Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 18 października 2025

PDJ - Rozdział 55 – W cieniu wojny

Z góry przepraszam za wszelkie literówki, nie miałam czasu dobrze sprawdzić rozdziału ;)


Przez kilka dni po drugiej sesji Severusa z uzdrowicielem Sandrilasem, wszystko zdawało się iść dobrze. Rzucił na pokój Harry’ego zaklęcie monitorujące, choć Harry nie był go świadomy, bo Severus nie chciał, żeby chłopak się dowiedział i obwinił go, że być może go szpieguje. Wiedział, jak bardzo Harry ceni sobie prywatność. Wypił również eliksir zalecony przez Sandrilasa i nie wybudzał się ze snu. Wystarczająca ilość snu wprawiła go w o wiele lepszy nastrój i trzykrotnie zmniejszył się jego niepokój.

Dał również Harry’emu kamień zmartwień, wyjaśnił, jak go używać, więc obaj rano i wieczorem siadali cicho i skupiali się na nim, co działało znakomicie. Harry stał się mniej skłonny do kłótni o drobiazgi, takie jak odrabianie lekcji, a Severus trochę bardziej wyrozumiały, gdy Harry wychodził z domu, by spotkać się z Paulem, jego nowym przyjacielem z sąsiedztwa i wracał ciut później niż zwykle.

- Może mógłbym ci zadzwonić, gdybym miał się spóźnić, albo ty mógłbyś zadzwonić do mnie, gdyby nie było mnie w domu do szesnastej trzydzieści? – zasugerował Harry pewnego wieczoru przy kolacji.

- Tak, możemy tak zrobić. Masz numer Paula?

- Uch, nie, ale mogę go zdobyć.

- Co ty z nim robisz całymi dniami, jeśli mogę spytać? – podpytał Severus. Alec powiedział mu, że musi okazać większe zainteresowanie tym, co robi Harry, żeby chłopak wiedział, że interesują go też inne rzeczy poza pracą domową, warzeniem eliksirów i jego zdrowiem.

Harry wzruszył ramionami.

- Eee… gramy w krykieta, czasem w piłkę nożną. Raz spotkaliśmy się z kilkoma jego przyjaciółmi z sąsiedztwa i bawiliśmy się w „Zdobądź Flagę”. Świetna zabawa. Czasami gramy w gry wideo, a jego mama robi nam obiad albo jakąś przekąskę. Nazywa się Trudy. Pracuje z domu jak konsultantka makijażu. Była pod wrażeniem, że mój ojciec jest dyrektorem.

Severus prychnął.

- Mam nadzieję, że powiedziałeś jej, że zostałem nominowany niedawno.

- Tak. Wciąż była pod wrażeniem. Powiedziała, że ona ledwie skończyła szkołę i od tamtej pory albo pracuje, albo zajmuje się dziećmi. Paul ma starszą siostrę na uniwersytecie i młodszego brata w szkole z internatem.

- Rozumiem. Może któregoś popołudnia mógłbyś go tu przyprowadzić, żebym mógł się ze mną spotkać i zjeść z nami obiad. Żebym nie był tak całkowicie tajemniczą osobą – zaproponował Severus.

- Nie jesteś. Widział cię, jak uprawiasz ogródek przed domem – powiedział Harry, chichocząc. – Może zaproszę go do siebie za kilka dni. Ale do mam zrobić ze swoim pokojem, tato?

- Co masz na myśli? Co z nim nie tak?

- Nic, poza tym, że nie jest jak normalny pokój mugolskiego dzieciaka. Żadnej telewizji, konsoli do gier czy komputera – wyjaśnił Harry.

Jego ojciec uniósł brew.

- Czy to subtelna sugestia, że chciałbyś mieć takie rzeczy?

Harry zawahał się. Bardzo lubił grać na konsoli Paula. A niektóre telewizyjne programy też były fajne.

- Umm… no… telewizor byłby spoko.

- Dobrze. Po obiedzie pójdziemy na zakupy. Pojedziemy pociągiem do Yorku, do jednego z tych dużych sklepów z elektroniką i zamówimy od nich z dostawą telewizor, konsolę i cokolwiek będziesz jeszcze chciał.

- Ale to strasznie drogie! Nie musisz, tato. Zawsze mogę… rzucić kilka zaklęć iluzji i potem będziemy bawić się na dworze.

Severus pokręcił głową.

- Harry, mówiłem ci już kiedyś, że martwienie się o pieniądze to moja robota, nie twoja. Mogę sobie na to pozwolić i nie widzę powodu, dlaczego nie mógłbyś mieć najlepszych rzeczy z dwóch światów, jeśli tego właśnie chcesz. Dorastając, zabiłbym za możliwość posiadania telewizora w swoim pokoju. Lily taki miała i zawsze jej tego zazdrościłem – uśmiechnął się ironicznie. – Oczywiście apodyktyczna Petunia zawsze musiała przychodzić i oglądać na nim swoje telenowele, a wtedy wykopywała nas na zewnątrz, bo dzieliła telewizor z Lily. Mimo to w porównaniu do mojego domu to był niebywały luksus. My mieliśmy stary telewizor i ojciec miał go tylko dla siebie, oglądając na nim swoje rugby i boks. Miałem zakaz dotykania go.

- Twój ojciec był prawdziwym dupkiem i skończonym draniem – powiedział Harry. Zaraz potem zakrył usta dłonią. – O cholera! To się wpakowałem. – Przepraszam. Nie chciałem. Tylko bez mydła, proszę.

Usta Severusa drgnęły na widok wielkich, zielonych oczu Harry’ego, błagających go o litość niczym oczy szczeniaka.

- Odpuszczę, ale tylko dlatego, że to, co powiedziałeś jest czystą prawdą. Taki był. Ale następnym razem nie będę tak miły. Uważaj na słowa. Nie znoszę nastolatków z niewyparzonymi gębami.

- Dzięki, tato – powiedział Harry z wdzięcznością. Jeden przypadek z mydłem wystarczył, by Harry nie miał ochoty powtarzać tego doświadczenia.

- Dokończ herbatę. Potem idź się przebrać i idziemy.

Harry pochłonął herbatę i wbiegł na górę.

Czuł się tak, jakby znów miał jedenaście lat i szedł do zoo z Dursleyami. Ostatni raz był na zakupach w mieście, gdy kupował ciuchy i buty, a ta wycieczka na pewno będzie o wiele lepsza.

Trzy i pół godziny później wrócili na Spinner’s End. Nazajutrz miał zostać dostarczony duży telewizor Sony, SuperNintendo z sześcioma grami, poradniki do gier i kilka kontrolerów, jak również stolik pod telewizor i dwie duże pufy. Harry był tak podekscytowany, że miał problem z zaśnięciem, pomimo wypicia ciepłego mleka z miodem. Przez godzinę przewracał się z boku na bok, nim w końcu zasnął.

Następnego ranka wstał o świcie i był tak niespokojny, że co dwie minuty wyglądał przez okno, czekając na przyjazd samochodu dostawczego, co skłoniło Severusa do stwierdzenia, że był jak pięciolatek z mrówkami w gaciach, który czeka na przyjazd furgonetki z lodami. Harry natychmiast zmusił się do zasiednięcia nieruchomo na kanapie, bo jego nastoletnia godność została urażona.

Gdy dwadzieścia minut później przyjechał samochód dostawczy i zaparkował obok domu, a Harry poderwał się na równe nogi i wybiegł na zewnątrz, krzycząc „Tato, już jest!”, jego godność zniknęła w oka mgnieniu.

Zaprowadził dostawcę do środka i pokazał mu, gdzie położyć telewizor i konsolę w jego pokoju.

- Czekałeś na to cały dzień, ha? – powiedział wszystkowiedząco i wyszczerzył się do Harry’ego.

- Tak, proszę pana – odparł Harry i uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Myślałem, że wyskoczy przez okno, gdy pan podjechał – zauważył Severus. – Był jak dzikie zwierzę. Ale chyba nie mogę go winić. – Dał dostawcy napiwek.

- Tak, mój syn też by biegał jak szalony. – Podziękował Severusowi, a jego oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczył, ile dostał pieniędzy. – Proszę pana, to za du…

- Zatrzymaj je. – Severus machnął ręką.

- Czy potrzebujecie pomocy w ustawieniu tego wszystkiego? – zaproponował mężczyzna.

- Byłoby świetnie – stwierdził Harry.

- Jeśli to nie duży kłopot.

- Nie. To nie zajmie więcej niż kilka minut.

Gdy wszystko zostało zainstalowane i poprawnie działało, dostawca wyszedł, wołając przez ramię:

- Baw się dobrze, dzieciaku! I nie zapomnij podziękować tacie.

Harry tak zrobił, mimo że dziękował już wczoraj. Severus na to zasługiwał, skoro tak się wysilił i dał mu coś, czego tak naprawdę nie potrzebował.

- Czy mogę iść zadzwonić po Paula? – zapytał, niemal podskakując na piętach.

- Idź. Najlepiej zanim przebijesz się przez podłogę i zrobisz dziurę w suficie kuchni – powiedział Severus, przyglądając się nowemu telewizorowi i konsoli, które stały na nowiutkiej dębowej szafce pod telewizor obok komody Harry’ego. Szafka była skonstruowana tak, by pomieścić telewizor i magnetowid, który był do niego wbudowany, a dodatkowo konsolę do gier, same gry i kasety. Harry dostał również kasety z filami z serii Monty Python i Gwiezdnych Wojen. Przed telewizorem stały dwie duże pufy wypełnione kulkami, jedna niebieska, druga biała.

Mimo że Severus mógł się z niego naśmiewać, że zachowywał się jak kot na kocimiętce, tak naprawdę cieszył się, widząc, że Harry zachowuje się jak normalny nastolatek, podekscytowany zwykłymi rzeczami jak telewizja i gry wideo.

Jakieś pięć minut później zadzwonił dzwonek do drzwi.

Severus zszedł szybko na dół, akurat by powitać Paula, który uścisnął mu dłoń i powiedział uprzejmie:

- Jak się pan ma, panie Snape? Jestem Paul Mosier, miło pana poznać.

- Ciebie też miło poznać, Paul. Wejdź. Wybacz za bałagan. Harry właśnie otrzymał ode mnie wcześniejszy prezent urodzinowy – nowy telewizor i konsolę do gier – improwizował Severus, bo po całym pomieszczeniu walały się pudełka i zawartość opakowań.

Paul gwizdnął.

- Super! Ale szczęściarz!

- Chodź, chcesz to wszystko wypróbować? – zapytał Harry.

- No jasne. Do zobaczenia później, panie Snape.

Pięć sekund później rozległ się odgłos stóp biegnących po schodach w stronę pokoju Harry’ego. Sekretne przejście zostało otwarte, żeby Paul pomyślał, że to tylko kolejny korytarz prowadzący do biblioteki.

Severus skrzywił się z powodu hałasu i pogodził się z tym, że cisza jego domu zostanie zakłócona na to popołudnie. Potem poszedł do kuchni, by zaparzyć herbatę i przygotować mała kanapki dla dwóch chłopców, myśląc o tym, jakie to dziwne, że pełnił rolę gosposi domowej dla dwójki nastolatków zamiast być surowym nauczycielem. Nie do końca podobał mu się ten pomysł, ale potem przypomniał sobie, jak pani Evans zawsze sprawiała, że czuł się tam mile widziany, ilekroć przychodził i postanowił zrobić to samo dla Harry’ego i jego przyjaciela. Nie żeby zamierzał zostać Betty Crocker albo, Merlinie broń, Molly Weasley, ale mógł wychylić się ze swojej skorupy, przygotowując małe kanapeczki z szynką, serem, ogórkiem i szczypiorkiem oraz chipsy.

Pamiętaj, Severusie, tego dla niego chciałeś, przypomniał sobie. Chciałeś, żeby miał normalne życie, jakiego ty nigdy nie miałeś, a to jest jego część. Poza tym, chłopak wydaje się miły i uprzejmy.

Postawił miseczkę z kostkami cukru na tacy z herbatą.

Głos Paula poniósł się piskliwie w dół schodów.

- Ale super! Masz udomowioną sowę! Jest wytrenowana? Mogę ją pogłaskać? To totalnie zajebiste!

Severus westchnął. Tak, totalnie zajebiste.

Harry i Paul spędzili resztę popołudnia na graniu na SuperNintendo, przechodząc poziom za poziomem w Super Mario Brothers i Donkey Kong Country III. Zrobili sobie przerwę, by zjeść przekąskę, którą przygotował Severus, a Paul był bardzo uprzejmy i kulturalny, czym zdobył u Severusa dodatkowe punkty, pomimo jego wcześniejszej wpadki.

Potem Harry zabrał Hedwigę na zewnątrz i po szybkim przetransmutowaniu skarpetki w rękawicę sokolnika, gdy Paul nie patrzył, pokazał chłopakowi, jak układać i „latać” sowę śnieżną. Zawczasu przeprosił Hedwigę, ale wydawała się bardziej rozbawiona niż zirytowana tym, że ma udawać zwykłego ptaka, lądując na rękawicach Harry’ego lub Paula na gwizd Harry’ego.

- To chyba najfajniejszy ptak na świecie! – wykrzyknął Paul.

Hedwiga nastroszyła piórka.

- Lubię tego chłopaka, Harry. Zatrzymaj go sobie.

Harry przygryzł wargę, by powstrzymać się od śmiechu na komentarz sowy.

- Tak, jest jakby moim najlepszym przyjacielem, rozumiesz?

- Skąd ją wziąłeś?

- Ze szkoły. Potrzebujesz ptaka do zajęć z sokolnictwa, a sowy śnieżne potrafią polować zarówno w dzień, jak i w nocy – powiedział mu Harry. Resztę popołudnia spędził na rozmowie z podekscytowanym Paulem o sowach i jastrzębiach, zamiast oglądać Monty Pythona.

Ale Paul twierdził, że „latanie” prawdziwą sową śnieżną jest lepsze niż oglądanie jakiegokolwiek starego filmu i zapytał, czy może też wpaść jutro.

- Jutro nie. Mam korepetycje z zaawansowanej chemii – zaimprowizował Harry, ponieważ nazajutrz miał mieć sesję z Syriuszem i Remusem.

- Masz korepetycje przez lato? Twój tata oszalał?

- Nie, on po prostu chce, żebym… uch… był dobrze przygotowany na przyszłoroczne zajęcia dla zaawansowanych – powiedział szybko Harry. – Mamy takie testy kwalifikacyjne i jeśli dobrze na nich wypadnę, mam większe szanse dostać się na uniwersytet.

- Och. No tak. Ale to okropne, że musisz mieć zajęcia przez lato – powiedział Paul ze współczuciem.

- Tak to jest, kiedy twój ojciec jest dyrektorem.

- Chyba tak, ale poza tym twój tata jest naprawdę fajny. Znaczy, nie wiem, czy kogokolwiek tata kupiłby mu całą konsolę na prezent urodzinowy, nie mówiąc już o trzymaniu sowy jako zwierzaka domowego.

- Sowa jest obowiązkowa, a telewizor i cała reszta… cóż, on czasem tak ma. Z powodu moich rodziców i tak dalej.

- Och, prawda. Trochę… zapomniałem, że on nie jest… no wiesz… twoim prawdziwym tatą – powiedział z niezręcznością Paul. – Jesteście bardzo do siebie podobni.

- Wiem. A Sev to najbliższy odpowiednik ojca, jaki kiedykolwiek miałem. Moi rodzice umarli, jak byłem mały i tak naprawdę ich nie pamiętam. Kiedyś mieszkałem z moimi innymi krewnymi, póki Sev nie zaoferował, że mnie adoptuje i o wiele lepiej mi z nim niż z nimi. I to nie tylko dlatego, że kupuje mi różne rzeczy.

Paul pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Bo chce, żebyś tu był.

- Ta. No to widzimy się kiedyś.

Paul pomachał mu, idąc ulicą.

Harry wrócił do środka, czując ulgę, że tak dobrze przeprowadził tę rozmowę, nie zdradzając nic ze swojego drugiego życia. Czasami się zastanawiał, co Paul by o nim pomyślał, gdyby powiedział mu prawdę. Ha! Pomyślałby, że zwariowałeś, ot co.

Zaczął nakrywać do stołu, podczas gdy Severus przygotowywał kolację, nieproszony przez nikogo. Wiedział, że Severus lubił, gdy wykonywał drobne prace domowe z własnej inicjatywy, udowadniając, że potrafi być odpowiedzialny. Harry nie mógł się doczekać jutrzejszej wizyty Syriusza, kiedy będzie mógł pokazać ojcu chrzestnemu i Remusowi swój nowy telewizor – byli zafascynowani mugolskimi urządzeniami.

Może z powodu całego podekscytowania tym dniem albo zakłóceniem dziennej rutyny przez pojawienie się nowej konsoli do gier, Harry znów miał problem z zaśnięciem. Leżał obudzony przez kilka godzin, a kiedy w końcu zasnął, przyśnił u się koszmar.

Śniło mu się, że biegł z Paulem przez jakąś wysoką trawę, a za nimi majaczyły groźnie ciemne góry obok Mrocznego Lasu. Ścigała ich cała horda maldevorvae, a także kilka wampirów Drakuli. We śnie ciągnął Paula za ramię i krzyczał, by ten biegł szybciej.

Zaczął jęczeć i miotać się, zrzucając z siebie przykrycie.

- Szybko… musimy biec… szybciej… cholera… biegnij! Nie patrz…! Złaźcie z niego, dranie! Nie oczy… nie… o, boże… NIE!

Jego ostatni krzyk sprawił, ze głos mu się złamał z żalu i obudził go, drżącego, trzęsącego się i łapiącego gwałtownie powietrze, gdy rozglądał się dookoła.

Hedwiga zeskoczyła ze swojej żerdzi, by się ułożyć koło niego.

- Oddychaj, pisklaku. Oddychaj – zahukała, trącając go dziobem. – Myślę, że potrzebujesz Warriora.

- Nie, nie wołaj go… - jęknął Harry, wciąż drżąc. Zimny pot spływał mu po karku.

- Harry, co się stało?

Za późno. Severus stał w drzwiach, w szlafroku i kapciach, z zaniepokojoną miną. Szybko szedł do pokoju i zerknął na syna, zapalając światło krótkim ruchem palców.

- To nic. Tylko sen.

- Kolejny koszmar? – zapytał ze zrozumieniem, zauważając, jak bardzo wstrząśnięty jest chłopak i jak przytula swoją sowę.

- Nic mi nie jest – mruknął Harry, zawstydzony odwracając wzrok. Miał piętnaście lat, a wciąż miewał koszmary jak jakieś małe dziecko!

- Harry – ton Severusa stał się bardziej surowy. – To nie prawda.

- Nic mi nie będzie, tato. Możesz wrócić do spania – nalegał jego uparty syn.

Ale Severus się nie poruszył. Zamiast tego dotknął grzbietem dłoni czoła Harry’ego, które lśniło od potu.

- Twoje włosy i twarz są całe spocone. To nie był zwykły sen, miałeś koszmar o wojnie. Wstawaj, musisz się przebrać w suchą piżamę, a ja zmienię ci pościel. Możesz się przeziębić, w tym domu w nocy są przeciągi.

- Co? Tato, powiedziałem ci, że nic mi nie jest!

Nie mając ochoty kłócić się całą noc, Severus wycelował różdżką.

Harry krzyknął, gdy jego obecna piżama zniknęła, łącznie z bielizną. Przytulił Hedwigę, żeby się zakryć.

- Tato! Przestań!

Pojawił się ręcznik i opadł mu na głowę, tłumiąc protesty. Snape pochylił się i wyszorował mu włosy, aż wyschły.

Potem wyczarował nową piżamę i bieliznę na chłopaku, po czym podniósł go i posadził na pufie.

Podczas gdy Harry mamrotał coś i ściągał z siebie ręcznik, Severus użył magii, by zmienić przepoconą pościel na nową, po czym odwrócił się do syna, który z oburzeniem piorunował go wzrokiem z pufy, jego włosy sterczały we wszystkie strony jak siano, ręcznik opadł mu na szyję.

- Do diabła, tato, nie mam pięciu lat!

- Więc przestań się tak zachowywać. Wracaj do łóżka.

Tym razem Harry posłuchał, obawiając się, że jeśli tego nie zrobi, Severus samodzielnie ułoży go do snu. Puścił Hedwigę, a sowa śnieżna wróciła na żerdź, upominając go, by słuchał Warriora. Miał ochotę pokazać jej język.

Severus przyzwał herbatę z miodem i lawendą, postawił ją na stoliku nocnym i usiadł na brzegu łóżka. Harry siedział na skraju łóżka obok poduszki, wyglądając na niezadowolonego i sennego.

- Porozmawiaj ze mną, Harry. Powiedz mi, o czym śniłeś. Słyszałem, jak krzyczysz „Nie” i „Złaźcie”. Czy śniłeś o wilkołakach? – Harry potrząsnął głową. – Maldecorvae? Wampirach? Voldemorcie?

- To był tylko głupi sen. Czy muszę ci mówić?

- Harry, jaka jest pierwsza zasada terapii?

- Że rozmowa pomaga uwolnić się od niezdrowych emocji.

- Tak. Chcę ci pomóc. O czymkolwiek śniłeś, byłem tam. Wiem, jak to jest.

Harry wiedział, że mężczyzna będzie tu siedział całą noc, póki nie porozmawiają. Niechętnie zaczął mu opowiadać o koszmarze.

- Był w nim Paul… biegliśmy przez pole trawy, goniły nas maldevorvae i wampir… gdzieś w Transylwanii – Przygryzł wargę, opowiadając, co się następnie stało. – Potem maldedorvae rzuciły się na nas… były wszędzie… nie mogłem ich powstrzymać…próbowałem, ale moja magia nie dawała sobie z nimi rady… one… rozerwały go na strzępy… nie mogłem mu pomóc…! – jego głos stał się szorstki, potem złamał się, gdy zaczął cicho płakać.

Severus nie wykonał żadnego ruchu, by go pocieszyć, jeszcze nie, pozwalając Harry’emu uwolnić stłumione emocje. Ból syna ściskał go za gardło, ale zmusił się do zachowania spokoju. Harry potrzebował jego współczującego wsparcia. Chłopak płakał w upiornej ciszy, a jego ramiona drżały. W końcu, Severus przemówił:

- Nie hamuj tego. Płacz, pisklaku.

Harry usłyszał te słowa jakby z daleka, przebijające się przez barierę ciszy i zalewające go niczym wielka fala. Płacz. Płacz. Słowa uderzały w niego nieprzerwanie, póki tama nie puściła. Nagle przełknął ślinę i pozwolił, by szloch wyrwał się z jego piersi. Potem kolejny. Dłoń lekko dotknęła jego ręki. Wzdrygnął się, a potem wstrząsnął nim kolejny szloch. Dłoń poklepała go po plecach.

Oślepiony łzami, popatrzył w ciemne oczy ojca, błyszczące zrozumieniem.

- N-Nie mogę… - wyjąkał, próbując wydostać się z ciemnej otchłani, w którą został wrzucony.

- Jestem tutaj. Jestem.

- Nie byłeś… wcześniej… - niemal zawodził.

- Ale już jestem. Spokojnie. Płacz.

Harry odwrócił się i skulił, a szlochy nasiliły się. Severus masował i klepał go po plecach, aż chłopak ukrył twarz w jego ramieniu. Wtedy objął syna i przytulił go mocno, szepcząc słowa otuchy, które przebijały się przez mroczną ścianę strachu i bólu.

- Jestem tu. Zawsze. Nigdy cię nie opuszczę.

Harry słyszał to. Ale nie mógł powstrzymać szlochu, więc w końcu się poddał.

Severus po prostu trzymał go, póki nie przestał płakać.

- Już dobrze? – Skinienie głową. – Może usiądziesz i napijesz się herbaty?

Harry nie odezwał się, po prostu posłuchał, wypijając już zimną herbatę w kilku łykach. Czuł się wyczerpany, ale to głębokie przerażenie ustąpiło, więc odsunął się od Severusa i zwinął na boku. Poczuł, jak wilgotna szmatka przeciera mu twarz nim zasnął.

Severus pozostał przy nim jeszcze przez chwilę, myśląc o tym, że Syriusz będzie miał jutro mnóstwo do omówienia z Harrym.

Następnego ranka Harry był nieco zrzędliwy z powodu niewyspania, jak również zawstydzony swoim koszmarem i reakcją na niego. W ogóle nie czuł się w nastroju do rozmów, więc milczał podczas śniadania, a potem wrócił do pokoju, żeby pograć w gry i obejrzeć Monty Pythona. Wiedział, że będzie omawiał wczorajszy epizod z Syriuszem i to go frustrowało. Właśnie kiedy wszystko szło ku dobremu, wróciły te cholerne koszmary i znów zrobiły z niego wrak.

Leżał na brzuchu na pufie, a Mario deptał po strzelającej kulami ognia muchołówce, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Hej, kolego. To ja, Syriusz. Mogę wejść?

- Tak. – Okręcił się i usiadł.

Jego ojciec chrzestny ubrany był w luźne dżinsy i lekki sweter, w końcu zgolił wąsa i przyciął włosy, dzięki czemu wyglądał o wiele lat młodziej i złagodziło to niektóre zmarszczki na jego twarzy, pozostawione przez Azkaban.

- No to co nowego, dzieciaku?

- To. – Harry machnął w kierunku nowego telewizora i konsoli. – Całkiem spoko, co?

Syriusz ukląkł i spojrzał na telewizor.

- Uch, Harry? Co to jest?

Harry spędził następne piętnaście minut na wyjaśnianiu i pozwolił Syriuszowi pograć z nim w gry. Starszy czarodziej był zafascynowany i prawdopodobnie spędziłby całe popołudnie na graniu w Donkey Konga z Harrym, gdyby nie cichy kaszel Remusa.

- Łapo? Nie przyszedłeś tu grać w cokolwiek to jest z Harrym, pamiętasz?

- Huh? – Syriusz powrócił ze świata Nintendo z drgnięciem. – Och, prawda. – Posłał przyjacielowi zakłopotane spojrzenie i odłożył kontroler. – Prawie ukończyłem ten poziom, Lunatyku.

Harry zapauzował grę.

- Wszystko dobrze, Syriuszu. Grę można zatrzymać.

Syriusz wstał i usiadł na krześle, a Harry na łóżku.

- Dobrze, czy zdarzyło się coś od naszej ostatniej rozmowy o czym chcesz porozmawiać?

Harry westchnął, doskonale wiedząc, że jego ojciec chrzestny prawdopodobnie wie o koszmarze.

- Wczoraj w nocy miałem koszmar.

- Ach. Zły?

- Tak. Byłem… z powrotem w Transylwanii, podczas wojny i tym razem był w nim Paul, mój nowy mugolski kolega, którego poznałem kilka tygodni temu…

Ponownie opowiedział sen, tym razem udało mu się to przetrwać bez załamania i płaczu. Za drugim razem, w świetle dnia, koszmar stracił nieco na sile. Emocje, które wywołał, nie były już tak ostre i szarpiące.

Syriusz słuchał w milczeniu, po czym powiedział:

- Jak myślisz, dlaczego miałeś ten sen, Harry?

- Nie wiem. Nie byłem zły ani zdenerwowany, kiedy szedłem spać. Tylko zmęczony.

-Hymm. Chyba też bardzo podekscytowany. I dostałeś od Severusa za darmo coś, czego zawsze chciałeś.

- No i? Dlaczego miałoby to robić różnicę?

- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że sposób, w jaki cię wychowano sprawia, że czasem myślisz, że nie jesteś godzien, by ludzie okazywali ci dobroć?

- Tak. Mówiłeś, że tata też taki był. I co?

- Cóż, z tego, co rozumiem, w jakiś sposób twój umysł stwierdził, że nie zasługujesz na miły gest Severusa i koszmar był sposobem na podświadomy protest. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale nauczono cię, że nie zasługujesz na nic dobrego od twoich podłych krewnych. Twój kuzyn zawsze dostawał dobre rzeczy, a ty resztki. Więc kiedy coś dostałeś, część ciebie natychmiast to odpycha, żebyś nie miał kłopotów.

- Mówisz, że koszmar był jakby… karaniem siebie za to, że dostałem telewizor i całą resztę?

- W pewnym sensie. Nie zdawałeś sobie sprawy, że to robisz. Umysł to dziwna rzecz, Harry. I przez lata wpajano ci, że jesteś bezwartościowy, więc kiedy przybyłeś do Hogwartu, uważałeś, że to wspaniałe, że nauczyciele mówili ci coś dobrego i nie pozwoliłeś, by sława uderzyła ci do głowy, jak by się stało z większością dzieci, bo tak naprawdę nie uważałeś, że na nią zasługujesz. Czy to ma sens? Jest na to jakaś nazwa, ale nie jestem uzdrowicielem i nie znam się na wyszukanej terminologii.

- W porządku. Rozumiem, co masz na myśli, Syriuszu. Co mam z tym zrobić?

- Cóż, minie dużo czasu nim pokonasz problem z pewnością siebie. Miesiące. Może lata. Ale musisz sobie przypominać, że my wierzymy, że jesteś wart wszystkiego, co możemy ci dać i że Dursleyowie byli bestiami, które powinny być żywcem obdarte ze skóry. Wszystko, czego cię nauczyli było kłamstwem. Zaufaj nam, Harry. Co do koszmarów, są dość powszechne u osób z PTSD. Wszyscy je mamy, Harry. Ja, Remus, nawet pan Kamienna Twarz – Syriusz mrugnął i uśmiechnął się szeroko. – To normalne, bo walczyłeś na wojnie i widziałeś okropne rzeczy, których żadne dziecko, absolutnie żadne, nie powinno widzieć. Potwory. Mordowanych ludzi, nawet dzieci. I sam musiałeś też odbierać życia. To wszystko boli. Nie byłeś wytrenowany na żołnierza ani nawet na aurora, jak ja i Remus. Nie byłeś nauczony „zabij albo zgiń”, jak Severus jako szpieg.

- Ale zabijałem. Zabiłem tego wilkołaka, zabiłem maldecorvae i zabiłem Voldemorta. Nie żałuję tego. Zrobiłem to, ponieważ gdybym nie zabił, umarłby ktoś, na kim mi zależy.

- Tak. Ale pewna część ciebie wciąż czuje się źle z tego powodu, prawda?

Harry skinął głową.

- Tata mówi, że to normalne.

- Bo tak jest. Ale kiedy już to się stało, ciężko przejść z tym do porządku dziennego. Teraz możesz sobie tylko powiedzieć, że to już koniec. Dokonałeś wtedy wyborów, które uważałeś za konieczne i obroniłeś swojego mentora i przyjaciół. Zrobiłeś to, co musiałeś, co było dobre.

- Zrobiłem też inne rzeczy, Syriuszu. Rzeczy, których… się wstydzę. Rzeczy, które nie wiem, czy kiedykolwiek sobie wybaczę.

- Tak jak my wszyscy, Harry. Wojna wyciąga z nas wszystkich drapieżnika, ciemność, która żyje w najgłębszych częściach naszych dusz. Wtedy tego potrzebowaliśmy, żeby przetrwać ten horror, ale kiedy następuje koniec, naszemu sumieniu ciężko jest się z tym pogodzić.

- Syriusz ma rację, Harry – wtrącił Remus. – Jako wilkołak zabiłem Greybacka podstępem, ale to nie zmienia faktu, że umarł przeze mnie. Walczyłem z innymi członkami jego watahy i rozszarpałem ich na strzępy, uwolniłem moją wilczą naturę. Było to coś, co musiałem zrobić, ale też mnie przeraziło. Wiesz czemu?

- Bo… podobało ci się. Tak właśnie… czułem się, gdy opętał mnie Sztylet. Niemal zabiłem Severusa, Lunatyku. Dźgnąłem go i czułem się z tym… dobrze. – Oczy Harry’ego były szkliste. Nagle znów tam był, trzymając w dłoniach ozdobny, złoty sztylet i ponownie słuchając jego uwodzicielskiego głosu. Podnieć mnie. Użyj mnie. Użyj mnie. Ponownie opuścił sztylet, wbijając go przez szaty Severusa w jego serce. Ponownie widział zszokowaną, bladą twarz Severusa. „Harry… dlaczego?”

- Harry, wróć do nas – usłyszał wołanie Syriusza. – Harry, to koniec, wracaj.

Harry zadrżał i otrząsnął się ze wspomnienia.

- Myślałem… byłem…

- Spokojnie. To tylko wspomnienie.

- Chyba zwymiotuję… - Harry wybiegł z pokoju. Ledwie dotarł do łazienki.

Wrócił kilka minut później, czerwony na twarzy.

- Przepraszam.

- Za co? Wszystkim nam się przydarzyło – powiedział rzeczowo Remus. – Potrzebujesz eliksiru na żołądek?

- Nie. Nic mi nie jest – westchnął. – Myślałem, że po Rytuale Odnowy przestałem czuć się winny z powodu sztyletu. Znaczy, byłem oczyszczony, a Severus mi wybaczył.

- A czy ty wybaczyłeś sobie? – zapytał Syriusz.

- Tak… myślałem.

- Może warto nad tym popracować. Może poćwiczymy medytację?

Podał Harry’emu kamień zmartwień i razem zaczęli ćwiczenie.

Po piętnastu minutach Harry poczuł się znacznie lepiej.

- Dobra robota. Chcę, żebyś zaczął prowadzić coś w rodzaju dziennika snów. Powinieneś go używać, żeby spisywać swoje sny, kiedy jeszcze je pamiętasz. Włącznie z koszmarami, jeśli nie możesz porozmawiać o nich ze swoim ojcem. To pomaga spojrzeć na sprawy z szerszej perspektywy i uporządkować myśli. Mam taki i piszę w nim czasem każdej nocy. Naprawdę mi pomaga.

Remus podał mu cienki, czarny notes.

- Możesz podzielić się z nami jego zawartością, ale nie musisz. Chociaż wolelibyśmy, żebyś rozmawiał o swoich koszmarach, ponieważ dzielenie się nimi pomaga je pokonać.

Harry wziął mały notes i podziękował im. Potem zapytał:

- Dlaczego wszyscy ciągle mi powtarzają, że ważne jest, żebym rozmawiał o koszmarach?

Syriusz założył nogę na nogę.

- Zapytałem Aleca o to samo. Powiedział mi, że mówienie o koszmarach czyni je mniej ważnymi, osłabia ich wpływ na podświadomość. Nazwij swój strach i staw mu czoła, a wtedy przestanie istnieć. Będzie tylko cieniem, a cień nie może cię skrzywdzić. Nie mówiąc o nich, dajesz snom moc, karmisz go swoim strachem i przez to staje się silniejszy. Mówienie o nim redukuje go do czegoś, z czym można sobie poradzić.

- To jak zdjęcie maski z twarzy przyjaciela – dołożył Remus. – Kiedy początkowo go widzisz, boisz się, bo go nie poznajesz, jest obcym, potworem. Ale kiedy zdejmujesz maskę, widzisz przyjaciela i strach znika. To właśnie robisz, gdy mówisz o swoich koszmarach. Zdejmujesz maskę.

- Och. Teraz rozumiem – powiedział Harry w końcu to pojmując.

- Dobrze. Spróbuj to zapamiętać – powiedział Syriusz. Sprawdził zegarek. – Na dziś to chyba wszystko. Może teraz zagramy znowu w tę grę… jak ją nazwałeś? Donkey’s Crown?

- Donkey Kong – poprawił go Harry.

Remus tylko jęknął i mruknął pod nosem:

- Merlinie, Łapo, a już myślałem, że dorosłeś!

Harry pokazał Severusowi swój nowy „dziennik snów”, a Mistrz Eliksirów zgodził się, że to dobry pomysł. Stwierdził, że to pomoże Harry’emu uporządkować myśli.

- Czy… ty też taki masz?

- Już nie. Przestałem w nim pisać, gdy zacząłem wracać do Voldemorta jako szpieg. Ktoś mógł się zbyt łatwo o tym dowiedzieć i wykorzystać to przeciwko mnie, więc przestałem pisać i ukryłem oryginalne dzienniki. Może powinienem znowu zacząć pisać – zamyślił się.

Harry odkrył, że korzystanie z dziennika jest łatwiejsze niż myślał. Czasami nie pamiętał niczego konkretnego ze swoich snów, tylko uczucia. Syriusz powiedział, że to też można zapisać. Innym razem miewał wyraziste sny o różnych rzeczach – takich jak quidditch, pocałunek Meadowsweet, walkę z drzewami w Mrocznym Lesie. Tydzień po tym, jak zaczął pisać dziennik, miał kolejny koszmar i znów Severus do niego przyszedł.

Tym razem posłuchał rady starszych i powiedział Severusowi, że śnił o tym, że został Czarnym Panem, że sztylet go opanował i stał się tym, czego najbardziej się obawiał – potworem. Mówił, pił kojącą herbatę i pozwolił Severusowi trzymać go, gdy drżał i go mdliło.

Tej nocy zasnął, trzymając Severusa za rękę.

Syriusz powiedział, że to poprawa.

Następnej nocy Harry budził się, słysząc przenikliwy krzyk rozpaczy. Usiadł na łóżku, czując, jak ogarnia go zimny dreszcz. Czy mi się to śniło? Nie pamiętam, ale musiałem mieć kolejny koszmar, ponieważ obudziłem się z krzykiem. Rozpaczliwie próbował sobie przypomnieć, o czym śnił i czekał, aż jak zwykle Severus przybiegnie do niego.

Zamiast tego usłyszał kolejny jęk. Ale nie pochodził od niego.

Tym razem to Severus śnił.

Harry zamarł na dwie sekundy, po czym zrzucił kołdrę i poczłapał korytarzem do sypialni Severusa. Nigdy nie wchodził do niej bez pozwolenia Severusa, szanując prywatność mężczyzny. Naprawdę nie wierzył, by Severus trzymał tam ciała byłych, nieokiełznanych praktykantów przykutych do ściany. Mimo to, gdy bardzo cicho otworzył drzwi i wszedł na palcach do pokoju, jego różdżka rozświetliła się do maksimum, rozejrzał się dookoła, nim podszedł do łóżka.

Pokój był zupełnie zwyczajnym pokojem z dużym łóżkiem w emeraldowej zieleni i ścianami pomalowanymi na delikatny beż z nadrukowanymi drobnymi liśćmi. Dywan był grubo tkany, berberyjski, wełniany z geometrycznymi wzorami. Harry nie wydał żadnego dźwięku, stąpając po nim. Zobaczył z boku dużą garderobę i łazienkę. Ale wtedy Severus ponownie jęknął, a Harry przestał rozglądać się po sypialni i skupił się na ojcu.

Przypomniał sobie, że Severus miał koszmary kilka razy, gdy był Freedomem i chowańcem Seva, i podczas rekonwalescencji po ataku sztyletem, ale ani razu od czasu powrotu do domu, na Spinner’s End. Wyglądało na to, że był to wyjątkowo zły sen.

Jego ojciec kręcił się pod kołdrą, drgając i jęcząc jak człowiek torturowany na kole. Ostrożnie podszedł do łóżka, wiedząc, że dotykanie czarodzieja we śnie jest niebezpieczne. Severus powiedział mu dawno temu, że był tak uwarunkowany, by obudzić się w ułamku sekundy, gotowy do walki z tym, co zakłóciło jego sen i że potrafił rzucić zaklęcie bojowe nawet w półśnie. Albo wymierzyć cios.

Mimo to Harry nie mógł znieść tych okropnych jęków. Wziął głęboki oddech i wymamrotał zaklęcie przywołujące. Pojawiło się gęsie pióro, więc pomachał nim w stronę miotającego się Mistrza Eliksirów i zaczął łaskotać mężczyznę w brodę. Gdy to nie pomogło, zaczął drażnić gołą stopę mężczyzny, która wystawała spod koca.

To wywołało reakcję.

Stopa Severusa drgnęła odruchowo i mężczyzna się zakrztusił.

- Tato, obudź się. No dalej, masz koszmar – zawołał Harry, sprawiając, że pióro ponownie połaskotało Severusa. Potem pomodlił się, żeby nie dostał szlabanu albo czegoś gorszego, gdy mężczyzna się obudzi i zda sobie sprawę, co Harry robił. – Tato!

- Nie, nie dzieci! One płoną… płoną…!

Harry zbladł, bo wiedział, jaki Severus miał sen. Ten, w którym Voldemort spalił na oczach Severusa mugolską rodzinę, łącznie z małymi dziećmi. Severus był zmuszony patrzeć i nie mógł nic zrobić, bo udawał śmierciożercę.

- Tato! Proszę! Obudź się!

Severus obudził się nagle, chwytając różdżkę, która była obok niego i wycelował nią w Harry’ego. W jego oczach pojawił się maniakalny błysk.

Harry upuścił różdżkę i uniósł ręce.

- Tato, przepraszam! Nigdy więcej cię nie obiecuję, obiecuję!

Severus zamrugał.

- Harry? Co…? – spojrzał na syna, a potem na swoją dłoń. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że trzyma różdżkę. Szybko ją odłożył, marszcząc brwi. Dolna część jego ciała była owinięta w prześcieradło, jak niedokończona mumia.

- Krzyczałeś przez sen, tato. Miałeś koszmar. Usłyszałem cię i… przyszedłem zobaczyć, co się dzieje. Tak jak robiłeś to, gdy ja miałem koszmar – powiedział Harry, rzucając rodzicowi niepewne, zaniepokojone spojrzenie.

Severus zmarszczył brwi, ale nie na syna. Ze swojego powodu, za to, że obudził syna swoim absurdalnym snem.

- Już dobrze, Harry. Ja tylko…

- Pomogę ci z tym – powiedział Harry, podniósł różdżkę i machnął nią na koc i prześcieradło.

W mgnieniu oka się wyprostowały.

- Lepiej? – zapytał chłopak.

- Tak, dziękuję, Harry – powiedział sztywno Severus. – Możesz już wracać do łóżka.

Jego syn pokręcił głową.

- Nie-e, tato – wskoczył na łóżko i powiedział spokojnie. – O czym śniłeś? Porozmawiaj ze mną.

Severus otworzył usta, żeby powiedzieć swojemu bezczelnemu synowi, by zajął się swoimi sprawami, ale potem je zamknął. Harry próbował pomóc tak, jak on pomagał Harry’emu. Tyle że bycie obiektem pomocy było dość krępujące i dezorientujące, jak odkrył profesor. Co jest dobre dla pisklaka, jest dobre dla jastrzębia, Severusie, przypomniał sobie. Zadrżał, przypominając sobie, o czym śnił. To nie było przyjemne. Było wręcz okropne.

- Poczujesz się lepiej – dodał Harry. – Nikomu nie powiem. Zaufaj mi.

- W porządku. Jeśli nie mogę ufać tobie po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, nikomu nie mogę zaufać – westchnął jego ojciec. – Śnił mi się… dzień, w którym Voldemort rozkazał swojemu Wewnętrznemu Kręgowi dać nauczkę tym mugolakom… - Po raz kolejny opowiedział o tym strasznym dni i o tym, jak chciał pomóc biednym dzieciom, ale zamiast tego był zmuszony patrzeć i nie mógł nic zrobić, gdy wiły się i płonęły. – Nigdy tego nie zapomnę… nigdy… ich krzyki będą mnie prześladować na zawsze…

Harry położył dłoń na szerokim ramieniu ojca.

- To nie była twoja wina. Nie ty spaliłeś ich żywcem. Voldemort to zrobił. Nie ty.

- Nie. Nic nie zrobiłem – powiedział Severus, jego głos przepełniony był nienawiścią do samego siebie. – Który z nas jest większym złoczyńcom?

- Nie ty! – upierał się Harry. – On jest potworem, tato. To on smaży się za to w piekle. Zrobiłeś to, co musiałeś, nawet jeśli rozerwało cię to na kawałki. Zrobiłeś to, czego nie mógł nikt inny. Poznałeś wszystkie jego sekrety, wszystkie jego słabości.

- Widziałem śmierć dzieci! Więc jak można nazwać mnie bohaterem? – syknął Severus, jego oczy wypełnione były bólem.

- Ale uratowałeś o wiele więcej istnień. Wszystkich swoich uczniów, wszystkich, którzy mogli być śmierciożercami, są teraz wolni. Uratowałeś mnie, tato. I z tego powodu, bo ryzykowałeś dla nas życie, uratowałeś świat. Nigdy nie byłbym w stanie wypełnić przepowiedni bez ciebie. Razem zabiliśmy Voldemorta. Dotrzymałeś obietnicy danej mnie i mojej mamie. Odkupiłeś się, tato. Po tysiąckroć. Jesteś moim bohaterem. Teraz przestań czuć się winny. Ludzie czasem umierają na wojnie. Nie da się uratować wszystkich.

Severus zakaszlał, rozpoznając własne słowa wydobywające się z ust Harry’ego.

- Wiem. Ale czasami… czasami zapominam. Dziękuję, że mi przypomniałeś, Harry.

- Zawsze, tato.

Severus wyciągnął rękę i zmierzwił jego włosy.

- Jesteś dobrym synem, Harry. Mam szczęście, że cię mam.

- A ja mam szczęście, że mam ciebie – powiedział szczerze Harry. – Już dobrze? A może chcesz herbaty?

Severus zaczął odmawiać, ale się rozmyślił.

- Herbata brzmi dobrze.

Harry przywołał znajomą pomoc w zasypianiu i obaj wypili herbatę, siedząc razem na dużym łóżku. To było dziwne, ale jakoś ten prosty sposób zbliżył te dwie zranione dusze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Severus upił łyk herbaty, a następnie odstawił pusty kubek na stolik nocny. Dziś to on potrzebował pocieszenia, a jego syn podjął wyzwanie.

- Razem, Harry, przebrniemy przez to. Jeden dzień… jedną noc… na raz.

Harry wyciągnął rękę i uścisnął wielką rękę Severusa w swojej.

- Razem.

W końcu pokonali szalonego czarodzieja, który pragnął przejąć władzę nad światem. Razem mogli pokonać cień wojny i odzyskać życia, które poświęcili. Jeden dzień, jedną noc, na raz.

 

piątek, 26 września 2025

PDJ - Rozdział 54 – Uzdrowiciel Sandrilas

Trzy dni później:

Najwyraźniej mała pogadanka Syriusza dobrze Harry’emu zrobiła, ponieważ po ich pierwszej sesji chłopak był w stanie spokojnie przespać następne trzy dni. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o Severusie, który nie mógł zasnąć bez sprawdzenia, jak się ma Harry, zaraz po tym, jak kładł się spać o dziesiątej, przesypiał godzinę, po czym budził się i szedł ponownie sprawdzić, co z chłopakiem, bojąc się, że ten ma koszmar. Wtedy Severus odkrywał, że nie może zasnąć, ponieważ stale bał się, że Harry obudzi się i ponownie spróbuje zażyć jakąś nieznaną substancję. Jego własne sny były widmami tego, jak znajduje syna martwego z powodu przedawkowania jakiegoś rodzaju eliksiru, jak wpada do jego pokoju i odkrywa jego ciało, zimne i nieprzytomne, niezdolne do obudzenia. Chociaż podjął dodatkowe środki ostrożności po ostatnim zdarzeniu i skonfiskował wszystkie składniki i zestaw do warzenia Harry’ego, a także jego podręczniki, nadal prześladowało go to, co mogło się wydarzyć.

Kilkanaście razy na noc Severus budził się, drżący i spocony, i musiał zakradać się do pokoju syna, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Zazwyczaj znajdywał Harry’ego pogrążonego głęboko we śnie, czasami drgającego i lekko skomlącego, ale nie z powodu koszmaru. Hedwiga uważała to za niezwykle dziwne, że Severus tak wiele razy przychodził i wychodził, dlatego po tym, jak Warrior wyjaśnił jej, co się stało, zaproponowała, że będzie Harry’ego pilnować. Mimo to niepokój Severusa nie został ukojony. Widmo tego, co mogło się wydarzyć pochwyciło go i trzymało mocno, tak że nie był w stanie odpoczywać.

W rezultacie w ciągu dnia był opryskliwy i porywczy, więc Harry zaczął go unikać, by nie ryzykować, że ojciec da mu namiastkę swojego ostrego języka. Zaczął latać na dalsze odległości od Spinner’s End, a nawet prowadzić pogawędki z niektórymi sąsiadami z ulicy. Poznał innego chłopaka w swoim wieku, Paula Mosiera, który mieszkał dwa domy dalej, a Paul zaprosił go do gry w krykieta na swoim podwórku. Harry przyjął jego ofertę, chociaż nie grał w krykieta od czasów szkoły podstawowej.

Paul był chuderlawym chłopcem, składał się głównie z rąk i nóg, szczupłym, z delikatną twarzą obramowaną brązowymi włosami i z niebieskimi oczami. Od razu zauważył, że Harry nie spełnia pewnych standardów obecnych czasów, więc Harry musiał mu wyjaśnić, że spędza dziewięć miesięcy roku w szkole z internatem na „dzikich terenach Szkocji”, gdzie nie ma telewizji, jedynie prąd i to dlatego był w tyle z kulturą.

- Boże, to brzmi bardziej jak więzienie niż szkoła – zauważył Paul pewnego popołudnia. – Na pewno nie jesteś przestępcą, Harry?

Harry parsknął śmiechem.

- No pewnie. Dla zabawy strzelam do starszych pań i okradam uczniów szkół podstawowych. Jestem znany jako Okropny Harry, Paul.

Paul wyszczerzył się.

- Tak sądziłem. Sorki, chodzenie do takiej szkoły musi być naprawdę do bani. Co tam robicie dla zabawy?

- Uch… gramy w piłkę nożną – powiedział Harry, próbując wymyślić sport, o którym co nieco wiedział. Piłka nożna była pewnym wyborem, ponieważ Dean nauczył go o niej wszystkiego. – I w golfa.

- Jesteś dobry?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie, ale to lepsze niż nauka botaniki czy chemii. A, i uczą nas tam też sokolnictwa. To dopiero niezły sport.

- Naprawdę? Puszczałeś kiedykolwiek ptaka do lotu?

Harry ukrył uśmiech, żałując, że nie może powiedzieć Paulowi, że nie tylko wypuszczał ptaki do lotu, ale też się w jednego zmieniał.

- Kilka razy.

- Super! – powiedział Paul, zazdrość zabarwiła jego ton. – Chciałbym tego doświadczyć. Jesteś szczęściarzem.

Harry spędził resztę popołudnia, rozmawiając o sokolnictwie ze swoim nowym przyjacielem. Był tak pochłonięty tematem, że zupełnie stracił poczucie czasu i w rezultacie spóźnił się z powrotem do domu.

Tam odkrył, że wściekły Severus chodzi po pokoju i wygląda, jakby był gotowy wspinać się po ścianach. Gdy tylko Harry wsunął trampek za próg, Snape rzucił się na niego.

- Gdzie byłeś, do cholery? Wiesz, która godzina? – Jego spojrzenie mogłoby przebić rycerza w pełnej zbroi.

- Co? Spóźniłem się tylko siedem minut. Przepraszam, straciłem poczucie czasu – przeprosił Harry.

- Nie wciskaj mi tu kitu, młodzieńcze! Nawet nie zostawiłeś notki, żebym wiedział, gdzie jesteś – warknął Severus. – Wszystko ci się mogło stać!

Harry wpatrywał się w niego.

- Tato, byłem na końcu ulicy z Paulem, dzieciakiem, którego wczoraj poznałem. Co w tym wielkiego?

- Spodziewam się, że wrócisz do domu o określonej porze z konkretnego powodu, Harry! Kolacja wystygła, a ty doprowadziłeś mnie do białej gorączki, bo nie wiedziałem, gdzie jesteś. Co masz do powiedzenia na swoją obronę?

- Powiedziałem, że przepraszam. Mogę ci odgrzać kolację. Nie chciałem cię martwić, rozmawialiśmy o jastrzębiach i tego typu rzezach. Na litość Merlina, mam piętnaście lat, nie pięć! – warknął. Może to nie najlepsze, co mógł powiedzieć w tych okolicznościach, ale Harry był zirytowany, że ktoś krzyczy na niego za taką błahostkę.

- To może powinieneś się tak zachowywać! Tylko za to wyszorujesz dzisiaj pięć moich kociołków.

- Co? Ale nic nie zrobiłem!

- Odzywasz się bez szacunku i bezczelnie, a jeśli myślisz, że będę tolerował takie zachowanie…

- Jakie zachowanie? To nie ja się wściekam o siedem minut, tato.

- Chcesz też dostać szlaban? – odparł drugi.

- Nie wierzę! – mruknął Harry, wyrzucając ręce w powietrze. – Tato, całkowicie przesadzasz. Wczoraj mi mówiłeś idź, znajdź sobie kolegów. A kiedy to zrobiłem, krzyczysz na mnie za to, że się nieco spóźniłem? To niesprawiedliwe! – Spojrzał gniewnie na ojca, jego szmaragdowe oczy błyszczały. Przez chwilę poczuł się, jakby cofnął się w czasie o rok, kiedy Severus czepiał się go za wszystko.

- Póki mieszkasz pod moim dachem, Harry Potter-Snapie, będziesz przestrzegał moich zasad – warknął Severus. – A to oznacza, że będziesz zostawiał mi wiadomości, gdzie idziesz i wracał do domu na czas. Zrozumiano?

- Tak jest – odpowiedział Harry, ale jego ton był daleki od szacunku.

- Uważaj na ton, bo inaczej będziesz uziemiony do końca tygodnia – ostrzegł jego rodzic. – A teraz idź, odgrzej sobie kolację.

- Nie jestem głodny – mruknął Harry, chociaż tak naprawdę umierał z głodu.

- I tak zjedz.

Harry wpadł do kuchni, mrucząc pod nosem:

- Do cholery, walczyłem z maldecorvae, wilkołakami i mrocznymi czarodziejami, a on panikuje, kiedy idę ulicą z mugolskim dzieciakiem! Co z nim jest nie tak?

Podgrzał sobie smażonego kurczaka, kukurydzę i talarki z ziemniaka prostym zaklęciem grzejącym, po czym opadł na krzesło.

Severus dołączył do niego chwilę później i rzucił mu zirytowane spojrzenie.

- Przestań się garbić. I usuń z twarzy ten nadąsany wyraz.

Harry wpatrywał się w swój talerz, powstrzymując się przed nakrzyczeniem na Severusa za bycie totalnym dupkiem. Wziął kęs kurczaka, bardzo dobrego, a potem skoncentrował się na jedzeniu. Unikał wzroku ojca przez cały posiłek.

Nie rozmawiali ze sobą, a kiedy skończyli posiłek, Harry umył naczynia, po czym poprosił Severusa, by ten otworzył laboratorium, by pójść wyszorować kociołki. Mistrz Eliksirów potowarzyszył synowi w drodze do laboratorium, poobserwował go przez chwilę, po czym wycofał się do małego pomieszczenia, by zacząć butelkować środki lecznicze.

Harry był wściekły i wyładował swoją frustrację na nieszczęsnych kociołkach, szorując je tak, aż błyszczały, a jego knykcie były obolałe. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo niesprawiedliwy był jego ojciec. To było tylko siedem minut, nie siedem godzin! Naprawdę, czasami Severus potrafił być takim cholernym perfekcjonistą!

Był tak wściekły na to, jak niesprawiedliwy był jego rodzic, że nawet nie zadał sobie trudu, by powiedzieć Snape’owi, że skończył, po prostu poszedł na górę, wziął prysznic i wskoczył do łóżka. To pierwszy raz, kiedy naprawdę pokłócił się z Severusem od czasu powrotu na Spinner’s End i pierwszy raz poszedł spać, nie mówiąc starszemu czarodziejowi dobranoc. Pozostawiło to niesmak w jego ustach, ale nie chciał wracać do laboratorium i życzyć Snape’owi dobrej nocy po tym, jak ten się zachował.

Odwrócił się i zakopał twarz w poduszce, próbując zignorować wzburzony żołądek.

- Problemy, pisklaku? – zapytała Hedwiga.

- Nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku, nie widać? – warknął Harry.

- Znowu pokłóciłeś się z ojcem? – spytał wszystkowiedząco ptak.

- Ta. Zachowuje się jak dupek. A teraz daj mi spać, Hedwigo – nakazał z irytacją Harry i zamknął oczy.

Severus wyszedł z pomieszczenia jakieś dziesięć minut później i zobaczył, że laboratorium jest puste, a wszystkie kociołki lśniące i starannie odłożone na półce obok zlewu. Jego głowa pulsowała bólem, więc szybko wziął środek przeciwbólowy ze swoich zapasów i wypił go. Gdy ból ustąpił, jego temperament również opadł. Spojrzał na kociołki i niechętnie przyznał, że Harry wykonał pierwszorzędną robotę.

Zastanawiał się, gdzie podział się jego syn i po sprawdzeniu zaklęć blokujących na szafkach, skierował się na górę, sądząc, że znajdzie Harry’ego w gabinecie. Ale gdy dotarł na parter, gabinet okazał się pusty.

Ponownie poczuł lekkie poruszenie paniki i niemal wbiegł na górę. Znalazł Harry’ego w łóżku, głęboko śpiącego, w połowie owiniętego kocami. Severus poświęcił chwilę, by rozwiązać syna i przykryć go porządnie. Westchnąwszy, wyszedł i skierował się do swojego łóżka. Mimo zmęczenia, budził się kilka razy, by sprawdzić, co z Harrym, a jego niepokój pogarszał bezsenność. W końcu zasnął około piątej rano, całkowicie wyczerpany.

Oboje następnego ranka spali dłużej niż zwykle. Kiedy Harry się obudził i zszedł na dół, by zacząć przygotowywać śniadanie, wciąż był zmęczony i rozdrażniony, dalej wściekły na Severusa za to, że ten tak na niego naskoczył. Spodziewał się, że zastanie ojca gotującego lub czytającego gazetę, ale w kuchni było ciemno.

Huh. To pierwszy raz, kiedy wstałem przed nim.

Podszedł do lodówki, wyjął karton mleka, a potem płatki z szafki obok. Nie miał ochoty na nic bardziej skomplikowanego. Zjadł pierwszą miskę i zaczynał drugą, bo z jakiegoś powodu jedna już mu nie dawała mu takiej sytości, kiedy Severus wszedł do kuchni. Harry spojrzał na niego spod grzywki, zastanawiając się, czy jego ojciec będzie dziś rano w bardziej racjonalnym nastroju.

Severus wyglądał okropnie, jego oczy były przekrwione, twarz nieogolona, a włosy luźno opadały mu na plecy. Gdyby Harry nie wiedział, że to niemożliwe, pomyślałby, że czarodziej ma kaca. Ale wiedział, że na Spinner’s End nie ma alkoholu, a Snape nie wyglądał na typ, który idzie do baru i kupuje kufel piwa. Już miał na końcu języka zapytanie,  co się stało, ale przypomniał sobie, że wciąż był na mężczyznę zły, więc tylko wepchnął sobie do ust więcej płatków.

Severus w milczeniu robił herbatę, potem usiadł, pijąc ją i jedząc tosty z masłem. Zauważył niespokojne spojrzenie syna i zastanawiał się, co się dzieje z chłopcem. Zachowywał się jak… jak Severus, kiedy widział własnego ojca po nocy po tym, jak mężczyzna pobił go za jakąś wyimaginowaną zniewagę. Zachowanie to zastanowiło Mistrza Eliksirów, póki nie przypomniał sobie ich wczorajszej kłótni.

To prawda, nie uderzył Harry’ego, ale był bardziej szorstki niż zwykle. Przypomniał sobie, jak Harry oskarżył go o niesprawiedliwość i patrząc wstecz, musiał przyznać, że jego syn miał rację. Zachował się niemal irracjonalnie, pozwalając, by lęk wziął górę. Poczuł, jak niezwykły ciężar poczucia winy opada na jego ramiona jak płaszcz. Nie mógł uwierzyć, że zaczął kłótnię o coś tak błahego… tak nieistotnego. Co się z nim działo? Nigdy taki nie był.

Harry nie mógł już znieść ciszy.

- Tato… wszystko dobrze? Wciąż jesteś na mnie zły? – Cholera, nie miał zamiaru o to pytać! Brzmiał jak przestraszony dzieciak, a nie nastolatek przepełniony sprawiedliwym gniewem na niesprawiedliwego rodzica.

- Nie – powiedział Severus, wpatrując się w kubek jakby szukał w jego dnie odpowiedzi niczym Trelawney.

Odpowiedź sprawiła, że Harry poczuł ulgę. Pomimo niesprawiedliwości Severusa, nadal nie lubił, gdy mężczyzna był na niego zły z jakiegokolwiek powodu. Przypuszczał, że to nawiązywało do czasów, gdy był małym dzieckiem i rozpaczliwie pragnął zyskać aprobatę ciotki i wuja, nawet jeśli miało to trwać tylko godzinę czy dwie.

- Wyglądasz… na zmęczonego – zaryzykował Harry, jedząc więcej płatków.

- Jestem zmęczony – westchnął starszy czarodziej. Nigdy nie był zbyt dobry w przepraszaniu. – Dlatego ostatnio na ciebie warczę – powiedział, nie zdając sobie do tej pory sprawy, że to było przyczyną jego drażliwości, a nie tylko niepokój. – Ostatnio nie sypiam dobrze…

- Koszmary?  - zgadywał Harry.

Usta Snape’a drgnęły w sarkastycznym uśmiechu.

- Coś w tym stylu. – Jeśli można nazwać koszmarem bycie tak przerażonym, że jego syn ponownie podejmie jakąś katastrofalną próbę z eliksirem. – To jednak nie jest wymówka, żeby… warczeć na ciebie. Ja… ostatnio nie byłem sobą.

- Przez mnie. – Harry nagle stracił apetyt. – Przepraszam. Doprowadzam cię do szału, prawda?

- Nie jesteś winny mojego zachowania, synu. Większość to moja wina – westchnął Severus i przywołał kolejną filiżankę kawy. – Wojna naznacza nas wszystkich.

- Ale ty już przez to przeszedłeś. Czy nie powinieneś… no… przyzwyczaić się?

- Harry, nie da się do tego „przyzwyczaić”. Każda wojna jest inna i inaczej na ciebie wpływa. Taka jest natura tej bestii. Poprzednim razem byłem młodszy, bardziej odporny. Teraz… - urwał. Teraz był starszy, bardziej doświadczony, a jego duch był zmęczony walką z bezimienną armią strachu, porażki i desperacji. A niepokój również zbierał swoje żniwo.

- Czy chcesz… uch… żebym podzielił się z tobą moimi sesjami z Syriuszem?

Severus zakrztusił się kawą. Wiedział, że Harry ma dobre intencje, ale wolałby, żeby powyrywano mu paznokcie u stóp, niż żeby musiał ujawniać Syriuszowi Blackowi swoje niepewności, które czuł jako rodzic oraz swoje obawy o Harry’ego. To było dobre dla Harry’ego, ale część jego samego nie ufała Huncwotowi, że ten nie wykorzysta tego, czego się dowiedział, przeciwko swojemu szkolnemu rywalowi.

- Dobry Merlinie, nie! Nie martw się o mnie, Harry. Dam sobie radę, jak zwykle.

- Nie bierzesz eliksiru bezsennego snu, prawda?

- Wiem, żeby tego nie robić – odpowiedział Severus. – Są inne alternatywy niż uciekać się do magii.

Jego syn skinął głową na znak zgody.

- Jak medytacja. Syriusz pokazał mi coś takiego. Czy to pomaga?

- Czasami. Jeśli nie to wiem, kto pomoże.

Harry przechylił głowę.

- Kto?

- Uzdrowiciel Sandrilas – odpowiedział Severus. – Miałeś rację. Wczoraj przesadziłem. Przepraszam za moją porywczość. Ale następnym razem daj mi znać, jeśli wychodzisz z domu, Harry. Nie lubię nie wiedzieć, gdzie jesteś.

- Dobrze, tato. Będę pamiętać – obiecał Harry, szczęśliwy, że Severus przeprosił.

- Świetnie. Bo jeśli nie, będziesz uziemiony. – Severus dokończył swój tost. – Masz dzisiaj po południu sesję z Syriuszem i Remusem, prawda?

- Tak. Syriusz wciąż rozmawia ze mną o moich koszmarach.

- Dobrze. To właśnie powinien robić. Słuchaj go – powiedział Severus, po czym drgnął z opóźnieniem. Nie mogę uwierzyć, że takie słowa wyszły z moich ust. Naprawdę muszę być wykończony. Przetarł dłonią oczy i skrzywił się. – Idę wziąć prysznic i się ogolić. Potem możemy przez godzinkę lub dwie zbierać zioła, bo wciąż ich nieco potrzebuję do naparu uspokajającego.

- W porządku. Potem mogę polatać albo odwiedzić Paula?

- Tak. Ale upewnij się, że wrócisz przed czwartą.

- Dobrze.

Podczas gdy Severus brał prysznic, zastanawiał się nad tym, czy postąpił słusznie pozwalając, by Huncwoci doradzali Harry’emu. Wiedział, że ci dwaj czarodzieje nigdy celowo nie skrzywdziliby chłopca i że Harry czuł się przy nich komfortowo oraz ufał im, ale nadal, nie byli profesjonalistami. Jak mógł być pewien, że postępował słusznie? Czy narażał Harry’ego na niebezpieczeństwo, pozwalając im doradzać chłopcu? Czy nie reagował pochopnie?

Pytania dręczyły go jak rój komarów, gryząc go i drapiąc, aż poczuł, że zaraz oszaleje. Nawet praca w zielarni z Harrym i warzenie eliksirów nie pomogło.

Harry wyszedł polatać i zagrać kilka gier w krykieta oraz tenisa z Paulem. Wrócił punktualnie kwadrans przed czwartą i poszedł się przebrać w ciuchy, które nie były pokryte brudem i potem. Został w swoim pokoju, popijając szklankę lodowatej lemoniady i czekając na przybycie Syriusza i Remusa.

W międzyczasie Severus krążył po salonie, martwiąc się. Powiedział Harry’emu, że jeśli poczuje, że potrzebuje terapii, umówi go na spotkanie z Alecem, ale on sam był równie ostrożny i nieswój jak jego syn, jeśli chodzi o ujawnianie swojej wrażliwości przed nieznajomym. Był już kiedyś u uzdrowiciela umysłu, po pierwszej wojnie czarodziejów, kiedy rozpadł się z powodu śmierci Lily i jego udziału w niej, ale tamten uzdrowiciel umarł i Severus nigdy nie szukał kolejnego. Wiedział jednak, że Sandrilas jest wysoce polecany, a każdy, kto poradził sobie z byłym więźniem Azkabanu i dał Blackowi odrobinę spokoju, będzie w stanie pomóc również Severusowi. To właśnie pierwsza wizyta wywoływała u niego niepokój.

Mimo to nie chcesz, żeby Harry czuł się niekomfortowo na myśl o chodzeniu na terapię. Musisz dać mu dobry przykład. I wiesz, że lepiej nie pozwolić, by te epizody bezsenności trwały. To złe dla nas obu. Harry ma wystarczająco dużo na głowie, nie musi się martwić o mnie i mój cholerny temperament, przypomniał sobie. Żyj zgodnie z głoszonymi zasadami, Snape, i idź porozmawiać z Sandrilasem.

Kiedy Syriusz i Remus przybyli razem przez sieć Fiuu, przywitał ich serdecznie i powiedział, że Harry jest w swoim pokoju. Poszedł z nimi otworzyć tajne przejście, ale nie został na dłużej. Napisał krótką prośbę do uzdrowiciela Sandrilasa, pytając, czy byłby dostępny na spotkanie w takim samym harmonogramie, który ustalił dla Harry’ego – wtorki, czwartki i soboty o godzinie szesnastej. Następnie zawołał Hedwigę i poprosił, czy nie miałaby przeciwko przekazaniu wiadomości.

- Nie ma problemu, Warrior. Wrócę tak szybko jak sokół wędrowny – powiedziała mu sowa śnieżna i w mgnieniu oka wzbiła się w niebo.

Powróciła po piętnastu minutach z odpowiedzą od doktorka w dziobie. W notatce Sandrilas napisał, że z przyjemnością umówi sesję z Severusem w podanych godzinach. Powtórzył również, że jeśli Severus zechce, może przenieść się do jego prywatnego gabinetu za pomocą sieci Fiuu, żeby nikt nie musiał wiedzieć, że spotyka się z uzdrowicielem umysłu. Rozumiał potrzebę całkowitej prywatności i powiedział, że Severus nie musi się martwić, że cokolwiek wycieknie do prasy. Alec umówił mu pierwsze spotkanie w najbliższy czwartek.

Severus cicho wypuścił powietrze. Nie był tym specjalnie zachwycony, ale jeśli to pomoże mu radzić sobie z Harrym z większą cierpliwością i pozytywnością to dobrze. Myślał, że jest przygotowany na wychowanie nastoletniego czarodzieja, jednak odkrył, że nie jest to łatwe, gdy ma się do czynienia z kimś tak zniszczonym i zranionym jak Harry. Z drugiej strony nie wiedział, dlaczego myślał, że cokolwiek w jego życiu będzie łatwe. Nic nigdy wcześniej nie było łatwe.

Czwartek

Gabinet uzdrowiciela Sandrilasa:

- Witaj, Severusie. – Alec Sandrilas powitał swojego nowego pacjenta, gdy tylko ten wyszedł z gracją z kominka. – Wchodź i usiądź. – Mówił łagodnym, uprzejmym tonem, sympatycznym i profesjonalnym, ale przyjaznym. Emanował uspokajającą aurą, która przypominała Severusowi odrobinę empatkę Jilly Witherspoon.

- Dziękuję, uzdrowicielu. – Severus zatrzymał się, by strzepnąć kilka drobinek popiołu, po czym stanął na nieskazitelnej, drewnianej podłodze. Niedawno została wypolerowana, wyczuł słaby zapach cytrynowego wosku. Rozejrzał się po gabinecie, zauważając, że pokój bardziej przypomina prywatny pokoik do medytacji i picia herbaty, który mógłby znaleźć bardziej w orientalnym pałacu niż w gabinecie.

W kącie stało małe biurko, a za nim mała tekowa półka z oprawionymi w skórę książkami, a także stara, średniowieczna półka na leki, poza tym pokój udekorowany był orientalnymi motywami. Pod niskim stołem do medytacji znajdowała się mata tatami z bambusa, na nim leżała fontanna delikatnie kapiąca wodą oraz japoński kamionkowy czajnik i filiżanki pokryte kojącym, niebieskim kolorem. Wokół maty rozstawiono ekrany z nadrukami kwiatów wiśni i żurawi wraz z wodospadem.

Po obu stronach stołu stały grube poduszki z plecionymi oparciami, wyglądające niemal jak krzesła, w kolorze neutralnego beżu. W niszach ściennych stały zielone świece, które wydzielały kojący zapach lawendy i trawy cytrynowej. W kącie wisiał zestaw wietrznych dzwoneczków, a w drugim stała mała wiśnia w pięknej doniczce. Pokój oświetlały oświecone chińskie lampiony. Pomimo braku okien w biurze nie było duszno, ale przyjemnie chłodno dzięki wentylatorowi z liści palmowych, który kręcił się wysoko na suficie.

Sam uzdrowiciel ubrany był dość swobodnie, miał na sobie proste, czarne, bawełniane spodnie i miękkie buty oraz jasnoniebieską koszulę z narzuconą na wierzch szatą w ciepłym, złotym kolorze.

- Proszę, rozgość się, Severusie. Jak widzisz, preferuję wiele wschodnich zwyczajów. Większość moich studiów odbyłem w Japonii i Chinach, także wiele z ich technik stosuję we własnej praktyce. Uważam, że są łagodniejsze i bardziej harmonijne niż wiele europejskich praktyk. – Usiadł na wyściełanym krześle po prawej stronie, zostawiając drugie dla Severusa.

Severus usiadł, głęboko wciągając słodko pachnące powietrze i próbując się odprężyć.

- Widziałeś kiedykolwiek chińską ceremonię parzenia herbaty? – zapytał uprzejmie Alec. – Nie? Uważam, że pomaga się zrelaksować, zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy. – Uzdrowiciel ukląkł na poduszce i zaczął skomplikowaną ceremonię z łatwością kogoś, kto praktykuje ją od dawna. – Nauczył mnie tego uzdrowiciel An Shen, opanowanie tej sztuki zajęło mi rok. Ale uważam, że to mnie bardziej koncentruje niż jakikolwiek wywar skupienia. – Kontynuował mieszanie zielonej herbaty.

Severus patrzył zafascynowany. Spodziewał się, że zostanie przesłuchany jak przez innego uzdrowiciela umysłu, którego widział ostatnim razem. Ale Sandrilas wydawał się być zadowolony z braku pośpiechu, jego ruchy były dziwnie spokojne i uspokajające. Mistrz Eliksirów poczuł, że część jego napięcia odpływa.

- Wybacz, że zadaję takie osobiste pytanie, ale czy jest pan empatą, uzdrowicielu Sandrilas?

Alec podniósł wzrok, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Alec, proszę. Nie ma potrzeby na taką formalność. Podczas naszych sesji chcę, żebyś czuł się przy mnie jak najbardziej komfortowo. Jeśli chodzi o empatię, tak, posiadam ten talent w niewielkim stopniu. Nie tak silny jak niektórzy, nie potrafię na przykład używać go do kontrolowania emocji innych przez dłużej niż kilka minut, ani też nie użyłbym go na moim pacjencie bez przyzwolenia. Zabraniają tego Zasady Uzdrowicieli Umysłu. Chciałbym cię również zapewnić, że twoje wizyty są całkowicie poufne. Cokolwiek mi powiesz, zostanie zamknięte w mojej głowie aż do mojej śmierci, nigdy też nie zapisuję tego, co mówi mi pacjent. Jedyne, co trafia do twojej osobistej kartoteki jest to, czy przepisałem ci jakąś miksturę i czy twój stan zdrowia się poprawia czy pogarsza. Twoja kartoteka jest magicznie zapieczętowana i mogę ją otworzyć tylko ja albo inny uzdrowiciel, jeśli dam mu zgodę.

- Rozumiem. Dobrze wiedzieć – powiedział Severus. – Czy jesteś też czytającym?

Sandrilas uniósł brew.

- Wiesz o czytających?

- Podczas naszej podróży natknęliśmy się na małą społeczność czytających w Yorkshire, a jedna rodzina, Witherspoonowie, uratowali mi życie. Życie Harry’ego też, chroniąc nas przed polującymi na nas wilkołakami.

- Znam Witherspoonów. To dobrzy ludzie. Ich najmłodsza córka, Jillian, prawdopodobnie wyrośnie na jedną z najsilniejszych uzdrowicielek, jakie kiedykolwiek poznałem. Nawet w tak młodym wieku jej moc przyćmiewa moją.

Severus pokiwał głową.

- To niezwykłe dziecko. To będzie zaszczyt móc gościć ją w Hogwarcie podczas mojej dyrektorskiej kadencji, zakładając, że do tego czasu nadal będę pełnił tę funkcję.

- Ach, tak, czytałem w gazecie o twojej nominacji. Gratulacje.

- Dziękuję. To wielka odpowiedzialność, ale cieszę się na to wyzwanie – oświadczył Severus, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że to prawda.

- Jestem pewny, że świetnie sobie poradzisz. Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, tak, posiadam dar Czytania, ale nigdy nie użyłbym go bez pozwolenia. – Sandrilas opadł się na piętach, podał Severusowi filiżankę zielonej herbaty, po czym wziął swoją i upił łyk.

- Czy nie byłoby… łatwiej diagnozować pacjenta przy pomocy twojego daru?

- I tak i nie. Tak, ponieważ w ten sposób zdobywałbym szybciej informacje, ale nie, ponieważ jednym z głównych celów tych sesji jest to, żeby pacjent ujawniał w swoim tempie rzeczy, które go trapią. Użycie mojego daru odebrałoby mu tą autonomię, a tego nie chcę robić. Zazwyczaj używam go, żeby wydobyć na powierzchnię głęboko skrywane wspomnienia, które zostały wyparte, ale musi zostać to dokładnie omówione, żeby mój pacjent mógł się uleczyć.

- Więc stosujesz się również do zasad Rady Czytających.

- Zawsze. Nauczono mnie ich zanim poszedłem do szkoły – wyjaśnił Sandrilas.

Dokończyli herbatę, a Severus poczuł, że przyjemnie ukoiła nerwowe motyle w jego brzuchu. Gdy odłożyli z powrotem na stolik filiżanki, Alec skrzyżował nogi w pozycji do medytacji i powiedział:

- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli trochę pomedytujemy, zanim zapytam cię, dlaczego zdecydowałeś się ze mną spotkać.

Severus zgodził się i obaj rozpoczęli ćwiczenia oddechowe i skupiające uwagę, których Severus nauczył się lata temu. Po piętnastu minutach, Mistrz Eliksirów poczuł, że jest całkowicie rozluźniony i otworzył oczy.

Alec otworzył swoje.

- Dobrze, przynajmniej nie myślisz, że cię zjem – powiedział z lekkim uśmieszkiem. – Bo pożeram tylko Władców Umysłu albo tych, którzy nie płacą rachunków. A teraz, co cię do mnie sprowadziło?

- Przyszedłem głownie dla mojego syna, Harry’ego, nie dla siebie. Cierpi na ciężki zespół stresu pourazowego i przyprowadziłbym go również, ale on czuje się swobodniej rozmawiając ze swoim ojcem chrzestnym i byłym nauczycielem obrony. Ale jego ataki nasiliły się do tego stopnia, że o mało nie przedawkował anielskiego snu. Na szczęście odkryłem, co robił… - Severus opowiedział, co się wydarzyło i jak bardzo się bał. – Nie wiedział, że to, co robi, jest niebezpieczne, ale mimo to nadal jestem na niego zły. On po prostu w ogóle nie myśli!

- Powszechna wada wśród młodych ludzi.

- Ale powinien wiedzieć lepiej, żeby tego nie robić, od co najmniej pół roku udzielam mu korepetycji z zaawansowanych eliksirów. Wybaczyłem mu, ale część mnie wciąż jest zła…

- I przerażona, i czuje winę – stwierdził Alec. – Obwiniasz się za to, że nie rozpoznałeś objawów uzależniania, mimo że dostrzegłeś je gdy stosował eliksir bezsennego snu.

- Ja… tak… i przestałem sypiać, ponieważ nie ufałem mu, że ponownie tego nie spróbuje… nie mogę… ciągle budzić się w nocy i sprawdzać, co z nim… pomimo wszystkich podjętych środków ostrożności…

- Straciłeś pewność siebie. Powiedz mi, Severusie, czy uważasz się za dobrego rodzica?

- Nie. W tym momencie nie.

- Dlaczego?

- Czy to nie oczywiste? Zawiodłem go, gdy najbardziej mnie potrzebował. Mógł umrzeć!

- Tak. Ale wina leży po jego stronie, nie twojej. To był jego wybór, żeby poeksperymentować z nieznanym eliksirem, czyż nie?

- Tak, ale… powinienem był rozpoznać objawy.

- Rozpoznałeś.

- Nie wystarczająco szybko.

- Czy twój syn umarł? Jest w śpiączce?

- Nie. Ale był cholernie blisko!

- Blisko się nie liczy. W porę to zauważyłeś. I wiedziałeś też, co robić, żeby oczyścić jego organizm. Te sekundy się liczyły, Severusie. Większość rodziców musiałaby zadzwonić do św. Munga po leczenie, a wtedy mogłoby być za późno. Nie masz powodu, żeby czuć się winny, Mistrzu Eliksirów.

- Nie? Gdybym zwracał większą uwagę, zauważyłbym oznaki, zanim zaszło to tak daleko – argumentował Severus.

- Ponieważ kiedyś byłeś szpiegiem?

- Tak. Przez lata to była moja praca i byłem w niej cholernie dobry. Z wyjątkiem tego przypadku.

- Hymm. Jak długo byłeś szpiegiem, Severusie?

- Od kiedy miałem siedemnaście lat. Teraz mam trzydzieści pięć, czyli… osiemnaście lat.

Sandrilas zagwizdał.

- Merlinie! Większość ludzi w twoim zawodzie nie wytrzymuje tak długo. Jeśli nie zabija ich stres albo nie zostaną wykryci, wykańcza ich depresja. A ty byłeś tak młody!

- Byłem pełnoletni.

- Prawda, ale nałożyłeś na siebie straszny ciężar. Dlaczego to zrobiłeś, jeśli mogę zapytać?

- Ja… by odpokutować za poważny błąd. I złożyłem przysięgę mojej dobrej przyjaciółce, która potem została zabita… przez Voldemorta. Wtedy nie przejmowałem się za bardzo moim stanem psychicznym. Była wojna i robiłem to, co było trzeba.

- Powiedziałbym, że zrobiłeś o wiele więcej, Severusie. Chociaż widzę, że się ze mną nie zgadzasz. Czy twój błąd był tak poważny, że wymagał tylu lat wyrzeczeń i poświęceń?

- Tak. Kiedyś byłem głupcem i na pół roku zostałem śmierciożercą. Jednym z jego zwolenników.

- Rozumiem. To była kiepska decyzja, ale wyraźnie powróciłeś na dobrą stronę. Bez wątpienia była to trudna decyzja.

- Nie tak trudna jak pozostanie. Zniszczyłbym kogoś, na kim bardzo mi zależało. Nie mogłem tego zrobić. Więc odszedłem. Nigdy tego nie żałowałem.

- A jednak nadal karzesz się za ten błąd – powiedział Sandrilas ze zrozumieniem.

Severus wzruszył ramionami.

- Byłem najlepszą osobą, która mogła zostać szpiegiem. Nie miałem rodziny, nic do stracenia.

- Byłeś zbędny.

- Tak.

- To strasznie okrutne. Nie sądzę, byś chciał umrzeć, by naprawić błąd, który popełniłeś jako młody człowiek. Wyraźnie nie cenisz siebie tak bardzo jak swojego podopiecznego, Severusie. Co mi to mówi? Mówi mi to, że w dzieciństwie uczono cię, że jesteś nic niewart, że twoje życie prawie nic nie znaczy dla twojego ojca lub matki, że byłeś ofiarą surowej dyscypliny. Mam rację?

Severus pokiwał głową.

- Skąd… to wszystko wiesz? Używasz na mnie swojego Talentu?

- Nie. Nie muszę, żeby to wiedzieć. Widziałem przed tobą wiele takich przypadków. Często te osoby są gotowe ryzykować życie dla sprawy i nie myślą o tym, że było to wielokrotnie wykorzystywane w ich dzieciństwie. Uczono ich, że jedyną ich wartością jest śmierć za to, w co wierzą. Są bardzo oddani i lojalni, i zaciekle chronią tych, którzy ich zdaniem na to zasługują. Tak jak ty zachowujesz się względem Harry’ego.

- Hymmph! – prychnął Severus. – Ogromnie dużo mu to pomogło.

- Wybaczenie sobie samemu zajmuje wiele czasu. Bo sam sobie stawiasz ogromnie wysoką poprzeczkę.

- No i co? Dawno temu się nauczyłem, że nigdy nie zadowolę swojego ojca i mogę zadowolić jedynie siebie samego.

- I dlatego żądasz od siebie niemożliwego. Ponieważ nikt nie jest idealny.

- Wiem o tym.

- Tak? Więc dlaczego dręczysz się błędami zarówno z przeszłości jak i teraźniejszości?

Severus milczał przez kilka długich chwil. W końcu odpowiedział:

- Nie wiem.

- Ja wiem. Ponieważ czujesz, że na to zasługujesz. Powiedz mi co nieco o swoim dzieciństwie.

- Dlaczego to konieczne? Przyszedłem z powodu mojego niepokoju o mojego syna.

- Zrób to dla mnie. Mam swoje powody. Gdzie dorastałeś? Wiem, że jesteś półkrwi. Jacy byli twoi rodzice?

Severus westchnął, pragnąć, by pozostali w temacie. Ale zaczął jednak niechętnie opowiadać o swoim dzieciństwie, o tym jak jego własny ojciec go nienawidził i jak zmarła jego matka, gdy miał szesnaście lat, pozostawiając go samego z demonem.

- I tak narodził się szpieg, który nikt nikomu nie ufa – mruknął Sandrilas.

- Nie do końca. Zaufałem Hagridowi.

- I Lily. Oboje ostatecznie nie potrafili ci pomóc. Nauczyli cię przebaczenia, pokazując ci swoje, ale nigdy nie nauczyli cię, jak samemu je odnaleźć. Właśnie to spróbuję zrobić. Bo tylko wybaczając sobie samemu, możesz uleczyć pustkę w sobie.

- Nie rozumiem. Czy wiedza, że ktoś mi wybacza to nie to samo co znalezienie przebaczenia?

- Nie. Wiesz o tym, ale tego nie rozumiesz. Przynajmniej jeszcze nie. Sam kiedyś miałem taki problem.

- Ty? Uzdrowiciel umysłu?

- Tak, ja. Też jestem człowiekiem. Tak jak ty, popełniłem kiedyś poważny błąd i zajęło mi lata, nim sobie wybaczyłem. Mam ci powiedzieć, co to było?

- Jeśli chcesz. – Severus nie był pewny, czy chciał to usłyszeć, ale skoro Alec wydawał się chętny do dyskusji…

- Chcę, żebyś wiedział, że długo mi zajęło zanim się do tego przyznałem, nawet mojemu własnemu uzdrowicielowi. I nadal rzadko o tym rozmawiam, chyba że czuję, że ktoś powinien to usłyszeć. – Alec odchrząknął.

- Nikomu nie powiem. Masz moje słowo.

- Dziękuję. Zaraz po szkole uczęszczałem do Brytyjskiej Akademii Uzdrowicieli Umysłów i tam otrzymałem dyplom. Tam poznałem moją żonę, Angeline. Miałem dwadzieścia jeden lat i byłem bardzo zakochany. Wzięliśmy ślub i wraz z nią rozpocząłem poradnię. Po kilku latach dorobiliśmy się córki, Melanie. Mówię do niej Lanie. Była naszym oczkiem w głowie, pogodnym, szczęśliwym dzieckiem. Odziedziczyła w pełni mój Dar empatii, jak to dczasem bywa. Ale dar nie ujawnił się póki nie poszła do Hogwartu i z jakiegoś powodu poinformowała mnie o tym dopiero latem. W razie gdybyś nie wiedział, empata z dużym Talentem jest bardzo wrażliwy w pierwszych kilku miesiącach, ponieważ nie wie, jak budować wokół umysłu ściany, by utrzymać z dala emocje innych. Dlatego tak ważne jest dla niego posiadanie doświadczonego mentora, który pokaże jak wznosić tarcze.

Lanie go nie miała, a ciągła presja, by tłumić emocje kolegów i nauczycieli doprowadzała ją do szaleństwa. Sięgnęła więc po eliksir bardzo podobny do anielskiego snu, który przytępił jej Talent. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego nie poprosiła mnie o pomoc. Z powodu pochłaniania tych wszystkich emocji, stała się nieprzewidywalna, często wybuchając gniewem lub płaczem bez powodu. Cierpiała na straszne bóle głowy, które pani Pomfrey leczyła potrójną miksturą na ból głowy, nieświadoma, że Lanie przyjmuje już inny eliksir, który źle reaguje na tą kombinację. Ten miks wpędził ją w depresję. Stopniowo przyjaciele zaczęli jej unikać nazywając Szaloną Melly. Kiedy wróciła do domu, była wrakiem człowieka, ale udało jej się to przede mną ukryć.

Opowiedziała mi o swoim darze empatii, tylko tyle żebym nauczył ją technik blokujących. Ale wtedy była już uzależniona od eliksiru i cierpiała na depresję. Na początku tego nie zauważyłem, ponieważ nauczyła się, jak ukrywać przede mną emocje, a ja nie miałem w zwyczaju badać jej aury, gdyby było inaczej dostrzegłbym znaki i podjął kroki, by jej pomóc.

Ale byłem ślepy i odkryłem wszystko, gdy znalazłem ją unoszącą się w naszym basenie, gdy próbowała się utopić. Byłem przerażony. Moja córka sama się niszczyła, a ja, wielki Uzdrowiciel Umysłu, niczego nie byłem świadomy. Angeline była na konferencji we Francji, dowiedziała się dopiero, gdy się z nią skontaktowałem, wtedy natychmiast wróciła do domu. Oskarżyła mnie o zaniedbanie, o to, że tak bardzo pochłonęła mnie własna kariera, że zawiodłem córkę. Wtedy jej uwierzyłem.

- Co się stało Melanie? Wyzdrowiała?

- Ostatecznie tak. Wyleczyliśmy jej ciało, a Angie w końcu udało się również zablokować jej Dar. Ale nigdy już nie będzie w stanie używać swojego Talentu w pełni, zawsze będzie wrażliwa na pewne rodzaje magii, łatwo się lęka i nie lubi przebywać w tłumie. Nie mogła wrócić do Hogwartu, więc ostatecznie Angie uczyła ją w domu. Moja żona w końcu znienawidziła mnie za mój błąd i ostatecznie rozwiodła się ze mną i zabrała Lanie do siebie. Nie miałem serca z nią walczyć, ponieważ wtedy się nienawidziłem. Byłem zniszczony, moja dusza roztrzaskała się na kawałki. Nie mogłem sobie wybaczyć i ostatecznie zamknąłem poradnię i uciekłem do Chin, gdzie spotkałem Mistrza An Shen. Tam na nowo odkryłem moją duszę i naprawiłem ją. Wtedy odkryłem, że moją wadą nie było zaniedbanie, ale niemożliwe do spełnienia standardy.

Bo widzisz, my, Uzdrowiciele, mamy tendencję do postrzegania siebie jako bardzo mądrych, aroganckie, w pewnym sensie podobnych do Boga. Byłem Uzdrowicielem Umysłu odnoszącym sukcesy, uratowałem wielu pacjentów i zdobyłem wiele nagród. Zacząłem myśleć, że nie ma niczego, czego nie mógłbym zrobić. To, jak Lanie była bliska śmierci, na zawsze zburzyło tę iluzję. Przekonałem się na własnej skórze, że nie jestem idealnym Uzdrowicielem Umysłu, że w ogóle nie jestem idealny w niczym. Nie byłem Bogiem, że mimo wszystko czasami zawodziłem.

Uważałem się za nędznego rodzica, że nie zasługuję na dziecko i wiele miesięcy minęło, zanim zaakceptowałem to, co powiedział mi Shen – że czasami jesteśmy ślepi, gdy patrzymy na najbliższe nam osoby, nawet najmądrzejsi odnoszą porażki i nawet najlepsi mają swoje granice. Że nie jestem całkowicie winny tego, co się stało, że moja żona źle postąpiła, odbierając mi dziecko. Potrzebowałem bowiem wybaczenia Lanie, by odnaleźć własne. Kiedy wróciłem do Wielkiej Brytanii, zlokalizowałem Angie i powiedziałem jej, że potrzebuję się zobaczyć z Lanie. Kłóciliśmy się, ale w końcu przekonałem ją, by pozwoliła mi znowu zobaczyć się z córką. Kiedy odszedłem, Lanie poszła w ślady swojej matki i obwiniła mnie za swój upadek. Ale po trzech latach coś się w niej zmienilo i mi wybaczyła, czego jej matce się nie udało dokonać. Angie do dzisiaj ze mną nie rozmawia. Ale Lanie przyjeżdża od czasu do czasu w weekendy i święta, pokazując mi drogę do odnalezienia wybaczenia.

- Jak?

- Pierwszym krokiem jest odrzucenie winy. Zaakceptowanie tego, co się zdarzyło i skupienie na rozwiązaniu problemu. Obwinianie się niczemu nie służy, poza przedłużaniem bólu i goryczy. Więc teraz mówię ci, Severusie Snape, skończ się obwiniać za to, co prawie się stało i zrozum, że doskonałość to idea, a nie coś namacalnego. Skup się na tym, co możesz zrobić, na tym, co robisz, czyli na terapii dla Harry’ego i dla siebie samego. Popełniono błąd, zauważ go i rusz do przodu.

- Łatwo się mówi.

- Nikt nie wie tego lepiej niż ja – powiedział szczerze Alec. – Kiedy już to zrobisz, możesz przejść do następnego kroku. Jak się teraz czujesz?

- Szczerze? Jestem w szoku po tym, co mi powiedziałeś.

- Dobrze. Jeśli chodzi o twój niepokój o Harry’ego, zaleciłbym na noc proste zaklęcie monitorujące, które zaalarmuje cię, jeśli on się obudzi i pokaże, co robi. Wypij też przed snem eliksir spokoju, powinien cię na tyle zrelaksować, żebyś mógł normalnie zasnąć. Jesteś wyczerpany, a to nie służy ani tobie, ani twojemu synowi.

- Prawda – powiedział Severus. O dziwo, wyznanie Aleca sprawiło, że zaufał mężczyźnie jeszcze bardziej niż z początku. Przynajmniej nie rozmawiał z kimś, kto nie miał pojęcia, jak to jest zawieść swoje dziecko.

- W takim razie sugeruję, żebyśmy zakończyli medytacją, tym razem z moimi karmieniami zmartwień – powiedział uzdrowiciel, przyzywając ze swojego biurka owalne, gładkie kamienie, pomalowanych na niebiesko i zielono. – Trzymaj go w dłoniach i obracaj między palcami. Robiąc to, zwizualizuj sobie, jak twój niepokój spływa do kamienia, pozostawiając tylko spokój. Kamień nagrzeje się, gdy wlejesz w niego swoje zmartwienia, ale nie przestawaj. Kiedy kamień stanie się niewygodny w dotyku, połóż go i weź trzy głębokie, oczyszczające oddechy. Znajdź swoje centrum i tam się skieruj. Przebudzę cię za dwadzieścia minut i powinieneś poczuć się odświeżony.

- Nauczyłeś się tego w Chinach?

Sandrilas skinął głową.

- Spróbuj. Na mnie działa.

Severus zaczął obracać kamień między palcami i koncentrować się na nim. Jego wzrok zamglił się, gdy został wciągnięty w niebiską głębię kamyczka, który zaczął robić się ciepły. Jego głowa opadła na pierś, oddech zwolnił. Zmarszczki na jego czole wygładziły się, gdy wlewał w kamień cały niepokój o syna i o to, że ponownie go zawiedzie.

Uzdrowiciel Sandrilas uśmiechnął się. Początek był dobry. Ustanowili najważniejszą część relacji między uzdrowicielem umysłu a jego pacjentem. Zaufanie. Wiedział, że uzdrowienie tego udręczonego czarodzieja z jego niepewności i blizn nieszczęśliwego dzieciństwa zajmie mu sporo czasu, ale zrobi co w jego mocy. Gdyby się nie przyłożył, zhańbiłby pamięć jego dawnego nauczyciela, który poskładał go na nowo, gdy był pewny, że już nigdy nie będzie w pełni sobą. Cieszył się, że mógł wykorzystać swoją wiedzę, by pomóc teraz Severusowi. To, co robimy w życiu, odbija się echem w wieczności.

Dwadzieścia minut później Alec klasnął w dłonie i zawołał:

- Severusie, obudź się.

Severus poruszył się i przebudził, po raz pierwszy od wypadku z eliksirem czuł się przytomny, spokojny i odświeżony. Przeciągnął się i wstał.

- Niesamowite. Czuję się lepiej niż przez ostatnie dni.

- A poczujesz się jeszcze lepiej po dobrze przespanej nocy. Do zobaczenia w sobotę – powiedział Sandrilas i podał mu kamień zmartwień. – Zatrzymaj go. Jest teraz dostrojony do ciebie. Używaj go, gdy poczujesz, że lęk bierze nad tobą górę. Nie uzależnia.

Severus zachichotał. Potem podziękował uzdrowicielowi i wrócił na Spinner’s End. Może kiedy wróci w sobotę, będzie mógł poprosić o kolejny kamień i pokaże Harry’emu, jak go używać.