Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Za kilka lat



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: In a Couple of Years
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Syriusz/Remus
Ilość części: miniaturka
Opis: Remus i Syriusz rozmawiają o dzieciach.

- Nie mogę uwierzyć, że Harry wkrótce będzie miał dwa lata.
Syriusz kiwa głową, a jego kochanek krząta się po kuchni.
- Tak, ja też. Za niedługo będziemy musieli kupić mu prezent.
- Cóż, to twój chrześniak. Kto zna go lepiej niż ty?
Syriusz przewraca oczami.
- Och, przestań. Widzę, jak zwykle kuli się z tobą na tym krześle. Zawsze robi się tak spokojny, gdy mu czytasz. Sądzę, że uwielbia słuchać twojego głosu.
Remus uśmiecha się szeroko, zatrzymując się obok Syriusza, żeby obdarzyć jego nos niewinnym pocałunkiem.
- Nie tylko Harry uwielbia mój głos.
- Nie, masz rację – zgadza się Syriusz, pociągając Remusa za brodę w dół i chwytając jego usta w ostrym pocałunku. Kiedy w końcu odsuwają się od siebie, oboje oddychają ciężko.
- Chciałbyś może iść do sypialni? – pyta nieśmiało Remus.
Syriusz skacze na nogi i krzyczy:
- Kto pierwszy.
Remus przewraca oczami, ale biegnie za kochankiem.
^^^
Gdy już są zmęczeni, albo przynajmniej Remus jest zmęczony, podczas gdy ręka Syriusza jest zajęta – „Nigdy nie masz dość, Syriuszu?” – leżą przytuleni do siebie, a głowa Remusa spoczywał na piersi Syriusza.
Remus pieści pierś Syriusza, starając się wymyślić sposób, jak poruszyć ważny temat.
- Więc…
- Co jest, Luni? – pyta Syriusz, całując Remusa w czoło.
- Cóż, Harry niedługo kończy dwa lata i faktem jest, że my też robimy się coraz starsi, więc pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać o możliwości posiadania dzieci.
Ręka gładząca plecy Remusa zatrzymuje się.
- Umm, dzieci?
- No tak. Wiem, że nigdy o tym nie rozmawialiśmy, gdy zaczynaliśmy nasz związek, ale byliśmy wtedy w szkole. Jesteśmy razem ponad pięć lat i jesteśmy tak bliscy legalnego małżeństwa jak to tylko możliwe. Pomyślałem, że może to czas przedyskutować pomysł posiadania dzieci.
Syriusz wzdycha.
- Remus, czy nie zapominamy o fakcie, że jesteśmy dwoma czarodziejami. Nie jesteśmy do końca wyposażeni do posiadania dzieci.
- Możemy adoptować. Jest wiele dzieci, które potrzebują dobrego domu.
Syriusz siada, sprawiając, że głowa Remusa opada na poduszkę.
- Po prostu…
- Po prostu… co? – pyta Remus.
- No, jesteśmy dwoma czarodziejami, a tym jesteś wilkołakiem. Nawet jeśli ja uważam, że dyskryminacja jest zła, oni wciąż mogą nie pozwolić nam adoptować.
Remus kiwa głową.
- Myślałem o tym. Dlatego najpierw sprawdziłem to, nim podjąłem temat. Fakt, że jesteśmy dwoma czarodziejami nie ma znaczenia, gdy chodzi o adopcję. Jeśli chodzi o bycie wilkołakiem, póki jeden z nas nie jest zainfekowany i podjęte są środki bezpieczeństwa – a oni sprawdzą nasz dom i zadają pytania dla pewności – możemy adoptować. Fakt, że pochodzisz ze znaczącej czysto krwistej rodziny też jest pomocny. Legalnie nie mogą powstrzymać nas przed adoptowaniem.
- Och. Świetnie. – Syriusz próbuje włożyć do głosy nieco entuzjazmu, ale wie, że poległ, gdy Remus również siada, owijając koc wokół talii.
- Co jest? Myślałem, że będziesz bardziej podekscytowany tym pomysłem.
Syriusz bierze Remusa za rękę.
- Jestem podekscytowany.
- Syriusz, bądź ze mną szczery. Co jest nie tak? Nie chcesz mieć dzieci?
Syriusz owija ramię wokół Remusa.
- To nie tak. Nie jestem pewny, czy będę dobrym tatą.
Remus potrząsa głową.
- Widziałem cię z Harrym. Jesteś przy nim wspaniały, a on cię uwielbia.
- Bycie dobrym ojcem chrzestnym różni się od bycia ojcem. Jako chrzestny, nie muszę karać Harry’ego. Zamiast tego mogę rozpieszczać go do woli, a kiedy robi się marudny, mogę oddać go Jamesowi i Lily.
- Dobra. To prawda, ale, nie lubię nawet o tym myśleć, ale co jeśli coś się stanie Jamesowi i Lily. Harry automatycznie wejdzie pod twoją opiekę. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Syriusz odwraca się.
- Nie lubię o tym myśleć, ale jestem świadom tego, co by się stało. I gdyby to miało się stać w przyszłości, chciałbym być do tego czasu gotów na bycie ojcem.
- Nigdy nie będziesz chciał mieć ze mną dzieci?
- To nie tak, że nigdy nie będę chciał mieć własnych, ale na razie muszę powiedzieć, że jestem przeciwny rozpatrywaniu tego.
Remus wstaje, chwytając spodnie, po czym wychodzi z pokoju.
- Remus! – krzyczy Syriusz.
Słyszy, jak Syriusz przechodzi po pokoju, gdy Remus przechodzi do kuchni, ale ignoruje jego wołanie.
- Remus! Nie odchodź ode mnie w złości!
Remus odwraca się i ociera łzy złości, które spłynęły na jego policzku.
- Syriuszu, chcę być tatą. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę nim biologicznie. Zbyt bym się bał, że przekażę tą klątwę jakiemukolwiek dziecku, żeby ryzykować. Jestem też pewny, że z tego powodu nigdy nie będę mógł adoptować samodzielnie. Jeśli nie istnieje żadna szansa, żebyśmy mieli dzieci, nie jestem pewny, czy potrafiłbym szczęśliwie zostać w tym związku. Bez względu na to, jak bardzo cię kocham. – Ostatnie zdanie zostało poruszająco wyszeptane.
- Cii – mówi Syriusz i powoli zbliża się do Remusa. Bierze wilkołaka w ramiona, przytula go mocno. – Nie mówię, że nigdy nie chcę mieć dzieci. Masz rację. Kocham Harry’ego i prawdopodobnie będę chciał być tatą w przyszłości, i wiem, że poradzę sobie lepiej niż moi rodzice. Wiem, że będę kochał swoje dziecko bez względu na wszystko, nawet jeśli on lub ona skończy w Slytherinie. Po prostu jeszcze nie jestem gotowy.
- Jeszcze? Więc w przyszłości…
- Nie mogę powiedzieć „tak” na pewno, ponieważ nie chcę cię okłamać. Mogę powiedzieć, że myśl o wychowywaniu dziecka z tobą uszczęśliwia mnie, ale będziesz musiał jeszcze trochę poczekać. Może za kilka lat, jak trochę bardziej dojrzeję.
Remus śmieje się.
- Ty nigdy nie dojrzejesz – żartuje.
- Nigdy nie mów nigdy, Lunatyku. Przepraszam, że nie mówię „tak” w tym momencie, ale uważam, że to nie jest coś, co powinienem przed tobą zatajać.
Remus kiwa głową.
- Zgadzam się. Lepiej, że mówisz mi teraz, a nie po tym, jak zacznę zaglądać do sierocińców, a zwłaszcza nie po tym, jak spotkam dziecko i beznadziejnie się zakocham.
Całują się niewinnie.
- Więc, za kilka lat… - Remus urywa, spoglądając z nadzieją w oczy Syriusza.
Syriusz podchwytuje.
- Powrócimy do tej rozmowy.


niedziela, 28 kwietnia 2019

Narodziny bohatera



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: A Hero is Born
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: James/Lily, Syriusz i Lily
Ilość części: miniaturka
Opis: Lily zaczyna rodzić.


- Nie powinien ci w tym pomagać twój mąż? – zapytał Syriusz. Poskładał dziecięcy kocyk, nim wrzucił go do kołyski. Odwrócił się do ciężarnej rudej dziewczyny, która stacjonowała na podłodze. – Znaczy, w końcu to on włożył to w ciebie. Tak tylko mówię.
- Pracuje – powiedziała Lily. Pochyliła się, grzebiąc w sporym pudełku. Uśmiech drgnął na jej wargach, gdy wyciągnęła coś ze środka. – Popatrz na to. To wygląda jak kaftan bezpieczeństwa.
Rzuciła ciuch w Syriusza, który z łatwością go złapał. Uniósł go, krzywiąc się na widok potwornego odcienia niebieskiego. Rozumiała, o czym mówiła jego przyjaciółka. Rzecz wyglądała jak worek z jedną dziurą u góry i Syriusz miał nadzieję, że tam było miejsce na głowę. Szybko ją pozwijał i wrzucił do szuflady komody.
- Kto ci to dał?
- Moja siostra. Jednak jej prezent jest ociupinkę bardziej użyteczny niż twój.
Syriusz uniósł dłoń, by ją powstrzymać.
- Przerwę ci tu. Po pierwsze, twoja siostra dała ci dla Harry’ego worek na ziemniaki. Po drugie, musiałem się bardzo namyślić przy moim.
- Minie jakiś rok nim w ogóle będzie się mógł tym bawić.
- Więc będzie miał na przyszłość, kiedykolwiek ten czas nadejdzie. – Ton Syriusza sprawił, że Lily wywróciła oczami. – Nie chcę, żeby mój dzieciak dorastał bez zabawy w życiu.
- On nie jest twoim dzieciakiem.
- Nie zgadzam się, Evans. – Syriusz skrzyżował ramiona na piersi i uśmiechnął się ironicznie do kobiety. – To dziecko jest całe nasze. Musicie się nim dzielić.
Lily zamlaskała i wróciła do sortowania rzeczy przed sobą. Mimo to uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Och, wybacz. Nie wiedziałam, że muszę dzielić się swoim synem.
Syriusz zachichotał, klękając by pomóc jej poskładać ubrania.
- Myślałem, że to już ustalone. Nosisz w sobie kolejnego wielkiego Huncwota. Musi być odpowiednio wychowany.
- Odpowiednio?
- Tak. Zostanie nauczony sposobów na psocenie i robienie kłopotów. A kiedy nadejdzie czas na Hogwart, uczyni nas wszystkich dumnymi.
Lily położyła troskliwie dłoń na swoim wielkim brzuchu. Jej uśmiech był spory, a oczy błyszczały rozbawieniem.
- Nie pozwolę ci zdemoralizować mi syna. Wasza czwórka jest wystarczająco zła, nie potrzebuję borykać się z kolejnym intrygantem.
- Teraz tak mówisz, ale daj temu czas. Ostatecznie docenisz naszą markę kłopotów. – Syriusz przerwał na wyraz twarzy Lily. – Co jest? Wszystko gra?
- Wody mi odeszły – wyszeptała Lily.
- Jest jakieś zaklęcie, żeby to naprawić?
- Nie, idioto. Zaczynam rodzić.
Syriusz zerwał się na nogi, wplatając dłonie we włosy.
- O do diabła. Co ja zrobię? Nie wiem, co robić. Nigdy wcześniej nie byłem przy porodzie! Jestem trochę przerażony, Lily.
- Nic ci nie będzie – prychnęła Lily. – Tylko pomóż mi wstać.
- Racja! Pomóc ci wstać. Dobra! – Pokiwał głową i szybko do niej podszedł. Chwycił ją za łokieć, pomagając jej wstać z całą delikatnością, jaką mógł zebrać. Mimo że starał się być ostrożny, Lily wciąż skrzywiła się, gdy uderzył w nią skurcz. – Co teraz? – zapytał Syriusz z desperacją pragnąć wskazówek.
Lily przewróciła oczami.
- To ja powinnam panikować. Nie ty. – Przerwała, gdy dostała skurczu, zamykając oczy i oddychając głęboko.
Ramię Syriusza wciąż owijało się wokół niej i podtrzymywało, gdy chwiała się z bólu.
Kiedy minął, otworzyła oczy.
- Dobra. Muszę się dostać do szpitala. Możemy przejść przez Fiuu, ale będziesz musiał mnie nieść. Poradzisz sobie z tym?
- Tak, tak, tak. Co z Jamesem?
- Możesz się z nim skontaktować, gdy tam dotrzemy. Tylko zabierz mnie do szpitala. Już! – rozkazała.
- Dobra! – Ignorując gwałtowne protesty Lily, Syriusz zgiął nieco kolana i jedną rękę wkładając pod kolana Lily, a drugą pod jej szyję, zgarnął ją w górę z względną łatwością. Kiedy dotarł do kominka, zdał sobie sprawę, że musi ją ponownie odstawić, żeby chwycić proszek Fiuu.
- Ugh! – jęknęła Lily. – Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie dostaniemy się do szpitala. Nie jeśli ty będziesz dowodzić.
Odłożył ją.
- Zamknij się, Evans. Jestem w tym nowy.
- Och, a ja oczywiście rodzę dzieci cały czas – odpowiedziała sarkastycznie.
Syriusz wziął pełną dłoń proszku i wrzucił ją do kominka, krzycząc:
- Szpital św. Mungo, oddział położniczy. – Szybko uniósł Lily i wkroczył do kominka.
Kiedy zobaczył odpowiednią lokalizację, szybko wyszedł z kominka, wołając po pomoc.
- Moja przyjaciółka rodzi!
Podbiegła do niego pielęgniarka, po czym zaklęciem uniosła Lily z jego ramion i przelewitowała do czekającego łóżka szpitalnego.
- Jak ma na imię?
- Lily Potter – odpowiedział energicznie Syriusz. – Muszę wezwać jej męża.
- Pospiesz się – nakazała Lily.
Syriusz zrobił, co mu kazała, nawet nie odpowiadając swoją normalną kpiącą ripostą. Zafiukał do biura aurorów, ale nieszczęśliwie James był poza nim, szukając jakiś dowodów  w ostatniej zbrodni. Lily wcześnie rozpoczęła poród, więc James nie sądził, że będzie musiał być w łatwym kontakcie.
- Moody, musisz coś zrobić – powiedział desperacko Syriusz, czując lęk na myśl o powiedzeniu Lily, że nie miał sposoby dostać się do Jamesa. – Lily może mnie zabić – błagał, mając nadzieję, że Moody poczuje się źle z powodu jego niedoli.
- Zrobię co mogę, żeby go znaleźć. Po prostu zrób tak, żeby Lily była jak najspokojniejsza.
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – wymamrotał Syriusz. Głośniej powiedział: – Jasne. Tylko się pospiesz.
Opuścił kominek i zapytał, gdzie jest Lily.
- Przepraszam pana. Może wejść tylko mąż – wyjaśniła pielęgniarka, która wcześniej pomogła mu z Lily.
Syriusz westchnął.
- Jestem tego świadom, ale póki co nie można znaleźć Jamesa, więc muszę tam z nią być, żeby nie była sama. Obiecuję. Gdy tylko dotrze James, opuszczę pokój.
Pielęgniarka zawahała się, ale ostatecznie powiedziała mu, który pokój.
Syriusz pobiegł w tamtą stronę, zwłaszcza gdy usłyszał szarpiący wnętrzności krzyk. Gdy tylko wszedł do pokoju, podszedł do łóżka i chwycił ją za rękę, przesyłając jej swoją siłę.
Gdy tylko ból ustąpił, Lily odwróciła do niego głowę.
- Gdzie on jest?
- Uch, będzie tu – powiedział wymijająco Syriusz.
- Kiedy? – ponagliła go.
Westchnął, mając nadzieję, że kobieta nie zabije posłańca.
- Jak tylko Moody go znajdzie. Był w terenie.
Jęknęła.
- Lepiej żeby nie przegapił narodzin syna. Jeśli to zrobi, będzie spał na kanapie przez niemożliwy do przewidzenia czas.
- Jestem pewny, że robi wszystko, żeby się tu dostać na czas – obiecał Syriusz.
Robił wszystko, co mógł, by pomóc Lily się odprężyć. Chwycił ją za rękę i odgarnął jej włosy ze spoconego czoła. Szeptał słowa pocieszenia i nie uciekł, gdy zagroziła jego ważnym częściom ciała. Lily odetchnęła głęboko po kolejnym skurczu.
- Świetnie sobie radzisz – powiedział uspokajająco.
- Zamknij się, Black! – krzyknęła.
Syriusz skrzywił się w chwili, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem.
- Jestem! Jestem! Jestem! – powiedział James, podbiegając do łóżka Lily.
Syriusz z wdzięcznością odsunął się od łóżka.
- Cieszę się, że cię widzę. Skontaktuję się z Remusem i Peterem. Powodzenia, Rogacz.
James pokiwał z wdzięcznością głową, gdy Lily po raz kolejny krzyknęła z bólem. Skurcze były coraz częstsze, czyli dziecko zdecydowanie było blisko.
Syriusz, Remus i Peter byli w poczekalni, gdy dziecko w końcu przyszło na świat. Po kilku minutach zostali wprowadzeni do środka i zobaczyli Jamesa trzymającego dziecko, podczas gdy Lily patrzyła na niego, a jej powieki opadały z wycieńczenia.
James uśmiechnął się szeroko na widok oniemiałych wyrazów twarzy Huncwotów.
- Syriuszu, chcesz go potrzymać?
Syriusz pokiwał głową. Pierwszy raz nie padła cięta riposta, gdy James ostrożnie kładł dziecko w jego ramionach.
- Jest piękny – wyszeptał.
Lily uśmiechnęła się.
- Dzięki za twoją pomoc przed przybyciem Jamesa. Naprawdę sobie poradziłeś.
Syriusz uniósł głowę i zaszczycił ją uśmiechem.
- Bez problemu. Tylko się cieszę, że Rogaś dotarł na czas. Trochę mnie straszyłaś.
Roześmiała się.
- Co? Wystraszyłeś się bezradnej dziewczyny?
- Można o tobie wiele powiedzieć, Evans. Ale na pewno nie to, że jesteś bezradna.
- I nigdy o tym nie zapominaj, Black.
- Więc, jak ma na imię? – Remus przerwał normalną sprzeczkę.
Lily westchnęła radośnie, a jej wzrok skupił się na dziecku i Syriuszu.
- Harry James Potter.
Syriusz delikatnie potarł kciukiem policzek śpiącego dziecka.
- Idealne imię dla idealnego malca.
- Syriuszu – niepewny głos Jamesa sprawił, że uniósł wzrok z zapytaniem. – Syriuszu, razem z Lily rozmawialiśmy o tym. I zwłaszcza po tym, jak bardzo dzisiaj pomogłeś… cóż, chcieliśmy, żebyś został ojcem chrzestnym.
- Będę zaszczycony – odpowiedział szczerze Syriusz. Jego wzrok przeniósł się od Jamesa do Lily. – James, Lily. – Fakt, że użył ich prawdziwych imion upewnił ich, co do ważności tego, co Syriusz zamierzał powiedzieć. – Obiecuję, że będę chronił Harry’ego za cenę swojego życia, bez względu na to, co się stanie.
- Wiemy – odpowiedziała Lily.
Syriusz wrócił do patrzenia na Harry’ego, jego chrześniaka, chicho potwierdzając przysięgę samemu sobie. Nic nie będzie miało szansy skrzywdzić Harry’ego, nie póki Syriusz żyje.


środa, 24 kwietnia 2019

ZS - Rozdział 21 - Mądrość Hagrida



Hagrid właśnie skończył robić filiżankę herbaty – pomyślał, że mógłby jedną wypić po usłyszeniu plotek, które krążyły po zamku tego popołudnia. Poszedł, by zanieść Filchowi tygodniowy zapas suszonych mięsnych przekąsek dla sów w Sowiarni – zrobił dla nich specjalne z mięsa jelenia, królika i ptaków, które upolował w lesie. Drapieżniki je uwielbiały, a Hagrid czuł się szczęśliwy, mogąc je karmić czymś, co im się podobało. Dobrze nakarmiona sowa była szczęśliwą sową, a szczęśliwa sowa natychmiastowo dostarczała pocztę. Więc w najlepszym interesie wszystkich było zadowalanie sów.
Powiedział wiele z tego Crabbe’owi, Goyle’owi i Malfoyowi, gdy mieli z nim szlaban, choć nie był pewny, czy Malfoy i Goyle przyswoili lekcję. Crabbe owszem, widział zrozumienie w oczach chłopaka. Zanotował sobie, by powiedzieć Severusowi, że przynajmniej jeden z jego Ślizgonów czegoś się nauczył. Może chłopakowi dobrze zrobi, jeśli kontynuuje z nim lekcję – przydałby mu się pomocnik, bo zawsze było wiele zwierząt, które potrzebowały uleczenia niż mógł nadążyć.
Ale spodziewał się pojawienia Snape’a w każdej chwili, biorąc pod uwagę plotki, które usłyszał o straconym chowańcu, które mówiły, że okazał się nim być Harry Potter w animagicznej formie. Hagrid wiedział, że byłby to wielki cios dla Severusa, który dość blisko związał się z jastrzębiem. Tak, prędzej czy później tu przyjdzie. Ale Hagrid nie mógł powstrzymać uczucia ulgi na myśl, że Harry był bezpieczny, cały i tam, gdzie powinien być. Spodziewał się, że również Harry wkrótce się pojawi – wiedział, że chłopak kocha jego herbatki i bułeczki, które skrzaty upiekły mu tego samego popołudnia.
Ale najwyraźniej, według Hermiony, Harry był zajęty uczeniem się, z czego Hagrid się ucieszył, ponieważ przez pewien czas, Harry zaczął przejmować nonszalanckie nastawienie ojca do nauki, a Hagrid zwykł widzieć go częściej na boisku niż w zamku. Może Harry zaczął rozwijać nowe nawyki w kwestii nauki, dokładnie jak jego matka. Lily zawsze uważała, że najpierw powinna być praca, a potem zabawa, jak Severus, choć była jedną z niewielu osób, które przekonały Severusa, że ma pełne prawo do zabawy, że nie musi cały czas pracować. Była też jedną z niewielu osób, która sprawiła, że Severus się uśmiechał i śmiał. Hagrid pomyślał smętnie. Zastanowił się, czy również jej syn odziedziczył ten talent po niej?
Freedom z pewnością niejednokrotnie wywołał u Severusa uśmiech. Teraz jednak miał tylko nadzieję, że to wciąż było aktualne. Harry miał w sobie wiele miłości i po prostu potrzebował kogoś, kto byłby chętny przyjąć tą miłość. A Severus potrzebował  kogoś, kto pokazałby mu, że jest wart bycia kochanym, ponieważ rozwinął problem z pewnością siebie z powodu surowego ojca i krytycznego traktowania. I to było coś, z czego zdał sobie sprawę tylko Hagrid – dowiedział się tego podczas tygodnia, gdy pomagał Snape’owi wrócić do zdrowia, gdy ten miał szesnaście lat. Snape dobrze ukrywał swoją wrażliwość pod ostrym językiem, temperamentem i maską nieczułego Ślizgona, ale jeśli uda się spojrzeć ponad to (co nie było tak łatwe), dało się ponownie dostrzec skrępowanego szesnastolatka, chcącego przyjaźni, jednak nie wiedzącego, jak o nią poprosić lub jak ją naprawić, gdy coś poszło źle.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc Hagrid wstał, by je otworzyć.
- Cześć, Severusie. Przyszedłeś na herbatę?
Twarz Snape’a była ściągnięta, ale skinął głową i wszedł do chatki.
- Przyszedłem ci to oddać – powiedział, wyciągając wyposażenie sokolnicze. – Zakładam, że słyszałeś, że mój… chowaniec już dłużej ze mną nie jest?
Hagrid obdarzył go dość smutnym spojrzeniem, przyjmując torbę i kładąc ją w kącie blisko paleniska.
- Tak. Słyszałem, że Freedom to tak naprawdę Harry. Że jest animagiem.
Snape skinął głową, zaciskając zęby.
- To prawda. Niezarejestrowanym animagiem, dokładnie jak jego cholerny ojciec!
Hagrid zakaszlał.
- Cóż, nie dokładnie. James był jeleniem.
Severus skrzywił się.
- Wiesz, o co mi chodzi. Oszukał mnie.
- Wiem, że to trudne, Sev, gdy traci się coś, na czym bardzo nam zależało. Ale może to nie jest strata, chłopaku.
- Co masz na myśli, Hagrid? – zapytał ostro Snape, przyjmując od mężczyzny filiżankę herbaty i dodając mleka i dwie kostki cukru. – Freedom odszedł i nigdy nie wróci. W rzeczywistości, nigdy nie istniał. To był tylko Potter. Syn Jamesa w formie jastrzębia.
- Severusie, posłuchaj, co mówisz. Harry jest również synem Lily, pamiętasz?
- Jak mógłbym zapomnieć? Ma jej oczy.
- Ma więcej z niej, niż ci się wydaje. Jest cichy i troszczy się o tych, którzy tego potrzebują.
- Ach, tak, Święty Potter! – zaszydził Mistrz Eliksirów. – Otoczony czcią przez samo imię. Zdradził i oszukał mnie, a ty szukasz każdego możliwego sposobu, żeby go usprawiedliwić.
- Severusie Snape! – powiedział surowo Hagrid. – Posłuchaj się. Brzmisz jak jeden ze swoich uczniów, a nie dorosły profesor! Ucisz ten swój język, chłopaku, i choć raz mnie posłuchaj. – Spojrzał na drugiego mężczyznę z niezwykłą dezaprobatą.
Severus skrzywił się. Nie słyszał tego tonu u Hagrida od ponad piętnastu lat, a wciąż miał w sobie siłę, by poczuł się zawstydzony jak pierwszak.
- Ja… przepraszam, Hagridzie. To nie na ciebie jestem zły. – Jego przeprosiny były pełne niezręczności, gdyż nie był przyzwyczajony do przepraszania. W rzeczywistości, w całym jego życiu istniały trzy osoby, które kiedykolwiek przeprosił – jego matka, Lily i Hagrid. Tylko ich prawdziwie szanował.
- Tak, wiem. Jesteś zły na siebie, że znów dopuściłeś kogoś zbyt blisko siebie. I jesteś zły na Harry’ego, że nie był tym, kim ci się wydawało, że jest. Prawda?
- Tak. Freedom był… był dobrym towarzyszem. Nigdy nie spodziewałem się… gdy przemienił się tuż przede mną i tą suką w biurze… nie mogłem tego zrozumieć, nie na początku… a potem odkryłem, że bachor przez cały czas nas oszukiwał… - Severus zadrżał. – Oczekujesz, że jak się będę czuł, Hagridzie? Zrobił ze mnie głupca!
- Wiem, że to zobaczyłeś w pierwszej chwili, Severusie. I mógłbyś mieć rację, gdyby był to James zamiast Harry’ego. Ale zapominasz, Sev, że Harry nie jest swoim ojcem.
- Oczywiście, że nie zapominam!
- Ależ tak, chłopaku, ponieważ myślisz, że Harry zachowuje się tak, jak się zachowuje, ponieważ jest synem Jamesa. Tylko że on nigdy nie poznał swojego ojca, więc jego zachowanie nie jest jamesowe, tylko robi wszystko ze swoich własnych powódek. Czy rozumiesz, o czym mówię?
Severus milczał przez chwilę, zastanawiając się nad słowami Hagrida.
Jego mentor był sprytny – wiedział, że najlepszym sposobem dla Severusa, żeby uznał prawdę było spokojne przestawienie sprawy i pozwolenie mu na wyciągnięcie własnych wniosków. Severus nie lubił być zmuszany do wyrażania opinii i stawał się tylko bardziej uparty, jeśli wciskało mu się na siłę poglądy go gardła. W taki sposób Dumbledore radził sobie z Severusem w przeszłości i to dlatego Severus niechętnie udał mężczyźnie i zawsze patrzył na jego nakazy z podejrzliwością.
- Mówisz, że tworzę projekcję czynów i nastawienia Jamesa oraz wkładam je w jego syna.
Hagrid skinął głową.
- Tak. Dokładnie. Pozwól, że o coś cię spytam. Kiedy byłeś w tym biurze i Umbridge nakazała Aurorom cię aresztować, co zrobił Freedom?
Severus pomyślał nad tym.
- On… poleciał na nich. Bronił mnie. Nawet… zagroził Umbridge. – Wciąż mógł słyszeć w głowie wściekły skrzek jastrzębia. Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja! I nie potrafił powiedzieć, by Potter nie wiedział, co mówi, ponieważ nawet gdy znów stał się chłopcem, wciąż przeciwstawiał się złej wiedźmie.
- Tak. To jest coś, co zrobiłby Harry. Zawsze broni przyjaciół. Dokładnie jak jego mama.
- Póki nie zdecydowała, że ten przyjaciel nie jest już dłużej wart ochrony – powiedział ponuro Severus.
Olbrzym westchnął.
- Ach, Severusie. Lily była wściekła, gdy to wszystko ci powiedziała. Wątpię, by mówiła na poważnie choć połowę rzeczy. Dokładnie tak, jak ty nie zamierzałeś nazwać jej tą brudną nazwą. Oboje byliście kąpanymi w wodzie głupcami i pozwalaliście swojej dumie i temperamentowi mówić za was.
- Tak – przyznał cicho Severus. I boję się, że ponownie powtórzyłem ten sam błąd. Po raz kolejny rządził mną temperament. Czy na zawsze jestem skazany na powtarzanie błędów przeszłości?
- Dlaczego Harry się odmienił?
- Dlaczego? Ponieważ… w przeciwnym razie oznaczałoby to jego wydalenie.
- Ale to nie jest jedyny powód, prawda? Co powiedział, gdy się odmienił? – popędzał Hagrid. No dalej, Severusie, skończ z tą cholerną upartością, zanim zwiążę cię u sufitu do góry nogami.
Severus pomyślał o tamtym wieczorze. Kiedy Freedom się przemienił, wycelował różdżką w Umbridge i powiedział: „Nie dotykaj go, parszywa ropucho! Chcesz wiedzieć, gdzie jest Harry Potter? Cóż, tu jestem, a jeśli chcesz skrzywdzić Severusa, musisz najpierw skrzywdzić mnie.”
- On… zrobił to dla mnie. Umbridge próbowała mnie aresztować z powodu zmyślonych oskarżeń, a Freedom… wrócił dla mnie.
- Czy to brzmi jak osoba, której nie obchodzisz? Która chce zrobić z ciebie głupca?
- Nie… ale… on wie wszystko, Hagrid. O mojej przeszłości… Czarnym Panie… Lily… jedno słowo i może zniszczyć wszystko, na co pracowałem…
- Tak, jak ja, Severusie. Więc dlaczego nie boisz się mnie? – zapytał łagodnie Hagrid.
Severus popatrzył na niego.
- Uratowałeś mi życie. Dwa razy. Gdyby nie ty, byłbym martwy w wieku szesnastu lat.
- I ty też go uratowałeś. Dwa razy. A on uratował ciebie. Wtedy powstała więź, Severusie. Sądzę, że powinieneś dać temu szansę. – Położył swoją dłoń na ręce o długich palcach. – Nie wszyscy z nas odejdą, wiesz?
Severus nic nie powiedział, ale jego oczy wwierciły się w drugiego mężczyznę, czujne, pełne lęku i zranione, jak u tamtego nastolatka. Czy odważę się zaufać? Czy ma rację? Czy Potter… Harry jest kimś więcej niż swoim ojcem…?
- No nie wiem. Chyba… może być za późno. Pokłóciliśmy się... Powiedziałem rzeczy, których nie powinienem był powiedzieć…
Hagrid uniósł brew.
- Cóż, chłopaku, w takim razie wiesz, co zrobić, żeby je odwołać. Wystarczą trzy słowa.
Ale Snape potrząsnął głową.
- Nie to.
- To właśnie powiedziałeś, gdy opowiedziałeś mi o kłótni z Lily. I gdy wróciłeś od śmierciożerców. Wspomniałeś, że nie zasłużyłeś na wybaczenie, pamiętasz? Ale się myliłeś. Nie ma nic dość złego, by nie zasłużyć na wybaczenie, póki jesteś chętny o nie poprosić i zaakceptować. Znam Harry’ego, Severusie. On cię potrzebuje tak bardzo, jak ty potrzebujesz jego. I jeśli z nim porozmawiasz tak, jak rozmawiasz ze mną, będzie gotów ci wybaczyć. Nie jest podobny do Syriusza czy Jamesa, nie trzyma urazy.
- Powiedział wszystkim, że był moim chowańcem – argumentował Severus, wciąż przestraszony. – A teraz wszyscy wiedzą, do cholery.
- No i? To takie złe, Severusie? Że uczniowie wiedzą, że potrafisz pomóc rannemu jastrzębiowi powrócić do zdrowia?
- To złe dla mojej przykrywki. Jeśli Jego Mroczność się dowie, że moim chowańcem był Harry Potter…
Hagrid zadrżał.
- Mógłbyś mu nie mówić, że nie wiedziałeś? Że przemieniłeś go z powrotem z powodu swoich podejrzeń? Znaczy, nikt nie wie, dlaczego się przemienił, poza tobą, Harrym i Umbridge.
- Tak, tak przypuszczam. Mógłby w to uwierzyć… a przynajmniej Potter się znalazł. Ale byłoby lepiej, gdyby chłopak po prostu trzymał gębę na kłódkę w tej sprawie – burknął Mistrz Eliksirów.
Sięgnął po bułkę, a jego ramię uderzyło w dzbanek mleka, przewracając go.
Mleko plusnęło na stół.
- Cholera! – przeklął Severus i sięgnął do kieszeni po chusteczkę. – Nie wierzę, że jestem tak niezdarny…
- Sev, wypadki się zdarzają – uspokoił Hagrid, wstając po szmatkę.
Dłoń Severusa natrafiła na list, który schował do kieszeni, zamiast na chusteczkę, której się spodziewał. Huh? Co to? Wyciągnął. Nie było adresu zwrotnego, tylko jego imię. Wymamrotał kilka zaklęć, by wykryć nieprzyjemne klątwy i stwierdził, że koperta jest czysta.
Hagrid otarł rozlane mleko, podczas gdy Severus otworzył kopertę.
W środku znajdował się pojedynczy arkusz pergaminu.
Severus rozwinął go i przeczytał następujące:
Drogi profesorze Snape,
Piszę ten list, by coś wyjaśnić i proszę, żeby najpierw pan go przeczytał, nim wrzuci pan go do kominka. Wiem, że myśli pan, że powiem wszystkim o pana sekretach, ale przysięgam na własną magię i grób mojej matki, że NIGDY pana nie zdradzę. Potrafię zachowywać tajemnice, robiłem to całe moje życie. Pierwszą z nich było to, że nikt nie wiedział, że jestem magicznym dziwadłem… jednak w każdym razie, piszę to, żeby panu powiedzieć, że to nie ja powiedziałem wszystkim, że zostałem ranny i byłem pana chowańcem.
Byłem na obronie i Umbridge postanowiła wykorzystać mnie jako przedmiot lekcji, jak nie używać magii. ONA powiedziała klasie, jak stałem się nielegalnym animagiem, zraniłem się, jak mnie pan znalazł, zadbał o mnie i uczynił swoim chowańcem. Nigdy bym im nie powiedział – NIGDY! Ron i Hermiona nie wiedzieli aż do tego popołudnia.
Tak bardzo chciałem ją przekląć, profesorze, za wyciągnięcie czegoś tak prywatnego i zwyczajne wypaplanie tego całej szkole. Sądzę, że zrobiła to celowo. Przez to mam wielką ochotę powiedzieć wszystkim, jak przeraźliwie boi się ptaków. Ale nie zniżę się do jej poziomu.
Proszę pana, proszę mi uwierzyć. Wiem, że ostatnim razem powiedziałem rzeczy, które były nie na miejscu i przepraszam. Chcę po prostu, żeby znał pan prawdę, to wszystko.
Z poważaniem,
Harry Potter
Severus przeczytał to dwa razy, analizując list pod kątem czegoś, co brzmiałoby źle albo nieprawdziwie. Nic nie znalazł. List był pisany prostym stylem i językiem piętnastoletniego chłopaka. Piętnastolatka, który nie miał nic do ukrycia, który był wyraźnie przestraszony, że mu nie uwierzą i który, z jakiegoś nieznanego powodu, wydawał się szukać aprobaty Mistrza Eliksirów. Który również był ofiarą tej paskudnej, złośliwej wiedźmy.
Odłożył list i wymamrotał kilka przekleństw.
Hagrid spojrzał na niego pytająco.
- To od Pottera – powiedział mu krótko Severus. – Pisze, że nikomu nie powiedział o byciu moim chowańcem. To była Umbridge. – Czarne oczy zapłonęły niemal wulkaniczną intensywnością.
- Ach. Tak myślałem. Widzisz, że to na nią musisz uważać. Ty i również Harry. Nie ufam jej tak, że chciałbym ją przekląć, ale wciąż nie mogę używać różdżki.
- Ufam je jeszcze mniej niż ty, stary przyjacielu.
- W takim razie czy jesteś skłonny dać Harry’emu drugą szansę? – zachęcił.
Severus był cicho przez kilka długich minut. Potem powiedział:
- Pomyślę o tym. Może… źle go oceniam.
Hagrid rozpoznał, że dumny mężczyzna przyznał się do wielkiego ustępstwa i więcej nie naciskał. Odniósł dzisiaj małe zwycięstwo. Na razie to wystarczyło.
- To prawda, Severusie. Poobserwuj chłopca, a może dostrzeżesz coś, co wcześniej przegapiłeś.
- Spróbuję. – Wziął bułkę z talerza i zaczął ją jeść.
Hagrid nalał im drugą filiżankę herbaty i opowiedział Snape’owi o reszcie swojego dnia, zajmowaniu się zwierzętami i jak pomyślał o tym, że Crabbe mógłby być dobrym asystentem.
Snape uniósł na to brew. Nigdy by nie pomyślał, że to Crabbe zostałby pochłonięty najmocniej przez naukę Hagrida.
- Jeśli myślisz, że wyniósłby coś z dodatkowych lekcji, Hagridzie, możesz się nim zająć. Nauczenie go tego, co robisz, może również odwrócić go od ciemności.
Hagrid rozpromienił się.
- Dobrze. Jeszcze bułeczki, profesorze?
Snape machnął ręką na ofertę.
- Nie. Jeśli zjem za dużo, nie będę w stanie utrzymać swojego wizerunku. Nikt nie będzie się bał, jeśli będę się toczył po lochach. – Uśmiechnął się ironicznie. – A teraz naprawdę muszę wrócić do moich testów. – Wstał na nogi, chowając list. – Dziękuję. Jesteś mądry, Hagridzie, mądrzejszy nawet od Albusa.
Półolbrzym zarumienił się.
- Ach, Severusie. Cała moja mądrość pochodzi z uczenia się z moich błędów. Nie bój się przyznać, gdy się mylisz. Nawet jeśli tylko dla siebie i innych. Jeśli pożyjesz tak długo, jak ja, też będziesz mądry.
Mistrz Eliksirów posłał swojemu mentorowi krzywy półuśmiech.
- Wątpię. Obawiam się, że mój temperament będzie moją zmorą aż do mojej śmierci.
- Ale przynajmniej wiesz, jak z tym walczyć, Severusie – zauważył mądrze Hagrid. – Mógłbyś też dać Harry’emu jakieś wskazówki.
Mistrz Eliksirów prychnął. Jakby chciał je przyjąć ode mnie. Ale może masz rację. Mimo wszystko, kto da lepszą lekcję kontroli niż ktoś, kto niemal każdego dnia życia walczy z demonami?
- Zobaczymy się później, Hagridzie.
Potem odwrócił się i skierował w stronę zamku, a jego zamaszyste kroki uderzały o ziemię. Miał wiele rzeczy do przemyślenia.

Wtorek, dzień 6:
Harry obudził się tego ranka, czując się wycieńczony i wyczerpany. Wiedział, że część wynika z faktu, że nie spał wiele w nocy. Był w pokoju wspólnym i piekielnie długo się uczył. Ron zasugerował ponownie grę w czarodziejskie szachy, ale Harry odmówił, przez co rudzielec zaczerwienił się i wysyczał: „Merlinie, Harry, zmieniasz się w męskiego klona Hermiony. Za chwilę będziesz przychodził wcześniej na zajęcia.”
Harry odłożył wtedy pióro i posłał mu wściekłe spojrzenie na poziomie nauczyciela eliksirów, jednak o tym nie wiedział.
- Ron, mógłbyś się, proszę, zamknąć? Naprawdę myślisz, że chcę się tak uczyć? Nie tak dokładnie chcę spędzać wolny czas czy przerwy świąteczne, ale jaki inny mam wybór? Jeśli wszystkiego nie skończę, Umbridge nie zawaha się złamać mi różdżki. Więc… to oznacza, że muszę się zapracować niemal na śmierć. Łapiesz? A teraz może pójdziesz zagrać w szachy z bliźniakami. Muszę skończyć ten cholerny esej z eliksirów.
Wrócił do pisania różnic między gwiezdnymi strączkami a wróżkowymi fasolkami – nie był to trudny esej, ale Snape chciał mieć dwie stopy pergaminu, a to oznaczało, że musiał poszukać więcej różnic, niż przypominał sobie z zajęć. Potarł oczy i wypił szklankę soku dyniowego, stojącą obok jego łokcia. Nie poszedł spać aż do około drugiej nad ranem, a potem ponownie śnił o śmierci Cedrica.
Potarł nadgarstek w miejscu mankietu – był wrażliwy i nieco spuchnięty, a nie wiedział, co z tym zrobić, więc kontynuował nakładanie niewielkich ilości szczuroszczeta, gdy tylko mógł. Ale wysypka wciąż wracała i za każdym razem było gorzej. Nienawidził tego mankietu, ale póki co Umbridge nie wspomniała nic o zdjęciu go.
Potarł oczy i zmusił się do wyjścia z łóżka – był zamroczony, miał zapuchnięte oczy i chciał tylko wrócić do spania na kolejny rok. Spojrzał do swojego tornistra i skrzywił się ponuro. Pracował bez przerwy przez niemal tydzień, a wyglądało to tak, jakby nie zrobił nic. To nie było fair! Hermiona miała rację, niemal niemożliwe było zrobienie tego wszystkiego, rzeczywiście brakowało godzin w ciągu dnia. Może gdyby po prostu przestał sypiać? Wiedział, że jest eliksir, który powodował, że nie spało się całą noc – eliksir stymulujący. Może Hermiona mogłaby go z nim uwarzyć? Albo dla niego?
Ponownie potarł oczy. Kiedy je otworzył, na jego łóżku siedziała dziwna sowa z małą kopertą w dziobie.
Harry wziął ją.
- Dzięki! – Przywołał smakołyk i nakarmił sowę, która trąciła go dziobem, po czym odleciała.
Harry z entuzjazmem otworzył list, natychmiastowo wiedząc, od kogo jest.
Syriusza.

Harry,
Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. Nawet nie mogę wyrazić, jak bardzo. Kiedy usłyszałem, że zaginąłeś, niemal oszalałem, zwłaszcza gdy ten stary dureń Dumbledore nie pozwolił mi szukać cię dłużej po tych kilku pierwszych dniach. Naprawdę, oczekiwał, że będę siedział na tyłku i nic nie robił! Niemal się cholernie wściekłem, mówię ci. Nienawidzę być trzymanym w ciasnej klatce. Przypomina mi to o Azkabanie.
Więc jesteś animagiem, co, dzieciaku? To wspaniałe! Gratuluję! Jesteś nieodrodnym dzieckiem swoich rodziców, jak James. Odziedziczyłeś jego talent do transmutacji! Nie wspominając o talencie do miotły oraz jego dobry wygląd. Szczęściarz! Byłby z ciebie tak dumny, Harry.
Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony, że Snape naprawdę zajął się tobą, gdy byłeś w formie jastrzębia. Jakoś Smarkerus nie wydawał mi się typem, który dba o zwierzęta. Bardziej prawdopodobne mi się wydawało, że użyje ich do swoich eliksirów. Ale cieszę się, że w końcu zrobił coś dobrego, choć raz.
Co do tego incydentu na piątym roku ze Snapem, twoim tatą i mną… cóż, mieliśmy piętnaście lat i byliśmy głupi. Co więcej mogę powiedzieć? Smarkerus zawsze z nami zaczynał, tłusta gnida. A twój tata popisywał się przed Lily, tak sądzę. Poza tym, nie skrzywdziliśmy tego małego świrusa. A uwierz mi, chcieliśmy to zrobić po tym, jak nazwał tak twoją mamę.
James zdołał spuścić nieco z tonu na siódmym roku, a to w większości dzięki twojej mamie. Dała mu ultimatum – żadnego więcej przeklinania innych czy żartowania, albo odejdzie i go zostawi. Twoja mama była jak smok. Wiedzieliśmy wszyscy, że lepiej nie podchodzić do niej od złej strony. Była szybka w rzucaniu zaklęć i niszczenia innych ciętym językiem. Jednak nigdy nie zrozumiałem, co takiego widziała w Snapie. Ach, cóż. Wszyscy popełniamy błędy.
Uważaj na siebie, Harry. Ta nowa pani dyrektor wydaje się być prawdziwie nikczemnym człowiekiem. Żałuję, że nie mogę z tobą porozmawiać twarzą w twarz. Nie ma żadnych szans, byś dostał się do jakiegoś kominka i do mnie zafiukał? Gdybyś mógł, zrób to. Jeśli nie, nie martw się. Tylko wyślij sowę. Będę kiedy tylko będziesz chciał porozmawiać, dobrze?
Trzymaj nerwy na wodzy i nie przejmuj się sumami.
Kocham,
Wąchacz

List Syriusza w jakiś sposób go pocieszył. Ale to, co powiedział o Snapie wcale mu nie odpowiadało. Jakim powodem było: mieliśmy piętnaście lat i byliśmy głupi? Harry skrzywił się. Ja mam piętnaście lat i nigdy bym czegoś takiego innemu nie zrobił – nawet Malfoyowi, temu zarozumialcowi. Ale to dlatego, że skończyło się moje prześladowanie od strony Dudleya, Piersa i im podobnych. Jest całkiem inaczej, gdy jest się lanym każdego dnia.
Zagryzł dolną wargę. Z tego, co powiedzieli mu Remus i Syriusz, spędzili połowę wolnego czasu na robieniu ludziom żartów i rzucaniu na Severusa klątw dla zabawy. A niektóre z ich żartów nie były zbyt zabawne, w przeciwieństwie do Freda i George’a, którzy postanowili, że celem ich głupich dowcipów będzie każdy, a efekty nigdy nie trwały dłużej niż godzinę czy dwie. Istniała różnica między nieszkodliwymi magicznymi żarcikami, a tymi, które Huncwoci wywijali Severusowi. Wielka różnica i Harry’emu przeszkadzało to, że Syriusz nie przyznał, że robił cokolwiek złego.
Może nie wiedział tego jako dzieciak, ale teraz był dorosłym i z pewnością musiał znać różnicę? To było dziwne, ale Harry nie miał żadnego przyzwoitego dorosłego wzorca – miał tylko Dudleya i empatię dla innych, a jednak nigdy nie chciał stać się taki, jak jego kuzyn albo Vernon. Zamiast tego stał się kimś wręcz odwrotnym.
Harry zastanowił się, jaki byłby Dudley, gdyby wybrał drogę taką, jak Harry? Czy zmieniłoby go to na lepsze? A jak by było z Jamesem i Syriuszem? Gdyby poznali choć ułamek tego, przez co przechodził Snape, czy Syriusz tak szybko wyśmiałby ten incydent z piątego roku? Albo Wrzeszczącą Chatę? Jakoś Harry w to wątpił.
Nagle poczuł przebłysk niechęci w kierunku swojego kuzyna, ojca i chrzestnego. Przez większość dzieciństwa byli uprzywilejowani. Nigdy nie poznali zimna, głodu czy nieskończonych obowiązków, braku osoby, która by ich przytuliła, czy była z nich dumna. Nigdy nie nosili używanych ubrań i nie byli nazywani dziwadłami. Mieli normalne dzieciństwo, a jednak marnowali je na bycie tyranami.
Ja nigdy naprawdę nie byłem dzieckiem. Nigdy mi nie pozwolono nim być. Razem z Sevem mamy też wiele wspólnego. Jakiż on musiał mieć za to żal do mojego taty i Syriusza. Mogę to zrozumieć, ponieważ czasami naprawdę nienawidzę Dudleya za to, że dostawał wszystko za nic, a ja nigdy nie dostawałem ani odrobiny z tego, bez względu na to, jak starałem się robić to, co chcieli wuj i ciotka. To naprawdę do bani.
Piętnastolatek potrząsnął głową – nie było wiele korzyści z przypominania sobie o tamtych dniach. Szybko nakarmił listem płomienie kominka w pokoju wspólnym, nie chcąc powtarzać błędu Hermiony. Wyznała mu zeszłego wieczora, że upuściła list od Syriusza, który rozpoczął szał Umbridge przeciw Snape’owi i doprowadził do ujawnienia Harry’ego. Była dość skruszona i płakała, że nie chciała, by profesor Snape został o coś oskarżony przez tą wiedźmę ani aresztowany i nie chciała też, by Harry został ranny, nawet jeśli naprawdę nie został. Harry przytulił ją i powiedział, że jej wybacza głupi błąd, gdyż tylko Merlin wiedział, że popełnił wiele własnych.
Potarł ręce, po czym wyszedł z pokoju wspólnego i zszedł korytarzem na śniadanie. Choć raz wstał jako pierwszy ze swoich współlokatorów. Miał dzisiaj podwójne zaklęcia, opiekę nad magicznymi stworzeniami i podwójną transmutację. Miał tylko nadzieję, że przetrwa dzień bez drzemki, choć żadna z tych lekcji nie była w najmniejszym stopniu nudna.
Ale był tak zmęczony. Czuł się tak, jakby nie spał od miesięcy, a ostatnio, gdy próbował przywołać swoją magię, żeby rzucić zaklęcie, czuł się… ospały i wolno reagował. Spojrzał na mankiet na swoim nadgarstku i zastanowił się, czy może to nie dlatego. Umbridge zapewniła go, że to ogranicza tylko zdolność do przemiany, ale co, jeśli się myliła? Co jeśli mankiet wpływał na magię też w inny sposób?
Ziewnął i pomyślał z żalem, że uczniom nie wolno wypić dobrej, parującej filiżanki kawy. To by go porządnie obudziło.
Mam nadzieję, że Severus przeczytał mój list. W innym wypadku na czwartkowych eliksirach będę miał piekło. Jeśli uda mi się przetrwać dzisiejszy dzień i jutro bez utraty przytomności.
Reszta jego Domu wkrótce przybyła na śniadanie i choć początkowo Harry był głodny, zjadł jeden kęs naleśnika i nagle poczuł odrazę. Odepchnął daleko od siebie talerz po kilku kolejnych kęsach. Nic już dobrze nie smakowało. Wszystko było mdłe i niczym trociny. Czy tak było dla wszystkich ani magów? Nigdy nie widział, by McGonagall traciła apetyt. Może tylko on.
Przy stole nauczycielskim, Severus obserwował Pottera, choć tak naprawdę to nie wyglądało i to, co dostrzegł, głęboko go zaniepokoiło. Chłopak wyglądał, jakby wisiał na włosku, blady, jego twarz ściągnięta i ledwie cokolwiek zjadł. Bez wątpienia odciskała się na nim presja. Rzucił spojrzenie Minervie. Czy nie mogłaby zasugerować, by Potterowi pozwolono przejść na jakiś czas półrocze, póki nie dokończy nadrabiania pracy?
Gdyby Potter był w Slytherinie, Severus dawałby mu miksturę odżywczą i eliksir przeciwstresowy wraz z innymi rzeczami. Mógłby jej o tym wspomnieć i mieć nadzieję, że będzie nalegała, by Potter je zażył. I przespał odpowiednią ilość godzin.
Muszę też porozmawiać z chłopcem, ale mój harmonogram jest zapełniony przez następne dwa dni. Mam wolne w czwartek wieczorem, tak jak Potter. Postaram się go znaleźć i porozmawiać z nim. Mam tylko nadzieję, że Hagrid miał rację i to nie pogorszy sprawy.
Wtedy zwrócił się do Minervy i powiedział półgłosem:
- Minervo, zauważyłaś, że Potter wygląda nieco blado? Apatycznie, na zmęczonego? Może powinnaś mu dać dawkę lub dwie mikstury odżywczej i eliksiru przeciwstresowego?
Minerva wyglądała na zaskoczoną, bo Snape rzadko sugerował środki zaradcze dla uczniów spoza jego Domu.
- Tak, sądzę, że to dobry pomysł. Dziękuję, Severusie. Powiedziałabym, ze pan Potter wziął zbyt wiele na swoje barki.
- Bez wątpienia. Poślę ci je przez Twixie.
Tego wieczora McGonagall zawołała Harry’ego do swojego gabinetu i dała mu dwa eliksiry, pytając go, czy dobrze się czuje.
- W porządku, profesorze – skłamał gładko Harry. Cóż, może to nie było do końca kłamstwo, bo czuł się lepiej po dwóch wziętych eliksirach. – Jestem tylko nieco zestresowany, ale poradzę sobie.
Spojrzała na niego w zamyśleniu.
- Jesteś pewny, Potter?
- Tak, proszę pani. – Podziękował Merlinowi, że to nie Snape go przesłuchiwał, bo mężczyzna natychmiast zobaczył prawdę przez słabą fasadę. Ale McGonagall nie była Snapem i ufała, że Harry powie jej, gdy coś się działo, jak zrobiłaby większość nastolatków. Nie zdawała sobie sprawy, że Harry nie był jak większość nastolatków i został przeszkolony, jak tłumić wszelkie uczucia bólu i choroby, już jako małe dziecko, żeby nie być ciężarem dla dorosłych.
- No dobrze, ale nie zapominaj zjeść jutro śniadania i obiad, czy to jasne? Potrzebujesz jedzenia, żeby mieć energię do rzucania zaklęć. I chodź do łóżka o przyzwoitej godzinie, młody człowieku. Nie później niż o jedenastej.
- Dobrze, pani profesor. – Pójdzie spać o jedenastej, ale obudzi się godzinę później i będzie uczył, zdecydował.
- Więc życzę dobrej nocy.
- Dobranoc. – Pomachał jej, nim wyszedł.
- A-ale, Harry, przyjmowanie eliksiru stymulującego jest niebezpieczne – spierała się Hermiona, gdy osaczył ją po tym, jak skończyła zadania domowe w pokoju wspólnym. – Może być uzależniający i nawet ja ani jednego nie wzięłam.
- Wiem, ale naprawdę tego potrzebuję. Musze dokończyć większość nadrabiania pracy. Umiesz go zrobić, Hermiono?
- Tak, oczywiście, ale Harry… Naprawdę nie sądzę, by to był dobry pomysł. Może mogłabym pożyczyć ci moje notatki?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, nie chcę kopiować od ciebie. Jak długo zajmie wykonanie tej mikstury?
- Kilka godzin. Mogę go zrobić jutro. Pewnie w lochach numer trzy nie będzie nikogo, a profesor Snape nie będzie miał zajęć aż do popołudnia.
- Prawda. Więc uwarzysz go dla mnie?
Brązowowłosa wiedźma w końcu się zgodziła.
- Ale zrobię ci tylko jedną fiolkę, Harry, a ty mi musisz obiecać, że ostrożnie będziesz stosować dawki.
- Obiecuję. – Posłał jej słodki uśmiech. – Dzięki, Hermiono. Ratujesz mi życie.
Westchnęła.
- Jakoś w to wątpię. Pójdę i spojrzę na przepis.
Ron uniósł wzrok znad swojej pracy domowej, gdy czarownica wstała i wyszła z pomieszczenia.
- Gdzie ona idzie? Po kolejną książkę z biblioteki?
- Nie. Zrobić jakieś badania – odpowiedział Harry. – Chcesz mnie przepytać z wróżbiarstwa, Ron?
- Pewnie. Wiesz, wróżbiarstwo  zrobiło się dużo łatwiejsze do, uch, zrozumienia, od kiedy Firenzo zaczął nauczać – zauważył Ron, biorąc przykładowy quiz dla przyjaciela.
- Mi o tym mówisz. I zauważyłeś, że Umbridge już nie robi tych irytujących inspekcji?
- Tak i wiem dlaczego. Ponieważ boi się centaurów. Są półludźmi, a ona ma pomieszane w głowie, jeśli o nich chodzi. – Ron jeszcze bardziej obniżył głos. – Bliźniacy mówią, że planują coś wielkiego, żeby doprowadzić ją do szaleństwa, może na dobre. Ma to coś wspólnego z przenośnym bagnem. I wielką ilością fajerwerków od Zonka.
Harry wyszczerzył się.
- Brzmi fajnie. Może mogliby dodać coś ze skrzydłami, ponieważ inną słabością Umbridge są… ptaki. Nie może ich znieść.
Nos Rona drgnął.
- Powiem moim braciom. Dzięki za radę. – Potem wrócił do pergaminu w swojej dłoni. – W porządku, jakie są trzy niebiańskie znaki zwiastujące wielką zmianę lub zamieszanie?
- Uch… kometa widziana na nocnym niebie, czerwone niebo nocą i… eee…

Środa, dzień 7:
Harry wracał z zielarstwa, gdy uniósł wzrok znad wiązanego buta i odkrył, że jest otoczony przez trójkę wyglądających na zdenerwowanych Ślizgonów. Jego dłoń wsunęła się do kieszeni swoich szat, gdzie trzymał różdżkę, ale jeszcze jej nie wyjął.
- Potter, co to był za wielki pomysł, by oszukiwać naszego Opiekuna Domu na bycie jego chowańcem? – zapytała wściekle wysoka dziewczyna. – Sądzisz, że to było zabawne?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, to nie było zamierzone. Straciłem pamięć, gdy byłem jastrzębiem…
- Bardzo prawdopodobne – prychnął chłopak, górujący nad Harrym o głowę, choć pomyślał, że jest on o rok młodszy. – Wygląda to dla mnie jak typowa gryfońska psota. A nie podoba nam się,  że żartujesz z naszego Opiekuna Domu, Potter.
- Zrobiłeś to w niezbyt dobry sposób – dodał trzeci, kolejny chłopak, nieco niższy od pierwszego. Miał wyjętą różdżkę. – Może powinniśmy cię nauczyć, co się dzieje, gdy ktoś w jaki sposób zadziera z naszym profesorem.
- Posłuchajcie, nie chcę walczyć – zaczął Harry, wiedząc, że jeśli Umbridge odkryje, że był zaangażowany w pojedynek albo cokolwiek podobnego, to go wydali. – To, co się stało, nie było żartem, tylko pechem.
- Och? Więc teraz myślisz, że pechem było zostanie uratowanym przez profesora Snape’a? – zapytała gorąco dziewczyna. – Według mojego uznania wydaje się, że zajął się tobą bardzo dobrze.
- Nie, nie to miałem na myśli. Jestem mu wdzięczny, że mnie uratował…
Właśnie wtedy usłyszał znajomy głos, mówiący:
- Hej, Cummings. Co knujecie?
Był to Vincent Crabbe.
Większy chłopak odwrócił się.
- Dajemy Potterowi nauczkę, Vince. A co? Chcesz pomóc?
Serce Harry’ego zamarło. Jeśli Crabbe do nich dołączy, był skończony. Gdyby tylko mógł zmienić się w Freedoma.
- Nie. Puśćcie go. Słyszeliście, co wczoraj wieczorem powiedział profesor – rozkazał Crabbe. – Potter jest nietykalny.
Harry niemal upadł. Snape wydał rozkaz swojemu Domowi, żeby go zostawili w spokoju?
Cummings pokręcił się.
- Wiem, Vince, ale…
Crabbe spiorunował drugiego chłopaka wzrokiem.
- Nathan, znasz zasady. Jeśli Snape mówi, żeby go zostawić, lepiej tak zrób. Chyba nie chcesz, żeby wciął się za ciebie, kumplu?
- Nie. Merlinie uchowaj. – Odwrócił się do Harry’ego. – Dobra. Teraz możesz odejść, Potter. Rozkazy Snape’a.
Cofnęli się i pozwolili oszołomionemu tą odrobiną informacji Harry’emu odejść ścieżką. Domyślam się, że musiał przeczytać list albo coś w tym stylu. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Jeśli Snape był chętny bronić go przed Ślizgonami, to może zacznie wierzyć w to, że Harry mówi prawdę i nigdy by go nie zdradził.
Kiedy wrócił do wieży Gryffindoru, znalazł małą fiolkę elektrycznie niebieskiego eliksiru pod swoją poduszką z napisanymi instrukcjami. Włożył fiolkę i notkę do kufra – weźmie pierwszą dawkę po kolacji i miał nadzieję, że to da mu trochę więcej energii.
Do diabła, mam wieczorem szlaban z panią Ropusza Gęba. Znakomicie!
Dołączył do swoich przyjaciół na korytarzu i zmusił się do zjedzenia kolacji, choć wciąż nie miał apetytu. Czuł na sobie czyjeś spojrzenie ze strony stołu nauczycielskiego i przypuszczał, że to McGonagall go obserwuje, by się upewnić, że je tak, jak mu kazała. Jednak gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że to spojrzenie należało do Severusa.
Postanowił zrezygnować z użycia mikstury stymulującej, póki nie dokończy szlabanu, obawiając się, że Umbridge może to zauważyć i to też był dobry pomysł, ponieważ dzisiejszym szlabanem było pisanie linijek. Podała mu kartkę, na której napisane było następujące zdanie: Animag ma duszę bestii, muszę nauczyć się ją kontrolować, abym nią nie został.
- Dwieście pięćdziesiąt razy, panie Potter – oświadczyła słodko Umbridge. – Może pan zacząć.
Uniósł pióro, skrzywił się do pergaminu i zaczął pisać. Zdanie było stekiem bzdur, jednak wiedział, że Umbridge w to wierzy i w jej maleńkim umyśle, próbowała nauczyć go tego, w co sama wierzyła. Nie żeby to zadziałało. Wiedział kim i czym jest, a bestią nie był.
Półtorej godziny później skończył. Oddał jej kartkę, po czym wyszedł. Praktycznie wbiegł do wieży Gryffindoru jak na skrzydłach. Potem poszedł prosto do swojego pokoju i wyjął fiolkę eliksiru. Przeczytał instrukcje – nie więcej niż dwa łyki w ciągu doby.
Ostrożnie otworzył fiolkę i wziął jeden łyk.
Eliksir spłynął w dół jego gardła jak powiew wiosennego powietrza.
W chwili, gdy uderzył w jego żołądek, poczuł nagły wstrząs, jakby wszystkie jego mięśnie i ścięgna dostały dodatkowego doładowania. Całe dziwaczne zmęczenie i wyczerpanie zniknęło, czuł się czujny i gotowy na wszystko. Energia przepływała przez niego, czuł się, jakby mógł przebiec sto mil bez zatrzymywania się, praktycznie wibrował w miejscu.
Merlinie, ale to niesamowite! Chyba mogę zrobić całe moje zadanie i nawet się nie zmęczę. Co za wspaniały eliksir! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?
Pobiegł wziąć torbę i wyjął książki, odkrywając jednak, że nowo nabyta energia nie pozwoli mu długo siedzieć na miejscu. Więc czytał, chodząc po pokoju, póki nie minęło pragnienie wybiegnięcia w noc. Wtedy usiadł na łóżku i zaczął kończyć dzisiejsze zadania. Zawsze robił je najpierw, żeby potem zająć się nadrabianiem.
Zanim się zorientował, minęły trzy godziny i Seamus, Dean i Neville weszli na górę, by przebrać się w piżamy i iść spać.
- Ciężko pracujesz, Harry? – zapytał Neville.
- On się staje drugą Hermioną – droczył się Seamus.
Harry tylko pokiwał głową – nie był w ogóle zmęczony dzięki eliksirowi płynącemu przez jego żyły.
Wziął swoje książki, pergaminy i wycofał się do pokoju wspólnego, by dokończyć pracę.
Była tam Hermiona i rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
- Harry, zrobiłeś, co powiedziałam, kiedy wziąłeś eliksir?
- Tak i działa świetnie. Czuję się niesamowicie.
- Och. To chyba dobrze. Tylko z nim nie przesadzaj, dobrze?
Pokiwał głową z roztargnieniem, po czym usiadł i zaczął gorączkowo pisać, a jego dłonie poruszały się szybko po pergaminie.

Czwartek, dzień 8:
Gdy wszyscy inni poszli już spać, on wciąż pisał i czytał. Nie spał całą noc, a gdy nadszedł świt, wciąż czuł się odświeżony i pełen energii. Zdecydował się odłożyć książki – tym razem wykonał sporo nadrabiania – po czym ruszył na spacer. Był niespokojny, potrzebował ruchu.
Ubrał się w nowy mundurek i pobiegł na zewnątrz. Spędził godzinę przed śniadaniem na chodzeniu i pozbywaniu się nadmiaru energii, a nawet wtedy nie był zmęczony. Kolory zdawały się jaśniejsze, obrazy ostrzejsze, nawet powietrze, którym oddychał, wydawało się czystsze. Czuł się niemal tak, jak gdy był jastrzębiem.
Na śniadaniu, które praktycznie wciągnął, Hermiona wciąż rzucała mu zmartwione spojrzenia.
- Harry, dobrze się czujesz?
- Nigdy nie było lepiej. Dlaczego?
- Jesteś pewny?
- Tak. Przestań się martwić.
Tego dnia mieli podwójne eliksiry, a Harry’ego nawet nie obchodziło to, czy Snape będzie go znów ignorował. Był przepełniony wspaniałym pędem energii i praktycznie podskakiwał wokół kociołka. Ron tylko na niego patrzył.
- Harry, w porządku?
- Tak. Czuję się świetnie. Dlaczego?
- Ponieważ wydajesz się… nie wiem… radosny i nerwowy… a to eliksiry, kumplu.
- Wiem. Czuję się świetnie. – Wziął mały nożyk i przyciągnął do siebie stertę korzeni akacji Rona. – Może ja je za ciebie posiekam. Muszę coś zrobić.
Korzenie zostały szybko posiekane, a potem musieli czekać, aż będą mogli wykonać kolejny krok. To było ciężkie, ponieważ Harry czuł w sobie niespokojną energię i nie potrafił siedzieć w miejscu, chciał się ruszać. Jego dłoń wystukiwała nierówny rytm na jego udzie, a duży palec od nogi uderzał o podłogę, ale było to częściowo ukryte przez kociołek.
Snape przechadzał się po pokoju, przyglądając się kociołkom par. Kiedy dotarł do kociołka Rona i Harry’ego, spojrzał w niego, mamrocząc:
- Choć raz adekwatnie. – Potem popatrzył na Harry’ego. – Potter, jest jakiś powód, dlaczego nie możesz usiedzieć choć minutę, tylko musisz się kręcić?
- Hymm? Co, proszę pana? – odpowiedział Harry. – Och, nie, profesorze. Jestem dzisiaj tylko trochę podenerwowany.
Snape zmarszczył mocno brwi.
- Cóż, kontroluj się.
- Tak jest.
Severus odszedł, myśląc ciężko. Co jest nie tak z tym chłopakiem? Trzęsie się jakby pił miksturę stymulującą. Znał oznaki, ponieważ okazjonalnie brał dawkę dla siebie w trakcie obowiązków szpiega, kiedy potrzebował być czujny całą noc i wciąż nauczać cały następny dzień. Jeśli ten głupi dzieciak wziął eliksir, będę musiał porządnie nim potrząsnąć. Czy on nie zna niebezpieczeństw tego eliksiru? Sprawia, że człowiek czuje się wspaniale przez dwadzieścia cztery godziny, ale po tym czasie się wyczerpuje i mocno się upada. To był jeden z powodów, dlaczego nigdy nie uczył tej mikstury przed szóstym lub siódmym rokiem, choć mikstura nie była tak trudna do sporządzenia. Był zbyt uzależniający, a jeden dzień bez eliksiru wywoływał depresję i melancholię na cały dzień, a także apatyczność.
Mistrz Eliksirów przez całą lekcję spoglądał na Pottera kątem oka, zauważając więcej wyraźnych oznak. Chłopak bezwiednie szurał nogami, a jego lewa dłoń drgała co jakiś czas. Jego oczy również były nienaturalnie jasne, a oddech przyspieszony.
Usta Severusa zacisnęły się. Był na początku schodzenia drogi wiodącej przez energetyzującą podróż, którą zapewnił mu eliksir. Będzie potrzebował czegoś neutralizującego, jeśli mam z nim przeprowadzić jakąkolwiek znaczącą dyskusję. Przygotuję go zanim przyjdzie do mojego biura.
Severus ostatni raz sprawdził eliksiry wszystkich swoich uczniów, nim powiedział im, że mają mniej niż dziesięć minut do końca i mają zabutelkować eliksiry.
Harry był tym niemal zawiedziony, ale ostrożnie nalał eliksiru do fiolki, a Ron ją opisał. Nim Ron zdążył ją zanieść do biurka Snape’a, Harry chwycił ją.
- Ja to zrobię. Nie mam nic przeciwko.
- No dobra – powiedział Ron, posyłając mu dziwne spojrzenie. Potem szybko się wycofał, bo klasa Snape’a nie była miejscem, gdzie chciałby się zatrzymywać.
Kiedy Harry odłożył swój eliksir, Snape pochylił się i powiedział cicho:
- Panie Potter, musimy coś przedyskutować. Proszę przyjść do mojego biura po obiedzie, dokładnie o drugiej.
Harry zamrugał.
- Chodzi panu, że chce pan ze mną porozmawiać?
- Czy nie właśnie to powiedziałem?
- Uch…tak, prawda. O drugiej. Będę tam, proszę pana. Pa! – Praktycznie wybiegł przez drzwi.
Snape przewrócił oczami. Potter, po naszej rozmowie, konfiskuję ten cholerny eliksir. Działa na ciebie gorzej, niż na mnie. Cholerna Minerva, dlaczego nie powiedziała o niebezpieczeństwach użycia tego konkretnego eliksiru! Potter prawdopodobnie używa go, jako pomoc w nauce i odrabianiu zadań.
Właśnie do tego używa go większość uczniów… na początku. Nim zaczynają używać go do wszystkiego i stają się od niego uzależnieni.
Harry skubnął kanapki w porze obiadu, jego apetyt znów zaczął słabnąć, ale mało go to obchodziło. Musiał ponownie się przejść, bo wciąż był nerwowy. Zaprosił Hermionę i Rona, ale Hermiona musiała przeczytać coś z numerologii, a Ron powiedział, że chce się zdrzemnąć.
Harry wzruszył tylko ramionami i wybiegł na korytarz, i przez podwójne drzwi. Ruszył szybkim sprintem i wkrótce dotarł do krawędzi terenu za chatką Hagrida. Rozejrzawszy się uważnie dookoła, zniknął między drzewami, kierując się w stronę sekretnej polany, którą często odwiedzał z Severusem jako jastrząb oraz raz czy dwa razy przed przemianą.
Nim do niej dotarł, większość działania eliksiru się wyczerpała i już dłużej nie czuł się wypełniony nieograniczoną energią. Czuł się mile zmęczony.
Wślizgnął się na ładną polanę i usiadł na trawie. Spojrzał na zegarek. Dobrze, miał przynajmniej godzinę przed spotkaniem ze Snapem. Ciekawe, czego chce? Czy przeczytał list i chce teraz o tym porozmawiać? A może zawaliłem eliksiry czy coś w tym stylu?
Nagle poczuł się wyjątkowo zmęczony, a jego strach związany z zawaleniem eliksirów wzmógł się. Jeśli nie dostanie przynajmniej Z z zajęć, nie będzie spełniał wymagań do treningu aurora. Oczywiście, zakładając, że aurorzy go zechcą. Słyszał, że są bardzo wybiórczy i tylko najbardziej zaangażowani nimi zostają.
Położył głowę na kolanach i zasnął. Ale jego sny szybko przerodziły się w koszmary. Po raz kolejny widział upadającego Cedrica, usłyszał śmiech Voldemorta, po czym Czarny Pan zmienił się w Umbridge, która przebiła wierz jego dłoni krwawym piórem. Karmazynowe krople zalały ziemię… a on wył, ale nikt go nie słyszał, nikogo to nie obchodziło, wszyscy zniknęli, martwi albo zaginieni, był sam… porzucony…
Obudził się z potem spływającym po czole. Spojrzał w górę i ku jego przerażeniu, dostrzegł, że słońce niemal zaszło. Zerknął na zegarek i zobaczył, że jest po drugiej. O cholera! Przegapiłem spotkanie ze Snapem.
Pomyślał o wstaniu na nogi, ale z jakiegoś powodu był to zbyt duży wysiłek. Był zbyt zmęczony. Chciał tylko siedzieć w miejscu. Kogo obchodziło to, czy przegapił małą pogadankę Snape’a? Już nic nie miało znaczenia.
Zalała go fala miażdżącej rozpaczy i samotności. Ukrył twarz w dłoniach. Kusiły go łzy, ale to była tchórzliwa droga. A nie był tchórzem, prawda? Potrząsnął głową. Może był i to dlatego był sam.
Jego rękaw podwinął się i spojrzał na srebrny mankiet wokół swojego nadgarstka – ślad swojego wstydu, zwierzęcej duszy i poczuł jeszcze większą gorycz i złość. Pozwolił jej związać się niczym bestia. Czy to czyniło go czymś więcej niż tchórzem? Bezużytecznym, niepotrzebnym do niczego dziwakiem, jak powiedziałby wuj Vernon.
Zamknął oczy, ale nie było ucieczki. Drwiny odbijały się echem w jego głowie. Był tak cholernie zmęczony! Już nic go nie obchodziło. Stracił wszystko – swoją animagiczną formę, przyjaźń z Severusem, rodziców… jaki był sens to kontynuować? Nigdy nie dokończy swoich przeklętych zadań, ta ropusza sucz złamie jego różdżkę, zostanie wyrzucony ze szkoły i to będzie koniec. Wtedy znajdzie go Czarny Pan i zabije go, żeby wypełnić proroctwo będące kłamstwem.
Umrze tak, jak żył… niekochany.
Wtedy przytłoczyły go ciemność i zimno, utonął w ich głębiach.
Severus ponownie spojrzał na zegar i zacisnął zęby trzonowe. Gdzie on był? Było teraz dziesięć po drugiej, a Potter wciąż się nie pojawił. Czy on myślał, że może przyjść kiedy tylko ma na to ochotę? Specjalnie powiedział chłopcu, że ma być na czas. A się spóźniał.
Dam mu jeszcze pięć minut, a potem pójdę go poszukać. Nie będę tolerował ignorowania mnie albo lekceważenia mojego autorytetu.
Severus wrócił do oceniania esejów. Minęło pięć minut. Wciąż nie było Pottera.
Snape odsunął krzesło z ostrym skrzypnięciem i wstał. Niech tylko znajdzie chłopaka. Upewni się, że Potter wie, co znaczy być na czas. Wyszedł ze swojego biura i skierował się do wieży Gryffindoru.
Wymówił hasło: Płomienne serce i wszedł do dziury w portrecie, przerażając na śmierć kilku pierwszaków, którzy grali w Eksplodującego Snape’a.
- Profesor Snape! – pisnęli.
- Czy którykolwiek z was wie, gdzie jest Harry Potter? Albo jego przyjaciele, Weasley albo Granger?
Minęła chwila, nim ktoś odpowiedział.
- Weasley śpi, proszę pana. A Hermiona jest w bibliotece i się uczy. Ona tam niemal mieszka. Ale nie wiem, gdzie jest Harry.
- Nie wrócił po obiedzie?
- Nie, proszę pana. Nie wiem nic o tym.
Severus ostro odetchnął nosem. Potem odwrócił się i wyszedł przez dziurę w portrecie.
- Oho. Harry na pewno dostanie szlaban – wymamrotał pierwszak za nim. – Wyglądał na tak wściekłego, by ziać ogniem.
- On zawsze tak wygląda.
- Nie, teraz było gorzej.
Portret zamknął się i Snape nie mógł usłyszeć kolejnych komentarzy. Ale mieli rację. Severus był teraz na tyle zły, by dać Potterowi szlaban. Gdzie się podział ten przeklęty dzieciak? Skierował się do wyjścia z zamku, rozumując, że Harry mógłby iść do Hagrida i stracić poczucie czasu.
Ale Potter nie był też u Hagrida.
- Znów zaginął? – zapytał zaniepokojony Hagrid.
- Tak. Poprosiłem go o spotkanie tak, jak zasugerowałeś i wymigał się od tego! – warknął Severus. – Bezczelny!
- Chyba nie myślisz, że znów się przemienił?
- Mam nadzieję, że nie. Umbridge mu tego zakazała i jeśli go przyłapie…
- Patrzyłeś na swojej polanie, Severusie?
- Nie. Ale może powinienem. I jeśli go znajdziesz, pamiętaj… nie pozwalaj, żeby twój temperament za ciebie przemówił.
- Postaram się – odpowiedział Severus, po czym wyślizgnął się z chatki i skierował się do Zakazanego Lasu.
Severus szedł szybko, ale cicho przez las, jego buty nie wydawały żadnego dźwięku na szlaku. Lepiej niech tam będzie albo inaczej go uduszę. Po tym, co się ostatni raz stało, powinien, że do cholery lepiej w taki sposób się nie oddalać! Zwłaszcza jeśli naprawdę jest pod wpływem mikstury stymulującej. Kiedy działanie się kończy, jest się w cholernej rozsypce i ma się potrzebę porozmawiania z kimś.
Jego osobą z wyboru był jego mentor, któremu bezgranicznie ufał. Albo antidotum, które zapobiegało szaleństwu z rozpaczy.
Ostrożnie rozchylił parawan z liści i wszedł w przejście.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę – powiedział utrzymując swój idealnie neutralny ton.
Harry podskoczył tak szybko, że niemal upadł.
- Jak mnie znalazłeś?
- To była prosta dedukcja. Nie byłeś w wieży Gryffindoru ani u Hagrida. To oznacza, że musiałeś być tu. – Ruszył na przód, robiąc wszystko, co w jego mocy, żeby zmiażdżyć swój temperament. Chłopak wyglądał jakby przeszedł piekło, jego oczy były niczym wypalone dziury w głowie, niczym kałuże rozpaczy i bólu. Severus nie był pewny, jak wiele z tego było winą eliksiru, a jak wiele faktycznego stanu mentalnego Pottera. Prawdopodobnie było to połączenie obu czynników. – Przegapiłeś spotkanie ze mną.
Chłopak wzruszył apatycznie ramionami.
- No i? Jakie to ma znaczenie? Może dasz mi szlaban?
- Myślisz, że dlatego tu jestem? – zapytał cicho Severus. Podszedł jeszcze kawałek, wyciągając antidotum ze swoich szat.
Harry odwrócił wzrok i wymamrotał w kierunku ziemi:
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Zostaw mnie w spokoju!
- Żebyś co robił? Zatonął we własnym poczuciu winy i oskarżeniach?
- Nie ważne. Czułem się dobrze nim powiedziałeś… powiedział mi pan, żeby się z panem zobaczyć. Wszystko pan zniszczył.
- Nie czułeś się dobrze, Potter – wtrącił surowo Severus. – Byłeś pod wpływem wywaru stymulującego, prawda?
Harry skinął głową.
- A teraz przestaje on działać i takie są rezultaty. Czujesz się przygnębiony, wyczerpany i beznadziejny. To jeden z najgorszych skutków ubocznych eliksiru. Przyniosłem ci antidotum. Wypij, a trochę ci pomoże.
Wyciągnął fiolkę w kierunku nastolatka.
Harry zignorował ją, podnosząc się na nogi i wpatrując gniewnie w nauczyciela.
- W co ty, do diabła, grasz, Snape? Anie odrobinę cię nie obchodzę. Jestem tylko twoim uczniem. Dlaczego miałbyś się o mnie troszczyć?
Ich oczy spotkały się ze sobą i nagle napięcie na polanie wzmogło się, gdy wściekły młody czarodziej stanął przed swoim byłym ratownikiem, a w odpowiedzi na to, jego magia wzburzyła się.