Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 13 września 2017

Ucząc się od Orfeusza


Autor: Amanuensis
Oryfinał: Learning from Orpheus
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz/Remus/James
Ilość części: miniaturka
Opis: Jeden Zmieniacz Czasu i jeden zdesperowany Harry. Oraz trzej Huncwoci.

To nie było w żaden sposób podobne do jego pierwszej wycieczki z Hermioną. Nie, żeby tym razem wiedział, co robi, skąd; działał na wyczucie i miał sporo dobrych intencji, ale to nic, kiedy chodziło o użyteczny plan.
Ale ten Zmieniacz Czasu wracał po roku, nie godzinie. I Harry przeniesie się wystarczająco daleko, by uniknąć bałaganu z przepisem „nie pozwól sobie się zobaczyć” – dodatkowo, tym razem miał pelerynę niewidkę.
Więc musiał tylko znaleźć ludzi, z którymi potrzebował pomówić, gdy będą sami, powie im, co muszą zrobić, a czego nie mogą i upewni się, że mu uwierzą.
To było tak popieprzone.
Ale niemal nie było czasu na myślenie, ani na dyskutowanie; chwycenie Zmieniacza Czasu było momentem rób-albo-giń, a plan całkowicie uległ zmianie w jego umyśle, gdy zrozumiał, że może chwycić go i użyć do ucieczki. Mógł zrobić coś lepszego niż ucieczka.
Albo dużo, dużo gorszego.
Ale próbując  było wiele rzeczy, które był w stanie nazwać akceptowalną stratą. Mógł umrzeć. Mógł utknąć w przeszłości. Istniało pewne ryzyko, że może zrobić coś, co zapobiegnie jego narodzinom. Nic z tych rzeczy bardzo go nie przerażało. Wymienić niewinne życia za te, które próbował ocalić – to wywoływało ołowiane uczucie w jego wnętrznościach. Ale była szansa. Ziarno wiary mówiło mu, że może mu się powieść.
Głupia, idiotyczna, gówniana wiara.
Dziewiętnaście obrotów.
I pomyślał, że powietrze powinno pachnieć dziewiętnaście lat starzej, ale to było to samo hogwardzkie powietrze podczas jesieni – wilgotne i chłodne – a Bijąca Wierzba, tylko sześcio-, siedmioletnia, została posadzona, gdy już była ogromna, więc nie było wielkiej różnicy, a choć nie potrafił cały czas trzymać peleryny niewidki, miał mniejsze szanse, że będzie wyglądał dziwnie w swoich szatach, skoro czarodziejska moda nie zmieniała się tak szybko, jak mugolska. Choć… może jego dziwne ubrania dodałyby nieco wiarygodności jego historii?
Albo sprawiłyby, że wyglądałby jak kompletny wariat.
Jego plan, jako taki, zakładał, że porozmawia z Syriuszem albo Remusem. Znał ich. Nie znał rodziców a na myśl o wyjaśnianiu jego podobieństwa do ojca, jego ojcu, oblewał go zimny pot. Już złe było to, że będzie tłumaczył to Remusowi albo Syriuszowi. I w ogóle nie wiedział, jak rozmawiać z dziewczynami – jak miał sprawić, żeby uwierzyła mu jego matka?
Do wierzy Gryffindoru nie było trudno wejść, używając płaszcza i odrobiny cierpliwości, którą zdołał odgrzebać, czekał na ucznia, który poda hasło i wszedł. Przemknięcie przez pokój wspólny – nie rozpoznał w nim nikogo – było równie proste. Ale kiedy dotarł do dormitorium chłopców siódmego roku, odkrył, że są tam sami oboje Remus i Syriusz. Remus grzebał za czymś w swoim sekretarzyku, a Syriusz leżał na łóżku, wołając do Remusa, żeby „zapomniał o podręczniku; miał sześć eksplodujących Gniazd Węży, które zostały po wycieczce w Hogsmeade i nie umiał się doczekać, by je wypróbować – najlepiej w toalecie dziewczyn”.
Widząc ich, słysząc to, Harry zatrzymał się; ani z wyglądu nie wyglądali dużo starzej niż we wspomnieniach z myślodsiweni: twarze mieli tak beztroskie, postawy tak niedbałe, nie byli starsi niż sam Harry. Przypomniał sobie, że jego plan zakładał pomówić z jednym z nich. Czy tym sposobem było lepiej? Powinien poczekać, aż jeden z nich wyjdzie? Nie. Miał okazję; nie powinien jej marnować albo się czaić. Poza tym, co jeśli zobaczą go na mapie?
Pozwolił płaszczowi opaść, wiedząc, że jeśli poczekałby, aż odzyska odwagę, stałby tam zwyczajnie do końca świata. Syriusz dostrzegł ruch, zaczynając siadać.
- Rogaś. Powiedziałeś, że… - Zamrugał, jego usta zamarły. – Myślałem, że jesteś… kim jesteś?
Tak. Jak na razie wszystko było w porządku. Byli animagami. Syriusz i Remus wciąż mówili do siebie po żarcie na Snapie.
- Muszę… muszę z wami porozmawiać.
Remus gapił się na niego. Syriusz powtórzył:
- Kim jesteś? I jak się tu dostałeś? – Jego dłoń ruszyła w kierunku piersi, do tego samego miejsca, gdzie Dorosły Syriusz trzymał swoją różdżkę. Harry musiał odpowiedzieć.
Przez to wszystko nawet nie pomyślał o swoim pseudonimie.
- Harry. – Wyrwało mu się mimowolnie. Ale wszystko w porządku. Nie wiedzieli, kim jest Harry. Jeszcze.
- Harry jaki?
- Po prostu Harry. Posłuchajcie… możecie zaczarować drzwi? A może wolicie, żebym ja to zrobił? – Nie miał pojęcia, gdzie był Peter Pettigrew, ani jak długo go nie będzie. – Mam coś naprawdę, naprawdę ważnego do powiedzenia i tylko wam, nikt inny nie może słyszeć.
To brzmiało tak słabo. Schrzanił to po królewsku; Syriusz pewnie wyjmie różdżkę i przeklnie go w kijankę, a on klapnie na kamienną podłogę i może, tylko może, zlitują się nad nim i wrzucą go do jeziora, gdzie będzie mógł dorosnąć w żabę, wieźć spokojną żabią egzystencję i zaprzyjaźnić się z Wielką Kałamarnicą.
Syriusz wyjął różdżkę. Ale Harry o jednym zapomniał: podczas gdy inni byliby zwyczajnie podejrzliwi albo nieufni, Huncwoci – zwłaszcza Syriusz – nie mogliby się oprzeć obietnicy intrygi. Zaklęcie uderzyło w drzwi; zamek kliknął. Syriusz nie schował różdżki, ale pozwolił ramieniu opaść do jego boku.
- Więc mów.
Harry dostrzegł, że nie potrafi; gdy właśnie nadszedł ten moment, zbyt szybko połknął powietrze, by mówić. Remus wstał.
- Boże, wygląda zupełnie jak James. Co jest? Chcesz usiąść? – Harry nie mógł zaprotestować. Nie sądził, że to zły pomysł. Poprowadzili go na krawędź łóżka Syriusza, siadając po jego obu bokach.
Harry odetchnął głęboko, starając się wymyślić, jak zacząć. Jego serce waliło mu w gardle, ale musiał wydobyć z siebie słowa.
- Okej. Coś bardzo, bardzo złego wydarzy się w przyszłości.
Syriusz parsknął.
- Och, Merlinie. Mamy tutaj jakiegoś idiotę, który wierzy w te wszystkie bzdury, które uczą na wróżbiarstwie.
- Nie, zluzuj, Łapciu, spójrz na niego. On coś wie. – Puls Harry’ego nie zmalał, ale teraz z powodu ulgi. Remus dostrzegł to. A przynajmniej coś dostrzegł. Remus przybliżył twarz do Harry’ego. – Czy to… jedna z tych rzeczy, o których musimy wiedzieć? Więc możemy zrobić coś, by powstrzymać to, co ma się zdarzyć?
- Tak. – Harry skinął głową, zerkając na Syriusza, by sprawdzić, czy to zaakceptował. – Raczej, musicie czegoś nie robić.
Harry musiał być ostrożny. Peter był ich przyjacielem – był Huncwotem. Jeśli Harry zwyczajnie to wypapla, mogą odmówić uwierzenia w to i ponownie pojawi się wizja Żaby i Gigantycznej Kałamarnicy Jako Przyjaciół.
Ciężko było myśleć o czymkolwiek, gdy Syriusz i Remus siedzieli koło niego w taki sposób. Uświadomił sobie, że patrzy na Syriusza, spogląda na jego twarz, najpierw myśląc, że to doda mu odwagi, ale teraz tylko patrzył na młodego, wyluzowanego Syriusza z bólem ściskającym serce, który sprawiał, że miał ochotę chwycić go i przylgnąć do niego, jakby samo to miało zapewnić mu bezpieczeństwo. I Remusa też; Remus z bliznami, które nie były tak wyblakłe, włosami pozbawionymi pasm szarości, w ubraniach, które z pewnością nie były drogie, ale jednak nie były pozszywane przez ubóstwo. Remus dotknął jego dłoni. Harry nie tylko ją wziął, zacisnął na niej rękę.
- Dajmy mu chwilę – powiedział cicho Remus. – Powinieneś poczuć jego puls pod moją ręką. Jest naprawdę zdenerwowany.
- Sposób, w jaki na nas patrzy… - Harry’ego powinno zaniepokoić to, że mówią o nim, jakby go tu nie było. Jednak nie czuł tego. – Patrzy na nas tak, jakby nie mógł uwierzyć, że to my.
- Jesteś Jamesem, prawda? – Remus odsunął kosmyk włosów z oczu Harry’ego. – Jesteś jakiegoś rodzaju alternatywną rzeczywistością Jamesa i przeszedłeś do nas jakoś, by porozmawiać.
- To… - To zmusiło Harry’ego do mówienia. – To nie całkiem tak. To… - Skomplikowane, chciał powiedzieć. Trudne. Ale trudno było nawet o tym mówić. Jego druga ręka chwyciła dłoń Syriusza, niemal nieprzytomnie potrzebując analogicznego uścisku po drugiej stronie, który by go uziemił.
Ale gdy tylko ją miał, gdy ją złapał, było to jak zakończenie elektrycznego pasma. Nie mógł powiedzieć ani słowa więcej, ale przycisnął twarz do ramienia Syriusza, nie mogąc dłużej oprzeć się potrzebie. Poczuł, że niewielkie drgnięcie z zaskoczenia przeszło przez Syriusza, ale potem dłoń opadła na jego rękę, całkiem łagodnie, a następnie Harry usłyszał, że mamrocze, równie łagodnie:
- Cóż. Wydaje mi się, że w pewnym sensie jest jak James, nawet jeśli nim nie jest.
- Co?
- Powiedziałbym… - Syriusz zabrał rękę, która była na dłoni Harry’ego i przeniósł ją na jego brodę, unosząc ją na tyle, by spojrzeć mu w twarz, – że Harry czuje do nas miętę.
- Och, Syriuszu, nie… - Ale Remus urwał. – Och – powiedział, jakby to nie była najbardziej absurdalna rzecz, jaką mógł powiedzieć Syriusz. Harry wyczuł, że Remus czeka na jego odmowę. A może jednak na śmiech. Na coś, co pokazałoby, że uważa ten pomysł za okropny. – Um. Tak. Czy to jest jakaś część tego wszystkiego, Harry?
Harry nie mógł mu odpowiedzieć. Nie było to możliwe. Jak jego ojciec? Jego ojciec? My?
Dlaczego to nie było tak samo okropne?
Syriusz pochylił się i pocałował go.
Nie mógł wykrztusić słowa i był oszołomiony, jak wtedy, gdy Cho zrobiła mu to samo. Wyjątkiem było to, że tym razem, miał lepsze słowa niż „mokro”, by to opisać. To było odurzające, zapierające dech w piersiach. Szczere i bezwstydne. To było niemożliwe, a jednak wszystko było w porządku.
Nie był pewny, kiedy pocałunek urwał się, aż Syriusz nie przemówił.
- Och, Luni. On jest… milusi.
- Pozwól mi. – Palce pod jego brodą. Remus odwrócił jego głowę. Och, ten pocałunek był taki sam, a jednak inny na sposoby, w jakie musiał być inny. Ponieważ to był Remus. Harry nie miał słów, by zrozumieć, jak ich techniki się różniły, nie, ale był nikle świadomy tu, że tu nie chodziło o technikę; technika była czymś, o czym się strasznie dużo mówi, gdy się nie interesuje osobą, która całuje. To… tu chodziło o osobę. Osoby.
- Och, tak. – Remus miał ten sam lekko ochrypły ton, co Syriusz. – I jest słodki.
- Pomyślałem, że ci się spodoba.
- Nie oddał pocałunku. – To, oraz palce Remusa pod jego brodą, zwróciły jego uwagę. – Może jednak się myliliśmy? Nie chcemy cię wykorzystać.
- Chyba, że on tego chce! Zawsze opuszczasz tą część.
- Zamknij się, Syriusz. – Remus wziął dłonie Harry’ego w swoje. – Posłuchaj. Myślę, że bezpiecznie mogę powiedzieć, że to raczej my czujemy miętę do ciebie. I jeszcze nie powiedziałeś nam, żebyśmy się odwalili. Więc. Nie robimy czegoś, co zbyt cię przeraża, żeby kazać nam przestać, prawda?
- Może nie lubi się całować – powiedział Syriusz bardzo wesoło. – Możemy przejść prosto do wzajemnego rzucania się na siebie, jeśli wolisz.
- W ogóle nie pomagasz. – To było zastraszające spojrzenie, ale Syriusz nie wyglądał mniej radośnie. – Posłuchaj. Odpowiedzmy sobie na to pytanie. Czy znikniesz za godzinę albo coś w tym stylu, nie przekażesz wiadomości, jeśli nie powiesz jej teraz? A może jednak możemy mieć przyjemność z twojego towarzystwa nieco dłużej?
Harry w końcu odnalazł głos.
- Nie. Mam… cały czas świata.
Syriusz roześmiał się.
- Więc czyż nie jesteśmy szczęściarzami? – I ponownie odwrócił twarz Harry’ego, by na niego spojrzeć. – Więc spróbujmy jeszcze raz.
Tym razem Harry odpowiedział na pocałunek. Starał się nie martwić tym, co właśnie robi. Gdyby mógł zrozumieć tą rzecz związaną z techniką szybciej, bo z pewnością Syriusz i Remus już to wiedzieli. I podobał im się. Czuli do niego miętę.
Z pewnością nie zniechęcił Syriusza, ponieważ nie miał pojęcia, ile minęło czasu, zanim Remus – cierpliwy, ostrożny Remus – poklepał Syriusza po ramieniu i powiedział:
- W porządku, jesteś przekonany. Teraz moja kolej, czyż nie?
- Do diabła, tak – powiedział Syriusz, odchylając się oraz wyglądając na tak odurzonego i zziajanego, jak z pewnością musiał wyglądać Harry. – Och. On jest… Chryste. Moje spodnie już wyglądają jak namiot.
- To nic nowego, Łapciu. – I Remus pocałował Harry’ego. Teraz nie było w nim nic cierpliwego ani ostrożnego – Harry ledwie miał czas zacząć odpowiadać na pocałunek, zanim język Remusa wepchnął się między jego wargi, co było zaskakujące, ale przyjemne, zdecydowanie przyjemne i Harry pomyślał, że mogłoby być jeszcze przyjemniej, gdyby odpowiedział własnym językiem. To było sto razy lepsze od skromności słowa przyjemne. Remus jęknął, a to było sto razy lepsze niż wszystko inne.
Naciskali na Harry’ego z przodu i z tyłu, między siebie, a to sprawiło, że w głowie mu tak szumiało, że nie zauważył, kiedy popchnęli go na plecy, tak że teraz leżał w poprzek łóżka Syriusza. Syriusz miał dłonie na jego ramionach i mamrotał coś o tym, że szaty Harry’ego stoją mu na drodze, a Harry zdecydował, że tak właśnie jest, więc nie stało się nic peszącego, kiedy zostały zdjęte przez jego głowę. Za nimi, nieco później, podążyła jego koszulka, która mimo że nie stała bardzo na drodze, nie miał nic przeciwko temu.
Oboje, Syriusz i Remus byli już teraz bez koszulek. Byli… naprawdę wspaniali; określenie przystojni wcale ich nie umniejszało. Remus był chudszy, ale nie bardziej, niż sam Harry, a Syriusz miał ciemniejszą opaleniznę niż każdy z nich. Harry nie mógł powiedzieć, dlaczego pomyślał, że są wspaniali, poza tym, że widział ich tak młodych i w dobrej formie, co go przytłoczyło.
Oczywiście to oznaczało, że chciał ich dotknąć, a z tym nie było problemu, jako że interesowało ich to samo. Dziwne, jak niewiele wątpliwości go wypełniało: żadnych głupich obaw, które mogły się odnosić do jego preferencji. Łatwo było to wyłączyć. Mniej niż godzinę wcześniej, stawał przed własną śmiercią – zabawne, jak przez to pewne perspektywy wydawały się… miniaturowe.
Och. Ciepło skóry innej osoby pod jego własnymi dłońmi i to uczucie, gdy inne dłonie dotykały go w taki sposób… To wtedy przeszli od czegoś wolnego i błogiego do nagłego i pełnego potrzeby. Jego spodnie też teraz przypominały namiot, gdyby którykolwiek z nich zapragnął zerknąć, a nie wątpił, że to zrobią.
Jednak nie drażnili się z nim, czego spodziewał się po siedemnastolatkach. Remus tylko położył dłoń na tej bolącej wypukłości i pocierał, przykładając jednocześnie usta do ramienia Harry’ego, podczas gdy Syriusz zaczął pracować nad jego zamkiem, mamrocząc:
- Możemy to z niego zdjąć, prawda, Luni… - W odpowiedzi Syriusz otrzymał od Harry’ego tylko kilka głosek ”y”, kiedy uwalniał jego członka i powiedział: – Teraz już się tym nie martw – zanim pochylił się i possał główkę penisa Harry’ego ustami.
Harry otworzył usta, by powiedzieć Hej, nie… albo Nie spodziewałem się, że… albo Czy to oznacza…, kiedy zrozumiał, że Syriusz powiedział to z jakiegoś powodu i powinien podążyć jego radą. A potem jego usta nie były w stanie robić czegokolwiek innego oprócz sapania, kiedy Syriusz zasysał ciasne kółeczka wokół jego główki, prześlizgując się po jego trzonie płaskim językiem, aż od spodu.
- O, kurcze – wyszeptał.
Remus był za nim. Wsunął ramię pod barki Harry’ego, podtrzymując go, gdy usta Syriusza pełzały po jego członku, a kiedy wargi uformowały ciasne koło wokół samej nasady, zagnieżdżając się w ciemne kręcone włoski tuż u nasady, oczy Syriusza zamknęły się z pogodną satysfakcją na odpowiedź Harry’ego – to wtedy Harry sięgnął dłonią, by zacisnąć ją na pościeli pod nim, ponieważ był całkiem pewny, że nie zrobiłby dobrze, gdyby chwycił czyjeś włosy w tym momencie i pociągnął. Bardzo mocno.
Jednak nic nie mogło go powstrzymać od wyginania się w łuk przez to cudowne ssanie i nawet nie próbował się powstrzymywać. Syriusz wydał z siebie ciche mmmm i dał mu to, czego pragnął, prześlizgując się ustami w górę i w dół członka Harry’ego, aż nie odsunął się i nie wziął ust – poczucie rozrywania niemal doprowadziło Harry’ego nad samą krawędź – i zaczął lizać podstawę członka Harry’ego, sięgając niżej, a jego język przesunął się po skórze tuż przed jego jądrami. Harry wziął głębszy oddech i mocniej chwycił pościel.
- Zrobiłeś się zachłanny – powiedział Remus. – Teraz moja kolej.
 - Przestań… mmmm… jęczeć. Dostaniesz.
- Zanim on dojdzie, Syriuszu.
Syriusz mruknął coś zirytowany.
- Jest w naszym wieku, na litość Merlina. Będzie gotowy raz, dwa.
- Tak, mówisz tak za każdym razem, a po dwóch sekundach już chrapiesz. Przesuń się.
Syriusz wydał z siebie kolejny zirytowany odgłos, ale posłuchał, po czym rzucił się na miejsce obok Harry’ego, szczerząc się szeroko.
- Zignoruj go, Harry. Ja nie chrapię.
Remus subtelnie inaczej potraktował członek Harry’ego, unosząc go palcami obu dłoni, jakby był instrumentem, a potem zaczął drażnić językiem jego główkę, aż Harry trząsł się, a dłoń, która już nie zaciskała się na pościeli, zacisnęła się w pięść w jego ustach. Obok niego Syriusz pozbył się własnych spodni, odrzucił je i wziął dłoń Harry’ego w swoją.
- Tutaj. Tylko dotknij. Nie musisz jeszcze używać ust. Albo jeśli nie chcesz. – I owinął mocno palce Harry’ego wokół całej jego długości. – Och, tak. Przyjemnie. Nie martw się robieniem czegokolwiek – nie gdy Remus mizia cię językiem – tylko ściśnij lekko.
Syriusz miał rację; nie było możliwe, by skupić się na czymś więcej niż ściskanie, kiedy był tak ssany. Ale nie potrafił powstrzymać się przed patrzeniem na Syriusza, rozłożonego u jego boku, opalonego poza białą skórą na jego udach i tyłku, uśmiechającego się z zamkniętymi oczami, podczas gdy Harry trzymał jego twardość w dłoni, czując, jak cała długość pulsuje, a kilka kropelek wilgoci zbiera się na czubku. Kiedy nie mógł już znieść patrzenia na ten niezwykły widok, spojrzał na Remusa, który lizał go ze swobodnym skupieniem, nie uśmiechał się, ale był zadowolony, a jego wyraz twarzy był tak podobny do dorosłego Remusa, że to natychmiast go zrani i uleczy.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły.
Oczywiście wszyscy się wyprostowali; to był odruch. Zarejestrowali głos nowoprzybyłego, zanim go zobaczyli.
- To niby uczenie się, osły! Jesteście jak dwa pieprzone króliki; nie mogę… - urwał. – Chwila, kto to, do diabła, jest?
Jedyne, o czym Harry mógł pomyśleć, by zrobić, by powiedzieć, było przyłożenie pasa jego spodni i wyskrzeczenie:
- Myślałem, że zaczarowałeś drzwi.
Syriusz, który nie próbował się zakryć, parsknął:
- Tak, ale to nie zatrzyma Jamesa.
- Co, do diabła…? – zaczął powtarzać James.
Harry nie mógł powiedzieć kolejnego słowa. Jego ojciec. Jego-wersja-z-przemyślanymi-błędami.
- Zamknij znowu drzwi, Rogasiu. – Syriusz wciąż się uśmiechał. – Nie jesteś zbyt późno.
- O kuźwa. – Oczy Jamesa rozszerzyły się teraz, nie zwęziły z podejrzeniami, a Harry wiedział, że to nie tylko z powodu zobaczenia jego najlepszego kumpla w łóżku z innym chłopakiem. – Kim jesteś?
- Harry, James. James, Harry. Przyszedł od nas, by przekazać nam coś, co brzmiało na bardzo ważną wiadomość, ale my – i w tym momencie kąciki ust Remusa uniosły się, – nieco zboczyliśmy z tematu.
- On wygląda… - James miał kłopot z dokończeniem dużej większości jego zdań. – On…
- Chodź, Rogaś. Zobaczy, co dla ciebie mamy. – Syriusz potargał włosy Harry’ego. – Miałeś kiedykolwiek fantazję, by zrobić to samemu sobie?
Usta Jamesa otworzyły się.
Harry’ego nie, ale tylko dlatego, że zacisnął je i szczękę, nie wspominając o gardle.
- Uważamy, że to ty z alternatywnej rzeczywistości Przynajmniej to lepsze niż jego wyjaśnienie. Którego nie dał, ale wciąż bardziej lubimy naszą wersję.
- James… - Remus siedzący obok Harry’ego, owinął wokół niego ramię czule – albo troskliwie, Harry nie był pewny, – złapałeś go w niekorzystnej sytuacji. Nas wszystkich, po prawdzie. Zdejmij ciuchy i usiądź z nami na równej stopie.
- Seksiaście.
- Och, przestań, Łapo.
Jeden kącik ust Jamesa uniósł się.
Wtedy odwrócił się, wyjął jego różdżkę i zatrzasnął drzwi.
James zdjął jednym ruchem sweter i koszulkę, wydając się zastanawiać się nad spodniami, zamiast tego odwiązał i skopał buty. Harry mógł tylko obserwować w stanie oszołomienia, gdy wzrastało w nim coś, co nie było podekscytowaniem, ale też nie przerażeniem.
To był James. Nie znał Jamesa tak, jak znał Syriusza i Remusa. Był dla niego niczym więcej niż zdjęciem, wizją z lustra, kilkoma słowami z widmowego cienia. Jego wspomnienie, najlepsze, jakie miał, nie było nawet jego; było Snape’a, a wtedy James miał piętnaście lat i nie był jeszcze ojcem.
To był… on. Bardziej niż jego przyszłym ojcem, był nim. Było to bardziej, niż dziwaczne, ale pomysł, żeby James rozebrał się i dołączył do nich w łóżku nie był tak niepokojący, jak powinie być. To było przytłaczające, ale nie przerażające.
Harry nagle zdał sobie sprawę, że nie stracił erekcji.
- W porządku – powiedział James, ubrany tylko w spodnie, usiadł na łóżku obok Syriusza, – więc rozmawiamy, czy zaczynamy na nowo to, co przerwaliście?
- Rozmowa jest przereklamowana. Poza tym, wspominałem o „robieniem tego z samym sobą” i praktycznie tutaj skoczyłeś.
- Bądź miły. – Remus wciąż owijał ramiona wokół Harry’ego. – Rogaś, Harry jest nieco nieśmiały. Daj mu chwilę. – Pocałował Harry’ego w skroń. – Harry, chcesz, żeby teraz James się tobą zajął? Okropnie dobrze radzi sobie z ustami. I zignoruj to „jak króliki”; jest większym napaleńcem niż my dwaj razem wzięci.
James pochylił się i jeśli Harry pomyślał, że Syriusz jest w stanie uśmiechnąć się grzesznie, było to nic w porównaniu z uśmieszkiem Jamesa w tym momencie.
- Rozumiem, że przybyłem nieco późno, powinienem jakoś przeprosić. – Spojrzał w dół na erekcję Harry’ego, nie mniej się szczerząc. – Jestem ciekawy, czy smakuje choć trochę, jak mój.
- Skąd miałbyś wiedzieć? – zaśmiał się Syriusz.
- Och, bądź cicho, śmierdzielu, umiesz tylko mówić. Jakby Łapa nie spędził połowy nocy, pokazując nam, że może to zrobić. Więc, jak, Harry?
A Harry nie chciał powiedzieć nie, z większej ilości powodów, niż mógł uwierzyć. Mówił sobie, że najważniejszym było to, że musiało być jakieś wyjaśnienie, dlaczego był chętny rozebrać spodnie i brykać z Remusem i Syriuszem, a nie Jamesem. (Choć nie był pewny, że to była prawda.) I czy mógł to zrobić? Czy posłuchają go po tym; czy będzie musiał powiedzieć im wszystko i – i może obserwować, jak się od niego odsuwają, ponieważ musiał powiedzieć zbyt wiele?
Usłyszał, jak sam mówi:
- Właściwie… mogę zrobić to tobie?
James zamrugał. Syriusz ponownie roześmiał się. Nawet Remus zachichotał.
- Cóż. Już nie jest tak nieśmiały. Szybko poszło.
Harry oderwał uwagę od jego własnej erekcji i przesunął się do przodu, otwierając pasek Jamesa i zamek, ściągając spodnie i majtki w dół, w ten sam sposób, w jaki Remus zrobił jemu.
Członek Jamesa wyskoczył na wolność i, och, tak, już był twardy. Twardy i jeszcze twardniał, teraz, kiedy uwolnił się od ubrań, a kiedy Harry zbliżył do niego swoje usta, przyglądając mu się, jednocześnie zastanawiając, gdzie zacząć. Eksperymentalnie polizał od spodu, co zostało nagrodzone piżmowym, słonawym smakiem, który nie był całkiem nieprzyjemny, jak drgnięcie członka, które było jeszcze przyjemniejsze, a syknięcie Jamesa zaskoczyło ich obu.
Polizał ponownie, zaczął językiem śledzić linie jego członka od podstawy do jego szczytu. James jęknął, a jego dłoń opadła na głowę Harry’ego, palce prześlizgnęły się przez jego włosy i lekko zacisnęły, zachęcając Harry’ego, by został, ale nie w pięść. Och. Więc tak to się robi.
Nie mógł powiedzieć, dlaczego to brzmiało jak jedyna możliwa odpowiedź. Tylko że wiedział, że to prawdopodobne, że jeśli rezultaty ruszą tak, jak miał nadzieję, James pewnego dnia zda sobie sprawę, kim Harry był. I gdyby… gdyby James musiał to sobie przypomnieć, co pamiętał, że naprawdę nie zrobił nic Harry’emu… Harry zrobił to jemu. Dlaczego to było lepsze? Może nie było. Ale przynajmniej James nie będzie musiał się o to obwiniać.
- Luni, znam to spojrzenie na twarzy Jamesa. Sądzę, że nasze przejmowanie kolejki się skończyło.
- Na to wygląda. Cóż, jako tako zasługuje na to. Dalej, Łapo, wciąż organizujemy czas dla czwórki. To bułka z masłem.
I Harry – który miał teraz członek Jamesa w ustach, starając się uważać na zęby i uznał to za interesujące, jak jego główka zbija się w jego policzki od środka – dostrzegł, że dłonie ściągają resztę jego spodni, a potem popychają go na kolana i rozchylają je i ktoś – Syriusz – prześlizgnął się między uda Harry’ego, uniósł twarz i pochylił się, by wsunąć jego penisa w swoje usta. Harry jęknął z pełnymi ustami, a wtedy James jęknął głośniej, najwyraźniej to lubiąc, więc Harry jęknął ponownie, układając swój głos w serię jęków, które były bardziej niż z głębi serca, przez to, co niesamowite usta Syriusza robiły z jego członkiem, ssąc, liżąc, robiąc te ciasne kółeczka z ust wokół jego główki. James wciąż był coraz głośniej, wypychając biodra do twarzy Harry’ego, jego dłonie zacisnęły się na włosach, ale nie zbyt boleśnie – właściwie był to rodzaj przyjemnego bólu. Wtedy kolejne ciało zaczęło kręcić się u boku Harry’ego, a między jękami James wygiął tylko odrobinę swoje ciało tak, że mógł pochylić się, by wziąć członka Remusa we własne usta…
… i Harry zrozumiał, że Remus musiał w tym samym czasie pieścić Syriusza, wszyscy wykrzywiali się w jeden głodny okrąg ciał, i do cholery, nigdy nie marzył o czymś takim, było to szalone, bajeczne i to kompletnie zrujnuje jego seks z jedną osobą do końca jego dni. I, psiakrew, będzie posiadał to wspomnienie, nawet jeśli jego przyszłość będzie kompletnie inna i było to warte powrotu. Syriusz trącił jego jądra jedną dłonią, och, dochodził. Przytrzymał członka Jamesa i possał go, ponieważ to jedyne, co mógł zrobić. Dochodził w pośpiechu, fale zacisnęły jego jądra, brzuch i członek, kiedy wytrysnął, ściskał, opróżniał, w odpowiedzi wypełniony w usta nasieniem Jamesa, powstrzymując je, czując ciepło ich wszystkich wokół niego w poduszce ciał, które go otaczały, przytrzymujących go, powstrzymujących.
I opadli razem, nie rozdzielając się, nawet gdy się oddzielili.
Niemal zniszczyło Harry’ego pierwsze słowo, wymówione przez któregoś z nich:
- Kuźwa. Glizdogonowi będzie przykro, że to przegapił.
To było zbyt otwarte, by to zignorować. Harry niemal rozpłakał się, że musi zakończyć tą chwilę.
- Um. To jest coś, o czym nigdy nie możesz mu powiedzieć. Przenigdy.
Znieruchomieli, gdy James powiedział:
- Co masz przeciwko Peterowi?
Gdy Harry przygryzł wargę, zastanawiając się, jak mógł zwalczyć podejrzenie w głosie Jamesa, Remus przybył na ratunek.
- Czy… to część tego, co musisz nam powiedzieć? Czy to coś o Peterze?
Hary skinął głową w stronę pościeli, nie będąc w stanie jeszcze na nich spojrzeć.
Remus kopnął Syriusza.
- Nie zasypiaj, Łapo. Harry ma nam powiedzieć to, co zamierzał.
- Nie zasypiałem – powiedział Syriusz, ziewając szeroko. – Kontynuuj więc.
Więc im powiedział. Nie wszystko. Nic, co byłoby w najmniejszym stopniu wszystkim. Nigdy nie zamierzał powiedzieć im, kim jest, ani o ich złym przeznaczeniu, które na nich czekało – śmierć, Azkaban, izolacja. Ani nie planował ujawnić rzeczy, które były przyjemne albo neutralne, ale najlepiej, żeby zostało to niewypowiedziane. Gdyby był na ich miejscu, nie chciałby znać wszystkich niespodzianek ich życia – kogo poślubi, co będzie robił w życiu, to wszystko. Znienawidziłby to.
Ale przekazał im kluczowy element, przekazał im to, co muszą wiedzieć, co muszą usłyszeć, aż się o tym nie przekonają – James i ci, których kochał, będą musieli się ukryć za kilka lat. Nie czyńcie Petera Strażnikiem Tajemnicy. Będziecie myśleć, że to bystry pomysł, ponieważ Syriusz jest oczywistym wyborem – ale jeśli to zrobicie, wydarzą się straszne rzeczy. Pamiętał, by podzielić się tym, co Syriusz mu powiedział, tej nocy w Chacie – że Peter zaczął ich zdradzać rok przed… przed tym, jak wydarzyły się straszne rzeczy, że ich przyjaciel już mógł służyć, ale również, że sprawa ze Strażnikiem Tajemnicy była najbardziej morderczym zwrotem.
I uwierzyli mu. W ich postawach nie było ani trochę humoru, żadnej drwiny. Widzieli, że jest śmiertelnie poważny. James sposępniał, Remus zamyślił, a Syriusz wykazał całym swoim zuchwalstwem i ufnością. I wszyscy to zaakceptowali. Obiecali, że będą pamiętać, co powiedział i trzymać się tego.
I tylko tyle mógł zrobić. Tylko tyle mógł wymyślić. Cokolwiek więcej mogłoby zniszczyć to, co zrobił – teraz pozostaje tylko los.
I kiedy już się pożegnali, Harry, nie potrzebując ukryć przed nimi swoich działań, wyjął Zmieniacz Czasu i rozpoczął dziewiętnaście obrotów.
Był w połowie, kiedy przypomniał sobie o pelerynie niewidce, wciąż leżącej w kącie.
Och, do diabła. Nie, nie mógł próbować wrócić, nie w połowie obrotów; nie wiedział, co mogłoby się stać.
Ale jakie to miało znaczenie? Płaszcz – płaszcz Jamesa – będzie na niego czekał, dziewiętnaście lat od teraz. Ta myśl wyrwała z niego śmiech.
I z tym śmiechem, ruszył zmierzyć się z przyszłością.


3 komentarze:

  1. Intrygujące. Chociaż żałuję, że nie dowiemy się jak to się zakończyło :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, świetny blog. Jeśli jesteś fanem Harry'ego Pottera zapraszam do internetowej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Winsford www.winsford.pl, to świetna okazja do wspaniałej zabawy w realiach z książek o Harrym Potterze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    bardzo intrygujące, aż chciałby się wiedzieć co zmieniło się w przyszłości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń