Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 22 sierpnia 2021

MH - Rozdział 19 – Zrozumienie i wybaczenie

Zdaniem Harry’ego, Remus przyjął całkiem dobrze odkrycie kim jest Książę Półkrwi. Siedział w milczeniu przez prawie pięć minut, po czym zaczął krążyć po pokoju i przeklinać się za to, że nie zauważył tego wcześniej. Harry podejrzewał, że miało to związek z tym, że Remus nie rozpoznał pisma profesora Snape’a albo czegoś podobnego, ale nie był on jedyny. Kiedy mężczyzna skończył, Harry opowiedział, co się stało w gabinecie Slughorna, co wprawiło Remusa w nieco lepszy nastrój.

Tego ranka lekcje teleportacji również poszły lepiej, niż Harry się spodziewał. W końcu udało mu się aportować podczas obrotu. Hermionie również udało się aportować i niemal przewróciła Harry’ego w swoim podekscytowaniu. Zarobiła tym naganę od profesor McGonagall i fale zazdrości od Rona (który stał w pobliżu), chociaż Harry’emu ciężko było ustalić, czy to dlatego, że Hermiona się aportowała, czy dlatego, że go przytuliła.

Chwiejna przyjaźń Rona stawała się niezwykle irytująca. Zadziwiające było o, że skoro Ron był tak zazdrosny o pogłoski o związku Harry’ego i Hermiony to dlaczego wciąż był z Lavender? To po prostu nie miało sensu. Jak Ron mógł uwierzyć w plotki Lavender zamiast swoim najlepszym przyjaciołom? Z drugiej strony, niewiele z zachowania Rona w tym roku miało sens.

W tym roku niewiele miało sens. Ron zachowywał się dziwnie, Cho zachowywała się dziwnie, Malfoy sprzeciwiał się Snape’owi, Syriusz robił Merlin wiedział co, z jakiegoś dziwnego powodu Dumbledore był czasami nieobecny przez kilka dni, a cała żeńska populacja Hogwartu uważała Harry’ego za atrakcyjnego. Sześć miesięcy temu Harry pomyślałby, że większość tych zmian była niemożliwa. Sześć miesięcy temu Harry nigdy by nie uwierzył, że Ron porzuci swoich najlepszych przyjaciół dla dziewczyny, która mu się wyraźnie nie podobała.

Oczywiście Harry był gotów sześć miesięcy temu przekląć Rona, ale to nie o to chodziło. Sęk w tym, że Harry nie był pewny, czy dalej wie, kim jest Ron. Ron, którego znał cenił przyjaźń i rodzinę ponad plotkami i rozgłosem. Zajmowali się tą sprawą lata temu. Ron wiedział, że lepiej nie być zazdrosnym o uwagę, jaką otrzymywał Harry… prawda?

Niestety Harry nie był już taki pewny.

Spotkanie GD tego wieczoru było co najmniej niekomfortowe. Ron za wszelką cenę unikał Harry’ego i Hermiony, a nawet był otwarcie czuły w kierunku Lavender podczas spotkania. To zirytowało kilku członków, którzy nie mieli problemu z wyrażeniem na głos niechęci do niewłaściwego zachowania. Po tym, jak piąta osoba powiedziała Ronowi i Lavender, żeby przestali i znaleźli sobie pokój, Ron i Lavender opuścili spotkanie. To był ostateczny gwóźdź do trumny dla Harry’ego. Ron, który był jego najlepszym przyjacielem przez ponad pięć lat, zniknął. Jego najlepszy przyjaciel zmienił się w kogoś, kogo nie był pewny, czy chce znać.

Reszta spotkania przebiegła bez żadnych przerw. Jednak po spotkaniu wszystko było jasne. Kiedy wszyscy wychodzili, Harry został osaczony przez całą Radę z sugestiami, by zawiesić Rona i Lavender w przyszłych spotkaniach. Oczywiście Ginny była tą, która zaproponowała ten pomysł, ale co zaskoczyło Harry’ego, Cho poparła wniosek.

- Jeśli Ron i Lavender myślą, że to, czego się uczymy, jest stratą czasu, mogą nauczyć się, jak przetrwać tę wojnę w swoim własnym czasie – powiedziała Cho. – Kiedy zdecydują się dorosnąć to może pozwolimy im na próbę wrócić.

Harry westchnął, siadając na krześle, które pojawiło się znikąd. Był w pułapce. Jakąkolwiek odpowiedź udzieli, musiał kogoś rozzłościć.

- Czy wszyscy się na to zgadzacie? – zapytał, spoglądając na nich. Członkowie Rady spojrzeli po sobie i pokiwali głowami. – A co powiecie na to, żeby najpierw dać im ostrzeżenie? – zaproponował Harry. – Jeśli to się powtórzy, nie będą mogli już wrócić.

- Zgadzam się – powiedziała Hannah, wzruszając ramionami. – Nigdy tak naprawdę nie powiedzieliśmy, że zakłócanie spotkań spowoduje wydalenie z grupy, ponieważ nie sądziliśmy, że to będzie problemem.

- Ale Ron powinien wiedzieć, czego lepiej nie robić – sprzeciwiła się Ginny. – Te spotkania pomagają nam wszystkim. Wszyscy wiedzą, że sprawy osobiste należy zostawiać za drzwiami.

Harry nie przegapił spojrzenia, jakim Ginny obdarzyła Cho, ani tego, jak Cho nagle zaczęła nieswojo wyglądać.

- Obejmuje to także twoje problemy z bratem, Ginny – powiedział od niechcenia. – Wszyscy mamy problemy i czasami raczej trudno o nich zapomnieć. Nie usprawiedliwiam zachowania Rona. Po prostu myślę, że zrobienie czegoś tak drastycznego bez żadnego ostrzeżenia spowoduje problemy. Porozmawiam z Ronem i Lavender. Jeśli nie mogą oderwać od siebie rąk, nie powinni w ogóle tu przychodzić.

Większość Rady zgodziła się. Wydawało się, że Ginny była jedyną osobą, która chciała protestować, ale Harry uznał, że to w większości dlatego, że jest zła na Rona. Nie mając nic innego do omówienia, Rada opuściła Pokój Życzeń. Harry starał się zachować pewien dystans między sobą a Ginny, póki nie będzie miała okazji się uspokoić. W końcu wszyscy wiedzieli, że temperament Weasleyów był siłą, z którą należało się liczyć.

Gdy wszyscy ruszyli własnymi drogami do swoich domów, Harry poczuł dłoń na swoim lewym ramieniu i odwrócił się do Cho, próbującą uśmiechnąć się uspokajająco. Stwierdzenie, że gest był niespodzianką byłoby niedopowiedzeniem. Harry próbował odwzajemnić uśmiech, ale miał wrażenie, że mu się nie udało przez przygnębiony wyraz twarzy Cho. To dało Harry’emu nadzieję. Być może ich przyjaźń była jednak do uratowania.

Wchodząc do pokoju wspólnego Gryfonów, nadzieja Harry’ego zgasła na widok Rona i Lavender, przytulających się przy kominku. Po raz kolejny wyglądali tak, jakby próbowali się zjeść. Czy oni nigdy nie dają temu spokoju? Wzdychając głęboko, Harry zebrał całą swoją odwagę i podszedł do nich. Fale irytacji, desperacji i zazdrości ogarnęły Harry’ego, nasilając się z każdym krokiem. To zaskoczyło Harry’ego. Ron i Lavender czuli wszystko, czego nie powinni podczas pocałunku.

Harry odchrząknął głośno, sprawiając, że Ron i Lavender przestali się całować i odwrócili się do niego ze znudzonymi wyrazami twarzy.

- Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że kilka osób narzekało na wasze dzisiejsze zachowanie, więc jest to wasze jedyne ostrzeżenie – powiedział surowo Harry. – GD jest dla tych, którzy chcą ćwiczyć swoje umiejętności w nadziei na przetrwanie wojny. Jeśli oboje uważacie, że jest to strata czasu, nie wracajcie. Jeśli ponownie spowodujecie zamieszanie, będziecie poproszeni, żeby opuścić spotkanie i zabronimy wam przychodzić na kolejne.

Ron i Lavender wpatrywali się w Harry’ego kompletnie oszołomieni, ich usta otwierały się i zamykały bez słów. Harry nigdy nie rozmawiał z jakimkolwiek Gryfonem w taki sposób. W jego głosie nie było złości, tylko rozczarowanie zmieszane z surowością, które zwykle pojawiały się, gdy nauczyciel rozmawiał z uczniem.

Harry nie czekał, aż wymyślą odpowiedź, tylko odwrócił się i wszedł po schodach. Nie było takiej potrzeby. Ron i Lavender musieli zrozumieć, że ich działania mają konsekwencje. Musieli wybrać, co jest ważniejsze. Harry nie mógł pozwolić sobie na wybieranie ulubieńców. Chronił Rona przed utratą pozycji w drużynie Quidditcha i prawie stracił przez to resztę drużyny. Nie zamierzał pozwolić GD się rozpaść, ponieważ dwójka ludzi nie potrafiła myśleć o nikim innym poza sobą.

Wchodząc do swojego dormitorium, Harry próbował wyrzucić z głowy natłok myśli i skoncentrować się na czymś… czymkolwiek innym. Naprawdę nie podobało mu się, dokąd to wszystko prowadziło. Nie podobało mu się to, że większość komplikacji w tym roku była związana z Ronem. Dlaczego Ron nie widział, że inni cierpieli?

TRZASK!

Harry szybko odwrócił się i zobaczył piorunującego go wzrokiem, zirytowanego Rona, który właśnie zatrzasnął drzwi. Może Ron przyjął ostrzeżenie gorzej, niż Harry myślał.

- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to mi… nam – wysyczał gniewnie Ron, zbliżając się, aż stanęli nos w nos (cóż, a przynajmniej tak blisko, jak mogli). – Jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Czy Ginny cię do tego namówiła? – Jego oczy zwęziły się podejrzliwie. – Zrobiła to, prawda?

Harry nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Właśnie otrzymał dowód, że Ron nie myślał o nikim innym poza sobą.

- Właściwie to Rada chciała wyrzucić waszą dwójkę z GD – powiedział stanowczo Harry. – Ciężko pracują, żeby się nauczyć, co mogą, by wszyscy skorzystali z GD. Pamiętasz GD, Ron? Grupę, którą ty i Hermiona stworzyliście w zeszłym roku i zmusiliście mnie, żebym był jej częścią? – Odsuwając się o krok, Harry przyjrzał się Ronowi, nim potrząsnął głową. – Już nawet nie wiem, kim jesteś – powiedział ze zdumieniem. – Ron, którego znałem, stał u boku swoich przyjaciół i rodziny. Nigdy nie porzuciłby nas dla takiej plotkary jak Lavender.

Ron wciągnął gwałtownie powietrze.

- Ona przynajmniej mnie nie okłamuje – odparował. – Kiedy ty i Hermiona zamierzaliście mi powiedzieć, że całujecie się za moimi plecami?

Harry roześmiał się z niedowierzaniem, machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę. Bez słowa machnął nią i cicho rzucił cicho kilka zaklęć prywatności, by nikt nie mógł podsłuchać ich rozmowy.

- Nic takiego nie robimy! – powiedział, chowając różdżkę do kabury. – Jesteśmy z Hermioną tylko przyjaciółmi. Była przy mnie, kiedy potrzebowałam pomocy, ponieważ mój najlepszy przyjaciel postanowił wierzyć plotkom, zamiast pytać o prawdę.

Ron spojrzał na Harry’ego podejrzliwie i splótł ręce na piersi.

- Jesteście tylko przyjaciółmi? – zapytał.

Harry uniósł ręce z frustracją, po czym podszedł do okna i zapatrzył się w ciemność.

- Jeśli mi nie wierzysz to nie mam ci nic więcej do powiedzenia – powiedział z irytacją. – Mam dość czekania, aż się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że niszczysz coś, czego zbudowanie zajęło nam pięć lat! Kiedyś ufałem ci życiem! Teraz nie mogę powiedzieć tego samego. – Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, nim Ron odwrócił wzrok. – Nie było cię przy mnie, gdy Hermiona, Remus i ja pracowaliśmy nad zdobyciem wspomnienia od Slughorna. Nie było cię, gdy mi się powiodło. Nie było cię, gdy Cho rzuciła się na mnie, a potem nie mogła zrozumieć, dlaczego odmówiłem czegoś więcej niż przyjaźni.

- Harry, ja…

- Nie chcę tego słuchać! – przerwał mu Harry, szybko odwracając się i stając twarzą w twarz z Ronem. – Nic, co powiesz, nie usprawiedliwi sposobu, w jaki potraktowałeś mnie i Hermionę! W zeszłym tygodniu nie mogłeś się wystarczająco szybko pozbyć Lavender, a w tej chwili, gdy pojawiło się kilka plotek, znowu ją całujesz i nas ignorujesz! Jeśli chcesz z nią być to nie oczekuj, że będziemy na ciebie czekać. Hermiona  ma własne życie, a ja mam wojnę do przeżycia.

Oczy Rona rozszerzyły się w szoku, podszedł do najbliższego łóżka i usiadł.

- Oczekujesz, że wybiorę – zakończył.

Harry prychnął. Jak Ron mógł być tak głupi?

- Nigdy bym nawet nie śnił, że to zrobisz – powiedział sarkastycznie. – Po prostu mówię, że nie będziemy na ciebie czekać. Hermiona potrzebuje kogoś, kto będzie ją lepiej traktowa, a ja kogoś, kto stanie po mojej stronie, gdy będę tego potrzebował. Najwyraźniej ty nie jesteś tą osobą…

Ron natychmiast wstał, patrząc na Harry’ego z przerażeniem.

- Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz odsunąć naszą przyjaźń, jakby nic nie znaczyła…

- Ty już to zrobiłeś, Ron – powiedział spokojnie Ron. – Odrzuciłeś nas w chwili, gdy zszedłeś się z Lavender, a potem znowu, gdy zaczęły się plotki.

- BO SIĘ BAŁEM, JASNE! – ryknął Ron.

Harry wpatrywał się w Rona z niedowierzaniem. To była prawdopodobnie ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.

- Czego się boisz? – zapytał Harry.

Ron przesunął dłonią po twarzy, siadając z powrotem.

- Bałem się, że wy dwoje już mnie nie potrzebujecie – powiedział cicho, spuszczając wzrok na podłogę. – Bałem się, że mnie zostawicie…

- Tak jak ty to zrobiłeś? – przerwał mu sucho Harry, podchodząc do swojego łóżka i siadając. Jego frustracja z powodu całej tej sytuacji zaczęła przyprawiać go o ból głowy. – Wszystkiego można było uniknąć, gdybyś z nami rozmawiał. Zamiast tego zaufałeś Lavender (która nigdy nie ukrywała swojej niechęci do Hermiony) zamiast swoim najlepszym przyjaciołom. To jest coś, czego nie mogę zapomnieć. Myślisz, że dlaczego Lavender zaczęła te plotki w pierwszej kolejności? Była zazdrosna, że spędzasz więcej czasu z nami! Bała się, że straci cię na rzecz Hermiony!

Ron wpatrywał się w Harry’ego kompletnie oszołomiony.

- Ale… Hermiona i ja… jesteśmy tylko przyjaciółmi – zaprotestował słabo.

Harry westchnął z irytacją, pocierając czoło. Gdyby to szło wolniej chyba byśmy się cofali.

- Ludzie widzą to, co chcą widzieć, Ron – powiedział ze zmęczeniem. – Ludzie myślą, że jestem Wybrańcem, który uratuje ich wszystkich przed Voldemortem. Widzą chłopca, który przeżył, ich wybawcę. Nie widzą mnie. – Harry rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Rona, po czym położył się do łóżka i zamknął oczy. – Przed tym rokiem myślałem, że jesteś jednym z niewielu, który wiedzą, że lepiej nie wierzyć w to, co mówią ludzie. Chyba się myliłem.

- Harry…

Harry odwrócił się na bok, plecami do Rona. Nie było nic więcej do powiedzenia. Ron mógł albo zmienić swoje postępowanie albo zdać sobie sprawę, że ich przyjaźń jest bliska zniszczenia. Nawet jeśli brzmiało to okropnie, Harry nie mógł się zmusić, by czuć się źle z powodu możliwości utraty najlepszego przyjaciela. Chciał tylko, żeby ten cały bałagan się skończył.

^^^

Następny ranek wyryje się na stałe w pamięci większości członków domu Gryffindora. To tego ranka Ron zakończył swój związek z Lavender i z tego powodu został przeklęty, aż nie dało się go rozpoznać. Oczywiście to było po tym, jak uszy wszystkich dzwoniły z powodu wściekłych krzyków Lavender. Meble zostały zniszczone, a kilka osób zostało zabranych do skrzydła szpitalnego z powodu oberwania rykoszetem, ale w końcu wszyscy uwierzyli, że Lavender Brown całkowicie straciła rozum.

Gdy wszystko zostało naprawione i wyleczone, Ron zdołał osaczyć Harry’ego i Hermionę w bibliotece. Harry pozostał cicho, gdy Ron próbował przeprosić za swoje zachowanie, twierdząc, że nigdy nie chciał zranić swoich najlepszych przyjaciół. Przeprosiny trwały niemal trzydzieści minut, nim Hermiona kazała mu przestać. Ron najwyraźniej wziął sobie do serca wszystko, co Harry powiedział poprzedniego wieczora i uznał, że musi powtórzyć, jakim był dupkiem w każdy możliwy sposób. Desperacja i wyrzuty sumienia wylewały się z niego silnymi falami, ale Harry i Hermiona nie byli w stanie wybaczyć i zapomnieć… a przynajmniej jeszcze nie.

Ron z pewnością miał przed sobą wiele pracy.

Reszta lutego minęła i niewiele można było narzekać. Cho podeszła do Harry’ego i przeprosiła za swoje zachowanie, pytając, czy to możliwe, by pozostali przyjaciółmi. Harry zgodził się spróbować naprawić ich przyjaźń, chociaż wiedział, że zawsze będzie między nimi napięcie, nie ważne jak małe. Nadal wzdrygał się na wspomnienie pocałunku i tego, co z nim zrobił.

Lekcje teleportacji stawały się coraz bardziej znośne, ponieważ więcej osób z powodzeniem teleportowało się i jeszcze więcej osób się rozszczepiło. Ron nadal nie zdołał się teleportować, co go frustrowało, ale przez większość czasu trzymał to dla siebie. Wraz z większością szóstoklasistów miał tendencję do wyzywania Wilkie Twycrossa w odpowiedzi na irytujące Ce-Wu-En. Zdumiewające było, jak wiele obelg ludzie wymyślili, zaczynało się na te litery.

Nadejście marca przyniosło siedemnaste urodziny Rona. Między Harrym i Ronem wciąż było napięcie, ale zadowolili się tymczasową akceptacją. Harry akceptował, że Ron szczerze próbował naprawić ich przyjaźń, a Ron akceptował, że ich przyjaźń nie mogła być już taka, jak w przeszłości. Treningi Quidditcha nie były już przerażającymi dwoma godzinami, choć między Ronem a Ginny wciąż było jakieś napięcie. Najwyraźniej nowa postawa Rona była skierowana tylko w stronę Harry’ego i Hermiony.

Harry wstał wcześnie rano i wyszedł z dormitorium, tak jak w każdą sobotę rano. Zaplanował to idealnie, by móc otrzymywać cotygodniowe informacje o Syriuszu od Remusa i wrócić z powrotem do wieży, nim Ron się obudzi, by życzyć mu wszystkiego najlepszego. Wiadomość była taka sama jak ostatnim razem. Syriusz czuł się dobrze, a misja posuwała się do przodu. Po tylu tygodniach takich samych informacji Harry nie mógł powstrzymać lekkiego rozczarowania. Tęsknił za Syriuszem i miał nadzieję, że usłyszy, że jego ojciec chrzestny wraca do domu.

Kiedy Harry wrócił do wieży Gryffindoru wciąż było wyjątkowo cicho. Uczniowie powoli wypływali ze swoich dormitoriów, wciąż w połowie zaspani. Minął Deana i Seamusa w drodze do dormitorium, a za nimi Neville’a, który wyglądał, jakby miał wyjątkowo długą noc. Wchodząc do pokoju, Harry podszedł prosto do łóżka Rona i rozsunął jego kotary. Ron miał twarz ukrytą w poduszce, a nogi podciągnięte, co pozwalało stworzyć mały stos prezentów w nogach jego łóżka.

- Wstawaj, Ron – powiedział wesoło Harry, podchodząc do kufra, by wyciągnąć prezent i rzucił go na łóżko Rona. – Czas wstawać! To twoje urodziny!

Ron jęknął i schował twarz głębiej w poduszkę.

- Za wcześnie – powiedział zmęczonym głosem.

Harry wzruszył ramionami, odwracając się do wyjścia.

- Będę na dole, póki nie zejdzie Hermiona – powiedział nonszalancko. – Spotkamy się w Wielkiej Sali.

Ron jęknął ponownie, odsunął się od poduszki i usiadł.

- No dobra, dobra – powiedział, ocierając pozostałe zmęczenie z oczu. – Wstałem. Widzisz? – Zakrył usta, by ukryć szerokie ziewnięcie, po czym zaczął grzebać w prezentach. Pierwszym był prezent Harry’ego, czyli nowa para rękawic obrońcy, których Ron desperacko potrzebował. Następny był prezent Hermiony – zestaw naprawczy do miotły, a następnie ciężki, złoty zegarek z dziwnymi symbolami na krawędzi i maleńkimi ruchomymi gwiazdkami zamiast wskazówek od państwa Weasley. Od Billa i Fleur otrzymał kaburę na różdżkę, od Charliego parę butów ze smoczej skóry, a od Percy’ego książkę o możliwych pracach w Ministerstwie (która została natychmiast odrzucona na bok).

Ostatnim prezentem było owinięte prostokątne pudełko, które Harry przypuszczał, było od bliźniaków. Gdy Ron czytał małą karteczkę, Harry wrócił do swojego kufra i wyciągnął pracę domową z transmutacji, którą planowali rozwiązać przed lekcjami teleportacji. Ponieważ wizyty w Hogsmeade zostały wstrzymane do odwołania, tak naprawdę nie było nic do roboty poza pracą domową i Quidditchem. Hermiona protestowała przed Quidditchem, więc utknęli z zadaniami.

- Chcesz? – zapytał Ron przytłumionym głosem.

Harry spojrzał w górę i zobaczył Rona, oferującego mu Czekoladowy Kociołek, radośnie jedząc własny.

- Eee… nie, dzięki – powiedział szybko. Nie dotknął Czekoladowych Kociołków od kiedy Romilda Vinde próbowała dać mu pudełko wypełnione eliksirem miłości. – Fred i George dali ci czekoladę? To do nich nie podobne… cóż, chyba że zawierają jakiś żart.

Ron potrząsnął głową i połknął dużą ilość czekolady z ust, nim chwycił kolejną.

- To nie od nich – powiedział, ześlizgując się z łóżka i zaczynając przebierać. – To od jakiejś Gryfonki, która chciała mi życzyć wszystkiego najlepszego. Powiedziała nawet, że powinienem podzielić się nimi z przyjaciółmi.

Harry wpatrywał się w Rona z uniesioną brwią.

- Jesz czekoladki, od „jakiejś dziewczyny”? – zapytał powoli. – Na kartce było imię?

Ron skinął głową, wrzucając do ust trzeci Czekoladowy Kociołek.

- Tej dziewczyny, która się w tobie durzy – powiedział bezceremonialnie. – Tej z długimi, czarnymi włosami…

Harry’emu w ogóle się to nie podobało.

- Romilda Vane? – zapytał nerwowo. – Jesz czekoladki od Romildy Vane? – Ron nie odpowiedział. Harry szybko sięgnął i był zaniepokojony, gdy nie wyczuł absolutnie nic poza pojedynczą falą czegoś, czego nie potrafił opisać. Było to jak mieszanka szczęścia, przyjemności i zadowolenia zmieszana w jedną potężną falę. To nie było naturalne. – Ron? – zapytał ponownie Harry. – Ron, powiedz coś.

Ron powoli odwrócił się do Harry’ego z niewyraźnym wyrazem twarzy, ale wciąż nic nie powiedział. Wyglądało to prawie tak, jakby Rona nie było, jakby coś nim zawładnęło. Niemal jak klątwa Imperius. Robiąc ostrożny krok, Harry sięgnął po pudełko Kociołków Czekoladowych, jednak Ron szybko je wyrwał i przytrzymał ochronnie przy piersi.

- Nie możesz ich wziąć! – wykrzyknął gorączkowo Ron. – Romilda dała je mi!

Harry jęknął, chwytając z frustracją grzbiet nosa. Świetnie. Po prostu świetnie.

- Nie zamierzam ich zjeść, Ron – powiedział w napięciu. – Chcę tylko na nie spojrzeć, dobra? – Ron wpatrywał się w Harry’ego podejrzliwie przez dłuższą chwilę, po czym podał mu pudełko. Machnięciem nadgarstka Harry sprawił, że różdżka znalazła się w jego dłoni i machnął nią nad pudełkiem, jednocześnie niewerbalnie rzucając ujawniające zaklęcie Scarpina. Nie zdziwił się, widząc, że zupełnie zostały naszpikowane zaklęciem miłosnym, dokładnie jak te, które Romilda Vane próbowała mu dać kilka miesięcy temu. A może to te same.

- Zwróć je! – warknął Ron, wyrywając pudełko Harry’emu. – Masz je wystarczająco długo!

Harry uniósł ręce w geście poddania, gorączkowo myśląc o sposobie naprawienia tego, zanim Ron zrobi z siebie głupca.

- Ron, myślę, że powinniśmy się iść zobaczyć z panią Pomfrey – powiedział ostrożnie. – Żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Chcesz być całkowicie zdrowy, kiedy zobaczysz Romildę, prawda?

Niestety tylko jedno słowo zarejestrowało się w umyśle Rona.

- Romilda – powiedział sennie Ron, po czym wyglądał na mocno przygnębionego, siadając na łóżku, przyciskając do piersi pudełko czekoladek. – Nie wiem, co robić. Chyba… chyba ją kocham, ale ona nie wie nawet, że istnieję.

Harry stłumił chęć zwrócenia uwagi na oczywistość. Miał przeczucie, że Romilda Vane po prostu wykorzystywała Rona, żeby dostać się do niego. Harry nigdy nie podejrzewał, że jest ona aż tak zdesperowana, ale najwyraźniej się mylił. Skoncentruj się na aktualnej sprawie. Teraz pomóż Ronowi, potem przeklniesz Romildę.

- Ron, jak możesz ją kochać? – zapytał. – Co o niej wiesz?

Ron zerwał się na równe nogi.

- Jak śmiesz kwestionować moją miłość do niej?! – krzyknął ze złością. – Byłeś taki sam z Lavender!

Dobra, to tyle, jeśli chodzi o wniesienie logiki do tej sytuacji.

- Nie kwestionuję twojej… eee… miłości, Ron – upierał się Harry, a jego umysł szybko pracował, by wymyślić nową taktykę. Tylko twoje zdrowie psychiczne. Kiedy nic nie przyszło mu do głowy, Harry wiedział, że będzie musiał grać, że Ron faktycznie kochał kogoś, kogo nawet nie znał. – Byłem po prostu ciekawy. Nie znam Romildy, a ty jesteś moim najlepszym przyjacielem, więc naturalnie chcę się dowiedzieć więcej o nowej dziewczynie w twoim życiu.

Ron przez dłuższą chwilę patrzył na Harry’ego podejrzliwie.

- Nie wierzę ci – powiedział w końcu. – Chcesz ją dla siebie, prawda? Cóż, nie możesz jej mieć!

Harry zmusił się, by nie wzdrygnąć się na ten komentarz. Nie chciał mieć absolutnie nic wspólnego z Romildą Vane, ale nie miał zamiaru mówić tego Ronowi w obawie, że Ron będzie bronił honoru Romildy… obawiał się, że będzie musiał się bronić.

- Nie chcę Romildy, Ron – powiedział Harry tak cierpliwie, jak tylko mógł. – Jest cała twoja. A teraz chodźmy zobaczyć się z panią Pomfrey, a potem znajdziemy twoją dziewczynę, dobra?

Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi, nim otworzyły się i Hermiona wsunęła głowę do środka.

- Wszystkiego najlepszego, Ron! – powiedziała radośnie, popychając drzwi i wchodząc do pokoju. – No dalej, co tak długo trwa? Myślałem, że wieki temu będziecie na dole.

Ron prychnął.

- Harry sądzi, że jest za dobry dla miłości mojego życia – powiedział ze złością.

- Nigdy tego nie powiedziałem! – odpalił Harry. – Powiedziałem, że się nią nie interesuję. Byłeś zły, kiedy sądziłeś, że ci ją zabiorę, a teraz jesteś zły, że nie chcę ci jej odebrać. Mógłbyś się do cholery zdecydować?

Ron podszedł do Harry’ego i spiorunował go z góry.

- Jesteś po prostu zazdrosny, że ona chce mnie, a nie „Wybrańca” – warknął.

- RON! – skarciła go Hermiona. – Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś! I o kim wy mówicie?

- O Romildzie Vane – odpowiedział Harry przez zęby, próbując ukryć chęć uderzenia Rona w twarz. – Najwyraźniej Ron zdał sobie sprawę, że jest w niej zakochany po zjedzeniu kilku Czekoladowych Kociołków, które dała mu na urodziny.

- Och – powiedziała w zamyśleniu Hermiona, nim jej oczy się rozszerzyły. – OCH! Harry, odsuń się. – Harry posłuchał, spoglądając przez ramię, jak dziewczyna wyciąga różdżkę. – Ron, naprawdę bardzo mi przykro, ale to dla twojego dobra. – Wycelowała różdżkę w Rona i po błysku czerwonego światła, Ron upadł nieprzytomny na ziemię. – Przysięgam, że przeklnę za to Romildę.

- Ustaw się w kolejce – powiedział Harry, klękając i sprawdzając puls Rona, który był spokojny i stabilny. – Naprawdę powinniśmy zabrać go do pani Pomfrey po antidotum. Przysięgam, że porozmawiam o tym z Fredem i Georgem. Te eliksiry miłosne są dokładnie jak klątwa Imperius!

Hermiona uklękła obok Harry’ego i położyła dłoń na jego ramieniu.

- Harry, proszę, uspokój się – powiedziała. – Zajmiemy się Romildą i bliźniakami potem, dobra?

Harry skinął głową, po czym zamknął oczy i w myślach zawołał Fawkesa. Musieli zabrać Rona do skrzydła szpitalnego szybko i dyskretnie. Kiedy nie było odpowiedzi, Harry sięgnął do słabej obecności Hogwartu i natychmiast został otoczony kojącymi falami magii, uspokajającymi go lepiej niż jakiekolwiek słowa. Jego ciało od razu się rozluźniło, a jego umysł oczyścił ze zmartwień. Czując, że jego połączenie z zamkiem nasila się, Harry spróbował mentalnie przekazać to, czego potrzebował.

Sapnięcie Hermiony wyrwało Harry’ego z myśli, otworzył oczy i zobaczył, że w miejscu solidnej ściany pojawił się drzwi. Dziękuję, przyjacielu. Fale akceptacji otarły się o niego, po czym potężna obecność wycofała się. Brak uspokajającego wsparcia Hogwartu sprawił, że Harry poczuł się raczej pusty, jakby brakowało mu kawałka jego samego. Odpychając to uczucie z umysłu, Harry szybko odwrócił się do Hermiony, która wciąż wpatrywała się w nowo stworzone drzwi z niepokojem.

- Hermiono, znajdź profesor McGonagall i spotkajcie się z nami w skrzydle szpitalnym – powiedział, podnosząc pudełko Kociołków Czekoladowych i wstał.

Kiedy Hermiona wstała, Harry machnął różdżką nad ciałem Rona. Mobilicorpus. Ciało Rona powoli uniosło się w powietrze, pozwalając Harry’emu skierować je w stronę drzwi. Gdy się zbliżyli, drzwi same się otworzyły, pozwalając Harry’emu zobaczyć znajome białe ściany skrzydła szpitalnego. Harry rzucił ostatnie spojrzenie na Hermionę, po czym przeniósł Rona przez drzwi, które zamknęły się za nim i zniknęły, pozostawiając solidną ścianę.

Gdy znalazł się w skrzydle szpitalnym, szkolenie Harry’ego na uzdrowiciela przejęło kontrolę. Szybko wylewitował ciało Rona na najbliższe łóżko i zawołał panią Pomfrey, zaczynając przechodzić przez etapy przygotowywania pacjenta do badania. Nagle ucieszył się, że od września ma lekcje z panią Pomfrey. Nie sądził, by był w stanie znieść dłuższe stanie i czekanie. Robienie czegoś oderwało jego umysł od martwienia się.

- Panie Potter! – wykrzyknęła pani Pomfrey, podbiegając w jego stronę. – Co się stało?

Harry odwrócił się do pani Pomfrey, zmuszając się do zachowania spokoju.

- Ron połknął eliksir miłosny – powiedział. – Był całkowicie irracjonalny, więc Hermiona go oszołomiła. Nie wiedzieliśmy, co innego zrobić. – Harry podał jej pudełko Kociołków Czekoladowych i czekał, aż pani Pomfrey je otworzy i wyciągnie jedną czekoladkę. Zapadła między nimi ogłuszająca cisza, gdy pani Pomfrey wpatrywała się w kawałek czekolady.

Wreszcie pani Pomfrey spojrzała na Harry’ego i skinęła głową.

- Bardzo dobrze – powiedziała profesjonalnym tonem. – Ruszajmy do pracy, panie Potter.

Przez następne dziesięć minut, Harry postępował zgodnie z instrukcjami, wydobywając eliksir z czekolady i identyfikując, jakim konkretnie eliksirem miłosnym jest. Byli w stanie potwierdzić, że eliksir był rzeczywiście przynajmniej dwa miesiące po dacie dostępności do spożycia. Remus, profesor McGonagall i Dumbledore przybyli z Hermioną niedługo po tym, jak Harry i pani Pomfrey zaczęli tworzyć odpowiednie antidotum. Na szczęście poczekali, aż antidotum zostanie skończone i Harry poda je Ronowi, nim zaczęli zadawać pytania. Hermiona podała im już ogólny zarys, więc Harry musiał tylko podać kilka szczegółów, podczas gdy pani Pomfrey cuciła Rona.

Ron obudził się z jękiem. Wszyscy czekali, gdy oczy Rona powoli skupiły się i spojrzał na wszystkich. Zgodnie z oczekiwaniami, Ron rozejrzał się dookoła, po czym wyciągnął poduszkę spod głowy i zakrył nią twarz. Oczywiście pani Pomfrey nie mogła na to pozwolić i szybko odsunęła poduszkę, odsłaniając czerwoną twarz Rona.

- Rozumiem, że wróciłeś do normalności – powiedział Harry z szerokim uśmiechem, siadając w nogach łóżka. – Żadnych więcej pragnień podboju świata w imię Romildy Vane?

Ron jęknął zawstydzony, ukrywając twarz w dłoniach.

- Czy możemy po prostu udawać, że to się nigdy nie wydarzyło? – zapytał z nadzieją.

- Obawiam się, że nie, panie Weasley – powiedziała surowo profesor McGonagall. – Uczennica podała panu zakazaną substancję. Ufam, że nadal ma pan kartkę dołączoną do prezentu?

Ron skinął ponuro głową, siadając.

- Jest na moim łóżku – powiedział, po czym spojrzał wprost na Harry’ego. – Przepraszam za to, co powiedziałem. Nic z tego nie miałem na myśli.

- Dobrze – stwierdził Harry, kiwając głową, – bo gdyby było inaczej, mielibyśmy wiele problemów.

^^^

Zanim zaczęła się lekcja teleportacji, cała szkoła wiedziała, że Ron dostał eliksir miłości od Romildy Vane. Ron nagle znalazł się otoczony uczniami, którzy chcieli wiedzieć wszystko o eliksirach miłosnych. Chcieli wiedzieć, jak to jest, co robił pod jego wpływem i jak wyrwał się z jego uścisku. Ron był zaskakująco prawdomówny na ten temat. Sporo osób skrzywiło się, słysząc, że Ron był gotów zaatakować swojego najlepszego przyjaciela za kogoś, kogo nawet nie znał.

Romilda Vane otrzymała dwa tygodnie szlabanu z Filchem i musiała napisać dla Rona formalne przeprosiny. Nim Fred i George przybyli tego popołudnia, by wręczyć Ronowi prezent urodzinowy, nikt nie był z nich zadowolony. Na szczęście nie trzeba było długo przekonywać Freda i George’a do usunięcia eliksirów miłosnych z listy ich produktów. Właściwie wystarczyła mała groźba Harry’ego, a bliźniacy zgodzili się na wszystko, co powiedział. Ponieważ Harry był tak teraz popularny, jego poparcie było na równi ze złotem, a powiedzenie słowa przeciwko pewnej firmie mogło pchnąć ją do bankructwa.

Kolejną istotną zmianą było to, że napięcie między Ronem i Ginny wydawało się zniknąć, dzięki czemu treningi Quidditcha przebiegały znacznie płynniej. Zespół gorączkowo przygotowywał się do meczu z Puchonami. Właściwie dla Harry’ego ulgą było skoncentrowanie się tylko na Quidditchu. Przez tydzień nie martwił się o Voldemorta, wojnę, Ministerstwo, naprawianie przyjaźni, unikanie wielbicieli i wykonywanie trudnych działań. Cała drużyna – choć raz od dłuższego czasu – pracowała jako drużyna. Opracowali sztuczki, które obejmowały nie tylko ścigających, ale także pałkarzy i bramkarza. Dla osoby z zewnątrz zagrywki wyglądały jak absolutny chaos i zanim się orientowali, jeden ze ścigających strzelał gola.

Kiedy nadszedł dzień meczu, emocje były tak wielkie, że można było ich posmakować. Drużyna Gryfonów jak najszybciej wyszła na boisko, by uniknąć całego zamieszania w Wielkiej Sali. W końcu Ron był wystarczająco nerwowy za cały zespół. Jednak tym razem wszyscy pomogli odwrócić jego uwagę, póki nie nadszedł czas wyjścia na boisko. Umiejętności strategiczne Rona w dużym stopniu przyczyniły się do powstania większości zagrań, czyniąc go istotną częścią zespołu.

Hałas tłumu był ogłuszający nawet w szatni. Na stadionie uniemożliwiało to myślenie. To dobrze, że opracowali ręczne sygnały dla niektórych zagrań, ponieważ Harry wątpił, by byli w stanie się usłyszeć. Wiał słaby wiaterek, a niejednolite chmury w niewielkim stopniu blokowały jasne światło słoneczne.

- Podstępne warunki – powiedział cicho McLaggen do Harry’ego. – Może to powodować problemy z niektórymi zagrywkami.

Harry skinął głową. McLaggen miał rację.

- Zgadzam się – powiedział, po czym odwrócił się do Coota i Peakesa. – Lećcie od słońca, gdy tylko się da. Nie będą w stanie zobaczyć, jak nadlatujecie.

- Tak jest, kapitanie! – powiedzieli Coot i Peakes, salutując i szczerząc się.

Harry powstrzymał się od przewrócenia oczami, podczas gdy drużyna zajęła swoje pozycje, McLaggen i Sloper stanęli z boku jako rezerwowi gracze Gryfonów. Po uściśnięciu dłoni kapitana Puchonów, Harry czekał ułamek sekundy, aż pani Hooch dmuchnie w gwizdek, sygnalizując rozpoczęcie gry. Dryżyna Gryffindoru natychmiast wystartowała i poleciała na swoje pozycje, Harry wzniósł się wyżej niż reszta swoich kolegów. Tłuczki i znicz zostały wypuszczone w powietrze, a za nimi kafel. Ścigający Gryfonów natychmiast rzucili się w jego kierunku i rozpoczęła się Misja: Zorganizowany Chaos.

Harry’emu niezwykle trudno było skupić się na zniczu, podczas gdy reszta boiska była tak pełna akcji. Pałkarze Puchonów najwyraźniej postanowili uderzać tłuczki w ludzi, w których mieli gwarancję wycelować, a mianowicie Harry’ego i Rona. Ścigający i pałkarze Gryfonów nieustannie się poruszali, co utrudniało trafienie któregokolwiek z nich bez narażania graczy Hufflepuffu. Ta taktyka pozwoliła Gryfonom szybko strzelić pięć bramek, nim Puchoni mieli choćby szansę strzelić jednego gola.

Oprócz zamieszania na boisku nie zabrakło zabawnego komentarz Luny Lovegood. Wydawała się bardziej zainteresowana rozmową o czymkolwiek poza Quidditchem. Opowiadała o swoich opiniach na temat poszczególnych graczy, zwłaszcza Harry’ego i Ginny wraz z omawianiem niemożliwych kształtów chmur. Niezwykle trudno było zachować poważną minę na niektóre komentarze, ale nadlatujący tłuczek szybko wyrzucił z głowy Harry’ego wszelkie myśli o śmiechu, więc po raz kolejny skręcił, by uniknąć uderzenia.

Strumienie światła słonecznego okazały się większym wyzwaniem dla obu drużyn. Gracze byli okresowo oślepiani przez światło, przez co prawie wpadali na siebie. Nie było absolutnie żadnego śladu znicza, co było dość irytujące. Gryffindor prowadził już siedemdziesięcioma punktami. Jeśli wkrótce nie złapie znicza, ta gra stanie się brudna. W każdym członku drużyny Puchonów szybko narastał gniew i frustracja. Już niedługo…

- RON!

Harry szybko odwrócił się i zobaczył Rona spadającego na ziemię. Bez namysłu Harry wystartował, modląc się, by był wystarczająco szybki… mając nadzieję, że się nie spóźni. Czas wydawał się zwolnić, gdy Harry naciskał na Błyskawicę, by leciała coraz szybciej. Cały hałas wydawał się zniknąć, ale Harry’ego to nie obchodziło. Gdy się zbliżał, mógłby przysiąc, że lot Rona zwolnił nieco, ale był zbyt skupiony na dotarciu do niego, by się tym interesować. Był tuż nad Ronem, kiedy gwałtownie zanurkował, owinął ramię wokół przyjaciela i pociągnął go w górę, nim uderzyli w ziemię.

Nastała cisza, gdy Harry ostrożnie wylądował i położył Rona na ziemię. Jego trening natychmiast przejął kontrolę, gdy sprawdzał rany Rona, nie zauważając nawet otaczającego go tłumy. Zamykając oczy, Harry położył ręce na piersi Rona i sięgnął zmysłami i magią, by znaleźć źródło ran Rona. Wokół głowy chłopaka był wielki ból i obrzęk, a także kilka drobnych obrażeń na jego przedramionach.

- Harry? – dotarł do niego zatroskany głos Remusa, przerywający jego koncentrację.

Otwierając oczy, Harry w końcu rozejrzał się i zobaczył, że otaczają go drużyny Puchonów i Gryfonów oraz większość nauczycieli.

- Ma uraz z tyłu głowy – powiedział cicho. – Potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej.

Remus skinął głową, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego.

- Zajmę się tym – powiedział, wyciągając różdżkę i wyczarowując nosze, na które wylewitował Rona. – Nic mu nie będzie, Harry. Obiecuję.

Harry skinął głową, wstając i obserwując, jak Remus szybko odchodzi z unoszącym się przed nim Ronem. Wypuściwszy uspokajający oddech, odwrócił się do pani Hooch.

- Możemy prosić o przerwę? – zapytał spokojnie. Skinęła głową i dwie drużyny rozdzieliły się. Zerkając na każdego ze swojej drużyny, Harry wiedział, że musi wymyślić coś, co odwróci ich umysły od tego, co się właśnie wydarzyło. Przyszło mu do głowy tylko jedno. – Wygrajmy to dla Rona. – Odwrócił się do McLaggena, który wyglądał na niezwykle podekscytowanego. – Graj na swojej pozycji, McLaggen, a reszta z nas będzie grała na swoich.

McLaggen skrzywił się lekko, po czym skinął głową. Wylewały się z niego fale frustracji, gdy odwrócił się i ruszył do słupków. Harry jęknął z irytacją, po czym odwrócił się do reszty drużyny i skinął głową, by zajęli swoje pozycje. Po zasygnalizowaniu pani Hooch, że są gotowi, Harry wsiadł na miotłę i wystartował, lecąc w kierunku McLaggena. Naprawdę nie chciał w tej chwili zajmować się jego ego, ale nie mógł zaryzykować, że McLaggen zrobi coś niesamowicie głupiego.

- Cormac – powiedział stanowczo Harry, przyciągając wściekłe spojrzenie siedmiorocznego Gryfona. – Słuchaj, po prostu bądź ostrożny. Unikaj pałkarzy i tłuczków za wszelką cenę. Nie możemy sobie pozwolić na utratę kogokolwiek innego.

McLaggen patrzył na Harry’ego przez dłuższy moment, po czym skinął głową. Pani Hooch dmuchnęła w gwizdek i gra została wznowiona. Cała atmosfera się zmieniła. Wydawało się, że wszyscy grają z większą ostrożnością, zwłaszcza pałkarze. To pozwoliło Harry’emu bardziej skoncentrować się na znalezieniu znicza niż na tym, gdzie były tłuczki. Powoli okrążał boisko, mając oczy i uszy otwarte na jakiekolwiek ślady złota lub wysokiego dźwięku szybko trzepoczących skrzydełek. No dalej, gdzie jesteś?

Ginny strzeliła kolejnego gola dal Gryfonów, po czym McLaggen obronił jedną ręką. To wszystko, co zobaczył Harry nim dostrzegł błysk złota przy trybunach nauczycieli i wystartował bez namysłu. Nie słyszał nic poza wyjącym wiatrem. Pochylając się do przodu, Harry ponaglił swoją miotłę, by leciała szybciej. Widział teraz szybko trzepoczące skrzydła małej, złotej kulki. Był już prawie przy niej, zaledwie sekundę od celu.

I to wystarczyło zniczowi, by szarpnąć w lewo, po czym wystartować w kierunku słupków bramkowych Puchonów. Harry podążył za nim, naciskając na miotłę, by leciała jeszcze szybciej. Dolatywał do niej. Był już niemal na wyciągnięcie ręki, kiedy znicz wystrzelił w górę, zmuszając Harry’ego do szybkiego skrętu. Gra trwała dalej, a znicz nieustannie wyrywał się z uścisku Harry’ego w chwili, gdy miał po niego sięgnąć. To było jak gra w kotka i myszkę ze zniczem, który był ułamek sekundy przed nim. Opuszczając ciało tak, że niemal leżał na miotle, Harry ponaglił ją, by leciała szybciej. Potrzebował dodatkowej prędkości.

I otrzymał ją. Harry wystrzelił jak rakieta, niemal przelatując obok znicza, nim sięgnął po niego i go złapał. Prostując się, Harry podniósł znicz i natychmiast zdał sobie sprawę z ogłuszających wiwatów tłumu. Spojrzał w stronę trybun nauczycieli i zobaczył, że wynik to 300 do 20 dla Gryffindoru. Mieli ogromną przewagę na pierwszym miejscu w Pucharze Quidditcha. Otoczony przez swoją drużynę, Harry nie mógł nie podzielać ich podekscytowania. Zrobili to, co mieli postanowione.

Czasami najprostsze osiągnięcia mogą przynieść największą satysfakcję.

 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no w końcu Ron się o pamiętał... ta przemowa Harrego dotarla do niego... q ta sytuacja z czekoladkami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń