Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 13 czerwca 2019

ZS - Rozdział 24 - Mentor



Trójka skierowała się z powrotem do zamku, kończąc tam, gdzie zaczęli – w biurze McGonagall. To wtedy Harry zdał sobie sprawę, że śmierć Umbridge może stanowić problem dla ich wszystkich, nawet jeśli nie została zraniona bezpośrednio przez któregoś z profesorów czy jego samego.
- Proszę pana? – Powstrzymał się przed pociągnięciem za rękaw Snape’a jak dzieciak. – Co się teraz stanie? Teraz, skoro Umbridge… nie ma? – Nie wiedział, jak inaczej to ująć – została zabita i zjedzona przez wielkiego ptaka.
Severus zatrzymał się i spojrzał na niego.
- Z konieczności będzie zapewne śledztwo prowadzone przez Knota, żeby ustalić przyczynę śmierci, choć dzięki zeznaniu Moody’ego i naszym własnym, nie powinno być problemu z wybadaniem, co ją spowodowało. Ptak stymfalijski, który zamieszkuje w lesie, od czasu do czasu poluje na ludzi i nie mamy kontroli nad tym, na co zapoluje, gdy się obudzi, choć zwykle nie wychodzi poza granice samego lasu. To, że obudził się akurat w momencie, gdy Umbridge weszła na jego terytorium, było czystym przypadkiem.
- Profesor Snape ma rację, Harry – powiedziała McGonagall, kładąc uspokajająco słoń na jego ramieniu. – Nikt z nas nie spodziewał się, że ptak zaatakuje, gdy wysłałeś za nią sowy, a to miało ją tylko nastraszyć, niż zranić, choć muszę powiedzieć, że sowy naprawdę czują do niej wstręt, skoro do tego stopnia podążyły za rozkazem jastrzębia, co wiele mówi o tym, jak je traktowała. – Czarownica prychnęła. – Było nie było, próbowaliśmy ją aresztować i zabrać na przesłuchanie i proces, a nie zamordować ją – powiedziała surowo McGonagall. Potem dodała zniżonym głosem tak, że tylko Harry i Snape mogli ją słyszeć: – Jednak powiem wam, że nie będę wylewał łez nad jej traumą. Ta kobieta była zła do szpiku kości i w pewien sposób, ptak stymfalijski zrobił nam przysługę.
Harry poczuł lekki sprzeciw, ale powiedział:
- Ponieważ mogła się wywinąć nawet z naszymi zeznaniami podczas procesu, prawda?
Severus skinął głową.
- Zawsze jest taka możliwość, biorąc pod uwagę to, dla kogo pracowała. Minister był znany z tego, że już wcześniej pociągał za sznurki według swojego widzimisię. – Mistrz Eliksirów skrzywił się z niesmakiem. – Choć biorąc pod uwagę dowody, które zebrałem w formularzu o Mankiecie Wiążącym i raporcie naocznych świadków, sądzę, że Knot niewiele może zrobić, żeby ocalić jej reputację teraz, gdy ona jest martwa. Ludziom będzie o wiele trudniej darować martwej czarownicy i najprawdopodobniej wyklną jej imię w ciągu dwóch tygodni.
- No cóż, powinni. Takie wiązanie dziecka, jak również nowego animaga jest potworną zbrodnią – oświadczyła McGonagall.
- Tak. Jak również, Harry, ty nie musisz obwiniać się o jej śmierć. Została ofiarą ataku dzikiego stworzenia, a to znane niebezpieczeństwo, gdy zbliżysz się za bardzo do Zakazanego Lasu. Gdyby był tu Trelawney, założyłbym się, że powiedziałaby, że jej przeznaczeniem była śmierć, a las wybrał taki sposób na wypełnienie go. Knot prawdopodobnie będzie chciał z tobą pomówić, ale to wszystko.
- Co jeśli… jeśli będzie próbował obwinić mnie za jej śmierć?
Snape potrząsnął głową.
- Nie zrobi tego. Byłeś obserwatorem, tak jak my wszyscy. Nikt z nas nie wezwał ptaka, przybył sam z siebie.
- A co z tą klątwą, którą jej pan groził, profesorze? Tą klątwą Tysiąca Skrzydeł?
- Ach, to. Nie ma takiego zaklęcia, panie Potter – oświadczył Severus, a jego oczy zamigotały wesołością. – Zmyśliłem to, żeby przestraszyć ją na tyle, by zdjęła mankiet.
- Ale, profesorze, widziałem cienie ptaków i słyszałem uderzenia skrzydeł – zaprotestował piętnastolatek.
- Tak miało być. To tylko nieco iluzji, wystarczających, by wykiwać ją, że zaklęcie się aktywowało.
Harry zagwizdał.
- Wow! To naprawdę sprytne, profesorze. Nigdy bym nie pomyślał o takim blefie.
- I to dlatego on jest Ślizgonem, panie Potter – zauważyła McGonagall, choć również zerkała na kolegę z szacunkiem. – Dobrze wykorzystują swoją chytrość.
- Dokładnie.
- Zastanawiam się, czy ktokolwiek inny to widział? – zapytał Harry.
- Wątpię. Zamek jest zbyt daleko od lasu, żeby był stamtąd dobry widok, nawet jeśli spojrzy się z okien z góry. I niemal wszyscy prawdopodobnie uczyli się albo spali. Ale jutro rano wszyscy dowiedzą się o jej śmierci, kiedy Minerva ogłosi to w Wielkiej Sali.
Harry miał jeszcze jedno pytanie.
- Uch, profesorze Snape, a co to ten ptak stymfalijski?
- Znasz mitologię grecką? Tak? Cóż, jeśli sobie przypominasz, Herkules miał do wykonania dwanaście prac i jedną z nich było zabicie lub ujeżdżanie ptaka stymfalijskiego wokół jeziora Stamfalia w Arkadii. Mit mówi, że ptaki były zwierzakami Aresa i te, które nie zostały zabite, wróciły do niego. Oczywiście, to nie jest prawda, ptaki rozpierzchły się po świecie i zostały ścigane niemal do wyginięcia przez rzekomych bohaterów. Ten jest jedynym w Brytanii, gniazduje w lesie od wieków, choć rzadko jest widywany.
- Chyba że jest obudzony przez skrzeczącą jak banshee wiedźmę – powiedziała cierpko McGonagall. – Sądzę, że to pierwszy raz od ponad wieku, gdy ten ptak zjadł człowieka. W pewien sposób to poetycka sprawiedliwość. – Skinęła na nich, by usiedli na jej krzesłach, które były obite niebieską tapicerką. – Ją, która gardziła wszelkimi bestiami, teraz została niczym więcej tylko ptasim żarciem.
Harry zadrżał lekko, ponieważ sposób śmierci Umbridge nie był przyjemny, ale odkrył, że nie może zebrać w sobie żadnego prawdziwego żalu dla kogoś, kto założył mu mankiet jak bezpańskiemu psu i związała jego magię mrokiem, niemal permanentnie go raniąc, żeby mogła go kontrolować. Nie zabił jej, ale teraz, gdy była martwa, czuł ulgę. Zastanawiał się, czy to normalne się tak czuć?
Teraz, gdy była martwa, czy wszystko wróci do normy? Spojrzał na starszą wiedźmę i zapytał z nadzieją:
- Czy to oznacza, że nie muszę kończyć tego całego pliku prac do nadrobienia?
Minerva rozważyła to.
- Cóż, byłoby dobrym pomysłem, gdybyś spróbował skończyć istotne zajęcia, których potrzebujesz, jeśli masz wejść do programu aurorów, ale nie musisz zapracowywać się na śmierć, jeśli nie dasz rady skończyć tego przed SUM-ami.
- Dziękuję – powiedział Harry szczerze, uśmiechając się lekko. Przynajmniej zniknęła presja i w jakiś sposób mógł się odprężyć. Zdecydował się skończyć zadania z kupek Bardzo Ważne i Ważne, a co do reszty… zobaczy, czy będą możliwe do wykonania. – Uch, co się teraz stanie, profesor McGonagall? Czy dyrektor wróci do Hogwartu?
McGonagall zacisnęła wargi.
- Ciężko powiedzieć. Kiedy Fawkes użył zaklęcia ucieczkowego, by przetransportować ich gdzieś daleko, mogli skończyć wszędzie… jak na tropikalnej wyspie na drugim końcu świata. Nie mam pojęcia, gdzie zniknął, a na razie nie ośmieliłam się z nim skontaktować, na wypadek, gdyby ropucha monitorowała wiadomości. Dodatkowo zaklęcie ucieczkowe tworzy ochronną bańkę wokół czarodzieja, czasowo zapobiegając komunikację. Jutro spróbuję go znaleźć. – Minerva westchnęła. – W międzyczasie jestem zastępcą dyrektora w szkole. Postaram się sprowadzić tą szkołę do jej pierwotnej formy.
- Znaczy, że zniesiesz wszystkie dekrety edukacyjne, które nałożyła? – zapytał Severus. – Brzmiał, jakby ani trochę nie miał nic przeciwko.
Minerva uśmiechnęła się, jak dziewczynka, której dano smakołyk.
- To pójdzie w pierwszej kolejności, bo to szkoła, a nie więzienie. Och, i panie Potter, wznowi pan ze mną lekcje animagii w niedzielne ranki – tym razem odpowiednie – praktyczne jak również teoretyczne. Jednakże, będziesz podążać za nowymi zasadami – najważniejsza to nie przemieniać się bez pozwolenia – mojego albo profesora Snape’a. Czy to jasne?
- Tak, proszę pani – powiedział posłusznie Harry, choć uznawał, że ta zasada ssie.
- Dobrze. Nie chcę więcej wypadków. Od teraz możesz przemieniać się tylko podczas zajęć albo nadzorowanych wyjściach z profesorem Snapem.
Harry pomyślał o proteście – był jastrzębiem przez kilka tygodni i nic mu nie było, ale siedział cicho, ponieważ spędzenie nieco czasu w animagicznej formie było lepsze niż nic. Potem przypomniał sobie coś jeszcze, co powiedziała.
- A co z moimi… praktykami?
- Sądzę, że lepiej, jeśli poczekasz na rozmowę z Ministrem, nim zaczniesz zajęcia, nie zgodzisz się, Severusie?
- Tak, to będzie mniej rozpraszające. – Odwrócił się do Harry’ego. – Wyjaśnię szczegóły praktyk wam obu po spotkaniu z Ministrem. Moim jedynym zmartwieniem jest utrzymanie przykrywki, jednocześnie będąc skutecznym mentorem. – Zerknął na McGonagall surowo.
Minerva pozostała niewzruszona.
- Nie rób zamieszania, Severusie. Mam wypracowane rozwiązanie.
Snape spojrzał na nią z powątpiewaniem i wymamrotał:
- Nie robię zamieszania, na litość Merlina!
- Posłuchaj. Jak już przekażę jutro rano wieści reszcie szkoły o… zgonie naszej Wielkiej Inkwizytor, złożę oświadczenie, że uważam, że musimy zachęcić do współpracy między Domami i wspierać lepsze stosunki, ponieważ polityka Umbridge nie zrobiła nic poza wznieceniem starych strachów i uprzedzeń. W tym celu, wprowadzę między Domowy program mentorów, w którym nauczyciel z jednego Domu będzie mentorem ucznia z innego Domu. Ty i pan Potter będziecie parą – profesor Ślizgon i uczeń Gryfon – a inną parą… Rozważę, kto…
- Może to pomoże. Hagrid rozmawiał wcześniej ze mną o pozwoleniu Vincentowi Crabbe’owi dalsze studiowanie z  nim opieki nad magicznymi stworzeniami. Wydaje się sądzić, że chłopak jest obiecujący. Już dałem mu swoje pozwolenie, ale jeszcze nie powiedziałem Crabbe’owi.
- Och, wspaniale! Przywrócę Hagrida na stanowisko nauczyciela opieki, ponieważ jego stanowisko zostało niesprawiedliwie zabrane, a Wilhelmina tak czy siak naprawdę chce przejść na emeryturę, a wtedy będziemy mieli drugą parę – nauczyciel Gryfon i uczeń Ślizgon. Pomyślę jeszcze o dwóch innych Domach, ale twoja przykrywka szpiega nie będzie w ogóle narażona na szwank, Severusie, skoro to bezpośredni rozkaz ode mnie.
- No tak. A moje latorośle śmierciożerców będą wierzyć, że wziąłem Pottera pod przymusem i nie będę o nic podejrzany – powiedział Severus, zadowolony, że wszystko tak dopracowali.
- Czy to oznacza, że muszę się zachowywać, jakbym nie znosił tego pomysłu? – zapytał cicho Harry.
- Marudź i udawaj zdegustowanego, a potem przejdź do zrezygnowania – oświadczył Severus. – Częścią twoich obowiązków jako mojego praktykanta będzie nauczanie drobnych zajęć pierwszaków. Więc będziesz robił coś więcej poza warzeniem, a to jakoś osłodzi twój nastrój.
- Możecie to przedyskutować głębiej innym razem – powiedziała Minerva. – Na razie robi się późno i pan Potter powinien udać się na odpoczynek nocy. Gdy tylko zwietrzą to reporterzy, pojawią się w pobliżu, więc spodziewajcie się wywiadów.
Harry jęknął. Nie znosił wywiadów i reporterów, od kiedy Rita Skeeter wydrukowała całe te skandaliczne artykuły o nim podczas Turnieju Trójmagicznego.
- Nie muszę im ich dawać, prawda?
Minerva posłała mu współczujące spojrzenie.
- Może jeden, potem odmów innych, bo będzie to dziwnie wyglądać, jeśli odmówisz wszystkich wywiadów. Nie martwiłabym się tym do tego momentu. Zobaczę się z wami oboma jutro, panowie. Och, i muszę pamiętać, żeby powiedzieć bliźniakom Weasley, żeby usunęli to bagno z korytarza.
Severus przewrócił na to oczami, a Harry zachichotał, nim rozeszli się do swoich łóżek. Choć tego nie powiedziała, Harry zrozumiał, że ma jeszcze nie dyskutować o tym, co się stało tego wieczora z żadnym z współdomowników. Na szczęście, wszyscy zakładali, że miał szlaban z Umbridge albo uczył się, więc o nic go nie pytali.
Po tym, jak Minerva wydawała oświadczenie w sali po śniadaniu, przez kilka minut trwało pandemonium. Kilka uczniów nie mogło uwierzyć, że Wiedźma z Piekła, jak nazywali Umbridge, prawdziwie zniknęła. Inni byli zszokowani, że to bezwzględny drapieżnik gnieżdżący się w lesie, ale dominującą postawą wśród uczniów było dziękowanie Merlinowi, że Umbridge już nie była dłużej przy władzy.
Przez następne kilka minut trwały głośne owacje, gdy Minerva oświadczyła, że wszystkie Dekrety Edukacyjne zostały usunięte, a dodatkowe kluby naukowe i działania studenckie wznowione, a choć Quidditch został oficjalnie zakończony, pozwoli na dwa lub trzy dodatkowe mecze.
- Będziesz szukającym, Harry? – zapytał Seamus, który grał na tej pozycji, nim Umbridge wszystko zakazała.
- Lepiej niech będzie – wymamrotał Ron. – W innym wypadku dostaniemy ogromny łomot.
- Kto teraz będzie grał jako obrońca, skoro Oliver wrócił do domu? – zapytał Dean.
- Ja – powiedział Ron.
Wszyscy spojrzeli na Harry’ego, który skinął głową i powiedział:
- Dla mnie ok. – Wciąż był wściekły na to, jak zachował się Ron, ale nie będzie odmawiał innym miejsca w drużynie, ponieważ wiedział, jak bardzo zawsze tego chciał.
Potem McGonagall oświadczyła, że Trelawney i Hagrid będą w stanie wrócić na ich stanowiska nauczycielskie i podziękowała Firenzo i profesor Grubbly-Plank za pomoc. Rozległy się kolejne oklaski, choć Harry usłyszał, jak Malfoy dość głośno mówi:
- Och, Merlinie, nie znowu ten prostak! Przysięgam, nauczę się więcej z książek niż ze słuchania wykładu tego idioty.
Harry czuł, jak jego krew się gotuje i już miał warknąć coś w odpowiedzi, gdy usłyszał, jak Crabbe mówi:
- Hagrid nie jest prostakiem, jak myślisz, Draco. Jest cierpliwy i wie, o czym mówi. Wiedziałbyś to, gdybyś kiedykolwiek się skupiał na tym, co mówi.
Kilku Ślizgonów zagapiło się to, jak stronnik Malfoya sprzeciwia mu się, tak samo jak sam Malfoy. Potem wrócił do siebie i warknął:
- Kiedy będę chciał opinię, Crabbe, poproszę o nią. Do tego czasu, zamknij się!
Crabbe zmarszczył brwi.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia, by mówić, Draco. Nie jesteś już szefem Brygady Inkwizycyjnej, więc nie zachowuj się tak. Cieszę się, że Hagrid ponownie uczy. – Potem odwrócił się i zaczął jeść toasty, ignorując oszołomione spojrzenie na arystokratycznej twarzy Malfoya.
Huh. Wygląda na to, że Crabbe w końcu wydostał się z cienia Malfoya i stał się sobą, pomyślał Harry. Siedział na końcu stołu Gryffindoru blisko Ślizgonów, więc słyszał całą wymianę zdań. No i dobrze! Malfoy musi przestać tyranizować wszystkich dookoła.
Potem McGonagall ogłosiła to, na co czekał… wiadomości o między-Domowym programie praktyk. Luna Lovegood ostatecznie odbyła praktyki z profesor Sprout, a Hannah Abbot została przydzielona w parze z radosnym Flitwickiem. Obaj wydawali się zadowoleni, a Crabbe zszokowany swoją parą.
Harry wyglądał na zaskoczonego, jak tylko potrafił. Hermiona uśmiechnęła się.
- Och, Harry! Co za wspaniała możliwość nauczenia się nowych przepisów i innych wspaniałości!
- Wspaniała? – zaskrzeczał Ron. – Jak możesz tak mówić, Hermiono? To cholernie podłe, dokładnie tak. Utknął ze Snapem na resztę semestru. Ja bym się przeklął. – Spojrzał na Harry’ego. – No? Nie masz nic do powiedzenia?
Harry wzruszył ramionami.
- Cóż… Umbridge była gorsza. Naprawdę niewiele mogę z tym zrobić. Więc… chyba będę się jak najbardziej starał.
- Sądzę, że McGonagall oszalała – oświadczył Seamus. – Snape obrzydzi ci życie, Harry.
- Może i tak. Ale przeżyję. – Harry westchnął, wyglądając na nieszczęśliwego.
Tylko Ron nie do końca uwierzył w tą żałosną grę i gdy tylko oddalili się od Sali, Ron pociągnął go do kąta korytarza i syknął:
- W co ty grasz, Harry? Nie wydajesz się tym bardzo zdenerwowany. Dlaczego nie? Ponieważ twój mały przyjaciel może z tobą grać, co? Zapomniałeś, co ten drań ci robił przez ostatnie cztery lata i podczas zajęć?
Harry zacisnął zęby.
- Nie. Ale to przeszłość. – Odsunął się od Rona i powiedział cicho: – Nie rozumiesz i nie umiem tego wyjaśnić, ale mam własne powody i ty możesz je zaakceptować lub nie. Twój wybór.
Ron nic nie powiedział, tylko zagapił się na Harry’ego, który odwrócił się na pięcie i ruszył dalej korytarzem. Zacznij przykładać więcej uwagi na to, co dzieje się dookoła, Ron, na litość Merlina! Nie zamierzam w kółko się o to kłócić. Gdy już wszystko zaczęło się układać, coś innego musi się wydarzyć. Nie umiem się doczekać, by zobaczyć, co zrobi Knot.
Minęły dwa dni, nim Knot zdołał skontaktować się z Minervą i przedyskutować to, co się stało z Dolores Umbridge, a podczas tych dwóch dni, Prorok Codzienny używali sobie z jej śmierci, i choć nikt nie wskazał konkretnie palcem, rozszalały się spekulacje, oraz kobieta nie miała bliskich krewnych, którzy mogliby zająć się pogrzebem, zwłaszcza że nie było ciała. Knot zacytował, że będzie odprawiona „mała ceremonia”, choć nie ustalono gdzie i kiedy. Osobiście Severus zastanawiał się, kto na nią przyjdzie, skoro Umbridge nie miała wielu przyjaciół jako Podsekretarz.
Jak przewidywali, Knot wezwał jego i Harry’ego, żeby ich przepytać, co się działo tamtego wieczora, ponieważ Moody zaznaczył ich w swoim raporcie jako świadków oraz Minister miał również jego oskarżenie i zeznania przeciwko Umbridge o użycie czarnomagicznego przedmiotu.
- Ciężko mi uwierzyć, że ona… ach… użyłaby takiego przedmiotu na uczniu – zaprotestował Knot. – Tym bardziej na Harrym Potterze.
- Dowody są tuż przed panem, Ministrze – powiedział mocno Snape. – To jest wspomniany przedmiot. – Z rozmachem wyjął Mankiet Wiążący, który trzymał w małym woreczku w kieszeni. – Jak może pan zobaczyć, to ten sam przedmiot, jak na zdjęciach i jeśli Minister zbada nadgarstek Pottera, gdzie nosił mankiet przez okres ośmiu dni…
Harry podwinął rękaw. Choć większość oparzeń uleczyła się, były na ręce dowody w postaci blizn i zaczerwienienia.
- Wyglądało to o wiele gorzej, gdy miałem na sobie mankiet – powiedział cicho. – Pani Pomfrey mówi, że jeśli nosiłbym ten mankiet dłużej, zabiłby mnie albo na stałe zniszczył moją magię.
Knot zerknął poważnie na nadgarstek Harry’ego, a potem na mankiet. Przyłożył czubek różdżki do srebrnego mankietu i wyszeptał coś. Mankiet zaczął świecić mdlącym zielonym kolorem. Minister wzdrygnął się, jakby dotknął żmii.
- To… to wydaje się… wydaje się, że mówi pan prawdę, panie Potter. To, rzeczywiście, jest czarnomagiczny przedmiot, uchowaj Merlinie!
Harry zwalczył chęć przewrócenia oczami i powiedzenia bez zastanowienia: Dziękuję, Kapitanie Oczywistość! Długo ci to zajęło! Zamiast tego nałożył na twarz najbardziej żałosną maskę i spojrzał na niego zgnębiony i zagubiony, jak skrzywdzony szczeniak. Knot westchnął i powiedział:
- Ja… żałuję, że to się stało, panie Potter. Zawsze uznawałem Dolores za… godną zaufania. Może nieco zagorzała… ale nie przekraczała granicy. Wydaje się, że się myliłem. Ale została zbałamucona przez mrok i taki jest rezultat. – Zerknął na mankiet z niesmakiem. – Mogę zasugerować, żeby pan się tego pozbył? Przetopił, zniszczył, ale pozbył się tego, Snape. Oświadczę, że sprawa zamknięta, bazując na zeznaniach Alastora Moody’ego, Minervy McGonagall, Severusa Snape’a i zwłaszcza Harry’ego Pottera. Oficjalną przyczyną śmierci będzie przypadkowe pożarcie przez magiczne stworzenie. Jaka szkoda, skoro próbowała tak mocno zapomnieć, że była w jednej ósmej banshee.
Harry sapnął.
- Umbridge była w jednej ósmej banshee? Ale jak to możliwe?
- Jeden z jej przodków dawno temu zawarł z jedną pakt i urodziła pół-człowieka i właśnie w tamtym okresie linia Umbridge zyskała swoją magię. Ale Dolores brzydziła się swojego nieludzkiego pochodzenia i nigdy go nie uznawała, twierdziła, ze to kłamstwa. Ale posiadała niewielki talent od jej przodków banshee – umiejętność wyć jak one raz w miesiącu.
- Doświadczyliśmy efektów tego wycia, Ministrze – powiedziała sucho McGonagall. – Niemal ogłuchłam.
Knot skrzywił się.
- Cóż, więc widzieliście. Macie coś jeszcze do dodania? Nie? Więc życzę wam dobrego dnia. – Przeniósł się przez Fiuu z powrotem do swojego biura, wciąż kręcąc głową i mamrocząc: – Biedna Dolores! To, co ukryte, ostatecznie ją obezwładniło.
Snape prychnął, po czym powiedział Minervie:
- Z twoim przyzwoleniem, Minervo, nauczę Pottera, jak warzyć eliksir, który stopi to obrzydlistwo i usunie na zawsze.
- Ależ oczywiście, Severusie. Już dawno powinniśmy się byli tego pozbyć.
Snape wetknął mankiet do kieszeni i skinął na Harry’ego, żeby za nim podążył.
- Chodź. Marnujemy światło słoneczne.
Harry wstał i podążył za odzianym w czerń profesorem z powrotem do lochów, gdzie obserwował gorliwie, jak Snape przyrządza bardzo kwasowy elektrycznie niebieski eliksir, który syczał i pienił się ze wzburzeniem nawet po zdjęciu go z ognia.
Snape nosił rękawice ze smoczej skóry, tak jak Harry, jak również maskę, a nawet mimo to Harry czuł, jak jego oczy łzawią.
Severus wyjął mankiet z kieszeni i spojrzał na Harry’ego.
- Chcesz poczynić honory?
Harry przełknął, wziął ostrożnie mankiet za jego końce i wrzucił do kociołka.
Zatonął jak kamień i natychmiast eliksir zaczął syczeć, zadymił się i zmienił kolor na lepką czerń. Również pachniał jak zgniłe jajka.
Harry niemal zaczął się krztusić, aż Severus rzucił zaklęcie odświeżające, by odgonić smród.
Ale po trzech minutach eliksir przestał parować i dymić, a kiedy Snape go przemieszał, w kociołku nie było śladu mankietu. Skierował w niego różdżką i wypowiedział znajome:
- Evanesco!
Zawartość zniknęła na zawsze, a Mankiet Wiążący, zmora animaga, zniknął.
Harry uniósł wzrok na Severusa i wyszczerzył się.
- Naprawdę zniknął, prawda?
- Tak, pisklaku – zapewnił chłopaka. – A teraz, chodźmy do moich kwater, gdzie możemy przedyskutować, co oznacza robienie praktyki.
- Możemy wypić herbaty i zjeść bułeczki? – błagał bezwstydnie animag.
- Och, na miłość… dobra – burknął Severus. – Nikt nie może powiedzieć, że cię głodzę.
Przywołał Twixie, gdy tylko wrócili do kwater i nad filiżanką herbaty i talerzem bułeczek z jagodami, uszczegóławiając, co oznacza dla Harry’ego nazywanie go mentorem.
- Nim zaczął w ogóle istnieć Hogwart, w czarodziejskim świecie istniał stary system mistrza i praktykanta. Program mentorski jest kontynuacją tej starej tradycji – wyjaśnił Snape. – Twoja praktyka normalnie trwałaby dwa do trzech lat i będzie wymagać od ciebie pisemnej zgody, ślubowania, że chętnie nauczysz się wszystkiego, co mam cię do nauczenia. Ja również będę ślubował uczyć cię całkowicie i ze współczuciem, co oznacza bez używania klątw, by cię zmuszać, chłostać albo więzić, mojego zakresu wiedzy i specjalności, póki nie osądzę, że masz odpowiednie kompetencje. Według Artykułów Mentora, do czasu ukończenia swoich praktyk, powinieneś być w stanie warzyć niemal tak dobrze, jak prawdziwy Mistrz Eliksirów.
- Co? Ale Severusie… teraz jestem ledwie przeciętny w eliksirach!
- To się zmieni. Co więcej, obowiązkiem mentora jest upewnić się, że jego praktykant jest w dobrym zdrowiu, zdrowy na umyśle i ma praktyczne umiejętności konieczne, by być uznaniem dla czarodziejskiego świata. Podczas praktyk, jestem, we wszystkich zamiarach i celach, twoim legalnym opiekunem, ponieważ jesteś nieletnim bez żyjących rodziców.
- Moim… moim opiekunem? To znaczy… muszę mieszkać z tobą? – wyjąkał Harry.
- Możesz, jeśli chcesz, choć tu w szkole wciąż możesz rezydować w wieży Gryffindoru.
- Jednak podczas wakacji, mogę z tobą mieszkać? A nie z Dursleyami?
- Legalnie, tak, mam takie prawo. Czy to cię martwi, Harry?
- Martwi mnie? Wydostanie się z tego domu? Czy ty oszalałeś, Severusie?
Severus nieco zmarszczył brwi na raczej impertynenckie zwrócenie się do niego chłopaka, ale powiedział tylko:
- Uznam to, że jesteś otwarty na spędzenie ze mną wakacji.
- Ale Dumbledore powiedział, że muszę wrócić do Dursleyów. Że nie mam wyboru.
Twarz Severusa pociemniała.
- Pomówię z nim o tym, kiedy wróci. Temu manipulującemu staremu durniowi się to nie spodoba, ale zaakceptuje to, co robili ci krewni, Harry. – Przynajmniej modlę się, żeby tak było, dodał w myślach.
- Czy to oznacza, że Hagrid jest teraz opiekunem Crabbe’a? A Flitwick Hanny?
- Tak i nie. Mentorowanie, które właśnie ci opisałem, jest starożytne, ze wszystkimi obowiązkami i zobowiązaniami, które za sobą pociąga. Istnieje inna, łagodniejsza wersja, która jest bardziej rozszerzonym programem nauczania i nie wiąże mentora w obowiązku bycia opiekunem lub trwa najwyżej przez rok. Istnieje kodeks mentorów i twierdzę, że reszta moich kolegów będzie według  niego podążać. Też mogę to robić, jeśli chcesz.
- Ale jeśli tak, wtedy wciąż będę musiał wrócić do Dursleyów, prawda? Dumbledore może zmusić mnie do powrotu.
- Tak. Trzymając się łagodniejszej wersji, nie będę miał autorytetu, by go powstrzymać i będziesz legalnie pod jurysdykcją swojej ciotki i wuja.
- Co jeszcze oznacza ta praktyka? – zapytał Harry, czując, że jest tego więcej.
- Oznacza, że będziesz miał skrócone lekcje podczas szkoły, dzięki czemu przez połowę dnia wolnego będziesz miał ćwiczenia ze mną. Kiedy uznam, że jesteś gotowy, będziesz prowadził zajęcia lub dwa dla pierwszo- i drugoklasistów, a możliwe, że również dla trzeciego roku, jako dodatek. Nauczysz się warzyć wszystkie mikstury z podręczników na każdy rok, a dodatkowo antidota, poprawiał eseje i testy oraz będziesz miał prawo dawać punkty i szlabany. Jednakże, jeśli to będzie konieczne, rezerwuję sobie prawo, by uchylać twoje zabiegi dyscyplinarne, jako że jestem bardziej doświadczonym nauczycielem.
Harry wykrzywił się.
- Ale nie będzie to konieczne, prawda?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy będziesz wiedział, jak efektywnie dyscyplinować – odpowiedział profesor. – Ale to nie nastąpi przez co najmniej kilka następnych tygodni. Najpierw musisz się nauczyć, jak zbierać składniki i odpowiednio warzyć. Nie wspominając o nauce na swoje SUMy.
- Będę miał pozwolenie grać w Quidditcha?
Snape skinął powoli głową.
- Tak, ponieważ potrzebujesz jakiejś formy odpoczynku. Ale bądź ostrożny, mój panie, bo jako twój mentor, mogę i anuluję twoje przywileje, jeśli mnie nie będziesz słuchał lub będziesz się źle zachowywał. W to wchodzi też konfiskata twojej miotły.
Harry zamrugał i zerknął na nauczyciela ostrożnie.
- Jakie inne kary mi dasz?
Severus zakaszlał, dostrzegając sposób, w jaki chłopak natychmiastowo zesztywniał i odwrócił wzrok. Był wyraźnie podejrzliwy w stosunku do kogoś, kto miałby mieć nad nim władzę, co, biorąc pod uwagę to, że Snape znał jego przeszłość, nie było zaskakujące. Chłopak od wczesnej młodości nauczył się, że dorosłym u władzy nie można ufać, gdyż dorośli mają tendencję do nadużywania jej. Od Dursleyów do Dumbledore, wszyscy polegli w dawaniu Harry’emu stabilności i w konsekwencji potrzeb młodzieńca, nie wspominając o psychicznym bezpieczeństwie. Severus też był winny niszczenia poczucia własnej wartości chłopca i wzdrygnął się wewnętrznie. Ale może teraz zadośćuczynić mu ostre traktowanie, rozmyślał.
- Harry, nie jestem twoim wujem. Ani też ojcem, choć bycie opiekunem daje mi zwierzchnictwo do dyscyplinowania cię i nigdy nie nadużyję tego przywileju. Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze wyczyny, możesz mi nie ufać, ale przysięgam na czarodziejską magię, że nigdy źle cię nie potraktuję, w sposób fizyczny, magiczny czy werbalny. Spróbuję postawić ci wyraźne zasady i konsekwencje ich złamania. Wspomniane konsekwencje mogą wliczać czasowe uziemienie, utratę przywilejów takich, jak miotła i przemiany w animaga, kazania, obowiązki robione w mugolski sposób i pisanie esejów. I to wszystko. Nigdy cię nie przeklnę, nie uderzę, nie będę głodził, ani nie zamknę cię w komórce. Czy to brzmi dla ciebie sprawiedliwie?
Harry uniósł głowę i zastanowił się. Z jednej strony, miał się na baczności z myślą, by jakiś dorosły miał kontrolę nad jego zaufaniem, ale z drugiej strony, stopniowo nauczył się ufać Severusowi, że dotrzyma słowa. I znał moc przysięgi na honor czarodzieja. Konsekwencje, które naszkicował mu Snape nie były gorsze niż te, które rodzice jego przyjaciół na nich stosowali i dziesięć razy lepsze niż to, co doświadczył u Dursleyów. Ostrożnie rozważył wszystko, zastanawiając się nad tym przez dobre dwadzieścia pięć minut, nim ostatecznie powiedział:
- Tak, to brzmi sprawiedliwie. Przeżyję to.
- Dobrze. W odpowiedzi proszę, żebyś spróbował szanować mnie jako mentora i zdawał sobie sprawę, że moje nakazy mogą ci się czasami wydawać dziwne i trudne, ale że są takie z jakiegoś powodu, żeby cię chronić. Poproszę też, żebyś spróbował nie narażać się na szwank głupimi i nieostrożnymi sposobami, jak to robiłeś w przeszłości. Twoje życie, pisklaku, jest cennym darem, który uratowali twoi rodzice, więc nie zmarnuj go. I jeśli będziesz miał problem, nie wahaj się prosić mnie o radę. Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do polegania na dorosłych, ale nie ma powodów, żebyś musiał ze swoimi problemami polegać tylko na sobie. Byłem w miejscu, w którym ty teraz jesteś, Harry, więc wykorzystaj moje doświadczenie, żeby sobie pomóc, jeśli będziesz tego potrzebował.
Ponownie się zawahał. Rozumiał, do czego piął Severus, że powinien bardziej o siebie dbać, ale nikt nigdy wcześniej nie ujął tego w taki sposób. Że jego życie było darem. Zamiast tego, ludzie sprawiali, że czuł się, jakby jego życie nic nie znaczyło i że ryzykowanie go znaczyło tyle, co nie ryzykowanie niczego. To był pierwszy raz, gdy powiedziano mu, że to, co robił miało znaczenie i dotknęło go to głęboko. A jednak… wciąż istniała w nim pewna część, która szeptała: Co jeśli mu zaufam i zawiedzie tak, jak inni? Co wtedy? Spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niego i powiedział szczerze:
- Ja… mogę spróbować, Sev. Ale… nie jestem zbyt dobry w proszeniu o pomoc. Ja nigdy nie… nie miałem kogoś, kto naprawdę by o mnie dbał… i nie wiem… znaczy, zgodzę się cię słuchać, bo to jest coś, co powinienem robić… i postaram się pamiętać, by prosić cię o pomoc… Czy nie masz nic przeciwko?
Zielone oczy wypełniły się czujną niepewnością, a Severus poczuł nagłe połączenie między nimi. Łagodnie położył dłoń na ramieniu chłopaka.
- Tak, Harry. Nie mam nic przeciwko. Wiem, że minie trochę czasu, nim ponownie komuś zaufasz. Nie musimy się spieszyć… jeden dzień na raz.
- Dobrze.
- Bardzo dobrze, więc możemy podpisać te dokumenty? – zapytał Severus, przywołując Artykuły Mantora z biurka.
- Sev, a co z Dumbledorem? Co jeśli… wścieknie się o to, że jesteś moim opiekunem? I co z… Sam Wiesz Kim?
- Harry, Dumbledore nie ma nic do powiedzenia, nie jest twoim krewnym. To twój wybór, Harry, tylko twój. To może zostać między nami. Póki nie uznasz to ujawnić. Co do Czarnego Pana, nigdy się o tym nie dowie. Mogę to przed nim ukryć, jak ukrywałem wiele rzeczy przez wiele lat.
- Jak? Jak możesz ukrywać cokolwiek, gdy on… rani cię?
- Ponieważ jestem oklumentą.
Brew Harry’ego uniosła się.
- Oklumentą? Co to takiego?
- To czarodziej, który ma naturalny talent do oklumencji, która jest dyscypliną zamykania umysły przed innym, żeby nikt nie mógł do niego wejść.
- Znaczy czytać w myślach?
- Cóż… nie dokładnie. Umysł nie jest książką, jest pełen myśli i wspomnień, które nie są zorganizowane przez większość czasu. Ale czarodziej potrafiący legilimencję może penetrować umysł i odnajdować sekrety. Czarny Pan uważa się za uzdolnionego legilimentę, ale używa brutalności, żeby spenetrować umysł, nie subtelności. To może być… nieprzyjemne, ale nigdy nie przebił się przez moje osłony. Może odczytać to, co chcę, to wszystko.
- To dlatego jesteś tak dobrym szpiegiem?
- Częściowo, tak. Reszta jest dlatego, że nauczyłem się obserwować i zachowywać w pamięci to, czego się dowiedziałem.
- Mógłbyś mnie… nauczyć?
Severus zawahał się. Nigdy wcześniej nie uczył nikogo oklumencji, bo to nie było coś, czego kiedykolwiek się uczył, wiedział to instynktownie.
- Może poczekamy nieco, zanim nauczę cię tej dziedziny? Nie jest łatwo to opanować i będzie to wymagało… wpuszczenia mnie do swojego umysłu. Na razie sądzę, że musisz skupić się na nauce do swoich SUMów i nauczyć się, jak warzyć eliksiry.
- W porządku – zgodził się Harry, wyczuwając, że z jakiegoś powodu Severus czuje się niekomfortowo z tą prośbą.
Severus wyciągnął Artykuły Mentora i podpisał się pod nimi z rozmachem. Potem podał pióro i pergamin Harry’emu, który najpierw przeczytał Artykuły, po czym je podpisał. Gdy atrament wyschnął na pergaminie, wystrzeliło z niego zielone światło, oplotło się wokół ich nadgarstków i związało ich razem.
Moment później zniknęło.
Harry uśmiechnął się do Severusa. Skończone. Teraz byli mentorem i praktykantem, opiekunem i podopiecznym, związani przez magię i coś głębszego, czego żaden z nich jeszcze nie rozpoznał.
Tydzień później:
Otworzył oczy i sapnął gwałtownie, starając się uspokoić pędzące serce. Usiadł, gorączkowo zrzucając z siebie okrycie. Tylko jedna myśl trzymała jego strach na dystans. Severus. Muszę dotrzeć do Severusa. Wstał, a jego bose palce u stóp podkuliły się, gdy spotkały się z zimną, kamienną podłogą. Wyciągnął różdżkę spod poduszki.
Jedno machnięcie i piżama stała się jeansami, gryfońską bluzą i butami. Potem wepchnął różdżkę w rękaw – ten mały trik pokazał mu Severus, i wybiegł z dormitorium. Tego wieczora jego stopy posiadły skrzydła i dotarł do kwater Severusa w dziesięć minut. Położył dłoń na kamiennej ścianie i wyszeptał hasło.
Kamienna ściana przemieniła się w drewniane drzwi, przekręcił klamkę i wszedł.
Proszę, niech mu nic nie będzie. Proszę, niech ten sen nie będzie prawdą. Przez tydzień miałem jakieś sny, tylko że ten był nowy. Dzisiejszy sen był złowieszczy i dziwne uczucie prawdziwości, gdy obserwował, jak Severus ukląkł przed podobnym do węża Voldemorta, a Voldemort uśmiechnął się i skinął na niego, by wstał.
- Jakie wiadomości o Harrym Potterze, Severusie? Już go znalazłeś?
Było więcej snu, ale mógł sobie przypomnieć tylko strach i ciemność i nagle potrzebował swojego mentora, a teraz był w tym miejscu, wchodząc do pokoju Severusa, pewny, że znajdzie mężczyznę śpiącego albo, Merlinie broń, ponownie przeklętego do nieprzytomności. Zamiast tego odkrył Severusa siedzącego na kanapie, drapiącego ramię i pijącego filiżankę herbaty.
Odetchnął gwałtownie, a ulga powstrzymała go od mówienia przez kilka chwil.
Severus uniósł wzrok.
- Harry? Coś nie tak?
Usta Harry’ego otworzyły się, ale nic się z nich nie wydostało. Potem powiedział:
- Nic ci nie jest! Sądziłem, że możesz być ranny. Miałem sen… i myślałem…
Zamknął nagle usta, obawiając się, że zabrzmiał jak idiota.
- Chodź i usiądź – zaprosił jego mentor. – Opowiedz mi o tym śnie.
Harry podszedł, a teraz czując się zażenowany i zawstydzony. Podbiegł do Mistrza Eliksirów jak sześciolatek po koszmarze. To cud, że Snape na niego nie uśmiechnął się szyderczo i zaoferował mu ciepłe mleko i włożył go do łóżka. Jeszcze był niechętny do mówienia, więc obserwował, jak Mistrz Eliksirów rozciera nieco maści leczniczej na długie zadrapanie na ramieniu.
Nagle przypomniał sobie kolejną część snu z tego wieczora.
- … i nie wiedziałeś, że chłopak jest animagiem, Severusie? – syknął Voldemort.
- Nie, mój panie.
- Nie okłamałbyś mnie, prawda?
Potem Voldemort sięgnął łuskowato-zieloną dłonią z ostrymi pazurami, którymi wyciął krwawe rozcięcie na ramieniu Mistrza Eliksirów.
Harry spojrzał na zadrapanie, które pocierał Severus.
Była taka sama, jak ta we śnie.
Zamrugał i potarł oczy.
Ale jak to możliwe, chyba że…?
Mdlące uczucie zamieszało wnętrznościami Harry’ego. Od incydentu na cmentarzu, posiadał dziwne sny i czasami mógł poczuć gniew Voldemorta, jak rozgrzany do czerwoności pręt w tyle jego umysłu. Ten sen pokrywał się z ranami Severusa, co było zbyt wielkim zbiegiem okoliczności.
- Poszedłeś do niego dzisiaj, prawda? – powiedział nagle Harry, a węzeł na jego wnętrznościach przeniósł się do jego gardła i wydostał z niego oskarżycielskim tonem. – Poszedłeś do niego i mu nie powiedziałeś.
Severus zmarszczył brwi, nie dbając o ton chłopaka.
- Nie byłem świadom, że muszę z tobą uzgadniać moje wyjścia i wejścia, praktykancie. Chodziłem i wracałem od Czarnego Pana, od kiedy się urodziłeś.
- Wiem, ale… co jeśli coś ci się stanie? Jak ostatnim razem? Nie wiedziałbym… - Głos Harry’ego robił się coraz bardziej piskliwy, gdy wzrastał w nim niepokój.
- Proszę się uspokoić, panie Potter. Poppy i Hagrid są świadomi, gdzie znikam. Nie widziałem potrzeby budzenia cię w środku nocy i przeszkadzał ci w odpoczynku.
- Ponieważ mi nie ufasz, Severusie? Znaczy, wiem, że mam jakieś dziwaczne… połączenie ze Starym Wężookim Draniem, ale… jeśli coś ci się stanie… - potarł bliznę, która pulsowała jak siedem piekieł wraz z przerażeniem na myśl o straceniu Severusa przez złego drania. – Mógł cię zabić… Mogłeś zginąć jak Cedric… zginąć… a wtedy kto tu będzie, gdy… - urwał, nie chcąc powiedzieć tych słów na głos – kto będzie ze mną? Nikt – już i tak powiedział zbyt wiele, wściekając się jak mała dziewczynka. Odwrócił się, ukrywając piekącą twarz.
Potem poczuł dotknięcie w ramię.
- Harry.
Uparcie pozostawiał twarz odwróconą w stronę ściany. Żałował, że nie może zmienić się we Freedoma, bo jastrząb nie mógł się rumienić.
- Harry, spójrz na mnie.
Uparcie potrząsnął głową.
- Nie. Wiem, co powiesz. Że jestem głupi, dramatyzuję, jestem dziwakiem i powinienem pilnować własnych spraw. Że możesz o siebie zadbać. – Popatrzył na swoje buty, a jego żołądek wzburzył się. – Więc dawaj. Powiedz to. Wiem, że chcesz.
Nagle poczuł, że jego podbródek zostaje pochwycony w mocnym uścisku.
- Harry Jamesie Potterze, natychmiast na mnie spójrz.
Zielone oczy wypełnione niepewnością i obawą napotkały te koloru onyksu.
- Przepraszam – wymamrotał.
- Dlaczego przepraszasz?
- Ponieważ zachowuję się jak głupek. Nie wiem.
- Nie jak głupek. Zachowujesz się jak… osoba zaniepokojona o dobro swojego mentora. Dziękuję. – Severus urwał, po czym kontynuował. – Nie jest to coś, do czego jestem przyzwyczajony… ale nigdy nie nazwę cię głupim. Albo dramatyzującym. Może nieco… niezrównoważonym – droczył się, po czym niepewnie potargał włosy chłopaka.
- Niezrównoważonym? Sądzisz, że jestem szalony?
- Ja… żartowałem, Harry.
- Masz poczucie humoru? – Harry uśmiechnął się nieco złośliwie.
- Czasami się zapominam.
Wbrew sobie, Harry zdołał się uśmiechnąć.
- Zabawne, Sev.
- A teraz, o co ci chodziło z tym komentarzem o połączeniu między tobą a Jego Mrocznością?
Harry poruszył się lekko. Penetrujące spojrzenie Snape’a było nieco wytrącające z równowagi.
- Uch… cóż, nie do końca wiem, jak to wyjaśnić.
- Ogólnie najlepiej jest zacząć od początku – zasugerował Severus, puszczając podbródek chłopaka.
- Umm… dobrze. Myślę, że to zaczęło się tej nocy… tej nocy na cmentarzu… po morderstwie Cedrica… i po tym, jak Pettigrew zabrał moją krew do rytuału… - Harry wziął głęboki oddech, po czym zaczął opowiadać Severusowi o snach, które miał od tamtej nocy, sny, w których Voldemort mówił do swoich śmierciożerców, torturował ich albo gładził głowę gigantycznego węża, Nagini. – … czasami, gdy jest zły… mogę to poczuć… boli mnie blizna… tak jak dzisiaj w nocy. Obudziłem się i bolała… i byłem… przestraszony… - wyszeptał tak cicho, że Severus ledwie go usłyszał.
Mistrz Eliksirów przygryzł mocno wargę, ponieważ był zły, że Harry czekał tak długo, by poinformować go o tym dziwnym połączeniu między nim a mrocznym czarodziejem. Ale wiedział, że jeśli teraz warknie na chłopca, zniszczy to kruche zaufanie, które się między nimi utworzyło. A, ku jego zaskoczeniu, nie chciał, by to się stało. Zaniepokojenie Harry’ego było jawne i szczere, i odkrył, że mu się to podoba. Przypominało mu to o sposobie, w jaki Lily kiedyś karciła go za spędzanie tylu godzin na nauce zamiast na spaniu odpowiedniej ilości godzin.
- To zrozumiałe – powiedział spokojnie. – Jednakże, żałuję, że nie powiedziałeś mi wcześniej o tym połączeniu, Harry. Nie powinieneś ukrywać przede mną czegoś tak ważnego – zbeształ stanowczo.
- Ja… nie chciałem, żebyś wiedział. – Harry zawiesił głowę. – Nie znoszę uczucia jego obecności w mojej głowie, Severusie. Poza tym, co możesz z tym zrobić? Zamknąć mnie na oddziale zamkniętym? To się robi z szaleńcami.
- Nie. Mogę nauczyć cię oklumencji
- Ale powiedziałeś, że chcesz, żebym skoncentrował się na eliksirach i tego typu rzeczach.
- To było przed tym, jak dowiedziałem się, że masz sny i uczucia cholernego Czarnego Pana w swoim umyśle, młody człowieku. Gdybyś wcześniej poinformował mnie o tym małym szczególe, wtedy próbowałbym cię tego nauczyć.
- Przepraszam.
- Przestań przepraszać, dobra? – powiedział szorstko. – Nie zamierzam cię sprać za ten błąd, do teraz powinieneś to wiedzieć.
- Dlaczego nie? Ponownie schrzaniłem.
- Przestań. Użalasz się nad sobą, a tego nie będę tolerować. Wszyscy robimy błędy, Harry. Sztuką jest je pamiętać, uczyć się z nich i miejmy nadzieję ich nie powtarzać. – Severus odchrząknął. – Czy wciąż boli cię blizna.
Harry niechętnie skinął głową.
Severus podłożył dwa palce pod jego podbródek i uniósł głowę chłopca, żeby móc zbadać bliznę. Łagodnie odgarnął włosy z czoła chłopca i zobaczył, że blizna jest zaczerwieniona i obrzęknięta. Ostrożnie dotknął jej i zapytał:
- Boli?
Harry wzdrygnął się.
- Może… trochę. Ale nie za mocno – dodał szybko, żeby Snape nie pomyślał, że jest mięczakiem. – Jest tylko wrażliwa.
Severus posłał mu wszystkowiedzące spojrzenie. Potem przywołał maść znieczulającą i zaaplikował ją na miejsce w kształcie błyskawicy. Wtedy nieco napięcia zeszło z chłopca.
- I jak?
- Lepiej. Dzięki.
Severus otarł dłoń w ubranie.
- Opowiedz mi o dzisiejszym śnie, Harry. Widziałeś w nim Czarnego Pana? I mnie, jak zakładam?
- Tak – Szybko zrelacjonował sen. – I to się stało. To nie był… sen.
- Nie. A to oznacza, że wasze… połączenie robi się silniejsze. Musisz być ostrożny, Harry. To może działać w obie strony. To dlatego muszę nauczyć cię oklumencji. Żebyś mógł zamknąć przed nim swój umysł i vice versa. Ale teraz cię ostrzegę, trudno to opanować. To zajmie wiele pracy.
- Nie obchodzi mnie to. Zrobię to.
- Cóż, jesteś zbyt zmęczony, by teraz zacząć, więc może zasugeruję, że poczekamy do poniedziałkowego wieczora? Póki co dam ci eliksir bezsennego snu i muszę ci powiedzieć, że pierwsze kroki w wyuczeniu się oklumencji jest nauczenie się, jak oczyszczać umysł.
- Oczyszczać umysł? Huh? Nie rozumiem.
- To czynienie umysłu pustym, żeby nic się z niego nie dało dowiedzieć – powiedział cicho Severus, mając nadzieję, że robi dobrze. Trudno było nauczyć czegoś, co on potrafił instynktownie. To było jak nauczenie kota szczekać – nie miał pojęcia, jak ująć to, co zrobił w kroki.
- Dobra, spróbuję.
- Dobrze. – Snape machnął różdżką i przywołał z prywatnych zbiorów fiolkę eliksiru bezsennego snu o kolorze lawendowym. – Weź go i wracaj do dormitorium, Harry. Będziesz spał spokojnie, a po jutrzejszych zajęciach możemy popracować nad warzeniem go albo może mikstury uspokajającej.
Harry wziął eliksir.
- W porządku. Przepraszam, że zachowywałem się jak…
- Jeśli jeszcze raz przeprosisz, dziecko, przysięgam, że porządnie cię pacnę – zagroził. – Nie masz za co przepraszać. Co powiedziałem ci o proszeniu o pomoc?
- Że… to jest w porządku.
- Tak i zawsze tak będzie. A teraz idź do łóżka. Ponieważ jeśli zaśpisz jutro rano, dam ci szlaban, jak tylko obrócisz głowę.
- Tak jest. – Odwrócił się, by wyjść, po czym dodał przez ramię: – Ale skąd będziesz wiedzieć? Nie mam jutro z tobą zajęć.
- Mam swoje sposoby, niereformowalny pisklaku. – Posłał chłopcu drwiące spojrzenie. – Łóżko, panie Potter. Albo może zaniosę cię tam i włożę go tego łóżka?
- Nie! – krzyknął przerażony Harry. Potem wystrzelił do drzwi, więc przegapił chytry chichot mentora.
Naprawdę, Harry, musisz wykształcić poczucie humoru.


3 komentarze:

  1. och wspaniały rozdział właśnie na to czekałam relacje niecierpliwie czekam na kolejny rozdział życzę zdrowia czasu na tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny rozdział wspaniałej historii, za którą jako czytelnik bardzo dziękuję.
    Muszę jednak zauważyć, że wkradła się w niego zabawna literówka:
    "- Profesor Snape ma rację, Harry – powiedziała McGonagall, kładąc uspokajająco słoń na jego ramieniu."
    Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, program mentorski cudownie będą spędzać mnóstwo czasu razem, Severus zmienił się jest milszy, cierpliwy i troszczy się naprawdę,  chce zatroszczyć się o Harrego... i żartuje no pięknie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń