Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 28 sierpnia 2021

PDJ - Rozdział 20 – Tam, gdzie chodzi śmierć

Smród na wpół rozkładających się ciał sprawił, że Harry niemal zwymiotował, a mimo to zobaczył najbliższego inferiusa i krzyknął:

- Sectumsempra!

Na torsie i nogach inferiusa pojawiły się duże, otwarte rany, a nieumarta istota zachwiała się, ale szybko odzyskała równowagę i ruszyła dalej z twarzą wykrzywioną w okropnej parodii uśmiechu, z oczami płonącymi piekielnie z wściekłości. Harry szybko wyczarował zaklęcie tarczy w momencie, gdy inferius zamachnął się na niego sługą, szponiastą ręką.

Kilka stóp dalej Severus rzucił zaklęcie, które zmieniło podłogę w kałużę mazi, przyklejając do niej kilka z zaawansowanych zombie, a następnie przywołał błyskawicę i rozwalił je na kawałki. Harry żałował, że nie zna więcej ofensywnych zaklęć. Severus spojrzał na swojego podopiecznego i zobaczył, że inferius atakujący Harry’ego ociekał lepkim, zielonym szlamem z miejsc, w które uderzyła Sectumsempra.

- Harry! Wyceluj w nogi i ręce! – krzyknął. – Jeśli je odetniesz, przez jakiś czas nie będą w stanie się ruszać! To ich spowolni!

Wyglądało na to, że w sierocińcu jest ponad setka nieumartych istot, choć Severus wiedział, że to prawdopodobnie tylko połowa. Jednak nawet ta liczba wystarczy, by ich wykończyć, jeśli nie będą walczyć bezlitośnie. Inferiusy były najlepszymi strażnikami mrocznych czarodziejów dla ich skarbów, ponieważ nie musiały spać, jeść, pić i korzystać z łazienki. I będą walczyć z wszystkim, co się do nich zbliży, aż do śmierci.

- Jasne! – odkrzyknął Harry, po czym cofnął się, aż jego plecy dotknęły ściany, zdjął tarczę, tym razem celując w nogi i ręce inferiusa. Ledwie rzucił zaklęcie, inferius zawył i przewrócił się, mając wszystkie kończyny odcięte. Harry wyszczerzył się. – A masz, ty cholerny krewniaku mumii! Dobra, kto następny?

Kilka stworzeń przepychało się między sobą szponami, usiłując dosięgnąć wyzywającego ich czarodzieja, który szybko wstał, uderzając raz za razem Sectumsemprą, aż nie zakręciło mu się w głowie. Kaszląc, Harry ponownie wezwał zaklęcie tarczy i wstrzymał oddech, gdy inferiusy zaroiły się nad ich poległymi towarzyszami, nie dbając o to. Bezmyślne, przepełnione wściekłością i nienawiścią, jaką obdarzył ich stwórca, wiedziały tylko, że to, co kazano im strzec, zostało skradzione i muszą walczyć z intruzami, dopóki nie zostaną zabici oni albo czarodzieje.

Harry, chwilowo bezpieczny za swoją tarczą, spostrzegł, że więcej inferiusów atakuje Severusa niż jego. Mistrz Eliksirów odpierał ponad połowę stworzeń, jego twarz była maską intensywnej koncentracji, sprawiając, że każdy wystrzał z jego różdżki trafiał. Ale nawet taki weteran jak Severus nie był w stanie trzymać ich wszystkich na dystans i Harry zastanowił się, dlaczego inferiusy nie otaczają również jego, zwłaszcza, że był słabszym z przeciwników.

Potem dostrzegł błysk rubinowego światła i złota, i nagle otrzymał odpowiedź.

Sztylet Niezgody. Severus trzymał go, więc atakowali jego. Dziesiątki inferiusów zbliżały się do jego mentora i nagle do głowy Harry’ego przyszła desperacka zagrywka.

- SEVERUS! – krzyknął, próbując być słyszanym przez nieziemski wrzask i zawodzenie nieymarłych. – Rzuć mi sztylet!

- Dlaczego? – Bardziej zobaczył usta Severusa, niż go usłyszał.

- To odciągnie na chwilę te cholerne zombiaki! – krzyknął Harry, czując, jak jego dłonie zaczynają pocić się w rękawicach. – Zrób to! Złapię go i się przemienię, a wtedy ty będziesz mógł je rozwalić!

Severus miał tylko sekundy na działanie, wiedząc, że wkrótce zostanie pokonany przez cuchnące stworzenia, jeśli nie użyje Burzy Ognia lub innej potężnej magii bojowej. Wstrzymywał się od tego, ponieważ nie chciał ryzykować, że Harry zostanie przy okazji trafiony, ale wkrótce zauważył, że sugestia ucznia była sensowna. Snape szybko podniósł sztylet, po czym odwrócił się i rzucił go w chłopaka, modląc się, by wyostrzone Quidditchem refleksy Harry’ego pozwoliły mu złapać to cholerstwo.

Sztylet wbił się w górę jak błyszcząca, złota kometa, a sekundę opadł w dłoń Harry’ego w rękawicy.

Szukający Gryfonów szybko zacisnął dłoń na przeklętym artefakcie, złapał go lewą ręką, ale gdy chwycił go, rękawice sprawiły, że jego uścisk był śliski i bok sztyletu na chwilę dotknął jego policzka.

To był ułamek sekundy, ale przeklęty przedmiot nie wymagał nic więcej. Hary poczuł ukłucie bólu, jakby użądliła go pszczoła, ale ledwie to zauważył, czując ulgę, że złapał sztylet, po czym wsunął przeklęty nóż w swoje szaty i przemienił się we Freedoma.

Myszołów wystrzelił pod sufit, skrzecząc wyzywająco na inferiusy, które natychmiast zaroiły się w miejscu, w którym stał.

- Kree-aaarrr! Severusie! Uderz je mocno!

Severus obnażył zęby w tryumfalnym uśmiechu, słysząc bojowy okrzyk Freedoma. Teraz zobaczymy na co was stać. Zbierając całą pozostałą energię, Severus rzucił Burzę Ognia.

- Incendia tempest!

Słup ognia ryknął z nieba jak grom boskiej sprawiedliwości. Uderzył w inferiusy ze straszną siłą i podpalił wszystkie. Ich nienaturalne ciała dymiły i wysychały, paliły się i sczerniały, istoty wiły się i czuły, jak w końcu pochłonie ich śmierć.

Severus pozostał jednak nietknięty przez szalejący wokół niego wir, ponieważ stworzył Burzę Ognia i nie mogła mu wyrządzić krzywdy, czyniąc go niewrażliwym na ciepło, dym i ogień podczas cały czas trwania zaklęcia. Płomienie lizały jego stopy, ale żadna zbłąkana iskra nie zajęła jego szat.

Ogień palił inferiusy jak iskra w suchej trawie, bezlitośnie omiatając ich szeregi. Wkrótce pierwszy i drugi szereg upadł, spaliły się na popiół, a smród był okropny. W górę uniosły się kłęby dymu, prawie zasłaniając Mistrza Eliksirów.

Freedom musiał zmrużyć bursztynowe oczy, by zobaczyć swojego mentora przez kłębiący się czarny dym i był wdzięczny, że jastrząb nie ma węchu. Ale wtedy jego wzrok padł na coś innego, poobijaną i spaloną skrzynkę z eliksirami, w której znajdowała się ostatnia fiolka eliksiru rozpuszczającego klątwy. Pudełko spłonęło prawie na pył, fiolka pękła, a cenny eliksir wyciekł na podłogę, bezpowrotnie stracony.

- Nie! Och, nie! Cholera jasna! – skrzeknął Freedom z przerażeniem. – Jak bez eliksiru zniszczymy sztylet?

Severus uniósł wzrok, zobaczył unoszącego się Freedoma, po czym przemienił się w Warriora i podleciał dołączyć do mniejszego jastrzębia.

- Uciekaj stąd, pisklaku! To całe miejsce zaraz pójdzie z dymem!

W przeciwieństwie do czasu w domu Gauntów, Freedom nie kłopotał się kłótnią, był posłuszny bez zadawania pytań. Odwrócił się i by chronić własną skórę wyleciał z piekła, które kiedyś było sierocińcem Woola. Czerwono-brązowa smuga wynurzyła się z klatki schodowej i wyleciała prosto przez jedno z okien parteru, ledwie uciekając przed zranieniem skrzydła o wyszczerbioną szybę.

Warrior był tuż za nim, zamknął skrzydła i przecisnął się przez dziurę w oknie, otwierając je w samą porę, by uniknąć zderzenia z ziemią i odleciał na jakieś trzy uderzenia skrzydeł, nim przemienił się w Severusa.

Gdy tylko buty profesora dotknęły ziemi, Snape wycelował różdżkę w sierociniec i szybko zaintonował przeciwzaklęcie, wiedząc, że wszystkie inferiusy zostały już upieczone jak chrząszcze w piekarniku. Gdy płomienie zgasły, usłyszał w oddali wycie syren i wiedział, że przybędą mugolskie organy ścigania, by zbadać sprawę.

- Freedom, odmień się i daj mi sztylet! – zawołał Severus, nie chcąc, by starożytny przedmiot był w posiadaniu Harry’ego dłużej, niż to konieczne.

Freedom krążył, niechętny posłuszeństwa starszemu czarodziejowi, ale potem jego zdrowy rozsądek odzyskał siły, wylądował i przemienił się z powrotem. Wycierając łzawiące oczy rękawem, Harry sapnął:

- Sev! Wszystko w porządku?

- Tak, dzięki twojemu szybkiemu myśleniu. A teraz daj mi sztylet. Gdzie jest eliksir?

Harry niechętnie oddał sztylet, czując się dziwnie zaborczy wobec tego przedmiotu, choć nie mógł pojąć, dlaczego.

- Uch, Severusie, mam złe wieści. Jedną fiolkę rozlałem, gdy zaatakował mnie inferius i upadłem na ziemię. Potem nie mogłem odstać się do szkatułki z drugą i inferiusy mnie otoczyły. Kiedy podpaliłeś to miejsce, spaliłeś drugą fiolkę.

Severus zaklął obficie, po czym potrząsnął głową.

- Cholerny pech.

Harry zwiesił głowę, czując, że w pewien sposób to jego wina.

- Przepraszam.

- Przeprosiny nic nie pomogą – warknął Severus, czując, jak zmęczenie ogarnia go jak lodowaty płaszcz. – Co się stało to się nie odstanie. Musimy spróbować dotrzeć do Hogwartu, żebym mógł zrobić więcej eliksiru, tam są wszystkie moje składniki. – Szybko owinął sztylet w kawałek materiału wyrwany z jego płaszcza i wsunął go głęboko do plecaka, opierając się szepczącemu głosowi, który nakłaniał go do użycia go. Odepchnął uwodzicielski pomruk i zablokował umysł.

Już miał powiedzieć Harry’emu, by zamknął umysł, kiedy usłyszeli w pobliżu upiorne wycie polującego wilka.

Harry zamarł, dobrze wiedząc, co oznacza to wycie.

- Znowu nas znaleźli, Sev!

- Wiem. Patrz tam! – Severus wskazał palcem i Harry zobaczył kilka cienistych kształtów, grasujących za żelazną bramą.

Ich oczy miały demoniczną czerwień, a ich zdeformowane ciała sprawiły, że młodego animaga przeszedł dreszcz. Jeden z nich rzucił się na bramę, pyskiem zahaczając o żelazne pręty, wyjąc i warcząc.

- Przemień się, Harry! – nakazał Severus. – Musimy lecieć szybko i mocno.

Harry posłuchał i w ciągu chwili dwa jastrzębie odlatywały od sierocińca, a prowadzący wilkołak wydał z siebie głośny ryk niepokoju i odwrócił się, by ścigać ptaki przez Cheapside.

Hedwiga, która drzemała na pobliskiej latarni, obudziła się na straszliwy okrzyk wilkołaków i dołączyła do przelatujących obok jastrzębi.

- Więc znowu trafili na nasz trop, cholerne utrapieńce! – zahuczała. – Czy wasza misja zakończyła się sukcesem?

Warrior wydał z siebie skrzek potwierdzenia, po czym skoncentrował się na locie, gdyż jastrzębie nie miały zdolności noktowizji, a gdy przeszukiwali sierociniec i walczyli z nieumartymi zapadł zmierzch.

Instynkt skłaniał go do szukania bardziej oświetlonego obszaru miasta, ale Warrior odmówił narażania niewinnych poprzez prowadzenie do nich wilkołaków w szale, więc odwrócił się od jasnych, witających świateł i poleciał w kierunku obrzeży miasta.

Freedom dopasował uderzenia skrzydeł do swojego mentora, drżąc lekko za każdym razem, gdy słyszał powodujące ciarki wycie polującego wilkołaka. Uważał, by trzymać się blisko Warriora i Hedwigi, która pojawiali się na tle ciemniejącego nieba jak biały duch.

Żaden z ptaków się nie odzywał, każdy zajęty próbą lecenia tak szybko, jak to możliwe, z daleka od wilkołaków, które rzucały się na pióra ich ogonów. Odlecieli z samego Londynu na północny zachód, szukając miejsca z mnóstwem drzew i osłon, by mogli odpocząć.

Niestety komercjalizm dzisiejszych czasów pozostawił po sobie mało drzew, więc musieli lecieć ponad godzinę, nim dotarli do skąpej wymówki lasu niedaleko malutkiego strumienia. Oba jastrzębie były wyczerpane, a ich skrzydła wydawały się być ciężkie jak ołów, ale Hedwiga stwierdziła, że to najlepsza osłona, jaką mogą znaleźć w pobliżu miasta. Nie słyszeli już wilkołaków i przypuszczali, że na razie zgubili parszywe bestie.

Gdy się odmienili, Harry poczuł, jak nogi się pod nim uginają i wylądowałby mocno na tyłku, gdyby Severus go nie złapał.

- Spokojnie, pisklaku. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujesz do tych wszystkich cięć i wyczerpania to posiniaczony tyłek. – Severus opuścił Harry’ego do pozycji siedzącej.

- Huh? Co powiedziałeś? – wymamrotał chłopak, w połowie śpiący i oszołomiony.

- Nieważne. Odpoczywaj – uspokoił go Severus, klękając i wyjmując zestaw eliksirów z plecaka. Wyjął czystą szmatkę i zaczął myć poczerniałą od sadzy twarz i szyję swojego ucznia, na której było kilka małych nacięć od drzazg. Po nasmarowaniu ran maścią, podał Harry’emu eliksir uspokajający zmieszany z zimną wodą w filiżance.

- Jak się czujesz?

- Zmęczony. I… dziwnie – odparł Harry. – Gdzie jest sztylet? – Z jakiegoś powodu znowu chciał go chwycić. Weź mnie. Użyj mnie. Uczynię cię panem wszystkiego, czego pragniesz. Zamrugał i potrząsnął głową, czując się ogłuszony i zmęczony.

- Tutaj. – Severus poklepał swój plecak. – Nie martw się, popilnuję go, póki nie dotrzemy do szkoły.

- Mogę go nosić przez jakiś czas – zaprotestował Harry, a do jego głosu wkradło się lekkie jęknięcie.

Severus zignorował to.

- Nie. Lepiej nie, młodziku. Sztylet jest bardzo potężny, żyje, by psuć tak młode dusze, jak twoja. Ze mną będzie miał ciężej – zachichotał ponuro Severus.

- Ale, Sev…

- Nie, panie Potter, to moje ostatnie słowo. Dopij wodę i prześpij się – zaczął Severus, po czym zastanowił się, wyjął lekko rozgniecioną kanapkę z szynką i serem i podał ją Harry’emu. – Zjedz to, musisz uzupełnić energię, którą spaliłeś, rzucając te zaklęcia. Potem idź spać.

Harry wziął kanapkę, patrząc na nią jak na krowie łajno.

- Nie jestem głodny.

- I tak zjedz – nakazał nieubłaganie jego mentor. Wziął kolejną kanapkę z kurczakiem, piklami i sałatą i również zmusił się do jedzenia.

Harry ugryzł i gdy tylko spróbował kanapki, odkrył, że jest wygłodniały. Zjadł kanapkę, a Mistrz Eliksirów bez słowa wręczył mu kolejną.

Kiedy najedli się do syta, Severus ponowie kazał Harry’emu iść spać.

- A co z tobą? Nie idziesz spać?

- Nie martw się, co będę robił, Harry – zaczął nagle Severus, po czym powstrzymał się na przygnębione spojrzenie chłopaka. Tylko martwi się o twoje dobro, Severusie, zganiło go jego sumienie. – Zasnę, gdy rzucę na sztylet kilka zaklęć ochronnych i maskujących.

- Jak możesz cokolwiek robić po tej magii bojowej? – jęknął Harry.

- Nie wykorzystałem wszystkich swoich rezerw, tak jak ty – odpowiedział profesor. – Ale jestem starszy, mój magiczny zbiornik jest większy i głębszy niż twój.

- Nie rozumiem.

- Jesteś zbyt zmęczony, bym teraz udzielał ci lekcji, jak czarodziej przechowuje swoją moc, pisklaku. Wyjaśnię ci to jutro, gdy twój mózg zacznie funkcjonować. A teraz zamknij swój umysł, Harry Jamesie Potterze, i idź spać.

Harry zamknął oczy i zaczął wykonywać odprężające oddechy, by znaleźć swoje centrum. Był dziwnie rozkojarzony, myśli o sztylecie wciąż wdzierały się w jego myśli, niosąc ze sobą ostrym pragnieniem. Odepchnął tą myśl i zaczął koncentrować się na oddychaniu.

Severus obserwował go przez chwilę, po czym wyciągnął Sztylet Niezgody z plecaka i zaczął rzucać wokół niego kilka zaklęć maskujących, ponieważ sztylet miał historię przyciągania do siebie nieprzyjemnych postaci, a Severus nie chciał tego wieczora więcej bitew. Skończył i włożył sztylet z powrotem do plecaka.

Zostało mu tylko tyle energii, by rzucić zaklęcie ochronne na małą polankę, po czym wyciągnął swoje posłanie i opadł na nie.

- Hedwigo, proszę, czuwaj – zawołał do sowy śnieżnej, która siedziała nad jego głową.

Zahukała twierdząco.

Severus zwinął się na kocu, znużenie uderzyło w niego z siłą młota kowalskiego. Spojrzał na Harry’ego, który skończył zamykać umysł i spał teraz na swoim posłaniu. Dobrze. Przynajmniej jest chroniony przed wpływem sztyletu, pomyślał Mistrz Eliksirów tuż przed zaśnięciem.

Nie wiedział jednak, że chociaż Oklumencja chroniła Harry’ego przed wszelkimi zewnętrznymi wpływami na jego umysł, nie mogła chronić animaga przed czymś, co już w nim było.

 


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, i cudnie zdobyli sztylet, zniszczyli inferusy, a te wilkołaki są wielkim utrapieniem... czy Severus nie zauważył zbyt wielkie zainteresowanie sztyletem i tym że pragnie go mieć w swoich rękach, może to o tym mówiła przepowiednia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń