Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 17 czerwca 2025

PDJ - Rozdział 53 – Huncwoci pomagają

Harry spojrzał na swoje dłonie zaciśnięte na kocu, który podciągnął do piersi i nagle rozgniewał się na Severusa.

- Dlaczego musiał wam powiedzieć? – wybuchnął. – Nie chciałem tego rozgłaszać, na litość boską!

Syriusz zamrugał, nigdy wcześniej nie słyszał, by jego chrześniak brzmiał tak gorzko, gdy mówił o Mistrzu Eliksirów. Chociaż kiedyś mógł się cieszyć, widząc, jak Snape doświadcza ostrego języka Harry’ego, ten czas dawno minął. Teraz czuł tylko smutek, że zaufanie pomiędzy nimi zostało w jakiś sposób naruszone.

- Harry, on ci próbował pomóc, nie rozumiesz tego?

- Bardzo go wystraszyłeś, Harry – dodał Remus łagodnym głosem. – Po tym, jak wziąłeś Anielski Sen bał się, że umierasz. Kiedy się z nami skontaktował, niemal… bełkotał. Trochę nam zajęło, żeby go uspokoić, a potem, kiedy powiedział nam, co się stało… Harry, dlaczego eksperymentowałeś z takim eliksirem? Severus twierdził, że byłeś przygnębiony, ale chciałbym usłyszeć twoją opinię.

Harry wpatrywał się w swoje dłonie, zaciśnięte na miękkim, niebieskim kocu i przypomniał sobie, jak wyglądał Severus, gdy skończył zwracać żołądek. Nie był jak zwykle spokojny, racjonalny, niewzruszony. Nie wyglądał nawet na złego czy rozczarowanego. Wyglądał na… zmęczonego i niepewnego. Jego ojciec wyglądał na zaniepokojonego, a teraz Lupin zdawał się myśleć, że Severus również się bał. Czuł się okropnie winny, że Severus poczuł coś takiego. Ten człowiek nie zasługiwał na to, żeby przez to przechodzić. To miało być spokojne lato, a zamiast tego okazało się gorszą próbą niż wojna.

A wszystko przez niego.

- Harry, proszę, porozmawiaj z nami – ponaglił Remus.

Syriusz przesunął się na krześle i pochylił do przodu, by objąć dłonie chrześniaka swoimi. Miał duże dłonie, całkowicie zakrywały smukłe ręce Harry’ego.

- Wiesz, Harry, kiedy zostałem uniewinniony, Wizengamot nalegał, żebym poszedł do terapeuty. Nie byłem zbyt chętny. Nie chciałem, by jakikolwiek psychouzdrowiciel grzebał mi w głowie i nie sądziłem, że mógłby mi w czymś pomóc. Co on wiedział o byciu więźniem Azkabanu, powiedziałem sobie. Co wiedział o obłędzie spowodowanym klątwą? Kiedy pierwszy raz spotkałem się z uzdrowicielem Sandrilasem albo Alekiem, jak wolał być nazywany, powiedziałem mu wprost, że wątpię, czy będzie w stanie mi pomóc, a sesje były stratą czasu.

- Co… co on na to?

- On tylko na mnie spojrzał i zaproponował, żebyśmy dali sobie tydzień i zobaczymy, co się stanie. Zgodziłem się. Ale nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie w stanie mi pomóc. Ale wiesz co? Bardzo się myliłem. Alec pomógł mi naprawić to, co było ze mną nie tak, znalazł rzeczy, które były ze mną nie tak, o których nawet nie wiedziałem. I wiesz co? Zrobił to bez użycia magii, przynajmniej w większości. Nigdy nie wszedł do mojej głowy bez mojej zgody, a wszystko, co mu powiedziałem lub co zasugerował, żebym zrobił, było poufne. Przysiągł, że nigdy nie powtórzy nikomu tego, o czym rozmawialiśmy. Wszystko było poufne. Powiedział mi, że tak działają psychouzdrowiciele. Składają przysięgi poufności lekarskiej, niemal tak silnej jak Wieczysta Przysięga. Powiedział, że nawet jeśli przyznam się do morderstwa, nigdy nie będzie w stanie nikomu powiedzieć. Wszystkie moje sekrety, a uwierz mi, dzieciaku, było ich wiele, były u niego bezpieczne. Więc jeśli zdecydujesz się pójść i zobaczyć z nim lub innym psychouzdrowicielem, nie musisz się bać, że pójdą do prasy lub gdziekolwiek indziej i się wygadają.

Harry westchnął.

- Nie rozumiesz? – warknął. – Nie muszę iść do psychouzdrowiciela, bo nic mi nie jest. – Wiedział, że to nie prawda, ale nie mógł się do tego przyznać, nawet tej dwójce.

Ku jego całkowitemu szokowi, Remus spojrzał na niego surowo.

- Harry, przestań! Zaprzeczenie nie sprawi, że problem zniknie. Myślałem, że już się tego nauczyłeś. Jesteś przygnębiony i cierpisz na poważny przypadek stresu pourazowego, tak jak twój ojciec chrzestny, kiedy po niego przyjechałem po tym, jak Severus odwrócił klątwę Bellatrix. Nie ma się czego wstydzić. Sam Severus przyznał, że on też na to cierpi. Ja też. Każdy kto stoczył bitwy. A jedynym sposobem na poprawę jest przyznanie się do tego i rozmowa.

- Lunatyk ma rację – wtrącił się Syriusz. – A skoro nie chcesz rozmawiać z psychouzdrowicielem ani ze swoim ojcem, to jesteśmy tutaj. Możesz nam zaufać, Harry. Nigdy cię nie zdradzimy.

Harry spojrzał w brązowe oczy Syriusza i powiedział bardzo cicho:

- Wiem. Ale nienawidzę tego, jaki jestem i nie chcę, żebyście mnie żałowali. I boję się, że ktoś się dowie, jeśli pójdę do psychouzdrowiciela, ktoś jak Rita i wtedy wszyscy się dowiedzą, że jestem powalony i będą się ze mnie naśmiewać. Mam dość bycia na pierwszej stronie gazety. Chcę być po prostu normalny, do cholery! Czy to aż tak dużo?

- Nie – powiedział jego ojciec chrzestny. – Ale nigdy tego nie doświadczysz, póki nie stawisz czoła temu, czego się boisz. Wiem, że to trudne, ale uwierz mi. Ja też to przeżyłem. Jeśli martwisz się prasą, nie musimy iść do biura Sandrilasa, robi wizyty domowe. Nikt nie musi wiedzieć. Severus się o to zatroszczy. Nie mów mi, że nie ufasz mu w kwestii ochrony, był szpiegiem przez ponad połowę swojego życia.

- Wiem o tym, ale on robi dla mnie za dużo.

- Harry, to właśnie robi rodzic, chroni swoje dziecko – powiedział stanowczo Remus. – To nie jest ciężar czy obowiązek. To coś, co robisz, ponieważ zależy ci na dziecku i chcesz, żeby było bezpieczne. Severus cię kocha, Harry. Zrobiłby wszystko, żeby cię chronić. Wszystko. Ponieważ tak robi dobry rodzic. Tak ja bym robił, gdybym miał syna. Może czujesz, że jesteś za stary, żeby ktoś cię chronił…

- Nie rozumiesz, Remus. To wcale nie tak. Sev zaryzykował dla mnie zbyt wiele – prawie przez mnie umarł – nie chcę, żeby robił to jeszcze raz.

- Harry, to nie jest twój wybór – zauważył Remus. – Tylko Severus może zdecydować, co chce dla ciebie robić.

- Ale ja na to nie zasługuję! Nie rozumiesz? Nie chcę spieprzyć życia także jemu! Dlatego starałem się radzić sobie z tym sam – krzyknął Harry, czując, jak oczy pieką go od łez.

Syriusz skrzywił się i miał cholerną nadzieję, że Snape nie usłyszy rozmowy.

- Harry… to, że masz problemy, nie oznacza, że nie zasługujesz na pomoc… zwłaszcza od swojego ojca. Bardziej spieprzysz mu życie, jeśli nie pozwolisz mu zrobić dla siebie tego, co może, niż gdybyś pozwolił mu pomóc. Jedyną rzeczą, którą nauczyłem się o Severusie Snapie jest to, że nienawidzi czuć się bezużyteczny. Ja też. To okropne czuć się tak bezradnym i patrzeć, jak ktoś, kogo kochasz, niszczy samego siebie.

- Nie niszczę się – sprzeczał się Harry.

- Nie? – zapytał Syriusz. – Wypicie tego eliksiru nie było najmądrzejszą rzeczą, a to drugi raz, kiedy czegoś takiego próbowałeś.

Harry zacisnął zęby.

- To był błąd. Nie wiedziałem, że Anielski Sen nie jest bezpieczny. Powinno być jakieś większe ostrzeżenie!

- A gdyby było? Posłuchałbyś go? – zapytał Remus. – Czy poszedłbyś do Severusa i poprosił o radę?

- Nie. Chyba nie.

- Wiesz dlaczego? Ponieważ w głębi duszy wiedziałeś, że to, co robisz, jest złe – powiedział cicho Remus.

- Dobra, więc popełniłem błąd! – warknął Harry. – To nie byłby pierwszy raz.

Oczy Remusa błysnęły.

- Tego rodzaju błąd mógł cię kosztować życie! A jak myślisz, jak czułby się wtedy Severus? Gdyby cię znalazł martwego z powodu przedawkowania eliksiru? No dalej, powiedz mi.

Harry przygryzł wargę.

- Nigdy by sobie nie wybaczył.

- Dokładnie. Ale o tym nie pomyślałeś, prawda? Myślałeś tylko o tym, jak ukryć ból. Jak udawać, że wszystko jest w porządku. Ale są rzeczy, których nie da się ukryć, Harry. Bez względu na to, jak bardzo chcesz. Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny. Wiesz, kim jestem – wilkołakiem. Jestem nim odkąd miałem pięć lat, a zaraził mnie Fenrir. Przez trzynaście lat żyłem z tą okropną klątwą i przez większość tego czasu nie miałem eliksiru tojadowego. Kiedy byłem małym chłopcem, gdy nadchodziła pełnia księżyca, wciąż pamiętam, jak mój tata przykuwał mnie łańcuchem w piwnicy i jak płakałem za każdym razem, gdy to robił. Widziałem, że tego nienawidził, ale nie mógł nic dla mnie zrobić i musiał chronić siebie, moją matkę i mnie, więc Ministerstwo nigdy nie dowiedziało się, kim jestem, póki nie osiągnąłem wieku szkolnego. Byłem ostateczną definicją ciężaru, Harry. Dzieckiem ze śmiertelnym sekretem, synem, który mógł zabić własnego ojca, który nigdy nie mógł stać się produktywnym członkiem społeczeństwa. A jednak mój ojciec zatrzymał mnie i cały czas upewniał się, że nie stanowię dla nikogo zagrożenia – zwłaszcza dla siebie. Wiesz, dlaczego? Ponieważ mnie kochał. Kochał mnie bardziej niż ja kiedykolwiek kochałem siebie. Dokładnie tak samo Severus kocha ciebie.

Harry potrząsnął głową.

- Nie. Jestem problemem. Jak może mnie takiego kochać?

- Ponieważ jestem twoim ojcem, dlatego – wtrącił Severus, wchodząc do pokoju. Podszedł do łóżka i położył ręce na ramionach Harry’ego. – Synu, nieważne, co robisz lub czego nie robisz, zawsze będę cię kochał. Bez zastrzeżeń. I z całą pewnością nie jesteś dla mnie problemem, Harry Potterze-Snapie!

- Jestem! – krzyknął Harry. – Nie mogę zasnąć bez koszmarów i nadal potrzebuję zaświeconego światła, cały się trzęsę i jest mi niedobrze w małych przestrzeniach. Jestem cholernym tchórzem.

- No to witaj w klubie – wtrącił się Syriusz. – Boję się małych pomieszczeń, bo tylko w takich byłem w więzieniu. I nienawidzę ciemności, ponieważ to wtedy przychodzili dementorzy i krążyli nad celami, wysysając z ciebie całe ciepło. Minęły miesiące, odkąd wróciłem z Azkabanu i zgadnij co? Nadal mam koszmary.

- Ja też, po tym jak zabiłem Greybacka – powiedział mu Remus. – Wiedziałem, że zasłużył na śmierć, ale nigdy nie zamierzałem go zabić. Dopóki nie rzucił się prosto na mnie i nie zorientowałem się, że nie mam wyboru. Albo on, albo ja i wybrałem siebie. Staram się unikać zabijania na tyle, ile to możliwe, ponieważ boję się, że stanę się takim potworem, jak on. Jestem drapieżnikiem, Harry, i bez względu na to, jak bardzo był chciał, nie mogę zmienić natury wilkołaka, mogą ją tylko kontrolować. Zajęło mi dużo czasu, żeby to zaakceptować, ale kiedy już to zrobiłem, znalazłem odrobinę spokoju. Ty też go znajdziesz, kiedy przestaniesz ze wszystkim walczyć i po prostu odpuścisz.

- Czasami najwięcej odwagi wymaga przyznanie, że potrzebujesz pomocy – powiedział cicho Severus. – Jesteśmy twoją rodziną, synu. Każdy z nas przebył mroczną drogę i wrócił. Ale nie możemy ci pomóc, jeśli nie będziesz chciał pomóc samemu sobie. I nie ma łatwego rozwiązania, które mógłbyś znaleźć na dnie butelki z eliksirem. Uwierz komuś, kto wie. – Podniósł się na nogi. – Zaparzę herbatę dla wszystkich. A żebyś wiedział, nie wezwałem ich tutaj, żeby cię jeszcze bardziej zawstydzić, ale dlatego że mogą ci pomóc lepiej niż ja, skoro najwyraźniej nie ufasz, że rozumiem, przez co przechodzisz. – Po czym odszedł.

Harry wzdrygnął się. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zranił Severusa, gdy odmówił rozmowy o swoich koszmarach.

Remus obserwował go uważnie, mógł wyczuć bijące od chłopaka sprzeczne emocje wstydu i żalu i powiedział:

- Naprawdę go ranisz, odmawiając pomocy, Harry. To prawdopodobnie jego najgorszy koszmar, patrzeć jak się rozpadasz i on nie może nic z tym zrobić.

- To nie tak. Ja po prostu… on już tyle dla mnie zrobił… to jest po prostu… mój problem, nie jego… jeśli będę do niego za każdym razem chodzić, gdy będę mieć jakiś problem, to kiedy to się skończy?

Remus pochylił się na krześle.

- Harry, to nigdy się nie skończy. Nawet dorośli proszą swoich rodziców o pomoc. A problem twojego dziecka jest twoim problemem, gdy jesteś rodzicem. Boli cię, gdy boli twoje dziecko, bez względu na to, ile ma ono lat. A rodzic chce być potrzebny, nie przeszkadza mu pomaganie. Severus nie uważa cię za ciężar, chce ci pomóc. A ty, nie pozwalając mu na to z powodu jakiegoś szalonego pomysłu, że musisz sobie sam z tym poradzić, sprawiasz, że jest on kłębkiem nerwów.

- Tak? Ale ja… Nie chcę, żeby on mnie tak postrzegał, Remusie! Chcę, żeby był ze mnie dumny…

Syriusz skrzywił się, ponieważ pamiętał, że w wieku Harry’ego też tego chciał.

- Harry, tak myślisz? Że musisz być idealny, żeby Severus był z ciebie dumny? Że nie będzie cię tak kochał, jeśli nie będziesz perfekcyjny?

Harry skinął powoli głową.

- Tak było zawsze z moją ciotką i wujem. Uważali, że Dudley jest idealny, a ja nigdy nie byłem… bez względu na to, jak bardzo się starałem… Ale chcę taki być dla niego… tylko ciągle robię coś nie tak… - Po jego policzkach spłynęły ciche łzy.

- Ach, dzieciaku. – Syriusz podszedł, usiadł na skraju łóżka i objął go ramieniem. – Harry, tata cię kocha, nawet jak nie jesteś idealny. A jeśli tak nie jest, coś jest nie tak z nim, nie z tobą. Tak jak było w przypadku ojca Snape’a i mojego. Ale nie musisz się o to martwić, dzieciaku. Snape może być perfekcjonistą i mieć obsesję na punkcie szkoły, ale i tak będzie z ciebie dumny, bez względu na wszystko.

- Skąd wiesz?

- Ponieważ byłem taki za dzieciaka. I widziałem, jaki on jest przy tobie. Jest dobrym tatą, kocha cię za to, jaki jesteś, czy jesteś jednym wielkim bajzlem czy nie. Czy kiedykolwiek powiedział, że jest tobą rozczarowany, bo masz koszmary? Że jesteś tchórzem, bo masz klaustrofobię?

- N-Nie… był na mnie zły, że wziąłem eliksir bezsennego snu i nie powiedziałem mu o tym… powiedział, że jestem nieodpowiedzialny, bo nie przyszedłem najpierw do niego…

- No widzisz. Był rozczarowany tym, jak sobie radziłeś z problemem, a nie tym, że w ogóle go masz. W tym tkwi różnica, Harry. Jest zły, że nie chcesz mus się zwierzyć, a nie tym, że w ogóle musisz. Czy ma to jakiś sens?

- Tak. W dziwny sposób.

Syriusz uśmiechnął się lekko.

- Dzięki Merlinowi. Wygląda na to, że trochę Aleca na mnie przeszło. Harry, rozumiem, co skąd ci się to bierze, ponieważ zawsze starałem się zadowolić mojego ojca i nigdy mi się to nie udawało. Alec mówi, że to sprawiło, że byłem niepewny, a to zmieniło mnie w zbuntowanego smarkacza, bo uznałem, że dobre zachowanie nigdzie mnie nie doprowadziło, więc lepiej zachowywać się źle. Miał rację, gdy teraz o tym myślę. Wiele z tego, co robiłem w szkole było w pewnym sensie próbą naplucia ojcu w oczy. Mój tata zawsze mówił,  że same ze mną kłopoty, więc po prostu udowodniłem mu, że ma rację. Szalone, prawda? A myślałeś, że to ty jesteś popaprany. – Podał Harry’emu zmiętą białą chusteczkę.

Harry wziął ją i otarł oczy.

- Ale ty nie musisz robić tego, co Syri. Wszystko, co musisz zrobić, żeby Severus był z ciebie dumny to porozmawiać z nim o tym, co cię dręczy – naciskał Remus. – Albo z nami, jeśli nie chcesz wydawać się słaby w jego obecności.

- Naprawdę? – Promyk nadziei przebił się przez zasłonę rozpaczy, która w głębi go otulała. Bał się, że Severus będzie nim gardził za jego słabość, że w duszy czuł odrazę do Harry’ego z powodu koszmarów, które śniły mu się po zakończeniu wojny.

Remus skinął zachęcająco głową.

- To wystarczy.

Harry wydawał się zagubiony. Od czego zacząć? Jak zacząć? Czy zacząć od najnowszego koszmaru, czy wrócić do początku, kiedy Voldemort nawiedzał każdą jego chwilę?

Syriusz pocieszająco poklepał go po ramieniu.

- Po prostu mów, Harry. Nie unikniesz mówienia. Może zaczniesz od ostatniego snu, jaki pamiętasz? – Merlinie, brzmię jak Sandrilas! – pomyślał cierpko animag. Nigdy nie sądziłem, że pewnego dnia będę uzdrowicielem. Ale jeśli to mu pomoże…

Harry zamknął oczy, wycofując się w bezkształtną szarą mgłę snów.

- Okej. Ciągle mi się śni, jak razem z Warriorem – tak nazywa się animagiczna forma Severusa – jesteśmy ścigani przez wilkołaki w lesie niedaleko Hogwartu, nie tym Zakazanym, jakimś innym… i wilkołak skoczył na niego, gdy kontaktował się z McGonagall przez amulet… zabiłby go, ale go uratowałem dzięki Incendio i spaliłem go żywcem… to był pierwszy raz, kiedy zabiłem kogoś celowo…

- Jak się z tym czułeś? – zapytał Remus.

- Na początku byłem zadowolony. Zabiłby Seva. Ale potem poczułem mdłości…

- To normalne. Wszyscy tak się czuliśmy – powiedział Syriusz. – Co jeszcze?

- We śnie, wilkołak nadbiega i… jestem zbyt wolny… nie trafiam celu, a wtedy… on rozrywa Seva na strzępy… a ja mogę tylko obserwować… krzyczę, staram się rzucić jakieś zaklęcie, cokolwiek… ale moja magia nie działa i nie mogę tego zatrzymać… - zadrżał. – Jestem bezużyteczny… i budzę się z krzykiem, czując, że zaraz zwymiotuję. Wiem, że to nie jest prawdziwe, wiem, ale nie mogę pozbyć się tego uczucia rozdarcia w środku… ponieważ to mogło się wydarzyć… byliśmy tak cholernie blisko śmierci… tak wiele razy… raz ja… nawet… - Harry urwał, nie chcąc wracać do czasu, gdy opętał go sztylet i prawie zabił swojego mentora. – Gdyby… Gdyby on umarł… nie wiem, co bym zrobił… dlatego zacząłem brać eliksir bezsennego snu, ponieważ nie mogłem przestać o tym śnić… albo o tym, jak Voldemort go torturuje, a potem zabija… nie mogłem tego znieść…

Więcej łez spłynęło po jego twarzy, a Syriusz go przytulił.

- Wiem, dzieciaku. Miałem te same sny po tym, jak Wężowa Morda zamordowała Jamesa i Lily. Zawsze czułem się winny, że nie mogłem ich uratować, że powinienem był wiedzieć, że to Peter był zdrajcą… Widziałem w kółko, jak umierają na moich oczach…

- Ja też – dodał cicho Remus.

Ja też, pomyślał Severus, stojąc w drzwiach z tacą herbaty. Wszedł podczas monologu Harry’ego i zamarł. Czuł ulgę, że chłopak w końcu zaczął mówić i uwolnił część trucizny, która w nim tkwiła. W końcu Harry zaczął się poddawać. Ale czuł też niewytłumaczalną zazdrość, tylko niewielką, że Huncwotom udało się odnieść sukces tam, gdzie on poniósł porażkę. Nienawidził czuć się gorszy od nich, w przeszłości zbyt wiele razy doświadczył tego uczucia. Ale potem przypomniał sobie, że to dla Harry’ego i jeśli to pomoże jego synowi, powinien być za to wdzięczny.

Machnął ręką i taca z herbatą uniosła się w powietrze, po czym osiadła na stoliku nocnym. Żaden z czarodziejów nie podniósł wzroku.

Harry kontynuował.

- …dlatego nie chciałem rozmawiać z nim o snach… ponieważ myślałem, że uzna mnie za idiotę… ponieważ żył, a jednak mój mózg uparcie twierdził, że tak nie jest… zachowywałem się jak głupie dziecko. Myślałem, że znikną, jeśli je zignoruję albo chociaż spróbuję, ale…

- Ignorowanie problemu nigdy nie sprawi, że on zniknie… - poradził Syriusz. – To był jeden koszmar, były jakieś inne…?

Harry zebrał się na odwagę i zaczął opowiadać Syriuszowi o tym, jak odzyskali Sztylet Niezgody. Miał wrażenie, jakby wyciągał z umysłu długie cienie, a one wychodziły z niego w kolorze szkarłatu i krwawił z ran, które pozostawiły. Ale pomimo bólu, rozmowa o tym, co się wydarzyło podczas ich wyprawy, była… kojąca. Nie dobra, ponieważ nie chciał przeżywać tych wspomnień, ale musiał to zrobić. To było trochę jak oczyszczanie zainfekowanego skaleczenia, nienawidzi się tego robić, ale trzeba było to wykonać.

Musiał urwać, kiedy dotarł do części, w której sztylet przekonał go do dźgnięcia Severusa, jego oddech zaczął się rwać od szlochu.

- Nie mogę… - jęknął.

- Możesz – zachęcił go Syriusz. – Mogę zgadnąć, co się stało później, ale musisz o tym porozmawiać.

- Dlaczego? – zapytał żałośnie Harry. – Jeśli wiesz, co się stało… a wiem, że wiesz…

- Ponieważ wyraźnie nadal cię to boli – powiedział jego ojciec chrzestny. – Powiedz mi.

- Ja… zdradziłem… posłuchałem sztyletu… myślałem, że on jest wrogiem… - Słowo po słowie opowiedział Syriuszowi o chwili, w której całkowicie poddał się urokowi starożytnego, złego artefaktu i dźgnął Severusa, niemal go zabijając. – Gdyby… gdyby Witherspoonowie nam nie pomogli… umarłby… i byłaby to moja wina…! – Ukrył twarz w ramieniu Syriusza. – Powiedział, że mi wybacza, ale…

- Ale ty nie wybaczyłeś sobie – zgadł Syriusz. – Nie uważasz, że teraz powinieneś?

Po chwili Harry wydał z siebie stłumiony dźwięk. Brzmiał jak „tak”.

- Dobrze. To jakiś początek.

Remus wyczuł, że Severus czyha przy drzwiach, a ponieważ Syriuszowi do tej pory dobrze szło, postanowił pójść i porozmawiać z drugim mężczyzną, ponieważ on też cierpiał i prawdopodobnie potrzebował współczującego słuchacza. Przypomniał sobie, jak bardzo Nimfadora pomogła mu w pierwszych dniach z Syriuszem, jak dobrze było mu wyrzucić frustrację przy kimś, kto go wysłuchał i nie osądzał.

- Severusie, muszę cię o coś zapytać – zaczął, odciągając Mistrza Eliksirów od pokoju i idąc korytarzem do biblioteki, przy okazji zabierając filiżankę herbaty i bułeczkę z tacy.

Gdy już byli bezpiecznie w bibliotece i nie groziło im podsłuchanie, Severus zmarszczył brwi, patrząc na wilkołaka i powiedział szybko:

- O co chodzi, Lupin? Zamierzasz mnie zapytać, czy Harry może powinien zostać na Grimmauld Place? Uważasz, że nie nadaję się do opieki nad nim, tak?

Remus uniósł brwi. Najwyraźniej Harry nie był jedyną osobą w domu, która miała problemy z poczuciem bezpieczeństwa.

- Wcale nie, Severusie. Tak naprawdę to najgorsze, co moglibyśmy zrobić, zabrać Harry’ego z domu i umieścić go gdzieś indziej. To by tylko pogorszyło sprawę. Harry potrzebuje teraz znajomego otoczenia i struktury, a szczególnie potrzebuje ciebie.

- Naprawdę? – zapytał Severus, starając się ukryć ból w sobie i swoim głosie. – Wygląda na to, że potrzebuje ciebie i… i swojego ojca chrzestnego.

- W tej sekundzie – przyznał Remus. – Nie bądź zazdrosny, Severusie. Nie próbujemy cię zastąpić. Nadal jesteś jego ojcem.

- Niezbyt dobrym – mruknął drugi z goryczą. – Popatrz, co się prawie stało. Zawiodłem go.

- Nieprawda. Nie mogłeś wiedzieć, co robi. Nie jesteś Bogiem, Severusie Snapie.

- Bez wątpienia myślisz, o ile lepszy byłby ode mnie James Potter – odparł gorzko Severus.

- To niesprawiedliwe, Severusie. Nie mogę powiedzieć na pewno, który z was poradziłby sobie lepiej. James, którego znałem, mógłby nawet nie rozpoznać znaków. Uważaj się za szczęściarza, że tak się stało i dotarłeś na czas. Uratowałeś go, Severusie. I przestań obwiniać się za desperacką głupotę Harry’ego. Robisz, co możesz. Lepiej niż mógłbym to zrobić ja. Albo Syriusz.

- To dlaczego nie przyszedł do mnie, Remusie? Byłem tutaj, do cholery, a zamiast mnie zwrócił się ku eliksirom! Co to o mnie świadczy?

- To świadczy, że on podziwia cię tak bardzo, że woli spróbować czegoś innego, niż wydać ci się kimś nie idealnym – powiedział Remus bez ogródek. – Tak przynajmniej powiedział Syriuszowi. Że boi się cię zawieźć, uważa, że musi być idealnym synem, na jakiego zasługujesz. W przeciwnym razie jest jedynie problemem.

- Powiedział ci tak? Ale ja nigdy nie stwierdziłem…

- Wiem. Ale tak było z jego cholernymi krewnymi. Przekonali go, że jeśli nie będzie idealny, jak ich syn, nie będzie wart ich szacunku, miłości czy czegokolwiek innego.

- Dranie! – warknął Mistrz Eliksirów. Potem rzekł chrapliwie: – Pamiętam, jak to jest. Jakby to było wczoraj. Tak bardzo starasz się zadowolić mężczyznę, który nawet się tym nie przejmuje, a ty nadal próbujesz, bo może tym razem będzie inaczej… Ale ja nigdy nie prosiłem go, żeby taki był. Nie jestem moim ojcem!

- Wiem – uspokoił go Remus, słysząc straszną udrękę pod słowami mężczyzny. – Ale Harry ma instynktowną potrzebę zadowalania ludzi, zwłaszcza tych, których podziwia. Bał się również, że media dowiedzą się o jego problemie i rozniosą go w gazetach. Boi się, że ludzie się dowiedzą i zostanie upokorzony. Wiesz, jak to jest, jacy krusi są chłopcy w jego wieku, jeśli chodzi o poczucie własnej wartości. Jak wolisz umrzeć, niż zostać upokorzonym.

Severus skinął głową.

- Nikt nie wie tego lepiej ode mnie, Remusie. Huncwoci dobrze mnie nauczyli.

Remus skrzywił się, bo język Severusa był tak ostry jak zwykle. Ale nie mógł mężczyzny winić. Zgotowali mu w czasie szkoły piekło.

- Przepraszam za to. Wiesz to lepiej niż inni. Powinienem był bardziej się starać, by ich powstrzymać. Zamiast tego po prostu patrzyłem.

Severus uniósł brew.

- I kto teraz robi z siebie idiotę? – zapytał z sarkastycznym uśmiechem. – Nie byłeś ich ojcem, tylko najlepszym przyjacielem. Który musiał ukrywać własny sekret.

- Wciąż jestem ci dłużnikiem – powiedział Remus, patrząc mu w oczy. – Mogłeś mnie wydać w każdej chwili. Zamiast tego zachowałeś milczenie, kiedy wystarczyłoby jedno słowo w odpowiednie ucho i mógłbyś dostać zemstę za każdy głupi psikus, który ci wywinęliśmy. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego tego nie zrobiłeś.

- Ponieważ wiedziałem, jak to jest być więźniem, zmuszonym do tego, nad czym nie ma się kontroli. Chętnie oddałbym Pottera i Blacka władzom, ale nie ciebie. Nie mogłeś tego powstrzymać. Mogę być Ślizgonem, ale nie jestem pozbawiony zasad. Albus nigdy tego we mnie nie rozumiał, nawet wtedy. Chciałem, żeby oni zostali ukarani, nie ty.

- Cóż, jestem za to wdzięczny – powiedział szczerze. – A jeszcze bardziej jestem wdzięczny, że zaoferowałeś mi z powrotem stanowisko nauczyciela. Nie byłem pewny, jak poradzę sobie z byciem aurorem i spędzaniem czasu z Nimfadorą. Jesienią bierzemy ślub.

- Gratulacje – rzekł Severus. – Byłeś najlepszy do tej roboty. Dzieci cię lubią i szanują.

- Dziękuję, Severusie. Wyślę ci zaproszenie na ślub. Przepraszam za zboczenie z tematu. Jeśli chodzi o Harry’ego, myślę, że powinieneś z nim porozmawiać po naszym wyjściu, dać mu znać, że jesteś przy nim i tak dalej. Potrzebuje zapewnienia, że nadal go kochasz, mimo że, jak to ujął, sprawia ci same problemy.

- Tak powiedział?

Remus skinął głową.

- To jeden z powodów, dlaczego ci nie powiedział. Ponieważ czuł, że nie zasługuje od ciebie na nic więcej. Że zrobiłeś dla niego zbyt wiele. Nie dlatego, że ci nie ufał.

- Zrobiłem za dużo? – powtórzył ze zdziwieniem. – Lupin, moim zdaniem nie zrobiłem wystarczająco.

- Ale Harry nie wie, jak to jest mieć normalnego rodzica lub normalne życie – przypomniał wilkołak. – Powiedziałbym, że dla niego adoptowanie go i pozwolenie na zamieszkanie tu, karmienie go, to wersja nieba.

- Tak. Możliwe. Tak było ze mną – wyszeptał. – Hogwart był moim niebem.

- Tak samo było ze mną. Hogwart był miejscem, w którym poznałem pierwszych prawdziwych przyjaciół – powiedział Remus, uśmiechając się na wspomnienie.

- Może powinieneś być bardziej wybredny – zadrwił Snape. – To był żart – dodał, widząc, że wilkołak zaczyna się krzywić.

Wilkołak zachichotał.

- Masz cięty dowcip, Snape. Touche.

- Człowiek robi, co może – powiedział chytrze. – Jeszcze herbaty.

Lupin zastanowił się.

- Ja… pewnie.

Severus machnął ręką i czajnik pojawił się w bibliotece, po czym napełnił filiżankę Lupina.

- Nie masz pojęcia, jak to było wejść do jego pokoju i zobaczyć, jak leży nieprzytomny na łóżku, jak nie mogłem go obudzić. Myślałem, że moje serce przestanie bić. To było takie uczucie, jak piętnaście lat temu, kiedy znalazłem jego markę w ruinach Doliny Godryka. Myślałem sobie tylko „Nie, nie może być martwy. Tak jak Lily.” Tylko gorzej.

Remus rzucił mu współczujące spojrzenie.

- Masz rację. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Biedny dzieciak! I ty też, skoro musiałeś choć przez minutę myśleć, że twój syn nie żyje. Straciłbym rozum.

- Jedyne, co powstrzymało mnie przed szaleństwem była próba zrozumienia, jak to się stało. A potem leczenie go z przedawkowania Anielskiego Snu – przyznał Snape. – Chociaż po tym, jak wyciągnąłem go z niebezpieczeństwa, miałem ochotę strzelić go w tyłek za to, że jest tak cholernie impulsywny.

- Nie wątpię. Wystraszył cię na śmierć. Powinieneś być z siebie dumny, Severusie. Przyjąłeś dziecko, które nie jest twoje i próbujesz wychować je za swoje, a do tego dziecko z wieloma emocjonalnymi traumami – powiedział Remus.

- Nie miał nikogo innego. To była słuszna decyzja – powiedział po prostu Severus.

I pokochałeś go jak swojego, pomyślał Remus, wiedząc, że to jest niewypowiedziany powód, który zrobił różnicę w ich życiach.

- Harry to wie. Ty możesz teraz tak myśleć, ale tak jest. Jeśli będziemy współpracować, możemy ponownie poskładać Harry’ego do kupy.

- Jeden za wszystkich… - zarecytował Severus.

- Wilkołak i dwóch animagów za jednego – powiedział Remus, uśmiechając się. Wstał. – Pójdziemy zobaczyć, jak Syriusz radzi sobie z naszym impulsywnym uczniem?

- Oczywiście. – Severus ponownie otworzył sekretne przejście i skinął na Remusa, żeby ten przeszedł. Potem dodał cicho: - Myślę, że minąłeś się z powołaniem, Lupin. Powinieneś zostać psychologiem.

Remus roześmiał się cicho.

- Nie, dzięki, Severusie. Kto by zaufał wilkołakowi?

- Harry. Syriusz. Ja. Panna Tonks. – Właśnie dotarli do pokoju Harry’ego i zakończyli rozmowę.

- Jak idzie przesłuchanie? – zapytał lekko Remus, przechodząc przez próg.

- Biorąc pod uwagę całość, myślę, że całkiem dobrze – odpowiedział Syriusz, wciąż siedząc na łóżku Harry’ego obok chrześniaka. – Poczyniliśmy pewien postęp.

- Cieszę się – rzekł Remus. – Rozmawialiście o jakimś harmonogramie regularnych spotkań czy to dla ciebie zbyt skomplikowane, Łapo?

- Spadaj, Luniek – odparł Syriusz.

Remus zachichotał.

- Jeszcze nie teraz. – Spojrzał na Harry’ego i Severusa. – Co powiecie na wtorki, czwartki i soboty? Chyba że chcecie mieć wolny weekend?

Harry zastanowił się.

- Jak dla mnie okej.

- Dla mnie też. Jeśli chodzi o godzinę, pasuje wam szesnasta? – zapytał Severus.

- Pewnie – rzucił Syriusz. – Mi pasuje każda godzina. – Czule potargał włosy Harry’ego. – Odpocznij trochę i nie pij więcej żadnych szalonych eliksirów, dobra?

- Dobra.

- I pamiętaj żeby ćwiczyć te relaksacyjne sztuczki, które ci pokazałem. Naprawdę działają.

Harry obiecał mu to, po czym dwaj Huncwoci wyszli.

- Chcesz zjeść kolację i trochę się przespać? – zapytał Severus. – Chciałbym z tobą porozmawiać o kilku rzeczach, ale jeśli wolałbyś najpierw zjeść…

Harry potrząsnął głową.

- Nie. Możemy teraz porozmawiać. Nie jestem głodny. Zwłaszcza po tym eliksirze, który mi dałeś.

- Jak chcesz mam herbatę rumiankową – powiedział Severus, przywołując szybko filiżankę. – Masz. Wypij.

Harry wziął filiżankę i wziął kilka wolnych łyków. Wypełniło go ciepło, odpędzając chłód z wnętrza. Po wypiciu prawie połowy filiżanki, odstawił ją i spojrzał na Severusa, który usiadł na krześle zwolnionym przez Syriusza.

- O czym… o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

- O wielu rzeczach. Ale najważniejsze jest to, że nie jesteś dla mnie żadnym ciężarem czy problemem. Nie masz się czego wstydzić, bo od czasu do czasu wszyscy potrzebujemy pomocy. I jeśli Black i Lupin mogą ci pomóc, będziesz miał z nimi sesje tak długo, jak potrzeba. Aż to pokonasz.

- Ja… nie wiem, czy potrafię.

- Dasz radę, Harry. Wierzę w to. Pokonałeś najgorszego czarnoksiężnika na świecie. Przez to też przejdziesz – powiedział szczerze Severus. – Ale nie musisz radzić sobie sam. Wszyscy ci pomożemy.

Harry przygryzł wargę.

- Nie chcę, żebyś rezygnował z lata przeze mnie. Nie chcę ci przeszkadzać.

- Harry, jedyne, co mi przeszkadza to to, że do mnie nie przyszedłeś – powiedział z irytacją Severus. – Jesteś moim synem i jesteś więcej wart niż wakacje. Więcej niż cokolwiek innego.

- Ale jesteś na mnie zły za… używanie eliksirów. Wiem, że tak jest.

- Jestem zły, ponieważ zachowałeś się nieodpowiedzialnie i niemal się zabiłeś. Nie dlatego, że masz depresję. Jestem zły na siebie, że nie zdawałem sobie sprawy, dokąd zmierzasz i że nie powstrzymałem cię, zanim doszło do tego momentu. Powinienem był wiedzieć, bo byłem kiedyś taki jak ty.

- Ale to nie była twoja wina, Sev! – krzyknął Harry. – Sam to powiedziałeś. To moja wina, ja byłem głupi! Nie myślałem i cię skrzywdziłem. Przepraszam.

- I wybaczam ci, głupi pisklaku – powiedział Severus, po czym przyciągnął syna mocno do siebie i go przytulił. – Ale jeśli kiedykolwiek więcej mnie tak przestraszysz to… podetnę ci skrzydła i dostaniesz szlaban aż nie skończysz dwudziestu jeden lat, słyszysz?

- Tak jest.

- A teraz przestań przepraszać. Mam już dość słuchania tego. Będę cię już zawsze kochać, bez względu na to, czy jesteś popapranym szaleńcem czy nie. Nie musisz być idealny, nie chcę idealnego syna. Chcę cię takiego, jakim jesteś, ty bezczelny, impulsywny bachorze. Dlaczego miałbyś myśleć inaczej?

- Nie wiem. Po prostu…

- Może tak myślałeś, bo tak ci powiedział twój szalony wujek? Albo twoja paskudna ciotka? Hymm?

- Może.

- Cóż, ja nimi nie jestem i nic, co zrobisz, nie sprawi, że cię wyrzucę lub zapragnę innego dzieciaka. Słyszysz mnie? Bo jeśli nie, będę ci to powtarzał każdego dnia, aż wybijesz to sobie z głowy. Może każę to napisać pięćset razy, żeby mieć pewność, że zostanie to wyryte w twoim upartym umyśle.

Harry wykrzywił się.

- Jesteś podły.

- Prawda. Jestem okropnym, wrednym zrzędą, który żyje po to, żeby cię torturować, tak jak każdy inny ojciec robi swoim nastoletnim dzieciom, i będę cię kochał, nawet jeśli będziesz myślał, że nie jesteś godny miłości, Harry Potter- Snapie. Przysięgam ci na swoje imię i na moją magię.

Choć raz Harry nie miał nic do powiedzenia. Więc zamiast tego przytulił Severusa i poczuł, jak część ciemności w nim cofa się o kilka stóp, odepchnięta czystą, nieskalaną miłością ojca do przybranego syna. Demon w nim nie został pokonany, ale odepchnięty. Na razie.

Harry odsunął się po dłuższym czasie, przypominając sobie o swojej młodzieńczej godności i powiedział:

- Teraz jestem głodny, Sev.

- Domyśliłem się, gdy usłyszałem, jak ci burczy w brzuchu. Ubierz się i zejdź na dół. Przygotuję kolację.

Harry’emu nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wbiegł do łazienki i umył twarz, zmywając wszelkie ślady łez. Po tym jego umysł powrócił do pytania, które dręczyło go od jakiegoś czasu, a nie miało nic wspólnego z jego koszmarami, klaustrofobią czy lękiem przed ciemnością. Czy nadszedł czas, żebym przestał mówić do niego po imieniu i zaczął nazywać „ojcem” czy „tatą” albo coś takiego? W sensie, jest moim ojcem pod prawie każdym względem, nie jest już tylko moim mentorem. Nazywa mnie „synem”.

To zdecydowanie dawało pożywkę jego rozmyślaniom. A skoro już mowa o pożywieniu… jego brzuch zaburczał głośno.

Harry przemienił się we Freedoma i zleciał na dół, by wylądować na oparciu kuchennego krzesła. Zaskrzeczał bezczelnie, a Severus odwrócił się od mieszania na kuchence sosu do kanapek z pieczoną wołowiną.

- Freedom! Uprzejmie ostrzeż mnie następnym razem zanim przyprawisz mnie o zawał serca. – Severus pogroził jastrzębiowi palcem. – Umyłeś twarz i ręce?

Freedom zmienił się w Harry’ego, podszedł i pokazał starszemu mężczyźnie dłonie.

- Patrz, wszystko czyste, tato.

Severus zamarł. Czy naprawdę usłyszał…?

- Czy ty właśnie nazwałeś mnie tatą?

- Eee… tak. Pomyślałem, że jeśli obiecujesz, że będziesz mnie kochać bez względu na to, jak bardzo będziesz chciał mnie udusić, mógłbym zacząć mówić do ciebie z większym szacunkiem niż oddaje „Sev”. Znaczy, jesteś moim ojcem, nie tylko mentorem. Vince mówi tak do swojego ojca, brzmi to lepiej niż „ojcze” i nadal myślę o Jamesie jako o swoim „tatku”, więc… mam tak nie mówić?

Severus pokręcił głową.

- Nie. Po prostu… zaskoczyłeś mnie, to wszystko. Przyzwyczaiłem się do Seva.

- Jeśli czujesz się niekomfortowo, Sev…

- Tego nie powiedziałem, synu. To twój wybór, tak jak powiedziałem, gdy cię adoptowałem.

- Dobrze, tato. – Powąchał powietrze. – Co gotujesz?

- Zobaczysz, jak usiądziesz i zjesz. Siadaj! – Zagarnął Harry’ego na jego miejsce, lekko klepiąc go w tyłek.

Harry przesunął się, ukrywając uśmiech. To był jeden z rzadkich dni, kiedy udało mu się zaskoczyć Severusa Snape’a i chciał się tym delektować tak długo, jak to możliwe. Osunął się na swoje miejsce, przywołał napoje i sztućce, podczas gdy Severus przygotowywał talerze. I po raz pierwszy odkąd wróciły koszmary poczuł promyk nadziei, że wyjdzie z tej próby cały na ciele i umyśle.