Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 16 czerwca 2016

NS - Rozdział 8 - Przedmioty



Światło słoneczne świecące na twarz Harry’ego szybko wyrwało go ze spokojnego snu. Nawet nie pamiętał zaśnięcia, ale nie zwracał na to uwagi, odkąd wiele razy podczas pobytu w Hogwarcie nie pamiętał jak zasnął. Bezwiednie sięgając na szafkę nocną, Harry nalazł swoje okulary, założył je i zdusił w sobie ochotę krzyczenia z frustracji.
Był w skrzydle szpitalnym. Spędził całą noc w skrzydle szpitalnym.
Malfoy będzie miał pole do popisu.
Zły na samego siebie i na panią Pomfrey, Harry szybko przebrał się w ubrania, które nosił wczoraj i opuścił skrzydło, zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, upewniając się, że ma książkę z wczoraj i swoją różdżkę. Korytarze były puste, prowadząc Harry’ego do zrozumienia, że jest jeszcze dość wcześnie. Od jego domowo-zamkowego aresztu, Harry poprawił swoją wiedzę o najkrótszych przejściach do różnych miejsc i wieża Gryffindoru nie była wyjątkiem.
Dostał hasło parę dni temu, co pozwoliło mu wejść bez zwracania uwagi. Pokój Wspólny był tak cichy, że było to niesamowite. Tłumiąc dreszcz, Harry pospiesznie wszedł po schodach do swojego dormitorium. Wszedł najciszej jak to możliwe, skradając się do swojego kufra. Chrapanie Neville’a Longbottoma i głębokie oddechy Rona, Deana Thomasa i Seamusa Finnigana działały jako potwierdzenie tego, że wszyscy jeszcze śpią. Rzucił okiem na budzik Neville’a, by zobaczyć, że jest dopiero wpół do piątej. Nic dziwnego, że nikt się nie obudził.
Gdy już się przebrał, Harry chwycił książkę i wyszedł, zanim ktokolwiek się zorientował, że kiedykolwiek tam był. Doszedł do wniosku, że mógłby przeczytać kilka rozdziałów przed swoimi pierwszymi zajęciami i ewentualnie przemyśleć, co mógłby powiedzieć Ronowi i Hermionie, by nie patrzyli na niego, jakby miał się załamać. Harry dostał już zbyt wiele takich spojrzeń od większości kadry pedagogicznej.
Wchodząc do Wielkiej Sali, Harry zauważył, że naprawdę była pusta, ale nie zwracał na to uwagi, gdy podszedł do stołu Gryffindoru i usiadł. Talerze i sztućce były rozłożone, ale jedzenia jeszcze nie było. Ignorując jego burczący żołądek, Harry otworzył książkę i zaczął czytać. To było niesamowite, jak wiele jest odmian tarcz obronnych i zadziwiające, że ludzie rzeczywiście mogą je wszystkie zapamiętać. Było taki wiele różnych ruchów różdżką dla jednego zaklęcia, które określały właściwości tarczy.
Kiedy wreszcie skończył rozdział, Harry odsunął talerz na bok i zrobił umysłowy przegląd tego, co przeczytał. Zamykając oczy, Harry ćwiczył opisane ruchy różdżki mając ją w ręce. Było kilka, których nie mógł sobie wyraźnie przypomnieć, ale większość z nich pamiętał, co wywoływało u niego uśmiech. W końcu zapamiętał nauczone rzeczy.
Otwierając oczy, Harry odskoczył z zaskoczeniem, gdy zobaczył, że nie jest sam, prawie spadając na podłogę. Gdy tylko odzyskał równowagę, Harry szybko zamknął książkę i spojrzał na zmartwioną twarz profesora Dumbledore’a.
- Eee... Dzień dobry, proszę pana – Harry postarał się przerwać milczenie. – Nie słyszałem, kiedy pan wszedł.
Profesor Dumbledore uśmiechnął się i pochylił się do Harry’ego.
- Tak się zazwyczaj dzieje, gdy jest się pogrążonym w myślach – powiedział uprzejmie. – Wstałeś dość wcześnie, Harry. Czy jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, proszę pana – powiedział szczerze. To był początek dla każdej ich rozmowy w ciągu ostatnich kilku tygodni. Problemem było to, że Harry nie wiedział, czy profesor Dumbledore jest poważny czy uprzejmy. Poważnym aspektem będzie: „Wiem, że jest coś nie tak, porozmawiaj ze mną”, a uprzejmym: „Jeśli chcesz porozmawiać, jestem tutaj”.
Dumbledore milczał przez chwilę zanim się z powrotem wyprostował.
- To bardzo dobrze – powiedział, kiwając głową. – Wiem, że wczorajszy dzień był dla ciebie trudny, Harry. Profesor Lupin powiedział mi, że słyszałeś w pociągu głos swojej matki. Jeśli chcesz to omówić albo masz jakieś pytania, moje biuro jest zawsze otwarte.
- Dziękuję, proszę pana – odparł Harry uprzejmie. Mówienie o tym było ostatnią rzeczą, jaką chciałby zrobić, ale nie miał zamiaru zabrzmieć na niewdzięcznego, odmawiając ofercie profesora Dumbledore’a. Jak można mówić o czymś takim? Harry musiał przyznać, że dziwne było znajdowanie tej otwartości w wyznawaniu swoich uczuć. Dursleyowie nigdy o to nie dbali, więc dlaczego miałby robić to ktokolwiek inny?
Harry poczekał, aż Dumbledore odejdzie do stołu prezydialnego, po czym wrócił do swojej książki. Czuł się trochę świadomy siebie będąc z kimś w Sali, zwłaszcza, że był to profesor Dumbledore. Harry nie miał pojęcia dlaczego, ale po prostu nie wiedział już, jak się zachowywać przy dyrektorze. Być może to miało coś wspólnego z nową rolą „cierpliwego dziadka”, którą objął profesor Dumbledore. Harry nie był pewny. Wszystko, co wiedział to, że musiał sprawić, że jego „rodzina” będzie z niego dumna.
Następnie weszła profesor McGonagall i chociaż Harry nie spuszczał wzroku ze swojej książki, nie mógł nic na to pomóc, że zauważył, że jego „surowa babcia” zmieniła kurs. Podeszła do stołu Gryffindoru, a następnie swobodnie ruszyła do stołu prezydialnego, z małą przerwą na położenie uspokajająco dłoni na jego ramieniu. Harry obejrzał się na nauczycielkę transmutacji i posłał jej delikatny uśmiech. Również się do niego uśmiechnęła i dołączyła do Dumbledore’a.
Następny wszedł profesor Snape, ale on po prostu posłał Harry’emu gniewne spojrzenie zanim usiadł na swoim zwykłym miejscu obok profesor McGonagall. Kilka minut później zaczęli przychodzić uczniowie. Większość z nich nie zauważyła Harry’ego, ale ci, którzy go dostrzegli nie byli w tym dyskretni. Po chwili Harry zaczął się zastanawiać, o czym się mówi. Czy wszyscy wiedzą, jak działają na niego dementorzy, czy po prostu rozmawiają o jego porwaniu przez Syriusza Blacka?
Czasami Harry chciał, by jego życie było normalne tak bardzo, że to aż bolało.
Fred i George przybyli wraz z rojem Gryfonów i natychmiast usiedli obok Harry’ego, trącając go żartobliwie tak, że mogli usiąść przy siebie. Wyglądali na zmęczonych i z pewnością w żadnym stopniu na pogodnych. Harry nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widział bliźniaków Weasley poważnych, a to było bardzo bliskie tego.
- Eee... Czy coś się stało? – spytał Harry nie bardzo pewny, czy na pewno chce wiedzieć.
Oboje powoli spojrzeli na Harry’ego ze współczuciem na twarzach. Harry naprawdę nienawidził tego spojrzenia.
- Dumbledore wczoraj powiedział wszystkim, że dementorzy „pilnują” szkoły – powiedział George. – Wspomniał też, co robią z ludźmi, sprawiając, że uwalniają ich najgorsze wspomnienia.
- Ron... eee... tak jakby wypaplał, że słyszałeś swoją jak twoja mama była mordowana – dodał Fred.
Harry zamknął oczy, gdy pochylił głowę. To nie tak chciał rozpocząć swój pierwszy dzień zajęć. Teraz każdy będzie się gapił i szeptał. Nie chciał uwagi i na pewno jej nie potrzebował. Dlaczego ludzie nie mogą go traktować jak wszystkich innych? Czy to zbyt wiele?
- Ile wie? – spytał Harry cicho.
- Eee... Cóż... Znasz Rona – rzekł George. – Nie zawsze pomyśli zanim powie i rozmawiał o tym podczas wczorajszej kolacji. Więc oczywiście wszyscy siedzący przy nich słyszeli...
- I powiedzieli wszystkim wokół nich – dodał Fred. – I tak dalej...
- I tak dalej – powiedział George. – Więc powiedziałbym, że każdy wie – jego twarz zmieniła się z współczującej na złośliwy uśmiech, - ale nie martw się, Harry. Pokazaliśmy mu jego wczorajszy błąd.
Harry natychmiast spojrzał na bliźniaków z uniesioną brwią. Naprawdę nie podobał mu się wyraz ich twarzy. Na pewno coś uknuli.
- Co zrobiliście? – spytał ostrożnie, a następnie się rozmyślił. – Albo czy chcę to wiedzieć?
Fred i George równocześnie mrugnęli do Harry’ego, po czym wrócili do śniadania. O tak, zdecydowanie nie jest dobrze. Kręcąc głową, Harry wrócił do zapomnianego posiłku i starał się nie rozwodzić nad tym. Sądząc po spojrzeniach, które bliźniacy rzucali mu, Harry dowie się, dość szybko, co zrobili. Mógł tylko mieć nadzieję, że nie zmienili Parszywka w dużego pająka albo coś w tym stylu.
Przybyła reszta nauczycieli (wszyscy rzucający Harry’emu współczujące spojrzenia), więc Opiekunowie Domów mogli rozdać plany lekcji. Gdy Harry dostał swój, poczuł kolejny uspokajający uścisk i spojrzał na profesor McGonagall. Wciąż miała surowy wyraz twarzy, ale Harry widział, że jej oczy są pełne współczucia. Pochyliła się bliżej niego, więc nikt nie mógł jej usłyszeć.
- Potter, proszę spotkać się ze mną w Sali Wejściowej za dziesięć minut – szepnęła McGonagall.
Harry, częściowo zdezorientowany i częściowo przestraszony mógł tylko skinąć głową w odpowiedzi. O ile wiedział, nie zrobił nic złego, więc nie miała go za co upominać, prawda?
Piekląca się Hermiona w Wielkiej Sali wyrwała Harry’ego z zamyślenia. Wyglądała na kompletnie oburzoną, gdy zauważyła Freda i George’a.
- Co wy zrobiliście?! – spytała głośno, zwracając uwagę wszystkich. – Ron odmawia opuszczenia dormitorium! Jak śmieliście zmienić jego włosy na różowe pierwszego dnia zajęć? Czy nie wiecie jak dzisiaj jest ważny dzień?
Fred I George spojrzeli na siebie, a potem z powrotem na Hermionę.
- O czym ty mówisz? – oboje spytali niewinnie.
Harry skorzystał z tej okazji, by wymknąć sie niepostrzeżenie. Jego treningi z profesorem Lupinem nauczyły go, jak poruszać się cicho i wtapiać się w tłum. Na pewno dzisiaj tego potrzebował. Trzymając się ścian, Harry udał się do Sali Wejściowej, zdecydowany, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Profesor McGonagall jeszcze nie przyszła, ale Harry pomyślał, że to lepiej. Jeśli Hermiona zauważyła go, prawdopodobnie podążyłaby za nim, zdeterminowana, by dowiedzieć się, co się dzieje.
Kilka minut później przyszła McGonagall. Musiała zauważyć zdenerwowanie Harry’ego, ponieważ gdy podeszła jaj twarz natychmiast złagodniała.
- Nie martw się, Harry – powiedziała łagodnie. – Nie zrobiłeś nic złego. Chciałam tylko porozmawiać o twojej pierwszej dzisiejszej lekcji. Zauważyłam, że masz Wróżbiarstwo i pomyślałam, że byłoby dobrze ostrzec cię, że profesor Trelawney ma zwyczaj przewidywać śmierć jakiegoś biednego ucznia każdego roku, od kiedy tu jest. Nikt jeszcze nie umarł. Biorąc pod uwagę twoją historię, chciałam doradzić ci, byś nie brał wszystkiego, co mówi na poważnie.
Harry pokiwał głową, po czym się uśmiechnął.
- Dziękuję za ostrzeżenie, pani profesor – powiedział i pomyślał na chwilę, co powiedziała profesor McGonagall. – Nie pamiętam, bym tego lata spotkał profesor Trelawney.
Profesor McGonagall parsknęła.
- Ta kobieta rzadko opuszcza swoje sanktuarium kryształowych kul i herbacianych liści – powiedziała, po czym położyła dłoń pod brodę Harry’ego i przechyliła jego głowę, by ich oczy się spotkały. – Jeśli będzie ci robić jakieś ogólnie kłopoty to przyjdź i zobacz się ze mną. Sybilla zwykle zbyt koncentruje się na Widzeniu przyszłości, nawet nie zauważając teraźniejszości i przeszłości.
Harry skinął głową.
- Tak zrobię – powiedział, po czym objął profesor McGonagall i przytulił ją. – Dziękuję – powiedział szczerze. Nadal czuł się dziwnie z powodu, że tak wielu ludzi uważa na niego, ale w takich momentach Harry’emu się to podobało. Cieszył się, że profesor McGonagall go ostrzegła, bo pewnie wziąłby to na poważnie.
Po chwili McGonagall oddała uścisk.
- Naprawdę nie ma za co, Harry – powiedziała miękko. – Teraz uważam, że możesz być pomocny dla pana Weasley’a. Mimo, że zrobił źle informując, co się stało, nie zasługuje, by uczestniczyć w pierwszym dniu nauki z różowymi włosami.
Harry skinął ponownie głową i pożegnał się z Opiekunką Domu i pospieszył do wieży Gryffindoru. Wbiegając po schodach do swojego dormitorium, Harry zignorował spojrzenia i szepty jego domowników. Otwierając drzwi, oczy Harry’ego rozszerzyły się na widok Rona, który siedział na łóżku ze łzami w oczach. Jego włosy nie tylko były różowe, były odblaskowo migająco różowe. Nic dziwnego, że Ron nie chciał wyjść z dormitorium. Harry wątpił, że chciał, by ktokolwiek widział go w takim stanie.
- Ron? – zapytał Harry niepewnie, naprawdę nie wiedząc, co powiedzieć. – Eee... wszystko w porządku?
Ron spojrzał na Harry’ego, po czym odwrócił wzrok.
- Nie wierzę, że moi bracia mi to zrobili – powiedział drżącym głosem. – Nie chciałem nic mówić, to się po prostu wymknęło. Przykro mi, Harry. Hermiona i ja byliśmy tak zdezorientowani. Nie rozumiałem, dlaczego słyszałeś głos swojej mamy. Gdy Dumbledore powiedział nam o dementorach... Chyba... To znaczy...
- Rozumiem, Ron – powiedział Harry, gdy wszedł do pokoju. – Wiem, że nie o to ci chodziło, ale musisz postawić się z mojej strony. Nie chcę, by ludzie traktowali mnie tak jak teraz. Nienawidzę być obiektem najnowszych plotek. Słyszałem, jak „Prorok Codzienny” naciągał to porwanie i to, co mówili. Nie potrzebuję i nie chcę, by wszyscy wiedzieli o moim życiu osobistym. Czy możesz sobie wyobrazić, co Malfoy zrobi teraz, gdy wie? Chcę tylko być zostawiony sam sobie, jak wszyscy.
Ramiona Rona opadły, gdy spojrzał na swoje ręce ze wstydem.
- W zasadzie, Hermiona powiedziała mi to samo zeszłego wieczora – mruknął. – Wiem, że zawiodłem. Wiem, że jestem cholernym durniem. Ile razy mogę powiedzieć, że przepraszam?
Harry podszedł do swoich rzeczy i chwycił różdżkę. Odwracając się, Harry wskazał różdżką na Rona, który patrzył na niego w zdumieniu.
- Nie ruszaj się – powiedział Harry spokojnie. Z ruchem, po którym nastąpił świat, wymamrotał zaklęcie, po czym patrzył, jak włosy Rona blakną od jaskrawego różu do normalnej czerwieni. Zadowolony, Harry schował do kieszeni różdżkę, po czym ruszył do zbierania książek, które będą mu potrzebne na poranne zajęcia. – Idź się przejrzeć – powiedział.
Obawiając się, że Harry tylko dodał coś od siebie do jego uszczerbku, Ron wybiegł z pokoju tylko po to, by minutę później wrócić i wciągnąć Harry’ego do miażdżącego kości uścisku.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – krzyknął Ron, gdy uświadomił sobie, co robi i cofnął się. – Nawet Hermiona nie wiedziała, ja to usunąć! Jak to zrobiłeś?
Harry wzruszył ramionami.
- Nudziłem się w przeszłym miesiącu, więc dość dużo czytałem – powiedział. Nie było to do końca kłamstwo. Czytał dużo. Problemem było to, że naprawdę nie mógł zaufać Ronowi, że będzie trzymał buzię na kłódkę o czymkolwiek. Więc, gdy wszystko inne zawiedzie, zmień temat. – Chodź, mamy pierwsze Wróżbiarstwo i to na szczycie Wieży Północnej.
Ron szybko chwycił swoje rzeczy, po czym ruszył za Harrym na Wieżę Północną, gdzie spotkali Hermionę. Wyraz zaskoczenia na twarzy Hermiony wywołał u Rona wybuch śmiechu. Weszli do dziwnie wyglądającej klasy, która przypominała bardziej herbaciarnię niż miejsce do nauki. Lekceważąc to, Harry podszedł do pustego okrągłego stolika i usiadł przy nim z Ronem i Hermioną.
Już mieli wyciągnąć swoje książki, gdy z cienia dobiegł ich cichy głos.
- Witam na Wróżbiarstwie – powiedział. – Jestem profesor Trelawney.
Po tym, jak spojrzał na kobietę, Harry mógł zrozumieć, dlaczego profesor McGonagall go ostrzegła. Wydawała się nie być dokładnie tam i z jakiegoś powodu przypominała Harry’emu dużego owada. Być może to te jej bardzo duże okulary, które sprawiały, że jej oczy wydawały się być zbyt duże w stosunku do innych ludzi. Harry nie był pewny. Wiedział, żeby pamiętać słowa profesor McGonagall i nie brać niczego, co powiedziała na poważnie.
- Wróżbiarstwo jest jedną z najtrudniejszych sztuk magicznych – kontynuowała Trelawney. – Ten przedmiot koniecznie nie może być uczony z książek. Tylko ci, którzy mają Wzrok będą się rozwijać, podczas gdy reszta zrozumie, jaka jest to delikatna sztuka.
Hermiona naburmuszyła się, podczas gdy Harry i Ron powstrzymali śmiech. To były jedyne zajęcia, z którymi Hermiona pewnie będzie się zmagać wraz z nimi.
Profesor Trelawney zaczęła mówić o Wewnętrznym Oku i sztuce Widzenia. Zdawała się przestraszyć kilku uczniów zadając im bardzo niejasne pytania o ich „bliskich”. Problemem było to, że wszyscy kupili to bez zastrzeżeń. Kontynuowała wyjaśnianie, co będzie omówione na zajęciach zanim nauczy wszystkich, jak czytać z fusów.
Harry i Ron wymienili filiżanki i po kilku minutach próbowania się dowiedzieć, co fusy mówią, Harry mógł tylko stwierdzić, że Ron doświadczy bólu i cierpienia, ale będzie szczęśliwy, co w ogóle nie miało żadnego sensu. Ron miał jeszcze więcej problemów z filiżanką Harry’ego zmuszając profesor Trelawney do przyjrzenia się. Po kilku chwilach wszyscy podskoczyli, gdy Trelawney krzyknęła, po czym opadła na fotel.
Długa cisza wypełniła pomieszczenie. W końcu, profesor Trelawney zdawała się odzyskać spokój.
- Przepraszam, mój drogi chłopcze – powiedziała gwałtownie i spojrzała na Harry’ego z olbrzymim współczuciem w oczach. – Ty-ty masz Ponuraka w filiżance.
Harry spojrzał na nią z uniesioną brwią. Przypomniał sobie, że profesor Lupin pytał go, czy Midnight tak wyglądał. Zupełnie zapomniał rozpatrzeć to z wszystkim innym, co się działo.
- Przepraszam? – spytał zdezorientowany.
Profesor Trelawney wyglądała na zszokowaną.
- Ponurak, olbrzymi czarny pies, który jest omenem... strasznym omenem śmierci! – krzyknęła.
I to jest to, pomyślał Harry sarkastycznie. Zamiast pokazywania strachu, Harry przywołał uśmiech na twarz.
- Naprawdę? – zapytał w oczekiwaniu. – To musi być Midnight, pies, którego poznałem w lecie. Powiedziano mi, że wygląda jak Ponurak. Może to oznacza, że wróci!
Wszyscy patrzyli na tą rozmowę w szoku.
- Mój chłopcze, proszę nie żartować z Ponuraka! – zawołała Trelawney. – Każdy, kto widział Ponuraka umarł!
Harry usiadł udając zmieszanie. Wydawał się być pogrążony w myślach, ale było to naprawdę dalekie od prawdy. Profesor McGonagall, jest mi pani winna.
- W takim razie skąd pani to wie? – spytał niewinnie. – Jeśli każdy, kto widział Ponuraka umarł, to skąd pani wie, że oni w rzeczywistości go widzieli? To nie ma żadnego sensu.
- Nie wszyscy zginęli natychmiast – wyjaśniła profesor Trelawney. – Twierdzisz, że rzeczywiście widziałeś Ponuraka?
Harry potrząsnął głową.
- Nie, Midnight to bezpański pies, przyjazny bezpański pies – powiedział po prostu, gdy wziął z powrotem swoją filiżankę i spojrzał ponownie na fusy. – W pewnym sensie jest to do niego podobne. Co to znaczy, gdy się zobaczy swojego zwierzaka, Hermiono?
Popatrzywszy na przyjaciółkę, która gapia się na Harry’ego z niedowierzaniem, Harry szybko mrugnął do niej sygnalizując jej, że się dobrze bawi.
Hermiona skryła uśmiech i spojrzała do jego książki.
- Jeśli fusy przypominają zwierzę, które się straciło albo jest martwe, albo będzie znowu widziane – czytała z książki. Potem spojrzała na Harry’ego, wzruszając ramionami. – Myślę, że możemy mieć tylko nadzieję na tą lepszą opcję.
Trelawney była oszołomiona.
- M-myślę, że powinniśmy kończyć na dzisiaj zajęcia – powiedziała szybko. – Dopóki nie spotkamy się ponownie.
Każdy spakował swoje rzeczy i wyszedł z Sali. Wszyscy szli w głuchej ciszy, gdy wyruszyli na Transmutację, z wyjątkiem Harry’ego i Hermiony, którzy mieli trudno, by się powstrzymać od śmiechu. Wchodząc do sali, Harry spojrzał wprost na profesor McGonagall i skinął głową. Zauważył, że westchnęła, po czym mrugnął do niej. Widząc jej skonsternowany wzrok, był to znak dla niego, by później powiedzieć jej wszystko, co się stało, co miał zamiar zrobić.
Gdy zaczęły się zajęcia, profesor McGonagall rozpoczęła wykład o animagach (czarodziejach, którzy mogą do woli przekształcać się w zwierzęta), a następnie, by udowodnić swój wykład zmieniła się w kota pręgowanego zdobywając rozproszone oklaski. Przekształcając się z powrotem, profesor McGonagall rozejrzała się po klasie i zauważyła, że prawie połowa uczniów obserwowała Harry’ego. Przewracając z irytacją oczami, McGonagall zadała im zadanie domowe po czym wypuściła klasę.
Spakowawszy się powoli, Harry nalegał, że spotka się z Ronem i Hermioną na lunchu. Poczekał aż wszyscy wyjdą z pomieszczenia, po czym podszedł do biurka nauczycielki.
- Jeszcze raz dziękuję za ostrzeżenie, pani profesor – powiedział z uśmiechem. – Miała pani rację. Profesor Trelawney jest z pewnością ekscentryczna.
Profesor McGonagall spróbowała powstrzymać uśmiech i poległa.
- Mogę zapytać, co się stało, Harry? – spytała.
Harry wzruszył ramionami.
- Twierdziła, że zobaczyła Ponuraka w mojej filiżance herbaty – powiedział po prostu. – Próbowałem użyć logiki i... eee... cóż, nie zgodziła się ze mną. Powiedziałem jej, że zamiast tego zobaczyła Midnighta.
McGonagall wybuchnęła śmiechem aż przestraszyła Harry’ego.
- Och, panie Potter – powiedziała radośnie. – Muszę powiedzieć, że to najgorsze, co mógł jej pan zrobić. Bierze jej „przepowiednie” i „omeny” bardzo poważnie. Pięć punktów dla Gryffindoru za szybkie myślenie. Teraz najlepiej pospiesz się na lunch.
Harry’emu nie trzeba było dwa razy powtarzać i pobiegł do Wielkiej Sali. W momencie, gdy przybył, Harry zauważył, że Ron i Hermiona piorunują się wzrokiem. Powoli pokręcił głową i usiadł koło Rona. Niektóre rzeczy po prostu nigdy się nie zmieniają. Jedyną rzeczą, która się zmieniała był temat dyskusji. Zdumiewało Harry’ego jak wiele różnych tematów Ron i Hermiona potrafią znaleźć do kłótni.
Po bardzo cichym lunchu Harry skierował się z Ronem i Hermioną na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Przez nowe przepisy Dumbledore’a musieli tylko wyjść na dziedziniec, ale przynajmniej byli poza zamkiem. Jedynym znakiem wczorajszego deszczu była rozbryzgana wilgoć na trawie, gdzie szli. Przychodząc wcześnie, Harry, Ron i Hermiona usiedli na ławce i czekali. Ron siedział po lewej, a Hermiona po prawej stronie Harry’ego. Było jasne, że nie zamierzali rozwiązać swojego sporu w najbliższym czasie.
- Czy któryś z was mógłby mi powiedzieć, dlaczego nie rozmawiacie ze sobą? – spytał w końcu zdenerwowany Harry.
Na początku żaden z nich się nie odezwał. Oboje odwrócili wzrok sprawiając, że Harry jęknął z irytacją. Wreszcie Hermiona przerwała milczenie.
- Ron wierzy, że ten cały Ponurak jest przyczyną tej farsy ze śmiercią – powiedziała szybko. – Wróżbiarstwo wydaje się być tyko domysłami. To wszystko to interpretacja. Myślałeś, że to owca jest w filiżance Harry’ego, Ron. Naprawdę.
- Myślisz, że to tylko zbieg okoliczności? – spytał Ron szybko. – Syriusz Black jest szurnięty. Nie mówię, że wierzę w to wszystko, ale... – Wydawał się zgubić słowa, gdy w końcu spojrzał na Harry’ego i przygryzł wargę. – Nie chcę, być umarł, Harry. Nie masz pojęcia, jak to było, gdy zniknąłeś. Myśleliśmy, że nigdy więcej cię nie zobaczymy.
Harry spuścił wzrok. Wiedział, że to jest coś, o czym trzeba porozmawiać, ale czy musi to być teraz? Przecierając oczy pod okularami, Harry mógł tylko westchnąć. Co mógłby im powiedzieć, by ich zapewnić, że nic mu się nie stanie, kiedy nawet sam w to nie wierzył.
- Ron, wątpię, że Syriusz Black może mnie tutaj znaleźć – powiedział w końcu. – Jestem obserwowany przez cały czas. Nie wolno mi wychodzić z zamku z wyjątkiem tej lekcji i Quidditcha. Są jeszcze dementorzy patrolujący cały teren.
Odgłos przychodzących osób zasygnalizował, że ta rozmowa powinna być kontynuowana później. Wydawało się, że zapadł tymczasowy rozejm utworzony pomiędzy Ronem i Hermioną. To tak, jakby zgodzili się nie kłócić, póki nie znajdą czegoś innego, w czym mogliby się nie zgodzić.
Hagrid szybko przyszedł z kilkoma dość dziwnymi stworzeniami. Tylna połowa ich ciała wyglądała jak od konia, podczas gdy przednia połowa ich cała (w tym skrzydła) przypominała orła. Mieli duże pomarańczowe oczy i dzioby koloru stali. Były tylko dwa, ale wciąż onieśmielały. Hagrid przedstawił stworzenia, które nazywano Hipogryfami i opowiedział o ich osobowości i cechach. Pozwolił pogłaskać je uczniom tylko wtedy, gdy byli pełni szacunku, ponieważ Hipogryfy są bardzo dumnymi istotami.
Tylko kilku uczniów (w tym Harry, Ron i Hermiona) miało odwagę i pogłaskało stworzenia. Malfoy próbował, że zaczął paplać obelgi, które doprowadziły do zabrania pięciu punktów Slytherinowi i szlabanu z panią Pomfrey. Hagrid powiedział im, że znieważenie Hipogryfa może być ostatnią rzeczą, którą się zrobi i chciał przekazać tą kwestię innym.
Gdy zajęcia się skończyły, Harry, Ron i Hermiona zostali i z ulgą pogratulowali Hagridowi sukcesu jego pierwszej lekcji. Chcieli pomóc Hagridowi z Hipogryfami, ale będąc „starszym bratem”, Hagrid nalegał, by wrócili do zamku tak szybko, jak to możliwe. Rozumiejąc jego argumentacje, Harry, Ron i Hermiona posłuchali.
^^^
Tego wieczoru po kolacji, Harry’emu w końcu udało się znaleźć trochę czasu na oddalenie się od Rona i Hermiony (którzy teraz rzadko opuszczali jego bok). Dochodziła godzina policyjna, ale Harry był pobudzony. Musiał porozmawiać z jedyną osobą, która mogłaby mu pomóc z zawirowaniami w jego umyśle, jedyną osobą, która mogła zdawać sobie sprawę z tego, co przeżywa.
Tak szybko, jak to możliwe, Harry zapukał do drzwi profesora Lupina, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Spróbował jeszcze raz i zapukał trochę głośniej, ale nadal nic się nie stało. Zakładając, że nauczyciel jest zajęty, Harry zdecydował się odejść, gdy w końcu drzwi się otworzyły. Zrobił krok w tył, po czym zrelaksował się, gdy zobaczył zatroskaną twarz Lupina.
- Harry? – zapytał profesor Lupin, gdy otworzył drzwi całkowicie i odsunął się na bok. – Proszę, wejdź. Przepraszam, że tak to długo trwało, ale przygotowywałem się do twoich czwartkowych zajęć.
Harry zawahał się. Między nimi zapadła niezręczna cisza. Harry nie wiedział dlaczego, ale teraz, kiedy zaczęła się szkoła, nie wiedział, jak zachowywać się przy swoim tymczasowym opiekunie.
- Cóż, nie chcę przerywać – powiedział nerwowo. – Tak czy tak, to naprawdę nie jest takie ważne.
Profesor Lupin wyszedł z gabinetu i położył rękę na ramieniu Harry’ego.
- Bzdura – powiedział z uśmiechem. – Mógłbym oderwać się na chwilę od tego. Wejdź i powiedz, co cię sprowadza. – Wprowadził Harry’ego i pokazał mu siedzenie. – Więc, jak tam twój pierwszy dzień zajęć?
Harry wzruszył ramionami. Nie był pewny, jak odpowiedzieć. Jeśli Ron i Hermiona spytaliby go pewnie narzekałby, że wszyscy się gapią, ale nie chciał obarczać profesora Lupina rzeczami, nad którymi nie miał kontroli. Problemem było to, że Lupin był szczery. Naprawdę chciał wiedzieć, co się dzisiaj stało.
- Miałem dzisiaj Wróżbiarstwo – powiedział Harry, jakby to wszystko wyjaśniało.
Profesor Lupin powstrzymał uśmiech, ale na początku nic nie powiedział. Po prostu powoli pokręcił głową, jakby myślał o przyjemnym wspomnieniu.
- Ach tak, Sybilla Trelawney – powiedział w końcu. – Nigdy nie miałem... um... zaszczytu by być w jej klasie, ale z tego, co opowiedział mi twój ojciec, powiedziałbym, że jest dość wyjątkową osobą. – Widząc, że jego oczy rozszerzają się ze zdumienia, Lupin postanowił wejść w szczegóły. – Tak, twój ojciec uczył się Wróżbiarstwa. Wierzył, że jest to jedne z łatwiejszych przedmiotów, który da mu dużo czasu, by opracowywać figle.
Harry posłał profesorowi Lupinowi wymuszony uśmiech, ale szybko zniknął. Jego wzrok padł na ziemię. Mimo że cieszył się słuchając o swoim ojcu, teraz po prostu czuł, że jest to jakby słaba próba odwrócenia uwagi.
- Przypuszczam, że pan wiem, że Ronowi wypsnęło się, że słyszałem swoją mamę, gdy dementor wszedł do pociągu – powiedział cicho.
Lupin natychmiast przysunął sobie krzesło i usiadł obok Harry’ego.
- Tak, słyszałem – powiedział szczerze. – Chcesz o tym porozmawiać?
Harry wzruszył ramionami, ale natychmiast ustąpił.
- To tylko... cóż... teraz ona ma głos, ale nie tak chcę ją pamiętać – powiedział drżącym głosem. – Była taka przerażona. Słyszę ją w mojej głowie, błagającą Voldemorta, by zabił ją, a nie mnie. Żałuję, że nie pozwoliła mu mnie zabić.
Profesor Lupin pociągnął Harry’ego do uścisku trzymając go mocno.
- Nie mów tak, Harry – powiedział miękko. – Wiem, że to trudne, ale musisz pamiętać, że twoja mama kochała cię bardziej niż swoje życie. Pamiętaj swoją matkę, jako dzielną i kochającą kobietę, która stanęła naprzeciw Voldemorta. Ile czarownic i czarodziejów może wręcz twierdzić, że to zrobili?
Z twarzą schowaną w szatach Lupina jedyne, co Harry mógł zrobić to wzruszyć ramionami. Pamiętając, po co pierwotnie przyszedł Harry wycofał się z uścisku i spojrzał na profesora Lupina. Harry czuł, że jego oczy zaczynają piec i walczył, by powstrzymać łzy.
- Muszę wiedzieć, jak z nimi walczyć – powiedział brzmiąc na bardziej pewnego siebie niż w rzeczywistości się czuł. – Jest na nich jakiś sposób, prawda?
- Istnieje zaklęcie obronne, którego można się nauczyć – powiedział profesor Lupin ostrożnie. – Jest trudne, ale nie niemożliwe do nauczenia.
Harry nie mógł nic na to poradzić, ale poczuł się pełen nadziei. Naprawdę nie chciał upadać za każdym razem, gdy zbliżył się dementor. Nie chciał być bezradny, zwłaszcza, że Syriusz Black wciąż był na wolności.
- Czy może mnie pan nauczyć? – spytał Harry szybko. Zauważył, że profesor Lupin jest niezdecydowany. – Obiecuję, że nie użyję tego, by wykraść się do Hogsmeade – wyjaśnił. – Nie będę przeciwko zasadom profesora Dumbledore’a. Po prostu muszę to zrobić. – Jego ramiona opadły, gdy spuścił wzrok. – Nie mogę znowu być ofiarą – powiedział Harry cicho.
Lupin westchnął i chwycił ramię Harry’ego ściskając je delikatnie.
- Rozumiem, Harry – powiedział. – Nie mogę nic obiecać, ale zrobię, co tylko będę mógł. Jest to bardzo trudne zaklęcie, nawet dla dorosłych. – Wstał i podszedł do biurka. Chwyciwszy pergamin i pióro, Lupin napisał coś szybko, po czym przekazał to Harry’emu. – Jest to nazwa książki z Biblioteki o zaawansowanych zaklęciach. Sprawdź ją i przeczytaj o zaklęciu Patronusa. Gdy już to zrobisz, przyjdź się ze mną zobaczyć.
Harry spojrzał na Lupina i uśmiechnął się.
- Dziękuję, profesorze – powiedział z wdzięcznością.
Profesor Lupin odwzajemnił uśmiech.
- Jeszcze mi nie dziękuj – powiedział szczerze, kiedy spojrzał na zegarek. – To zajmie dużo pracy i cierpliwości, Harry. Teraz jest już prawie godzina policyjna, więc radzę ci się spieszyć. Ach, i byłoby mądrze nie informować twojej przyjaciółki, Hermiony, na ten temat. Jestem gotowy uczyć cię tego, bo tego potrzebujesz.
Harry pokiwał głową, podziękował ponownie profesorowi i pospieszył do wieży Gryffindoru. Nie mógł powstrzymać uśmiechu na myśl, że będzie w stanie odeprzeć dementorów. Nie obchodziło go, czy to będzie dużo pracy. Po tym lecie był do tego przyzwyczajony.
^^^
Komentarze motywują do dalszej pracy ;)

6 komentarzy:

  1. Super rozdział :) Takie miłe zaskoczenie po prawie 9 dniach bez Internetu :D Wychwyciłam kilka błędów, ale nie chce mi się ich wypisywać ;) Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ale ja po prostu wychodzę z siebie z ciekawości co będzie dalej. Mam banana na mordce, gdy to czytam. nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy widzę tę porąbaną rodzinkę: nauczyciele + Harry. Znalazłam kilka błędów, ale nie rzucały się w oczy. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    jak zwykle jest w centrum zainteresowania, czemu Severus taki nie miły, chciałabym aby prawda o Syriuszu, że jest niewinny wyszła na jaw...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha, to jak Harry poradził sobie na Wróżbiarstwie było naprawdę zabawne :D

    O, zdecydowanie lepiej nie mówić Hermionie... Zdecydowanie

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, jak zwykle jest w centrum zainteresowania... ale czemu Severus jest taki nie miły? mam nadzieję, że prawda o Syriuszu, że jest niewinny wyjdzie na jaw...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, haha jak zwykle jest w centrum zainteresowania... ale czemu Severus jest taki nie miły? mam nadzieję, że prawda o Syriuszu, że jest niewinny wyjdzie na jaw...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń