Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 13 grudnia 2020

MH - Rozdział 10 – Poważna dyskusja

Następnego ranka Harry wyszedł z wieży Gryffindoru bardzo wcześnie. Wczoraj poszedł prosto do łóżka, twierdząc, że jest zmęczony. Harry nie wiedział, czy Ron i Hermiona naprawdę mu uwierzyli. Nie przepytywali go. Po prostu pozwolili mu odejść. Harry był za to niezwykle wdzięczny. Nie sądził, by mógłby znieść powtarzanie tego, co się stało w gabinecie profesora Dumbledore’a. Nie sądził, by mógłby znieść, gdyby ktoś jeszcze się z niego śmiał.

Z desperacji Harry ruszył szybko w kierunku Kwater Huncwotów. Syriusz wciąż jeszcze będzie spał przez jakiś czas, co dawało Harry’emu czas na porozmawianie z jedyną osobą, która zawsze traktowała go poważnie, bez względu na to, jak wstydliwy był ten temat. Musiał porozmawiać z Remusem. Remus wszystko wyjaśni, jak zawsze.

Harry w mgnieniu oka dotarł do Kwater Huncwotów, wyszeptał hasło i wszedł cicho. Miejsce było zupełnie ciemne, gdy Harry manewrował do sypialni Remusa. Drzwi były częściowo otwarte, co pozwoliło Harry’emu wsunąć głowę i zobaczyć, że Remus śpi spokojnie. Lekka ilość światła słonczego wpadała przez okno na drugim końcu pokoju, pozwalając Harry’emu widzieć bez trudności. Tak cicho, jak to możliwe, Harry wszedł do pokoju, przysunął krzesło i usiadł przy łóżku Remusa. Wiedział, że miał nieco czas, by wymyślić, co powiedzieć, by nie zabrzmieć, jak idiota. Była szansa, że Syriusz wspomniał już o sytuacji, więc Remus miał pojęcie, co się wydarzyło.

Pochylając się do przodu na krześle, Harry chwycił twarz w dłonie, próbując myśleć. Jak można powiedzieć komuś, że nie miało się pojęcia, co czuło się od innych, nie brzmiąc jak idiota? Im więcej Harry o tym myślał, tym mniej się przejmował, jak wiele brakowało mu informacji z zakresu relacji międzyludzkich. Niepokoiło go to, że te niewygodne uczucia były skierowane w jego stronę. Nie podobało mu się, gdy ktoś myślał o nim w ten sposób.

Na szelest pościeli, Harry szybko podniósł głowę i zobaczył, jak Remus powoli otwiera oczy, po czym zaciąga się głęboko i odwraca głowę w kierunku chłopca.

- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus, a jego wciąż był dość mocno zaspany. – Mogłeś mnie obudzić, wiesz?

Harry potrząsnął głową.

- Potrzebujesz snu – powiedział cicho. – Pani Pomfrey…

- Jest bardzo nadopiekuńcza, jeśli o nas chodzi – powiedział Remus z uśmiechem, powoli siadając i przeczesując palcami włosy. – Wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny. – Rzucił Harry’emu długie spojrzenie, przesuwając się lekko i poklepał łóżko obok siebie. – Chodź, Harry. Myślę, że ta rozmowa jest już dawno spóźniona. – Harry usiadł na skraju łóżka, lekko się wiercąc. – Rozmawiałem wczoraj wieczorem z Syriuszem i wierz mi, nasłuchał się – powiedział Remus z ironicznym uśmieszkiem. – To nowe terytorium zarówno dla nas, jak i dla ciebie. Jedną sprawą jest czucie własnych emocji, ale ubranie ich w słowa, zwłaszcza gdy o niektórych wolałbyś nie dyskutować… cóż, powiedzmy po prostu, że rozumiem, dlaczego były tak niekomfortowe.

Harry spuścił wzrok i westchnął. Remus miał rację. Jak dokładnie ubrać emocje w słowa?

- Więc nie jestem beznadziejny? – zapytał cicho Harry.

- Nie, Harry – powiedział szczerze Remus. – Ani trochę nie jesteś beznadziejny. Mam przeczucie, że te dziewczyny wczoraj czuły do ciebie jakiegoś typu pociąg. – Harry zakrył twarz dłonią, by ukryć zakłopotanie. – Istnieje wiele emocji, które pokrywają się z pociągiem: uwielbienie, zauroczenie, miłość… pożądanie…

Harry szybko spojrzał na Remusa szeroko otwartymi oczami. Nie usłyszał tego.

- Remus, te dziewczyny miały czternaście lat! – zaprotestował. – Nie ma mowy…

- Różni ludzie dojrzewają w różnym czasie, szczeniaku – powiedział cierpliwie Remus. – Powiedziałeś, że te uczucia sprawiły, że poczułeś się niekomfortowo? – Harry skinął głową. – Cóż, najprawdopodobniej było to zauroczenie albo nawet silne zadurzenie. Szczerze wątpię, by czternastolatki wiedziały, czym jest pożądanie, ale nigdy nie wiesz. Wierzę, że Hermiona ostrzegła cię przed tym, z czym możesz się w tym roku zmierzyć. – Harry ponownie skinął głową. – Te dziewczyny uważają cię za pociągającego, Harry. To właśnie wyczuwasz. Zawsze byłeś osobą skrytą, więc mogę zrozumieć, dlaczego czułbyś się z tym nieswojo.

Harry nie mógł powstrzymać jęku frustracji. Dokładnie tego nie chciał.

- Nie uważają mnie za atrakcyjnego – zaprotestował. – Uważają za atrakcyjnego chłopca, który przeżył, „Wybrańca”!

Remus spojrzał na Harry’ego ze współczuciem, kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Wiem, szczeniaku – powiedział cicho, ściskając delikatnie jego ramię. – Wiem, że to musi być dla ciebie trudne. Znalezienie kogoś jest wystarczająco trudne samo w sobie, bez twojego statusu i empatii. To dlatego jesteś tak inny od swojego ojca. James wiedział, że dziewczyny uważają go za atrakcyjnego. Lubił uwagę. Sądzę, że to właśnie Syriusz uznał za zabawne. Przyciągasz taką samą uwagę, jak twój ojciec.

- Jak mógł to lubić? – zapytał Harry z obrzydzeniem.

- James nie był empatą, Harry – powiedział Remus z uśmiechem. – Nie był wychowany tak jak ty, ani nie musiał zmierzyć się z tyloma rzeczami w twoim wieku. James też nie był zmuszony do życia w odosobnieniu dla własnego bezpieczeństwa. James został wychowany na prawdziwego czarodzieja czystej krwi, który miał być wierny jasnej stronie. Nie uwierzyłbyś we wszystkie funkcje, w których musiał uczestniczyć z rodzicami. Został wychowany, by być grzecznym w oczach opinii publicznej i prawdopodobnie dlatego tutaj został dowcipnisiem. Ty, Harry, nie masz tego luksusu. Twoja fasada musi pozostać na swoim miejscu, niezależnie gdzie jesteś.

To z pewnością była prawda. Harry naprawdę nie wiedział, jak na to odpowiedzieć ani nawet, czy na to odpowiadać. Im więcej słyszał o swoim ojcu, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak bardzo się od mężczyzny różnił.

- Więc co mam zrobić? – zapytał Harry. – Przecież nie mogę tego wyłączyć. Jak mam zachowywać się normalnie, kiedy wszystko mi mówi, żeby uciekać najdalej, jak to możliwe?

Przez dłuższą chwilę Remus wyglądał na zamyślonego, po czym westchnął i przeczesał palcami włosy.

- Chciałbym móc dać ci odpowiedź – powiedział zgodnie z prawdą. – Porozmawiam z Poppy i zobaczę, czy jest jakiś sposób na przebadanie empatii. Merlin wie, jak bardzo potrzebuję czegoś innego niż badania dla Zakonu. Myślę, że jedyną radą, którą ci mogę dać jest to, że jeśli te emocje sprawiają, że czujesz się niekomfortowo to sobie zaufaj. Czy kiedykolwiek czułeś się źle przy Hermionie albo Ginny?

Harry zastanawiał się przez dłuższą chwilę, po czym potrząsnął głową.

- Ale one są moimi przyjaciółkami – powiedział, wzruszając ramionami. – Nigdy nie myślały o mnie w taki sposób. Ginny jest jak siostra, a Hermiona jest moją najlepszą przyjaciółką.

- Ufasz im – powiedział Remus z uśmiechem.

Harry nie musiał o tym myśleć.

- Tak, ufam im – powiedział. Ciężko mu było ukryć dezorientację. Dlaczego to miało znaczenie? – Do czego zmierzasz?

Remus przygryzł dolną wargę, próbując powstrzymać uśmiech.

- Powiedziałeś, że tak naprawdę musisz „sięgnąć”, żeby poczuć emocje wokół siebie, chyba że są zbyt przytłaczające, by je zignorować, prawda? – zapytał. Używasz swojej empatii, żeby się upewnić, Harry. To twoja kolejna linia obrony, ale nie potrzebujesz jej, gdy jesteś w pobliżu tych, którym ufasz. Zeszłego wieczora poprosiliśmy cię, żebyś głębiej zagłębił się w emocje innych. Nie dziwię się, że poczułeś to, co poczułeś. Chciałbym tylko, żebyś przygotował się na tą możliwość.

W pewien dziwny sposób miało to sens.

- Więc jeśli nie będę na tym tak bardzo polegał…

- Tego nie mówię, Harry – powiedział szybko Remus. – Nie powinieneś ignorować tej zdolności tylko dlatego, że nie podobają ci się niektóre rezultaty. Mówię tylko, że powinieneś trochę poeksperymentować. Spróbuj stopniowo ją wzmacniać, by uzyskać lepszą kontrolę. To dlatego Poppy chciała, żebyś był wśród ludzi. Musisz się nauczyć, jak się dostosować, a jedyny sposób, by to zrozumieć to metoda prób i błędów. Może możesz wykorzystać do tego część swojego dziennika, by zapisać to, czego próbujesz. Potraktuj to jako swój własny mały projekt badawczy.

Harry skrzywił się w stronę Remusa.

- Nie mogłeś się powstrzymać – powiedział rozczarowany. – Musiałeś dać mi zadanie domowe.

Remus roześmiał się, ponownie ściskając ramię Harry’ego.

- Co mogę powiedzieć? – zapytał bezradnie. – Raz nauczyciel, na zawsze nauczyciel. Po prostu bądź ostrożny i wyznacz sobie tempo. Nie chcemy powtórki z tego, co stało się wczoraj rano.

- To było zupełnie coś innego – zaprotestował Harry. – Hogwart był tylko trochę nadmiernie podekscytowany. Przeprosił za to. – Remus spojrzał na Harry’ego z niedowierzaniem. – No tak – powiedział chłopak, wzruszając ramionami. – Pomogła mi się też wczoraj uspokoić. Nie wiem, co się dzieje, ale miło było go poczuć. To prawie tak, jakby się mną opiekował.

Remus potarł w zamyśleniu podbródek.

- Ponownie nie wiem, co powiedzieć – stwierdził oniemiały. – Nie przypominam sobie, by Hogwart z kimkolwiek komunikował się tak, jak z tobą. Porozmawiam o tym z Syriuszem i Dumbledorem, ale nie sądzę, by powinniśmy o tym mówić komukolwiek, póki nie będziemy wiedzieć więcej. – Remus wyjrzał przez okno i zauważył ilość światła słonecznego. – Prawdopodobnie powinieneś ruszać, szczeniaku. Dziś rano dostaniesz plan zajęć, a po śniadaniu masz chyba trening z Syriuszem.

Harry skinął głową i wstał.

- Dzięki, Lunatyku – powiedział poważnie. – Wpadnę po zajęciach, dobrze?

- Jeśli będziesz miał czas, Harry – powiedział Remus z uśmiechem. – Pamiętam mój szósty rok. Obrona przed czarną magią, transmutacja i zaklęcia skupiały się głównie na zaklęciach niewerbalnych. Będziesz miał dużo ciężkiej pracy, skoro masz do tego Quidditch, treningi, sesje z Poppy, lekcje z Dumbledorem i GD, jeśli będziesz chciał je kontynuować. Zrozumiem, jeśli będziesz zbyt zajęty.

Harry potrząsnął głową. Bez względu na to, w co był zaangażowany, nic nie powstrzyma go przed spędzeniem nieco czasu ze swoimi opiekunami.

- Do zobaczenia po zajęciach – powiedział stanowczo, po czym pożegnał się i wyszedł do Wielkiej Sali. W korytarzach odbijały się echem paplaniny uczniów idących niemal ospale na śniadanie. Harry utrzymał szybkie tempo i skupił się na celu. Nie chciał zauważyć, że ludzie szeptali o nim i z pewnością nie chciał czuć tego, co oni czuli.

Błyskawicznie dotarł do Wielkiej Sali i zobaczył, że przy stołach robiło się nieco tłoczno. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie Rona i Hermiony przy stole Gryffindoru, otoczonych przez resztę szóstego roku i Ginny. Sufit Wielkiej Sali przedstawiał prawie czyste niebo na zewnątrz z zaledwie kilkoma cienkimi chmurkami. Cóż, przynajmniej była to optymalna pogoda do treningu. Kiedy Harry ruszył w stronę stołu Gryfonów, Ron i Hermiona natychmiast odczuli ulgę na jego widok i przesunęli się, by zrobić mu miejsce. Harry usiadł między nimi i szybko zauważył, że wszystkie rozmowy wokół zostały przerwane.

- Gdzie byłeś, Harry? – zapytał Ron z nutą nerwowości w głosie. – Myśleliśmy, że coś ci się stało.

Harry popatrzył na Ron przez moment, po czym zorientował się, dlaczego Ron zachowywał się w ten sposób. Ostatnim razem, gdy rano nie było go w łóżku, uciekł z czarodziejskiego świata.

- Rozmawiałem z Remusem – powiedział po prostu Harry. – Po tym, co wczoraj zaszło, nie dało mi się sprawdzić, co u niego. – To było częściowo kłamstwo i widział, że Ron i Hermiona o tym wiedzieli.

- Profesor… eee… pan Lupin tu jest? – zapytała zaskoczona Lavender Brown.

Harry skinął głową.

- Pani Pomfrey nadzoruje jego powrót do zdrowia, więc każdemu będzie łatwiej, jeśli będzie dochodził do siebie tutaj, a nie w domu – powiedział szczerze, ale nic więcej nie powiedział. Ujawnienie więcej oznaczałoby ujawnienie faktycznej kontuzji Remusa i tego, jak doszło do kontuzji.

- Więc kiedy pan Lupin wyzdrowieje to co stanie się z panem Blackiem? – zapytał Dean.

Harry wzruszył ramionami. To było bardzo dobre pytanie. Co zrobi Syriusz, kiedy Remus będzie na tyle zdrowy, żeby „doradzać” uczniom? Harry wątpił, by Syriusz dobrowolnie opuścił Hogwart, biorąc pod uwagę historię Harry’ego, ale nie mógł też wyobrazić sobie, jak Syriusz siedzi tu, skoro na zewnątrz trwała wojna. Co to by oznaczało? Czy Syriusz zostanie poproszony o wyjazd na misję, samotnie stawiać czoła sytuacjom życiom i śmierci? Harry nie mógł się zmusić do myślenia o możliwości zranienia lub śmierci Syriusza. Więc to właśnie czuł Syriusz, kiedy uciekłem. Jak on to przeżył?

- Cóż, ja wciąż nie mogę uwierzyć, że Snape jest nauczycielem obrony – powiedział Ron, zmieniając temat. – Będziemy kontynuować GD, Harry?

Wszyscy spojrzeli na Harry’ego niecierpliwie.

- Prawdę mówiąc nie jestem pewny – powiedział Harry, po czym zaczął układać jedzenie na swoim talerzu. – Muszę porozmawiać z Radą, by zobaczyć, czy chcą kontynuować…

- Chcemy, Harry – przerwała mu Ginny. – Rozmawialiśmy o tym wczoraj w pociągu.

Cóż, to mam odpowiedź.

- Więc porozmawiam z profesorem Dumbledorem na temat nowej osoby nadzorującej, ponieważ Remus nie jest dostępny – powiedział Harry w zamyśleniu.  Jego pierwszą myślą było zapytanie Syriusza, który byłby idealnym zastępcą. – Muszę też porozmawiać z profesorem Snapem.

- Dlaczego? – zapytał całkowicie oszołomiony Ron.

- Ponieważ czy nam się to podoba, czy nie, profesor Snape jest nauczycielem obrony przed czarną magią – powiedziała rzeczowo Hermiona. – To nie tak jak z profesor Umbridge. Profesor Dumbledore ufa profesorowi Snape’owi. Poza tym fakt działania bez zgody profesora Snape’a sprawiłoby, że będziemy wyglądać, jakby nie ufamy jego umiejętnościom nauczycielskim.

-Może tak być, ponieważ mu nie ufamy – wymamrotał gorzko Ron, zaczynając dźgać swój bekon widelcem. – Nie obchodzi mnie to, co mówisz, Hermiono. Nie ufam temu tłustemu dupkowi. On nie lubi żadnego z nas. Prawdopodobnie zabroni GD na przekór nam.

Harry przygryzł wargę, by powstrzymać się od powiedzenia czegoś. Naprawdę nie wiedział, co myśleć. Osobiście bał się, że profesor Snape zrobi dokładnie to, co powiedział Ron. Snape nigdy nie ukrywał swojej niechęci do GD, zwłaszcza przez fakt, że w grupie nie było Ślizgonów. Nawet teraz Harry nie wiedział, czy są jacyś Ślizgoni, którym mógłby zaufać. Naprawdę nie znał żadnych innych Ślizgonów poza poplecznikami Malfoya. Gryfoni i Ślizgoni zazwyczaj z zasadny powstrzymywali się od kontaktu ze sobą.

Nie minęło dużo czasu, nim profesor McGonagall odeszła od stołu nauczycielskiego i skierowała się bezpośrednio do Gryfonów szóstego roku. Remus ostrzegł Harry’ego, jak działa planowanie roku dla uczniów szóstych klas. Wyniki SUMów musiały być potwierdzone, nim jakikolwiek uczeń mógł zostać przypisany do zajęć na poziomie OWTMów. Hermiona szybko została dopuszczona do kontynuowania obrony przed czarną magią, transmutacji, zaklęć, numerologii, zielarstwa, starożytnych run i eliksirów. Kiedy wzięła swój plan, już jej nie było, bo popędziła na starożytne runy. Plan Neville’a nie był tak prosty, ponieważ chciał podjąć transmutację, ale nie udało mu się zdobyć „powyżej oczekiwań” na SUMach. Profesor McGonagall ostatecznie przekonała Neville’a, że zaklęcia są lepszym rozwiązaniem.

Gryfoni jeden po drugim omawiali swoje plany, aż profesor McGonagall podeszła do Harry’ego.

- Cóż, pan Potter – powiedziała McGonagall z uśmiechem, przeglądając notatki. – Muszę powiedzeć, że byłam bardzo zadowolona z pana wyników. Jeden z najwyższych wyników z historii magii… imponujący wynik z obrony przed czarną magią i zaklęć… zaklęcia, obrona, zielarstwo, transmutacja, opieka nad magicznymi stworzeniami… to zrozumiałe, ale dlaczego nie złożył pan podania o kontynuację eliksirów?

- Potrzebowałem „wybitnego” z moim SUMów, pani profesor – powiedział prosto Harry.

Profesor McGonagall skinęła głową ze zrozumieniem.

- To był wymóg profesora Snape’a, panie Potter – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Jednak profesor Slughorn akceptuje wynik „powyżej oczekiwań” i wyższe. Czy mając to na uwadze, ma pana zapisać na eliksiry? – Harry skinął głową, nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu. – Bardzo dobrze, oto pana plan. Pana ojciec chrzestny i pani Pomfrey już ze mną rozmawiali, więc zostały już panu przydzielone sesje z nimi. – Podała mu kawałek pergaminu. – Och, jeszcze jedno, jak dotąd dwudziestu chętnych zapisało się na kwalifikacje do Quidditcha. Proponuję wkrótce zaplanować nabór. Ma pan całkiem sporo pozycji do obsadzenia.

Harry skinął głową i spojrzał na swój harmonogram. Oprócz treningów z Syriuszem trzy razy w tygodniu i lekcjami z panią Pomfrey dwa razy w tygodniu miał jeszcze zajęcia. Dzisiejszy dzień z pewnością będzie pracowity. Kiedy Ron otrzymał swój plan, opuścili stół i ruszyli do wieży Gryffindoru. Harry musiał zebrać swoje materiały na cały dzień, po czym miał biec do Sali Wejściowej na spotkanie z Syriuszem. Po treningu Harry miał obronę, a następnie lunch, opiekę nad magicznymi stworzeniami i wreszcie eliksiry.

- Dlaczego idziemy tak szybko? – zapytał Ron, gdy dotarli do ruchomych schodów. – Mamy teraz wolne…

- Ja nie – powiedział Harry, pokazując Ronowi swój plan i wchodząc szybko po schodach z Ronem z tyłu. Dość trudno było manewrować wokół wszystkich, którzy nie poruszali się w tempie Harry’ego lub tych, którzy zatrzymywali się, by na niego popatrzeć i szeptać.

Ron szybko dogonił go i zwrócił mu plan.

- Dlaczego wziąłeś opiekę nad magicznymi stworzeniami? – zapytał. – Nie możesz mi powiedzieć, że naprawdę lubisz te zajęcia!

Harry potarł czoło, gdy dotarli do portretu Grubej Damy i wypowiedział hasło.

- Nie teraz, Ron – powiedział, wchodząc i wbiegając do dormitorium, wiedząc, że Ron za nim podąża. Wchodząc do pokoju, Harry poczuł ulgę, że nikogo tam nie było, otworzył kufer i zaczął wyciągać swoje rzeczy. Książka do obrony, do opieki, pióro, atrament, pergamin, książka do eliksirów…

- Co jest, Harry? – zapytał Ron, zamykając drzwi. – Coś się stało?

Harry spojrzał przez ramię na Rona, chwytając książkę do eliksirów i wkładając ją do torby.

- Ron, moja empatia zaczęła się na zajęciach z opieki w zeszłym roku – powiedział, zamykając kufer i odwracając się. – Pamiętasz nieśmiałka i jednorożca? – Ron skinął powoli głową. – Mogłem wyczuć ich strach, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jeśli mogę wykorzystać te zajęcia, by to przetestować, żebym nie miał problemów wokół ludzi, kim jestem, żeby z tego nie skorzystać? Poza tym nie zaszkodzi wiedzieć więcej o stworzeniach, ponieważ chcę być uzdrowicielem…

Ron uniósł ręce w porażce.

- W porządku, rozumiem – powiedział Ron, otwierając drzwi. – Więc widzimy się na zajęciach z obrony?

Harry skinął głową, podnosząc ciężką torbę.

- Tylko się nie spóźnij – powiedział, rozglądając się dookoła, sprawdzając, czy jego broń, świstokliki i peleryna niewidka są na miejscu. – Nie chcemy dać profesorowi Snape’owi szansy na odebranie nam punktów już pierwszego dnia.

- Jakby kiedykolwiek potrzebował powodu, by odebrać nam punkty – powiedział Ron, przewracając oczami z irytacją.

Harry tylko potrząsnął głową i pomachał mu na do widzenia, po czym wyszedł szybko z pokoju. Podróż do Sali Wejściowej zdawała się trwać dłużej niż zwykle, kiedy Harry próbował unikać dużych grup uczniów z młodszych roczników, którzy spieszyli się na własne zajęcia. Kilka razy Harry musiał uskoczyć z drogi, by uniknąć potrącenia przez grupę drugo- i trzecioklasistów, którzy biegli jak najszybciej, by uniknąć spóźnienia.

Gdy zbiegł do Sali Wejściowej, Harry zauważył, że Syriusz czekał na niego z lekkim zdenerwowaniem na twarzy. Nie podobało mu się to, że widział to spojrzenie. Ostatni raz, gdy Syriusz zachowywał się tak nieswojo w jego obecności było wtedy, gdy wciąż byli dla ciebie praktycznie obcy tuż po tym, jak Syriusz został uznany za niewinnego. Harry naprawdę wiedział, że Syriusz był gotów zaryzykować swoją duszę, by zapewnić mu bezpieczeństwo i chciał dać mu coś, czego nigdy nie miał: rodzinę. Patrząc wstecz, Harry zdał sobie sprawę, że to była tak naprawdę ich pierwsza kłótnia, jaką stoczył z Syriuszem. Od czasu do czasu dochodziło między nimi do nieporozumień, ale nigdy czegoś takiego. Remus zawsze był przy nich, by złagodzić napięcie albo Syriusz zbywał problem żartem.

Harry odepchnął swoje myśli, podchodząc do ojca chrzestnego.

- Boisko do Quidditcha? – zapytał spokojnie. Na potwierdzające skinienie Syriusza, Harry wyszedł z zamku, wiedząc, że Syriusz będzie u jego boku w chwili, gdy wyrwie się z odrętwienia.

Miał rację.

- Harry, poczekaj! – powiedział Syriusz, podbiegając do boku Harry’ego i chwytając jego ramię, by go zatrzymać. Intensywna zieleń napotkała błękit. Syriusz wypuścił długi oddech, przebiegając dłonią po twarzy. – Posłuchaj, przepraszam – powiedział szczerze. – Zeszłego wieczora byłem dupkiem. Powinienem był wiedzieć, że to drażliwy temat. Zwykle zapominam, jak czasem żyłeś pod kloszem.

Harry uwolnił ramię i popatrzył na Syriusza, błagając go wzrokiem, by zrozumiał.

- Czy wiesz, jak ciężko jest mi o tym mówić? – zapytał z desperacją. – Zaryzykowałem, żeby ci się zwierzyć z czegoś, czego nie rozumiem, a tym mnie wyśmiałeś. Wyśmiałeś mnie! Jak mam dowiedzieć się o tych rzeczach? Kiedy miałem czas na oglądanie się za dziewczynami tu w zamku, czy gdziekolwiek indziej? Jedyne dziewczyny, jakie znam są albo moimi bliskimi przyjaciółkami, albo rodziną. Możesz uznać za zabawne to, że nie mam pojęcia, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę na tym polegać w ramach obrony. Nie mogę tego robić, jeśli nie wiem, co wyczuwam!

Syriusz uniósł dłonie w geście poddania.

- Masz rację, Harry – powiedział spokojnie. – Masz absolutną rację. Przepraszam, dobrze? Wczoraj nie pomyślałem. Wiem, że ciężko ci rozmawiać z ludźmi o… Em… tych rzeczach i wiem, że nie pomagam, gdy otwieram buzię bez przemyślenia. To wada mojego charakteru, którą Lunatyk próbuje naprawić od lat.

Harry westchnął, pocierając kark.

- Wiem, że ci przykro, Syriuszu, i wiem też, jakie to dla wszystkich dziwne – powiedział, spoglądając na błonia w kierunku boiska. – Kiedy pracowałem w szpitalu, dużo czasu zajęło mi zrozumienie tego, co się dzieje i uporządkowanie tego, co wyczuwałem. Przyznaję, że sobie nie radziłem. Nie potrzebowałem wiele, by poczuć depresję. Żal, poczucie winy, samotność… nazwij to jak chcesz. To niezwykle powszechne emocje w szpitalu i zawsze wydawały się wyciągać ze mnie moje własne emocje, które czułem po tym, co stało się z Remusem. – Harry zamknął oczy, czując szczypanie łez. Nie teraz. Proszę, nie teraz. – Tak wiele razy myślałem, że go zabiłem; że zasługiwałem na każdą karą, jaką Voldemort wymyśli. – Wypuścił długi oddech, po czym powiedział cicho: – Wierzyłem, że zasłużyłem, by być na świecie sam.

Nim Harry się zorientował, Syriusz poruszył się i wciągnął go w gwałtowny uścisk.

- To nie prawda, Harry – powiedział stanowczo. – Proszę, powiedz mi, że w to nie wierzysz!

Harry odsunął się i ponownie napotkał błagalne spojrzenie Syriusza.

- Nie, wiem, że to Voldemort jest winny, ale nie chcę ponownie znaleźć się w tym stanie – powiedział, odzyskując panowanie nad sobą. – Muszę wiedzieć, co wyczuwam, żebym nie pomylił ponownie emocji innych z moimi własnymi.

Syriusz skinął głową ze zrozumieniem.

- W porządku, zrobię co w mojej mocy i gdybym kiedykolwiek ponownie zachował się jak dupek, masz moje pozwolenie, żeby mnie przekląć – powiedział, po czym uśmiechnął się. – Chodź, powinniśmy trochę poćwiczyć nim rozpoczniesz swoje pierwsze zajęcia. – Razem zaczęli iść w stronę boiska, między nimi panowała przyjemna cisza. Nie było nic więcej do powiedzenia. Syriuszowi wybaczono, ale sprawa szybko nie zostanie zapomniana. Jeśli to nieporozumienie czegoś Syriusza nauczyło to faktu, jak trudno Harry’emu jest być empatą.

Przez niemal godzinę Syriusz przeprowadził Harry’ego przez proces rzucania zaklęć niewerbalnych, ponieważ to właśnie mieli przerabiać przez przynajmniej kolejny miesiąc. Powoli mieli dążyć do pełnoprawnego niewerbalnego pojedynku, gdy Harry będzie miał dostateczną kontrolę nad swoimi zaklęciami. Obaj byli świadomi ostrzeżenia profesora Dumbledore’a, że Harry wyczerpywał swoje rezerwy i wykorzystywali to również po to, by znaleźć limit Harry’ego. Początkowo Harry był niechętny do wypróbowania jakichkolwiek niewerbalnych zaklęć ze strachu przed sięganiem do swoich magicznych rezerw. Potrzebował wiele danej mu przez Syriusza otuchy, nim Harry był w stanie rzucić kilka prostych zaklęć niewerbalnych. To naprawdę nie różniło się niczym od tego, jak ćwiczył wcześniej, z wyjątkiem tego, że tym razem Harry nie był zmuszony do pchania magii przez różdżkę.

Harry’emu wydawało się, że sesja treningowa skończyła się zbyt szybko i już biegł do szkoły na obronę przed czarną magią. Harry przebiegł przez korytarze i schody trasą, którą dobrze znał. Spędził tak wiele czasu w klasie obrony, gdy Remus był nauczycielem oraz zawsze była o bezpieczna przysań, gdy w ostatnim semestrze uczył Syriusz. Naprawdę nie wiedział, czego się spodziewać, gdy profesor Snape będzie zajmował klasę, ale był pewny, że nie będzie już tak chętnie spędzał tam wolnego czasu.

Wchodząc na korytarz, Harry zobaczył uczniów szóstego roku czekających przed klasą i zatrzymał się z poślizgiem, by uniknąć zderzenia z Ronem i Hermioną. Ron niemal podskoczył z zaskoczenia, podczas gdy Hermiona była ograniczona przed wieloma ruchami przez naręcze ciężkich książek. Harry pomachał, niezdolny do sformułowania słów, póki jego oddech nie wrócił do bardziej normalnego tempa.

- Co robiłeś? – zapytał Ron z uśmiechem. – Biegałeś przed przyjściem wokół jeziora?

Harry potrząsnął głową i skrzywił się, czując ból w lewym boku.

- Straciłem… poczucie… czasu… - powiedział między oddechami, opierając się o ścianę i chwytając się za lewy bok. Ból powoli ustąpił, a jego oddech nieco się wyrównał. – Jak było na runach? – zapytał Hermionę.

- Mamy już tyle pracy domowej – powiedziała Hermiona, kiwając głową w stronę książek w swoich ramionach. – Muszę to przeczytać do środy!

Drzwi klasy otworzyły się, kończąc wszystkie rozmowy. Profesor Snape wyszedł na korytarz i rozejrzał się po wszystkich, po czym uśmiechnął się lekko pogardliwie.

- Wejść – powiedział, usuwając się z drogi i obserwując, jak wszyscy słuchają. Nikt nie powiedział ani słowa, gdy wchodzili i siadali. Nikt nie chciał być pierwszym, którego wybierze profesor Snape.

Rozglądając się po pomieszczeniu, Harry zauważył, że niegdyś wesołe pomieszczenie, które zajmował Syriusz, było teraz wyjątkowo ponure. Zasłony były zaciągnięte, blokując dostęp światła słonecznego. Blask świec wypełnił pokój, powodując, że cienie tańczyły na zasłonach. Do ścian przymocowano dziwne zdjęcia cierpiących ludzi, z okropnymi ranami albo dziwnie rozmieszczonymi częściami ciała. Odwracając wzrok, Harry szybko usiadł obok Rona i próbował skupić się na wszystkim, byle nie na tych zdjęciach.

Gdy tylko wszyscy usiedli, profesor Snape zamknął drzwi i stanął przed nimi za swoim biurkiem.

- Czy kazałem wam wyjąć książki? – zapytał złośliwie, sprawiając, że Hermiona zbladła i upuściła swój egzemplarz „Konfrontacji z bezimiennymi”. – Chyba nie. To, co mam do powiedzenia, wymaga waszej pełnej uwagi, jeśli wszyscy są w stanie się skupić. – Nikt się nie poruszył, gdy Snape spojrzał na klasę. – Mieliście do tej pory sześciu nauczycieli tego przedmiotu  i tylko dwóch było takich, których większość uznałaby za prawie kompetentnych. Przy takiej ponurej reprezentacji jestem całkiem zaskoczony, że tak wielu z was zdołało zdobyć SUMa z tego przedmiotu, ale stała się jeszcze dziwniejsza rzecz… jedną z nich było zobaczenie, że wszyscy nadążacie za tymi zaawansowanymi zajęciami.

Harry przygryzł wargę, żeby nie powiedzieć czegoś w obronie Syriusza i Remusa. Odgrywa swoją rolę. Nie bierz tego so siebie. Harry obserwował, jak profesor Snape powoli obchodzi pomieszczenie. Zawsze nienawidził Syriusza i Remusa. Nigdy nie pochwaliłby tego, co zrobili. Wiesz o tym.

- Czarna magia – kontynuował profesor Snape, – to niekończące się morze możliwości. Jeśli chcecie przetrwać, wasza obrona musi być tak samo elastyczna, jak czarna magia. Zdjęcia rozwieszone po pomieszczeniu tylko reprezentują to, co czuje osoba cierpiąca z powodu klątwy Cruciatus… - wskazał na zdjęcie wiedźmy, która wydawała się wrzeszczeć w agonii, – skutek pocałunku dementora… – wskazał na zdjęcie czarodzieja, który leżał zgarbiony i z pustymi oczami, oparty o ścianę, ­– albo to, co może się z wami stać, jeśli sprowokujecie inferiusa… - machnął w kierunku zdjęcia przedstawiającego krwawą masę na podłodze.

- Widziano inferiusy? – zapytała ze strachem Parvati Patil. – Naprawdę ich używa?

Profesor Snape popatrzył na nią przez dłuższą chwilę nim odpowiedział.

- Czarny Pan wykorzystywał je w przeszłości, więc mądrze jest założyć, że znowu może to zrobić – powiedział chłodno, po czym ruszył w stronę biurka, a jego szaty powiewały za nim. – Uważam, że można bezpiecznie założyć, że wszyscy jesteście kompletnymi nowicjuszami w używaniu zaklęć niewerbalnych. Powiedzcie mi, jaką macie korzyść w używaniu zaklęć niewerbalnych? – Hermiona natychmiast podniosła rękę, chociaż Snape nie spieszył się, spoglądając na wszystkich, oprócz niej, aż wydawało się, że nie ma innego wyboru. – Panno Granger?

- Przeciwnik nie ma ostrzeżenia, jakiego rodzaju magii zamierzamy użyć – powiedziała natychmiast Hermiona, co daje ułamek sekundy przewagi.

Profesor Snape najwyraźniej nie był pod wrażeniem.

- Nic zaskakującego – powiedział lekceważąco. – Odpowiedź skopiowana ze Standardowej Księgi Zaklęć, poziom szósty, ale mimo wszystko poprawna. Ci, którzy przechodzą do tego etapu uzyskują element zaskoczenia. Jednak nie wszyscy czarodzieje potrafią tego dokonać. Jest to kwestia skupienia – koncentracji i siły umysłu, czego zwykle wam brakuje. – Snape spojrzał na Harry’ego przez ułamek sekundy, po czym zerknął na Neville’a. – Podzielcie się w pary. Jeden partner ma spróbować przekląć drugiego, który ma odeprzeć klątwy… bez mówienia. Ruszać się.

Wszyscy wstali i ruszyli się, by znaleźć otwartą przestrzeń do ćwiczeń. Harry stanął w parze z Ronem, który miał problemy z rzuceniem klątwy. Przypominając sobie lekcję z Syriuszem sprzed kilku chwil, Harry skoncentrował się tylko na Ronie i klątwie, która mogła zostać wystrzelona w niego w każdej chwili. Nawet nie zauważył, że podchodzi profesor Snape, aż Snape nie znalazł się w jego polu widzenia.

- Żałosne, Weasley – zadrwił profesor Snape. – Tak, jak się spodziewałem. Wygląda na to, że będę musiał ci pokazać, jak to się robi.

Harry natychmiast stał się gotowy, gdy Snape skierował różdżkę w jego stronę. Nim Harry rzeczywiście zdał sobie z tego sprawę, machnął różdżką, myśląc „Protego”, wysyłając zaklęcie z powrotem do Snape’a, który machnął różdżką, odsyłając je z powrotem. Harry pachnął mocniej różdżką, wciąż myśląc „Protego, Protego, Protego”, sprawiają, że zaklęcie wracało do rzucającego z większą prędkością. Kontynuowali to, niczym pałkarze przerzucający między sobą tłuczka.

Zaklęcie nabierało tempa, aż umysł Harry’ego zaczął krzyczeć, by się poruszył. Odwracając się, Harry poczuł, jak zaklęcie przelatuje obok niego w ścianę, powodując niewielką eksplozję.

Nie padło ani jedno słowo. Harry wpatrywał się w szoku w dziurę w ścianie. Co on zrobił? Jak mu się to udało? Skupienie i determinacja. Harry powoli odwrócił nerwowe spojrzenie na profesora Snape’a, który piorunował go chłodno wzrokiem.

- Eee… przepraszam, proszę pana – powiedział w końcu.

Snape uśmiechnął się szyderczo.

- Wygląda na to, że nie jesteś całkowicie beznadziejny, Potter – powiedział, po czym odwrócił się i zobaczył, że cała klasa patrzy. – Wracać do pracy!

Dla Harry’ego zajęcia nie miały się szybko skończyć. Profesor Snape odmówił nawet patrzenia na niego przez resztę lekcji. Harry nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Realistycznie rzecz biorąc, nie zrobił nic złego. Bronił się niewerbalnie, tak jak chciał profesor Snape. Dlaczego więc czuł, że musi przeprosić? Dlaczego miał wrażenie, że schrzanił?

Kiedy zajęcia w końcu się skończyły, Harry niechętnie powiedział Ronowi i Hermionie, żeby szli przodem. Lepiej mieć to za sobą. Harry niepewnie podszedł do profesora Snape’a, który stał przed biurkiem plecami do Harry’ego.

- Um… przepraszam, proszę pana? – zapytał Harry nerwowo. Profesor Snape szybko odwrócił się i spiorunował go wzrokiem. Zamykając oczy na krótką chwilę, Harry desperacko próbował się uspokoić, ale jego ciało zwyczajnie nie chciało słuchać. To był pierwszy raz, kiedy był sam na sam z profesorem Snapem od ucieczki i jego umysł wydawał się być uwięziony w celi, przypominając mu, jak czuł się bezradny. Wypuścił drżący oddech, otwierają oczy i zauważył, że spojrzenie Snape’a w pewien sposób złagodniało. – Ja… um… chciałem tylko przeprosić za… to co się stało – powiedział niespokojnie. – Nie chciałem…

- Tak, Potter, zdaję sobie sprawę, że nie miałeś zamiaru zrobić dziury w ścianie – przerwał mu niecierpliwie Snape. – Czego chcesz?

Harry potarł nerwowo kark i zauważył, że wzrok Snape’a przenosi się na krótką chwilę na bliznę na jego szyi, po czym niecierpliwa czerń spotkała niespokojną zieleń.

- Cóż, Rada GD chciałaby utrzymać w tym roku grupę i miałem nadzieję, że moglibyśmy to zrobić – powiedział szybko, – za pańskim pozwoleniem.

Snape wpatrywał się w Harry’ego, a jego twarz nie pokazywała nic poza zniecierpliwieniem, które wydawało się być przylepione do jego rysów.

- Dlaczego „moje pozwolenie” miałoby mieć znaczenie? – zapytał chłodno. – Nadal będziesz prowadził swoją małą grupę, niezależnie od tego, czy „wyrażę zgodę”, czy nie.

- Nie chcę działać przeciwko panu – powiedział szczerze Harry. – Nie zaprzeczę, że GD prawdopodobnie będzie istnieć bez względu, co pan powie, ponieważ w zeszłym roku grupa została uznana przez kadrę. Chcą być tylko przygotowani na to, co ich czeka. Nie będziemy robić niczego, co mogłoby podważyć pana albo to, co pan uczy…

- Jednak dokładnie to robisz, Potter – wypluł profesor Snape, krzyżując ramiona na piersi. – Nie dam ci pozwolenia na nauczanie twoich zwolenników materiału, którego jestem w stanie nauczyć sam. Jeśli jednak czujesz, że absolutnie konieczne jest dać tym kretynom z twojego roku odrobinę nadziei, że zdadzą te zajęcia, nie mogę wiele z tym zrobić, ponieważ dyrektor i tak pozwoli na działanie waszej małej grupce.

Harry powstrzymał narastającą w nim frustrację. Dlaczego Snape musiał odwrócić wszystko w zniewagę?

- Eee… dziękuję, proszę pana – powiedział, po czym odwrócił się, by odejść. Im szybciej będzie mógł uciec od profesora Snape’a, tym lepiej.

- Potter – wypluł profesor Snape, sprawiając, że Harry zatrzymał się. – Rzucałeś już wcześniej zaklęcia niewerbalne, prawda?

Tłumiąc jęk, Harry skinął głową. Wiedział, że kłamstwo nie ma sensu, ponieważ nikt nie powinien był tego dokonać na zajęciach.

- Nie miałem wyboru, proszę pana – powiedział zgodnie z prawdą. – Tak naprawdę nie da się mówić pod wodą, gdy jest się atakowanym prze druzgotki. Albo mogłem włożyć wszystko w zaklęcie albo utonąć.

Snape prychnął, sprawiając, że Harry obejrzał się przez ramię i zobaczył częściowo zniesmaczony, częściowo zamyślony wyraz twarzy Snape’a.

- Przypuszczam, że twoja anomalia też pomogła – powiedział Snape z ironią.

Harry wciągnął mocno powietrze, zaciskając pięści w złości. Wiem, że nie jestem normalny. Nie musisz tego zaznaczać.

- Nie wiedziałbym, proszę pana – powiedział Harry przez zaciśnięte zęby, po czym zaczął iść w stronę drzwi. Czuł oczy profesora Snape’a na swoich plecach i czekał na nieuniknione szyderstwo, ale nie nadeszło. Dotarłszy do drzwi, Harry westchnął i zmusił się do uspokojenia. Dlaczego miałby oczekiwać od profesora Snape’a cokolwiek innego niż nienawiści?

- Um… proszę pana – powiedział cicho Harry, zerkając przez ramię. – Dziękuję za to, co pan zrobił… tam.

Oczy profesora Snape’a się zwęziły i skrzywił się.

- Nie wiem, o czym mówisz, Potter – powiedział lodowato.

Harry skinął głową wyrażając akceptację. Nie był zaskoczony, że Snape miał zamiar zaprzeczać wszystkiemu, niż przyjąć wdzięczność.

- Oczywiście, że nie, proszę pana – powiedział spokojnie. – Mój błąd. – Nie czekając na ripostę, Harry wyszedł z klasy. Zamknął oczy i sięgnął delikatnych fal, które powoli zanikały. Wypełnił go żal i ból, powodując, że Harry otworzył oczy ze zdumienia. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewał się wyczuć.

Odpychając wszystkie wiadomości z głowy, Harry ruszył szybko do Wielkiej Sali, by zobaczyć, jak Ron i Hermiona wiercą się na swoich miejscach. Podbiegł do nich i usiadł na wolnym miejscu między nimi, powodując, że oboje podskoczyli z zaskoczenia. Harry natychmiast zaczął układać jedzenie na talerzu, wiedząc, że nie ma wiele czasu, nim będzie musiał wyjść na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Właśnie zaczął jeść, gdy zauważył, że wszyscy się na niego gapią.

- Co? – zapytał niewinnie Harry.

- No nie bądź taki – skarciła Hermiona. – Co powiedział profesor Snape?

Harry ponownie rozejrzał się po pełnych zapału twarzach, po czym odłożył widelec i wypuścił sfrustrowany oddech. Pierwsze dni nie powinny być aż tak stresujące.

- Nie był tym zbyt zadowolony, ale powiedział, że nie zrobi nic, by powstrzymać GD od istnienia, ponieważ Dumbledore zachęca grupę – odpowiedział Harry. – Wiedzieliśmy, że nie będzie tak nas zachęcał, jak Syriusz w zeszłym semestrze. Teraz możemy jedynie uniknąć jakichkolwiek konfrontacji, które by go… eee… zirytowały.

- Cóż, przypuszczam, że mogło pójść gorzej, ale profesor Snape ma rację – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Profesor Dumbledore ma ostatnie słowo we wszystkich aspektach. – Przez chwilę wyglądała na zamyśloną, po czym wzruszyła ramionami. – Dobrze, że z nim porozmawiałeś, Harry. Przynajmniej pokazałeś, że nie próbujesz sprawiać problemów.

Harry spojrzał na Hermionę z niedowierzaniem.

- Od kiedy próbuję sprawiać problemy? – zapytał, powodując, że Ron prychnął. Harry spiorunował Rona wzrokiem, po czym skupił swoją uwagę na Hermionie. – Pomyśl! Kiedy celowo próbowałem sprawiać kłopoty? To nie moja wina, że zwykle odnajdują mnie sytuacje walki na śmierć i życie.

Hermiona westchnęła z frustracją i ukryła twarz w dłoniach.

- Próbowałam cię komplementować, Harry – powiedziała z irytacją, po czym podała mu zwój pergaminu. – Czwarty rok dał mi to, by ci przekazać i zaczęli pytać o nabór do drużyny.

- Wybacz, Hermiono – powiedział poważnie Harry, biorąc rolkę pergaminu i wkładając ją do torby. Cokolwiek to było, może to przeczytać, gdy nie będzie w centrum uwagi. – Chyba słuchanie, jak profesor Snape ośmiesza Syriusza, Remusa i mnie sprawiło, że przyjąłem obronne nastawienie.

Napięcie zmniejszyło się i Harry był w stanie zjeść kilka kęsów, po czym pospieszył na opiekę nad magicznymi stworzeniami w pobliżu chatki Hagrida. Wszyscy szóstoklasiści byli zaskoczeni, że Harry naprawdę podjął się tych zajęć i mieli wyrzuty sumienia na twarzy, gdy zdali sobie sprawę, że będzie prawdopodobnie jedynym uczniem w klasie. Harry naprawdę nie miał nic przeciwko. Jeśli już, lepiej było w ten sposób, ponieważ nie musiał się martwić, że ktoś coś zauważy.

Idąc po terenie błoni, Harry nie mógł powstrzymać uczucia niezręczności. Zamiast gadania była cisza. Nie było szydzących Ślizgonów ani żartujących Gryfonów. Nieobecność Ślizgonów była mile widzianą zmianą. Z pewnością mógł obejść się bez grupki Malfoya, która wyśmiewałaby się z Hagrida, gdy tylko mieliby okazję. Hagrid może nie był najlepszym nauczycielem, ale z pewnością pasjonował się swoją dziedziną nauki i tego właśnie Harry musiał się nauczyć. Musiał wiedzieć, jak bronić się przed każdym stworzeniem, które Voldemort może użyć.

Docierając do chatki Hagrida, Harry był lekko zaskoczony, że półolbrzym na niego nie czekał. Ostrożnie sięgnął i poczuł subtelne fale rozpaczy i wyrzutów sumienia, dochodzące z lasu. Jednym machnięciem nadgarstka miał swoją różdżkę w pogotowiu, jednak opuścił ją chwilę później, gdy Hagrid wyszedł z lasu.

Półolbrzym wyglądał na całkowicie zrozpaczonego. Niesamowite, jak wielką różnicę może przynieść jeden dzień. Zeszłego wieczoru Hagrid wyglądał na swojego normalnego, podekscytowanego siebie, ale teraz wyglądał, jakby właśnie stracił swojego najlepszego przyjaciela. Harry natychmiast odłożył różdżkę i podbiegł do boku Hagrida. Nie wiedział, co mógł zrobić, by pomóc. Wiedział tylko, że ból, który wyczuwał od Hagrida, był potworny i całkowicie emocjonalny.

Hagrid był tak pochłonięty swoim bólem, że nie zdawał sobie sprawy, że nie jest sam, póki Harry nie położył dłoni na jego dużym ramieniu. Zaskoczony Hagrid odskoczył, jednak gdy zorientował się, kto przy nim był, natychmiast pociągnął chłopaka do gwałtownego uścisku.

- Tęskniłem, Harry – powiedział drżąco Hagrid, po czym poluźnił uścisk i odłożył Harry’ego z powrotem na ziemi. – Przepraszam za spóźnienie. Sprawdzałem, co u Aragoga. On chyba umiera. Tak długo był chory i nie jest z nim lepiej… Ja… Ja nie wiem, co zrobić, jeśli… tak długo żeśmy byli razem.

Harry niepewnie przygryzł dolną wargę, podczas gdy Hagrid wybuchnął płaczem. Co miał na to powiedzieć? Jego doświadczenie z Aragogiem nie było ani trochę przyjemne, ale jasne było, jak bardzo Hagrid kochał pająka. Nie będąc w stanie wymyślić nic innego, Harry powoli pociągnął Hagrida w stronę pobliskiej chatki. Nie wiedział, jak zdołał nakłonić Hagrida, by usiadł i zaparzył herbatę, podczas gdy Kieł (wielki pies Hagrida) robił zamieszanie, ale był zadowolony, że to zrobił, gdy Hagrid w końcu się uspokoił. Przez pozostałą część zajęć, Harry słuchał, jak Hagrid opowiada mu o Aragogu, od czasu do czasu zadając pytanie na temat akromantul. Hagrid w końcu opanował swój smutek i zaczął wyjaśniać wszystko, co wiedział o niebezpiecznych stworzeniach, które tak bardzo kochał.

Bieganie stało się tego dnia rutyną. Ponownie Harry spóźniał się, więc musiał biec do lochów na eliksiry. W przerwie został z Hagridem, rozmawiając o możliwych stworzeniach, które mogli omówić i spotkać w tym semestrze. Hagrid przyznał, że był rozczarowany, że nikt inny nie kontynuował zajęć, ale cieszył się, że mógł spędzić czas sam na sam z Harrym, ponieważ teraz było to rzadkie zjawisko.

Harry dotarł do sali eliksirów, gdy wchodzili ostatni uczniowie. Zaskoczony wyraz twarzy profesora Slughorna był niemal komiczny, gdy nowo mianowany nauczyciel szybko próbował wciągnąć swój duży brzuch, by Harry mógł wślizgnąć się do pomieszczenia. Zignorował zszokowane spojrzenia jedenastu członków klasy. Było czterech Ślizgonów, w tym Malfoy, wraz z czwórką Krukonów i jednym Puchnonem. Harry szybko przeszedł do stołu, gdzie byli Ron i Hermiona z Erniem Macmillanem. Czterech Ślizgonów zajęło jeden stół, a czwórka Krukonów zajęła kolejny.

Wzdychając z ulgą i ignorując wszystkich dookoła, Harry zmusił się do odprężenia, zauważając opary i dziwne zapachy wypełniające lochy. Harry stał najbliżej kotła o złotym kolorze, który emanował najbardziej odurzającym zapachem, jaki Harry kiedykolwiek czuł. W jednej chwili pomyślał, że czuje tarte melasową, podczas gdy w drugiej mógłby przysiąc, że poczuł drzewny zapach kija od miotły, ale chwilę później zmienił się w coś, co przypomniało mu Dwór Blacków. Pomyślał, że czuje też coś innego, ale nie mógł zrozumieć, co to było.

- Witam wszystkich w klasie OWTMowej! – powiedział radośnie profesor Slughorn, idąc w stronę kotłów. – Wyjmujcie odważniki i swoje zestawy, a także swoje Eliksiry dla zaawansowanych!

Harry natychmiast sięgnął do swojej torby po rzeczy, podczas gdy Ron wyglądał na wyjątkowo nerwowego. Wtedy Harry zorientował się, że Ron nie miał żadnych zapasów, ponieważ uważał, że nie będzie mógł podjąć eliksirów. Harry już miał coś powiedzieć, gdy zauważył, że jemu również czegoś brakuje. Jego podręcznika do eliksirów nie było w torbie. W jego miejsce była książka o odtrutkach, o którą prosił Tonks. Jęcząc z irytacją, Harry uniósł rękę i czekał.

- Harry! – powiedział z zapałem profesor Slughorn. – Co wydaje się problemem?

- Proszę pana, przepraszam, ale nie mam przy sobie książki – powiedział cicho Harry, podnosząc książkę o antidotach. – Dziś rano wziąłem nie tą…

- Och, to żaden problem, żaden – powiedział profesor Slughorn z wielkim uśmiechem. – Jestem pewny, że mamy kilka zapasowych, które możesz użyć. Nie martw się, drogi chłopcze, natychmiast ci jakiś przyniosę.

- Proszę pana – powiedział szybko Harry, nim Slughorn zdążył wyjść. – Eee, Ron nic nie ma, ponieważ nie wiedział, że będzie miał możliwość wziąć udział w zajęciach.

Profesor Slughorn spojrzał na moment na Rona, po czym uśmiechnął się.

- Nie ma sprawy – powiedział tym samym podekscytowanym tonem. – Możesz dzisiaj skorzystać ze składników z szafki. Profesor McGonagall wspominała mi chyba o kilku takich studentach. Myślę, że możemy pożyczyć ci jakąś wagę. Przyniosę wam książki, chłopcy. – Slughorn przeszedł bezpośrednio do szafki w rogu i wyciągnął dwa zużyte egzemplarze Eliksirów dla zaawansowanych autorstwa Libatius Borage. Podał książki, po czym przyniósł dla Rona zestaw zmatowiałych wag. – No to wszyscy są gotowi – kontynuował w końcu profesor Slughorn, po czym przeszedł na przód klasy. – Jak widzicie, przygotowałem dla was kilka eliksirów. Są to mikstury, które powinniście być w stanie zrobić po ukończeniu klasy OWTMowej i powinniście już je znać. Czy jest mi w stanie ktoś powiedzieć, co to jest?

Slughorn wskazał na kociołek najbliżej stołu Ślizgonów. Wszyscy poruszyli się lekko, by zobaczyć coś, co wyglądało jak zwykła woda, gotująca się w kotle, niczym na kuchence. Nie było zaskoczeniem to, że ręka Hermiony natychmiast znalazła się w powietrzu, nim ktokolwiek miał szansę spojrzeć lub poczuć zapach substancji. Slughorn również to zauważył i wskazał na nią.

- To Veritaserum – powiedziała szybko Hermiona. – Bezbarwny i bezwonny eliksir, który zmusza pijącego do powiedzenia prawdy.

Slughorn radośnie klasnął w dłonie.

- Bardzo dobrze! – powiedział, po czym ruszył w stronę kociołka najbliżej stołu Krukonów. Substancja w kotle była dokładnym przeciwieństwem poprzedniej mikstury. Ta bulgocząca wolno, podobna do błota substancja wyglądała absolutnie obrzydliwie. – Temu poświęcano ostatnio wiele uwagi. Kto wie…

Hermiona ponownie szybko uniosła rękę.

- To eliksir wielosokowy, proszę pana – powiedziała.

Slughorn uśmiechnął siędo niej, po czym przeniósł się do następnego kociołka, wyraźnie w swoim żywiole. Dla Harry’ego dziwne było to, że ktoś naprawdę cieszył się eliksirami. Ponure lochy zawsze odzwierciedlały nastrój profesora Snape’a i jego stosunek do zajęć.

- Wybitnie! – wykrzyknął radośnie profesor Slughorn. – A ten… - Ręka Hermiony znów znalazła się w powietrzu, – tak, moja droga?

- To amortencja – powiedziała Hermiona z uśmiechem. – To najpotężniejszy eliksir miłosny na świecie. Para unosi się charakterystycznymi spiralami i przypuszczalnie pachnie inaczej dla każdego, w zależności od tego, co kogo przyciąga.

- Prawidłowo! – wykrzyknął Slughorn z wielkim uśmiechem. – Można go też rozpoznać po charakterystycznym połysku masy perłowej. No, no, zna się pani na eliksirach. Jak się pani nazywa, moja droga?

Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało.

- Hermiona Granger, proszę pana – powiedziała cicho.

Profesor Slughorn wydawał się coś przez moment rozważać, po czym kontynuował.

- Cóż, dla pani zasłużone dwadzieścia punktów dla Gryffindoru, panno Granger – powiedział ciepło. – Amortencja nie tworzy prawdziwej miłości, nic nie potrafi. Ten eliksir powoduje jedynie potężne zauroczenie lub obsesję. Jest to najprawdopodobniej najpotężniejsza i najbardziej niebezpieczna mikstura w tym pomieszczeniu. Ludzkie emocje są bardzo niebezpieczne, gdy się z nimi zadziera. Obsesja może popychać ludzi do robienia okropnych rzeczy… ale teraz pora zabrać się do pracy.

Jednak Ernie Macmillian uniósł rękę w proteście.

- Ale nie powiedział nam pan o eliksirze na pana biurku – powiedział, wskazując na mały, czarny kociołek, który zawierał złotą substancję, która pluskała radośnie, jakby żaby skakały z jednej niewidzialnej skały na drugą.

Profesor Slughorn klasnął radośnie, odwracając się i wskazując na kociołek, jakby to był przedmiot na wystawie.

- W rzeczy samej – powiedział z zapałem. – To, panie i panowie, nazywa się Felix Felicis. Ufam, że wie pani, do czego ten eliksir służy, panno Granger?

- Płynne szczęście – powiedziała natychmiast Hermiona. – Sprawia, że ma się szczęście tak długo, jak eliksir pozostaje w naszym organizmie.

Oczy Harry’ego rozszerzyły się na te słowa. To było coś, czego się nie spodziewał. Cała uwaga była całkowicie skupiona na profesorze Slughornie. Harry zanotował w pamięci, żeby poszukać informacji na temat eliksiru, gdy będzie miał okazję. Nie chciałby zobaczyć, co by się stało, gdyby Voldemort dostał ten eliksir w swoje ręce.

- Kolejne dziesięć punktów dla Gryffindoru, moja droga – powiedział z ekscytacją profesor Slughorn. – Tak, Felix Felicis jest niezwykle trudny do uwarzenia i mieć katastroficzne skutki, jeśli coś pójdzie nie tak. Kiedy uwarzy się go prawidłowo, przekonacie się, że wasze działania mają tendencję do generowania pozytywnych rezultatów. Jednakże, przyjmowany w nadmiarze powoduje skutki uboczne takie jak zawroty głowy, lekkomyślność i ekstremalnie zbyt wielka pewność siebie. W dużych dawkach jest silnie toksyczny, dlatego jest tak rzadko używany. Może stać się dość uzależniający, skoro daje możliwość rozwiązania wszystkich problemów jak na dłoni. – Slughorn spojrzał na klasę z hojnym uśmiechem. – To własnie oferuję jako nagrodę po dzisiejszej lekcji. Jedną, maleńką butelkę Felix Felicis, wystarczającą na około dwanaście godzin szczęścia, chociaż muszę was ostrzec, że substancja ta jest zabroniona w zorganizowanych zawodach takich, jak imprezy sportowe, egzaminy czy wybory. Należy go użyć w zwykły dzień… ale szybko się przekonacie, jak ten dzień stanie się niezwykły.

W klasie zaległa cisza, gdy wszyscy niecierpliwie oczekiwali instrukcji. Wydawało się, że Slughornowi podobał się dramatyzm, jaki wywarł na wszystkich obecnych.

- By wygrać nagrodę, przejdźcie na dziesiątą stronę Eliksirów dla zaawansowanych – kontynuował szybko Slughorn. – Została nieco ponad godzina, co daje wam mnóstwo czasu, by spróbować przygotować eliksir żywej śmierci. Nie skłamię. To strasznie skomplikowany eliksir i nie oczekuję doskonałości. Jednak najlepsza próba wygra butelkę Felix Felicis. Do dzieła!

Wszyscy natychmiast zaczęli zbierać materiały i rozpoczęli. Głośne brzdęki wag i skrobanie o dna kotłów były jedynym dźwiękiem, który odbijał się o ściany głośnym echem. Nikt nie odważył się mówić i przerywać koncentracji na zadaniu. Wszyscy gorączkowo pracowali, sprawiając, że Harry potrząsnął głową i skupił się na własnym zadaniu. Przypomniał sobie jedną z rozmów z Remusem na temat eliksirów. „Zachowanie spokoju i opanowanie to podstawa, szczeniaku. Czasami pospieszne działanie może spowodować najprostsze błędy, szczególnie w eliksirach.” Harry zamierzał zastosować się do rady, przeglądając podartą książkę, którą otrzymał od Slughorna. Nie miał zamiaru się spieszyć i wszystkiego zepsuć.

Harry szybko zauważył, że strony w książce są pokryte niechlujnymi notatkami. Musiał przyjrzeć się bardzo uważnie, by rozszyfrować składniki, których będzie potrzebował, ponieważ poprzedni właściciel zrobił tak wiele komentarzy, a nawet skreślił kilka rzeczy. Ron szybko skierował się do kredensu, zdesperowany, by nadążyć za klasą. Skup się na własnym zadaniu. Wyciągając korzenie waleriany, Harry zaczął siekać je w równym tempie, zdeterminowany, by je równo pokroić. Szybko wpadł we własny świat, powoli dodając składniki po próbie rozszyfrowania niechlujnych adnotacji. Po dziesięciu minutach cały loch był pełen niebieskiej pary. Harry zmusił spojrzenie, by pozostało na swoim własnym eliksirze, który przypominał „gładki płyn o kolorze czarnej porzeczki”, który podobno był idealny na tym etapie.

Kiedy nadszedł czas, by pokroić fasolkę sopophorusa, by wydobyć z niej sok, Harry sprawdził podwójnie instrukcję, nim zauważył alternatywny zapis poprzedniego właściciela: „Zmiażdż płaską stroną srebrnego sztyletu, wypuści więcej soku niż cięta”. Zdając sobie sprawę, że komentarz ma sens, Harry wyciągnął srebrny nóż i zgniótł fasolkę płaską stroną. Sok szybko zaczął wypływać z małej, pomarszczonej fasolki. Harry szybko wlał wszystko do kociołka i patrzył, jak eliksir natychmiast zmienia kolor na odcień bzu, który został opisany w podręczniku. Jego uwaga natychmiast powróciła do książki, w której napisane było, by zamieszać w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, aż eliksir stanie się całkiem przeźroczysty, jak woda, jednak poprzedni właściciel twierdził, by po każdym siódmym zamieszaniu w kierunku przeciwnym, dodać jeden ruch w kierunku ruchu wskazówek zegara.

Harry był rozdarty. Przestrzeganie instrukcji dotyczących fasoli to jedno, ale stosowanie całkiem innego schematu mieszania było całkowicie sprzeczne z instrukcjami, które mieli wszyscy. Co jeśli poprzednie właściciel znowu miał rację? Czy nie będzie wyglądało podejrzanie, jeśli eliksir wyjdzie idealny? Czy ludzie nie będą się zastanawiać, jak ktoś, kto musiał tak ciężko pracować pod okiem profesora Snape’a, nagle stał się niezwykle dobry w warzeniu? Nie. To było zbyt ryzykowne. Harry zanotował w pamięci, by spróbować ponownie przygotować eliksir, postępując zgodnie z instrukcjami poprzedniego właściciela, a nie według tych, którzy mieli wszyscy inni.

Głos Malfoya przerwał ciszę, wyrywając Harry’ego z zamyślenia.

- Proszę pana, myślę, że znał pan Abraxasa Malfoya, mojego dziadka – powiedział, kiedy Slughorn mijał stół Ślizgonów.

- Ach tak – powiedział obojętnie profesor Slughorn. – Smutno było usłyszeć, że zmarł na smoczą ospę. – Odszedł, nim Malfoy mógł powiedzieć cokolwiek więcej.

Harry powoli zamieszał w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Jego eliksir zachował ten sam liliowy kolor, nie blady róż, w jaki powinien się zmienić. Harry zmusił się do zachowania spokoju. W końcu skorzystał z okazji i spojrzał na kociołki stojące na jego stole. Hermiona miała ciemniejszy odcień fioletu, podczas gdy eliksir Rona zupełnie nie wyglądał tak, jak powinien. Ron wyglądał na całkowicie sfrustrowanego, gdy kilkukrotnie zaklął pod nosem. Hermiona też wydawała się być sfrustrowana; jej włosy zdawały się być gęstsze przez opary z kotła. Eliksir Erniego był granatowy, co spowodowało, że Harry uniósł brwi z zaskoczenia. Jak Erniemu się to udało?

- Koniec czasu! – ogłosił profesor Slughorn. – Przestańcie mieszać i odsuńcie się od kotłów.

Wszyscy zrobili, co im kazano i czekali, aż profesor Slughorn powoli przejdzie się od stołu do stołu, zaglądając do kociołków. Nie powiedział ani słowa, tylko wąchał eliksiry, które przypominały to, co według książki miało być poprawnym eliksirem. Slughorn w końcu dotarł do stołu Harry’ego i uśmiechnął się współczująco na widok porażki w kociołku Rona. Rzucił szybkie spojrzenie na Erniego, a następnie na Hermionę. Skinął jej głową z aprobatą, po czym spojrzał na wyrób Harry’ego. Zaskoczenie błysnęło na jego twarzy, kiedy przenosił wzrok z kociołka Harry’ego na kociołek Hermiony i z powrotem. Wreszcie uśmiech pojawił się na jego twarzy i odwrócił się do reszty klasy.

- Dobrze! – powiedział podekscytowany Slughorn. – To najbliższy konkurs jaki widziałem od lat. Zbierzcie się tutaj wszyscy! – Poczekał, aż dwa stołu posłuchają. – No! Wszyscy spójrzcie na kociołek panny Granger. Zobaczcie, jaki jest gładki. Ma idealną konsystencję. – Poczekał, aż wszyscy zerkną, nawet jeśli Ślizgoni zrobili to niechętnie. – A teraz spójrzcie na kociołek Harry’ego – kontynuował radośnie. – Zobaczcie różnicę. Jest znacznie jaśniejszy, ma idealny odcień bzu. Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego?

Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na eliksir Harry’ego, po czym skupili się na Slughornie, czekając na odpowiedź. Hermiona była zaskakująco cicha.

Slughorn ponownie klasnął w dłonie, najwyraźniej dobrze się bawiąc.

- Widzicie, czasami to najprostsze szczegóły robią różnicę – powiedział wszystkowiedząco. – Wydobywając więcej soku ze swojej fasolki sopophorusa, Harry nie tylko uzyskał właściwy kolor, ale także okres przydatności gotowego produktu do spożycia znacznie się wydłużył. Zrozumiał, że warzenie to nie tylko postępowanie zgodnie z instrukcjami zawartymi w książce. Wymaga również instynktu i umiejętności przystosowania się. Instrukcje są bardziej jak wytyczne, pamiętajcie o tym.

Slughotn przeniósł spojrzenie na Harry’ego i uśmiechnął się szeroko.

- Świetna robota, Harry! – powiedział podekscytowany. – Najwyraźniej odziedziczyłeś talent po matce. Była utalentowana w eliksirach, jeśli mogę tak powiedzieć! – Slughorn sięgnął do kieszeni i wyciągnął maleńką butelkę złotego płynu. – Proszę bardzo! Obiecana butelka Felix Felicis!

Harry już miał zaprotestować, gdy poczuł dłoń na swoim lewym ramieniu. Hermiona kiwnęła mu zachęcająco głową. Harry niechętnie przyjął butelkę i wsunął ją do wewnętrznej kieszeni szaty. To nie było w porządku. Dlaczego on miałby otrzymać eliksir, skoro Hermiona nie zrobiła nic złego? Wracając do własnego eliksiru, aby rozpocząć sprzątanie, Harry był wdzięczny, że nie zastosował się do drugiej instrukcji poprzedniego właściciela książki. Nie wiedział, czy byłby w stanie  spojrzeć na Hermionę, gdyby jego eliksir był bardziej poprawny, niż już był.

Kiedy wszyscy w końcu zostali odprawieni, Harry pospiesznie wyszedł z lochów. Widział spojrzenia profesora Slughorna i wcale mu się to nie podobało. Nie przegapił faktu, że Slughorn zwracał się do niego po imieniu, mimo że tak naprawdę się nie znali. Dla Harry’ego był to pierwszy znak, że Slughorn czegoś od niego chciał i cokolwiek to było, Harry był pewny, że mu się to nie spodoba.

Ron i Hermiona w końcu go dogonili, gdy dotarł do Sali Wejściowej. Hermiona szybko odciągnęła Harry’ego na bok.

- Harry, wszystko jest w porządku – powiedziała szczerze. – Profesor Slughorn doskonale zauważył. To małe rzeczy mają znaczenie. Tak bardzo chciałam skończyć ten eliksir. Widziałam, jaki byłeś ostrożny ze składnikami. Naprawdę nie jestem zaskoczona, że twój okazał się lepszy do mojego.

- Ale to nadal niesprawiedliwe – powiedział uparcie Harry, po czym zdał sobie sprawę, ze jest tylko jeden sposób na złagodzenie poczucia winy. – A może się podzielimy?

Hermiona uśmiechnęła się, podczas gdy Ron popatrzył na Harry’ego jakby oszalał.

- W porządku, Harry – powiedziała, klepiąc go po ramieniu. – Wszyscy wiemy, że możesz lepiej wykorzystać szczęście niż ja. Kto wie? Może ci pomoże, gdyby coś się stało…

Harry skinął głową, rozumiejąc, do czego dążyła. Gdyby groziło mu niebezpieczeństwo, eliksir mógł najpewniej uratować mu życie. Pocierając kark, Harry spojrzał na Wielką Salę, po czym spojrzał ponownie na swoich przyjaciół.

- Posłuchajcie, spotkam się z wami później – powiedział. – Chyba pójdę zjeść obiad z Remusem, a potem muszę popracować z nimi nad zadaniami domowymi. Wrócę przed ciszą nocną.

- Nic więcej nie mów, Harry – powiedziała Hermiona i chwyciła Rona za ramię. – Zobaczymy się w pokoju wspólnym. Powodzenia z zadaniem od profesora Snape’a. Jest naprawdę skomplikowane.

Harry pomachał im na pożegnanie i pobiegł w stronę Kwater Huncwotów. Potrzebował pomocy Remusa. Potrzebował przyjrzeć się bliżej pożyczonej książce. Nie zamierzał ślepo ufać wszystkiemu, co jest napisane w książce, nie pokazując jej komuś w pierwszej kolejności. Remus nie był ekspertem od eliksirów, ale miał cierpliwość, by coś sprawdzić, gdy Harry miał pytanie. Poza tym był fakt, że Harry ufał, że Remus nie pobiegnie do Snape’a albo Dumbledore’a, chyba że to nie będzie to absolutnie konieczne.

Po szybkim rozejrzeniu się, aby upewnić się, że nikt nie obserwuje, Harry wszedł cicho do kwater, na wypadek gdyby Remus spał. Szybko zauważył, że nie powinien się martwić. Remus siedział obecnie na kanapie przed kominkiem i obserwował, jak Syriusz kroczy przed nim w tę i z powrotem. Z postawy Remusa Harry mógł wywnioskować, ze desperacko próbował się nie śmiać z dylematu Syriusza.

- Nie rozumiesz, Lunatyku – powiedział rozpaczliwie Syriusz. – Są jak sępy! Chcą wiedzieć wszystko! Dlaczego nie mogą dać mu spokoju? Nie było tak źle, gdy tu chodziliśmy do szkoły, prawda?

- Cóż, nie posiadaliśmy rozgłosu Harry’ego i atmosfery tajemnicy, która go otacza – odpowiedział poważnie Remus. – To dobry dzieciak, Syriuszu, i wszyscy to wiedzą. Ma moralność, której ty z pewnością nie miałeś w jego wieku. – Syriusz poruszył się, by się sprzeciwić, ale Remus uniósł dłoń, by go uciszyć. – Wiesz, że mówię prawdę. Harry ma również zmartwienia, których ty nie miałeś w jego wieku. Pod wieloma względami jest dorosłym w ciele nastolatka, podczas gdy z drugiej strony wciąż jest dzieckiem. Właściwie to się cieszę, że w końcu ci się przeciwstawił. Najwyższy czas, by zaczął się bronić.

Syriusz jęknął sfrustrowany.

- Nigdy mi tego nie odpuścisz, prawda? – zapytał, krzywiąc się w stronę Remusa. – Popełniłem z Harrym jeden błąd…

- A jak nazwiesz porwanie Harry’ego, gdy był dzieckiem i gdy miał trzynaście lat? – przerwał mu Remus. – Nieporozumieniem? James niemal skontaktował się z całym wydziałem aurorów, ponieważ nie mógł znaleźć swojego syna, na którego polował Voldemort. A potem, gdy zdecydowałeś się zabrać go od Dursleyów… bądźmy wdzięczni, że stan Harry’ego nie był gorszy, bo inaczej byśmy go stracili. – Remus potarł zmęczone oczy, po czym przesunął dłonią po twarzy. – Posłuchaj, nie próbuję robić z ciebie złego rodzica. Czasami masz po prostu skłonność do pochopnego zachowania. Nie możemy już sobie na to pozwolić z Harrym. Jeśli ponownie zdarzy się coś takiego, jak wczoraj, Harry może przestać się nam zwierzać. Chcesz, żeby tak się stało?

Syriusz wydawał się stracić chęć do kłótni, opadając na pobliski fotel.

- Spróbuję, Lunatyku – powiedział cicho.

Harry mógł poczuć szczerość w słowach Syriusza i postanowił ujawnić swoją obecność. Wiedział, że Remus tylko się o niego troszczył, ale poczucie winy dochodzące od Syriusza wystarczyło, by Harry przerwał dyskusję.

- To wszystko, o co mogę prosić – powiedział Harry, sprawiając, że Syriusz i Remus podskoczyli zaskoczeni. – Nie przeszkadzam, prawda?

- Jak długo tam stoisz? – zapytał nerwowo Syriusz.

Harry wzruszył ramionami, siadając na kanapie obok Remusa.

- Niedługo, ale na tyle, by wiedzieć, że wciąż rozmawiacie o tym, co stało się wczoraj – powiedział szczerze. – To już koniec. Nie musimy o tym wspominać. Właściwie mam nadzieję, że już nigdy do tego nie wrócimy.

Remus objął Harry’ego ramieniem.

- W porządku, szczeniaku – powiedział uspokajająco. – Nie będziemy więcej o tym mówić. – Rozejrzał się i zmarszczył brwi. – Gdzie są Ron i Hermiona. Myślałem, że Dumbledore powiedział, że powinieneś powstrzymać się od chodzenia samemu.

- Są na obiedzie w Wielkiej Sali – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Chciałem zjeść z tobą, więc powiedziałem im, że spotkam się z nimi później. – Widząc, że Remus i Syriusz wymieniają spojrzenia, Harry spróbował się wyjaśnić. – Przecież nie mogę ich poprosić, by cały czas ze mną chodzili. Mam trening, opiekę nad magicznymi stworzeniami, lekcje z panią Pomfrey i spotkania Rady, w które oni nie są zaangażowani. Nie chodzę po zamku. Dzisiaj ledwie dotarłem na moje zajęcia na czas.

Syriusz uparcie potrząsnął głową.

- To dla twojego własnego bezpieczeństwa, dzieciaku – powiedział stanowczo. – Porozmawiam z Hagridem, by spotykał się z tobą w Sali Wejściowej na zajęcia, a jeśli chodzi o treningi, lepiej będę mieć na ciebie oko, więc będziemy wracać razem. Mogę spotykać się z tobą przed Wielką Salą po kolacji w wieczory, które masz spędzić z nami. – Harry poruszył się, by zaprotestować. – Harry, po prostu mi w tym zaufaj, dobrze?

Harry niechętnie skinął głową, wiedząc, że nie ma sensu się kłócić. Syriusz tylko egzekwował prośbę Dumbledore’a, a Harry wiedział, że dyrektor nie zasugerowałby niczego, gdyby to nie było konieczne. Harry będzie po prostu musiał to przeżyć i wypracować coś z Ronem i Hermioną, żeby Syriusz nie musiał z nim wszędzie chodzić. W końcu Syriusz miał pracę do wykonania, niezależnie od tego, jak bardzo chciał to zrobić albo jak tego nie chciał.

- Skoro doszliśmy do jednego wniosku, może powiesz nam, co ci chodzi po głowie, szczeniaku – powiedział zachęcająco Remus. – A może był to zwyczajnie bardzo długi dzień?

Wyrywając się z zamyślenia, Harry sięgnął do swojego tornistra i wyciągnął zniszczoną książkę do eliksirów.

- Cóż, miałem nadzieję, że możesz mi z tym pomóc – powiedział i podał książkę. Obserwował, jak Remus szybko kartkuje książkę, przeglądając bazgroły zapisane na niektórych stronach. Syriusz przesunął się z zaciekawieniem, żeby móc się lepiej przyjrzeć zawartości książki, ale czytanie do góry nogami było dość utrudnionym zadaniem.

Remus w końcu dotarł do tylnej okładki i spojrzał na jej spód, nim zerknął na Harry’ego.

- Cóż, to jest interesujące – powiedział z uśmiechem. – Wygląda na to, że mamy tu jakąś tajemnicę. – Remus podał książkę Harry’emu, by mógł przeczytać, co napisał poprzedni właściciel.

Ta książka jest własnością Księcia Półkrwi.

 

2 komentarze:

  1. Ufff... Chyba z rok mnie tu nie było, ale udało mi się wszystko nadrobić. Kocham to opowiadanie i cieszę się jak Harry z ekipą radzą sobie z problemami. Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Cieszę się, że Snape okazał się być jednak pozytywną postacią w tym opowiadaniu (serduszko zawsze mi się raduje, że moja ulubiona postać jest doceniona ;* ) Trzymam kciuki za dalsze tłumaczenie i życzę dużo weny
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, czy da rade będąc tak zalatanym, no uważył doskonały eliksir jakie wielkie szczęście miał, że w ręce wpadła mu książka z zapiskami Severusa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń