Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 7 stycznia 2024

PDJ - Rozdział 46 – Dom na Spinner’s End

- AAA-CIOOO!

Harry kichnął gwałtownie, wychodząc z kominka i prawie potykając się o kolekcję kufrów i toreb, które stały przed paleniskiem. Były pokryte cienką warstwą kurzu, ponieważ leżały w tej samej pozycji prawie miesiąc. Złapał równowagę i wymamrotał szybkie „Lumos!”, po czym odsunął się na bok, by Severus mógł przejść.

- Będę musiał gruntownie wysprzątać to miejsce – powiedział jego nowy ojciec, z wdziękiem wychodząc z ognia.

Harry rzucił mu zazdrosne spojrzenie. Bał się, że nawet jeśli dożyje setki, nigdy nie rozwinie kociego wdzięku Severusa.

- Pomogę, Sev.

- Jakieś to troskliwe z twej strony – wycedził Mistrz Eliksirów z lekką nutą sarkazmu. – W końcu to także twój dom.

Podszedł do ściany obok kominka i pstryknął włącznik, a światła na suficie nad jego głową zapaliły się.

- Elektryczność? – wykrzyknął Harry, tak już przyzwyczajony do czarodziejskich magicznych kul, że powrót do „mugolskości” wydawał mu się dziwny.

- Ależ oczywiście, ponieważ tu na północy nie jesteśmy barbarzyńcami, jak wydaje się myśleć wam, ludziom z Surrey – zadrwił łagodnie Severus.

- Wiem o tym, po prostu… myślałem, że cały czas żyjesz jako czarodziej.

Severus posłał mu chytry uśmieszek.

- Właśnie tak chciałem, żebyś myślał. Wychowałem się w tym domu, Harry, i nadal, kiedy tu jestem, mam tendencję do robienia rzeczy w mugolski sposób. Powoduje to mniejszy stres u moich sąsiadów i dla mnie mniej pracy związanej z zaklęciem pamięci. Byłem szpiegiem przez ponad piętnaście lat, wiem jak się wtopić. Magii używam tylko w domu, gdy nikt nie może zobaczyć. W końcu to mugolska dzielnica.

Harry rozejrzał się. Część salonowa była mała, na tyle duża, by pomieścić kanapę w gustownym odcieniu myśliwskiej zieleni. Sięgała ona prawie do drzwi domu, które były zakryte wysoką białą zasłoną, by żaden ciekawski gość nie mógł zajrzeć do prywatnego mieszkania Snape’a. Na prawo od niej znajdowało się duże okno wykuszowi, również zasłonięte, ale ta zasłona wpuszczała do pokoju nieco światła. Okno wychodziło na ulicę, która była długa i wietrzna, a po jej drugiej stronie stało kilka samochodów.

Zapadał zmrok, ale Harry mógł zobaczyć, że po przeciwnej stronie ulicy stało więcej domów szeregowych z czerwonej cegły, każdy z mosiężnym numerem i kołatką na identycznych drewnianych drzwiach, oddzielonych wąską uliczką. Wszystkie miały wykusz i ganek z kutą balustradą.

Harry odwrócił się, żeby zbadać resztę pokoju. Oprócz zielonej kanapy, która wyglądała na miękką i zachęcającą, podobnie jak kanapa Severusa w jego kwaterze w Hogwarcie, znajdował się tam miękki dywan w kolorze łupkowo szarym, przetarty w kilku miejscach, ale poza tym przyzwoitej jakości.

Przed wykuszem stała pięknie rzeźbiona drewniana skrzynia apteczna, wykonana z czarnego orzecha i zawierała wiele szuflad i jedną, długą szufladę.

- Czy to tam trzymasz składniki do eliksirów?

Severus podniósł wzrok znad odkurzanego kufra i skinął głową.

- Niektóre z nich. Te, które mają charakter leczniczy i nie są trujące, są w tej skrzyni. Są tam też niektóre awaryjne mikstury, w szufladzie.

Obok skrzyni stała zakrzywiona lampa z kutego żelaza, której klosz przypominał zieloną żarówkę, coś w rodzaju trójlistkowej arizemy. To z niej dochodziło najwięcej światła.

Przed kanapą stał mały, orzechowy stolik, na którym leżały stosy czasopism i pusty, ale czysty kubek na kawę. Harry przejrzał czasopisma, wszystkie były czarodziejskimi publikacjami, za wyjątkiem jednego, „The Yorkshire Times”.

Severus widział, jak je przejrzał i powiedział:

- Ważne jest, by być na bieżąco z lokalnymi wiadomościami na wypadek, gdyby jakiś sąsiad podszedł, gdy spacerujesz i zapytał, co myślisz o tym, a o tym. Dzięki temu jestem poinformowany.

- Racja. – Harry odłożył czasopismo. Na kanapie leżało kilka czarnych poduszek, na tyle dużych, by można było na nich wygodnie oprzeć głowę oraz miękki zielono-czarny koc, starannie przełożony przez oparcie.

Nad kanapą wisiał duży obraz przedstawiający morski pejzaż i gdy Harry się przypatrzył, zobaczył, że fale delikatnie się pieniły na brzegu, chmury przemykały po niebie, a mewa z piskiem zlatywała w dół, by złapać rybę. Kiedy patrzył z zachwytem, chudy chłopiec z czarnymi włosami, ubrany w postrzępione szorty i długą koszulę, przeszedł po piasku w towarzystwie małej, rudowłosej dziewczynki w sukieneczce, niosącej wiadro i łopatkę. Uklęknęła na piasku i uśmiechnęła się do chłopca, który zaczął budować zamek z piasku.

- To dobre miejsce, Lil.

- Wspaniałe, Sev – zachichotała, po czym zaczęła mu pomagać.

Harry sapnął. To byli… jego matka i Severus… wyglądali na około osiem lat… na plaży… Patrzył i patrzył, jak oboje szybko budują zamek z piasku.

Severus dotknął jego ramienia i Harry podskoczył.

- Spokojnie – mruknął starszy mężczyzna. – Jesteś bezpieczny. To ja i twoja matka. Byliśmy na wakacjach w jej nadmorskim domku w Skegness w Lincolnshire. To był pierwszy raz, gdy byłem gdziekolwiek poza tym domem na Spinner’s End.

- Moja mama miała dom nad morzem? – Harry był zdumiony. Dlaczego nigdy wcześniej o tym nie słyszał? Potem przypomniał sobie, jak wiele razy ciotka, wuj i Dudley wyjeżdżali na wakacje nad morze. Czy szli do tego samego domu? – Kiedy moja mama zmarła, ciotka Petunia dostała domek, prawda? Ten, w którym mieszkałeś w te wakacje?

- Tak, przypuszczam, że tak, skoro rodzice twojej matki już wtedy nie żyli.

- Czy wiesz… jak umarli, moi dziadkowie? – zapytał ostrożnie Harry.

- Tak – powiedział ciężko Severus. – Voldemort posłał za nimi śmierciożerców. Dowiedziałem się o za późno, by temu zapobiec. Aurorzy dotarli za późno. Evansowie już nie żyli. Ale zaskoczyli tam śmierciożerców i to właśnie tak Szalonooki Moody dorobił się drewnianej nogi i swojego magicznego oka. To było kilka miesięcy po twoich narodzinach. To był jeden z powodów, dlaczego twoi rodzice się ukryli.

- Och.

Severus ścisnął ramię Harry’ego.

- Nie obwiniaj się, synu. To były okropne czasy, Voldemort był zagrożeniem, atakował mugolaki i ich rodziny, a gdy ich znajdował, był bezwzględny. Podobnie jak Adolf Hitler w swoim prześladowaniu narodu żydowskiego i Romów.

- Myślisz, że są spokrewnieni?

Severus zakaszlał.

- Być może mieli tą samą przeklętą duszę. W każdym razie, kiedy twoi dziadkowie umarli, zamładam, że dom przeszedł w ręce Petunii, jako najstarszego dziecka.

- Tak właśnie myślałem – powiedział Harry, a w jego głos wkradła się gorzka nuta. – Nigdy go nie widziałem, ilekroć wyjeżdżali na letnie wakacje nad morze, zawsze zostawiali mnie z panią Figg, Marge albo samego.

Spojrzał na obraz i zobaczył, że mali Severus i Lily skończyli budowę zamku z piasku i teraz pluskali się w falach.

- Sam go zrobiłeś magicznym aparatem?

Severus pokręcił głową.

- Nie. To obraz pamięciowy.

- Co to jest?

- Obraz namalowany za pomocą wspomnienia, które wydobyłem z umysłu. Umieściłem je na magicznym płótnie i użyłem specjalnej farby, by „obudzić” wspomnienie. Jedyny, jaki zrobiłem.

- To naprawdę coś, Sev.

Severus wyglądał na zawstydzonego.

- Nie jestem artystą, Harry. Możemy wybrać się na wycieczkę do Skegness, jeśli chcesz, kiedy już się zadomowisz i kiedy porozmawiamy z Ministrem. W sierpniu jest tam bardzo przyjemnie.

- Bardzo bym chciał – powiedział szczerze Harry. Potem dodał złośliwie: – Nauczysz mnie, jak budować zamki z piasku? Nigdy się nie nauczyłem.

- Bezczelny pisklak! – warknął, żartobliwie uderzając syna w tył głowy. – Myślę, że sobie poradzisz. Chodź, pokażę ci resztę domu, a potem możesz się rozpakować.

Tuż obok salonu znajdowała się mała kuchnia i była na tyle duża, że mogła w niej stanąć jedna osoba, ale zawierała kuchenko-piekarnik, małą lodówko-zamrażarkę i stół wystarczająco duży dla trzech osób. Obok kuchenki stały białe szafki, w których znajdowały się garnki, patelnie, naczynia i przybory kuchenne. Wszystko było schludne, ale pokrywała je warstwa kurzu.

Harry przesunął palcem po czarnym blacie.

- Serce ciotki Petunii by nie wytrzymało.

- Hymph! Lepiej, żeby dostała zawału z powodu tego, jak pozwalała cię traktować, nie z powodu domu. Ale jak powiedziałem, będziemy musieli posprzątać. Wbrew popularnym plotkom, nie cieszy mnie życie w ciemnej norze pełnej pajęczyn i pająków.

- Czy użyjemy magii do sprzątania? – zapytał Harry, mając wizje zaatakowania kuchenki miotełką do kurzu i pastą do polerowania.

- Możesz, chyba że wpadniesz w kłopoty. Wtedy wykonasz obowiązki w mugolski sposób.

- Dlaczego zawsze zakładasz, że będę miał kłopoty? – zapytał rozdrażniony Harry. – Dopiero tu dotarłem!

- Nie mogę uwierzyć, że zadałeś to pytanie. Harry, masz na drugie imię Kłopoty i obaj o tym wiemy.

- Hej, obiecałem, że będę się zachowywał i mówiłem poważnie.

- Dobrymi chęciami, pisklaku… - drażnił się Severus. Potem wycelował różdżkę, wypowiedział słowo, a przez kuchnię przeszedł wicher.

Kiedy zniknął, blat i wszystkie powierzchnie lśniły czystością.

- Święty Merlinie! – krzyknął Harry. – Musisz mnie nauczyć tego zaklęcia, Sev!

- Później. Łazienka jest tutaj, tuż przed schodami.

Po pokazaniu Harry’emu niezbędnych rzeczy, Snape poprowadził go wąskimi schodami do czegoś, co wyglądało jak biblioteka. Było wypełnione rzędami książek, a pomiędzy półkami stało biurko, niczym śpiący kot wśród poduszek. W tym pokoju wisiały w ramkach certyfikaty związane z wszystkimi nagrodami, które Severus otrzymał za sporządzenie eliksirów, w tym jedną dużą, za swoje mistrzostwo. Był też jeden certyfikat za pojedynkowanie i kolejny za odkrycie prawie wymarłego gatunku magicznej rośliny – wrzosu cierniopolowego.

W przeciwieństwie do parteru domu, w bibliotece nie było kurzu, skórzane grzbiety ksiąg wręcz lśniły, jakby były wypolerowane, a wokół unosił się przyjemny zapach cytrynowego środka czyszczącego zmieszany z zapachem skóry i pergaminem. Nawet drewniana podłoga wyglądała na świeżo nawoskowaną.

- Zaklęcie ochronne – powiedział Severus. – Rzuciłem go na książki, ale ten pokój jest tak mały, że powiększył się, aby chronić także biurko i podłogę. Możesz przeglądać jakie książki chcesz, nie ma tu żadnych niebezpiecznych magicznych testów. Te trzymam w magicznym sejfie.

Następnie podszedł do półki z książkami po prawej stronie biurka i wysunął książkę zatytułowaną „Gałki do łóżka i kije do miotły”. Nagle rozległo się zgrzytnięcie i półka z książkami odsunęła się na bok, by odsłonić tajne przejście.

- Na końcu tego korytarza są sypialnie. – Severus wszedł do ciemnego korytarza, który natychmiast pojaśniał. – Tego tu nie było, gdy dorastałem. Później dodałem bibliotekę i korytarz za półkami na książki. Nie otworzy się dla nikogo prócz mnie, a teraz też ciebie, jako mojego adoptowanego przez krew spadkobiercy.

Harry wszedł ostrożnie do korytarza, na wpół przestraszony, że uruchomi się jego strach przed małymi miejscami, ale gdy tylko podążył za Severusem, wcale nie poczuł się zamknięty. Korytarz był normalnej wysokości i dobrze oświetlony. Na końcu korytarza znajdowało się troje drzwi.

Jedne były do kolejnej łazienki mającej prysznic i wannę, w przeciwieństwie do tej mniejszej na parterze, w której znajdowała się tylko umywalka i toaleta. Po prawej był się pokój Severusa, który powiedział, że Harry nie może do niego wchodzić bez jego pozwolenia.

Harry nie mógł się powstrzymać wtedy przed kolejną bezczelną uwagą.

- Dlaczego, Sev? Masz tam jakąś dziewczynę przykutą do szafy?

- Bezczelny szczeniak! – prychnął Severus. – Co za tupet! – Potem odwarknął: – Nie, mam tam szczątki ostatniego bezczelnego bachora, który mnie od dawna irytował. I tylko tyle musisz wiedzieć. – Potem złagodniał nieco, widząc przybitą minę Harry’ego. – Lubię prywatność i… trudno mi się przyzwyczaić do dzielenia domem po tylu latach samotności. Wybacz, ale potrzebuję swojej przestrzeni do myślenia i czasem odpoczynku, dlatego proszę cię, żebyś trzymał się z daleka od mojego pokoju. Uczynię to samo tobie. Chyba że dasz mi powód, żebym tam wtargnął.

- Rozumiem – powiedział szybko Harry. Potem zapytał: – Na przykład jaki?

- Oczekuję, że będziesz utrzymywał w pokoju porządek, co oznacza, że będę mógł wejść tam, nie brudząc ubrań i tak dalej. I nie oczekuję, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale jeśli kiedykolwiek będę podejrzewał cię o zażywanie nielegalnych substancji, takich jak papierosy, marihuana czy innego rodzaju narkotyki, nie będę miał żadnych skrupułów i przeszukam twój pokój. A wtedy będziesz ego żałować.

Harry zadrżał, bo ton Severusa pociemniał niczym północ i nawet nie chciał sobie wyobrażać piekła, które by nastąpiło, gdyby Severus kiedykolwiek przyłapał go na braniu czegoś takiego jak trawka czy heroina.

- Sev, nie jestem ćpunem. I nic nie palę. Wuj Vernon palił fajkę i zawsze tego nienawidziłem… tego smrodu i bałaganu… więc nie musisz się tym martwić.

- Nie myślałem tak, ale chciałem cię o tym wcześniej poinformować – powiedział Severus z ulgą. Pierwszą połowę życia spędził z osobą uzależnioną i nie zamierzał dopuścić, by to się powtórzyło. Otworzył drzwi na lewo od łazienki. – A tu jest twój pokój, Harry. Kiedyś był mój, meble zostały odnowione i możesz go udekorować według swojego uznania. Znasz zaklęcie zmieniające kolor?

Harry wszedł do pokoju. Nie był tak mały, było w nim mnóstwo miejsca na łóżko, komodę, szafę, biurko i krzesło. Okno wychodziło na małe, ogrodzone podwórko.

Dywan miał zwykły, płowy kolor, który nie było łatwo zabrudzić, ale pasował też do wszystkiego innego. Ściany były w kolorze zwyczajnego beżu. Wszystkie meble były z litego dębu o barwie mahoniu. Kołdra na łóżku miała kolor królewskiego błękitu.

- Nie miałem pojęcia, jakie są twoje preferencje, więc jeśli chcesz kupić nowe meble, możemy odwiedzić kilka sklepów – zaczął Severus, uznając milczenie Harry’ego za oznakę, że nie podoba mu się pokój.

Harry pokręcił głową, przytłoczony.

- Nie… to… wszystko jest w porządku. W porządku.

- Jesteś pewny?

- Tak – powiedział cicho, myśląc w oszołomieniu: To mój pokój. Mój. Nie muszę go z nikim dzielić ani nie otrzymałem jakiegoś używanego dziadostwa. Wszystko moje. W końcu mam miejsce, które mogę nazwać swoim. Tego właśnie zawsze pragnął, jednak teraz, gdy to dostał, nie wiedział jak zareagować. Ku swojemu przerażeniu poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Bezlitośnie je zdusił. Nie był dziewczyną, żeby rozglądać się po pokoju ze łzami w oczach! Co się z nim, do cholery, stało? Uparcie patrzył przez okno, dopóki się nie opanował, po czym odwrócił do ojca i powiedział:

- To chyba lepiej zacznę się rozpakowywać.

Severus skinął głową, choć nie dał się zwieźć nonszalanckiej fasadzie Harry’ego. Widział, jak blisko powierzchni były emocje chłopca, więc zdecydował się dać mu trochę przestrzeni.

- Zrobię to samo. Inkantacja zaklęcia, które zmienia kolor brzmi… - machnął różdżką i wymamrotał dwa słowa po łacinie, a następnie barwa ściany zaczęła się zmieniać.

- Rozumiem – powiedział Harry. Zaklęcie było podstawowe.

- Nie spiesz się, nie ma pośpiechu. Za dwie godziny przyjdę i możemy zjeść śniadanie.

- Potrafisz gotować?

- Założę się, że lepiej od ciebie – powiedział szorstko Mistrz Eliksirów. Szybkim machnięciem przywołał kufer i torbę Harry’ego oraz grzędę Hedwigi. – Jeśli będziesz mnie potrzebować, zawołaj. Usłyszę cię, nawet jeśli będę w moim laboratorium.

- Gdzie ono jest?

- Oczywiście, że w piwnicy – odparł Severus, po czym wyszedł.

Harry zamknął drzwi nie dlatego, że bał się, że Severus wróci bez pytania, ale dlatego, że po raz pierwszy w życiu rzeczywiście miał prawdziwe drzwi, które mógł zamknąć. Dało mu to ogromne poczucie prywatności.

Podszedł do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka nocny wiatr. Potem gwizdnął cicho na Hedwigę.

Sowa śnieżna powiedziała im jasno, że poleci do Spinner’s End, zamiast przechodzić przez tę śmiertelną pułapkę, jaką była sieć Fiuu.

Kilka chwil później wleciała do jego pokoju i wylądowała na swojej grzędzie.

- Dobry wieczór, pisklaku. Jak mija ci pierwszy wieczór w nowym miejscu zamieszkania?

- Na razie mi się podoba, Hedwigo. Podoba ci się, że ta grzęda jest przy oknie? A może powinienem ją trochę przesunąć?

Sowa zamyśliła się.

- Możesz ją przesunąć nieco w lewo, żeby przeciąg nie wiał bezpośrednio na mnie. Lubię wiatr i chłód, ale nie jestem odporna na przeziębienia.

Harry przesunął grzędę zgodnie z jej poleceniem, po czym rozłożył małą płócienną plandekę, by chronić ją przed przypadkowymi przeciągami. Postawił jej miskę na jedzenie, napełnił jej naczynie wodą ze zlewu w łazience.

Trąciła go czule dziobem i usiadła na grzędzie, by się umyć.

Harry usiadł na swoim łóżku i zastanawiał się, na jaki kolor powinien pomalować pokój, swój pokój. Chociaż nie przeszkadzały mu barwy Gryffindoru, czuł, że nie będą tutaj pasować i postanowił zostawić swój dom w szkole. To było inaczej. Był dumny ze swojego domu, ale jego pokój był miejscem, gdzie mógł pokazać się z innej strony. Mógł pokazać Harry’ego Pottera-Snape’a, którym nie był w Hogwarcie.

Zamknął oczy, wyobrażając sobie, że jest Freedomem, wznoszącym się w górę ku niekończącemu się błękitnemu sklepieniu idealnego dnia, gdy słońce oświetla chmury srebrną obwódką i cieniuje błękit i fiolet w kierunku horyzontu.

- Otóż to! – otworzył oczy i rzucił zaklęcie zmieniające kolor, recytując najpierw błękit nieba.

Ściany nabrały miękkiego, stonowanego odcienia błękitu. Potem ponownie wycelował różdżką i zaintonował zaklęcie, ale tym razem skupił się i dolna połowa ściany pociemniała do kobaltu, po czym dodał pasek głębokiego fioletu, cieniując go najlepiej jak potrafił. Stworzył białe chmury, obramowując je srebrem.

Potem cofnął się i rozejrzał, zadowolony ze swojego dzieła.

Jego sypialnia wyglądała dokładnie jak otwarte niebo w słoneczny dzień, dokładnie tak jak zapamiętał z lotu. Teraz nie czuł się już tak zamknięty. Wystarczyło, że się rozejrzał, a już widział niebo.

- Hedwigo, co o tym myślisz?

Sowa podniosła głowę znad czyszczenia i zahukała z aprobatą.

- Panie Wiatrów, Harry! To znakomite!

Wyszczerzył się. Potem wykonał nieco absurdalny taniec radości.

- I to wszystko jest moje – szepnął, czując, jak znów przechodzi go dreszcz.

Następnie zaczął rozpakowywać swoje szkolne rzeczy i ubrania, układając je starannie w komodzie, na biurku i w szafie.

Nie zajęło to wiele i Harry poczuł się nieco zmęczony, więc zrzucił tenisówki i wyciągnął się na łóżku.

Po chwili już mocno spał.

Severus przyszedł i zapukał do drzwi jakieś dwie godziny później, ale kiedy przekręcił klamkę, okazało się, że są zamknięte.

- Harry? Jesteś głodny? Na stole jest zupa i kanapki.

Harry obudził się gwałtownie. Przez moment panikował, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Potem założył okulary, rozejrzał się po pokoju z niebem i uśmiechnął się. Był tu bezpieczny, w swoim własnym pokoju, pokoju ze ścianami w kolorze nieba.

- Harry? Mogę wejść?

Dopiero wtedy przypomniał sobie, że zamknął drzwi na klucz.

- Huh? Och, tak. – Wstał, podszedł do drzwi i je otworzył. – Przepraszam, Sev… Zapomniałem, że zamknąłem drzwi na klucz.

Cofnął się o krok, żeby Severus mógł wejść i zobaczyć, co zrobił z pokojem.

Severus wszedł i zamrugał.

- Podoba ci się? – zapytał Harry, nagle przestraszony dezaprobatą starszego mężczyzny. – Tęskniłem za niebem, więc… cóż… starałem się, by ściany wyglądał jak ono…

- To bardzo dobra robota. Niemal czuję wiatr pod piórami – powiedział szczerze Severus. – Świetna robota, Harry. Jesteś większym artystą niż ja. Chciałbyś coś zjeść?

- Uch… tak. Zasnąłem – przyznał nieśmiało.

- Nie jestem zaskoczony po tym, co dzisiaj przeżyłeś – stwierdził Severus. – Zrobiłem zupę wołową z makaronem i kanapki z szynką, sałatą i majonezem oraz herbatę. – Poprowadził go korytarzem i pokazał Harry’emu mały panel z rzeźbioną lilią, którego musiał dotknąć, aby półka z książkami się przesunęła.

Razem zeszli do kuchni i zjedli prostą, ale satysfakcjonującą kolację, pierwszą w rodzinie na Spinner’s End.

Po chwili Severus powiedzał:

- Jutro możemy omówić twoje zadania domowe na lato i kilka obowiązków, które będziesz musiał wykonać, ale dzisiejszy wieczór należy do ciebie i możesz robić, co chcesz. Witaj w domu, synu. – Podniósł kubek w geście toastu.

Harry zrobił to samo ze swoją szklanką wody z lodem.

- Dziękuję, Sev.

Teraz, kiedy wreszcie był w domu, w miejscu, do którego należał, czuł, że może zacznie wracać do zdrowia po wojnie, którą niedawno stoczył. To samo mógł zrobić Severus. Merlin jeden wiedział, że potrzebowali tego czasu, by zapomnieć o okropnościach wojny, wygranych bitwach i krwi na ziemi, czasu, by przypomnieć sobie, jak to jest być normalnym, jeśli którykolwiek z nich kiedykolwiek taki był.

Harry wypił, przypominając sobie, by myśleć o jednym dniu na raz. Miał resztę lata na regenerację i miał niespokojne przeczucie, że potrzebował każdej jego sekundy.

 

1 komentarz:

  1. Żyjesz i nareszcie kolejny rozdział bardzo dziękuję czekam na kolejny pozdrawiam gosia

    OdpowiedzUsuń