Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 4 września 2017

NDH - Rozdział 47


Niedługo później, zmęczony i szczęśliwy Harry transmutował różne przyrządy do sprzątania w ich zwykłe nieciekawe postacie i wbił się z powrotem w szaty.
- To było naprawdę super, pani profesor! – powiedział swojej Opiekunce Domu z entuzjazmem zwykle zarezerwowanym dla Quidditcha.
- Mam nadzieję, panie Potter, że jest pan na tyle inteligentny, by zrozumieć, że to nie był typowy szlaban. Żaden kolejny ze mną nie będzie miał podobnej zgody na takie coś – ostrzegła surowo.
- Tak, pani profesor – zgodził się, mimo że wewnętrznie przewrócił oczami. Merlinie, czy ona myśli, że jestem aż tak tępy?
- Bardzo dobrze, panie Potter. Do łóżka.
- Dobranoc, pani profesor – powiedział radośnie, przytulając ją krótko i odbiegając, zanim wyrwała się zdumieniu.
Minerva wyprostowała szaty i odchrząknęła z pewnym zakłopotaniem. Harry zdawał się mieć nawyk… adoptowania… ludzi. Zaczęła rozumieć, dlaczego Severus tak obawiał się o wpływ chłopca na jego reputację Złego Nietoperza. W momencie, gdy Weasley nazwie mnie „ciocią Min”, obiecała sobie, zobliwiatuję całą szkołę.
Harry dotarł do wieży Gryffindoru chwilę przed godziną policyjną, a mimo to kiedy wślizgiwał się przez dziurę w portrecie, pokój wspólny był zatłoczony. Jego przemoczone i brudne ubrania sprawiły, że urwały się wszystkie rozmowy.
- Merlinie, Harry! – wykrzyknął ze zdumieniem Ron. – Co ona kazała ci robić?
- Och, Harry, wszystko w porządku? – zapytała przestraszona Hermiona, podczas gdy reszta wieży skupiła się wokół.
Ponownie ukazała się rozkwitająca ślizgońska natura Harry’ego. Westchnął ciężko i powiedział całkowitą prawdę.
- Profesor McGonagall dała mi szczoteczkę do zębów i kazała mi wyszorować całą Wielką Salę!
- Na gacie Merlina! Nawet my…
- …nigdy nie dostaliśmy czegoś takiego! – wykrzyknęli bliźniacy.
- Pewnie, musieliśmy szorować…
- …salę trofeów i pomóc Hagridowi…
- …wyczyścić błonia, ale szorowanie…
- …Wielkiej Sali szczoteczką do zębów? To jest…
- …nowy rekord, Harry!
- Cóż, przynajmniej tym razem się nie wymigał – wyszeptała Lavender do Parvati, jednak nieco zbyt głośno.
- A co dokładnie masz na myśli, że w przeszłości się „wymigał”? – Hermiona odwróciła się do dziewczyn niczym pełna zemsty wściekłość.
Pisnęły i skuliły się. Nikt nie zadzierał z Granger.
- Nic takiego! – pospiesznie wycofała się Parvati.
- Po prostu profesor Umbridge mówiła, że on… - Głos Lavender urwał się na widok wyrazu twarzy Hermiony.
- Powinniście wiedzieć, że lepiej nie słuchać Umpicz – odrzekł karcąco Neville. – Od samego początku miała coś do Harry’ego.
- Ale on zrobił wiele rzeczy. Znaczy, takich jak mierzenie się z trollem albo latanie po zamku – zaprotestował jeden uczeń z wyższego roczniku.
- Co z tobą, Spencer? – zapytał z wściekłością Oliver Wood. – Nie widziałeś, jakiego klapsa dał mu Snape za ten wyczyn? I do tego dostał go publicznie! Albo myślisz, że stary Snape tylko odprawił go z ostrzeżeniem? Myślisz, że jest taki delikatny, prawda? Może chciałbyś, żeby Snape był twoim opiekunem?
- Co z wami nie tak, ludzie? – zapytał Ron. – Przecież Harry nie jest jedynym, dla kogo Umpicz jest paskudna! Dlaczego nagle jej słuchacie? Jest okropną nauczycielką i na dodatek opowiada steki kłamstw. Nawet mój brat Bill mówi, że musiał używać obronne zaklęcia, a on nawet nie jest aurorem.
- Cóż, tak… - Inni Gryfoni zaczęli wyglądać na nieco zawstydzonych i jakby winnych.
- W porządku. – Harry też czuł się lekko zawstydzony. Nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie bronili go albo brali jego stronę. – Ona stara się tylko wplątać nas w kłopoty.
- A my jej pozwalamy! – Katie Bell nie była w pojednawczym nastroju. – Powinniśmy byli wziąć stronę Harry’ego i innych lwów, którym ubliżała, a nie wierzyć jej kłamstwom. Ona jest ropuchą i powinna być rozdeptana!
Zły uśmieszek rozlał się na twarzy Hermiony.
- Rozplaskać ropuchę! – wykrzyknęła nagle.
-Huh? – zapytał Ron.
- Chyba powinniśmy zrobić uczniowski ruch oporu – ogłosiła. – Rozplaskać ropuchę! Możemy zaczarować nasze koszulki, by to mówiły, dodać znaki i to pomoże wszystkim zapamiętać, jaką ona jest okropną osobą i że nie powinniśmy jej wierzyć! Wścieknie się, kiedy zrozumie, że nikt już jej nie słucha!
- Oooch, możemy nosić specjalne kolory, by pokazać nasze poparcie! – wykrzyknęła Lavender.
- I plakietki! – Parvati również się tym podekscytowała.
- To jest jak cały podziemny ruch – wyszczerzył się Oliver.
- Wiemy, gdzie zrobić kilka…
- …niegroźnych żartów, które mogą pomóc! – Zgłosili się bliźniacy na ochotnika.
- Dobrze, że Percy jest z Jones – zaśmiał się Ron, trącając Harry’ego. – Dzięki temu nie zaboli go to i nie musi odwracać głowy.
Następnego ranka, profesorowie byli oszołomieni, kiedy zobaczyli jak wielu uczniów nosi świecące plakietki z napisem „RR!”. Początkowo wydawały się ograniczyć do Gryfonów, ale po śniadaniu, kiedy uczniowie z innych domów dowiedzieli się, czym były, ich liczba wykładniczo wzrosła i przed lunchem, uczniowie wszystkich Domów nosili plakietki, przyczepione chorągiewki do książek albo inaczej deklarowali swoje oddanie dziwnemu ruchowi. Kiedykolwiek nauczyciele pytali o ich znaczenie, uczniowie tylko mamrotali coś o podniesieniu ducha szkoły.
Snape był równie zaintrygowany, jak reszta, ale w przeciwieństwie do innych nauczycieli, nie miał skrupułów w podsłuchiwaniu swojego Domu i po kilku godzinach, radośnie podzielił się sekretem z Minervą. Czarownica roześmiała się tak mocno, że włosy niemal pouciekały jej z koku.
- O, jacie! Bystrzaki z nich. Nic dziwnego, że wszyscy wydają się mieć tak dobry nastrój!
Czy Umbridge kiedykolwiek zdała sobie sprawę z ukrytego znaczenia plakietek, nikt nie wiedział, ale zdecydowanie nie była zadowolona, kiedy zrozumiała, że jej kampania przeciw Harry’emu została zakłócona. Spojrzenia z boku i niezadowolone mamrotanie, które zaczęła słyszeć ucichły i zamiast tego uczniowie wydawali się dyskutować tylko o tym bzdurnym „RR”.
Połączenie niezadowolenia Umbridge z lekkomyślną ulgą Harry’ego, kiedy reszta szkoły przestała go prześladować, było niebezpieczne i Umbridge w końcu dostała to, na co czekała od jakiegoś tygodnia.
Czytali rozdział podręcznika, który omawiał poltergeisty, duchy i inne zjawiska duchowe i Harry był zbyt ciekawy, by się powstrzymać.
- Pani profesor – zapytał grzecznie, unosząc rękę – czy istnieje zaklęcie wyrzucające złe duchy? Wie pani, takie jak Voldesnort?
Połowa klasy sapnęła na to, że chłopiec, który przeżył odważył się nazwać tak Czarnego Pana, podczas gdy druga połowa roześmiała się na ten termin.
- To będzie pięć punktów od Gryffindoru za otwarte mówienie w klasie, panie Potter, i kolejne pięćdziesiąt za zadawanie głupich pytań – warknęła Umbridge. – Jeśli nie masz nic sensownego do powiedzenia, proszę trzymać buzię na kłódkę.
- Było sensowne! – zaprotestował oburzony Harry. – Kiedy zabiliśmy profesora Quirrella, stary Voldesnort wrócił do swojej latającej duchowej formy. Chciałem tylko wiedzieć, czy istnieje jakieś zaklęcie, które może go zranić, kiedy jest taki, zanim wróci i ponownie spróbuje nas zranić.
- Wystarczy już tych dzikich opowieści, młody człowieku! – powiedziała ze złością Umbridge. – Minister Knot – przerwała na tyle długo, by spojrzeć czule na portret Ministra, który wisiał nad jej biurkiem, otoczony przez małe obrazki kotków i piesków, - powiedział w Proroku Codziennym, że nie ma się co obawiać Sami Wiecie Kogo. Jesteś tylko małym głupim chłopczykiem, który stara się zwrócić na siebie uwagę swoimi niegodziwymi kłamstwami!
Harry podskoczył z wściekłością.
- To nie prawda! Nie kłamię! Wszyscy prawdziwi nauczyciele widzieli go. A Voldesnort jest niebezpieczny. Dyrektor powiedział, że…
- Dyrektor mówi bardzo wiele rzeczy, ale Minister jest tym, kogo musimy wszyscy słuchać – odparła Umbridge. – Mówi, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a mówienie, że jest inaczej jest złe i nielojalne.
- Więc jeśli on powie, że niebo jest zielone, nie możemy powiedzieć, że jest niebieskie? – zapytał z niedowierzaniem Harry.
- Nie waż się powiedzieć czegoś więcej, okropny dzieciaku! – Oczy Umbridge praktycznie wyskoczyły jej z głowy. – Kolejne dwadzieścia punktów od Gryffindoru i tygodniowy szlaban ze mną za tak strasznie podżegające stwierdzenie.
Harry zamilkł, głównie dlatego, że nie miał pojęcia, co oznacza „podżegające”.
Umbridge przygładziła włosy i usiadła z powrotem na miejsce.
- Możecie wszyscy podziękować panu Potterowi za dzisiejsze dodatkowe zadanie: esej na dwie stopy na temat tego, dlaczego nasz system rządów, w tym nasz drogi Minister, jest najlepszy w świecie czarodziejów.
Była podniesiona na duchu przez zirytowane spojrzenia, skierowane na Pottera, ale wtedy chłopczyk Malfoyów – takie bystre dziecko, jak regularnie informowała jego ojca – zakaszlał, choć ten dźwięk brzmiał dziwnie jak „Rozplaskać!” i reszta klasy zaczęła parskać i mamrotać, a wściekłe spojrzenia były teraz skierowane w nią. Spiorunowała Harry’ego wzrokiem i zdecydowała, że to najwyższy czas użyć swojej specjalnej kary na małym intrygancie.
Tego wieczora po kolacji, Harry ponuro przygotował się na szlaban. Jakoś nie czekał z niecierpliwością na to, co ta okropna kobieta miała mu zrobić, ale obiecał zrobić wszystko, co mu każe i trzymać buzię na kłódkę, aby nie stracić więcej punktów swojego Domu.
- Wciąż uważam, że powinieneś powiedzieć o tym profesorowi Snape’owi albo profesor McGonagall – niepokoiła się Hermiona. – Dzięki temu mogliby przejąć twój szlaban i nie miałbyś go z Nią.
Potrząsnął głową.
- Nie, nie mogę zwracać się do nich za każdym razem, gdy mam problem – stwierdził. – No i, ona jest przecież nauczycielem. Co gorszego może mi zrobić? Nakrzyczeć na mnie? Kazać mi pocałować portret Knota?
- Cóż, tylko się upewnij, że masz na sobie plakietkę „Rozplaskać Ropuchę!” – poradził Ron, przypinając jedną do swojej szaty. – Dzięki temu będziesz wiedział, że się z niej śmiejesz.
- Jeśli nie wrócić do godziny policyjnej, pójdę do profesor McGonagall – obiecała Hermiona.
- Dobra – zgodził się Harry. – Życzcie mi szczęścia!
Zatrzymał się przed drzwiami do klasy Umbridge i wziął głęboki oddech. Po prostu zaciśnij zęby i skończ to, Harry, powiedział sobie. Cokolwiek powie albo zrobi, przechodziłeś przez gorsze rzeczy, więc nie pozwól jej się zdenerwować. Wiedział, że jego tata i Opiekunka ciężko pracowali, by się dowiedzieć, kto ściąga na niego kłopoty i nie chciał ich rozpraszać. Umpicz była tylko okropną, okrutną, złośliwą nauczycielką, a on nie był małym dzidziusiem, który nie umie o siebie zadbać. Więc co z tego, że ma z nią tygodniowy szlaban? Pewnie tylko każe mu pisać linijki, aż jego ręka nie odpadnie albo czyścić te jej głupią chińską kolekcję kociaków, lub coś takiego. Nie było powodu, by kogokolwiek kłopotać przez tak głupią rzecz, jak ta.
Zapukał i wszedł.
- Przyszedłem na szlaban – powiedział, starając się nie brzmieć na zbyt zadąsanego.
Umbridge uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- I spóźnił się pan, panie Potter. Dodamy do twojego szlabanu jeszcze dwa dni, dobrze?
Odwrócił się, by sprawdzić zegar i obserwując, dostrzegł, że wskazówki idą do przodu o pięć minut. Oszukańcza stara ropucha! Dymił z wściekłości, ale przypomniał sobie swoją determinację, by nie pokazać jej, że go to obchodzi.
- Dobrze, proszę pani – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Siadaj. Zanim skończy się twój szlaban, obiecuję, że będziesz bardzo przepraszającym i pełnym szacunku chłopczykiem – chełpiła się, wyraźnie rozkoszując się swoją siłą, jaką nad nim ma.
Harry tylko ugryzł się w język i pochylił głowę, patrząc na plakietkę „RR!”, która bezczelnie błyszczała na nim.
- Proszę. – Postawiła przed nim pióro i pergamin. – Będziesz pisał: „Nie będę opowiadać kłamstw”, aż nie nauczysz się, jak poprawnie szanować dorosłych, którzy wiedzą więcej od ciebie, głupi dzieciaku.
Jeśli chodzi ci o takich cholernych idiotów jak Knot albo ty, to chyba będę tu siedział aż do Końca Świata, pomyślał buńczucznie Harry.
Podniósł pióro, które wyglądało nieco dziwnie.
- Eee, pani profesor, nie dała mi pani atramentu – zauważył.
Umbridge tylko uśmiechnęła się do niego paskudnie.
- Po prostu niech pan zacznie pisać, panie Potter. Pióro samo zapewni sobie atrament.
Szalony, stary babsztyl. Harry wzruszył mentalnie ramionami i zaczął pisać. Nie mogło obchodzić go mniej to, czy naprawdę coś napisze. Chwilę później, sapnął z bólu, kiedy krwawe linie pojawiły się na wierzchu jego dłoni, odzwierciedlając litery, które właśnie napisał na pergaminie. Czerwone litery. Krwawo czerwone.
Popatrzył na pióro z przerażeniem. To coś używało jego własnej krwi! Było jak skalpel, wycinając słowa na wierzchu jego dłoni. Potarł dłoń, krzywiąc się. Cięcia nie były głębokie, ale z pewnością bolesne.
- Niech pan pisze, panie Potter. Po kilkuset linijkach, twój temperament może nieco ochłodnie.
- N-nie może pani tego robić! – zaprotestował Harry.
- Och, oczywiście, że mogę – odparła, uśmiechając się złośliwie. – Dyrektor mógł zdecydować, że jest zakaz używania trzciny, ale Krwawe Pióro jest całkowicie dozwolone. A teraz proszę pisać dalej albo się pan dowie, co jeszcze mogę zrobić.
Harry przełknął i spojrzał na pergamin. Przez chwilę, zwój rozmazał się, ale zwalczył łzy. Nie pokaże ropusze, jak bardzo pióro raniło. Z wahaniem uniósł je i zaczął pisać.
Zanim skończył dwie całe linijki, jego wierzch dłoni gwałtownie kłuł, a słowa były wyraźnie widoczne we wściekle czerwonych literach na jego skórze. Trzymał głowę spuszczoną, wiedząc, że ropucha przyglądała mu się dokładnie, ciesząc jego nieszczęściem.
Przygryzł wargę wystarczająco mocno, by się skaleczyć, zaczynając pisać trzecią linijkę. Naprawdę miał nadzieję, że jego tata ma eliksir albo maść, która złagodzi pieczenie jego ręki, kiedy już skończy. Wolałby raczej dostać trzciną – mimo że to bolało, pośladki nie były tak wrażliwe jak cienka skóra na wierzchu jego dłoni! Zastanawiał się, czy będzie mógł poprosić o coś, by się uzdrowić po karze, czy będzie musiał poczekać, aż jego ręka sama dojdzie do siebie.
Przypuszczał, że lepiej nie pytać taty. Snape będzie w złym humorze, jeśli pomyśli, że Harry trzymał coś przed nim w tajemnicy, choć nie umiał sobie wyobrazić, że jego tata byłby zadowolony z poczynań Umbridge. Czy nie powiedział Harry’emu, że…
Harry natychmiast usiadł prosto. Tata powiedział mu, że nikt, nawet inny nauczyciel, nie ma prawa go bić. Cóż, Umbridge nie do końca go biła, ale robiła coś, co zadawało mu okropnie dużo bólu. Czy to nie było prawie to samo? A jeśli było, czy to nie oznaczało, że Harry może odmówić?
Zamyślił się mocno. Jego tata nie interweniował, kiedy Umpicz ukarała go za stracenie pracy domowej, ale to był tylko zwykły esej. A kiedy Syriusz opowiedział mu historię, jak on i tata Harry’ego – jego pierwszy tata – dostali lanie za latanie na miotłach po Zakazanym Lesie, czy jego tata nie powiedział, że jeśli Harry wpadnie w kłopoty, to powinien wiedzieć, że ma przyjść do niego i porozmawiać o tym?
Harry przełknął ciężko i podjął decyzję. Może jego tata będzie na niego zły, ale wciąż uważał, że lepiej porozmawiać z nim najpierw, zanim Umpicz zmusi go do wyrycia tych słów na swojej dłoni. Jeśli mówiła prawdę i miała na to pozwolenie, to może i tak jego tata przejmie jego szlaban. Albo chociaż profesor McGonagall. Był całkiem pewny, że ona nie używała takich piór na szlabanach. Mimo wszystko, bliźniacy, którzy mieli z nią wiele szlabanów, nie powiedzieli ani słowa o słowach wyrytych na wierzchach ich dłoni.
Wstał, wciąż trzymając pióro w dłoni.
- Pani profesor, nie będę robił tego dłużej – oznajmił odważnie, choć jego drżący głos wyraźnie wskazywał, że nie czuje odwagi.
Oczy Umbridge zwęziły się.
- Przepraszam?
- Nie zamierzam napisać ani jednej linijki więcej tym piórem – powtórzył uparcie Harry. – Nie, póki nie porozmawiam z moim tatą i on nie powie, że muszę.
Umbridge parsknęła.
- Naprawdę uważasz, że on cię uratuje, mały głupcze? Wrócisz tu od razu, tylko że będziesz pisał swoje linijki siedząc na pręgowanym tyłku!
Harry spiorunował ją wzrokiem.
- Nie prawda!
- Siadaj i rób, co ci kazałam, bachorze! – Krucha cierpliwość Umbridge pękła, kiedy kobieta wstała.
- Nie! – Harry zaczął się cofać. Nauczycielka była niska i gruba, ale wciąż większa niż on sam.
- Masz się mnie słuchać! – powiedziała przeraźliwie, sięgając po niego.
Harry, którego refleks wyostrzył się przez polowanie-na-Harry’ego oraz bycie Szukającym, łatwo uniknął jej uścisku i wystrzelił ku drzwiom. Wydostał się na korytarz, po czym kobieta zdołała chwycić garść jego szat i pociągnąć go do tyłu.
Umbridge starała się zatrzymać go jedną ręką, podczas gdy drugą próbowała wyciągnąć różdżkę.
- Wracaj tutaj! – wrzasnęła na niego.
- NIE! – Harry kręcił się i wykręcał, sięgając, by odpiąć szatę w nadziei, że zostawi ją – oraz kobietę – za sobą.
- Co, do… - Nowy głos sprawił, że walczący zamarli zaskoczeni i oboje odwrócili się, by zobaczyć, że patrzy na nich oszołomiona Davidella Jones.
- Acha! Panno Jones, proszę uprzejmie pomóc mi pohamować pana Pottera – Umbridge pierwsza doszła do siebie i w końcu zdołała wyciągnąć różdżkę. – Próbował wcześniej opuścić szlaban. Zobaczymy, czy przyklejenie pana do krzesła nauczy pana, by w przyszłości nie próbować takich rzeczy, panie Potter – uśmiechnęła się do niego ironicznie. – I może ogrzewające zaklęcie na siedzenie pomoże wpiec tą lekcję w pana pamięć.
Serce Harry’ego biło szybko. Jakoś wątpił, że jeśli wróci do klasy, wyjdzie z niej ponownie bez oparzeń na tyłku i blizn na dłoni.
- Nie! – warknął, cofając się. Machnął nadgarstkiem i chwycił własną różdżkę w dłoń.
Umbridge uniosła brwi.
- Grożenie profesorowi, Potter? I to przed prefektem? Zdecydowanie potrzebujesz dyscypliny.
Jones popatrzyła od jednego do drugiego ze zdezorientowaniem. Z jednej strony, Umbridge była nauczycielem i trzeba było jej słuchać. Z drugiej, Harry naprawdę nigdy nie był osobą sprawiającą kłopoty. Musiał być jakiś powód, dlaczego zachowywał się tak sprzecznie ze swoim charakterem.
- Co się dzieje, Harry? – zapytała. Miała wyciągniętą różdżkę, ale wciąż skierowaną w podłogę.
- Nie ma potrzeby z nim rozmawiać, panno Jones! Uprzejmie zrób, co powiedziałam i rzuć na niego zaklęcie wiążące, żeby mógł kontynuować szlaban! – Kiedy Jones wciąż się wahała, niepewna, co zrobić, Umbridge prychnęła. – Tacy jak ty są bezużyteczni!
Oczy Jones zwęziły się.
- Przepraszam, pani profesor? Co pani ma na myśli, mówiąc „tacy jak ty”?
Umbridge posłała dziewczynie pogardliwe spojrzenie.
- Wy ludzie z wysp. Powinniście zostać tak, pod kokosowymi drzewami, zostać przy swoim hoodoo i innych takich nonsensach, zamiast przyjeżdżać tutaj i zajmować miejsca w Hogwarcie prawdziwym brytyjskim czarodziejom i czarownicom.
Uch och. Nawet Harry był przerażony.
- Urodziłam się w Brighton – powiedziała spokojnie Jones, ale teraz jej różdżka była uniesiona i skierowana w Umbridge.
- Więc powinnaś rozumieć angielski na tyle, by zrobić to, co ci kazano – warknęła profesorka. – Zatrzymaj Pottera, ty głupia – ack! – Jakiegokolwiek epitetu Umbridge chciała użyć, musiała go przełknąć, kiedy w końcu gniew Jones wybuchnął i rubinowy grot wystrzelił z jej różdżki.
Umbridge zdołała wyczarować takie Protego, że grot odbił się w pobliską ścianę, gdzie sprawiło małą eksplozję i posłało kamienne odłamki na podłogę. Chwilę później, zarówno Jones i Harry wdali się w pojedynek z Umbridge, zaklęcia latały gęsto i szybko po korytarzu.
Umbridge była, pomimo swojej roli nauczycielki, raczej nędzna w pojedynkach, ale miała przewagę z powodu większego doświadczenia. Ponadto Jones starała się dosięgnąć Harry’ego, żeby lepiej bronić pierwszorocznego przed coraz paskudniejszymi klątwami, które posyłała w ich stronę Umbridge.
Jones doszła do boku Harry’ego, gdy chłopiec zablokował bolesne Furnunculus, a potem rzuciła na nich obu potężną tarczę.
- Zostaniesz za to deportowana! – krzyknęła na nią Umbridge. – Dokładnie tam, skąd pochodzisz.
- Urodziłam się w Brighton, rasistowska krowo! – odwarknęła Jones. Za nią, Harry był zachwycony tym, jak dobrze umiała utrzymać tarczę, mimo tego, że była bardziej zirytowana, niż ją kiedykolwiek widział.
Właśnie wtedy, rozbrzmiało głośne „Drętwota!” i grot magii uderzył w Umbridge od tyłu, ciskając ją na dalszą ścianę. Kiedy niska wiedźma upadła na ziemię, Jones i Harry z zaskoczeniem odkryli, że Percy spieszy w ich stronę przez korytarz.
- Nic wam nie jest? – zapytał z przejęciem, wyciągając rękę, by owinąć nią Jones w uścisku, podczas gdy wolną ręką złapał Harry’ego za ramię. – Co się stało?
- Wow, Percy! – Harry popatrzył na nieprzytomną kobietę z przerażeniem. – Przekląłeś nauczycielkę!
- Rzeczywiście nieźle – powiedziała Jones z zachwytem. – To był oszałamiacz.
- Cóż, eee – Percy zarumienił się. – Szukałem cię – do patrolowania! – dodał pospiesznie, przypominając sobie o obecności Harry’ego. – Kiedy wyszedłem zza róg i zobaczyłem, że ta kobieta próbuje cię przekląć, co innego miałem zrobić?
- Sądzę, że będziesz miał nieco kłopotów ze znalezieniem pracy w Ministerstwie, na którą miałeś nadzieję – zauważyła Jones, trącając Umbridge palcem u stopy – niezbyt delikatnie. – Mimo wszystko ta mała ropucha jest służącą Ministra.
Percy prychnął.
- Jakbym chciał pracować do kogoś tak głupiego, by zatrudnić to – skinął pogardliwie na Umbridge. – I tak myślałem, że może lepiej przystosować się do pracy z goblinami. Mogę wysłać sowę do Billa na ten temat.
- Goblinami, hymm? – zapytała Jones, chwytając Percy’ego za krawat i pociągając bliżej. – Tylko niebezpieczni chłopcy pracują z goblinami… - Pocałowała go. – Wiesz, że lubię niebezpieczeństwo?
Rumieniec Percy’ego wzrósł jeszcze wyżej, ale to nie powstrzymało go przed oddaniem pocałunku z entuzjazmem. Harry jęknął i odwrócił wzrok.
- W IMIĘ MERLINA, CO SIĘ TU WYRABIA? – Kiedy pierwszy raz weszła zza róg i natknęła się na widowisko przed nią, profesor McGonagall zastanowiła się, czy w końcu oszalała. Widząc dwójkę prefektów, migdalących się nad nieprzytomną nauczycielką OPCM-u, podczas gdy chłopiec, który przeżył stał z boku, wyglądając na znudzonego, zastanowiła się, czy będzie musiała skonsultować się z Poppy.
Ale nie, na jej słowa dwaj prefekci odskoczyli od siebie, a Harry podskoczył zaskoczony.
- Pani profesor! – krzyknął. – Co pani tu robi?
- Myślę, że właściwe pytanie to, co u licha PAN tu robi, panie Potter? I wy, panno Jones, panie Weasley? Ignorując na chwilę publiczne okazywanie uczuć, które nie jest właściwe dla prefektów, dlaczego nie wezwaliście pomocy dla biednej profesor Umbridge?
- Eee… - Percy zaczął się jąkać, podczas gdy Jones szybko uderzyła swoją różdżką w plakietkę prefekta.
- Co się jej stało? – zapytała McGonagall, pochylając się nad jęczącą czarownicą, która zaczęła się budzić.
- Ach, to, uch, a, eee, Drętwota – przyznał Percy.
Minerva wyjęła różdżkę.
- Czyja? – Czy śmierciożercy przeniknęli do zamku?
- Eee, moja, tak właściwie – przyznał Percy.
- Co! – Ponownie, Minerva zastanowiła się, czy nie ma halucynacji. – Ty oszołomiłeś nauczycielkę?
- Zaatakowała nas! – dodała Jones. – Percy nas uratował.
- Panno Jones, ciężko mi uwierzyć w całą tą historię! Jesteście świadomi tego, że atakowanie członka kadry jest podstawą do automatycznego zawieszenia, jeśli nie wydalenia? Co najmniej, stracicie swoje odznaki prefektów i…
- Co tu się dzieje? – Snape wybiegł zza rogu, różdżkę miał wyciągniętą i rozglądał się dziko.
- Tata! – krzyknął Harry z ulgą i skoczył na mężczyznę.
Snape złapał go za ramiona.
- Nic ci nie jest? – Przyjrzał się małej grupce ludzi. Nieprzytomna Umbridge; Minerva wyglądająca na nietypowo sfrustrowaną; Weasley jak zwykle jąkający się w pobliżu Jones; nietypowo zatroskana Jones.
- Tato, powinieneś to widzieć! Percy był świetny! Uratował mnie i Jones! – wykrzyknął Harry.
- Co? – Oczy Snape’a rozszerzyły się. Percy uratował Jones? To nieoczekiwane. I gdzie w to wpasowywała się Umbridge? Czy ktoś zaatakował uczniów i została ranna, starając się ich chronić?
- „Uratowanie” nie jest raczej terminem, którego bym użyła – wtrąciła cierpko Minerva. – „Zaatakowanie” byłoby bardziej odpowiednim. – Na widok niezrozumienia na twarzy Snape’a, Minerva wyjaśniła, – Najwyraźniej pan Weasley oszołomił profesor Umbridge, kiedy panna Jones i pan Potter nie byli w stanie tego zrobić.
- CO?! – Jones mimowolnie cofnęła się o krok na wyraz twarzy jej Opiekuna Domu, ale Harry tylko zadrżał lekko i przylgnął do opiekuna.
- Co. Się. Dokładnie. Stało? – powiedział Snape, a jego głos był bardzo cichy i bardzo groźny. Wszyscy trzej uczniowie zadrżeli, podczas gdy za nimi, Minerva pomogła chwiejącej się Umbridge wstać.
- Eee, zobaczyłem, że profesor Umbridge rzuca zaklęcia w Davidellę i Harry’ego – powiedział Percy, a jego twarz była teraz całkiem blada. – Więc… przekląłem ją.
- A dlaczego profesor Umbridge was atakowała, panno Jones? – zapytał jedwabiście Snape.
- Ponieważ pomagałam Harry’emu. – Jones wydawała się opanowana, ale w jej głosie było lekkie drżenie, co pokazało, jak wiele spokojnej powierzchowności ją to kosztowało. – Starał się opuścić jej klasę, a ona próbowała go zatrzymać. Walczyli ze sobą, kiedy przyszłam.
Teraz wszyscy spojrzeli na Harry’ego.
- A dlaczego walczyłeś z profesor Umbridge? – zapytał Snape.
Teraz Harry zaczął się rumienić. Ale jego tata powiedział wcześniej, że zawsze ma mówić mu prawdę, więc to zrobił.
- Ponieważ nie mógłbym wykonać mojego szlabanu.
Snape zmarszczył brwi.
- A jak miał wyglądać ten szlaban? – naciskał.
- Miałem pisać linijki.
Jones i Percy wymienili przerażone spojrzenia. Czy oni właśnie zapewnili sobie wydalenie, ponieważ chłopiec, który przeżył zdecydował, że jest zbyt dobry na pisanie linijek?
- Tym – dodał Harry, podnosząc pióro, które w jakiś sposób – pomimo wszystkiego – wciąż trzymał w dłoni.
Sapnięcie McGonagall odbiło się echem po korytarzu, a trójka dzieci cofnęła się ze strachem na widok wyrazu twarzy Snape’a. Wtedy dostrzegli minę McGonagall i uznali, że Snape nie jest jednak aż taki straszny.
- Przyniosłaś do mojej szkoły KRWAWE PIÓRO? – Minerva okręciła się do niskiej czarownicy.
Umbridge zdołała stanąć prosto i otrzepać się kapryśnie.
- To całkowicie oficjalne, zapewniam cię – warknęła. – Jestem urzędnikiem Ministerstwa, czyż nie?
Jones była zadziwiona, jak niewielki kobieta miała instynkt samozachowawczy. Gdyby profesor McGonagall patrzyła na nią z takim wyrazem twarzy, uciekałaby, ratując życie, a nie wykłócała się o przepisy rządu.
- O czym ty, do licha, mówisz? – sapnęła McGonagall. – Kara cielesna…
- Zanim tu przybyłam, omówiłam to w całości z Ministrem – odparła Umbridge. – Karanie trzciną zostało zakazane przez obecnego dyrektora, tak samo jak przeklinanie uczniów, ale inne formy kar są, w specjalnych wypadkach, wciąż akceptowalne. Zostałam tutaj wysłana przez Ministra, by ukrócić te lekkomyślne pogłoski, które wciąż rozsiewa dzieciak Potterów i żeby upewnić się, że nikt nie przykłada uwagi do jego dzikich twierdzeń. Minister nie miał czasu, by poradzić sobie z niepokojem publicznym, który wywołały te śmieszne historyjki, nie mówiąc o tym, że to podważa wpływ na jego administrację, sprawiając, że Minister wychodzi na słabego i nieskutecznego. Sam Minister zapewnił mnie, że mam uprawnienia do użycia Krwawego Pióra, gdyby pomniejsze środki nie sprawiły, by Potter wyparł się swoich twierdzeń. Jestem pewna, że kilka kolejnych linijek pokazałoby chłopakowi, że jest w błędzie. Wyobraźcie to sobie, myśli, że może przeczyć Ministrowi Magii! – zaszydziła Umbridge.
- Kilka… kolejnych… linijek? – powtórzył Snape, a jego głos łamał się z wściekłości. Chwycił dłonie Harry’ego, ignorując zaskoczony pisk chłopca, a na widok krwawych liter, chwycił Umbridge za gardło.
- ŚMIAŁAŚ UŻYĆ TEGO NA MOIM DZIECKU? – ryknął, jedną ręką potrząsając piórem, a drugą – czarownicą.
Minerva zdołała odciągnąć swojego morderczego kolegę od sapiącej wiedźmy i pohamować go różdżką.
- Severusie! Panuj nad sobą! – rozkazała.
Umbridge miała oczy szeroko otwarte, gdy chwyciła się za obolałe gardło.
- Nie spodziewałam się, że sprzeciwisz się po tym, jak ukarałeś chłopca trzciną za oszustwo! – zaprotestowała. – Robiłam ci przysługę, pomagając zdyscyplinować twojego podopiecznego. Najwyraźniej jesteś świadomy tego, że potrzeba surowych środków, by poradzić sobie z tak niegodziwym i aroganckim dzieckiem!
Percy i Jones przylgnęli do jego ramion, podczas gdy Harry przytulił się do pasa taty i zdołali – z ledwością – powstrzymać go przed ponownym zaatakowaniem Umbridge.
- Severusie! Severusie! – Minerva w końcu skupić na sobie jego uwagę. – Wystarczy! Zabierz Harry’ego i pozostałe dzieci do Poppy, by ich zbadała i wyleczyła. Ja zabiorę Tę Kobietę do dyrektora. Spotkaj się z nami w biurze Albusa.
Snape pozwolił odciągnąć się dzieciom, wciąż promieniując wściekłością. Uczniowie wymienili rozszerzone spojrzenia, ale wiedzieli, że lepiej nie mówić do Mistrza Eliksirów, kiedy jest w takim stanie.
Snape w końcu zdołał się uspokoić na tyle, by myśleć racjonalnie.
- Czy gdzieś cię jeszcze zraniła? – zapytał Harry’ego.
- Nie sądzę – odpowiedział, pocierając rękę. – Próbowała mnie złapać, ale w większości chwyciła mnie za szaty.
- A panią, panno Jones?
- Nie, profesorze – odpowiedziała. – Żadne z jej zaklęć nie przeszło przez moje osłony.
- Hmf. I tak zostaniecie przebadani – nakazał Snape i żaden nie miał dość odwagi, by protestować.
- S-skąd wiedziałeś, że mamy kłopoty? – zapytał nieśmiało Harry, spoglądając na ojca.
- Panna Jones mnie wezwała – odpowiedział.
- Tak? – zapytał z zaskoczeniem Percy, odwracając się do Jones.
Skinęła głową.
- Wszyscy ślizgońscy prefekci mogą wezwać profesora przez odznakę. Trzeba ją tylko stuknąć różdżką i nauczyciel wie, że potrzebny jest do jakiegoś nagłego wypadku. Czy wasze nie działają w ten sam sposób?
- Eee, nie. Ale pomówię o tym z profesor McGonagall – odrzekł z uczuciem Percy.
Jones spojrzała na niego z jeszcze większym zachwytem.
- Naprawdę? Zakładałam, że zawołałeś ją, zanim zaatakowałeś Umbridge, ale nawet nie wiedziałeś, że pomoc jest w drodze? Po prostu wyskoczyłeś, by nas uratować?
- Typowy Gryfon! – powiedział ostro Snape, ale migotanie w oczach Jones z pewnością nie było potępiające.
Poppy była początkowo zaskoczona tym, jak potulnie trójka dzieci poddaje się jej badaniom, ale to zaskoczenie minęło przez szok i oburzenie, kiedy zobaczyła rękę Harry’ego.
- Kto używał Krwawego Pióra? – zapytała z wściekłością.
- Umbridge – wypluł Snape. – McGonagall zabrała ją do biura Dumbledore’a. Masz to pod kontrolą? Chcę tam być, kiedy dyrektor usłyszy, co zrobiła.
Poppy parsknęła.
- Więc lepiej się pospiesz. Nie sądzę, żeby wiele z niej zostało, gdy Albus się o tym dowie! – uniosła znacząco dłoń Harry’ego.
Snape zawahał się.
- Umiesz go uleczyć? – zapytał, nagle pełen obaw. – Żeby nie było blizn? – Chłopak już i tak miał dość blizn, zarówno na skórze, jak i na duszy.
Poppy wyglądała na urażoną.
- Oczywiście, że umiem! Idź już, Severusie. W momencie to naprawię, a pan Weasley i panna Jones odprowadzą Harry’ego z powrotem do dormitorium.
Snape skinął głową i pospiesznie wyszedł. Och, kiedy powie Huncwotom, co ta Różowa Ropusza Suka Z Piekła zrobiła Harry’emu… Podejrzewał, że cierpienie Dursleyów zblednie w porównaniu do tego, co Syriusz Black zrobi kobiecie, która ośmieliła się użyć Mrocznego przedmiotu na jego chrześniaku.
Przybył pod biuro Albusa, a spojrzenie na jego twarzy przeraziło gargulca tak bardzo, że usunął się na bok, zanim mógł wypowiedzieć hasło. Dumbledore wyglądał na zaskoczonego, kiedy Mistrz Eliksirów wpadł do środka.
- Ach, co za niespodziewana przyjemność, mój chłopcze! Cytrynowego dropsa? A może dołączysz do mnie przy filiżance herbaty?
Snape zmarszczył brwi.
- Minervy jeszcze nie ma? – zapytał zaskoczony. Z pewnością czarownica powinna przybyć przed nim.
- Nie – Albus zaczął wyglądać na zaniepokojonego. – Czy coś się stało?
- Można tak powiedzieć. – Na widok pytającego spojrzenia Dumbledore’a, Snape kontynuował, – Dolores Umbridge użyła dziś wieczorem Krwawego Pióra na Harrym.
- CO? – Fawkes skrzeknął ze swojej żerdzi, a portrety na ścianach zagrzechotały w odpowiedzi na wściekłość Albusa Dumbledore’a.
Nawet wiedząc, że furia czarodzieja nie była – tym razem – skierowana na niego, Snape mimo wszystko skulił się.
- Ośmieliła się użyć tego średniowiecznego narzędzia tortur w mojej szkole? Na jednym z moich uczniów? – szalał Dumbledore, a półki wibrowały, kiedy przy nich przechodził. – Na Harrym? – Odwrócił się do Snape’a, który starał się ukryć za Fawkesem. – Gdzie ona jest?
Snape musiał przełknąć, zanim mógł mówić. Nawet Voldemort w swoim największym szale nigdy nie wytwarzał tak wiele mocy, jak w tym momencie Dumbledore. Powietrze w biurze trzeszczało jak ozon, a to był tylko wyciek mocy, która wyrwała się Albusowi spod kontroli.
- Minerva ją tu przyprowadzi – zdołał wyskrzeczeć. – Eliksiru uspokajającego? – zaproponował, przeszukując kieszeń.
Dumbledore spojrzał na niego, jego oczy były zwężone za okularami połówkami i na moment zatrzymujący serce, Snape zastanowił się, czy gniew starszego czarodzieja nie stanie skierowany na niego. Ale wtedy Albus wziął głęboki oddech i szafki przestały trzeszczeć, Fawkes przestał skrzeczeć, a Snape pomyślał, że teraz może bezpiecznie oddychać.
- Wiesz, to może być dobry pomysł – powiedział cicho dyrektor, przyjmując fiolkę.
Przez kilka minut dwaj mężczyźni siedzieli w milczeniu. Snape ponieważ wciąż był trochę zbyt zastraszony, by mówić, a Albus ponieważ planował, jak poradzić sobie z tą sytuacją.
W końcu, po długim czasie, przybyła McGonagall, sama.
- Gdzie ona jest? – krzyknęli obaj czarodzieje.
- Dolores Umbridge zniknęła – poinformowała ich spokojnie, ku ich wielkiemu zdumieniu.
- Co! Jak ona mogła uciec? – zapytał Snape.
- Najwyraźniej uznała, że bezpieczniej jest zniknąć, niż stanąć przed gniewem dyrektora, nie mówiąc o aurorach, dochodzeniu i Azkabanie. – Dostrzegła wściekłe i sfrustrowane wyrazy twarzy mężczyzn i dodała rzeczowo. – Wypijmy herbaty.
- Wciąż muszę przedstawić pełny raport Ministrowi – Dumbledore zmarszczył brwi, choć mimowolnie przywołał dzbanek do herbaty. – Mam nadzieję, że Poppy pomyślała, żeby zrobić zdjęcia ran Harry’ego.
- Zawsze zostają wspomnienia z myślodsiewni – zauważyła McGonagall. – I sam przyrząd – dodała, kładąc diabelskie pióro na biurku dyrektora, po czym wzięła filiżankę dla herbaty i przekazała kolejną Snape’owi.
Twarz Dumbledore’a była niczym burza.
- Ten niewymowny przedmiot! – przeklął, a jego ton zmienił słowo w epitet.
- Co więcej, dzięki słowom Umbridge jasno wiadomo, że Knot ma połączenie z użyciem Krwawego Pióra. Została tutaj specjalnie posłana, by zdyskredytować Harry’ego, aby nie stwarzał zagrożenia dla autorytetu Knota.
- Hymm. – Albus zmarszczył czoło. – Będę musiał podjąć kroki, żeby pokazać Korneliuszowi błędy tego działania.
Snape przewrócił oczami. Albus będzie próbował zrehabilitować mężczyznę. Snape nie miał takich celów. Był teraz zdeterminowany, by pozbyć się Knota raz na zawsze. Był skłonny tolerować niekompetencję Ministra, nawet takiego, który słuch ludzi jak Lucjusz Malfoy, ale teraz Knot posunął się za daleko. Rozmyślnie biorąc na cel Harry’ego, właśnie podpisał sobie wyrok śmierci. Albo przynajmniej zapewnił sobie to, że będzie musiał usunąć się ze stanowiska, Snape’a naprawdę nie obchodziło, którą opcję wybierze.
Podczas gdy Dumbledore zagubił się w myślach o tym, jak poradzić sobie z Knotem, Snape pochylił się do McGonagall.
- Jak ta idiotka ci uciekła? Myślałem, że masz nad nią kontrolę?
McGonagall wzruszyła ramionami.
- Była oślizgłym małym płazem.
Snape posłał jej ostre spojrzenie. Zastępca dyrektora była niepokojąco zblazowana na temat wyślizgnięcia się jej Umbridge. Spodziewał się, że będzie wściekła z powodu tego, że Różowa Ropucha uciekła od sprawiedliwości.
Nagle Minerva głośno beknęła.
- Och, przepraszam! – wykrzyknęła, klepiąc się w pierś. Potem spojrzała w oczy Severusa, który właśnie unosił filiżankę do ust. – To pewnie coś, co zjadłam – powiedziała bardzo powoli i wyraźnie.
Snape szybko wypluł całą herbatę z ust na Fawkesa, który zaskrzeczał w proteście i z obrazą zniknął w płomieniach.
Snape popatrzył na Minervę, która odpowiedziała spokojnym spojrzeniem. Z pewnością nie miała na myśli, że…!
Jego umysł ciężko pracował, rozważając to, jak całkowicie Minerva poświęcała się uczniom, jej dobrze ukryte ślizgońskie zdolności i nietypowy brak zatroskania potencjalnym przyszłym atakiem Umbridge.
Snape przełknął, zdając sobie sprawę, że jeden poważnie rozwścieczony ekspert w dziedzinie transmutacji, który dodatkowo jest kocim animagiem dodać niezbyt potężna wiedźma, która wywołała tą wściekłość równa się… jedno częściowo strawione zagrożenie dzieci będących w Hogwarcie.
- Ja, eee… mam eliksir na niestrawność – zaoferował, starając się nie brzmieć na tak przerażonego, jak się czuł. Nagle Albus przestał być najstraszniejszą osobą w pokoju.
- Bardzo miło z twojej strony – powiedziała, posyłając mu pełen aprobaty uśmiech.
Właśnie wtedy Snape zdecydował, że zwerbowanie Minervy jako wsparcia mogłoby być jednym z najmądrzejszych ruchów. Oraz nigdy śmiertelnie nie obrazi mięsożernego animaga.

CDN…


8 komentarzy:

  1. o matko hahahah ja pierduu to jest obłędne no tego bym się wżyciu nie spodziewałam Minerwa rządzi wspaniali prefekci i Harry który zaimponował mi tym że się postawił i potrafił pokazać w prosty sposób głupotę ropuchy i ministerstwa i Hermiona która końcówki zrobiła z Ronem porządek w Griffindorze rozdział wspaniały myślałam ze Severus żabsko na strzępy ale to rozwiązanie jest 1000 razy lepsze jak sobie wyobrażę zabawowe kocicy z żaba śmieje się w głos a i dyrektor i scena w gabinecie dyrektora i feniks rewelacja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział życzę weny i czasu na tłumaczenie jesteś wspaniała popoprawia mi humor po marnej sobocie przywracasz wiarę w dobrych ludzi kurzy dotrzymują słowa a to rzadkie w dzisiejszych czasach pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. McGonagall zaimponowała mi.

    OdpowiedzUsuń
  3. eeeee. Brakło mi słów. Więcej tego.

    OdpowiedzUsuń
  4. O fuj! Minerwa zamordowała i zjadła Umpicz?! O matko!

    OdpowiedzUsuń
  5. O. Mój... GHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA~!! O JAAA~...! Normalnie brak mi słów!!! :D
    Myślałam, że akcja "RR", samo to, co Harry pomyślał na szlabanie ("Jeśli chodzi ci o takich cholernych idiotów jak Knot albo ty...") i późniejsza rozmowa z Jones to będą najlepsze części tego rozdziału, a tu PROSZĘ!!! HAHAHA!!
    Chociaż, z drugiej strony, jest to też, cóż...
    BŁEEEE~!!! OHYDA!! Naprawdę się nie dziwię, że Sev zaoferował McGonagall eliksir na niestrawność...!

    Cóż, w każdym razie życzę WENY, CHĘCI i CZASU~!! ;)
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, jestem przerażona McGonagall xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Dostała za swe je Różowa Ropucha hi hi hi strawiona gadzina dyrektor nieźle wkurzony pozdrawiam weny Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    Harry miał możliwość pójścia do Severusa po tum szkabanie, to czemu tego nie zrobił, ale cieszę się że w końcu powstał ruch przeciwko Umbridge... Harry dobrze zrobił, że się sprzęciwił, Jones i Percy pospieszyli na pomoc no i mamy wkurzonego Severusa jak i nigdy nie zadzierać z Mcgonagall...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń