Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 20 września 2024

PoO - Dodatek – Opowieści na dobranoc

Rozdział 1 – Siła

Jak zwykle uczucie niepokoju nagle wyrwało Harry’ego do świadomości. Zamrugawszy kilkukrotnie, potrzebował chwili, by sobie uświadomić, co, a dokładniej kto, go obudził. Wiedział, że to irytuje jego żonę, ale nic nie mógł na to poradzić. Zawsze potrafił wyczuć, kiedy jego syn go potrzebuje i chłopczyk wiedział o tym. To był jedyny powód, dlaczego najpierw pojawiało się zawahanie, a dopiero potem zaczynał krzyk.

Tak ostrożnie, jak to możliwe znalazł swoje okulary na nocnym stoliku i włożył je, wstając z łóżka. Światło księżyca wypełniało pokój, dając mu dość światła, by mógł obejść łóżko i dotrzeć do kołyski, gdzie jego syn nie spał, wpatrując się w niego intensywnie niebieskimi oczami, które odziedziczył po matce, jego pulchne rączki wyciągnęły się w kierunku tatusia. Z szerokim uśmiechem na twarzy Harry podniósł niemowlę i chwycił jedną z przygotowanych butelek, po czym podszedł do bujanego fotela, który stał przy dużym oknie z doskonałym widokiem na pełnię księżyca.

Z największą ostrożnością, na jaką było go stać z pełnymi rękami, Harry usiadł i usadził dziecko, by zacząć je karmić.

- Co robisz, kiedy mnie tu nie ma, mały człowieku? – zapytał cicho Harry. – Mam nadzieję, że nie doprowadzasz swojej mamy do szaleństwa. – Dziecko tylko wpatrywało się w Harry’ego, kontynuując ssanie butelki. Harry skorzystał z okazji, by spojrzeć na księżyc. – Kochałby cię, wiesz? I wiem, że ty też byś go pokochał. Nawet po czterech latach trudno mi myśleć, że go nie ma.

Harry zaczął się kołysać, chociaż bardziej dla własnego komfortu niż komfortu dziecka.

- Masz po nim imię – dodał. – Twój dziadek zajął jego pierwsze imię, więc dałem ci jego drugie. Evan John Potter. Przynajmniej tyle mogłem zrobić za wszystko, co dla mnie zrobił. Twój dziadek nazwał swojego syna imionami moich trzech ojców – Remus James Black. – Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Nadal nie mogę tego powiedzieć na poważnie. Twój dziadek będzie miał pełne ręce roboty, ale powinien wiedzieć, że lepiej nie dawać jednemu dziecku imion trzech Huncwotów.

Evan zaczął się lekko wiercić, więc Harry zmienił jego pozycję.

- Najtrudniejsze są pełnie księżyca. Zawsze przypominają mi o twoim dziadku Remusie. Widzisz, dawno temu był sobie mały chłopiec, który został przeklęty przez złego człowieka, by przy każdej pełni stawał się potworem, a to tylko dlatego, że ojciec chłopca obraził tego podłego człowieka. Chłopiec przez lata żył w strachu, wiedząc, że nigdy nie zostanie zaakceptowany przez otaczających go ludzi, gdyby tylko dowiedzieli się o klątwie. To jeden z największych problemów naszego świata, Evanie. Ludzie skupiają się na klątwie, która ukazuje się raz na miesiąc w człowieku, który kontroluje ją przez resztę czasu.

Harry westchnął, a jego wzrok powrócił do syna, który wciąż wpatrywał się w niego uważnie.

- Gdy mały chłopiec podrósł, stał się jednym z pierwszych wilkołaków przyjętych do Hogwartu – powiedział cicho. – W Hogwarcie poznał dwóch niezwykłych chłopaków, ale nadal się bał im powiedzieć, co się w nim kryje. Bał się, że go odrzucą, więc co miesiąc kłamał, gdzie chodził, ale nie trwało to długo. Jego przyjaciele dowiedzieli się o klątwie i postanowili pomóc. Na wszystkie sposoby. Po raz pierwszy od długiego czasu chłopiec był szczęśliwy. Miał przyjaciół, którzy widzieli w nim to, kim jest, a nie to, co ktoś mu zrobił.

Wyciągając butelkę z ust syna i unosząc ją do światła księżyca, Harry mógł zobaczyć, że została jeszcze tylko jakaś uncja. Zalały go fale irytacji. Spoglądając w dół, Harry uśmiechnął się, gdy Evan sięgnął po butelkę.

- Widzę, że masz moją cierpliwość – powiedział, wkładając butelkę z powrotem do ust Evana. – Wróćmy do historii, dobrze? Cóż, chłopak dorastał w trudnych czasach. Źli ludzie krzywdzili innych, więc zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić. Razem z przyjaciółmi z nimi walczył. Naprawdę wierzyli, że nic ich nie może zranić, póki są razem. Niestety los miał inne plany. Zostali zdradzeni i w mgnieniu oka, ich życie się zmieniło. Przez lata, nasz bohater żył z dala od świata, który tak kochał, bo nie pozostał mu tak naprawdę nikt, kto by zaakceptował to, kim był. Wrócił, żeby uczyć w Hogwarcie i chronić syna jednego ze swoich przyjaciół (którego będziemy nazywać Jamesem) przed innym przyjacielem, który wierzono, że zdradził Jamesa. Nazwiemy go Syriuszem. Pomimo piętna i dyskryminacji, nasz bohater walczył o pozostanie częścią życia swojego „bratanka”, a nawet został jego częściowym opiekunem, kiedy udowodniono, że Syriusz jest niewinny. Przez następne cztery lata pracowali razem, by pomóc swojemu podopiecznemu przetrwać wszystkie próby, które pojawiły się na jego drodze.

Zauważając, że butelka jest pusta, Harry odłożył ją na bok i zmienił pozycję Evana, by mogło mu się odbić.

- Razem cała trójka stanęła silna przeciwko Ministerstwu Magii, prasie, wyjątkowym mocom, śmierciożercom i samemu Czarnemu Panu Voldemortowi. Zorganizowali armię i pokonali od pięćdziesięciu lat największe zagrożenie czarodziejskiego świata. – Z ust Evana wyrwało się małe beknięcie, wywołując uśmiech u Harry’ego. – Bardzo dobrze – powiedział cicho. – Może jeszcze raz?

Harry nie musiał czekać długo, nim kolejne beknięcie wypełniło ciszę. Uśmiechając się szeroko, ułożył Evana w ramionach i wstał. Dziwne, jak najmniejsza rzecz dawała mu teraz największe poczucie spełnienia. Najciszej jak to możliwe, Harry podszedł do kołyski i ostrożnie włożył do niej Evana. Evan zapłakał cicho w proteście, ale uspokoił się, gdy z Harry’ego wyemanowało kilka uspokajających fal.

- Dobrze – wyszeptał Harry, gdy powieki Evana zaczęły opadać. – To bardzo ważne, Evan. Musisz wiedzieć, że twój dziadek Remus był najsilniejszym, najmilszym i najbardziej wyrozumiałym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Nigdy się nie poddawał, nawet gdy klątwa zaczęła go przytłaczać. Walczył, by zostać z nami jak najdłużej. Bardzo mi pomógł, kiedy zacząłem trenować i wiem, że pomógł też twojemu dziadkowi Syriuszowi, kiedy pojawiła się na widoku twoja babcia Jocelyn. Taką właśnie osobą był Remus. Zawsze pomagał ludziom.

Dłoń spoczęła na ramieniu Harry’ego, sprawiając, że odwrócił się i zobaczył, że jego żona nie śpi. Jej ciemnoniebieskie oczy wydawały się jeszcze intensywniejsze w bladym świetle księżyca. Jej długie, ciemnobrązowe włosy były zebrane w luźny warkocz, a kilka pasm otaczało jej owalną twarz. Na jej pełnych ustach pojawił się delikatny uśmiech, uświadamiając Harry’emu, że nie spała już od dłuższego czasu.

- On już śpi, Harry – powiedziała cicho. – Wracaj do łóżka.

Harry już miał się odwrócić, by obejść łóżko, kiedy nagle został pociągnięty do przodu i wylądował twarzą na łóżku.

- Anna! – wykrzyknął cicho, przesuwając się na swoją stronę łóżka. – Chcesz obudzić Evana?

Anna roześmiała się cicho, a Harry ułożył się wygodnie.

- Mam przeczucie, że po takiej bajce na dobranoc będzie śnił o dziadku – odparła otwarcie, przysuwając się bliżej i opierając głowę na jego piersi. – Albo o swoim tatusiu.

Harry w roztargnieniu zaczął bawić się kosmykami włosów, które wypadły z warkocza Anny.

- Wiesz, może śnić o tobie – odparł.

Anna przesunęła się, by móc spojrzeć Harry’emu w oczy.

- Proszę cię – powiedziała z uśmiechem. – Wiem, że Evan cię uwielbia. Łączy go z tobą więź, której prawdopodobnie nigdy nie będzie miał ze mną. Dla niego jesteś jedyną osobą, która potrafi go zrozumieć, tak jak tylko on rozumie ciebie.

Harry zmarszczył brwi, zdezorientowany. Naprawdę nie sądził, by dwumiesięczne dziecko mogło być aż tak świadome, ale w jego życiu działy się dziwniejsze rzeczy, które zmuszały go do zachowania umysłu otwartego na wszystko.

- Harry, myślę, że musimy rozważyć możliwość, że Evan może być empatą, tak jak ty – powiedziała ostrożnie Anna, chwytając jego dłoń.

Harry pewnie potrząsnął głową.

- Nie, to nie działa w ten sposób. Sprawdziłem przed narodzinami Evana. Empatii i uzdrawiania nie można przekazywać z rodzica na dziecko. To anomalia w magicznym rozwoju…

- Która zaczyna się, gdy dziecko jest jeszcze w łonie – przerwała mu cierpliwie Anna. – Wiem, Harry. Też to sprawdziłam. To nie powinno się zdarzyć i tak naprawdę nie będziemy mieć pewności jeszcze przez kilka lat, ale widzę wszystkie znaki, zwłaszcza w pobliżu innych. Jest bardziej nastrojony do emocji wokół niego niż jakiekolwiek inne dziecko.

Harry uszczypnął nasadę nosa pod okularami.

- Myślę, że za wiele w tym widzisz – powiedział poważnie. – Moja empatia nie ujawniła się póki…

- Póki nie znalazłeś się w bezpiecznym i kochającym środowisku – przerwała mu Anna. – Harry, pomyśl. Twoi krewni od małego zmuszali cię do ukrywania tego, kim jesteś i co potrafisz robić. Urodziłeś się z tą „anomalią”. Nie pojawiła się tak o pewnego dnia.

- Wiem – powiedział Harry zrezygnowanym głosem. – Myślę, że miałem tylko nadzieję, że Evan będzie w stanie uniknąć tego, przez co ja przeszedłem. Nienawidziłem się czuć, jakbym był dziwadłem.

Anna delikatnie klepnęła go w ramię.

- Nie jesteś dziwadłem! – syknęła. – Tak, będzie trudno przebywać w zamku pełnym nastolatków, ale ma lata na opanowanie swoich umiejętności, by nie przydarzyło mu się to, co tobie. Pomyśl, Harry. Teraz masz empatię i uzdrawianie pod kontrolą. Moje emocje cię już nie obezwładniają…

- Myślałem, że to dlatego, że jesteś wyjątkowa.

- I możesz przebywać wśród wszystkich w szpitalu tak, żeby to cię nie dotykało – kontynuowała uparcie Anna. – Harry, po prostu mi zaufaj, dobrze?

Harry westchnął, powoli zamykając oczy. Ze wszystkich rzeczy, które chciał przekazać synowi, jego empatia z pewnością nie była jedną z nich.

- Wiesz, mam wrażenie, że Remus się ze mnie w tej chwili śmieje – powiedział leniwie. – Po tym wszystkim, przez co przeszedł przez swoją empatię, przypuszczam, że czułby, że to ważne, by przekazać wszystko, co wiem.

- To brzmi jak dobra rada – stwierdziła Anna, opuszczając głowę tak, by ponownie spoczęła na piersi Harry’ego. – Naprawdę żałuję, że go lepiej nie poznałam. Im więcej o nim słyszę, tym bardziej czuję, że przegapiłam coś naprawdę niezwykłego.

Harry uśmiechnął się.

- Myślę, że każdy, kto go spotkał, czuje to samo – powiedział uspokajająco. – Był genialnym człowiekiem, ale nigdy nie sprawiał, że poczułeś się jak idiota. Po prostu patrzył na ciebie i wiedziałeś, że odpowiedź tam jest. Trzeba jej tylko było poszukać. Miał ten wyraz twarzy, gdy spotkał Jocelyn i kiedy spotkał ciebie.

Anna spojrzała na Harry’ego z nadzieją.

- Naprawdę?

Harry skinął głową.

- Kiedy poszłaś, powiedział mi, żebym nigdy nie pozwolił ci odejść. Wtedy myślałem, że miał na myśli jako przyjaciółkę, bo tym wtedy byliśmy, ale kiedy zaczęliśmy się spotykać…

- Myślisz, że to jego wewnętrzny wilk? – zapytała Anna z ciekawością. – Może dzięki wyostrzonym zmysłom był w stanie wychwycić takie rzeczy. Jak wilki. One polegają na zmysłach, gdy znajdują partnera…

- Przypuszczam, że to możliwe – powiedział w zamyśleniu Harry, a Anna ponownie położyła głowę. – Naprawdę powinniśmy iść spać. Evan obudzi się znowu za kilka godzin.

Anna pokiwała głową przy piersi Harry’ego.

- Jutro masz wolne, prawda? – zapytała cicho.

- Oczywiście – odparł natychmiast Harry. – Jutro mamy rodzinny piknik. Syriusz chce jutro przejść się po Central Parku z RJem. Osobiście uważam, że podoba mu się wyraz twarzy innych ludzi, kiedy Łapa spaceruje na smyczy z dwudziestomiesięcznym dzieckiem.

- Tak dla twojej wiadomości, Joyce wspominała, że starają się o kolejne dziecko, więc jeśli jutro powiedzą coś na ten temat, postaraj się zachować rozsądek – powiedziała Anna od niechcenia.

- Zachowywałem się rozsądnie, gdy dowiedzieliśmy się o RJu – zaprotestował Harry.

- Harry, wybuchnąłeś śmiechem.

- Syriusz promieniował emocjami! – powiedział defensywnie Harry. – To nie moja wina, że wychwyciłem jego roztrzepanie. Przysięgam, że tym razem zachowam się całkowicie rozsądnie. Poza tym uważam, że dobrze by było, gdyby RJ miał młodsze rodzeństwo. Żadne dziecko nie powinno wychowywać się samo. To zbyt samotne.

Anna westchnęła, przytulając się bliżej, a Harry wyczuł nutę irytacji wymieszaną ze zmęczeniem. Harry też westchnął, zdjął okulary i położył je na stoliku nocnym. Kiedy o tym myślał, nie mógł uwierzyć, jak wiele się zmieniło w ciągu ostatnich pięciu lat. Stracił jednego rodzica, jednak zyskał kolejnego. Zyskał młodszego braciszka, a nawet syna – rodzinę, o której nigdy nie sądził, że ją będzie miał.

Zyskał też sporo przyjaciół, ale żaden z nich nigdy nie zastąpi Rona i Hermiony. Nadal utrzymywał z nimi kontakt, a nawet często się odwiedzali. Hermiona uwielbiała swoją pracę w Ministerstwie, a Ron w końcu został rezerwowym obrońcą Armat z Chudley. Obecnie sprawy między nimi posuwały się powoli, choć wiadomo było, że pani Weasley wywiera na nich presję, odkąd miesiąc temu poznała Evana.

Szczerze mówiąc, Harry nigdy nie sądził, że pierwszy ze swojej klasy się ożeni i będzie miał dziecko. Zastanawiał się, czy jego rodzice czuli to samo, gdy się urodził. Z każdym wydarzeniem w swoim życiu zaczynał coraz częściej myśleć o swoich rodzicach. Czy czuli się tak jak on, gdy za siebie wychodzili? Czy mieli takie same obawy, kiedy po raz pierwszy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami? Czy był choć trochę podobny do Evana, gdy był dzieckiem?

To było pytanie, na które Harry najbardziej chciał odpowiedzi. Wiedział, że Anna ma rację. Evan nie zachowywał się jak normalne dwumiesięczne dziecko. Był bardziej powściągliwy i z pewnością czujniejszy na otoczenie. Jednak jedno było pewne. Bez względu na wszystko, Harry był zdeterminowany, by pomóc swojemu synowi, żeby jego życie było łatwiejsze od życia Harry’ego. Życie Evana z pewnością będzie wystarczająco trudne, jeśli wszyscy się dowiedzą, kim był jego ojciec.

 

Rozdział 2 – Dojrzałość

Stwierdzenie, że Harry Potter był wyczerpany byłoby niedopowiedzeniem. Minęło długie szesnaście godzin, ale wiedział, że nie może tego pokazać, gdy otwierał drzwi do swojego skromnego dwupiętrowego domu i wchodził do środka. Jego żona by zrozumiała. Jego chrześniak by zrozumiał. Jednak jego syn by nie zrozumiał. Evan John miał tylko piętnaście miesięcy i był empatą. Emocje chłopca zmieniały się jak po naciśnięciu guzika pod wpływem tego, co czuli inni. Było to trudne, ale Harry wierzył, że w końcu robił postępy w uczeniu syna, jak komunikować się, gdy miało to miejsce.

Z drugiej strony często było krępujące to, jak przebywali w miejscu publicznym i Evan nagle zaczynał głośno chichotać bez wyraźnego powodu. Utrzymywanie umiejętności Evana w tajemnicy z pewnością było pracą na pełny etat. Żona Harry’ego, Anna, musiała dobrze manewrować między napiętym harmonogramem Harry’ego, od kiedy Jocelyn Black miała większe trudności opiekować się ich synem. Było to całkowicie zrozumiałe. Jej ostatnia ciąża była trudna i przez ostatnie dwa miesiące nakazano jej leżeć w łóżku.

Myśląc o żonie swojego chrzestnego, Harry nie mógł powstrzymać śmiechu. Potrafiła się śmiać i żartować, ale gdy nadchodził odpowiedni czas, była także silna. W głębi duszy był zadowolony. Jocelyn była dokładnie tym, czego potrzebował Syriusz Black. Trzymała go w ryzach i nie pozwalała mu rozpamiętywać przeszłości. Minęły lata odkąd zostawili za sobą życie skupione wokół Voldemorta, ale zawsze pojawiało się przypomnienie tego, co to życie odebrało zarówno Syriuszowi, jak i Harry’emu.

Zamykając drzwi, Harry uważnie nasłuchiwał, gdzie mogą znajdować się jego żona, syn i chrześniak, usłyszał ciche nucenie w kuchni. Był pod wrażeniem. Zwykle Anna goniła dookoła RJa, podczas gdy Evan obserwował ich i się śmiał. RJ z pewnością był synem Syriusza. Za każdym razem, gdy przychodził jego głównym celem było sporządzenie jak największej ilości szkód. Harry miał przeczucie, że Syriusz szkolił RJa w drogach Huncwotów.

Jak najciszej Harry wszedł do kuchni i uśmiechnął się na widok Anny, która kończyła pracę nad koszykiem z prezentami. Musiał przyznać, że wyglądała równie promiennie jak w dniu, gdy się poznali. Często zastanawiał się, jak w ogóle udało mu się być tak szczęśliwym, że ma ją w swoim życiu. Była jego pierwszą przyjaciółką w Stanach, przed którą otworzył się na temat swoich umiejętności i wytrwała przy nim na dobre i na złe, nigdy nie prosząc ani nie żądając niczego poza tym, co Harry był skłonny powiedzieć. To dzięki niej Harry tak naprawdę nauczył się żyć tak, jak zawsze chciał, bez bania się swoich umiejętności.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, podszedł bliżej i objął ją ramionami wokół brzucha, powodując tym jej okrzyk zdumienia. Natychmiast odwróciła się i uderzyła Harry’ego w klatkę piersiową, po czym mocno pocałowała go w usta. Harry przyciągnął ją bliżej i mocno przytulił. Wiedział, że będzie musiał jej wynagrodzić samotną opiekę nad RJem i Evanem przez ostatnie kilka dni.

Przerywając pocałunek, Harry oparł czoło o jej czoło i uśmiechnął się.

- Chłopcy są już w łóżkach? – zapytał.

Anna roześmiała się.

- Chciałbyś – powiedziała. – Bawią się na górze. Mam na nich kilka zaklęć monitorujących. Chcę, żebyś wiedział, że twój syn cały dzień się dziwnie zachowywał.

Harry skrzywił się. Evana nazywano „jego” synem, gdy jego empatia wymykała się spod kontroli.

- Cały dzień chichocze, gdy tylko jestem w pobliżu – kontynuowała Anna. – Zapytałam, co się stało, ale powiedział tylko „mama śmieszna”.

Harry szybko cofnął się z szeroko otwartymi oczami. Nie podobało mu się to.

- Dobrze się czujesz ostatnio? – zapytał prędko. – Może jest coś nie tak…

- Czuję się dobrze, Harry – przerwała mu cierpliwie Anna. – Byłbyś pierwszą osobą, która by się zorientowała, że coś jest nie tak. – Spojrzała na niego przez chwilę, po czym kontynuowała. – Więc powiedz mi. Czy Syriusz i Jocelyn ponownie są rodzicami?

Harry uśmiechnął się.

- Cóż, myślę, że musisz przemyśleć koszyk z prezentami – powiedział niejasno. – Pamiętasz, jak chcieli, żeby to była niespodzianka? – Anna skinęła głową. – Cóż, z pewnością była to niespodzianka. Jesteśmy dumnymi rodzicami chrzestnymi Leonisa Harolda Blacka… oraz Lillian Joy Black.

Niebieskie oczy Anny rozszerzyły się w szoku.

- Bliźnięta? Jak to możliwe?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie wiem, jak mogli przeoczyć drugie dziecko na skanach, ale tak się stało. Jednak Syriusz jest zachwycony. Myślę, że wie, że to będzie ostatnia ciąża Jocelyn , a zawsze chciał mieć więcej niż dwójkę dzieci. No i w końcu ma córkę, wobec której będzie mógł być nadopiekuńczy.

Anna roześmiała się.

- Och, mogę sobie tylko wyobrazić. Kiedy Jocelyn będzie gotowa przyjąć gości?

- Wziąłem jutro wolne, żebyśmy mogli iść, gdy tylko będziemy gotowi – odpowiedział Harry z szerokim uśmiechem. – Dzięki temu będziesz mogła porozmawiać z Jocelyn, a ja i Syriusz weźmiemy chłopaków, żeby zobaczyć bliźniaki w pokoju dziecięcym. – W uspokajający sposób przesunął dłońmi po jej ramionach. – To mam iść zobaczyć, co u naszych chłopców?

Weszli razem po schodach, Harry obejmował Annę ramieniem. W głębi duszy wiedział, że gdyby coś było nie tak, Evan by nie chichotał. Miał nadzieję, że Evan będzie w stanie wyjaśnić, co takiego doświadczał. W takich chwilach Harry zastanawiał się, czy jego rodzice kiedykolwiek przez to przechodzili. Czy zauważyli, że był inny?

Jeszcze zanim weszli do pokoju zabaw Evana, śmiechy wypełniły powietrze. Harry i Anna wymienili spojrzenia, po czym weszli do pokoju. RJ siedział przed telewizorem i oglądał kreskówkę o grupce pacynkowych potworów śpiewających alfabet, podczas gdy Evan siedział obok niego. Zabawne było to, że Evan siedział tyłem do telewizora. Wpatrywał się w drzwi, czekając na nich.

- TATUŚ! – krzyknął Evan, zrywając się na nogi i biegnąc nieco chybotliwie w stronę Harry’ego.

RJ odwrócił się od telewizora i rozpromienił się.

- Harry! – krzyknął, po czym wstał szybko i dołączył do Evana w wyścigu, kto pierwszy znajdzie się w ramionach Harry’ego.

Harry opadł na jedno kolano i chwycił syna lewym ramieniem, pozwalając, by RJ owinął ramiona wokół szyi Harry’ego, dzięki czemu łatwiej mógł go chwycić prawą ręką. Im więcej mijało dni, tym bardziej Evan przypominał ojca, za wyjątkiem intensywnie niebieskich oczu, które odziedziczył po matce oraz tym bardziej RJ wyglądał dokładnie jak Syriusz.

- Byłeś dobry dla mamusi, Evan? – zapytał Harry, patrząc w oczy syna.

Evan gwałtownie pokiwał głową z szerokim uśmiechem, który ukazywał kilka ząbków.

- Mama mieśna, tata! – wykrzyknął podekscytowany Evan.

Harry odwrócił się w stronę Anny.

- Evan, możesz wskazać, gdzie mamusia jest „śmieszna”? – zapytał poważnie. Evan bez wahania przesunął się w ramionach Harry’ego, by wskazać brzuch Anny. Biorąc głęboki oddech, Harry opuścił swoje tarcze, blokujące empatię i natychmiast wychwycił to, co wyczuwał Evan. Coś zmieniło się w brzuchu Anny. Była w nim podobna obecność, jaką Harry wyczuł prawie dwa lata temu.

- Co jest? – zapytała nerwowo Anna. – Harry, czy coś ze mną nie tak?

Harry uśmiechnął się.

- Wszystko jest w porządku, Anno – powiedział uspokajająco. – Evan po prostu poczuł, że będzie miał rodzeństwo.

Oczy Anny rozszerzyły się, a jej dłonie instynktownie objęły brzuch.

- Dziecko? – zapytała i otoczyły ją fale nerwowości oraz strachu. – Ale Evan ma dopiero rok, no i… bliźniaki…

Uśmiech Harry’ego zbladł.

- Anno…

- Nie zaczynaj, Harry – przerwała mu szybko Anna, po czym pochyliła się i pocałowała Harry’ego w usta, sprawiając, że Evan zachichotał, a RJ wykrzyknął głośne „fuj”. – Cieszę się, ale to takie niespodziewane. – Jej oczy zmrużyły się z podejrzliwością. – Jest tyko jedno, prawda?

Harry roześmiał się.

- Z tego, co czuję to tak, jedno – zapewnił.

- Harry? – zapytał RJ z nadzieją. – Gdzie tatuś?

Harry uklęknął i postawił obu chłopaków na podłodze.

- RJ, pamiętasz, gdzie są twoi rodzice? – zapytał cierpliwie.

RJ zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym odpowiedział:

- Mamusia i tatuś poszli wyciągnąć dziecko – powiedział, kiwając głową. – Czy już wyciągnęli?

- Tak, RJ – odpowiedział cierpliwie. – W brzuszku twojej mamusi już nie ma dzieci. Twój tatuś chce, żebyś dzisiaj wieczorem ładnie się zachowywał, żebyś mógł jutro odwiedzić jego, mamę i dzieci, dobrze?

RJ zaczął wiwatować i wybiegł z pokoju, a Evan, chichocząc, podążył za nim w ostrożniejszym tempie. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, wstając na nogi i owijając ramię wokół talii Anny. Obaj chłopcy zmieniali się tak bardzo, że każdy dzień wydawał się nowym doświadczeniem. RJ w końcu przeszedł etap „buntu dwulatka”, mimo że nadal miał gorsze momenty, było to nic w porównaniu z tym, jak wtedy, gdy RJ rzucał się na podłogę, kopiąc i krzycząc. W tym czasie Syriusz wiele razy błagał Harry’ego o pomoc, nie rozumiejąc, co zrobił albo jak zmusić RJ do przestania.

Jasne, Harry oszukiwał używając empatii więcej niż raz, ale czasami był to jedyny sposób na najszybsze uspokojenie RJa i zmniejszenie stresu związanego z ciążą wysokiego ryzyka Jocelyn. Im więcej o tym myślał, tym bardziej stwierdzał, że powinien dostrzec oznaki bliźniąt, ale ignorował wszystko, ponieważ Syriusz nalegał, żeby była to niespodzianka.

Wchodząc za Evanem do jego pokoju, Harry mógł się tylko roześmiać na widok RJa, który zaciekle próbował się rozebrać, ale kończyło się to niepowodzeniem. Anna zlitowała się nad niemal trzyletnim chłopcem i podeszła, by mu pomóc, a Harry zajął się Evanem. Osobiście Harry stwierdził, że dostał lepsze zadanie. RJ był w trakcie nauki korzystania z toalety, co było o wiele łatwiejsze przy pomocy magii, ale nadal stanowiło wyzwanie. RJ wciąż musiał się wszystkiego nauczyć sam. Zaklęcia tylko pomagały zapobiec niektórym nieprzyjemnym wypadkom.

Harry w oka mgnieniu przebrał Evana i założył mu jego ulubioną piżamkę. Jak zawsze Evan zdawał się rozumieć, że czas do łóżka i uspokoił się w chwili, gdy Harry ułożył go w kołysce. Z drugiej strony mogło to być spowodowane tym, że Evan wiedział, że usłyszy jakąś historię, ponieważ tak się działo od kiedy Evan miał kilka miesięcy.

- W porządku, RJ – powiedziała Anna, wprowadzając go do pokoju po krótkiej wycieczce do łazienki, teraz ubranego w piżamkę w dinozaury. – Czas do łóżka. Jeśli będziesz naprawdę grzeczny, może Harry opowie ci bajkę…

- Bajka! Bajka! – wykrzykiwał RJ, podbiegając do dziecięcego łóżeczka i nurkując pod kołdrę, szybko zmieniając pozycję tak, by głowa spoczęła na poduszce. – Opowiedz o tatusiu!

Harry uśmiechnął się szeroko, siadając w bujanym fotelu, podczas gdy Anna podeszła, by sprawdzić, jak się ma Evan, po czym przyciemniła światła i wyszła z pokoju.

- Bajka o tatusiu… hymm – powiedział żartobliwie Harry. – W porządku. Dawno temu był sobie chłopak, który zawsze chciał wszystkich rozśmieszać. Nie lubił swoich rodziców, ponieważ oni nie chcieli, żeby był zabawny. Chcieli, żeby był taki, jak oni. Więc, kiedy chłopiec poszedł do szkoły, zdecydował, że będzie taki zabawny, jak tylko może.

Zarówno RJ, jak i Evan, zachichotali.

- W pociągu do szkoły chłopiec spotkał chłopaka takiego jak on, który chciał sprawiać, że ludzie będą się śmiać, więc złożyli sobie obietnicę – kontynuował Harry. – Bez względu na wszystko, zawsze będą znajdować sposób, żeby rozśmieszać innych. Nie rozumieli, że czasami bycie zabawnym nie jest zabawne dla wszystkich albo że czasami można skrzywdzić innych ludzi. Nie obchodziło ich, co mówią ich przyjaciele, ponieważ wierzyli, że jeśli ludzie się śmieją to po prostu dobrze się bawią.

- Tata bawi – szepnął RJ.

Harry rzucił mu cierpliwe spojrzenie, po czym kontynuował.

- W miarę, jak chłopiec dorastał, świat wokół niego stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Źli ludzie krzywdzili innych, więc wierzył, że bycie śmiesznym jest jeszcze ważniejsze. Wierzył, że śmiech może każdemu poprawić humor, nawet jeśli tylko na chwilę. Jednak nagle wszystko przestało być zabawne. Jego najlepszy przyjaciel zniknął, więc ruszył za człowiekiem, który go skrzywdził. Dopiero, gdy było za późno, zdał sobie sprawę, że zły człowiek go przechytrzył… i musiał udać się do miejsca, gdzie bardzo trudno było być śmiesznym.

- Tata smutny? – zapytał cicho RJ.

Spojrzenie Harry’ego zrobiło się współczujące.

- Tak, RJ, był smutny przez bardzo długi czas, aż zdał sobie sprawę, że zły człowiek był blisko chłopca, którego kochał jak własnego syna. Tego właśnie potrzebował, by uciec ze smutnego miejsca i pobiec do chłopca, któremu działa się krzywda. Gdy to zobaczył, uratował chłopca i zrobił wszystko, co w jego mocy, by go chronić, dopóki zły człowiek nie został schwytany. Kiedy wszyscy zdali sobie sprawę, że jest niewinny, mógł zająć się chłopcem i wychować go jak swoje dziecko… i znów mógł być zabawny.

Kiedy RJ nie skomentował, Harry zauważył, że jego powieki opadały.

- Niestety Syriusz szybko zdał sobie sprawę, że nie może być przez cały czas zabawny, tak jak był wcześniej. Były chwile, gdy musiał być poważny, ponieważ teraz był dorosłym rodziny. Dopiero, gdy Syriusz zobaczył, jak wszystko wpływa na jego chrześniaka, zdał sobie sprawę, jak słowa i czyny naprawdę wpływają na ludzi. Dowiedział się, jak niebezpieczny jest świat, ponieważ źli ludzie chcieli śmierci jego chrześniaka, więc Syriusz robił wszystko, co w jego mocy, by chronić osobę, którą pokochał jak własnego syna.

Delikatne skrzypnięcie oznaczało, że Anna właśnie przeszła po hałaśliwej desce podłogowej obok ich sypialni. Harry zawahał się tylko na moment. Anna wyraźnie podsłuchiwała.

- Syriusz nauczył się wiele, kiedy został ojcem – powiedział cicho Harry. – Nauczył się, jak być prawdziwym dorosłym, nauczycielem, a nawet nauczył się odpuszczać, kiedy jego chrześniak w końcu znalazł wspaniałą kobietę, która by go znosiła.

Parsknięcie z korytarza wywołało u Harry’ego uśmiech. Wstając, Harry spojrzał na Evana i RJa, dostrzegając, że obaj zasnęli. Po cichu opuścił pokój, ostrożnie przymykając drzwi i podążając za delikatnymi falami podekscytowania i nerwowości do głównej sypialni. Rozumiał oba uczucia. Rozmawiali o kolejnym dziecku, ale myśleli, że poczekają kolejny rok, przynajmniej do czasu, aż Evan będzie w stanie wyraźnie mówić, by móc wyrazić siebie i to, co wyczuwa. Poza tym była też szansa, że kolejne dziecko również będzie empatą.

Szanse nie były duże, ale trzeba być przygotowanym na wszystko.

Wchodząc do pokoju, Harry skierował się do łóżka i usiadł obok Anny. Atmosfera bardzo przypominała tę, kiedy dowiedzieli się o Evanie. Obejmując Annę ramieniem, Harry przyciągnął ją do siebie i poczekał, aż kobieta położy głowę na jego ramieniu.

- Jestem szczęśliwa, Harry – nalegała Anna. – Naprawdę. Po prostu… trójka dzieci w ciągu niecałego roku. Co my zrobimy?

Harry nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który rozlał się na jego twarzy. Oczywiście właśnie tego obawiała się Anna.

- Zrobimy tak, żeby się udało. Jeśli będę musiał wziąć więcej wolnego, tak właśnie zrobię. Nigdy nie ukrywałem, gdzie są moje priorytety. Wszyscy wiedzą, że przede wszystkim jestem mężem i ojcem, dopiero później uzdrowicielem. Myślę jednak, że powinniśmy poczekać z powiedzeniem Syriuszowi i Jocelyn. Powinni skupić się na Leo i Lily, nie na tym, co może się wydarzyć za siedem miesięcy.

Anna wypuściła długi oddech.

- Wiesz, że tak się nie stanie – odpowiedziała ze zmęczeniem. – Za bardzo cię potrzebują, zwłaszcza na oddziale położniczym.

- Przeżyli zanim tu przyjechałem, więc mogą przetrwać, jeśli wezmę kilka dni wolnego – nalegał Harry. – Zaufaj mi, Anno. Ustalimy wszystko tak, żeby Evan mógł przez kilka dni w tygodniu uczęszczać do żłobka w szpitalu. – Anna poruszyła się, żeby zaprotestować. – Oboje wiemy, że to w końcu nastąpi. Po prostu nieco przyspieszymy niż pierwotnie planowaliśmy.

Anna westchnęła i zrelaksowała się, przytulając do Harry’ego.

- Zachowuję się głupio, prawda? – zapytała.

Harry uśmiechnął się, przesuwając tak, żeby mógł unieść jej głowę i spojrzeć w oczy.

- Nie, Anno – powiedział łagodnie. – Troszczysz się o naszą rodzinę. Jeśli chodzi o nas, wkracza nadopiekuńczość. Oboje chcemy chronić Evana przed wszelkimi trudnościami, jakie może napotkać w związku ze swoim darem, ale musimy pamiętać, że jest to także mały chłopiec, który będzie musiał wyjść i przebywać wśród ludzi częściej niż raz na dwa tygodnie. Skoncentrujmy się na komunikacji i zacznijmy od tego. Pozwolę mu wyznaczyć tempo.

Anna skinęła głową z uśmiechem ulgi. Harry uśmiechnął się szerzej, po czym opuścił głowę i delikatnie pocałował kobietę. Jego oczy zamknęły się powoli, gdy zanurzał palce w jej długich, ciemnobrązowych włosach. Kojące fale zalały go niczym odurzający narkotyk, wciągając go. Poczuł, jak Anna popycha go, żeby położył się na łóżku i posłuchał jej, jednak przerwał pocałunek i otworzył oczy, by napotkać jej spojrzenie.

- Więc jesteś gotowy na świętowanie? – zapytała cicho Anna, przesuwając dłońmi w dół koszulki Harry’ego.

Harry nie mógł powstrzymać prychnięcia.

- Może powinniśmy poczekać, aż będziemy sami w domu – powiedział poważnie. – Naprawdę nie mam ochoty wyjaśniać rocznemu dziecku tego, co się dzieje.

Anna westchnęła i opadła na Harry’ego, chowając twarz w jego szyi.

- Empaci – mruknęła z nutą żartobliwości w głosie. – W porządku, mogę poczekać. Miejmy tylko nadzieję, że dziecko numer dwa nie będzie tak wymagające jak pierwsze. Naprawdę nie mam ochoty odwiedzać porcelanowego boga za każdym razem, jak poczuję zapach jedzenia.

- A te nocne zachcianki? – odparł z westchnieniem Harry. – Niektóre z tych kombinacji…

- Och, nie przypominaj mi – przerwała mu Anna, po czy podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Harry, możesz mi coś obiecać?

Harry był trochę zaskoczony, ale natychmiast odpowiedział:

- Oczywiście.

Anna uśmiechnęła się.

- Obiecaj, że nauczysz Evana, jak robić to, co ty robiłeś, kiedy byłam w ciąży z nim? – Kiedy Harry popatrzył na nią zdezorientowany, dodała: – Kiedy nawiązywałeś z Evanem kontakt poprzez empatię. Naprawdę się z nim związałeś i nawet pomogłeś, kiedy decydował, że będzie wykorzystywał moje ciało jako siłownię. Myślę, że pomogłoby, gdyby Evan mógł nawiązać kontakt z dzieckiem. Przynajmniej byłby przygotowany na to, co nadchodzi.

Harry zastanawiał się nad tym przez chwilę. Warto było to rozważyć, gdy dziecko będzie nieco bardziej rozwinięte. Dopiero, gdy Anna była w połowie czwartego miesiąca ciąży z Evanem, Harry’emu udało się wyczuć rzeczywistą świadomość tego, co posyłał. Z drugiej strony mógł być to pierwszy znak empatii Evana.

- Możemy spróbować, gdy nadejdzie odpowiedni czas – powiedział w końcu Harry. – Na razie cieszmy się Leo i Lily. Syriusz i Jocelyn będą potrzebować pomocy, zwłaszcza z RJem. Nie sądzę, że zrozumie, dlaczego jego rodzice nagle nie mają dla niego całego czasu.

Anna ponownie ukryła twarz w szyi Harry’ego.

- Nie lekceważ go, Harry. RJ jest zbyt podobny do swojego ojca. Jeśli już to może zacząć wojnę na dowcipy.

Harry nie mógł powstrzymać śmiechu. Syriusz miałby wielkie szczęście, gdyby wszystko, czego nauczył syna, odwróciło się przeciwko niemu.

- To byłby widok – powiedział. – Oczywiście nigdy byśmy o tym nie usłyszeli.

- Chyba że Jocelyn chciałaby zemścić się na Syriuszu za zrobienie czegoś głupiego – stwierdziła Anna, po czym usiadła i zsunęła się z łóżka. – Powinniśmy przygotować się do snu i iść spać. Podejrzewam, że RJ wstanie jak tylko wzejdzie słońce.

Harry patrzył, jak znika w sąsiedniej łazience. Prawdę mówiąc Harry był zaskoczony, że nie wyczuł obecności dziecka, nawet gdy miał podniesione tarcze. Być może był to pierwszy znak, że tracił koncentrację, a może to, że z dzieckiem wszystko jest w porządku.

Nie. Nie mogę tak myśleć. Evan jest tak normalny jak wszyscy inni.

Harry usiadł, westchnął zmęczony i przeczesał palcami włosy. Jakaś jego część wiedziała, że nadmiernie dużo o tym myślał. Nie wyczuł żadnej ciąży Jocelyn, póki nie ujawniła, że w niej jest, a nawet wtedy przegapił drugie dziecko. Oczywiście nie pomogło to, że Syriusz kazał Harry’emu powstrzymać się od używania swoich umiejętności do sprawdzania dzieci, ale nie o to chodziło.

A może jednak?

- Harry – ostrzegła Anna z łazienki – przestań myśleć i szykuj się do łóżka. Mieliśmy skupić się na Leo i Lily, prawda?

Harry przewrócił oczami i wstał.

- Jesteś pewna, że nie jesteś empatą? – zapytał, podchodząc do komody i zdejmując zegarek, po czym wszedł do łazienki, gdzie Anna przebierała się w koszulę nocną. Sądząc pod spojrzeniu, jakie Anna mu posłała, Harry wiedział, że nie powinien naciskać.

- Nie muszę być empatą, żeby wiedzieć, że jeśli chodzi o Evana, obawiasz się najgorszego – powiedziała Anna, biorąc szczotkę do włosów i przeczesując nią włosy. – Harry, z każdym dniem uczymy się coraz więcej. Nie będzie tak, jak wtedy, gdy ty rozwijałeś swoje umiejętności. Jeden dzień na raz. Może najpierw powinniśmy zająć się szkoleniem Evana w zakresie korzystania z toalety.

Harry skrzywił się. To było jedno z zadań, których nie oczekiwał z niecierpliwością, jeśli nauka RJa cokolwiek sugerowała. Wiedział jednak, co Anna próbowała zrobić. Przyszłość w końcu nadejdzie – w końcu przyjdzie dziecko. Nadszedł czas, by skupić się na teraźniejszości; pielęgnowaniu dzieciństwa Evana, póki jeszcze trwało. W końcu empaci mieli tendencję do szybszego dorastania.

 

Rozdział 3 – Duma

Harry Potter nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy kończył sprzątanie kuchni. Słyszał, jak jego dwuletni syn Evan mówi w sąsiednim pokoju tonem wyraźnie nie pozostawiającym miejsca na kłótnię. Od kiedy trzy miesiące temu urodziła się jego córka, Evan wielokrotnie opowiadał siostrze, jak sprawy mają się w domostwie Potterów. Umiejętności językowe Evana drastycznie się poprawiły w ciągu ostatniego roku,  ale miał dopiero dwa lata. Było tylko kilka słów, których jeszcze nie potrafił wypowiedzieć, nie ważne jak bardzo próbował.

Wiele się zmieniło przez ostatni rok. Syriusz i Jocelyn z pewnością mieli pełne ręce roboty z RJem, Leo i Lily. Leo był kolejną kopią swojego ojca, za wyjątkiem oczu, podczas gdy Lily miała więcej cech swojej matki, ale wystarczająco dużo rysów ojca, aby wszyscy wiedzieli, że ona i Leo są bliźniętami. Na nieszczęście dla Jocelyn, osobowości Leo i Lily odziedziczyli od strony rodziny Syriusza. To sprawiało, że bliźnięta były naprawdę potężną siłą, z którą należało się liczyć, ilekroć RJ próbował ich drażnić.

RJ na początku nie był zachwycony bliźniętami, tak jak Evan siostrą. Kiedy tylko RJ ich odwiedzał, Harry słyszał wszystko, co RJ naprawdę myślał o rodzeństwie. Nie było to nic strasznego. RJowi zwyczajnie nie podobało się to, że jego rodzice nie mieli już dla niego czasu i obwiniał o to bliźniaki. Minęło trochę czasu, ale w końcu Syriusz i Jocelyn rozpracowali to. Jednak teraz, RJ często postrzegał swoje rodzeństwo bardziej jako partnerów w zbrodni niż wrogów.

- A mama i tata lubią spać – instruował Evan swoją siostrę. – Nie ma więcej placu w nocy, liana. Eban tez lubi spać. A Eban nie śpi, kiedy liana jest smutna.

Harry westchnął, odkładając ostatnie czyste naczynie. Empatia Evana nadal czasami stanowiła problem, zwłaszcza gdy w grę wchodziła jego siostra, Arianna. Więź, na którą nalegała Anna, pomogła Evanowi zaakceptować siostrę, ale stworzyła między nimi spoiwo, z którym nawet Harry nie mógł konkurować. Arianna absolutnie uwielbiała swojego brata i czasami tylko przy nim się uspokajała, co stanowiło wyzwanie, gdy taki atak zdarzał się, gdy Evan był w żłobku.

Jednak wiedzieli jedno na pewno: Arianna nie podała się na swojego ojca tak, jak Evan. Nie była empatą i – z tego, co udało im się ustalić w tak młodym wieku – była całkowicie zwyczajną czarownicą. Niestety, podobnie jak Evan, odziedziczyła klątwę włosów Potterów, co sprawiło, że Anna przysięgła sobie, że będzie utrzymywać włosy Arianny przyzwoicie długie.

- Tata! – krzyknął Evan, wyrywając Harry’ego z myśli. – Tato! Liana śmieldzi!

- Idę, Evan – powiedział Harry, składając ręcznik, którym suszył naczynia, po czym wyszedł z kuchni i udał się do salonu. Evan siedział obok Arianny, która leżała na plecach na dużym kocu w środku pokoju. Evan uśmiechnął się do Harry’ego i podbiegł do jego nóg, a Harry uklęknął i uniósł Ariannę.

- Chcesz pomóc, mały?

- Eban pomoze! – powiedział podekscytowany Evan i wybiegł z pokoju.

Harry wyszedł za nim wolniej. Głośne dudnienie kroków Evana w górę schodów zabrzmiało w ciszy jak stado hipogryfów. Przenosząc wzrok na Ariannę, Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy spotkały się ich szmaragdowozielone spojrzenia. Poza włosami była to jedyna cecha, którą Arianna odziedziczyła po Potterze. Wszystko inne było całkowicie Anną.

- Masz szczęście, że masz starszego brata, który się tobą opiekuje – powiedział cicho Harry.

Arianna pisnęła szczęśliwie, wyciągając rękę, by spróbować chwycić nos Harry’ego. Harry’emu udało się tego uniknąć, ostrożnie wchodząc po schodach. Arianna z pewnością uwielbiała się przemieszczać. Od pierwszego dnia była bardzo aktywna, nie przestając nawet we śnie. Było normalne, że Arianna poruszała się podczas snu i rano znajdowała się w zupełnie niezręcznych pozycjach.

Wchodząc do pokoju dziecięcego, Harry nie mógł powstrzymać śmiechu na widok przed nim. Evan zdołał wyciągnąć czystą pieluchę, paczkę chusteczek i kilka zabawek, żeby odwrócić uwagę Arianny.

- Dobra robota, Evan – powiedział Harry, wchodząc do środka i biorąc matę do przewijania, która leżała na stoliku. – Wygląda na to, że wszystko przygotowałeś.

Evan podbiegł do boku ojca.

- Eban dobzie pomaga? – zapytał z nadzieją.

Harry położył przewijak na podłodze, na nim Ariannę, po czym opadł powoli na jedno kolano i pocałował Evana w czubek głowy.

- Jestem z ciebie taki dumny, Evan – powiedział z uśmiechem. – Tata byłby bez ciebie zgubiony.

Evan promieniował dumą, podbiegając do Arianny od strony główki i opadając tam na kolana. Harry nie spuszczał wzroku z Evana, zmieniając pieluszkę Arianny, ale wyglądało na to, że Evan dokładnie wiedział, jaką zabawką Arianna chciała się bawić. W takich chwilach zdolności Evana były oczywiste. Był zbyt delikatny w stosunku do Arianny, jak na dwulatka, nigdy nie robił rzeczy, które mogłyby ją zdenerwować albo przestraszyć.

- Tatuś, Alana idzie zalaz spać? – zapytał Evan głośnym szeptem.

Harry uśmiechnął się, kończąc zmienianie pieluchy i magicznie usuwając brudną.

- Tak, Evan – odparł sztucznym szeptem. – Dlaczego pytasz?

Evan uśmiechnął się szeroko, zerwał się na nogi i podbiegł do szafki. Harry nie musiał pytać, co robił. Pora snu w domu Potterów nie była taka jak w innych domach. Nie mieli żadnego problemu z położeniem dzieci do snu. Arianna zwykle szła spać krótko po kolacji, a Evan kładł się godzinę później… zaraz po opowieści na dobranoc wybranej przez Evana. Ostatnio Evan wybierał te o dziadkach. Uwielbiał słuchać o dziadku Remusie, dziadku Jamesie i babci Lily.

Wyczuwając zniecierpliwienie Arianny, Harry posłał w jej stronę uspokajające fale, powoli zdejmując jej koszulkę tuż przed tym, jak Evan wrócił z piżamką dla dziewczynki. Harry i Evan ubrali Ariannę razem w różowy kombinez, mając nadzieję, że zostanie on na niej przez całą noc. Evan z pewnością był dzieckiem praktycznym. Uwielbiał pomagać i nalegał, żeby robić wszystko sam – nawet jeśli zajmowało mu to dwa razy więcej czasu. Na szczęście pozwalał rodzicom pomagać, gdy chodziło o Ariannę.

- Liana idź spać – poinstruował Evan siostrę. – Pamiętać, śpij dobzie. Nie płakaj.

Arianna przez chwilę tylko patrzyła na Evana, po czym wydała z siebie głośny, radosny pisk. Harry musiał powstrzymać uśmiech, podnosząc ją. Wiedział, że Evan poważnie traktował swoje instrukcje i żałował, że nie może zrobić nic więcej, by pomóc chłopcu. Arianna zachowywała się lepiej. Budziła się w nocy raz lub dwa razy, ale najwyraźniej to więcej niż chciałby Evan. Osłony i zaklęcia niewiele robiły w blokowaniu ich połączenia. Przez to Harry musiał się zastanowić, jak silne były zdolności Evana. Harry zwykle budził się przy pierwszym ostrzeżeniu. Jeśli Evan wyczuwał to przed nim…

- Tata dobzie? – zapytał cicho Evan, przerywając myśli Harry’ego.

Harry uśmiechnął się do syna, po czym wstał i podszedł do łóżeczka Arianny.

- Tak, Evan – powiedział, posyłając w kierunku Evana uspokajające fale. Evan odwzajemnił uśmiech oraz ten gest. Harry puścił go niego oczko, po czym położył Ariannę do łóżeczka.

- Idź spać, Ari – powiedział Harry, przykrywając ją i przesuwając palcem po jej buzi. – Słodkich snów.

- Eban teź powie blanoc! – ogłosił Evan, podskakując w miejscu, próbując dostrzec swoją siostrę. Harry podniósł go jednym ruchem i przytrzymał, gdy Evan sięgnął do dziewczynki i pogłaskał ją po głowie. – Blanoc, Liana – powiedział Evan cicho. – Śpij.

Arianna długo patrzyła na Evana, nim Harry z powrotem go postawił. Posyłając w kierunku dziewczynki kolejną uspokajającą falę, Harry cicho wyprowadził Evana z pokoju i zgasił światło. Zamykając drzwi, Harry wyciągnął różdżkę i rzucił kilka zaklęć monitorujących na łóżeczko i pokój. Nie było to konieczne, bo zwykle wyczuwał potrzeby Arianny zanim zadziałały zaklęcia, ale nie zaszkodziło zachować ostrożność. W końcu trudno było przewidzieć, kiedy do szpitala trafi jakiś nagły przypadek.

To była jedna część jego pracy, której Syriusz nienawidził, ponieważ zwykle to do niego Harry dzwonił, by zaopiekował się dziećmi, póki kryzys nie zostanie zażegnany. Nie zdarzało się to często, a szpital był bardzo wyrozumiały dla rodziny Potter. Anna często żartowała, że to była jedna z korzyści bycia żoną empaty i naturalnego uzdrowiciela. Szpital potrzebował Harry’ego bardziej niż on ich.

Gdy tylko drzwi zamknęły się z kliknięciem, Harry odwrócił się szybko do Evana i uśmiechnął figlarnie. Evan zachichotał, po czym jak najszybciej pobiegł do swojego pokoju. Podążając za nim wolniej, Harry musiał przyznać, że niezależnie od wszystkich wyzwań i niespodzianek, nie mógł sobie wyobrazić innego życia. Anna miała cierpliwość świętego, Evan był niezwykłym dzieckiem, nigdy nie narzekał na zdolność, która sprawiała mu tyle bólu, Arianna był zdrowa, a Syriusz w końcu miał życie, jakiego zawsze pragnął, żonę i dzieci, które mógł rozpuścić… eee… wychować.

Co do Anglii, Ron i Hermiona byli małżeństwem i starali się o własne dziecko, a nie byli jedynymi. Bill i Fleur mieli już dwie córki, Victoire i Dominigue, Charlie i Tonks mieli syna, Teddy’ego, a Percy miał córkę, Molly, a plotki głosiły, że będzie miał kolejne dziecko. Mówiło się też, że Fred i George mieli spodziewać się własnych synów i obiecali nadać im imiona po sobie nawzajem. Pani Weasley jak dotąd nie zdołała odwieść ich od tego pomysłu.

Harry musiał przyznać, że w ogóle nie zazdrościł pani Weasley. Ostatnio z pewnością miała pełne ręce roboty, zwłaszcza że zaledwie kilka tygodni temu odbył się ślub Ginny. To było dopiero doświadczenie. Harry został drużbą Neville’a, a Evan niósł obrączki. To było pierwsze doświadczenie Evana w tak dużym tłumie i w tak intensywnych emocjach. Poszło mu lepiej niż zakładali. Dotarł do połowy, nim prawie się rozpłakał i pobiegł do Harry’ego.

Na szczęście zachowanie Evana zostało zignorowane, ponieważ miał tylko dwa lata i był w nieznajomym miejscu.

To był piękny ślub i jasne było, że Neville i Ginny naprawdę się kochali. Oglądanie ceremonii było dla Harry’ego dowodem, że życie w Anglii rzeczywiście się zmieniło. Tam, gdzie kiedyś społeczeństwo polegało na bohaterze, pojawiło się pokolenie zdeterminowane, by stanąć na własnych dwóch nogach. Harry wiedział, ze jego imię zawsze będzie pojawiało się w różnych tytułach, ale miał przeczucie, że pojawi się ostatni raz na bardzo długi czas.

Wchodząc do pokoju Evana, Harry szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie zobaczył żadnego śladu syna.

- Hymm, ciekawe gdzie jest Evan – powiedział Harry, powoli podchodząc do szafy i otwierając drzwi, powstrzymał uśmiech na widok przed sobą. Evan próbował zmienić ubranie, ale nakładał koszulkę piżamy tył na przód.

- Eban sam! – nalegał Evan, rezygnując z koszulki i ściągając jedną ze skarpet.

Harry zaśmiał się, podnosząc Evana, a także spodnie od piżamy i zaniósł go do łóżeczka.

- Wiem, że chcesz się ubrać sam, Evan – powiedział cierpliwie. – Czy pozwolisz tacie pomóc?

Evan przez chwilę patrzył na Harry’ego, aż w końcu odparł:

- Dobla – stwierdził cicho i czekał, aż Harry poprawi jego koszulkę. Razem zmienili spodnie i poszli do łazienki, by spróbować skorzystać z toalety. Nauka korzystania z toalety dopiero się zaczęła, a Harry już wiedział, że będzie to długi proces. Evan bardziej skupiał się na ludziach niż na tym, co robiło jego własne ciało. Przez większość czasu doprowadzało to Evana do łez, ponieważ zawsze wyczuł frustrację Harry’ego i Anny.

Wychodząc za Evanem z łazienki, Harry czekał cierpliwie, aż Evan wejdzie do łóżka, chwyci jasnoniebieski koc, który zrobiła dla niego „babcia Joy” i wróci do Harry’ego z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Bajka, tato! – wykrzyknął radośnie Evan.

Harry patrzył na niego przez moment, po czym szybko podniósł go i połaskotał, wychodząc z pokoju w kierunku schodów. Evan zapiszczał, próbując odepchnąć ręce Harry’ego, ale mu się nie udało. Gdy Harry schodził po schodach, chwycił Evana tak, by mocno go zabezpieczyć. Z Evana spływały fale szczęścia i zapału, sprawiając, że Harry uśmiechnął się. Wciąż go dziwiło, że niezależnie od swoich zdolności, Evan nadal czasami potrafił być normalnym małym chłopcem.

- Mój mały potworze, o czym chcesz usłyszeć dzisiaj? – zapytał Harry, docierając na dół schodów i przechodząc do salonu.

Evan przez chwilę wpatrywał się w niego zamyślony, po czym odpowiedział:

- O dziadku Jayu – powiedział z pewnym skinieniem głowy. – Chcę posłuchać, jak dziadek Jay się bawił.

Harry prychnął, położył Evana na kanapie i przykrył go kocem.

- W porządku, niech będzie o dziadku Jamesie – powiedział, siadając obok Evana i czekając, ąz Evan się do niego przytuli, po czym kontynuował. – Dawno, dawno temu, był sobie chłopiec, który widział świat tylko w czerni i bieli. Widzisz, ten chłopiec był głęboko przekonany, że wszyscy Ślizgoni to mroczni czarodzieje i czarownice, a zatem trzeba dać im nauczkę. Żeby to zrobić, mały James poprosił trójkę swoich przyjaciół, by pomogli mu płatać Ślizgonom figle.

- Figle złe – powiedział Evan z całą swoją powagą. – Prawda, tata?

Harry uśmiechnął się, przeczesując dłonią potargane, czarne włosy Evana.

- To prawda – powiedział cierpliwie. – Nie było to grzeczne. Mały James myślał, że bycie niegrzecznym jest w porządku, zwłaszcza gdy wszyscy się śmiali, gdy wywijał swoje sztuczki. Wszyscy myśleli, że mały James się po prostu wygłupia. Nie zdawali sobie sprawy, że w rzeczywistości rani uczucia innych i sprawia, że byli smutni.

- Źle smutni, tata – wtrącił Evan. – Eban nie lubi, gdy smutni.

Harry mocno objął go ramieniem.

- Wiem o tym – powiedział uspokajająco. – Gdy mały James dorastał, jego figle stawały się coraz bardziej niemiłe, aż zdał sobie sprawę, jak niebezpieczne mogą być, gdy jeden z jego przyjaciół próbował nastraszyć Ślizgona. Nie powstrzymało to jego żartów, ale się uspokoił. Niedługo potem James zdał sobie sprawę, że jeśli chciał, by ludzie postrzegali go jako grzecznego chłopca, musiał się jak grzeczny chłopiec zachowywać. Głównym powodem, dlaczego chciał się dobrze zachowywać była ładna dziewczyna o imieniu Lily.

- Babcia Lily! – oznajmił radośnie Evan.

Harry mógł się tylko uśmiechnąć.

- Wtedy jeszcze nią nie była, Evan – powiedział. – James musiał ciężko pracować, żeby Lily zobaczyła, że naprawdę się zmienił, ale James wciąż wierzył, że Ślizgoni byli mrocznymi czarodziejami. Wciąż uważał, że jego przekonania są słuszne. Dopiero, gdy opuścił szkołę i wkroczył w prawdziwy świat, zdał sobie sprawę, że sprawy nie zawsze mają się tak, jak się wydaje. Nie istniał tylko podział na Ślizgonów i całą resztę. Byli źli ludzie, którzy udawali przyjaciół i dobrzy, którzy udawali wrogów.

- Smalkelus? – zapytał posłusznie Evan.

Harry zamarł. Tylko w jednym miejscu Evan mógł podłapać to słowo.

- Evan, czy dziadek Syriusz opowiadał ci historię o dziadku Jamesie? – zapytał ostrożnie.

Evan spojrzał na niego nerwowo.

- Dziadek Syli lubi bajki o dziadku Jayu – powiedział. – Dziadek Syli zły?

Harry westchnął.

- Nie – powiedział zmęczony. – Dziadek Syriusz nie jest zły, ale powinien wiedzieć, że nie powinien kogoś tak nazywać. Ten człowiek nazywał się Severus. Potrafisz to powiedzieć?

Evan zmarszczył w skupieniu twarz.

- Se-be-luz – powiedział powoli.

Harry parsknął śmiechem.

- Dość blisko. Widzisz, James nauczył się, że nie wszystko jest czarno-białe. Czasami ludzie cię nie lubią, ale wciąż chcą postępować właściwie, a czasem inni, których lubisz, robią złe rzeczy, które cię ranią. Ważne jest, żeby pamiętać, by nie oceniać ludzi, zanim ich się nie pozna, rozumiesz?

Evan pewnie skinął głową, chociaż Harry poważnie wątpił, by Evan rzeczywiście rozumiał cokolwiek z tego, co mówił.

- Tata? – zapytał ciekawie Evan. – Dlacego Liana jak mama?

Harry zmarszczył z dezorientacją brwi.

- Co masz na myśli, kolego? – zapytał łagodnie.

Evan zmarszczył w skupieniu brwi, po czym Harry poczuł, jak ociera się o niego delikatna fala ciekawości.

- Liana tak nie ma – powiedział Evan, otwierając niebieskie oczy i wpatrując się w Harry’ego – Dlacego?

Harry zawahał się. To była rozmowa, której miał nadzieję uniknąć, póki Evan nie będzie wystarczająco duży, by zrozumieć.

- Evan, pamiętasz, co ci mówiliśmy, zanim zacząłeś chodzić do „szkoły”? – zapytał powoli Harry.

Evan skinął głową.

- Nikomu nie mówie – odpowiedział posłusznie. – Oni nie umiejo to, co Eban. Znacy Liana tes nie?

Harry uśmiechnął się ze współczuciem.

- Tak, Evan – powiedział łagodnie. – Arianna nie potrafi tego, co my. Większość ludzi tego nie potrafi. To dlatego staramy się zachować to w tajemnicy. Rozumiesz?

Evan pokiwał głową z zapałem.

- Mnica znacy nie mówić. Eban nie powie. – Chłopiec spuścił wzrok, marszcząc przez chwilę brwi, po czym spojrzał na Harry’ego z konsternacją. – Eban nie mowi Liana?

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Myślę, że w tym momencie nie musimy się martwić Arianną – powiedział dobrodusznie. – Kiedy będzie większa, porozmawiamy o tym z nią razem, dobra?

Evan uśmiechnął się promiennie.

- Dobla, tata. Eban powie Liana potem. Liana nie powie.

- W porządku, kolego – powiedział Harry, wstając i podnosząc Evana. – Myślę, że nadszedł czas na sen.

Evan zrobił naburmuszoną minę, a Harry odwrócił się i zaczął iść w stronę schodów.

- Ale mama nie ma – powiedział ze smutkiem. – Eban chce patrzyć mama.

Harry westchnął z rezygnacją, wchodząc po schodach.

- Evan, mama jest w pracy – powiedział cierpliwie. – Pomaga, żeby ludzie czuli się lepiej, pamiętasz?

Evan skinął głową.

- Mama pomaga tak jak tata – powiedział cicho. – Eban teś?

Harry uśmiechnął się, docierając do szczytu schodów.

- Może któregoś dnia tak, mały, kiedy będziesz tak duży jak ja.

Evan wpatrywał się w Harry’ego szeroko otwartymi oczami.

- Tak duzi? Evan tak duzi jak tata?

Harry zachichotał.

- Kiedyś tak – powiedział, wchodząc do pokoju Evana. – Myślę, że czas, by mali chłopcy poszli spać.

Podchodząc do łóżeczka Evana, Harry uklęknął na jedno kolano i położył Evana na podłodze. Dzięki niezależności chłopca, Harry tylko patrzył, jak Evan wpełza do łóżeczka, podciąga przykrycie i kładzie obok siebie swój jasnoniebieski kocyk. Prawie komiczne było patrzeć na to i czuć. Z Evana wylewała się determinacja, a następnie fale dumy. Wszystko musiało być na swoim miejscu i to Evan musiał to tam umieścić.

- Gotowe? – zapytał Harry, kiedy Evan w końcu uniósł na niego wzrok z wielkim uśmiechem.

- Tak, tata – powiedział Evan, po czym położył się. – Eban telaz iść spać. Liana śpi. Eban tez.

Harry odwzajemnił uśmiech, chociaż chciał zmarszczyć brwi. Przeczesując palcami potargane włosy Evana, Harry wiedział, że coś musi się zmienić, ale nie miał pojęcia, gdzie zacząć.

- Evan, wiem, że ciężko ci, kiedy twoja siostra się budzi, ale musisz wtedy przyjść do nas i powiedzieć nam, kiedy coś jest nie tak, dobrze? – zapytał łagodnie.

Evan spojrzał na niego zdezorientowany.

- Ale tata widzi Liana. Eban tes. Eban dobzie śpi.

Harry zamknął oczy i odetchnął. Jak wytłumaczyć coś takiego dwulatkowi?

- Ale to ci nie pomaga. Jeśli Arianna albo ktokolwiek inny ci przeszkadza, chcę, żebyś nam powiedział, dobrze? – Na widok zdezorientowanego spojrzenia Evana, Harry rozwinął temat: – Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o złych emocjach?

Evan skinął głową.

- Jeśli czujesz coś, co cię budzi, chcę, żebyś powiedział mamie albo mnie, żebyśmy pomogli się tego pozbyć.

Evan uśmiechnął się.

- Dobla, tata. Eban powie.

Harry pochylił się, pocałował Evana w czoło i posłał w jego stronę uspokajające fale, a Evan od razu je odwzajemnił. Szczerze, Evan zbyt szybko podłapywał różne aspekty empatii. Jeśli to się utrzyma w takim tempie, Harry nie miał wątpliwości, że Evan będzie w okresie dojrzewania siłą, z którą będzie trzeba się liczyć.

- Blanoc, tata – powiedział Evan, przewracając się na bok i zamykając oczy.

- Dobranoc, mały – powiedział Harry, wstając. – Słodkich snów.

Wychodząc z pokoju, Harry zgasił światła i powoli zamknął drzwi. Oparł się ze zmęczeniem o ścianę i powoli opuścił tarcze, które stworzył, by zablokować większość empatii. Tarcze były jedynym powodem, dlaczego przez tak długi czas zachowywał w pracy zdrowy rozsądek, ale w domu…

Stłumione fale zadowolenia skupiły się wokół pokoju Arianny, podczas gdy z pokoju Evana dochodziło zmęczenie i nuta niepokoju. Arianna zdecydowanie spała, a Evan bardzo się starał, ale musiał się odprężyć, by mu się udało. Skupiając się na Evanie, Harry posłał w jego stronę kolejną uspokajającą falę. Do jego uszu dotarł delikatny chichot, nim fala została odwzajemniona. Kręcąc głową, Harry ruszył na dół, by dokończyć kilka pozostawionych obowiązków, nim zacznie wypełniać swoją papierkową robotę dla szpitala.

W głębi duszy Harry wiedział, że musi wprowadzić pewne zmiany. Stał się zbyt zależny od swoich osłon. Może to dlatego Arianna miała tak bliską więź z Evanem. Evan niczego przed nią nie ukrywał. Przed nikim niczego nie ukrywał. Był niewinnym chłopcem, który nie miał pojęcia, dlaczego sekrety są koniecznością.

Harry nie mógł się zastanowić, czy on sam kiedykolwiek był tak niewinny.

 

poniedziałek, 16 września 2024

PoO - Rozdział 22 – Bez pożegnań

Nie odbyło się żadne przyjęcie, ale powiedzenie, że Rufus Scrimgeour był chętny zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc Harry’emu z jego planami, było niedopowiedzeniem. W mgnieniu oka Harry otrzymał transport do Stanów, jak również ktoś rozproszył prasę i opinię publiczną. Z pomocą mugolskiego premiera, Harry dla własnego bezpieczeństwa miał lecieć prywatnym odrzutowcem z ochroną w postaci kilku ochroniarzy premiera. Najwyraźniej Scrimgeour poinformował go o roli Harry’ego w pokonaniu Voldemorta.

Czas znowu zdawał się płatać Harry’emu figle. Bez względu na niekończące się pytania o jego przyszłość, Harry był smutny, gdy nadszedł ostatni poranek w Hogwarcie. Każdy dzień był irytujący, ale dawał sobie radę, spędzając jak najwięcej czasu z Remusem i przyjaciółmi. Syriusz nadal wszystkich ignorował, chociaż Remus wyjawił, że rozwód Narcyzy wszedł w początkową fazę.

Harry nie wiedział, czy być dumnym, że Syriusz dał kuzynce szansę czy zranionym, że mógł być dla niej tak wyrozumiały, ale nie dla niego, kogo twierdził, że kocha jak syna. Zachowanie Syriusza prawdopodobnie bolało najbardziej. Poradziłby sobie z tym, że czarodziejski świat go nienawidzi. Robili tu już wcześniej. Mógł radzić sobie z niektórymi przyjaciółmi, którzy wściekali się, że ich porzucił. Poradzi sobie z tym. Uczył się radzić sobie z chorobą Remusa, chociaż prawdopodobnie nigdy nie będzie to dla niego proste. Jednak to, jak ozięble traktował go jego ojciec chrzestny sprawiało, że Harry czuł się jakby wrócił do Dursleyów i był traktowany tak, jakby w ogóle się nie liczył.

Przez to czuł się rozczarowany jedną z niewielu osób, na których Harry nie chciał się zawieść.

Kiedy Harry pakował swój kufer po raz ostatni, wspomnienia zdawały się go przytłaczać przy każdym starannie układanym przedmiocie. Przypomniał sobie, że na pierwsze Boże Narodzenie w Hogwarcie dostał od profesora Dumbledore’a pelerynę-niewidkę swojego ojca. Po raz pierwszy jego ojciec zdał się prawdziwą osobą, która kiedyś istniała. Uczucie, że jego rodzice rzeczywiście kiedyś żyli nasiliło się dopiero pod koniec pierwszego roku, gdy dostał od Hagrida album ze zdjęciami. Miał swoją Błyskawicę, pierwszy prezent od jego ojca chrzestnego, podręczne lusterko, którego Syriusz i jego ojciec używali, by się ze sobą komunikować podczas szlabanów, kołdrę, którą zrobiła dla niego pani Weasley, z wilkiem, psem, jeleniem i lilią, wyhaftowanymi pośrodku, pierścień od profesora Dumbledore’a, a także Order Merlina pierwszej klasy.

Ostatnia rzeczy niespodziewanie przyniosła najwięcej wspomnień. Służyła jako przypomnienie wszystkich zmagań i osiągnięć, wszystkiego, przez co Harry musiał przejść, by osiągnąć ten właśnie punkt. Miał przypominać o tych, którzy tak wiele dla niego poświęcili. Podobnie jak moi rodzice, Syriusz, Remus, profesor Dumbledore, Kingsley, Tonks i moi przyjaciele.

Wychodząc z Hogwartu, Harry poczuł nagłą falę rozczarowania i wyrzutów sumienia, które zmusiły go do zatrzymania się. Trudno było powstrzymać uśmiech, gdy zamykał oczy i próbował zapewnić Hogwart, że nie było to pożegnanie. Zawsze będzie tu cząstka jego i któregoś dnia znów powróci, by z nim porozmawiać. Rozczarowanie zostało zastąpione nadzieją, ale wyrzuty sumienia pozostały, co było zrozumiałe. Harry czuł się tak samo.

Podróż pociągiem do Londynu była na logikę całkowicie niepotrzebna i ryzykowna ze względów bezpieczeństwa, ale jednocześnie każdemu potrzebna. Długa podróż pozwoliła Harry’emu pożegnać się z tymi, których nie będzie widzieć przez dłuższy czas i dać czas Syriuszowi i Remusowi na powrót na Grimmauld Place, nim Syriusz będzie musiał wyjść, by go uniknąć.

Chociaż Harry próbował temu zaprzeczyć, zachowanie Syriusza naprawdę zaczynało go denerwować. Na początku jego reakcja była zrozumiała, ale teraz była zwyczajnie dziecinna. Jak długo dorosły mężczyzna mógł się dąsać, zamiast poradzić sobie z tym, co się wokół niego działo? Najwyraźniej wystarczająco długo, by zmarnować cały czas, który nam pozostał.

Jedną z wad studiowania za granicą były wszystkie należne przygotowania. Trzeba było założyć konto w czarodziejskim banku w Nowym Yorku, ustalić swoje fałszywe imię, znaleźć mieszkanie niedaleko świętego Franciszka i je umeblować, spotkać się z członkami zarządu, by wszystko załatwić pod pseudonimem, zarejestrować się na zajęcia i znaleźć sposób na zdobycie paszportu umożliwiającego choćby wjazd na teren Stanów. Samo poruszenie tego tematu zakrawało o szaleństwo.

Remus zaoferował tak wiele pomocy, jak był w stanie dać, ale było to trudne, ponieważ wszystko wymagało dyskrecji, by nie dowiedziała się o tym prasa. Gobliny z Gringotta zaoferowały swoją pomoc… za pewną cenę. Jednak Harry zaczynał myśleć, że była tego warta. Przynajmniej nie było to tak złe, jak bycie winnym Scrimgeourowi przysługę.

Pociąg powoli zatrzymał się na peronie  9 i ¾ przed morzem jasnych, wielokrotnie migających świateł. Harry, Ron i Hermiona jęknęli głośno, wychodząc ze swojego przedziału, by dołączyć do długiej kolejki do wyjścia. Gdy powoli przemieszczali się z okna do okna, Harry zauważył mniejszą ilość błysków i więcej przepychanek. Im bliżej był wyjścia, tym bardziej rozumiał, że ludzie byli zmuszani do cofnięcia się, by przepuścić znajomą grupę zamaskowanych osób. Wystarczył błysk fioletowych włosów, by potwierdzić podejrzenia Harry’ego. Pojawili się aurorzy, ale pytanie brzmiało, kto prosił o ich obecność?

Wysiadając z pociągu, Harry szybko stwierdził, że go to nie obchodzi. Aparaty błyskały, ludzie napierali na stróżujących aurorów, by lepiej się mu przyjrzeć albo odebrać własne dziecko. Ze skurczonym w kieszeni kufrem, Harry musiał walczyć z chęcią teleportacji do domu, machając na dowidzenia grupce osób z GD, którzy zauważyli swoich rodziców. Nie dotrwałby do końca, gdyby nie został powitany przez cały klan Weasleyów… co stało się wcześniej, niż Harry się spodziewał.

Prawie niemożliwe było przeoczenie masy rudych włosów, która została przepuszczona przez aurorów. Pan i pani Weasley natychmiast chwycili Harry’ego, Rona, Hermionę i Ginny w niezdarny grupowy uścisk. Harry sapnął i nagle odkrył, że ma usta pełne włosów. Wokół niego fale ulgi mieszały się z wyrzutami sumienia, a do jego uszu dotarło ciche łkanie pani Weasley.

- Mamo! – zaprotestował Ron, uwalniając się, co sprawiło, że państwo Weasley wypuścili Harry’ego, Hermionę i Ginny.

- Och, Ronaldzie, możesz mnie za to winić? – zapytała pani Weasley ze łzami w oczach. – To ostatni raz, gdy widzimy was wszystkich razem. – Jej wzrok spoczął na Harrym. – Kiedy wyjeżdżasz, kochanieńki?

Harry natychmiast poczuł, jak przez tłum przechodzi fala ciszy. Z jego ust wyrwało się zirytowane westchnięcie.

- Wkrótce – powiedział wymijająco. – Najpierw musimy zakończyć kilka spraw.

Delikatna dłoń spoczęła na ramieniu Harry’ego, gwałtownie kończąc rozmowę.

- Hejeczka wszyscy – wesoły głos Tonks zdawał się odbijać echem w ciszy. – Nie chcę przeszkadzać, ale Harry jest oczekiwany w domu, a tłum nie wydaje się zbyt zainteresowany wyjściem, gdy on tu jest.

Pani Weasley wyglądała przez chwilę, jakby miała zamiar zaprotestować, po czym wciągnęła Harry’ego w gwałtowny uścisk.

- Nie zapomnij o nas, Harry, kochanieńki – powiedziała mu do ucha. – Nieważne, gdzie pójdziesz, zawsze będziesz częścią naszej rodziny.

- Dziękuję, pani Weasley – powiedział Harry, odwzajemniając uścisk. Reszta Weasleyów przyłączyła się do pożegnania, wszyscy albo potrzasnęli jego dłonią, albo poklepali go po plecach. Wkrótce Weasleyowie cofnęli się, dając Harry’emu, Ronowi i Herminie nieco przestrzeni.

Hermiona natychmiast objęła Harry’ego.

- Powiesz nam, kiedy wyjeżdżasz, prawda? – zapytała drżącym głosem. – Nie możesz tak po prostu zniknąć w środku nocy, żeby uniknąć pożegnania, bo jeśli tak zrobisz, dogonię się i przeklnę tak mocno, że nikt nie będzie w stanie cię rozpoznać.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Tylko Hermiona mogła rzucić groźbą, którą mogłaby wykonać, ale by tego nie zrobiła.

- Przysięgam – zapewnił ją. – Za kilka dni wyślę Hedwigę.

Hermiona posłała Harry’emu blady uśmiech, po czym odsunęła się, by Ron mógł złapać Harry’ego załamię. Nie potrzebowali słów… cóż, raczej faktem było, że żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć, zwłaszcza gdy patrzył na nich tłum. Poza tym to nie było pożegnanie, nawet w najmniejszym stopniu.

Aportacja na Grimmauld Place wydawała się trwać wieki, ale gdy Harry dotarł na miejsce, żałował, że nie poszedł gdzieś indziej. W domu było zupełnie cicho. Na pierwszy rzut oka możne by pomyśleć, że nikogo nie ma w domu, ale notka od Syriusza zaprzeczyła temu.

Harry,

Remus jest na górze, odpoczywa. Powiedziałby ci coś innego, ale potrzebuje teraz odpoczynku bardziej niż czegokolwiek innego. Jeśli nie wrócę do obiadu, obudź go. Musi jeść.

Syriusz

P.S. Przyszła do ciebie paczka ze świętego Franciszka. Jest na twoim łóżku.

Gdyby Harry potrzebował kolejnego dowodu, że Syriusz nigdy mu nie wybaczy, właśnie go otrzymał. Syriusz napisał list tak, jakby zwracał się do ucznia, nie swojego chrześniaka. Po uroczystym pożegnaniu z Tonks, Harry wycofał się do swojego pokoju. Na jego łóżku leżała kwadratowa paczka, a obok niej coś mniejszego. Po bliższym przyjrzeniu się, Harry zdał sobie sprawę, że mniejszy przedmiot to w rzeczywistości jego paszport.

Naprawdę nie może się doczekać, aż się mnie pozbędzie.

Nagle wyjazd do Ameryki wydawał się być nazbyt odległy.

^^^

Stwierdzenie, że atmosfera na Grimmauld Place była napięta było niedopowiedzeniem. Harry stracił jakąkolwiek nadzieję na pogodzenie się z Syriuszem, skupiając się całkowicie na przygotowaniach do wyjazdu i spędzaniu czasu z Remusem. Syriusz rzadko bywał w pobliżu, a kiedy już był w domu, zamykał się w swoim pokoju, gabinecie lub pokoju Remusa. Nawet myśl o wcześniej bliskich relacjach z ojcem chrzestnym sprawiała Harry’emu ból, ale wiedział, że nie może się teraz wycofać. Potrzebował tego. Potrzebował nowego początku, jeśli naprawdę miał zostawić Voldemorta za sobą.

Ron i Hermiona odwiedzali go tak często, jak to możliwe, ale coraz trudniej było im trzymać język za zębami. Oboje zgodzili się, że Syriusz zachowuje się jak zdziecinniały kretyn, który potrzebował przynajmniej jednego kopniaka tam, gdzie słońce nie dochodziło. Trochę niekomfortowo było słuchać, jak dwójka knuje sposoby zemsty, mimo że Harry wiedział, że próbowali tylko poprawić mu humor. Wyglądało na to, że po siedmiu latach Ron i Hermiona w końcu zdawali się w czymś zgadzać – chcieli chronić Harry’ego.

Oczywiście wciąż nie zgadzali się w prawie wszystkim innym, zwłaszcza jeśli chodziło o informowanie Harry’ego o wydarzeniach u innych członków rodziny Weasleyów. Hermiona nie sądziła, że Harry musi wiedzieć, że po powrocie z Kings Cross Ginny zamknęła się w swoim pokoju i przez prawie trzy dni rozmawiała jedynie z Hermioną i panią Weasley, podczas gdy Ron sądził, że Ginny zachowuje się tylko jak „głupia dziewczynka”. Jednakże porozumiewawcze spojrzenie, które Hermiona rzuciła Harry’emu dało mu do zrozumienia, że ma to coś wspólnego z nim.

Świetnie. Po prostu fantastycznie. Można by pomyśleć, że jej przejdzie i da sobie spokój. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję jest to, żeby Weasleyowie też byli na mnie wkurzeni.

Remus niestety wydawał się utknąć w samym środku tego wszystkiego. Był jedyną osobą, która nadal rozmawiała z Syriuszem i mieszkała na Grimmauld Place, która chętnie rozmawiała też z Harrym. W ciągu godzin, które spędzali razem, Harry prawdopodobnie dowiedział się więcej o przeszłości Remusa niż kiedykolwiek sądził, że to możliwe. Dowiedział się też całkiem sporo o swojej matce, ponieważ Remus był Huncwotem, z którym miała najwięcej wspólnego. Niemal odświeżające było usłyszenie o innej stronie Lily Potter.

Słuchanie tych historii miało jednak swoje wady. Im więcej czasu spędzał z Remusem, tym bardziej bał się go zostawiać. Przez pięć lat Remus był częścią jego życia, oferując pełen spokoju i cierpliwości punkt widzenia, który często był trudny do zauważenia. Remus był dowodem na to, że nie trzeba być w centrum uwagi, by coś zmienić.

Wydawało się, że dla Harry’ego będzie niemożliwe opuszczenie domu, chyba że ktoś go mocno nie zaczaruje. Teraz wyjście do jakiegokolwiek miejsca publicznego byłoby dla niego samobójstwem. Każdy magiczny reporter zabiegał o wywiad z nim do tego stopnia, że wielu z nich kręciło się po mugolskim świecie w nadziei, że do dostrzegą. Obsesja ludzi na punkcie historii życia Harry’ego nasilała się z każdym dniem i prawdopodobnie będzie trwać, póki nie znajdzie się kolejna „gwiazda”.

Hermiona i Remus zauważyli, że prawdopodobnie nie minie dużo czasu, nim ludzie zaczną wymyślać własne wersje przygód Harry’ego, by zaspokoić żądania, ale to nie zmieniało stanowiska Harry’ego. Wiedział, że cokolwiek wymyśli jakiś autor, nie mogło być bardziej niewiarygodne niż prawda. Wiedział, co się stało, jak również wiedzieli to jego najbliżsi. To się liczyło.

Czas po raz kolejny zdawał się działać na niekorzyść Harry’ego. Minuty zmieniały się w godziny,  a te w dni. Nim zdążył mrugnąć, do drugiego weekendu lipca pozostały już tylko godziny, a do wyjazdu Harry’ego z domu pozostały już tylko zachód i wschód słońca. Harry’emu udało się jeszcze raz odwiedzić Norę, by podziękować rodzinie, która tak wiele mu dała, prosząc w zamian o tak niewiele. Trudno było mu się pożegnać, ale nie tak trudno, jak usiąść z Ginny i powiedzieć jej, że traktuje ją tylko jako siostrę. Zniszczenie czyichś marzeń bolało, zwłaszcza gdy rzeczywiście można poczuć, jak pęka mu serce.

Przynajmniej teraz Ginny będzie mogła ruszyć przed siebie.

Sen nie mógł przyjść w ostatnią noc Harry’ego w Londynie, co dało mu mnóstwo czasu na zapisanie słów, które wiedział, że nigdy nie wyszłyby z jego ust w kierunku Syriusza, Remusa, Tonks, Rona i Hermiony. W każdym liście Harry stanowczo stwierdzał, że to nie jest pożegnanie. Nigdy by tego nie zrobił swojej rodzinie. Zrobi wszystko, co w jego mocy, by pozostać w kontakcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę stan Remusa. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, było niespodziewane otrzymanie wezwania, informującego go o najgorszym.

Gdy nadszedł świt, Harry niechętnie dokończył pakowanie, po czym zmniejszył swoje kufry. Samochód i ochroniarze wyznaczeni przez premiera mieli być na Grimmauld Place numer dwa za nieco ponad godzinę, by zabrać go na londyńskie lotnisko Gatwick na szalenie długą podróż samolotem do Stanów. Przejazd miał nie być długi, ale był wdzięczny, że Ron i Hermiona zaproponowali, że pojadą z nim, nawet jeśli głównie dlatego, że chcieli opóźnić pożegnanie.

Z zamyślenia Harry’ego wyrwał płomień w kominku. Odwracając się, zobaczył, jak Ron wyłania się z płomieni, a Hermiona podąża za nim ze znacznie większą gracją. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy natychmiast zaczęli się sprzeczać o maniery Rona lub raczej ich brak.

- Hermiono, to Harry! – zauważył Ron z irytacją. – Nie obchodzi go, że pojawiamy się bez uprzedzenia.

- Nie ma znaczenia, kto to, Ronaldzie – skarciła go Hermiona. – To powszechna uprzejmość, jak się pyta o pozwolenie na przyjście. Co, jeśli byśmy w czymś przeszkodzili? Gdyby Harry i Syriusz…

Harry odchrząknął głośno, kończąc nagle rozmowę.

- Pobożne życzenie, Hermiono – powiedział sucho. – Może wyjdziecie na zewnątrz i poczekacie na samochód. Po prostu muszę… no wiecie.

Hermiona uśmiechnęła się współczująco, ciągnąc Rona w stronę wyjścia.

- Nie spiesz się, Harry – powiedziała cicho. – Jeśli będziesz nas potrzebować, wiesz, gdzie będziemy.

Harry patrzył, jak wychodzą, po czym powoli wybrał się w znajomą podróż po schodach do sypialni. Każdy krok wydawał się odbijać echem po całym domu, choć mogła to być tylko wyobraźnia Harry’ego, gdyż wydawało się, że nikt go nie słyszał. Pomimo stanu Remusa, jego słuch był wciąż tak wyczulony jak zawsze. Oczywiście podobnie było z jego zmysłem węchu, więc prawdopodobnie wiedział, że to tylko Harry.

Pierwszym przystankiem był pokój Syriusza. Harry otworzył drzwi tak ostrożnie, jak to możliwe, pozwalając, by strumień światła padł na śpiącą postać w dużym łóżku z baldachimem. Syriusz spał tak, jak zawsze, na boku, szczelnie przykryty wszystkimi kołdrami. Było tak prawdopodobnie dlatego, że pod osłoną ciemności wydawało się, że w ogóle nie może się ogrzać. Harry miał przeczucie, że miało to coś wspólnego z Azkabanem, ale to był kolejny z tematów, które nigdy nie były poruszane.

Harry powoli podszedł do łóżka Syriusza, wyciągając zapieczętowany list dla Syriusza. Położył go na stoliku nocnym, starając się zachowywać jak najciszej, mimo że w środku krzyczał. Nie tak to miało wyglądać. Nie powinien wymykać się z domu jak zbuntowany nastolatek. Powinni porządnie się pożegnać ze kilkoma łzami i dużą ilością dumy zmieszanej ze zrozumieniem. Syriusz powinien był zrozumieć, że tak było najlepiej dla wszystkich. Syriusz powinien zdawać sobie sprawę, że to jego szansa na normalne życie.

Wypuszczając drżący oddech, Harry sięgnął i lekko chwycił ramię Syriusza. Zamknął oczy, gdy poczuł wszystkie swoje sprzeczne uczucia względem Syriusza, wirujące w jego wnętrzu jak eliksir, który został wymieszany zbyt szybko. Ich prędkość zwiększyła się, rozpryskując, przepływając przez jego ramię, dłoń i do Syriusza. Choć bardzo chciał, Harry nie mógł się zmusić do odczuwania złości czy nienawiści względem swojego ojca chrzestnego. Syriusz dokonał wyboru, bez względu na to, jaki był dziecinny. Harry wiedział, że musi to zaakceptować, inaczej w ogóle nie będzie w stanie ruszyć do przodu. Trudno było skupić się na przyszłości, kiedy umysł był uwięziony w przeszłości.

Ciche westchnienie wyrwało Harry’ego z myśli, powodując, że puścił ramię Syriusza. Nie oddychał, wpatrując się w niego, czekając na jakikolwiek znak, że Syriusz się obudził, jednak jego oddech się wyrównał. Wydając z siebie westchnienie ulgi, Harry cofnął się o krok, patrząc na Syriusza przez czas, który wydawał się wiecznością, po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Nim po raz ostatni opuścił swojego ojca chrzestnego, Harry zawahał się, gdy powrócił jego wewnętrzny niepokój.

- Mam nadzieję, że pewnego dnia odnajdziesz swojego szczęście, Syriuszu – wyszeptał, – i że kiedyś zrozumiesz, dlatego wybrałem taką ścieżkę. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, ale nie mogłem zostać w miejscu, w którym jestem traktowany jak kawał mięcha. Proszę, wybacz mi, Syriuszu… i… zajmij się dla mnie Remusem.

Jego oddech drżał, gdy opuszczał pokój Syriusza, by udać się do sypialni obok. Gdyby został nieco dłużej, usłyszałby ciężki oddech wydobywający się z postaci na łóżku, nim jej ramiona zaczęły się niekontrolowanie trząść. Harry jednak nigdy się o tym nie dowiedział, nigdy tego nie usłyszał i nigdy nie poczuł niczego, co przeczyłoby jego przekonaniu, że Syriusz już na zawsze będzie na niego zły za porzucenie rodziny dla własnej przyszłości.

Wchodząc do pokoju Remusa, gwałtownie zatrzymał się na widok całkowicie rozbudzonego mężczyzny; siedział w łóżku i wyglądał, jakby cierpliwie czekał na niego jak na uzdrowiciela. Wzrok Remusa natychmiast stał się współczujący, gdy wskazywał mu, by usiadł na skraju łóżka. Wydychając powoli powietrze, Harry wykonał polecenie, korzystając z okazji, by rzucić na Remusa wzrokiem. Widział oczywiste oznaki choroby, ale mężczyzna wyglądał na bardziej zrelaksowanego niż kiedykolwiek w Hogwarcie.

- Daj mu czas, Harry – powiedział cicho Remus, a jego głos był lekko ochrypły. – W końcu mu przejdzie.

Harry wzruszył ramionami, czując, jak dłoń słabo zaciska się na jego własnej.

- To nie ma znaczenia – powiedział rzeczowo, siadając. – Nie będę na to czekał. Dasz mi znać, gdyby sprawiał problemy, prawda? Nie chcę, żebyś ty płacił za to, że nie stanąłeś po jego stronie.

- Nie zrobię czegoś takiego, Harry – powiedział Remus z surowym spojrzeniem. – Syriusz wie, co czuję i wie też, że mam rację. Wszystko będzie dobrze. Choć raz martw się tylko o siebie i korzystaj z lusterka tak często, jak to możliwe – Remus skinął na małe, kwadratowe lusterko na stoliku nocnym. – Nie będę go spuszczać z oczu. Oczekuję wiadomości na temat każdej zmiany.

Harry skinął głową, a jego wzrok padł na dłoń luźno ściskającą jego własną. Próbując odzyskać głos, cieszył się, że napisał listy. Jak w ogóle podziękować za to, że nigdy go nie krytykował, nigdy nie wymagał, zawsze oferował wsparcie i zapewniał życie, za które większość oddałaby swoje? Jak w ogóle zacząć dziękować komuś takiemu jak Remus Lupin? To zwyczajnie niemożliwe.

- Wiesz, Harry, czasami słowa nie wyrażają tego, co czujemy w środku – stwierdził delikatnie Remus. – Próbowałem wymyślić coś ważnego, co mógłbym ci powiedzieć, odkąd tylko wyjawiłeś, że wyjeżdżasz, ale jedyne, co przyszło mi do głowy to „dziękuję”.

Harry popatrzył na Remusa z niedowierzaniem. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.

- Nie masz mi za co dziękować – sprzeciwił się Harry. – To ja powinienem dziękować tobie. Gdybyś nie zajął się mną po Dursleyach… cóż, nie wiem, gdzie bym był. – Pewnie byłbym martwy.

Remus uśmiechnął się ze współczuciem.

- Myślę, że przypisujesz mi zbyt wiele, Harry. Gdy wkroczyłem w twoje życie, już wtedy byłeś niezwykłą osobą. Po prostu potrzebowałeś kogoś, by ktoś wyciągnął do ciebie rękę, tak jak ja potrzebowałem kogoś, kto wyciągnie mnie ze skorupy, którą się otoczyłem. Pomogliśmy sobie nawzajem, więc powiedzmy, że jesteśmy kwita, dobrze?

Harry powstrzymał chęć sprzeciwienia się, choć wiedział, że w żadnym wypadku nie są „kwita”. Wpatrywał się w Remusa, a Remus odwzajemniał niesłabnące spojrzenie. Harry westchnął z rezygnacją i wyciągnął list dla Remusa, położył go obok zaczarowanego lusterka. Remus przez chwilę patrzył na list z zaciekawieniem, po czym uśmiechnął się ze zrozumieniem.

- Będziesz mnie o wszystkim informować, prawa? – zapytał w końcu Harry.

- Jeśli przez wszystko chodzi ci o moje zdrowie to tak, Harry, będę – powiedział Remus, lekko kiwając głową.

Oczy Harry’ego lekko się zwęziły.

- I będziesz ze mną całkowicie szczery? – zapytał ostrożnie.

Uśmiech Remusa nieco osłabł.

- Harry.

- Nie, Remusie – przerwał mu stanowczo Harry. – Jeśli mam opuścić kraj, muszę wiedzieć, że będziesz całkowicie szczery, bo inaczej wplączę w to Rona i Hermionę, a wiesz, jacy potrafią być wścibscy.

Remus wyraźnie się wzdrygnął.

- W porządku, Harry – ustąpił. – Wygrałeś. Będę z tobą tak szczery, jak tylko potrafię, ale proszę, zrozum, że mogą być pewne sprawy, które wolałbym zachować dla siebie. Daję ci słowo, że skontaktuję się z tobą, jeśli wydarzy się coś poważnego, zgoda?

- Zgoda – odpowiedział Harry, po czym pochylił się i owinął ramiona wokół Remusa. – Dbaj o siebie, pamiętaj o eliksirach, zwłaszcza odżywczych, kiedy nie czujesz się na tyle dobrze, żeby jeść.

Remus odwzajemnił uścisk, choć sądząc po drżących ramionach Remusa, wymagało to od niego sporo wysiłku.

- I ty także, szczeniaku – powiedział cicho. – Utuczenie cię do normalnej wagi zajęło nam lata. Postaraj się nie stracić wszystkiego w ciągu pierwszych kilku tygodni.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jego twarzy, gdy się odsuwał.

- Zawsze rodzic – powiedział cicho.

Remus odwzajemnił uśmiech, powoli uniósł dłoń i dotknął policzka Harry’ego.

- Zawsze, mój szczeniaku – powiedział, a fale miłości, dumy i szczęścia wymieszały się z wyrzutami sumienia i żalem. – Jeśli się nie mylę, czeka na ciebie kilka osób. Idź. Wiesz, gdzie jestem, gdybyś mnie potrzebował.

Harry niechętnie pożegnał się po raz ostatni i opuścił Grimmauld Place numer 12. Wychodząc na poranne słońce, Harry musiał zasłonić oczy, żeby zobaczyć, że Ron i Hermiona czekają obok kilku wysokich, sztywnych mężczyzn ubranych w czarne garnitury. Za nimi był błyszczący, czarny samochód, którym Dursleyowie niewątpliwie paradowaliby po całym Surrey, gdyby takowy posiadali. Harry nigdy nie zwracał na to uwagi, gdy był młodszy, ponieważ bardziej go interesowało, kiedy będzie jego następny posiłek niż rodzaj samochodu, który preferowałby Vernon.

Mężczyźni w garniturach natychmiast wkroczyli do akcji. Najniższy z grupy wszedł na miejsce kierowcy i odpalił auto. Najwyższy otworzył tylne drzwi pasażera i wpuścił do samochodu Rona i Hermionę. Ostatni dwaj podeszli do Harry’ego, położyli mu ręce na ramionach i poprowadzili do samochodu. Z każdym krokiem Harry walczył z chęcią wyrwania się z uścisku. Musiał się zastanowić, co takiego premier powiedział ochroniarzom, żeby zachowywali się jak członkowie Zakonu podczas wojny. Najwyraźniej nie jest świadomy, że potrafię o siebie zadbać.

Wchodząc do samochodu, Harry rzucił ostrożne spojrzenie na wyraźnie zawstydzonych Rona i Hermionę. Otworzył usta, by zapytać, co mu umknęło, ale został uciszony, gdy dwaj ochroniarze weszli do samochodu i usiedli naprzeciwko, nie spuszczając mocnych spojrzeń z Harry’ego. Fale determinacji i dumy otaczały każdego z nich. Najwyraźniej nie mieli pojęcia, kim był Harry, ale byli zdeterminowani, by go chronić.

- Gotowy, panie Potter? – zapytał kierowca, zerkając na Harry’ego we wstecznym lusterku.

Harry zawahał się, po czym skinął głową. Samochód włączył się do ruchu i ponownie zapadła cisza.

- Co tu się dzieje? – zapytał w końcu. – O co chodzi z tymi królewskimi służbami?

Ochroniarz siedzący naprzeciwko Harry’ego pochylił się do przodu, a jego krótkie, ciemne włosy i lodowato niebieskie oczy nadawały mu wygląd dobrze wyszkolonego żołnierza.

- Polecono nam pana chronić za wszelką cenę, panie Potter – powiedział surowo. – Premier przekazał nam, że niektórzy życzą panu śmierci, a inni postrzegają jako kogoś podobnego do gwiazdy rocka. Jesteśmy tu, by chronić pana przed obiema grupami, jeśli zajdzie taka potrzeba, aż do czasu przyjazdu naszego zastępstwa.

- Zastępstwa? – zapytała natychmiast Hermiona, po czym rzuciła Harry’emu zaciekawione spojrzenie. Wzruszył bezradnie ramionami. – Jakiego zastępstwa?

Ochroniarz powoli przeniósł wzrok na Hermionę.

- Zastępstwa, które będzie towarzyszyć panu Potterowi podczas lotu do Stanów – odpowiedział wolno.

- Nie – sprzeciwił się natychmiast Harry. To naprawdę zaszło za daleko. Myślał, że jego „ochrona” będzie trwała do czasu wejścia na pokład samolotu. – Odmawiam. Wystarczy to, że wy musicie marnować swój czas. Nie pozwolę, by inni stracili dzień z życia, żeby mnie niańczyć. Potrafię o siebie zadbać.

Ochroniarz odchylił się na siedzeniu i jego wzrok powrócił do Harry’ego.

- Obawiam się, że nie ma pan w tej sprawie nic do powiedzenia, panie Potter – stwierdził surowo. – Taka jest umowa zawarta z premierem, waszym Ministrem i twoim opiekunem. Ponieważ w świetle naszego prawa wciąż jest pan nieletni, musi pan przestrzegać tego, co zorganizował dla pana opiekun.

Ron i Hermiona wpatrywali się w nich z otwartymi ustami, a Harry ukrył twarz w dłoniach.

- To cholerny koszmar – jęknął. – Spędzę następne dwanaście godzin z grupą dorosłych, obserwujących każdy mój ruch.

- Nie sądzisz, że Remus… - zaczęła niepewnie Hermiona.

- Nie – mruknął gniewnie Harry, zakładając ramiona na piersi. – Remus by mi powiedział. To wypisz wymaluj cały Syriusz. Nie odezwał się do mnie ani słowem od ponad miesiąca, a teraz wykręca taki numer. Kusi mnie, żeby zawrócić samochód, wrócić do domu i…

- Harry! – przerwała mu nerwowo Hermiona. – Nawet tak nie myśl. To naprawdę nie tak źle. Sam podróżujesz do innego kraju. Każdy rodzic o zdrowych zmysłach zrobiłby to samo. Osobiście ani trochę nie jestem zaskoczona, a wręcz czuję ulgę. To oznacza, że Syriusz nie jest tak wściekły, jak początkowo sądziliśmy.

Gdyby tylko to było taki proste, pomyślał z goryczą Harry. Być może uwierzyłby Hermionie, gdyby nie mieszkał z Syriuszem. Nie można było zaprzeczyć złości i frustracji, które nieustannie go otaczały w każdej chwili dnia. Fakt, że Syriusz nie zadał sobie nawet trudu, by zostawić Harry’emu wiadomość, ostrzegającą przed ochroniarzami był dowodem, że jego ojciec chrzestny nie wybaczy mu w najbliższym czasie.

Pozostała część podróży minęła dla wszystkich w niekomfortowej ciszy. Harry widział, że Ron i Hermiona chcieli rozmawiać, ale – tak jak Harry – nie mieli pojęcia, co powiedzieć albo czego nie mówić w obecności ochrony. Skoro wspomnieli o „ich Ministrze”, można było śmiało stwierdzić, że wiedzieli o istnieniu magicznego świata, ale to nie oznaczało, że wiedzieli o wszystkim.

Gdy zatrzymali się przed terminalem lotniska, żołądek Harry’ego skręcił się z nerwów. To było to. Naprawdę się działo. Nie było jeszcze za późno, żeby zawrócić, prawda? Nikt nie miałby o nim gorszego zdania, gdyby się rozmyślił. W końcu miał dopiero siedemnaście lat. Nie było nic złego w poczekaniu rok czy dwa na rozpoczęcie szkolenia. Mógłby pracować dla Freda i George’a albo nawet zostać asystentem pani Pomfrey i zdobywać więcej doświadczenia.

- Harry? – zapytała cicho Hermiona. – Wszystko w porządku?

Otrząsając się z zamyślenia, Harry zauważył, że ochroniarze opuścili samochód i czekali, aż za nimi podąży. Co było z nim nie tak? Dlaczego nagle zwątpił w decyzję, której tak długo bronił? Czy to tylko nerwy, czy może coś innego… coś większego?

Dłoń opadła na jego ramię i ścisnęła je delikanie.

- Harry – spróbowała ponownie Hermiona. – Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wyszedł z samochodu i stanął pomiędzy dwoma ochroniarzami, podczas gdy Ron i Hermiona wysiedli z auta. Jako grupa weszli na terminal i natychmiast wszyscy zaczęli się im przyglądać, nie dlatego, że rozpoznali Harry’ego, ale dlatego, że wiedzieli, że jest kimś ważnym, skoro potrzebował takiej ochrony.

Hermiona wyglądała, jakby była na granicy eksplodowania, gdy chwyciła Harry’ego za ramię i odciągnęła od ochroniarzy.

- Wy zostańcie tu – rozkazała. – My przejdziemy się tam.

Co zaskakujące, ochroniarze pozostali na miejscu. Zgodnie ze słowami Hermiony nie odeszli daleko, ale z pewnością na tyle, by odbyć prywatną rozmowę. Biorąc głęboki oddech, Harry przyjrzał się uważnie swoim najlepszym przyjaciołom, którzy stali obok niego na dobre i na złe. Poświęcili tak wiele, nie prosząc o nic w zamian. Harry szczerze nie wiedział, gdzie byłby bez nich.

- No to – zaczął z niezręcznością Ron. – Skontaktujesz się z nami, gdy wszystko będzie ustalone?

Harry uśmiechnął się szeroko.

- W ciągu najbliższych kilku dni dam wam znać, gdzie jestem. Kiedy już skonfiguruję sieć Fiuu, umówię się z Remusem, by odebrać Hedwigę. Nie sądzę, żeby był w stanie przelecieć ocean, więc jeśli będziecie czegoś ode mnie potrzebować, użyjcie lusterka Remusa. Jeśli napotkamy jakieś trudności, możemy zrobić coś podobnego do systemu, za pomocą którego kontaktował się z nami wcześniej Snape.

Hermiona w zamyśleniu poklepała się po brodzie.

- To właściwie może być najlepszy sposób. Zastanowię się nad tym. – Jej twarz wyrażała entuzjazm, gdy z podniecenia zacierała ręce. – Harry, chcemy wiedzieć wszystko, dobrze? Nieważne jak mała będzie to sprawa. Doświadczenie innej kultury jest naprawdę fascynujące.

- Hermiono – jęknął Ron. – On jedzie do Ameryki. Co może się tam różnić?

- Cóż, po pierwsze jeżdżą po złej stronie ulicy – odparła sucho Hermiona. – Widziałam to kiedyś w telewizji. Szczerze mówiąc, nie mogę sobie wyobrazić, jak mogą to znosić.

Ron westchnął, po czym ponownie skupił uwagę na Harrym.

- Tak czy inaczej myślę, że nie ma sensu z tym zwlekać – powiedział z niezręcznością, wyciągając rękę. – Uważaj na siebie, kumplu, dobra?

Harry natychmiast zrozumiał.

- Ty też, kumplu – odparł cicho. – Wiesz co, Ron? Naprawdę się cieszę, że tego dnia usiadłeś w moim przedziale w pociągu do Hogwartu. Nie wyobrażam sobie, by moim najlepszym przyjacielem był ktoś inny.

Ron uśmiechnął się szeroko.

- Właściwie to ja powinienem dziękować tobie. Przez lata pomogłeś mi zrozumieć, że w porządkuj jest być po prostu sobą, a to wiele mówi. Wiem, że mieliśmy wzloty i upadki, ale wiem też, że większość tego była moją winą, jednak ciągle dawałeś mi kolejną szansę. Wierzyłeś we mnie, Harry, i… cóż… chcę tylko, żebyś wiedział, że nigdy nie uznam tego za coś, co mam zagwarantowane.

Harry poczuł, że pieką go oczy, gdy niepewnie kiwał głową i nim się zorientował, został wciągnięty w mocny uścisk. Poczuł, jak Ron się trzęsie i wiedział po zderzających się ze sobą falach emocji, że obaj jadą na tym samym wózku. Obaj odczuwali całą gamę emocji, które tylko bracia mogą odczuwać, ponieważ tym właśnie byli. Byli braćmi pod każdym znaczącym względem, aż do dnia swoich śmierci.

Ku zaskoczeniu Harry’ego, Ron dopiero zaczął się odsuwać, kiedy prawie upadł przez drugie ciało, które wskoczyło mu w ramiona, przytulając go tak, jakby ich życie od tego zależało, podczas gdy jego wzrok przysłoniło morze bujnych, brązowych włosów. Podobnie jak Ron, ciało Hermiony trzęsło się, gdy chowała twarz w jego ramieniu. Pieczenie w oczach nasiliło się, zmuszając Harry’ego do szybkiego mrugania w nadziei, że pozbędzie się wszelkich oznak łez.

Hermiona pociągnęła nosem, odsunęła się i spojrzała na Harry’ego ze łzami w oczach.

- Wiesz, najlepszym dniem w moim życiu był ten, kiedy uratowaliście mnie przed trollem – powiedziała ze śmiechem. – Przed tym dniem nigdy nie sądziłam, że znajdę przyjaciół, a zwłaszcza kogoś, kto zawsze będzie mi rzucał wyzwania… - spojrzała na Rona, który bezradnie wzruszył ramionami, po czym ponownie na Harry’ego, ­– i kogoś, kto pokazałby mi, że w porządku jest się nieco różnić.

Harry wzdrygnął się. Ze wszystkich rzeczy, o których mogli pamiętać, ta z pewnością nie była aż tyle warta.

- Och, Harry – skarciła go Hermiona. – Nie myśl o tym w ten sposób. Pomyśl o wszystkim, co przezwyciężyłeś, mimo że tak wiele razy dostałeś sygnał do wycofania się. Nigdy nie pozwoliłeś, by to uderzyło ci do głowy, Harry. Nigdy nie odwróciłeś się do nas plecami, by znaleźć lepszych przyjaciół.

Harry patrzył na Hermionę przerażony.

- Hermiono, nie mogłem sobie wymarzyć lepszych przyjaciół niż wasza dwójka – powiedział ochryple. Ron i Hermiona rozpromienili się z zachwytem, po czym przyciągnęli Harry’ego do zbiorowego uścisku. – Dbajcie o siebie i uważajcie na siebie nawzajem, dobra? – zapytał, chociaż jego głos był wyjątkowo stłumiony.

- Ty też, Harry – powiedziała Hermiona, cofając się o krok, wyciągnęła z kieszeni mały rulonik pergaminu i podała mu go. – Gdybyś nas potrzebował, to jest mój numer telefonu, adres pocztowy, przynajmniej do czasu, aż nie znajdę własnego mieszkania, a także informacje o Fiuu od nas obojga. Nie bój się prosić o pomoc, Harry. Tylko dlatego, że jesteśmy nieco dalej nie oznacza, że nie damy rady do ciebie dotrzeć.

Harry nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy wyciągał z kieszeni ostatnie trzy listy.

- Zapamiętam – powiedział dobrodusznie, po czym wręczył Ronowi jego list, a Hermionie pozostałe dwa. – Przeczytajcie je później i proszę przekażcie Tonks jej list…

Ron schował swój do kieszeni, podczas gdy Hermiona ścisnęła oba listy tak, jakby jej życie od tego zależało.

- Panie Potter – powiedział surowo jeden z ochroniarzy, robiąc krok do przodu. – Czas iść.

Harry westchnął i skinął głową. Jego wzrok przesunął się z Rona na Hermionę, nim dziewczyna ponownie rzuciła mu się w ramiona. Ron mocno ścisnął przedramię Harry’ego, a następnie poklepał go po plecach, po czym odciągnął niechętną Hermionę. Harry powstrzymał uśmiech, gdy Ron objął ją ramieniem. W tym momencie wiedział, że Ron i Hermiona dają sobie radę, jeśli tylko będą mieli siebie. Wiedział, że wszystko będzie w porządku.

- Do zobaczenia wkrótce, prawda? – zaproponował z nadzieją Harry.

Hermiona posłała Harry’emu łzawy uśmiech, ocierając kilka zbłąkanych łez.

- Nim się zorientujesz – powiedziała z przekonaniem.

- Będziemy czekać na twój telefon, kumplu – dodał Ron napiętym głosem.

Czując dłoń, spoczywającą na jego ramieniu, Harry niechętnie pomachał im, pozwalając ochronie go odprowadzić. Kiedy otoczyli go strażnicy, Harry spuścił wzrok, by uniknąć spojrzeń, które wszyscy niewątpliwie mu rzucali. Ledwie był świadom, dokąd go prowadzą. Jedyną rzeczą, o której myślał, były niewypowiedziane pożegnania. Tak naprawdę nie pożegnał się z nikim z GD, z kadry Hogwartu, z Tonks czy Syriuszem.

Naprawdę chciał porozmawiać z Syriuszem.

Zatrzymali się gwałtownie, gdy dotarli do nieprzeźroczystych, przesuwanych drzwi, których, co zaskakujące, pilnował dość duży, czarnoskóry mężczyzna. Uścisk na ramieniu Harry’ego wzmocnił się, gdy najwyższy ochroniarz zrobił krok do przodu, wyciągając z marynarki jakieś złożone papiery i wręczając je strażnikowi. Nikt nic nie powiedział, gdy strażnik rozłożył papiery i przez chwilę patrzył na pierwszą stronę, po czym jego oczy rozszerzyły się, uderzył dłonią w przycisk na ścianie, powodując otwarcie się drzwi. Gdy strażnik pośpiesznie odsuwał się na bok, Harry mógł sobie tylko wyobrazić, co było napisane w tych dokumentach. Trzeba było okropnie wiele, by przestraszyć kogoś takiego.

Rozważania Harry’ego zostały przerwane, gdy wprowadzono go do przestronnego, prywatnego pokoju, zawierającego wszystkie luksusy, jakie można sobie zażyczyć, gdy spędza się czas w oczekiwaniu na lot. Stały tam półki z książkami, wygodne fotele i kanapy, telewizor zamontowany na ścianie, mała lodówka, miski z różnymi przekąskami, ustawione wzdłuż blatu, a także biurko w odległym kącie, na którym zostały starannie ułożone długopisy i papiery.

Harry zwrócił się do najbliższego ochroniarza, by zapytać, jak długo tu zostają, ale nagle ogarnęła go fala irytacji i paniki. Potykając się lekko, Harry rozejrzał się szybko, szukając źródła emocji, jednak nie dostrzegł niczego niezwykłego. Czterej ochroniarze ustawili się wokół pokoju, jakby chcieli chronić Harry’ego przed jakimkolwiek zagrożeniem, które mogło nadejść z dowolnego kierunku, chociaż tak naprawdę ktoś mógł wejść do pomieszczenia tylko w jeden sposób.

- Czy wszystko w porządku, panie Potter? – zapytał najniższy ochroniarz.

Harry pokiwał głową z roztargnieniem.

- Eee… czy jest tu łazienka? – zapytał z zakłopotaniem.

Ochroniarz stojący po prawej pod ścianą poruszył się i pchnął drzwi, które z łatwością wtopiły się w ciemną, wyłożoną drewnem ścianę. Harry wszedł szybko do ciemnego pokoju, który rozjaśnił się w chwili ruchu. Przy jednej ścianie znajdowały się cztery syfony i cztery umywalki przy drugiej. Harry natychmiast podszedł do najbliższego zlewu i odkręcił kran, by nabrać nieco wody w dłonie. Opłukując twarz, Harry odetchnął głęboko, zmuszając się do spokoju. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była utrata kontroli w środku mugolskiego lotniska.

Drzwi zamknęły się, a Harry położył dłonie na blacie i pochylił głowę. Był rozdarty pomiędzy chęcią zapomnienia o tych emocjach a dowiedzeniem się, do kogo należały. Były tak silne, jakby właściciel emocji był tuż za nim…

- Potter.

Harry obrócił się w mgnieniu oka z różdżką w dłoni, całe jego ciało napięło się. Znał ten głos. Nie było mowy, by kiedykolwiek o nim zapomniał. Należał do jedynej osoby, którą teraz chciał przekląć, gdy już nie było Voldemorta.

Snape, magicznie ukryty przed wzrokiem.

Wykorzystując zmysły, Harry próbował określić, gdzie był Snape i w mgnieniu oka zawęził jego ogólną lokalizację. Kiedy uniósł różdżkę, coś nagle zamigotało, po czym w polu widzenia pojawił się Snape, jakby ktoś zapalił światło. Snape wyglądał na bardziej obdartego, niż kiedykolwiek, a jego tradycyjne czarne szaty zostały zmienione na czarne, mugolskie ubrania.

- Odłóż to, Potter – syknął cicho Snape. – Rzucenie jednego zaklęcia zaalarmuje całe Ministerstwo…

- Co wcale nie byłoby takie złe – przerwał mu chłodno Harry. – Scrimgeour wie, że tu jestem i prawdopodobnie założył, że użyję magii tylko w razie niebezpieczeństwa.

Snape prychnął.

- Zawarliśmy umowę, Potter. Pomogłem ci pokonać Czarnego Pana.

Oczy Harry’ego zwęziły się.

- Więc teraz chcesz zapłaty jak każdy inny szczur. Wkrótce wyjeżdżam, Snape. Skończył ci się czas…

- Nie waż się próbować mnie przechytrzyć…

- Właściwie to ty nas oszukałeś – zauważył Harry, robiąc krok w jego stronę, celując różdżką w czoło Snape’a. – Nikt inny z Zakonu nie zarzucał zapłaty za swoją ciężką pracę.

Snape spojrzał gniewnie na Harry’ego.

- Nikt inny nie został oddany na służbę Czarnego Pana.

Harry musiał powstrzymać uśmiech. To niewiarygodne.

- Oddany? Dołączyłeś do Voldemorta z własnej woli, a następnie zwróciłeś się do Dumbledore’a, ponieważ „czułeś się winny z powodu przekazania przepowiedni”, która doprowadziła do śmierci moich rodziców, mężczyzny, którym gardziłeś bardziej, niż czymkolwiek innym na świecie. Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym nie wezwać moich ochroniarzy i pozwolić im cię zabrać.

Snape prawie trząsł się z furii, wyciągając własną różdżkę i wcelowując ją w Harry’ego.

- Powinienem był wiedzieć, że zrobisz coś takiego. Po raz kolejny udowadniasz, jak bardzo podobny jesteś do ojca.

Harry machnął kilka razy różdżką i Snape został związany, wisząc do góry nogami z kneblem w ustach. Harry’ego kusiło, żeby zostawić go tak i pozwolić, by znalazł go ktoś inny. Snape miał mnóstwo okazji, by się z nami skontaktować, kiedy mogliśmy coś zrobić. To jego wina, że czekał, aż będę opuszczać kraj. Jednym ruchem nadgarstka usunął knebel z ust Snape’a.

- To twoja ostatnia szansa, daj mi jeden powód – powiedział w końcu Harry.

- I co zrobisz? – odparł sarkastycznie Snape. – Zabijesz mnie?

Choć było to kuszące, Harry nie chciał mierzyć się z bałaganem, który wywołałoby zabicie Snape’a. Fakt, że Snape był bezradnym wyrzutkiem było tak naprawdę najlepszą karą, jaką można było wymyślić. Nie miał możliwości odkupienia i nie miał nikogo, kto mógłby przemówić w jego imieniu, głównie ze względu na jego własne czyny. Snape był dla wszystkich okropnym dupkiem, zwłaszcza dla dzieci, będących przyszłością czarodziejskiego świata. Ślizgoni, których faworyzował, nigdy nie zaryzykują swojego dobrego imienia dla niego.

- Nie sądzę – powiedział Harry, po czym kilka razy machnął różdżką, by Snape opadł rozwiązany na podłogę. – Ty, Snape, jesteś klasycznym przykładem „piwa, które się nawarzyło”. Spędziłeś lata na uczeniu w Hogwarcie niczym tyran, by w końcu zdać sobie sprawę, że nikt nic nie zrobi, by pomóc takiej osobie w potrzebie, kiedy usunie się czynnik strachu. Zaoferowałem zapłatę, kiedy mogłem ją przyznać. Ten czas minął. – Zamyślenie przemknęło przez twarz Harry’ego. – Jednakże jeśli jesteś tak zdesperowany, możesz skontaktować się z Syriuszem i Remusem…

- Za nic w świecie nie skontaktowałbym się z kundlem i wilkiem! – syknął Snape.

Harry bezradnie wzruszył ramionami.

- Więc nie masz szczęścia – powiedział, starając się, by jego głos był neutralny.

Rozległo się pukanie do drzwi łazienki.

- Panie Potter? – zawołał stłumiony głos. – Czas iść.

Snape wyglądał tak, jakby miał zaraz wybuchnąć z wściekłości, ale obaj wiedzieli, że Harry rzeczywiście mówił prawdę. Nie było mowy, by Harry mógł osobiście udać się do banku Gringotta, by pobrać jakąkolwiek kwotę i wrócić na swój lot. Nie mogli założyć Snape’owi żadnego konta, bo był człowiekiem poszukiwanym i nie miał żadnego mugolskiego identyfikatora. Jedyną szansą Snape’a było skontaktowanie się z Syriuszem albo Remusem, ponieważ tylko oni faktycznie słyszeli umowę.

Chowając różdżkę w kaburę, nie odrywając wzroku od Snape’a, wyszedł z łazienki. Natychmiast podszedł do czterech ochroniarzy, podążając za nimi do bramek, gdzie czekał dość duży samolot. Im bliżej byli, tym bardziej Harry nie mógł przestać się gapić. Wykorzystanie czegoś tak dużego, by przewieść jedną osobę wydawało się wielkim marnotrawstwem.

- Tędy, panie Potter.

Harry otrząsnął się z myśli i podążył za dwoma ochroniarzami, prowadzącymi go przez długie, kwadratowe wejście do samolotu, gdzie czekały na nich trzy nieumundurowane osoby. Pilotem był mężczyzna w średnim wieku, ubrany w niebieski garnitur, białą koszulę, krawat oraz dziwnie wyglądający kapelusz na siwiejących, brązowych włosach. Nieco młodszy mężczyzna stojący obok niego był ubrany podobnie, przez co można go było uznać za drugiego pilota. Kobieta stojąca obok była ubrana w te same kolory, ale w bardziej swobodny sposób.

- Panie Potter – powiedziała pogodnie kobieta. – Witamy. Proszę usiąść i się rozgościć.

Patrząc na wnętrze samolotu, Harry nagle poczuł się niezbyt komfortowo. Podobnie jak niedawno opuszczony prywatny pokój, ten samolot wydawał się mieć prawie wszystko, co potrzebne do przyjemnej podróży. Siedzenia wyściełane jak fotele ustawione były po cztery wokół stołu, w zabezpieczonej półce z tyłu samolotu były drogo wyglądające książki, w najbliższym kącie wisiał telewizor, dalej stała szafka, zawierająca coś, co wyglądało na butelki z alkoholem, a z przodu samolotu stało biurko.

Harry powoli przeniósł się na tył samolotu i usiadł na jednym z wygodnych siedzeń przy oknie. Siedzenie, jeśli to możliwe, było jeszcze wygodniejsze niż na to wyglądało, dzięki czemu Harry z łatwością się zrelaksował. Nagle wydawało się, że brak snu i stres wracają, żeby go prześladować. Jego oczy zaczęły opadać, gdy dobiegła do niego cicha rozmowa. Może na chwilę dam odpocząć oczom…

Nastąpiło subtelne drżenie, jakby ktoś jechał po bardzo gładkiej drodze. Harry poruszył się na miejscu i poczuł, że przykryto go miłym w dotyku kocem. Kiedy to się stało? Marszcząc brwi, Harry powoli otworzył oczy i jęknął na widok niewyraźnego widoku. Po raz kolejny zasnął z założonymi soczewkami. Mrugając wielokrotnie, poczekał, aż jego wzrok się rozjaśni, po czym rozejrzał się. Jedno spojrzenie za okno zaalarmowało Harry’ego, że lecieli wysoko w powietrzu, widział tylko błękitne niebo i subtelną nutę chmur. Niedobrze. Jakim cudem udało mu się przespać start samolotu?

Nerwowo odsunął koc i wstał powoli, szukając jakichkolwiek obecności zastępczej ochrony. Jego wzrok natychmiast padł na poduszkę, widoczną nad zagłówkiem siedzenia tyłem do niego. Na siedzeniu z pewnością ktoś spał, co wydawało się Harry’emu dziwne. Czego oczekujesz? To naprawdę drugi lot. Pewnie śpią na zmiany.

Wzrok Harry’ego przesunął się na przód samolotu, gdzie zobaczył, że stewardessa rozmawia z kimś ukrytym przed jego wzrokiem. Wyraz jej twarzy wskazywał, że dobrze się bawiła. Drugi ochroniarz był wyraźnie bardziej zrelaksowany niż ci z pierwszej zmiany. Harry miał przeczucie, że pierwsza ochrona nie rozpoznałaby dobrego dowcipu, nawet gdyby ugryzł ich w tyłek.

Śmiech stewardessy przeciął ciszę jak ostry nóż, powodując, że Harry skrzywił się lekko. Przypadkowo również dostrzegła, że Harry nie śpi.

- Panie Potter! – powiedziała radośnie stewardessa. – Dzień dobry! Ma pan ochotę na coś do jedzenia lub picia? Mamy dzisiaj duży wybór.

Harry szybko pokręcił głową. Jej radość i podekscytowanie były naprawdę przytłaczające.

- Eee… nie – powiedział cicho. – Nie… nie trzeba. Ja…

W tym momencie zawiodły go wszelkie słowa. Obok stewardessy, w zasięgu wzroku, pojawił się wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i niebieskimi, wypełnionymi humorem oczami. Harry zachwiał się, patrząc w te oczy i nie mogąc odwrócić wzroku. Czuł się jakby zobaczył ducha. Śnił. Tak musiało być! To jedyne wyjaśnienie! Lada chwila się obudzi i zobaczy… cóż, nie zobaczy…

- Wybacz nam, Marie – powiedział mężczyzna, robiąc krok w jego stronę. – Muszę porozmawiać z moim chrześniakiem.

Harry powoli opadł na najbliższe siedzenie, zamykając oczy. No dalej, Harry, obudź się. Twój umysł zwyczajnie płata ci figle, bo chcesz go zobaczyć. Tak naprawdę go tu nie ma. Jest w Londynie i robi to, co robił przez ostatnie kilka tygodni.

- Harry – powiedział mężczyzna, który nie był Syriuszem, siadając obok Harry’ego. – Wiem, że to szok, ale proszę, posłuchaj mnie. Naprawdę mi przykro z powodu tego, przez co musiałeś przeze mnie przejść, ale wiedziałem, że walczyłbyś ze mną na każdym kroku, gdybym ci powiedział, że lecę z tobą. Jesteś tak samo uparty jak ja, zwłaszcza gdy podejmujesz decyzję za innych ludzi.

Harry pokręcił uparcie głową, tylko po to, by poczuć, jak Syriusz kładzie mu rękę na ramieniu.

- Harry, proszę – błagał mężczyzna. – Wiem, że myślałeś o nas, gdy podejmowałeś swoją decyzję, więc ja również myślałem o tobie, gdy podejmowałem moją. Nie obchodzi mnie, ile masz lat. Zawsze będziesz moim chrześniakiem. Jeśli twoja przyszłość jest w Stanach, moja też.

Harry powoli otworzył oczy i spojrzał na Syriusza. Nie miał pojęcia, co zrobić, co powiedzieć ani nawet co myśleć. Ta teoria byłaby do zaakceptowania, gdyby Harry nie był empatą. Przez cały czas czuł złość i frustrację Syriusza. Nie było mowy, że ktoś był z czegoś zadowolony i czuł coś zupełnie odwrotnego. Chyba że te emocje nie były skierowane w ciebie.

Na twarzy Syriusza gościł półuśmiech, gdy wyciągał rękę i łapał dłoń Harry’ego.

- Wiem, że nie masz powody, żeby mi wierzyć – powiedział cicho. – I wiem, że mam wiele do nadrobienia. Remus wielokrotnie mi to wytykał. – Syriusz skinął głową w stronę siedzenia, zza którego wystawała poduszka. – Musiałem go oszukać eliksirem nasennym, żeby się zamknął. Nie był zbyt zadowolony, że przed nim też to ukrywałem, ale wiedziałem, że nie miał w sobie dość siły, żeby ukrywać to, co robiłem. Powiedziałby ci, a potem wrócilibyśmy do kłócenia się ze sobą na temat tego, że sądzisz, że robisz to, co najlepsze, zostawiając nas.

Słowa nie wyszły z ust Harry’ego, choć w jego umyśle wyraźnie pojawiło się kilka klątw, przekleństw i uroków. Nie było wątpliwości, że teraz wokół Syriusza krążyły fale niepokoju, nadziei, zmieszane z nutą strachu. Nie mógł uwierzyć, że Syriusz zrobiłby coś takiego. Czy ten człowiek nie miał pojęcia, co mu zrobiło jego „odrzucenie”? Tego było zwyczajnie zbyt wiele. Odsuwając się jak poparzony, Harry zerwał się na nogi i odsunął jak najdalej od Syriusza.

- Harry – błagał Syriusz, powoli wstając. – Proszę, wiem…

- Nie, nie wiesz! – syknął ze złością Harry. – Nie masz pojęcia, jak bardzo cierpiałem z powodu wyjazdu przez ciebie! Nie chciałem zostawiać jedynej rodziny, jaką znałem, ale wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, nigdy nie będziesz miał takiego życia, na jakie zasługiwałeś. Jesteś wspaniałym ojcem, Syriuszu. Zasługujesz na to, aby mieć własne dzieci i wychować je tak, jak ja powinienem być wychowany przez moich rodziców.

- Ale ty też jesteś moim dzieckiem, Harry! – kłócił się Syriusz, podchodząc ostrożnie. – Odkąd James włożył cię w moje ramiona, gdy się urodziłeś, byłeś częścią mojej rodziny bardziej, niż moja prawdziwa rodzina. Szkoda, że nie pamiętasz tych wszystkich chwil, gdy razem z Remusem opiekowaliśmy się tobą. Twoja twarz się rozjaśniała, gdy mnie widziałeś, bez względu na to, w jak złym byłeś nastroju. To doprowadzało twoich rodziców do szaleństwa.

Harry prychnął, krzyżując ramiona na piersi i odwrócił się. Ale nie traktowałeś mnie jak najgorszej szumowiny na świecie, gdy byłem dzieckiem. Dłoń na jego ramieniu zmusiła go do odwrócenia się i spojrzenia na swojego ojca chrzestnego. Pozostał nieruchomo, gdy Syriusz delikatnie wyciągnął spod koszuli Harry’ego naszyjniki i popatrzył na nie.

- Pamiętasz, co one oznaczają, Harry? – zapytał cicho Syriusz. Harry milczał. – Przyjmując je, zaakceptowałeś fakt, że na zawsze będziesz miał trzech ojców. Zaakceptowałeś, że rzeczywiście jesteś moim pierworodnym synem. Gdyby coś mi się stało, odziedziczyłbyś tytuł spadkobiercy rodziny Blacków bez względu na to, jakie inne dzieci bym miał. W przeszłości rodziny wykorzystywały je, by wybrać spadkobiercę, gdy ich wyborem nie było pierworodne dziecko – zwykle gdy była to córka. Czy nie rozumiesz? Nie ma znaczenia, co przyniesie przyszłość. Ważne jest, żebyśmy się trzymali rodziny.

Harry poczuł, jak pieką go oczy, gdy próbował utrzymać złość. Część niego na poważnie chciała udusić Syriusza, podczas gdy druga część chciała wrócić do tego, co było, nim zaczęło się to szaleństwo. Chciał, żeby jego ojciec chrzestny wrócił, ale po prostu nie mógł zapomnieć…

- Poza tym, jeśli naprawdę chodziło o to, żebym znalazł sobie jakąś miłą, ładną wiedźmę i zgodził się zrobić kilka dzieci, to nie powinno być problemem to, że wyleciałem z tobą – dodał Syriusz z uśmiechem. – W końcu kto mógłby mi się oprzeć?

Harry nie mógł powstrzymać prychnięcia. Niewłaściwe było słuchać, jak jego ojciec chrzestny mówi o tworzeniu rodziny w jaki zblazowany sposób.

- Jesteś taki zarozumiały – mruknął Harry, kręcąc głową.

Uśmiech Syriusza przygasł i zmienił się w wyraz zdezorientowania.

- Dopiero teraz to odkryłeś? – zapytał z niedowierzaniem. – O, Merlinie, mamy przed sobą mnóstwo pracy.

To był początek i w tym momencie, wystarczyło. Harry wiedział, że naprawienie wyrządzonych szkód zajmie nieco czasu, ale przecież był to bardzo długi lot. Coś wymyślą. Jak zawsze. Bo tak właśnie postępuje rodzina i – w głębi duszy – Harry wiedział, że wkraczając w kolejny etap swojego życia, cieszył się, że jego rodzina będzie z nim na każdym kroku. Być może nie było już tak, jak dawniej, ale zmiany były częścią życia. Lepiej było to zaakceptować, niż przed tym uciekać.

Harry zdecydował się to przyjąć z otwartymi ramionami.

^^^

Epilog

Pięć lat później

Czas potrafił być cudowną rzeczą. Potrafił leczyć rany, wprowadzać zmiany na lepsze i z pewnością zmieniać priorytety. Może zmusić pokolenia do spoglądania wstecz i dostrzegania, ile szkód wyrządziły ich decyzje, jak również zmuszać młodsze pokolenia do przysięgania, że nigdy nie popełnią błędów starszych. W Czarodziejskim Świecie dokonało się wiele zmian w nadziei, że zapobiegnie to powstaniu kolejnego terroru w postaci jednego człowieka. Był to powolny proces, ale nikt nie mógł oczekiwać, że pokolenia strachu i nienawiści znikną z dnia na dzień.

Do dziś i prawdopodobnie jeszcze przez następne lata, dzieci uczą się, że dobro zawsze zatryumfuje nad złem, wykorzystując do tego historię odważnego dziecka i jego bitew, które uwolniły ich świat od okrutnego Czarnego Pana. Historia Harry’ego Jamesa Pottera, chłopca, który przeżył, by zostać wybawicielem czarodziejskiego świata, była już legendą z tak wieloma wersjami, że niewielu tak naprawdę wiedziało, co się wydarzyło. Od dnia, w którym Harry opuścił świat czarodziejów, wielu spekulowało, co się z nim stało, ponieważ jego najbliżsi przyjaciele odmówili komentarza, a jego rodzina zniknęła. Niektórzy podejrzewali, że najbliżsi przyjaciele wciąż utrzymywali kontakt z Harrym Potterem, ale nikt nigdy nie znalazł żadnego popierającego dowodu.

Przynajmniej dopóki nie znalazł go „Prorok Codzienny”.

Był ciepły, letni poranek, błękitne niebo widać było jak okiem sięgnąć, a wielka ilość sów, jak co ranek, szybowała w powietrzu, trzymając w szponach coś, co wyglądało na gazetę. Jedyna różnica polegała na tym, że cały czarodziejski świat będzie mówił o tej sprawie przez wiele dni, tygodni miesięcy, a nawet lat. To właśnie ten nagłówek przykuł uwagę wszystkich. Znaleziono Harry’ego Pottera! Harry Potter i Syriusz Black dostrzeżeni w Nowym Yorku!

Jednak wszystkim opadły szczęki z powodu ruchomego zdjęcia pod nagłówkiem. Pośrodku czegoś, co wydawało się być dużym parkiem, siedział roześmiany Syriusz Black z całkiem ładną, ciemnowłosą kobietą w ramionach. Przed nimi stał mały, ciemnowłosy maluch, który nieustannie próbował wstać i utrzymać równowagę, ale kończyło się to niepowodzeniem i upadkiem na tyłek. Naprzeciwko pary siedział nieco starszy i bardziej zrelaksowany Harry Potter wraz z kobietą o długich włosach, nieco jaśniejszych od Harry’ego, życzliwej twarzy i intensywnych, pełnych humoru oczach.

Jakby tego było mało, wystarczyło spojrzeć na noworodka, którego Harry Potter trzymał w ramionach, jakby był najcenniejszą rzeczą na ziemi. Twarz dziecka była zasłonięta, ale społeczeństwu wystarczyła zmierzwiona czupryna podobna do włosów Harry’ego Pottera, by wyciągnąć własne wnioski.

Harry Potter był ojcem.

Wiele osób spekulowało, jakie imiona mogą mieć dzieci, a nawet czy „mały Potter” był chłopcem, czy dziewczynką, ale tylko tyle mogli robić. Jednak jedno było pewne. Niezależnie od tego, przez co przeszli Harry Potter i Syriusz Black, w końcu byli szczęśliwi.

I to już wiedzieli ci, którzy utrzymywali kontakt z rodzinami Potter i Black. Harry i Syriusz w końcu mieli wszystko, czego zawsze pragnęli.

 

Koniec