Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 2 sierpnia 2019

ZS - Rozdział 27 - Krnąbrna klasa na eliksirach



Tydzień później:
- Tu masz główny program nauczania z lekcjami i eliksirami, które będziecie warzyć na każdych zajęciach przez następne dwa tygodnie. – Severus podał Harry’emu raczej długi pergamin z rozkładami zajęć i listą eliksirów dwóch pierwszych klas, które również zawierały poprawne wzory warzenia każdego eliksiru, składniki i antidota, gdyby coś poszło nie tak. – A tu masz spis uczniów z każdej klasy. – Podał Harry’emu kolejną rolkę z imionami wszystkich uczniów. W każdej klasie było dwudziestu uczniów, dziesięciu z każdego Domu. – Sugeruję, żebyś wyjmował rolkę na każdych zajęciach, póki nie poznasz wszystkich uczniów.
- Dobrze. Ale nigdy nie widziałem, żebyś ty to robił.
- To dlatego, że po szesnastu latach znam niemal wszystkich moich uczniów, poza nowymi pierwszakami, a tych zapamiętuję w Wielkiej Sali podczas ceremonii przydziału.
- Jak to robisz?
- Mam pamięć fotograficzną. Mimo to, kiedy byłem nowym nauczycielem, było dla mnie łatwiej, jeśli na początku wyjmowałem pergamin. To też sprawi, że uczniowie będą mieć świadomość, że przykładasz uwagę do tego, kto jest nieobecny na twoich zajęciach i miejmy nadzieję, że będą się starać, by być na nich obecni. Jeśli nie, nie wahaj się odjąć punkty.
Harry skinął głową, choć zaczynał się zastanawiać, czy to był tak dobry pomysł. W zeszłym tygodniu taki się wydawał, był nawet podekscytowany, ale teraz, gdy został tylko jeden dzień, nim postawi stopę w klasie, zaczynał myśleć, że może nie był na to gotowy. Co jeśli dzieciaki nie będą go słuchać? Co jeśli, Merlinie broń, wysadzą klasę?
Wiedział, że Severus powiedział, żeby zrobić dobre wrażenie, ale jak miał to zrobić, kiedy był ledwie cztery lata starszy?
- Severusie, mogę… uch, pożyczyć twój płaszcz?
Jego brew uniosła się.
- Mój płaszcz? Po co? Masz swój własny.
- Wiem, ale… mój nie… robi tego, co twój.
- O cóż ci chodzi, w imię Merlina?
- Bo mój nie… no wiesz, lata za mną, jak… jak skrzydła… - Harry poczuł, że jego twarz robi się coraz cieplejsza. Brzmię jak imbecyl! Och, dlaczego nie trzymałeś gęby na kłódkę?
Severus spojrzał na niego i rozbawiony uśmiech wkradł się na jego twarz.
- I sądzisz, że to konieczne, by nauczać eliksirów?
- Cóż… nie, ale… on robi dobre wrażenie – powiedział Harry nieprzekonująco. – Jak ty to robisz?
- To coś, co wymaga wiele praktyki, nie zaklęcia. To ma związek z posturą, postawą i prezencją, czego nie dasz rady nauczyć się w jeden dzień. I płaszczem zrobionym z odpowiedniego materiału.
- Och. – Harry westchnął, zastanawiając się, co jeszcze mógł zrobić. Wtedy przypomniał sobie, jak McGonagall weszła do klasy na jego pierwszym roku. – Więc dasz mi pozwolenie na przemianę we Freedoma? Tylko na chwilę, żeby ich… zaskoczyć? Proszę, Sev?
- Harry, nie robisz występu, uczysz eliksirów. Nie ma potrzeby takiej dramaturgii – zaczął, po czym westchnął, widząc, jak chłopak przygryza wargę i patrzy na niego tymi pełnymi emocji zielonymi oczami. – Niech będzie. Możesz zmienić się we Freedoma, ale tylko na początku lekcji. To powinno sprawić, że usiądą i skupią uwagę, choć to dlaczego zakładasz, że tego nie zrobią, skoro jesteś jednym z niewielu pomocników, którzy kiedykolwiek nauczali uczyli moje klasy…
- Dziękuję. – Harry posłał mu lekki uśmiech. – Mam tylko nadzieję, że nie… zrobię z siebie idioty.
- Nie zrobisz. Znasz nauczany materiał, warzyłeś eliksiry bezbłędnie, jak również antidota i nie ma powodu, byś czuł się zakłopotany w tej dziedzinie.
- Ale nigdy wcześniej niczego nie uczyłem?
- Postępuj zgodnie z instrukcjami w programie nauczania i nie zapomnij napisać instrukcji na tablicy i będzie dobrze. Pamiętaj też, żeby uważnie obserwować każdą parę uczniów, by zapobiec wypadkom i jeśli ktoś zacznie ci pyskować, odejmij punkty. Będą cię testować, żeby zobaczyć, czy umiesz utrzymać spokój, więc musisz ugruntować swoją władzę, bo w innym wypadku wejdą ci na głowę.
- Chciałbym być wyższy. Przynajmniej gdy kogoś piorunujesz wzrokiem, musisz spuścić na niego wzrok.
- Harry, możesz być tak mały jak Flitwick i nadal mieć autorytet. Wszystko zależy od tego, jak się nosisz. Głowa do góry, ramiona do tłu i patrz im w oczy. I zachowuj się pewnie, nawet jeśli się tak nie czujesz. Nie poznają różnicy. – Severus położył dłoń na ramieniu swojego praktykanta. – Odpręż się, pisklaku. Poradzisz sobie. Pierwsze twoje zajęcia masz jutro rano ze Ślizgonami i Gryfonami, przy czym wątpię, by twój Dom stwarzał problemy, bo będą tańczyć ze szczęścia, że nie uczę, a moi Ślizgoni wiedzą, żeby się zachowywać na zastępstwie albo będą odpowiadać przede mną. Będą minimalne problemy.
Harry wciąż miał wątpliwości. Żałował, że nie posiada jednej dziesiątej z prezencji i pewności Snape’a, nie zdając sobie sprawy, że te cechy potrzebowały lat, by były doskonałe.
- Mogę przyjść jutro przed zajęciami i wziąć kasetkę z antidotami, prawda?
- Tak i jeśli chcesz, zjedz tu śniadanie, ponieważ pewnie będziesz zbyt zdenerwowany, by jeść, a ja będę mógł cię zmusić – powiedział Severus śmiertelnie poważnie.
- Ha, naprawdę zabawne. Wiesz, że im więcej zjem, gdy jestem zdenerwowany, tym większe ryzyko, że zwymiotuję wszystko na twoje buty.
- Właśnie dlatego wymyśliliśmy eliksiry, Potter. Na pewno weźmiesz jakieś przed zajęciami – powiedział jedwabiście Severus. – A teraz idź się przespać, bo jutro musisz wstać wcześnie.
- Tak jest… - Harry podszedł do drzwi biura i otworzył je, nim dodał chytrze przez ramię: – … tato. – Potem wystrzelił na korytarz, nim Snape mógł zareagować na tą odrobinę czystej bezczelności, a jego oczy zabłysnęły psotą.
Minęła chwila, nim Severus przetworzył ostatnie słowo swojego podopiecznego i nim mu się to udało, było zbyt późno, by skarcić to niepoprawne dziecko za to, że ośmielił się zwrócić do niego w tak poufały sposób. A jednak… gdzieś głęboko mała jego część poczuła podekscytowanie na to słowo, słowo, które z pewnością żadne dziecko do niego nie powie albo będzie chciało powiedzieć. Jesteś śmiałym impertynenckim balastem, Potter! Nie wiem, dlaczego cię toleruję.
Z westchnięciem wrócił do poprawiania testów. Harry pomyślał, że stawienie czoła klasie pełnej nastolatków było złe, ale niech tylko poczeka, jak będzie musiał przeczytać ich zadania i rozszyfrować ich okropne pismo bez wywoływania ciężkiej migreny. Severus będzie zajmował klasę w każdy dzień poza tym jednym.

Pokój wspólny Ślizgonów:
Draco był znudzony, dokończywszy większość swoich zadań w wolnym czasie , a większość reszty jego Domu albo się uczyła albo spała, albo oglądała grę w czarodziejskie szachy między Allison Motte z szóstego roku a Lance Andrews z siódmego roku, którzy mieli zabójczy turniej, a kilku z jego Domu robiło zakłady o wynik. Draco postawił trzy galeony na Lance’a, ale nie czuł potrzeby patrzeć, ponieważ Goyle już tam był i poinformuje go, czy wygrał.
Vince czytał jakąś nudną książkę, którą dał mu Hagrid, zatytułowaną „Nawyki Rzadkich Magicznych Gatunków Lasów Tropikalnych”, a Draco musiał się zastanowić, jak zdołał przez nią przebrnąć, nawet jeśli miała kilka ładnych zdjęć. Kogo obchodziły jakieś gatunki z amazońskiego lasu deszczowego? Przecież prawdopodobnie nigdy tam nie trafią i ich nie zobaczą, pomyślał Draco z szyderstwem. Crabbe skończy zostając tutaj, w Brytanii, i dołączy do śmierciożerców po ukończeniu szkoły, dokładnie jak jego ojciec i ojciec Draco. Więc jaki był sens uczenia się o czymś, czego nigdy się nie zobaczy?
Odchylił się na krześle i oparł stopy na stole. Siedział w prawym rogu pokoju, z dala od tłumu wśród szachów. W domu nigdy nie pozwalano mu zachowywać się w tak nieokrzesany sposób, skoro obaj jego rodzice byli tak przywiązani do stosowności, ale tu w szkole, robił, co chciał. Na stopy Merlina, jest tu tak nudno, że mógłbym równie dobrze się zdrzemnąć.
W tym momencie przez dziurę w portrecie wszedł pierwszak, lekko duszący po biegu z biblioteki, by zdążyć przed ciszą nocną. Jego ciemne piwne oczy były szeroko otwarte i drżał, gdy rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Jest tu… profesor Snape?
- Nie. Wciąż jest w biurze, bo wieczorami w czwartki zawsze ocenia testy, więc jesteś bezpieczny, Witherspoon – skomentował Crabbe, który wydawał się mieć jakiegoś rodzaju współczucie do tego wiecznie spóźnionego pierwszaka.
- Bezpieczny od niego, ale nie ode mnie – wycedził Malfoy, a jego oczy rozbłysły na myśl o zabawie z tym nieśmiałym pierwszakiem, którego niepewne zachowanie z jakiegoś powodu go irytowało. – Podejdź tu, Witherspoon.
Mały, jasnowłosy chłopiec pokonał przestrzeń między nim a siedzeniem Malfoya, wyglądając jak szczeniak obawiający się reprymendy – z przekrzywionym krawatem i torbą zwisającą na ramieniu.
- Och, daj spokój dzieciakowi, Draco – nakazał Crabbe półszeptem.
- Zamknij paszczę, Vince – syknął Malfoy kątem ust. – Jestem Prefektem i zajmę się nim tak, jak uznam za stosowne.
- Tylko dlatego, że się nudzisz – odparował Crabbe. – W przeciwnym razie byś go zostawił.
Malfoy zignorował komentarz, choć Crabbe miał rację, i skupił się na trzęsącym się pierwszaku.
- Słuchaj, Witherspoon. Przez ciebie nasz Dom ma złe imię, bo ciągle się spóźniasz i to się musi skończyć.
- Przepraszam, prefekcie Malfoy – wymamrotał chłopak, zawieszając głowę. – Ja po prostu… ciągle się gubię i… przepraszam, to więcej się nie stanie.
- Lepiej żeby nie albo zobaczysz, co robimy z członkami Domu, którzy zapominają o czasie, Witherspoon – warknął ostrzegająco Malfoy. – Nie złożę na ciebie raportu profesorowi… tym razem… ale musisz dać mi coś w zamian.
Witherspoon spojrzał na niego niespokojnie.
- C-Co takiego?
- Słyszałem, że Potter ma jutro rano uczyć pierwszaków eliksirów, to prawda?
- Tak. Profesor Snape powiedział nam na ostatnich zajęciach, że Potter przejmie nas na jakiś czas.
Chytry uśmieszek wykrzywił twarz Malfoya.
- Idealnie! To daje nam szansę sprawić, by Potter wyglądał jak największy na świecie idiota. Chcę, żebyś wraz z Vandernoose i Rhysem wywołali jakieś kłopoty – nakazał, a jego oczy zabłysnęły. Pozostała dwójka pierwszaków była niezłymi żartownisiami.
- Ale… ale… profesor Snape kazał się zachowywać…
- Jeśli profesor o czymś nie wie, to cię za to nie ukarze – powiedział bez zająknięcia Malfoy. – Chcę, żebyście wywinęli Potterowi dobry żart, sprawili, że kociołek wybuchnie albo ktoś zostanie czymś opryskany i będzie musiał iść do skrzydła szpitalnego. Wtedy profesor dwa razy pomyśli, nim na kolejnych zajęciach pozwoli mu nauczać i wszyscy będą wiedzieć, że cudowny chłopiec, który przeżył gówno umie nauczyć.
Witherspoon sapnął.
- Nie mogę tego zrobić! Profesor Snape mnie zabije!
Malfoy chwycił drugiego chłopca za kołnierz i szarpnął nim, by zawisł tuż przed jego twarzą.
- Posłuchaj, Witherspoon. Albo zrobisz to, co kazałem, albo powiem profesorowi, że jesteś beznadziejnym prokrastatorem i sprawię, że nie będziesz chciał nigdy więcej postawić tu stopy. Czaisz?
Dzieciak wyglądał, jakby miał się rozpłakać, ale przełknął ciężko i skinął głową.
- Dobrze. A teraz bierz swój zadek do pokoju i zacznij myśleć, co zrobicie. – Draco odłożył go i pchnął go.
Witherspoon odbiegł, jakby ogary piekielne przygryzały mu pięty.
Crabbe odłożył książkę i posłał Malfoyowi niedowierzające spojrzenie.
- Nie mogę uwierzyć, że właśnie to zrobiłeś. Do diabła, co ty sobie myślałeś. Snape rozszarpie go na strzępy, jeśli się dowie.
- Tylko jeśli ten mały cienias zostanie złapany. Jeśli jest bystry, nie będzie złapany i tyle – powiedział wyniośle Malfoy. – Co cię to w ogóle obchodzi, Vince?
- Niewiarygodne. Właśnie go wystawiłeś, wiesz o tym?
- No i? Dzieciak to cwel, potrzebuje hartowania, bo zachowuje się bardziej jak Puchon niż Ślizgon.
- To, że jest cichy, nie oznacza, że jest tchórzem, Draco – kłócił się Crabbe.
- To nie ważne, Vince. Wracaj i przeczytaj sobie o lasach deszczowych, a mi pozwól zająć się pierwszakami – powiedział Malfoy, po czym wstał, by porozmawiać z dwoma innymi pierwszakami, którzy mieli uczestniczyć w żarcie.
Crabbe zamknął książkę i wyślizgnął się z pokoju, idąc do dormitorium pierwszaków, gdzie znalazł nieszczęśliwego Witherspoona, trzęsącego się i drżącego na łóżku.
- Hej, dzieciaku.
Chłopak uniósł wzrok, a jego dolna warga zadrżała.
- Nie słuchaj Draco. Zrobisz, co ci kazał, a profesor Snape skopie ci tyłek. Wiesz o tym, prawda?
- Tak, ale… jeśli tego nie zrobię… Draco powie profesorowi i ten da mi i tak milion szlabanów, ponieważ jestem hańbą – pociągnął na nosie.
- Posłuchaj, dzieciaku, ach… jak ci na imię?
- Jace. Jace Archimedes Witherspoon III.
Crabbe zagwizdał.
- Niezłe przezwisko. Ja jestem Vincent Crabbe. Ale nazywaj mnie Vince. Profesor nie da ci szlabanu za spóźnienia, bo wie, że zajmuje nieco czasu nauczenie się, gdzie wszystko jest w szkole. W rzeczywistości Draco powinien ci pomóc, zamiast kazać ci łamać zasady. W każdym razie słuchaj. Nie wychylaj się i zwyczajnie zachowuj się tak, jak kazał profesor. Niech ci dwaj idioci źle się zachowają i wpadną w kłopoty.
- Ale… co z Draco…? Przeklnie mnie, jak mój kuzyn Alvin, gdy go nie słucham.
- Ja zajmę się Draco. Martw się o siebie, dobra? – Poklepał chłopca po ramieniu. – I mała rada, dzieciaku. Nigdy, przenigdy nie rób tego, co profesor zakazał. Ponieważ on zawsze to odkryje i zobaczysz, co robi tym, którzy nie przestrzegają zasad, dobra?
- Tak. Dalej masz przez niego szlaban?
- Ta, ale to dlatego, że byłem głupi i podążałem za poleceniami Malfoya. Dobranoc.
- Branoc, Vince. Dzięki.
- Nie ma o czym mówić, dzieciaku.
Crabbe powrócił do własnego pokoju zagniewany. Draco potrzebował skarcenia w wielkim stylu.

Piątkowy poranek:
Harry zawahał się przed wejściem do klasy, a jego żołądek burzył się wściekle. Och, Merlinie, chyba rzygnę. Potarł dłonią oczy i otworzył drzwi klasy. Słyszał ciche szuranie stóp, odgłos odkładanych toreb i szepty między uczniami. Czuł, że jego dłonie zaczynają się pocić. No dalej, Potter, weź się w garść. Zmierzyłeś się z cholernym Czarnym Panem. Jak zła może być klasa dwudziestu pierwszaków? Nie ważne, nie chcę na to odpowiedzi.
Zerknął na zegarek – miał pięć minut do rozpoczęcia zajęć. Niech cię cholera, Severusie, wiedziałem, że nie powinienem pozwolić ci na wmuszenie we mnie śniadania. Nawet z twoim eliksirem łagodzącym żołądek czuję nudności. Dlaczego w ogóle się na to zgodziłem? Przełknął ciężko, chcąc przestać czuć się tak, jakby wszedł boso do gniazda wygłodniałych mantykor. Dobra, raz kozie śmierć. Pochylił głowę i skoncentrował się, zmieniając się sekundę później we Freedoma.
Myszołów rdzawosterny wpadł do klasy, zaskakując kilka dziewczyn, które siedziały najbliżej drzwi. Freedom zrobił szybkie kółko wokół pokoju, przyglądając się pomieszczeniu i dzieciom ptasim okiem, po czym usiadł na biurku, wydał z siebie cichy skrzek, po czym zmienił w Harry’ego.
Rozległo się zbiorowe „oooch!”.
Harry wyprostował się, zadowolony ze sposobu, w jaki uczniowie na niego spojrzeli – z podziwem i ciekawością. Nosił na sobie prostą czarną szatę bez herbu, żeby nie wydawał się stronniczy, oraz pod spodem miał parę dobrych spodni i koszulę. Użył nawet eliksiru przygładzającego, żeby jego włosy leżały płasko.
- Oooch, Harry, to było genialne! – zaskrzeczał mała Maureen Hughes, Gryfon, patrząc na niego z uwielbieniem.
Harry powstrzymał jęk. Pomóż dzieciakowi z zadaniem z transmutacji, a staniesz się jego bohaterem. Ale szybko przypomniał sobie radę Snape’a, by nie pozwalać uczniom się spoufalać.
- Dziękuje, panno Hughes. I jestem teraz profesor Potter.
Dziewczynka zachichotała i spuściła wzrok na dłonie.
- No dobrze, cóż, jak wiecie, będę wypełniał obowiązki profesora Snape’a i mimo że część z was jest w moim Domu, musze was poprosić, żebyście mnie nazywali profesorem Potterem, nie Harrym, ponieważ jestem teraz waszym nauczycielem.
Kilku Ślizgonów prychnęło na jego słowa, na co Gryfoni spiorunowali ich wzrokiem.
Harry odchrząknął.
- Dobrze. Wyjmę teraz pergamin i unoście ręce, gdy wypowiem wasze imię.
Wziął pióro i kartkę pergaminu zawiniętą w rolkę na poranne zajęcia eliksirów.
- Abraxus Mandy.
Wysoka rudowłosa Ślizgonka uniosła rękę.
Harry spojrzał na nią, po czym postawił „ptaszka” przy jej imieniu.
- Brown Sydney.
Tym razem rękę uniósł niski ciemnowłosy Gryfon.
I tak to szło, aż doszedł do „Witherspoon Jace”.
Niski blond chłopiec w szatach, które wyglądały na za duże na niego nieśmiało uniósł dłoń.
- Dobrze. Wszyscy obecni i sprawdzeni. – Odłożył pergamin, uniósł różdżkę i wyszeptał zaklęcie otwierające.
Szafka z tyłu klasy otworzyła się, pozwalając uczniom zdobyć składniki. Potem odwrócił się i wycelował różdżką w tablicę.
- Scriberius!
Składniki na eliksir pieprzowy napisały się magicznie na tablicy, za co Harry był wdzięczny, ponieważ wątpił, by mógł je czytelnie napisać, bo był tak zdenerwowany, że z pewnością jego dłoń się trzęsła i sprawiłaby, że jego pismo byłoby nieczytelne.
- Dobrze, dziś uwarzymy eliksir pieprzowy. Kto mi powie, do czego jest używany?
Kilka rąk wystrzeliło w górę, w tym nieśmiałego Ślizgona z tyłu pomieszczenia. Harry wskazał na niego i powiedział:
- Ty… Witherspoon, prawda?
- Tak, proszę pana – nadeszła cicha odpowiedź. – Eliksir pieprzowy używany jest na przeziębienia, proszę pana, żeby je uleczyć.
- Bardzo dobrze, Witherspoon. Pięć punktów dla Slytherinu.
Gryfoni sapnęli, widząc, jak przyznaje punkty ich rywalom, a Ślizgoni wyglądali tylko na zaskoczonych. Harry walczył z szerokim uśmiechem. Miał nadzieję, że przyznanie punktów Ślizgonom może powstrzymać ich od wywoływania kłopotów.
- Eliksir pieprzowy jest standardowym lekarstwem na przeziębienia i nie jest trudny do uwarzenia. Macie godzinę dziesięć minut. Wszystkie składniki macie w tyle w szafce, sprawdźcie listę na tablicy, by uzyskać wskazówki. Jakieś pytania?
To był błąd.
Kilku Gryfonów zbombardowało go pytaniami, wymawiając je jednocześnie, o wszystkim poza eliksirami.
- Hej, Harry, kiedy jest następny mecz Quidditcha?
- Będziesz nas uczyć na stałe?
- Jak zostałeś animagiem?
- Kiedy jesteś jastrzębiem, możesz rozumieć ludzi, czy tylko rozumiesz ptaki?
- Czy profesor Snape odchodzi na emeryturę? Słyszałem, że dlatego nauczasz, Harry.
Harry poczuł, że w głowie zaczyna mu się kręcić. Co to się, do diabła, dzieje? To zajęcia eliksirów czy klub pogaduszek? Uniósł dłoń nim pojawiło się więcej pytań nie na temat.
- Stop. Stop. Wszystkie pytania na mój temat możecie zadać później. To zajęcia eliksirów, pamiętacie? Zaczynajcie, zanim skończy wam się czas na warzenie. I nie, profesor Snape nie odchodzi na emeryturę, wróci do nauczania was za kilka tygodni.
- Ooooch, ale my chcieliśmy porozmawiać o animagicznych formach – jęknęła połowa Gryfonów. – To bardziej interesujące.
- I o Quidditchu.
- A w ogóle kto chce robić eliksiry? – zrzędził Ślizgon.
- Czy nie możemy po prostu udawać, że robimy eliksiry i zrobić sobie przerwę?
- To nie jest kwestia dyskusyjna. Idźcie po składniki – nakazał Harry, zastanawiając się, czy też był taki marudny w tym wieku.
Ostatecznie zaczęli wyciągać rzeczy z tylnej szafki, a Harry zaczął się przechadzać i zapalać ogień pod ich kociołkami, orientując się, że szybciej będzie, jeśli tak zrobi.
Potem wrócił na przód pomieszczenia, by obserwować, jak zbierają składniki i zaczynają je przygotowywać.
Jak Harry powiedział, ten eliksir nie był trudny, trzeba było tylko zmielić i pokroić kilka składników, a większość z nich można było dodać wprost ze słoika w odpowiednim czasie.
Harry patrzył, jak uczniowie mielą korzeń krwawnika i pieprz, kroją w kostkę marynowanej cebuli, rozkruszają czerwone kwiaty kończyny i kroją smoczy język.
Pięć minut później jeden ze Ślizgonów zaczął się kłócić ze swoim partnerem o to, jak bardzo mieli posiekać krwawnika. Harry podszedł, żeby zbadać ich składniki, ale gdy to robił, dwie Gryfonki po przeciwnej stronie pomieszczenia miały kłopot z pokrojeniem w kostkę języka smoka.
- Fuuu! Śmierdzi! I patrz, wszystko jest na moich nowo zrobionych paznokciach!
- Ohyda! Harry, czy musimy to siekać?
- Właściwie ma już prawie dobrą konsystencję, mielcie jeszcze przez minutę, a potem przejdźcie do następnego kroku – powiedział Harry Ślizgonom. Rozdrażniony odwrócił się i zawołał przez ramię do dziewczyn: – Tak, musicie! Następnym razem załóżcie rękawiczki oraz zwracajcie się do mnie profesorze Potter. – Merlinie, dlaczego ciągle zapominają, że muszą mnie tak nazywać? Naprawdę tak trudno zapamiętać? Zaczynam myśleć, że Sev miał rację i oni wszyscy rzeczywiście są durniami.
Właśnie wtedy rozległo się ostre: „Auu! Krwawię!” od strony Toma Matthewsa, kolejnego Gryfona.
- Widzisz, mówiłem ci, żebyś patrzył, gdzie kroisz, Tom – pouczała Mabel Fairchild, śliczna Gryfonka. – Po prostu przyłóż do tego szmatkę, na litość Merlina.
Harry odwrócił się, akurat w samą porę, by zobaczyć, jak wysoki Ślizgon pracujący obok kociołka Toma, przewraca się.
- Ach, na tyłek Merlina! – jęknęła jego partnerka, pulchna brunetka. – Davy zemdlał. To przez krew, nie umie znieść jej widoku.
Harry szybko do nich podszedł.
- Tom, pokaż mi palec. – Chłopak posłuchał, wyciągając krwawiącą dłoń, a Harry wymamrotał szybkie zaklęcie leczące. – Następnym razem bardziej uważaj z nożem.
- Tak jest. – Chłopak zarumienił się.
Wtedy Harry ukląkł przy omdlałym Ślizgonie. Ostrożnie dotknął głowy chłopaka w poszukiwaniu guzów i nie znajdując żadnego, rzucił szybkie „Ennervate!”, budząc nieprzytomnego chłopaka machnięciem różdżki.
- Huh? Co się stało?
- Zemdlałeś – powiedział pomocnie Harry. Wyciągnął rękę, by pomóc chłopcu wstać. – Dobrze się czujesz… Davy, prawda?
Nim chłopak mógł odpowiedzieć rozległo się głośne BUM!
Harry pociągnął biednego Ślizgona na nogi i odwrócił się.
Cztery kociołki dalej w tyle pokoju, dwóch Ślizgonów było pokrytych czerwonym eliksirem, podczas gdy po stronie Gryfonów rozległ się kolejny trzask, gdy kociołek eksplodował, ochlapując uczniów kolejnymi niedokończonymi eliksirami.
Kilka dziewczyn krzyknęło, a Harry zacisnął zęby i warknął:
- Nikt się nie rusza! Zostańcie tam, gdzie jesteście.
Podszedł do tych uczniów, którzy byli ochlapani i oczyścił ich szybkim Chłoszczyść i zapytał, czy zostali poparzeni. Nikt nie był oparzony, eliksir był ledwie ciepły, gdy eksplodował.
- Nie wiem, co się stało, proszę pana! – wybełkotał Ślizgon. – Nawet jeszcze nie dodałem języka smoka.
Harry zerknął do kociołka i zobaczył, ku jego irytacji, wielkie fajerwerki Filibustera. Wylewitował je z kociołka i usunął zawartość szybkim „Evanesco!”. Po czym, wciąż trzymając fajerwerk, powiedział do nich:
- Przykro mi, ale musicie zacząć od początku.
Podszedł, by zbadać drugi kociołek i znalazł kolejny fajerwerk. Po tym przeszedł na przód pomieszczenia, z oboma fajerwerkami w dłoniach. Świetnie, po prostu świetnie! Teraz muszę poradzić sobie z cholernym żartownisiem. Przyszpilił zamarłą klasę pełnym dezaprobaty spojrzeniem.
- W porządku. Kto mi powie, do kogo to należy?
Nikt nic nie powiedział.
- Co to jest? Nikt nie wie? Bardzo dobrze, będę odejmował pięć punktów od każdego z was, póki ktoś mi nie powie, kto to zrobił. – Harry skrzyżował ramiona na piersi.
Potem czekał.
Rozległy się okrzyki:
- To nie fair!
- Skąd mam wiedzieć?
- To pewnie Ślizgon, bo oni zawsze wywołują kłopoty – powiedział Gryfon.
- Kto tak mówi? – odkrzyknął Ślizgon. – To wy zawsze wygłupiacie się na eliksirach.
Harry zacisnął zęby. Czy oni nie biorą go na poważnie?
- Macie pięć minut, nim punkty zaczną się dodawać.
Rozległo się kolejne mamrotanie.
Aż w końcu Ślizgon, który Harry zapamiętał jako Vandermoose, wstał i powiedział cicho.
- Widziałem, jak on to robi, profesorze Potter. – I wskazał bezpośrednio na trzęsącego się Jace’a Witherspoona.
- Ja też widziałem – dodał drugi Ślizgon, czarnowłosy Macsen Rhys.
Witherspoon nic nie powiedział, wyglądając na porażonego.
- No, miałem rację! Podły wąż! – krzyknął Gryfon.
- Och, wsadź to sobie w dupę! – krzyknął Ślizgon i wyciągnął różdżkę.
- Zmuś mnie!
- Zmuszę, tchórzu!
Nim Harry mógł się poruszyć, wszędzie latały klątwy.
Cholera jasna! Odwróciłem się, by z kimś porozmawiać na dwie minuty – DWIE MINUTY – i patrzcie, co się stało! Co jest nie tak z tymi dzieciakami?
W ciągu minuty rozpętał się chaos. Uczniowie ukryli się za kociołkami i biurkami, klątwy żądlące latały w powietrzu wraz z tymi zmieniającymi kolor i czasowego przylepca.
Przez chwilę Harry był w rozterce. Jak to się stało?
Poczuł, jak jego złość iskrzy, wycelował różdżką w gardło i rzucił zaklęcie wzmacniające głos.
- Sonorus! Wszyscy nie ruszać się!
Wszyscy znieruchomieli, niektórzy w połowie słowa.
Jego oczy zabłyszczały taką złością, że mógłby rywalizować z nieobecnym Mistrzem Eliksirów i powiedział szybko:
- Accio wszystkie różdżki!
Różdżki wszystkich wyrwały się z ich pięści, jeśli je trzymali albo z innych miejsc, gdzie je mieli i ułożyły się i stóp Harry’ego.
- Wszyscy siadać! Już!
Rozległo się szaleńcze szuranie krzeseł i w ciągu minuty cała klasa siedziała.
Harry dezaktywował zaklęcie na swoim głosie.
- Co wy sobie myśleliście? Ktokolwiek mi odpowie?
Nikt nic nie powiedział. Większość Gryfonów wyglądała na zawstydzonych albo zdenerwowanych, tak samo jak kilku Ślizgonów. Tylko kilku miało uśmieszki na twarzach, ale szybko je stracili, gdy Harry oświadczył:
- Wszyscy dostajecie zero za dzisiejszą pracę i będziecie powtarzać ten eliksir na następnych zajęciach. Poza tym odejmuję dwadzieścia punktów od każdego z waszych Domu za okropne zachowanie. I nawet nie myślcie o tym, by mówić, że to nie fair.
- Ale to jest nie fair – wymamrotał obrażonym tonem Todd Wilson.
- Panie Wilson, chce pan dołączyć do pana Witherspoona na szlabanie?
- Nie, Harry… znaczy profesorze Potter…
- Tak myślałem. Zacznijcie sprzątać. A na następne zajęcia macie napisać esej na dwie stopy pergaminu o właściwościach eliksiru pieprzowego oraz poprawnego zachowania w mojej klasie – dokończył Harry. – Panie Witherspoon, dziś będzie pan miał ze mną szlaban o… drugiej. Proszę spotkać się ze mną tutaj.
- Tak jest – wyszeptał Jace.
Harry przeszedł się dookoła i usunął wszystkie nieudane eliksiry, czując jednocześnie, jak w głowie zaczyna mu łomotać. Nie mógł uwierzyć, jak szybko sprawy wyrwały się spod kontroli. To było całkowicie upokarzające. Powinienem wiedzieć, że to nie jest dobry pomysł. Nie umiem uczyć, jestem żałosny.
Powrócił do biurka na ostatnie dziesięć minut zajęć, udając, że pracuje nad planem na następne zajęcia. W końcu nadszedł czas na zwolnienie klasy.
Harry uniósł wzrok. Klasa była schludna i czysta.
- Jesteście wolni.
Wszyscy uczniowie wybiegli przez drwi, chcąc uwolnić się od piekła, jakimi były eliksiry. Harry zauważył, że Witherspoon wyszedł ostatni i nie rozmawiał z żadnym ze swoich kolegów z Domu. Pewnie się boi, co mu zrobią, ponieważ wpadł w kłopoty i stracił punkty. Niemal czuł się winny, że dał mu szlaban, wiedząc, jacy ostrzy są Ślizgoni do swoich własnych współlokatorów. Ale potem się zreflektował, że gdyby tego nie zrobił, upewniłby ich, że był popychadłem i straciłby każdy ich zyskany szacunek.
Gdy tylko chłopak wyszedł, Harry przygarbił się i ukrył twarz w dłoniach. Bez wątpliwości był chyba najgorszym nauczycielem w historii Hogwartu. Cóż, może drugim najgorszym, bo Umbridge była gorsza. Założę się, że to się nigdy nie przydarzyło Severusowi. Albo McGonagall.
Zebrał swoje papiery i antidota, po czym zamknął drzwi do klasy. Mój pierwszy dzień nauczania to całkowita porażka!
- I jak poszedł pierwszy dzień nauczania, Harry? – zapytała żywo Hermiona, gdy wszedł do sali na obiad.
Póki co przy stole było większość piątego i szóstego roku, a młodsze roczniki miały obiad o innej godzinie.
- Nie pytaj, Hermiono.
- Tak źle, kumplu? – zapytał Ron, siadając na swoim zwykłym miejscu.
- Gorzej.
- Co się stało? – spytała Hermiona. – Wywołali wybuch kociołka?
- Dwóch.
- To byli Ślizgoni, prawda? – przewidywał Ron.
- Jeden z nich, tak. Ale nasz Dom nie był lepszy.
- Mam nadzieję, że odjąłeś Ślizgonom punkty – powiedział Ron.
- Odjąłem punkty obu Domom.
- OBU? – krzyknął Ron.
- Tak, Ron, ponieważ oba Domy zaczęły rzucać w siebie klątwy – powiedział ostro Harry. – Posłuchaj, naprawdę nie chcę o tym dyskutować, dobra?
- Może na następnych zajęciach będzie lepiej, Harry – powiedziała pokrzepiająco Hermiona. – Nie mogę uwierzyć, że nasze pierwszaki zachowały się jak jacyś… chuligani.
Ron niemal zakrztusił się sokiem dyniowym.
- Chuligani? Co to, do diabła, jest?
- Niegrzeczne, nie dające się kontrolować, irytujące, małe bestie – odpowiedział Harry. – I dokładnie tacy byli. – Dokończył kanapkę i prażynki, po czym powiedział cicho: – Do zobaczenia później. Muszę złożyć raport profesorowi Snape’owi o dzisiejszym poranku.
- Myślisz, że oderwie ci głowę, że musiałeś odjąć punkty Ślizgonom? – zastanawiał się Ron.
- Nie wiem. Jednemu dałem też szlaban za spowodowanie wybuchu kociołka.
Usta Rona otworzyły się.
- O, Merlinie! Jesteś martwy, Harry.
- Dlaczego? Zasłużyli – zauważyła  Hermiona. – Harry dobrze zrobił.
Ron wyglądał na niepewnego.
- Powodzenia, Harry.
Harry skinął ze znużeniem głową i ruszył w kierunku lochów. Wiedział, że Hermiona ma rację, ale czy Severus będzie patrzył na to w ten sam sposób?
Severus słuchał cicho, gdy Harry opowiadał o katastrofalnej lekcji eliksirów. Praktykant nie szczędził mu niczego, przyznając, że powinien być bardziej świadom tego, co się dzieje i wtedy może zapobiegłby wybuchowi kociołka. Kidy dokończył, czekał, aż Severus uwolni swój temperament, więc powiedział mu, że bez wątpliwości był najgorszym nauczycielem w historii i nigdy nie powinien myśleć o ponownym postawieniu nogi w klasie.
Severus obserwował uważnie swojego praktykanta, zauważając, jak napięty był Harry i instynktownie wyczuwając, że piętnastolatek spodziewał się długiej reprymendy. Severus wciągnął powietrze.
- Może pójdziemy do Pokoju Życzeń, Harry? Wygląda na to, że przyda ci się nieco walki z workiem, by wyładować tą frustrację. Jak również walka ze mną.
- Co? Znaczy… nie jesteś na mnie wściekły?
- Za co?
- Za… odebranie punktów Ślizgonom. I danie Witherspoonowi szlabanu.
- Harry, nie jesteś pierwszym nauczycielem, który odebrał punkty mojemu Domowi albo dał szlaban Ślizgonowi. Jednak muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony, że akurat Witherspoonowi, bo chłopak jest zwykle tak cichy, że cień robi więcej hałasu i nigdy bym nie pomyślał, że będzie w stanie odegrać takie żarty.
Wstał, a Harry podążył za nim i skierowali się po schodach na siódme piętro.
- Też bym tak nie pomyślał. Ale dwójka członków Slytherinu powiedziała, że to on, więc…
- Poczekaj sekundę. Jaka dwójka? – zapytał Severus, natychmiastowo poważniejąc. Znał członków swojego Domu i wiedział, że Witherspoon bywał celem innych, tyranizujących współlokatorów.
- Uch… Vandernoose i… Rhys, chyba.
- Humph! To wiele wyjaśnia – powiedział ponuro Severus.
- Co wyjaśnia?
Severus nie odpowiedział, póki nie dotarli do Pokoju Życzeń, otworzył drzwi i weszli do środka.
Jak wcześniej pokój ułożył się w salę do boksu, szybko zdjęli szaty, przebrali ubrania i buty.
Harry zaczął owijać ręce, mówiąc:
- Co wyjaśnia, Sev?
- To wyjaśnia, dlaczego tak nieśmiały uczeń, jak Witherspoon, wywołał problemy w klasie – rozwodził się Severus. – Bo widzisz, Vandernoose i Rhys wytrwałymi żartownisiami. Uważam, że to oni wrzucili fajerwerki do kociołków. Wtedy, gdy zapytałeś, kto to zrobił, obwinili Witherspoona. W skrócie, dałeś się oszukać, Potter.
- Ale… dlaczego Witherspoon nic nie powiedział?
- Ponieważ prawdopodobnie był zbyt przerażony. Gdyby oskarżył ich i byś mu uwierzył i dał im szlaban, później wyładowaliby się na nim. Lub może uważał, że mu nie uwierzysz, ponieważ oskarżyła go dwójka z jego własnego Domu.
- O, Merlinie. Naprawdę spieprzyłem. Właśnie dałem szlaban dzieciakowi, który na to nie zasługiwał. Co mam teraz zrobić?
- Niech odrobi szlaban, ale pozwól mu dokończyć eliksir i daj mu za niego ocenę. Na następnych zajęciach obserwuj dwójkę żartownisiów i daj im szlaban. To wyrówna rachunki.
- Chyba nie chcę tam wracać – przyznał cicho Harry. – Pewnie myślą, że jestem gorszy od Lockharta.
- Przestań, Harry! – nakazał ostro Severus. – Użalanie się nad sobą nie służy celowi. Myślisz, że jesteś jedynym nauczycielem, którego kiedykolwiek uczeń wykiwał? Albo stracił panowanie nad klasą?
- Nie, ale… założę się, że tobie się to nigdy nie przydarzyło.
Severus uniósł brew.
Harry usiadł, gapiąc się na niego.
- S-Stało? Ale… wszyscy się ciebie śmiertelnie boją!
- Nie do końca. Uczniowie źle zachowują się w mojej klasie, Harry, jak sam powinieneś wiedzieć, ponieważ byłeś jednym z nich. Zwyczajnie wiem, jak rozwiązać sytuacje lepiej, niż wtedy, gdy pierwszy raz nauczałem. I minęło kilka lat, nim wykształciła się moja reputacja. Dlaczego myślisz, że jestem, jaki jestem? Ponieważ zbyt dobrze wiem, jak wiele zniszczeń może wywołać wybuch kociołka. Właściwie to całkiem dobrze poradziłeś sobie na swoich pierwszych zajęciach, Harry.
- Och, jasne. Dwa wybuchy kociołków, czterdzieści odjętych punktów, całe zajęcia do powtórzenia i szlaban, wszystko jednego dnia.
Severus chwycił go za ramiona i potrząsnął nim łagodnie.
- Tak, ale nikt nie umarł, nikt nie musiał iść do skrzydła szpitalnego, a klasa wciąż stoi. Widziałem wielu nauczycieli pierwszych roczników, którzy mieli więcej nieszczęśliwych wypadków niż ty. A teraz dość skomlenia, chłopaku, zakładaj rękawice i uderz worek tak, jak chciałbyś uderzyć te sprawiające kłopoty bachory.
Harry uśmiechnął się ironicznie.
- Skąd wiedziałeś?
- Doświadczenie – odpowiedział Severus, po czym założył własne rękawice i ruszył poćwiczyć z gruszką bokserską, podczas gdy Harry ćwiczył z ciężkim workiem treningowym.
Po piętnastu minutach Harry był o wiele bardziej zrelaksowany i gdy napił się nieco wody, zmierzył się ze swoim mentorem na środku pomieszczenia.
Początkowo bał się wymierzać ciosy w drugiego mężczyznę, ale Severus wkrótce wyprowadził go z błędu takiego myślenia.
- Będziesz miał szczęście, jeśli mnie w ogóle dotkniesz, Potter, a teraz przestań się wykręcać i po prostu mnie uderz! Przecież nie skulę się i nie umrę!
W ten sposób zaczęły się sesje sparingowe i Harry musiał przyznać, że uwielbiał boksować się ze swoim mentorem, ponieważ Severus był nieprzewidywalny i nawet jeśli rzadko udawało mu się trafić mężczyznę, o wiele zabawniej było walczyć z prawdziwą osobą niż z workiem. I podczas gdy Severus mu nie odpuszczał, nie był też brutalny i Harry szybko nauczył się, jak unikać i blokować jego ataki.
Walczyli przez kolejne dwadzieścia minut, a Harry zdołał uderzyć raz czy dwa razy w żebra Severusa, nim zakończyli sparring i poszli ochłonąć.
- Tylko poczekaj, aż będziesz musiał oceniać zadania, Harry. Wtedy uznasz, że to zdarzyło się dzisiaj było niczym – ostrzegł Severus.
- Dlaczego? Co jest takiego złego w zadaniach?
- Zobaczysz – powiedział Mistrz Eliksirów z nieco złym uśmiechem. – Zadania są wrogami nauczycieli.
- Ująłeś to na odwrót, Sev. Zadania są wrogami uczniów.
- Tak myślisz? Poczekamy, zobaczymy, profesorze Potter.
Harry nie zamierzał się z nim kłócić, nie po takim dniu jak dzisiejszy. Więc powiedział tylko:
- Cokolwiek pan powie, profesorze Snape. – Ale osobiście uważał, że Snape ociupinkę przesadzał, a może była to kwestia żartu jego kosztem.
Jego drugie zajęcia z Puchonami i Krukonami były o wiele lepsze niż pierwsze. Przedstawił się jako Freedom, a potem obserwował wszystkich jak jastrząb po wyjęciu rolki pergaminu, ustawiając zaklęcie monitorujące na pół pomieszczenia, podczas gdy pracował na drugiej – Severus zasugerował mu to, by był w stanie mieć oko na całe pomieszczenie jednocześnie, mimo wszystko będąc w stanie asystować uczniom.
- Mogłeś mi to wcześniej pokazać, Severusie! – narzekał, gdy jego druga klasa została puszczona wolno.
Nie było wybuchających kociołków ani walk, wszystko poszło całkiem dobrze, choć kilku uczniów zepsuło eliksiry i zostali odpowiednio ocenieni. Wciąż było to o wiele lepsze doświadczenie niż za pierwszym razem.
- Dlaczego? Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem, panie Potter – odpowiedział chytrze Mistrz Eliksirów.
Harry posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Dziękuję ci bardzo.
- Jak poszedł szlaban z Witherspoonem?
- Dobrze. Naprawdę się ciszył, że pozwoliłem mu uwarzyć eliksir od nowa i tak jakby przeprosiłem go za ukaranie.
- Bardzo dobrze. Sądzę, że Witherspoon będzie dobrze warzył eliksiry. Ma do tego mózg i dyscyplinę.
Harry zgodził się z tym – Jace o wiele lepiej warzył niż on w tym wieku, a przynajmniej gdy Harry odseparował go od kolegów z roku, którzy lubili traktować go jak kozła ofiarnego.
Następne zajęcia z Gryfonami i Ślizgonami były o wiele spokojniejsze.
Nikt nie nazwał go Harrym, rzucił zaklęcie monitorujące gdy tylko usiedli i zaczęli pracę, a gdy jeden z kłopotliwych Ślizgonów próbował sabotować eliksir siedzącego obok Gryfona, przyłapał go na gorącym uczynku i miał przyjemność powiedzieć:
- Szlaban, panie Vandernoose! Siódma dziś wieczorem. Nie będę tolerował niszczenia pracy innych w mojej klasie.
Vandernoose zagapił się na niego.
- Co? A-Ale, profesorze… niczego nie zrobiłem…
- Nie próbuj kłamać, Vandernoose. Widziałem cię kątem oka.
- Jak?
Harry natychmiastowo zmienił swoje ludzkie oko w jastrzębie.
- Dokładnie tak.
Sekundę później je odmienił i gdy tylko wrócił do biurka wziął eliksir przeciwbólowy.
Ale to wystarczyło, by zapoczątkować plotki wśród pierwszaków, że profesor Potter ma oczy jak jastrząb i widzi wszystko, co dzieje się w klasie, dokładnie jak profesor Snape.
- Wszyscy cholerni nauczyciele eliksirów mają chyba oczy z tyłu głowy – podsłuchał, jak Vandernoose narzeka swojemu kumplowi, Rhysowi, gdy tego dnia opuszczali klasę.
Harry zachichotał. Czasami dobrze było być nieco innym. I teraz rozumiał lepiej, dlaczego Severus czasami mamrotał o uduszeniu niektórych uczniów.
Chwycił spory plik esejów i skierował się z powrotem do dormitorium, by zamknąć je w kufrze przed obiadem.
Po zjedzeniu zaczął czytać eseje i wkrótce odkrył, że Severus nie żartował.
Ledwie mógł przeczytać połowę esejów, pismo dzieciaków było okropne, a gramatyka i błędy jeszcze gorsze. Nim przeczytał chociaż pięć, zaczął wątpić, by uczniowie ukończyli szkołę podstawową albo jeśli skończyli to musieli zapłacić dyrektorowi.
Na cholerną brodę Merlina, ale to jest… nie mogę uwierzyć, że ktoś nie wie, jak przeliterować „gorczyca”… albo czas przeszły od zmielić to „zmielony”, nie „zamielony”… a prawidłową listę składników mają w swoich podręcznikach, Merlinie dopomóż! A ten tutaj… będę miał szczęście, jeśli przeczytam jedno słowo na trzy, bo tak jest poplamiony i pełen kleksów. I ILE mam ich jeszcze do oceny?
Nim skończył, niemal czuł, że ma zeza, dostał kolejnego bólu głowy i w końcu zrozumiał, dlaczego Snape zawsze wydawał się taki zirytowany rano po ocenianiu testów. Ocenianie zadań cholernie ssało! A najgorsza część tego wszystkiego była taka, że właśnie zadał więcej, więc kolejnego dnia będzie musiał przebrnąć przez następne.
Jęknął i uderzył się w głowę. Będę musiał zapytać Severusa, czy istnieje zaklęcie, które da rady rozszyfrować to okropne pismo. Albo będę musiał zgadywać, jakie to są słowa i mieć nadzieję, że będzie to miało sens?
Kiedy Snape zapytał go swobodnie następnego ranka przy śniadaniu o jego zadaniach, Harry warknął:
- Były cholernie wspaniałe!
- Tak źle?
- Wiedziałeś, że takie będą – powiedział Harry oskarżycielsko.
Severus uśmiechnął się ironicznie.
- Ostrzegałem pana, profesorze Potter.
- Jest jakieś zaklęcie, które poprawia to okropne pismo?
- Właściwie to jest.
- Jakie?
- Zaklęcie „od nowa”.
- Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Jak można je rzucić?
- Oddajesz pergamin uczniowi i mówisz „Napisz to od nowa, żebym mógł to przeczytać” – odpowiedział Severus. – To całkiem dobrze działa.
- Jesteś przezabawny, Sev – burknął Harry.
- Staram się, pisklaku – powiedział Mistrz Eliksirów, po czym zachichotał cicho. – Zadania są złem koniecznym, Harry. Jak śmierć i podatki. I pyskaci praktykanci.
Harry wykrzywił się.
- Wiesz, chyba bardziej lubiłem cię wcześniej, kiedy nie miałeś tak okropnego poczucia humoru.
Mistrz Eliksirów prychnął.
- Jęczenie do pana nie pasuje, panie Potter.
- Och, zamknij się, Sev! – powiedział Harry, bardzo, bardzo cicho.
- Co pan powiedział, panie Potter?
- Uch… powiedziałem, że miałeś rację, Sev – odparł szybko Harry. Może i był nauczycielem, jednak wciąż był praktykantem Snape’a i ostatnia rzecz, jakiej potrzebował było, by pierwszaki dowiedziały się, że sam dostał szlaban od swojego mentora za pyskowanie.
Jednak w sumie jego drugi tydzień przeszedł w trzeci, a potem czwarty i Harry odkrył, że naprawdę cieszy się z bycia nauczycielem, pomimo okazjonalnej chęci przeklęcia kłopotliwych uczniów. Może Severus miał rację i powinien na poważnie rozważyć zostanie nauczycielem, zamiast aurorem. Oczywiście zawsze zakładając, że pożyje na tyle długo, by móc rozpocząć karierę po zakończeniu szkoły.
W miarę zbliżających się SUMów, sny o Voldemorcie, trzymającym kryształową kulę i śmiejącym się, podczas gdy wokół niego leżały ciała tych, o których Harry się troszczył, stawały się coraz gorsze. Harry oczyszczał umysł każdej nocy, jak tylko potrafił, ale czasami nawet to nie wystarczało i budził się wyczerpany i nie w sosie, póki nie przyznał, co się działo Severusowi i szpieg wykorzystał własne umiejętności oklumencji i nałożył tarczę na umysł Harry’ego, która powstrzymała sny na całe trzy noce.
- Powinieneś był natychmiast do mnie przyjść. Jak długo to trwa?
- Uch… jakiś tydzień?
- Tydzień? Cholera, Harry, dlaczego tak długo czekałeś?
- Sądziłem, że sobie z tym poradzę, dobra?
- Nie, nie… dobra! – warknął Severus. – Wystarczy jedno potknięcie i on zyska dostęp do swojego umysłu, będzie widział twoimi oczami, wiedział to, co ty wiesz. Nie możemy sobie na to pozwolić, Harry! Sądziłem, że to rozumiesz.
- Rozumiem! Ja tylko… nie chcę ciągle biegać do ciebie z każdym drobiazgiem.
- To nie jest drobiazg, Harry. Jeśli Czarny Pan tobą zawładnie… następnym razem przyjdź do mnie, nie ważna o której godzinie i powiedz mi, że sny wróciły i nie umiesz ich zablokować. Głupia duma cię zabije… albo kogoś innego. Rozumiesz?
- Tak jest. – Harry zawiesił głowę. – Przepraszam.
- Nie przepraszaj, pisklaku. Tylko proś o pomoc, do cholery. Jestem twoim mentorem, Harry, i to dlatego tu dla ciebie jestem.
- Dobrze, Sev – westchnął Harry.
- Idź się przespać, bo jutro padniesz na twarz do kociołka któregoś z uczniów – powiedział szorstko Severus, ale potem sięgnął i poczochrał włosy Harry’ego. – Wybaczam ci.
I Harry uśmiechnął się.
Ale następnego ranka Prorok ogłosił kolejną ucieczkę z Azkabanu. Voldemort zbierał z powrotem swoich popleczników i Severus podejrzewał, że wkrótce zamierzał ruszyć na Ministerstwo, jeśli sny Harry’ego były jakąś wskazówką. Choć nie powiedział tego chłopcu, podejrzewał, że Voldemort spróbuje włamać się do Sali Przepowiedni, żeby przejść kulę fałszywej przepowiedni i musieli być przygotowani na jego spotkanie. To mogła być możliwość, by udaremnić jego plany lub może nawet go zranić. Jeśli zdołają zniszczyć jego obecne ciało… to da im czas na odnalezienie i zniszczenie horkruksów.
Póki co Minerva nie słyszała nic od Dumbledore’a i choć normalnie Severus czekałby, aż Albus zwoła spotkanie Zakonu, czuł, że nie powinni tego odkładać, czas uciekał im przez palce, a Zakon powinien być przynajmniej poinformowany o możliwych planach Czarnego Pana i jego motywach, więc wysłał zakodowane listy wszystkim członkom Zakonu, w tym Albusowi, żądając spotkania na Grimmauld Place. Miał nadzieję, że pismo dotrze do dyrektora, ponieważ nieobecność starszego czarodzieja była wytrącająca z równowagi.


3 komentarze:

  1. Ten rozdział och och to był zarąbisty rozdział przez jaki s czas byłam nauczycielem znam ten stres jaki miał Harry.
    Ten fragment mnie rozśmieszył szczególnie jest świetny
    "Zaklęcie „od nowa”.
    - Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Jak można je rzucić?
    - Oddajesz pergamin uczniowi i mówisz „Napisz to od nowa, żebym mógł to przeczytać” – odpowiedział Severus.
    – To całkiem dobrze działa." powalające.Ciekawe co wymyśli Vincenty by dopiec Draco. dziękuje za twoje tłumaczenie jesteś wspaniała docenia twoją prace:)Czekam jak zawsze na kolejny rozdział weny i czasu pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać z tego rozdziału,że wiesz jak to jest koleżanko po fachu;-)) świetny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo dobrze Harry poradził sobie na swoich pierwszych zajęciach... biedny Jake stał się kozłem ofiarnym, ale Harry mając wiedzę poradził sobie z problem, choć zastanawiam się jak Vincent poradzi sobie z Draco, zadania to zlo dla nauczycieli to po co je zadają? :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń