Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 1 października 2019

ZS - Rozdział 30 - Łapiąc ciemność w sidła



Gdy wszyscy z Zakonu zostali powiadomieni, a drużyna uderzeniowa zmobilizowana, Severus wziął Harry’ego na bok w swoich kwaterach i zaczął na niego rzucać warstwy zaklęć obronnych – zaprojektowanych tak, by odbijały raniące zaklęcia z powrotem w kierunku atakującego oraz takich, które ochraniały przed silnymi klątwami, jak Confringo albo Incendio. Lekcje oklumencji Harry’ego wzmocniły jego naturalną oporność na klątwę Imperius, a Severus dał Harry’emu eliksir, niwelujący efekty Cruciatusa, gdyby ostatecznie jakimś dostał. Warstwy zostały nałożone ekspercko, jedna na drugą, nakładając się płynnie.
Kiedy Severus opuścił różdżkę, Harry poczuł się dziwie, jakby został ukryty pod powietrznym pancerzem. Osłony sprawiły, że jego skóra mrowiła, a lodowate uczucie spłynęło w dół jego kręgosłupa, ale uczucia szybko znikną, jak zapewnił go Severus.
- A teraz czy wiesz, co masz robić?
- Tak. Pójdę z Tonks i Charliem do Sali Przepowiedni i znajdę kulę z imieniem moim i Czarnego Pana. Potem zdejmę ją z szafki, przejdę na środek pomieszczenia, opuszczę osłony wokół umysłu i zacznę myśleć mocno o tym, jak bardzo mam przepowiednię.
- Dobrze. Miejmy nadzieję, że wyczuje połączenie i zobaczy, jak stoisz z kulą. A wtedy wyśle śmierciożerców i sam przyjdzie, by odebrać przepowiednię. A kiedy się pojawią, ty pozwolisz Tonks i Charliemu bronić się i jak najdłużej będziesz się trzymał od tego z daleka. Jest to dla ciebie jasne? Nie chcę żadnego heroizmu, mieszania w walkę, masz pozwolić Aurorom walczyć ze śmierciożercami. Ale jeśli zostaniesz zaatakowany, nie powstrzymuj się. Wykorzystaj wszystko, czego się nauczyłeś, w tym umiejętności boksowania, a nawet użyj swojej animagicznej formy. Czasami dobrze wykonany prawy sierpowy może przechylić szalę walki tak samo dobrze, jak jakaś klątwa lub zaklęcie.
- Niech się pan nie martwi. Będę ostrożny. Nie jestem… tak impulsywny jak kiedyś. Nauczyłem się tego od ciebie, Sev.
- Dzięki Merlinowi, że jakieś moje lekcje wlazły ci do głowy – droczył się Severus. Spojrzał na chłopca, którego nauczył się kochać, całkiem nieświadomie, jak syna i pomyślał: Oto młody czarodziej i chłopak… nie, młody mężczyzna, z którego można być dumnym. Położył dłoń na ramieniu Harry’ego i ścinął ją lekko. – Powodzenia i niech ci Merlin sprzyja, Harry. Bądź bezpieczny.
- Co ty będziesz robił, Sev?
- To co muszę i co trzeba zrobić – odpowiedział zagadkowo Mistrz Eliksirów.
Nagle Harry wyciągnął ręce i owinął ramiona wokół opiekuna.
- Wrócę do ciebie do domu, Sev. Obiecuję.
Severus zamarł na moment, jak zaskoczony jeleń. Potem jego ramiona owinęły się wokół Harry’ego i przytulił go, na początku z dozą niezręczności, ale potem zacisnął uścisk, póki szczupły chłopak nie został dociśnięty do jego ramienia. Och, Harry. Znasz mnie lepiej niż sam znam siebie. Będę się martwił, póki nie będziesz znów bezpieczny w domu.
- Dziękuję, pisklaku – wymamrotał jego opiekun.
Harry pozostał w jego uścisku przez jeszcze moment, po czym wzmocniła się jego nieśmiałość i odsunął się.
- Do zobaczenia za niedługo, Sev. – I z tymi słowami, Harry wszedł w kominek i zniknął na Grimmauld Place, a stamtąd do Ministerstwa z towarzyszącymi mu siłami uderzeniowymi Zakonu.
Severus zaczął chodzić w kółko przez kilka minut, czując się jak rodzic, który właśnie obserwuje, jak jego syn opuszcza dom, by dołączyć do armii, dumny i przerażony jednocześnie. Ostatecznie rzucił się na kanapę i wyciągnął książkę, którą studiował przez ostatnie dwa tygodnie. Niemal nauczył się zasad i teraz potrzebował tylko encyklopedię zwierząt.
- Twixie! – zawołał cicho.
- Tak, panie Severusie? – pojawiła się przy nim, uśmiechając się.
- Chciałbym, żebyś załatwiła mi coś w bibliotece. Zapytaj panią Pince, czy ma jakąś encyklopedię zwierząt, nie tylko z magicznymi, ale zwykłymi stworzeniami.
- Wracam za minutkę, panie Severusie! – obiecała skrzatka, po czym zniknęła.
Severus usadowił się na kanapie, by poczekać, zastanawiając się z napięciem, czy w Ministerstwie już coś się stało.
Artur, Syriusz, Remus i Shacklebolt byli w Sali Przepowiedni, ukrywając się za silnymi zaklęciami ukrywającymi i iluzji, pomiędzy szafkami zawierającymi kule z udokumentowanymi przepowiedniami, które zostały wygłoszone przez różnych jasnowidzów przez wieki. Wszyscy czekali z różdżkami na pojawienie się śmierciożerców.
Moody i czwórka innych aurorów zajęli pozycje tuż przy wejściu, strzegąc drzwi przed tymi, który by próbowali wejść do pomieszczenia z korytarza.
Harry szedł wzdłuż rzędów kryształowych kul, nieomylnie idąc w kierunku przepowiedni, jak ćma do ognia. Mimo że wiedział, że jest fałszywa, wciąż go wołała, ponieważ Trelawney nasączyła ją częścią swojego daru jasnowidzenia, która wystarczyła, że tylko dwie osoby, o których mowa w przepowiedni, będą w stanie ją wziąć.
Obok niego, przemieniona w Hermionę, szła Tonks, a po drugiej stronie Charlie, nosząc zaklęcie maskujące, upodabniające go do Rona. Zdecydowali, że Harry nigdy by nie poszedł do Ministerstwa sam, a kto lepiej mu potowarzyszy niż jego dwóch najlepszych przyjaciół?
Harry szedł wolno przejściem, jego stopy niemal nie powodowały dźwięku, ale zostawiały ślady stóp na pokrytej kurzem podłodze. Wyraźnie nie było to miejsce, gdzie skrzaty domowe przychodziły często sprzątać. I było cicho. Zbyt cicho. Niemal jak w grobowcu. Harry zadrżał i szybko odszedł od takiego myślenia. Mógł poczuć coraz głośniejsze wołanie przepowiedni we własnej głowie, zaczynające się od szeptu do wycia.
Chodź do mnie. Czekam na ciebie! Chodź! Weź mnie, usłysz mnie, bacz na mnie! Chodź!
Wiadomość powtarzała się w kółko, póki jego głowa nie zaczęła w odpowiedzi pulsować. Dobra, dobra, nadchodzę! – pomyślał z irytacją, zatrzymał się przy pięćdziesiątym piątym rzędzie i odwrócił w prawo.
Przeszedł koło około dwudziestu kul, z których wszystkie były ciemne, a wewnątrz nich kłębił się dziwny, szary dym. Istota przepowiedni, zapisana w momencie, gdy moc Jasnowidza się aktywuje.
Nagle jedna z kul zapłonęła i zaczęła błyszczeć lodowato niebieskim światłem. Zatrzymał się i zdjął ją z podstawki, słysząc, jak w jego głowie rozbrzmiewa pieśń powitalna. Odwrócił metkę i zobaczył, ku jego zaskoczeniu, że nie było na niej napisane Harry Potter i Lord Voldemort.
Zamiast tego było na niej Harry Potter, Severus Snape i Lord Voldemort.
Harry zamrugał i przetarł oczy. To musiał być błąd. Istniała tylko jedna przepowiednia, która mówiła o nim, prawda?
Słuchaj i bacz na moje słowa.
Ujął kulę w dłonie i usłyszał głos Trelawney, recytującą śpiewnym głosem:
- Cień Mrocznego, który powstanie ponownie, by przysłonić ziemię… ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i dwa lecące jastrzębie. Razem odkryją to, co ukryte i nauczą śmierć umierać!
Harry po prostu stał w miejscu oszołomiony. Ale… to przepowiednia Trelawney, którą wypowiedziała na obiedzie kadry. Ta, której nikt nie wziął na poważnie, poza samą Trelawney. Czy to mogła być… prawdziwa przepowiednia?
Przycisnął do ciebie kulę, słysząc w kółko ten sam szept.
Dwa latające jastrzębie… to oznacza mnie i Severusa. Ale jak to możliwe? – Umysł Harry’ego wirował.
Dwie przepowiednie. Jedna fałszywa i jedna prawdziwa.
Nagle Harry wiedział, co musi zrobić. Wyszeptał zaklęcie, by zmniejszyć kulę i wepchnął ją do małej kieszeni szaty, gdzie zwykle trzymał otwarte słoiki z atramentem, bo kieszeń zaklęta była tak, by ochronić wszystko w swoim wnętrzu bańką amortyzującą, dzięki czemu zapobiegała wylaniu i pęknięciu. Potem pokaże nową przepowiednię Severusowi i będą mogli zdecydować, co z tym zrobić. Jedną rzecz wiedział – Voldemort nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
Mając to na uwadze, szybko ukrył tą wiedzę w umyśle, ukrywając ją za ścianą tak grubą, że wizualnie była nieprzenikniona.
- Harry? Coś jest nie tak? – zapytała Tonks, choć brzmiała jak Hermiona.
- Nie, ja tylko… to jest gdzieś tu… - Uniósł głowę i posłuchał w umyśle wezwania fałszywej przepowiedni, która okazała się być w tym samym rzędzie, jakieś dwadzieścia kul dalej od pierwszej.
Tym razem przeczytał etykietkę zanim uniósł kulę, która jaśniała słabym niebieskim światłem. Widniało na niej: Harry Potter i Lord Voldemort.
Zdjął kulę z półki i usłyszał, jak zaczyna mówić:
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana; zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna. I jeden musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
Odetchnął ostro z ulgą. To była właściwa przepowiednia… a przynajmniej ta, po którą tu przyszedł. Trzymając kulkę w obu dłoniach, zaczął wracać na koniec rzędu półek, gdzie czekali Tonks i Charlie.
- Masz ją, kumplu? – zapytał Charlie, brzmiąc upiornie podobnie do Rona.
- Tak – odpowiedział Harry, pokazując im kulę, która wciąż lekko świeciła.
- Dobra robota, Harry! – pochwaliła Tonks. – A teraz faza druga. – Odwróciła się i uniosła zaciśniętą w pięść dłoń w powietrze, po czym opuściła ją, żeby inni wiedzieli, że kula została zdobyta.
Przeszła nieco przed nich w kierunku drzwi wejściowych, śledzona przez tych, którzy wciąż ukrywali się pod zaklęciami. Plan był taki, że opuszczą Salę Przepowiedni i skierują się do pomieszczenia obok zawierającego okryty zasłoną łuk, gdzie było wiele cieni, w których Zakon mógł się ukryć i manewrować, jeśli dojdzie do bitwy.
Zasłona była na podwyższeniu, więc Harry spojrzał na nią z ciekawością, widząc delikatną zasłonę, poruszaną nieistniejącą bryzą i słysząc wołanie dziwnych, upiornych głosów.
- Co to jest? I dlaczego mogę usłyszeć zza niej głosy?
- To Zasłona śmierci, Harry – wymamrotała Tonks, kładąc dłoń na jego przedramieniu. – Nie podchodź za blisko. Ci, którzy przekroczą zasłonę, nigdy nie wracają. To portal do Królestwa Śmierci.
- Ale słyszę głosy – zaczął Harry, mając nadzieję, że kobieta nie pomyśli, że oszalał.
- Tak. Ci, którzy stracili kogoś, kogo kochali i przyjaciół słyszą głosy zmarłych. Zignoruj je. – Zadrżała i odwróciła się plecami do łuku. – To miejsce przyprawia mnie o ciarki.
- Dobra, Harry. Spróbuj zobaczyć, czy możesz… uch… jakoś wezwać Sam Wiesz Kogo – nakazał Charlie.
Harry opuścił głowę, opuszczając osłony wokół umysłu poza tą, chroniącą wiadomość o nowej przepowiedni. Potem skoncentrował się, spoglądając na kulę w swojej dłoni i myśląc mocno: Udało się! Znalazłem zapis przepowiedni, którą Trelawney podała tamtej nocy Dumbledore’owi. W końcu mam jakieś odpowiedzi! Może teraz rzeczywiście mogę coś Zrobić zamiast siedzieć na tyłku i pozwalać wszystkim mną kierować!
Stworzył w umyśle obraz kuli i zaczął w kółko myśleć: Spójrz na to, udało się! Wysłał tą myśl i błagał, by to dziwne połączenie między nim a Voldemortem wciąż działało.
Nagle pojawiły się błyski niebieskiego i czerwonego światła, gdy do pomieszczenia aportowali się śmierciożercy. Harry rozpoznał ich wszystkich ze zdjęć, które pokazał mu Severus na jednej z sesji treningowych, choć niektórych znał, bo wcześniej ich spotkał.
Jednym z nich był oczywiście Lucjusz Malfoy. Był prawą ręką Czarnego Pana wraz z szaloną Bellatrix Lestrange, która podobno była Jego Panią, a potem Nott, Rudolf, Goyle, Rabastan, Jugson, Dołohow, MacNoir, Avery, Rookwood i Mulciber.
Lucjusz pierwszy wyszedł do przodu, jego blado niebieskie oczy pociemniały z oczekiwania.
- No, no, pan Potter. Co my tu mamy?
Harry wycofał się, wyciągając swoją różdżkę.
- Nic, co byś chciał.
- Przeciwnie. Masz coś, czego bardzo potrzebuję – odparował Lucjusz, a jego kulturalny ton zrobił się mocniejszy. – Daj mi przepowiednię, Potter, i możesz odejść. – Jego laska groźnie się uniosła.
Harry przytulił kulę do piersi, wiedząc, że musi sprawić, by to dobrze wyglądało.
- Przepowiednia nie należy do ciebie, Malfoy. – Wycofał się powoli.
- Należy do mojego Lorda, który wysłał mnie, żebym ją odzyskał. A teraz daj mi ją, chłopcze!
- Zostaw Harry’ego w spokoju! – krzyknęła Tonks, wciąż udając Hermionę. Przeszła przed Harry’ego z wyciągniętą różdżką.
- Z drogi, wścibska dziewczynko! – krzyknął Lucjusz, a potem skierował różdżkę w Tonks.
- Ojej, wujku Luke, czy twoja matka nie nauczyła cię, by nie rzucać klątw w damy? – skarciła Tonks, a jej rysy twarzy rozmyły się z powrotem w jej własne z oszałamiającymi fioletowo-różowymi włosami.
Lucjusz zamrugał zaskoczony.
- Co… Dora! – Natychmiast zrozumienie pojawiło się na jego twarzy, gdy Charlie zniósł urok z siebie oraz Syriusza, Remusa i Moody’ego, reszta aurorów wyszła z cienia i zaatakowała. – Wyjąć różdżki! To pułapka!
Inni śmierciożercy wyciągnęli różdżki i zaatakowali członków Zakonu. W ciągu minuty wszędzie latały zaklęcia, gdy mroczni czarodzieje próbowali wykończyć obrońców Harry’ego i dorwać przepowiednię.
Trójka śmierciożerców wkrótce padła, oszołomiona przez Kingsleya, Moody’ego i Artura. Lucjusz rzucił zaklęcie oszałamiające na Tonks, która w odpowiednim czasie zrobiła unik.
- Z drogi, Doro! Rodzina czy nie, wyślę cię z powrotem do Andromedy i twojego mugolskiego ojca w kawałkach.
Tonks rzuciła zaklęcie Incendio, podpalając szaty Lucjusza.
Obok niej, Charlie pojedynkował się z Dołohowem, którego twarz wykrzywiła się w nieprzyzwoitej parodii uśmiechu.
- Crucio! – krzyknął Dołohow, ale Charlie pospiesznie rzucił zaklęcie odbijające.
Harry, starając się zrobić to, co mu kazano i trzymać się z dala od linii ognia, zdecydował, że najlepszym sposobem będzie zmienić się we Freedoma. Jego odziane w pióra ciało wystrzeliło w powietrze, unosząc się nad walką tuż nad zakrytym zasłoną łukiem.
Pod nim głosy zmarłych syczały i jęczały w odpowiedzi śmiertelny konflikt poniżej.
Syriusz stanął twarzą w twarz z Bellatrix, jego zwykle wesołe oczy zwęziły się w szparki z groźnym szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Długo się nie widzieliśmy, Bziknięta Bello! – powiedział, używając przezwiska, które wymyślili dla niej, gdy byli dziećmi i lubiła dręczyć jego młodszego brata, Regulusa. Zawsze jej nienawidził, jej fanaberii i paskudnych, podstępnych zachowań.
Zarechotała w jego kierunku.
- Gdyby to zależało ode mnie, psie gówno, moje oczy byłyby ostatnią rzeczą, jaką byś kiedykolwiek zobaczył, jeśli pojmujesz, o co mi chodzi! – Zakręciła różdżką i zanuciła: – Ktoś umrze, ktoś umrze i to możesz… być… TY… drogi kuzynie! Confringo!
Jej zaklęcie wybuchające uderzyło w ścianę tuż za Syriuszem, ale minęło animaga, ponieważ w samą porę zanurkował ku podłodze. Przeturlał się, by zamortyzować upadek, gdy pokój się zatrząsł, a potem już był z powrotem na nogach, wskazując różdżką w plecy Bellatrix.
- Szalona suko, chcesz zabić nas wszystkich? – krzyknął. – Incarcerous!
Liny wystrzeliły z jego różdżki, owijając się wokół nóg Bellatrix. Pisnęła, ale zdołała usunąć je machnięciem różdżki, nim mogły się zacisnąć i ją związać.
- Dlaczego nie, wrodzony kundlu! Nawet jeśli wszyscy dzisiaj umrzemy, przynajmniej umrę wiedząc, że zabrałam cię ze sobą! – Odrzuciła głowę i ponownie się roześmiała, a jej śmiech był potępiony i szalony.
- Jesteś szalona, Bello. Nic dziwnego, że zakochujesz się w takich ofiarach jak Rudolf czy Voldi – odparował Syriusz. Wypowiedział zaklęcie sieci i jaśniejąca, magiczna sieć wyleciała z czubka jego różdżki i opadła, by złapać chichoczącą wiedźmę.
Bellatrix podpaliła ją, po czym rzuciła zaklęcie tarczy, nie bacząc na ogniste iskry, które opadły dookoła niej.
- Zły, niegrzeczny Syri. Wiesz, jeśli chcesz mnie związać, wystarczy ci tylko para kajdanek – uśmiechnęła się ironicznie i syknęła. – Imperio! Chcesz być moim sługą, Syriuszu?
Oczy Syriusza stały się na moment puste, szarpnął się wbrew klątwie, walcząc z nią całym sobą.
- Nie walcz ze mną, kuzynie! Albo cię złamię! – syknęła Bellatrix, koncentrując się bardzo. – Na kolana, Black! Czołgaj się i ucałuj mi stopy!
Syriusz sapnął, pot pojawił się na jego czole. Jego nogi powoli zaczęły się uginać, gdy klątwa zmuszała go do uklęknięcia przed sadystyczną kuzynką.
Tuż nad nimi, Freedom zaskrzeczał: Walcz z tym, Syriuszu! Otrząśnij się! Uda ci się!
- Słuchaj mnie, kundlu!
Syriusz trząsł się, gdy klątwa zmuszała go do słuchania i walczył, by odzyskać swoją wolną wolę. Zawsze myślał, że może się równać z każdym śmierciożercą, ale przy jej szaleństwie i nienawiści, Bellatrix przewyższała go.
Jedno kolano dotknęło ziemi.
Nie będąc w stanie już znieść okropnego upokorzenia swojego ojca chrzestnego, Freedom zanurkował w kierunku Bellatrix, mając nadzieję, że to złamie działanie klątwy. Jak błyskawica z nieba, jastrząb uderzył, wysunął szpony, mocno przesuwając nimi po ciele złej czarownicy i wyrywając jej część włosów i skóry głowy.
Zaskrzeczała i zakryła się, ale niestety atak Freedoma jej nie rozbroił. Zdołała przytrzymać różdżkę i uderzyć, gdy odleciał, rzucając zaklęciem burzy gradowej.
Morderczy grad zbombardował lecącego jastrzębia i Freedom został zmuszony do wylądowania i przemiany z powrotem w ludzką formę, nim wielki grad go zmiażdży.
- Maleńki Potter! – zaskrzeczała Bellatrix, a jej oczy zabłysły szaleństwem i bólem. Krew powoli spływała w dół jego twarzy, tworząc przerażający obraz. – Potter jest animagiem, prawda? Znam zaklęcie, by móc zmierzyć się z takimi jak ty!
- Ja też znam zaklęcie w sam raz na ciebie! – krzyknął Harry. – Arcius frigid… - zamierzał rzucić na nią zaklęcie zamrażające, które zamknęłoby ją w bloku lodu, ale Lucjusz podszedł od niego od tyłu i wycelował w niego klątwę meteorów, która według słów Snape’a była możliwa do odbicia, ale jej siła pchnęła Harry’ego na ziemię.
W międzyczasie Syriusz otrząsnął się z pozostałości Imperiusa i skoczył przed Harry’ego.
- Zostawcie go w spokoju, dranie! To tylko dzieciak!
- A dzieci umierają, kuzynie! – zanuciła Bellatrix. – Zwłaszcza dzieci ze zdolnością animagii! – Jej oczy pociemniały i syknęła: – Klątwa Syren dla ciebie, Harry Potterze! Szaleństwo bez końca! Eterna rabiosa!
Dziwna lepka mgła wyleciała z różdżki Bellatriź w kierunku Harry’ego.
Tylko Syriusz zapobiegł temu, by go dosięgła, ponieważ swoim ciałem zablokował jej drogę.
Klątwa, zwabiona przez unikalną strukturę magii animaga, szybko przylgnęła do Syriusza i zaczęła wchłaniać się przez jego skórę. Syriusz sapnął i krzyknął, gdy klątwa wgryzła się w jego umysł, budząc w nim szaleństwo i zaczął nieregularnie zmieniać kształty – klątwa wpływała na jego zdolność do kontrolowania zarówno jego ludzkiej, jak i psiej, formy. W jednej chwili był wyjącym psem, w następnej człowiekiem wijącym się na ziemi.
- NIEEEEE! Syriuszu!
Harry był już na nogach, zaciskając zęby we wściekłości.
- Wyrwę ci wątrobę, harpio!
Zaczął ponownie zmieniać się we Freedoma, jednak został powstrzymany przez Lucjusza, który szybko powiedział:
- Animagus Revelario!
Został gwałtownie pchnięty z powrotem do jego ludzkiej formy, a Lucjusz warknął:
- Przepowiednia, chłopcze! Daj mi ją, a pozwolę ci żyć.
Harry splunął mu w twarz. Potem krzyknął:
- Chcesz ją, to ją łap, Malfoy! – Po czym rzucił ją mocno w ścianę.
Lucjusz okręcił się, by ją złapać, ale był zbyt wolny.
Kryształowa kula roztrzaskała się na miliona maleńkich kawałków.
- Nie… - sapnął Lucjusz. – Nie! Wiesz, czym to mnie będzie kosztować? WIESZ? – Odwrócił się w kierunku szczupłego chłopca, piana pokryła jego usta, gotów rozerwać młodego czarodzieja na strzępy.
Inni członkowie Zakonu byli zbyt zajęci walką z ich własnymi przeciwnikami, by dostrzec, że Harry jest w niebezpieczeństwie, niektórzy byli martwi, a inni, jak Remus i Tonks, byli okropnie ranni. Moody walczył z dwoma przeciwnikami, Goylem i Jugsonem, pokonawszy już Rookwooda, który wciąż leżał u jego stóp z szyją wykrzywioną pod dziwnym kątem.
Najpierw obrona, potem atak! – słowa Severusa odbiły się w jego głosie, więc Harry prędko rzucił zaklęcie tarczy, modląc się, by to i słowa Severusa powstrzymały to, co Lucjusz próbował mu zrobić.
Nagle nad nim rozległ się ostry skrzek.
Lucjusz uniósł wzrok i zobaczył wielkiego jastrzębia gołębiego z ciemnym upierzeniem, który pędził w jego kierunku ze szponami gotowymi, by drapać i rozrywać.
Wyciągnął rękę, ale było zbyt późno.
Wielkie szpony przeorały jego twarz, wyrywając jego oko i pół policzka.
Lucjusz krzyknął w agonii.
Jastrząb przywarł do jego wroga, jego wielki dziób również ranił jego głowę.
Harry sapnął, gdy tuzin myśli przebiegło przez jego głowę. Skąd wziął się ten jastrząb? Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużego!
Jastrząb uniósł wzrok i wrzasnął z wściekłości: Uciekaj, głupi pisklaku! Uciekaj, już!
Zanim Harry mógł w pełni pojąć, że może zrozumieć ciemnego jastrzębia, odkrył, że posłuchał, wycofując się z ponurej bitwy toczącej się przed nim, unikając rzucanych w jego stronę przez Bellatrix zaklęć miażdżących kości, po czym odwrócił się i krzyknął ponownie zaklęcie zamrażające.
Lodowe zaklęcie uderzyło w Bellatrix jak arktyczny powiew wiatru, odpychając ją przez pół komnaty i łapiąc w bloku lodu.
Przylegając plecami do ściany, Harry rozejrzał się, starając się dostrzec przez dym i błyski magicznej energii, kto w pomieszczeniu trzyma się na nogach.
Zobaczył, że Kingsley stoi nad Remusem, który tulił do siebie drugą dłoń, rozdarcie nad jego okiem zakrwawiło całe jego szaty, a twarz była blada.
Moody i Artur walczyli plecy w plecy, wypalając klątwy w Avery’ego i Rabastana. Na podłodze za nimi leżeli dwaj inni śmierciożercy.
Tonks leżała nieruchomo kilka stóp od podwyższenia z zasłoniętym łukiem, a Harry modlił się, by nie była martwa.
Potrząsnął głową – lekko kręciło mu się w głowie z powodu tak gwałtownego wrzucenia z postaci jastrzębia z powrotem w ludzką formę, ale mimo tego jego oczy zwróciły się w kierunku ciemnego jastrzębia, który okaleczał Lucjusza Malfoya i postać Syriusza, leżącego na podłodze, drgającego słabo, choć teraz był całkowicie człowiekiem.
Jastrząb gołębi odbił teraz w powietrze, zostawiając poważnie rannego Lucjusza, który skomlał i jęczał na ziemi. Wielki jastrząb, przynajmniej dwa razy większy od Freedoma, zrobił kółko i zanurkował w kolejnego śmierciożercę, Mulcibera, który próbował rzucić mordercze zaklęcie na Charliego Weasleya.
Tym razem jastrząb zaatakował rękę Mulcibera z różdżką, uderzeniem łamiąc nadgarstek czarodzieja, po czym ponownie odleciał.
Ten cholerny ptak nieco zwiększa nasze szanse, pomyślał Harry, rozważając przemienienie się, by dołączyć do jastrzębia w powietrzu.
Aż nagle nadszedł wybuch magii tak potężny, że drzwi pomieszczenia wyleciały z zawiasów i zostały posłane przez całą długość pokoju, niemal z miejsca miażdżąc Harry’ego.
Harry podskoczył, sapiąc i kaszląc z powodu kurzu.
A tam, w drzwiach, stał Voldemort.
Czarny Pan przybył zobaczyć, co zatrzymało jego śmierciożerców.
I nie był w dobrym humorze.
Harry poczuł nagły ból przeszywający jego głowę, więc instynktownie oczyścił umysł, ale czuł, jak mroczne połączenie budzi się do życia pomimo jego prób zablokowania go. Mógł poczuć, jak tarcze rozpadają się jak papier przed szturmem spowodowanym obecnością Czarnego Pana.
Spanikowany krzyknął:
- Severusie! Pomóż mi! On próbuje wejść mi do głowy!
Z daleka usłyszał głos Severusa, może go sobie wyobraził, ale przypomniał mu znaleźć środek i uczynić umysł całkiem pustym. Walczył, by to zrobić, czuł wzrastającą złość Voldemorta, gdy próbował posiąść swojego wroga.
Rozpalone do czerwoności węgle wbijały się za oczami w Harry’ego, który drżał i szlochał, to bolało, Merlinie, jak to bolało! Czuł, jakby jego mózg został wywrócony na lewą stronę.
A potem Voldemort przemówił, a jego głos był wysoki i ostry.
- Gdzie moja przepowiednia, Harry Potterze? Co z nią zrobiłeś, ty zły, niegrzeczny chłopcze?
Harry nie odpowiedział, był zbyt zajęty próbą trzymania drapiących pnączy Voldemorta z dala od swojego umysłu.
- Nie musisz torturować Harry’ego, by usłyszeć przepowiednię, Tom – zbeształ go czyjś głos.
Towarzyszył mu błysk jasnego światła, gdy to Albus Dumbledore i Fawkes pojawili się w pomieszczeniu.
Feniks uwolnił swojego czarodzieja ze skrzekiem i zniknął w koronie płomieni, poświęcając resztę swojej niebiańskiej energii, by sprowadzić Dumbledore’a na czas do Ministerstwa, a teraz miał przejść odrodzenie.
Voldemort poderwał się, a jego czerwone oczy ze szparkami zapłonęły niezachwianą nienawiścią i czymś więcej… strachem.
- W końcu zdecydowałeś się ze mną zmierzyć, starcze? Jakie to satysfakcjonujące! Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, jak powiedzieliby ci żałośni mugole!
Dumbledore wyprostował się na całą swoją wysokość, a moc trzasnęła wokół niego w małych fioletowych rozbłyskach podobnych do słońca.
- Nikogo dzisiaj nie zabijesz, Tom. Uwolnij Harry’ego.
- Już nie masz nade mną żadnej kontroli, Dumbledore! – syknął Voldemort. – Nie jestem już dłużej twoim uczniem, starcze. Może zobaczymy, kto jest teraz mistrzem, a kto praktykantem?
Voldemort uniósł dłoń i fala czerwonej siły wystrzeliła z jego wyciągniętych palców. Otarła się o Dołohowa, a wielki śmierciożerca krzyknął i upadł na ziemię.
Dumbledore uniósł dłoń, a fioletowe rozbłyski złączyły się w tarczę.
Czerwony grot uderzył w fioletową tarczę z ogromnym hukiem, rozsyłając wszędzie iskry.
Harry poczuł, jak nacisk na jego umysł maleje i był w stanie go zasłonić.
Łzy ulgi wypełniły jego oczy, ale uparcie zamrugał, by się ich pozbyć.
Uniósł wzrok na Dumbledore’a i pomyślał: W końcu! Nie ma to jak ratunek w ostatniej chwili!
Skreer!
Harry uniósł wzrok i zobaczył nad swoją głową jastrzębia gołębiego.
Jeśli się skoncentrował, pozwalając części jego, która była Freedomem, przejąć kontrolę, mógł zrozumieć krzyki jastrzębia.
Przemień się! Nie będzie mógł wejść ci do głowy, gdy będziesz w jastrzębiej formie. Zmień się!
Harry posłuchał, w mgnieniu oka stając się Freedomem.
Jastrząb wzbił się w górę, by poszybować w parze z wielkim drapieżnikiem.
Kim jesteś?
Jastrząb odwrócił głowę, zerkając na mniejszego drapieżnika z czymś, co wydawało się być rozbawieniem. Mów mi Warrior. Trzymaj się blisko, bo zbłąkana skra może cię wykończyć.
Freedom miał dziesiątki pytań, które chciał zadać dziwnemu jastrzębiowi, ale jego uwaga została skupiona na bitwie między Dumbledorem a jego byłym uczniem.
Ogień napotkał lód i zderzyły się. Błyskawica wyleciała z różdżki Albusa i została odparta przez wietrzną tarczę Voldemorta. Odbiła się od niej i odbiła rykoszetem w ścianę, pozostawiając za sobą poczerniałą dziurę. Zaklęcia, które były bardziej czystą energią, niż czymkolwiek innym, były rzucane, odpierane i ponownie rzucane.
Voldemort próbował raz po raz rzucać swoje ulubione zaklęcia ofensywne i w kółko nie był w stanie ich wypowiedzieć, dzięki zaklęciom uciszającym, Szorującym Usta i czarze Związanego Języka Albusa.
Voldemort odparł te zaklęcia po chwili czy dwóch, ale one tylko zwiększały jego wściekłość. Miał wielkie pragnienie pokonać byłego nauczyciela i udowodnić, że on, nie Dumbledore, był potężniejszym czarodziejem.
- Zdobędę przepowiednię, stary robalu! I nikt, ani ty, ani twój Zakon Głupców, nie stanie mi na drodze! – zagrzmiał Voldemort, wysyłając kolejną salwę całkiem mrocznej energii w kierunku Dumbledore’a.
Starszy czarodziej potrząsnął głową.
- Jeśli chciałeś przepowiedni, Tom, wystarczyło… poprosić. – Zablokował salwę mrocznej magii i odbił ją w kierunku Voldemorta.
Mroczny czarodziej został zbity z nóg przez jego własne zaklęcie i przez moment leżał na podłodze.
- Jestem Lord Voldemort i nie proszę o nic! Ja biorę!
- Och? Więc wygląda na to, że to sytuacja patowa – powiedział spokojnie Dumbledore.
Voldemort rozejrzał się i zobaczył, że ponad połowa jego najbardziej zaufanych ludzi była ranna, martwa albo oszołomiona. To okropnie niezadowalająca bitwa, pomyślał ponuro mroczny czarodziej. Ale zawsze mógł być następny raz. Polizał wargi. Jego potrzeba krwi i rozpaczy nie była jeszcze zaspokojona.
Zauważył drżące ciało Syriusza Blacka, leżące na ziemi kilka stóp od zakrwawionego Lucjusza Malfoya. Rozpacz i szaleństwo pokrywało go jak płaszcz. Wyciągając różdżkę, zaczął pochłaniać nieco rozpaczy czarodzieja i poczuł, jak robi się silniejszy. Ach! Smak rozpaczy! To słodkie! – Przełknął ją chętnie.
Freedom zaskrzeczał z wściekłością. Niech on przestanie! Robi coś Syriuszowi!
Karmi się jego rozpaczą i bólem. To dla niego pożywienie i picie, powiedział Warrior.
- Przestań! – nakazał Dumbledore.
Voldemort roześmiał się kpiąco.
- Jeszcze nie. – Jego oczy rozbłysły. – Ból, rozpacz i trucizna. To wszystko mnie wspiera.  – Nagle uśmiechnął się, choć zimno i okrutnie. – Jeśli nie dasz mi przepowiedni, Dumbledore, może cię namówię!
Powietrze zafalowało i nagle Voldemort zniknął.
Na jego miejscu pojawił się średniej wielkości czarno-zielony gad.
Heloderma arizońska! – pomyślał Freedom, rozpoznając jadowitą jaszczurkę, którą widział w encyklopedii zwierząt Dudleya. Voldemort też jest animagiem!
Jaszczurka podeszła do leżącego Syriusza, wczołgała się na niego i przygotowała, by ugryźć nieprzytomnego mężczyznę w szyję, sycząc z zadowoleniem. No, stary koźle? Kogo wybierzesz? Poświęcisz czyjeś życie dla chłopca, który przeżył? Myśl szybko, starcze, bo jestem głodny.
Paszcza jaszczura otworzyła się szeroko, a Freedom mógł zobaczyć jad błyszczący na jego zębach dolnej szczęki. Skwiercząc, opadł na obnażoną szyję Syriusza.
Dumbledore zawahał się.
- Czekaj. Powiem ci resztę przepowiedni.
To nasza szansa – syknął Warrior do Freedoma. – Kiedy będzie rozproszony, uderzymy. Gotowy? Ty z lewej, a ja z prawej.
Rozumiem. Freedom rozpostarł swoje skrzydła.
Na niewypowiedziany sygnał dwa jastrzębie zleciały w dół z taką wielką prędkością, że były zaledwie zamazanymi plamami.
Voldemort był zbyt zajęty próbą zastraszenia Dumbledore’a, by przykładać uwagę do zagrożenia nad sobą, więc nie dostrzegł niebezpieczeństwa, aż nie było za późno.
Szpony Freedoma zacisnęły się na końcu pleców Voldemorta, wbijając się w miękkie ciało jaszczurki.
ARRRRGGHHH!
Jaszczurzy animag wrzasnął z bólu, gdy jastrząb chwycił go w bezwzględnym uścisku, unosząc z dala od Syriusza i w powietrze.
Ułamek sekundy później wielkie szpony Warriora zacisnęły się na drugim końcu jego ciała i wspólnie dwa jastrzębie wydusiły życie z helodermy arizońskiej.
Ich szpony otworzyły się jednocześnie i złamane ciało jaszczurki, która była Voldemortem upadło na ziemię, lądując z chrzęstem.
Freedom wydał z siebie okrzyk zwycięstwa.
Kree-eear! Udało się! Jest MARTWY!
Zaczął krążyć w locie wokół zwłok, a ulga uderzyła w niego jak ogromna fala pływowa. Nareszcie zabójca jego rodziców był martwy.
Nie świętuj jeszcze, pisklaku, ostrzegł go jastrząb gołębi. Spójrz.
Na co? Jest martwy i nawet nie musimy się martwić… cholera jasna! Co się dzieje?
Złamane zwłoki jaszczurki nagle zaczęły się trząść, kruszyć i rozpadać, a z pustej muszli ciała wyłoniła się trująca, zielona mgła, która zlała się w postać pokonanego Voldemorta.
- Może i zniszczyliście moje ciało, ale powrócę! Jestem panem śmierci i nigdy mnie całkiem nie zniszczycie. Któregoś dnia wrócę. A wtedy będziecie cierpieć z powodu swojej bezczelności!
Potem cień zniknął i zwłoki jaszczurki zmieniły się w pył, rozwiane przez wiatr przywołany przez Dumbledore’a.
O co mu chodziło z tym, że jest panem śmierci? Nie może być zabity? Jak to możliwe? – zapytał Freedom.
Ponieważ wykorzystał starożytną czarną magię, by rozdzielić duszę, odpowiedział Warrior.
Skąd wiesz to wszystko? – zapytał podejrzliwie Freedom.
Harry, nie wiesz, kim jestem? – zapytał Warrior z rozbawionym machnięciem ogona.
A wtedy wszystko się połączyło. Severus! Ty… odkryłeś swoją animagiczną formę.
W rzeczy samej. Całkiem niedawno. Jastrząb gołębi zanurkował nisko, po czym przemienił się w znajomą, odzianą w czerń postać Mistrza Eliksirów.
Freedom zrobił to samo sekundę później, zachwycony, że Severus również był jastrzębim animagiem. Ale moment później całe jego uniesienie zmalało, gdy spojrzał na Syriusza, leżącego tak nieruchomo na ziemi.
- Syriusz! Co z Syriuszem? – krzyknął Harry, spoglądając błagalnie od jednego, do drugiego. – Musimy mu pomóc! Bellatrix rzuciła na niego jakąś klątwę – taką, która doprowadza ani magów do szaleństwa.
Dumbledore ukląkł obok rannego byłego aurora i wymamrotał zaklęcie wykrywające klątwy. Biała mgła pokryła leżącego animaga.
Chwilę później Dumbledore uniósł wzrok z ponurym wyrazem twarzy.
- Nie wiem, co to za klątwa. Nie jest mi znana. Ale może uzdrowiciele w św. Mungo będą mieli szczęście w rozszyfrowaniu jej i złamaniu. – Wstał, mamrocząc zaklęcie, które umieściło Syriusza na nosze.
- Mógłbyś zapytać Bellatrix – zasugerował Harry. Odwrócił się i wskazał miejsce, gdzie Bellatrix była uwięziona w bryle lodu.
Ku jego przerażeniu, odkrył jednak, że już jej tam nie było. Jedynym znakiem, że kiedykolwiek tam była, była kałuża wody. Bellatrix zdołała rozproszyć zaklęcie zamrażające i uciec. Tak jak Lucjusz Malfoy.
- Nie! – zawył Harry. – Zniknęła! Musimy ją znaleźć.
Dumbledore położył mu uspokajająco dłoń na ramieniu.
- Później, Harry. Musimy się najpierw zająć rannymi i… martwym.
- Martwym? – przełknął Harry.
Potem uniósł wzrok i zobaczył, jak Moody i Artur wyczarowują całuny, by położyć je na ciałach trójki śmierciożerców i jednego aurora.
- Kto?
Severus podszedł i położył dłoń na jego ramieniu.
- Miał na imię Sanders. Odważny mężczyzna.
- Och. Przykro mi – wyszeptał Harry, czując z dziwnego powodu poczucie winy.
- Nie obwiniaj się, Harry – powiedział mu cicho Severus. – To jest wojna i ludzie umierają. Nasi, jak również ich.
Harry zamrugał, by pozbyć się łez. Charlie pomagał Remusowi podnieść się na nogi, a Shacklebolt cucił Tonks. Dwaj inni aurorzy, których imienia Harry nie znał, związywali pozostałych przy życiu śmierciożerców przed wycieczką do Azkabanu.
- Severusie, musimy zabrać Syriusza do św. Mungo – powiedział Dumbledore.
- Też idę – powiedział Harry ze zdeterminowanym błyskiem w oczach.
- Niech będzie, drogi chłopcze. Będziesz musiał przenieść się z Severusem przez Teleportację Łączną – powiedział Dumbledore, po czym dotknął noszy Syriusza, by się z nim aportować.
Severus zacisnął uścisk na swoim podopiecznym.
- Weź głęboki oddech i policz do trzech.
Harry wykonał polecenie i w następnej chwili zobaczył niebieski błysk światła, a potem był ściskany i przyciągany, aż w końcu został wypluty na Oddziale Ratunkowym w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
 Zakołysał się i na moment przylgnął do szat Severusa, modląc się żarliwie, by można było znaleźć lekarstwo dla jego ojca chrzestnego.


2 komentarze:

  1. Nareście jest rozdział super odlotowy Harry fantastycznie się spisał a Severus jest animagiem i dyrcio zdążył na czas mam nadzieję że Syriusz jakoś się wyliże pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, dziwi mnie jak pojawili się śmierciożercy to nie założyli bariery antydeportacyjnej... o ja Severusowi udało się odkryć swoją formę animagiczną to zrobił Harremu niespodziankę, mam nadzieję, że Syriuszowi nic nie będzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń