Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 14 grudnia 2018

CP - Rozdział 8 - Opiekuńczy bracia



Jak każdego ranka, Harry pierwszy obudził się w dormitorium. Nie miało znaczenia to, że był sobotni poranek, ponieważ Harry wciąż musiał zameldować się u pani Pomfrey po przepisaną miksturę. Ból w prawym boku całkiem zniknął, dzięki czemu Harry czuł się o wiele silniejszy niż na początku tygodnia, który wydawał się być lata temu. Harry’emu ciężko było uwierzyć, że zaledwie tydzień temu był w domu z Syriuszem, Remusem i Tonks. Jeśli ten tydzień był jakimś znakiem, jaki będzie ten semestr, Harry wiedział, że będzie on długi.
Wyszedłszy z łóżka, Harry szybko wymył się i przebrał w koszulkę z długim rękawem i jeansy, po czym wyszedł z dormitorium i wieży Gryffindoru do skrzydła szpitalnego. Cisza korytarzy była ogłuszająca, ale Harry już się do tego przyzwyczaił. Wczesnym rankiem zawsze było cicho. Większość ludzi prawdopodobnie czułoby się niekomfortowo z powodu tej ciszy, ale Harry uznał ją za kojącą. Odkrył, że jeśli zamknie oczy, niemal będzie w stanie poczuć krzepiącą obecność, która była tu tylko, gdy korytarze były puste. Nie wiedział, skąd ona pochodziła, więc nikomu o tym nie powiedział. Z jakiegoś powodu, ta obecność wydawała się zwyczajnie właściwa.
Wchodząc do skrzydła szpitalnego, Harry zobaczył, że pani Pomfrey czeka na niego z uśmiecham na twarzy. Od początku lata było między nimi ciche porozumienie. Harry nie będzie narzekał, a pani Pomfrey zrobi to samo. Po tych wakacjach, Harry czuł, że lepiej zwyczajnie pozwolić pani Pomfrey wykonywać swoją robotę, a wszystko pójdzie sprawniej.
Badanie poszło szybko. Pani Pomfrey oświadczyła, że mięśnie ze zranionego prawego boku w końcu się zagoiły, a jego serce radzi sobie lepiej. Wciąż zostało trochę do uleczenia, ale, według niej, nie było to nic, co nie mogło się wyleczyć do końca tego miesiąca. Dla Harry’ego była to wielka ulga. Nie umiał się doczekać, aż wszystko wróci do normy, a cały ten stan jego serca będzie tylko zwykłym wspomnieniem. Zbyt długo miał to na głowie.
Po zjedzeniu szybkiego śniadania, Harry wrócił do wieży Gryffindoru, wkradł się do swojego dormitorium i chwycił lusterko Syriusza, atrament, pióro, pergamin i kilka zadań domowych, po czym usiadł przed kominkiem w pokoju wspólnym. Napisał szybki list do Tonks, ponieważ wiedział, że wysłałaby mu wyjca, gdyby tego nie zrobił, po czym zaczął pracować nad esejem na temat samonaworzących się krzewów dla profesor Sprout, żeby czymś zająć czas, póki będzie mógł użyć lusterka bez budzenia Syriusza. Syriusz uwielbiał spać tak długo, jak to możliwe, przez co Harry miał poczucie winy, gdy kiedykolwiek obudził animaga.
Uczniowie powoli zaczęli wstawać, schodząc ze schodów i poza wieżę Gryffindoru tylko w połowie obudzeni. Hermiona nie była zaskoczona, widząc Harry’ego już na nogach, usiadała  i czekała, aż Ron zejdzie na dół. Znudzona po kilku minutach czekania, Hermiona chwyciła książkę do astronomii Harry’ego i zaczęła ją kartkować, tak naprawdę nie zwracając uwagi na to, co czyta. Harry spojrzał na zegarek i zobaczył, że nie ma jeszcze nawet ósmej. Syriusz nie wstanie przez kolejne kilka godzin, chyba że Remus zmusi go do wyjścia z łóżka, co było niemal niemożliwe do wykonania.
Kiedy Ron w końcu zszedł na dół, wyglądając na tak zmęczonego, jak wszyscy inni, jeśli nie jeszcze bardziej. Zaskoczyło Harry’ego to, że Ron próbował się dostać do drużyny, mimo że był aż tak wszystkim przytłoczony. Przez ostatni tydzień Ron odkładał swoje zadania na ostatnią minutę, co nieskończenie Hermionę gorszyło. Ron był również pierwszą osobą, która wielokrotnie narzekała na ogromną ilość pracy domowej. Hermiona zwykle znosiła naciski lepiej niż ktokolwiek inny, więc nie było zaskoczeniem, gdy jej zadania były lepsze niż wszystkich innych.
Harry doświadczył ogromnej ilości zadań w zeszłym roku, gdy do zadań domowych nauczycieli doszedł mu Turniej. Doszło do tego, że bardzo ograniczał swój sen i posiłku, co bardzo nie spodobało się Syriuszowi, Remusowi i profesorowi Dumbledore’owi, gdy to odkryli. By zapobiec czemuś takiemu ponownie, Syriusz i Remus poinstruowali Harry’ego, by zajmował się jedną rzeczą na raz, zamiast myśleć o całej istocie czekających go zadań. Harry musiał przyznać, że prostolinijne myślenie prawdopodobnie uratowało go przed myśleniem tak, jak Ron przez ostatni tydzień, co było bardzo dobre, jako że Harry nie mógł pozwolić sobie, by emocje przejęły nad nim kontrolę.
Kiedy Ron i Hermiona zeszli na śniadanie, Harry znalazł się sam w pokoju wspólnym, więc skończył esej na zielarstwo i zaczął pracować nad zadaniem McGonagall o zaklęciu Odanimagującym. Trening Quidditcha został zaplanowany na dzisiejsze popołudnie, w którym Harry musiał uczestniczyć, mimo faktu, że był uziemiony. Był to również pierwszy trening Rona w drużynie i Harry nie chciał tego przegapić. Bez względu na to, kim się było, pierwszy trening dla każdego nowicjusza był kłopotliwy.
Harry był w połowie zadania z transmutacji, gdy Ron i Hermiona wrócili ze śniadania i przynieśli swoje zadania, by zacząć nad nimi pracować. Po niemal półtorej godziny robienia zadania, Harry przeprosił ich i wszedł po schodach do dormitorium z lusterkiem w ręce. Gdy Harry upewnił się, że pokój jest pusty, zawołał swojego ojca chrzestnego i nie musiał czekać długo, zanim twarz Syriusza pojawiła się w lusterku.
- Dzień dobry, Rogasiątko! – powiedział radośnie Syriusz. – Jak tam twój pierwszy tydzień?
- Długi – odparł szczerze Harry. – Miałeś rację co do Umbridge. Zdecydowanie ma… eee… swój własny sposób myślenia. Chyba nigdy nie widziałem, by nauczyciel tak bardzo karcił Hermionę. Wszystko, co mówi Ministerstwo i autor książki jest prawdą, a wszyscy inni się mylą. Jak Ministerstwo może robić coś takiego po tym, co stało się w pociągu?
Syriusz przewrócił oczami.
- Uwierz, rozumiem twoją frustrację – powiedział bez ogródek. – Według naszych źródeł Ministerstwo zostało zbombardowane wyjcami na temat profesor Umbridge. Uczniowie narzekają swoim rodzicom, a ich rodzice narzekają Ministerstwu. Wszyscy wykorzystują to, co się stało, jako podstaw, by żądać lepszego nauczania swoich dzieci. Nie wielu jest szczęśliwych z powodu faktu, że tylko jeden uczeń był w stanie sam siebie bronić.
- Bo wszyscy inni byli uwięzieni w pociągu – zaprotestował Harry. Westchnął, pocierając kark. To była ostatnie rzecz, jakiej pragnął. Dlaczego wszyscy nie mogli zwyczajnie zostawić tego wszystkiego w spokoju? Dlaczego wszyscy zawsze musieli brać go za przykład. – Więc co się teraz dzieje? – zapytał cicho.
- Chciałbym ci powiedzieć – powiedział Syriusz. – Ministerstwo… bardziej Knot niż ktokolwiek inny… twierdzi, że Umbridge jest najlepszą osobą, która będzie podążać za wytycznymi Ministerstwa. Same bzdury, jeśli o mnie chodzi. Knot zwyczajnie boi się, że Dumbledore zbuduje armię, która stanie przeciwko Ministerstwu. Knot jest teraz zbyt uzależniony od władzy, by podejmować jakiekolwiek racjonalne decyzje.
Harry zapytałby, czy ktokolwiek kontroluje Knota, ale wiedział z pierwszej ręki, jak bardzo Knot jest niekompetentny. Minister był tak zdesperowany, by ukryć swoje błędy, że był w stanie dać niewinnemu człowiekowi pocałunek dementora. Same myślenie o tym, jaki był bliski utraty swojego ojca chrzestnego sprawiło, że drżał. Ktoś pokroju Knota nie powinien być Ministrem Magii.
- Czy coś cię dręczy, Rogasiątko? – zapytał Syriusz, a jego zatroskany głos wdarł się w myśli Harry’ego. – Jesteś dzisiaj okropnie cichy. Czy jest coś, czego Dumbledore nam nie powiedział? Miałeś wybuch? Snape jest dupkiem? Umbridge ci coś powiedziała?
Pocierając oczy pod okularami, Harry odepchnął myśli ze swojego umysłu. Naprawdę nie chciał martwić Syriusza swoimi przemyśleniami.
- Po prostu mam wiele na głowie – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Remus miał rację. Piąty rok jest ciężki. Chyba nigdy nie dostaliśmy tyle zadań podczas pierwszego tygodnia. Nie miałem żadnego wybuchu, Snape jest Snapem, a Umbridge była nieco obrażona, gdy nie zareagowałem na jej szyderstwa. Obwinia ciebie i twoje problemy z Knotem za moją wiedzę „niebezpiecznych zaklęć”.
Syriusz wyszczerzył się na ten komentarz.
- Cóż, przynajmniej rozumie, jak ktoś ma talent – powiedział, po czym spojrzał przez ramię. – Rozmawiam z Harrym, Lunatyku! Zajmę się tym później! – Syriusz skupił z powrotem uwagę na Harrym. – Wybacz. Lunatyk jest sobą. Więc jak się czujesz? Z pewnością wyglądasz lepiej niż gdy ostatni raz cię widziałem.
- Nic mi nie gest, Syriuszu – nalegał Harry. – Wszystko powinno wrócić do normy przed końcem miesiąca. Ale jestem uziemiony do końca tygodnia, ale oprócz tego nie mam żadnych ograniczeń. – Myśląc  o Quidditchu, Harry przypomniał sobie wydarzenia wczorajszego wieczora. – Och! Ron jest nowym obrońcą! Wczoraj były kwalifikacje. Angelina jest teraz nową kapitan. Chyba będzie tak straszna jak Oliver.
Syriusz spojrzał ponownie przez ramię.
- Hej, Luniek – powiedział niewinnie. – Mogę ci z czymś pomóc?
- Daj mi to lusterko, Łapo – nakazał głos Remusa. – Moja kolej porozmawiać z Harrym. – Zanim Syriusz mógł cokolwiek powiedzieć, obraz w lusterku Harry’ego zmienił się z twarzy Syriusza na Remusa. – Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus, a gdy jego oczy padły na moment na Harry’ego, westchnął. – Nie siedziałeś całą noc, by się uczyć, prawda, czy to wina koszmaru?
- Nic mi nie jest, Lunatyku – nalegał Harry. Dlaczego jego opiekunowie zawsze musieli przewidywać najgorsze? Prawdopodobnie dlatego, że zwykle działo się najgorsze. – Nie miałem żadnych koszmarów i nie uczyłem się całą noc. To był po prostu długi tydzień. Wciąż próbuję się do wszystkiego przyzwyczaić. Jeśli cokolwiek się stanie, powiem wam o tym. Obiecuję.
Remus wpatrywał się przez chwilę w Harry’ego, po czym skinął głową.
- Dopilnujemy, żebyś dotrzymał tej obietnicy, szczeniaku – powiedział z uśmiechem. – Jestem pewny, że Łapa opowie mi o wszystkim, co mu powiedziałeś, więc nie będziemy cię już zatrzymywać. Ufam, że Umbridge i Knot nie sprawiają ci żadnych problemów na temat tego, że chcą twoje zeznania?
Harry potrząsnął głową.
- Nikt nie powiedział ani słowa – odparł. Więc co zamierzają zrobić w sprawie śledztwa? Myślałem, że muszą ze mną porozmawiać, ponieważ byłem świadkiem. Nie będą obwiniać mnie o śmierć Cedrica, prawda?
- Nie, ani przez chwilę – powiedział natychmiast Remus. – Nie pozwolilibyśmy na to, tak samo jak Diggory’owie. Sądzę, że Knot próbuje znaleźć inne źródła informacji, żeby mógł udowodnić, że Voldemort nie powrócił. Jesteś ostatnią deską ratunku, ponieważ on wie, co zamierzasz powiedzieć. Jego kariera będzie skończona w momencie, gdy okaże się, że twoje wspomnienia potwierdzają oświadczenie Dumbledore’a.
- Więc dlaczego nie pozwalamy ludziom z Ministerstwa ich zobaczyć? – zapytał Harry. – Czy to nie powstrzyma wielu problemów, które mamy z Knotem?
Remus spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią.
- Żeby wszyscy dowiedzieli się o twoich wybuchach? – zapytał. – Harry, musimy teraz walczyć z Knotem, żeby cię chronić. Jeśli Ministerstwo zobaczy, co się stało, będą twierdzić, że jesteś zbyt niebezpieczny, by uczęszczać do Hogwartu, a potem wezmą cię pod kontrolę, żeby przestudiować te wybuchy. Teraz to nasza jedyna opcja. Będziemy musieli zrobić to, co możemy, by trzymać Knota w ryzach.
Harry spuścił wzrok, gdy wszystko, co powiedział Remus, uderzyło w niego. Więc to dlatego wszyscy musieli tolerować Umbridge? Dumbledore został publicznie wyszydzony, żeby chronić jego? Dlaczego? Po co tyle znosić dla jednej osoby? Czy był tego wart? Czy jakakolwiek osoba była tego warta przy ryzyku, że tak wielu innych będzie w niebezpieczeństwie?
- Może po prostu powinniście pozwolić im mnie zabrać – wymamrotał w końcu Harry.
- Nie, nawet za milion lat – powiedział stanowczo Remus. – Harry, proszę, zrozum,  że nic z tego nie jest twoją winą. Znajdziemy sposób, by Ministerstwo uwierzyło w prawdę. Musimy być po prostu teraz ostrożni. Nie martw się o to. Skup się na nauce i Quidditchu. Postaraj się przeżyć normalny rok szkolny choć ten raz.
Harry nie potrafił powstrzymać  prychnięcia na ten komentarz. Z pewnością nie zaczął się normalnie i póki co wydawał się być taki sam jak jego pierwszy rok, gdy wszyscy nie przestawali szeptać i patrzeć na chłopca, który przeżył.
- Spróbuję – powiedział Harry z lekkim uśmiechem. – Powinienem już iść. Muszę wysłać list do Tonks i skończyć moją pracę domową. Powiadomię was, jeśli cokolwiek się wydarzy.
- I my zrobimy to samo – odparł Remus, uśmiechając się. – Dbaj o siebie, szczeniaku.
Syriusz chwycił lusterko od Remusa.
- Upewnij się, że nam powiesz, jeśli Snape będzie dupkiem – powiedział. – Mam w głowie kilka żartów dla niego. Tylko czekam na jakiś powód. Nie naciskaj na siebie za mocno, Rogasiątko. Twoje zdrowie przede wszystkim.
Harry pożegnał się, po czym odłożył lusterko do kufra. Nie potrafił powstrzymać uczucia przytłoczenia przez wszystko, co usłyszał. Ludzie rzeczywiście narzekali na Umbridge, ale nic się nie dało zrobić bez ujawniania tego, że Harry nie był teraz magicznie stabilny. Kolejny przypadek, gdy Zakon był tak blisko, jednak jednocześnie tak daleki osiągnięcia swojego celu. Dlaczego wszystko musiało zawsze być tak skomplikowane?
^^^
Po wysłaniu Hedwigi z listem do Tonks, Harry, Ron i Hermiona zjedli wczesny obiad, po czym Ron i Harry wyszli na trening Quidditcha. Ron był dość cichy przez cały ranek poza narzekaniem na zadania domowe i faktowi, że Harry nie będzie w stanie dzisiaj uczestniczyć ćwiczeniach. Przez tą nerwowość Rona, łatwo było zobaczyć, jak się denerwował przed pierwszym treningiem z drużyną, tak jak był zdenerwowany przed kwalifikacjami. Wszystko, co Hermiona powiedziała na temat zadania, Ron zignorował ją i spojrzał na zegarek, czym zirytował Hermionę co nie miara.
Wchodząc na boisko, Harry i Ron weszli do szatni i zobaczyli, że wszyscy oprócz Angeliny są już obecni. Drużyna przywitała się z Ronem i podrażniła Harry’ego z powodu wymigania się z wyczerpujących ćwiczeń, przez które przeciągnie ich dzisiaj Angelina. Ron nosił stare szaty Olivera Wooda, które dobrze na niego pasowały i zaoszczędziły drużynie konieczności zamówienia kolejnego zestawy szat.
Harry obserwował ćwiczenia z trybun. Zaczęły się trenowaniem Rona w sposób podobny, jak na kwalifikacjach. Drużyna cały czas próbowała wyciągnąć ze zdenerwowanego Rona jakieś wyniki. Obserwując swojego najlepszego przyjaciela, Harry nie potrafił powstrzymać myślenia, jak inny był od swojego przyjaciela. Ron chciał uwagi i robił wszystko, co mógł, by otrzymać nieco uznania, podczas gdy Harry robił wszystko, by pozostać w cieniu. Przez to Harry zaczął się zastanawiać, jaki byłby Ron, gdyby był chłopcem, który przeżył.
W połowie ćwiczeń, na stadion weszła grupa Ślizgonów prowadzona przez Malfoya. Harry instynktownie złapał za prawy nadgarstek, czując kaburę na różdżkę. Nie mógł być prowodyrem, ale był przygotowany na to, by się bronić, jeśli to będzie konieczne. Nie spuszczając wzroku z kolegów z drużyny, Harry obserwował kątem oka, jak Ślizgoni podchodzą bliżej. Musiał stłumić jęk frustracji. Dlaczego Malfoy zawsze musiał sprawiać kłopoty?
- No, no – wycedził Malfoy. – Co jest, Potter? Teraz jesteś zbyt dobry na trening? A może twoja droga miotła nie wytrzymuje już wagi twojej napuszonej głowy. – Jego oczy zwęziły się, gdy Harry nie spojrzał na niego. Malfoy zbliżył się o krok i wyjął różdżkę. – Albo może mają coś z tym wspólnego twoje poranne wizyty w skrzydle szpitalnym.
Harry przygryzł wargę, desperacko starając się opanować gniew. Nie mógł stracić kontroli, nie znowu. Pomimo tego, co powiedzieli mu Syriusz i Remus, Harry wiedział, że teraz jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, było ukrycie emocji. Nie wiedział, jak Malfoy dowiedział się o jego porannych badaniach, ale to nie miało znaczenia, ponieważ nie było szans, by Malfoy wiedział, do czego one były. Malfoy nie wiedział nic. Po prostu chwytał się brzytwy, by wymusić konfrontację. Harry zdecydowanie nie zamierzał dać się nabrać.
Jedyną korzyścią z tego, że Malfoy szydził z Harry’ego było to, że nie szydził z drużyny w powietrzu. To by zdenerwowało Rona jeszcze bardziej, niż już był zdenerwowany. Nagle Harry poczuł, jak coś jest wtykane w jego plecy, podczas gdy Malfoy wycelował różdżkę w jego twarz. Nie zamierzając wpadać w panikę, Harry w końcu spojrzał na Malfoya z pasywnym wyrazem twarzy. Niestety to tylko bardziej rozwścieczyło Malfoya.
- Brzydzi mnie to, jak wszyscy się przed tobą płaszczą, Potter – splunął Malfoy. – Wszyscy nie zdają sobie sprawy, że gdyby nie ty, nigdy nie bylibyśmy w niebezpieczeństwie. – Harry gwałtownie wciągnął powietrze, co wywołało uśmieszek Malfoya. – Chyba że tego właśnie chciałeś. Uwielbiasz być bohaterem, prawda, Potter? Uwielbiasz, jak wszyscy podążają za tobą, jak małe, zgubione pieski.
Harry został schwycony pod ramiona przez Crabbe’a i Goyle’a, pociągnięty za nogi, po czym wyciągnięty z trybun i otoczony przez Ślizgonów. Czyjaś różdżka wciąż wbijała mu się w plecy. Malfoy poprowadził ich do najbliższej szatni, po czym odsunął się z drogi, gdy Crabbe i Goyle pchnęli Harry’ego na podłogę. Przekręciwszy się i usiadłszy, Harry zobaczył różdżki Crabbe’a, Goyle’a, Parkinson, Millienty Bulstrode i Malfoya, skierowane w jego stronę. Podniósł się na nogi i jednym ruchem nadgarstka dobył różdżki. Nie chciał tego, ale w razie potrzeby był gotów bronić się, jeśli to będzie konieczne.
- Ooooo! – zakpiła Parkinson. – Jestem przerażona. Jest pięciu na jednego, Potter.
Malfoy spojrzał na Parkinson, po czym skupił uwagę na Harrym.
- Chyba że Potter wierzy, że może pozbyć się nas wszystkich na raz – uśmiechnął się szyderczo, po czym zrobił krok bliżej. – To by mnie nie zaskoczyło. Potterowie mają w historii dowody na rzucanie się z motyką na słońce, a może to tylko wpływ twoich żałosnych opiekunów? Jak tam pełnie, Potter?
Crabbe zawył niczym wilk, a wszyscy inni zachichotali. Harry spiorunował Malfoya wzrokiem, zaciskając uścisk na różdżce. To był wyjątkowo niski cios. Malfoy zawsze wydawał się cieszyć uderzaniem w Remusa, z powodu jego wilkołactwa i Syriusza, bo ten odwrócił się przeciwko rodzinie Black i dołączył do strony Dumbledore’a w poprzedniej wojnie. Nie pomagało też to, że Malfoy był spokrewniony z Syriuszem poprzez jego matkę. To dlatego tak osobiście przyjmował wybór strony Syriusza.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął Fred. Piątka Ślizgonów szybko odwróciła się i zobaczyła całą gryfońską drużynę stojącą w drzwiach z różdżkami w rękach. Wszyscy wyglądali na oburzonych. – Wygląda na to, że ci tutaj chcą udowodnić, jak wielkimi są naprawdę tchórzami.
- Zapomniałeś czegoś niezwykle ważnego, mała fretko – powiedział George ze złością, - zadzierasz z jednym z nas, zadzierasz z wszystkimi. – Jego oczy zwęziły się, gdy uniósł różdżkę i wycelował ją w Malfoya. – Zadarłeś z naszym bratem, więc jesteś w wielkich tarapatach. Spadaj, zanim zostaniesz trafiony tak wieloma klątwami, że nie będziesz chodził przez tydzień.
Harry skorzystał z okazji i wycelował różdżką w plecy Malfoya.
- Jak się uczujesz otoczony i bez przewagi liczebnej, Malfoy? – zapytał spokojnie. Ulga, jaką odczuwał po przybyciu jego kolegów z drużyny przeważyła w większości nad wściekłością na Malfoya. – Po prostu zapamiętaj to uczucie, tą bezradność i strach, następnym razem, gdy zdecydujesz przyprzeć kogoś do muru, by zademonstrować, jak wielkim jesteś tyranem.
Drużyna przesunęła się z drogi i poczekała, aż piątka Ślizgonów wybiegnie na zewnątrz. Wszyscy odetchnęli z ulgą z powodu tego, że uniknęli dość nieczystej konfrontacji. Opuszczając różdżkę, Harry wypuścił oddech, który nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymywał. Wiedział, że powinien spodziewać się, że coś takiego się może stać – Malfoy zawsze był pierwszą osobą, która zachowywała się zazdrośnie. Zwykle ograniczał się do kpin, poza zeszłym rokiem, gdy Malfoy jednego wieczora zaatakował fizycznie Harry’ego. Jakbym nie miał dość zmartwień.
Angelina ogłosiła koniec treningu, wciąż nieco wszystkim wstrząśnięta. Fred, George i Ron szybko zmienili szaty, po czym poszli do zamku z Harrym, uznając służyć mu za ochroniarzy na wypadek, gdyby Malfoy był na tyle głupi, by spróbować ponownie. Weszli do wieży Gryffindoru w ciszy, podając tylko hasło: „mimbulus mimbletonia”, wymówione do portretu Grubej Damy. W chwili, gdy weszli do pokoju wspólnego, wszyscy czterej opadli na krzesła przed kominkiem.
- Więc jak poszedł trening? – zapytała Hermiona, podchodząc do nich.
Członkowie drużyny wymienili ze sobą spojrzenia, zanim Harry odwrócił się do Hermiony z lekkim uśmiechem na twarzy.
- W porządku – skłamał. Harry nie wiedział, dlaczego kłamie na ten temat, zwłaszcza Hermionie. Najprawdopodobniej dlatego, że chciał po prostu zapomnieć o tej całej konfrontacji. Myślenie o tym tylko powodowało złość, a to była ostatnia rzecz, jaką Harry chciał czuć. – Kilka więcej treningów jak dzisiaj, a Ron w krótkim czasie będzie gotów.
- Mówisz jakbyś zobaczył cały trening – wymamrotał Ron, ale wszyscy go usłyszeli. Zignorował Harry’ego i spojrzał bezpośrednio na braci, aż w końcu przeniósł wzrok na swojego najlepszego przyjaciela. – Porozmawiam z Angeliną i powiem jej, że nie powinieneś przychodzić na treningi, póki nie będziesz mógł latać, Harry. Nie możemy ryzykować…
- Wątpię, żeby były jakiekolwiek kolejne problemy, Ron – przerwał mu spokojnie Harry.
- Nie możesz tego tak zignorować, Harry! – wykrzyknął Fred, zrywając się na równe nogi. – Co by się stało, gdybyśmy w odpowiednim momencie nie zauważyli, że zniknąłeś? To zbyt ryzykowne. Zgadzam się z Ronem. Dopiero co wydobrzałeś od wydarzeń z pociągu. Nie możemy ryzykować, że coś takiego stanie się ponownie.
- Co się dzieje? – przerwała im zdezorientowana Hermiona.
- Malfoy i jego matoły postanowili złożyć nam wizytę na boisku – odpowiedział George. – Będąc oczywistym geniuszem, Malfoy postanowił zaatakować Harry’ego w szatni. Zdążyliśmy im przerwać, zanim cokolwiek się stało, ale problemem jest to, że Malfoy był w stanie dostać się do Harry’ego. Pięciu na jednego nie jest czymś, co którykolwiek nauczyciel by pochwalił.
Hermiona sapnęła, spoglądając prosto na Harry’ego. Zanim mogła coś powiedzieć, przerwał jej otwierający się portret, który ukazał pozostałych członków drużyny. Katie, Angelina i Alicja usiadły przed kominkiem, a wszystkie wyglądały na wyczerpane. Ponieważ cisza trwała dłuższą chwilę, wszyscy starali się znaleźć coś do powiedzenia. Harry wiedział, że jego drużyna jest zdenerwowana i mają poczucie winy, jako że byli tego przyczyną.
- Myślę, że zespołowo powinniśmy podejść do McGonagall – powiedziała w końcu Angelina. – Malfoy jest poza kontrolą. – Spojrzała prosto na Harry’ego. – Coś musi zostać zrobione, Harry. Jeśli Ślizgoni tak się teraz zachowują, to nie mam ochoty zobaczyć, jacy będą podczas meczu z nimi. To nie jest już zwykła rywalizacja między Domami. To świadomy czyn mający cię skrzywdzić.
- Ale to nasze słowo przeciwko ich słowom – zauważył Harry. – Snape nie zaakceptuje ukarania Ślizgonów, skoro nic się nie stało. Profesor McGonagall wie to. Jedyne, co zrobi to zakaże mi wstępu na boisko, póki pani Pomfrey nie uzna mnie za gotowego do latania. Nie mogę na to pozwolić. Jestem częścią tej drużyny i nie będę ukrywał się przed Draco Malfoyem. – Harry stał i spojrzał na każdego z członków drużyny, po czym jego wzrok padł na Freda i George’a Weasleyów, ponieważ wiedział, że ich będzie najciężej przekonać. – Nie jestem małym chłopcem, który potrzebuje osłony i ochrony przed wszystkim dookoła. Nic się nie stało. Malfoy jest po prostu o mnie zazdrosny. Ja to rozumiem. Donoszenie na niego tylko wszystko pogorszy.
Nie chcąc kontynuować tej dyskusji, Harry wycofał się do swojego dormitorium, gdzie opadł na łóżko i ukrył twarzy w poduszce. Po tym wszystkim, co się stało, jak ludzie mogli wierzyć, że jest bezbronny wobec kogoś pokroju Malfoya? Nie przegapił momentu, gdy George nazwał go bratem. Bliźniacy Weasley byli bardzo troskliwi od jakiegoś czasu, więc Harry nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony. Traktowali go jak młodszego braciszka, który potrzebuje ochrony. Problemem było to, że Harry miał już nadopiekuńczych opiekunów i nauczycieli, którzy uważali, że wciąż jest tym samym dzieciakiem, który wrócił w czerwcu, walcząc o życie. Nie potrzebował tego, by rodzeństwo traktowało go tak samo.
^^^
Ku jego zaskoczeniu, nic o spotkaniu z Malfoyem nie dotarło do profesor McGonagall albo Dumbledore’a. Drużyna i Hermiona wydawali się zgodzić, że wyciąganie sprawy na światło dzienne tylko pogorszy sprawę. To jednak nie powstrzymało drużyny (poza Harrym) od pójścia do pani Hooch i poproszenie jej o nadzorowanie ich treningów w celu uzyskania profesjonalnej opinii na temat ich nowego obrońcy. Pani Hooch była wzruszona komplementem i zgodziła się, dzięki czemu Gryfoni mieli pewność, że Malfoy nie spróbuje czegoś takiego ponownie podczas ich ćwiczeń.
Reszta weekendu była dość nudna. Harry zaplanował tylko dokończyć resztę swoich zadań i napisać dziennik snów. Trudno było opisać ulgę, jaką Harry poczuł, gdy w końcu wszystko skończył. Harry wiedział tylko, że nie może pozwolić, by jego zadania odkładały się z tygodnia na tydzień, jak w przypadku Rona, ponieważ Ron był bliski wyrywania sobie włosów z głowy z frustracji. Hermiona i Harry pomagali mu jak tylko mogli, ale kiedy Ron wpadł w jeden z jego humorków, Harry i Hermiona zdali sobie sprawę, że lepiej zachować dystans.
Nadszedł niedzielni wieczór, a Ron wciąż próbował dokończyć prace domowe. Harry i Hermiona wiedzieli przed kominkiem, relaksując się, gdy przez ciszę dało się słyszeć odgłos pukania. Hermiona pierwsza zauważyła Hermesa – sowę Percy’ego – stojącego na parapecie i patrzącego na Rona. Podbiegła do okna i otworzyła je, pozwalając sowie wlecieć do środka i wylądować na stole przed Ronem. Harry i Hermiona podeszli powoli do blatu, nie wiedząc, dlaczego, do licha, Percy miałby wysłać Ronowi list, skoro Percy miał nie utrzymywać kontaktów z rodziną.
Gdy tylko Ron wziął liścik przyczepiony do nogi sowy, ptak wyleciał tą samą drogą, którą wleciał, pozostawiając ciszę w pomieszczeniu.
- Zobaczymy, co stary Percy ma mi do powiedzenia? – zapytał sarkastycznie Ron, rozwijając zwój i zaczynając czytać. Cokolwiek to było, z pewnością nie były to dobre wiadomości, sądząc po złości, która pojawiła się na twarzy Rona. Gdy tylko Ron skończył czytać, trzasnął listem o stół.
- Nie mogę w to uwierzyć!
- Co napisał? – zapytała cicho Hermiona.
Ron podał Harry’emu i Hermionie list do przeczytania.
Cześć Ron,
Gratuluję zostania Prefektem! Słowa nie mogą wyrazić mojej radości, gdy się dowiedziałem, że nie podążasz śladami Freda i George’a. Mam nadzieję, że uczynisz mnie dumnym dzięki odpowiedzialności, którą ci powierzono. Już teraz należy zacząć podejmować decyzje o twojej przyszłości. Niezależnie od tego, co inni mogą powiedzieć, musisz zrozumieć, że jesteś odpowiedzialny za swoje przyszłe wybory. Nie pozwól innym stanąć ci na drodze. Wiem, że jesteś zdolny do wielkich rzeczy, Ron; musisz tylko mieć więcej pewności siebie.
Wiem, że możesz wciąż być zdenerwowany moim wyborem, ale nie możesz zaprzeczyć, że Ministerstwo nie ma uzasadnienia, by zadawać pytania. Harry Potter zawsze był tykającą bombą, podobnie jak Dumbledore. W końcu zostały podjęte środki, by wolne rządy Dumbledore’a nie potrwały długo. Przeczytaj jutrzejszego „Proroka Codziennego”, a zrozumiesz. Pamiętaj, by dbać o siebie i trzymać prawdziwych przyjaciół z dala od kłopotów.
Twój brat,
Percy
- Nie mogę uwierzyć, że napisał takie rzeczy! – Ron wzdrygnął się, wstając i zaczynając chodzić w kółko. – Jak w ogóle mógł tak pomyśleć?!
Harry odłożył list i westchnął. Musiał przyznać, że gdyby nie wiedział, że Percy pracuje pod przykrywką, czułby się skrzywdzony przez to, co zostało napisane. Haczyk polegał na tym, że Percy naprawdę pracował pod przykrywką, a według Szalonookiego Moody’ego poczta była obecnie przeglądana. Wszyscy musieli uważać, o czym piszą, zwłaszcza gdy chodziło o członków Zakonu i ich dzieci.
- Cóż, ostrzega nas przed tym, co będzie w jutrzejszym „Proroku Codziennym” – zauważyła Hermiona. – Prosi nas też, żebyśmy się trzymali z dala od kłopotów. Myślicie, że wie, jakim wrzodem jest Umbridge?
- Nie wątpiłbym w to – powiedział Harry, po czym przeszedł przed Rona, blokując mu drogę. – Ron, pamiętaj, że Percy musi odgrywać swoją rolę – powiedział cicho. – Ostrzega nas wszystkich, ale tak, żeby to nie wyglądało w taki sposób. Musiał coś powiedzieć na mój temat, ponieważ całe Ministerstwo tak robi. Nie bierz tego do siebie. Ja nie biorę.
Ron wciągnął ostro powietrze i spiorunował Harry’ego wzrokiem, a jego złość jeszcze wzrosła.
- WIESZ CO?! – krzyknął. – MAM CHOLERNIE DOŚĆ TEGO TWOJEGO NOWEGO NASTAWIENIA! ZGINĄŁBYŚ, GDYBYŚ SIĘ CHOĆ RAZ ZEZŁOŚCIŁ JAK CAŁA RESZTA LUDZI, CZY JESTEŚ NA TO ZA DOBRY?!
- RON! – skarciła go Hermiona.
Ron nie czekał, by odpowiedzieć, tylko wbiegł po schodach do dormitorium. Harry westchnął i odwrócił się do Hermiony, która spoglądała na niego ze współczuciem. Czy wszyscy tak myśleli? Czy tak sądzili jego przyjaciele? Myśleli, że uważa się za lepszego od nich, tylko dlatego, że zachowuje swoje emocje we wnętrzu? Nie wiedzą, że nie mam wyboru. Nigdy się nie mogą dowiedzieć.
- Harry… ja… nie słuchaj go – wyjąkała Hermiona, podchodząc do niego i kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu. – Tak, wiele zatrzymujesz dla siebie, ale to nie twoja wina. Wiemy, że przez wiele przeszedłeś. Daj Ronowi czas na ochłonięcie, zanim z nim porozmawiasz. Jest zdenerwowany tym, co zrobił Malfoy, ale masz rację co do Percy’ego. Musi pisać takie rzeczy, jeśli zamierza wykiwać Ministerstwo.
Harry skinął głową, ale nic nie powiedział. Wiedział, że taka była cena, którą musiał płacić za posiadanie sekretów przed swoimi przyjaciółmi, ale tak musiało być. Już zbyt wiele lat spędził jako dziwak. Musiał trzymać się tych strzępów normalności, jak najdłużej tylko będzie mógł. Przez to wszystko, co się działo, Harry potrzebował tylko pozostać przy zdrowych zmysłach.
Nie mając nic do roboty, Harry krótko potem wrócił do łóżka. Zasłony Rona były zaciągnięte, więc Harry przebrał się cicho, rzucając kilka zaklęć wyciszających wokół czterech łóżek, po czym wczołgał się do swojego, upewniając się, że jego własne zasłony są zaciągnięte. Nie wiedział, ile czasu się rzucał i obracał, zanim w końcu zasnął. Oczywiście, tępy ból blizny też w tym nie pomagał.
^^^
Gdy otworzył oczy ciemność została zastąpiona słabym światłem. Bolały go plecy, a kończyny były sztywne. Powoli usiadł i rozejrzał się, znajdując się w ledwie umeblowanym pomieszczeniu. Było w nim łóżko, stolik nocny i szafka. Wstał z łóżka, gdy drzwi cicho otworzyły się. Stając prosto, obserwował, jak niska, ubrana na czarno postać wchodzi do pokoju.
- Glizdogonie – syknął swoim wysokim głosem, sprawiając, że postać zakapturzona postać podskoczyła z zaskoczeniem. – Masz mi w tym momencie wszystko powiedzieć!
- P-panie, o-obudziłeś się! – zająkał się Pettigrew, pozostając przy drzwiach, zbyt przerażony by podejść bliżej. – C-cóż, jest teraz wrzesień. B-byłeś w śpiączce p-przez niemal d-dwa i p-p-pół miesiąca. N-nie wiedzieliśmy, co P-Potter ci zrobił, więc n-nie wiedzieliśmy, jak cię u-uzdrowić.
- Jestem otoczony przez idiotów – splunął i narosła w nim złość. – Żaden z was nie był w stanie usunąć czegoś, co zwykły dzieciak zdołał mi zrobić?
Pettigrew opadł na kolana.
- W-wybacz mi, panie! – błagał. – B-byliśmy zagubieni bez twojego przewodnictwa. P-Potter uciekł tamtej nocy i powiedział wszystko temu k-kochającemu mugoli głupcowi. P-plotka głosi, że Potter niemal u-umarł i w-wciąż dochodzi d-do siebie. M-Minister nie uwierzył D-Dumbledore’owi. N-nie wierzy, że w-wróciłeś, mój panie.
Twarz pojawił się na jego zniekształconej twarzy.
- Więc ten imbecyl Minister zachowuje się dokładnie tak, jak tego potrzebujemy, a Potter jest słaby – powiedział z przyjemnością. To lepiej niż mógł oczekiwać. – Jaki masz dowód na stan Pottera?
Pettigrew pokręcił się nerwowo.
- C-cóż, dwójka amatorów była n-niespokojna i z-zaatakowali pociąć z-zabierający uczniów do H-Hogwartu – wyjąkał. – O-osaczyli P-Pottera i p-próbowali o-odkryć, co ci z-zrobił. P-Potter został ranny w tym s-spotkaniu.
Warknięcie uciekło z jego ust. Z pewnością nie tego chciał.
- Głupcy! – zadrwił. Gdzie moja różdżka? Sam sobie z nimi poradzę!
- C-ci g-głupcy s-są m-m-martwi, mój panie – powiedział nerwowo Pettigrew. – U-uznaliśmy, że n-najlepiej się ich p-pozbyć, ż-żeby c-cię chronić.
Syknięcie wymknęło się z jego ust.
- Daj mi ramię, Glizdogonie – rozkazał. – Czas najwyższy, by moi słudzy zapłacili cenę za swoją niekompetencję. Potter zapłaci za to, co mi zrobił. Jakąkolwiek Potter ma moc i czego ten kochaś mugoli się boi, chcę tego. Nikt nie będzie potężniejszy ode mnie… nikt, zwłaszcza Harry Potter.
Pettigrew podczołgał się do nóg swojego pana i wyciągnął lewe ramię, które widocznie się trzęsło i pokazał mroczny znak. Szybko chwycił rękę Pettigrew i stał, patrząc, jak Pettigrew wrzeszczy z bólu. Kolejny głos dołączył do wrzasku Pettigrew, a scena rozwiała się i Harry Potter obudził się w łóżku, sapiąc i trzymając za bliznę, która piekła z bólu.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że się trząsł, gdy chwytał okulary i wybiegał z dormitorium. Nie obchodziło go to, że był środek nocy, gdy zbiegał po schodach, przebiegał przez pokój wspólny i przez wejście w portrecie, które otworzyło się, gdy tylko do niego dotarł. Jego ciało działało jak na autopilocie, gdy biegł przez korytarze i w dół klatek schodowych, póki nie dotarł do figury gargulca i zatrzymał się. Musiał zobaczyć się z Dumbledorem, ale jak miał się dostać do środka, skoro nie znał hasła?
- … moje… dziecko… cytrynowe… dropsy…
Harry natychmiast odwrócił się do właściciela dziwnego, odbijającego się głosu, ale nikogo nie znalazł. Jego poczucie pośpiechu stłumiło ciekawość, więc odwrócił się do posągu i wyszeptał: „cytrynowe dropsy”. Gargulec ożył i odsunął się z drogi. Ściana rozsunęła się, ukazując kamienną klatkę schodową, która poruszała się spiralnie w górę. Harry wbiegł po schodach, póki nie dotarł do wypolerowanych, drewnianych drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa. Mając mimo wszystko nadzieję, że profesor Dumbledore  go usłyszy, Harry trzy razy trzasnął kołatką i czekał, a jego cierpliwość szybko malała.
Nie musiał czekać długo do momentu, gdy drzwi się otworzyły, ukazując gabinet Dumbledore’a słabo oświetlony tylko przez kilka świeczek. Harry ostrożnie wszedł i rozejrzał się za dyrektorem. Portrety byłych dyrektorów i dyrektorek spały. Drzwi za nim zamknęły się, pozwalając Harry’emu zobaczyć Fawkesa, feniksa Dumbledore’a, śpiącego na żerdzi. Nike nie zdawał się na niego zwracać uwagi. Zdawało się, że nikt nawet nie jest świadom, że tam jest, ale jeśli tak było, to kto go wpuścił?
Docierając do biurka Dumbledore’a, Harry potarł wciąż piekącą bliznę, zastanawiając się, czy powinien zająć miejsce i poczekać, czy spróbować znaleźć Dumbledore’a. Zanim Harry zdążył podjąć decyzję, przytłaczająca fala mocy przeszła przez całe jego ciało, zmuszając go do opadnięcia na czworaka. Nie czuł takiej potężnej od trzeciego zadania i natychmiast zaczął panikować. Co powinien zrobić?
Jego ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść, a pokój zaczął rozjaśniać. Szybko stał się zbyt jasny, zmuszając Harry’ego do zamknięcia oczu. Jego pierś zaczęła piec, ostrzegając Harry’ego, że nie oddycha. Próbował wziąć oddech, ale jego płuca nie pracowały. Jego ciało wrzeszczało z potrzeby powietrza, gdy opadł na podłogę. Powoli wybuch zanikł, ale Harry był zbyt wyczerpany, by się poruszyć. Poczuł coś miękkiego na twarzy i częściowo otworzył oczy, zauważając, że Fawkes patrzy na niego z ciekawością. Harry mógł tylko jęknąć, zamykając ponownie oczy. Czuł na twarzy pióra Fawkesa i głowę feniksa spoczywającą na jego ramieniu. Ptak stał przy jego boku, chroniąc go.
Następnie Harry wiedział, że czyjaś dłoń łagodnie dotyka jego twarzy, a druga pociera jego plecy. Stłumiony, zmartwiony głos wypełnił jego uszy, zmuszając go do otwarcia oczu, choćby częściowo. Wypuściwszy  jęk, Harry odkrył, że zostaje przewrócony na plecy i łagodnie pociągnięty w czyjeś ramiona. Jego głowa opierała się na lewo i spoczywała na czymś solidnym. Harry chciał jedynie iść spać, ale wyraźny głos mu nie pozwalał.
- Harry, musisz mi powiedzieć, co się stało – powiedział łagodnie profesor Dumbledore. – Obiecuję, że potem będziesz mógł spać.
Harry jęknął, odchylając głowę do tyłu i spoglądając na zmartwioną twarz Dumbledore’a.
- Blizna – powiedział ze zmęczeniem. – Obudził się… wezwał ich… ja… nie mogłem pana znaleźć… wybuch… straszny… jeden z tych… nie mogłem… oddychać…
Ramiona Dumbledore’a zacisnęły się na Harrym i dyrektor westchnął.
- Przykro mi, mój chłopcze – powiedział cicho. – Powinienem wiedzieć, że będziesz próbował mnie znaleźć. Cz wciąż cię boli blizna, Harry? Czy odczuwasz jakikolwiek ból?
Mrugając powoli, Harry napotkał spojrzenie Dumbledore’a, przetwarzając to, o co Dumbledore pytał. Czy bolała go blizna? Czy cokolwiek go bolało?
- Nie – powiedział w końcu Harry, walcząc z zamykającymi się oczami. – Jestem tylko zmęczony. Blizna… nie boli… teraz.
Profesor Dumbledore uśmiechnął się i skinął głową, zmieniając pozycję nastolatka w ramionach.
- Dobrze – powiedział; w jego głosie wyraźnie obecna była ulga. – Idź spać, Harry. Możemy porozmawiać o tym rano.
Harry zamknął oczy i pozwolił głowie opaść, opierając się o klatkę Dumbledore’a. Teraz był zwyczajnie zbyt zmęczony, by obchodziło go cokolwiek poza snem. Zrobił to, co zamierzał. Profesor Dumbledore mógł zrobić cokolwiek potrzebował z tą informacją. Ważne było to, że ktoś wiedział, że Voldemort w końcu się obudził.


4 komentarze:

  1. To teraz tylko czekać kolejne 35 dni na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Voldi brzmi jak rozwydrzony bachor...a Harry nie tylko widzi,ale i słyszy magię. Super! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Vildi nie ma nawet połowę mocy co ma Harry biedaczyna załamie się nerwowo i dobrze Wydaje się że Hogwart nie tylko pomaga ale i lubi Harry'ego podając mu hasło pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    cudownie, Malfloy jest silny w grupie choć szkoda, że Harry nie pokazał co potrafi, ale bliźniacy są opiekuńczy wobec Harrego i jeszcze ten wybuch magii...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń