Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 3 stycznia 2021

MH - Rozdział 11 – Wkraczając w przeszłość

Pierwszy tydzień szkoły dzień po dniu był wyczerpujący. Harry był tak przytłoczony swoim napiętym harmonogramem, że Remus zaczął rozszyfrowywać notatki pozostawione przez Księcia Półkrwi w ciągu dnia i wyjaśniał je Harry’emu wieczorem po odrobieniu lekcji. Niektóre zmiany były tak szczegółowe, że Harry uznał za konieczne zamówić dziennik do eliksirów, by wszystko spisać. Jak dotąd Remus nie znalazł nic złego w notatkach Księcia, poza kilkoma zaklęciami, które można uznać za mroczne. Harry zanotował zaklęcia, co robiły i możliwe sposoby ich przeciwdziałania, żeby wiedział, co zrobić, gdyby zostały przeciwko niemu użyte.

Lekcje eliksirów były walką. Harry uważał, by nie wykorzystywać wielu zmian Księcia, by nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Problemem był też profesor Slughorn, który miał zwyczaj zauważania Harry’ego na zajęciach, nie ważne, czy Harry na to zasługiwał, czy nie. Unikanie mężczyzny stało się wyzwaniem, ale Harry był zdecydowany nie dać się złapać z nim sam na sam. Według Ginny i Neville’a, Slughorn stworzył małą grupę, którą lubił nazywać „Klubem Ślimaka”, składającą się z ludzi, którzy mieli kontakty z ważnymi osobami. Członkami grupy byli Cormac McLaggen, Marcus Belby, Blaise Zabini, a także Ginny i Neville. W chwili, gdy Harry usłyszał o grupie, wiedział, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Był to dokładnie rodzaj uwagi, której za wszelką cenę chciał uniknąć.

W końcu przeczytał zwój, który dała mu Hermiona, i zdał sobie sprawę, że to wiadomość od profesora Dumbledore’a, który prosił o jego obecność na ich pierwszej lekcji w sobotę o ósmej wieczorem. Po przekazaniu wiadomości Syriuszowi i Remusowi, Harry powiedział Neville’owi i Ginny, że w sobotę porozmawia z Dumbledorem o GD i poprosił ich o przekazanie tego reszcie Rady. Nie sądził, by GD miało się zacząć przez jeszcze kilka tygodni, ponieważ wszystkie drużyny Quidditcha musiały zorganizować kwalifikacje i wszyscy nadal się dostosowywali.

Rozmowa z Ronem i Hermioną o prośbie Dumbledore’a była nieco niezręczna, ale od tamtego momentu robili wszystko, co w ich mocy, by pozostawać przy Harrym. Ron stał się niesamowicie defensywny, szczególnie w pobliżu innych ludzi, którzy szeptali i wskazywali palcami na Harry’ego. W pewnym sensie Harry był wdzięczny za karę Syriusza. Wieczorami, Kwatery Huncwotów szybko stały się jedynym miejscem, gdzie mógł pracować nad swoimi zadaniami domowymi, a nawet spokojnie pomyśleć. Wszyscy chcieli się czegoś dowiedzcie o kwalifikacjach, rzekomej Gwardii Defensywnej i o tym, czy rzeczywiście był „Wybrańcem”. Gryfoni z czwartego roku byli najgorsi, zwłaszcza dziewczyny. Gryfoni z szóstego roku szybko wykształcili nawyk dyskretnego rzucania klątw na Gryfonów z czwartego roku, którzy podchodzili do Harry’ego. Chłopcy z szóstego roku uważali oczywiście, że to zabawne, twierdząc, że Harry ma teraz własne stalkerki. Harry nie uważał sytuacji za tak zabawną. Chciał tylko zostać sam. Dlaczego nikt inny tego nie dostrzegał?

Przez cały weekend Harry był niezwykle ostrożny w używaniu swojej empatii i zaczął pracować nad wyczuwaniem emocji jednej osoby, zamiast wszystkich dookoła. Póki co umiejętność działała na zasadzie „wszystko albo nic”, za wyjątkiem sytuacji, gdy stał obok jakiejś osoby. Harry desperacko chciał to zmienić z wielu powodów, ale najważniejszym było uniknięcie rozproszenia. Teraz, gdy rozumiał, co czują niektóre osoby, Harry chciał uniknąć tego uczucia za wszelką cenę. Nie lubił, gdy ludzie myśleli o nim w ten sposób, szczególnie z niewłaściwych powodów.

Kiedy w końcu nadeszła ósma w sobotę wieczorem, Harry przeniósł się kominkiem do gabinetu profesora Dumbledore’a prosto z Kwater Huncwotów „dla własnego bezpieczeństwa”. Mantra ta stała się często wypowiadana w ciągu ostatniego tygodnia, że Harry zaczął myśleć, że wszyscy nazbyt poważnie traktują misję „zapewnienia Harry’emu bezpieczeństwa”. Aurorzy wciąż stacjonowali w szkole, Ślizgoni trzymali się z daleka, a nauczyciele wciąż patrolowali korytarze, by powstrzymać wszystkie możliwe potyczki. Hogwart nigdy nie był aż tak chroniony, ale Harry Potter najwyraźniej nie mógł samotnie chodzić po korytarzach.

Potykając się przy wychodzeniu z kominka, wpadł w czekające ramiona profesora Dumbledore’a i natychmiast został otoczony falami ulgi i troski. Wyprostował się i spojrzał w błyszczące, niebieskie oczy i na uśmiechniętą twarz dyrektora.

- Eee… przepraszam, proszę pana – powiedział Harry z zakłopotaniem. – Nigdy nie byłem w stanie przenosić się przez Fiuu bez upadku.

- Wszystko w porządku, mój chłopcze – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Nikt z nas nie jest idealny. – Skinął na Harry’ego, by usiadł przed biurkiem. – Jest kilka spraw, które musimy przedyskutować, nim zaczniemy lekcję. Profesor Snape rozmawiał ze mną o kontynuacji Gwardii Defensywnej. Muszę powiedzieć, że miło mi słyszeć, że chcesz pracować z profesorem Snapem. Chciałbym widzieć, jak Gwardia dalej się rozrasta, jak to tylko możliwe.

Harry przeczesał palcami włosy, siadając. Naprawdę nie sądził, by mógł sobie poradzić, gdyby grupa choć trochę się powiększyła. Tak, kilku uczniów skończyło szkołę, ale większość grupy pozostała.

- N-Nie wiem, czy jest taka możliwość, proszę pana – powiedział uprzejmie Harry. – Przyprowadzenie nowych ludzi oznaczałoby rozpoczęcie wszystkiego od nowa, a to nie jest sprawiedliwe dla tych, którzy podjęli ryzyko nauki w zeszłym roku, z Umbridge. Musiałyby istnieć dwie oddzielne grupy, a nie wiem, czy dałbym sobie z tym radę, gdy rozpocznie się Quidditch. Ledwie mam czas dokończyć zadania domowe, a nie zacząłem jeszcze swoich sesji z panią Pomfrey.

Profesor Dumbledore usiadł za swoim biurkiem i spojrzał na Harry’ego w zamyśleniu.

- Rozumiem twoje obawy, Harry – powiedział szczerze. – Rozumiem też, że wolałbyś utrzymać Gwardię Defensywną dla ludzi, którym ufasz. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie byłoby to dla ciebie trudne, gdyby zaczęła wariować twoja empatia i przytłoczyła cię emocjami, które sprawiłyby, że poczułbyś się nieswojo.

Harry skrzywił się na ten komentarz.

- Jeśli o to chodzi – zaczął niespokojnie. – Przepraszam, że zachowałem się nieodpowiednio…

Dumbledore uniósł rękę, by uciszyć Harry’ego.

- Twoja reakcja była całkowicie zrozumiała – powiedział cierpliwie. – Przeprosiny nie są konieczne. Mam nadzieję, że jeśli ta sytuacja znów się powtórzy, porozmawiasz z kimś. Jestem tu, Harry, gdybyś mnie potrzebował. Ta zdolność, którą posiadasz, jest niezwykłym darem, ale z każdym darem zwykle wiąże się pewna cena. Teraz masz środki, by wiedzieć, co czują ludzie wokół ciebie, co jest i dobre, i złe. Problem polega na tym, że nie wszystkie emocje powinny być poznane. Twój przyjaciel, Ron, był zazdrosny, gdy wziąłeś udział w Turnieju Trójmagicznym. Wyobrażasz sobie naprawdę poczuć coś takiego od swojego najlepszego przyjaciela?

Harry potarł ze znużeniem twarz.

- To już się stało – przyznał. – Kiedy powiedziałem mu o tym, poczułem ich strach. Okazało się, że Ron bał się, co się stanie, jeśli Ministerstwo się o mnie dowie. Nauczyłem się nie wyciągać pochopnych wniosków, jeśli chodzi o to, co wyczuwam. Czyjeś emocje nie muszą być skierowane w moją stronę.

Cichy trel wypełnił uszy Harry’ego, sprawiając, że odwrócił głowę i zobaczył Fawkesa, siedzącego na swojej żerdzi. Harry uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Feniks zanucił radośnie, po czym wzbił się w powietrze i wylądował na nowej grzędzie. Wypełniły go kojące fale troski i współczucia. Fawkes zaśpiewał cicho i skinął głową w stronę Dumbledore’a, przypominając Harry’emu, że jest w środku rozmowy. Harry skinął głową ze zrozumieniem i roześmiał się, gdy Fawkes trącił go czule, po czym wrócił na swoje pierwotne miejsce.

Skupiając uwagę z powrotem na Dumbledore’a, Harry z zaskoczeniem zobaczył rozbawiony wyraz twarzy dyrektora.

- Eee… przepraszam za to, profesorze – powiedział Harry.

Dumbledore uśmiechnął się, zaplatając swoje długie palce.

- Żaden problem, mój chłopcze – powiedział uprzejmie. – Wciąż zadziwia mnie, jacy bliscy staliście się z Fawkesem. Podejrzewam, że zdolność wyczuwania jego emocji ułatwia komunikację.

Harry wzruszył ramionami.

- Naprawdę nie potrafię tego wyjaśnić – powiedział szczerze. – Może ma to coś wspólnego z wyczuwaniem Hogwartu. Od tamtej nocy właściwie jestem w stanie stwierdzić, co on chce mi powiedzieć. Potrafi być okropnie uparty, gdy tego chce, profesorze. Bez urazy.

- W porządku – powiedział profesor Dumbledore ze śmiechem. – Ale trochę zboczyliśmy z tematu. Inną sprawą, którą chciałem omówić jest to, że rozmawiałem z nauczycielami o twoich „wahaniach magicznych”. Poinstruowałem ich, by w takich wypadkach zwolnili cię z zajęć i natychmiast wezwali Poppy, jeśli tylko okażesz jakiekolwiek oznaki przymusu. Przyznaję, że musiałem ujawnić więcej na temat twojego powrotu do zdrowia, niż chciałem, by pokazać swój punkt widzenia, ale myślę, że twoi nauczyciele teraz rozumieją, jakie to dla ciebie trudne. Poprosiłem również, by powstrzymali się od dyskusji z tobą na ten temat. Miejmy nadzieję, że to pozwoli uniknąć niezręcznych rozmów.

Harry ścisnął grzbiet nosa i skinął głową. Zaczął nienawidzić wszystkich tych komplikacji i półprawd. Trochę denerwujące było to, że profesor Dumbledore stale ukrywał to przed całym personelem zamiast zwierzyć się profesor McGonagall i Snape’owi, jak o robił w przeszłości. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, czy Dumbledore trzymał to w sekrecie, ponieważ czuł, że tak jest najlepiej, czy dlatego, że Syriusz i Remus nie chcieli, by ktokolwiek poznał prawdę.

Po chwili ciszy profesor Dumbledore odchrząknął i pochylił się do przodu.

- A teraz przejdźmy do prawdziwego powodu, dlaczego tu jesteś – powiedział rzeczowym tonem. – Myślę, że nadszedł czas, byś otrzymał pewne informacje dotyczące Lorda Voldemorta. Ostrzegam cię, że wiele będzie się opierać na domysłach ze wspomnień, ale sądzę, że obecnie jestem na dobrej drodze. – Dumbledore wstał, obszedł biurko i podszedł do szafki obok drzwi. Kiedy się odwrócił, Harry zobaczył znajomą płynną, kamienną misę z dziwnymi znakami na brzegach. Dumbledore wrócił do swojego biurka i położył na nim myślodsiewnię.

Profesor Dumbledore odwrócił się do Harry’ego i uśmiechnął się.

- Chyba to tak naprawdę pierwszy raz, kiedy wejdziesz do myślodsiewni – powiedział uprzejmie. – Nie ma się czym martwić, Harry. Będę z tobą na każdym kroku, a te wspomnienia nie będą podobne do tych, które ty tu umieściłeś. Odwiedzimy jedno ze wspomnień Boba Odgena. Bob Odgen pracował dla Departamentu Przestrzegania Prawa Magicznego. – Dumbledore wyciągnął z kieszeni kryształową fiolkę, która zawierała wirującą, srebrzystobiałą substancję. – Udało mi się go przekonać, by zwierzył mi się z tych wspomnień, zanim umarł. Wstań, proszę…

Harry podniósł się na nogi, nieco obawiając się rzeczywistego wejścia do myślodsiewni. Pomimo zapewnień Dumbledore’a, Harry wciąż czuł się nieswojo, wchodząc do czyichś wspomnień. Obserwował, jak Dumbledore wyciąga korek kryształowej butelki i wylewa srebrzystą zawartość do myślodsiewni, gdzie zamigotała i zawirowała. Wtedy profesor Dumbledore spojrzał na Harry’ego uspokajająco i z wyrozumiałym uśmiechem.

- To zupełnie naturalne obawiać się nieznanego, Harry, ale zapewniam cię, że to tylko wspomnienie – powiedział profesor Dumbledore, wyciągając rękę.

Harry skinął głową i wziął Dumbledore’a za rękę. Nie wiedział, dlaczego był tak nerwowy. W ciągu ostatnich lat był świadkiem wielu wydarzeń, a o wielu z nich chciał jak najszybciej zapomnieć. Miał nawet własną myślodsiewnię, której musiałby używać w podobny sposób. Ale to byłyby moje wspomnienia. Nie kogoś innego. Harry podszedł bliżej i obserwował, jak profesor Dumbledore zanurza ich ręce w płynie i Harry szybko poczuł, jak jego nogi odrywają się od podłogi biura. Spadał spiralnie przez ciemność, aż odkrył, że stanął w oślepiającym słońcu z profesorem Dumbledorem przy swoim boku. Instynkt wziął górę. Harry natychmiast zesztywniał, rozglądając się po wiejskiej scenerii.

Wiejską ścieżkę otaczały duże, splecione żywopłoty. Niebo było jasne i niebieskie, nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać chmur. Harry szybko zauważył niskiego i pulchnego mężczyznę o dużych, grubych okularach, stojącego dziesięć stóp przed nimi, czytającego drewniany drogowskaz po lewej stronie dróżki. Mężczyzna miał na sobie dość dziwny strój, co oznaczało, że nie miał pojęcia, jak ubierać się jak mugol. Harry instynktownie sięgnął po otaczające go fale emocji, ale mógł wyczuć tylko lekką troskę i opiekuńczość dochodzącą od Dumbledore’a. Nie wyczuwał niczego od człowieka, który nawet nie zauważył ich obecności.

- Czy jest coś nie tak, Harry? – zapytał cicho profesor Dumbledore.

Harry spojrzał ze zmartwieniem na Dumbledore’a.

- Nie mogę go wyczuć, proszę pana – powiedział równie cicho.

Profesor Dumbledore położył dłoń na ramieniu Harry’ego.

- Tego można się było spodziewać – powiedział z delikatnym uśmiechem. – Pamiętaj, że to wspomnienie. To, co widział Bob Odgen, nie to, co czuł. – W tym momencie Orgen zaczął iść ścieżką. – Musimy ruszać, Harry. Nie chcemy zostać w tyle.

Harry szedł obok Dumbledore’a szybkim tempem. Kiedy mijali znak, Harry zauważył, że były na nich napisane dwa ramiona. Ten, który wskazywał w stronę, w którą zmierzali, brzmiał Little Hangleton, 1 mila, a ten w przeciwnym kierunku: Great Hangleton, 5 mil. Brwi Harry’ego zmarszczyły się w zdezorientowaniu. Dlaczego to brzmiało tak znajomo? Wyrywając się z myśli, Harry skupił się na idącym dalej Odgenie. Kiedy ścieżka skręciła w lewo i prowadziła w dół zbocza, oczy Harry’ego rozszerzyły się na widok całej doliny. Wioska Little Hangleton znajdowała się pomiędzy dwoma dość stromymi wzgórzami. Był tam kościół i cmentarz… cmentarz, który wyglądał dziwnie znajomo. Po drugiej stronie doliny znajdował się również duży dworek, który był całkowicie otoczony dobrze utrzymanym ogrodem i zielonym trawnikiem.

Przez krótki czas podążali za Odgenem w dół zbocza, po czym skręcili w wąską, polną ścieżkę przez szczelinę w żywopłocie. Po jego stanie, było oczywiste, że to przejście nie było często używane. Było wyjątkowo zakrzywiające się i nierówne z dzikimi żywopłotami, przez które ciężko było coś zobaczyć. Kiedy schodzili w dół, Harry zauważył kępę drzew, która wydawała się otwierać gaj, kiedy nagle Odgen zatrzymał się, by wyciągnąć różdżkę. Harry niemal machnął nadgarstkiem, by wyciągnąć swoją, gdy ponownie poczuł dłoń Dumbledore’a na swoim ramieniu, uspokajającą go.

To tylko wspomnienie. Nie jest prawdziwe.

Drzewa otaczały ich, zasłaniając bezchmurne niebo. Rozglądając się, Harry zauważył mały dom, który częściowo był ukryty wśród drzew. Wyglądało na to, że został opuszczony lata temu. Ściany pokryte były mchem, a z dachu spadły liczne dachówki, przez co widoczne były krokwie. Miejsce otaczały pokrzywy, niektóre dotarły do okien, które wyglądały, jakby od lat nie były myte. Harry już miał spojrzeć na Dumbledore’a zdezorientowany, kiedy jedno z okien otworzyło się szybko, pozwalając ze środka wylecieć stróżce dymu.

Cała postawa Odgena uległa zmianie. Szedł teraz do przodu niezwykle ostrożnie. Powoli zbliżył Siudo frontowych drzwi, do których przybity był martwy wąż. Z góry rozległ się szelest i trzask, po czym mężczyzna ubrany w łachmany spadł z najbliższego drzewa, lądując w przykucniętej pozycji przed Odgenem. Mężczyzna szybko odskoczył zszokowany i potknął się, prawie tracąc równowagę.

- Nie jesteś tu mile widziany – syknął mężczyzna w łachmanach, sprawiając, że można było zobaczyć, że brakuje mu kilka zębów. Jego włosy były brudne i wplątane w nie była ziemia, co uniemożliwiało określenie, jakiego koloru były pierwotnie. Jego oczy były dziwne, patrzyły się w przeciwne strony. Mówiąc bez ogródek, wyglądał na wręcz szalonego.

Odgen szybko spróbował się wyprostować, by wyglądać na profesjonalistę, ale wciąż wydawał się przestraszony.

- Cóż, dzień dobry – powiedział lekko drżącym głosem. – Jestem z Ministerstwa Magii…

- Nie jesteś tu mile widziany – powtórzył mężczyzna w łachmanach.

Odgen nerwowo odchrząknął.

- Przepraszam – powiedział nerwowo. – Ja… nie rozumiem pana.

Harry już miał zapytać Dumbledore’a, kiedy dostrzegł martwego węża na drzwiach. Oczywiście. Mężczyzna mówił w wężomowie. Miał już ten problem wcześniej, zwłaszcza na drugim roku w Hogwarcie. Język węży brzmiał dla niego dokładnie jak angielski.

Zaczynając odczuwać niesamowity niepokój z powodu tego, kogo obserwował, Harry spojrzał na Odgena, który próbował przekonać mężczyznę w łachmanach, jednak tylko został zaatakowany. Odgen upadł na kolana z rękami na swoim nosie, a między jego palcami zaczęła spływać żółtawa substancja. Patrzył, jak niski, starszy mężczyzna o bardzo szerokich ramionach i zbyt długich rękach wybiega z domu, krzycząc: „Morfin”. Irytacja starszego mężczyzny szybko przeszła w śmiech, gdy zobaczył Odgena.

Harry szybko dowiedział się, że starszy mężczyzna nazywa się pan Gaunt i uważał, że Morfin miał prawo „się bronić”. Sądząc po brzmieniu w głosie pana Gaunta, nie pałał on miłością ani do mugoli, ani Ministerstwa. Gdy Odgen skierował w siebie różdżkę, by zatrzymać wypływ żółtej ropy, pan Gaunt nakazał w wężomowie Morfinowi wrócić do domu. W tym momencie Harry musiał przyznać, że nie dało się zaprzeczyć, że ci ludzie byli potomkami Salazara Slytherina, co oznaczało, że byli też przodkami Voldemorta.

Kiedy Morfin niechętnie wycofał się do domu, pan Gaunt skierował swoją uwagę na Odgena, który wciąż czyścił ropę z ubrań.

- Chcę zobaczyć się z pana synem, panie Gaunt – powiedział sztywno Odgen. – To był Morfin, prawda?

Pan Gaunt patrzył na Odgena przez dłuższą chwilę, nim odpowiedział.

- Tak, to był Mofrin – powiedział chłodno. – Jesteś czystej krwi?

Oczy Odgena zwęziły się, gdy spojrzał na pana Gaunta.

- To nie ma nic wspólnego z sytuacją – odpowiedział, dopasowując się do tonu pana Gaunta, dając mu do zrozumienia, że rzeczywiście ma w sobie trochę mugolskiej krwi.

Harry ścisnął grzbiet nosa, gdy między Odgenem a panem Gauntem rozpoczęła się kłótnia. Jasne było, że była to sprzeczka rodzaju prowokujący Ślizgon a dumny Puchon. Odgen wyraźnie starał się pozostać profesjonalistą, co stawało się coraz trudniejsze, ponieważ pan Gaunt ciągle go prowokował. Jednak pan Gaunt poddał się i zaprosił Odgena do domu.

Dom był bardzo mały. Wydawało się, że ma tylko trzy pokoje, co sprawiło, że Harry poczuł się wyjątkowo klaustrofobicznie. Morfin siedział przy kominku w salonie, czekając, gdy pan Gaunt i Odgen weszli. Brudny fotel, w którym siedział, wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść. Odgen trzymał się z daleka, gdy zauważył, że mała, żywa żmija syczy między palcami Morfina. Harry mógł zrozumieć wahanie Odgena. Morfin wyglądał na całkowicie psychicznego.

Posycz sobie, mała żmijko,

Mała żmijko, wij się, żmijko, wij,

Bądź milutka dla Morfina,

Bo cię przybije do drzwi.

Harry nie potrzebował dalszego potwierdzenia, że Morfin kompletnie zwariował. Widzę, że szaleństwo panuje w tej rodzinie. Z doświadczenia Harry’ego wynikało, że grożenie wężowi nigdy nie przynosiło pozytywnych rezultatów. Oczywiście wąż był za mały, by cokolwiek zrobić. Słysząc szuranie, Harry odwrócił się i zobaczył dziewczynę w poszarpanej, szarej sukience, która całkowicie wtapiała się w brudną, kamienną ścianę za nią. Stała obok brudnej, czarnej kuchenki, najwyraźniej próbując coś ugotować. Jej postawa i wyraz twarzy aż krzyczały o podporządkowaniu, jakby wiedziała, że to najlepsze życie, jakie może mieć.

Odgen również patrzył na kobietę z współczującym wyrazem twarzy, co pan Gaunt zauważył i jęknął z irytacją.

- Ma córa, Meropa – powiedział z urazą Gaunt.

- Dzień dobry – powiedział Odgen z lekkim uśmiechem, ale Meropa nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na ojca ze strachem, po czym skierowała swoją uwagę z powrotem na kuchenkę i garnki na półce. Odgen odchrząknął i skupił się na Gauncie. – Cóż, panie Gaunt – powiedział profesjonalnie, – przejdźmy prosto do punktu, w którym mamy powód sądzić, że pana syn, Morfin, użył zeszłej nocy magii na mugolu.

Głośny brzdęk rozległ się echem po pokoju, gdy Meropa upuściła jeden z garnków. Harry szybko spojrzał na nią i zobaczył, że niemal trzęsła się ze strachu. Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na nią, ale pan Gaunt nie był ani trochę współczujący.

- Podnieś to! – krzyknął do niej Gaunt. – Widzisz, żarcie na podłodze jak u niektórych brudnych mugoli, do czego służy różdżka, ty bezużyteczny worze gnoju?

Harry poczuł uspokajającą dłoń na swoim ramieniu, przypominającą mu, że to tylko wspomnienie, gdy Odgen stanął w obronie Meropy.

- Panie Gaunt, proszę! – krzyknął Odgen zszokowanym głosem. Meropa ponownie upuściła garnek, zszokowana tym, że ktoś ją bronił, po czym z wahaniem wyciągnęła różdżkę i szybko wymamrotała zaklęcie, które sprawiło, że garnek przeleciał przez pokój, uderzył w ścianę i rozpadł się na pół.

Morfin natychmiast zaczął się szaleńczo śmiać, podczas gdy pan Gaunt krzyknął:

- Napraw to, ty bezsensowny leniu, napraw to!

Meropa zaczęła okrążać pokój, ale nim mogła naprawić swój błąd, Odgen zrobił to za nią. Pan Gaunt przez długą chwilę wpatrywał się wściekle w Odgena, po czym skupił uwagę na córce.

- Szczęście, że jest tu ten miły człowiek z Ministerstwa, prawda? – wypluł Gaunt. – Może weźmie cię ode mnie, może nie ma nic przeciwko brudnym charłakom…

Harry obserwował, jak Meropa podnosi garnek i odkłada go na półkę. Drżała lekko, nie mówiąc ani słowa do kogokolwiek w pokoju. Odgen szybko skupił uwagę na sprawie, z powodu której przyszedł, ale pan Gaunt nic o tym nie słyszał. Najwyraźniej pan Gaunt uważał, ze Morfin ma pełne prawo robić to, co zrobił. Odgen próbował przekonać pana Gaunta, że Morfin zrobił źle, łamiąc czarodziejskie prawo i wręczył mu wezwanie na przesłuchanie, ale wyglądało na to, że to przelało czarę i pan Gaunt pokazał Odgenowi brzydki środkowy palec, odziany w czarny pierścień z kamieniem. Kiedy Odgen nie rozpoznał znaczenia biżuterii, Gaunt pospieszył w stronę Meropy i pociągnął ją z powrotem do Odgena za złoty łańcuch na jej szyi.

Pan Gaunt szybko ujawnił, że byli ostatnimi potomkami Salazara Slytherina i właśnie z tego powodu należy im okazywać większy szacunek. Odgen się nie zgodził. Był zdeterminowany, by przekazać wezwanie Morfinowi, by pojawił się na rozprawie czternastego września z powodu wywołania u mugola bardzo bolesnej pokrzywki, ale zanim zdążył dokończyć formalną deklarację, uwagę wszystkich przyciągnęły głosy i konie, zbliżające się do wyjścia.

Głosy ostatecznie należały do grupy mugoli z wioski, którzy nie starali się nawet ukryć niechęci do domu Gauntów i jego mieszkańców. Jeden z mężczyzn nazywał się Tom i wydawał się wiedzieć najwięcej, biorąc pod uwagę, że jego rodzina posiadała większość ziemi po drugiej stronie doliny. Następnie Tom oświadczył, że syn Gauntów ma nie po kolei w głowie. Wszystkich na zewnątrz wydawało się to ogromnie bawić.

- Tom, mogę się mylić, ale czy ktoś przybił do tych drzwi węża? – zapytała dziewczyna, z którą rozmawiał Tom. Brzmiała, jakby była tuż za drzwiami i nie obchodziło jej to, czy brzmiała niegrzecznie do kogoś z domu.

Tom wydawał się podzielać jej arogancję.

- Dobry boże, masz rację – powiedział. – To pewnie syn. Mówiłem ci, ma nie po kolei w głowie. Nie patrz na to, Cecylia, najdroższa.

Wszyscy w domu Gaunta milczeli, słuchając, jak konie odjeżdżają. Kiedy dźwięk stał się zbyt odległy, by go usłyszeć, Morfin wybuchnął śmiechem i wrócił się do swojej siostry.

- Kochanie – powiedział w wężomowie. – Kochanie, tak ją nazwał. I tak byś go nie miała.

Meropa była blada jak mleko, gdy pan Gaunt i Morfin mówili do siebie w języku węży. Najwyraźniej Meropa podkochiwała się w Tomie, z czego pan Gaunt nie był zadowolony. W końcu czystej krwi potomkowie Salazara Slytherina byli zbyt dobrzy dla jakiegokolwiek mugola z brudną krwią. Pan Gaunt z wściekłością osaczył córkę, nazywając ją zdrajczynią krwi. Kiedy jego ręce  powędrowały do jej gardła, Harry poczuł ulgę, że Odgen wkroczył do akcji, odsuwając pana Gaunta od Meropy.

Pan Gaunt zareagował z podwójną siłą, skacząc na równe nogi i pędząc w stronę Odgena z zakrwawionym nożem w jednej ręce i różdżką, która już wypalała zaklęcia, w drugiej. Odgen zrobił jedyną rzecz, jaką mógł. Uciekał, walcząc o życie. Dumbledore wyprowadził Harry’ego z domu i poszli za Odgenem. Krzyki Meropy odbiły się echem w całym lesie, uświadamiając Harry’emu, że najprawdopodobniej płaci ona za nieposłuszeństwo Odgena.

Odgen biegł dalej ścieżką, prowadzącą do głównej drogi, aż nie zderzył się z kasztanowym koniem, na którym jechał przystojny i wyglądający znajomo ciemnowłosy mężczyzna. Mężczyzna i dziewczyna, która jechała na szarym koniu, wybuchli śmiechem na widok uciekającego z przerażeniem Odgena. Harry nie mógł przestać wpatrywać się w mężczyznę na koniu. Znał tą twarz. Widział ją już wcześniej…

Profesor Dumbledore położył dłoń na ramieniu Harry’ego i ścisnął.

- To wystarczy, Harry – powiedział, po czym złapał Harry’ego za łokieć i delikatnie pociągnął. Chwilę później lecieli przez ciemność, aż nie wylądowali na nogach w częściowo oświetlonym biurze Dumbledore’a.

Kiedy Dumbledore puścił jego ramię, Harry podszedł do krzesła, na którym siedział wcześniej i opadł na nie. Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i zapatrzył się w podłogę. Pan Gaunt bardzo przypominał mu wuja Vernona, a Meropa jego samego, nim Syriusz wyciągnął go z tej sytuacji. Przez to Harry zaczął się zastanawiać, co by się stało, gdyby Syriusz nie wkroczył w jego życie. Czy wciąż byłby taki? Czy nadal żyłby w strachu, tak jak Meropa?

- Obawiam się, że muszę przeprosić, Harry – powiedział Dumbledore, machając różdżką, by zapalić dodatkowe lampy. – Powinienem był przewidzieć twoją reakcję na zachowanie Marvola wobec swojej córki. Zapewniam cię, że Meropa przeżyła. Odgen szybko aportował się do Ministerstwa i wrócił w ciągu piętnastu minut z posiłkami. Morfin i Marvolo próbowali się zemścić, ale zostali obezwładnieni, wyprowadzeni z domu, skazani przez Wizengamot do Azkabanu. Morfin dostał trzy lata, a Marvolo sześć miesięcy.

Harry zamknął oczy, pocierając kark. Wiedział teraz, dlaczego rozpoznał mężczyznę na koniu. Jeśli pan Gaunt to Marvolo, to oznaczało, że Meropa była matką Voldemorta, a mężczyzną na koniu był Tom Riddle senior. Właśnie widział rodziców Voldemorta, jego wuja i dziadka.

- Sądziłem, że to moja rodzina jest pokręcona – powiedział cicho Harry. – Wuj Vernon nigdy nie posunął się tak daleko. Nigdy nie traktował te ten sposób własnego dziecka… tylko mnie.

Profesor Dumbledore usiadł za biurkiem i pochylił się do przodu, wpatrując się w Harry’ego znad okularów-połówek.

- W pewnym sensie przypuszczam, że Marvolo widział swoją córkę tak, jak twój wuj widział ciebie – powiedział w zamyśleniu. – Oboje nie byliście tacy, jakich akceptował by was wasz opiekun. Ty, Harry, byłeś czarodziejem, a Meropa miała bardzo mały magiczny talent, przynajmniej w to wierzył Marvolo. W obu przypadkach opiekunowie się mylili. Nie istnieje żaden powód, by dorosły mógł uderzyć dziecko.

Harry skinął głową ze zrozumieniem. Przechodził już przez to… właściwie to dwa razy. Raz, po tym, jak został uratowany przed wujem Vernonem i ponownie po problemach z Umbridge w zeszłym roku. Tak, nienawidził widzieć ludzi w takiej samej sytuacji, w jakiej on sam się znajdował i prawdopodobnie przesadzał, będąc świadkiem tego wspomnienia, ale to nie oznaczało, że wrócił do bycia przestraszonym dzieckiem.

Dumbledore patrzył na Harry’ego przez chwilę, po czym wrócił do pierwotnego tematu.

- Marvolo i jego dzieci byli ostatnimi z Gauntów – powiedział swobodnie, – bardzo starożytną czarodziejską rodziną, która była znana z niestabilności i przemocy, które tylko rosły przez pokolenia małżeństw między krewnymi. Brak zdrowego rozsądku, a do tego pragnienie luksusu sprawiły, że złoto rodziny praktycznie nie istniało od pokoleń przed narodzinami Marvola. Jak widziałeś, Gauntowie żyli w biedzie, poza kilkoma rodzinnymi pamiątkami, które były cenione prawie tak samo jak synowie, a o wiele bardziej niż córki. Wierzę, że zauważyłeś także ojca Voldemorta?

Harry skinął głową.

- Wyglądało na to, że był dość dumny ze swojego statusu – powiedział ostrożnie. – Jak to się stało, że ożenił się z matką Voldemorta?

Dumbledore splótł swoje długie palce i usiadł prosto na krześle.

- Meropa Gaunt była zauroczona Tomem Riddlem seniorem, Harry – powiedział z lekkim uśmiechem. – Kiedy Marvolo i Morfin zostali zamknięci w Azkabanie, miała szansę uciec od okrucieństwa, w którym żyła przez tyle lat. W końcu mogła być czarownicą i używać wszystkich posiadanych środków, by spełnić swoje marzenia… czyli wszystkich magicznych środków.

Co oczywiście oznaczało niemoralne środki.

- Więc użyła jakiegoś zaklęcia albo eliksiru, żeby go skonfundować? – zapytał Harry.

- Dokładnie, Harry – powiedział Dumbledore, kiwając głową. – Myślę, że użyła eliksiru miłosnego, ponieważ dyskretne użycie go jest o wiele łatwiejsze. Dość łatwo jest przekonać kogoś jadącego w upale, że łyk „wody” jest w najlepszym interesie tej osoby. Wiedz, że zaledwie kilka miesięcy po tym wspomnieniu w Little Hangleton wybuchł skandal, gdy Tom Riddle uciekł z Meropą Gaunt. Marvolo był chyba najbardziej zszokowany, gdy po powrocie z Azkabanu znalazł tylko pożegnalną notkę. Od tego momentu Marvolo nigdy więcej nie wspomniał o swojej córce. Zmarł, nim Morfin został zwolniony z więzienia.

- Więc co się stało? – zapytał zdezorientowany Harry. – Skoro Meropa dawała Tomowi eliksir Miłosny, dlaczego ostatecznie ją zostawił? Voldemort powiedział mi, że jego ojciec porzucił jego matkę.

- Tak się stało – potwierdził Dumbledore. – W ciągu kilku miesięcy po ich nagłym małżeństwie, Tom Riddle wrócił do posiadłości swoich rodziców w Little Hangleton bez Meropy. W mieście pojawiły się pogłodki, że Tom twierdził, że został „oszukany” i „porwany”. Ludzie uważali, że Meropa wprowadziła Toma w błąd, twierdząc, że jest w ciąży, więc się z nią ożenił. Meropa urodziła dziecko, ale dopiero rok po ich ślubie. Tom zostawił ją, gdy była jeszcze w ciąży. Uważam, że Meropa była głęboko zakochana w Tomie i nie mogła znieść trzymania go dłużej w niewoli poprzez magiczne środki. Uznała, że przestanie dawać mu eliksir. Możemy tylko założyć, co sobie myślała, ale wszelka nadzieja, że Tom zostanie z nią bez eliksiru w swoim organizmie, szybko została zniszczona. Zostawił ją, nigdy się nie zastanawiając, co się stało z nią albo jej synem.

- I przez to Voldemort został w sierocińcu, gdy Meropa umarła – wymamrotał Harry, patrząc przez okno, jednak zobaczył tylko ciemność. Nie zdawał sobie sprawy, że minęło tak wiele czasu. – Jak ktoś mógłby tak po prostu porzucić własne dziecko?

- Jak zauważyłeś, dla Toma Riddle’a seniora status był wszystkim – powiedział uroczyście profesor Dumbledore. – Ludzie, którzy dorastali z władzą i pieniędzmi, mają tendencję do postrzegania siebie jako lepszych niż wszyscy inni. Słyszałeś, co Tom i jego towarzyszka powiedzieli przed rezydencją Gauntów. Nie miał wobec nich współczucia i prawdopodobnie nie spojrzałby na nich ponownie, gdyby Morfin nie powodował tyle kłopotów, terroryzując mugoli. – Zapadła cisza, po czym Dumbledore wstał. – Robi się późno, Harry. Myślę, że twoi opiekunowie na ciebie czekają.

- Tak, proszę pana – powiedział Harry, wstając. W tej chwili Harry był zbyt przytłoczony, by zadać więcej pytań. Słyszał o skutkach ubocznych endogamii od Syriusza, który twierdził, że to był powód, dlaczego jego krewni zupełnie oszaleli… oprócz Tonks, oczywiście. Z jakiegoś powodu, pomimo tego, jak szalenie zachowywali się Syriusz i Tonks, Syriusz twierdził, że byli jedynymi rozsądnymi ludźmi w rodzinie Black. Oboje kuzynów zgodziło się, że zdrowie psychiczne matki Tonks jest dyskusyjne, chociaż oboje się uśmiechali, gdy to mówili, więc Harry wątpił, czy mówili poważnie.

Podchodząc do kominka, Harry musiał się zastanowić, dlaczego Dumbledore to robił. Jaki był cel w nauce o przodkach Voldemorta? Chwytając szczyptę proszku Fiuu, Harry już miał wyjść, gdy zawahał się. Czy czegoś mu brakowało?

- Proszę pana, chyba nie rozumiem celu tego wszystkiego – powiedział cicho Harry, patrząc w płomienie. – Wiedza na temat przeszłości Voldemorta… bycie świadkiem wydarzeń, które doprowadziły do tego, kim się stał…

- Obawiasz się, że zaczniesz współczuć Lordowi Voldemortowi – zakończył Dumbledore. – Współczucie nigdy nie jest złe, Harry. Te lekcje nie mają na celu utrudnienie ci zadania. Mają dać ci wiedzę potrzebną do osiągnięcia sukcesu.

Harry skinął głową i życzył dobrej nocy, po czym przeszedł przez kominek do Kwater Huncwotów. Wiedział, że komentarz Dumbledore’a ma ukryte znaczenie, ale był zbyt zmęczony, by teraz się tym martwić. Może jutro po sesji z panią Pomfrey usiądzie i będzie się zastanawiał nad tajemnicą, jaką był Albus Dumbledore.

^^^

Harry szybko się zorientował, że pani Pomfrey jest wspaniałą nauczycielką. Podczas ich pierwszej lekcji, Harry pomagał pani Pomfrey uporządkować szafkę z eliksirami, co byłoby wyjątkowo nudne, gdyby nie zostało zmienione na grę. Przez prawie trzy godziny omawiali różne eliksiry, ich właściwości i zawartość w sposób, który utrzymywał uwagę Harry’ego: sposób, w jaki pomagały ludziom. Harry prawdopodobnie nauczył się więcej o odtrutkach podczas jednej sesji, niż w ciągu pięciu lat nauki. Zanim skończyli, szafka na eliksiry była uporządkowana, a dziennik Harry’ego wypełniony o kilka dodatkowych stron.

Z powodu napiętego harmonogramu Harry’ego, pani Pomfrey zdecydowała się robić lekcje tylko w niedzielny poranek, co spotkało się z mieszaną reakcją Harry’ego. Wiedział, że naprawdę nie ma wolnego czasu, ale dobrze się bawił w skrzydle szpitalnym dzięki temu, że uczył się praktycznie tego, co kochał. Dowiedział się, że był bardzo praktycznym uczniem niż teoretycznym, co uświadomiło go szkolenie Syriusza i Remusa.

W świetle zgody Dumbledore’a na GD, Harry zwrócił się do Syriusza, który natychmiast zgodził się zostać nadzorcą grupy. Rada była odpowiedzialna za ostrzeżenie obecnych członków, że GD będzie kontynuowane oraz poinformowanie osób niebędących członkami, którzy chcą się przyłączyć, że nie przyjmują nowych osób, ponieważ nie ma możliwości kontrolowania licznej grupy. To sprawiło, że kilka osób było bardzo nieszczęśliwych, zwłaszcza Cormac McLaggen, który próbował przekonać Harry’ego, Ginny i Neville’a, że powinien być wyjątkiem od reguły. W końcu Harry musiał go uciszyć i bo poskarżyli mu się, że siedmioroczny chłopak nie przestaje gadać, więc Harry mógł otwarcie powiedzieć mu, że nie ma wyjątków. Rada musiała być uczciwa wobec wszystkich.

Spotkania GD miały odbywać się ponownie w sobotnie wieczory, a posiedzenia Rady w środowe wieczory. Jedyną zmianą było to, że nie będzie niedzielnego, porannego spotkania, ponieważ Harry był niedostępny. Po szybkim spotkaniu, Rada doszła do wniosku, że prawdopodobnie będzie mądre nauczyć GD podstawowych ruchów samoobrony, co oznaczało, że Harry i Syriusz będą instruowali przez większość czasu. Mieli nadal uczuć zaklęć, by wszyscy byli na bieżąco, ale większość spotkań miała dotyczyć mugolskiej samoobrony.

Zajęcia były tak wymagające jak zawsze. Każdy wolny okres poświęcano odrabianiu lekcji i ponownemu czytaniu podręczników, żeby zrozumieć, co było omawiane na zajęciach. Remus ratował sytuację, tłumacząc skomplikowane teksty na popularne frazy, a także kontynuując odszyfrowywanie książki Księcia Półkrwi. Syriusz nadal całkowicie skupiał się z nim na zaklęciach niewerbalnych, co było wielką pomocą na obronie przed czarną magią, zaklęciach i transmutacji. Nie wiedział, jak przeżyłby te zajęcia bez nauki Syriusza.

Jak na ironię, najłatwiejsze zajęciami była opieka nad magicznymi stworzeniami i zielarstwo. Hagrid z pewnością sprawiał, że zajęcia te były interesujące, chociaż spędzał połowę czasu na rozmowach o Aragogu. Zielarstwo nie było wcale łatwiejsze niż wcześniej, ponieważ zajęcia się nie zmieniły. Nadal pracowali z roślinami, poznając ich właściwości i zastosowanie w świecie czarodziejów. Rośliny były tylko trochę bardziej niebezpieczne niż wcześniej.

Kwalifikacje do gryfońskiej drużyny Quidditcha zaplanowano na następną sobotę rano o godzinie dziewiątej. Harry musiał przełożyć swój trening z Syriuszem na godzinę wcześniej, chociaż szybko stało się wiadome, że umysł Harry’ego skupia się na kwalifikacjach. Tak wielu ludzi zapisało się do drużyny, że Harry obawiał się, że zajmie to cały dzień. To był jego pierwszy test, jako kapitana, co było najważniejsze, jak powiedział mu Viktor.

- Kapitan jest tak silny, jak jego koledzy z drużyny – powiedział Viktor. – Wybierz mądrze, Harry.

Kiedy zbliżał się czas kwalifikacji, Syriusz zrezygnował z treningu i pomógł Harry’emu przygotować boisko, nawet rzucił kilka zaklęć, by zablokować chłodną, mglistą mżawkę. Harry wiedział, dlaczego drużyna była w tym roku tak popularna. Nie miało to nic wspólnego z Quidditchem. To był on. Hermiona ostrzegła go przed tym. Każdy chciał być częścią czegoś, co dotyczyło Harry’ego Pottera. Ponieważ GD nie wchodziło w grę, Quidditch był jedyną opcją i to właśnie tych ludzi Harry nie chciał w drużynie. Chciał ludzi, którzy poważnie podchodzili do gry i tych, którzy ciężko pracowali, ponieważ chcieli wygrać.

Ron i Hermiona pierwsi przybyli z wiadomością, że Stanley Shunpike, konduktor Błędnego Rycerza, został aresztowany pod zarzutem działalności śmierciożerczej. Harry był oszołomiony. Kiedy Stan pomógł mu uciec ze szponów Voldemorta, młody człowiek z trudem mógł zachować przytomność, kiedy wierzył, że Harry był śmierciożercą. Myśl, że Stan mógłby być śmierciożercą, była niedorzeczna. Co Ministerstwo sobie myślało?

Uczniowie zaczęli się gromadzić na boisku Quidditcha, zmuszając Hermionę i Syriusza do zajęcia miejsc na trybunach. Frekwencja była niesamowita. Były osoby z pierwszych klas, które nie mogły opanować swoich nerwów, oraz z siódmych, które wydawały się onieśmielać resztę. Obserwując to, Harry natychmiast zamknął oczy i sięgnął po otaczające go fale emocji. Wyraźnie wyczuł zdenerwowanie, zapał, zażenowanie, a także subtelną nutę tego samego uczucia, które poczuł w noc uczty powitalnej… zauroczenie. Harry westchnął z frustracją, ściskając grzbiet nosa. Dlaczego nikt nie potrafił dostrzec, że ma robotę do wykonania?

- Dzień dobry, Gryfoni – powiedział Harry, zwracając się do grupy i zauważył, że kilku młodych uczniów zachichotało cicho. – Muszę powiedzieć, że jestem zdumiony, że tak wielu jest gotowych poświęcić długie godziny na męczące treningi, by zostać członkiem tej drużyny. – Chichoty ustały, a kilka osób nerwowo poruszyło się. – Gryffindor wygrał ostatnie dwa Puchary Quidditcha, więc mamy niezłą reputację, której musimy sprostać. Każdy, kto czuje, że nie jest w stanie się poświęcić, by zostać częścią zwycięskiej drużyny, radzę odejść teraz.

Harry nie był zaskoczony, że kilka starszych dziewcząt podeszło do trybun, by dołączyć do swoich przyjaciół. Zignorował szepty, skupiając swój wzrok na młodszych uczniach, którzy wcześniej chichotali.

- Każdy, kto nie jest członkiem domu Gryffindora też powinien iść – powiedział stanowczo Harry i obserwował, jak kilka grup Krukonów i Puchonów szybko biegnie w stronę trybun. To pozostawiło grupę łatwiejszą do uporządkowania. Harry poprosił ich o rozdzielenie sięna pozycje i rozpoczęcie umiejętności latania. Pierwszy i drugi rok szybko odprawił, ponieważ ledwie umieli utrzymać sięna miotłach.

Pierwsi byli ścigający. Harry szybko dostrzegł, kto ma talent, a kto nie. Katie Bell wyraźnie była najlepsza, a zaraz po niej Demelza Robins, Ginny Weasley i, co zaskakujące, Dean Thomas. Harry poprosił całą czwórkę, by zostali i odprawił resztę. Kilka osób narzekało, ale jednym ruchem nadgarstka Harry chwycił w dłoń różdżkę, co wszystkich uciszyło. Nikt nie chciał doświadczyć złości przywódcy Gwardii Defensywnej.

Następni byli pałkarze, ale żaden nie miał instynktownych zdolności, jakie mieli Fred i George. Był nieco rozczarowany, ale mogło być gorzej. W końcu wybrał Jimmy’ego Peakesa, Ritchiego Coote’a i Jackaa Slopera, by dołączyli do pałkarzy. Następnie przeszli do szukających. Nie było ich wielu i żadnemu z nich nie udało się nawet dostrzec znicza. Sfrustrowany Harry odwrócił się do swoich już wybranych członków i zauważył, że Ginny jest skupiona na czymś w pobliżu trybun Ślizgonów. Harry powoli spojrzał tam i zauważył złotego znicza.

- Ginny, może im pomożesz? – powiedział Harry z uśmiechem i niemal roześmiał się, kiedy twarz Ginny poróżowiała. Odrzucił kandydatów na szukającego, gdy Ginny złapała znicza. Harry nagle poczuł radość, że zdecydował się na takie kwalifikacje. To znacznie wszystko ułatwiało.

Kwalifikacje na obrońców były ostatnie. Teraz na trybunach było znacznie więcej uczniów, co denerwowało Harry’ego. Ron zawsze miał problem z tym, jak obserwowali go ludzie, ale Harry nic nie mógł na to poradzić. Wysłał swoich czterech ścigających i każdy z obrońców miał pięć rund na zablokowanie piłki. Żaden z bramkarzy nie mógł obronić więcej niż dwóch goli, za wyjątkiem Cormaca McLaggena, który obronił cztery rzuty karne, całkowicie nie trafiając ostatniego, co było niespodzianką, ale dość mile widzianą. Przynajmniej Ron miał szansę.

Kiedy nadeszła kolej Rona, Harry obserwował, starając się zachować obiektywizm, kiedy usłyszał, jak ktoś krzyczy: „Powodzenia!”. Spojrzał na trybuny i ledwie mógł ukryć swoje zaskoczenie, widząc, że to Lavender Brown, a nie Hermiona. Notując w pamięci, by później wypytać Rona, Harry skupił uwagę na rudzielcu, który wystartował. Jego nerwy były nadszarpnięte, kiedy czekał, aż Ron zablokuje jeden… dwa… trzy… cztery… pięć rzutów karnych. Harry wypuścił długi oddech pełen ulgi, notując ponownie w pamięci, by mieć więcej wiary w Rona.

- Ron Weasley i Cormac McLaggen! – ogłosił Harry, zaskakując wszystkich. Zignorował szepty i poczekał, aż dziewięć wybranych osób usiądzie na ich sekcji trybun, po czym dołączył do nich. – Przypuszczam, że wszyscy się zastanawiacie, dlaczego wybrałem więcej członków zespołu niż dozwolona liczba. – Na widok tego, jak wszyscy kiwają głową, Harry kontynuował: – Moje rozumowanie jest proste. Quidditch to niebezpieczny sport. Ludzie często zostają ranni. W ten sposób mamy już wyszkoloną rezerwę, by wypełnić puste miejsce. Dean, jesteś rezerwowym ścigającym. Ginny, ty jesteś rezerwową szukającą. Jack, ty jesteś rezerwowym pałkarzem. Cormac, rezerwowy obrońca.

- To właściwie całkiem genialny pomysł, Harry – powiedziała z aprobatą Katie Bell, a kilka osób się z nią zgodziło.

Kątem oka Harry dostrzegł, że Cormac nie był szczęśliwy i wiedział, ze chłopak z siódmego roku ma ego, które mogło być problemem.

- Jeszcze jedno – powiedział poważnie. – To jest drużyna. Pracujemy razem, wypełniamy nasze obowiązki dla wspólnego celu. Jeśli nie możecie sobie z tym poradzić albo z podjętymi przeze mnie decyzjami, proponuję opuścić zespół. Mamy dużo do zrobienia i ważne jest, żebyśmy robili to, co jest ważne dla zespołu. Nie zawaham się usunąć kogoś, jeśli uznam to za konieczne. Ten sezon nie będzie zabawny, jeśli będziemy sobie skakać do gardła. Jakieś pytania?

Nikt nic nie powiedział. Harry zauważył, że Katie i Ron uśmiechają się dumnie. Wszelkie wątpliwości, co do Harry’ego, jako kapitana, natychmiast zostały usunięte.

- Dobrze – powiedział Harry, kiwając głową. – Treningi zaczynają się we wtorek. Listę przekażę profesor McGonagall i mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieli szaty dla was wszystkich. A teraz bawcie się dobrze.

Nim drużyna została zwolniona, większość tłumu rozproszyła się. Hermiona podbiegła do Rona, gratulując mu dostania się do drużyny i Harry’emu świetnie wykonanej roboty. Ron stał dumnie, wszystkie oznaki jego wcześniejszych nerwów zniknęły.

- Po prostu cieszę się, że nie jestem rezerwowym – powiedział Ron. – Widziałaś McLaggena podczas piątego strzału? Gdybym nie znał sądził, że to niemożliwe, powiedziałbym, że został skonfundowany, ale no cóż. – Hermiona zarumieniła się gwałtownie, ale Ron natychmiast zaczął szczegółowo omawiać swoją własną obronę przez cała drogę do zamku na kolację.

Harry pozostawał krok za nimi i wkrótce poczuł uspokajającą dłoń na swoim lewym ramieniu. Syriusz przesunął się, by iść obok Harry’ego i potargał jego rozczochrane włosy.

- Dobrze się spisałeś, dzieciaku – powiedział szczerze. – Twój tata byłby z ciebie dumny. – Syriusz szybko rozejrzał się, po czym objął Harry’ego ramieniem i pociągnął go bliżej. – Coś wyczułeś, prawda?

Kiwając głową Harry przybliżył się do mężczyzny.

- Nienawidzę tego – przyznał. – To nie przydarzy się kapitanom z innych drużyn.

Syriusz westchnął.

- Taka jest cena, jaką płacisz za odziedziczenie wyglądu twojego ojca i oczu twojej matki – powiedział współczująco, sprawiając, że Harry skrzywił się w jego stronę. – Co? Jestem po prostu szczery. Jeśli mi nie wierzysz, możesz po prostu zapytać pewną grupkę dziewcząt z czwartego roku…

Oczy Harry’ego zwęziły się i odepchnął Syriusza.

- Jesteś okrutny, wiesz o tym? – zapytał, po czym uśmiechnął się szeroko. – Może ja powinienem skontaktować się z Ritą Skeeter.

Oczy Syriusza rozszerzyły się i zbladł drastycznie. Z pewnością był to cios poniżej pasa. Reporterka „Proroka Codziennego” w zeszłym semestrze nie próbowała nawet ukryć swojego pociągu do Syriusza, co wciąż powodowało u niego koszmary. Jedyną dobrą rzeczą, jaka z tego wyszła był fakt, że Rita powstrzymała się od napisania połowy bzdur, jakie mogła wypisać o Harrym, w nadziei, że Syriusz ją zauważy. Zrobił to, ale nie w taki sposób, na jaki miała nadzieję.

- Nie pozwolisz mi z tym żyć, prawda? – zapytał Syriusz. – To nie moja wina…

- Dokładnie – przerwał mu Harry, krzyżując ramiona na piersi. Wiedział, że Syriusz tylko się drażni i wiedział, że nie należy brać mężczyzny na poważnie, ale to nie oznaczało, że Harry’emu się o podobało. Odwdzięczenie się tym samym było naprawdę jedynym sposobem, by go uciszyć. Tym razem nie było inaczej. Syriusz tylko przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Harry’ego, po czym przesunął dłonią po twarzy i skinął głową. Weszli razem do zamku, gdzie Harry dołączył do Rona i Hermiony przy stole Gryffindoru, podczas gdy Syriusz usiadł przy stole nauczycielskim.

Patrząc na rząd nauczycieli, Harry zauważył, że krzesło Dumbledore’a było puste, tak jak przez prawie cały ostatni tydzień. Nic nie zostało ogłoszone, choć Harry wątpił, by cokolwiek miało być powiedziane. Dzieci znanych śmierciożerców wciąż uczęszczały do Hogwartu i ujawnienie jakiejkolwiek słabości Dumbledore’a z pewnością powróciłoby do Voldemorta. Prawdopodobnie najlepiej było zachować mentalność „brak wiadomości to dobra wiadomość”. Mimo wszystko, Syriusz i Remus powiedzieliby mu, gdyby coś było nie tak. Albo Syriusz zabrałby mnie i zaciągnął do domu.

Harry nie zamierzał się oszukiwać, myśląc, że wszystko jest normalnie, nie ważne, czy był w murach Hogwartu, czy nie. Były to niebezpieczne czasu i Rada Gubernatorów nie potrzebowała wiele, by uchwalić wniosek o zamknięcie Hogwartu do zakończenia wojny. Harry podświadomie przesunął kciukiem po pierścieniu z feniksem na swojej prawe dłoni. Obecnie nosił na sobie tak wiele środków ostrożności, ale co z wszystkimi innymi? Co oni mieli, by być bezpiecznymi?

Kiedy obiad zbliżył się ku końcowi, Harry wyszedł z Ronem i Hermioną na długie popołudnie odrabiania zadań w bibliotece. Przeszli przez drzwi w pośpiechu, jednak zablokował ich uśmiechnięty profesor Slughorn. Harry stłumił jęk, przygryzając policzek od środka, by nie wypowiedzieć sarkastycznego komentarza. Slughorn był niemal tak zły jak dziewczyny z czwartego roku. Zależało im tylko na „chłopcu, który przeżył”, nie na Harrym.

- Właśnie ciebie chciałem zobaczyć! – zawołał radośnie profesor Slughorn. – Harry, miałem nadzieję, że mógłbyś dołączyć do mnie dziś wieczorem na kolację w moich kwaterach. Będzie sporo wschodzących gwiazd. McLaggen i Zabini już zgodzili się przyjść wraz z Melindą Bobbin. Ma ona dużą sieć aptek, mam też nadzieję, że panna Granger do nas dołączy.

- Och, strasznie mi przykro, proszę pana – powiedział Harry przepraszająco, chociaż ani trochę tego nie czuł. Nagle cieszył się, że ma tak napięty harmonogram. – Mamy spotkania GD w sobotnie wieczory i naprawdę nie możemy zmienić terminu. Poza tym, nie wolno mi przychodzić na żadne spotkania bez zgody Syriusza i Remusa. Są niezwykle opiekuńczy wobec wszystkiego, z powodu tego, co się ostatnio wydarzyło.

Uśmiech Slughorna natychmiast zniknął i cała jego postura zmieniła się z dumnej na pełną porażki.

- Och, szkoda – powiedział szczerze. – Liczyłem na ciebie, Harry. Sprawiłbyś, że wieczór byłby bardziej interesujący. – Slughorn zmusił się do uśmiechu, po czym poklepał Harry’ego po ramieniu. – Nie martw się, mój chłopcze. Porozmawiam z twoim opiekunem. Jestem pewny, że dostrzeże, że wydarzenia te nie są powodem do zmartwień. Mogę go nawet zaprosić, by dołączył. W końcu nie ma osoby, która nie znałaby historii Syriusza Blacka. – Odszedł szybko, nim ktokolwiek mógł coś powiedzieć.

Harry przeczesał palcami włosy, wzdychając z frustracją. Nigdy nie sądził, że nadejdzie dzień, kiedy będzie tęsknił za profesorem Snapem na pozycji nauczyciela eliksirów, ale oto nadszedł. Nienawidził tego, jak profesor Slughorn postrzegał go jedynie jako trofeum, z którym można paradować. Slughorn był dokładnie taki, jak Scrimgeour. Żadnego z nich nie obchodziło, czego chciał Harry, póki dostali to, czego oni sami chcieli.

^^^

Harry, Ron i Hermiona pierwsi dotarli do Pokoju Życzeń, a zaraz po nich przybyła Rada. Podłoga została pokryta poduszkowatą powierzchnią, żeby nikt nie został ranny. We wszystkich czterech rogach z sufitu zwisały worki bokserskie, a obok nich były półki z materiałami bokserskimi. Były tam szafki z takimi rzeczami jak ochraniacze, które można było przymocować do klatki piersiowej, rąk i nóg. Harry wątpił, że dzisiaj będą tego potrzebowali. Bardzo mało osób w GD wiedziało cokolwiek o mugolskiej obronie.

Gdy dotarła reszta GD, Harry zauważył, że wszyscy są ubrani w zwykłe ciuchy, chętni do nauki tego, co Harry potrafił. Ginny i Neville również zostali osaczeni przez Slughorna i poczuli ulgę, mając powód, żeby odmówić. Ron był dość cichy, od kiedy Slughorn wyróżnił Harry’ego i Hermionę, krzywiąc się, ilekroć o Slughornie wspominano. Zazdrość wylewała się z Rona tak mocno, że Harry nie mógł tego zignorować, bez względu na to, jak się starał.

Syriusz przybył ostatni z szerokim uśmiechem na twarzy, ale nie sam. Za nim do Pokoju Życzeń weszła uśmiechnięta, fioletowo włosa Tonks, która podbiegła do Harry’ego i pociągnęła go do miażdżącego uścisku.

- Och! – wykrzyknęła podekscytowana, odsuwając się i uśmiechając do Harry’ego. – Ktoś tu nabrał mięśni. Próbujesz zaimponować jakiejś szczęściarze, maleńki?

- Tonks! – krzyknął zażenowany Harry, gdy kilka osób parsknęło. Spojrzał na Syriusza, szukając pomocy i zobaczył, ze jego ojciec chrzestny bardzo się stara powstrzymać od śmiechu.

Tonks mrugnęła do Harry’ego i potargała jego włosy.

- Tylko się drażnię, Harry – powiedziała dobrodusznie, po czym wyciągnęła różdżkę i zakręciła nią między palcami.

Syriusz odchrząknął i podszedł na środek pokoju.

- W porządku, zacznijmy – powiedział stanowczo, gdy wszyscy odwrócili się w jego stronę. – To, czego się nauczycie jest okazją do ulepszenia waszych pojedynków. Zaczniemy dziś wieczorem od demonstracji. Wiem, że wszyscy jesteście świadomi stylu pojedynkowania Harry’ego. Bardzo polega na atakach fizycznych, czego nie nauczycie się w klasie. Harry, Tonks, proszę, dołączcie do mnie.

Harry już wiedział, dokąd to zmierzało, idąc z Tonks na środek pomieszczenia. Tonks nie była osobą pojedynkującą się fizycznie, a przynajmniej nie w takim aspekcie, jak Harry. W dużym stopniu polegała na zaklęciach i aportacji, cofając się do obrony fizycznej, jeśli nie było innej opcji. Reprezentowała typową czarownicę lub czarodzieja, którzy wierzyli, że magia jest bardziej cywilizowaną metodą walki, tak samo jak Ministerstwo i Rada Gubernatorów.

- Zwracam się do tych, którzy nie znają Tonks – kontynuował Syriusz. – Jest moją kuzynką i wyszkoloną aurorką, która zgodziła się na przyjazny pojedynek z Harrym. Wszyscy, proszę, wycofajcie się do ścian, żebym mógł rzucić kilka zaklęć ochronnych. – Wszyscy szybko przesunęli się i czekali, aż Syriusz kilka razy machnie różdżką. – No i jest – powiedział z dumą. – Teraz, Harry i Tonks, zajmijcie pozycje. – Harry i Tonks oddalili się od siebie o dziesięć kroków, po czym odwrócili do siebie, by stanąć twarzą w twarz. – Różdżki w gotowości – poinstruował Syriusz. – Jednym ruchem nadgarstka Harry trzymał różdżkę w dłoni, zgiął kolana i przesunął stopy, gotowy, by wykonać ruch w każdej chwili. – To dla zabawy, słyszycie? – ostrzegł Syriusz. – Tonks, nie używaj niczego zbyt zawstydzającego, a ty Harry, nie rób niczego, co wymagałoby wizyty u Poppy… Zaczynajcie!

Machnięciem różdżki, Tonks posłała pierwsze zaklęcie w stronę Harry’ego, który natychmiast skupił się na zaklęciu tarczy, machając różdżką i odwracając się, by uniknąć kolejnych dwóch zaklęć, wypalonych w jego stronę. Harry szybko złapał rytm. Każdy z jego zmysłów był w pogotowiu, gdy unikał, wyginał się, przekręcał i blokował zaklęcia Tonks. Zdołał uderzyć ją czarem łaskoczącym, a Tonks zdołała skutecznie sprawić, by się potknął, co byłoby katastrofalne dla Harry’ego, gdyby szybko nie zareagował, skacząc na równe nogi i unikając nadchodzących zaklęć.

Harry powoli zmniejszał odległość między nimi, co oznaczało, że jego reakcje musiały być szybsze i dokładniejsze. Pot spływał mu po czole, piekąc w oczy, ale nie mógł znaleźć czasu, by go otrzeć. Przerwa w koncentracji mogła kosztować go pojedynek. Blok… krok bliżej… skręt… krok bliżej… opad na jedno kolano… jeden duży krok do przodu, okręcając się i rzucając zaklęcie galaretowatych nóg… jeden krok w prawo… Zwieracz Nóg… dwa kroki bliżej… jeszcze tylko trochę… skok i unik w lewo… zaklęcie rozbrajające… krok bliżej… to moja szansa.

Wyskakując w powietrze, Harry okręcił się, unosząc nogę w chwili, gdy Tonks wypalił zaklęcie rozbrajające. Różdżka Harry’ego wyleciała w powietrze, gdy jego stopa wytrąciła różdżkę Tonks z jej dłoni. Sięgnął po swoją różdżkę i poczuł ją w dłoni sekundę później. Lądując mocno na ziemi, Harry rzucił na Tonks zaklęcie wiążące, nim zdała sobie sprawę, że ma swoją różdżkę z powrotem. Cisza wypełniła pokój, gdy Harry stanął z różdżką wciąż wycelowaną w Tonks.

- Dobra robota, Harry! – wykrzyknął radośnie Syriusz, po czym spojrzał bezpośrednio na Tonks, machając różdżką i uwalniając ją. – Wygląda na to, że wygrałem.

Tonks przewróciła oczami z irytacją, podnosząc swoją różdżkę.

- Tak, Syriuszu – powiedziała niechętnie. – Wygrałeś zakład. Potrafisz zachowywać się jeszcze bardziej dziecinnie?

Syriusz rozważył to przez moment, stukając się palcem w wargi.

- Tak, potrafię – powiedział poważnie, po czym wycelował w nią różdżkę. – Zobaczymy, jak potrafię być dziecinny? – Tonks uniosła ręce, poddając się. Syriusz skinął głową i skupił uwagę na uczniach. – Wiem, że to, co Harry robił wyglądało olśniewająco i nie spodziewam się, że ktokolwiek z was wkrótce osiągnie taki poziom. Harry trenuje od trzech lat i wciąż się uczy. Będziemy zajmować się tylko podstawami.

Harry poczuł rozczarowanie wypełniające powietrze, co go zaskoczyło. Czego ci ludzie się spodziewali? Naprawdę wierzyli, że nauka fizycznej obrony jest tak prosta, jak nauczenie się pojedynczego zaklęcia? Tak naprawdę nigdy nie widzieli mojego treningu, więc nie wiedzą, jak wiele czasu w to włożyłem. Widzieli tylko wyniki.

- W porządku, teraz do zabawy! – powiedział radośnie Syriusz. – Wszyscy znajdźcie sobie wolne miejsce. – Odwrócił się do Harry’ego i Tonks, marszcząc brwi. – Wy dwoje możecie odpocząć. Wyglądacie, jakbyście tego potrzebowali, zwłaszcza ty, Harry. Miałeś wyjątkowo długi dzień.

Harry zasalutował Syriuszowi nieco drwiąco, po czym ruszył za Tonks na drugą stronę pokoju, gdzie pojawiła się wygodna kanapa. Tonks natychmiast objęła Harry’ego ramieniem i pociągnęła go za sobą, przez co Harry prawie upadł na podłogę. Kiedy usiedli wygodnie, Tonks trąciła Harry’ego żartobliwie i zapytała:

- Jak się masz, Harry? Syriusz powiedział mi o kwalifikacjach do Quidditcha, treningach i dodatkowych lekcjach poza zajęciami. Jeśli mnie zapytasz, brzmi to dość wymagająco.

Wzruszając ramionami, Harry obserwował, jak Syriusz zaczyna opowiadać o pozycjach obronnych.

- Wiedziałem, że ten rok będzie trudny – powiedział zgodnie z prawdą. – Prawdopodobnie byłbym zgubiony, gdyby nie Syriusz i Remus. Ich kara tak naprawdę stała się błogosławieństwem. To ludzie wszystko utrudniają.

Tonks uśmiechnęła się szeroko.

- Ludzie już tak mają – powiedziała szczerze. – Są samolubnymi dupkami, którzy nie przejmują się tym, że kogoś krzywdzą w swojej drodze po sławę i fortunę.

Harry popatrzył na nią z uniesioną brwią. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć akurat od Tonks. Zawsze była optymistyczna w sytuacjach, w których się znalazła.

- Mówisz z własnego doświadczenia? – zapytał swobodnie Harry.

Tonks spojrzała na niego przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami.

- W mojej pracy spotykam się z wieloma ludźmi i nie wszystkich można by zaprosić do domu – powiedziała szczerze, po czym posłała Harry’emu półuśmiech. – Ale chyba to nic, ponieważ większość ludzi powiedziałaby to samo o mnie… i Syriuszu… i Remusie… wow. Masz naprawdę pokręconą rodzinę.

Harry uśmiechnął się szeroko.

- I nie chciałbym żadnej innej – powiedział zgodnie z prawdą.

 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, co za napięty grafik ma Harry, oby jednak nie padl z wyczerpania, a ten pojedynek z Ronks niesamowity...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń