Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 7 lutego 2019

ZS - Rozdział 18 - Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja!



Dolores spędziła całą noc na planowaniu, jak najlepiej wykorzystać informacje na temat Snape’a. Od kiedy Mistrz Eliksirów przyprowadził tego piekielnego jastrzębia na kolację, miała pretensje dla czarnowłosego mężczyzny o to, że posiada zwierzaka, który upokorzył ją i o to, że patrzył na nią i krytykował ją bez wypowiadania ani jednego słowa. Pragnęła zobaczyć, jak dumny Opiekun Domu Slytherina staje się pokorny jej, która kiedyś była Krukonką, choć wykorzystywała swoją inteligencję egoistycznie, by realizować własne plany, i która miała wielkie uprzedzenia względem pół-ludzi i każdego, kto nie pasował do jej wąskiego światopoglądu. Wierzyła, że zwierzęta są gorsze od ludzi, stąd jej niechęć i pogarda dla ptaków, psów, kotów i im podobnych – uważała pół-ludzi za podgatunek, ponieważ „skazili się” mieszając czystą ludzką krew z krwią podrzędnych, paskudnych zwierząt. Z tego samego powodu nienawidziła ludzi półkrwi i mugolaków.
Nikt o tym nie wiedział, ale w tajemnicy zgadzała się z kampanią Voldemorta, mającą wyeliminować mugolaków, sądząc, że świat będzie lepszym miejscem po oczyszczeniu z tak niepożądanych osób. Wierzyła też, że osoby półkrwi, jak Snape, powinny być rejestrowane i powinno im się zabronić rozmnażania z jakimikolwiek ocalałymi osobami czystej krwi. Jej pomysł idealnego świata wyglądał tak, że osoby czystej krwi byłyby przy władzy, a pół-ludzie wyjętymi spod prawa.
Oblizała wargi, czytając raport podany przez Dawlisha, dowiadując się, że młody Snape miał postawione zarzuty, ale nie przeszły, ponieważ dzięki Dumbledore’owi został uniewinniony, bo przesłuchał młodego mężczyznę pod wpływem Veritaserum z aurorem Moodym jako świadkiem. A Moody był uznawany za szalonego przez tortury zafundowane mu z rąk śmierciożerców, dlatego jego zeznania były podejrzane, a teraz również zeznania Dumbledore’a, biorąc pod uwagę to, o co oskarżył go Minister. Twoja ochrona jest już nie ważna, starcze, a przy odrobinie wysiłku, pozbędę się na dobre Snape’a. Żałosny półkrwi!
A jednak wiedziała, że jej wyrok może być kwestionowany, ponieważ połowa czarodziejskiego społeczeństwa wciąż szanuje Dumbledore’a, a co za tym idzie, również tego, kogo wziął pod swoje skrzydła. Więc musiała uczynić jego upadek bardziej skandaliczny, pociągnąć ludzi na swoją stronę. W zamyśleniu postukała się palcem w usta. No, co mogę wymyślić, żeby ludzie chcieli wyciągnąć Snape’a za te jego tłuste kłaki?
Uniosła wydanie Proroka, które zostawił jej Korneliusz. Na pierwszej stronie były słowa: Harry Potter Zaginiony! A Może Porwany?
- Aha. Porwany? Idealnie.
Zagwizdała radośnie. Wszystkie kawałki ułożyły się na miejsce. Jednym zamachem pozbędzie się żałosnych członków kadry, a potem będzie rządziła niezwyciężona.
Severusie Snape, nadszedł twój czas. Tak samo jak twojego przeklętego chowańca.
Ostrożnie wsunęła teczkę i kawałek papieru do torby, a potem ubrała się i wślizgnęła do łóżka, zasypiając na swojej różowej poduszce z monogramem zaledwie sekundę później z lekkim uśmiechem na twarzy.
Freedom obudził się tuż przed świtem, drżąc. Ale jego sen nie był starym koszmarem o umierającym Cedricu, ani o tnącym go Pettigrew i używającym jego krwi, by sprowadzić Voldemorta. Nie, to był nowy sen, w którym to obserwował bezradnie, jak Severus jest zaciągany to Azkabanu, trzymany w areszcie przez Umbridge, a potem jak ropucha wzywa dementorów i każe Freedomowi patrzeć, jak całują Mistrza Eliksirów.
Obudził się drżąc i dysząc, a jego oczy latały dookoła. Był na swojej żerdzi w salonie, ale nie mógł zmieść pozostania na niej, więc wystartował i wleciał do sypialni Severusa, gdzie wtulił się w poduszkę obok głowy Severusa i próbował ponownie zasnąć.
To nie jest prawdziwe, Harry. To był tylko głupi sen! Teraz wracaj do snu. Śpij. Skoncentrował się na oddechu czarodzieja, nieświadomie dopasowując do niego swój, póki w końcu nie odpłynął.
Severus obudził się o zwykłej godzinie i dostrzegł, że Freedom zdaje się dziwnie do niego lepić, ale jastrząb twierdził, że nic się nie stało, gdy został o to zapytany. Więc po prostu przypisał to nastrojowi i więcej o tym nie myślał. Była to środa, co oznaczało, że nie miał zajęć aż do późnego popołudnia, ale był zobowiązany przez Umbridge jeść śniadanie w sali z resztą kadry, ku jego wielkiej irytacji. Cieszył się swoimi samotnymi, cichymi śniadaniami z Freedomem.
Ale wiedział, że w przypadku Wielkiej Inkwizytor stąpał po cienkim lodzie, więc poszedł do sali na śniadanie jak posłuszny truteń, z Freedomem na swoim ramieniu.
O dziwo, Umbridge nie było przy stole, a jej zwykłe różowe szaty były widoczne z odległości pięciu metrów, pomyślał szyderczo Snape. Ale może bez jej bacznych spojrzeń przy stole, będzie w stanie przełknąć więcej niż kilka kęsów śniadania. Tylko spojrzenie na jej obwisłą twarz sprawiała, że tracił apetyt.
 Podszedł do swojego zwykłego miejsca i usiadł między Minervą a Wilherminą, mówiąc zdawkowe dzień dobry, po czym wybrał jakieś tosty posmarowane masłem, plasterek szynki i jajka w koszulce. Szybko nałożył szynkę na tost, na to jajka, a potem wezwał Twixie, żeby przyniosła mu sos holenderski do skropienia jajek.
Wilhelmina spojrzała na niego i zapytała:
- Cóż to jesz, Severusie?
- Jajka Benedykta, Wilhelmino. Mugolski przepis. Całkiem dobre, powinnaś spróbować. – I z tymi słowami, uniósł widelec i nóż, po czym zaczął jeść.
Freedom obserwował go i przypomniał sobie, że wuj Vernon też je lubił, więc bardzo dobrze nauczył się, jak je robić zanim osiągnął dziewięć lat. „Zawsze chciałem ich spróbować, ale nigdy nie zostało ich na tyle dużo, żeby mógł spróbować”, pomyślał z tęsknotą. „Może jednak któregoś dnia, jeśli kiedykolwiek wrócę do postaci człowieka, mogę poprosić o nie skrzaty domowe.”
- Gdzie jest Dolores? – zapytał Snape, po skończeniu większości śniadania.
- Miała jakieś ważne spotkanie z Ministrem – odparła Minerva, dodając kilka więcej bananów do swojej owsianki. – Powinna wrócić po śniadaniu, jak sądzę.
Severus skinął głową i poprawił ułożenie filiżanki, popijając z niej spokojnie i kończąc swoje jajka. To było niezwykłe, jak poprawiła się atmosfera, gdy Umbridge była nieobecna. Rzucała na wszystkich trującą chmurę, pomyślał szyderczo.
Po skończonym śniadaniu, Mistrz Eliksirów wstał i miał zamiar zejść do laboratorium, by zacząć warzyć kilka dodatkowych eliksirów pomniejszających. Miał jutro zajęcia z drugim rokiem, który miał pracować nad eliksirem rozdymającym, a od czasu zajęć Pottera z eksplodującym kociołkiem, Snape uznawał za konieczne mieć dodatkową dawkę pod ręką, tak na wszelki wypadek. Ale zanim mógł wyjść z sali, pojawiła się obok niego Mrużka i powiedziała nieśmiało:
- Profesorze Snape, pani Umbridge żąda natychmiastowej pana obecności w jej biurze.
Severus zmarszczył brwi, patrząc na skrzatkę, która wzdrygnęła się.
- Czy to kwestia życia i śmierci? Mam do uwarzenia eliksiry na zajęcia.
- Och, tak, proszę pana, to ważne! Bardzo ważne, profesorze Snape! – Mrużka zaczęła wykręcać ręce. – Nie jest dobrze kazać pani czekać. Pani tego nie lubi. Pani ukarze Mrużkę, jeśli pan Snape wkrótce się nie zjawi.
- Typowe – mruknął Severus. – Dobrze. Powiedz „pani Umbridge”, że bezpośrednio tam pójdę.
- Och, dziękuję panu. – Skrzatka wyglądała, jakby miała mu zacząć całować buty, ale zamiast tego zniknęła, ku wielkiej uldze Snape’a.
- Ciekawe, co tym razem chce ten cholerny wrzód na tyłku? – burknął złowieszczo Snape do Freedoma. – Znów zmienić mój program nauczania? Cholerna marudna wiedźma! Należy jej się potężne rozwolnienie. Przysięgam, jeśli ponownie mnie zmusi do zmiany zajęć, dodam kilka kropel eliksiru na zaparcia do jej popołudniowej herbaty i zobaczymy, czy to nie wyleczy jej potrzeby zmiany harmonogramów co tydzień.
Na jego ramieniu, Freedom zatrząsł się od niemego śmiechu. Och, Sev, to byłoby zabawne! Naprawdę byś to zrobił?
Snape rzucił mu przebiegły uśmiech.
- W mgnieniu oka. Nikt nie zasługuje na to bardziej niż ona. – Podszedł do kamiennego gargulca i powiedział: – Różowy goździk.
Gargulec usunął się na bok i wtedy mężczyzna wszedł na obrotowe schody.
Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłością Mistrza Eliksirów, zaćwierkał jastrząb, wciąż chichocząc w duchu.
- Dokładnie. Lepiej o tym pamiętaj, pisklaku – drażnił się z nim Severus.
Z jakiegoś powodu, Freedom przypomniał sobie wczorajszy koszmar, gdy wspinali się po klatce schodowej i mimowolnie wzdrygnął się. „Nie bądź śmieszny. To był tylko sen, nie przepowiednia. Nie jesteś jasnowidzem, Potter. To pewnie tylko ten królik, którego zjadłeś. Z jakiego powodu Umbridge miałaby zesłać Severusa do Azkabanu? Nie złamał prawa.”
Nawet jeśli, jastrząb był niespokojny. Umbridge traktowała beztrosko protokół, gdy jej to pasowało. Severusie, uważaj. Nie ufam jej.
- Ja też nie. Ufam jej tak bardzo jak Czarnemu Panu.
Dotarli do rzeźbionych, dębowych drzwi, Snape położył dłoń na klamce, po czym zamarł.
- Ufam, że ty pamiętasz o manierach, pisklaku?
Tak, Severusie. No chyba że cię skrzywdzi. Wtedy będę miał pewne prawo rozerwać jej tyłek.
- A gdzie to jest zapisane?
To część Kodeksu Chowańców, odpowiedział gładko Freedom. Jeśli ktokolwiek skrzywdzi twojego czarodzieja, możesz go bronić w każdy konieczny sposób.
Snape uniósł brew.
- Będę miał to na uwadze. Choć myślę, że mógłbym ją pobić w pojedynku.
Walczy nieczysto.
- Ja też, jeśli to konieczne – przyznał Snape, po czym przekręcił gałką i wszedł do biura.
Umbridge siedziała za swoim mahoniowym biurkiem, a jej twarz wyrażała podekscytowanie, gdy usłyszała otwierające się drzwi. Kolorowe kotki na ścianach miauczały irytująco, jakby były zirytowane obecnością Snape’a. Severus wszedł do pomieszczenia, patrząc pytająco na Umbridge.
Tuż obok okna, przy boku biurka, stali Dawlish i Savage, młody mężczyzna o szczupłej wygłodniałej twarzy szakala.
- Chciała mnie pani widzieć? – zapytał Snape tonem chłodnej uprzejmości.
Freedom spojrzał ostrzegawczo na pozostałych czarodziei, choć żaden z nich nie zwracał na niego uwagi.
Umbridge spojrzała na wysokiego mężczyznę, a jej nos zadrgał z podnieceniem, jak ogon psa, który wyczuł zdobycz.
- Profesorze Snape, ostatnio dotarłam do pewnego listu od anonimowej osoby zwanej… - Tu przeszukała teczkę na biurku, po czym wyciągnęła list. - … Łapą, w którym pisze, że był pan związany z poplecznikami Sam Wiesz Kogo. Czy to prawda?
W głębi duszy, Severus przeklął, nazywając Blacka każdym znanym mu przezwiskiem. Ale jego zachowanie pozostało spokojne i niewzruszone. Odrzekł wiedźmie spokojnie:
- Jako młody człowiek, postępowałem zgodnie z zasadami tego, którego imienia nie wolno wymawiać, przez około pół roku. Po tym czasie zorientowałem się, czym one są i wyrzekłem się tego na zawsze.
„Nie! Och, Syriuszu, coś ty narobił?” – pomyślał Freedom z przerażeniem.
- Doprawdy? Został pan ułaskawiony przez Albusa Dumbledore’a, czyż nie?
- Prawda. Wyznałem mu wszystko, wysłuchał mojego świadectwa, tak samo jak auror Moody – odpowiedział Severus wściekły, że musi omawiać to z nią ze wszystkich ludzi.
Umbridge zmrużyła oczy.
- Wyznał pan, co, dokładnie? Torturowanie mugoli? Skalanie młodych dziewczynek? Morderstwo?
Szczęka Snape’a zacisnęła się, a mięśnie na skroni zapulsowały.
- Nie, Wielka Inkwizytor. Nigdy nie zrobiłem czegoś takiego. Jako nowy rekrut, wykonywałem inne zadania dla sami wiecie kogo. W większości warzyłem eliksiry. Prowadziłem badania nad mrocznymi klątwami i zaklęciami. Inne… zajęcia, o których pani wspominała, były zarezerwowane dla tych z Wewnętrznego Kręgu. Nie byłem jednym z nich. – Choć teraz jestem, dodał w duchu z gorzkim wykrzywieniem ust.
- Jednak nosi pan Znak, czyż nie?
Snape skinął głową.
- Jak wszyscy, którzy kiedykolwiek byli jego poplecznikami.
Umbridge wydawała się z tego powodu zadowolona.
- Wiesz, Severusie, wierzę w drugie szanse. Uważam, że zawsze należy dawać ludziom przywilej wątpliwości na korzyść oskarżonego. To dlatego, kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o twoich… powiedzmy… więziach z Sam Wiesz Kim… nie podążyłam za pierwszym impulsem i nie wydaliłam cię od zaraz. Zamiast tego, obserwowałam cię uważnie i muszę przyznać, że jesteś dobry, Snape. Niemal mnie wykiwałeś.
- W jaki sposób, madame?
- Niemal zaczęłam myśleć, tak jak biedny, głupi Dumbledore, że się zmieniłeś. Ale wtedy usłyszałam plotki. Plotki, że nienawidził pan młodego pana Pottera. Że chciał pan, żeby chłopca wydalono z Hogwartu. Powiedział pan to Dumbledore’owi, gdy tylko chłopak przybył na swój drugi rok. Zaprzeczy pan temu?
- Nie. Powiedziałem, że Potter powinien zostać wydalony, ponieważ z powodu tego incydentu z latającym autem, naraził nasz świat na ryzyko. To było lekkomyślne i nieodpowiedzialne, więc chłopiec powinien ponieść konsekwencje swoich czynów.
- Dokładnie. Z tego, co słyszałam, Potter zawsze łamał zasady i lekceważył nauczycieli. Mnie też ignorował. To bardzo bezczelne. – Umbridge pociągnęła nosem. – Ale jednak… nawet ja nie uciekłabym się do porwania, profesorze Snape.
- Porwania? Nie mam najmniejszego pojęcia, o co pani chodzi.
- Ach tak? – zamruczała Umbridge, a w jej oczach rozbłysła straszliwa satysfakcja. – Gdzie byłeś w nocy, gdy zniknął Harry Potter, Snape?
- Nie rozumiem, dlaczego miałaby to być pani sprawa.
- Wszystko, co dzieje się w tej szkole jest moją sprawą, Snape. Z polecenia Ministerstwa Magii, żądam odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie byłeś w noc zaginięcia Harry’ego Pottera?
Snape wyglądał na znudzonego, ale Freedom widział niewielki strumyczek potu za jego lewym uchem.
- Chyba chodziłem wtedy po błoniach, jak zwykle po zajęciach, gdyż to ułatwia mi oczyścić umysł.
- Czy ktoś z tobą był?
- Nie.
- Więc nie masz alibi.
- O co dokładnie mnie pani oskarża?
- O porwanie i prawdopodobne morderstwo Harry’ego Pottera.
Snape popatrzył na nią.
- Jesteś szalona!
- Ach tak? Nie sądzę. Ty, były śmierciożerca, uniewinniony przez starca, którego zdolności umysłowe są wątpliwe, całkiem swobodnie mi się przyznałeś, że nie lubiłeś pana Pottera i chciałeś, żeby zniknął z tej szkoły. Tylko ty nie masz alibi na noc jego zniknięcia. Miał pan motyw i sposobność, profesorze. Oszołomiłeś chłopca i gdzieś go ukryłeś.
- Żeby co z nim zrobić? Zagrać w „sto pytań do”?
- Proszę ze mnie nie kpić! – krzyknęła Umbridge, uderzając dłonią o biurko. – Jesteś winny spisku i bez wątpienia wykorzystałeś to, czego nauczyłeś się od przyjaciół śmierciożerców, by torturować i może nawet zabić bezbronne dziecko!
- To śmieszne!
- Nie z mojego punktu widzenia, Snape. Już udowodniłeś, że nie dbasz o bezpieczeństwo uczniów, patrząc na twojego chowańca… tego okrutnego ptaka, który atakuje dzieci bez prowokacji z ich strony.
To brudne kłamstwo, wiedźmo!
- O, widzicie! Paskudna bestia, dokładnie jak jego pan. Severusie Snape, oskarżam cię o zranienie i porwanie chłopca, który przeżył. To przez ciebie zaginął. Nie będę trzymała mieszańca kryminalisty w mojej kadrze. Niniejszym zwalniam cię z twojego stanowiska i przekazuję cię pod pieczę aurorów. – Odwróciła się do aurorów. – Aresztujcie go! Zobaczymy, czy jakiś czas w Azkabanie nie rozwiąże jego języka.
Różdżka Severusa znalazła się w jego dłoni.
- Od kiedy aresztuje się kogoś bez dowodu przestępstwa?
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Wcześniej się wywinąłeś, bo miałeś potężnego obrońcę. Ale Dumbledore jest skończony, więc teraz zapłacisz za swoje występki, Snape! Gdy tylko znajdziesz się w Azkabanie, wyciągniemy z ciebie prawdę. – Skinęła dłonią, a dwójka aurorów ruszyła w kierunku mężczyzny.
- Dawlish, nie możesz jej wierzyć – zaczął Snape. – Nigdy bym nie skrzywdził Pottera. Przysiągłem go chronić.
Umbridge roześmiała się wysoko i przenikliwie.
- Kolejne kłamstwo, Snape? Ty i Dumbledore razem spiskowaliście. Zamierzał zrobić siebie Ministrem, a ty chciałeś zemścić się na Potterze, więc sprawiłeś, że zniknął.
- Wezmę Veritaserum i udowodnię ci, że się mylisz, kobieto!
- Znam się na tym lepiej, niż ty, Snape. Śmierciożercy byli trenowani, by stawiać opór temu eliksirowi. Nie stawiaj się, Severusie. Poddaj się, a zaoszczędzisz sobie bólu.
Snape obnażył zęby.
- Jeśli chcesz mnie zabrać, suko, będziesz musiała walczyć.
Dawlish rzucił zaklęcie oszałamiające, ale Snape uchylił się.
Freedom wzbił się z jego ramienia, skrzecząc ze złości. Zostaw go W SPOKOJU! Nikt nie skrzywdzi mojego czarodzieja!
Zanurkował w kierunki aurora, jego szpony błysnęły i mocno uderzyły w mężczyznę, potrząsając jego głową w przód i tył.
Dawlish krzyknął i chwycił się za głowę, upuszczając różdżkę.
Savage wywarczał zaklęcie usztywniające.
- Locomotor mortis!
Ale Snape był zbyt szybki i klątwa przeleciała obok niego nieszkodliwie, odbijając się od ściany.
- Przeklęty jastrząb! – krzyknęła Umbridge, po czym wskazała w niego różdżką i wrzasnęła: – Incendio!
Strumień ognia wystrzelił z jej różdżki, niemal przypalając pióra na ogonie Freedoma.
Kilka portretów krzyknęło z przerażenia, gdy prawie zajęły się ogniem.
Severus odwrócił się na pięcie, a jego oczy płonęły straszliwą furią.
- Śmiałaś…?
Umbridge zamarła, gdyż w tym momencie ujrzała zbliżającą się śmierć.
Freedom również ją zobaczył. Widział, że Snape kołysał się na krawędzi zniszczenia i to przesądziło o jego wyborze.
Severusie, nie! Nie rób tego! – krzyknął. Przestańcie, wszyscy! Wbił się między Mistrza Eliksirów i Umbridge, i nagle poczuł, jak pod jego powiekami narasta straszliwy ucisk. Przed jego oczami pojawiły się iskry, a ogień strawił jego kończyny.
Czarodzieje patrzyli ze zdumieniem, jak postać jastrzębia zamazała się, a potem zdeformowała… w kształt piętnastoletniego chłopca z burzą ciemnych włosów, okularami i blizną w kształcie błyskawicy. Jego różdżka była zaciśnięta w dłoni, gdy warknął na Umbridge:
- Nie dotykaj go, parszywa ropucho! Chcesz wiedzieć, gdzie jest Harry Potter? Cóż, tu jestem, a jeśli chcesz skrzywdzić Severusa, musisz najpierw skrzywdzić mnie.
Wszyscy zamarli.
Oczy Harry’ego wwierciły się w Umbridge ze szmaragdową intensywnością tak bardzo, że wiedźma wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- A-Ale jak… to możliwe…? Byłeś tym czymś cały czas…?
- Tak. Jednej nocy przemieniłem się w animaga przez przypadek, wyleciałem przez okno i rozbiłem się, złamałem skrzydła i straciłem pamięć. Znalazł mnie profesor Snape i uzdrowił. Nie wiedział, że byłem animagiem. Nikt nie wiedział. Nie porwał mnie ani nie skrzywdził. Uratował mi życie. A teraz proszę odwołać swoje psy, pani profesor.
Umbridge wybełkotała coś, ale machnęła dłonią na Dawlisha i Savage’a. Potem zebrała się w sobie i powiedziała:
- To może być podstęp. Zaklęcie kameleona. Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – Skierowała różdżkę na Harry’ego. – Finite!
Nic się nie stało. Naburmuszona, warknęła:
- Dawlish, daj mi Veritaserum.
- Przykro mi, proszę pani. To nielegalne. Jest nieletni – wycedził auror. – A poza tym, wystarczy spojrzeć na Snape’a, a zobaczy pani, że dzieciak nie kłamie. – Skinął głową na Mistrza Eliksirów.
Umbridge uniosła wzrok, a Harry odwrócił się powoli, przełykając ciężko ślinę.
Był przygotowany zobaczyć gniew, pogardę albo szok w oczach swojego profesora.
Zamiast tego zobaczył poczucie zdrady, zmieszane z niedowierzaniem.
Harry wzdrygnął się i cofnął o krok.
- Nic o tym nie wiedziałeś, Snape? – zapytała Umbridge, brzmiąc jak dziecko, które właśnie pozbawiono wycieczki do sklepu z zabawkami.
- Nie. Sądziłem… był tylko moim jastrzębiem. Moim chowańcem…
- Wygląda na to, że dzieciak wpadł w lekkie kłopoty przez swoje pochopne działanie – powiedział Savage. – Zdarza się. Ponieważ oczywiście Snape nie jest winny, to oznacza, że będzie pani musiała odwołać swoje zarzuty, Wielka Inkwizytor.
- Och, dobrze! Choć wciąż uważam, że był z chłopcem w zmowie!
- Nie – upierał się stanowczo Harry. – Nie wiedział o niczym. Przysięgam na moją różdżkę, na jakąkolwiek przysięgę pani chce, ale to prawda.
- Wierzę mu – powiedział Savage.
- Ja też – zgodził się Dawlish, trzymając szmatkę przy krwawiącej skórze głowy i piorunując Harry’ego wzrokiem.
Dolores prychnęła, po czym powiedziała:
- Świetnie! Zarzuty zostaną oddalone. Możecie iść, panowie. Sama sobie poradzę z wagarami pana Pottera.
Dwójka aurorów pokiwała głowami, po czym przenieśli się siecią Fiuu z powrotem do Kwatery Głównej aurorów, zostawiając Harry’ego samego z wściekle nadętą Umbridge i oszołomionym, zdenerwowanym Snapem.
Młody czarodziej spojrzał między tą dwójką i zastanowił się, czy nie byłby bezpieczniejszy w Azkabanie.


2 komentarze:

  1. nareszcie ten moment jak mogłaś urwać w tym miejscu czytam każdy rozdział czekam na kolejny z utęsknieniem jesteś wielka kocham cię Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, o nie, ta reakcja Severusa to poczucie zdrady, Sev powiniem jakiś paskudny eliksir podać umbridge...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń