Harry spojrzał na swoje dłonie zaciśnięte na kocu, który podciągnął do piersi i nagle rozgniewał się na Severusa.
-
Dlaczego musiał wam powiedzieć? – wybuchnął. – Nie chciałem tego rozgłaszać, na
litość boską!
Syriusz
zamrugał, nigdy wcześniej nie słyszał, by jego chrześniak brzmiał tak gorzko,
gdy mówił o Mistrzu Eliksirów. Chociaż kiedyś mógł się cieszyć, widząc, jak
Snape doświadcza ostrego języka Harry’ego, ten czas dawno minął. Teraz czuł
tylko smutek, że zaufanie pomiędzy nimi zostało w jakiś sposób naruszone.
-
Harry, on ci próbował pomóc, nie rozumiesz tego?
-
Bardzo go wystraszyłeś, Harry – dodał Remus łagodnym głosem. – Po tym, jak
wziąłeś Anielski Sen bał się, że umierasz. Kiedy się z nami skontaktował,
niemal… bełkotał. Trochę nam zajęło, żeby go uspokoić, a potem, kiedy
powiedział nam, co się stało… Harry, dlaczego eksperymentowałeś z takim
eliksirem? Severus twierdził, że byłeś przygnębiony, ale chciałbym usłyszeć
twoją opinię.
Harry
wpatrywał się w swoje dłonie, zaciśnięte na miękkim, niebieskim kocu i
przypomniał sobie, jak wyglądał Severus, gdy skończył zwracać żołądek. Nie był
jak zwykle spokojny, racjonalny, niewzruszony. Nie wyglądał nawet na złego czy
rozczarowanego. Wyglądał na… zmęczonego i niepewnego. Jego ojciec wyglądał na
zaniepokojonego, a teraz Lupin zdawał się myśleć, że Severus również się bał.
Czuł się okropnie winny, że Severus poczuł coś takiego. Ten człowiek nie
zasługiwał na to, żeby przez to przechodzić. To miało być spokojne lato, a
zamiast tego okazało się gorszą próbą niż wojna.
A
wszystko przez niego.
-
Harry, proszę, porozmawiaj z nami – ponaglił Remus.
Syriusz
przesunął się na krześle i pochylił do przodu, by objąć dłonie chrześniaka
swoimi. Miał duże dłonie, całkowicie zakrywały smukłe ręce Harry’ego.
-
Wiesz, Harry, kiedy zostałem uniewinniony, Wizengamot nalegał, żebym poszedł do
terapeuty. Nie byłem zbyt chętny. Nie chciałem, by jakikolwiek
psychouzdrowiciel grzebał mi w głowie i nie sądziłem, że mógłby mi w czymś pomóc.
Co on wiedział o byciu więźniem Azkabanu, powiedziałem sobie. Co wiedział o
obłędzie spowodowanym klątwą? Kiedy pierwszy raz spotkałem się z uzdrowicielem
Sandrilasem albo Alekiem, jak wolał być nazywany, powiedziałem mu wprost, że
wątpię, czy będzie w stanie mi pomóc, a sesje były stratą czasu.
-
Co… co on na to?
-
On tylko na mnie spojrzał i zaproponował, żebyśmy dali sobie tydzień i
zobaczymy, co się stanie. Zgodziłem się. Ale nie sądziłem, że kiedykolwiek
będzie w stanie mi pomóc. Ale wiesz co? Bardzo się myliłem. Alec pomógł mi
naprawić to, co było ze mną nie tak, znalazł rzeczy, które były ze mną nie tak,
o których nawet nie wiedziałem. I wiesz co? Zrobił to bez użycia magii,
przynajmniej w większości. Nigdy nie wszedł do mojej głowy bez mojej zgody, a
wszystko, co mu powiedziałem lub co zasugerował, żebym zrobił, było poufne.
Przysiągł, że nigdy nie powtórzy nikomu tego, o czym rozmawialiśmy. Wszystko
było poufne. Powiedział mi, że tak działają psychouzdrowiciele. Składają
przysięgi poufności lekarskiej, niemal tak silnej jak Wieczysta Przysięga.
Powiedział, że nawet jeśli przyznam się do morderstwa, nigdy nie będzie w
stanie nikomu powiedzieć. Wszystkie moje sekrety, a uwierz mi, dzieciaku, było
ich wiele, były u niego bezpieczne. Więc jeśli zdecydujesz się pójść i zobaczyć
z nim lub innym psychouzdrowicielem, nie musisz się bać, że pójdą do prasy lub
gdziekolwiek indziej i się wygadają.
Harry
westchnął.
-
Nie rozumiesz? – warknął. – Nie muszę iść do psychouzdrowiciela, bo nic mi nie
jest. – Wiedział, że to nie prawda, ale nie mógł się do tego przyznać, nawet
tej dwójce.
Ku
jego całkowitemu szokowi, Remus spojrzał na niego surowo.
-
Harry, przestań! Zaprzeczenie nie sprawi, że problem zniknie. Myślałem, że już
się tego nauczyłeś. Jesteś przygnębiony i cierpisz na poważny przypadek stresu
pourazowego, tak jak twój ojciec chrzestny, kiedy po niego przyjechałem po tym,
jak Severus odwrócił klątwę Bellatrix. Nie ma się czego wstydzić. Sam Severus
przyznał, że on też na to cierpi. Ja też. Każdy kto stoczył bitwy. A jedynym
sposobem na poprawę jest przyznanie się do tego i rozmowa.
-
Lunatyk ma rację – wtrącił się Syriusz. – A skoro nie chcesz rozmawiać z
psychouzdrowicielem ani ze swoim ojcem, to jesteśmy tutaj. Możesz nam zaufać,
Harry. Nigdy cię nie zdradzimy.
Harry
spojrzał w brązowe oczy Syriusza i powiedział bardzo cicho:
-
Wiem. Ale nienawidzę tego, jaki jestem i nie chcę, żebyście mnie żałowali. I
boję się, że ktoś się dowie, jeśli pójdę do psychouzdrowiciela, ktoś jak Rita i
wtedy wszyscy się dowiedzą, że jestem powalony i będą się ze mnie naśmiewać.
Mam dość bycia na pierwszej stronie gazety. Chcę być po prostu normalny, do
cholery! Czy to aż tak dużo?
-
Nie – powiedział jego ojciec chrzestny. – Ale nigdy tego nie doświadczysz, póki
nie stawisz czoła temu, czego się boisz. Wiem, że to trudne, ale uwierz mi. Ja
też to przeżyłem. Jeśli martwisz się prasą, nie musimy iść do biura Sandrilasa,
robi wizyty domowe. Nikt nie musi wiedzieć. Severus się o to zatroszczy. Nie
mów mi, że nie ufasz mu w kwestii ochrony, był szpiegiem przez ponad połowę
swojego życia.
-
Wiem o tym, ale on robi dla mnie za dużo.
-
Harry, to właśnie robi rodzic, chroni swoje dziecko – powiedział stanowczo
Remus. – To nie jest ciężar czy obowiązek. To coś, co robisz, ponieważ zależy ci
na dziecku i chcesz, żeby było bezpieczne. Severus cię kocha, Harry. Zrobiłby
wszystko, żeby cię chronić. Wszystko. Ponieważ tak robi dobry rodzic. Tak ja
bym robił, gdybym miał syna. Może czujesz, że jesteś za stary, żeby ktoś cię
chronił…
-
Nie rozumiesz, Remus. To wcale nie tak. Sev zaryzykował dla mnie zbyt wiele –
prawie przez mnie umarł – nie chcę, żeby robił to jeszcze raz.
-
Harry, to nie jest twój wybór – zauważył Remus. – Tylko Severus może zdecydować,
co chce dla ciebie robić.
-
Ale ja na to nie zasługuję! Nie rozumiesz? Nie chcę spieprzyć życia także jemu!
Dlatego starałem się radzić sobie z tym sam – krzyknął Harry, czując, jak oczy
pieką go od łez.
Syriusz
skrzywił się i miał cholerną nadzieję, że Snape nie usłyszy rozmowy.
-
Harry… to, że masz problemy, nie oznacza, że nie zasługujesz na pomoc…
zwłaszcza od swojego ojca. Bardziej spieprzysz mu życie, jeśli nie pozwolisz mu
zrobić dla siebie tego, co może, niż gdybyś pozwolił mu pomóc. Jedyną rzeczą,
którą nauczyłem się o Severusie Snapie jest to, że nienawidzi czuć się
bezużyteczny. Ja też. To okropne czuć się tak bezradnym i patrzeć, jak ktoś,
kogo kochasz, niszczy samego siebie.
-
Nie niszczę się – sprzeczał się Harry.
-
Nie? – zapytał Syriusz. – Wypicie tego eliksiru nie było najmądrzejszą rzeczą,
a to drugi raz, kiedy czegoś takiego próbowałeś.
Harry
zacisnął zęby.
-
To był błąd. Nie wiedziałem, że Anielski Sen nie jest bezpieczny. Powinno być
jakieś większe ostrzeżenie!
-
A gdyby było? Posłuchałbyś go? – zapytał Remus. – Czy poszedłbyś do Severusa i
poprosił o radę?
-
Nie. Chyba nie.
-
Wiesz dlaczego? Ponieważ w głębi duszy wiedziałeś, że to, co robisz, jest złe –
powiedział cicho Remus.
-
Dobra, więc popełniłem błąd! – warknął Harry. – To nie byłby pierwszy raz.
Oczy
Remusa błysnęły.
-
Tego rodzaju błąd mógł cię kosztować życie! A jak myślisz, jak czułby się wtedy
Severus? Gdyby cię znalazł martwego z powodu przedawkowania eliksiru? No dalej,
powiedz mi.
Harry
przygryzł wargę.
-
Nigdy by sobie nie wybaczył.
-
Dokładnie. Ale o tym nie pomyślałeś, prawda? Myślałeś tylko o tym, jak ukryć
ból. Jak udawać, że wszystko jest w porządku. Ale są rzeczy, których nie da się
ukryć, Harry. Bez względu na to, jak bardzo chcesz. Wiem to lepiej niż
ktokolwiek inny. Wiesz, kim jestem – wilkołakiem. Jestem nim odkąd miałem pięć
lat, a zaraził mnie Fenrir. Przez trzynaście lat żyłem z tą okropną klątwą i
przez większość tego czasu nie miałem eliksiru tojadowego. Kiedy byłem małym
chłopcem, gdy nadchodziła pełnia księżyca, wciąż pamiętam, jak mój tata przykuwał
mnie łańcuchem w piwnicy i jak płakałem za każdym razem, gdy to robił.
Widziałem, że tego nienawidził, ale nie mógł nic dla mnie zrobić i musiał
chronić siebie, moją matkę i mnie, więc Ministerstwo nigdy nie dowiedziało się,
kim jestem, póki nie osiągnąłem wieku szkolnego. Byłem ostateczną definicją
ciężaru, Harry. Dzieckiem ze śmiertelnym sekretem, synem, który mógł zabić
własnego ojca, który nigdy nie mógł stać się produktywnym członkiem
społeczeństwa. A jednak mój ojciec zatrzymał mnie i cały czas upewniał się, że
nie stanowię dla nikogo zagrożenia – zwłaszcza dla siebie. Wiesz, dlaczego?
Ponieważ mnie kochał. Kochał mnie bardziej niż ja kiedykolwiek kochałem siebie.
Dokładnie tak samo Severus kocha ciebie.
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie. Jestem problemem. Jak może mnie takiego kochać?
-
Ponieważ jestem twoim ojcem, dlatego – wtrącił Severus, wchodząc do pokoju.
Podszedł do łóżka i położył ręce na ramionach Harry’ego. – Synu, nieważne, co
robisz lub czego nie robisz, zawsze będę cię kochał. Bez zastrzeżeń. I z całą
pewnością nie jesteś dla mnie problemem, Harry Potterze-Snapie!
-
Jestem! – krzyknął Harry. – Nie mogę zasnąć bez koszmarów i nadal potrzebuję
zaświeconego światła, cały się trzęsę i jest mi niedobrze w małych
przestrzeniach. Jestem cholernym tchórzem.
-
No to witaj w klubie – wtrącił się Syriusz. – Boję się małych pomieszczeń, bo
tylko w takich byłem w więzieniu. I nienawidzę ciemności, ponieważ to wtedy
przychodzili dementorzy i krążyli nad celami, wysysając z ciebie całe ciepło.
Minęły miesiące, odkąd wróciłem z Azkabanu i zgadnij co? Nadal mam koszmary.
-
Ja też, po tym jak zabiłem Greybacka – powiedział mu Remus. – Wiedziałem, że
zasłużył na śmierć, ale nigdy nie zamierzałem go zabić. Dopóki nie rzucił się
prosto na mnie i nie zorientowałem się, że nie mam wyboru. Albo on, albo ja i
wybrałem siebie. Staram się unikać zabijania na tyle, ile to możliwe, ponieważ
boję się, że stanę się takim potworem, jak on. Jestem drapieżnikiem, Harry, i
bez względu na to, jak bardzo był chciał, nie mogę zmienić natury wilkołaka,
mogą ją tylko kontrolować. Zajęło mi dużo czasu, żeby to zaakceptować, ale
kiedy już to zrobiłem, znalazłem odrobinę spokoju. Ty też go znajdziesz, kiedy
przestaniesz ze wszystkim walczyć i po prostu odpuścisz.
-
Czasami najwięcej odwagi wymaga przyznanie, że potrzebujesz pomocy – powiedział
cicho Severus. – Jesteśmy twoją rodziną, synu. Każdy z nas przebył mroczną
drogę i wrócił. Ale nie możemy ci pomóc, jeśli nie będziesz chciał pomóc samemu
sobie. I nie ma łatwego rozwiązania, które mógłbyś znaleźć na dnie butelki z
eliksirem. Uwierz komuś, kto wie. – Podniósł się na nogi. – Zaparzę herbatę dla
wszystkich. A żebyś wiedział, nie wezwałem ich tutaj, żeby cię jeszcze bardziej
zawstydzić, ale dlatego że mogą ci pomóc lepiej niż ja, skoro najwyraźniej nie
ufasz, że rozumiem, przez co przechodzisz. – Po czym odszedł.
Harry
wzdrygnął się. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zranił Severusa,
gdy odmówił rozmowy o swoich koszmarach.
Remus
obserwował go uważnie, mógł wyczuć bijące od chłopaka sprzeczne emocje wstydu i
żalu i powiedział:
-
Naprawdę go ranisz, odmawiając pomocy, Harry. To prawdopodobnie jego najgorszy
koszmar, patrzeć jak się rozpadasz i on nie może nic z tym zrobić.
-
To nie tak. Ja po prostu… on już tyle dla mnie zrobił… to jest po prostu… mój
problem, nie jego… jeśli będę do niego za każdym razem chodzić, gdy będę mieć
jakiś problem, to kiedy to się skończy?
Remus
pochylił się na krześle.
-
Harry, to nigdy się nie skończy. Nawet dorośli proszą swoich rodziców o pomoc.
A problem twojego dziecka jest twoim problemem, gdy jesteś rodzicem. Boli cię,
gdy boli twoje dziecko, bez względu na to, ile ma ono lat. A rodzic chce być
potrzebny, nie przeszkadza mu pomaganie. Severus nie uważa cię za ciężar, chce
ci pomóc. A ty, nie pozwalając mu na to z powodu jakiegoś szalonego pomysłu, że
musisz sobie sam z tym poradzić, sprawiasz, że jest on kłębkiem nerwów.
-
Tak? Ale ja… Nie chcę, żeby on mnie tak postrzegał, Remusie! Chcę, żeby był ze
mnie dumny…
Syriusz
skrzywił się, ponieważ pamiętał, że w wieku Harry’ego też tego chciał.
-
Harry, tak myślisz? Że musisz być idealny, żeby Severus był z ciebie dumny? Że
nie będzie cię tak kochał, jeśli nie będziesz perfekcyjny?
Harry
skinął powoli głową.
-
Tak było zawsze z moją ciotką i wujem. Uważali, że Dudley jest idealny, a ja
nigdy nie byłem… bez względu na to, jak bardzo się starałem… Ale chcę taki być
dla niego… tylko ciągle robię coś nie tak… - Po jego policzkach spłynęły ciche
łzy.
-
Ach, dzieciaku. – Syriusz podszedł, usiadł na skraju łóżka i objął go
ramieniem. – Harry, tata cię kocha, nawet jak nie jesteś idealny. A jeśli tak
nie jest, coś jest nie tak z nim, nie z tobą. Tak jak było w przypadku ojca
Snape’a i mojego. Ale nie musisz się o to martwić, dzieciaku. Snape może być
perfekcjonistą i mieć obsesję na punkcie szkoły, ale i tak będzie z ciebie
dumny, bez względu na wszystko.
-
Skąd wiesz?
-
Ponieważ byłem taki za dzieciaka. I widziałem, jaki on jest przy tobie. Jest
dobrym tatą, kocha cię za to, jaki jesteś, czy jesteś jednym wielkim bajzlem
czy nie. Czy kiedykolwiek powiedział, że jest tobą rozczarowany, bo masz
koszmary? Że jesteś tchórzem, bo masz klaustrofobię?
-
N-Nie… był na mnie zły, że wziąłem eliksir bezsennego snu i nie powiedziałem mu
o tym… powiedział, że jestem nieodpowiedzialny, bo nie przyszedłem najpierw do
niego…
-
No widzisz. Był rozczarowany tym, jak sobie radziłeś z problemem, a nie tym, że
w ogóle go masz. W tym tkwi różnica, Harry. Jest zły, że nie chcesz mus się
zwierzyć, a nie tym, że w ogóle musisz. Czy ma to jakiś sens?
-
Tak. W dziwny sposób.
Syriusz
uśmiechnął się lekko.
-
Dzięki Merlinowi. Wygląda na to, że trochę Aleca na mnie przeszło. Harry,
rozumiem, co skąd ci się to bierze, ponieważ zawsze starałem się zadowolić
mojego ojca i nigdy mi się to nie udawało. Alec mówi, że to sprawiło, że byłem
niepewny, a to zmieniło mnie w zbuntowanego smarkacza, bo uznałem, że dobre
zachowanie nigdzie mnie nie doprowadziło, więc lepiej zachowywać się źle. Miał
rację, gdy teraz o tym myślę. Wiele z tego, co robiłem w szkole było w pewnym
sensie próbą naplucia ojcu w oczy. Mój tata zawsze mówił, że same ze mną kłopoty, więc po prostu
udowodniłem mu, że ma rację. Szalone, prawda? A myślałeś, że to ty jesteś
popaprany. – Podał Harry’emu zmiętą białą chusteczkę.
Harry
wziął ją i otarł oczy.
-
Ale ty nie musisz robić tego, co Syri. Wszystko, co musisz zrobić, żeby Severus
był z ciebie dumny to porozmawiać z nim o tym, co cię dręczy – naciskał Remus.
– Albo z nami, jeśli nie chcesz wydawać się słaby w jego obecności.
-
Naprawdę? – Promyk nadziei przebił się przez zasłonę rozpaczy, która w głębi go
otulała. Bał się, że Severus będzie nim gardził za jego słabość, że w duszy
czuł odrazę do Harry’ego z powodu koszmarów, które śniły mu się po zakończeniu
wojny.
Remus
skinął zachęcająco głową.
-
To wystarczy.
Harry
wydawał się zagubiony. Od czego zacząć? Jak zacząć? Czy zacząć od najnowszego
koszmaru, czy wrócić do początku, kiedy Voldemort nawiedzał każdą jego chwilę?
Syriusz
pocieszająco poklepał go po ramieniu.
-
Po prostu mów, Harry. Nie unikniesz mówienia. Może zaczniesz od ostatniego snu,
jaki pamiętasz? – Merlinie, brzmię jak
Sandrilas! – pomyślał cierpko animag. Nigdy
nie sądziłem, że pewnego dnia będę uzdrowicielem. Ale jeśli to mu pomoże…
Harry
zamknął oczy, wycofując się w bezkształtną szarą mgłę snów.
-
Okej. Ciągle mi się śni, jak razem z Warriorem – tak nazywa się animagiczna
forma Severusa – jesteśmy ścigani przez wilkołaki w lesie niedaleko Hogwartu,
nie tym Zakazanym, jakimś innym… i wilkołak skoczył na niego, gdy kontaktował
się z McGonagall przez amulet… zabiłby go, ale go uratowałem dzięki Incendio i
spaliłem go żywcem… to był pierwszy raz, kiedy zabiłem kogoś celowo…
-
Jak się z tym czułeś? – zapytał Remus.
-
Na początku byłem zadowolony. Zabiłby Seva. Ale potem poczułem mdłości…
-
To normalne. Wszyscy tak się czuliśmy – powiedział Syriusz. – Co jeszcze?
-
We śnie, wilkołak nadbiega i… jestem zbyt wolny… nie trafiam celu, a wtedy… on
rozrywa Seva na strzępy… a ja mogę tylko obserwować… krzyczę, staram się rzucić
jakieś zaklęcie, cokolwiek… ale moja magia nie działa i nie mogę tego
zatrzymać… - zadrżał. – Jestem bezużyteczny… i budzę się z krzykiem, czując, że
zaraz zwymiotuję. Wiem, że to nie jest prawdziwe, wiem, ale nie mogę pozbyć się
tego uczucia rozdarcia w środku… ponieważ to mogło się wydarzyć… byliśmy tak
cholernie blisko śmierci… tak wiele razy… raz ja… nawet… - Harry urwał, nie
chcąc wracać do czasu, gdy opętał go sztylet i prawie zabił swojego mentora. –
Gdyby… Gdyby on umarł… nie wiem, co bym zrobił… dlatego zacząłem brać eliksir
bezsennego snu, ponieważ nie mogłem przestać o tym śnić… albo o tym, jak
Voldemort go torturuje, a potem zabija… nie mogłem tego znieść…
Więcej
łez spłynęło po jego twarzy, a Syriusz go przytulił.
-
Wiem, dzieciaku. Miałem te same sny po tym, jak Wężowa Morda zamordowała Jamesa
i Lily. Zawsze czułem się winny, że nie mogłem ich uratować, że powinienem był
wiedzieć, że to Peter był zdrajcą… Widziałem w kółko, jak umierają na moich
oczach…
-
Ja też – dodał cicho Remus.
Ja też, pomyślał Severus, stojąc w
drzwiach z tacą herbaty. Wszedł podczas monologu Harry’ego i zamarł. Czuł ulgę,
że chłopak w końcu zaczął mówić i uwolnił część trucizny, która w nim tkwiła. W
końcu Harry zaczął się poddawać. Ale czuł też niewytłumaczalną zazdrość, tylko
niewielką, że Huncwotom udało się odnieść sukces tam, gdzie on poniósł porażkę.
Nienawidził czuć się gorszy od nich, w przeszłości zbyt wiele razy doświadczył
tego uczucia. Ale potem przypomniał sobie, że to dla Harry’ego i jeśli to
pomoże jego synowi, powinien być za to wdzięczny.
Machnął
ręką i taca z herbatą uniosła się w powietrze, po czym osiadła na stoliku
nocnym. Żaden z czarodziejów nie podniósł wzroku.
Harry
kontynuował.
-
…dlatego nie chciałem rozmawiać z nim o snach… ponieważ myślałem, że uzna mnie
za idiotę… ponieważ żył, a jednak mój mózg uparcie twierdził, że tak nie jest…
zachowywałem się jak głupie dziecko. Myślałem, że znikną, jeśli je zignoruję
albo chociaż spróbuję, ale…
-
Ignorowanie problemu nigdy nie sprawi, że on zniknie… - poradził Syriusz. – To
był jeden koszmar, były jakieś inne…?
Harry
zebrał się na odwagę i zaczął opowiadać Syriuszowi o tym, jak odzyskali Sztylet
Niezgody. Miał wrażenie, jakby wyciągał z umysłu długie cienie, a one
wychodziły z niego w kolorze szkarłatu i krwawił z ran, które pozostawiły. Ale
pomimo bólu, rozmowa o tym, co się wydarzyło podczas ich wyprawy, była… kojąca.
Nie dobra, ponieważ nie chciał przeżywać tych wspomnień, ale musiał to zrobić.
To było trochę jak oczyszczanie zainfekowanego skaleczenia, nienawidzi się tego
robić, ale trzeba było to wykonać.
Musiał
urwać, kiedy dotarł do części, w której sztylet przekonał go do dźgnięcia
Severusa, jego oddech zaczął się rwać od szlochu.
-
Nie mogę… - jęknął.
-
Możesz – zachęcił go Syriusz. – Mogę zgadnąć, co się stało później, ale musisz
o tym porozmawiać.
-
Dlaczego? – zapytał żałośnie Harry. – Jeśli wiesz, co się stało… a wiem, że
wiesz…
-
Ponieważ wyraźnie nadal cię to boli – powiedział jego ojciec chrzestny. –
Powiedz mi.
-
Ja… zdradziłem… posłuchałem sztyletu… myślałem, że on jest wrogiem… - Słowo po
słowie opowiedział Syriuszowi o chwili, w której całkowicie poddał się urokowi
starożytnego, złego artefaktu i dźgnął Severusa, niemal go zabijając. – Gdyby…
gdyby Witherspoonowie nam nie pomogli… umarłby… i byłaby to moja wina…! – Ukrył
twarz w ramieniu Syriusza. – Powiedział, że mi wybacza, ale…
-
Ale ty nie wybaczyłeś sobie – zgadł Syriusz. – Nie uważasz, że teraz
powinieneś?
Po
chwili Harry wydał z siebie stłumiony dźwięk. Brzmiał jak „tak”.
-
Dobrze. To jakiś początek.
Remus
wyczuł, że Severus czyha przy drzwiach, a ponieważ Syriuszowi do tej pory
dobrze szło, postanowił pójść i porozmawiać z drugim mężczyzną, ponieważ on też
cierpiał i prawdopodobnie potrzebował współczującego słuchacza. Przypomniał
sobie, jak bardzo Nimfadora pomogła mu w pierwszych dniach z Syriuszem, jak
dobrze było mu wyrzucić frustrację przy kimś, kto go wysłuchał i nie osądzał.
-
Severusie, muszę cię o coś zapytać – zaczął, odciągając Mistrza Eliksirów od
pokoju i idąc korytarzem do biblioteki, przy okazji zabierając filiżankę
herbaty i bułeczkę z tacy.
Gdy
już byli bezpiecznie w bibliotece i nie groziło im podsłuchanie, Severus
zmarszczył brwi, patrząc na wilkołaka i powiedział szybko:
-
O co chodzi, Lupin? Zamierzasz mnie zapytać, czy Harry może powinien zostać na
Grimmauld Place? Uważasz, że nie nadaję się do opieki nad nim, tak?
Remus
uniósł brwi. Najwyraźniej Harry nie był jedyną osobą w domu, która miała
problemy z poczuciem bezpieczeństwa.
-
Wcale nie, Severusie. Tak naprawdę to najgorsze, co moglibyśmy zrobić, zabrać
Harry’ego z domu i umieścić go gdzieś indziej. To by tylko pogorszyło sprawę.
Harry potrzebuje teraz znajomego otoczenia i struktury, a szczególnie
potrzebuje ciebie.
-
Naprawdę? – zapytał Severus, starając się ukryć ból w sobie i swoim głosie. –
Wygląda na to, że potrzebuje ciebie i… i swojego ojca chrzestnego.
-
W tej sekundzie – przyznał Remus. – Nie bądź zazdrosny, Severusie. Nie
próbujemy cię zastąpić. Nadal jesteś jego ojcem.
-
Niezbyt dobrym – mruknął drugi z goryczą. – Popatrz, co się prawie stało.
Zawiodłem go.
-
Nieprawda. Nie mogłeś wiedzieć, co robi. Nie jesteś Bogiem, Severusie Snapie.
-
Bez wątpienia myślisz, o ile lepszy byłby ode mnie James Potter – odparł gorzko
Severus.
-
To niesprawiedliwe, Severusie. Nie mogę powiedzieć na pewno, który z was
poradziłby sobie lepiej. James, którego znałem, mógłby nawet nie rozpoznać
znaków. Uważaj się za szczęściarza, że tak się stało i dotarłeś na czas.
Uratowałeś go, Severusie. I przestań obwiniać się za desperacką głupotę
Harry’ego. Robisz, co możesz. Lepiej niż mógłbym to zrobić ja. Albo Syriusz.
-
To dlaczego nie przyszedł do mnie, Remusie? Byłem tutaj, do cholery, a zamiast
mnie zwrócił się ku eliksirom! Co to o mnie świadczy?
-
To świadczy, że on podziwia cię tak bardzo, że woli spróbować czegoś innego,
niż wydać ci się kimś nie idealnym – powiedział Remus bez ogródek. – Tak
przynajmniej powiedział Syriuszowi. Że boi się cię zawieźć, uważa, że musi być
idealnym synem, na jakiego zasługujesz. W przeciwnym razie jest jedynie
problemem.
-
Powiedział ci tak? Ale ja nigdy nie stwierdziłem…
-
Wiem. Ale tak było z jego cholernymi krewnymi. Przekonali go, że jeśli nie
będzie idealny, jak ich syn, nie będzie wart ich szacunku, miłości czy
czegokolwiek innego.
-
Dranie! – warknął Mistrz Eliksirów. Potem rzekł chrapliwie: – Pamiętam, jak to
jest. Jakby to było wczoraj. Tak bardzo starasz się zadowolić mężczyznę, który
nawet się tym nie przejmuje, a ty nadal próbujesz, bo może tym razem będzie
inaczej… Ale ja nigdy nie prosiłem go, żeby taki był. Nie jestem moim ojcem!
-
Wiem – uspokoił go Remus, słysząc straszną udrękę pod słowami mężczyzny. – Ale
Harry ma instynktowną potrzebę zadowalania ludzi, zwłaszcza tych, których podziwia.
Bał się również, że media dowiedzą się o jego problemie i rozniosą go w
gazetach. Boi się, że ludzie się dowiedzą i zostanie upokorzony. Wiesz, jak to
jest, jacy krusi są chłopcy w jego wieku, jeśli chodzi o poczucie własnej
wartości. Jak wolisz umrzeć, niż zostać upokorzonym.
Severus
skinął głową.
-
Nikt nie wie tego lepiej ode mnie, Remusie. Huncwoci dobrze mnie nauczyli.
Remus
skrzywił się, bo język Severusa był tak ostry jak zwykle. Ale nie mógł
mężczyzny winić. Zgotowali mu w czasie szkoły piekło.
-
Przepraszam za to. Wiesz to lepiej niż inni. Powinienem był bardziej się
starać, by ich powstrzymać. Zamiast tego po prostu patrzyłem.
Severus
uniósł brew.
-
I kto teraz robi z siebie idiotę? – zapytał z sarkastycznym uśmiechem. – Nie
byłeś ich ojcem, tylko najlepszym przyjacielem. Który musiał ukrywać własny
sekret.
-
Wciąż jestem ci dłużnikiem – powiedział Remus, patrząc mu w oczy. – Mogłeś mnie
wydać w każdej chwili. Zamiast tego zachowałeś milczenie, kiedy wystarczyłoby
jedno słowo w odpowiednie ucho i mógłbyś dostać zemstę za każdy głupi psikus,
który ci wywinęliśmy. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego tego nie zrobiłeś.
-
Ponieważ wiedziałem, jak to jest być więźniem, zmuszonym do tego, nad czym nie
ma się kontroli. Chętnie oddałbym Pottera i Blacka władzom, ale nie ciebie. Nie
mogłeś tego powstrzymać. Mogę być Ślizgonem, ale nie jestem pozbawiony zasad.
Albus nigdy tego we mnie nie rozumiał, nawet wtedy. Chciałem, żeby oni zostali
ukarani, nie ty.
-
Cóż, jestem za to wdzięczny – powiedział szczerze. – A jeszcze bardziej jestem
wdzięczny, że zaoferowałeś mi z powrotem stanowisko nauczyciela. Nie byłem
pewny, jak poradzę sobie z byciem aurorem i spędzaniem czasu z Nimfadorą.
Jesienią bierzemy ślub.
-
Gratulacje – rzekł Severus. – Byłeś najlepszy do tej roboty. Dzieci cię lubią i
szanują.
-
Dziękuję, Severusie. Wyślę ci zaproszenie na ślub. Przepraszam za zboczenie z
tematu. Jeśli chodzi o Harry’ego, myślę, że powinieneś z nim porozmawiać po
naszym wyjściu, dać mu znać, że jesteś przy nim i tak dalej. Potrzebuje
zapewnienia, że nadal go kochasz, mimo że, jak to ujął, sprawia ci same
problemy.
-
Tak powiedział?
Remus
skinął głową.
-
To jeden z powodów, dlaczego ci nie powiedział. Ponieważ czuł, że nie zasługuje
od ciebie na nic więcej. Że zrobiłeś dla niego zbyt wiele. Nie dlatego, że ci
nie ufał.
-
Zrobiłem za dużo? – powtórzył ze zdziwieniem. – Lupin, moim zdaniem nie
zrobiłem wystarczająco.
-
Ale Harry nie wie, jak to jest mieć normalnego rodzica lub normalne życie –
przypomniał wilkołak. – Powiedziałbym, że dla niego adoptowanie go i pozwolenie
na zamieszkanie tu, karmienie go, to wersja nieba.
-
Tak. Możliwe. Tak było ze mną – wyszeptał. – Hogwart był moim niebem.
-
Tak samo było ze mną. Hogwart był miejscem, w którym poznałem pierwszych
prawdziwych przyjaciół – powiedział Remus, uśmiechając się na wspomnienie.
-
Może powinieneś być bardziej wybredny – zadrwił Snape. – To był żart – dodał,
widząc, że wilkołak zaczyna się krzywić.
Wilkołak
zachichotał.
-
Masz cięty dowcip, Snape. Touche.
-
Człowiek robi, co może – powiedział chytrze. – Jeszcze herbaty.
Lupin
zastanowił się.
-
Ja… pewnie.
Severus
machnął ręką i czajnik pojawił się w bibliotece, po czym napełnił filiżankę
Lupina.
-
Nie masz pojęcia, jak to było wejść do jego pokoju i zobaczyć, jak leży
nieprzytomny na łóżku, jak nie mogłem go obudzić. Myślałem, że moje serce
przestanie bić. To było takie uczucie, jak piętnaście lat temu, kiedy znalazłem
jego markę w ruinach Doliny Godryka. Myślałem sobie tylko „Nie, nie może być
martwy. Tak jak Lily.” Tylko gorzej.
Remus
rzucił mu współczujące spojrzenie.
-
Masz rację. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Biedny dzieciak! I ty też, skoro
musiałeś choć przez minutę myśleć, że twój syn nie żyje. Straciłbym rozum.
-
Jedyne, co powstrzymało mnie przed szaleństwem była próba zrozumienia, jak to
się stało. A potem leczenie go z przedawkowania Anielskiego Snu – przyznał
Snape. – Chociaż po tym, jak wyciągnąłem go z niebezpieczeństwa, miałem ochotę
strzelić go w tyłek za to, że jest tak cholernie impulsywny.
-
Nie wątpię. Wystraszył cię na śmierć. Powinieneś być z siebie dumny, Severusie.
Przyjąłeś dziecko, które nie jest twoje i próbujesz wychować je za swoje, a do
tego dziecko z wieloma emocjonalnymi traumami – powiedział Remus.
-
Nie miał nikogo innego. To była słuszna decyzja – powiedział po prostu Severus.
I pokochałeś go jak swojego, pomyślał Remus, wiedząc, że
to jest niewypowiedziany powód, który zrobił różnicę w ich życiach.
-
Harry to wie. Ty możesz teraz tak myśleć, ale tak jest. Jeśli będziemy
współpracować, możemy ponownie poskładać Harry’ego do kupy.
-
Jeden za wszystkich… - zarecytował Severus.
-
Wilkołak i dwóch animagów za jednego – powiedział Remus, uśmiechając się.
Wstał. – Pójdziemy zobaczyć, jak Syriusz radzi sobie z naszym impulsywnym
uczniem?
-
Oczywiście. – Severus ponownie otworzył sekretne przejście i skinął na Remusa,
żeby ten przeszedł. Potem dodał cicho: - Myślę, że minąłeś się z powołaniem,
Lupin. Powinieneś zostać psychologiem.
Remus
roześmiał się cicho.
-
Nie, dzięki, Severusie. Kto by zaufał wilkołakowi?
-
Harry. Syriusz. Ja. Panna Tonks. – Właśnie dotarli do pokoju Harry’ego i
zakończyli rozmowę.
-
Jak idzie przesłuchanie? – zapytał lekko Remus, przechodząc przez próg.
-
Biorąc pod uwagę całość, myślę, że całkiem dobrze – odpowiedział Syriusz, wciąż
siedząc na łóżku Harry’ego obok chrześniaka. – Poczyniliśmy pewien postęp.
-
Cieszę się – rzekł Remus. – Rozmawialiście o jakimś harmonogramie regularnych
spotkań czy to dla ciebie zbyt skomplikowane, Łapo?
-
Spadaj, Luniek – odparł Syriusz.
Remus
zachichotał.
-
Jeszcze nie teraz. – Spojrzał na Harry’ego i Severusa. – Co powiecie na wtorki,
czwartki i soboty? Chyba że chcecie mieć wolny weekend?
Harry
zastanowił się.
-
Jak dla mnie okej.
-
Dla mnie też. Jeśli chodzi o godzinę, pasuje wam szesnasta? – zapytał Severus.
-
Pewnie – rzucił Syriusz. – Mi pasuje każda godzina. – Czule potargał włosy
Harry’ego. – Odpocznij trochę i nie pij więcej żadnych szalonych eliksirów,
dobra?
-
Dobra.
-
I pamiętaj żeby ćwiczyć te relaksacyjne sztuczki, które ci pokazałem. Naprawdę
działają.
Harry
obiecał mu to, po czym dwaj Huncwoci wyszli.
-
Chcesz zjeść kolację i trochę się przespać? – zapytał Severus. – Chciałbym z
tobą porozmawiać o kilku rzeczach, ale jeśli wolałbyś najpierw zjeść…
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie. Możemy teraz porozmawiać. Nie jestem głodny. Zwłaszcza po tym eliksirze,
który mi dałeś.
-
Jak chcesz mam herbatę rumiankową – powiedział Severus, przywołując szybko
filiżankę. – Masz. Wypij.
Harry
wziął filiżankę i wziął kilka wolnych łyków. Wypełniło go ciepło, odpędzając
chłód z wnętrza. Po wypiciu prawie połowy filiżanki, odstawił ją i spojrzał na
Severusa, który usiadł na krześle zwolnionym przez Syriusza.
-
O czym… o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
-
O wielu rzeczach. Ale najważniejsze jest to, że nie jesteś dla mnie żadnym
ciężarem czy problemem. Nie masz się czego wstydzić, bo od czasu do czasu
wszyscy potrzebujemy pomocy. I jeśli Black i Lupin mogą ci pomóc, będziesz miał
z nimi sesje tak długo, jak potrzeba. Aż to pokonasz.
-
Ja… nie wiem, czy potrafię.
-
Dasz radę, Harry. Wierzę w to. Pokonałeś najgorszego czarnoksiężnika na
świecie. Przez to też przejdziesz – powiedział szczerze Severus. – Ale nie
musisz radzić sobie sam. Wszyscy ci pomożemy.
Harry
przygryzł wargę.
-
Nie chcę, żebyś rezygnował z lata przeze mnie. Nie chcę ci przeszkadzać.
-
Harry, jedyne, co mi przeszkadza to to, że do mnie nie przyszedłeś – powiedział
z irytacją Severus. – Jesteś moim synem i jesteś więcej wart niż wakacje.
Więcej niż cokolwiek innego.
-
Ale jesteś na mnie zły za… używanie eliksirów. Wiem, że tak jest.
-
Jestem zły, ponieważ zachowałeś się nieodpowiedzialnie i niemal się zabiłeś.
Nie dlatego, że masz depresję. Jestem zły na siebie, że nie zdawałem sobie
sprawy, dokąd zmierzasz i że nie powstrzymałem cię, zanim doszło do tego
momentu. Powinienem był wiedzieć, bo byłem kiedyś taki jak ty.
-
Ale to nie była twoja wina, Sev! – krzyknął Harry. – Sam to powiedziałeś. To
moja wina, ja byłem głupi! Nie myślałem i cię skrzywdziłem. Przepraszam.
-
I wybaczam ci, głupi pisklaku – powiedział Severus, po czym przyciągnął syna
mocno do siebie i go przytulił. – Ale jeśli kiedykolwiek więcej mnie tak
przestraszysz to… podetnę ci skrzydła i dostaniesz szlaban aż nie skończysz
dwudziestu jeden lat, słyszysz?
-
Tak jest.
-
A teraz przestań przepraszać. Mam już dość słuchania tego. Będę cię już zawsze
kochać, bez względu na to, czy jesteś popapranym szaleńcem czy nie. Nie musisz
być idealny, nie chcę idealnego syna. Chcę cię takiego, jakim jesteś, ty
bezczelny, impulsywny bachorze. Dlaczego miałbyś myśleć inaczej?
-
Nie wiem. Po prostu…
-
Może tak myślałeś, bo tak ci powiedział twój szalony wujek? Albo twoja paskudna
ciotka? Hymm?
-
Może.
-
Cóż, ja nimi nie jestem i nic, co zrobisz, nie sprawi, że cię wyrzucę lub
zapragnę innego dzieciaka. Słyszysz mnie? Bo jeśli nie, będę ci to powtarzał
każdego dnia, aż wybijesz to sobie z głowy. Może każę to napisać pięćset razy,
żeby mieć pewność, że zostanie to wyryte w twoim upartym umyśle.
Harry
wykrzywił się.
-
Jesteś podły.
-
Prawda. Jestem okropnym, wrednym zrzędą, który żyje po to, żeby cię torturować,
tak jak każdy inny ojciec robi swoim nastoletnim dzieciom, i będę cię kochał,
nawet jeśli będziesz myślał, że nie jesteś godny miłości, Harry Potter- Snapie.
Przysięgam ci na swoje imię i na moją magię.
Choć
raz Harry nie miał nic do powiedzenia. Więc zamiast tego przytulił Severusa i
poczuł, jak część ciemności w nim cofa się o kilka stóp, odepchnięta czystą,
nieskalaną miłością ojca do przybranego syna. Demon w nim nie został pokonany,
ale odepchnięty. Na razie.
Harry
odsunął się po dłuższym czasie, przypominając sobie o swojej młodzieńczej
godności i powiedział:
-
Teraz jestem głodny, Sev.
-
Domyśliłem się, gdy usłyszałem, jak ci burczy w brzuchu. Ubierz się i zejdź na
dół. Przygotuję kolację.
Harry’emu
nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wbiegł do łazienki i umył twarz, zmywając
wszelkie ślady łez. Po tym jego umysł powrócił do pytania, które dręczyło go od
jakiegoś czasu, a nie miało nic wspólnego z jego koszmarami, klaustrofobią czy
lękiem przed ciemnością. Czy nadszedł
czas, żebym przestał mówić do niego po imieniu i zaczął nazywać „ojcem” czy
„tatą” albo coś takiego? W sensie, jest moim ojcem pod prawie każdym względem,
nie jest już tylko moim mentorem. Nazywa mnie „synem”.
To
zdecydowanie dawało pożywkę jego rozmyślaniom. A skoro już mowa o pożywieniu…
jego brzuch zaburczał głośno.
Harry
przemienił się we Freedoma i zleciał na dół, by wylądować na oparciu kuchennego
krzesła. Zaskrzeczał bezczelnie, a Severus odwrócił się od mieszania na
kuchence sosu do kanapek z pieczoną wołowiną.
-
Freedom! Uprzejmie ostrzeż mnie następnym razem zanim przyprawisz mnie o zawał
serca. – Severus pogroził jastrzębiowi palcem. – Umyłeś twarz i ręce?
Freedom
zmienił się w Harry’ego, podszedł i pokazał starszemu mężczyźnie dłonie.
-
Patrz, wszystko czyste, tato.
Severus
zamarł. Czy naprawdę usłyszał…?
-
Czy ty właśnie nazwałeś mnie tatą?
-
Eee… tak. Pomyślałem, że jeśli obiecujesz, że będziesz mnie kochać bez względu
na to, jak bardzo będziesz chciał mnie udusić, mógłbym zacząć mówić do ciebie z
większym szacunkiem niż oddaje „Sev”. Znaczy, jesteś moim ojcem, nie tylko
mentorem. Vince mówi tak do swojego ojca, brzmi to lepiej niż „ojcze” i nadal
myślę o Jamesie jako o swoim „tatku”, więc… mam tak nie mówić?
Severus
pokręcił głową.
-
Nie. Po prostu… zaskoczyłeś mnie, to wszystko. Przyzwyczaiłem się do Seva.
-
Jeśli czujesz się niekomfortowo, Sev…
-
Tego nie powiedziałem, synu. To twój
wybór, tak jak powiedziałem, gdy cię adoptowałem.
-
Dobrze, tato. – Powąchał powietrze. – Co gotujesz?
-
Zobaczysz, jak usiądziesz i zjesz. Siadaj! – Zagarnął Harry’ego na jego
miejsce, lekko klepiąc go w tyłek.
Harry
przesunął się, ukrywając uśmiech. To był jeden z rzadkich dni, kiedy udało mu
się zaskoczyć Severusa Snape’a i chciał się tym delektować tak długo, jak to
możliwe. Osunął się na swoje miejsce, przywołał napoje i sztućce, podczas gdy
Severus przygotowywał talerze. I po raz pierwszy odkąd wróciły koszmary poczuł
promyk nadziei, że wyjdzie z tej próby cały na ciele i umyśle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz