Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 12 września 2020

MH - Rozdział 4 – W rękach wroga

Uczucie, że coś kłuje go w prawą rękę szybko wyrwało Harry’ego ze snu. Natychmiast otworzył oczy i zobaczył pochyloną nad nim rozmytą kobietę z długimi blond włosami. Zamęt szybko zapanował w jego zamglonym umyśle. Próbował się poruszyć, ale odkrył, że jego nadgarstki i kostki zostały unieruchomione. Panika szybko przysłoniła każdą inną myśl, gdy Harry gorączkowo próbował się uwolnić. Co się działo? Dlaczego był tak związany?

Dłoń chwyciła jego prawą rękę, przytrzymując ją w miejscu, tylko zwiększając panikę Harry’ego. Kontynuował walkę z ograniczeniami i szybko odkrył, że jest całkowicie związany. Nie mógł zrobić nic poza patrzeniem, jak uwaga kobiety powraca do jego prawej ręki. Kątem oka Harry zauważył, że do jego ramienia przyczepione jest coś, co powoli zmienia kolor… na czerwony. Tygodnie w szpitalu natychmiast do niego wróciły. Rozpoznał, co się z nim dzieje. Z jakiegoś powodu ta kobieta pobierała mu krew.

Zamykając oczy, Harry próbował się uspokoić, ale było to dość trudne. Nie mógł niczym poruszyć. Był całkowicie bezradny, czego nienawidził. Pokonała go frustracja, gdy otworzył oczy i zobaczył, że kobieta wyjmuje igłę z jego ramienia, przechodzi na drugą stronę celi i kładzie strzykawkę na czymś, co Harry uznał za mały stolik, ponieważ nie do końca mógł go zobaczyć. Kobieta wróciła do Harry’ego, wyciągnęła różdżkę i jednym machnięciem zaleczyła lekko krwawiący ślad na ramieniu.

- I już – powiedziała krótko. – Naprawdę było tak źle? – Harry wątpił, by spodziewała się odpowiedzi, ponieważ nie usunęła wiązań z jego ciała. Owinęła palce wokół jego nadgarstka i przez chwilę sprawdzała jego puls, po czym westchnęła z irytacją. – Widzę, że nie zamierzasz sobie tego ułatwić, Potter. Nieważne. Mogę skończyć swoją pracę, gdy jesteś związany. Czarny Pan nie jest cierpliwą osobą, a chce jak najszybszych wyników.

Wyników? Jakich wyników?

Harry mógł tylko obserwować, jak kobieta macha nad nim różdżką, powodując uformowanie się subtelnej, zielonkawo-srebrnej mgiełki. Kobieta podeszła do stołu i chwyciła kilka rzeczy, po czym wróciła do boku Harry’ego. Harry ledwie mógł dostrzec, że kobieta trzyma pióro w jednej ręce, a w drugiej podkładkę z kawałkiem pergaminu. Patrzyła na mgiełkę przez dłuższą chwilę, po czym zaczęła robić notatki. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było skrobanie pióra o pergamin.

- To dziwne – powiedziała cicho kobieta. – Poziomy magiczne są w normalnym zakresie. – Włożyła pióro do ust, po czym chwyciła różdżkę, machnęła nią ponownie i obserwowała, jak mgła powoli rozszerza się, aż całkowicie otoczyła Harry’ego. Po kilku chwilach schowała różdżkę do kieszeni, wyjęła pióro z ust, aby kontynuować robienie notatek. – To interesujące. Wygląda na to, że Czarny Pan miał rację, co do ciebie, Potter. Naprawdę jest tu coś dziwnego.

Dziwnego? To nie było dobrze. Harry chciał ukryć swoją empatię tak długo, jak to po ludzku możliwe, zwłaszcza przed Voldemortem. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał było użycie jego nowych umiejętności przeciwko niemu, przeciwko Zakonowi Feniksa. Przeciwko Syriuszowi. Nie. Harry wolałby raczej umrzeć, niż zdradzić swoją rodzinę. Bez względu na to, co Voldemort planował, Harry nie ustąpi, niezależnie od tego, ile go to będzie kosztowało.

Dźwięk kroków odbijających się echem kroków szybko wyrwał Harry’ego z myśli. Otwierając oczy, Harry mógł tylko słuchać, jak kroki stają się coraz głośniejsze. Jego blizna nie bolała bardziej, co oznaczało, że Voldemort nie nadchodził. Zmuszając swoje oczy do zamknięcia się, Hary starał się uspokoić, próbując sięgnąć zmysłami i poczuł słabe oznaki ciekawości, niecierpliwości i irytacji. Powoli zaczęła wkradać się w nie złość i frustracja. Ktokolwiek przyjdzie, z pewnością nie będzie on w dobrym nastroju.

Kroki zwolniły, gdy osoba dotarła do pokoju i weszła do środka. Harry zmusił się, by na razie nie otwierać oczu. Uznał, że w tym momencie jest to najbezpieczniejsza opcja.

- Mistrz domaga się najnowszych informacji – powiedział głęboki głos. – Chce ruszyć ze swoimi planami.

- Możesz poinformować Czarnego Pana, że wciąż przeprowadzam testy – odparła kobieta. – Powiedziałam mu, że zajmie to co najmniej dwie godziny. Jeśli chce wiedzieć, co jest specjalnego w tym bachorze to musi być cierpliwy. Znalazłam coś dziwnego i obiecuję, że się temu przyjrzę. Możesz mu to powiedzieć.

- To twój pogrzeb, McDaniels – prychnął mężczyzna, po czym wyszedł, a jego kroki znów odbijały się głośnym echem.

Dźwięk czegoś uderzającego o stolik zaskoczył Harry’ego, sprawiając, że szybko otworzył oczy.

- Niech to diabli! – krzyknęła McDaniels z frustracją. – Jak mam pracować, jeśli nie daje mi czasu na przeprowadzenie testów? – Odwróciła się i wskazała różdżką w Harry’ego. – Finite Incantatem. – Harry poczuł, że jego ciało się rozluźnia i odwrócił głowę, by spojrzeć na nieco rozmytą śmierciożerczynię. – Lepiej – powiedziała, kiwając głową. – Skoro nie jesteś już w środku ataku paniki, może odpowiesz na kilka pytań.

Tak, jasne. Dyskusja o przyczynach swoich magicznych anomalii ze śmierciożerczynią z pewnością nie była na liście jego rzeczy do zrobienia. Były chwile, gdy Harry musiał się zastanowić, czy którykolwiek z tych ludzi miał w ogóle mózg. Ci ludzie trzymali go jako więźnia osoby, która stała za większością trudności, z którymi Harry musiał się zmagać w życiu. Jak mogli myśleć, że chętnie im cokolwiek powie?

McDonalds podeszła do Harry’ego, celując różdżką stanowczo w jego głowę.

- Są sposoby, żebyś się poddał, Potter – powiedziała swobodnie. – Czarny Pan nie chce, żeby ktoś cię choćby dotykał, żeby utrzymać twój stan umysłu w nienaruszonym stanie, ale istnieją metody, które mogą spowodować silny ból bez popychania człowieka do szaleństwa. Zapewniam cię, że to niezwykle bolesne. – Na jej twarzy pojawił się okrutny uśmiech, przesuwając różdżkę w dół jego piersi. – Powiedz mi, Potter, jak byłeś w stanie tak dobrze kontrolować swoją magię?

Harry popatrzył na kobietę przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił głowę i poparzył w niewyraźne kraty celi. Nie było mowy, żeby cokolwiek powiedział. Prawdę mówiąc naprawdę nie wierzył, że w ogóle mógł kontrolować swoją magię, jeśli jego wybuchy były jakąś wskazówką. To jego magia go kontrolowała, nie odwrotnie. Nawet teraz Harry wciąż nie miał żadnej rzeczywistej kontroli nad tym, kiedy jego zdolność uzdrawiania zdecydowała się zadziałać. Przez ostatnie kilka lat niekontrolowana magia była dla niego normą.

Intensywny ból nagle ogarnął jego ciało, sprawiając, że zadrżał pomimo ograniczeń, które trzymały go w miejscu. Harry był zbyt zszokowany, żeby krzyknąć, czy zrobić cokolwiek poza ulegnięciem bólowi. Wydawało się, jakby całe jego ciało zostało całkowicie rozerwane. Ból był tak intensywny, że Harry nawet nie zdawał sobie sprawy, że wisior, który nosił na piersi, zrobił się niezwykle ciepły. To, co wydawało się być wiecznością, tak naprawdę trwało tylko kilka minut, po czym intensywny ból nagle zniknął, pozostawiając nastolatka wyczerpanego i ciężko oddychającego. Całe jego ciało bolało zbyt mocno, żeby choćby rozważyć możliwość poruszenia się.

McDaniels schowała różdżkę do kieszeni.

- Pomyśl o tym, Potter – powiedziała chłodno. – Szczerze bym nie chciała, żeby twój tutejszy pobyt był bardziej nieprzyjemny, niż miał być. – Nie mówiąc nic więcej, odwróciła się i wróciła do stolika, gdzie kontynuowała przeprowadzanie testów na krwi Harry’ego.

Zamykając oczy, Harry mógł tylko słuchać brzęczących dźwięków dochodzących z celi. To była ostatnia rzecz, jaką wiedział, nim pochłonęła go ciemność.

^^^

Silny ból blizny szybko wyrwał Harry’ego z bezsennego snu. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że wciąż jest przywiązany do pryczy w celi w kryjówce Voldemorta. Całe jego ciało bolało, a umysł był wyjątkowo ospały. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że szybkie łomotanie było w rzeczywistości zbliżającymi się krokami dwóch osób. Przez narastający ból blizny, Harry mógł tylko przypuszczać, kim była jedna z osób.

Zamykając oczy, Harry próbował myśleć o czymś innym niż ból. Próbował oczyścić umysł i skoncentrować się na lekcjach oklumencji, ale nawet to nie działało. Intensywna złość i niecierpliwość napłynęły tak szybko, że Harry poczuł, jakby się dusił. Nie czuł czegoś takiego od Voldemorta odkąd zaczął oklumencję. Dlaczego teraz się to działo? Jak to możliwe? Nie panikuj! Skup się na oddychaniu i tylko na oddychaniu.

Mimo że było to trudne, Harry zmusił się do skoncentrowania się tylko na oddychaniu, ale ciągle odbijające się echem kroki i narastający ból sprawiły, że było to niemożliwe. Musiał być mentalnie gdzieś indziej. To była jedyna opcja. Przypomniał sobie czasu w Kwaterach Huncwotów, gdzie spędzał czas z Syriuszem i Remusem tylko wpatrując się w ogień w kominku. Czuł się tam całkowicie bezpieczny, wiedząc, że obok niego siedzą Syriusz i Remus. Właśnie tam Harry pragnął być.

Odległy piskliwy i zirytowany głos odciągnął Harry’ego od płomieni.

- Dałem ci wystarczająco czasu, Audrey. Powiedz mi, co odkryłaś.

Przerażony kobiecy  głos odpowiedział tak spokojnie, jak to tylko możliwe.

- Mój panie, przepraszam za opóźnienie, ale jest to konieczne. Natknęłam się na pewne nieprawidłowości, które chciałam ponownie zbadać. Większości z tego nadal nie rozumiem. Ufam, że jesteś świadom magicznych rezerw, które są obecne w każdej magicznej istocie – człowieku i nie tylko?

Wysoki głos był teraz jeszcze bardziej zirytowany.

- Po prostu kontynuuj!

Nastąpiła chwila ciszy, nim kobiecy głos przemówił ponownie.

- Mój panie, spróbuję wyjaśnić. Na pozór Potter jest całkowicie normalny. Dopiero gdy wykonałam bardziej dogłębnego skanu jego magii, znalazłam coś dziwnego. Wygląda na to, że Potter jest w stanie podłączyć się do swoich rezerw wedle swojej woli, aby wzmocnić swoje zaklęcia. To by wyjaśniało, dlaczego tak często cierpi na magiczne wyczerpanie, jeśli to, co powiedział ci Snape to prawda. Ponadto kilka skanów ujawniło, że Potter wydaje się mieć więcej „aktywnej magii”, niż normalny czarodziej lub czarownica. Nie potrafię tego wyjaśnić. Jego „aktywna magia” jest stale do czegoś wykorzystywana, ale nie mogę określić, do czego. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego.

Harry nie wiedział, czy ma być zdenerwowany tą wiadomością, czy czuć ulgę. Odkryli, że jest w nim coś nienormalnego, ale nie wiedzieli dokładnie, co. To, że jeszcze tego nie rozgryźli nie oznacza, że nigdy im się nie uda. Napłynął do niego strach i zanim Harry się zorientował, Kwatery Huncwotów rozpłynęły się w nicość. Powrócił ból blizny, ale nie był tak intensywny jak chwilę temu.

Głosy stały się teraz wyraźniejsze.

- Rozumiem – powiedział z namysłem Voldemort. – I to usprawiedliwia nieposłuszeństwo moim rozkazom?

- Panie…

- CISZA! – ryknął Voldemort. Ciało Harry’ego natychmiast napięło się, choć ten ruch pozostał niezauważony. – Z powodu swojej niecierpliwości możesz zagrozić moim wszystkim planom! Nie kręcą się one wokół twoich odkryć! – Voldemort zniżył ton do lodowatego szeptu. – Przeceniłaś swoje znaczenie w tym wszystkim. Zostaniesz ukarana za swoją bezczelność. Zostaw nas. Wkrótce się tobą zajmę.

Harry otworzył lekko oczy, gdy drzwi celi otworzyły się ze skrzypnięciem i McDaniels wyszła szybko z pomieszczenia. Widział, że wchodzą do niej dwie nieco zamazane postacie i wiedział, że było źle… bardzo źle. Zamykając ponownie oczy, Harry skoncentrował się całkowicie na więzach. Nie pozwoli im nic zrobić bez walki. Nie zamierzał pozwolić Voldemortowi odnieść sukcesu, bez względu na to, ile go to będzie kosztowało. Alohomora, Alohomora, ALOHOMORA!

Otarło się o niego ciepło i Harry poczuł, że nacisk na jego kostkach i nadgarstkach znika. Bez okularów wiedział, że będzie musiał polegać na swoich innych zmysłach. Szybko wparł z umysłu wszystkie myśli, po prostu działając. Usłyszał, że ktoś się zbliża i gdy byli wystarczająco blisko, Harry uderzył śmierciożercę w twarz z taką siłą, na jaką było stać jego prawą rękę, podczas gdy lewą natychmiast sięgnął do prawej dłoni mężczyzny i wyciągnął z niej jego różdżkę. Śmierciożerca cofnął się o kilka kroków, co dało Harry’emu doskonałą okazję do ogłuszenia go.

Śmierciożerca upadł na ziemię z hukiem, podczas gdy Harry wycelował różdżką w plamą, którą był Voldemort. Harry powoli zsunął się z pryczy i wstał, jego bose stopy zetknęły się z zimną podłogą. Całe jego ciało było w pogotowiu, gotowe uderzyć w każdej chwili. Zapał i oczekiwanie wypełniło powietrze. Z pewnością nie tego Harry się spodziewał. Wyglądało to tak, jakby Voldemort tylko czekał, aż to się wydarzy.

- Wygląda na to, że mam sporą przewagę, Harry – powiedział swobodnie Voldemort. – Nawet mnie nie widzisz. Jak zamierzasz ze mną walczyć?

- Poradzę sobie – powiedział Harry, robiąc mały krok w stronę drzwi celi.

- Ach tak? – zapytał tylko Voldemort, wyciągając własną różdżkę, ale nie wycelował jej w Harry’ego. – To właśnie mówi ci teraz twój ojciec? Wydajesz się być skłonny zrobić dla niego wszystko… nawet porzucić swoją obecną rodzinę, oczywiście dla ich ochrony, ale wciąż ich porzucić. Gdyby ci kazał do mnie dołączyć, posłuchałbyś?

Harry popatrzył na Voldemorta z przerażeniem. Jest jedyny sposób, by Voldemort o tym wiedział.

- To byłeś ty? – zapytał cicho. Harry nie mógł w to uwierzyć. Oklumencja mimo wszystko nie zadziałała. Voldemort nigdy nie został zablokowany z dala od jego umysłu. Całe to wsparcie było częścią spisku mającego zdobyć zaufanie zestresowanego nastolatka, aby odsunąć go od jakiejkolwiek ochrony. A ja ślepo to zaakceptowałem. Muszę być najgłupszą osobą pod słońcem.

Voldemort powoli obrócił różdżkę między palcami.

- Glizdogon był niezwykle pomocy, jeśli chodzi o dostarczenie mi informacji o twoim zmarłym ojcu i drogich opiekunach – powiedział; duma sączyła się z jego głosu. – Muszę powiedzieć, że prawdopodobnie znam ich lepiej niż ty, zwłaszcza twojego ojca.

Harry zacisnął dłoń na różdżce, walcząc o kontrolę swoich emocji. Nie mógł w tym momencie pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.

- Szczerze w to wątpię – powiedział przez zaciśnięte zęby. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję o swoim ojcu z Voldemortem. Myślenie o możliwej ucieczce było wyższym priorytetem, jak również wymyślenie sposobu, jak skonfrontować Syriusza z tym wszystkim, co się wydarzyło.

Bez żadnego ostrzeżenia, Harry uniósł się z ziemi i został uderzony o kraty po jego lewej stronie, a jego ramię przyjęło pierwszy kontakt. Ból przeszył jego ramię i plecy, oszałamiając go, gdy poleciał w tył na kraty, a większość ciosu przyjęła jego głowa i plecy. Jego umysł był zamglony, gdy upadł na pryczę, odbił się lekko i przetoczył na podłogę, przy okazji upuszczając różdżkę. Wisiorki na jego piersi lekko się rozgrzały. Harry poczuł spływającą po jego policzku łzę. Syriusz będzie wiedział, że coś się stało i będzie całkowicie bezsilny.

Voldemort machnął różdżką w stronę śmierciożercy, który zaczął się poruszać.

- Naprawdę sądziłeś, że masz przeciwko mnie szanse, Harry? – zapytał od niechcenia. – Nie doceniałem cię w przeszłości, ale już z tym koniec. – Śmierciożerca rozejrzał się zdezorientowany, po czym szybko wstał. – Twoje nieposłuszeństwo jest godne podziwu. Zastanawiam się, czym ten kochający mugoli głupie zasłużył sobie na taką lojalność. – Voldemort spojrzał bezpośrednio na śmierciożercę. – Podaj mu eliksir.

Śmierciożerca sięgnął do swoich szat i wyciągnął mały przedmiot, po czym ukląkł przed Harrym, który wciąż był zbyt oszołomiony, żeby zrobić coś poza obserwowaniem. Ręka gwałtownie odwróciła twarz Harry’ego, a sekundę później Harry poczuł ukłucie w szyję. Próbował walczyć, ale szybko został przytłoczony nudnościami i zawrotami głowy. Jego ciało zaczęło się trząść, gdy walczył o oddech. Czuł, jakby się dusił. Czuł się tak, jakby coś, na czym polegał w samej kwestii przetrwania zostało od niego brutalnie wyrwane.

Ból zalał jego ciało, gdy drgawki ustąpiły. Wyczerpanie szybko sprawiło, że Harry’emu niezwykle trudno było zachować przytomność. W miejscu, gdzie powinny znajdować się lekkie fale emocji, widniała pustka. Pierwszy raz od miesiąca nie czuł absolutnie nic. Harry złapał oddech, zdając sobie sprawę, że jego empatia i najprawdopodobniej magia zniknęły. Był teraz całkowicie bezbronny.

- No i ? – zapytał niecierpliwie Voldemort.

- Magia Pottera jest stłumiona, panie – odpowiedział cichy głos profesora Snape’a. – Będzie trzeba go obserwować przez następne czterdzieści osiem godzin pod kątem reakcji alergicznej. Jego początkowa reakcja była poważniejsza, niż się spodziewałem… chyba że chcesz, panie, żeby umarł z powodu uduszenia.

Harry czuł, że unosi się z podłogi i lewituje do tylnej ściany. Łańcuchy pojawiły się znikąd, przyczepiły się do ściany i do nadgarstków Harry’ego. Wszystko inne zostało usunięte z celi, podczas gdy Harry upadł na podłogę z hukiem. Jęknął boleśnie, gdy ból przeszył całe jego ciało. Z ogromnym wysiłkiem zdołał wyrównać oddech, ale ta prosta czynność popchnęła go do krawędzi. Głosy stały się zbyt odległe, by mógł je zrozumieć.

Zemdlał.

^^^

Stał przed nim niewielki tłum postaci w płaszczach, a z każdego z nich promieniował strach. Szkoda, że to wszystko, co zostało z jego elity. To właśnie im był zmuszony powierzyć swoje najważniejsze plany, ponieważ pewien nastolatek ciągle był solą w jego oku. Już nie, przypomniał sobie. Ten kawałeczek soli był teraz zamknięty i unieszkodliwiony; czego wkrótce doświadczy cały czarodziejski świat.

Pomieszczenie było ledwo oświetlone, jak reszta opuszczonego dworu. Niezależnie od podjętych środków ostrożności, nie ryzykowałby zrujnowania swoich planów tylko dlatego, że ktoś dostrzegł zapalone światło. Zakon starego głupca i Ministerstwo musieli szukać swojego zbawcy we wszystkich możliwych miejscach. Porwanie Harry’ego Pottera wywołało histerię w całym czarodziejskim świecie. Wielu już uznało go za martwego, ponieważ wielu świadków przekazało informacje o stanie, w jakim był Potter przed zniknięciem.

- Naszedł czas, żebyście wszyscy udowodnili, że jesteście członkami Wewnętrznego Kręgu – powiedział chłodno. – Harry Potter nie jest już zagrożeniem. Pozostało tylko zniszczyć jego połączenie z uwielbiającym mugoli głupcem i jego samo zdrowie psychiczne. Moi szpiedzy mówią mi, że zdrajca krwi – Syriusz Black – prowadzi poszukiwania swojego ukochanego chrześniaka. Opuścił ochronę swojego domu. Chcę, żebyście przyprowadzili mi żywego i komunikatywnego Blacka. Chcę, żeby Potter patrzył, jak umiera jego kochany ojciec chrzestny.

Tłum śmierciożerców stał teraz dumnie, chętny do wypełnienia swojego zadania. Syriusz Black był wrogiem wielu z nich, zwłaszcza Bellatrix Lestrange, ponieważ Syriusz w rzeczywistości był jej kuzynem. Jednak nikt nie powiedział ani słowa. Od nieposłuszeństwa Audrey McDaniels, wszyscy stąpali ostrożnie po wejściu do dworu. Przyjmowano jedynie całkowite posłuszeństwo, co oznaczało, że wstęp do Harry’ego Pottera był całkowicie zakazany.

Postać przed nimi wyciągnęła różdżkę i wszyscy skupili się na niej.

- Chcę mieć tutaj zdrajcę krwi przed jutrzejszym wieczorem – kontynuował. – Nie zawiedźcie mnie. Ostatnio mieliście zbyt wiele niepowodzeń. Harry’ego Pottera sprowadziliście tu tylko dzięki waszemu szczęściu i głupocie z jego strony. Z Blackiem nie pójdzie tak łatwo. Idźcie.

Śmierciożercy wybiegli z pomieszczenia jak przestraszone zwierzęta, którymi byli. Został teraz sam w dużym pokoju, podszedł do kominka i usiadł na najbliższym krześle. Przez chwilę wpatrywał się w dogasający ogień, po czym na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.

- Witaj, Harry – powiedział cicho. – Wiem, że wszystko widziałeś. Nie martw się. Wkrótce dołączy do nas twój chrzestny. Jestem pewny, że umiera, by cię zobaczyć.

Harry obudził się z sapnięciem, po czym skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że jego blizna płonie z bólu. Zamykając mocno oczy, próbował skupić się na czymkolwiek poza bólem, póki nie zmniejszył się on bardziej do irytacji niż bólu. To wtedy Harry zorientował się, że jego plecy okropnie bolą, a jego lewe ramię pulsuje. Siedzenie i opieranie się o ścianę było wyzwaniem. Każdy ruch tylko zwiększał jego ból.

Pasy przymocowane do jego nadgarstków dawały wystarczającą swobodę, żeby mógł usiąść albo się położyć, ale nic poza tym. Odchylając głowę do tyłu o ścianę, Harry nie mógł uwierzyć, jak pusty i samotny się teraz czuł. Delikatne i uspokajające fale emocji, od których stał się tak bardzo zależny, które od miesiąca dawały mu otuchę. Nagle wszystko stało się o wiele bardziej przerażające. Nie będzie już wiedział, czy osoba wchodząca do środka jest z nim szczera, czy nie. Nie mógł już niczemu ufać poza własnym instynktom, co nie było do końca pocieszające. Jego instynkty doprowadziły go do tego bałaganu.

Harry powoli otworzył oczy, ale nie mógł dostrzec nic poza ciemnością. Nie mógł odepchnąć przytłaczającego strachu na myśl, że Syriusz jest w niebezpieczeństwie. Zamykając ponownie oczy, Harry nie zawracał sobie głowy kłuciem, które zawsze poprzedzało łzy. Nie powstrzymywał się, gdy łzy zaczęły spływać. To była jego wina. Nie mógł obwinić nikogo, poza sobą. Gdyby tylko porozmawiał z kimś o tym głosie przed ucieczką… gdyby tylko wszystko przemyślał… gdyby tylko nie uciekł… gdyby… gdyby…

Voldemort miał rację. Syriusz będzie mocno zaangażowany w poszukiwania, ponieważ Harry zrobiłby to samo, gdyby Syriusz został schwytany. Jeśli to będzie konieczne, Syriusz narazi się na niebezpieczeństwo i poświęci własne życie. Bez Remusa, Syriusz na pewno zrobi coś pochopnego. Dokładnie jak ja. Tak jak ja zawsze robię. Harry pochylił głowę, podczas gdy łzy płynęły swobodnie, nie dbając o to, że ktoś może być w pobliżu i może to zobaczyć. Myśl o tym, że Syriusz mógłby podzielić los Remusa była zbyt trudna do zniesienia. Tato, mamo, Remusie… proszę, chrońcie Midnighta. Nie mogę stracić również jego. Tylko on mi pozostał.

Nagle uderzyła w niego myśl. Może to była sztuczka? To było coś, co mógłby zrobić Voldemort. Na własnej skórze nauczył się, żeby nigdy nie wierzyć temu, co pokazywał mu Voldemort. To było coś, co mógłby zrobić Voldemort. Zostawiłby Harry’ego w niepewności, póki nie będzie zbyt późno, żeby coś z tym zrobić. Chyba że spróbuję znaleźć jakiś sposób, żeby ostrzec Zakon. Harry chciałby tylko wiedzieć, jak. Koncentrując się, próbował wezwać Fawkesa, ale feniks nie przybył. Harry doszedł do wniosku, że ma to związek z jego stłumioną magią i spróbował skupić się na innych sposobach ucieczki. Chociaż bardzo chciał rozmyślać nad obecną sytuacją, wiedział, ze to niczego nie rozwiąże. Remus i Syriusz zawsze mu mówili, że ważne jest, by zachować zdrowy rozsądek podczas kryzysu. Wcześniej czy później ktoś popełni błąd.

Osobiście Harry miał nadzieję, że będzie to raczej prędzej niż później, ale nie mógł po prostu czekać, aż nadarzy się okazja. Voldemort z pewnością by nie czekał. Cierpliwość nie była dokładnie cechą Czarnego Pana. Niezależnie od tego, co się działo, Voldemort chciał, żeby Harry był martwy. Złamanie go było tylko korzyścią, czymś, czym mógłby pochwalić się światu, który pokłada wiarę w przetrwanie nastolatka. Oczywiście nikt nie powiedział, że w czarodziejskim świecie są osoby obdarzone logicznym rozsądkiem.

Wypuszczając drżący oddech, Harry próbował odzyskać skupienie. Był obecnie przykuty łańcuchem do celi, nie mając dostępu do swojej magii. To oznaczało dwie rzeczy. Po pierwsze: uwolnienie się będzie o wiele trudniejsze. Po drugie: były szanse, że zwolennicy Voldemorta nie będą uważali go już za zagrożenie. Będzie bagatelizowany. Musi tak być, jeśli ma mieć jakąś szansę ze śmierciożercami.

„Skup się na tym, co możesz kontrolować”. Syriusz i Remus tak ciężko pracowali, żeby Harry skoncentrował się na bieżącym problemie i mógł jasno myśleć. Mimo że Harry tego nienawidził, nie mógł zrobić nic z obecnymi planami Voldemorta na schwytanie Syriusza, póki nie znajdzie sposobu na ucieczkę. Nie mógł zaryzykować przekazania ostrzeżenia profesorowi Snape’owi, ponieważ nie miał pojęcia, czy ktoś nie podsłuchuje. Nie. Nie mógł w taki sposób ryzykować pozycji Snape’a. Chyba że udam, że jestem kimś kompletnie szalonym i w taki sposób przekażę wiadomość.

Dźwięk odbijających się echem kroków szybko wyrwał Harry’ego z myśli. Natychmiast zaczął uspokajać oddech i odprężył ciało, jakby spał. Kroki stały się głośniejsze, a ich echo słabło. Nadchodziła tylko jedna osoba, co oznaczało, że pewnie była to kontrola, by się upewnić, że ich więzień jeszcze nie umarł. Najprawdopodobniej nie chcą przegapić szansy „pomszczenia swojego mistrza” i co ważniejsze, samych siebie.

Kroki nagle ucichły tuż przed wejściem osoby do pomieszczenia, w którym był Harry. Przez ułamek sekundy słychać było przytłumione głosy, po czym drzwi się otworzyły. Harry pozostał nieruchomy, nasłuchując, jak śmierciożerca otwiera drzwi, wchodzi do pomieszczenia, otwiera kluczem drzwi celi i wchodzi do środka. Utrzymanie równego oddechu było dla Harry’ego walką. Naprawdę nienawidził nie wiedzieć, co się dzieje. Nienawidził tego, że jego zdolności zostały mu odebrane, gdy najbardziej ich potrzebował.

- Wciąż nieprzytomny – mruknął śmierciożerca o głębokim głosie, gdy się zbliżył. – Tak łatwo byłoby cię teraz zabić, Potter, ale Czarny Pan żąda, żebyś pozostał przy życiu. – Śmierciożerca przykucnął przed Harrym, chwycił go za brodę i uniósł ją, by zobaczyć twarz chłopaka. – To absolutnie zdumiewające, jak wielu może bać się tak młodego człowieka, nawet jeśli jest on całkowicie bezbronny. – Śmierciożerca puścił podbródek Harry’ego i patrzył, jak głowa chłopca opada, po czym wstał. – Nie martw się, Potter. Dzisiejszego wieczoru powinieneś już mieć towarzystwo. Wtedy zacznie się prawdziwa zabawa. – Harry poczuł, jak coś, co dziwnie przypomina okulary, zostanie wsunięte na jego nos. – Czarny Pan chce, żebyś widział śmierć zdrajcy krwi własnymi oczami. Z tego, co słyszałem, powinno to być niezłe przedstawienie.

Harry potrzebował każdej odrobiny samokontroli, by powstrzymać się przed zareagowaniem na tą wiadomość. Spodziewali się mieć Syriusza dziś wieczorem? To oznaczało kilka rzeczy. Po pierwsze, nie było jeszcze nocy, co dawało mu przynajmniej jakąś ramę czasową. Po drugie, musi znaleźć jak najszybciej sposób ucieczki. Czas już nie był po jego stronie. W rzeczywistości czas był jego wrogiem. Im dłużej to trwało, tym bardziej Syriusz zaryzykuje. Chyba że to kolejna sztuczka, żebym zrobił coś niesamowicie głupiego.

Niestety Harry nie mógł sobie pozwolić na podjęcie ryzyka. Chociaż bardzo chciał, aby jego opiekunowie byli dumni, Harry wiedział, że najpierw będzie musiał najpierw działać, a potem myśleć. Nie chodziło już o to, jak uciec, żeby nikt nie zauważył. Pytanie było, co jest w stanie zrobić, żeby uratować kogoś, kogo kocha? Jak daleko mógłby się posunąć? Harry już znał odpowiedź. Zrobiłby wszystko, co może, żeby chronić Syriusza. Nie mógłby znaleźć utraty kolejnego opiekuna.

Harry westchnął, upadając na podłogę i zaczynając drgać. Za każdym razem, gdy poruszał nadgarstkami, piorunował z nich ból. Dźwięk poruszających się kajdan był jedynym odgłosem przez czas, który wydawał się wiecznością, nim Harry poczuł, że nagle został całkowicie związany, na co w ogóle nie był przygotowany. Harry potrzebował całej samokontroli, żeby utrzymać zamknięte oczy i słuchać. Śmierciożerca ponownie przyklęknął i położył dłoń na piersi Harry’ego. Chwilę później Harry poczuł, że więzy zdjęto z jego nadgarstków i usłyszał, jak upadają na podłogę z brzdękiem. Zaklęcie wiążące ciało zostało zdjęte, pozwalając śmierciożercom przyjrzeć się bliżej nadgarstkom Harry’ego.

Nie będzie miał kolejnej szansy.

Tak szybko, jak to możliwe, Harry kopnął śmierciożercę w głowę, jednocześnie ręką go rozbrajając. Okulary, które miał na sobie, szybko dostosowały się do jego wady, dzięki czemu Harry rzeczywiście widział cel. Adrenalina płynęła przez jego żyły, gdy uwolnił ręce, uderzył śmierciożercę w splot słoneczny i ponownie kopnął go w głowę tak mocno, jak potrafił. Śmierciożerca upadł na ziemię oszołomiony, starając się złapać oddech. Harry cicho podziękował Syriuszowi i Remusowi za nauczenie go punktów uciskowych w ludzkim ciele. To z pewnością wiele ułatwiło.

Po kilku dobrze wymierzonych ciosach, śmierciożerca padł nieprzytomny, a Harry poruszał się tak szybko, jak mógł. Zamienił się ciuchami z mężczyzną, schował różdżkę i nałożył płaszcz śmierciożercy. Mężczyzna był nieco wyższy od niego i miał brązowe włosy zamiast czarnych, ale śmierciożerca mógł dać mu szansę na ucieczkę. Harry szybko ułożył swojego porywacza tak, żeby cechy tego, co zrobił, zostały ukryte. Oderwał kawałek koszuli śmierciożercy, zakneblował mężczyznę, a następnie przymocował pasy do bezwładnych nadgarstków. Musiał działać szybko, ale dyskretnie. Będę musiał też znaleźć wyjście i jednocześnie wyglądać, jakbym nie próbował wyjść.

Wstając, Harry naciągnął mocniej kaptur peleryny, by ukryć twarz w ciemności. Odetchnął głęboko, zbierając swoją odwagę i wyszedł z celi. Adrenalina wciąż krążyła po jego ciele, uciszając ślady bólu. W tym momencie była to prawdopodobnie jedyna rzecz, która pozwalała mu na ruch. Jak tylko to się skończy, będę mógł się martwić o moje rany.

Wychodząc z pokoju, Harry zauważył strażującego śmierciożercę, który czytał „Proroka Codziennego”, najwyraźniej wszystkim znudzony.

- Nie zrobiłeś nic zauważalnego, prawda? – zapytał strażnik, chociaż brzmiał, jakby go to w najmniejszym stopniu nie obchodziło.

- Bachor zaczął panikować jak przerażone zwierzę – warknął Harry, starając się, aby jego głos brzmiał, jak jego porywacza. – Nie martw się. Jest tylko oszołomiony.

Strażnik skinął głową i wrócił do czytania.

Harry powstrzymał westchnienie ulgi, odwracając się w lewo i ruszył korytarzem swobodnym, ale szybkim tempem. Całe jego ciało było w pogotowiu, gotowe do ataku w każdej chwili. Jego głowa pozostała nieruchoma, ale oczy nieustannie poruszały się, aby zlokalizować jakiekolwiek wyjście. Zobaczył kolejny korytarz po lewej stronie i natychmiast skręcił, by zniknąć z pola widzenia śmierciożercy. Harry odetchnął cicho z ulgą i zaczął sprawdzać każde drzwi, jednak znalazł tylko małe, puste pokoje.

Harry już miał się odwrócić, kiedy otworzył ostatnie drzwi po prawej, ale zatrzymał się na widok czegoś, co mógłby jedynie nazwać szafą na broń. Wchodząc do środka, Harry nie wahał się złapać tego, co tylko mógł. Szybko zdjął płaszcz i na wszelki wypadek przypiął pasek, który mógł utrzymać miecz i uprząż na klatkę piersiową, która mogła pomieścić kilka noży. Kiedy ułożył już wszystkie bronie na swoim miejscu, Harry szybko założył czarny płaszcz i wyszedł szybko, by znaleźć wyjście.

Korytarz skręcał w prawo. Harry ledwie mógł powstrzymać podekscytowanie, kiedy zobaczył okno na końcu korytarza. Nie było to najbardziej preferowane wyjście, ale nadal było wyjściem. Miał tylko nadzieję, że nie był w budynku o wielu piętrach. Naprawdę nie miał ochoty wyskakiwać przez okno, tylko po to, żeby złamać nogę. To z pewnością szybko zatrzymałoby jego ucieczkę i każdą nadzieję na ostrzeżenie Syriusza lub Zakonu.

Harry kontynuował sprawdzanie drzwi, ale znalazł tylko puste pokoje. Był już niemal w połowie drogi do okna, kiedy odgłos kroków sprawił, że zatrzymał się. Jak najszybciej i najciszej, Harry ukrył się w najbliższym pokoju i pozostał całkowicie nieruchomy. Zamknął oczy i zakrył usta, gdy kroki stały się głośniejsze, konkurując z głośnym biciem serca w jego uszach. Uspokój się! Panika niczego nie rozwiąże! Odetchnąwszy głęboko, Harry próbował się uspokoić, słuchając kroków przechodzących obok jego kryjówki. Czuł, jak jego ręki się trzęsą, czekając, aż kroki zniknął. Teraz albo nigdy.

Jak najciszej, Harry otworzył drzwi i zerknął na korytarz, jednak nie zobaczył nikogo. Nie mógł już ryzykować ostrożności, więc pobiegł do okna. Musiał uciec teraz albo nigdy mu się nie uda. Po chwili poszukiwań, Harry znalazł zatrzask, otworzył go i uchylił okno, dostrzegając, że jest na drugim piętrze. Z pewnością nie było tak źle, jak być mogło. Ostrożnie wczołgał się na parapet, ignorując iskry bólu z nadgarstków. Robiąc ostatni oddech, Harry zeskoczył z okna i wylądował na ziemi w skulonej pozycji. Jego kostki zapulsowały od uderzenia, sprawiając, że Harry się skrzywił. Wypuścił drżący oddech, po czym wstał i pobiegł tak szybko, jak mógł. Sięgając w swoje szaty, Harry wyciągnął skradzioną różdżkę i wyrzucił ją w pobliski żywopłot. Nie miał z niej pożytku, a nie mógł zaryzykować, że ktoś ją wyśledzi. Nie wiedział, gdzie idzie, ale w tym momencie, każde inne miejsce było lepsze niż to, gdzie chwilę temu był.

 

2 komentarze:

  1. Uff,udało się chyba. Jestem ciekawa,czy zdąży przed porwaniem Syriusza. To wszystko wina Dumbledora!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, tak jak myślałam, że to Voldemort się podszywa pod ojca Harrego, uciekł i dobrze, ale nie potrzebnie się ujawniał, wpadł przez własną glupote... to był Severus, ale wlaśnie czy naprawdę podał eliksir tłumiacy magię czy coś co stłumi, ale na zasadzie że nadal jest... oby udało się uciec...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń