcze Hermiona jest w stanie przejść, nim zignoruje swoje uczucia i odmówi naprawienia ich przyjaźni z Ronem.

- Błyskotki – powiedziała Hermiona, kiedy dotarli do portretu Grubej Damy, przerywając ciszę.

- Nawzajem – powiedziała Gruba Dama z szerokim uśmiechem, po czym portret otworzył się, pozwalając im wejść.

Harry skinął na Hermionę, by weszła pierwsza, po czym włożył ręce do kieszeni. Jego tok myślenia zaniepokoił go. Co jeśli ich przyjaźń z Ronem nigdy nie zostanie naprawiona do takiego poziomu, jaka była? Czy mógł porzucić Rona tylko dlatego, że emocje, które od niego czuł sprawiały, że czuł się niekomfortowo? Może byłoby inaczej, gdyby Harry miał własną dziewczynę, ale tak nie uważał. Wyczuwanie tego, co czuł Ron, gdy całował Lavender było po prostu niewłaściwe.

Głośny głos szybko wyrwał Harry’ego z myśli.

- Cześć, Harry! – wykrzyknęła Romilda Vane, podbiegając w jego stronę z kielichem w jednej ręce i pudełkiem w drugiej. – Masz ochotę na wodę goździkową albo może sok z dyni?

Harry spojrzał na Hermionę, która przygryzała dolną wargę, próbując powstrzymać się od śmiechu.

- Eee… nie, dzięki – powiedział niespokojnie. – Nie chce mi się pić, ale dziękuję za ofertę. – Ruszył za Hermioną do najbliższego stolika, ale Romilda go zablokowała.

Wytrwała czwartoklasistka zaoferowała pudełko.

- A co powiesz na Czekoladowe Kociołki? – zaproponowała Romilda. – Moja babcia mi je posłała, ale musiała zapomnieć, że ich nie lubię. Jest w nich ognista whiskey.

Harry popatrzył na Romildę z uniesioną brwią. Naprawdę nie mógł w to uwierzyć. Wyciągając ręce z kieszeni, Harry chwycił różdżkę szarpnięciem nadgarstka i machnął nią nad pudełkiem, myśląc „Specialis Revelio”. Słaba mgiełka pokazała, co naprawdę jest w tych Czekoladowych Kociołkach.

- Jesteś pewna, że twoja babka ci je posłała, Romildo? – zapytał Harry, chowając różdżkę z powrotem do kabury. – Są wypełnione zwykłym eliksirem miłosnym, nie ognistą whiskey. Mogą być niebezpieczne w niewłaściwych rękach.

Romilda nagle zaczęła wyglądać na bardzo zdenerwowaną.

- Och! – powiedziała, cofając się o krok. – Dzięki, Harry. Ja… dam znać mojej babci.

Harry obserwował, jak ucieka, po czym dołączył do Hermiony, która podeszła do najbliższego stolika.

- Dzięki za ostrzeżenie – powiedział, dochodząc do jej boku. – Chciałbym tylko, żeby zrozumiała, że nie jestem zainteresowany.

Hermiona uśmiechnęła się lekko.

- Wygląda na to, że nie tylko chłopcy są… - jej głos urwał się, gdy ujrzała dwie osoby splecione w fotelu. Harry podążył za jej spojrzeniem i westchnął z frustracją. Ron i Lavender ponownie byli w swoim świecie. Lekkie fale tęsknoty i bólu otarły się o Harry’ego, gdy Hermiona szybko odwróciła wzrok. – C-Chyba powinnam iść już spać, Harry.

Harry wziął ją za rękę, by uniemożliwić jej ucieczkę do dormitorium. Opierając dłoń pod jej brodą, odwrócił jej twarz, by ich oczy się spotkały.

- Nie rób tego, Hermiono – powiedział cicho. – Wiem, że to boli, ale nie możesz ciągle uciekać i izolować się ze swoim bólem. Co powiesz na spędzenie nocy w Kwaterach Huncwotów? Obiecuję, że Syriusz i Remus nie będą mieli nic przeciwko.

Hermiona uśmiechnęła się do niego i ścisnęła jego dłoń.

- Jesteś świetnym przyjacielem, Harry – powiedziała szczerze. – Niewielu chłopaków zniosłoby to, co ty znosiłeś przez ostatnie kilka tygodni. Wiem, że Syriusz i Remus nie mają nic przeciwko naszym wizytom, ale nie mogę za każdym razem do nich uciekać, gdy jestem niespokojna. Czasami trzeba samodzielne rozwiązać swoje problemy. – Unosząc się na palcach, Hermiona pocałowała Harry’ego w policzek. – Nic mi nie będzie, Harry. Obiecuję.

Harry pozwolił jej odejść, mając w głowie tylko jedno pytanie. Dlaczego wszystko zawsze musiało być tak skomplikowane?

^^^

Ponieważ następny dzień był ostatnim dniem zajęć przed przerwą świąteczną, nie było zbyt wiele czasu na zajęcie się czymś poza skupieniem się na zajęciach i omówieniem imprezy u Slughorna, która miała być tego wieczora. Syriusz i Remus byli zaskoczeni, słysząc, że Harry odprowadzał Hermionę i Cho, nawet jeśli szli „jako przyjaciele”, ale zachowali komentarze dla siebie, ponieważ słyszeli więcej niż by chcieli o kłopotliwej sytuacji Hermiony i Cho.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy większość uczniów oswoiła się z tym, że „sławny Syriusz Black” był ich doradcą. Wolny czas Syriusza z pewnością malał z upływem tygodni. Stał się dobrze znany ze swojej beztroskiej osobowości i szalonych sugestii, co pozwalało ludziom dojść do ich własnych racjonalnych rozwiązań, chyba że potrzebny był „poważny Syriusz”. Nie zdarzało się to często, ale pojawiały się takie rzadkie okazje. Być może to dlatego uczniowie nie zareagowali dobrze, gdy profesor Dumbledore ogłosił, że Remus powróci po świętach do swojej roli doradcy. To nie tak, że ktokolwiek Remusa nie lubił. Syriusz po prostu przez połowę czasu miał tendencję do zachowywania się bardziej jak nastolatek, przez co uczniowie mieli wrażenie, że zwierzają się bardziej przyjacielowi niż dorosłemu.

Remus bardzo wyzdrowiał w ciągu ostatnich miesięcy, częściowo dlatego, że służył jako obiekt testów Harry’ego. Co tydzień, Harry próbował wyleczyć jakąś dolegliwość i co tydzień odnosił tylko częściowy sukces, ale Harry’emu było coraz łatwiej „przywołać” tą umiejętność, gdy jej potrzebował. Z pewnością teraz on miał większą kontrolę nad tą umiejętnością, niż ona nad nim. Remus nie był jeszcze całkowicie wyleczony i prawdopodobnie pozostanie tak jeszcze przez jakiś czas. Brał udział w posiłkach w Wielkiej Sali i dało się go również zobaczyć, jak spaceruje korytarzami z Syriuszem, ale z pewnością w najbliższym czasie nie byłby zdolny do gry w Quidditcha. Mógł jednak pełnić rolę doradcy, pozwalając Syriuszowi przejąć bardziej aktywną rolę w Zakonie. Jaka miała być to rola, Harry nie wiedział, ale miał przeczucie, że zostanie to przedyskutowane podczas świąt.

Biorąc pod uwagę wszystkie zmartwienia Harry’ego to, że Ron zachowywał się jak niedbający o nic człowiek wobec Hermiony, było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, jednak stało się to na transmutacji. Cała klasa pracowała ciężko nad transmutacją ludzką przed swoimi lustrami. Zadanie polegało na zmianie kolorów własnych brwi i było to niezwykle trudne. Pierwsza próba Rona była dość komiczna i raczej szokująca. Zamiast zmienić brwi, Ronowi udało się w jakiś sposób stworzyć podkręcone do góry wąsy na własnej twarzy. Hermiona roześmiała się wraz z większością ludzi wokoło, ale Ron zdecydował się zemścić na Hermionie. Przez resztę zajęć Ron naśladował Hermionę podskakującą na swoim miejscu na każde pytanie profesor McGonagall.

Doprowadzona do łez Hermiona wybiegłaby z klasy, gdyby Harry nie chwycił jej mocno za rękę i po cichu przekonał ją, żeby nie zwracała uwagi na Rona, Lavender i Parvati, dla których Ron był zabawny.

- Jest dupkiem, Hermiono – powiedział łagodnie Harry. – Jeśli pokażesz mu, że ci to przeszkadza, wygra. Nie pozwól mu wygrać. Wypchnij go teraz z głowy. Pamiętaj, chłopcy są niewrażliwymi kretynami, którym zależy tylko na Quidditchu.

Hermiona roześmiała się z powodu tego, że Harry użył jej własnych słów, by ją uspokoić i otarła łzy. Gdy Hermiona uspokoiła się, Harry przywrócił swoim blond brwiom ich pierwotny kolor, po czym rzucił Ronowi piorunujące spojrzenie. Nie mógł uwierzyć, jak Ron się pogrążył, by tylko zaimponować Lavender i odzyskać dumę. Harry był pewien, że ich przyjaźń przechodziła przez punkt, z którego nie było już powrotu. Będzie cud, jeśli Hermiona wybaczy to wszystko, niezależnie od tego, że wciąż czuła coś do tego dupka.

Przez resztę dnia Harry i Hermiona byli prawie nierozłączni, oboje unikając Rona. Podczas kolacji wszyscy dowiedzieli się, że Harry Potter idzie na imprezę Slughorna z Hermioną i Cho, co wywołało spore zamieszanie. Niektórzy wierzyli, że Harry poprosił dwie dziewczyny, ponieważ nie mógł między nimi zdecydować. Inni uważali, że Cho i Hermiona naciskały na Harry’ego, ponieważ Harry zawsze znajdował sposób, by uniknąć przyjęć u Slughorna aż do teraz. Reszta była rozczarowana, że trójka ulubieńców Slughorna nie mogła zabrać nikogo innego.

Harry miał szczęście, bo nie musiał długo tego znosić. Hermiona zlitowała się nad nim i wyciągnęła go z Wielkiej Sali, twierdząc, że muszą się przygotować, a Ginny, Dean i Neville podążyli za nimi. Niedługo potem Harry przebrał się w parę czarnych spodni i ciemnozieloną koszulę z kołnierzykiem i podwiniętymi rękawami. Następnie narzucił czarną szatę, ale zostawił ją rozpiętą, by nie wyglądało, że próbuje naśladować profesora Snape’a. Nigdy by tego nie przeżył, to jest pewne.

Po spotkaniu Hermiony na dole schodów, Harry i dziewczyna wyszli, by spotkać się z Cho i Syriuszem w Sali Wejściowej. Hermiona miała na sobie jasnoróżową suknię, którą kupiła na ulicy Pokątnej przed rozpoczęciem roku szkolnego i miała zaczesane do tyłu włosy. Wyglądała na dość skrępowaną swoim wyglądem, co Harry uznał za dziwne, ale nic na ten temat nie powiedział. Po prostu pochwalił ją i podał jej ramię, które objęła.

Kiedy dotarli do Sali Wejściowej, Harry szybko zauważył, że jest ona wyjątkowo pełna. Wokół czekało kilka grupek dziewczyn, szepczących do siebie. Syriusz, ubrany podobnie jak Harry, z wyjątkiem tego, że miał na sobie niebieską koszulę, rozmawiał z Cho, najwyraźniej będąc w trakcie jednej z historii o swoich czasach w Hogwarcie. Cho miała na sobie jasnoniebieską sukienkę i włosy zaczesane w tył, a kilka luźnych loków zwisało jej obok twarzy. Syriusz jako pierwszy zauważył Harr’ego i mrugnął do niego z przebiegłym uśmiechem na twarzy. Harry mógł stwierdzić, że Syriusz uznawał tą sytuację za przezabawną.

- Gotowy, dzieciaku? – zapytał Syriusz, gdy Harry i Hermiona podeszli i zaoferował swoje ramię Cho. Owinęła się wokół niego z rumieńcem. – Chyba powinniśmy iść. Im szybciej tam dotrzemy, tym szybciej możemy iść. Mimo wszystko, Slughorn nigdy nie powiedział, że musimy zostać na całą noc, prawda?

Harry powstrzymał się od śmiechu. Dziękuję, Syriuszu. Wiedział, że Syriusz szedł tylko dlatego, że Harry się zgodził. Plotka głosiła, że na przyjęciu miał pojawić się wampir wraz z profesorem Snapem. Wciąż toczyła się dyskusja, przed kim Syriusz czuł większą potrzebę bronić Harry’ego.

Kiedy dotarli do biura Slughorna, odgłosy śmiechu, muzyki i głośnych głosów wystarczyły, by przyprawić każdego o ból głowy. Harry szybko skoncentrował się na czymś innym, byle nie na emocjach wokół niego. Nie mógł zaryzykować, że dziś wieczorem zostanie zbombardowany zbyt wieloma emocjami. Wątpił, by mógł zrzucić cokolwiek na magiczne wahania bez wzbudzania podejrzeń, bez względu na to, co powiedział profesor Dumbledore.

Harry i Hermiona podążyli za Syriuszem i Cho do zatłoczonego biura Slughorna. Pomieszczenie wyraźnie było zaczarowane tak, by było większe niż w rzeczywistości, by pomieścić tak wiele osób. Zielono, czerwone i złote zasłony pokrywały sufit i ściany, nadając całości wygląd dużego namiotu. Harry mógł tylko przewrócić oczami na tę myśl. Slughorn wyraźnie był niczym osoba odpowiedzialna za cyrk, przygotowując swoje działania, by olśnić tłum. A ja jestem gwiazdą. Świetnie. Po prostu świetnie.

Pokój był skąpany w jasnoczerwonym świetle wyszukanej złotej lampy zwisającej ze środka sufitu. Wokół fruwały nawet prawdziwe wróżki, a każda z nich rzucała odrębny punkcik światła. Muzyce dochodzącej z odległego kąta pokoju, który był zbyt trudny do zauważenia z powodu mgiełki spowodowanej dymem fajkowym, towarzyszył głośny śpiew. Wszyscy rozmawiali w grupach, nie zwracając uwagi na skrzaty domowe, próbujące manewrować między nimi z ciężkimi srebrnymi talerzami jedzenia w rękach.

Harry ruszył za Syriuszem do pustego kąta, kiedy rozległ się przerażający głos.

- Harry, mój chłopcze! – wykrzyknął profesor Slughorn, jego podekscytowanie było wyraźne w każdej linii na jego twarzy. Miał na sobie aksamitną czapkę i pasującą do niej bonżurkę. Wyglądał jak nadziewana śliwka, ale Harry nie miał zamiaru mówić tego głośno.

- I jest osoba, na którą czekałem! I przyprowadziłeś pannę Granger! Miło cię widzieć, moja droga!

Syriusz poruszył się tak, by stanąć bezpośrednio za Harrym.

- Horacy – powiedział, kiwając głową.

 Uśmiech Slughorna zbladł na krótką chwilę, po czym powrócił równie szeroki jak poprzednio.

- Syriusz! – huknął. – Nie spodziewałem się ciebie tu dziś wieczorem. Odrzuciłeś każde moje zaproszenie.

- I odrzuciłbym też to, gdybyś nie zmusił Harry’ego do przyjścia – powiedział sucho Syriusz, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego. – Harry, Hermiona i Cho są tutaj, żeby się dobrze bawić, Horacy, a nie po to, żeby robić dla ciebie widowisko.

Slughorn zachichotał, ale brzmiało to na lekko wymuszone.

- Syriusz, Syriusz, Syriusz – powiedział, potrząsając głową. – Nigdy się nie zmienisz. Jesteś tak opiekuńczy wobec swojego chrześniaka, jak byłeś wobec swoich przyjaciół podczas lat w Hogwarcie. Oczywiście jak najbardziej możesz nam towarzyszyć. Eldred Worple nie może się doczekać na spotkanie z wami dwoma. Jestem pewny, że panny Granger i Chang mogą oddać was na krótką rozmowę.

Hermiona cofnęła się o krok, uwalniając rękę i stając obok Cho.

- Rozejrzymy się za resztą Rady, Harry – powiedziała z uśmiechem. – I tak miałyśmy się spotkać z Ginny i Luną.

Tylko tego potrzebował Slughorn, by poprowadzić Harry’ego i Syriusza w stronę dużej grupy ludzi. Cała rozmowa ucichła, gdy wszyscy odwrócili się w stronę Slughorna i jego dwóch gości.

- Harry, Syriuszu, to jest Eldred Worple, autor „Braci krwi: moje życie wśród wampirów” oraz mój stary uczeń – powiedział Slughorn z uśmiechem, wskazując na niskiego, pulchnego mężczyznę w okularach. – Obok niego jest jego przyjaciel, Saguini.

Dłoń Syriusza zacisnęła się na ramieniu Harry’ego, ostrzegając go, że blady, wysoki mężczyzna z ciemnymi cieniami pod oczami był rzekomym wampirem. Worple z zapałem uścisnął dłoń Harry’ego, a potem Syriusza. Saguini próbował zachować znudzony wyraz twarzy, ale nie odrywał oczu od Harry’ego, prawie tak, jakby próbował określić, czy to, co słyszał było prawdą. Ludzie wokoło również wpatrywali się w Harry’ego, jakby nie mogli uwierzy własnym oczom.

Worple poruszył się pierwszy, chwytając dłoń Harry’ego i potrząsając nią gwałtownie.

- Harry Potter! – powiedział. – Jestem zachwycony! Profesor Slughorn wspominał, jakim wyzwaniem było pana zwerbować. W rzeczywistości rozmawialiśmy niedawno o tym, że ktoś taki jak pan przeszedł przez tak wiele, jednak nic nie wydrukowano o chłopcu, o którym wszyscy chcą tak wiele wiedzieć. Bibliografia Harry’ego Pottera byłaby bezcenna. Oczywiście z przyjemnością bym ją napisał.

Harry uwolnił rękę, już próbując wymyślić taktowny sposób ucieczki.

- Nie, dziękuję – powiedział stanowczo. – Wszyscy wiedzą wystarczająco dużo o moim życiu.

- Ale większość z tego to spekulacje – sprzeciwił się Worple. – Zmierzyłeś się z Tym, którego imienia nie wolno wymawiać więcej razy niż ktokolwiek inny, a jednak tak naprawdę nic nie wiadomo o tych spotkaniach, w tym o niesławnej bitwie w Ministerstwie. Musiało być to niezwykłe, skoro Scrimgeour był pod jej wrażeniem. – Wzrok Worple’a przeniósł się na Sanguiniego, który zbliżył się do pobliskiej grupki dziewczyn. – Sanguini, zostań tu!

Harry poczuł, jak dłoń na jego ramienia zaciska się, gdy Syriusz pochylił się w stronę Slughorna.

- Albo kontrolujesz tego wampira albo go odsyłasz – ostrzegł cicho Syriusz. – Jako nauczyciel, twoim obowiązkiem jest chronić obecnych. Jeśli ten wampir spróbuje czegokolwiek, będziesz w areszcie Ministerstwa nim zdążysz powiedzieć „kandyzowane ananasy”.

- Ach! – powiedział Worple, patrząc na Syriusza. – Oczywiście, nie możemy zapomnieć o Syriuszu Blacku. Twoja historia jest prawie tak samo tajemnicza, jak historia twojego chrześniaka. Jedyna osoba, która uciekła z Azkabanu bez niczyjej pomocy. Twoja biografia również przyniosłaby złoto.

- Nie jestem zainteresowany – powiedział z napięciem Syriusz. – A teraz, jeśli wszyscy skończyliście się gapić, ja i Harry już pójdziemy. Dobrego wieczoru wszystkim. – Nikt nie miał odwagi się spierać, gdy Syriusz odciągnął Harry’ego. Nie zajęło im wiele czasu powrócenie do ustronnego kąta, który wcześniej zauważył Syriusz. – Same pompatyczne dupki – powiedział Syriusz przez zęby. – Martwienie się o bibliografię w środku wojny. Bez wątpienia jest to wpływ Knota.

Harry wiedział, że lepiej nie przerywać cichej tyrady Syriusza i że nie miało to nic wspólnego z faktem, że całkowicie zgadzał się z opinią Syriusza. Syriusz w końcu wypuścił z siebie całą parę. Zachowanie takiej ciszy wymagało od Syriusza wiele powściągliwości. Bez wątpienia wpływ Remusa. Harry westchnął, skanując tłum w poszukiwaniu jakiejkolwiek oznaki Hermiony i Cho. Syriusz nie był dyplomatą. Syriusz nienawidził świata polityki. To był świat, który wysłał go do Azkabanu bez procesu.

- Harry!

Zaskoczony Harry szybko odwrócił głowę, nim został uwięziony w gwałtownym uścisku i rudych włosach.

- Eee… cześć, Ginny – powiedział Harry, uwalniając się. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie zaatakowałaś?

Ginny uśmiechnęła się, odgarniając włosy z twarzy.

- Tylko dziękuję ci za przyjście. Nie uwierzysz, jak nudne mogą być te przyjęcia, gdy nie ma z kim porozmawiać – powiedziała szczerze, po czym spojrzała na Syriusza. – Cześć, Syriuszu. Dobrze się bawisz?

Syriusz prychnął.

- Nadzwyczajnie dobrze – powiedział sucho. – Sugeruję jednak, żebyś była ostrożna. Wampir z Eldredem Worple wdaje się mieć sentyment do nastoletnich dziewczyn, a Worple jest zbyt zajęty szukaniem swoich nowych bestsellerów, żeby się tym martwić. Nie chodź sama i ostrzeż inne dziewczyny.

- Robi się – powiedziała Ginny, kiwając głową, po czym spojrzała z powrotem na Harry’ego. – Na wszelki wypadek chcę, żebyś wiedział, Dean i McLaggen… - wskazała na swoje prawo, gdzie kilka grup ludzi było pogrążonych w rozmowie, - rozmawiając o możliwych ulepszeniach dla drużyny Quidditcha… Cóż, bardziej McLaggen mówi o ulepszeniach, a Dean stara się okazywać zainteresowanie.

Harry uszczypnął z irytacją grzbiet nosa.

- Jeśli zobaczę Deana, przeproszę go – powiedział. – Naprawdę zaczynam żałować, że uczyniłem McLaggena częścią zespołu.

- Naprawdę nie miałeś wyboru, Harry – powiedziała logicznie Ginny. – Z drugiej strony może to ta pozycja. Trudno mi pomyśleć, że dwa dupki grające dokładnie na tej samej pozycji to zbieg okoliczności. Nadal przychodzisz na świąteczny obiad. – Jej spojrzenie przesunęło się między Syriuszem i Harrym, a jej twarz była pełna nadziei. – Prawda?

Syriusz rzucił Harry’emu krótkie, pytające spojrzenie.

- Molly nas oczekuje, Ginny – powiedział z uśmiechem. – Wiesz, jaka jest twoja matka. Gdybyśmy się spóźnili choćby minutę, przyszłaby nas szukać. Z jakiegoś powodu musi zobaczyć Harry’ego na własne oczy, żeby przestać się martwić.

Ginny rozpromieniła się.

- To moja mama! – powiedziała. – Cóż, prawdopodobnie powinnam odciągnąć Deana od McLaggena i znaleźć dziewczyny. Bawcie się dobrze.

I już jej nie było, przechodząc przez tłum ludzi, ale zanim Syriusz zdążył wypytać Harry’ego o to, co zostało wypowiedziane, w ich polu widzenia pojawiła się ogromna ilość fioletu.

- Tutaj jesteś, Harry – powiedział głośno Slughorn. – Więc tutaj się ukrywałeś. Gdybym cię nie znał lepiej, pomyślałbym, że unikasz ludzi.

- Naprawdę? – powiedział spokojnie Harry. Chciał powiedzieć Slughornowi, że unika ludzi. Chciał zwrócić uwagę, że ludzie uczestniczący w tych przyjęciach są takimi, których zwykle starał się unikać. – Nigdy tak naprawdę nie czułem się dobrze z nieznajomymi, proszę pana.

Profesor Slughorn zachichotał.

- Rozumiem to, mój chłopcze – powiedział. – Żyłeś samotnym życiem. To naturalne, że unikasz publiki. Dlatego potrzebujesz kogoś, kto cię poinstruuje, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- A ty nominujesz siebie do tej roli – zakończył Syriusz, zakładając ramiona na piersi. – Harry nie potrzebuje instruowania, Horacy. Ma ważniejsze rzeczy do zamartwiania się niż twoje małe przyjęcia, takie jak nauka i resztki jego dzieciństwa.

Harry ukrył twarz w dłoniach, wściekle próbując wymyślić coś, co powstrzymałoby nadchodzące krzyki. Opiekuńczość, irytacja i frustracja Syriusza zderzyły się z dumą i zapałem Slughorna, dwie przeciwne osobowości, które mogły spowodować wybuch tylko wtedy, gdy Syriusz stanie się obronnie nastawiony. Harry nie wiedział, czy powinien uspokoić Syriusza, czy po prostu pozwolić mu potraktować Slughorna tak, jak jest to konieczne, by mężczyzna mógł zobaczyć, jaka była rzeczywistość.

Na szczęście przybył ktoś inny, by uratować sytuację.

- Profesorze Slughorn – wysapał woźny, Argus Filch, podchodząc i ciągnąc opornego Malfoya za ucho. – Odkryłem, że ten chłopiec kręci się na korytarzu na piętrze. Twierdzi, że został zaproszony. Czy dostał zaproszenie?

Harry ponownie poczuł uścisk dłoni Syriusza na ramieniu, gdy Slughorn poruszył swoje otyłe ciało między Harry’ego a Malfoya. Nic publicznie nie zostało powiedziane na temat ich konfrontacji, ale najwyraźniej kadra nauczycielska wiedziała, co się stało i była gotowa zrobić wszystko, by uniknąć kolejnej konfrontacji między nimi. Problem polegał na tym, że Malfoy nie szukał Harry’ego, ani nie powodował scen. Harry mógł to rozpoznać po uczuciu paniki, wyczerpania i frustracji spływały po Malfoyu silnymi falami. Cokolwiek zrobił Malfoy, nie miało to nic wspólnego z przybyciem na przyjęcie Slughorna.

Malfoy uwolnił się i spojrzał groźnie na Filcha.

- Dobra! – powiedział wściekle. – Nie byłem zaproszony! Próbowałem się wślizgnąć, zadowolony?

Filch uśmiechnął się radośnie.

- Jak najbardziej – powiedział. – Żadnego grasowania w nocy bez pozwolenia! Rozkaz dyrektora! To się dla ciebie kończy szlabanem!

- No już, Argusie, wszystko jest w porządku – powiedział uprzejmie Slughorn. – W końcu są święta, a chęć świętowania nie jest przestępstwem. Myślę, że chociaż raz możemy zapomnieć o karze. Możesz zostać, Draco, ale tylko, jeśli powstrzymasz się od sprawiania kłopotów. Mimo wszystko jest to spotkanie towarzyskie.

Filch wyglądał na całkowicie oburzonego, co nie było zaskakujące. Zadziwiające było to, że Malfoy w najmniejszym stopniu nie wyglądał na zadowolonego, że Slughorn wyciągnął go z kłopotów. Jeśli już, Malfoy wyglądał, jakby to Slughorn go przyłapał, a nie Filch. Harry spojrzał przez ramię na Syriusza i zauważył jego powściągliwy wyraz twarzy. Coś się tu działo; ale co? Co mogło spowodować, że Malfoy zachowywał się w taki sposób?

Nim ktokolwiek mógł cokolwiek powiedzieć, Harry zobaczył kątem oka wysoką, czarną postać, która przesuwała się w stronę Malfoya. Harry odsunął się na bok, by przyjrzeć się lepiej i zobaczył, że profesor Snape wpatruje się w Malfoya z mieszaniną złości i czegoś jeszcze, czego Harry nie mógł określić. Nic dziwnego, że profesor Snape był zdenerwowany tym, że Malfoy powodował więcej problemów, ale chodziło o coś więcej. Koncentrując się na profesorze Snapie, Harry nie mógł uwierzyć w fale gniewu, frustracji i nerwowości, wylewających się ze Snape’a. To tylko podsyciło przekonanie Harry’ego, że rzeczywiście coś się działo.

- Nie wiedziałem, że otrzymałeś zaproszenie, Draco – powiedział chłodno Snape.

- Już, już, Severusie – powiedział Slughorn, chichocząc. – Chłopiec nie miał nic złego na myśli. – Spojrzał na Malfoya i mrugnął do niego. – Blaise jest chyba członkiem twojego domu, Draco. Ostatni raz widziałem go, jak rozmawiał z Eldredem Worple.

Nie było wątpliwości, że było to dyskretne odprawienie.

- Dziękuję, proszę pana – powiedział Malfoy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Doceniam to.

Malfoy odszedł, by znaleźć Zabiniego, a Snape zniknął w tłumie niedługo potem. Harry odwrócił się częściowo i wymienił spojrzenie z Syriuszem, jego oczy przeniosły się od Syriusza do drzwi i z powrotem. Syriusz skinął głową w cichym porozumieniu.

- Znajdę Hermionę i Cho – powiedział Harry i odszedł, nim Slughorn zdążył powiedzieć cokolwiek w proteście. Jego ciekawość działała teraz na najwyższych obrotach. Co u licha działo się z Malfoyem i Snapem? Było między nimi tak duże napięcie i z pewnością nie miało to nic wspólnego ze szkołą.

Harry’emu nie zajęło dużo czasu znalezienie Hermiony i Cho. Były skulone w kręgu z Ginny, Hanną i Luną, rozmawiały i śmiały się. Najwyraźniej dobrze się bawiły, nieświadome tego, co się wydarzyło. Harry czuł się trochę winny, że przeszkadzał im w zabawie, ale nim zdążył się odwrócić został zauważony przez Cho i wciągnięty do grupy.

- Bez urazy, Harry, ale wyglądasz na całkowicie zanudzonego – powiedziała Hannah Abbot z uśmiechem. – Czy też zostałeś uwięziony z McLaggenem i słuchałeś o Quidditchu?

Hermiona objęła Harry’ego ramieniem i uśmiechnęła się do niego.

- Zostawił nas nie tak dawno temu – wyjaśniła. – Nie był szczęśliwy, słysząc, że nikt z nas nie chce „rozmawiać” w jakimś bardziej prywatnym miejscu. Myśli, że będziemy się przed nim płaszczyć, ponieważ jest w drużynie Quidditcha i zna Ministra Magii. McLaggenowi nie za bardzo spodobało się też to, że Luna stwierdziła, że Scrimgeour był wampirem.

- Przykro mi, że to przegapiłem – powiedział sucho Harry, po czym spojrzał na Hermionę i Cho. – Nie chciałem przeszkadzać, ale chciałem tylko dać wam znać, że Syriusz i ja wychodzimy. Przyszedł Malfoy, a chcielibyśmy uniknąć kłopotów.

- Malfoy się wprosił? – zapytała Ginny z zaskoczeniem. – A Slughorn pozwolił mu zostać?

- Profesor Slughorn prawdopodobnie chciał uniknąć scen – stwierdziła Cho. – By uniknąć złapania w ogień krzyżowy. – Spojrzała przez moment na Harry’ego i uśmiechnęła się. – Przypuszczam, że my też możemy iść. Przecież nie robimy tu niczego, czego nie moglibyśmy zrobić w innym czasie.

- To naprawdę nie jest konieczne – nalegał Harry. – Zostańcie. Bawcie się. Tylko dlatego, że coś takiego to nie moja bajka, nie oznacza, że wy macie to przegapić. – Wiedział, że spędzanie czasu z dziewczynami było prawdopodobnie najlepsze dla Hermiony. W ten sposób nie miała ciągłego przypomnienia o Ronowi i Lavender, jak wtedy, gdy wrócili do wieży Gryffindoru. – Chciałem tylko dać wam znać, żebyście mnie potem nie szukały.

Hermiona i Cho wymieniły spojrzenia.

- Cóż… Jeśli jesteś pewny – powiedziała Hermiona niepewnie.

- Jestem pewny – stwierdził Harry z lekkim uśmiechem, po czym rozejrzał się po małej grupie. – Dobrej nocy, dziewczyny. Gdybyśmy mieli się nie zobaczyć, wesołych świąt. – Machając im ostatni raz, Harry zostawił swoje koleżanki i dołączył do Syriusza. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że Hermiona wróciła do śmiania się z dziewczynami.

Tak bardzo, jak Harry tego nie chciał, nie mógł powstrzymać się od myślenia o swojej prawie nieistniejącej przyjaźni z Ronem. Nic nie było tak, jak powinno. Powinien śmiać się z Ronem i Hermioną, nie zastanawiając się, czy ich przyjaźń, która wydawała się tak nierozerwalna zaledwie kilka miesięcy temu, mogła zostać naprawiona. Oboje Ron i Hermiona popełnili błędy, ale tylko Ron był krzywdzący i okrutny. To Ron będzie musiał być tym, kto przeprosi. To mało prawdopodobne w tym życiu.

Harry w końcu znalazł Syriusza, czekającego samotnie przy drzwiach i podążył za nim na zewnątrz. Korytarz był słabo oświetlony w porównaniu do biura Slughorna. Głosy i muzyka odbijały się echem po korytarzu, aż były zbyt zniekształcone, by je rozpoznać. Wszystko ucichło. Harry potknął się, gdy jego wizja zamazała się. Nie wiedział, co się działo. Nie mógł tego wyjaśnić. Wiedział tylko, że mu się to nie podobało.

Był w pomieszczeniu, ciemnej klasie. Dwójka ludzi stała do siebie twarzą w twarz. Wyższy z nich miał długie, tłuste włosy, haczykowaty nos i ziemistą twarz. Niższy z dwójki miał bladą, szpiczastą twarz i biało-blond włosy. Wyglądał na nieco chorego z ciemnymi cieniami pod oczami. Wyższy czarodziej piorunował niższego wzrokiem, ale niższy odpowiadał tym samym. Wyglądali, jakby byli w środku wielkiej kłótni, ale żadne słowa nie zostały wypowiedziane. Wyższy czarodziej pierwszy przerwał ciszę.

- Nie możesz pozwolić sobie na więcej takich błędów, Draco – powiedział wyższy czarodziej, – ponieważ jeśli masz być wydalony…

- Nie mam z tym nic wspólnego, jasne? – rzucił z frustracją mniejszy czarodziej, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.

Wyższy czarodziej założył ramiona na piersi, prychając w kierunku mniejszego czarodzieja.

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę, ponieważ ten wyczyn był wyjątkowo niezgrabny, jak i głupi – wypluł. – Byłoby niefortunnie, gdyby ktoś zagłębił się w sytuację i zaczął cię podejrzewać.

Oczy niższego czarodzieja zwęziły się.

- Ostatni raz mówię, nie zrobiłem tego, jasne? – zapytał ze złością. – Wiem, co próbujesz zrobić! Może cię to zaskoczy, ale nie jestem głupi! Cokolwiek próbujesz, to nie działa! To moje zadanie! Moje!

- Przestań zachowywać się jak rozpieszczone dziecko, Draco! – warknął wyższy czarodziej, robiąc szybki krok w stronę mniejszego, zmuszając go do kroku w tył. – Mam już tego dość! Unikałeś mnie przez cały semestr! – Wyższy czarodziej zmusił się do uspokojenia, cofnął się o krok i spiorunował młodszego czarodzieja wzrokiem. – Rozumiem teraz, że nic mi nie powiesz. Bardzo dobrze. Zostawię cię więc twojemu losowi i powiem twojej matce, że byłeś zbyt pochłonięty własną ignorancją, by słuchać rozsądku.

Młodszy czarodziej spojrzał na niego gniewnie.

- Nie mieszaj do tego mojej matki – wypluł.

Wyższy mężczyzna uśmiechnął się okrutnie.

- Zrobiłbym to – powiedział chłodno, – tylko że to ona wezwała mnie do pomocy. Chciała nawet, żebym złożył Przysięgę Wieczystą, ale Czarny Pan tego zabronił. On wie, że zawiedziesz, Draco. Liczy na to. Co się wtedy z tobą stanie? Kto ochroni cię przed gniewem Czarnego Pana? Twoja matka? Crabbe i Goyle?

Przekonanie niższego czarodzieja zdawało się znikać z jego twarzy.

- Nie zawiodę – nalegał, choć jego głos lekko się trząsł. – To po prostu trwa trochę dłużej, niż początkowo sądziłem. Odniosę sukces i nie powstrzyma mnie nic, co zrobisz lub powiesz. Chcesz tylko skraść moją chwałę i pozostać ulubieńcem Czarnego Pana! – Wydawało się, że niższy czarodziej odzyskał pewność siebie, rzucając ostatnie piorunujące spojrzenie wyższemu czarodziejowi, po czym odchodząc w stronę drzwi.

- Nie możesz zrobić tego sam, Draco! – nalegał mężczyzna, wyraźnie pokonany przez frustrację. – Musisz dostrzec pełny obraz! Podążasz śladami swojego ojca, ale ty nie będziesz miał luksusu celi w Azkabanie! Zostaniesz zabity! Przeżycie jest ważniejsze niż twoja duma!

Niższy czarodziej odwrócił się do wyższego z aroganckim uśmiechem na twarzy.

- Twoje słowa nic dla mnie nie znaczą! – wypluł. – Już mam ludzi po swojej stronie! Nie potrzebuję cię! Zaakceptuj to i nie wchodź mi w drogę! – Nie czekając na odpowiedź, młodszy czarodziej odwrócił się, otworzył drzwi i wyszedł.

Harry nie zdążył zauważyć niczego innego, nim wszystko stało się czarne.

sobota, 3 kwietnia 2021

PDJ - Rozdział 14 – Prośba

Darkmoon otworzył kasetkę z fiolkami eliksirów, zostały w niej tylko trzy, i wlał jedną do kociołka. Zmarszczył nos na ostry, gryzący zapach i pomyślał: Ugh! Ohyda! Nic dziwnego, że to potrafi stopić przeklęte przedmioty, pachnie tak okropnie, że jedno pociągnięcie nosem a edryci padliby trupem. Ostrożnie podniósł kawałek laski i wrzucił go do kociołka.

Mikstura natychmiast stała się czarna, zaczęła dymić okropnie i rozpuszczać kawałek przeklętego drewna. Dorzucił kolejną część, ale eliksir ledwie go rozpuścił, więc doszedł do wniosku, że potrzebuje kolejnej fiolki. Opróżnił drugą do kociołka i wrzucił trzeci kawałek. Kiedy on również zasyczał i zaiskrzył, a potem rozpuścił się w chmurze ohydnego dymu i ciemnego, bulgoczącego wywaru, Darkmoon poczuł, jak atmosfera lasu rozjaśnia się i ponownie staje się przyjazna.

Wciągnął powietrze, prychnął, po czym uniósł ostatni kawałek Smoczego Berła, który był największy, ten ze smoczym pazurem trzymającym mleczne oko. Wrzucił go do kociołka, jednak odkrył, że nie wystarczyło eliksiru do całkowitego rozpuszczenia drewna, więc dodał ostatnią fiolkę eliksiru niszczącego klątwy, mając nadzieję, że to wystarczy.

Gdy ostatni kawałek horkruksa roztopił się, Darkmoon poczuł nagłą zmianę w aurze lasu. Ciemność, rozpacz i zło, które spowijały Dolinę Cieni i jej okolicę powoli zanikały, wypędzane przez zniszczenie przeklętego berła. Alfa wilczaków wyszczerzył się i zawył okrzykiem zwycięstwa. Las jest uwolniony od ciemności. Czuję różnicę, drzewa nie będą już rosnąć zwariowane i myślę, że nawet pierścień strażniczy pewnego dnia wróci do normy. Samo powietrze jest lekkie i wolne. To, co zrobił ten Okropny Czarodziej zostało zdjęte i po rytuale oczyszczenia las będzie taki, jak zawsze. Wciąż się uśmiechając, bo pomimo faktu, że został tu przyprowadzony niechętnie i trzymany wbrew swojej woli, zaczął uważać Mroczny Las za dwój dom, Darkmoon odwrócił się i ukląkł obok Harry’ego i Severusa, sprawdzając ich puls.

Wciąż nieprzytomni. Ale wasze bicie serca jest stabilne, oboje oddychacie, a to bardzo dobrze. Moi ludzie są wam wiele winni. Uwolniliście nasz dom od skazy ciemności, czarodzieje. Nie, nie czarodzieje, przyjaciele… i może więcej niż przyjaciółmi, kiedy wszystko zostanie powiedziane i zrobione.

Szybko wykopał dziurę i wylał do niej pozostałości eliksiru łamiącego klątwy, którego było już odrobina, po czym zakopał ją. Potem włożył rękawice, kociołek i pustą skrzynkę z eliksirami z powrotem do plecaka Seva.

A teraz zabierzmy was do domu. Ale chyba nie dam rady nieść was obu i wciąż być w stanie szybko biec. Darkmoon zamyślił się, po czym przemienił w wilczą formę, odrzucił głowę i zawył, wzywając do siebie wilki.

Wycie rozbrzmiewało długo i głośno wśród drzew, napędzane jego potrzebą i dotarło do Sylvanoru w ciągu kilku minut. Fenris, Erid i Vlad, którzy patrolowali granicę wilczej wioski, zesztywnieli, gdy usłyszeli wezwanie Darkmoona.

Vlad odwrócił się do wysokiego wilczaka o platynowych włosach i powiedział:

- Wygląda na to, że nasz nieustraszony przywódca potrzebuje pomocy. Idź, Fen! Ty też, Eris!

- Ty nie idziesz? – zapytała zszokowana Eris.

- Nie mogę. Obiecałem strzec granic. Ale wy możecie odpowiedzieć i to zrobicie, wilczyco. A teraz ruszcie tyłki! – nakazał Vlad, a jego głos rozbrzmiał rozkazem bety, który staje się alfą.

Oboje przemienili się w swoje wilcze formy i wybiegli, pędząc szybko między drzewami, podążając za Wezwaniem Alfy. Bezbłędnie odnaleźliby Darkmoona, ponieważ pod jego przywództwem więzy ich stada były silne.

Vlad obserwował, aż ich krzaczaste ogony nie zniknęły, a potem westchnął. Ach, mój bracie, w co tym razem się wplątałeś?

Darkmoon nastawił uszu i usłyszał znajomy tupot wilczych łap po ziemi. Machnął ogonem, gdy Fenris, wielki srebrno-biały wilk podbiegł do niego i polizał go delikatnie pod brodą, salutując mu we właściwy wilkom sposób, nim zmienił się w ludzką postać.

- Szefie – zgłosił się Fenris. – W czym problem?

Chwilę później pojawiła się Eris, jej ciemnoczerwony płaszcz z czarnym brokatem błyszczącym w świetle księżyca. Po tym, jak sama przywitała się z alfą, również przemieniła się i powiedziała:

- O co tyle zamieszania, Darkmoon? Wyszczerbiłeś sobie ząb?

Czarny wilk wyszczerzył zęby w cichym śmiechu, po czym również zmienił się w człowieka.

- Chciałbym. Sev i Harry są ranni, a ja nie dałbym rady nieść ich samotnie, więc zawołałem was, żebyście mi pomogli. – Wskazał na dwóch czarodziei, leżących obok siebie, owiniętych kocami. – Jak dostaliście się tu tak szybko?

Eris wzruszyła ramionami.

- Oboje potrafimy się pospieszyć, jeśli potrzeba. A Fen znał skrót.

- Skrót? – Darkmoon uniósł brew, uklękając, by podnieść Harry’ego.

- Ach… tak. Wiedzie przez tunel edrytów – przyznał Fenris. – Jest nieco ciasny, śmierdzący i niebezpieczny, ale razem z Eris potrafimy podróżować na tyle szybko, by przebiec obok nich nim się zorientują, jaki zapach zwęszyły.

- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś, Fen? – zapytał ostro Darkmoon.

Fenris wyglądał na skruszonego.

- Uch… chyba zapomniałem. Od kiedy ten mroczny czarodziej przeprowadził tytułał, unikaliśmy Doliny Cieni. – Wtedy pociągnął nosem. – Wow! Jest tu całkiem inaczej. Nie jest ponuro i posępnie. – Spojrzał na Darkmoona dociekliwie. – Więc się wam udało?

Darkmoon skinął głową.

- Tak, ale teraz musimy im pomóc. Oboje odpędzili mroczną aurę i ucierpieli w międzyczasie. Musimy natychmiast zabrać ich z powrotem do Meadowsweet.

Eris zbadała nieprzytomnego Severusa i zamruczała:

- Ojej, niezły jest.Nie mam nic przeciwko niesieniu go.

- Jest dla ciebie za stary, a poza tym jest czarodziejem – wtrącił zazdrośnie Fenris.

- No i? Lubię starszych facetów.

- Jest praktycznie wiekowy, a poza tym ma jastrzębi nochal.

Eris wyszczerzyła się.

- No i? To część jego charakteru.

Fenris zawarczał, a Eris potrząsnęła głową; uwielbiała go drażnić.

- Wystarczy! – warknął Darkmoon, choć raz nie rozbawiony ich kłótnią. – Ruszajcie się, na miłość do księżyca! Jesteśmy im coś winni i możemy ich przynajmniej wyleczyć.

Fenris odchrząknął, rzucił Eris spojrzenie, mówiące, że przedyskutują to później, po czym ukląkł i uniósł Severusa przez ramię. Nie był zwolennikiem czarodziejów, ale jeśli Darkmoon ich ufał to on także, a złamanie klątwy ciążącej na Dolinie Cieni było wielkim krokiem w stronę zaakceptowania Severusa i Harry’ego przez wilczaki.

Severus poruszył się niespokojnie na plecionej pryczy wypchanej piórami, mamrocząc niezrozumiale, wyraźnie śniąc o czymś nieprzyjemnym. Hedwiga, która siedziała na końcu pryczy Harry’ego, natychmiast podleciała do Severusa i przysiadła obok jego głowy, gruchając ze zmartwieniem. Sowa niepokoiła się o obu swoich czarodziei, ponieważ obaj odnieśli poważne obrażenia i choć Meadowsweet całkowicie uleczyła Severusa i połatała również Harry’ego, drapieżnika wciąż przerażało to, że leżeli tak nieruchomo.

Wyczuła, że gdyby Severus nie spał spokojnie, mogłoby to utrudnić proces gojenia, więc zaczęła go uspokajać kołysanką drapieżnika. Śpij, Warrior, śpij. Nie ma się czego bać, bo jestem tu, obserwuję twój sen. Śpij, mój mroczny jastrzębiu, niech żaden sen ci nie przeszkodzi, niech moja pieśń cię pocieszy, niech koszmary się strzegą! Śpij, Warrior, śpij, niech Skrzydlata Pani przyniesie ci spokój.

Gdy sowa syczała i nuciła, twarz Mistrza Eliksirów stała się mniej ściągnięta i zmarszczona, w końcu zapadł w głęboki, spokojny sen, wszelkie zmarszczki na jego twarzy wygładziły się, aż wyglądał młodziej niż zwykle. Hedwiga delikatnie go trąciła, przeczesując czarne włosy, po czym wróciła, by zrobić to samo z Harrym.

Meadowsweet oświadczyła, że jej skrzydła i mięśnie ramion niemal się wyleczyły i jutro będzie mogła już latać. Odczuła ulgę na te słowa, ale miała nadzieję, że powrót do  zdrowia Harry’ego i Severusa również ruszy do przodu. Harry rzucał się i odwrócił, ale nie obudził się, jednak sowa pozostała czujna prze całą noc.

Całą noc Meadowsweet była nieobecna w swoim domu, gdyż została poproszona o uczestniczenie w rytuale oczyszczenia, który Darkmoon nalegał, by przeprowadzić. Miał usunąć z ziemi ostatnie utrzymujące się wpływy zła. Darkmoon zapalił dymiącą lawendę i białą sosnę, i razem ze swoim stadem rozniósł dym na drzewa w Dolinie Cieni i siebie, prosząc Stwórcę o błogosławieństwo. Wkrótce wszystko się skończyło, Dolina została przywrócona do odpowiedniego stanu i Meadowsweet wróciła do swojego domu, gdzie zbadała Hedwigę, śpiewającą śpiącym Harry’emu i Severusowi. Wilcza uzdrowicielka uśmiechnęła się, sprowadziła stan swoich pacjentów, po czym życzyła Hedwidze dobrej nocy.

Chłodna, wilgotna szmatka otarła jego twarz i było to tak dobre, że Harry nie chciał otworzyć oczu. Był gorący i lepki, a jego głowa dudniła jak pod wpływem kowadła. O, Merlinie, nie! Nie kolejna migrena, proszę! Już przez to przechodziłem. Tkanina poruszyła się po jego twarzy i pod brodą, wspaniale chłodna i odświeżająca, po czym wróciła w górę i spoczęła na jego czole.

Harry powoli otworzył prawe oko. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była para znajomych, bursztynowych tęczówek, wpatrzonych w niego.

- Witaj z powrotem, Harry.

- Meadowsweet? – Jego głos był ochrypły, ale mógł mówić. Otworzył drugie oko.

- Jak się czujesz? Brzmisz, jakbyś miał suche gardło – powiedziała, badając go. Podała mu okulary, więc wsunął oprawki na uszy.

- Jak się tu dostałem? – odpowiedział, jako że było to w tej chwili ważniejsze od jego samopoczucia.

- Darkmoon was sprowadził, Harry – odpowiedziała Meadowsweet. – Miałeś spory wstrząs mózgu, ale jutro powinieneś być już wyleczony, jeśli wszystko pójdzie dobrze. – Przyniosła szklankę zimnej wody i pomogła Harry’emu usiąść.

Woda smakowała cudownie i koiła ból jego wysuszonego gardła, ale gdy tylko wpadła do żołądka, poczuł, jak się szarpie i buntuje.

- Chyba będę wymiotować… - ostrzegł.

Wilcza uzdrowicielka chwyciła drewnianą misę w ostatniej chwili.

Całkowicie trzymała głowę animaga, gdy ten wymiotował, a Harry czuł się tak upokorzony, że chciał momentalnie umrzeć, ale oczywiście tak się nie stało.

- Nie walcz z tym – wyszeptała. – Jest w porządku.

- Nie jest – jęknął żałośnie, po raz kolejny wymiotując.

- Rany głowy niemal zawsze powodują mdłości – powiedziała Meadowsweet, po czym otarła jego twarz szmatką. Młody czarodziej uniknął jej wzroku, póki nie chwyciła jego brody i nie uniosła jej. – Nie patrz tak, Harry. Jestem uzdrowicielem, chłopcy wymotują na mnie cały czas.

- Musisz mieć prawdziwych zwycięzców w kategorii materiał na chłopaka – powiedział, a na jego twarzy pojawił się półuśmiech.

- Nie mam czasu dla chłopaków, ale spójrz, w końcu się uśmiechasz – zachichotała Meadowsweet, po czym odeszła, zamieszała coś w szklance i podała mu to. – Popijaj to od czasu do czasu. To nalewka z rumianku i innych ziół, które pomagają ukoić mdłości.

Wziął szklankę bez protestu i wypił, stwierdzając, że nie smakuje nawet w połowie tak źle. Potem rozejrzał się i zapytał, gdzie jest Severus.

- Wyszedł na krótki spacer po Sylvanorze, czuł się już dzisiaj rano o wiele lepiej, a Hedwiga wyleczyła się na tyle, żeby móc latać.

- To świetnie! – krzyknął Harry, a jego zielone oczy wypełnione były teraz radością. Potem wykrzywił się. – Chyba wszystkich wstrzymuję.

- Ani trochę – nie zgodziła się Meadowsweet. – Severus wie, jak mocno zostałeś ranny i chce się upewnić, że się czujesz dobrze, nim gdziekolwiek się wybierzecie. Więc poświęć tyle czasu, ile potrzebujesz, żeby wyzdrowieć, Harry. To jego rozkaz, jak również mój.

Harry sączył napój, ponownie wzruszony troską profesora. Meadowsweet krzątała się po pokoju, opróżniając miskę do kosza na śmieci, który później wyniesiono do lasu i zakopano. Przyniosła ze swojej spiżarni trochę chleba, sera i miodu, a potem zaczęła kroić ser i chleb, a spódnica falowała wokół jej kostek.

Harry spojrzał na nią z uznaniem, kiedy wykonywała to proste zadanie, w końcu kończąc nalewkę i nagle żałując, że czuje się tak niezręcznie w towarzystwie dziewczyn. Ale bycie chłopcem, który przeżył nie zapewniało mu doskonałych umiejętności konwersacyjnych ani wiedzy, jak rozmawiać z dziewczyną, którą ledwo znał, ale szczerze mówiąc, do której czuł pociąg. Rozejrzał się więc i nic nie powiedział, dopóki Meadowsweet nie zbliżyła się z talerzem chleba posmarowanym lekko miodem i kawałkami sera

- Skąd masz ser? – zapytał, skubiąc kawałek, który był miękki i lekko kremowy o słodko-orzechowym smaku.

- Nim wampiry złamały traktat zabijając Flickera, mieliśmy z nimi pewien rodzaj handlu wymiennego, wymienialiśmy się na ser i inne niezbędne rzeczy, takie jak igły i nici, używając futer i skór, które utwardzaliśmy. Na jakiś czas to działało, ale wampiry stały się śmiałe i zdecydowały, żeby wziąć to, do czego nie miały prawa. Teraz wymieniamy się tylko obelgami i strzałami. – Splunęła na ziemię. – Ten ser, jest ostatnim z tego, co nam przynieśli, zaklęty przez Arborsonga, żeby go zakonserwować.

Jej oczy błysnęły i Harry przypomniał sobie, jak Darkmoon mówił o jej temperamencie i o tym, że nie zawsze była pogodną i łagodną uzdrowicielką. Ona również była wilkiem i zaciekle opiekowała się swoimi.

Aby powstrzymać się od zadawania bardziej niewygodnych pytań, Harry wznowił jedzenie, powoli i ostrożnie, jego żołądek się uspokoił, ale ostatnią rzeczą, jaką chciał, było ponowne zwrócenie wszystkiego. Kiedy ostrożnie przeżuwał i połykał, Meadowsweet przyniosła własny lunch i zaczęła jeść. Prawie skończyli, gdy rozległo się pukanie i wkroczył Darkmoon.

- Cześć, Sasha. Jak się miewa pacjent?

- Obudził się i je – odpowiedziała, machając ręką w kierunku Harry’ego. – Zobacz sam, kuzynie.

Darkmoon przeszedł przez pokój do Harry’ego trzema wdzięcznymi krokami, poruszając się tak, jak tylko wilk potrafi.

- No, jastrzębi chłopcze, wyglądasz dziesięć razy lepiej niż zeszłej nocy. Czy nie mówiłem ci, że Meadowsweet jest najlepszą uzdrowicielką?

Harry skinął głową, odkładając resztę swojego chleba posmarowanego miodem, ponieważ rozmowa z kimś podczas jedzenia była niegrzeczna.

- Tak, i dzięki, że nas tu sprowadziłeś. Czy Severus też był ciężko ranny?

- Uch… miał chyba popękane żebra, ale Sasha go wyleczyła. To twarda sztuka. – Poklepał Harry’ego lekko po ramieniu. – Dobrze się spisałeś, dzieciaku. Po znalezieniu przedmiotu aura wokół drzew w Dolinie zmniejszyła się, a gdy go zniszczyłem, cały teren się zmienił.

- Dobrze, ale jesteś pewny, że ten przedmiot został zniszczony?

- Potwierdzam. Sam widziałem, jak się rozpuszcza, choć użyłem do tego ostatniego eliksiru.

Harry był przerażony.

- Użyłeś wszystkiego? Ale to oznacza…

- Będziemy musieli zrobić więcej, gdy tylko zbiorę wszystkie niezbędne składniki – wtrącił Severus, wchodząc do domku i sprawiając, że jego uczeń podskoczył.

Dwójka wilczaków, którzy oczywiście słyszeli jego wejście, wymienili rozbawione spojrzenia.

- Merlinie, Sev! – skarcił go Harry. – Przez ciebie prawie wyskoczyłem ze skóry.

- Wyglądasz trochę lepiej niż dziś rano – zauważył Mistrz Eliksirów, podchodząc i kładąc dłoń na czole swojego podopiecznego. – Jak dla mnie wydaje się nieco ciepły, Meadowsweet. Ma gorączkę?

Nim mogła odpowiedzieć, Harry spojrzał na swojego opiekuna z czystą irytacją i powiedział wyraźnie:

- Jest tuż przed tobą, Severusie, jeśli chcesz zadać mu pytania.

- Nie bądź taki uszczypliwy, Potter. Możesz ukryć fakt, że nadal czujesz się okropnie, żeby móc wcześniej wyjść z łóżka i dlatego nie pytam o twoją opinię. Co powiesz, uzdrowicielko?

Harry zagotował się, widząc despotyczną postawę swojego opiekuna, ale nic nie powiedział, ponieważ niestety robił to w przeszłości i Snape miał rację, uważając na słowa swojego podopiecznego, jeśli chodziło o przyznanie się do tego, że czuł się słabo.

- Ma lekką gorączkę, profesorze. Nie ma się czym niepokoić, jest to częste w przypadku stresu i urazu, powinna ustąpić za dzień lub dwa. Odpoczynek i moje eliksiry postawią go na nogi.

Severus odetchnął z ulgą. Potem rzucił Harry’emu surowe spojrzenie i powiedział:

- Masz wykonywać jej rozkazy i nie powodować problemów, czy to jasne?

- Nie powodowałem! Co jest z tobą?

- Wiem, pisklaku – powiedział wtedy, używając przezwiska, by złagodzić swoje słowa. – Jesteś okropnym pacjentem i zawsze próbujesz zbyt wcześnie wstać.

- Ha! I kto to mówi!

Snape skrzywił się.

- Uważaj na słowa, mój panie. Przyjmuj eliksiry i odpoczywaj. Nie martw się opóźnieniem naszego polowania, po musimy trochę odpocząć. Pozostały tylko dwa przedmioty do odnalezienia i jeśli jeden z nich jest w miejscu, w którym się go spodziewam, nie będziemy potrzebować zbyt wiele czasu, by go znaleźć. – Ścisnął ramię Harry’ego.

- Przepraszam, że zużyłem wszystkie twoje eliksiry, Severusie – powiedział wtedy Darkmoon, by złagodzić ich konflikt charakterów.

Severus machnął ręką na przeprosiny.

- Dobrze zrobiłeś, Darkmoon. To musiało być zniszczone i wykonałeś zadanie. To jest ważne. Dziękuję za twoją pomoc.

- Nie ma za co – powiedział szczerze wilczak. – Kiedy złamałeś tą klątwę uratowałeś mój dom, a nawet moje życie. I to sprawia, że obaj jesteście warci jako przyjaciele.

Obsydianowe i zielone oczy napotkały bursztynowe i podzieliły się zrozumieniem, które wynikało ze wspólnego znoszenia wszelkich trudności. Potem Darkmoon odwrócił wzrok i powiedział:

- Chciałbym odbyć kolejne wspólne spotkanie z całym moim stadem, podczas którego mógłbym was odpowiednio uhonorować, a także złożyć moją własną prośbę. Czy będziesz się dzisiaj na tyle dobrze czuć, Harry? Czy może powinienem poczekać?

Harry rozważył to. W głowie wciąż miał mętno i również był zmęczony, ale nigdy wcześniej nie pozwolił, by dyskomfort lub ból go powstrzymywały.

- Nie, powinienem czuć się dobrze.

- Dobrze. W takim razie do zobaczenia. – Uśmiechnął się, po czym odwrócił i skierował do drzwi. – Muszę uciekać, Sylvia i Urchin zgłosili, że te przeklęte wilkołaki znów zaczynają próby przekradania się przez granicę. Wygląda na to, że potrzebują kolejnej lekcji, jak trzymać się po swojej stronie lasu.

- Uważaj, Erik! – zawołała za nim Meadowsweet. – Nie potrzebuję opiekować się dwoma trudnymi pacjentami.

- Wyluzuj, Sasha. Nic mi nie będzie. Zwołam was wszystkich na spotkanie około szóstej. – Potem zniknął tak szybko, jak przyszedł.

Meadowsweet położyła dłoń na ramieniu Snape’a, używając swojego wyjątkowego gestu, nu go „przeczytać” i upewnić się, że wydobrzał.

- Jesteś wyleczony, Severusie. Po prostu nie angażuj się w żadne zapasy, ponieważ twoje żebra są nadal delikatne – powiedziała mu, a jej oczy zabłyszczały dobrym humorem.

- Spróbuję zrezygnować z tej rozrywki – stwierdził sucho Snape. – Chcesz, żebym poszedł zebrać trochę więcej żywokostu i pajęczyny, żebyś mogła uwarzyć więcej eliksiry leczące kości? Chyba pamiętam, jak mówiłaś, że użyłaś na mnie ostatniej fiolki.

- Dziękuję, Severusie, ale potrafię zebrać własne składniki – zaczęła młoda uzdrowicielka.

- Potraktuj to jako podziękowanie za uratowanie mojego podopiecznego i mnie – powiedział stanowczo Mistrz Eliksirów.

- Severusie…

- Przynajmniej tyle mogę zrobić, Meadowsweet – oznajmił stanowczo czarodziej, a potem poprosił o kosz do zbierania ziół, który wręczyła mu młoda uzdrowicielka. – Odpocznij trochę, Harry – nakazał, zanim wyszedł z chatki.

Animag przewrócił oczami.

- Na kości Merlina, czasami traktuje mnie, jakbym miał pięć lat.

Meadowsweet zachichotała.

- To dlatego, że się o ciebie troszczy. Moja mama była taka sama, ilekroć zachorowałam, co nie było zbyt częste, ale… rodzice mają w charakterze troszczyć się o swoje dziecko.

Harry zarumienił się.

- Nie jestem jego synem.

Meadowsweet tylko przechyliła głowę.

- Ach tak? Jest twoim opiekunem, prawda?

- Tak, ale… nie jesteśmy spokrewnieni…

- To nie krew czyni nas rodziną, Harry. Pomaga, ale ostatecznie to miłość nas łączy – powiedziała pogodnie wilcza uzdrowicielka. – Tylko ja i Darkmoon jesteśmy spokrewnieni, ale wszyscy w Sylvanorze jesteśmy rodziną. Bardzo upartą, hałaśliwą rodziną, ale mimo wszystko rodziną. I to jest coś, czego Ministerstwo nigdy nie przemyślało, gdy nas tu zostawili. Severus patrzy na ciebie jak na syna, którego nigdy nie miał.

Harry zakaszlał, czując się nieswojo z jej spostrzegawczością.

- Ale Meadowsweet, już mam ojca… Nigdy go nie poznałem, ponieważ umarł za mnie… ale nadal chcę go pamiętać i szanować jego pamięć…

- Wciąż możesz go szanować, Harry , i jednocześnie akceptować uczucia Severusa. Nie ma nic złego w tym, że masz dwóch ojców. Oddałabym… niemal wszystko, by mieć prawdziwego ojca, jak twój opiekun, zamiast potwora, który mnie spłodził – powiedziała i chłopak ze zdumieniem zobaczył łzy błyszczące w jej oczach. Chwilę później zamrugała, by się ich pozbyć. – Nie przejmuj się mną, Harry. To stara rana, którą dzielę z prawie każdym wilczakiem w Sylvanorze, poza Erikiem.

- Przepraszam – powiedział, czując się zmuszony do przeprosin, mimo że nic jej nie zrobił. Ale widok jej oczu lśniących łzami coś w nim poruszył.

- Nie masz za co. Co się stało to się nie odstanie – pociągnęła nosem. – Pogodziłam się z tym, co się wydarzyło dawno temu. Zraniło mnie to, ale rana się wyleczyła. Tylko czasami ciągnie i pulsuje… kiedy pozwalam sobie na pragnienie czegoś, czego nigdy nie będę miała. – Na jej twarzy pojawił się smutny wyraz, który tak bardzo dobrze znał, ponieważ sam nosił go aż nazbyt często.

- Wiem, co masz na myśli, ponieważ też marzyłem o rodzinie od czasu, gdy byłem dość duży, by zrozumieć, co to słowo naprawdę oznacza i dostrzegłem, że moje wujostwo i kuzyn nie uważają mnie za część swojej rodziny. – Wtedy przyłapał się na tym, że opowiada jej o Dursleyach, słowa wylewały się z niego jakby pękła tama, a dziewczyna siedziała w milczeniu, słuchając, dopóki nie skończył całej żałosnej opowieści o swoim pozbawionym miłości dzieciństwie – takim, które rozumiała, jako że sama takie przeżyła.

Potem poczuł, jak jej dłoń, ciepła i pocieszająca, zaciska się na jego, a jej spojrzenie było czułe, gdy powiedziała:

- Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż myślałam. Oboje dorośliśmy zbyt szybko, nauczyliśmy się polegać tylko na sobie. A jednak pewna nasza część chciałaby choć raz mieć kogoś, kto troszczyłby się o nas jak ojciec. Ty masz taką szansę, Harry. Nie zmarnuj jej.

Harry zastanowił się przez chwilę, po czym westchnął.

- Ale Sasha… znaczy Meadowsweet… jeśli pozwolę Sevowi zostać moim ojcem, czy nie będzie to jak zdrada mojego prawdziwego taty? Tak jakby?

- Nie. Ponieważ czy twój tata nie chciałby, żebyś był szczęśliwy i kochany?

Harry zamyślił się.

- Tak… chyba by chciał. – Czy James byłby zadowolony, że Harry w końcu znalazł kogoś, kto w końcu by go pokochał i chronił? A może byłby zły, że mężczyzna, którego wybrał jego syn, był kiedyś jego najbardziej zaciekłym rywalem? To wszystko było bardzo zagmatwane! – Ja… uch… nie chcę teraz o tym myśleć. Jestem całkiem zdezorientowany.

- No dobrze. Ale nie odrzucaj Severusa ze strachu. Taka szansa pojawia się tylko raz, Harry. Zaufaj mi, wiem o tym. – Dotknęła jego twarzy, a jej dotyk był jednocześnie lodowato chłodny i palący. – Hymm. Severus miał rację, powinieneś wziąć eliksir zmniejszający gorączkę i trochę odpocząć.

Harry już miał zaprotestować, ale potem przypomniał sobie, że pobyt tutaj oznaczał, że zobaczy więcej Meadowsweet, której dotyk zarówno uspokajał i pobudzał go w sposób, którego nigdy wcześniej nie czuł. Właściwie samo patrzenie na nią sprawiało, że drżał z tęsknoty.

- Dobrze – zgodził się, a dziewczyna wstała, podała mu błękitny eliksir, który przełknął szybko i położył się z powrotem na swoim posłaniu.

- Słodkich snów, Harry – powiedziała cichym głosem, który uwielbiał, po czym odwróciła się, by posiekać zioła do eliksiru leczącego kości. Była plecami do Harry’ego, który wpatrywał się a nią rozmarzonym wzrokiem, zauważając sposób, jak kołysała się lekko, jak wierzba, a jej jasne włosy opadały na jej plecy oraz jak kształt jej pośladków uwidacznia się pod kolorową spódnicą.

Mam nadzieję, że będę śnił o tobie, Meadowsweet, pomyślał i uśmiechnął się pewnego rodzaju sennym, rozmarzonym uśmieszkiem z nutą nieprzyzwoitości.

Potem stwierdził, że nie jest w stanie pozostać obudzony, wtulił się w koc i zasnął. Spał całe popołudnie, gdy Severus i Meadowsweet gotowali porcję eliksiru leczącego kości, budząc się dopiero, gdy jego żołądek zaburczał i nadszedł czas na spotkanie w okrągłym domu.

Kiedy Mistrz Eliksirów, Harry i Meadowsweet weszli do okrągłego domu, przez moment wszyscy się w nich wpatrywali. I w przeciwieństwie do poprzedniego razu, nie były to spojrzenia ostrożne i podejrzliwe, ale pełne aprobaty. Nawet Vlad Winterknight nie wyglądał tak wrogo. Jeden po drugim wilczaki kiwały im głowami, gdy Meadowsweet prowadziła ich prostu do stołu, przy którym siedział Darkmoon.

Na widok ich zdumienia, alfa parsknął.

- Nie możecie już chować się po kątach jak niechciani goście. Nie po tym, co zrobiliście. Teraz siedzicie tu, przy stole alfy. Zgadza się, Meadowsweet?

Wilcza uzdrowicielka skinęła głową, jej kolczyki zakołysały się.

- Na ten przywilej trzeba sobie zarobić, co wam się udało dziesięciokrotnie, kiedy przełamaliście klątwę rzuconą na Dolinę Cieni.

Urchin i IndigoEyes podeszli i zaserwowali każdemu przy stole Darkmoona obiad, który składał się z dziczyzny w pożywnym sosie grzybowym, chleba kasztanowego i zieleniny z dzikim czosnkiem i ryżem. Podano też sok z jagód księżycowych i wodę, więc wszyscy jedli z apetytem.

Harry odkrył, że jego apetyt powrócił z podwójną siłę i jadł jak typowy wygłodniały nastolatek. Podczas jedzenia zerkał spod rzęs na Meadowsweet. Wilcza uzdrowicielka rozmawiała z Darkmoonem, wspominając ich wspólne dzieciństwo w Wielkiej Brytanii, nim nadeszło Ministerstwo i zniszczyło ich życia.

Po kolacji Darkmoon wstał, by zwrócić się do stada, więc wszystkie rozmowy ustały. Alfa odchrząknął i przemówił na tyle głośno, że można go było usłyszeć w całym okrągłym domu.

- Dziękuję wam, Arborsong i IndigoEyes, za wspaniały obiad. Myślę, że bylibyście najlepszymi szefami kuchni w każdej restauracji na świecie, ale na szczęście dla nas, jesteście tutaj, więc nikt z nas nie musi jeść mojej kiepskiej kuchni.

Rozległy się chichoty, gdy wilczaki uznały dowcip alfy za prawdę.

- W porządku, uspokójcie się – rozkazał po chwili Darkmoon i jego wilczaki ucichły. – Doszedłem do wniosku, że teraz, gdy oczyściliśmy las z wszelkich utrzymujących się wpływów zła, a Dolina Cieni została przywrócona do pierwotnego stanu, nadszedł czas, by podziękować tym, którzy są za to odpowiedzialni. – Wskazał na Harry’ego i Severusa. – Wszyscy wiecie, że ci dwaj czarodzieje przybyli do Sylvanoru jako moi goście i że niektórzy z was byli co do nich podejrzliwi, myśląc, że to dupki z Ministerstwa, które nas tu zamknęły. Ale myliliśmy się, ponieważ Harry Potter i Severus Snape złamali klątwę ciążącą na Dolinie Cieni i uwolnili Mroczny Las spod wpływu śmierciożerców. Zrobili to, czego żaden inny czarodziej nigdy wcześniej nie zrobił – pomogli nam, ponieważ było to słuszne.

Nastąpiły oklaski. Darkmoon uniósł rękę.

- Udowodnili moją teorię, że wciąż można negocjować z czarodziejami w celu uzyskania lepszego życia, pod warunkiem, że wspomniani czarodzieje są otwarci na pomoc wilczakom. Wiecie, że kocham Sylvanor, że stał się moim domem, jak również waszym, ale nadal uważam, że powinniśmy mieć możliwość obcowania ze światem zewnętrznym, jeśli tego chcemy. Sam widziałem, że Severus i Harry są honorowi, szanowani i lojalni, więc mam przywilej zaprosić ich do swojego stada jako honorowych członków. Witamy, Warrior i Freedom! – Darkmoon wydał z siebie niskie wycie akceptacji, które zostało powtórzone przez wszystkich innych wilczaków, nawet Vlada.

Harry był zdumiony i dumny, że został uznany za członka Sylvanoru, podziwiał wilczaki za ich wytrwałość, odwagę i uczciwość. Rzucił okiem na Severusa i zobaczył, że jego mentor też wygląda na zadowolonego. To był pierwszy raz, gdy którykolwiek z nich został zaproszony do grupy, którą szanowali i która szanowała ich. To było zdumiewająco gwałtowne uczucie. Harry założył się, że dla Severusa nie ma znaczenia, czy wilczaki były uważane za wyrzutków przez resztę czarodziejskiego świata, ponieważ on znał o nich prawdę i lepiej było być członkiem Sylvanoru niż obłudnego Ministerstwa.

Wilczaki podchodziły jeden po drugim i chwytali nadgarstki Harry’ego i Severusa w przyjaznym uścisku, witając ich.

Vlad uścisnął krótko nadgarstek Harry’ego, ale w jego oczach ani tonie nie było urazy, gdy powiedział:

- Witaj, Freedom, w Sylvanorze. Niech księżyc nad tobą świeci.

- Dziękuję – powiedział szczerze Harry.

Vlad skinął krótko głową i odszedł.

Po powitaniu dwóch nowych członków, Darkmoon odwrócił się do nich i powiedział:

- Teoretycznie jestem waszym alfą, ale ponieważ nie jesteście wilczakami, nie jesteście zobowiązani do posłuszeństwa. Jednak mam do was prośbę. Nim zaprowadziłem was do Doliny Cieni, zgodziliście się spełnić wybrane przeze mnie żądanie. Jestem pewny, że zgadniecie, o co was poproszę. – Darkmoon wciągnął powietrze. – Gdy wrócicie do Wielkiej Brytanii po wykonaniu zadania, porozmawiajcie ze swoim Ministrem i powiedzcie mu, że pomogliśmy wam pokonać Voldemorta. Chcę, żebyście go poprosili, by uwolnił nas z lasu i pozwolił nam żyć normalnie, jak reszta ludzi. Widzieliście nas, wiecie, że nie jesteśmy potworami i maniakami, za których nas uważają. Zasługujemy na to, by być wolni, otrzymać normalną edukację i żyć jak wszyscy inni.

Severus uniósł brew.

- To wielka prośba, Darkmoon. Dlaczego myślisz, że Ministerstwo nas wysłucha?

- Cholera, Severusie, jeśli wykończycie Voldemorta, Ministerstwo nie odważy się wam niczego odmówić.

- On ma rację, Sev. Wiesz, jak Knot lubi zaspokajać potrzeby ludzi prestiżowych i z władzą, takich jak Lucjusz Malfoy.

Severus parsknął.

- Merlinie broń, bym kiedykolwiek zmienił się w osobę jak Lucjusz. Dobrze, Darkmoon. Razem z Harrym postaramy się spełnić twoją prośbę i mam nadzieję, że Knot będzie na nią otwarty.

- A jeśli nie, przekonamy go w inny sposób – obiecał Harry.

Darkmoon roześmiał się.

- Wierzę w to, jastrzębi chłopcze. – Potem trącił Harry’ego figlarnie w ucho. – Masz ochotę na wędrówkę w świetle księżyca, czy nadal czujesz się wyczerpany?

- Uch… ale na krótki. Jestem trochę zmęczony – przyznał Harry.

- No dobrze. Chodź, dzieciaku, pokażę ci jakie fajne może być chodzenie w świetle księżyca. Ciemność nie jest twoim wrogiem.

Właśnie wtedy pojawiła się Hedwiga i wylądowała na ramieniu Severusa, hukając radośnie.

- Hedwigo, co do licha? – krzyknął Mistrz Eliksirów, bo sowa rzadko była wylewna w kierunku kogoś oprócz Harry’ego.

Meadowsweet uśmiechnęła się szeroko.

- Awww, jak słodko, profesorze! Mówi, że cieszy się, że cię widzi i ma nadzieję, że podobała ci się kołysanka, którą ci śpiewała.

- Co robiła? – Severus prawdziwie zarumienił się, po czym syknął z poważnym zażenowaniem. – Cholerny, wścibski ptaku, nie jestem dzieckiem!

- Mówi, że miałeś koszmar i jej śpiew cię uspokoił – przetłumaczyła Meadowsweet, a jej oczy zabłyszczały figlarnym zachwytem.

Harry i Darkmoon szybko odwrócili się i wyszli, będąc w stanie powstrzymać swoje rozbawienie, póki nie znaleźli się na zewnątrz, gdzie opadli na ziemię, wyjąc ze śmiechu. Hedwiga śpiewała Snape’owi kołysankę!

- Twoja sowa z pewnością jest odważna! – powiedział, po czym roześmiał się. – Jak jej czarodziej.

- Prawda. Och, żałuję, że wtedy spałem i tego nie widziałem! – Natychmiast potem wybuchnął znów śmiechem. Potem uspokoił się, pytając, skąd Meadowsweet wiedziała, co mówiła Hedwiga. – Nie wiedziałem, że zna ptasi.

- Nie zna, ale nie spała i widziała całe zajście. Więc po prostu… improwizowała – powiedział mu radośnie Darkmoon. Potem wstał i zmienił się w dużego, czarnego wilka, a Harry podążył jego przykładem, odpychając swoją początkowo spanikowaną reakcję na ciemność w tył swojego umysłu. Był wilczakiem i noc należała do niego. Poza tym, ta noc była zbyt piękna, by marnować ją na strach przed bezkształtnymi zjawami.

 

 

W następnym rozdziale: Severus daje Harry’emu i Meadowsweet zaimprowizowaną lekcję zielarstwa, próbując zebrać składniki do eliksiru łamiącego klątwy.