Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 14 kwietnia 2019

CP - Rozdział 13 - Cena Sławy



Przez następne dwa tygodnie GD powoli przekształciło się w ekscytujące doświadczenie edukacyjne. Przedstawiciele Domów albo „Rada”, jak byli teraz nazywani, szybko nauczyli się, jak działać w drużynie i wykorzystywać swoje mocne strony. Największym zaskoczeniem był Neville, który pozbywszy się swojej nerwowości, nie miał problemu z wykazaniem się. Spotkania GD odbywały się w sobotnie wieczory, a spotkanie Rady następnego ranka. Było też kolejne spotkanie w środy wieczorem w Pokoju Życzeń, żeby przerobić cały materiał i upewnić się, że każdy członek Rady potrafi wykonać zaklęcia, czary i klątwy, którymi będą się zajmować.
Podczas spotkań GD Harry tylko obserwował, rzucając komentarzami tylko wtedy, gdy to było potrzebne. Wykorzystywanie styl nauczania Remusa z pewnością się opłacało. Każdy członek GD robił postępy i czuł się lepiej, że przygotowują się tak szybko, jak to możliwe. Jak dotąd nikt nie miał pojęcia o istnieniu GD, co pozwalało na regularne terminy spotkań.
Mając spotkania GD, niemal cowieczorne treningi Quidditcha i pracę domową, Harry miał szczęście, jeśli przesypiał w nocy pięć godzin. Pierwszy mecz sezonu był w sobotę, a skoro był to mecz Gryfoni vs. Ślizgoni, cała szkoła chciała zobaczyć grę. Problem polegał na tym, że oprócz profesor Umbridge i Snape’a, Harry musiał martwić się wpadnięciem na Ślizgonów, który mogli próbować go przekląć, ponieważ nigdy nie przegrał z Malfoyem, szukającym Ślizgonów.
Ron radził sobie coraz lepiej jako obrońca, ale wciąż miał przed sobą długą drogę. Miał tendencję do frustrowania się po straconych golach, przez co tracił kolejne. Cała drużyna próbowała przekonać Rona, że musi skupić się na teraźniejszości, a nie przeszłości, ale to działało tylko do kolejnego straconego kafla. Harry miał przeczucie, że im wcześniej złapie w sobotę znicza, tym lepiej pójdzie Ronowi.
Wraz z nadejściem pierwszego tygodnia listopada, wyjące wiatry stały się przenikliwie zimne, zmuszając wszystkich do zakrycia każdego kawałka odsłoniętej skóry. W poranek dnia meczu Ron był ten raz na nogach o tym samym czasie co Harry. W ciszy zjedli lekkie śniadanie, które mogli przełknąć. Wielka Sala była wypełniona wcześniej niż zwykle, wiele osób życzyło drużynie gryfońskiej powodzenia, co tylko zwiększyło nerwowość Rona. Ręce Rona widocznie się trzęsły tak bardzo, że Harry musiał chwycić jego ramię w próbie uspokojenia go…
… i przytłoczyła go fala niepokoju, które wywołała pulsowanie w jego głowie. Harry szybko puścił ramię Rona, potrząsając głową, starając się odepchnąć dziwne uczucie, które szybko odeszło. Skąd to się wzięło? Pocierając wciąż bolące czoło, Harry spojrzał na Rona, którego dłonie już się nie trzęsły. Cokolwiek to było, Harry był pewny, że nigdy więcej nie chciał tego zrobić ponownie.
Nie minęło wiele czasu, nim Angelina zwołała drużynę, by skierowała się na boisko. Hermiona życzyła im obu powodzenia, całując ich w policzki, co zdawało się wyrwać Rona z oszołomienia. Szok z powodu tego, co się właśnie wydarzyło wydawał się usunąć całą nerwowość, gdy szli na boisko. Szybko się przebrali, po czym spotkali na pogadankę przed meczem. To wtedy Harry i Ron dowiedzieli się, że Crabbe i Goyle byli nowymi pałkarzami drużyny Ślizgonów. Dzisiejszy dzień na pewno będzie interesujący.
Drużyna Gryfonów wyszła na boisko i została powitana ogłuszającymi okrzykami i gwizdami. Drużyna Ślizgonów już na nich czekała; kapitan, Montague, wyglądał na ogromnego, gdy otaczali go Crabbe i Goyle. Malfoy stał z boku i z uśmieszkiem na twarzy patrzył na Harry’ego. Och, tak, Harry już nie umiał się doczekać, aż ta dra się skończy.
- Kapitanowie, uściśnijcie sobie dłonie! – krzyknęła pani Hooch, sędzia. Wszyscy czekali, aż Angelina i Montague podejdą do środka pola i podadzą sobie ręce. – Wsiądźcie na miotły! – ogłosiła pani Hooch, po czym włożyła gwizdek do ust i gwizdnęła.
Wszyscy wystrzelili w powietrze, a piłki zostały wypuszczone. Harry natychmiast zaczął szukać małego błysku złota, gdy unikając tłuczka, wznosił się wyżej. Nie mógł martwić się o to, co robią wszyscy inni albo co mówią. Rozproszenie mogło kosztować go znicza. Zaczął krążyć wokół boiska i niemal zderzył się z dwoma tłuczkami, które zostały wystrzelone w jego stronę. Harry szybko zanurkował, by uniknąć uderzenia, unosząc się kilka stóp nad ziemią, nim zatrzymał się przy słupkach Ślizgonów. Ponownie zaczął szukać znicza, ale nie minęło wiele czasu nim usłyszał świszczący dźwięk jednego z lecących w jego stronę tłuczków.
Wznosząc się, Harry wystrzelił w górę, wysoko nad boisko, musząc ponownie szybko wystartować, gdy drugi tłuczek nadszedł z wielką prędkością w jego stronę. Teraz było jasne, że Crabbe i Goyle próbowali usunąć go z gry. Nurkując ponownie, Harry przeleciał obok nich, sprawiając, że niemal spadli z mioteł. Zatrzymał się, znajdując się twarzą w twarz z Malfoyem.
- Co jest, Potter? – parsknął Malfoy. – Jesteś zbyt zajęty popisami, by szukać znicza?
- Przynajmniej nie potrzebuję, by ktoś rozpraszał mojego przeciwnika, bym mógł złapać znicz – odparował Harry, rozglądając się za zniczem. – Kiedy przestaniesz polegać na tym, że inni zrobią wszystko za ciebie, Malfoy? – Nie chcąc czekać na odpowiedź, Harry odleciał w stronę słupków Gryfonów, unosząc się wyżej w powietrzu, żeby był na wszystko przygotowany.
Nie minęło wiele czasu,  nim Harry ponownie stał się celem dwóch tłuczków, zmuszających go do nurkowania i manewrowania wśród innych graczy. Wzlatując ponownie w górę, Harry spojrzał w stronę słupków Ślizgonów i niemal krzyknął, gdy zobaczył maleńki złoty znicz, fruwający kilka stóp nad ziemią. Nawet nie kłopotał się rozejrzeniem za Malfoyem, nim ostro zanurkował pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Nic wokół niego zdawało się nie mieć znaczenia. Niemal już tam był, gdy znicz wystartował w kierunku drugiej strony pola, zmuszając Harry’ego do ostrego zawrócenia, by za nim podążyć.
To wtedy Harry zauważył, że Malfoy siedział mu na ogonie. Pochylając się nad miotłą, by zmniejszyć opór powietrza, Harry wystrzelił najszybciej jak potrafił, popychając Błyskawicę do granic możliwości. Czuł, że Malfoy stara się złapać jego miotłę w akcie desperacji. Opadając na kilka stóp, Harry sięgnął po znicza, wyciągając się jak najmocniej mógł i poczuł, jak jego palce owijają się wokół małej, walczącej piłeczki.
Harry natychmiast odetchnął ulgą, podlatując w górę, w dłoni trzymając trzepoczącą piłeczkę, by wszyscy widzieli. Spoglądając na wynik, Harry zobaczył końcowy rezultat: Gryffindor 200, Slytherin 40. Mógł mieć tylko nadzieję, że Ron nie przyjął tych czterech straconych goli za mocno, bo inaczej to z pewnością będzie wyjątkowo długi dzień.
TRZASK!
Tłuczek uderzył Harry’ego prosto w plecy, sprawiając, że poleciał do przodu, spadając z miotły, gdy ból przeszył całe jego plecy. Nim Harry nawet mógł zarejestrować, co się stało, coś uderzyło w jego lewy bok, sprawiając, że kości złamały się z obrzydliwym trzaskiem i posłały ból w górną część jego tułowia. Niemal niemożliwe wydawało się myślenie, oddychanie. Harry nie mógł się nawet zmusić do ruchu, więc uderzył twarzą w dół o ziemię, co posłało kolejne iskry bólu przez jego pierś.
Cisza wypełniła powietrze, gdy wszyscy zdawali się czekać, aż Harry się poruszy, jednak pozostał nieruchomy. Rozległ się gwizdek pani Hooch, wyrywając wszystkich z oszołomienia. W tumie uniosła się wrzawa, a gryfińska drużyna Quidditcha podbiegła do Harry’ego. Harry poczuł, jak ręce ostrożnie przewracają go na plecy, a ten prosty ruch sprawił, że zatonął w bólu. Poczuł się jakby uwięziony we własnym ciele, nie będąc w stanie nic zrobić, nawet oddychać.
- On nie oddycha! – krzyknął George, delikatnie klepiąc Harry’ego po twarzy. – No dalej, Harry, otrząśnij się. Oddychaj, zamrugaj… cokolwiek!
- Wszyscy z drogi! – nakazała profesor McGonagall.
Dwie znajome twarze pojawiły się w polu widzenia Harry’ego w chwili, gdy jego pierś zaczęła palić z powodu braku tlenu. Harry poczuł jak łza wymyka się z jego prawego oka na widok zmartwionych twarzy jego opiekunów. Był tak pochłonięty zdenerwowaniem Rona, że całkowicie zapomniał, że przyjdą na mecz. Jak mógł zapomnieć o Syriuszu i Remusie?!
- Musimy zabrać go do Poppy – powiedział Remus do Syriusza, wyczarowując nosze. – Pamiętaj o ostatnim razie, gdy nie mógł oddychać.
Syriusz skoczył na równe nogi i przelewitował Harry’ego na nosze. Harry został szybko przeniesiony do zamku, a Syriusz zatrzymał się tylko na moment, by ostrzec profesora Dumbledore’a i panią Hooch, że trzeba ukarać ślizgońskich graczy odpowiedzialnych za to, co się stało. Tylko tyle Harry usłyszał, nim odpłynął.
^^^
Głośne głosy szybko wyrwały Harry’ego z bezbolesnego odrętwienia. Jego plecy były sztywne, a lewa strona ciała bolała. Po chwili Harry przypomniał sobie, dlaczego jest obolały i był wdzięczny, że przynajmniej nie było tak, jak wcześniej. Mógł oddychać bez wysiłku, co było zdecydowanym plusem. Będąc zbyt zmęczonym, by otworzyć oczy, Harry mógł tylko słuchać otaczających go głosów.
- Nie waż się z tego wymigać, Snape! – wypluł ze złością Syriusz. – Ci twoi uczniowie celowo zaatakowali Harry’ego po zakończeniu meczu! Powinni być co najmniej zawieszeni! Mogli go zabić!
- Yhym, yhym – powiedziała profesor Umbridge, brzmiąc, jakby próbowała oczyścić gardło. – Panie Black, to pierwsze wykroczenie…
- TO NIE PRAWDA! – krzyknął Ron. – MALFOY I JEGO KUMPLE ŚCIGALI HARRY’EGO OD KIEDY PRZYBYLIŚMY DO HOGWARTU! TO DRUGI RAZ, GDY GO ZAATAKOWALI!Ron westchnął, siadając na łóżku Harry’ego. – Harry nie chciał sprawiać problemów, więc nic nie powiedział. Próbowaliśmy bronić Harry’ego.
- Panie Weasley, kiedy był ten atak? – zapytała surowo profesor McGonagall.
- W pierwszą sobotę semestru – powiedział cicho Ron. – Harry był uziemiony przez panią Pomfrey, więc obserwował, jak trenowaliśmy. W jednej chwili na nas patrzył, a w następnej zniknął. Pomyśleliśmy, że coś się stało, więc drużyna poszła go szukać. Znaleźliśmy go w szatni otoczonego przez Malfoya, Crabbe’a, Goyle’a, Parkinson i Bulstrode. Malfoy szydził z Harry’ego z powodu jego rodziców, Syriusza i Remusa. Mieli wycelowane w niego różdżki, pani profesor. Zamierzali go skrzywdzić.
- Uważam, że to niezwykle wygodne, że teraz pan wspomina tą sprawę, panie Weasley – odparowała profesor Umbridge. – Wydaje mi się, że zwyczajnie chce pan wpędzić w kłopoty kilku uczniów. Nie ma dowodu…
- Umbridge, ZAMKNIJ SIĘ! – krzyknął Syriusz. – Co ty tu w ogóle robisz? Ta sprawa nie ma nic wspólnego z obroną przed czarną magią. Mi się wydaje, że robisz wszystko, co w twojej mocy, żeby chronić Draco Malfoya. Dlaczego tak jest?
- Już, już, Syriuszu – ostrzegł spokojnie Remus. – Jestem pewny, że profesor Umbridge nie chciała zabrzmieć stronniczo. Chodzi mi o to, że wie, jakie kłopoty może wywołać Lucjusz Malfoy, gdy jego cenny syn jest źle traktowany, nawet jeśli tylko w umyśle młodego Draco. Oczywiście, to nie może się równać z kłopotami, które możesz ty, Syriuszu, wywołać za to, co stało się dzisiaj, ale nikt z nas nie chce teraz sprawiać kłopotów, prawda? Chyba pamiętam, że kiedy byłem tu nauczycielem, wykroczenie tego stopnia było uzasadnieniem do usunięcia z drużyny Quidditcha i pozbawienia statusu Prefekta. Nie ma znaczenia to, kim jest ojciec Draco Malfoya albo kim jest Harry Potter. Ma znaczenie to, że uczeń został dzisiaj zaatakowany po zakończeniu gry z zamiarem zrobienia mu fizycznej krzywdy i według Rona, to nie była pierwsza próba. Jestem pewny, że możemy uzyskać dostęp do myślodsiewni i zobaczyć wspomnienia Harry’ego, żeby nie było wątpliwości, że pierwsza próba rzeczywiście miała miejsce. Nie zgodzi się pani, pani profesor?
W pokoju nastała pełna napięcia cisza. Nikt nie przegapił leżącej poniżej groźby Remusa. Jeśli coś nie zostanie zrobione, Syriusz i Remus zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić Harry’emy bezpieczeństwo, dokładnie tak, jak zrobiliby rodzice. To była groźba, z którą profesor Dumbledore, McGonagall i Snape byli już całkiem zaznajomieni. Było też to coś, czego profesor Umbridge nie lubiła w najmniejszym stopniu.
- Severusie, to, co się dzisiaj stało, jest nie do przyjęcia – powiedział stanowczo profesor Dumbledore. – Przykro mi, ale trzeba podjąć działania, żeby upewnić się, że nic podobnego nie stanie się ponownie, żadnemu uczniowi. Możemy dodatkowo zbadać drugi atak. Vincent Crabbe będzie zawieszony na czas nieokreślony za swoje działania. Jeśli chodzi o Draco, możesz wybrać, czy straci odznakę Prefekta, czy swoją pozycję w drużynie Quidditcha i ponownie będzie pod nadzorem. Wyślę list do rodziców Vincenta i Draco, powiadamiający o ich niewybaczalnym zachowaniu. Jeśli będą mieć problem z ich karami, wtedy sam sobie z tym poradzę.
Nie było miejsca na kłótnie, więc nikt nawet nie próbował. Niezależnie od stanowiska profesor Umbridge, profesor Dumbledore miał ostateczne słowo w każdej decyzji.
- Och, i jeszcze jedna rzecz, Severusie – dodał profesor Dumbledore. – Poinformujesz swoich uczniów, że to, co się stało Vincentowi i Draco jest rezultatem ich własnych działań. Nie mogą wyładowywać frustracji na Harrym albo którymkolwiek innym Gryfonie. Minervo, powiesz swoim uczniom, że nie wolno im mścić się za Harry’ego w jakikolwiek sposób. Nie byłoby dobrze, gdyby dwa całe domy skakały sobie do gardeł z powodu kiepskich wyborów kilku osób.
Jedyną rzeczą, jaką dało się słyszeć to kilka par stóp wychodzących ze skrzydła szpitalnego oraz jedną wchodzącą. Osoba podeszła bezpośrednio do łóżka Harry’ego i zaczęła go badać, dzięki czemu Harry wiedział, że to pani Pomfrey. Poczuł, jak unosi ona jego koszulkę i zaczyna pukać jego bolący jego bolący lewy bok, sprawiając, że jęknął bólu.
- Sądzę, że konieczny będzie kolejny eliksir przeciwbólowy – powiedziała cicho pani Pomfrey. – Panie Weasley i panno Granger, możecie odwiedzić pana Pottera później. Potrzebuje teraz odpoczynku. – Odeszła szybko, nim Ron i Hermiona mieli szansę zaoponować.
Ron i Hermiona odeszli, gdy pani Pomfrey wróciła. Harry był na skraju snu, gdy jego górna część ciała została uniesiona, żeby przykrego smaku mikstura mogła zostać wlana w jego gardło. Mimo że Harry wciąż był częściowo obudzony, został zaskoczony eliksirem w ustach i zaczął się krztusić. Ręka delikatnie pomasowała jego gardło i płyn spłynął do jego przełyku. To była ostatnia rzecz, jaką wiedział, nim uległ ciemności.
^^^
Następnym razem, gdy Harry się obudził, zapadła już ciemność. Otwierając oczy, Harry natychmiast dostrzegł niewyraźne postacie Syriusza, Remusa i profesora Dumbledore’a, siedzących niedaleko i cicho rozmawiających. W tej chwili Harry był zbyt zadowolony z ciepłego łóżka, żeby się poruszyć albo dać znać trójce dorosłych, że się obudził. W tej chwili jego umysł był zbyt przeładowany wszystkim, co się stało. Nie wiedział, co gorsze: fakt, że wszyscy wiedzą o pierwszym ataku czy to, że Malfoy został ukarany za jego niezbyt sportowe zachowanie. Bez względu na to, co powiedzieli nauczyciele, Harry wiedział, że Malfoy wścieknie się z powodu kary.
- Myślisz, że jak dużo minie czasu, nim wkroczy Knot i wyda kolejny dekret w sprawie wydawania kar? – zapytał cicho Remus.
- Jutro rano – powiedział niedbale profesor Dumbledore. – To musiało się zdarzyć, Remusie. Na nasze szczęście, Dolores nie będzie w stanie w stanie zmienić dzisiejszej decyzji i zanim zapytasz, nie żałuję, że stanąłem za Harrym. Draco Malfoy jest poza kontrolą. Jeśli coś nie zostanie zrobione w tej sprawie, będzie tylko gorzej. Harry ma wystarczająco zmartwień poza murami zamku bez potrzeby zamartwiania się o rzeczy w jego wnętrzu.
- Nie mogę uwierzyć, że Harry nie powiedział nam o pierwszym ataku – wymamrotał gorzko Syriusz. – Myślałem, że Harry nam ufa.
- Tu nie chodzi o zaufanie, Syriuszu – powiedział spokojnie Remus. – Co byś zrobił, gdyby Harry ci powiedział?
- Upewniłbym się, żeby coś z tym zrobić – powiedział Syriusz, jakby to było oczywiste. – Dumbledore ma rację. Harry ma dość zmartwień. Nie powinien musieć martwić się, że Ślizgoni zaatakują go, gdy tylko będą chcieli.
- To dlatego wam nie powiedziałem – powiedział cicho Harry. – To tylko wywołałoby więcej problemów.
Syriusz i Remus podbiegli do łóżka Harry’ego z uśmiechami ulgi na twarzach. Remus delikatnie wsunął mu na nos jego okulary, dzięki czemu nastolatek zobaczył wszystko wyraźnie. Obaj Huncwoci wyglądali na wyczerpanych, przez co Harry poczuł wyrzuty sumienia, że ich martwił. Dlaczego nic nigdy nie mogło być proste? Dlaczego Ron musiał otworzyć swoją niewyparzoną gębę? Ostatnią rzeczą, jakiej chciał Harry to martwienie Syriusza i Remusa.
Nim Harry mógł cokolwiek powiedzieć, został pociągnięty przez Syriusza do mocnego uścisku.
- Nawet nie zaczynaj się obwiniać, Rogasiątko – powiedział cicho Syriusz. – Bez względu na to, co myślisz, to nie twoja wina. Nigdy nie musisz niczego przed nami ukrywać, Harry. To my powinniśmy cię chronić, nie na odwrót. Wiesz o tym, prawda?
Harry nie mógł zrobić nic poza pokiwaniem głową. Jego twarz była ukryta w piersi Syriusza, która stłumiłaby wszystko, cokolwiek Harry by próbował powiedzieć. Szczerze żałował, że musi trzymać coś w tajemnicy przed opiekunami. Chciał powiedzieć im o profesor Umbridge, ale gdyby Syriusz odkrył to, co się działo na szlabanach, zachowałby się tak, jak dzisiaj. Syriusz zażądałby, żeby coś z tym zrobiono, a to wywołałoby kolejne problemy między profesorem Dumbledorem i Ministerstwem, prawda?
Syriusz delikatnie ułożył Harry’ego z powrotem na łóżku i podciągnął sobie krzesło.
- Miałeś dzisiaj całkiem sporo gości, Rogasiątko – powiedział z uśmiechem. – Wydaje mi się, że kilka osób było nieco rozczarowanych, gdy dowiedzieli się, że nie zostaniesz wypuszczony aż do jutrzejszego ranka.
Minęła chwila, nim Harry zdał sobie sprawę, że dzisiaj wieczorem było spotkanie GD. Nie mógł powstrzymać jęku na myśl o jutrzejszym rannym spotkaniu Rady. Miał przeczucie, że następne spotkanie GD nie będzie wysoko na liście priorytetowych rzeczy, które członkowie Rady będą chcieli omówić.
- Jak bardzo zły jest profesor Snape? – zapytał Harry, przełamując ciszę.
Z pewnością nie tego spodziewał się Syriusz.
- Skąd wiesz, że może być zły? – zapytał.
- Nikt nie byłby w stanie spać, gdy krzyczysz, Syriuszu – powiedział szczerze Harry, zamykając oczy. – Och, i powiedzenie profesor Umbridge, żeby się zamknęła… chyba nie było najmądrzejszą rzeczą.
- Harry ma rację co do krzyczenia, Syriuszu – dodał Remusa, – ale nie jestem taki pewny co do Umbridge. Wtrąca się w rzeczy, które jej nie dotyczą.
- Jeśli chodzi o profesora Snape’a, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Jest on świadom, że można za to winić tylko jego uczniów. Sądzę, że nawet profesor Snape przyzna, że Draco wyrwał się spod kontroli. Dwa razy zaatakował cię fizycznie i według Rona, próbował tego jeszcze raz. Żałuję, że niczego nie powiedziałeś.
Harry potrząsnął powoli głową.
- To wywołałoby więcej problemów – powiedział cicho. – Próbowałem zapobiec wojnie między domami. – Poczuł, jak ponownie zasypia. Dlaczego nagle poczuł się tak zmęczony? Przecież przespał większość dnia! – Nie tego chciała – wymamrotał Harry.
- Kto, Harry? – zapytał z ciekawością Remus. – O kim mówisz?
Ale Harry już spał.
^^^
Kiedy nadszedł ranek, pani Pomfrey pozwoliła Harry’emu opuścić skrzydło szpitalne, po tym, jak poradziła mu, żeby przez następne kilka dni się oszczędzał. Jego lewy bok wciąż był lekko czuły. Syriusz i Remus wyszli po tym, jak Syriusz zrobił mu surowy wykład na temat tajemnic, podczas gdy Remus próbował grać mediatora. Ostatecznie Harry obiecał opiekunom, że powie im, jeśli Malfoy albo jakiś inny Ślizgon będzie robił kolejne problemy.
Po szybkiej zmianie ciuchów, Harry pobiegł do biblioteki na spotkanie Rady. Znalazł szóstkę członków Rady w ich normalnym miejscu spotkań, głęboko w bibliotece. Powiedzenie, że wszyscy byli zaskoczeni widokiem Harry’ego było niedopowiedzeniem. Cho i Ginny podbiegły do niego, pociągnęły do grupowego uścisku. Wszyscy inni ciepło powitali Harry’ego, pytając go, jak się czuje i gratulując mu pokonania Ślizgonów. Wkrótce wszyscy przeskoczyli z powrotem do omawiania zeszłego wieczoru i przyszłego spotkania.
Po zakończeniu spotkania, Harry wyszedł z Nevillem i Ginny do wieży Gryffindoru. Obaj Gryfoni natychmiast poinformowali Harry’ego o wszystkim, co przegapił, w tym o zawieszeniu Crabbe’a w drużynie, wykładzie profesor McGonagall dla Domu Gryffindora, wczorajszej przemowie profesora Dumbledore’a dla wszystkich domów podczas kolacji oraz zawieszeniu Malfoya i jego usunięciu ze ślizgońskiej drużyny Quidditcha. To naprawdę nie zaskoczyło Harry’ego. Malfoy mógł wywołać więcej problemów jako Prefekt niż jako szukający.
Przemowa Dumbledore’a dla całej szkoły z zeszłego wieczora była zaskoczeniem. Według Neville’a, profesor Dumbledore zadeklarował, że jakiekolwiek waśni między, a nawet wewnątrz Domów nie będą tolerowane. Neville i Ginny wyjawili, że sporo Gryfonów chciała się zemścić za Harry’ego, czując, że kara Malfoya była zbyt pobłażliwa i teraz byli sfrustrowani, że z powodu tego oświadczenia nie mogą nic zrobić. Gryfoni uważali, że to ich prawo bronić jednego z nich.
Harry nie wiedział, co myśleć o tym całym zamieszaniu. Był wzruszony, że ludzie tak o niego dbali, ale wciąż był zaniepokojony karą Malfoya. Grupa Malfoya nigdy nie należała do ludzi, którzy przestrzegają zasad. Byli po prostu dyskretni w ich łamaniu. Harry miał silne przeczucie, że to się nie zmieni tylko z powodu tego, że profesor Dumbledore dał wszystkim ostrzeżenie.
Wszedłszy do wieży Gryffindoru, Harry został zbombardowany przez głosy współczucia i gratulacje. Pytania o zdrowie Harry’ego mieszały się z pochwałami wywołanymi tym, że drużyna Ślizgonów straciła dwóch członków. Ku wielkiej uldze Harry’ego, Ron i Hermiona wyciągnęli go z tłumu i zaprowadzili do pustego dormitorium chłopców z piątego roku. Ron zamknął za nimi drzwi i zakluczył je, a Hermiona rzuciła kilka zaklęć wyciszających.
- Hagrid wrócił, Harry – powiedziała nagląco Hermiona. – Widziałam go wczoraj wieczorem. Wyglądał, jakby walczył z olbrzymami.
Harry natychmiast napiął się. Myśl, że coś się stało Hagridowi nigdy nie przeszła mu przez myśl.
- Ale nic mu nie jest, prawda? – zapytał nerwowo Harry. – Powiedziałby mi, gdyby coś poszło źle. Ostatnie, co słyszałem to, że ma opóźnienie. Jak źle z nim jest?
Ron i Hermiona spojrzeli na siebie z zaskoczeniem, nim skierowali spojrzenia z powrotem na Harry’ego.
- Byłeś z Hagridem w kontakcie? – zapytała Hermiona.
Harry pokiwał głową, siadając na najbliższym łóżku, które okazało się być Deana.
- Czuł się winny, że nie mógł być blisko, gdy… cóż, niemal umarłem – powiedział z niezręcznością. – Wysyłał sowę co kilka tygodni, pytając, jak sobie radzę i jakie problemy sprawiają Remus i Syriusz. Nigdy mi nie powiedział, co robi, więc nie pytałem. Znacie Hagrida. Nie potrafi dochować tajemnicy, nawet jeśli zależy od tego jego życie.
Ron nagle odwrócił wzrok, podczas gdy Hermiona usiadała obok Harry’ego.
- Zauważyliśmy – powiedziała szeptem. – Hagrid powiedział nam, że był w górach, próbując przekonać olbrzymy, żeby dołączyły do naszej strony. Ostatecznie nie poszło zbyt dobrze. Najpierw doszło do jakiegoś buntu wśród olbrzymów, a potem przybyli śmierciożercy. Chyba Hagrid nie chciał cię martwić, więc nie wchodził w szczegóły, co się dzieje… dokładnie jak ty mu nie powiedziałeś, co się działo.
Harry natychmiast odwrócił się do Hermiony z szeroko otwartymi oczami. Było bardzo wiele rzeczy, o których Harry nie powiedział Hagridowi, ponieważ Hagrid natychmiast by porzucił swoją misję, by być obok Harry’ego, gdyby wiedział, że coś jest nie tak. Półolbrzym był okropnie troskliwy względem tych, o których dbał.
- Co mu powiedzieliście? – zapytał nerwowo Harry.
Hermiona spojrzała na Rona z niepokojem. Wciąż starała się naprawić przyjaźń z Harrym i wydawała się przestraszona, że zagroziła temu, co już udało jej się osiągnąć.
- Cóż, Hagrid chciał wiedzieć, dlaczego cię z nami nie ma – powiedziała, skupiając uwagę na Harrym. – Musieliśmy mu powiedzieć o meczu. Hagrid nie rozumiał, dlaczego Malfoy się tak zachowań, więc mu powiedzieliśmy o jego pierwszym ataku w tym roku. Potem Hagrid chciał wiedzieć, dlaczego byłeś uziemiony na treningu, więc musieliśmy mu powiedzieć o ataku na pociąg.
- Był z tego powodu naprawdę zły, Harry – dodał Ron. – Nigdy nie widziałem go tak wściekłego. Uspokoiliśmy go, a potem przyszła Umbridge i zaczęła go przepytywać, gdzie był. Na szczęście… eee… mieliśmy twoją pelerynę, więc nas nie widziała. Naprawdę nie polubiła Hagrida. Chyba nie pomogło to, że Hagrid nie potrafił wyjaśnić jej swoich ran.
Harry przenosił wzrok między Ronem a Hermioną, starając się rozpracować wszystko, co właśnie powiedzieli. Wiedział, że Hagrid i tak dowie się o wszystkim wcześniej czy później, najprawdopodobniej od profesora Dumbledore’a.
- Jeśli chodzi o Umbridge, ona chyba nie lubi wszystkich nauczycieli, ponieważ są lojalni profesorowi Dumbledore’owi.
- To prawda, ale Hagrid nie zdaje sobie sprawy, jak wiele kłopotów Umbridge może spowodować – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Hagrid nie wie, jak wiele rzeczy zmieniło się w tym roku. Jeśli sprowadzi na zajęcia jakieś niebezpieczne stworzenia…
- Wiem – powiedział Harry, pocierając oczy pod okularami. – Umbridge może uznać go za niezdatnego do nauczania. Chyba go ostrzegliście? – Hermiona pokiwała głową. – Więc zrobiliście wszystko, co mogliście. – Hermiona poruszyła się, żeby zaoponować. – Hermiono, nie możesz zmusić kogoś, zwłaszcza dorosłego, żeby wierzył w coś, w co nie chce wierzyć. Też nie chcę, żeby Hagrid wpadł w kłopoty, ale dręczenie go nie rozwiąże niczego.
Hermiona wydała z siebie zirytowane parsknięcie i skrzywiła się.
- No jeśli użyjesz logiki – wymamrotała, wywołując śmiech u Harry’ego i Rona. To z pewnością była ostatnia rzecz, którą spodziewali się usłyszeć od Hermiony, ponieważ zawsze była myślicielem używającym logiki w ich grupie. Jasne było, że chciała się kłócić, ale wiedziała, że Harry rzeczywiście ma rację. Nie mogła zmusić ludzi do uwierzenia w to, co chce, bez względu na to, czy była to prawda, czy nie. Czasami ludzie musieli popełniać błędy i się z nich uczyć.



2 komentarze:

  1. Wkurza mnie Ropucha,ale i Dumbel; ciągle tylko gada,a Harry musi radzić sobie sam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cóż powinien zostać usunięty raczej z funkcji prefektów niż z drużyny, jako Prefekt ma sporo przywilejów już na przykład poruszanie się po zamku w godzinach wieczornych, ech gdyby oskarżenia dotyczyły na przykład Harrego to Umbridge by naciskała na zawieszenie a w przypadku Malfloya że to nic... Harry powinien zawsze mówić o wszystkim, potem są problemy a osoby nie ukarane...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń