Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 26 grudnia 2019

CP - Rozdział 25 - Przyjaźni przeciwnicy



Kiedy nadszedł kolejny poranek, wiadomość o usunięciu Knota ze stanowiska pojawiła się na pierwszej stronie „Proroka Codziennego”. Natychmiast  rozległy się podekscytowane głosy, gdy wszyscy zdawali się wyrażać swoją opinię na temat tego, jakim Ministrem był Korneliusz Knot. Susan Bones natychmiast została gwiazdą, ponieważ jej ciotka działała teraz jako Minister, czego naprawdę nie doceniała. Pokazała jasno, kiedy śmierciożercy uciekli z Azkabanu, że nie znosi typu uwagi, która zawsze podążała za Harrym jak cień.
W świetle tego, co powiedział Remus, Harry starał się unikać profesora Dumbledore’a w każdy możliwy sposób, co nie było trudne. Nieobecność Ministra spowodowała w Ministerstwie panikę, zmuszając Dumbledore’a do spędzenia połowy swojego czasu na sprzątaniu bałaganu, który zostawił za sobą Minister oraz drugą połowę na zajmowaniu się Hogwartem. Wszystko wydawało się działać tylko z przyzwyczajenia. Odbywały się zajęcia, dalej miały miejsce aktywności dodatkowe, a posiłki były tak głośne, jak zawsze. Było tak zwyczajnie, jak w Hogwarcie mogło być, więc dlaczego wydawało się to takie niewłaściwe?
Harry mógł jedynie myśleć o tym, że życie poza Hogwartem nie było w ogóle normalne. Cały magiczny świat wydawał się być w stanie ciągłej paniki. Nie miało znaczenia to, czy ktoś wierzył, że Voldemort powrócił, czy nie. Wotum nieufności wobec Korneliusza Knota udowodniło, że w Ministerstwie Magii istniało kilka poważnych problemów. Dziennie publikowano artykuły na temat tego, kto powinien na stałe zastąpić Knota. Na szczęście Lucjusz Malfoy i reszta śmierciożerców, których Harry zidentyfikował, nie byli na liście.
Gdy kwiecień przeszedł w maj, całe podekscytowanie potencjalnym Ministrem opadło ze zmieniającymi się miesiącami. GD wstrzymało spotkania, by bardziej skupić się na końcoworocznych egzaminach. Teraz, zamiast praktycznych lekcji obrony w Pokoju Życzeń, członkowie GD uformowali grupę naukową dla każdego przedmiotu, który sprawiał problemy. Najbardziej popularną grupą była eliksirów, a potem z transmutacji, jednak z kompletnie innych powodów. Grupa naukowa z eliksirów była grupą teoretyczną, więc uczniowie rozumieli to, czego profesor Snape nie wyjaśnił na zajęciach. Transmutacja była grupą praktyczną, żeby pomóc wszystkim z trudnymi transmutacjami, których próbowali w klasie.
Treningi Quidditcha odbywały się teraz każdego wieczora, by przygotować się do finału sezonu, który był przewidziany na koniec miesiąca. Praktyki były na tyle wcześnie, że Harry wciąż mógł pracować nad zadaniami domowymi i nawet chodzić na zajęcia z oklumencji, ale to wciąż było wyczerpujące. Profesor Snape zwiększył intensywność mentalnych ataków, przez co blizna Harry’ego kłuła bardziej, niż normalnie, ale na szczęście nie miał więcej snów o Departamencie Tajemnic albo wizji tego, co robi Voldemort. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował w tym momencie.
Dla Harry’ego wszystko było całkowicie normalne, aż do pewnego ranka, gdy obudził się wcześnie z dudniącym bólem głowy, który powodował, że ból z blizny wydawał się tylko lekko irytujący. Otworzenie oczy było wielkim błędem. Pokój był okropnie jasny i jedynie wzmocnił ból. Jakakolwiek myśl powodowała większy ból. Każda sekunda wydawała się wiecznością, a Harry mógł jedynie czekać, aż minie. Głosy wypełniały jego uszy, zepchnięte na bok przez uspokajający głos, który Harry słyszał tylko raz wcześniej, gdy był pod efektem dementorów.
- Wytrzymaj, synu. Ból minie.
- Tata? Czy… czy ja umieram? Jak to możliwe, że cię słyszę?
- Nie, synu, nie umierasz. Bądź silny. Zaufaj mi. Ból nie potrwa wiecznie.
- Co się ze mną dzieje?
- Nie wiem, synu. Spróbuj skupić się na moim głosie, a nie na bólu. Oddychaj, Harry. Skoncentruj się na mniejszych rzeczach.
Na falę ciepła, Harry otworzył oczy i zobaczył błysk płomieni, a następnie pojawienie się znajomego feniksa. Ptak zaczął cicho śpiewać, uspokajająco, powodując, że Harry się zrelaksował. Ból zaczął się zmniejszać, a Harry ponownie zamknął oczy. Wszystko wydawało się znikać, gdy potężny śpiew Fawkesa obmywała go, okrywając jak kocem. Opadał w błogosławieństwo, w spokój. Nic go tu nie mogło zranić.
- Harry?
Głos wydawał się tak daleki, ale tak znajomy. Gdzie wcześniej słyszał ten głos?
- Tata? – zapytał półprzytomnie Harry, próbując utrzymać się w spokojnej ciemności. Był zbyt zmęczony, by myśleć, kto do niego mówi albo czego chce. Miałeś rację, tato. Dziękuję. W tym momencie sen wydawał się zbyt niemożliwy do zignorowania. Był kompletnie wyczerpany z całej energii, ledwie zauważał, że Fawkes zniknął w kolejnym błysku ognia.
Następną rzeczą, którą Harry wiedział było to, że został opuszczony na coś miękkiego i przykryty kołdrą. Chłodna, wilgotna szmatka delikatnie przetarła jego twarz, zwłaszcza pod nosem. Kolejna została położona na jego czole, sprawiając, że Harry zadrżał odruchowo. Stłumione głosy wypełniły jego uszy, zmuszając go do walki ze zdezorientowaniem w głowie. Ręka wsunęła się pod jego ramiona i ułożyła pod takim kątem, że jego głowa odchyliła się do tyłu.
Bez ostrzeżenia oczy Harry’ego otworzyły się szybko, zaskakując osoby w pobliżu. Powoli jego głowa uniosła się, aż nie była całkiem prosto. Popatrzył przed siebie, jednak na nic w szczególności, ale z taką intensywnością, której żaden nastolatek nie powinien mieć.
- Niebezpieczeństwo pojawiło się w lesie – powiedział stanowczo. – Kontrolujcie je albo usuńcie. To wasz wybór.
Dało się słyszeć kilka sapnięć, a Harry opadł na klatkę piersiową ojca chrzestnego. Cała nagła potrzeba zniknęła. Nastała cisza, gdy Syriusz owinął ramiona wokół Harry’ego i chwycił go bliżej. Nikt nie wiedział, co powiedzieć albo zrobić. Nie każdego dnia piętnastolatek daje ultimatum kadrze Hogwartu, nie mówiąc, żeby kadra musiała posłuchać. Nie wiele razy profesor Dumbledore był zaskoczony, ale to musiało stać się wcześniej czy później.
^^^
- To nie był Czarny Pan, dyrektorze. Według moich źródeł, Czarny Pan niemal upadł, krzycząc nazwisko Pottera. On chce dokładnie wiedzieć, co się stało. Poza bólem mógł poczuć coś potężnego. Co mam mu powiedzieć?
- Prawdę, Severusie. Nie wiemy. Harry nigdy nie pamięta niczego po fakcie, więc nie możemy go zapytać. Mam podejrzenia, ale mam nadzieję, że się mylę. Wiem, że Voldemort nie zaakceptuje na długo tej odpowiedzi, ale w tym momencie musi. Voldemort już jest zbyt zainteresowany Harrym z powodu jego magicznych wybuchów. Obawiam się, że wciąż może próbować namówić Harry’ego, by do niego dołączył.
- Naprawdę wierzysz, że Potter kiedykolwiek dołączyłby do osoby, która zabiła jego rodziców?
- Uważam, że Harry zrobiłby wszystko dla tych, których kocha, nawet jeśli byłoby to sprzedanie duszy, jeśli zastanie taka konieczność. Takim jest typem osoby. Czy twierdzę, że Harry chętnie dołączy do Voldemorta, by służyć ciemności? Nie. Harry nie ma w sobie tego czegoś. Uważam, że reakcja Harry’ego podczas waszych pierwszych lekcji oklumencji była dostatecznym dowodem. Wasza dwójka wyraźnie się nie dogaduje, ale to go nie powstrzymało przed panikowaniem, kiedy pomyślał, że cię zranił. Harry zbyt wiele razy był tą osobą odbierającą, żeby choćby pomyśleć, żeby kogoś zranić.
Harry jęknął, przewracając się na prawy bok, jednocześnie podciągając mocniej okrycie. Wciąż był zmęczony, ale głosy profesora Dumbledore’a i Snape’a nie pozwoliły mu wrócić do snu. Dłoń spoczęła na jego ramieniu w znajomym geście, przez co Harry nie musiał otwierać oczy, by zobaczyć, kto to. Wszyscy wydawali się mieć własny sposób na budzenie go. Syriusz przeczesywał jego włosy, Remus zwykle pocierał jego plecy, Tonks dotykała twarzy, a profesor Dumbledore normalnie ściskał jego ramię.
Harry powoli otworzył oczy i zobaczył wielką ilość bieli blokującą jego linię wzroku. Zamrugał, by usunąć pozostałe zmęczenie z oczy i usiadł.
- Która godzina? – zaprał sennie.
- Jest wczesne popołudnie, Harry – powiedział profesor Dumbledore, podając Harry’emu okulary. – Robiliśmy się już zmartwieni. Jak się czujesz, mój chłopcze?
Harry wsunął na nos okulary i rozejrzał się po otoczeniu. Był w skrzydle szpitalnym, po jego boku stał profesor Dumbledore, a kilka kroków za nim profesor Snape. Sądząc po ilości światła rzeczywiście było wczesne popołudnie. Powstrzymał jęk, bo znów był w skrzydle szpitalnym i skupił swoją uwagę na Dumbledorze.
- Nic mi nie jest, proszę pana – powiedział Harry, nie będąc w stanie powstrzymać zdezorientowania. – Eee… co ja tu robię?
Profesor Dumbledore westchnął lekko.
- Kiedy twoi współlokatorzy się obudzili, krwawiłeś z nosa i nie odpowiadałeś, Harry – powiedział poważnie. – Obawiali się, że miałeś kolejną wizję.
Harry popatrzył prosto przed siebie za okno, które dawało mu idealny widok na jezioro. Chciałby, żeby to była wizja. Przynajmniej wtedy wiedziałby, co się stało.
- To nie był Voldemort, proszę pana – powiedział cicho Harry. – A przynajmniej nie sądzę, by to był on, ponieważ blizna mnie nie boli. Nie mogę sobie wiele przypomnieć, ale pamiętam ból. To przypominało wybuch, który miałem w zeszłym roku, gdy słyszałem słowa Hogwartu, ale tym razem nie słyszałem żadnych głosów… cóż, a przynajmniej ich sobie nie przypominam.
- Bardzo dobrze – powiedział profesor Dumbledore, kiwając głową. – Chciałbym dać ci odpowiedzi, których chcesz, ale w tym momencie jestem tak samo zdezorientowany sytuacją jak ty. Zrobię co mogę, ale muszę przyznać, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. – Widząc przybity wzrok Harry’ego, Dumbledore kontynuował: – Jednakże to nie oznacza, że to się nigdy nie wydarzyło. Istnieje wiele części czarodziejskiego świata, którego nawet ja nie poznałem.
Harry skinął lekko głową, ale nic nie powiedział. Z jakiegoś powodu nie czuł się przez to lepiej. A raczej czuł się gorzej. Harry nigdy nie podejrzewał, że profesor Dumbledore wie o wszystkim, ale był świadom, że wiedział o wiele więcej niż większość. Fakt, że Dumbledore nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszał, oznaczał, że ponownie działo się z nim coś dziwnego.
- Powiem Poppy, że się obudziłeś, Harry – kontynuował po chwili ciszy profesor Dumbledore. – Jeśli masz jakieś pytania albo zastrzeżenia, wiesz, gdzie mnie znaleźć. – Ścisnął ramię Harry’ego, po czym odwrócił się i wyszedł ze skrzydła szpitalnego, a tuż za nim podążył profesor Snape.
Pani Pomfrey pojawiła się niedługo potem i z determinacją użyła każdego możliwego testu na Harrym, nim go wypuściła, a przynajmniej tak chłopak się czuł. Harry wiedział, że zwyczajnie była dokładna, ale dlaczego musiało być tak za każdym razem gdy był w skrzydle szpitalnym? Pani Pomfrey wycofała się nieco, gdy serce Harry’ego uleczyło się, ale chłopak był pewny, że była przy nim o wiele bardziej dokładna niż przy każdym innym uczniu Hogwartu. Najprawdopodobniej to dlatego, że przychodzę do niej z najdziwniejszymi obrażeniami.
Gdy Harry został wypuszczony była niemal pora na kolację, co oznaczało, że nie zostało mu wiele czasu na pobiegnięcie do wieży Gryffindoru po różdżkę i Błyskawicę na trening Quidditcha. Nim dotarł do Wielkiej Sali stoły były już praktycznie pełne. Rzucił długie spojrzenie na stół Gryfonów, ale nie zobaczył ani Rona, ani Hermiony, ale wtedy dostrzegł, że nie ma też żadnej osoby z piątego roku.
Zakładając, że zwyczajnie zostali przetrzymani na zajęciach, Harry usiadł naprzeciwko Freda i George’a, którzy popatrzyli na niego z niedowierzaniem, po czym wyszczerzyli się.
- Ach, widzę, że ktoś się wdał w profesora Blacka – powiedział w zamyśleniu George. – Ucieczka z więzienia o zaostrzonym rygorze. – Mrugnął dyskretnie. – Nie martw się, Harry. Nie wydamy cię.
- Oczywiście to zależy od nagrody, mój drogi bracie – odparł Fred.
George spojrzał na Freda z udawanym przerażeniem.
- Zdradzić syna Huncwota? – zapytał, po czym pochylił się bliżej Freda, by nikt nie podsłuchał. – Gorzej, narazić się na złość faktycznego Huncwota? Masz pomysł, co profesor Black by nam zrobił? Przez kilka miesięcy nie odpędzilibyśmy się od jego dowcipów!
Oczy Freda rozszerzyły się na ten komentarz.
- Masz rację – powiedział szybko, po czym spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się. – Twój sekret jest z nami bezpieczny, nasz honorowy bracie. Przysięgamy pomóc ci w ucieczce, gdy nadejdzie czas.
Harry zastukał palcami o stół, opierając na nim ramię.
- Skończyliście? – zapytał, powodując kolejny wielki uśmiech u bliźniaków. – Nie uciekłem. Puściła mnie. Naprawdę sądzicie, że pani Pomfrey by mnie nie wytropiła, gdybym rzeczywiście uciekł? Wątpię, by Syriusz i Remus byli w stanie mi pomóc rozwiązać wtedy ten problem. – Uśmiech powoli uformował się na twarzy Harry’ego. – Jednak całkiem pokrzepiająco jest słyszeć, że jest choć jeden nauczyciel, którego się obawiacie.
Fred i George spojrzeli na siebie, po czym na Harry’ego z udawaną obrazą.
- My? – zapytał George. – Mielibyśmy się bać? Profesora Blacka?
- Doprawdy, Harry – dodał Fred. – Czasami rzeczy, o których myślisz…
- … są zupełnie absurdalne.
Fred pochylił się bliżej Harry’ego i mrugnął.
- Jeśli wspomnisz o tym komukolwiek, będziemy musieli się zemścić – powiedział z uśmiechem.
Harry uniósł dłonie w formie obrony.
- Przyjąłem – powiedział. – Co przegapiłem?
Fred i George wzruszyli ramionami.
- Po prawdzie to był dość nudny dzień – powiedział George. – Odrobina ekscytacji pojawiła się rano, gdy się nie budziłeś. Słyszeliśmy, jak Ron krzyczy w waszym pokoju. Nie był to zbyt miły obrazek. Fred próbował uspokoić Rona, podczas gdy reszta twoich współlokatorów pobiegła po pomoc. Pierwsi przybyli profesor Black i Remus…
- Musieli użyć jakiegoś sekretnego przejścia – przerwał mu Fred. – Nie ma możliwości, by ktoś mógł przybiec tak szybko.
- Spojrzeli na ciebie tylko raz, położyli cię na noszach i wybiegli z tobą z wieży – kontynuował George, po czym spojrzał na Harry’ego z zaniepokojeniem. – To nie przez bliznę, prawda? Krwawiełeś…
- To nie blizna – powiedział stanowczo Harry. – To był tylko naprawdę okropny ból głowy, który spowodował krwawienie z nosa, ale teraz już nic mi nie jest. Zaufajcie mi. Pani Pomfrey wykorzystała każde możliwe badanie. – Spojrzał na swój zegarek. – Powinniśmy się zbierać. Wkrótce mamy trening.
Szybko chwycili trochę jedzenia, po czym wstali, by wyjść i stanęli twarzą w twarz z Gryfonami z piątego roku, którzy właśnie weszli. Harry uśmiechnął, chwycił bułkę i rzucił nią w Rona, wychodząc z Fredem i Georgem. Ron złapał ją sekundę później, zabrał jeszcze nieco jedzenia, by przetrwać do końca treningu Quidditcha.
Trening był bardziej monotonny niż zwykle. Ścigający ćwiczyli swoją grę przeciwko Ronowi, podczas gdy Fred i George wykorzystywali tłuczki, starając się zaskoczyć Harry’ego. Po półtorej godziny ćwiczeń przerwali, gdy Krukoni przyszli na swój trening. Gdy wychodzili, Harry podał Cho znicza i skinął grzecznie głową, zyskując w odpowiedzi mrugnięcie. Co dzisiaj mają ludzie z tym mruganiem?
Gryfoni wrócili do Wielkiej Sali na pozostałości kolacji, po czym wrócili do pokoju wspólnego na wieczór odrabiania pracy domowej. Problemem było to, że wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało, że spędził cały dzień w skrzydle szpitalnym. Najwyraźniej po szkole rozpowszechniła się plotka, że Harry w środku nocy został zaatakowany przez coś albo kogoś wysłanego przez Sami Wiecie Kogo albo Knota. Porównując to do tej historii, prawda była całkiem rozczarowując i przerażająca. Hermiona była pierwszą, która wyraziła swoje zmartwienie bólem głowy tak poważnym, że wywołał krwawienie z nosa, ale Harry nalegał, że nie ma się czym martwić.
To, czy Hermiona mu uwierzyła było inną sprawą. Harry widział, że zmartwienie zostało na jej twarzy nawet po zakończeniu rozmowy. Wiedział, że miało to związek z tym, że Hermiona była mugolskiego pochodzenia. Znała mugolskie choroby pochodzące od mózgu i ich niebezpieczeństwo. Po godzinie robienia pracy domowej, Harry nie mógł już dłużej znieść jej okresowych spojrzeń w jego stronę. Wyglądało to tak, jakby się bała, że w każdej chwili może stracić przytomność.
Wzdychając, Harry położył rękę na jej dłoni i pochylił się.
- Nic mi nie jest, przysięgam – wyszeptał w jej ucho. – To nie to, co myślisz.
Hermiona spojrzała na Harry’ego, wciąż mając zaniepokojone spojrzenie na twarzy.
- Jesteś pewny? – zapytała cicho. – Nie chcę, żebyś umarł, Harry.
Harry uśmiechnął się, słysząc jej bezpośrednie oświadczenie.
- Cóż, ja też nie chcę umrzeć – powiedział szczerze. – Po prawdzie, Dumbledore nie wie, co się stało, ale przygląda się temu. Myślisz, że Syriusz i Remus spuściliby mnie z wzroku, gdyby to było coś wartego zmartwień?
Hermiona uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
- Chyba masz rację – przyznała. – Skoro jesteś pewny… - Harry skinął głową. - … no to ci wierzę. Ale jeśli coś się znowu stanie…
- Daję ci prawo zaciągnąć mnie do skrzydła szpitalnego – dokończył za nią Harry. – Zgoda?
Hermiona skinęła głową i powróciła do swojej pracy domowej, a sekundę później Harry podążył jej śladem. Musiał przyznać, aż Hermiona nie okazywała troski, nigdy nie pomyślał o jakimkolwiek mugolskim powodzie tego, co się stało. Jedynym problemem był brak wyjaśnienia czy teorii Dumbledore’a. Gdyby był to jakiś mugolski powód, Dumbledore nie byłby tak zmieszany. Nie. To było coś magicznego. Harry był tego pewny.
^^^
Po kilku dniach szum wokół bólu głowy Harry’ego ucichł, przechodząc w nadchodzący mecz Quidditcha. Obie drużyny chciały wygrać, ponieważ obie miały szansę na Puchar Quidditcha. Gryfoni byli faworytami, ale drużyna gryfońska wiedziała, że lepiej nie bagatelizować drużyny Krukonów. Dzięki szybszemu wzrostowi, Harry był teraz większy niż Cho, co nie było przewagą, biorąc pod uwagę to, jak był chudy i zmęczony był ostatnio. Będzie musiał wykorzystać szybkość swojej Błyskawicy, lepszej od Komety 260 należącej do Cho.
Pokój wspólny stał się miejscem niemożliwym do nauki. Zamiast wykorzystywać czas do przygotować do OWTM-ów, Fred i George zdecydowali, że bardziej pożyteczne będzie ponowne przetestowanie swoich produktów, które wynaleźli do swojego sklepu z żartami na młodszych rocznikach, co oznaczało, że biblioteka i Pokój Życzeń wkrótce znalazły się popularnymi miejscami do przenosin, gdy nadszedł wyznaczony czas.
Członkowie GD wykorzystywali Pokój Życzeń, ponieważ zapewniał to, czegokolwiek potrzebowali do dokończenia zadań. Pokój przypominał teraz mieszaninę czegoś między biblioteką i pokojem wspólnym. Był w nim kominek, wokół niego wygodne fotele i poduszki do czytania na podłodze, prostokątny stół z krzesłami dla uczniów robiących zadania i wzdłuż ścian półka na książki wypełniona pozycjami na każdy temat nauczany w Hogwarcie. Każda rozmowa była szeptem. Uczniowie wychodzili tak cicho, jak wchodzili, normalnie opuszczając pokój tuż przed ciszą nocną.
Harry zwykle wychodził ostatni, zwłaszcza wieczorami, gdy miał oklumencję. Trudno mu było się skoncentrować na składnikach eliksirów, które powinny zostać dodane do mikstury odmładzającej tak, żeby nie uczynić jej trującej, kiedy był mentalnie wyczerpany po wypychaniu profesora Snape’a ze swojej głowy. Zbierając swoje zadania, Harry stwierdził, że prawdopodobnie mądrze będzie zostawić to zadanie na ranek. Już miał wstać, gdy dłoń na jego ramieniu sprawiła, że podskoczył zaskoczony.
Odwracając się szybko, Harry natychmiast się odprężył, gdy zobaczył przed sobą zaniepokojoną Cho Chang.
- Harry, wszystko w porządku? – zapytała, siadając koło niego. – Wyglądasz, jakbyś był gdzieś daleko stąd.
Harry westchnął, pocierając ze zmęczeniem oczy pod okularami.
- Mam po prostu dużo na głowie – powiedział wymijająco. – SUM-y i w ogóle.
Cho pochyliła się i popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Pamiętam – powiedziała szczerze, – ale sądzę, że coś więcej się z tobą dzieje. Ron i Hermiona mogą być zbyt zajęci, by to zauważyć albo zbyt nieśmiali, żeby coś powiedzieć, ale ja nie. Harry, wyglądasz jakbyś był na krawędzi omdlenia. Możesz sobie z tego nie zdawać sprawy, ale ludzie widzą, gdy coś się dzieje z ich przyjaciółmi.
Harry spojrzał na Cho, po czym potrząsnął głową. Powinien był wiedzieć, że ktoś w końcu coś powie. Był tylko zaskoczony, że była to Cho, a nie Hermiona, czy któryś z Weasleyów, biorąc pod uwagę to, jak troskliwi byli od czasu przerwy świątecznej.
- Nic mi nie jest, Cho – nalegał Harry. – Naprawdę mam teraz tylko dużo na głowie. Doceniam twoją troskę, ale to nic, naprawdę.
- Nie sądzę, Harry – naciskała Cho, wyciągając swoją różdżkę. – A teraz, powiesz mi, co cię kłopocze albo przejdziemy do bardziej drastycznych metod?
- Przepraszam? – zapytał Harry z uniesioną brwią. – Od kiedy grozisz ludziom? Jesteś Krukonką. Krukoni nie grożą innym, zwłaszcza mając na myśli przemoc.
Tym razem to Cho spojrzała na Harry’ego z uniesioną brwią.
- Od kiedy wiesz tyle o Krukonach? – zapytała z ciekawością. – Tylko dlatego, że nie paradujemy wokoło jak Gryfoni nie oznacza, że zwyczajnie zostajemy cały dzień w naszych pokojach i czytamy.
Oczy Harry’ego zwęziły się. To był cios poniżej pasa.
- Gryfoni nie paradują wokoło – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Sądzę, że pomyliłaś nas z kilkoma Ślizgonami z mojego roku.
Cho uśmiechnęła się ironicznie i pochyliła nieco bliżej.
- Ach tak? – zapytała. – Więc jak wyjaśnisz fakt, że dom Gryffindora ma najwięcej uprzedzeń w kierunku innych domów? Nazywasz Krukonów molami książkowymi, Puchonów naiwniakami, a Ślizgonów… cóż, nie zaczynajmy z tym. – Na widok zbolałego spojrzenia Harry’ego, Cho westchnęła i zmieniła taktykę. – Chcę tylko powiedzieć, że nie powinieneś oceniać książki po okładce, Harry. Jest niewiele osób, które mają w sobie jedynie cechy jednego domu.
- Mi to mówisz? – wymamrotał Harry, spuszczając wzrok an podłogę. Nie potrzebował przypomnienia o fakcie, że Tiara Przydziału niemal umieściła go w Slytherinie. – Naprawdę doceniam to, że chcesz pomóc, Cho, ale istnieje wiele rzeczy, z którymi nikt mi nie może pomóc. Wszyscy sądzą, że jestem osobą, która umie przyjąć wszystko bez wzdrygnięcia. Naprawdę chciałbym taki być, wierz mi.
Cho sięgnęła po jego ręce i przytrzymała je w swoich.
- Harry, nie mogę mówić za wszystkich innych, ale sądzę, że to dlatego, że tego nie pokazujesz – powiedziała łagodnie. – Wiedziałeś, że Ron i Hermiona rozmawiali z Radą po świętach, prosząc nas, żebyśmy mieli na ciebie oko podczas spotkań? – Harry potrząsnął głową. – Martwili się o ciebie. Sądzę, że wiele osób się martwi; zwyczajnie nie wiedzą, co powiedzieć, czy zrobić. Susan powiedziała Radzie, że jej ciotka przyparła ją do muru przed przesłuchaniem i chciała wiedzieć, co się działo, gdy uczyła tu Umbridge. Wtedy wszystko ukryłeś, Harry, i robisz to ponownie. Nikt nie pomyśli o tobie gorzej, jeśli pokażesz swoją frustrację.
Harry westchnął, nie unosząc wzroku z podłogi. Wiedział, że Cho ma rację, ale nie zamierzał narzekać na temat spraw, o których miał nie mówić.
- To zwyczajnie nie tak proste, Cho – powiedział, ostatecznie patrząc jej w oczy. – Może nie chcę obarczać ludzi swoimi zmartwieniami, których nigdy nie zrozumieją. Chciałbym móc tylko martwić się o pracę domową i Quidditch. Chciałbym, żeby Czarny Pan nie snuł planów o mojej śmierci, ale tak robi i żadne narzekanie tego nie zmieni.
- Prawdopodobnie nie, ale poczułbyś się lepiej – odparowała Cho, siadając z powrotem na krześle i puszczając dłonie Harry’ego. Spojrzała na Harry’ego, po czym potrząsnęła głową z frustracją. – Proszę, powiedz mi, że przynajmniej porozmawiasz z profesorem Blackiem i panem Lupinem.
Harry skinął głową i uśmiech uformował się na jego twarzy.
- Zaufaj mi – powiedział bez ogródek. – Nie ma sekretów między mną, Syriuszem i Remusem. Dość trudno ukryć coś przed nimi, gdy ciągle mają na mnie oko.
Cho zachichotała.
- Tak podejrzewam – powiedziała, po czym wstała. – Wiem, że prawdopodobnie nie zrozumiem, co w tym roku się z tobą działo, Harry, ale mogę ci współczuć. – Zrobiła krok w jego stronę i uśmiechnęła się. – Może zwyczajnie potrzebujesz odskoczni od tego wszystkiego.
Nim Harry mógł zapytać, o co jej chodzi, Cho położyła dłonie po bokach jego twarzy. Łagodnie uniosła jego twarz, a pochyliła własną. Ich usta się spotkały. Harry ostro wciągnął powietrze, jego oczy rozszerzyły się w szoku. Cho go całowała! Cho Chang! Tak, była ładna, ale była również jego przyjaciółką. Była dziewczyną Cedrica, dupku! Panikując, Harry szybko odwrócił twarz, odpychając Cho. Szybko wstał i spojrzał na Cho z niedowierzaniem, nie będąc w stanie wymyślić czegokolwiek do powiedzenia.
Widząc jego reakcję, Cho zakryła usta, zaczynając się śmiać.
- Och, Harry – powiedziała, kiedy doszła do siebie. – Powinieneś widzieć teraz swoją twarz. – Odchrząknęła i wyszczerzyła się. – No i jak się czujesz?
- Zdezorientowany – powiedział szczerze Harry, nie będąc w stanie wymyślić niczego innego. – Dlaczego to zrobiłaś?
- To oderwało twój umysł od wszystkich innych rzeczy, prawda? – zapytała Cho. Harry skinął głową, sprawiając, że uśmiechnęła się z tryumfem. – Więc moja robota skończona, ale nie zaczynaj myśleć, że będzie się to działo regularnie, gdy będziesz zestresowany.
Harry przewrócił oczami, słysząc żartobliwy ton Cho. Mógł powiedzieć, że zwyczajnie próbowała pomóc przyjacielowi, nic więcej. To była ulga. Wciąż miał problem zobaczyć w niej kogoś innego niż dziewczynę Cedrica i miał przeczucie, że ona o tym wie.
- Bardzo zabawne – powiedział stanowczo Harry. – Lepiej bądź ostrożna. Ktoś mógłby pomyśleć, że próbujesz uwieść swojego przeciwnika w nadziei, że będziesz miała szansę wygrać finałowy mecz sezonu.
Cho spiorunowała go wzrokiem, zakładając ramiona na piersi.
- Jakbym potrzebowała cię uwieść, żeby cię pokonać w meczu Quidditcha – odparowała. – Masz dość wysokie mniemanie o sobie, Potter. Ktoś mógłby się zastanowić, jak jesteś w stanie latać z tak wielką i ciężką głową.
Harry przez moment odpowiedział takim samym spojrzeniem, który po chwili zmienił się w uśmiech. Musiał przyznać, że choć naprawdę niezbyt podobał mu się sposób Cho, zadziałał. Na moment odsunęła jego umysł od wszystkich nieprzyjemności w jego życiu.
- Dzięki, Cho – powiedział szczerze Harry.
Cho uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Nie ma problemu – powiedziała, po czym spoważniała. – Wiem, że masz zmartwienia, których reszta z nas prawdopodobnie nigdy nie będzie miała, Harry. Po prostu wiedz, że nie jesteś tak sam, jak ci się wydaje. Wszyscy z GD, zwłaszcza Hermiona i rodzeństwo Weasley pomogą, jeśli ich poprosisz. Sądzę, że żadne nie będzie miało nic przeciwko, jeśli wykrzyczysz to, co leży ci na sercu. To z pewnością lepsze niż pozwalać się temu jątrzyć.
Harry musiał ponownie przyznać, że Cho ma rację. Mimo że ostatnio nie doświadczył żadnych emocjonalnych wybuchów, Harry wciąż bał się, że to może stać się ponownie. Jego życie było całkiem normalne, jeśli zignorować bóle głowy i wydarzenie z Firenzo. To zwykle nie było dobrym znakiem. Normalnie oznaczało kolejny wybuch, nieważne czy emocjonalny, czy magiczny, który miał być bardzo potężny.
Cho chwyciła swoje rzeczy i zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, po czym odwróciła się z powrotem do Harry’ego.
- Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale nie marnuj teraźniejszości na martwienie się o nią – powiedziała poważnie. – Jeśli śmierć Cedrica nas czegoś nauczyła to, że życie jest krótkie, a śmierć niespodziewana. Jesteśmy mu winni życia pełnią możliwości.
- Wiem – powiedział Harry, chwytając własną torbę. – Chyba zwyczajnie łatwo poczuć się przytłoczonym małymi rzeczami i zapomnieć, że w ostateczności, pewne rzeczy zwyczajnie się dzieją.
Cho popatrzyła na Harry’ego przez chwilę, po czym skinęła głową.
- No widzisz, Harry, przez chwilę zabrzmiałeś niemal jak Krukon – powiedziała z podziwem, po czym podeszła do drzwi z Harrym u boku. – Będę musiała powiedzieć moim współdomownikom, że Harry Potter ma w sobie więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Jestem pewna, że będą ogromnie chcieli poznać twoją intelektualną stronę.
Harry skrzywił się, otwierając drzwi i przepuszczając ją przodem.
- Nawet o tym nie myśl – ostrzegł i wyszedł za nią z Pokoju Życzeń. – Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję jest banda dziewczyn, próbująca mnie rozproszyć przed pokonaniem cię w meczu.
Cho spojrzała na Harry’ego niewinnie.
- Nie wiem, o co ci chodzi – powiedziała, idąc w stronę klatki schodowej.
- Wiesz dokładnie – powiedział Harry, powstrzymując uśmiech. – Nie próbuj grać niewiniątka, Cho. Znam cię za dobrze. Zwal to na tak długą pracę z tobą w GD. Kiedy się na czymś skupiasz, robisz wszystko, co możliwe, żeby to wykonać. – Dotarli do klatki schodowej. – Szanuję to, ale pamiętaj, że robię to samo.
Cho skinęła głową, pożegnała się, po czym ruszyła do wieży Krukonów. Gdy zniknęła mu z oczu, Harry pobiegł do wieży Gryffindoru. Cho z pewnością dała mu wiele do myślenia. W tym roku odsunął się od swoich przyjaciół, ponieważ wierzył, że nie będą w stanie go zrozumieć tak, jak Remus i Syriusz. Może nie zrozumieją, ale mogą współczuć. Może to pierwszy krok, którego potrzebował, żeby naprawić relacje między nimi, zniszczone przez nieporozumienia i kłamstwa.
^^^
Przez resztę maja, Harry powoli zaczął się coraz bardziej zwierzać Ronowi i Hermionie. Naprawdę ujawnił, co się stało podczas przesłuchania z Umbridge i po naleganiach Rona, niechętnie wyjaśnił wizję o panu Weasleyu. Ron i Hermiona byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, że Harry pokonał Voldemorta przy opętaniu Nagini. Wyjaśnił również, że pracował nad sposobem trzymania Voldemorta z dala od swojej głowy, ale nie mógł im nic więcej powiedzieć, gdyż jego nauczyciel nalegał na utrzymanie tego w tajemnicy. To sprawiło, że Ron i Hermiona poczuli wielką ulgę, ponieważ martwili się, czy nadejdą jakieś kolejne wizje.
W ostatni weekend maja w końcu nadszedł ostatni mecz sezonu Quidditcha. Cho i Harry stali się punktami centralnymi gry przez ich żartobliwe prztyki, posyłane w swoim kierunku na korytarzu. Harry skomentował brak prędkości Cho, podczas gdy Cho wyrażała wątpliwości na temat możliwości Harry’ego w złapaniu znicza, ponieważ miał tendencję do przyciągania tłuczków. Ich sprzeczki początkowo wszystkich szokowały, zwłaszcza gdy Harry i Cho kończyli konfrontacje z uśmiechami. Po jakimś czasie wszyscy zwyczajnie zaakceptowali przekomarzanki i nawet uznali za zabawne to, jak szybko Harry i Cho potrafili wymyślić odpowiednie riposty.
Gdy nadszedł czas meczu w sobotni poranek, napięcie dramatycznie wzrosło. Obie drużyny chciały wygrać. Gryfoni chcieli zachować Puchar Quidditcha, podczas gdy Krukoni chcieli w końcu go wygrać. Nikt nie wypowiedział tego, że Krukoni zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby wygrać mecz. To oznaczało, że Fred i George będą musieli zrobić wszystko, co tylko mogą, żeby trzymać tłuczki z dala od Harry’ego.
Przedmeczowa przemowa Angeliny była krótka i w punkt.
- Róbcie swoje, a wygramy. – Nie musiała nic więcej mówić, bo wszyscy wiedzieli, o co chodzi.
Wchodząc na boisko, Harry musiał zamrugać kilka razy, żeby jego oczy przyzwyczaiły się do światła słonecznego. Był jasny dzień, na niebie nie było żadnej chmurki i wiała lekka bryza. Drużyna Krukonów już na nich czekała. Harry i Cho spojrzeli na siebie przez chwilę, po czym skinęli głowami, posyłając sobie milczące porozumienie. Nie byli już przyjaciółmi, byli przeciwnikami. W tym momencie liczyło się tylko złapanie znicza.
- Kapitanowie, podajcie sobie ręce – powiedziała pani Hooch i poczekała, aż wykonają polecenie. – Wsiadać na miotły. Trzy… dwa… jeden…
W chwili, gdy zabrzmiał gwizdek, Harry wzbił się w powietrze, a zaraz za nim Cho. Natychmiast zaczął szukać znicza. Cho zawisła przed nim w odległości kilku kijów od miotły. Sądząc po ich postawach, Harry i Cho wiedzieli, że ten, kto pierwszy zobaczy cel będzie definiowało, który poleci pierwszy, a który będzie za nim podążał. Żaden z nich nie chciał być tym drugim.
Nie musieli szukać długo. Patrząc w prawo, Harry zobaczył błysk złota blisko siedzeń Puchonów i natychmiast wystartował, a Cho poleciała tuż za nim. Już tam niemal był, gdy znicz podleciał w kierunku słupków Krukonów. Harry podążył jego śladem, świadom, że Cho siedzi mu na ogonie. Pochylił swoje ciało, zmniejszając opór powietrza i tworząc większy dystans między nim a Cho. Już tam niemal był, sięgając po znicza… sięgając po zwycięstwo…
… gdy nagle coś, co nazwałby potężną falą wiatru uderzyła w niego i Cho, posyłając ich do tyłu i zrzucając z mioteł. Krzyki wypełniły powietrze, gdy Harry i Cho zaczęli spadać. Harry wiedział, że musi działać szybko. Od ziemi dzieliło ich tylko pięćdziesiąt stóp powietrza. Machnięciem nadgarstka, Harry dobył różdżki i skierował ją w ziemię. Koncentrując się, przypomniał sobie transmutację, której uczył go Syriusz podczas lata w Hogwarcie. Syriusz był znudzony i chciał się nieco zabawić. To mogło zadziałać… nie, to musiało zadziałać.
Pole pod nim powoli zmieniło się z pokrytego zieloną trawą w jedwabisty, czarny materiał i zaczęło unosić się na parę metrów. Byli zaledwie dwadzieścia stóp od uderzenia w nie. Harry natychmiast schował różdżkę i schował zdezorientowaną Cho. Przemieścił swoje ciało, żeby upadł pierwszy i przytrzymał Cho jedną ręką wokół talii, a drugą wokół ramion. Dziesięć stóp… pięć stóp…
Cały stadion zamilkł, gdy Harry uderzył w czarną powierzchnię, wciąż ciasno trzymając Cho. Szukający wydawali się na moment wniknąć w powierzchnię, po czym wystrzelili z powrotem w powietrze. Harry  spojrzał w górę i wypuścił ramiona Cho, żeby chwycić wyciągniętą rękę George’a Weasleya. Cho natychmiast owinęła ramiona wokół Harry’ego, trzymając się go mocno.
- Zawsze musisz coś wywinąć, prawda? – zapytał George z szerokim uśmiechem.
Harry uśmiechnął się. Tylko bliźniacy Weasley mogli rzucać żartami w takiej chwili. Fred podleciał moment później z Błyskawicą Harry’ego w dłoni, podczas gdy kapitan Krukonów podał Cho jej miotłę. Pani Hooch dmuchnęła w gwizdek, zarządzając przerwę, podczas której szukający wsiedli na miotły. Obie drużyny otoczyły szukających, by się upewnić, że nic im nie jest. Po zapewnieniu, że jest cały, Harry spojrzał na lożę nauczycielską, widząc zaniepokojonych Syriusza i Remusa. Przekazał im bezgłośnie „nic mi nie jest”, ale nit ukrył lekkiego zdenerwowania na twarzy. Cokolwiek to było, Harry wątpił, by którykolwiek z uczniów to stworzył. Syriusz i Remus odprężyli się nieco, ale cała trójka wiedziała, że ten temat był daleki od zamknięcia.
Po upewnieniu się, że Harry i Cho są cali, wznowiono grę. Zajmując swoje miejsca naprzeciw siebie, ich oczy spotkały się na chwilę. Cho wciąż wyglądała na nieco wstrząśniętą, ale zdołała uśmiechnąć się do Harry’ego i powiedziała bezgłośne „dziękuję”. Harry skinął głową i odwzajemnił uśmiech. Ich uwaga skupiła się na szukaniu znicza. Tym razem to Cho zobaczyła go pierwsza, wystartowała, a Harry za nią podążył. Polecieli w stronę siedzeń Gryfonów, Harry szybko dopadł do Cho tak, że lecieli tuż koło siebie.
Znicz szybko zmienił kurs, lecąc w prawo, co na moment dało Cho przewagę. Harry szybko przyspieszył i zdołał przelecieć przed nią. Dystans między nimi a zniczem szybko zmalał. Harry już prawie go miał, gdy znicz wystrzelił w górę. Harry jęknął z irytacją i podążył za nim. Szybko wleciał w górę, ponownie wyciągając rękę i tym razem poczuł małą, protestującą, złotą piłeczkę w dłoni.
Gdy Harry przytrzymał w górze złapanego znicza, rozległy się oklaski. Pani Hooch użyła gwizdka, sygnalizując koniec meczu. Wszyscy wylądowali na boisku, które wróciło do normalności. Drużyna Gryfonów podbiegła do Harry’ego, gratulując mu, podczas gdy Krukoni powstrzymali oczywiste rozczarowanie. Gdy wszyscy już skarcili Harry’ego za przestraszenie ich na śmierć, drużyna Gryfonów i Krukonów pogratulowała sobie dobrze rozegranego meczu. Gryfoni zostali nagrodzeni Pucharem Quidditcha i natychmiast powrócili do wieży Gryffindoru na imprezę, która miała trwać do późnych godzin nocnych.
Cóż, wszyscy Gryfoni, spoza Harrym, który podszedł do Syriusza, Remusa i profesora Dumbledore’a przedyskutować to, co się stało. Gdy wszyscy wyszli, Syriusz wydawał się utknąć gdzieś między chęcią pogratulowania Harry’emu a ukrycia go. Remus wydawał się podsumować wszystko dość dobrze, gdy zwyczajnie oświadczył:
- Cóż, przynajmniej tym razem nie zostałeś ranny. To się liczy.
Syriusz tego nie skomentował. Remus próbował poprawić im humor, by ukryć własne zdenerwowanie, ale problemem było to, że Syriusz nie miał poczucia humoru, gdy życie Harry’ego było zagrożone, nawet jeśli wszyscy byli świadomi faktu, że gdyby Harry czegoś nie zrobił, ktoś inny by pomógł… ale to było niezwiązane z tematem.
Profesor Dumbledore nie zdawał się być tak pewny, jak Harry, że nie spowodował tego żaden uczeń. Problemem było to, że niewiele dało się zrobić, póki ktoś się nie zgłosi. Nauczyciele mogli pytać wokoło, czy ktoś ma jakieś pojęcie o dziwnym wydarzeniu, ale szansa, że ktoś się przyzna, że próbował skrzywdzić dwóch uczniów była mniejsza niż zero. Nie mając o czym dyskutować, Syriusz i Remus odprowadzili Harry’ego do wieży Gryffindoru, gratulując mu szybkiego myślenia i niezłego chwytu. Harry próbował zapewnić opiekunów, że nic mu nie jest, ale Syriusz przytulił go jednym ramieniem, a Remus potargał jego włosy. Wyglądało na to, że Syriusz i Remus zwyczajnie potrzebowali tylko poradzić sobie ze swoimi chaotycznymi emocjami. Harry mógł się z nimi utożsamić.
Gdy Harry się pożegnał z opiekunami, wszedł do wieży Gryffindoru i natychmiast został zbombardowany klepaniem po plecach i gratulacjami. Wszystkie zmartwienia na chwilę zostały odepchnięte na bok. Nie mógł zapomnieć tego, co się stało, ale w tym momencie zwyczajnie cieszył się wygraną. Jutro się będzie martwić i zadawać pytania.


3 komentarze:

  1. Jestem ciekawa o co chodzi z tym głosem i bólami głowy. Dobrze,że Harry uczy się mówić o problemach. Mam nadzieję,że będzie miał udane wakacje.
    Pozdrawiam i najlepszego w 2020 Roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie ta "rozmowa" Harry'ego z ojcem. Jakim cudem młody może rozmawiać ze zmarłymi. I do tego te ataki, jakby miał rozdwojenie jaźni. Może coś go opętało? Chyba pozostaje czekać na dalsze rozdziały.
    Życzę wszystkim dobrego nowego roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, dobry pomysł aby Harry przestał o wszystkim myśleć  ;) zastanawiam się kto stoi za tym atakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń