Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 16 września 2024

PoO - Rozdział 22 – Bez pożegnań

Nie odbyło się żadne przyjęcie, ale powiedzenie, że Rufus Scrimgeour był chętny zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc Harry’emu z jego planami, było niedopowiedzeniem. W mgnieniu oka Harry otrzymał transport do Stanów, jak również ktoś rozproszył prasę i opinię publiczną. Z pomocą mugolskiego premiera, Harry dla własnego bezpieczeństwa miał lecieć prywatnym odrzutowcem z ochroną w postaci kilku ochroniarzy premiera. Najwyraźniej Scrimgeour poinformował go o roli Harry’ego w pokonaniu Voldemorta.

Czas znowu zdawał się płatać Harry’emu figle. Bez względu na niekończące się pytania o jego przyszłość, Harry był smutny, gdy nadszedł ostatni poranek w Hogwarcie. Każdy dzień był irytujący, ale dawał sobie radę, spędzając jak najwięcej czasu z Remusem i przyjaciółmi. Syriusz nadal wszystkich ignorował, chociaż Remus wyjawił, że rozwód Narcyzy wszedł w początkową fazę.

Harry nie wiedział, czy być dumnym, że Syriusz dał kuzynce szansę czy zranionym, że mógł być dla niej tak wyrozumiały, ale nie dla niego, kogo twierdził, że kocha jak syna. Zachowanie Syriusza prawdopodobnie bolało najbardziej. Poradziłby sobie z tym, że czarodziejski świat go nienawidzi. Robili tu już wcześniej. Mógł radzić sobie z niektórymi przyjaciółmi, którzy wściekali się, że ich porzucił. Poradzi sobie z tym. Uczył się radzić sobie z chorobą Remusa, chociaż prawdopodobnie nigdy nie będzie to dla niego proste. Jednak to, jak ozięble traktował go jego ojciec chrzestny sprawiało, że Harry czuł się jakby wrócił do Dursleyów i był traktowany tak, jakby w ogóle się nie liczył.

Przez to czuł się rozczarowany jedną z niewielu osób, na których Harry nie chciał się zawieść.

Kiedy Harry pakował swój kufer po raz ostatni, wspomnienia zdawały się go przytłaczać przy każdym starannie układanym przedmiocie. Przypomniał sobie, że na pierwsze Boże Narodzenie w Hogwarcie dostał od profesora Dumbledore’a pelerynę-niewidkę swojego ojca. Po raz pierwszy jego ojciec zdał się prawdziwą osobą, która kiedyś istniała. Uczucie, że jego rodzice rzeczywiście kiedyś żyli nasiliło się dopiero pod koniec pierwszego roku, gdy dostał od Hagrida album ze zdjęciami. Miał swoją Błyskawicę, pierwszy prezent od jego ojca chrzestnego, podręczne lusterko, którego Syriusz i jego ojciec używali, by się ze sobą komunikować podczas szlabanów, kołdrę, którą zrobiła dla niego pani Weasley, z wilkiem, psem, jeleniem i lilią, wyhaftowanymi pośrodku, pierścień od profesora Dumbledore’a, a także Order Merlina pierwszej klasy.

Ostatnia rzeczy niespodziewanie przyniosła najwięcej wspomnień. Służyła jako przypomnienie wszystkich zmagań i osiągnięć, wszystkiego, przez co Harry musiał przejść, by osiągnąć ten właśnie punkt. Miał przypominać o tych, którzy tak wiele dla niego poświęcili. Podobnie jak moi rodzice, Syriusz, Remus, profesor Dumbledore, Kingsley, Tonks i moi przyjaciele.

Wychodząc z Hogwartu, Harry poczuł nagłą falę rozczarowania i wyrzutów sumienia, które zmusiły go do zatrzymania się. Trudno było powstrzymać uśmiech, gdy zamykał oczy i próbował zapewnić Hogwart, że nie było to pożegnanie. Zawsze będzie tu cząstka jego i któregoś dnia znów powróci, by z nim porozmawiać. Rozczarowanie zostało zastąpione nadzieją, ale wyrzuty sumienia pozostały, co było zrozumiałe. Harry czuł się tak samo.

Podróż pociągiem do Londynu była na logikę całkowicie niepotrzebna i ryzykowna ze względów bezpieczeństwa, ale jednocześnie każdemu potrzebna. Długa podróż pozwoliła Harry’emu pożegnać się z tymi, których nie będzie widzieć przez dłuższy czas i dać czas Syriuszowi i Remusowi na powrót na Grimmauld Place, nim Syriusz będzie musiał wyjść, by go uniknąć.

Chociaż Harry próbował temu zaprzeczyć, zachowanie Syriusza naprawdę zaczynało go denerwować. Na początku jego reakcja była zrozumiała, ale teraz była zwyczajnie dziecinna. Jak długo dorosły mężczyzna mógł się dąsać, zamiast poradzić sobie z tym, co się wokół niego działo? Najwyraźniej wystarczająco długo, by zmarnować cały czas, który nam pozostał.

Jedną z wad studiowania za granicą były wszystkie należne przygotowania. Trzeba było założyć konto w czarodziejskim banku w Nowym Yorku, ustalić swoje fałszywe imię, znaleźć mieszkanie niedaleko świętego Franciszka i je umeblować, spotkać się z członkami zarządu, by wszystko załatwić pod pseudonimem, zarejestrować się na zajęcia i znaleźć sposób na zdobycie paszportu umożliwiającego choćby wjazd na teren Stanów. Samo poruszenie tego tematu zakrawało o szaleństwo.

Remus zaoferował tak wiele pomocy, jak był w stanie dać, ale było to trudne, ponieważ wszystko wymagało dyskrecji, by nie dowiedziała się o tym prasa. Gobliny z Gringotta zaoferowały swoją pomoc… za pewną cenę. Jednak Harry zaczynał myśleć, że była tego warta. Przynajmniej nie było to tak złe, jak bycie winnym Scrimgeourowi przysługę.

Pociąg powoli zatrzymał się na peronie  9 i ¾ przed morzem jasnych, wielokrotnie migających świateł. Harry, Ron i Hermiona jęknęli głośno, wychodząc ze swojego przedziału, by dołączyć do długiej kolejki do wyjścia. Gdy powoli przemieszczali się z okna do okna, Harry zauważył mniejszą ilość błysków i więcej przepychanek. Im bliżej był wyjścia, tym bardziej rozumiał, że ludzie byli zmuszani do cofnięcia się, by przepuścić znajomą grupę zamaskowanych osób. Wystarczył błysk fioletowych włosów, by potwierdzić podejrzenia Harry’ego. Pojawili się aurorzy, ale pytanie brzmiało, kto prosił o ich obecność?

Wysiadając z pociągu, Harry szybko stwierdził, że go to nie obchodzi. Aparaty błyskały, ludzie napierali na stróżujących aurorów, by lepiej się mu przyjrzeć albo odebrać własne dziecko. Ze skurczonym w kieszeni kufrem, Harry musiał walczyć z chęcią teleportacji do domu, machając na dowidzenia grupce osób z GD, którzy zauważyli swoich rodziców. Nie dotrwałby do końca, gdyby nie został powitany przez cały klan Weasleyów… co stało się wcześniej, niż Harry się spodziewał.

Prawie niemożliwe było przeoczenie masy rudych włosów, która została przepuszczona przez aurorów. Pan i pani Weasley natychmiast chwycili Harry’ego, Rona, Hermionę i Ginny w niezdarny grupowy uścisk. Harry sapnął i nagle odkrył, że ma usta pełne włosów. Wokół niego fale ulgi mieszały się z wyrzutami sumienia, a do jego uszu dotarło ciche łkanie pani Weasley.

- Mamo! – zaprotestował Ron, uwalniając się, co sprawiło, że państwo Weasley wypuścili Harry’ego, Hermionę i Ginny.

- Och, Ronaldzie, możesz mnie za to winić? – zapytała pani Weasley ze łzami w oczach. – To ostatni raz, gdy widzimy was wszystkich razem. – Jej wzrok spoczął na Harrym. – Kiedy wyjeżdżasz, kochanieńki?

Harry natychmiast poczuł, jak przez tłum przechodzi fala ciszy. Z jego ust wyrwało się zirytowane westchnięcie.

- Wkrótce – powiedział wymijająco. – Najpierw musimy zakończyć kilka spraw.

Delikatna dłoń spoczęła na ramieniu Harry’ego, gwałtownie kończąc rozmowę.

- Hejeczka wszyscy – wesoły głos Tonks zdawał się odbijać echem w ciszy. – Nie chcę przeszkadzać, ale Harry jest oczekiwany w domu, a tłum nie wydaje się zbyt zainteresowany wyjściem, gdy on tu jest.

Pani Weasley wyglądała przez chwilę, jakby miała zamiar zaprotestować, po czym wciągnęła Harry’ego w gwałtowny uścisk.

- Nie zapomnij o nas, Harry, kochanieńki – powiedziała mu do ucha. – Nieważne, gdzie pójdziesz, zawsze będziesz częścią naszej rodziny.

- Dziękuję, pani Weasley – powiedział Harry, odwzajemniając uścisk. Reszta Weasleyów przyłączyła się do pożegnania, wszyscy albo potrzasnęli jego dłonią, albo poklepali go po plecach. Wkrótce Weasleyowie cofnęli się, dając Harry’emu, Ronowi i Herminie nieco przestrzeni.

Hermiona natychmiast objęła Harry’ego.

- Powiesz nam, kiedy wyjeżdżasz, prawda? – zapytała drżącym głosem. – Nie możesz tak po prostu zniknąć w środku nocy, żeby uniknąć pożegnania, bo jeśli tak zrobisz, dogonię się i przeklnę tak mocno, że nikt nie będzie w stanie cię rozpoznać.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Tylko Hermiona mogła rzucić groźbą, którą mogłaby wykonać, ale by tego nie zrobiła.

- Przysięgam – zapewnił ją. – Za kilka dni wyślę Hedwigę.

Hermiona posłała Harry’emu blady uśmiech, po czym odsunęła się, by Ron mógł złapać Harry’ego załamię. Nie potrzebowali słów… cóż, raczej faktem było, że żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć, zwłaszcza gdy patrzył na nich tłum. Poza tym to nie było pożegnanie, nawet w najmniejszym stopniu.

Aportacja na Grimmauld Place wydawała się trwać wieki, ale gdy Harry dotarł na miejsce, żałował, że nie poszedł gdzieś indziej. W domu było zupełnie cicho. Na pierwszy rzut oka możne by pomyśleć, że nikogo nie ma w domu, ale notka od Syriusza zaprzeczyła temu.

Harry,

Remus jest na górze, odpoczywa. Powiedziałby ci coś innego, ale potrzebuje teraz odpoczynku bardziej niż czegokolwiek innego. Jeśli nie wrócę do obiadu, obudź go. Musi jeść.

Syriusz

P.S. Przyszła do ciebie paczka ze świętego Franciszka. Jest na twoim łóżku.

Gdyby Harry potrzebował kolejnego dowodu, że Syriusz nigdy mu nie wybaczy, właśnie go otrzymał. Syriusz napisał list tak, jakby zwracał się do ucznia, nie swojego chrześniaka. Po uroczystym pożegnaniu z Tonks, Harry wycofał się do swojego pokoju. Na jego łóżku leżała kwadratowa paczka, a obok niej coś mniejszego. Po bliższym przyjrzeniu się, Harry zdał sobie sprawę, że mniejszy przedmiot to w rzeczywistości jego paszport.

Naprawdę nie może się doczekać, aż się mnie pozbędzie.

Nagle wyjazd do Ameryki wydawał się być nazbyt odległy.

^^^

Stwierdzenie, że atmosfera na Grimmauld Place była napięta było niedopowiedzeniem. Harry stracił jakąkolwiek nadzieję na pogodzenie się z Syriuszem, skupiając się całkowicie na przygotowaniach do wyjazdu i spędzaniu czasu z Remusem. Syriusz rzadko bywał w pobliżu, a kiedy już był w domu, zamykał się w swoim pokoju, gabinecie lub pokoju Remusa. Nawet myśl o wcześniej bliskich relacjach z ojcem chrzestnym sprawiała Harry’emu ból, ale wiedział, że nie może się teraz wycofać. Potrzebował tego. Potrzebował nowego początku, jeśli naprawdę miał zostawić Voldemorta za sobą.

Ron i Hermiona odwiedzali go tak często, jak to możliwe, ale coraz trudniej było im trzymać język za zębami. Oboje zgodzili się, że Syriusz zachowuje się jak zdziecinniały kretyn, który potrzebował przynajmniej jednego kopniaka tam, gdzie słońce nie dochodziło. Trochę niekomfortowo było słuchać, jak dwójka knuje sposoby zemsty, mimo że Harry wiedział, że próbowali tylko poprawić mu humor. Wyglądało na to, że po siedmiu latach Ron i Hermiona w końcu zdawali się w czymś zgadzać – chcieli chronić Harry’ego.

Oczywiście wciąż nie zgadzali się w prawie wszystkim innym, zwłaszcza jeśli chodziło o informowanie Harry’ego o wydarzeniach u innych członków rodziny Weasleyów. Hermiona nie sądziła, że Harry musi wiedzieć, że po powrocie z Kings Cross Ginny zamknęła się w swoim pokoju i przez prawie trzy dni rozmawiała jedynie z Hermioną i panią Weasley, podczas gdy Ron sądził, że Ginny zachowuje się tylko jak „głupia dziewczynka”. Jednakże porozumiewawcze spojrzenie, które Hermiona rzuciła Harry’emu dało mu do zrozumienia, że ma to coś wspólnego z nim.

Świetnie. Po prostu fantastycznie. Można by pomyśleć, że jej przejdzie i da sobie spokój. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję jest to, żeby Weasleyowie też byli na mnie wkurzeni.

Remus niestety wydawał się utknąć w samym środku tego wszystkiego. Był jedyną osobą, która nadal rozmawiała z Syriuszem i mieszkała na Grimmauld Place, która chętnie rozmawiała też z Harrym. W ciągu godzin, które spędzali razem, Harry prawdopodobnie dowiedział się więcej o przeszłości Remusa niż kiedykolwiek sądził, że to możliwe. Dowiedział się też całkiem sporo o swojej matce, ponieważ Remus był Huncwotem, z którym miała najwięcej wspólnego. Niemal odświeżające było usłyszenie o innej stronie Lily Potter.

Słuchanie tych historii miało jednak swoje wady. Im więcej czasu spędzał z Remusem, tym bardziej bał się go zostawiać. Przez pięć lat Remus był częścią jego życia, oferując pełen spokoju i cierpliwości punkt widzenia, który często był trudny do zauważenia. Remus był dowodem na to, że nie trzeba być w centrum uwagi, by coś zmienić.

Wydawało się, że dla Harry’ego będzie niemożliwe opuszczenie domu, chyba że ktoś go mocno nie zaczaruje. Teraz wyjście do jakiegokolwiek miejsca publicznego byłoby dla niego samobójstwem. Każdy magiczny reporter zabiegał o wywiad z nim do tego stopnia, że wielu z nich kręciło się po mugolskim świecie w nadziei, że do dostrzegą. Obsesja ludzi na punkcie historii życia Harry’ego nasilała się z każdym dniem i prawdopodobnie będzie trwać, póki nie znajdzie się kolejna „gwiazda”.

Hermiona i Remus zauważyli, że prawdopodobnie nie minie dużo czasu, nim ludzie zaczną wymyślać własne wersje przygód Harry’ego, by zaspokoić żądania, ale to nie zmieniało stanowiska Harry’ego. Wiedział, że cokolwiek wymyśli jakiś autor, nie mogło być bardziej niewiarygodne niż prawda. Wiedział, co się stało, jak również wiedzieli to jego najbliżsi. To się liczyło.

Czas po raz kolejny zdawał się działać na niekorzyść Harry’ego. Minuty zmieniały się w godziny,  a te w dni. Nim zdążył mrugnąć, do drugiego weekendu lipca pozostały już tylko godziny, a do wyjazdu Harry’ego z domu pozostały już tylko zachód i wschód słońca. Harry’emu udało się jeszcze raz odwiedzić Norę, by podziękować rodzinie, która tak wiele mu dała, prosząc w zamian o tak niewiele. Trudno było mu się pożegnać, ale nie tak trudno, jak usiąść z Ginny i powiedzieć jej, że traktuje ją tylko jako siostrę. Zniszczenie czyichś marzeń bolało, zwłaszcza gdy rzeczywiście można poczuć, jak pęka mu serce.

Przynajmniej teraz Ginny będzie mogła ruszyć przed siebie.

Sen nie mógł przyjść w ostatnią noc Harry’ego w Londynie, co dało mu mnóstwo czasu na zapisanie słów, które wiedział, że nigdy nie wyszłyby z jego ust w kierunku Syriusza, Remusa, Tonks, Rona i Hermiony. W każdym liście Harry stanowczo stwierdzał, że to nie jest pożegnanie. Nigdy by tego nie zrobił swojej rodzinie. Zrobi wszystko, co w jego mocy, by pozostać w kontakcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę stan Remusa. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, było niespodziewane otrzymanie wezwania, informującego go o najgorszym.

Gdy nadszedł świt, Harry niechętnie dokończył pakowanie, po czym zmniejszył swoje kufry. Samochód i ochroniarze wyznaczeni przez premiera mieli być na Grimmauld Place numer dwa za nieco ponad godzinę, by zabrać go na londyńskie lotnisko Gatwick na szalenie długą podróż samolotem do Stanów. Przejazd miał nie być długi, ale był wdzięczny, że Ron i Hermiona zaproponowali, że pojadą z nim, nawet jeśli głównie dlatego, że chcieli opóźnić pożegnanie.

Z zamyślenia Harry’ego wyrwał płomień w kominku. Odwracając się, zobaczył, jak Ron wyłania się z płomieni, a Hermiona podąża za nim ze znacznie większą gracją. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy natychmiast zaczęli się sprzeczać o maniery Rona lub raczej ich brak.

- Hermiono, to Harry! – zauważył Ron z irytacją. – Nie obchodzi go, że pojawiamy się bez uprzedzenia.

- Nie ma znaczenia, kto to, Ronaldzie – skarciła go Hermiona. – To powszechna uprzejmość, jak się pyta o pozwolenie na przyjście. Co, jeśli byśmy w czymś przeszkodzili? Gdyby Harry i Syriusz…

Harry odchrząknął głośno, kończąc nagle rozmowę.

- Pobożne życzenie, Hermiono – powiedział sucho. – Może wyjdziecie na zewnątrz i poczekacie na samochód. Po prostu muszę… no wiecie.

Hermiona uśmiechnęła się współczująco, ciągnąc Rona w stronę wyjścia.

- Nie spiesz się, Harry – powiedziała cicho. – Jeśli będziesz nas potrzebować, wiesz, gdzie będziemy.

Harry patrzył, jak wychodzą, po czym powoli wybrał się w znajomą podróż po schodach do sypialni. Każdy krok wydawał się odbijać echem po całym domu, choć mogła to być tylko wyobraźnia Harry’ego, gdyż wydawało się, że nikt go nie słyszał. Pomimo stanu Remusa, jego słuch był wciąż tak wyczulony jak zawsze. Oczywiście podobnie było z jego zmysłem węchu, więc prawdopodobnie wiedział, że to tylko Harry.

Pierwszym przystankiem był pokój Syriusza. Harry otworzył drzwi tak ostrożnie, jak to możliwe, pozwalając, by strumień światła padł na śpiącą postać w dużym łóżku z baldachimem. Syriusz spał tak, jak zawsze, na boku, szczelnie przykryty wszystkimi kołdrami. Było tak prawdopodobnie dlatego, że pod osłoną ciemności wydawało się, że w ogóle nie może się ogrzać. Harry miał przeczucie, że miało to coś wspólnego z Azkabanem, ale to był kolejny z tematów, które nigdy nie były poruszane.

Harry powoli podszedł do łóżka Syriusza, wyciągając zapieczętowany list dla Syriusza. Położył go na stoliku nocnym, starając się zachowywać jak najciszej, mimo że w środku krzyczał. Nie tak to miało wyglądać. Nie powinien wymykać się z domu jak zbuntowany nastolatek. Powinni porządnie się pożegnać ze kilkoma łzami i dużą ilością dumy zmieszanej ze zrozumieniem. Syriusz powinien był zrozumieć, że tak było najlepiej dla wszystkich. Syriusz powinien zdawać sobie sprawę, że to jego szansa na normalne życie.

Wypuszczając drżący oddech, Harry sięgnął i lekko chwycił ramię Syriusza. Zamknął oczy, gdy poczuł wszystkie swoje sprzeczne uczucia względem Syriusza, wirujące w jego wnętrzu jak eliksir, który został wymieszany zbyt szybko. Ich prędkość zwiększyła się, rozpryskując, przepływając przez jego ramię, dłoń i do Syriusza. Choć bardzo chciał, Harry nie mógł się zmusić do odczuwania złości czy nienawiści względem swojego ojca chrzestnego. Syriusz dokonał wyboru, bez względu na to, jaki był dziecinny. Harry wiedział, że musi to zaakceptować, inaczej w ogóle nie będzie w stanie ruszyć do przodu. Trudno było skupić się na przyszłości, kiedy umysł był uwięziony w przeszłości.

Ciche westchnienie wyrwało Harry’ego z myśli, powodując, że puścił ramię Syriusza. Nie oddychał, wpatrując się w niego, czekając na jakikolwiek znak, że Syriusz się obudził, jednak jego oddech się wyrównał. Wydając z siebie westchnienie ulgi, Harry cofnął się o krok, patrząc na Syriusza przez czas, który wydawał się wiecznością, po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Nim po raz ostatni opuścił swojego ojca chrzestnego, Harry zawahał się, gdy powrócił jego wewnętrzny niepokój.

- Mam nadzieję, że pewnego dnia odnajdziesz swojego szczęście, Syriuszu – wyszeptał, – i że kiedyś zrozumiesz, dlatego wybrałem taką ścieżkę. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, ale nie mogłem zostać w miejscu, w którym jestem traktowany jak kawał mięcha. Proszę, wybacz mi, Syriuszu… i… zajmij się dla mnie Remusem.

Jego oddech drżał, gdy opuszczał pokój Syriusza, by udać się do sypialni obok. Gdyby został nieco dłużej, usłyszałby ciężki oddech wydobywający się z postaci na łóżku, nim jej ramiona zaczęły się niekontrolowanie trząść. Harry jednak nigdy się o tym nie dowiedział, nigdy tego nie usłyszał i nigdy nie poczuł niczego, co przeczyłoby jego przekonaniu, że Syriusz już na zawsze będzie na niego zły za porzucenie rodziny dla własnej przyszłości.

Wchodząc do pokoju Remusa, gwałtownie zatrzymał się na widok całkowicie rozbudzonego mężczyzny; siedział w łóżku i wyglądał, jakby cierpliwie czekał na niego jak na uzdrowiciela. Wzrok Remusa natychmiast stał się współczujący, gdy wskazywał mu, by usiadł na skraju łóżka. Wydychając powoli powietrze, Harry wykonał polecenie, korzystając z okazji, by rzucić na Remusa wzrokiem. Widział oczywiste oznaki choroby, ale mężczyzna wyglądał na bardziej zrelaksowanego niż kiedykolwiek w Hogwarcie.

- Daj mu czas, Harry – powiedział cicho Remus, a jego głos był lekko ochrypły. – W końcu mu przejdzie.

Harry wzruszył ramionami, czując, jak dłoń słabo zaciska się na jego własnej.

- To nie ma znaczenia – powiedział rzeczowo, siadając. – Nie będę na to czekał. Dasz mi znać, gdyby sprawiał problemy, prawda? Nie chcę, żebyś ty płacił za to, że nie stanąłeś po jego stronie.

- Nie zrobię czegoś takiego, Harry – powiedział Remus z surowym spojrzeniem. – Syriusz wie, co czuję i wie też, że mam rację. Wszystko będzie dobrze. Choć raz martw się tylko o siebie i korzystaj z lusterka tak często, jak to możliwe – Remus skinął na małe, kwadratowe lusterko na stoliku nocnym. – Nie będę go spuszczać z oczu. Oczekuję wiadomości na temat każdej zmiany.

Harry skinął głową, a jego wzrok padł na dłoń luźno ściskającą jego własną. Próbując odzyskać głos, cieszył się, że napisał listy. Jak w ogóle podziękować za to, że nigdy go nie krytykował, nigdy nie wymagał, zawsze oferował wsparcie i zapewniał życie, za które większość oddałaby swoje? Jak w ogóle zacząć dziękować komuś takiemu jak Remus Lupin? To zwyczajnie niemożliwe.

- Wiesz, Harry, czasami słowa nie wyrażają tego, co czujemy w środku – stwierdził delikatnie Remus. – Próbowałem wymyślić coś ważnego, co mógłbym ci powiedzieć, odkąd tylko wyjawiłeś, że wyjeżdżasz, ale jedyne, co przyszło mi do głowy to „dziękuję”.

Harry popatrzył na Remusa z niedowierzaniem. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.

- Nie masz mi za co dziękować – sprzeciwił się Harry. – To ja powinienem dziękować tobie. Gdybyś nie zajął się mną po Dursleyach… cóż, nie wiem, gdzie bym był. – Pewnie byłbym martwy.

Remus uśmiechnął się ze współczuciem.

- Myślę, że przypisujesz mi zbyt wiele, Harry. Gdy wkroczyłem w twoje życie, już wtedy byłeś niezwykłą osobą. Po prostu potrzebowałeś kogoś, by ktoś wyciągnął do ciebie rękę, tak jak ja potrzebowałem kogoś, kto wyciągnie mnie ze skorupy, którą się otoczyłem. Pomogliśmy sobie nawzajem, więc powiedzmy, że jesteśmy kwita, dobrze?

Harry powstrzymał chęć sprzeciwienia się, choć wiedział, że w żadnym wypadku nie są „kwita”. Wpatrywał się w Remusa, a Remus odwzajemniał niesłabnące spojrzenie. Harry westchnął z rezygnacją i wyciągnął list dla Remusa, położył go obok zaczarowanego lusterka. Remus przez chwilę patrzył na list z zaciekawieniem, po czym uśmiechnął się ze zrozumieniem.

- Będziesz mnie o wszystkim informować, prawa? – zapytał w końcu Harry.

- Jeśli przez wszystko chodzi ci o moje zdrowie to tak, Harry, będę – powiedział Remus, lekko kiwając głową.

Oczy Harry’ego lekko się zwęziły.

- I będziesz ze mną całkowicie szczery? – zapytał ostrożnie.

Uśmiech Remusa nieco osłabł.

- Harry.

- Nie, Remusie – przerwał mu stanowczo Harry. – Jeśli mam opuścić kraj, muszę wiedzieć, że będziesz całkowicie szczery, bo inaczej wplączę w to Rona i Hermionę, a wiesz, jacy potrafią być wścibscy.

Remus wyraźnie się wzdrygnął.

- W porządku, Harry – ustąpił. – Wygrałeś. Będę z tobą tak szczery, jak tylko potrafię, ale proszę, zrozum, że mogą być pewne sprawy, które wolałbym zachować dla siebie. Daję ci słowo, że skontaktuję się z tobą, jeśli wydarzy się coś poważnego, zgoda?

- Zgoda – odpowiedział Harry, po czym pochylił się i owinął ramiona wokół Remusa. – Dbaj o siebie, pamiętaj o eliksirach, zwłaszcza odżywczych, kiedy nie czujesz się na tyle dobrze, żeby jeść.

Remus odwzajemnił uścisk, choć sądząc po drżących ramionach Remusa, wymagało to od niego sporo wysiłku.

- I ty także, szczeniaku – powiedział cicho. – Utuczenie cię do normalnej wagi zajęło nam lata. Postaraj się nie stracić wszystkiego w ciągu pierwszych kilku tygodni.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jego twarzy, gdy się odsuwał.

- Zawsze rodzic – powiedział cicho.

Remus odwzajemnił uśmiech, powoli uniósł dłoń i dotknął policzka Harry’ego.

- Zawsze, mój szczeniaku – powiedział, a fale miłości, dumy i szczęścia wymieszały się z wyrzutami sumienia i żalem. – Jeśli się nie mylę, czeka na ciebie kilka osób. Idź. Wiesz, gdzie jestem, gdybyś mnie potrzebował.

Harry niechętnie pożegnał się po raz ostatni i opuścił Grimmauld Place numer 12. Wychodząc na poranne słońce, Harry musiał zasłonić oczy, żeby zobaczyć, że Ron i Hermiona czekają obok kilku wysokich, sztywnych mężczyzn ubranych w czarne garnitury. Za nimi był błyszczący, czarny samochód, którym Dursleyowie niewątpliwie paradowaliby po całym Surrey, gdyby takowy posiadali. Harry nigdy nie zwracał na to uwagi, gdy był młodszy, ponieważ bardziej go interesowało, kiedy będzie jego następny posiłek niż rodzaj samochodu, który preferowałby Vernon.

Mężczyźni w garniturach natychmiast wkroczyli do akcji. Najniższy z grupy wszedł na miejsce kierowcy i odpalił auto. Najwyższy otworzył tylne drzwi pasażera i wpuścił do samochodu Rona i Hermionę. Ostatni dwaj podeszli do Harry’ego, położyli mu ręce na ramionach i poprowadzili do samochodu. Z każdym krokiem Harry walczył z chęcią wyrwania się z uścisku. Musiał się zastanowić, co takiego premier powiedział ochroniarzom, żeby zachowywali się jak członkowie Zakonu podczas wojny. Najwyraźniej nie jest świadomy, że potrafię o siebie zadbać.

Wchodząc do samochodu, Harry rzucił ostrożne spojrzenie na wyraźnie zawstydzonych Rona i Hermionę. Otworzył usta, by zapytać, co mu umknęło, ale został uciszony, gdy dwaj ochroniarze weszli do samochodu i usiedli naprzeciwko, nie spuszczając mocnych spojrzeń z Harry’ego. Fale determinacji i dumy otaczały każdego z nich. Najwyraźniej nie mieli pojęcia, kim był Harry, ale byli zdeterminowani, by go chronić.

- Gotowy, panie Potter? – zapytał kierowca, zerkając na Harry’ego we wstecznym lusterku.

Harry zawahał się, po czym skinął głową. Samochód włączył się do ruchu i ponownie zapadła cisza.

- Co tu się dzieje? – zapytał w końcu. – O co chodzi z tymi królewskimi służbami?

Ochroniarz siedzący naprzeciwko Harry’ego pochylił się do przodu, a jego krótkie, ciemne włosy i lodowato niebieskie oczy nadawały mu wygląd dobrze wyszkolonego żołnierza.

- Polecono nam pana chronić za wszelką cenę, panie Potter – powiedział surowo. – Premier przekazał nam, że niektórzy życzą panu śmierci, a inni postrzegają jako kogoś podobnego do gwiazdy rocka. Jesteśmy tu, by chronić pana przed obiema grupami, jeśli zajdzie taka potrzeba, aż do czasu przyjazdu naszego zastępstwa.

- Zastępstwa? – zapytała natychmiast Hermiona, po czym rzuciła Harry’emu zaciekawione spojrzenie. Wzruszył bezradnie ramionami. – Jakiego zastępstwa?

Ochroniarz powoli przeniósł wzrok na Hermionę.

- Zastępstwa, które będzie towarzyszyć panu Potterowi podczas lotu do Stanów – odpowiedział wolno.

- Nie – sprzeciwił się natychmiast Harry. To naprawdę zaszło za daleko. Myślał, że jego „ochrona” będzie trwała do czasu wejścia na pokład samolotu. – Odmawiam. Wystarczy to, że wy musicie marnować swój czas. Nie pozwolę, by inni stracili dzień z życia, żeby mnie niańczyć. Potrafię o siebie zadbać.

Ochroniarz odchylił się na siedzeniu i jego wzrok powrócił do Harry’ego.

- Obawiam się, że nie ma pan w tej sprawie nic do powiedzenia, panie Potter – stwierdził surowo. – Taka jest umowa zawarta z premierem, waszym Ministrem i twoim opiekunem. Ponieważ w świetle naszego prawa wciąż jest pan nieletni, musi pan przestrzegać tego, co zorganizował dla pana opiekun.

Ron i Hermiona wpatrywali się w nich z otwartymi ustami, a Harry ukrył twarz w dłoniach.

- To cholerny koszmar – jęknął. – Spędzę następne dwanaście godzin z grupą dorosłych, obserwujących każdy mój ruch.

- Nie sądzisz, że Remus… - zaczęła niepewnie Hermiona.

- Nie – mruknął gniewnie Harry, zakładając ramiona na piersi. – Remus by mi powiedział. To wypisz wymaluj cały Syriusz. Nie odezwał się do mnie ani słowem od ponad miesiąca, a teraz wykręca taki numer. Kusi mnie, żeby zawrócić samochód, wrócić do domu i…

- Harry! – przerwała mu nerwowo Hermiona. – Nawet tak nie myśl. To naprawdę nie tak źle. Sam podróżujesz do innego kraju. Każdy rodzic o zdrowych zmysłach zrobiłby to samo. Osobiście ani trochę nie jestem zaskoczona, a wręcz czuję ulgę. To oznacza, że Syriusz nie jest tak wściekły, jak początkowo sądziliśmy.

Gdyby tylko to było taki proste, pomyślał z goryczą Harry. Być może uwierzyłby Hermionie, gdyby nie mieszkał z Syriuszem. Nie można było zaprzeczyć złości i frustracji, które nieustannie go otaczały w każdej chwili dnia. Fakt, że Syriusz nie zadał sobie nawet trudu, by zostawić Harry’emu wiadomość, ostrzegającą przed ochroniarzami był dowodem, że jego ojciec chrzestny nie wybaczy mu w najbliższym czasie.

Pozostała część podróży minęła dla wszystkich w niekomfortowej ciszy. Harry widział, że Ron i Hermiona chcieli rozmawiać, ale – tak jak Harry – nie mieli pojęcia, co powiedzieć albo czego nie mówić w obecności ochrony. Skoro wspomnieli o „ich Ministrze”, można było śmiało stwierdzić, że wiedzieli o istnieniu magicznego świata, ale to nie oznaczało, że wiedzieli o wszystkim.

Gdy zatrzymali się przed terminalem lotniska, żołądek Harry’ego skręcił się z nerwów. To było to. Naprawdę się działo. Nie było jeszcze za późno, żeby zawrócić, prawda? Nikt nie miałby o nim gorszego zdania, gdyby się rozmyślił. W końcu miał dopiero siedemnaście lat. Nie było nic złego w poczekaniu rok czy dwa na rozpoczęcie szkolenia. Mógłby pracować dla Freda i George’a albo nawet zostać asystentem pani Pomfrey i zdobywać więcej doświadczenia.

- Harry? – zapytała cicho Hermiona. – Wszystko w porządku?

Otrząsając się z zamyślenia, Harry zauważył, że ochroniarze opuścili samochód i czekali, aż za nimi podąży. Co było z nim nie tak? Dlaczego nagle zwątpił w decyzję, której tak długo bronił? Czy to tylko nerwy, czy może coś innego… coś większego?

Dłoń opadła na jego ramię i ścisnęła je delikanie.

- Harry – spróbowała ponownie Hermiona. – Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wyszedł z samochodu i stanął pomiędzy dwoma ochroniarzami, podczas gdy Ron i Hermiona wysiedli z auta. Jako grupa weszli na terminal i natychmiast wszyscy zaczęli się im przyglądać, nie dlatego, że rozpoznali Harry’ego, ale dlatego, że wiedzieli, że jest kimś ważnym, skoro potrzebował takiej ochrony.

Hermiona wyglądała, jakby była na granicy eksplodowania, gdy chwyciła Harry’ego za ramię i odciągnęła od ochroniarzy.

- Wy zostańcie tu – rozkazała. – My przejdziemy się tam.

Co zaskakujące, ochroniarze pozostali na miejscu. Zgodnie ze słowami Hermiony nie odeszli daleko, ale z pewnością na tyle, by odbyć prywatną rozmowę. Biorąc głęboki oddech, Harry przyjrzał się uważnie swoim najlepszym przyjaciołom, którzy stali obok niego na dobre i na złe. Poświęcili tak wiele, nie prosząc o nic w zamian. Harry szczerze nie wiedział, gdzie byłby bez nich.

- No to – zaczął z niezręcznością Ron. – Skontaktujesz się z nami, gdy wszystko będzie ustalone?

Harry uśmiechnął się szeroko.

- W ciągu najbliższych kilku dni dam wam znać, gdzie jestem. Kiedy już skonfiguruję sieć Fiuu, umówię się z Remusem, by odebrać Hedwigę. Nie sądzę, żeby był w stanie przelecieć ocean, więc jeśli będziecie czegoś ode mnie potrzebować, użyjcie lusterka Remusa. Jeśli napotkamy jakieś trudności, możemy zrobić coś podobnego do systemu, za pomocą którego kontaktował się z nami wcześniej Snape.

Hermiona w zamyśleniu poklepała się po brodzie.

- To właściwie może być najlepszy sposób. Zastanowię się nad tym. – Jej twarz wyrażała entuzjazm, gdy z podniecenia zacierała ręce. – Harry, chcemy wiedzieć wszystko, dobrze? Nieważne jak mała będzie to sprawa. Doświadczenie innej kultury jest naprawdę fascynujące.

- Hermiono – jęknął Ron. – On jedzie do Ameryki. Co może się tam różnić?

- Cóż, po pierwsze jeżdżą po złej stronie ulicy – odparła sucho Hermiona. – Widziałam to kiedyś w telewizji. Szczerze mówiąc, nie mogę sobie wyobrazić, jak mogą to znosić.

Ron westchnął, po czym ponownie skupił uwagę na Harrym.

- Tak czy inaczej myślę, że nie ma sensu z tym zwlekać – powiedział z niezręcznością, wyciągając rękę. – Uważaj na siebie, kumplu, dobra?

Harry natychmiast zrozumiał.

- Ty też, kumplu – odparł cicho. – Wiesz co, Ron? Naprawdę się cieszę, że tego dnia usiadłeś w moim przedziale w pociągu do Hogwartu. Nie wyobrażam sobie, by moim najlepszym przyjacielem był ktoś inny.

Ron uśmiechnął się szeroko.

- Właściwie to ja powinienem dziękować tobie. Przez lata pomogłeś mi zrozumieć, że w porządkuj jest być po prostu sobą, a to wiele mówi. Wiem, że mieliśmy wzloty i upadki, ale wiem też, że większość tego była moją winą, jednak ciągle dawałeś mi kolejną szansę. Wierzyłeś we mnie, Harry, i… cóż… chcę tylko, żebyś wiedział, że nigdy nie uznam tego za coś, co mam zagwarantowane.

Harry poczuł, że pieką go oczy, gdy niepewnie kiwał głową i nim się zorientował, został wciągnięty w mocny uścisk. Poczuł, jak Ron się trzęsie i wiedział po zderzających się ze sobą falach emocji, że obaj jadą na tym samym wózku. Obaj odczuwali całą gamę emocji, które tylko bracia mogą odczuwać, ponieważ tym właśnie byli. Byli braćmi pod każdym znaczącym względem, aż do dnia swoich śmierci.

Ku zaskoczeniu Harry’ego, Ron dopiero zaczął się odsuwać, kiedy prawie upadł przez drugie ciało, które wskoczyło mu w ramiona, przytulając go tak, jakby ich życie od tego zależało, podczas gdy jego wzrok przysłoniło morze bujnych, brązowych włosów. Podobnie jak Ron, ciało Hermiony trzęsło się, gdy chowała twarz w jego ramieniu. Pieczenie w oczach nasiliło się, zmuszając Harry’ego do szybkiego mrugania w nadziei, że pozbędzie się wszelkich oznak łez.

Hermiona pociągnęła nosem, odsunęła się i spojrzała na Harry’ego ze łzami w oczach.

- Wiesz, najlepszym dniem w moim życiu był ten, kiedy uratowaliście mnie przed trollem – powiedziała ze śmiechem. – Przed tym dniem nigdy nie sądziłam, że znajdę przyjaciół, a zwłaszcza kogoś, kto zawsze będzie mi rzucał wyzwania… - spojrzała na Rona, który bezradnie wzruszył ramionami, po czym ponownie na Harry’ego, ­– i kogoś, kto pokazałby mi, że w porządku jest się nieco różnić.

Harry wzdrygnął się. Ze wszystkich rzeczy, o których mogli pamiętać, ta z pewnością nie była aż tyle warta.

- Och, Harry – skarciła go Hermiona. – Nie myśl o tym w ten sposób. Pomyśl o wszystkim, co przezwyciężyłeś, mimo że tak wiele razy dostałeś sygnał do wycofania się. Nigdy nie pozwoliłeś, by to uderzyło ci do głowy, Harry. Nigdy nie odwróciłeś się do nas plecami, by znaleźć lepszych przyjaciół.

Harry patrzył na Hermionę przerażony.

- Hermiono, nie mogłem sobie wymarzyć lepszych przyjaciół niż wasza dwójka – powiedział ochryple. Ron i Hermiona rozpromienili się z zachwytem, po czym przyciągnęli Harry’ego do zbiorowego uścisku. – Dbajcie o siebie i uważajcie na siebie nawzajem, dobra? – zapytał, chociaż jego głos był wyjątkowo stłumiony.

- Ty też, Harry – powiedziała Hermiona, cofając się o krok, wyciągnęła z kieszeni mały rulonik pergaminu i podała mu go. – Gdybyś nas potrzebował, to jest mój numer telefonu, adres pocztowy, przynajmniej do czasu, aż nie znajdę własnego mieszkania, a także informacje o Fiuu od nas obojga. Nie bój się prosić o pomoc, Harry. Tylko dlatego, że jesteśmy nieco dalej nie oznacza, że nie damy rady do ciebie dotrzeć.

Harry nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy wyciągał z kieszeni ostatnie trzy listy.

- Zapamiętam – powiedział dobrodusznie, po czym wręczył Ronowi jego list, a Hermionie pozostałe dwa. – Przeczytajcie je później i proszę przekażcie Tonks jej list…

Ron schował swój do kieszeni, podczas gdy Hermiona ścisnęła oba listy tak, jakby jej życie od tego zależało.

- Panie Potter – powiedział surowo jeden z ochroniarzy, robiąc krok do przodu. – Czas iść.

Harry westchnął i skinął głową. Jego wzrok przesunął się z Rona na Hermionę, nim dziewczyna ponownie rzuciła mu się w ramiona. Ron mocno ścisnął przedramię Harry’ego, a następnie poklepał go po plecach, po czym odciągnął niechętną Hermionę. Harry powstrzymał uśmiech, gdy Ron objął ją ramieniem. W tym momencie wiedział, że Ron i Hermiona dają sobie radę, jeśli tylko będą mieli siebie. Wiedział, że wszystko będzie w porządku.

- Do zobaczenia wkrótce, prawda? – zaproponował z nadzieją Harry.

Hermiona posłała Harry’emu łzawy uśmiech, ocierając kilka zbłąkanych łez.

- Nim się zorientujesz – powiedziała z przekonaniem.

- Będziemy czekać na twój telefon, kumplu – dodał Ron napiętym głosem.

Czując dłoń, spoczywającą na jego ramieniu, Harry niechętnie pomachał im, pozwalając ochronie go odprowadzić. Kiedy otoczyli go strażnicy, Harry spuścił wzrok, by uniknąć spojrzeń, które wszyscy niewątpliwie mu rzucali. Ledwie był świadom, dokąd go prowadzą. Jedyną rzeczą, o której myślał, były niewypowiedziane pożegnania. Tak naprawdę nie pożegnał się z nikim z GD, z kadry Hogwartu, z Tonks czy Syriuszem.

Naprawdę chciał porozmawiać z Syriuszem.

Zatrzymali się gwałtownie, gdy dotarli do nieprzeźroczystych, przesuwanych drzwi, których, co zaskakujące, pilnował dość duży, czarnoskóry mężczyzna. Uścisk na ramieniu Harry’ego wzmocnił się, gdy najwyższy ochroniarz zrobił krok do przodu, wyciągając z marynarki jakieś złożone papiery i wręczając je strażnikowi. Nikt nic nie powiedział, gdy strażnik rozłożył papiery i przez chwilę patrzył na pierwszą stronę, po czym jego oczy rozszerzyły się, uderzył dłonią w przycisk na ścianie, powodując otwarcie się drzwi. Gdy strażnik pośpiesznie odsuwał się na bok, Harry mógł sobie tylko wyobrazić, co było napisane w tych dokumentach. Trzeba było okropnie wiele, by przestraszyć kogoś takiego.

Rozważania Harry’ego zostały przerwane, gdy wprowadzono go do przestronnego, prywatnego pokoju, zawierającego wszystkie luksusy, jakie można sobie zażyczyć, gdy spędza się czas w oczekiwaniu na lot. Stały tam półki z książkami, wygodne fotele i kanapy, telewizor zamontowany na ścianie, mała lodówka, miski z różnymi przekąskami, ustawione wzdłuż blatu, a także biurko w odległym kącie, na którym zostały starannie ułożone długopisy i papiery.

Harry zwrócił się do najbliższego ochroniarza, by zapytać, jak długo tu zostają, ale nagle ogarnęła go fala irytacji i paniki. Potykając się lekko, Harry rozejrzał się szybko, szukając źródła emocji, jednak nie dostrzegł niczego niezwykłego. Czterej ochroniarze ustawili się wokół pokoju, jakby chcieli chronić Harry’ego przed jakimkolwiek zagrożeniem, które mogło nadejść z dowolnego kierunku, chociaż tak naprawdę ktoś mógł wejść do pomieszczenia tylko w jeden sposób.

- Czy wszystko w porządku, panie Potter? – zapytał najniższy ochroniarz.

Harry pokiwał głową z roztargnieniem.

- Eee… czy jest tu łazienka? – zapytał z zakłopotaniem.

Ochroniarz stojący po prawej pod ścianą poruszył się i pchnął drzwi, które z łatwością wtopiły się w ciemną, wyłożoną drewnem ścianę. Harry wszedł szybko do ciemnego pokoju, który rozjaśnił się w chwili ruchu. Przy jednej ścianie znajdowały się cztery syfony i cztery umywalki przy drugiej. Harry natychmiast podszedł do najbliższego zlewu i odkręcił kran, by nabrać nieco wody w dłonie. Opłukując twarz, Harry odetchnął głęboko, zmuszając się do spokoju. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była utrata kontroli w środku mugolskiego lotniska.

Drzwi zamknęły się, a Harry położył dłonie na blacie i pochylił głowę. Był rozdarty pomiędzy chęcią zapomnienia o tych emocjach a dowiedzeniem się, do kogo należały. Były tak silne, jakby właściciel emocji był tuż za nim…

- Potter.

Harry obrócił się w mgnieniu oka z różdżką w dłoni, całe jego ciało napięło się. Znał ten głos. Nie było mowy, by kiedykolwiek o nim zapomniał. Należał do jedynej osoby, którą teraz chciał przekląć, gdy już nie było Voldemorta.

Snape, magicznie ukryty przed wzrokiem.

Wykorzystując zmysły, Harry próbował określić, gdzie był Snape i w mgnieniu oka zawęził jego ogólną lokalizację. Kiedy uniósł różdżkę, coś nagle zamigotało, po czym w polu widzenia pojawił się Snape, jakby ktoś zapalił światło. Snape wyglądał na bardziej obdartego, niż kiedykolwiek, a jego tradycyjne czarne szaty zostały zmienione na czarne, mugolskie ubrania.

- Odłóż to, Potter – syknął cicho Snape. – Rzucenie jednego zaklęcia zaalarmuje całe Ministerstwo…

- Co wcale nie byłoby takie złe – przerwał mu chłodno Harry. – Scrimgeour wie, że tu jestem i prawdopodobnie założył, że użyję magii tylko w razie niebezpieczeństwa.

Snape prychnął.

- Zawarliśmy umowę, Potter. Pomogłem ci pokonać Czarnego Pana.

Oczy Harry’ego zwęziły się.

- Więc teraz chcesz zapłaty jak każdy inny szczur. Wkrótce wyjeżdżam, Snape. Skończył ci się czas…

- Nie waż się próbować mnie przechytrzyć…

- Właściwie to ty nas oszukałeś – zauważył Harry, robiąc krok w jego stronę, celując różdżką w czoło Snape’a. – Nikt inny z Zakonu nie zarzucał zapłaty za swoją ciężką pracę.

Snape spojrzał gniewnie na Harry’ego.

- Nikt inny nie został oddany na służbę Czarnego Pana.

Harry musiał powstrzymać uśmiech. To niewiarygodne.

- Oddany? Dołączyłeś do Voldemorta z własnej woli, a następnie zwróciłeś się do Dumbledore’a, ponieważ „czułeś się winny z powodu przekazania przepowiedni”, która doprowadziła do śmierci moich rodziców, mężczyzny, którym gardziłeś bardziej, niż czymkolwiek innym na świecie. Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym nie wezwać moich ochroniarzy i pozwolić im cię zabrać.

Snape prawie trząsł się z furii, wyciągając własną różdżkę i wcelowując ją w Harry’ego.

- Powinienem był wiedzieć, że zrobisz coś takiego. Po raz kolejny udowadniasz, jak bardzo podobny jesteś do ojca.

Harry machnął kilka razy różdżką i Snape został związany, wisząc do góry nogami z kneblem w ustach. Harry’ego kusiło, żeby zostawić go tak i pozwolić, by znalazł go ktoś inny. Snape miał mnóstwo okazji, by się z nami skontaktować, kiedy mogliśmy coś zrobić. To jego wina, że czekał, aż będę opuszczać kraj. Jednym ruchem nadgarstka usunął knebel z ust Snape’a.

- To twoja ostatnia szansa, daj mi jeden powód – powiedział w końcu Harry.

- I co zrobisz? – odparł sarkastycznie Snape. – Zabijesz mnie?

Choć było to kuszące, Harry nie chciał mierzyć się z bałaganem, który wywołałoby zabicie Snape’a. Fakt, że Snape był bezradnym wyrzutkiem było tak naprawdę najlepszą karą, jaką można było wymyślić. Nie miał możliwości odkupienia i nie miał nikogo, kto mógłby przemówić w jego imieniu, głównie ze względu na jego własne czyny. Snape był dla wszystkich okropnym dupkiem, zwłaszcza dla dzieci, będących przyszłością czarodziejskiego świata. Ślizgoni, których faworyzował, nigdy nie zaryzykują swojego dobrego imienia dla niego.

- Nie sądzę – powiedział Harry, po czym kilka razy machnął różdżką, by Snape opadł rozwiązany na podłogę. – Ty, Snape, jesteś klasycznym przykładem „piwa, które się nawarzyło”. Spędziłeś lata na uczeniu w Hogwarcie niczym tyran, by w końcu zdać sobie sprawę, że nikt nic nie zrobi, by pomóc takiej osobie w potrzebie, kiedy usunie się czynnik strachu. Zaoferowałem zapłatę, kiedy mogłem ją przyznać. Ten czas minął. – Zamyślenie przemknęło przez twarz Harry’ego. – Jednakże jeśli jesteś tak zdesperowany, możesz skontaktować się z Syriuszem i Remusem…

- Za nic w świecie nie skontaktowałbym się z kundlem i wilkiem! – syknął Snape.

Harry bezradnie wzruszył ramionami.

- Więc nie masz szczęścia – powiedział, starając się, by jego głos był neutralny.

Rozległo się pukanie do drzwi łazienki.

- Panie Potter? – zawołał stłumiony głos. – Czas iść.

Snape wyglądał tak, jakby miał zaraz wybuchnąć z wściekłości, ale obaj wiedzieli, że Harry rzeczywiście mówił prawdę. Nie było mowy, by Harry mógł osobiście udać się do banku Gringotta, by pobrać jakąkolwiek kwotę i wrócić na swój lot. Nie mogli założyć Snape’owi żadnego konta, bo był człowiekiem poszukiwanym i nie miał żadnego mugolskiego identyfikatora. Jedyną szansą Snape’a było skontaktowanie się z Syriuszem albo Remusem, ponieważ tylko oni faktycznie słyszeli umowę.

Chowając różdżkę w kaburę, nie odrywając wzroku od Snape’a, wyszedł z łazienki. Natychmiast podszedł do czterech ochroniarzy, podążając za nimi do bramek, gdzie czekał dość duży samolot. Im bliżej byli, tym bardziej Harry nie mógł przestać się gapić. Wykorzystanie czegoś tak dużego, by przewieść jedną osobę wydawało się wielkim marnotrawstwem.

- Tędy, panie Potter.

Harry otrząsnął się z myśli i podążył za dwoma ochroniarzami, prowadzącymi go przez długie, kwadratowe wejście do samolotu, gdzie czekały na nich trzy nieumundurowane osoby. Pilotem był mężczyzna w średnim wieku, ubrany w niebieski garnitur, białą koszulę, krawat oraz dziwnie wyglądający kapelusz na siwiejących, brązowych włosach. Nieco młodszy mężczyzna stojący obok niego był ubrany podobnie, przez co można go było uznać za drugiego pilota. Kobieta stojąca obok była ubrana w te same kolory, ale w bardziej swobodny sposób.

- Panie Potter – powiedziała pogodnie kobieta. – Witamy. Proszę usiąść i się rozgościć.

Patrząc na wnętrze samolotu, Harry nagle poczuł się niezbyt komfortowo. Podobnie jak niedawno opuszczony prywatny pokój, ten samolot wydawał się mieć prawie wszystko, co potrzebne do przyjemnej podróży. Siedzenia wyściełane jak fotele ustawione były po cztery wokół stołu, w zabezpieczonej półce z tyłu samolotu były drogo wyglądające książki, w najbliższym kącie wisiał telewizor, dalej stała szafka, zawierająca coś, co wyglądało na butelki z alkoholem, a z przodu samolotu stało biurko.

Harry powoli przeniósł się na tył samolotu i usiadł na jednym z wygodnych siedzeń przy oknie. Siedzenie, jeśli to możliwe, było jeszcze wygodniejsze niż na to wyglądało, dzięki czemu Harry z łatwością się zrelaksował. Nagle wydawało się, że brak snu i stres wracają, żeby go prześladować. Jego oczy zaczęły opadać, gdy dobiegła do niego cicha rozmowa. Może na chwilę dam odpocząć oczom…

Nastąpiło subtelne drżenie, jakby ktoś jechał po bardzo gładkiej drodze. Harry poruszył się na miejscu i poczuł, że przykryto go miłym w dotyku kocem. Kiedy to się stało? Marszcząc brwi, Harry powoli otworzył oczy i jęknął na widok niewyraźnego widoku. Po raz kolejny zasnął z założonymi soczewkami. Mrugając wielokrotnie, poczekał, aż jego wzrok się rozjaśni, po czym rozejrzał się. Jedno spojrzenie za okno zaalarmowało Harry’ego, że lecieli wysoko w powietrzu, widział tylko błękitne niebo i subtelną nutę chmur. Niedobrze. Jakim cudem udało mu się przespać start samolotu?

Nerwowo odsunął koc i wstał powoli, szukając jakichkolwiek obecności zastępczej ochrony. Jego wzrok natychmiast padł na poduszkę, widoczną nad zagłówkiem siedzenia tyłem do niego. Na siedzeniu z pewnością ktoś spał, co wydawało się Harry’emu dziwne. Czego oczekujesz? To naprawdę drugi lot. Pewnie śpią na zmiany.

Wzrok Harry’ego przesunął się na przód samolotu, gdzie zobaczył, że stewardessa rozmawia z kimś ukrytym przed jego wzrokiem. Wyraz jej twarzy wskazywał, że dobrze się bawiła. Drugi ochroniarz był wyraźnie bardziej zrelaksowany niż ci z pierwszej zmiany. Harry miał przeczucie, że pierwsza ochrona nie rozpoznałaby dobrego dowcipu, nawet gdyby ugryzł ich w tyłek.

Śmiech stewardessy przeciął ciszę jak ostry nóż, powodując, że Harry skrzywił się lekko. Przypadkowo również dostrzegła, że Harry nie śpi.

- Panie Potter! – powiedziała radośnie stewardessa. – Dzień dobry! Ma pan ochotę na coś do jedzenia lub picia? Mamy dzisiaj duży wybór.

Harry szybko pokręcił głową. Jej radość i podekscytowanie były naprawdę przytłaczające.

- Eee… nie – powiedział cicho. – Nie… nie trzeba. Ja…

W tym momencie zawiodły go wszelkie słowa. Obok stewardessy, w zasięgu wzroku, pojawił się wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i niebieskimi, wypełnionymi humorem oczami. Harry zachwiał się, patrząc w te oczy i nie mogąc odwrócić wzroku. Czuł się jakby zobaczył ducha. Śnił. Tak musiało być! To jedyne wyjaśnienie! Lada chwila się obudzi i zobaczy… cóż, nie zobaczy…

- Wybacz nam, Marie – powiedział mężczyzna, robiąc krok w jego stronę. – Muszę porozmawiać z moim chrześniakiem.

Harry powoli opadł na najbliższe siedzenie, zamykając oczy. No dalej, Harry, obudź się. Twój umysł zwyczajnie płata ci figle, bo chcesz go zobaczyć. Tak naprawdę go tu nie ma. Jest w Londynie i robi to, co robił przez ostatnie kilka tygodni.

- Harry – powiedział mężczyzna, który nie był Syriuszem, siadając obok Harry’ego. – Wiem, że to szok, ale proszę, posłuchaj mnie. Naprawdę mi przykro z powodu tego, przez co musiałeś przeze mnie przejść, ale wiedziałem, że walczyłbyś ze mną na każdym kroku, gdybym ci powiedział, że lecę z tobą. Jesteś tak samo uparty jak ja, zwłaszcza gdy podejmujesz decyzję za innych ludzi.

Harry pokręcił uparcie głową, tylko po to, by poczuć, jak Syriusz kładzie mu rękę na ramieniu.

- Harry, proszę – błagał mężczyzna. – Wiem, że myślałeś o nas, gdy podejmowałeś swoją decyzję, więc ja również myślałem o tobie, gdy podejmowałem moją. Nie obchodzi mnie, ile masz lat. Zawsze będziesz moim chrześniakiem. Jeśli twoja przyszłość jest w Stanach, moja też.

Harry powoli otworzył oczy i spojrzał na Syriusza. Nie miał pojęcia, co zrobić, co powiedzieć ani nawet co myśleć. Ta teoria byłaby do zaakceptowania, gdyby Harry nie był empatą. Przez cały czas czuł złość i frustrację Syriusza. Nie było mowy, że ktoś był z czegoś zadowolony i czuł coś zupełnie odwrotnego. Chyba że te emocje nie były skierowane w ciebie.

Na twarzy Syriusza gościł półuśmiech, gdy wyciągał rękę i łapał dłoń Harry’ego.

- Wiem, że nie masz powody, żeby mi wierzyć – powiedział cicho. – I wiem, że mam wiele do nadrobienia. Remus wielokrotnie mi to wytykał. – Syriusz skinął głową w stronę siedzenia, zza którego wystawała poduszka. – Musiałem go oszukać eliksirem nasennym, żeby się zamknął. Nie był zbyt zadowolony, że przed nim też to ukrywałem, ale wiedziałem, że nie miał w sobie dość siły, żeby ukrywać to, co robiłem. Powiedziałby ci, a potem wrócilibyśmy do kłócenia się ze sobą na temat tego, że sądzisz, że robisz to, co najlepsze, zostawiając nas.

Słowa nie wyszły z ust Harry’ego, choć w jego umyśle wyraźnie pojawiło się kilka klątw, przekleństw i uroków. Nie było wątpliwości, że teraz wokół Syriusza krążyły fale niepokoju, nadziei, zmieszane z nutą strachu. Nie mógł uwierzyć, że Syriusz zrobiłby coś takiego. Czy ten człowiek nie miał pojęcia, co mu zrobiło jego „odrzucenie”? Tego było zwyczajnie zbyt wiele. Odsuwając się jak poparzony, Harry zerwał się na nogi i odsunął jak najdalej od Syriusza.

- Harry – błagał Syriusz, powoli wstając. – Proszę, wiem…

- Nie, nie wiesz! – syknął ze złością Harry. – Nie masz pojęcia, jak bardzo cierpiałem z powodu wyjazdu przez ciebie! Nie chciałem zostawiać jedynej rodziny, jaką znałem, ale wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, nigdy nie będziesz miał takiego życia, na jakie zasługiwałeś. Jesteś wspaniałym ojcem, Syriuszu. Zasługujesz na to, aby mieć własne dzieci i wychować je tak, jak ja powinienem być wychowany przez moich rodziców.

- Ale ty też jesteś moim dzieckiem, Harry! – kłócił się Syriusz, podchodząc ostrożnie. – Odkąd James włożył cię w moje ramiona, gdy się urodziłeś, byłeś częścią mojej rodziny bardziej, niż moja prawdziwa rodzina. Szkoda, że nie pamiętasz tych wszystkich chwil, gdy razem z Remusem opiekowaliśmy się tobą. Twoja twarz się rozjaśniała, gdy mnie widziałeś, bez względu na to, w jak złym byłeś nastroju. To doprowadzało twoich rodziców do szaleństwa.

Harry prychnął, krzyżując ramiona na piersi i odwrócił się. Ale nie traktowałeś mnie jak najgorszej szumowiny na świecie, gdy byłem dzieckiem. Dłoń na jego ramieniu zmusiła go do odwrócenia się i spojrzenia na swojego ojca chrzestnego. Pozostał nieruchomo, gdy Syriusz delikatnie wyciągnął spod koszuli Harry’ego naszyjniki i popatrzył na nie.

- Pamiętasz, co one oznaczają, Harry? – zapytał cicho Syriusz. Harry milczał. – Przyjmując je, zaakceptowałeś fakt, że na zawsze będziesz miał trzech ojców. Zaakceptowałeś, że rzeczywiście jesteś moim pierworodnym synem. Gdyby coś mi się stało, odziedziczyłbyś tytuł spadkobiercy rodziny Blacków bez względu na to, jakie inne dzieci bym miał. W przeszłości rodziny wykorzystywały je, by wybrać spadkobiercę, gdy ich wyborem nie było pierworodne dziecko – zwykle gdy była to córka. Czy nie rozumiesz? Nie ma znaczenia, co przyniesie przyszłość. Ważne jest, żebyśmy się trzymali rodziny.

Harry poczuł, jak pieką go oczy, gdy próbował utrzymać złość. Część niego na poważnie chciała udusić Syriusza, podczas gdy druga część chciała wrócić do tego, co było, nim zaczęło się to szaleństwo. Chciał, żeby jego ojciec chrzestny wrócił, ale po prostu nie mógł zapomnieć…

- Poza tym, jeśli naprawdę chodziło o to, żebym znalazł sobie jakąś miłą, ładną wiedźmę i zgodził się zrobić kilka dzieci, to nie powinno być problemem to, że wyleciałem z tobą – dodał Syriusz z uśmiechem. – W końcu kto mógłby mi się oprzeć?

Harry nie mógł powstrzymać prychnięcia. Niewłaściwe było słuchać, jak jego ojciec chrzestny mówi o tworzeniu rodziny w jaki zblazowany sposób.

- Jesteś taki zarozumiały – mruknął Harry, kręcąc głową.

Uśmiech Syriusza przygasł i zmienił się w wyraz zdezorientowania.

- Dopiero teraz to odkryłeś? – zapytał z niedowierzaniem. – O, Merlinie, mamy przed sobą mnóstwo pracy.

To był początek i w tym momencie, wystarczyło. Harry wiedział, że naprawienie wyrządzonych szkód zajmie nieco czasu, ale przecież był to bardzo długi lot. Coś wymyślą. Jak zawsze. Bo tak właśnie postępuje rodzina i – w głębi duszy – Harry wiedział, że wkraczając w kolejny etap swojego życia, cieszył się, że jego rodzina będzie z nim na każdym kroku. Być może nie było już tak, jak dawniej, ale zmiany były częścią życia. Lepiej było to zaakceptować, niż przed tym uciekać.

Harry zdecydował się to przyjąć z otwartymi ramionami.

^^^

Epilog

Pięć lat później

Czas potrafił być cudowną rzeczą. Potrafił leczyć rany, wprowadzać zmiany na lepsze i z pewnością zmieniać priorytety. Może zmusić pokolenia do spoglądania wstecz i dostrzegania, ile szkód wyrządziły ich decyzje, jak również zmuszać młodsze pokolenia do przysięgania, że nigdy nie popełnią błędów starszych. W Czarodziejskim Świecie dokonało się wiele zmian w nadziei, że zapobiegnie to powstaniu kolejnego terroru w postaci jednego człowieka. Był to powolny proces, ale nikt nie mógł oczekiwać, że pokolenia strachu i nienawiści znikną z dnia na dzień.

Do dziś i prawdopodobnie jeszcze przez następne lata, dzieci uczą się, że dobro zawsze zatryumfuje nad złem, wykorzystując do tego historię odważnego dziecka i jego bitew, które uwolniły ich świat od okrutnego Czarnego Pana. Historia Harry’ego Jamesa Pottera, chłopca, który przeżył, by zostać wybawicielem czarodziejskiego świata, była już legendą z tak wieloma wersjami, że niewielu tak naprawdę wiedziało, co się wydarzyło. Od dnia, w którym Harry opuścił świat czarodziejów, wielu spekulowało, co się z nim stało, ponieważ jego najbliżsi przyjaciele odmówili komentarza, a jego rodzina zniknęła. Niektórzy podejrzewali, że najbliżsi przyjaciele wciąż utrzymywali kontakt z Harrym Potterem, ale nikt nigdy nie znalazł żadnego popierającego dowodu.

Przynajmniej dopóki nie znalazł go „Prorok Codzienny”.

Był ciepły, letni poranek, błękitne niebo widać było jak okiem sięgnąć, a wielka ilość sów, jak co ranek, szybowała w powietrzu, trzymając w szponach coś, co wyglądało na gazetę. Jedyna różnica polegała na tym, że cały czarodziejski świat będzie mówił o tej sprawie przez wiele dni, tygodni miesięcy, a nawet lat. To właśnie ten nagłówek przykuł uwagę wszystkich. Znaleziono Harry’ego Pottera! Harry Potter i Syriusz Black dostrzeżeni w Nowym Yorku!

Jednak wszystkim opadły szczęki z powodu ruchomego zdjęcia pod nagłówkiem. Pośrodku czegoś, co wydawało się być dużym parkiem, siedział roześmiany Syriusz Black z całkiem ładną, ciemnowłosą kobietą w ramionach. Przed nimi stał mały, ciemnowłosy maluch, który nieustannie próbował wstać i utrzymać równowagę, ale kończyło się to niepowodzeniem i upadkiem na tyłek. Naprzeciwko pary siedział nieco starszy i bardziej zrelaksowany Harry Potter wraz z kobietą o długich włosach, nieco jaśniejszych od Harry’ego, życzliwej twarzy i intensywnych, pełnych humoru oczach.

Jakby tego było mało, wystarczyło spojrzeć na noworodka, którego Harry Potter trzymał w ramionach, jakby był najcenniejszą rzeczą na ziemi. Twarz dziecka była zasłonięta, ale społeczeństwu wystarczyła zmierzwiona czupryna podobna do włosów Harry’ego Pottera, by wyciągnąć własne wnioski.

Harry Potter był ojcem.

Wiele osób spekulowało, jakie imiona mogą mieć dzieci, a nawet czy „mały Potter” był chłopcem, czy dziewczynką, ale tylko tyle mogli robić. Jednak jedno było pewne. Niezależnie od tego, przez co przeszli Harry Potter i Syriusz Black, w końcu byli szczęśliwi.

I to już wiedzieli ci, którzy utrzymywali kontakt z rodzinami Potter i Black. Harry i Syriusz w końcu mieli wszystko, czego zawsze pragnęli.

 

Koniec

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz