Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 9 stycznia 2019

CP - Rozdział 9 - Wpływ Ministerstwa



Odległe głosy powoli wyciągnęły Harry’ego z bezsennego snu. Było mu ciepło i miło w miękkim łóżku, w którym spał już kilka razy wcześniej. Otwierając oczy, Harry natychmiast rozpoznał kołdrę i wiedział, że był w gościnnych kwaterach profesora Dumbledore’a. Leżał na prawej stronie, twarzą do ciemnej ściany, podczas gdy głosy rozbrzmiewały za jego plecami. Odruchowo, Harry odwrócił się na plecy i skierował głowę w stronę głosów, które zdawały się ucichnąć w chwili, gdy się poruszył. Zamrugał kilka razy i zobaczył dwie zamazane postacie, z których jedna się zbliżyła. Po kilku chwilach, rozpoznał dużą ilość bieli jako profesora Dumbledore’a, ale nie potrafił zrozumieć, kim jest druga osoba, pozostająca w drzwiach.
- Dzień dobry, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, siadając na brzegu łóżka. – Przegapiłeś odwiedziny pani Pomfrey. Powinieneś się cieszyć, bo wszystko wciąż dobrze się leczy. Nic nie wskazuje na to, by ostatnia noc spowodowała dodatkowej szkody. Pani Pomfrey zostawiła też twój eliksir, żebyś nie musiał dzisiaj odwiedzać skrzydła szpitalnego. Chciałbym też podziękować ci za to, co zrobiłeś zeszłej nocy, Harry. Odepchnąłeś na bok własne dolegliwości, by mnie ostrzec, a niewielu by to zrobiło.
Harry przez chwilę patrzył na Dumbledore’a, po czym otarł zmęczenie z oczu.
- Po prostu pomyślałem, że powinien pan wiedzieć – powiedział, po czym usiadł. – Voldemort był naprawdę wściekły, gdy dowiedział się o ataku na pociąg. Wie, że jestem odpowiedzialny za jego śpiączkę i chce się dowiedzieć, jak to zrobiłem, ponieważ… - Harry spuścił wzrok, przypominając sobie, co Voldemort powiedział. To był drugi raz, gdy Voldemort wspomniał, że Dumbledore boi się Harry’ego. Czy była to prawda? Czy Dumbledore obawiał się tych wybuchów?
- Ponieważ? – popędził łagodnie profesor Dumbledore.
Harry spojrzał na nieco zamazaną postać Dumbledore’a z zaniepokojoną miną.
- Ponieważ pan się mnie boi – przyznał cichym, przestraszonym głosem. – Powiedział to samo na cmentarzu, gdy odkrył naszyjnik, który kazał mi pan nosić. Nie boi się mnie pan, prawda, profesorze?
Dumbledore uspokajająco uścisnął ramię Harry’ego.
- Oczywiście, że nie, Harry – powiedział miło. – Voldemort nie zdaje sobie sprawy, że to są wybuchy magii, a nie stały napływ. Gdyby magia stale do ciebie napływała, mógłbym być trochę zaniepokojony. Nikt nie zniósłby takiej ilości magii przez cały czas. Pamiętasz, co się stało z twoim ciałem po powrocie z cmentarza. Twoje ciało nie wytrzymałoby takiego obciążenia, żadne śmiertelne ciało by sobie z tym nie poradziło, włącznie z ciałem Voldemorta.
Harry zadrżał na wspomnienie trzech potężnych wybuchów, które tamtej nocy niemal go zabiły. Czuł się tak, jakby miał wybuchnąć.
- Ale to nie jest jedyny powód, Harry – dodał profesor Dumbledore tym samym łagodnym głosem. – Nie boję się siebie, ponieważ cię znam. Wiem, że nigdy byś nikogo nie skrzywdził, chyba że nie miałbyś innego wyboru. Masz sumienie, Harry, oraz serce, które popycha cię do sukcesu, gdy inni zawodzą. Nigdy nie mógłbym bać się kogoś tak troskliwego, jak ty, zapamiętaj to.
Harry nie mógł powstrzymać ulgi. Profesor Dumbledore nie bał się go. Voldemort się mylił na ten temat, ale to nie oznaczało, że same wybuchy nie były niebezpieczne. Ta prosta myśl podsycała determinację Harry’ego, by nauczyć się, jak to kontrolować. To był pierwszy potężny wybuch od dłuższego czasu i zaskoczył go, na co Harry nie zamierzał ponownie pozwolić.
- Rozmawiałem z Remusem i Syriuszem, Harry – powiedział Dumbledore po chwili ciszy. – Martwią się, że te potężniejsze wybuchy powracają zbyt szybko, ale chcą pozostawić decyzję tobie, czy chcesz kolejny naszyjnik tłumiący. Zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko opóźnienie sprawy, z którą musimy sobie poradzić, ale obawiamy się, że to będzie po prostu kolejną rzeczą, którą będziesz się musiał martwić.
Harry spojrzał nerwowo na Dumbledore’a. Naprawdę nie wiedział, co zrobić. Chciał się nauczyć, jak sobie z tym radzić, ale profesor Dumbledore miał rację. Miał już dość rzeczy, którymi się martwił.
- Co pan by zrobił, profesorze? – zapytał miękko.
- Cóż, prawdopodobnie wziąłbym naszyjnik, tak dla pewności – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, po czym przybliżył się i uśmiechnął. – To, że go mam, nie oznacza, że muszę go używać cały czas. Tylko ty możesz siedzieć, jak wiele możesz znieść. Nie zamierzam cię zmuszać go noszenia go, Harry. Jeśli go nie chcesz, nie musisz go brać. Również nie jest to jednorazowa oferta. Cała kadra… cóż, przynajmniej ci, którzy o tym wiedzą… są tutaj, by ci pomóc, jeśli będziesz nas potrzebował. Jeśli ja nie jestem dostępny, wiedz, że możesz ufać każdemu, kto może przekazać informacje mi.
- Tak jest – powiedział Harry ze skinięciem głowy. Ze wszystkich nauczycieli, Harry naprawdę czuł się komfortowo tylko z profesor McGonagall, gdy chodziło o cokolwiek osobistego. Poza tym, że była Opiekunką jego Domu, McGonagall dbała o niego przez ostatnie kilka lat. Spędziła również nieco czasu w domu Blacków przez całe wakacje, rozmawiając z Harrym, gdy tylko mogła. Profesor McGonagall była jedną z nielicznych osób, którzy widzieli wspomnienia Harry’ego z cmentarza i przyjęła to dość mocno.
Dumbledore po raz kolejny łagodnie ścisnął ramię Harry’ego, po czym wstał.
- Zgredek pozwolił sobie wziąć ci ubrania na zmianę – powiedział uprzejmie. – Sądzę, że śniadanie się za niedługo zacznie, więc jeśli nie masz żadnych więcej pytań, zostawię cię, byś się przebrał.
- Co teraz się stanie? – zapytał Harry.
Profesor Dumbledore podszedł do stolika nocnego, wziął okulary Harry’ego i podał mu je.
- Widzisz, Harry, mamy niewielkie kłopoty z obecnością profesor Umbridge – powiedział szczerze, gdy Harry zakładał okulary. – Jeśli coś takiego stanie się ponownie, sugeruję, żebyś natychmiast powiedział profesor McGonagall. Ona przekaże to mi. Bardzo mnie to boli, Harry, ale dla profesor Umbridge, nie możemy pokazywać, że jesteśmy kimś więcej niż dyrektorem i uczniem. Nie chcę, żeby wykorzystała ciebie, by dostać się do mnie.
Harry w końcu zrozumiał, że to profesor McGonagall stoi w drzwiach. Zniknęło jej normalnie surowe spojrzenie, gdy spojrzała na Harry’ego ze współczuciem. Kierując spojrzenie z powrotem na Dumbledore’a, Harry dostrzegł, że w jego niebieskich oczach nie ma zwykłych błysków.
- Co jeśli skontaktuję się z Syriuszem i Remusem? – zapytał Harry. – Czy oni też mogą przekazać wiadomość? Bez urazy, pani profesor, ale nie wpadnie pani w kłopoty przez to rozwiązanie?
- Jestem twoją Opiekunką Domu, Harry – powiedziała profesor McGonagall z ironicznym uśmieszkiem. – Muszę na ciebie uważać. Coś wymyślimy, nie martw się.
Harry wciąż czuł nerwowość z powodu zaangażowania profesor McGonagall, ale skinął głową ze zrozumieniem. Gdy tylko Dumbledore i McGonagall wyszli, Harry szybko przebrał się w mundurek i wziął swój eliksir, po czym wyszedł do wieży Gryffindoru, żeby zabrać szkolną torbę i pożegnał się z profesorami Dumbledorem i McGonagall, przebiegając obok nich. Wciąż było wcześnie, ale w przeciwieństwie do wcześniejszych poranków, uczniowie już się obudzili i byli na korytarzach.
Dotarłszy do portretu Grubej Damy, po podaniu Harry czekał niecierpliwie, aż się otworzy i w pośpiechu niemal wbiegł w Rona i Hermionę. Bez słowa, Harry pociągnął ich za sobą, wbiegając do swojego dormitorium i natychmiast sprawdzając, czy są sami. Nie chciał, by przypadkiem ktoś ich teraz podsłuchał.
- Harry, co jest? – zapytała momentalnie Hermiona, gdy Harry zamknął drzwi. – Czy coś się dzisiaj rano stało?
Harry spojrzał na swoich najlepszych przyjaciół i odetchnął głęboko. Nie było innego sposobu – musiał to po prostu powiedzieć.
- Wczoraj w nocy miałem wizję – powiedział cichym, ale naglącym głosem. – Voldemort się obudził i wie o wszystkim, co się stało. – Harry odwrócił się i zaczął chodzić w tę i z powrotem, bo w końcu uderzyła w niego rzeczywistość tej sytuacji. Teraz musiał martwić się o Ministerstwo, śmierciożerców i Voldemorta. – Bolała mnie blizna! Nie bolała od czasu tamtego koszmaru. Dlaczego teraz? Nie potrzebuję tego!
Tak łatwo było nie myśleć o Voldemorcie, gdy ten był w śpiączce, ale to już nie miało miejsca. Śmierciożercy mieli już z powrotem swojego lidera i już nie będą się ukrywać. Voldemort chciał odpowiedzi na temat tego, co się stało, ale czy teraz zamierzał je zdobyć? Przecież nie istniała książka napisana o magicznych wybuchach Harry’ego Pottera i gdzie do niego dołączyć. Jedynym sposobem na zdobycie informacji na ten temat  było uzyskanie ich od źródła albo kogoś bliskiego źródłu.
Syriusz i Remus.
Jesteś pewny, że się obudził? – zapytał Ron niepewnym głosem. – Sam Wiesz Kto? T-to coś, co próbowało cię zabić w czerwcu?
Harry zatrzymał się i spojrzał na Rona z uniesioną brwią.
- Nie, Ron, istnieje inny Czarny Pan o imieniu Voldemort, który chce mojej śmierci – powiedział sarkastycznie, siadając na najbliższym łóżku. Ukrywszy twarz w dłoniach, Harry wiedział, że musi się uspokoić. Nie opłacało mu się rozpoczynać walki z własnymi przyjaciółmi. – Przepraszam – powiedział Harry do Rona. – Po prostu czuję się tak, jakby moja głowa zaraz miała wybuchnąć. On tam gdzieś jest, a jedyne, co mogę zrobić to czekać na jego ruch.
- Więc nie ma sensu się teraz o to martwić – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Skoncentrujmy się po prostu na tym, żeby przebrnąć przez dzień, Harry. Nie myśl o Sam Wiesz Kim. Nie może się tu do ciebie dostać, Dumbledore na to nie pozwoli; my na to nie pozwolimy. Jesteśmy gotowi, by cię wspierać, Harry, pamiętaj o tym.
Harry skinął głową, wypuszczając oddech. Hermiona miała rację. Miał przed sobą długi dzień, a martwienie się o to, co Voldemort może knuć tylko go jeszcze wydłuży. Zgodnie z rzeczywistością Harry wiedział, że nie ma szans, by o tym zapomniał i zanotował sobie w głowie, żeby jak najszybciej porozmawiać z profesor McGonagall o bezpieczeństwie Syriusza i Remusa albo z nimi samymi bezpośrednio. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby coś im się stało.
Gdy Harry zebrał torbę i wszystko, czego potrzebował, podążył za Ronem i Hermioną do Wielkiej Sali na szybkie śniadanie. W chwili, gdy usiadł, Ginny podała mu ostatnie wydanie „Proroka Codziennego”, na którego pierwszej stronie widniało zdjęcie profesor Umbridge pod wielkim nagłówkiem, który brzmiał:
MINISTERSTWO DĄŻY DO REFORMY EDUKACJI
WYBRANA ZOSTAJE DOLORES UMBRIDGE
PIERWSZA W DZIEJACH WIELKA INKWIZYTOR
Przeczytali artykuł w pełnej szoku ciszy i dowiedzieli się, że Ministerstwo dąży do dalszego kontrolowania tego, co dzieje się w Hogwarcie, tworząc prawa i stanowiska. Stwierdzano, że Knot stworzył prawo uznające, że jeśli Dumbledore nie potrafi znaleźć kogoś na dane stanowisko, Ministerstwo zrobi to za niego. To by wyjaśniało, dlaczego ktoś tak niewykwalifikowany jak Umbridge został nauczycielem. W artykule również stwierdzano, że Umbridge utrzymuje kontakt z Knotem w sprawach, o których Ministerstwo musi stale wiedzieć.
Jakby tego było mało, dalej artykuł stwierdzał, że Knot przepchnął Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Trzy, tworzący pozycję Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, która pozwalała sprawdzać hogwardzkich nauczycieli, czy ich nauczanie spełnia standardy Ministerstwa, które były niemal komiczne. Akurat ten nauczyciel, który w rzeczywistości niczego nie nauczał, miał mieć władzę oceniania całego personelu dydaktycznego.
Co nie było zabawne to fakt, że w artykule zacytowany był Lucjusz Malfoy, który popierał ten ruch albo fragment o Remusie, Hagridzie i Szalonookim, którzy jakoby byli niestabilnymi psychicznie nauczycielami. Remus, Hagrid i Szalonooki byli trójką najlepszych ludzi, jakich Harry kiedykolwiek poznał. Remus był wspaniałym nauczycielem, a Szalonooki sprowadził do klasy doświadczenie z pierwszej ręki, gdy w końcu miał szansę nauczać. Hagrid miał z pewnością unikalną perspektywę na sprawy nauczania, ale rozumiał niebezpieczeństwo lasu jak nikt inny.
Mimo że mieli na to ochotę, Harry, Ron i Hermiona nie mieli szansy zaprotestować przeciwko najnowszym wieściom, gdyż zaraz musieli biec na historię magii. Nudne zajęcia minęły bez obecności profesor Umbridge. Nie pojawiła się też na eliksirach. Oddano im eseje o kamieniu księżycowym. Ron natychmiast swój ukrył, podczas gdy Harry mógł tylko westchnąć, widząc wielkie „Z” napisane w prawym górnym rogu kartki. Czytał o systemie oceniania sumów podczas wakacji, więc wiedział, ze „Z” oznacza Zadowalający. Harry naprawdę sądził, że napisał lepiej niż na Zadowalający.
- Jak wszyscy zauważycie, wasze stopnie są takie, jakie otrzymalibyście podczas waszych sumów – powiedział chłodno Snape, wracając do biurka. – Jestem zdegustowany większością otrzymanych zadań. Większość z was nie zdała! Spodziewam się zobaczyć znacznie lepsze eseje w tym tygodniu na temat różnych odmian antidotów na jad. Jeśli nie będzie żadnej poprawy, będę musiał zacząć dawać szlabany tym cymbałom, którzy dostają „O”.
Harry nie spuszczał wzroku z profesora Snape’a, ale dostrzegł, że Hermiona spogląda na niego, żeby dostrzec, co dostał. Jej westchnienie ulgi było oczywistym sygnałem, że zobaczyła, że Harry nie jest jednym z wielu, którzy zawalili esej. Po przemowie Snape’a, klasa warzyła eliksir wzmacniający, który Harry bardzo chciał ukończyć poprawnie. Kiedy skończył, Harry musiał przyznać, że wywar wygląda tak, jak powinien. Przejrzysta substancja miała turkusowy odcień, a spoglądając w stronę Hermiony, dostrzegł, że jej wygląda podobnie. Na koniec zajęć, Harry oddał buteleczkę swojego eliksiru, po czym wyszedł szybko z klasy, a Hermiona i Ron zaraz podążyli za nim.
- Cóż, muszę przyznać, że on przynajmniej nas przygotuje do egzaminu – powiedziała Hermiona, gdy szli schodami do sali wejściowej. – Wszyscy mówią, że sumy są trudne. Chciałabym tylko, żeby profesor Snape dawał nam wskazówki, które pomogłyby nam się poprawić. Zdanie jest w porządku, ale co wtedy, gdy przyjdą testy? Jeśli profesor Snape bierze tylko najwyższe wyniki, musimy wiedzieć, co zrobić, by je uzyskać.
- Od kiedy Snape robi cos takiego? – zapytał Harry, gdy przechodzili przez salę wejściową do Wielkiej Sali. – Jeśli chcemy być lepsi, oczywiście musimy zadbać o to sami. Z tego, co czytałem na temat sumów, Snape nie ma nic wspólnego z egzaminem. To standaryzowany test, którego Snape nigdy nie zobaczy, tylko nasze stopnie.
Ron spojrzał na Harry’ego przerażony, siadając przy stole Gryffindoru.
- Czytałeś o sumach? – zapytał zszokowany. – Po co?
Harry wzruszył ramionami, zaczynając napełniać talerz.
- Pamiętaj, co ci mówiłem o tym, jak się czułem na początku wakacji – powiedział. – Remus ciągle mówił o sumach, więc zrozumiałem, że skoro się nudzę, nie stanie mi się krzywda, jeśli dowiem się o nich nieco więcej, a przynajmniej o systemie oceniania.
- Mamy z pewnością całkiem inny sposób od mugolskiego – dodała Hermiona, gdy Fred, George i Lee Jordan (wysoki chłopak z dredami, który był dobrym przyjacielem bliźniaków Weasley i komentatorem podczas meczy Quidditcha) nadeszli i usiedli naprzeciwko nich przy stole. – Najwyższą oceną na sumach jest „W” jak „Wybitny”, potem „Z”…
- Przed „Z” jest „P”, Hermiono – poprawił ją George, napełniając swój talerz. – Zobaczmy, „P” to „Powyżej Oczekiwań”, potem „Z” czyli „Zadowalający”, „N” to „Nędzny” i „O” to „Okropny”, a te Snape daje w dużej ilości.
- Nie zapominaj o „T” – dodał Fred. – T jak „Troll”. Sądzę, że nawet kilku Ślizgonów cieszyłoby się z tej oceny. – Hermiona przewróciła oczami na ten komentarz, bez względu na to, jak mógł być prawdziwy. – Mieliście już jakąś inspekcję na lekcji?
- Nie – powiedziała Hermiona, a potem pochyliła się bliżej, żądna informacji. – A wy?
Fred, George i Lee skinęli głowami, jednocześnie przewracając oczami z irytacją.
- Na zaklęciach – powiedział George. – Nie wiem, jak Flitwick mógł znieść jej czajenie się w kącie i robienie notatek. Czasami ten gość jest całkowicie zbyt radosny. Umbridge zadała Alicji kilka pytań, ale nic poza tym.
- Ta cała pozycja Inkwizytora jest całkowicie bezsensowna – powiedział Lee przyciszonym głosem. – Co oni zamierzają zrobić? Zwolnić wszystkich, którzy mogą nas czegoś nauczyć i zatrudnić więcej takich szaleńców jak Umbridge.
- Wybiorę nauczanie w domu, jeśli coś takiego się stanie – wymamrotał Harry. Naprawdę nie sądził, by mógł znieść kolejne osoby, które by go obserwowały, czekając aż zrobi głupi błąd. – Syriusz i Remus są lepszymi nauczycielami niż każdy, kogo może przydzielić Ministerstwo.
- Pozwolimy ci tylko wtedy, gdy pozwolisz nam do siebie dołączyć – powiedział Fred z szerokim uśmiechem. – Mimo wszystko, kto nauczy nas lepiej niż Huncwoci?
Harry i Ron nie musieli czekać długo na inspekcję na lekcji. Właśnie wyciągali swoje dzienniki snów na wróżbiarstwie, gdy klapa w podłodze otworzyła się i wynurzyła się z niej profesor Umbridge ze swoją kwiecistą torebką na ramieniu. Harry stłumił jęk, biorąc Sennik od profesor Trelawney. Dwa zajęcia pod rząd z Umbridge. Czy ten dzień mógł być gorszy?
- Dzień dobry, pani profesor – powiedziała Umbridge z uśmiechem. – Ufam, że otrzymała pani notkę o planowanej inspekcji?
Profesor Trelawney skinęła głową, po czym powróciła do rozdawania książek, ale jej ręce zdradzały nerwowość. Umbridge musiała to zauważyć, ponieważ jej uśmiech poszerzył się, zanim przeniosła się do fotela na przedzie klasy, nieco za krzesłem profesor Trelawney. Gdy usiadła sięgnęła do torebki i wyciągnęła podkładkę do pisania, po czym uniosła wzrok na profesor Trelawney, jakby bezdźwięcznie mówiła: „Jestem gotowa, może pani już zaczynać.”
- Dzisiaj będziemy kontynuować naukę o proroczych snach – zaczęła Trelawney z lekkim wahaniem w głosie. – Podzielcie się w pary i interpretujcie swoje ostatnie sny za pomocą Sennika, jak opisano w przewodniku.
Harry otworzył Sennik, desperacko próbując ignorować obecność profesor Umbridge. Cieszył się, że siedzi z samego tyłu pomieszczenia, z dala od ropuchowatej kobiety. Umbridge nie pozostała na długo na swoim miejscu. Minęło tylko kilka minut zanim wstała i zaczęła podążać za profesor Trelawney, zadając pytania, gdy tylko miała na to ochotę.
- Powinniśmy wykorzystać twoją wczorajszą wizję? – zapytał Ron. – Z chęcią bym zobaczył, co Umbridge powie po usłyszeniu czegoś takiego.
- Pewnie dałaby nam szlaban za zakłócanie lekcji – wymamrotał Harry. – Poza tym, nie chcemy, żeby wszyscy wiedzieli, że mam sny o Voldemorcie. Wyobrażasz sobie, co Ministerstwo by zrobiło, gdyby się o tym dowiedziało? – Harry westchnął i przekartkował swój dziennik snów. – Reszta moich snów nie ma sensu. Kolory, głosy i uczucia. Tylko to pamiętam.
Ron zaczął przerzucać kartki Sennika.
- No to… co to były za uczucia? – zapytał.
Harry wzruszył ramionami.
- Ciężko wyjaśnić – powiedział szczerze. – To było jak silne poczucie, że chcę coś chronić, coś ważnego. Ale był też strach, ale nie tak silny… Dlaczego?
Ron odchrząknął i przyjrzał się czytanej stronie książki.
- Cóż, to może być coś tak prostego jak zapomniane zadanie – zaproponowały, zaczynając kartkować strony. – Albo może służysz jako łącznik komuś innemu. Dziwne. Mam nadzieję, że to chodzi o to pierwsze. Jak ludzie mogą przewidywać rzeczy, które są od siebie całkowicie różne?
- To dlatego ten temat zwykle nie jest traktowany poważnie – powiedział Harry z szerokim uśmiechem.
Profesor Trelawney i Umbridge były tylko stolik od nich. Harry miał cichą nadzieję, że nie podejdą do nich. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była Trelawney przepowiadająca mu śmierć tuż przy Umbridge. Chociaż wydawało się, że profesor Trelawney robi się coraz bardziej poruszona, jak tylko mijało więcej czasu. Najwyraźniej nie podobało jej się to, jak ktoś tak ją obserwuje.
- Pani profesor – powiedziała w końcu Umbridge, - jak długo dokładnie pani pracuje na tym stanowisku?
- Niemal szesnaście lat – odpowiedziała ostrożnie Trelawney.
Umbridge zanotowała coś na swojej podkładce.
- Rozumiem – powiedziała. – Zatrudnił panią profesor Dumbledore, prawda?
Profesor Trelawney skinęła głową, po czym patrzyła, jak Umbridge robi kolejną notkę.
- Słyszałam, że jest pani pra-prawnuczką sławnej wieszczki Kasandry Trelawney, czy to prawda?
- Tak, zgadza się – odpowiedziała dumnie profesor Trelawney.
- I jest pani pierwszą w rodzinie od Kasandry, która posiadła dar jasnowidzenia? – zapytała Umbridge, robiąc kolejną notatkę. – Pierwszą od czterech pokoleń, prawda? – Zapisała coś kolejny raz. – Rozumiem. Cóż, więc może mogłaby pani przewidzieć coś mnie?
- Przepraszam? – zapytała profesor Trelawney, jakby została spoliczkowana. – Wewnętrzne Oko nie widzi na komendę! Każdy z choćby uncją wiedzy na ten temat wie o tym! Zmuszanie Oka do Widzenia może być niebezpieczne dla każdego jasnowidza!
- Hymm, skoro tak pani mówi – powiedziała profesor Umbridge słodkim i cichym głosem, spisując kilka kolejnych zdań. – To było niezwykle pouczające, pani profesor. Dziękuję. – Bez zbędnych słów, Umbridge wróciła do swojego krzesła i usiadła, kontynuując spisywanie notatek i nie mówiąc już ani słowa do końca zajęć.
Umbridge pierwsza wyszła na dźwięk dzwonka i czekała na wszystkich w klasie obrony przed czarną magią, gdzie przybyli dziesięć minut później. Wyglądała na wielce zadowoloną z siebie, co sprawiło, że żołądek Harry’ego skręcił się. Jeśli tak się zachowywała z profesor Trelawney, Harry cieszył się, że Hagrid jeszcze nie wrócił. Nie chciał myśleć, co Umbridge zrobiłaby z nim.
- Wszyscy odłożyć różdżki – powiedziała profesor Umbridge z uśmiechem, gdy zajęcia się zaczęły i poczekała, aż wszyscy posłuchają. – Skoro na ostatniej lekcji skończyliśmy rozdział pierwszy, proszę przejść na stronę dziewiętnastą i rozpocząć czytanie rozdziału drugiego: Powszechne Teorie Obronne i ich Pochodzenie. Nie ma powodu do rozmów, więc oczekuję ciszy. Zaczynajcie.
Harry westchnął, otwierając książkę na właściwej stronie. Świetnie. Właśnie tego Harry potrzebował, by oderwać umysł od pewnych rzeczy – czytania wyjątkowo nudnej książki napisanej przez kogoś, kto wyraźnie nie miał swojego doświadczenia w tym temacie. Zaczął się zastanawiać, czy Umbridge zauważy, jeśli zaczaruje bardziej interesującą książkę tak, by wyglądała jak podręcznik. Wtedy przynajmniej mógłby nauczyć się czegoś podczas tych nudnych zajęć.
Dźwięk Umbridge odsuwającej swoje krzesło wyrwał Harry’ego z myśli, więc podniósł głowę i zauważył rękę Hermiony w powietrzu. Spoglądając na niską nauczycielkę, Harry patrzył, jak podchodzi do pierwszego rzędu biurek, aż nie stanęła twarzą w twarz z Hermioną.
- Coś nie tak, panno Granger? – wyszeptała profesor Umbridge, pochylając się bliżej Hermiony.
- Już przeczytałam rozdział drugi – powiedziała Hermiona, a jej głos rozniósł się po pomieszczeniu. – Przeczytałam całą książkę.
Z pewnością nie tego spodziewała się Umbridge. Zamrugała kilka razy, zanim na jej twarzy pojawiło się sceptyczne spojrzenie.
- Jeśli tak, to może mi pani powie, co pan Slinkhard mówi o przeciwzaklęciach w rozdziale piętnastym.
Hermiona uśmiechnęła się.
- Mówi, że przeciwzaklęcia zostały niewłaściwie nazwane – powiedziała natychmiast. – Uważa, że „przeciwzaklęcia” to nazwa, która sprawia, że ludzie uważają faktyczne zaklęcia czy klątwy za bardziej akceptowalne, ale nie zgadzam się z tym. Oczywiste jest, że pan Slinkhard nie przepada za klątwami, ale mogą być przydatne, gdy używa się ich w obronie.
- Ach tak? – zapytała profesor Umbridge, a jej oczy zwęziły się na moment, zanim się wyprostowała, starając się utrzymać neutralny wyraz twarzy. – Niestety, panno Granger, w tej klasie ma znaczenie tylko opinia pana Slinkharda. Nie pani… - Jej wzrok przeniósł się na chwilę na Harry’ego, zanim nie wrócił do Hermiony, - i nie kogokolwiek innego. Czy to jasne?
Hermiona się z tym nie zgadzała.
- Ale…
- Wystarczy, panno Granger – powiedziała surowo profesor Umbridge, po czym wróciła do swojego biurka i usiadła. – Obawiam się, że muszę odjąć pięć punktów Gryffindorowi za bezsensowne zakłócanie zajęć. Proszę przerwać je ponownie, a będę musiała przypisać pani szlaban. Jestem tu, by nauczać zaakceptowanymi przez Ministerstwo metodami, a nie oddawać się dziecięcej fantazji. A teraz wszyscy wracajcie do rozdziału drugiego.
Nikt nie powiedział ani słowa przez resztę zajęć. W chwili, gdy zajęcia się skończyły, wszyscy wybiegli z klasy, nie chcąc spędzać ani trochę więcej czasu z Umbridge niż to absolutnie konieczne. Hermiona była bardzo milcząca podczas kolacji i przez cały wieczór. Harry i Ron nie wiedzieli, co zrobić i skończyło się na tym, że pracowali nad jak największą ilością zadań domowych, zanim nie poszli spać.
^^^
Następnego ranka Harry obudził się z wzdrygnięciem, czując się bardziej wyczerpany niż czuł się od jakiegoś czasu. Miał dziwny sen o długim, ciemnym korytarzu, który zakończył się ślepym zaułkiem przy zamkniętych drzwiach. Tępy ból, pochodzący z blizny też nie pomagał. Z wielką niechęcią, Harry wstał z łóżka, umył się i przebrał, po czym wyszedł z wieży Gryffindoru do skrzydła szpitalnego po swój eliksir. Kiedy go otrzymał, Harry znalazł się w Wielkiej Sali, gdzie spisał swój sen w dzienniku snów.
Gdy odłożył swój dziennik, nagle przypomniał sobie pierwszą rzecz, która wydarzyła się poprzedniego ranka i zdał sobie sprawę, że przez to wszystko zapomniał porozmawiać z Syriuszem i Remusem o Voldemorcie. Po zjedzeniu szybkiego śniadania, Harry pognał do wieży Gryffindoru i wyciągnął z kufra lusterko. Wciąż było wcześnie, więc Harry rzucił kilka zaklęć wyciszających i zaciągnął kotary, zanim zawołał imię Syriusza. Mimo wczesnej godziny nie chciał odkładać na później kontaktu z opiekunami.
Nie minęło wiele czasu nim twarz Remusa pojawiła się w lusterku.
- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus z uśmiechem. – Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
Harry nie był w stanie odwzajemnić uśmiechu. Widok twarzy Remusa wyciągnął na powierzchnię wszystkie lęki Harry’ego dotyczące jego opiekunów.
- Remus, wiem, że zabrzmię jak paranoik, ale musisz mi obiecać, że będziecie z Syriuszem uważać – powiedział szybko. – Powiedz, że nie pozwolisz chodzić Syriuszowi samemu i upewnisz się, że będzie nad sobą panował, proszę?
Uśmiech Remusa zniknął całkowicie i został zastąpiony spojrzeniem pełnym troski.
- Harry, co się dzieje? – zapytał ostrożnie. – Czy coś się wydarzyło? Miałeś kolejną wizję dziś w nocy? Boli cię blizna?
- Trochę, ale przeżyję – powiedział pospiesznie Harry. – Jak wiele profesor Dumbledore powiedział wam o mojej wizji sprzed dwóch dni?
Remus wzruszył ramionami.
- Niewiele; tylko to, że śniłeś o tym, że Voldemort się budzi i zwołuje śmierciożerców. Dumbledore powiedział nam też, że po tym miałeś wybuch potężniejszy niż mogłeś sobie poradzić. Dlaczego?
Harry potarł oczy pod okularami.
- Ponieważ Voldemort jest zdeterminowany, by się dowiedzieć cokolwiek o tych wybuchach – przyznał. – Będzie próbował was obu dorwać, wiem to. Proszę, proszę, uważajcie na siebie!
- Ty również, szczeniaku – powiedział poważnie Remus. – Poinformuję o tym Łapę i obiecuję, że będziemy uważać, okej? – Poczekał, aż Harry skinie głową ze zgodą. – A jak idzie wszystko inne? Umbridge nadużywa już swojej pozycji?
- Czy naprawdę muszę ci na to odpowiadać? – zapytał retorycznie Harry. – Trudno jest nie powiedzieć nic w klasie, zwłaszcza gdy Umbridge zaczyna tą swoją przemowę na temat tego, że „Ministerstwo ma rację, wy się mylicie, oni są bystrzy, a wy głupi”. Nie rozumiem, jak Ministerstwo sobie radzi z tyloma skargami na jej temat.
- Nie jesteś jedyny – powiedział szczerze Remus. – Wiem, że to dla ciebie trudne, Harry, zwłaszcza po tym, co się stało w ostatnich dniach. Jakkolwiek to może być ciężkie, spróbuj nie myśleć o Voldemorcie. Z pewnością nie zaatakuje Hogwartu, skoro dopiero co obudził się ze śpiączki. Pamiętaj o swoich technikach uspokajających. Skup się na tym, co możesz kontrolować. Jesteśmy z Syriuszem chronieni, więc nie martw się o nas, dobrze?
Harry skinął głową, zaczynając czuć, jak niepokój go opuszcza. Remus miał rację. Nie miało sensu skupiać się na sprawach, nad którymi nie miał kontroli. Zrobił wszystko, co mógł, ostrzegając Remusa, że istnieje możliwość, że Voldemort weźmie sobie na cel Huncwotów. Miał tylko nadzieję, że Syriusz posłucha jego ostrzeżenia. Odkąd uciekł z Azkabanu, Syriusz nie znosił ograniczeń. Kochał wolność i zawsze jak najlepiej ją wykorzystywał.
- Coś jeszcze zaprząta ci głowę, szczeniaku? – zapytał Remus po kilku chwilach ciszy.
- Nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić – powiedział Harry z lekkim uśmiechem, chcąc uspokoić mężczyznę. – Po prostu martwiłem się o waszą dwójkę. Skontaktuję się z wami, jeśli coś się wydarzy, okej?
- W porządku – powiedział Remus ze skinięciem. – Wiesz, że zrobimy to samo. Trzymaj się, Harry, i postaraj się nieco zabawić. Wyglądasz, jakbyś tego potrzebował.
Harry pożegnał się z Remusem, po czym schował lusterko do kufra. Dostrzegł, że łóżko Rona jest puste, tak samo jak posłanie Neville’a, podczas gdy Dean i Seamus desperacko próbują jeszcze trochę odpocząć. Chwytając szkolną torbę, Harry skierował się do Wielkiej Sali, gdzie zauważył, że Ron i Hermiona rozmawiają ze sobą cicho, jedząc. Harry uznał to za dziwne. Zwykle, gdy Ron i Hermiona rozmawiali, walczyli ze sobą o coś błahego. Teraz wyglądali niemal tak, jakby coś knuli.
Jego podejrzenia tylko się zwiększyły, gdy dotarłszy do przyjaciół, ci natychmiast ucichli, odwracając się do niego z wielkimi uśmiechami na twarzach. O tak, zdecydowanie to nie dobrze. Coś knują.
- Dzień dobry – powiedział ostrożnie Harry, siadając. – Co się dzieje?
- Tylko rozmawiamy o Umbridge – rzekł Ron, wzruszając ramionami. – Chyba to pierwszy dzień, kiedy wstałem przed tobą, co, Harry?
Harry uśmiechnął się.
- Niezła próba – powiedział, świadom tego, że Ron próbuje zmienić temat. – Rozmawiałem z Remusem. Nałożyłem zaklęcia wyciszające wokół łóżka, żebym nikogo nie obudził. Nie zamierzacie zrobić czegoś, co może wpędzić nas w kłopoty z Umbridge, prawda?
Harry spojrzała na Harry’ego niewinnie.
- Ani trochę – powiedziała z uśmiechem. – Chodźcie, musimy zajść na zaklęcia. Nie chcemy się spóźnić.
Harry wyszedł za Ronem i Hermioną z Wielkiej Sali i do klasy zaklęć. Naprawdę mu się to nie podobało. Ron i Hermiona wyraźnie coś knuli, ale dlaczego trzymali to w sekrecie przed nim? Może wiedzą, że im z tym nie pomogę. To z pewnością była jakaś możliwość. Harry jasno dał do zrozumienia, co sądzi o sprawie profesor Umbridge. Musiał pozostać w cieniu na jej zajęciach i gdy była w pobliżu. Nie miał innego wyboru.
Wchodząc do klasy transmutacji na drugie zajęcia tego dnia, Harry musiał ugryźć się w język, gdy dostrzegł profesor Umbridge siedzącą w kącie z podkładką w ręku. To z pewnością będzie interesująca lekcja. Wszyscy wiedzieli, że zastępczyni dyrektora była wierna dyrektorowi. Nawet jeśli nie zgadzała się z decyzjami Dumbledore’a, profesor McGonagall stała za nim murem. W tej chwili tego typu myślenie czyniło McGonagall wrogiem Ministerstwa i Umbridge.
Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje zwykłe miejsca, gdy profesor McGonagall weszła do pomieszczenia, przechodząc obok Umbridge bez jakiegokolwiek potwierdzenia, że wie o obecności kobiety. Gdy McGonagall dotarła do biurka i odwróciła się do klasy, zapadła cisza.
- Panie Finnigan, proszę podejść i rozdać zadania domowe – powiedziała. – Panno Brown, proszę zabrać pudełko myszy… - McGonagall westchnęła, gdy Lavender wydała z siebie cichy skrzek, - … och, wystarczy. Nie skrzywdzą pani. Proszę dać po jednej każdemu uczniowi.
- Yhm, yhm – powiedziała profesor Umbridge, najwyraźniej udając kaszel, ale jej próba przyciągnięcia uwagi została zignorowana.
Seamus rozdał szybko eseje. Dostawszy swój, Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczył „P nim włożył go do torby. Ron również się uśmiechał, dostawszy „Z” za swoje zadanie. Jedno spojrzenie na wielki uśmiech Hermiony powiedział mu, że również nieźle poradziła sobie z zadaniem. Każdemu z nich Lavender podała mysz, przy czym dziewczyna wyglądała na całkowicie zniesmaczoną swoją pracą. Trzymając ostrożnie swoje myszy, Harry i Ron skupili uwagę na profesor McGonagall, by uzyskać instrukcje.
- Słuchajcie wszyscy uważnie – ogłosiła profesor McGonagall. – Większość z was z powodzeniem sprawiła, że ślimaki zniknęły, a ci, którym się nie udało, zdołali dostrzec ogólną ideę zaklęcia. Dzisiaj będziemy…
- Yhm, yhm – przerwała ponownie Umbridge.
- Tak, pani profesor? – zapytała profesor McGonagall, spoglądając bezpośrednio na Umbridge.
- Byłam ciekawa, pani profesor, czy dostała pani moją notkę dotyczącą daty i godziny pani inspekcji…
- Najwyraźniej tak, bo w innym wypadku zapytałabym pani, co pani robi w mojej klasie – powiedziała surowo McGonagall, po czym odwróciła się od Umbridge i w stronę klasy. – Dzisiaj będziemy ćwiczyć znacznie trudniejsze zaklęcie znikające na myszy. Zaklęcia znikające stają się coraz bardziej…
- Yhm, yhm.
Profesor McGonagall westchnęła, gdy jej cierpliwość wyraźnie kończyła się.
- Profesor Umbridge, jest pani tu by obserwować, jak instruuję moją klasę – powiedziała surowo. – Sama będąc nauczycielem chyba powinna pani rozumieć, by nie przerywać w bezsensownych sprawach. – Oczy profesor Umbridge rozszerzyły się na to oświadczenie, nim zaczęła pisać na swojej podkładce, podczas gdy profesor McGonagall skierowała swoja uwagę na klasę. – Jak mówiłam, zaklęcia znikające stają się coraz bardziej trudniejsze, gdy wzrasta złożoność zwierzęcia. Potrzebujecie absolutnej koncentracji. Zobaczymy, jak sobie poradzicie.
Przez resztę zajęć, profesor Umbridge pozostawała w kącie i jak szalona robiła notatki. Harry robił wszystko, by ją zignorować i skoncentrować się na zniknięciu myszy. Powoli robił postępy. McGonagall miała rację. To wymagało wielkiej koncentracji. Do tej pory zdołał sprawić, by zniknęła przednia połowa myszy.
Profesor McGonagall monitorowała postępy wszystkich, oferując słowo rady, gdy poczuła, że to konieczne. W końcu podeszła do biurka Harry’ego i posłała mu lekki uspokajający uśmiech, nim pochyliła się bliżej niego.
- Zobacz się ze mną po zajęciach, Harry – wyszeptała McGonagall, po czym przeszła do kolejnego biurka.
Gdy zajęcia w końcu się skończyły, Harry został z tyłu, gdy wszyscy wyszli z pomieszczenia po odłożeniu myszy z powrotem do pudełka. Profesor McGonagall wycofała się do swojego biurka i sięgnęła po coś do szuflady. Mając nadzieję, ze nie zrobił nic złego, Harry podszedł do McGonagall z nerwowym wyrazem twarzy. Szybko przemyślał wszystko, co robił przez ostatnie dwa dni, ale nie potrafił znaleźć nic, co zrobiłby źle.
Profesor McGonagall posłała Harry’emu uspokajający uśmiech.
- Profesor Dumbledore chciał, żebym ci to dała, Harry, jeśli tego chcesz – powiedziała miękko, podając mu drewnianą szkatułkę i czekała, aż Harry ją otworzy i zobaczy naszyjnik z czarnych kwadratowych, podobnych do szklanych koralików. Naszyjnik tłumiący. Środkowy koralik był nieco większy niż pozostałe. – Profesor Dumbledore zaczarował naszyjnik tak,  żebyś mógł go używać na zasadzie  włączania i wyłączania, gdy tylko zechcesz. Żeby go włączyć, dotknij środkowego koralika i powiedz „Aktywuj”. Żeby go wyłączyć, dotknij koralika i powiedz „Dezaktywuj”.
Harry zamknął szkatułkę i spojrzał na profesor McGonagall z lekkim uśmiechem na twarzy. Całkowicie zapomniał o propozycji Dumbledore’a.
- Dziękuję, pani profesor – powiedział Harry i dyskretnie włożył pudełko do szkolnej torby. – Proszę podziękować profesorowi Dumbledore’owi ode mnie.
Profesor McGonagall skinęła głową, wstając.
- Dobrze, panie Potter – powiedziała surowo. – Może pan iść.
Harry skinął głową i opuścił klasę, zauważając, że profesor Umbridge czekała z niecierpliwym wyrazem twarzy. Rzuciła Harry’emu podejrzliwe, ostre spojrzenie, nim skupiła uwagę na profesor McGonagall. To mogła być interesująca rozmowa, którą mógłby podsłuchać, ale Harry nie sądził, by chciał ryzykować, biorąc pod uwagę spojrzenia, które posyłała mu Umbridge.
Jakby transmutacja nie była wystarczająca, Umbridge była również obecna na opiece nad magicznymi stworzeniami. Była już na miejscu, przepytując profesor Grubbly-Plank, gdy Harry, Ron i Hermiona przybyli na zajęcia. Harry postanowił stanąć z dala od profesor Umbridge, czym Ron i Hermiona byli bardzo zadowoleni i nie zamierzali stawać z resztą Gryfonów. Żaden z nich nie lubił nowej nauczycielki.
Gdy zajęcia się zaczęły, profesor Umbridge zaczęła wędrować przez grupki uczniów, przepytując kilku i przechodząc obok innych. Harry robił, co tylko mógł, by zignorować jej rozpraszające zachowanie i skupić się na profesor Grubbly-Plank, która mówiła o Kudłoniach i Kugucharach. Umbridge nie pozostała dłużej. Po zadaniu kilku uczniom pytań o Hagrida, profesor Umbridge zawiadomiła Grubbly-Plank, że otrzyma wyniki kontroli w ciągu dziesięciu dni i ruszyła do zamku. Na szczęście, Harry nie widział Umbridge przez resztę dnia.
Tego wieczora Harry szybko zakopał się w pracy domowej. To był kolejny długi dzień, więc Harry nie potrafił doczekać się, by pójść spać, ale z determinacją chciał najpierw dokończyć swoje zadanie. Jego blizna bolała cały dzień i naprawdę zaczynało go to irytować. Nie zdając sobie z tego sprawy, Harry nieustannie pocierał bliznę lewą ręką, podczas gdy prawą pisał. To nie usuwało bólu, ale też go nie pogarszało.
- Wszystko w porządku, Harry? – zapytała cicho Hermiona, przerywając milczenie.
Harry skinął głową. Naprawdę nie chciał teraz zaczynać rozmowy o bliźnie i Voldemorcie.
- To tylko ból głowy – powiedział bez przemyślenia.
Hermiona spojrzała na Rona, nim odetchnęła głęboko i odwróciła się do Harry’ego.
- Posłuchaj, myślę, że to jasne, że w tym roku nie nauczymy się niczego o prawdziwej obronie od profesor Umbridge – powiedziała jednym tchem. – Ja… eee… cóż… sądzę, że powinniśmy zacząć sami się uczyć. – Harry spojrzał na Hermionę z uniesioną brwią. – Wiesz, że musimy, Harry. Nikt z nas nie będzie gotowy na nasze praktyczne egzaminy z sumów, jeśli tego nie zrobimy, a to nie jest jedyny powód. Skoro V-Voldemort wrócił, musimy być gotowi. Musimy być w stanie się bronić.
- Jak zamierzasz to zrobić? – zapytał Harry z zakłopotaniem. Nie przegapił tego, że Hermiona rzeczywiście wymówiła imię Voldemorta i z częściowego wzdrygnięcia, Ron również to dostrzegł. – Spędziłem cztery lata uczenia się w klasie i nic z tego ani odrobinę nie zmieniło sytuacji na cmentarzu ani nawet tej nocy na błoniach, gdy zostałem zaatakowany, próbując bronić pana Croucha. Syriusz spędził całe wakacje przerabiając ze mną różne scenariusze przetrwania, a to wciąż nie wystarczyło. To po prostu nie tak łatwe, jak próbujecie to przedstawić.
- Nie mówię, że to będzie łatwe – poprawiła Hermiona. – Wiem, że to będzie ciężka praca i wiem też, że to nie jest coś, co możemy osiągnąć w normalnym środowisku szkolnym. Będziemy też potrzebowali nauczyciela z większą wiedzą niż większości z nas i umiejętnościami czynienia tematu interesującym.
- Prosisz o cud – wymamrotał Harry, po czym wrócił do eseju. – Próbowanie osiągnąć czegoś takiego bez pozwalania, by Umbridge się o tym dowiedziała jest ryzykowne, ponieważ to sprzeczne z „przepisami Ministerstwa”.
- Więc musimy się upewnić, że nikt się nie dowie – stwierdziła Hermiona. – Możemy wykorzystać Pokój Życzeń. Pokój zmieni się tak, jak będziemy tego potrzebować i może nam zapewnić wiele materiałów, nie zgodzisz się?
Harry przemyślał to przez chwilę. Hermiona w zasadzie mówiła o tym, co pierwotnie planował zrobić samemu.
- To wykonalne – powiedział ostrożnie Harry, odkładając pióro. – Problemem jest tylko nauczyciel. Profesor Flitwick mógłby być dobrym wyborem, ale zaangażowanie jakiegokolwiek nauczyciela oznaczałoby, że zaryzykują swoje kariery dla nas. Nie chciałbym stawiać nikogo w takiej sytuacji.
- Nie myślałam, żeby to ktoś dorosły nas uczył – powiedziała ostrożnie Hermiona, rzucając szybkie spojrzenie Ronowi, który skinął głową, by kontynuowała. – Raczej myślałam nad uczniem, który byłby w stanie przekazać swoją wiedzę na temat swoich osobistych doświadczeń.
Harry spojrzał na Hermionę ze zdezorientowaniem, po czym uświadomił sobie, do kogo się odnosiła. Chciała, żeby to on nauczał! On – Harry Potter – dzieciak, który przyciągał kłopoty jak magnes i jedna z osób, które Ministerstwo obecnie obserwowało jak jastrząb! Pewny, że postradała zmysły, Harry spojrzał na Rona, szukając pomocy, ale dostrzegł, że ten z niecierpliwością czekał na odpowiedź. Ron się z nią zgadzał!
- Jesteście szaleni – powiedział w końcu Harry. – Wiecie o tym, prawda? Nie jestem nauczycielem. Nie wiem, jak uczyć. Jeśli ktokolwiek powinien to robić, powinnaś to być ty, Hermiono. Pokonałaś mnie na każdym możliwym teście…
- Tylko na testach, które bazują na książkowej wiedzy – przerwała mu Hermiona. – Pokonałeś mnie na przeszkodach, które Remus zorganizował na trzecim roku. Nie potrafiłam pokonać mojego bogina. Syriusz i Remus uczyli cię obrony przez ile… trzy letnie przerwy? A to nie obejmuje lekcji Patronusa, które Remus dawał ci na trzecim roku. To nie wszystko, Harry. Pomyśl o tym, co zrobiłeś.
Harry natychmiast zbladł, wciągając ostro powietrze. To z pewnością była ostatnia rzecz, jaką chciał robić.
- Może lepiej nie, okej? – powiedział cicho. – Nie chcę myśleć o patrzeniu na śmierć dobrego przyjaciela. Nie chcę myśleć o tym, jak widziałem, jak Cedric i moi rodzice wychodzą z różdżki Voldemorta, krzycząc do mnie, żebym nie puszczał, podczas gdy jedyne, co chciałem to się poddać. Nie mogę myśleć o tym, co przebiegało przez moją głowę, gdy śmierciożercy wyciągnęli mnie z pociągu, gotowi zabrać mnie tam, gdzie trzymany był Voldemort. Muszę wam przypomnieć, że osoba, której jesteście gotów powierzyć tak wiele wiary nie była w stanie przeciwstawić się swojemu mugolskiemu wujowi? Muszę wam przypominać, jak wiele razy te małe eskapady, którymi jesteście tak bardzo gotowi się chwalić, niemal kosztowały mnie życie?
Hermiona i Ron spuścili spojrzenia, wyglądając na wyraźnie zawstydzonych, że poruszyli tak delikatny temat.
- Nie chcieliśmy… wybacz, Harry – powiedział cicho Ron, po czym spojrzał zdezorientowany na Harry’ego. – Co masz na myśli, mówiąc, że Cedric  i twoi rodzice wyszli z różdżki Voldemorta?
Harry odetchnął głęboko, starając się zachować spokój. Nie mógł uwierzyć, że mu się to wymsknęło. Wypuszczając powoli oddech, potrząsnął głową i zaczął odkładać swoją pracę domową.
- Jeśli chcecie się uczyć, dobrze – powiedział spokojnie. – Rozumiem, że chcecie się przygotować. Mogę dać wam rady, jeśli będziecie ich potrzebowali, ale nie będę was uczył. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, że większość rzeczy, które przeżyłem to całkowite i zupełne szczęście. Robiłem to wszystko tylko po to, by przeżyć. Tam w pociągu, nie próbowałem zaimponować całej szkole. Walczyłem o swoje życie i szansę ponownego zobaczenie Syriusza i Remusa.
Wstając, Harry chwycił swoją torbę i spojrzał na najlepszych przyjaciół z biernym wyrazem twarzy, starając się ukryć ból, który czuł głęboko w środku. Jego wspomnienia z tamtej nocy wciąż były świeże w jego umyśle.
- Myślałem, że moi przyjaciele to zrozumieją – powiedział cicho. – Chyba się myliłem.
Nie czekając na słabe przeprosiny, Harry wycofał się do swojego dormitorium. Nie mógł uwierzyć, że Ron i Hermiona dali się złapać w ten szum medialny, twierdzący, że Harry Potter był bohaterem. Nie był. Był tylko dzieciakiem, który miał talent do przetrwania. Niestety wszyscy wokół niego nie mieli tyle szczęścia. Jego rodzice umarli, ponieważ z jakiegoś powodu Voldemort czyhał na niego. Cedric umarł, ponieważ Voldemort chciał go do swojego rytuału.
Harry czuł, jak pieką go oczy, gdy padł na łóżko i ukrył twarz w poduszce. Przez tak długi czas starał się być silny. Nikt nie wiedział, jak bardzo Harry podziwiał Cedrica. Cedric Diggory miał wszelkie prawo nienawidzić Harry’ego za to, że ten wszedł do Turnieju, ale zamiast tego, Cedric uważał na młodszego reprezentanta. Cedric chronił Harry’ego przed Ritą Skeeter i dał mu swoją przyjaźń, gdy większość odwróciła się do niego plecami. Nie można było zaprzeczyć, że Harry tęsknił za Cedrikiem. Cedric traktował go jak normalną osobę, jak równego sobie. Nie miało znaczenia to, że był trzy lata starszy. Nie miało znaczenia to, że Harry był chłopcem, który przeżył.
Ciche łzy wymknęły się z oczu Harry’ego, pochłonięte zaraz przez poduszkę. Syriusz i Remus uparcie twierdzili, że śmierć Cedrica nie była winą Harry’ego, ale mimo to chłopak wciąż miał poczucie winy, bo z powodu obsesji Voldemorta na jego punkcie, dobry człowiek stracił życie. Jak wiele innych dobrych ludzi straci życia z powodu Voldemorta? Jak wiele kolejnych rodzin Voldemort zniszczy? Remus kazał Harry’emu skupić się na tym, co może kontrolować, ale Harry nie mógł nic na to poradzić. Rzeczy w jego życiu, nad którymi nie miał kontroli, były zbyt przytłaczające, żeby je ignorować.


2 komentarze:

  1. Harry naprawdę dojrzał i zaczął myśleć,a nie działać. Po takich doświadczeniach to nic dziwnego. Ron i Hermiona mają rację z koniecznością dodatkowych zajęć,ale muszą też zrozumieć przyjaciela.
    Super opowiadanie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, oby było dobrze bo Umbridge cały czas obserwuje Harrego, niech trzyma się z daleka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń