Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 7 października 2017

SR - Rozdział 17 - Sekrety


Pokój był ledwie oświetlony, ale i tak nie było w nim wiele widać. Był brudny i poniszczony. Było w tym pokoju coś znajomego, niemal jak zapomniany sen albo wspomnienie. Wcześniej już tu był, Harry był tego pewny. Mężczyzna mający na sobie czarny płaszcz, który skrywał jego rysy, wszedł do pokoju. Kołysał się nerwowo, chodząc w tę i z powrotem, mamrocząc do siebie. Spoglądając na jego ręce, Harry zauważył, że miał w sumie tylko dziewięć palców. To był Peter Pettigrew!
Fotel stał przodem do kominka. Ogromny wąż kulił się przy nim, sycząc cicho. Harry nie wiedział dlaczego, ale musiał trzymać się z daleka od tego krzesła i węża. Coś w nich wysyłało dreszcze w dół jego kręgosłupa. Skupiając ponownie uwagę na Pettigrew, Harry nie powstrzymał się przed zauważeniem, że mężczyzna również robił wszystko, by zachowywać dystans od krzesła i węża.
- Zakończ to piekielne łażenie, Glizdogonie – syknął wysoki, chłodny głos. – Powiedziałem ci, że cię nie zabiję… jeszcze.
Pettigrew zaskomlał ze strachu. Jasne było, że nie to miał nadzieję usłyszeć, ale przestał chodzić i stanął przy drzwiach, wciąż drgając nerwowo. Pulchny mężczyzna zawsze był nerwowy, ale to było co innego. Pettigrew stało się coś złego, co sprawiło, że był zdenerwowany, a jego kompan – porywczy. Pytaniem było, co to mogło być?
Odpowiedź nadeszła, gdy otworzyły się frontowe drzwi, a następnie rozległy się najbardziej nieprawdopodobne kroki. Profesor Moody! Co on tu robi?! Moody spiorunował Pettigrew wzrokiem, zanim podszedł do fotelu i ukląkł, jednocześnie pochylając głowę.
- Mój panie, starałem się naprawić błąd Pettigrew – burknął Moody. – Próbowałem schwytać ponownie mojego ojca, ale Potter mi w tym przeszkodził.
Ojca? Mój panie? Oczy Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Moody rozmawiał z Voldemortem!
- I jak zwykły dzieciak mógł przeszkodzić ci wykonaniu swojego zadania? – syknął Voldemort. – Harry Potter nie powinien być dla ciebie godnym przeciwnikiem, Baryt Crouchu Jr., zwłaszcza z okiem, które posiadasz.
Moody spojrzał na Pettigrew z nienawiścią, zanim wrócił wzrokiem na podłogę.
- Potter znalazł mojego ojca i wysłał drugiego reprezentanta po pomoc – burknął. – Próbowałem go oszołomić, ale rzucił potężną tarczę, która pochłonęła zaklęcie. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Potem Potter wezwał Hagrida. Tej przygłup użył własnego ciała by chronić chłopca, aż nie przybył ten kochający mugoli głupiec Dumbledore. Nic nie mogłem zrobić. Musiałem odejść.
- Zawiodłeś mnie, Crouch – wypluł Voldemort. – Za bardzo straciłeś formę i zostałeś pokonany przez czternastolatka! Crucio!
Moody krzyknął z bólu, padając na podłogę. Harry chciał zakryć uszy, ale palący ból wybuchnął w jego bliźnie, powstrzymując go przed robieniem jakiegokolwiek ruchu. Ból wypełnił jego ciało, kiedy krzyczał wraz z Moodym. Harry wiedział, że Voldemort usłyszy go i dowie się, że tam był, ale nic nie mógł na to poradzić. Ból był zbyt wielki.
Tak szybko, jak ból nadszedł, zniknął. Harry upadł na kolana, powoli spoglądając w górę i dostrzegając, że różdżka przemieszcza się z Moody’ego na Pettigrew. Och, nie! Nie znowu! Voldemort ponownie krzyknął Crucio i tym razem to Pettigrew upadł na podłogę w bólu, który równocześnie wybuchł z blizny na czole Harry’ego. Oboje Harry i Pettigrew wrzeszczeli z bólu przez czas, który wydawał się wiecznością.
Kiedy to w końcu się skończyło, ani Harry, ani Pettigrew nie mogli się ruszyć.
- Przez twoją niekompetencję ryzykujemy, że ten kochający mugoli głupiec dowie się o moich planach, Glizdogonie – syknął Voldemort. – Jeśli twoja pomyłka będzie mnie kosztować Harry’ego Pottera, będziesz się martwił przynajmniej jedną klątwą Cruciatus. Wydaje mi się, że musimy skontaktować się z kimś innym. To twoja ostatnia szansa, Glizdogonie. Lepiej tego nie schrzań.
- Harry! Harry, obudź się! Proszę, obudź się!
Otwierając oczy, Harry dostrzegł, że leży w łóżku, a wiele zamazanych twarzy patrzy na niego z góry. Jego blizna wciąż piekła z bólu, a jego ciało trzęsło się niekontrolowanie. Ktoś uniósł jego górną część ciała, siadając obok niego. Jego głowa opadła na czyjąś pierś, podczas gdy dłoń zaczęła pocierać jego plecy w kojący sposób. Harry mógł tylko jęknąć, zamykając oczy. Chyba nie będzie w stanie się poruszyć samodzielnie przez całkiem długi czas.
- Co to było? – zapytał głos całkiem podobny do profesor McGonagall.
- To musiała być kolejna wizja – odpowiedział głos brzmiący jak Remus. – Miał jedną tego lata, ale nie była nawet w połowie tak zła.
Harry jęknął, starając się odwrócić głowę. Wizja? To był tylko sen? Harry nie wiedział, czy czuć ulgę, czy panikować. To było tak realne. Remus tu był? Co on robił w Hogwarcie? Czy Syriusz też tu był?
- Lunatyk? – zapytał Harry chrapliwym głosem.
Remus usiadł na brzegu łóżka i łagodnie ścisnął rękę Harry’ego.
- Jestem tu, szczeniaku – powiedział delikatnie. – Łapa też tu jest. Pani Pomfrey wkrótce powinna dotrzeć. Wciąż bardzo cię boli?
Harry uchylił oczy i spojrzał na zamazaną twarz Remusa.
- Tylko blizna – powiedział ze zmęczeniem. Nagle przypomniał sobie swój sen i spróbował poruszyć się, jednak ramiona owinięte wokół niego, przytrzymały go w miejscu. Po minucie poddał się i pozostał na miejscu. – Moody – powiedział, walcząc, by nie zasnąć. – Szpiegiem jest profesor Moody.
Profesor McGonagall sapnęła, a ramiona wokół Harry’ego zacieśniły się.
- Harry, to nie jest możliwe – powiedział ostrożnie Remus. – Alastor Moody nigdy by nie dołączył do Voldemorta. Jesteś pewny, że to jego widziałeś?
Mimo że jego ciało w końcu przestało się trząść, Harry wciąż miał trudność z poruszaniem się, co naprawdę zaczęło go irytować.
- Widziałem go, ale… Voldemort nazwał go Bartym Crouchem Jr. – powiedział Harry nie będąc w stanie ukryć dezorientacji w głosie. – Myślałem, że umarł.
- Jeśli nikt nie zajął jego miejsca w Azkabanie to tak, umarł – powiedział otwarcie Syriusz. Cisza wypełniła pomieszczenie, sprawiając, że Syriusz parsknął szyderczo. – Żartowałem! Kto o zdrowych zmysłach zrobiłby coś takiego?
Harry nie musiał długo zastanawiać się nad tym pytaniem.
- Ja – przyznał sennie. – Gdyby ktoś wysłał tam ciebie albo Lunatyka, zająłbym twoje miejsce, Midnight.
- Nie podoba mi się to, ale Harry ma rację – powiedział cicho Remus, odsuwając włosy Harry’ego z oczu nastolatka. – Każdy rodzic zająłby miejsce swojego dziecka. Nie zająłbyś miejsca Harry’ego, Łapo?
Syriusz westchnął.
- W ułamku sekundy – zgodził się.
Chwilę później nadbiegła pani Pomfrey i zmusiła wszystkich oprócz Harry’ego do wyjścia. Harry jęknął w proteście, gdy ojciec chrzestny ułożył go z powrotem na łóżku i odszedł z resztą. Był ledwie świadom badań pani Pomfrey, zanim nie pomogła mu przełknąć kilka eliksirów. Ból głowy znacznie zmniejszył się i był w stanie poruszyć kończynami, ale również był ogromnie zmęczony. Zadowolona, że zrobiła wszystko, co mogła, pani Pomfrey z powrotem wpuściła dorosłych do pokoju.
Syriusz i Remus pospieszyli do boku Harry’ego, podczas gdy profesor Dumbledore i McGonagall zostali w progu, zwyczajnie przyglądając się scenie przed nimi.  Każdy Huncwot usiadł po przeciwnym boku łóżka. Syriusz przebiegał palcami jednej dłoni przez włosy Harry’ego, czym zdawał się koić nerwy nastolatka, podczas gdy Remus upewniał się, że Harry’emu jest wygodnie. Wydawało się przestępstwem przerywać ten rodzinny moment, ale musieli to zrobić.
- Harry, dasz radę odpowiedzieć na kilka pytań? – zapytał profesor Dumbledore.
Syriusz spojrzał przez ramię na dyrektora, wydając się gotowy do sprzeciwu, ale tylko westchnął i zerknął na Harry’ego.
- Powiedz tylko słowo, Rogasiu, a ich stąd wykopię – powiedział miękko. – Możemy zrobić to rano.
Harry potrząsnął powoli głową. Wiedział, że musi to zakończyć, więc nie miało sensu odkładanie tego.
- Nic mi nie jest – powiedział, ale dostrzegł, że żaden z mężczyzn mu nie wierzy. – Jestem tylko zmęczony i obolały. Chyba dwa Cruciatusy to mój limit. – To był zły żart i sądząc po ostrych sapnięciach, które usłyszał, Harry wiedział, że to prawdopodobnie była ostatnia rzecz, jaką powinien powiedzieć.
- Może zaczniesz od początku, Harry – zaproponował profesor Dumbledore, wchodząc do pokoju. – Cokolwiek nam powiesz, będzie to pomocne.
Harry zamknął oczy i zrelacjonował swój sen. Zdołał mówić do momentu, gdy Voldemort rzucił pierwszego Cruciatusa, po czym znieruchomiał. Wciąż pamiętał tamten ból. Trzęsącym się głosem mówił dalej, ignorując zacieśniający się uścisk jego ojca chrzestnego na jego dłoniach. Zanim skończył, Syriusz pociągnął go do stanowczego uścisku. W pierwszym momencie Harry znieruchomiał z zaskoczenia, ale odprężył się w ramionach chrzestnego. Był wyczerpany i chciał jedynie spać.
I sen nadszedł.
^^^
Harry obudził się następnego ranka i dostrzegł, że jego opiekunowie zasnęli na krzesłach przy jego boku. Usiadłszy, Harry odnalazł okulary na szafce nocnej, pozwalające mu zobaczyć wszystko wyraźnie. Jak najciszej wyczołgał się z łóżka, chwycił stos przygotowanych dla niego ubrań i wszedł do przylegającej do pokoju łazienki. Po umyciu się i przebraniu, Harry wrócił do pokoju i zauważył, że jego opiekunowie nie poruszyli się. Nie był pewny, co robić. Powinien czekać, aż jego opiekunowie obudzą się, czy może wyjść? Miał dzisiaj zajęcia i wiedział, że Ron i Hermiona pewnie zastanawiali się, gdzie on jest.
Ale jeśli wyjdę, przestraszę Syriusza i Remusa.
Decyzja została podjęta za niego, kiedy drzwi powoli otworzyły się i profesor Dumbledore wsadził głowę do środka. Widząc, że Harry jest ubrany, skinął na chłopca, by ten podążył za nim do jego gabinetu. Kiedy wszedł, Harry nagle poczuł zdenerwowanie, gdy dostrzegł profesor McGonagall i Snape’a, siedzących przed biurkiem Dumbledore’a. Przypomniał sobie jak profesor Dumbledore „skarcił” go zeszłego wieczora i nie powstrzymał strachu, że to był tylko początek.
Dumbledore wyczarował krzesło między profesorem Snapem a profesor McGonagall, po czym podszedł do biurka i usiadł.
- Proszę, Harry, usiądź – powiedział uprzejmie. – Jest kilka rzeczy, które musimy przedyskutować. – Harry w ciszy posłuchał i usiadł, wlepiając wzrok w podłogę. – Nie masz kłopotów, Harry – powiedział łagodnie Dumbledore. – Mógłbym ci powiedzieć, że nasze poszukiwania wczorajszego napastnika nie powiodły się, ale już wiedziałeś, że tak będzie. Przeszukaliśmy kwatery profesora Moody’ego i dokonaliśmy zaskakującego odkrycia. Okazało się, że oszust trzymał prawdziwego Alastora Moody’ego zamkniętego w kufrze, żeby móc używać jego włosów do eliksiru Wielosokowego. Alastor wraca do zdrowia strzeżony w skrzydle szpitalnym, ale nie wiemy, jak długo będzie odzyskiwał siły.
Harry uniósł wzrok na profesora Dumbledore’a, zaskoczony tym, że mężczyzna tak wiele mu mówił. Wątpił, by reszta szkoły kiedykolwiek o tym miała usłyszeć. Okropnie trudno byłoby wyjaśnić całą prawdę, bez ujawniania wizji Harry’ego, a Harry nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział w najbliższym czasie. Jeśli reakcja szkoły na to, że rozmawia z wężami była jakąś wskazówką, Harry wiedział, że ludzie prawdopodobnie uwierzą, że stracił rozum.
- Aż Alastor nie będzie w stanie uczyć, będziemy potrzebować tymczasowego zastępstwa – kontynuował Dumbledore. – Zapytałem Remusa, czy rozważyłby tą pozycję, ale nie jest pewny, jak ty to przyjmiesz, ponieważ jest on teraz twoim opiekunem.
Powiedzenie, że Harry był zdezorientowany było niedomówieniem.
- Był moim opiekunem w zeszłym roku, kiedy mnie uczył – zauważył.
- Ale cały czarodziejski świat nie był tego świadomy, Harry – wyjaśnił Dumbledore, pochylając się. – Pewni uczniowie i rodzice mogą twierdzić, że cię faworyzujemy, bo zatrudniamy jednego z twoich opiekunów na nauczyciela. Wiemy, że jesteś pod wpływem dużego stresu i nie chcemy dodawać jeszcze tego, twoi opiekunowie tego nie chcą.
- Poradzę sobie z tym, cokolwiek uczniowie mi zarzucą, profesorze – powiedział stanowczo Harry. Nie mógł uwierzyć, że Dumbledore był bardziej zatroskany jego „stresem” niż tym, przez co będzie przechodził Remus. – Bardziej martwiłbym się o Remusa, ponieważ nie wszyscy zaakceptują jego stan. To dlatego zrezygnował w zeszłym roku. Bez względu na to, co Remus może mówić, wiem, że dręczy go to, że czasem ludzie widzą w nim wilka, a nie człowieka.
- Nie będziesz starał się wykorzystać swojej relacji z panem Lupinem w klasie? – zapytała surowo profesor McGonagall.
Harry spojrzał na nią z uniesioną brwią. Jak McGonagall mogła sądzić, że zrobiłby coś takiego?
- Nie robiłem tego w zeszłym i z pewnością nie zrobię w tym – powiedział, brzmiąc na lekko urażonego. – Zbyt mocno szanuję obu moich opiekunów, by zrobić coś tak dziecinnego.
- Profesor McGonagall nie miała na myśli czegoś takiego, Harry – powiedział spokojnie profesor Dumbledore. – Większość nastolatków stara się wykorzystać taką sytuację. Przepraszam, że osądziliśmy, że zrobisz podobnie. Czasami ciężko myśleć, że tak krótko znasz Syriusza i Remusa, biorąc pod uwagę to, jak blisko jesteście.
Harry wciąż był zdezorientowany. Dlaczego ktokolwiek miałby wykorzystać to, że jego opiekunowie go uczą?
- Wciąż nie rozumiem – powiedział. – Dlaczego dzieciaki miałyby zachowywać się tak w stosunku do rodziców czy opiekunów? Takie zachowanie tylko prosi się o kłopoty ze strony innych uczniów.
Profesor Dumbledore zerknął na McGonagall, potem Snape’a, zanim skupił wzrok z powrotem na Harrym.
- To prawda – przyznał. – Nie sądzę, że muszę przypominać ci Draco Malfoya. Wykorzystuje pozycje swojego ojca, jako szkolnego naczelnika, by dostać to, co chce. To nie takie rzadkie. – Harry wyglądał na przerażonego byciem porównanym do Draco Malfoya, co Dumbledore zauważył. – Nie mówię, że ty byś zrobił to samo. Chcieliśmy się tylko upewnić, że to rozwiązanie nie przysporzy problemów. Jeśli uważasz, że dasz sobie z tym rady, poinformuję Remusa, że od dzisiejszego ranka będzie uczył.
Zamykając oczy, Harry starał się utrzymać emocje pod kontrolą. Był przygotowany na to, że Draco Malfoy oraz wielu innych Ślizgonów przysporzą mu wiele problemów. Miał tylko nadzieję, że nie zrobią mu tego samego trzy inne domy. Otwierając ponownie oczy, Harry spojrzał na Dumbledore’a z biernym wyrazem twarzy.
- Profesorze, moje stanowisko w tej sprawie nie zmieniło się – powiedział szczerze. – Remus będzie większym celem szyderstw niż ja. Bierze wszystkie oszczerstwa w stronę wilkołaków bez pokazywania, jak bardzo go to boli. Wiem, że gdy nazywają go mieszańcem cierpi. Boli go to, że czarodziejski świat uważa go za kogoś gorszego od człowieka.
Dumbledore splótł palce, a powolny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Przedyskutuję to z Remusem i zobaczę, co można zrobić, by jego pobyt tutaj był przyjemny – powiedział, a jego oczy zabłyszczały. – Kolejną sprawą, którą musimy przedyskutować jest to, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie byłoby dobrze, gdyby uczniowie dowiedzieli się, że byli uczeni przez zwolennika Voldemorta przez niemal cały rok szkolny, zwłaszcza, że Turniej wciąż ma pełen rozmach. Żeby zapobiec panice, muszę nalegać, żebyś nie mówił o tym, co się stało zeszłego wieczora komukolwiek, kto już nie wie.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Jak on mógł trzymać w sekrecie zeszłą noc przed wszystkimi? Sekrety w Hogwarcie długo nie pozostawały sekretami. Harry nauczył się tego w brutalny sposób.
- Co z Viktorem? – zapytał. – Wie, że zostałem zaatakowany…
- …ale tylko to wie – przerwał mu spokojnie Dumbledore. – Nie mogę zaprzeczyć, że zostałeś zeszłego wieczora zaatakowany, ale nikt poza kadrą i twoimi opiekunami nie wiedzą, kto to był. Przyznamy, że atak był i że napastnik uciekł, ale wszystkie informacje dotyczące obecności Barty’ego Croucha Jr. zwyczajnie zatrzymamy dla siebie. To jest również dla twojego bezpieczeństwa, Harry. Jeśli czarodziejski świat dowie się o twoich wizjach, możesz być w poważnym niebezpieczeństwie. Ministerstwo może próbować wykorzystać cię do pozyskania informacji o Voldemorcie i jego zwolennikach.
Dreszcz przebiegł przez kręgosłup Harry’ego, sprawiając, że zadrżał. Kolejne wizje? Ta z ostatniej nocy wystarczyła na całe jego życie. Profesor McGonagall zauważyła, że Harry przestał skupiać się na nich, więc wyciągnęła rękę, chwytając stanowczo jego dłoń. Harry nawet tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty strachem. Nie chciał wiedzieć, co Voldemort knuje. To zbyt bolało.
- Harry? – zapytał łagodnie Dumbledore. – Harry, wszystko w porządku?
Wyrwany z myśli, Harry spojrzał na profesora Dumbledore’a i skinął głową, choć naprawdę nie czuł, by w tym momencie było w porządku.
- Przepraszam, profesorze – powiedział cicho, mając nadzieję, że Dumbledore odpuści sprawę. – Eee… co pan mówił?
Dumbledore przez moment przyglądał się Harry’emu zanim odpowiedział.
- Przypominałem ci, że robimy wszystko, co w naszej mocy, by zapewnić bezpieczeństwo w Hogwarcie, Harry – powiedział uprzejmie. – Syriusz zgodził się pozostać przez jakiś czas w Hogwarcie, by pomóc w trudnej sytuacji, ale jeszcze nie chcemy, żeby cała szkoła wiedziała o jego obecności. Jeśli uczniowie dowiedzą się, że potrzebujemy dla bezpieczeństwa kogoś takiego jak Syriusz, mogą przesadnie zareagować. Rozumiesz?
Harry nie rozumiał, co to za wielka rzecz, ale nie miał zamiaru tego powiedzieć, zwłaszcza, że obok niego siedział profesor Snape. Wydało się Harry’emu dziwne to, jak cichy był Mistrz Eliksirów, ale po raz kolejny nie zamierzał wymówić swoich myśli. Snape obmawiał jego oraz jego ojca, więc lepiej nie wsadzać kija w mrowisko.
- Tak, proszę pana – powiedział Harry posłusznie.
- Dobre więc, jeśli nie masz więcej pytań, myślę, że zaczęło się właśnie śniadanie – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore.
Pojmując sygnał, Harry pożegnał się i ruszył do drzwi. Gdy sięgnął po klamkę, Harry poczuł na sobie chłodny dreszcz. Coś w tym było nie tak.
- Proszę pana, wiem, że to może nie na miejscu, ale historia pokazała, że tajemnice mają zwyczaj wychodzić na jaw – powiedział, zerkając przez ramię na dyrektora. – Mam tylko nadzieję, że jest pan gotowy na następstwa, które nadejdą.
Wszyscy trzej nauczyciele wpatrywali się w Harry’ego ze zdumieniem, gdy nastolatek opuszczał biuro. Przez dłuższą chwilę nikt nie powiedział ani słowa.
- Ten chłopiec jest zbyt bystry – powiedziała w końcu profesor McGonagall. – Wyglądało to tak przez moment, jakby duch jego matki przejął jego ciało.
Dumbledore i Snape musieli się zgodzić.
^^^
Zanim skończył się dzień, Harry desperacko potrzebował azylu. Gdziekolwiek się odwrócił, ktoś pytał go o wczorajszy atak, chcąc nać każdy pojedynczy szczegół. Cedric Diggory przyparł do muru Viktora Kruma przed śniadaniem, chcąc wiedzieć, co było wczoraj tak ważnego i był całkiem zaskoczony, kiedy Viktor powiedział mu wszystko, co wiedział o ataku, włącznie z omdleniem Harry’ego. Spanikowany Cedric pospieszył do Wielkiej Sali z Viktorem, depczącym mu po piętach i zobaczył, jak Harry bezmyślnie bawi się jedzeniem. Przy każdym stole było tylko kilku uczniów z każdego domu, ale ich rozmowy urwały się gwałtownie, kiedy Cedric podszedł do Harry’ego i zażądał, by mu powiedział, co się stało.
Harry usiłował uznać atak za niewart zmartwienia, przez co Cedric i Viktor zamarli w milczącym szoku. Starsi reprezentanci chwycili Harry’ego za ramiona i wyciągnęli go z Wielkiej Sali do pustej klasy, gdzie zażądali wyjaśnienia. Harry powiedział im, co tylko mógł, czyli niewiele więcej, niż to, co Viktor powiedział Cedricowi. Choć Cedric był pod wrażeniem, że Harry zdołał sam się obronić, nie tracił czasu i nakrzyczał na Harry’ego i Viktora za robienie czegoś tak głupiego. To zaskoczyło Harry’ego i Viktora najwyraźniej też. Cedric zakończył swoją tyradę, sprawiając, że Harry obiecał, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi. Harry szybko zgodził się i westchnął ulgą, kiedy Cedric nieco się odprężył.
Oczywiście Cedric nie utrzymał buzi na kłódkę, więc zanim skończyły się pierwsze tego dnia zajęcia, cała szkoła wiedziała, że Harry został zeszłego wieczoru zaatakowany, gdy starał się bronić pana Croucha, a napastnik nawiał. Hermiona kolejna skarciła Harry’ego za wysłanie po pomoc Viktora, ponieważ Bułgar był starszy i miał więcej wiedzy o zaklęciach obronnych, zmuszając Harry’ego do powstrzymania się od pytania, skąd ona może to wiedzieć.
Zanim skończył się obiad rozpędził się młynek plotek. Atak Harry’ego wciąż był na ustach wszystkich, na równi z powrotem profesora Lupina i nieobecnością profesora Moody’ego. Jeśli chodziło o uczniów, byli zaniepokojeni tym, że profesor Moody zachorował i profesor Lupin był jego tymczasowym zastępstwem. Spoglądając na opiekuna, siedzącego przy Głównym Stole, Harry zauważył, że Remus bezgłośnie mówi: „Kwatery Huncwotów”, więc skinął głową w odpowiedzi. Po tym, co się stało zeszłego wieczora, żaden z jego opiekunów nie miał szansy jeszcze upomnieć Harry’ego, czego raczej nie oczekiwał z niecierpliwością.
 Wieczorem, po kolacji, Harry ruszył do Kwater Huncwotów, wdzięczny, że hasło nie zostało zmienione. Wchodząc do salonu, Harry dostrzegł, że Syriusz i Remus siedzą przed ogniem, rozmawiając cicho. Przez chwilę, Harry rozważał wyjście, żeby im nie przeszkadzać, ale Syriusz dostrzegł obecność Harry’ego i ich rozmowa szybko ucichła.
Ku wielkiej uldze Harry’ego, Syriusz i Remus nie skarcili go za to, co się stało. Właściwie Syriusz był dumny z tego, jak Harry poradził sobie ze wszystkim, ale równie zmusił go do obietnicy, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi. Z drugiej strony, Remus wyraził obawę, że Harry użył tak potężnej tarczy pochłaniającej, co pozostawiło go bezbronnym. Harry musiał zgodzić się, że Remus ma rację. Ta tarcza była jedną z najpotężniejszych, jakich się uczył, ale nie wiedział, jak potężne zaklęcia nadejdą w jego stronę. Gdyby je zbagatelizował, zaklęcie mogłoby przejść przez tarczę i uderzyć w niego.
Jako karę, Harry miał spędzić dwie godziny dziennie przez następny tydzień, szukając tarcz i innych zaklęć ochronnych, pod czujnym wzrokiem Syriusza lub Remusa. Harry wiedział, że to niezbyt wielka kara, ponieważ prawdopodobnie sam i tak przeszukałby ten temat przed trzecim zadaniem. Istniała też kwestia, że Syriusz czynił te dwie godziny bardziej zabawnymi, nalegając na praktyczne lekcje, kiedykolwiek naszła jego kolej na „monitorowanie kary”.
W ciągu kilku dni Ministerstwo dowiedziało się o obecności pana Croucha w Hogwarcie. Korneliusz Knot przybył wraz z Percym Weasleyem i uzdrowicielką ze szpitala św. Munga, by przegadać „stan psychiczny” pana Croucha. Prognozy nie były dobre. Uzdrowicielka wywnioskowała to samo, co pani Pomfrey: pan Crouch cierpiał na uszkodzenie mózgu w skutek potraktowania go zaklęciem zapomnienia. Podano mu środki uspokajające i przetransportowano do św. Munga na „nieokreśloną ilość czasu”. Knot zrobił się całkiem blady, gdy Crouch zaczął mówić o tym, że Czarny Pan staje się coraz silniejszy i niemal wybiegł ze skrzydła szpitalnego (jak to określił Syriusz, ponieważ Harry i Remus byli na zajęciach, gdy przybył Knot).
Ponieważ Knot był w skrzydle szpitalnym, zobaczył profesora Moody’ego, który wciąż dochodził do siebie i tak dowiedział się, że Remus był jego zastępcą. Nie był zadowolony z tymczasowego nauczyciela i zażądał przyjrzenia się zajęciom, a tak się stało, że owe zajęcia miał właśnie Harry. Kiedy weszli do klasy, zobaczyli uczniów, podzielonych na grupki po trzy osoby, rozmawiających cicho, podczas gdy jeden z każdej grupki pisał notatkę na kawałku pergaminu, podczas gdy profesor Lupin przechadzał się po pomieszczeniu, obserwując. Po jakiś pięciu minutach, Remus polecił wszystkim, by odłożyli pióra, po czym przywołał jednego członka każdej grupy, by zapisał ich ustalenia na tablicy.
Gdy wszyscy skończyli, profesor Lupin zerknął na listę zaklęć, czarów i przekleństw, zanim odezwał się do klasy.
- Tylko jedna grupa pomyślała o zaklęciu Protego – powiedział w zamyśleniu. – Większość z was wypisała zaklęcia ofensywne, ale co z defensywnymi? Jeśli ktoś rzuci na was Zwieracz Nóg, jak się uwolnicie? – Kilka rąk uniosło się w powietrze. – Dean?
- Finite Incantatem? – zasugerował Dean Thomas.
- To jeden sposób, ale nie jedyny – powiedział profesor Lupin z uśmiechem. – Wasze zadanie: jednak rolka pergaminu na temat defensywnej strony pojedynkowania się. Wybierzcie trzy zaklęcia, klątwy lub uroki i znajdźcie przynajmniej trzy sposoby, by nim przeciwdziałać. Przedyskutujemy wasze znaleziska następnym razem. Jesteście wolni.
Uczniowie natychmiast zaczęli rozmawiać o tym, jakie będą ich trzy wybory, jednocześnie pakując rzeczy i opuszczając klasę. Harry skinął na Rona i Hermionę, żeby poszli przodem bez niego i został z tyłu, a kiedy wszyscy wyszli, zbliżył się do opiekuna, nieświadomy obecności Dumbledore’a, pana Knota i Percy’ego z tyłu klasy.
- Więc, straciłem moje podejście? – zapytał Remus Harry’ego z szerokim uśmiechem.
- Ani trochę, profesorze – powiedział Harry odpowiadając równie szerokim uśmiechem. Powrót Remusa do formalnego nauczania było dziwne dla nich obu. – Ma pan rację. Naprawdę nikt nie myśli o obronnej stronie pojedynków. Na drugim roku zawsze pierwszy był atak, mocny atak.
Remus westchnął.
- Wiem – przyznał, pakując swoje rzeczy. – Zwykle tak wszyscy myślą. – Spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią. – Wiesz, że oczekuję, że twój esej będzie z materiału, którego jeszcze się nie uczyłeś. Daj innym uczniom zająć się łatwymi czarami i przekleństwami. Pomyśl o tym, jak o ćwiczeniu na trzecie zadanie. Musisz się bronić, Harry. Nie powiem nic więcej w tym temacie.
Harry skinął głową.
- Pan Bagman już nam powiedział, z czym się zmierzymy – powiedział twardo. – Niech mi pan zaufa. Nie mam zamiaru pójść na łatwiznę przy tym eseju. I tak planowałem zrobić badania na ten temat.
- Dobrze to słyszeć – powiedział Remus, obchodząc biurko dookoła. – Choć nie powiem o tym twojemu ojcu chrzestnemu. Już i tak myśli, że zatruwam ci umysł przeciw niemu…
Odchrząknięcie sprawiło, że Harry podskoczył i odwrócił się, dostrzegając obserwatorów. Nie podobało mu się to, że Korneliusz Knot (ten sam mężczyzna, który próbował zasądzić na Syriuszu karę Pocałunku Dementora bez procesu) z Percym Weasleyem; Harry zrobił podświadomy krok w tył i poczuł opiekuńczą dłoń na ramieniu. Ze stanowczego ściśnięcia, Harry mógł powiedzieć, że Remus miał takie same obawy, jak on.
- Jest coś, co mogę dla pana zrobić, Ministrze? – zapytał uprzejmie Remus.
- Nie – powiedział Knot sztywno. – Dowiedziałem się, że powrócił pan do nauczania i chciałem sam zobaczyć…
- …czy nie stanowię zagrożenia dla moich uczniów? – zaproponował Remus. – Zapewniam pana, Ministrze, że to stanowisko jest tylko tymczasowe, póki profesor Moody nie dojdzie do siebie. Byłem jedyną dostępną osobą w tak krótkim czasie.
- I pan Potter nie ma z tego powodu żadnych przywilejów? – zapytał Knot z uniesioną brwią.
Oczy Harry’ego zwęziły się na to oskarżenie. Czemu wszyscy wierzyli, że będzie wykorzystywał to, że Remus jest nauczycielem?
- Jestem dla Harry’ego surowszy niż dla innych uczniów – powiedział Remus spokojnie. – Nie pozwalam żadnemu uczniowi – nie ważne, kim on jest – lenić się na moich zajęciach.
- Jak widzisz, Korneliuszu – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, – Remus jest bardziej niż zdolny zastąpić Alastora… chyba że wolisz, żeby Syriusz Black zajął tą pozycję zamiast niego.
Knot szybko spojrzał na Dumbledore’a z przerażeniem. Zdawało się, że jakiekolwiek obiekcje miał Knot, skończyły się one.
- N-nie, jest dobrze – powiedział szybko. – Jestem pewien, że profesor Lupin nie będzie miał żadnych kłopotów, ponieważ ta pozycja jest tymczasowa. Naprawdę musimy już iść… mamy mnóstwo papierów i musimy znaleźć kogoś, kto zastąpi Barty’ego.
Knot i Percy szybko po tym wyszli, ku wielkiej uldze wszystkich. Harry musiał się zastanowić, dlaczego Knot był tak przeciwny temu, by Syriusz uczył. Syriusz nauczał go przez całe lato i właściwie był w tym całkiem niezły. Miał własne przekonania i żale, zwłaszcza co do Mistrza Eliksirów, ale to nie uznawało go za niegodnego bycia nauczycielem. Oczywiście Knot był raczej dość nerwowy przy temacie Syriusza Blacka, od kiedy proces dowiódł, że jest one niewinny. Harry musiał się zastanowić, czy Knot zwyczajnie nie bał się Syriusza i tego, co animag może powiedzieć tym, którzy byli chętni słuchać.


3 komentarze:

  1. Dzięki za kolejny super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest super a Knot to taki tchórzliwy dupek weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, ta wizja dobrze że powiedział, mogli działać u Cedrik taki zaniepokony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń