Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 16 listopada 2017

SR - Rozdział 19 – To, co nieuniknione

Gdy światło zniknęło, Harry rozejrzał się i dostrzegł, że są na środku cmentarza, niedaleko którego stał ciemny kościół. Patrząc dokładniej, nie znalazł żadnych śladów zamku albo czegokolwiek choć trochę podobnego do błoni Hogwartu. W jakiś sposób przemieścili się dość daleko, ale jak? Kto zrobiłby coś takiego? Kto użyłby klątwy Imperius na Viktorze? Tak mocno, jak Harry'emu nie podobało się to, jak wszystko się potoczyło, wiedział, że jest w to zamieszany Voldemort. To nie był przypadek. Ktoś chciał go tu sprowadzić.
Harry wstał i pomógł Cedricowi zrobić to samo. Cedric wydawał się kompletnie zdezorientowany i bardziej niż lekko zdenerwowany. To tylko sprawiło, że Harry poczuł wyrzuty sumienia. Cedric też został w to wciągnięty. Gdziekolwiek byli, Harry wiedział, że nie mogą stać w taki sposób na otwartej przestrzeni. Musieli iść i znaleźć jakiś sposób, by sprowadzić pomoc.
- Eee... co się właśnie stało? – zapytał nerwowo Cedric.
- Wiesz tyle, co ja, ale mam przeczucie, że już dłużej nie jesteśmy w Hogwarcie – stwierdził oczywiste Harry, wyciągając różdżkę z kabury. – Chodź, musimy stąd iść. Musimy znaleźć kryjówkę. Stanie na otwartej przestrzeni czyni nas celem.
Cedric spojrzał na Harry’ego z przerażeniem.
- Czego celem? – zapytał szybko. – Jesteśmy na jakimś zadupiu!
Harry spojrzał na Cedrica ze zirytowanym wyrazem twarzy, zmuszając starszego nastolatka do zamknięcia buzi.
- Słuchaj, już w tym momencie mogę ci powiedzieć, że to nie jest część zadania – stwierdził. – Dumbledore nigdy by nie pozwolił nam opuścić błoni Hogwartu. Po ataku w zeszłym miesiącu sądzę, że lepiej dmuchać na zimno. – Odwrócił się, by iść i przerwał. – Byłoby też lepiej, gdybyśmy byli jak najciszej – powiedział przez ramię do Cedrica. – Nie wiadomo, kto może obserwować.
W momencie, gdy słowa opuściły jego wargi, Harry wiedział, że nie powinien ich wypowiadać. Rozległ się szelest za nimi, zmuszając chłopców do odwrócenia się. Harry wyciągnął różdżkę z kabury i wskazał nią w ciemność, a Cedric zrobił to samo. Czternastolatek mógł poczuć, że jego umysł pracuje na najwyższych obrotach. Był uwięziony między chęcią ucieczki a próbą oszołomienia tego, cokolwiek ich obserwuje. Biegnięcie oznaczało odwrócenie głowy od zagrożenia, podczas gdy oszołomienie oznaczało atakowanie, prawdopodobnie czyniąc zagrożenie jeszcze gorszym.
- Mam co do tego złe przeczucia – mruknął Cedric.
Harry został ocalony od odpowiedzi przez hałas zza jego pleców, odwracający ich uwagę. Odwrócił się częściowo, by mógł mieć oko na oba zagrożenia i zobaczył niską postać, noszącą płaszcz z kapturem, który zasłaniał jego twarz. Wydawał się nieść mały tobołek, który mógł być tylko dzieckiem albo jakimiś szatami, ale Harry wątpił w obie wersje. Harry naprawdę chciał uciekać, ale jego stopy nie mogły się poruszyć. Obserwował, jak postać staje przed wielkim marmurowym nagrobkiem, zaledwie sześć stóp od nich.
Nagły ból uderzył go w czoło, przez co Harry potknął się i musiał zostać złapany przez Cedrica. Jego blizna nigdy wcześniej tak strasznie nie bolała. Zamykając oczy, Harry starał się skupić na czymkolwiek oprócz bólu. Działało to w przeszłości, więc czemu nie mogło teraz? Czuł się tak, jakby ktoś spróbował przepołowić mu czaszkę wzdłuż blizny. Nie czujesz bólu. Nie czujesz bólu. Nie ma go!
Zimny, wysoki głos uciszył agonię Harry’ego.
- Zabij niepotrzebnego – syknął.
Harry nie miał czasu myśleć, kiedy kolejny głos krzyknął:
- Avada Kedavra!
Wiedząc, do kogo przeznaczony jest czar, Harry użył całej swojej wagi, by pchnąć Cedrica na ziemię, a podmuch zielonego światła przeleciał nad nimi oboma. Adrenalina przelała się przez jego ciało, nagle odpychając wszelki ból. Nie chcąc zostać w miejscu dłużej, Harry szybko zerwał się na nogi i pobiegł, pociągając Cedrica ze sobą.
- Zatrzymaj ich! Zatrzymaj ich! – krzyczał piskliwy głos.
Harry poczuł krzyk w głowie i upadł na ziemię, po raz kolejny pociągając ze sobą Cedrica, kiedy inne kolorowe światło przeleciało nad ich głowami. Szybko przeczołgali się do dużego nagrobka i ukryli za nim. Harry niemal czuł bicie swojego serca i starał się coś wymyślić, cokolwiek, co pomogłoby im uciec. Słyszał dwie zbliżające się osoby. Musieli ruszać, ale to oznaczało zostanie celem. Co się robi, gdy lekcje są sprzeczne?
- Dzięki, Harry – powiedział szybko Cedric.
Harry spojrzał na siedemnastolatka z uniesioną brwią. To z pewnością była ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć w środku ataku, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że to nie Cedrica szukali.
- Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni, więc nie dziękuj mi – wyszeptał.
- Nie utrudniaj sobie życia, Potter – rozbrzmiał głośno trzeci głos, który brzmiał jakoś znajomo. – Nikt nie wie, że tu jesteś. Tym razem nikt cię nie uratuje. Opóźniasz to, co nieuniknione.
Spoglądając na Cedrica, Harry wiedział, że muszą stworzyć dywersję. Ci mężczyźni musieli być śmierciożercami i chcieli tylko jego. Nie mógł wystawiać Cedrica na niebezpieczeństwo.
- Cokolwiek zrobisz, nie ruszaj się, póki nie będzie bezpiecznie, a potem biegnij tak szybko, jak potrafisz i znajdź pomoc – wyszeptał Harry. – Nie szukają ciebie… tylko mnie. – Jak najszybciej, Harry okręcił ciało i wskazał różdżką w kierunku głosu. – Drętwota – powiedział, po czym zerwał się na nogi i pobiegł.
Przeskoczył nad nagrobkami, unikając trafienia przez zaklęcie czy klątwę, która była wystrzelona w jego stronę. Jego plan zadziałał. Oboje podążyli za nim, dając Cedricowi czas na ucieczkę i znalezienie pomocy. Ich stopy uderzały głośno o ziemię, ostrzegając Harry’ego, że dystans między nimi zmniejsza się. Złapią go, jeśli czegoś wkrótce nie zrobi.
- Ja złapię tego bachora! – krzyknął drugi śmierciożerca. – Znajdź drugiego!
NIE! Będzie musiał atakować. Nie miał teraz wyboru. Harry zwolnił kroku i pozwolił prześladowcy nadrobić odległość. Gdy tylko dotarł do nagrobka o odpowiedniej wysokości, Harry wskoczył za niego, po czym ponownie wyskoczył, odwracając się i kopiąc śmierciożercę w zakapturzoną twarz. Śmierciożerca potknął się, kiedy Harry wylądował na nogi i wskazał różdżką w napastnika.
- Drętwota! – krzyknął Harry.
Śmierciożerca zablokował zaklęcie i bezdźwięczny wystrzał zmusił Harry’ego do zanurkowania za nagrobek. Zaklęcie uderzyło w kamień, powodując jego rozbicie. Harry zerwał się na nogi i pobiegł, rzucając przez ramię kolejne zaklęcie oszałamiające. Wiedział, że musiał coś wymyślić, by się stąd wydostać. Śmierciożerca miał rację. Nikt nie wiedział, gdzie był, więc nikt nie przyjdzie po niego. Był w pułapce.
Unikając kolejnego czaru, który ledwo minął jego głowę. Harry przekoziołkował nad nagrobkiem i zmienił kierunek, skręcając w prawo. Pobiegł za muzoleum i ukrył się, mając mimo wszystko nadzieję, że śmierciożerca przebiegnie obok niego. Oddychał krótkimi sapnięciami. Pot spływał po jego czole, kiedy powoli poruszał się dookoła potężnej budowli. Dotarł do brzegu ściany i wyjrzał za narożnik, ściskając tak mocno różdżkę, że jego dłoń się trzęsła.
Nie widząc nic, Harry powoli poruszał się wzdłuż tyłu muzoleum, ostrożnie rozglądając się we wszystkich kierunkach, żeby nie zostać zaskoczonym. Był niemal na rogu, gdy Harry poczuł, jak coś chwyta go wokół środka ciała i pociąga go mocno na prawo. Przeleciał przez powietrze i moment później uderzył mocno plecami o drzewo. Upadając na ziemię, Harry starał się odetchnąć, ale okazało się to niemożliwe. Jego płuca nie chciały pracować.
Dłonie chwyciły go szorstko za tył swetra i pociągnęły przez czas, który wydawał się Harry’emu godzinami, kiedy próbował oddychać. Powietrze w końcu zaczęło wypełniać płuca Harry’ego w krótkich wdechach, za każdym razem wywołując kłujący ból w jego piersi. Ledwo zdawał sobie sprawę z tego, że został pchnięty na nagrobek i przytrzymany w miejscu, gdy ciasne więzy owinęły się wokół niego, przywiązując do kamienia.
- Znalazłeś drugiego? – zawołał śmierciożerca, wycofując się.
Harry powoli uniósł wzrok, patrząc przez swoje przekrzywione okulary i zobaczył, jak w jego pole widzenia wchodzi niższy śmierciożerca, popychając przed sobą Cedrica. Cedric miał związane ręce i wyglądał na wykończonego, kiedy zmuszono go do klęknięcia. Starszy nastolatek dostrzegł Harry’ego i starał się przesunąć, ale niższy śmierciożerca przytrzymał go w miejscu. Harry zauważył brakujący palec w jego dłoni.
Niższym śmierciożercą był Pettigrew, co oznaczało, że ten drugi to Barty Crouch Jr.
W głębi duszy Harry wiedział, co nadchodzi. Starał się uwolnić, ale zbyt mocno był związany. Najmniejszy ruch sprawiał, że sznury wbijały się w jego ciało, ale to było jego najmniejszym zmartwieniem. Harry patrzył, jak Crouch unosi różdżkę, kierując ją w Cedrica. Starał się krzyknąć, ale jego głos był uwięziony w gardle. To nie mogło się dziać. Musiał coś zrobić.
- Avada Kedavra! – syknął Crouch.
- NIE! – wrzasnął Harry, widząc grot zielonego światła, wychodzący z różdżki Croucha i uderzający w Cedrica. Wszystko zdawało się zwolnić, gdy Cedric upadł na ziemię i znieruchomiał. Część Harry’ego chciała, żeby Cedric zaczął się ruszać, by udowodnić, że nie widział, jak mordercze zaklęcie zostało użyte na jego przyjacielu. Część niego nie chciała zaakceptować, że ktoś, kogo znał, nie żyje.
Harry bezradnie obserwował, jak Pettigrew łapie Cedrica za tył koszulki, pociąga go do Pucharu Turnieju i zostawia tam, jakby był czymś nieważnym. Strach, który wypełnił Harry’ego, był niewyobrażalny. Jego oczy wydawały się nie być w stanie oderwać się od ciała Cedrica. Nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy coś zostało wepchnięte w jego usta, by powstrzymać go przed mówieniem. Zamknął oczy tylko wtedy, gdy fala bólu uderzyła w jego głowę od blizny.
Pomimo bólu, Harry zmusił się do otwarcia oczu i zobaczył, że Pettigrew ponownie ma w ramionach zawiniątko. Poruszało się. Coś było w tych szatach. Crouch wszedł w pole widzenia Harry’ego, ostrożnie lewitując olbrzymi kocioł. Widząc Croucha z różdżką, Harry zorientował się, że nie ma swojej. Rozejrzał się, ale brak jakiegokolwiek światła uniemożliwił mu próbę znalezienia małego kawałka drewna.
Dźwięk kotła uderzającego o ziemię, przyciągnął uwagę Harry’ego z powrotem do tego, co się działo. Spoglądając na prawo, Harry zobaczył pod kociołkiem ogień, a wąż wyszedł z ciemności i zatrzymał przed kotłem. Para zaczęła unosić się z kotła, ostrzegając Harry’ego, że płyn w środku już był ciepły. Kilka sekund później, Harry zobaczył, że zaczyna się on gotować, wysyłając w górę dziwne iskierki, których żaden płyn nie powinien wystrzeliwać.
Cała powierzchnia lśniła, gdy Pettigrew zerknął na zawiniątko.
- Mistrzu, gotowe – powiedział, po czym odsunął szaty, by pokazać to, co trzymał. Miało to kształt ludzkiego ciała, ale nie mogło z niego pochodzić. Było ciemno czerwone – niemal czarne i pokryte czymś, co wyglądało jak łuski, jeśli to możliwe. Nie miało włosów na żadnej części, a jego oczy były czerwone, źrenice w szparki, jak u węża.
Harry poczuł, że zaraz zwymiotuje, gdy Pettigrew uniósł rzeczy do kotła. Zamykając oczy i odwracając głowę, Harry usłyszał głuchy odgłos i wiedział, że stworzenie uderzyło o dno kotła. Ponownie wznowił próbę uwolnienia się z więzów, milcząco błagając, by nienaturalna istota utonęła.
Głos Pettigrew wdarł się w myśli Harry’ego.
- Kości ojca, nieświadomie dana, odnów swego syna!
Ziemia pod Harrym poruszyła się. Szybko otworzył oczy i zobaczył niewielką ilość pyłu, wznoszącą się przez szparę w ziemi i przemieszczającą się do kotła. Iskry poleciały we wszystkich kierunkach, kiedy pył wpadł do kotła, a chwilę później powierzchnia zmieniła się na głęboko niebieską. Skomlenie dobiegające od strony Pettigrew zwróciło uwagę Harry’ego. Spoglądając na mężczyznę, Harry dostrzegł, że Pettigrew wyciągnął długi, błyszczący, srebrny sztylet.
- Ciało… sługi… z ochotą dane… wskrześ… swojego mistrza – powiedział Pettigrew między przerażonymi szlochami, po czym uniósł prawą rękę, tą z brakującym palcem.
Kiedy Pettigrew uniósł sztylet w lewej ręce, Harry zamknął oczy i odwrócił wzrok. Wiedział, co się stanie i nie chciał tego widzieć. To nie powstrzymało krzyku bólu, który rozdarł noc. Rozległ się głuchy odgłos, jakby coś upadło na ziemię, a zaraz za tym plusk. Harry usłyszał, że ktoś podchodzi i otworzył oczy, dostrzegając, że Crouch klęczy ze sztyletem we własnej ręce.
- K-krwi wroga… odebrana siłą… wskrześ swego… przeciwnika – wyjąkał Pettigrew.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się z przerażeniem. Czy to oznaczało to, co myślał, że oznaczało? Próbował się wyrwać, gdy silna dłoń chwyciła go za ramię i przytrzymała w miejscu. Harry powstrzymał skomlenie bólu, gdy ucisk zacieśnił się. Nie mógł nic zrobić, by powstrzymać noża przed przecięciem mu ramienia. Harry krzyknął, ale materiał w jego ustach uniemożliwił usłyszenie jakiegokolwiek dźwięku. Krew szybko przesiąkła przez rękaw i sweter. Szklana fiolka była dociśnięta do przecięcia, by wypełnić się krwią.
Kiedy jego głowa opadła do przodu, Harry usłyszał, że Crouch wstaje i podbiega do kociołka. Krew wlano do mikstury, zmieniając ją z czerwieni na czystą biel. Harry zmusił się do otwarcia oczu i zobaczył, że Pettigrew leży na ziemi, trzymając się za krwawiące ramię i szlocha. Crouch klęczał przed kociołkiem, czekając, aż coś się stanie.
Przez kilka minut nic się nie wydarzyło. Harry mógł mieć tylko nadzieję i modlić się, że coś poszło nie tak, ale iskry zniknęły z kotła, gasząc tę myśl. Natłok pary zebrał się nad kociołkiem i wzniósł się, pokrywając przestrzeń wokół niego. Przez mgłę, pojawił się zarys wysokiego i niezwykle chudego mężczyzny, stojącego w kociołku. Strach i przerażenie przepływające przez Harry’ego zwiększyły się, kiedy patrzył na rozgrywające się zdarzenie.
- Odziej mnie – powiedział wysoki głos, dochodzący od… tego czegoś za mgłą.
Crouch wstał i chwycił kupkę czarnych szat, po czym wszedł w mgłę. Ubrał mężczyznę, po czym odsunął się, pochylając głowę. Chudy… mężczyzna wyszedł z kotła i przeszedł przez mgłę w stronę Harry’ego. Kiedy wszedł w jego pole widzenia, Harry mógł tylko patrzeć ze strachem na ten widok. Skóra mężczyzny była zbyt biała, by być ludzka. Jego szerokie, czerwone oczy z pewnością nie były ludzkie, a jego nos był płaski z wąskimi szczelinami na nozdrza, niemal jak u węża. W umyśle Harry’ego nie było wątpliwości, kto przed nim stał.
To był Voldemort. On powrócił.


Dzisiaj dość krótki rozdział, ale na początku przyszłego tygodnia postaram się dodać rozdział NDH :D Zamierzam też zmienić nieco wygląd zakładki z one-shotami yaoi i posegregować je według par. Mam nadzieję, że tak będzie nieco przejrzyściej ;)


3 komentarze:

  1. Kiedy będzie rozdział PDP ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Przeczytałam pierwszą część i tą jednym tchem. Warto było nie spać do 2, żeby skończyć xD ale już na komentarz w nocy mnie nie stać... więc zrobię to teraz.
    Ogólnie tekst robi bardzo dobre wrażenie, Harry w końcu (!) nie jest idiotą. Może troche za dużo dramatyzmu, że tak mdleje co chwile, ale jest dobrze. Są drobne literówki w rozdziałach, nie masz bety?
    Cedric był taki... taki kochany i umiera? :x jak tak można... szczególnie, gdy w pierwszej części rozdziału nie ginie po "Zabij niepotrzebnego!". Ale zdarza się, czekam na rozwój wypadków i kolejny rozdział.
    Dużo weny!
    Arily

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniale. Voldemort się odrodził, myślałam, że jednak Cedrik przeżyje, a co z Harrym teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń