Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 4 września 2018

ZS - Rozdział 11 - Jastrząb na kolację



Po locie Freedoma, Severus przestał się bać, że jastrząb go zostawi i pozwolił Freedomowi szwędać się, co oznaczało, że dawał ptakowi całkowitą wolność, że mógł odlatywać i przylatywać bez ograniczeń. Severus usunął paski, a zamiast niego nałożył małą, srebrną bransoletkę, którą przywiązał do prawej kostki Freedoma. Branzoleta zawierała imię Freedoma, a na tyle „SS, Hogwart”. Było to na wszelki wypadek, gdyby Freedom wpadł na pozbawionego skrupułów myśliwego podczas swoich wypraw w dzicz – ludzie będą wiedzieli, że to udomowiony jastrząb, a nie dziki. Nie mówiąc jastrzębiowi, Severus rzucił też na niego zaklęcie przenoszące, więc jeśli Freedom znajdzie się w niebezpieczeństwie, zaklęcie uaktywni się i sprowadzi Freedoma z powrotem do Severusa. Zaklęcie przenoszące nie było uważane za aportację, ponieważ używane w większości było do transportu przedmiotów i zwierząt, choć znajdowało się w grupie zaklęć transportujących. Severus nie chciał nigdy ponownie przechodzić przez udrękę, którą powodował tak okropnie ranny jastrząb, a tylko w ten sposób mógł temu zapobiec.
Jastrząb mógł być widziany wiele razy za dnia przy Snapie, zwykle siedząc na jego ramieniu, gdzie Snape doczepił skórzaną podkładkę, żeby Freedom mógł na nim siąść bez obaw, że zrani swojego czarodzieja albo zrobi dziury w szacie Snape’a. Severus również nosił zmodyfikowaną rękawicę na lewym nadgarstku, która pozostawiała odsłonięte palce, żeby mógł trzymać różdżkę albo mieszadełko kociołka, ale Freedom mógł na niej siedzieć, jeśli tylko chciał.
Jednak kiedy Snape uczył, Freedom zwykle wybierał polowanie albo latanie, ponieważ wiele razy, eliksiry warzone w klasie Severusa nie były zbyt dobre dla jastrzębi. Freedom nie miał nic przeciwko, uwielbiał latać, kiedy tylko zechciał i często można go było zobaczyć leniwie krążącego ponad wieżami zamku, od czasu do czasu nurkując, by złapać okazjonalną mysz albo nieostrożnego ptaka.
Był zadziwiająco dobrym myśliwym, jak na tak młodego ptaka, choć nie potrzebował polować tak dużo, bo Severus zawsze będzie miał dla niego jedzenie, jeśli przegapi swoją zdobycz. Mimo to, cieszył się pościgami za kaczkami, myszami albo królikami oraz wolał łapać własne śniadanie czy obiad, jeśli to było możliwe. Kolację zawsze jadł z Severusem w kwaterach Mistrza Eliksirów – wolał cichy apartament od głośnej Wielkiej Sali.
Jednak podczas latania dookoła zamku, podsłuchał kilka bardzo niepokojących plotek o wciąż zaginionym Harrym Potterze. Najbardziej rozpowszechniona z nich mówiła, że Harry całkowicie przekroczył granicę  i albo skończył ze sobą albo został złapany przez samego Sam Wiesz Kogo.
Zaś Draco Malfoy twierdził, że Potter był zbyt wielkim tchórzem, by zakończyć swoje życie i powiedział, że prawdopodobnie chowa się gdzieś jak przerażone dziecko, modląc się, by Sami Wiecie Kto, jeśli rzeczywiście powrócił z martwych, jak twierdził Potter, nigdy go nie znalazł.
- Zawsze wiedziałem, że załamie się pod presją – chwalił się Malfoy. – Jest półkrwi, niższy stanem, wiecie?
Freedom rozważył zanurkowanie w stronę aroganckiego palanta, po czym zastanowił się, w jakie wpadłby chłopa kłopoty, gdyby Snape albo Poppy usłyszeli tę uwagę, skoro oboje byli półkrwi. Malfoy bezwątpienia przez dwa tygodnie szorowałby nocniki w skrzydle szpitalnym bez użycia magii, a to byłby dodatek do szlabanu, który wciąż odpracowywał za niemal zabicie Freedoma i włamanie się do laboratorium Snape’a.
W tej chwili żaden z nich nie był w pobliżu, więc postanowił dać aroganckiemu zarozumialcowi lekcję – nigdy nie wybaczył Malfoyowi, że ten zepchnął go z żerdzi, gdy był całkiem bezsilny.
Sfrunął na chłopaka, gdy ten kierował się do cieplarni na zielarstwo, powodując, że Malfoy krzyknął i skulił się, jedną dłonią osłaniając twarz.
- Achhh! Szalony drań! Odwal się!
Freedom wyrwał kilka włosków z głowy chłopaka w swawolnym, ale raczej bolesnym geście.
Malfoy wyciągnął różdżkę, krzycząc, że zaraz przeklnie cholernego ptaka na kawałeczki, ale Crabbe szarpnął jego rękę w dół.
- Zwariowałeś, Draco? Zapomniałeś, czyj to chowaniec? Snape zabije cię w mgnieniu oka.
- Nie obchodzi mnie to! Ten cholerny ptak to zagrożenie! – krzyknął zirytowany czystokrwisty. – Powinien zostać wypchany i powieszony na ścianie.
Freedom zatoczył koło, nie mając kłopotów z podsłuchaniem szyderczej groźby. Wypchany i powieszony, ech? A ty nie jesteś lepszy niż przenośne pudełko na ptasie gówna, Malfoy!
Przyjrzał się dokładnie blondynowi, snując złowrogie myśli.
Chwilkę później, Draco poczuł coś mokrego na ramieniu.
- Co do… aaahh! – Otrzepał gorączkowo szaty rękawem, ale to tylko rozmazało cały bałagan. – Cholerny sukinsyn! Tylko poczekaj, jastrzębiu! – Potrząsnął pięścią w stronę nieba, na którym wysoko dało się zobaczyć maleńki, czarny punkcik.
Crabbe zakrył usta dłonią, chichocząc niekontrolowanie.
Draco wściekły spiorunował wzrokiem przyjaciela.
- Z czego się śmiejesz? Sądzisz, ze to zabawne, co, Crabbe?
- Uch… cóż… musisz przyznać, że zasłużyłeś sobie na to, Draco. Mimo wszystko, niemal go zabiłeś.
- Zamknij się, Crabbe! Zmieniasz się w jakiegoś kochającego jastrzębie cwela przez głupi szlaban Snape’a? Chcesz być teraz emocjonalnym głąbem i pomagać zwierzakom?
Crabbe odpowiedział identycznym spojrzeniem.
- Nawet jeśli? To lepsze niż rzucanie na nie klątw, póki nie umrą.
Draco przewrócił oczami.
- Boże, ale robisz się miękki, Vince! Twój tata nie będzie zbyt zadowolony, gdy o tym usłyszy.
Crabbe zbladł, po czym powiedział:
- Ostatnio on nie jest zadowolony z niczego, co robię, Malfoy, więc jakie to ma znaczenie? Daj spokój, chodźmy na zajęcia, zanim się spóźnimy i Sprout odejmie nam punkty.
Kontynuowali drogę w stronę cieplarni, podczas gdy pewien jastrząb nad nimi rozmyślać nad ich słowami i pomyślał, że może Crabbe nie jest tak zły, jak początkowo myślał, pomimo bycia najlepszym kumplem Malfoya. Przynajmniej wydawał się być wspólny do wyrzutów sumienia i wziął sobie lekcję Severusa do serca.
Może nie wszyscy Ślizgoni byli źli, pomyślał, po czym zastanowił się, dlaczego w ogóle o tym pomyślał. Ślizgoni, których spotkał w pokoju wspólnym podczas spotkania całego Domu, wydawali się dość mili, jak na ludzi, właściwie szanowali swojego Opiekuna Domu, byli również oburzeni i źli na to, jak Malfoy znęcał się nad nim samym oraz byli chętni wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.
A mimo to… mimo to… obraz rozbłysnął w jego umyśle – jakiś rudowłosy chłopak, który paskudnie komentował coś, życząc Severusowi śmierci i powiedział mu: „Nie wiąż się ze Ślizgonami, z tego domu pochodzi Sam Wiesz Kto i niemal każdy mroczny czarodziej, ponieważ taki był Slytherin.”
Ale to było złe, bo sam widział, że nie wszyscy Ślizgoni tacy sami, że w tym Domu są i dobrzy, i źli. I Dom Slytherina mógł mieć złych czarodziei, ale również z niego wywodzi się jeden z najlepszych, mój czarodziej, Severus Snape. Ryzykuje życie, żeby nas chronić i nikt nawet o tym nie wie… z uczniów, znaczy się. Gdyby wiedzieli, czy dalej nazywaliby go tłustowłosym dupkiem albo nietoperzem z lochów? Jakoś nie sądzę.
Ale wiedział, że Severus miał trzymać to w sekrecie, bo inaczej jego życie mogłoby być zagrożone bardziej, niż już było. A Freedom nie zamierzał ryzykować życia swojego Mrocznego Obrońcy ze względu na jego reputację. Jednak któregoś dnia, może jeśli będzie dla Snape’a bezpieczne ujawnienie, co robił przez te wszystkie lata wtedy może doceni to, zamiast złorzeczyć. Freedom zastanawiał się, jak dużo czasu minie, zanim to się stanie, a potem uznał, że to nie ma znaczenia – czas był dla jastrzębia względny.
Przeleciał nad jeziorem i powrócił, bawiąc się ponad prądami powietrznymi, póki jego żołądek nie zaburczał i wtedy skierował się w stronę zamku – jego wewnętrzny zegar powiedział mu, że to niemal czas na obiad i Severus powinien kończyć swoje ostatnie zajęcia.
Freedom przeleciał z wdziękiem przez korytarze – był teraz tak normalnym widokiem, że uczniowie ledwie skupiali się na nim dłużej, gdy go zauważyli. Niektórzy byli wobec niego nieufni – ci którzy czuli nienaturalny lęk przed latającymi stworzeniami albo ci, którzy sądzili, że jako chowaniec Snape’a, był zły, ale większość wiedziała, że jastrząb nie będzie im przeszkadzał i traktowali go jakby był szkolną sową.
Znał drogę do i z lochów oraz kwater Severusa, ponieważ posiadał jakiś jastrzębi instynkt, że zawsze powracał do domu niczym gołąb i nie obawiał się, że się zgubi, nawet w zamku wickości Hogwartu. Jego bystre oczy wkrótce dostrzegły Mistrza Eliksirów, wyłaniającego się z klasy, nawet z odległości trzech metrów i przyspieszył lot, wydając dziwny odgłos, by powitać profesora i również ostrzec go, że podchodzi do lądowania.
Severus uniósł wzrok i wyciągnął swój nadgarstek w zaproszeniu.
Freedom sekundę dłużej wylądował na owiniętym nadgarstku.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że twój dzień minął lepiej, niż mój – wyznał Severus cichym szeptem. – Małe głąby naprawdę mnie dzisiaj testowały. Ledwie zapobiegłem pożarowi, trzem eksplozjom kociołków, a teraz nałożyłem pięć szlabanów i w sumie odebrałem jakieś sześćdziesiąt punktów, po dwadzieścia od Gryffindoru, Ravenclawu i Hufflepuffu. Dodatkowo musiałem zrobić wykład trzem moim Domownikom za gryzmolenie w zeszytach i mówić im, żeby skupiali się na moich zadaniach. Nastolatki!
Wygląda na to, że miałeś okropny dzień, powiedział jastrząb z współczującym piskiem.
- I niestety niedługo zrobi się gorzej – powiedział Severus, otwierając drzwi do swoich kwater.  Gdy razem z jastrzębiem byli bezpiecznie w środku, Mistrz Eliksirów zsunął swoje profesorskie szaty, które były wykonane z wytrzymałej bawełny, odpornej na splamienie i rozdarcie, jak również zaczarowane, by odpychać większość rozlanych składników eliksirów, i powiesił je na haku na ścianie, po czym zsunął buty palcem i podszedł do kanapy, by na niej usiąść.
- Twixie – zawołał!
- Co mogę dla pana zrobić, panie Severusie? – zapytała skrzatka, pojawiając się w pokoju.
- Chciałbym wysoką szklankę zimnej wody z cytryną. Dzisiaj niemal straciłem głos od karcenia tych przeklętych bachorów. – Potrząsnął głową z niesmakiem.
- Już daję, sir.
Skrzatka zniknęła, a Snape potarł skronie, wiedząc, że częściową winą jego problemów z głosem był eliksir Jastrzębiej Mowy. Jak na razie nie pojawił się na nim meszek, ale wiedział, że to prawdopodobnie pojawi się potem, ale nie chciał przestawać zażywać eliksiru, bo za bardzo lubił rozmawiać z Freedomem. Tak bardzo, jak nie znosił tego przyznawać, Hagrid miał rację – rozmowa z chowańcem była świetnym relaksem na stres.
Twixie pojawiła się z wodą, a potem powiedziała cicho:
- Panie Severusie, kazał mi pan przypomnieć, że o siódmej wieczorem jest kolacja dla kadry.
- Dobrze. Dziękuję. Możesz iść, Twixie.
Twixie zniknęła, Severus upił wody i skrzywił się.
- Cholerny Albus i jego cholerne kolacje kadry co miesiąc. Już wystarczająco okropne jest to, że musimy wysłuchiwać, jak Trelawney mówi bez sensu o połączeniu Wenus z Domem Marsa albo jakiś innych idiotycznych paplanin, a teraz jesteśmy zmuszeni wysłuchiwać doktryny Ministerstwa od Umbridge, która mówi nam  o tym przesłodzonym głosikiem małej dziewczynki, który sprawia, że mnie mdli, bo to tak obrzydliwie fałszywe. Jest tak słodka jak lamia, Freedom, i równie niebezpieczna, ponieważ ona rzeczywiście wierzy we wszystko, co zachwala Minister, że powrót Czarnego Pana jest tylko mistyfikacją, a Potter jest szalony i cierpi na urojenia. Potter może być różny, ale pewne jest to, że nie jest szalony. Umbridge, jak jej mistrz, Knot, jest ślepa na prawdę, przerażona nią i sądzi, że jeśli będzie ją ignorowała, to zniknie. Humph!
Severusie, jestem głodny.
- Polowanie dzisiaj nie poszło za dobrze?
Złapałem ryjówkę. To dla mnie za mało.
- Masz. – Severus przywołał do siebie torbę i wyjął spory udziec z królika, rzucając go jastrzębiowi.
Freedom złapał go zręcznie, po czym usiadł, by zjeść ją blisko swojej żerdzi ponad starymi kopiami „Proroka Codziennego”. Mniam! Królik!
Podczas gdy jastrząb jadł, Snape popijał wody, ponuro rozmawiając, czy jest jakiś sposób, by uniknąć pójścia na tę cholerną kolację. Przypuszczał, że jest za późno, by zacząć warzyć dodatkową dużą dawkę eliksirów dla Skrzydła Szpitalnego albo zapaść na jakąś chorobę zakaźną. Przed swoją przedwczesną śmiercią, będzie musiał w tym uczestniczyć i cierpieć przez magiczny faszyzm Dolores, idiotyczne wróżby Trelawney oraz Albusa i jego cholerne, migoczące oczy. Niemal wolał ponownie dostać Crucio.
Freedom w końcu skończył królika, a potem wleciał na ramię Severusa. To było wspaniałe, dzięki! Jak długo zwykle trwa ta kolacja?
- Nie więcej niż dwie godziny, dzięki Merlinowi. Dwie godziny to maksymalna ilość czasu, przez który jesteśmy w stanie wytrzymać bełkotanie Sybilli i to, że widzi omeny w fałdach obrusu albo siwych włoskach na brodzie Dumbledore’a. A teraz musimy również walczyć z Dolores, której stosunek do mugolaków i tych z mieszaną krwią, jak Hagrid, sprawia, że Lucjusz Malfoy wygląda jak niegrzeczny chłopiec, który powtarza to, co powiedziała mu starsza siostra. – Zacisnął palce na grzbiecie nosa. – Dzisiejszy wieczór nie będzie dobry.
Co jeśli pójdę z tobą? Mógłbym rozmawiać z tobą, gdy zrobi się nudno i będziesz mógł wyjść wcześniej, tylko powiesz dyrektorowi, że wciąż jestem nieco chory i musisz wrócić do naszych kwater.
Severus zastanowił się.
- Dobrze. Możesz iść – powiedział w końcu.
Freedom wyglądał na zachwyconego.
Wtedy Severus powiedział surowo:
- I nie trzeba mówić, że masz się jak najlepiej zachowywać. Żadnego gryzienia i latania w ich stronę, zwyczajnie masz zostać na moim ramieniu i obserwował, jest to dla ciebie jasne?
Tak, Sev. Będę grzeczny. Ale mogę przynajmniej obrażać Umbridge?
Snape zachichotał złośliwie.
- Oczywiście. Nigdy nie posunąłbym się tak daleko i odmówił ci całej zabawy.
Freedom zaczął skubać swoje szpony, a jego bursztynowe oczy zalśniły z radości.
Mistrz Eliksirów pozwolił sobie na półtoragodzinny relaks, po czym poszedł wziąć prysznic i ubrać się na kolację. Choć nie była ona formalna, Severus nie chciał się na niej pojawić całkowicie zwyczajnie. Postanowił jednak ubrać zwyczajne czarne spodnie i miękką białą koszulę z krótkimi rękawami i kołnierzykiem pod swoją drugą najlepszą profesorską szatę.
Te szaty były nieco bardziej skrojone na miarę, niż jego codzienne szaty, okalały jego szczupłe ciało, ukazując jego chudą talię i dobrze umięśnione ramiona, ponieważ Severus dobrze się prezentował pomimo nauczania mieszania i całodziennego chodzenia dookoła kociołków, a także starał się trzymać formę. Jego szaty miały również srebrne i zielone wykończenia na rękawach, a na lewej jego piersi była doszyta zaszywka z kociołkiem i wyłaniającym się z niego smokiem – godłem Mistrza Eliksirów.
Rzucił szybkie zaklęcie i jego buty zostały nowo wypastowane, odgarnął część swoich czarnych włosów z zgrabny koński ogon, żeby nie wisiały przy jego twarzy. Nie pokazywał tego swoim uczniom, żeby utrzymać strach lochami przez swoją osobę. Ale na tę kolację był tylko profesorem Snapem i mógł tego wieczora zrezygnować ze swojego wizerunku, który mogli zobaczyć tylko jego koledzy.
Mistrz Eliksirów naciągnął, a Freedom podleciał na nadgarstek Severusa, po czym Mistrz Eliksirów wrzucił pełną garść proszku Fiuu do kominka i zawołał:
- Pokój nauczycielski!
Sekundę później wkroczył w zielony ogień i wszedł do pomieszczenia, który był nieco powiększony, by zmieścić długi stół, na którym skrzaty domowe urządziły wielką ucztę.
Była tam wielka, błyszcząca szynka, pieczony kapłon, wołowina pływająca w sosie, jakiegoś rodzaju krewetka w maślanym sosie, Yorkshire pudding, coś co wyglądało jak kluski z masłem, ryżowy pilaw, pieczone ziemniaki z wieloma różnymi dodatkami, bochenek chleba, sałatka, marchew i fasolka szparagowa.
Severus spojrzał na ten wybór i poczuł, jak jego żołądek się przewraca. Nie był tak głodny i tylko zobaczenie tego całego jedzenia sprawiło, że poczuł się nieco chory. Albo może to było spojrzenie na Dolores Umbridge, która siedziała na lewo od dyrektora, ubrana w jakąś piankową, falbaniastą sukienkę i marynarkę w ohydnym odcieniu różowej lemoniady, który sprawiał, że Severus chciał zakryć oczy i wybiec z pokoju. Merlinie, miej litość, ale czy ta kobieta NIE ma poczucia stylu? Moja babka Prince, która słynęła z okropnego gustu ubraniowego, spaliłaby się w tym ze wstydu. Skąd ona to wzięła, z abażuru?
Jeśli sukienka – Severus był hojny, nazywając to tak – nie była wystarczająco zła, Umbridge pomalowała swoje policzki i usta na jeszcze innym szokujący odcień różu oraz ułożyła swoje brązowe włosy na głosie w stylu, który wyglądał jak ul. Gawędziła i pociągała nosem na dyrektora, który wyglądał na nieco chłodnego, a jego niebieskie oczy nie błyszczały swoją zwykłą werwą.
Uniósł wzrok i dostrzegł Severusa, wychodzącego z paleniska i jego oczy zalśniły czystą ulgą.
- Ach, Severus! Chodź i dołącz do nas, mój drogi chłopcze! – powiedział Albus, przywołując go gestem, by usiadł obok niego.
Snape niechętnie podszedł, a Freedom zerkał na parę nieufnie.
- Dobry wieczór, dyrektorze, pani Umbridge. – Jego ton był chłodny i tylko nieznacznie protekcjonalny, gdy wymówił nazwisko Umbridge.
Umbridge rzuciła mu dezaprobujące spojrzenie, gdy dostrzegła jastrzębia na jego ramieniu.
- Ehem-ehem! Musiałeś przynieść również na obiad swojego chowańca, profesorze Snape?
Severus spokojnie spojrzał jej w oczy.
- Nie ma przeciw temu zasadzie.
Freedom spojrzał na nią i Umbridge poczuła rzeczywistą nerwowość. Najwyraźniej nie lubiła ptaków albo może nie podobało jej się to, że jastrząb może zlecieć wolno z nadgarstka swojego pana.
- Freedom zawsze jest tutaj mile widziany, Dolores – zaprotestował Dumbledore spokojnie, ale stanowczo, brzmiąc raczej jak dziadek, karcący wnuczkę. – Dodaje charakter posiłkowi.
Umbridge ponownie odchrząknęła, po czym posłała Severusowi przesłodzony uśmiech, co sprawiło, że głos zamarł mu w gardle.
- Dość niezwykły chowaniec, Severusie. Nie masz nic przeciwko, że cię tak nazywam, prawda? – Zamrugała w jego stronę rzęsami. – Mimo wszystko, jesteśmy tu kolegami z pracy.
Severus nie odpowiedział – ciężko się starał, by nie powiedzieć tego, co pierwsze wpadło mu do głowy, czyli: Tylko ci, których szanuję i lubię mogą używać mojego imienia, ty sztywna stara panno. Trzepot jej sterczących rzęs doprowadził go niemal do ataku paniki. Musi być zdesperowana, skoro pożera go wzrokiem. Sama ta myśl o niej w taki sposób wystarczyła, by rozważył zostanie mnichem, pomyślał, drżąc.
Na szczęście w tej minucie uratowało go przybycie Flitwicka, Sprout i McGonagall do pomieszczenia.
- Witajcie, Filiusie, Pomono i Minervo! – powiedział Dumbledore, uśmiechając się promiennie jak do długo zapomnianych krewnych.
Następnie przybył Hagrid oraz profesorowie Vector i Sinistra – nauczyciele arytmencji i astronomii. Po nich przyszła Charity Burbage, nauczycielkę mugoloznawstwa, oraz pani Hooch, trenerka latania, która poinformowała dyrektora, że Bathsheba Babbling, nauczycielka starożytnych run, nie mogła przyjść, bo cierpiała na migrenę.
Szczęściara, pomyślał tęsknie Severus.
Ostatnia przybyła Sybilla Trelawney, ponieważ odmówiła użycia sieci Fiuu ze swojej wieży i zamiast tego wolała przyjść do pokoju nauczycielskiego. Weszła do środka z westchnięciem, jej zbyt wielkie okulary sprawiały, że wyglądała jak pijana sowa, nosiła szaty w kolorze, który wyglądałby dobrze na bazarowym namiocie, a jej bransoletki i naszyjniki brzęczały i irytująco ścierały się ze sobą.
- Wybacz mi, Albusie! – jęknęła gardłowo. – Ale zajmowałam się moimi liśćmi herbaty… znaki były bardzo dziwne… mówiły, że na kolacji będziemy mieli nieproszonego gościa, ale nie widzę tutaj nikogo, kogo bym nie znała.
- Usiądź, Sybillo – powiedział spokojnie Dumbledore. – Może twoje wizje staną się jaśniejsze po kieliszku sherry? – Podał jej szklankę.
Siedząca obok Severusa McGonagall prychnęła w serwetkę.
- Z pewnością wszystko stanie się jaśniejsze. Albusie, niemądry głupcze, powinieneś wiedzieć, że lepiej nie dawać jej pić, bo ostatni raz jak miała kaca, słyszeliśmy o tym bez końca przez kolejne trzy miesiące. – Odwróciła się do Severusa. – Masz przygotowane lekarstwo na kaca, prawda, Severusie? Bo nie mogę przechodzić przez to ponownie.
Severus uśmiechnął się ironicznie, kiwając głową.
- Sądzę, że niekończące się interpretacje Witch Doctor i Greensleeves wystarczy, żeby każdego doprowadzić poza krawędź.
Minerwa przewróciła oczami.
- Severusie, nie zaczynaj. Ty przynajmniej możesz ukryć się w swoich komnatach, moje są tuż pod jej i ja musiałam ją znosić… miałcząc każdej nocy.
- Niebezpieczeństwa związane z byciem zastępcą dyrektora, Minervo – drażnił Severus.
- Och, bądź cicho! – rozkazała, chichocząc. – Któregoś dnia, panie Snape, zorganizuję ci jakiegoś praktykanta, jakiegoś dzieciaka z mlekiem pod nosem, żebyś mógł go formować i pozwolę mu doprowadzić cię do szaleństwa.
- Ha! Chciałby zobaczyć, jak znajdujesz kogoś, kto byłby chętny ze mną pracować.
- Och, jestem pewna, że gdybym ciężko szukała, kogoś bym znalazła.
- Odstraszyłbym go w przeciągu tygodnia.
Minerva upiła białego wina z kielicha, a jej oczy błysnęły wesołością.
- Wtedy będę musiała znaleźć kogoś, kto nie boi się zrzędliwego człowieka, kto lubi, jak sztyletuje się go wzrokiem. – Spojrzała uważnie na chowańca Snape’a. – Wygląda na inteligentnego ptaka, Severusie. Powiedz jeszcze raz, jak go nazwałeś?
- Freedom – odpowiedział Severus, upijając kolejną szklankę wody. Miał również mały kieliszek wina, ale rzadko pił w mieszanym towarzystwie.
Freedom pozwolił McGonagall podrapać się lekko, delikatnie pusząc jego pióra. Siedział na oparciu krzesła Severusa, obserwując czujnie członków personelu. Co dziwne, odkrył, że rozpoznaje ponad połowę z nich, ale nie ze swoich ostatnich lotów przez szkołę. Flitwick, przypomniał sobie, czarował pióra i mówił: „Pamiętajcie – obrót i trach!”, jak również pamiętał profesor Sprout, która rozdawała nauszniki i demonstrowała, jak rozsadzać mandragory. To go niepokoiło, ponieważ wiedział instynktownie, że jastrząb nie powinien mieć takich wspomnieć, a przynajmniej nie normalny jastrząb. Miał nadzieję, że wspomnienia znikną, czasami nadchodziły tak szybko, że był nimi przytłoczony i powodowały u niego ból głowy.
Właśnie wtedy przypomniał sobie Umbridge, stojącą przednim i mówiącą słodkim, jak zatruty miód, tonem:
- Nie toleruję opowiadania kłamstw w mojej klasie. Teraz będziesz pisał linijki, dwieście razy, Nie będę opowiadał kłamstw, używając tego tutaj pióra. – Podała mu pióro, długie i czarne z niezwykle ostrym końcem. – Ma własny zapas atramentu – poinformowała go, a coś w tym, w jaki sposób to powiedziała, spowodowało, że jego ciało się wzdrygnęło.
Zanim zdążył sobie przypomnieć coś więcej, został wyrwany z pamięci przez Dumbledore’a, który zastukał w bok kieliszka widelcem.
- Proszę o uwagę. Zanim wszyscy zaczniemy jeść ten przepyszny zestaw dań – całkiem wspaniała uczta, a tylko poczekajcie, aż zobaczycie deser – ehem… chciałbym jeszcze ogłosić kilka rzeczy. Po pierwsze obawiam się o naszego zaginionego ucznia, Harry’ego Pottera. Jak wiecie, pan Potter nie został jeszcze znaleziony, choć to, że wciąż się przed nami ukrywa jest sporą tajemnicą. I zarazem to niepokojące. Gdyby ktokolwiek z was miał powody podejrzewać, gdzie jest jego miejsce pobytu, proszę porozmawiać ze mną natychmiastowo. Dolores zwróciła mi uwagę na nową politykę Ministerstwa dotyczącą nieobecności uczniów. Jeśli uczeń jest nieobecny w szkole bez podpisanej notki od rodzica, opiekuna albo uzdrowiciela ponad dwa miesiące, uważa się, że ten uczeń porzucił szkołę i z tego powodu nie może uczęszczać do Hogwartu bez dokładnego zbadania wiedzy ucznia. Mam żarliwą nadzieję, że Harry pojawi się przed tym terminem i chciałbym prosić wszystkich z was, żebyście kontynuowali poszukiwania. Głęboko wierzę, że wciąż jest gdzieś w granicach zamku i błoni albo może w Hogsmeade pod wpływem glamour.
- Ale dlaczego miałby zrobić coś takiego, dyrektorze? – zapytała profesor Sinistra. – Nie znam chłopca, poza jego reputacją, ale dlaczego wybrałby nieobecność na zajęciach i porzucenie kolegów z Domu? Dlatego, że jest zbudzony czy leniwy?
Severus zerknął na dyrektora, zastanawiając się, jak odpowie. Przed rozmową z Hagridem, Snape mógłby przypuszczać, dokładnie jak Sinistra, że Potter był leniwy i arogancki, zakładając, że podobnie jak swój ojciec, że był ponad takimi rzeczami jak uczęszczanie na zajęcia i przestrzeganie zasad. Ale już tak nie zakładał i czuł, że zniknięcie Pottera było oznaką raczej przeżywania jakiś trudności, a nie żartu czy buntu nastolatka.
Albus spogląda na Aurorę i powiedział cicho:
- Nie, nie sądzę, że to dlatego, że Harry jest leniwy czy znudzony. Sądzę, że mamy tutaj głębszy problem, ale bez wyznania samego chłopca, nie mogę być pewny, więc w tym momencie nic nie jestem w stanie powiedzieć.
- Musi mieć jakąś potężną magię, skoro tak długo pozostaje w ukryciu, dyrektorze – przemówiła Charity. – Ile tygodni go już nie ma?
- Niemal trzy.
Nastąpiło mamrotanie, a potem Umbridge zakasłała i stwierdziła:
- Uważam, że to niewybaczalne, że Potter może tak długo biegać wolno. Chłopiec wyraźnie wszystkich wykorzystuje i trzeba przywołać go do porządku. Odkryłam, że jest dość niegrzeczny i przebiegły, opowiada kłamstwa, by zwrócić uwagę swoich rówieśników. Może to jego nowa intryga.
Albus wyglądał na zbolałego tym komentarzem, a Minerva się zezłościła. Syknęła go Snape’a:
- Jestem jego Opiekunką Domu, a nigdy nie zobaczyłam, by Potter był nieszczery czy niegrzeczny. I nigdy nie lubił uwagi od strony ani prasy, ani swoich rówieśników. Nie zgodzisz się, Severusie?
Severus popił wody, zanim odpowiedział:
- Szczerze mówiąc, Minervo, chłopak był dla mnie niegrzeczny więcej niż przy jednej okazji, a na kłamstwie złapałem go raz czy dwa razy, ale nie więcej czy mniej niż innych uczniów. Jest tu coś nie tak, ale nie sądzę, żeby miało to coś wspólnego z potrzebą zwrócenia uwagi rówieśników. Może jednego z nas…
- Sądzisz, że otrzymuje pomoc od jednego z nich? Może Weasleya, albo nawet Granger? – zamyśliła się Minerva. – Główkowałam, starając się zrozumieć, jak zdołał wytrzymać bez jedzenia albo wody i pomyślałam, że może jego przyjaciele przemycają mu jakieś rzeczy, ale obserwowałam Sowiarnię i żadna sowa nie odlatywała z żadną podejrzaną paczką.
- Chyba że miał jakąś pomoc od jednego ze skrzatów domowych. Jest tutaj jeden, sądzę, że nazywa się Zgredek, który wydaje się być Potterowi oddany, możesz chcieć go przepytać.
- Tak, to dobry pomysł, Severusie. I powinnam porozmawiać ponownie z Weasleyem i Granger, choć to oni pierwsi mnie powiadomili, że Potter zaginął.
Nim mogli powiedzieć coś więcej, Dumbledore ponownie im przerwał.
- I będzie również pewna… zmiana w szkolnej polityce, ale pozwolę Dolores powiedzieć więcej na ten temat. – Wskazał na Umbridge.
- Ehem! Ehem! Minister Magii był bardzo… przejęty tym, że podczas wakacji chłopiec Potterów został niemal wydalony z Hogwartu. Wtedy zdecydował, że to czas na zmiany i poprosił mnie, żebym pomogła mu je wprowadzić. – Umbridge uśmiechnęła się słodko. – Ministerstwo obawia się, że dzisiejsze dzieci mogą ulegać wpływowi kłamstw na temat powrotu martwego czarodzieja i życzył sobie, żeby podjąć odpowiednie kroki, by uniknąć paniki i podtrzymać status quo.
Kłamstwa na temat powrotu martwego czarodzieja? – pomyślał Snape z pogardliwym uśmiechem. Czy mam ci pokazać, co czego ten martwy czarodziej jest zdolny, Umbridge? Chciałabyś zobaczyć blizny po jego dziełach i potem powiedzieć mi, że nie są prawdziwe? – Jego dłoń zacisnęła się na kielichu wody.
Umbridge kontynuowała, zupełnie nieświadoma zdenerwowania nauczyciela eliksirów.
- W tym celu mianował mnie Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. Będę nadzorowała szkołę, zastępowała dyrektora Dumbledore’a w razie potrzeby i organizowała na nowo szkołę według polityki Ministerstwa.
Minerwa uniosła brew.
- Organizowała na nowo szkołę? A co przez to masz na myśli, Dolores?
- To, co właśnie powiedziałam, Minervo. Ministerstwo zauważyło, że kilka praktyk jest nieaktualnych  i chce wprowadzić nowe. Zostanę Inkwizytorem od następnego piątku, a wy wszyscy powinniście zwracać się do mnie w sprawie wolnego, chorobowego, ustalania programu nauczania, który będę sprawdzała odnośnie treści i waszych metod nauczania, upewniając się, że są zgodne z polityką Ministerstwa. Dam wam pergamin z listą akceptowalnych przez Ministerstwo technik i oczekuję, że będziecie ich przestrzegać. Jeśli ocenię was i odkryję, że nie spełniacie wymagań, wydam wam ostrzeżenie. To będzie jedno jedyne ostrzeżenie. Po nim, jakiekolwiek kolejne niepowiedzenie w przestrzeganiu przepisów spowoduje… zwolnieniem.
Wszyscy nauczyciele popatrzyli na siebie, a potem zerknęli na swoje talerze z przerażeniem. Potem popatrzyli na Dumbledore’a, jakby spodziewali się, że powie im, że to jakiś wymyślny żart. Ale Dumbledore spuścił wzrok ze zmartwieniem, a Severus poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po kręgosłupie. Już dłużej nie może nam pomagać. Stary wilk został zapędzony w kozi róg i teraz musimy walczyć o siebie. A w mojej przeszłości leży więcej niż w przeszłości innych. Zastanawiam się, czy ona wie o tych sześciu miesiącach, gdy byłem śmierciożercą, zanim w wieku siedemnastu lat zostałem szpiegiem? Nigdy nie byłem na nic skazany, ale Ministerstwo jest co najmniej podejrzliwe. Gdyby Umbridge kiedykolwiek odkryła jego przeszłość, wiedział, że zwolniłaby go bez mrugnięcia okiem.
Severus, co to oznacza? – syknął Freedom do jego ucha. Czy to oznacza, że Dumbledore nie jest dłużej u władzy? Ale jak mogli to zrobić? Jak mogli go zwyczajnie odepchnąć i na jego miejsce postawić tą… tą wiedźmę z piekła rodem? Ona nawet nie wie nic o prowadzeniu szkoły i wszystkich nienawidzi. Nawet TY ją nienawidzisz!
- Wiem, ale Ministerstwo rządzi i po ostatnich wydarzeniach, zaczęli myśleć, że Dumbledore jest szalony, wspierając Pottera w jego twierdzeniach, że Czarny Pan powrócił. Więc umieszczają Umbridge w naszych szeregach jako szpiega, a potem podnoszą jej pozycję do autorytetu. Idioci! Dlaczego nie mogą tego zostawić, gdy jest wystarczająco dobrze?
Dolores pogrzebała w obszernej różowej torbie.
- Ach, tutaj jest! Wasze poprawione sylabusy zajęć i wymagania dotyczące obszaru treści. Mimo wszystko ułatwią nauczanie, bo ważne jest, byśmy mieli tu  strukturę, a to pomoże wam. – Wezwała skrzata domowego, by podał pergaminy.
- Dziękuję, Dolores. A teraz zjedzmy – zadeklarował radośnie Dumbledore i powiedział: – Bierzcie po trochę z wszystkiego. – Porcja każdego jedzenia przeniosła się na jego talerz. Natychmiast zaczął jeść.
Po zerknięciu na sylabus z eliksirów Severus pragnął przekląć Umbridge, póki ta nie zacznie go błagać o litość. Czy ona sądzi, że kogo tu nauczam, przedszkolaki? Och, mogą tak się zachowywać przy niektórych okazjach, ale to jest śmieszne! Nie wolno mi ich uczyć o odtrutkach czy truciznach, więc dobrze, że przerabialiśmy je w zeszłym roku. Żadnych wzmianek o nielegalnych substancjach, Melinie miej litość, jakbym miał uczyć nastolatków jak o wysoko… Lista ta miała jakieś dwie stopy i zanim dotarł do końca, był gotów podsunąć Umbridge miksturę modyfikującą umysł. O jedynych „bezpiecznych” eliksirach, które mógł nauczać, były dla małych dzieci i równie dobrze mógł ich uczyć, jak warzyć herbatę.
Wepchnął ofiarowany pergamin do kieszeni i spiorunował wzrokiem talerz.
- Coś nie tak, Severusie? – zamruczała czarownica, siedząca naprzeciw niego. – Wyglądasz na dość… zdenerwowanego.
- Tak? – uniósł brew. – Myli się pani, ja tylko zastanawiam się nad moim nowym programem nauczania i jak oświecające dla dzieci będzie uczenie się zaakceptowanymi przez Ministerstwo metodami – powiedział, przeciągając głoski. – Nowe pokolenie skorzysta na mądrości, jaką jest nauczanie, jak zachowują się strusie, to zawsze ważna umiejętność życiowa.
Wiedział, że nie powinien jej drażnić, ale był zdegustowany i wściekły i nigdy nie reagował dobrze na nadętych idiotów, którzy mówili mu, co może, a co nie może.
- No, tak, dokładnie! – powiedziała krowa z kokieteryjnym uśmiechem.
Siedząca obok Severusa, Minerva cicho parsknęła w serwetkę, śmiejąc się z głupoty drugiej wiedźmy, która nawet nie wiedziała, że Severus obraził ją i całą politykę reedukacji.
Severus ukrył uśmieszek, po czym wezwał nieco kurczaka, krewetki na makaronie, ryż i warzywa. Zaczął jeść, mając nadzieję, że nie poczuje niestrawności przez napięcie obecne w pokoju.
Ale jej powiedziałeś, Severusie! – zauważył Freedom, zachwycony dowcipem swojego pana. Ona jest głupia, czy co? Wszyscy wiedzą, że strusie chowają głowy w piasek!
- Rzeczywiście – powiedział Severus kątem ust, ukrywając swoje słowa w chusteczce. Cieszyło go to, że jego jastrząb jest bystrzejszy niż Umbridge. Wznowił jedzenie, zauważając, że błyski wracają w oczy Dumbledore’a.
Umbridge gwałtownie odłożyła widelec i stwierdziła chłodno:
- Czy jest jakikolwiek sposób, by nałożyć temu ptakowi kaganiec, Severusie? On zakłóca spokój mojego obiadu.
Straszne, ropucho! Jakbyś już go nie zniszczyła! – syknął Freedom, unosząc się kilka cali nad krzesłem Severusa i popatrzył na Umbridge jak na smaczną mysz albo królika. Wiesz, ja tam jem ropuchy na śniadanie.
Umbridge zrobiła się kredowo biała.
- Kontroluj to zwierzę, Snape! – szczeknęła wiedźma. – Zanim ja to zrobię. – Różdżka znalazła się w jej dłoni.
Tak jak różdżka Snape’a. To był czysty refleks, nawet o tym nie myślał. Żaden czarodziej nie zagrozi jego chowańcowi. Jego lodowato grzeczna fasada zniknęła i posłał krępej czarownicy ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie waż się grozić mojemu chowańcowi, Umbridge – warknął.
- Ośmielasz się mi grozić? – sapnęła, a jej pierś zafalowała. – To stworzenie jest zagrożeniem!
- To stworzenie nic ci nie zrobiło, a jednak chciałaś je przekląć – oznajmił chłodno Severus. – To jest słynna sprawiedliwość Ministerstwa? Rzucanie przekleństw na bezbronnego jastrzębia z powodu tego, co mógłby zrobić? Jakąż wykazujesz powściągliwość, jaką dojrzałość.
Zanim Umbridge otworzyła usta, by odpowiedzieć, przerwał im Dumbledore.
- Severusie, Dolores, proszę was! Odłóżcie różdżki, to jest obiad, a nie pojedynkowa arena! Nie ma potrzeby, żebyście się tak denerwowali.
Umbridge odwróciła się wokół niego, mrugając swoimi brązowymi oczami.
- Nie ma potrzeby, Albusie? Nie powinno się mu pozwolić w ogóle przyprowadzać tu te okrutne stworzenie, a teraz on mi grozi, znanemu członkowi gabinetu Ministra!
- No, już, Dolores, przesadzasz. Severus nie zrobił nic w tym rodzaju. Freedom nigdy by cię nie zranił, jest nieco wrażliwy na bodźce. Nie jesteś przyzwyczajona do drapieżnych ptaków. – Sięgnął i poklepał ją uspokajająco po ręce, jakby chciał uciszyć przerażone dziecko albo marudną starowinkę. – Nie ma się co obawiać, jastrzębie atakują tylko drapieżne zwierzęta, jak króliki, myszy i… ropuchy – dodał z chytrym mrugnięciem. – Proszę, odłóż swoją różdżkę, moja droga, krzyki tylko bardziej go zdenerwują, a nie chcesz, żeby zaczął latać, prawda?
Na te słowa, Umbridge schowała różdżkę.
- Nie znoszę latających rzeczy! – warknęła. – Jak również potworów, które mają częściowo ludzkie kształty. Wszystkie to obrzydliwości!
Severus machnął nadgarstkiem, a jego różdżka zniknęła w rękawie. Wyciągnął nadgarstek dla jastrzębia, mówiąc cicho:
- Freedom, do mnie.
Zezłoszczony jastrząb podleciał miękko i usadowił się na zaproponowanej pięści. Lepiej się pilnuj, ty zła żmijo. Skieruj na mnie ponownie różdżkę, a pokażę ci, jak szybko mogę uderzyć, harpio.
- Ciii. Cisza! – rozkazał Severus, głaszcząc pióra jastrzębia. – Kontroluj się, do cholery! – syknął półgłosem.
Kontroluję się! Chciała założyć mi kaganiec, Severusie! Zamiast tego, ktoś powinien założyć kaganiec jej! Jest tylko kłopotami. Dumbledore powinien wykopać ją z zamku! Wszyscy uczniowie jej nienawidzą, słyszałem, jak o tym rozmawiają. Nie potrafi w ogóle uczyć, wie tylko, co to podręcznik, a jej szlabany też są okropne.
Severus nie odpowiedział, wciąż starał się opanować. Nie wiedział, na kogo był wściekły, Umbridge czy samego siebie, że w taki sposób stracił kontrolę. Od lat nie pozwalał rządzić sobą swoim temperamentem, jednak widok różdżki Umbridge skierowanej w jego jastrzębia wyciągnął na zewnątrz wszystkie jego opiekuńcze instynkty i odpowiedział bez przemyślenia, albo raczej bez myślenia o konsekwencjach dla jego samego.
Zacisnąwszy zęby, wiedział, że będzie musiał się na przyszłość kontrolować, ponieważ wyczuł, że Umbridge nie zapomni mu o jego zniewadze, a gdy ona dojdzie do władzy, mogła uczynić jego życie piekłem albo przynajmniej nieprzyjemnym. A jeśli zacznie szturchać i gmerać w jego przeszłości, starając się wykopać na niego brudy…
Powiedział więc, a każde słowo pozostawiało gorzki posmak w ustach:
- Wybacz mi, pani. Gdybym wiedział, że boi się pani ptaków, usiadłbym dalej przy stole. Albus ma rację, mój chowaniec nie jest złośliwy, nigdy by nie zranił człowieka.
Ale jeśli to zrobię, będzie drugą osobą na mojej liście, zaraz za cholernym Czarnym Panem.
- Humph! – Umbridge pociągnęła nosem, zerkając na jastrzębia ze złością, po czym ponownie uniosła widelec i wznowiła jedzenie swojej pieczonej wołowiny. – Nigdy nie zrozumiem, jak ludzie mogą woleć ptaki od kotów. Koty są o wiele lepszymi kompanami, kota możesz przytulić i pieścić i usuwają ze świata szkodniki. – Rzuciła wściekłe spojrzenie Severusowi.
- Tak jak jastrzębie – przekonywał Severus. – Utrzymują na stałym poziomie populację myszy, szczurów, królików, węży i ropuch. Bez jastrzębi świat zostanie opanowany przez takie stworzenia i wszyscy powymieramy z głodu. – Jego słowa były nieszkodliwe, ale był pod nimi sarkazm. Na szczęście, Umbridge nie wyłapała tego, była tak subtelna jak ceglana ściana.
Jednak kilku innych członków kadry zrozumiało i milcząco pogratulowali swojemu koledze trafnego prztyku, ponieważ Umbridge była powszechnie nielubiana przez cały personel. Uważali ją za natrętną, arogancką nowicjuszką, która była bardziej zainteresowana polityką niż edukacją i czuli się urażeni jej przyjazdem i tym, że mówi im, jak wykonywać ich robotę, kiedy większość kadry uczyła przez ponad dziesięć lat.
- Oba zwierzęta są niezbędne i użyteczne dla środowiska – wtrąciła się łagodnie Minerva, choć miała skłonność zgodzić się z Umbridge, ponieważ również kochała koty, ale bolało ją zgadzanie się w czymkolwiek z tą kobietą. Odwróciła się do Severusa i zapytała, czy czytał już najnowszy dziennik alchemiczny – jakiś młody czarodziej twierdził, że wymyślił eliksir, który zmieniał sztabkę ołowiu w złoto.
Severus prychnął.
- Niemożliwe. Jakiej formuły użył?
Kierując się wskazówkami Minervy, Flitwick, który siedział po drugiej stronie Umbridge, zaangażował kobietę w rozmowę o tym, jakiego rodzaju uroki są najlepsze dla cery, a dzięki temu udało im się przejść przez resztę głównego dania bez kolejnych nieszczęść.
Do czasu pojawienia się deseru, pełnego różnego rodzaju ciast, bułeczek i słodkości z bitą śmietaną oraz cukierkami z owocem lub orzechami. Zaserwowano kawę i herbatę – skrzaty położyły po filiżance obok talerza każdego nauczyciela, co okazało się wielkim błędem.
Trelawney, która nigdy nie czuła się komfortowo wśród swoich kolegów profesorów, szukała sposobu na rozmowę ze swoją sąsiadką przy stole, Rolandą Hooch, która była całkowitym przeciwieństwem beztroskiej Sybilli i mieszały się, jak olej i woda. Rolanda była zanudzona na śmierć słuchaniem brzęczeniem Sybilli o tajemniczych symbolach i zapiskach, a Sybilla nie interesowała się w ogóle wynikami w Quidditchu.
- Ach, fusy herbaciane! – wykrzyknęła nauczycielka wróżbiarstwa. – Mój ulubiony sposób wróżenia.
- Naprawdę? – ziewnęła Rolanda, marząc, by kolacja się skończyła. – Być może przewidzisz, kto wygra następny mecz Harpie-Armaty, Sybillo?
Sybilla posłała jej zirytowane spojrzenie.
- Moje Wewnętrzne Oko nie jest wykorzystywane do takich trywialnych rzeczy.
- Och? Co, tylko przewidujesz klęski żywiołowe i końce świata? – odparowała Hooch.
- Nie widzę jak na komendę, Rolando, jak Cyganka – zadeklarowała wyniośle Sybilla. – Wzrok przychodzi, gdy chce, a nie tylko wtedy, gdy ja tego chcę.
- Nonsens! – zaśmiała się Hooch. – Po prostu tak mówisz, że ponieważ nigdy nie nauczyłaś się kontrolować swojego Daru, jeśli w ogóle jakikolwiek masz w pierwszej kolejności.
- Sugerujesz, że jestem gorsza? – warknęła Sybilla. Szybko opróżniła filiżankę i spojrzała na liście herbaty, które pozostały na dnie, kipiąc ze złości. – Widzę… widzę… nadchodzące wielkie niebezpieczeństwo… cień Mrocznego, który powstanie ponownie, by przysłonić ziemię… - zaskrzeczała dramatycznie jasnowidz.
Hooch przewróciła oczami.
- Typowe. Zawsze jest jakieś wielkie niebezpieczeństwo. Coś jeszcze? Może rycerz w lśniącej zbroi?
- Nie kpij z Mocy! – zaskrzeczała nauczycielka wróżbiarstwa. Wszyscy się teraz na nią gapili. - …ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i… - tu jasnowidz zapauzowała.
- No? Daj sobie spokój – westchnęła niecierpliwie Hooch. – Pominęłaś część, że ktoś mi bliski umrze.
- …dwa lecące jastrzębie… razem odkryją to, co jest ukryte i nauczą śmierć umierać! – zakończyła z ekstrawaganckim gestem swoich pełnych pierścionków dłoni.
Hooch zachichotała.
- No! Wiedziałam, że ktoś umrze. Niezła przepowiednia, Sybillo!
Kilku najbliżej siedzących profesorów zachichotało, bo ta przepowiednia brzmiała jak totalne androny.
Jednak Umbridge uniosła się i popatrzyła na jasnowidzącą ze zmarszczeniem brwi.
- Czy ty zawsze… przewidujesz takie… dziwaczne rzeczy… Trelawney?
Sybilla uniosła wzrok na drugą czarownicę, mrugając jak sowa.
- Nie wiem, co masz na myśli. Ale widzę, co moje Oko pozwala mi zobaczyć. To dlatego spędzam tyle czasu w mojej wieży, powietrze jest tam o wiele czystsze, wolne od przeszkadzających wpływów i umysłów…
- Tak, tak. – Umbridge machnęła lekceważąco ręką. – Ale wspomniałaś, że „cień Mrocznego, który powstanie ponownie” – co to dokładnie ma znaczyć?
- To, co powiedziałam – odparła Trelawney zdezorientowana.
Przy stole nastała martwa cisza.
- Mówisz mi, że zobaczyłaś powrót… tego, którego imienia nie wolno wymawiać w liściach herbaty? – skrzywiła się Umbridge.
- W-widziałam wielkie niebezpieczeństwo… - zawahała się niepewna Sybilla.
- On jest martwy, Trelawney! Martwy i nieobecny od jakiś czternastu lat i nie może powrócić! – krzyknęła Umbridge. – Jesteś obłąkana, przewidując takie bzdury… cienie połykające ziemię, jastrzębie zwalczające śmierć… naprawdę, madame, za jakiego głupca mnie bierzesz?
- Widziałam, o czym mówiłam! – wykłócała się Sybilla. Potem cofnęła się, gdy Umbridge zbliżyła się do niej.
- Nic nie widziałaś! Wymyśliłaś coś albo wygłaszasz mowy podżegające do buntu! Nie ma żadnego Czarnego Pana i żadne wielkie niebezpieczeństwo nie nadchodzi, za wyjątkiem twojego możliwego zwolnienia za szerzenie kłamstw wrażliwym dzieciom! – Umbridge wetknęła palec w pierś Trelawney. – Jesteś w zawieszeniu, pani profesor, i jeśli nie spełnisz standardów Ministerstwa, zapewniam cię, że nie będziesz tu już dłużej zatrudniona! – Posłała Sybilli jadowity uśmiech . – Zrozumiano, moja droga jasnowidz?
Sybilla skuliła się na krześle, wyraźnie skamieniała słowami drugiej czarownicy, i pokiwała głową, kołysząc głową nią jak korek na oceanie.
Przez chwilę nikt się nie poruszył. Chociaż większość kadry Hogwartu uważała Trelawney za na wpół szaloną ekscentryczkę, która nie zobaczyłaby wyjścia z jasno oświetlonego pomieszczenia, nie znosili Umbridge i jej tyranizujących sposobów.
- Hej, Dolores, nie ma potrzeby straszyć na śmierć biednej Sybilli – zaprotestowała Hooch, sztyletując wzrokiem ubraną na różowo wiedźmę. – Może naprawdę widziała wielkie niebezpieczeństwo.
Umbridge odwróciła się w jej stronę.
- Ale ty… sama powiedziałaś, że też jej nie wierzysz. Słyszałam.
Rolanda wzruszyła ramionami.
- Wydaje się, że nie miałam racji. Co z tego? Musisz przestać brać wszystko do siebie tak na poważnie, staruszko. Skończą ci się linie życia przed czasem.
Umbridge wciągnęła oddech, gotowa zaatakować Hooch, ale przemówił Dumbledore.
- Sybillo, wyglądasz na dość zmęczoną. Może zaproponuję, żebyś wróciła do swojej wieży?
- Ja… tak, nie czuję się dość dobrze… Kręci mi się w głowie… powietrze jest tutaj tak mgliste…
- Tak, musisz dobrze odpocząć. – Odwrócił się do Snape’a, który patrzył na Umbridge, jakby chciał ją oskórować i wychłostać. Freedom też piorunował ją wzrokiem, a Dumbledore podjął szybką decyzję. – Severusie, byłbyś tak miły i odprowadził Sybillę do jej pokoi?
Snape westchnął z niesmakiem – nie uwielbiał nauczycielki wróżbiarstwa, ale nie chciał też widzieć, jak pada ofiarą tej terroryzującej ropuchy, Umbridge.
- Dobrze, dyrektorze.
Wstał i podszedł do końca stołu, gdzie siedziała Trelawney, wyglądając, jak przerażona mysz, mierząca się z wściekłym kotem.
- Chodź, Sybillo. – Wyciągnął prawe ramię.
Trelawney, zdesperowana, by uciec od Umbridge, skoczyła na równe nogi, potknęła się o krzesło i wpadła na Severusa.
Zatoczył się, ale zdołał utrzymać się na nogach, ściskając Trelawney blisko siebie, by utrzymać ją w pionie.
- Kurcze, Sybillo, jesteś wypadkiem, który tylko czeka, żeby się wydarzyć! – warknął.
Freedom, siedzący na jego drugim nadgarstku, został strącony i zatrzepotał mocno skrzydłami, próbując odzyskać równowagę.
Uderzając nimi prosto w twarz Umbridge.
Umbridge, której wzrost stawiał ją na wysokości piersi Severusa, zobaczyła tylko nadchodzące na nią szpony i skrzydła jastrzębia. Wrzasnęła, unosząc dłonie, by zakryć swoją twarz, czym jeszcze bardziej zaskoczyła jastrzębia i Freedom wzbił się ponad stół.
- Zabierz to stąd! Zabierz to stąd! – zawyła Umbridge, cofając się, wciąż trzymała dłonie na oczach.
Wpadła na stół, który był pełen deserów, wciąż krzycząc i przepadając przez niego. Cała katastrofa spowodowała, że trójwarstwowy przekładaniec i kilka innych słodyczy spadło prosto na nią.
Severus gwizdnął na swojego chowańca, a Freedom skorzystał z okazji, by zanurkować i powrócić na pięść czarodzieja, przesuwając się tuż nad głową Umbridge.
Przekonana, że jastrząb ją atakuje, Umbridge zapiszczała i spróbowała przedostać się przez stół z rękami wciąż zakrywającymi twarz, a jej wysoki obcas deser zwany Blanc Mange. Wyszarpnęła się, kończąc twarzą w misce truskawkowego trifle.
Freedom wylądował na pięści Severusa, skrzecząc z tryumfem.
Mistrz Eliksirów rzucił swojemu zadowolonemu chowańcowi pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym pospiesznie wyprowadził Sybillę z pomieszczenia. Nauczycielka wróżbiarstwa trzymała twarz ukrytą w jego szatach i trzęsła się. Snape modlił się, by nie płakała.
- Chodź, Sybillo. Nie musisz próbować ukrywać się w moich szatach, tej nikczemnej wiedźmy już nie ma. – Jego ton był teraz tylko odrobinę ostry.
- Pokonana przez miskę truskawkowego trifle.
- Co powiedziałaś?
Sybilla uniosła głowę z jego szat i ku jego wiecznej uldze zobaczył, że nie płakała, ale śmiała się.
- Och, Severusie! N-nigdy nie chciałam… ale zobaczenie tej podłej kobiety… do góry nogami w tej truskawkowej trifle… Nie zapomnę tego widoku jak długo żyję…!
Snape pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek.
- Tym razem jej się nie upiekło*, nie powiesz?
Jego nieistotny komentarz ponownie rozbawił Trelawney.
Severus skrzywił się, bo miała śmiech jak hiena.
- Cicho. Obudzisz cały zamek. – Szybko poprowadził ją przez wejściowy hol i w górę schodami do jej kwater w wieży. Tam zostawił ją, choć czuł się zmuszony ostrzec ją, by trzymała głowę nisko. – Będzie szukała pretekstu, by cię wylać, Sybillo, więc pilnuj się.
- Ty także, Severusie – powiedziała. – Dobrej nocy. – Odwróciła się do wnętrza, po czym dodała przez ramię: – Wiesz, to była pierwsza kolacja kadry od lat, na której naprawdę dobrze się bawiłam. Powinieneś częściej zabierać na kolacje swojego jastrzębia.
- Dobrej nocy, Sybillo – odpowiedział tylko, ale mogła zobaczyć lekki błysk rozbawienia w jego obsydianowych oczach.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała, jak bardzo łagodnie karci swojego chowańca:
- Następnym razem, jak będziesz sobie robił jaja, przytnę ci skrzydła, ty niereformowalny ptaku!
Nie moja wina, Severusie! Zostałem zrzucony z twojej ręki.
Severus skierował się w dół schodów, potrząsając głową.
- Ten ostatni lot był celowy i nawet nie zawracaj sobie głowy zaprzeczaniem.
No dobra. Nie będę zaprzeczał. Genialne, prawda?
- Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego? Chcesz skończyć przed komisją do spraw Niebezpiecznych Stworzeń?
Za co? Wzbicie się do lotu z zaskoczenia? – zapytał zuchwale Freedom. Nie została ranna. No może jej duma została. Daj spokój, Sev, nie możesz powiedzieć, że nie sprawiło ci to przyjemności.
Severus westchnął.
- To było… bardzo satysfakcjonujące – przyznał w końcu. – Ale jakoś mam wrażenie, że dzisiejszy wieczór będzie miał ukryty oddźwięk dla nas wszystkich.
Na przykład jaki?
- Nie wiem. Ale pogardzona kobieta, szczególnie taka, jak Umbridge, zawsze jest niebezpieczna.
Za bardzo się martwisz, Sev, zaćwierkał jastrząb i przygryzł czule ucho Snape’a.
- A ty za mało się martwisz – odparował Snape. – Któregoś dnia ta śmiała skłonność cię zabije, jeśli nauczysz się kontrolować temperament.
Okej, okej. Oszczędź wykładu, dobra? Boli mnie głowa, syknął żałośnie jastrząb. Ból głowy, z którym walczył, powrócił teraz z podwójną siłą.
Severus spojrzał na jastrzębia ze zmartwieniem.
- Co masz na myśli, że cię głowa boli?
To, co powiedziałem. Jestem zmęczony i boli mnie głowa.
- Kiedy wrócimy do domu, rzucę zaklęcie diagnozujące – obiecał Severus. Martwił się, zwierzęta zwykle nie miały bólów głowy i jeśli się pojawiały, zwykle wskazywały na bardziej poważne problemy.
Ale diagnoza nie ujawniła żadnych poważnych urazów głowy i naczyń krwionośnych, Severus rzucił też kilka diagnostycznych zaklęć, by się upewnić, że w żyłach nie ma żadnych zatorów, ale kiedy wszystko okazało się normalne, był w rozterce.
- Może to tylko stres. Tu masz dawkę eliksiru przeciwbólowego, a potem idź spać.
Ku jego zaskoczeniu, Freedom nie zaprotestował, pozwalając Severusowi dać mu dawkę, a potem postawić go na żerdzi, gdzie niemal natychmiast zasnął.
Może będzie się czuł lepiej rano. Ostatnią rzeczą, jakiej on potrzebuje, to ponowne rozchorowanie. Cholerna Umbridge! Może przeklęła go, gdy nikt nie patrzył. Ale jego szybkie: „Revelario malus magicka!” nie ujawniło żadnych zaklęć czy klątw.
Westchnął z ulgą, po czym zostawił swojego śpiącego chowańca i poszedł przygotować się do łóżka. Nie przejął się za bardzo przepowiednią Trelawney, jednak nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w kościach. Nic dobrego nie mogło nadejść, gdy Umbridge dojdzie do władzy. Ta kobieta była głodna władzy i uparta jak Voldemort, a linie bitewne już zostały narysowane. Ale trzeba było zobaczyć, kto zwycięży.


* W oryginale: „She got her just deserts”, z czego ostatnie słowo wymawia się tak, jak dessert (ang. deser)

2 komentarze:

  1. To było po prostu boskie... żeby zrobić coś takiego to było poetycko zabawne. Zasłużyła na to ta stara ropucha. Pisz dalej wena jest z tobą Agnieszka😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dobrze tak Malfloyowi, Freedom może teraz spokojnie latać, kiedy chce Severus już nie boi się tego, że ten odleci i już nie wróci do niego, ale zastanawiam się jak zareaguje kiedy dowie się że to jest zaginiony Potter i tak ta kolacja... Umbridge dostała sporo władzy w Hogwarcie robi się niebezpiecznie i ta przepowiednia dwa jastrzebie czyżby jednym z nich miał byc freedom a drugim Severus?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń