Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 24 listopada 2017

Miara twojej wartości


Autor: Amanuensis
Oryginał: The Measure of Your Worth
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: Nawet gdy dostaniesz to, czego najbardziej pragnąłeś, wciąż pozostaje ci rozwiązanie twojej historii.


- Jeśli on z tobą nie porozmawia, ty będziesz musiał porozmawiać z nim.
- Odpieprz się, Lunatyku.
Remus pozostał w miejscu, w którym był, tak jakby lubił siedzieć w taki sposób obok Syriusza.
- Będziesz musiał zrobić to wcześniej czy później.
- Później jest lepsze.
To złe podejście. Remus wiedział to, gdy tylko słowa wyszły z jego ust. Da Syriuszowi miejsce na kręcenie, a mężczyzna zrobi swoją najlepszą parodię węgorza.
- Jesteś cholernie nieszczęśliwy – spróbował. – Harry też jest cholernie nieszczęśliwy. Wszyscy, którzy was znają są cholernie nieszczęśliwy i jeśli wasza dwójka nie zacznie rozmawiać, nic się nie zmieni.
- Dobra. – Syriusz zakręcił bursztynową ognistą whiskey w szklance, zanim odstawił ją z powrotem. – Pozwólmy Harry’emu mówić. On wie, gdzie mnie znaleźć. – Już sięgał po butelkę u jego stóp, by uzupełnić.
- Harry ma siedemnaście lat, Łapo. Cholerne siedemnaście. Pamiętasz, jaki byłeś w jego wieku?
Syriusz spojrzał na niego, nie było żadnego dowodu na to, że drink, który dzisiaj wypił, jakkolwiek na niego wpłynął.
- To zabawne, Lunatyku, ale nie pamiętam. Wiesz, dlaczego? Ponieważ to jedno z moich najszczęśliwszych lat. Już nie pozostało mi wiele tych wspomnień. Dwanaście lat z pieprzonymi dementorami, którzy wysysają ci je z głowy właśnie to czyni z człowiekiem.
- Ty ośle. – To było to, do cholery. – Ty samolubny, żałosny ciulu., już ci się to dłużej nie uda. Nie ze mną.
Syriusz był cicho, co mogło oznaczać, że Remus trafił albo mógł tylko nakręcał się na kolejną część. Remus wiedział, że musi wymyślić kolejną ripostę.
- Harry myśli, że kłamiesz, wiesz?
Parsknięcie.
- Nie rozmawia ze mną. Jak, do kurwy nędzy, mógłbym go okłamywać?
- Że nie pamiętasz nic z czas, gdy byłeś martwy. Myśli, że zabrał cię z jakiegoś życia po życiu tak cudownego, że nie możesz znieść bycia tutaj.
Urwał, gdy whiskey zatrzymała się w drodze do jego ust. Syriusz odłożył szklankę.
- Nie myśli tak.
- Nie rozmawiasz z nim, więc dlaczego uważasz, że ma jakiekolwiek znaczenie to, co ty sądzisz, że on myśli? Powiedział mi, do cholery.
- O, kuźwa.
Remus przyzwyczaił się do tego, że widzi, jak Syriusz przesuwa dłonią po oczach lub przebiega nią przez włosy w szczególnie nieszczęśliwych momentach. Ukrycie twarzy w dłoniach – to nie było typowe dla Syriusza.
Remus odkrył, że jego gardło jest ściśnięte.
- To prawda?
- Nie! – Uniósł twarz z rąk. – Powiedziałem, że do cholery nie pamiętam i nie pamiętam. Idź sobie, Lunatyk.
- Więc powiedz mu. – Remus pozwolił sobie się odsunąć na tyle, na ile pozwalało ramię kanapy, nie siadając na nim, ale opierając się o jego brzeg. – Powiedz mu to. Zobacz, czy to wszystko.
- Powiedział to tobie… - Syriusz ponownie sięgnął po szklankę, – niech przyjdzie powiedzieć to mi. Wtedy będę wiedział, czy to wszystko.
Zawinąwszy dłonie w pięści – w przeciwnym razie z pewnością zabrałby mu szklankę – Remus wyprostował się
- Cieszę się, że wróciłeś, Łapo. To się nie zmieni. Ale to nie powstrzyma mnie od chęci skopania ci twojego żałosnego tyłka przez całą drogę stąd do Bangladeszu.
- Ależ proszę bardzo – zawołał za nim Syriusz. – Słyszałem, że futra wilkołaków są tam w modzie.
Remus nie odpowiedział.
^^^
Przez jedną sekundę patrzył na swoją harpią kuzynkę, czując chłód rozprzestrzeniający się w jego piersi. W następnej Harry pomagał mu wstać z podłogi. Nagle starzej wyglądający Harry. Który wyszeptał:
- Jesteś cały? – A potem nie odezwał się do niego ani słowem.
Dowiedział się całej historii od wszystkich, ale nie Harry’ego. Zasłona. Wojna. Konfrontacja Voldemorta z Harrym. Jakiś rytuał, który zagwarantowałby mu nieskończoną moc.
I Harry jakoś obrócił rytuał. Szczegóły były niejasne, ponieważ najwyraźniej tylko Harry wiedział, co zrobił i nie mówił o tym.
I był moment, gdy wydawało się, że Voldemort jest bezbronny i Harry odszedł od niego, a psychopata zdołał ponownie uciec.
W tym czasie, z tego, co mogli powiedzieć, Harry zniknął do Departamentu Tajemnic. I to, co się działo w Sali Śmierci między przybyciem Harry’ego, a tym, jak pomagał Syriuszowi wstać… o tym też Harry nie mówił.
To nie tak, że musiał wiedzieć wszystko.
Chciał tylko, by Harry mówił. O czymś. Czymkolwiek.
Ponieważ przez sposób, w jaki teraz tego unika, wydawało się jasne, że Harry pomyślał, że to był cholerny błąd.
Właśnie takie rzeczy sprawiają, że jest się szczęśliwym, że się żyje. Zostać odciągniętym od śmierci i spotkać się z osobą, która najmocniej o ciebie dbała… i zobaczyć to spojrzenie, ten żal, na jego twarzy.
To twarz była nieco starsza niż widział ją ostatni raz i dodawała jeszcze więcej palia do tego bezwstydnego, niemożliwego głosu w jego głowie, który wciąż mówił Syriuszowi, jak bardzo atrakcyjny jest jego ukochany chrześniak – pomimo rozsądnego głosu, który przypominał mu, że był dwa razy starszy od Harry’ego – cóż, to nie ułatwiało.
Naprawdę rozważał spędzenie reszty swojego przywróconego życia jako Łapa.
Tylko że przypuszczał, że jest winien Remusowi nieco więcej czasu.
Rozległo się pukanie w okno.
Syriusz spojrzał w kierunku okna i zobaczył sowę. Nie Hedwigę. Nie było cholernego powodu, by to była Hedwiga; Harry był w tym samym cholernym domu, co on. Nie potrzebował sowy, by rozmawiać.
 Mimo to, pomyślał, że to mogła być Hedwiga.
Otworzył okno dla brązowej sowy, wziął wiadomość z nogi, którą zaoferowała i zatrzasnął z powrotem okno, nie będąc w humorze szukać smakołyku dla sowy albo myśleć o odpowiedzi zwrotnej.
Najpierw zobaczył podpis na pergaminie i było to na tyle niespodziewane, że wcięło się w jego zamroczony whiskey mózg i sprawiło, że przeczytanie wiadomości było łatwiejsze.
„Black,
Jeśli to prawda, co mi powiedziano, najprawdopodobniej czytasz to pod wpływem wystarczającej ilości alkoholu, by oślepić olbrzyma. Odłóż butelkę, kundlu, i przyjdź się ze mną zobaczyć. Niechętnie, ale odwiedziłem twoje domostwo i mam miksturę, która pasuje do twoich potrzeb dużo bardziej niż ten, którym sobie dogadzałeś.
Snape”
Cholerny Smarkerus. Dlaczego, do diabła, miałby być zainteresowany odkryciem, co się działo?
^^^
- Lepiej, żeby było dobre.
Snape zamknął za nim drzwi.
- Wątpię, by to mogło być „dobre” w tych okolicznościach, Black, ale robię to, co zgodziłem się robić. Dam ci informacje i możesz zrobić z nimi, co chcesz. – Ruszył do pracowni, nie oglądając się za siebie, by zobaczyć, czy Syriusz za nim idzie. Cholerny, zadufany drań. – Choć muszę zwrócić zawartość właścicielowi i zobaczę również, czy skończyliśmy.
I to też było do niego podobne, ta tajemniczość.
- Więc czyje to?
Snape sięgnął na stół i odwrócił się do niego.
- Pottera.
Pięknie. Harry rozmawiał ze Smarkerusem, ale nie z nim. Niech będzie przeklęty, jeśli pokazał Snape’owi, jak bardzo to bolało.
Na stole leżała tkanina. Nie, nie tkanina, serwetka. Snape podniósł ją na środku i odsłonił wypełniony płynem kamienny kielich.
- Mam to wypić? – Cholera, jeśli miał zamiar.
- Przyjrzyj się.
Choć nie znosił się za zrobienie czegokolwiek w odpowiedzi na to, co brzmiało na polecenie od Snape’a, Syriusz pochylił się, chcąc wiedzieć. Płyn miał do tego połysk. Nie, chwila… w kielichu zawijało się srebro.
- To tylko jedno wspomnienie – powiedział Snape. – Więc to nie musi być bardzo duża myślodsiewnia. I nie możesz zrobić błędu i wybrać złego, jako że jestem pewny, że jakoś zdołałbyś to zrobić, gdyby było ich więcej. Zapewniłem Pottera o tej mądrości.
Syriusz spojrzał na niego. Złośliwy uśmieszek, którego się spodziewał, nie widniał na jego twarzy, pomimo jego słów.
- To wspomnienie Harry’ego.
- Wiedziałem, że stwierdzisz oczywiste.
- Harry ci w tym zaufał. Dlaczego? – Pojawiła się złość, ale nie pozwolił jej jeszcze wyciec.
Wtedy pojawił się uśmieszek.
- Ponieważ, wy żałosna wymówko zombie, nie masz w sercu najlepszego interesu Pottera. Nie obchodzi mnie, dlaczego to robi. To dlatego nie powierzył tego Dumbledore’owi ani wilkowi, ani komuś, kogo nazywa przyjacielem.
To w jakiś sposób miało satysfakcjonujący sens. Wiedząc, że Harry i tłusty drań nie byli żadnymi przyjaciółmi.
- Nie chcesz być tu dłużej, a ja ciebie też tu dłużej nie chcę. Patrz.
Nie wykształciła się żadna riposta, więc nie miał się na co odgryźć. Poza tym, była to prawda.
Syriusz pochylił się nad kielichem. Był tak mały, że zastanawiał się, jak ma wepchnąć się do środka, ale srebrne spojrzenie wydawało się sięgnąć po niego, gdy się zbliżył, jakby wiedziało, że był zamierzonym gościem. Tylko przez moment czuł wywołujące zawroty głowy spadanie przez pustkę, a potem stał na nogach w ogromnym, kamiennym pomieszczeniu, przepastnym jak katedra.
Stał obok Harry’ego.
Pomieszczenie było oświetlone pochodniami, a kamienne konstrukcje, takie jak ołtarze, czy sarkofagi, wzmacniały wrażenie katedry. Na podłodze, obok jednej z tych konstrukcji, była ubrana w szaty postać, leżąca na brzuchu i czołgająca się w ich kierunku, z wyciągniętymi upiornie białymi rękami. Głos, którym lamentował, był dziwnie wysoki jak na mężczyznę, a gdy twarz uniosła się dość wysoko, pod kapturem rozbłysły czerwone oczy i Syriusz wiedział, że patrzy na Voldemorta.
Voldemort patrzył dokładnie na Harry’ego, krzycząc, a jednak nie podnosił się z podłogi, i przestał się czołgać, jakby nie odważył się przysunąć bliżej.
Harry – siedemnastoletni Harry – nie patrzył na wściekłego Voldemorta. Wpatrywał się w kulkę światła unoszącą się nad jego dłonią.
Dobiegał z niego szept, głos, którego Syriusz nie potrafił rozpoznać jako męski czy żeński. Jednak był wystarczająco blisko Harry’ego, by usłyszeć, co mówił.
- …odbiorco daru – mówił. – Nie ma czynu, którego nie mógłbyś zrobić, żadnego aktu, żadnego leżenia, które leży poza zdolnościami twojej mocy. Co masz zamiar zrobić, będzie zrobione. Przez całe życie możesz utrzymać tę wszechmoc. A jednak bądź ostrożny: w dniu, w którym zdecydujesz wpłynąć na prawo życia i śmierci, będzie to twój ostatni uczynek z tą mocą i moc cię opuści. Życz śmierci jakiemukolwiek stworzeniu lub sprowadzenia jakiejś zza granicy, a tak się stanie, ale daru już więcej nie będzie.
Kula światła wydawała się rozciągać jak ameba, jej krańce rozpościerały się w przypadkowych wypukłościach i liniach, a potem, kiedy wydawało się, że może pęknąć i złamać się, wystrzeliła do przodu.
W Harry’ego.
Który otworzył usta w krzyku, gdy światło wdarło się do jego wnętrza, ale nie nadszedł żaden dźwięk, gdy strumień wlał się w jego klatkę, zapłonął pod oczami i skórą, aż całe jego ciało było rozświetlone, każdy kosmyk włosów i każdy paznokieć wydawał się iskrzyć, aż do ostatniego rozbłysku i nie tyle była to blednąca poświata, ale rozbłysk poza granice nowego gospodarza. Harry zachwiał się, ale nie upadł.
Syriusz sięgnął po niego, nie zapominając, że było to wspomnienie, ale jednocześnie nie będąc w stanie się powstrzymać. Ale Harry zrobił krok w tył. Jego oczy spoczęły na Voldemorcie, a wyraz na jego twarzy był osłupiały.
Przyłożył ręce do głowy. Krzyknął raz, z dźwiękiem, którego nie był w stanie wydać chwilę wcześniej.
A potem odwrócił się i wybiegł z pomieszczenia, zostawiając Voldemorta na podłodze, wciąż wyjącego z wściekłości, zaczynającego poruszać się w jego kierunku i Syriusz też zaczął biec, mówiąc do Harry’ego, by się zatrzymał…
… i został zepchnięty, nie pociągnięty, ale zepchnięty, ze sceny, ze wspomnienia i po raz kolejny stał przed stołem w pracowni Snape’a.
- Hymm. To nie zajęło dużo czasu – powiedział Snape.
Syriusz był zimny, dużo zimniejszy niż powinien być w temperaturze pokojowej.
- Ja… - Przez chwilę nie mógł nic powiedzieć. W końcu: – Widziałeś to?
Parsknięcie.
- Dlaczego miałbym chcieć?
- Ty… - Nie. Nie było sensu.
- Jeśli to tak wiele oznacza dla ciebie i niego, Black, to bardzo wątpię, że zrobię coś poza wymiotami. To wszystko, co dla ciebie miałem. Możesz iść.
Syriusz nie zadał sobie trudu, by zezłościć się z powodu arogancji tego wyproszenia.
- Kiedy widzisz się z Harrym, by oddać mu wspomnienie?
- Niedługo. – Snape zakrył kielich serwetką.
Syriusz zamierzał zapytać Snape’a, czy może zostać na chwilę, ale wyobraził sobie, jak Snape na niego spojrzy, jakby niuchacz wyrósł mu na środku czoła.
Nie było sensu.
^^^
Rozważył czekanie. Rozważył dalsze picie, dalsze tonięcie w użalaniu się nad sobą za poczucie zawstydzenia  tymi, którzy zostawili za sobą swoją śmierć, dalsze unikanie pytania chrześniaka o wyjaśnienie: dlaczego z nim nie mówi, skoro dbał o niego na tyle, by go sprowadzić z powrotem.
Myślodsiewnia nie powiedziała mu tej części.
Ale wiedział, że Harry musiał myśleć, że zrobił pierwszy krok – mógł nawet myśleć, że wszystko wyjaśnił – a teraz obowiązek spoczywał na nim.
Los grań dziwnymi sztuczkami. Harry znalazł go w kuchni, gdzie starał się wymyślić, jak się do niego zbliżyć, jak zacząć.
- Powiedz mi – odezwał się Harry. – Powiedz to. Miejmy to za sobą.
Syriusz popatrzył na chrześniaka. Uświadomił sobie, że szuka jakiegoś śladu światła w nim, przesączającego się przez skórę Harry’ego, rozpalającego jego oczy. Ale to była mrzonka.
Albo może nie. Czyż to nie wyjaśniałoby, dlaczego Syriusz nie był w stanie oderwać wzroku od Harry’ego, podczas tych chwil, gdy naprawdę byli w jednym pokoju razem? Że przyciągał jego oczy, jak światło?
Siedział, bardzo ostrożnie dobierając słowa.
- Dlaczego – powiedział, – zachowujesz się tak, jakbym miał cię skarcić?
Harry pozostał całkiem nieruchomo.
- Masz siedemnaście lat – kontynuował w końcu, – i nie byłem przy tobie, by ci poradzić. Powiedziałbym to tak… ty jesteś w swoim wieku, ja jestem najbardziej gównianą wymówką dla wyobrażenia opiekuna… przez to jestem ostatnią osobą, która mogłaby cię skarcić.
- Syriuszu, widziałeś. – Jego głos złamał się na słowie.
- Widziałem, że cierpisz. – Syriusz spojrzał na swoje dłonie, chcąc mieć przed sobą więcej whiskey, choćby tylko po to, by zrobić coś z rękami. – Widziałem, jaki byłeś, gdy musiałeś dokonać tego wyboru. Krzyczałeś.
- Uciekłem. – Harry przybliżył się, dłonie zaciskając na oparciu krzesła z siłą, która pasowała do intensywności jego słów. – Uciekłem od Voldemorta. Ponieważ chciałem jego śmierci. Musiał umrzeć; Dumbledore mówił mi w kółko, żeby się nie bać tego, co musi być zrobione w samoobronie. Chciałem jego śmierci, a ta moc mówiła mi, że jeśli użyję jej do zabicia go, nie będę mógł jej użyć dla dobra. Mogłem użyć tej mocy, by kontrolować śmierć raz, tylko raz i gdybym użył jej na nim, nie mógłbym sprowadzić cię z powrotem.
Oczy Harry’ego były rozszerzone, usta zmalały do małej, drżącej linii. Tak mocno ściskał krzesło, że Syriusz pomyślał, że może je złamać. Z pewnością było już dość stare i kruche.
- Nie chciałem jej na zawsze. – Każde słowo brzmiało, jakby jakaś wyrocznia wygłaszała przepowiednię, jakby Harry myślał, że wypowiada własny los przez wyznanie każdego słowa. – Voldemort nie powinien jej mieć. Ja też nie. Nikt nie powinien. Wiedziałem to. Ale jeśli pozwoliłaby mi odzyskać tą jedną rzecz, chciałem tego. Chciałem, żeby zasłona cię wykaszlała i wypluła z powrotem, a to oznaczało, że muszę tam być, by to zobaczyć. – Słowa nadchodziły coraz szybciej. I gdybym został, wyjąłbym różdżkę i próbował zabić Voldemorta, to byłbym ja, próbujący, chcący tego. Skąd bym wiedział, że to nie to miała na myśli moc? Jak miałem się dowiedzieć, że chcenie nie oznacza tego, co mówiła moc, jeśli o nią chodziło? Uciekłem. Uciekłem od tego. Dotarłem do zasłony i do ciebie. – Syriusz chciał wstać, chciał dotknąć Harry’ego, ale słowa były jak powódź, przyszpiliły go. – Żeby odzyskać jedyną rzecz, jakiej chciałem, jaka wykończyła tą pieprzoną moc. I pozwoliłem mu uciec, Syriuszu. Pozwoliłem… mu… uciec!
Ostatnie słowo rozbrzmiało w pokoju.
Żaden z nich się nie poruszył.
- I to nie w porządku i nie obchodzi mnie, bo zrobiłbym to jeszcze raz.
Nie uciekł. Ale kiedy Harry wyprostował się, odwrócił i wyszedł z pomieszczenia, Syriusz wiedział, że jego własne ciało nie podniesie się, nie poruszy, by złapać go, zanim wyjdzie.
^^^
Spędził zbyt wiele nocy u podnóża schodów, patrząc w kierunku sypialni Harry’ego, chcąc pójść tam i pomówić z nim, ale zawsze odwracał się.
Tego wieczora każdy krok, który stawiał do góry, wydawał się lżejszy. Niczym mistyczne wstąpienie w życie pozagrobowe albo w jego brak, wciąż nie mając dowodu.
Tylko dlatego, że nie pamiętał, nie oznaczało, że to lekceważył. Zapomnienie mogło być danym mu mechanizmem obronnym.
Zapukał. Odczekał chwilę ciszy, po czym pchnął drzwi.
W pokoju było ciemno, ale oświetlał je księżyc. Syriusz mógł zobaczyć, jak Harry leży na łóżku, ale był całkiem pewny, że nie spał, mimo że nie przemówił.
W pokoju było łóżko i było to szczęście, ponieważ Syriusz wiedział, że będzie musiał usiąść, by to powiedzieć. Podciągnął je bliżej łóżka i usiadł. Czekał, aż nie był pewny na podstawie oddechu, że Harry zdecydowanie nie śpi.
Tak naprawdę tego nie ćwiczył, ale pomyślał, że wie, co musi powiedzieć.
Syriusz odchylił się i zaczął mówić.
- Nie ma znaczenia to, czy inni sądzą, że zrobiłeś to, ponieważ nie chcesz być mordercą. To w porządku, niech myślą sobie szlachetniej, niż ci się wydaje, że na to zasługujesz. To nie dla ciebie; bardziej dla nich samych. Chcą sobie wyobrazić, że dokonaliby najszlachetniejszego wyboru, gdy zmierzyliby się z sytuacją taką, jak ta, żeby okleić ten pomysł wokół tego, co zrobiłeś i dzięki temu sami czują się lepiej.
Wyciągnął rękę, dotykając poduszki, ale nie do końca odważając się dotknąć samych czarnych włosów.
- W porządku, że chce się czegoś więcej. W porządku, że nie słucha się tego, co się powinno i nie można i wybiera, co się chce, na co się ma ochotę. I jestem ostatnią osobą, która by cię osądzała. Nie przez strach, że zostanę nazwany hipokrytą, ale ponieważ cieszę się, że wybrałeś, co wybrałeś. Nie byłem w stanie ci podziękować i to nie dlatego, że żałuję czegoś, ani jednej rzeczy, ale ponieważ nie umiem znaleźć słów. To niemożliwe znaleźć słowa. I tylko to chciałem powiedzieć. Kocham cię, Harry.
Wstał i wyszedł.
^^^
Też nie spał, gdy drzwi się otworzyły. On, jednak, nie próbował tego udawać.
Był przygotowany na wiele reakcji, od wściekłej deklaracji do chłopca płaczącego ze strachem o uścisk. Nie mógł zaprzeczyć, że miał nadzieję na to drugie, ale może Harry pomyślał, że jest teraz na to za stary.
Nie spodziewał się pocałunku.
Na tej twarzy były łzy, och, tak, ale dociśnięcie jej do jego piersi było najlepszym, czego pozwolił sobie się spodziewać. Albo to sobie wmawiał.
Nie spodziewał się posmakować łez pod własnymi ustami, dociśniętymi przez wargi dotykające jego, nie otwierające się, ani nie przylegające, nie doświadczone na tyle, by przejmować większą inicjatywę. Ale ręce znalazły się na jego ramionach, przenosząc się w jego włosy, a usta Harry’ego odsunęły się na tyle, by wyszeptał:
- Przepraszam. Przepraszam, że kocham cię tak mocno. Proszę, nie…
Nie dokończył. Wewnętrznie Syriusz uzupełnił możliwości. Nienawidź mnie? Wyganiaj mnie?
Pomyśl, że jesteś mi to winien za uratowanie życia. Ach, to byłby punkt zwrotny, prawda?
Ramię Syriusza prześlizgnęło się wokół talii Harry’ego, a drugie za jego szyję i pokazał mu, jak powinien wyglądać pocałunek. Usłyszał, że z gardła Harry’ego wyrywa się cichy dźwięk.
Rozpalił go.
Przestał się pytać, o co tutaj chodzi. Przestał się pytać, czy to dobre, czy to najlepsze, czy tylko chwilowa potrzeba rozmowy.
Poza tym, miał już odpowiedź na ostatnie pytanie.
Odsunął się na tyle, by zobaczyć twarz Harry’ego w słabym świetle wypełniającym pokój, przechodzącym przez okno z zewnętrznej latarni. To, co zobaczył, było głębsze niż potrzeba; zobaczył zaufanie i uderzyło to w jego wnętrze mocniej, niż jego własne podniecenie.
- Niech no na ciebie spojrzę. Minęły dwa lata… - wymamrotał, przypatrując się kościom i dołkom w policzkach oraz innym dowodom na dwuletnie postarzenie, które wyrwało Harry’ego z dzieciństwa. Było w nim wiele z Jamesa, a jednak Syriusz musiał wpaść na tą myśl, nie zwalczając jej, co ocaliło go od bagażu poczucia winy, które powodowałoby to działanie.
Syriusz czuł jednak wszystko, oprócz poczucia winy.
- To nie ma znaczenia – powiedział Harry, a jego głos miał chrypkę, która z całą siłą ściągnęła ciepło w ciało Syriusza. – Poczekałbym. Tylko to ma znaczenie.
Syriusz pocałował go ponownie, tym razem w kość policzkową, w kącik ust, a potem w brodę, czekając, by zobaczyć reakcję Harry’ego.
Kiedy Harry uniósł podbródek w górę, Syriusz wiedział, że prosił, by kontynuował, w dół jego szyi, a potem Syriusz wiedział, że już więcej nie musiał prosić.
Nie wiedział dzięki komu Harry krótko potem leżał na plecach, a Syriusz pochylał się nad nim, podciągając koszulkę w górę piersi Harry’ego, by móc zdjąć ją i zobaczyć więcej. Szczupły, ale miał również mięśnie; nic masywnego, ale określenie, które mógł sobie wyobrazić pochodziło z jego ciała pochylonego na całej długości pędzącej miotły z rozciągniętymi rękami do przodu. Widział ciemne sutki w mrocznym świetle, oba otoczone czarnymi lokami włosów i zaczął rozumieć, że choć męskie ciało przed nim było piękne w sposób, który tylko los mógł mu darować i które młodość mogło tylko spotęgować, wciąż było całkowicie, doskonale Harrym, bez względu na to, jak wyglądał, i jak był nie mniej piękny.
Co oznaczało, że wszystkie myśli, które mógł mieć o jego własnym mniej-niż-młodym ciele, jakakolwiek samoświadomość, zostały odrzucone. Harry chciał go dla niego i Syriusz nie mógł marnować czasu na bezużyteczne żale.
Nie. Żadnego więcej marnowania czasu.
Pod pościelą był nagi, co było jego zwyczajem od kiedy poznał przyjemność spania we własnym łóżku zamiast bycia ściganym. Harry wciąż nosił dół od piżamy, a linia czarnych kosmyków, która zaczynała się pod jego pępkiem wędrowała w dół jego pasa. Syriusz nie mógł wymyślić nic, co widziałby w ciągu roku i byłoby równie kuszące.
Pochylił się i pocałował pępek, zanurzając w nim język, słysząc syknięcie Harry’ego, a potem poczuł dłonie prześlizgujące się po jego włosach, nie odciągające go, och, zdecydowanie nie starające się go powstrzymać. Przez tkaninę mógł poczuć wybrzuszenie w miejscu genitaliów Harry’ego, członek już stwardniał i uniósł się pod jego brodą, przy jego gardle, gdy pieprzył językiem małe zagłębienie, testując tę drobną intymność jak najintensywniej mógł, ostatni raz musząc się upewnić, że ma więcej niż pozwolenie Harry’ego – nie miał nic oprócz pragnienia.
Czynność uchwycenia w talii piżamy i ściągnięcia ich w dół bioder Harry’ego w ułamku sekundy, jednocześnie obserwując, sprawił, że Syriusz był całkowicie twardy w ciągu kilku chwil, nie mówiąc już o Harrym. Kiedy w końcu odsłonił członek, którego końcówka błyszczała mokro w mrocznym świetle, wszystkie myśli na temat tego, co mógł zrobić, by powoli zadowolić Harry’ego, uciekły i wsadził nos we wspaniale piżmowe włosy, które otaczały jego podstawę, pociągając za nie zębami, oddychając zarówno przez nos i usta, by zaciągnąć się zapachem. Harry wciągnął oddech, jego dłonie wciąż były wplątane w jego włosy i wydał z siebie zapalczywe och, kiedy Syriusz polizał go od podstawy członka aż do czubka jednym, powolnym szlakiem.
- Och, kuźwa – westchnął Harry. – Ja zaraz… jeśli ty…
- Wiem – powiedział Syriusz, tuż przed powtórzeniem ruchu wzdłuż drugiej strony. – Chcę, żebyś doszedł.
- Jeszcze nie. Pozwól mi się najpierw dotknąć. Proszę. – Niemal sapał. Pierwszym odruchem Syriusza było ciągnięcie tego, co robił, ale pomysł Harry’ego, leżącego obok niego nagle wydawał się zbyt wspaniały, by się tego zrzec i wyślizgnął się spod pościeli, by ułożyć się wzdłuż boku Harry’ego z dłonią wciąż położoną na jego członku. Harry odwrócił twarz w jego stronę, dociskając swoje krocze do krocza Syriusza i pod wpływem impulsu Syriusz otworzył dłoń i wziął również własny członek w dłoń, dociskając dwie długości do siebie, a dłonie Harry’ego, dłużej nie będące w jego włosach, ale na ramionach Syriusza, ścisnęły go mocno. Sapał, jego członek pulsował w dłoni Syriusza i obok drugiego penisa. Syriusz wiedział, że żadna siła nie powstrzyma ich od tego ani chwili dłużej.
- Chwileczkę… chcę, żebyś to poczuł – zdołał powiedzieć Syriusz i odsunął biodra na tyle, by końce ich członków tylko się dotykały, a potem, najostrożniej jak potrafił, naciągnął na główkę swój własny napletek i pociągnął go, aż nie mógł objąć nim końcówkę wyeksponowanego członka Harry’ego, pocierając powoli. Dźwięk, jaki wydał z siebie Harry, był tego warty; sposób, w jaki jego palce wbiły się w ramiona Syriusza, podwójnie; drżenie prącia Harry’ego pod jego palcami i niemal bolesna siła jego wytrysku wewnątrz napletka Syriusza, nieporównywalna.
Syriusz był bliski dojścia, bardzo bliski, ale zdecydował zrezygnować z dalszym zajmowaniem się swoim własnym członkiem na rzecz trzymania wciąż drżącego Harry’ego tuż przy sobie. Nie sądził, że było coś więcej, co mogło przewyższyć orgazm pod względem wrażeń, ale jeśli już coś takiego było, to właśnie to było na tej liście.
Harry wciąż oddychał szybko, kiedy zapytał:
- Chcesz mnie pieprzyć?
Samo to pociągnęło Syriusza niemal do orgazmu.
- Chcę ci zrobić wszystko – warknął, natychmiast przesuwając swoje usta na wargi Harry’ego, ssąc, całując, gryząc. A Harry oddawał ssanie, pocałunki i gryzienie. Byli rozgorączkowani, gdy niemal wojowniczo zrzucili większość pościeli na ziemię w krótkim czasie, a Harry owinął rękę wokół członka Syriusza, jakby chciał go do siebie przyciągnąć.
Wtedy Harry powiedział:
- Potrzebujemy… czegoś do tego, prawda? Albo… albo czy jest jakieś zaklęcie?
- Jest jedno, ale jest Niewybaczalne – powiedział Syriusz przy jego uchu i nie potrafił się powstrzymać; wybuchnął śmiechem na własny żart, gdy Harry zadławił się przez oczywiste połączenie tego pomysłu i jego zakłopotania, które w jednej sekundzie go przejęło.
- Mógłbym… użyć moich ust, by… - powiedział Harry, kiedy wrócili do siebie.
- Nie. To nie wystarczy. – Zdecydowanie nie przy pierwszym razie, pomyślał Syriusz z gwałtowną opiekuńczością, która w ogóle go nie zaskoczyła.
Jednak Syriusz miał to, czego potrzebowali, a pozbył się już pozostałości po młodzieńczym zawstydzeniem tym, że ma to pod ręką i wkrótce Harry leżał na brzuchu. Pocałował bok jego twarzy, okrążając jego odbyt śliskim palcem.
- Wejdę powoli. Zaufaj mi, okej?
Oczy Harry’ego były zamknięte, policzek dociśnięty do poduszki tyłem dłoni, co było najbardziej idealnym obrazkiem zaufania, jakiej Syriusz nie mógł sobie wyobrazić. Jego palec wszedł, poruszając się powoli, aż nie poczuł pod nim węzła prostaty i usłyszał w odpowiedzi wykrzyczane „och” Harry’ego… Palec został zastąpiony dwoma, a Harry jęknął i przygryzł pięść, aż do chwili, gdy niepewność Syriusza, czy powinien kontynuować, została roztrzaskana przez jęki Harry’ego:
- Więcej… proszę…
Kiedy Harry’ego rozciągnęły trzy palce aż po kłykcie dłoni, Syriusz pozwolił swojemu członkowi wejść w obręcz z kciuka i małego palca tej dłoni, tak że gdy wyciągnął palce, jego członek był gotów, by natychmiast je zastąpić. Na dnie umysłu miał to, by sięgnąć pod biodra Harry’ego i zacisnąć palce wokół jego członka podczas penetracji, ale wstrzymywał swój orgazm tak długo, a to wymagało koncentracji, by upewnić się, że nie zrani Harry’ego. Ale chociaż kilka dźwięków, które wydał z siebie Harry mogły być bólem, żaden z nich nie brzmiał jak przestań, a więcej niż jeden był innym językiem dla tak.
W większości był nim otoczony; to wystarczyło, bardziej niż wystarczyło na pierwszy raz. Syriusz poddał się, chwycił biodra Harry’ego i pozwolił napięciu go ogarnąć, orgazm zalał go, a on krzyknął, wygiął się w łuk, starając się pozostać nieruchomo, gdy dochodził wewnątrz tyłka Harry’ego. Krzywizna łopatki Harry’ego i łuk jego szyi, otwarte w kształcie „O” usta i grzywka przysłaniająca oczy Harry’ego, sprawiały, że Syriusz nie mógł odwrócić oczu, nawet gdy fala orgazmu przebiegła przez niego, roztrzaskała go, sforsowała.
Po tym długo tulili się do siebie.
Potem, Harry uniósł głowę i spojrzał na Syriusza, który był wyciągnięty przy jego boku i który nie był w stanie powstrzymać się przed gładzeniem łopatek Harry’ego przez kilka minut.
- Co? – zapytał Harry.
- Miałem taką fantazję. – Zaczekał, po czym powiedział: – Że wciąż jestem martwy i jakiś anioł ulitował się nade mną i przybrał twoją formę, by pocieszyć mnie w zaświatach. Właśnie sprawdzałem, czy nie masz skrzydeł.
Parsknięcie.
- Pieprzyć skrzydła. Mam miotłę. Jakikolwiek anioł by cię chciał, kopnąłbym go w tyłek.
Dłoń Syriusza przesunęła się po ramieniu Harry’ego i przyciągnęła go bliżej.
- Harry – powiedział, uśmiechając się, – sądzę, że już to zrobiłeś.



2 komentarze:

  1. Kocham to i to nieważne ile razy już to czytałam. Naprawdę świetne, a ja się cieszę, że to sirry, bo naprawdę przeczytałam już wszystkie opowiadania z tą parą, więc mogę tylko wracać do przepięknych na tym blogu. Bardzo dziękuję za te tłumaczenie xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och tekst jest wspaniały, w końcu porozmawiali i to dzięki Severus'owi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń