Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 6 września 2020

PDJ - Rozdział 4 – Burzowa pogoda

- Czy naprawdę musisz łazić w kółko jak cholerna pantera zamknięta w klatce? – zapytał z irytacją Severus, gdy Harry przeszedł obok biurka na strychu po raz pięćdziesiąty tego ranka, a jego kroki ponownie zakłóciły koncentrację Mistrza Eliksirów.

- Nic na to nie poradzę, Sev – jęknął Harry. – Nudzę się, nie ma tu dla mnie nic do roboty.

- Och, naprawdę? – wycedził profesor.

Harry miał ochotę się kopnąć. O cholera! Dlaczego to powiedziałem?

- Chciałby pan, żebym przydzielił panu jakąś pracę, panie Potter? Na przykład napisanie trzystu linijek „Nie będę przeszkadzał mojemu opiekunowi, gdy próbuje rozszyfrować starożytny kod runiczny, który może doprowadzić do zniszczenia zakazanych obiektów”?

- To nie linijka tylko cholerny akapit!

- Chcesz go pisać? – zapytał Snape, a jego cierpliwość szybko się wyczerpała.

- Nie, proszę pana. – Nigdy w życiu. To tortura. – Chciałbym tylko, żeby przestało padać. Nie podoba mi się bycie tu zamkniętym. – Wbił buta w podłogę, nienawidząc tego, w jaki sposób narzekał, bo prawdopodobnie brzmiał na zepsuty bachor pokroju Malfoya. Ale szczerze, był zanudzony na śmierć!

Deszcz padał od zeszłej nocy, niebo otworzyło się i zalało deszczem cały obszar, wiatr wył, a sporadyczne błyskawice oświetlały niebo. Harry nienawidził przebywania w małej przestrzeni, a dom Gauntów był wielkości pudełka po butach i nie miał w sobie nic interesującego, chyba że fascynowały cię drobinki kurzu i mysie odchody. Książki w regale na strychu były starymi podręcznikami z pierwszego i drugiego roku, a Harry znał już ich zawartość na pamięć.

- Muszę polatać, Sev.

Severus odłożył pióro, którego używał do zapisania możliwych wzorów kodu na pergaminie, który znalazł wewnątrz biurka i posłał swojemu uczniowi spojrzenie, które powinno rozpalić jego tyłek.

- Panie Potter – syknął, wymawiając wyraźnie każdą sylabę nazwiska Harry’ego, co było jasnym znakiem, że za chwilę się zdenerwuje. – Nie polecisz nigdzie w środku cholernej burzy, jak powiedziałem ci już z dziesięć razy! A teraz przestań marudzić, zachowywać się jak niecierpliwy trzylatek i znajdź coś do zabawy, bo w innym razie postawię cię do konta i będziesz liczyć ziarenka na ścianie oraz pisać esej o samokontroli, póki nie skończę tego rozszyfrowywać, czy to jasne?

- Jasne – wymamrotał, skarcony przez animaga. Westchnął ciężko. – Mógłbym ci może pomóc z tym kodem?

- Potrafisz czytać starożytne runy?

- Cóż, nie, ale…

- Więc jak mógłbyś mi pomóc? – zapytał ostro Snape. – Wiem, że nie jest dla ciebie zabawne bycie uwięzionym w tym domu, ale musisz nauczyć się to znosić. Medytuj albo śpij, Potter, ale na miłość Merlina, nie przerywaj mi ponownie! Te runy są wystarczająco trudne do przetłumaczenia bez ciągłych zakłóceń.

- W porządku. Przepraszam. Pozwól mi tylko walić głową o ścianę – burknął Harry.

Severus skrzywił się i rzucił wokół siebie zaklęcie wyciszające, mając nadzieję zminimalizować rozproszenie powodowane przez chodzenie, prychanie i wzdychanie Harry’ego. Nastolatki! W dzisiejszych czasach żaden nie miał cierpliwości, wszystko musiało być im oddane natychmiastowo. Jego podopieczny wydawał się ugryziony przez nerwowego robaka „Jestem Znudzony” w najmniej odpowiednim momencie.

Jak Severus powiedział Harry’emu zeszłej nocy, w byciu tajnym agentem nie było nic wspaniałego czy heroicznego. Praca była niebezpieczne, frustrująca, a korzyści były do niczego. Jednak Severus był czołowym szpiegiem przez lata, został wyszkolony w łamaniu szyfrów i kodów przez jednych z najlepszych w dziale aurorów. Wiedział, że kod w notesie może być złamany, nie był niemożliwy do rozszyfrowania, ale zajmowało to trochę czasu… godzin, ponieważ Severus musiał polegać na swojej fotograficznej pamięci zamiast tekstach starożytnych run. Teksty, których potrzebował były zamknięte w departamencie aurorów, chronione w skarbcu odpornym na zaklęcia przywołujące, a Severus wiedział, że nigdy by nie pozwolono mu zabrać ich z Ministerstwa.

Mimo to był przekonany, że uda mu się złamać kod, mając dużo czasu i ciszy oraz współpracę swojego niespokojnego, dorastającego podopiecznego. Uniósł wzrok, żeby zobaczyć, co robi chłopak i dostrzegł, że ten siedzi na swoim śpiworze, patrząc z niejakim zainteresowaniem na swoje dłonie, ale przynajmniej nie chodził w kółko i nie prychał. Była to ogromna poprawa w porównaniu do tego, co robił przez ostatnie dwie i pół godziny. Wrócił do tłumaczenia run, czując ulgę, że każda miała tylko jedno lub dwa znaczenia.

To sposób, w jaki je połączono tak go denerwował.

Harry siedział, wpatrując się w swoje dłonie i starając się zrobić to, co nakazał mu mentor i medytować, ale póki co spokój wymykał się jego wewnętrznej refleksji. Czuł się wypełniony niesamowitą ilością niespokojnej energii, która doprowadzała go do szaleństwa, żądając ujścia, ale odmówiono mu tego. Wstał, uważając, żeby nie zbliżyć się do Snape’a, który pochylał głowę nad notatnikiem, i zszedł na dół.

Przynajmniej główne pomieszczenie chaty było większe niż strych, więc Harry zmienił się we Freedoma, lecąc w krótkich seriach w tę i z powrotem po pokoju. Latał w spiralach i pętlach, unosił się i nurkował, próbując pozbyć się maniakalnej energii. Tego ranka był zmęczony, ale nieco po śniadaniu, jego magia odnowiła się i teraz marzył, żeby coś zrobić – walczyć z czarnoksiężnikiem, łamać klątwę, cokolwiek, byle nie patrzeć w ścianę przez trzy godziny.

Żałował, że nie odważył się zawołać Hedwigi z lasu, ale nie chciał jej zranić, zmuszając do lotu. Severus miał rację, burza była zbyt niebezpieczna, by jakikolwiek ptak mógł w niej latać. Harry wyjrzał przez pęknięte okno, obserwując deszcz spływający srebrnymi strugami, mocząc jeżyny i trawnik. W dachu pojawiło się kilka nieszczelności i przez chwilę Harry zajęty był zabezpieczaniem ich zaklęciem odpychającym wodę, którego nauczyli go bliźniacy.

A kiedy dach był już zabezpieczony, wytarł wodę starymi szmatami, które znalazł w małej szafce, ponownie nie miał nic do roboty.

Rozumiał irytację Severusa i nie zamierzał denerwować swojego opiekuna, zwłaszcza gdy ten próbował złamać ważny kod, ale szalał, a przygnębiająca atmosfera domu mu w tym nie pomagała. Wciąż przypominał sobie, jak Severus opowiadał mu o rodzinie Gauntów, którą usłyszał od Albusa przed ich odejściem z Hogwartu.

Marvolo Gaunt był bezpośrednim potomkiem Salazara Slytherina, ale coś poszło nie tak z naturą Gauntów, być może zbyt częste wychodzenie za siebie czystokrwistych kuzynów, ale czymkolwiek były te genetyczne wypadki, sprawiły one, że Gauntowie byli narażeni między innymi na ataki szaleństwa i megalomanii. Kiedyś byli szanowaną rodziną czystej krwi, ale nim Meropa była młodą dziewczyną, ich reputacja popadła w zapomnienie i ruinę. Marvolo desperacko chciał wydać swoje najmłodsze dziecko za czarodzieja czystej krwi z dobrej rodziny, a także z głębokimi kieszeniami, ponieważ skarbiec Gauntów był prawie pusty, gdyż Marvolo nie zamierzał poniżać się pracą.

Ale Meropa nie była ładnym dzieckiem i dorastając, stała się bardziej introwertyczna, a jej wygląd nie poprawiał się z czasem. Zawstydzona ich biedą i zastraszona ciągłą okrutną krytyką ojca, Meropa pewnego dnia przypadkiem zobaczyła przystojnego mugola, Toma Riddle’a, przejeżdżającego obok ich rudery i natychmiast została porażona. Widziała Toma i myślała, że jest to książę z bajki, gotów ją zdobyć, jak również był zakazanym owocem – mugolem. Zmęczona nieskończonymi żądaniami ojca, a jego brat, Morfin, nie był wiele lepszy, zawsze będąc pijany w tawernie, Meropa zbuntowała się i spróbowała przyciągnąć uwagę przystojnego syna gospodarza.

Tylko że Tom nigdy nie spojrzałby dwa razy na dziwną, nieatrakcyjną, młodą kobietę z jej połatanymi ciuchami, dziwnymi oczami i nieumytymi włosami. Meropa wielokrotnie próbowała sprawić, by ją zauważył, robiąc się coraz bardziej zdesperowana, aż w końcu uciekła się do użycia zakazanego eliksiru miłości, aby młody Thomas pożądał jej ponad wszystko.

Zdołała zmusić go do wypicia eliksiru, nie wiadomo, jak, a gdy tylko to zrobił, był jej. Riddle porwał ją i zabrał daleko, żeby mogła zamieszkać z nim w Londynie i przez pewien czas byli szczęśliwi, chociaż nie trwało to długo. Dumbledore nie był pewny, czy eliksir przestał działać, nim Meropa mogła zrobić więcej, czy może Meropa poczuła, że uczucia Riddle’a do jej osoby były fałszywe, tęskniła za czymś prawdziwym i uwolniła go od swojego zaklęcia, ale ostatecznie Riddle został wypuszczony i natychmiast porzucił swoją ciężarną żonę i wrócił do domu. Meropa zmarła niedługo po urodzeniu syna, pozostawiając młodego Toma na wychodzenie w sierocińcu.

Kiedy Tom miał piętnaście, niemal szesnaście lat, przybył do wioski, z której pochodzili jego oboje rodzice i zabił swojego ojca i dziadków. Następnie próbował wykorzystać Franka Bryce’a i Marvolo Riddle’a (nie wiem, czy nie powinno być Gaunta – przyp. tłum.)  jako kozłów ofiarnych, by zatrzeć swój ślad. Potem wrócił po ukończeniu szkoły i zabił pozostałego dziadka, wrabiając w to swojego nie do końca rozumnego wuja, Morfina. Wydawało się, że w przypadku Voldemorta standardowym działaniem było pozwalanie innym branie winy za jego występki, przynajmniej nim stanie się na tyle silny, by zagrozić całemu czarodziejskiemu światu.

Jednak rozmyślanie nad mieszkańcami tego domu oraz ich pokręconą, smutną historią nie było uspokajające i Harry nie mógł usiedzieć na miejscu. Spojrzał na swój zegarek. Minęła tylko godzina, od kiedy zszedł na dół. Deszcz wciąż padał i Harry zaczął ogryzać paznokcie oraz boksowanie z cieniem, byle tylko złagodzić niekończącą się monotonię, jaką było wpatrywanie się w cztery nagie ściany.

Wtedy właśnie usłyszał delikatny szelest skrzydeł i gwałtownie podskoczył, dostrzegając, jak dość przemoczona sowa śnieżna wylatuje z komina.

- Hedwiga! – krzyknął i wyciągnął rękę, by mogła na niej wylądować. – Dlaczego leciałaś w taką pogodę? Mogłaś zostać ranna.

- Wiatr nie jest tak straszny, jak się wydaje – odpowiedziała sowa, zaczynając stroszyć i czesać pióra. – Chciałam być z tobą, a nie spać samotnie na drzewie w deszczu. Poza tym, nie wiadomo, w jakie kłopoty wpadniecie beze mnie.

Harry zachichotał i wyjął zapasowy płaszcz z plecaka, chcąc pomóc swojej sowie wyschnąć. Ale Hedwiga powiedziała mu, że bardziej przeszkadza niż pomaga i że mogłaby wyschnąć szybciej strosząc piórka. Usiadła na jego ramieniu i zaczęła energicznie czyścić piórka, a Harry mówił jej o tym, co się stało i jak Severus próbuje złamać kod w notatniku.

- Chciałbym tylko, żeby mógł szybciej pracować – westchnął Harry. – Ja tu oszaleję, Hedwigo. To prawie tak straszne, jak bycie zamkniętym w moim pokoju albo w komórce.

- Zbyt wiele oczekujesz od swojego opiekuna, Harry. Mimo wszystko jest tylko człowiekiem – zganiła go Hedwiga, skubiąc pióra między szponami. – Jestem pewna, że on bardzo się stara. Może zjesz lunch, a potem się zdrzemniesz. Sen może złagodzić swój niepokój.

Harry chciał zaprotestować, że nie potrzebuje drzemki jak dziecko, ale nagle sugestia Hedwigi zaczęła dobrze brzmieć. Przeszukał swój plecak w poszukiwaniu kanapki, piwa kremowego i kociołkowe pieguski, zjadł je, po czym zaniósł też trochę Severusowi.

Położył jedzenie na biurku w pobliżu Mistrza Eliksirów, który nawet nie uniósł wzroku, tylko kontynuował szybkie bazgranie na pergaminie.

- Masz, Severusie. Czas na lunch.

Kiedy drugi czarodziej nie odpowiedział, Harry wzruszył ramionami, zostawił jedzenie i rzucił się na swój śpiwór. Zamknął oczy, rzucał się i obracał niespokojnie, aż w końcu uznał, że sen to przegrana sprawa.

Rzucił okiem na Severusa, który wciąż był zgarbiony nad biurkiem, ale talerz jedzenia był pusty. Harry bardzo chciał zapytać, czy Mistrz Eliksirów coś wymyślił, ale nie był w stanie zaryzykować złości mężczyzny, więc szybko opuścił strych i udał się na parter.

Było około drugiej po południu, niebo było ponure, a deszcz nadal padał, chociaż był o wiele mniej silny niż wcześniej. Hedwiga siedziała z tyłu pieca w pobliżu komina z głową schowaną pod skrzydłem i spała.

Harry posłał jej zirytowane spojrzenie. Wspaniale. Teraz nie miał z kim porozmawiać.

Z tęsknotą wyjrzał przez pęknięte okno. Kiedy ten przeklęty deszcz przestanie padać?

Czuł, jak minuty dłużą się w nieskończoność i nagle nie mógł dłużej tego znieść.

Deszcz czy nie deszcz, musiał polatać i to nie tylko dookoła małego pokoju. Potrzebował nieba.

Zmienił się we Freedoma, przypominając sobie to, co Hedwiga powiedziała, że wiatr nie jest taki mocny, jak się wydaje, a deszcz wydawał się zmniejszyć intensywność. Potem wzniósł się przez komin i wyleciał w smagane deszczem niebo.

Severus siedział przy małym biurku na strychu przez ponad siedem godzin, nim zdecydował się na przerwę, rozciągnięcie się i spacer. Wstał, wykonując podstawowe ćwiczenia rozciągające i kręcenie głową, a potem spacerował przez dziesięć minut, po czym usiadł z powrotem i wznowił pracę.

Jak dotąd udało mu się przetłumaczyć wszystkie runy i odkryć dwadzieścia pięć ich kombinacji, które użył owy ktoś do zapisania tych pozornie bezsensownych słów i zdań. Wiedział, że jest bliski odkrycia wzoru, którego użył pisarz, ponieważ chociaż był biegły w runach, piszący nie był tak uzdolniony w tworzeniu zakodowanych zdań.

Severus potarł czoło i spojrzał na notatnik. Ten wzór… gdzie ja go wcześniej widziałem? Wiem, że go widziałem.

Zamknął oczy, jego głowa pulsowała, po czym przypomniał sobie o tym, jak uczył się, jak tworzyć i zapamiętywać różne wzory.

Kilka minut później otworzył oczy i skinął głową. Wzór, który wymykał mu się od kilku godzin, a teraz był jasno w jego umyśle.

Pochylił się i przetestował to na pierwszym zdaniu w zeszycie.

Ku jego zaskoczeniu, zadziałało.

Fragmentaryczne zdanie, kiedy poprawnie je rozszyfrował, brzmiało: W tym notatniku zapiszę swój najgłębszy sekret – że odkryłem sekret nieśmiertelności.

To zdecydowanie był notatnik byłego Toma Riddle’a Juniora.

Severus poczuł, jak jego oddech przyspiesza. Jakie sekrety zawierał notatnik? Nie mógł się doczekać, aż zacznie tłumaczyć teraz już odszyfrowany kod. Oczywiście nie uda mu się to w jeden dzień. Ale dokonał bardzo ważnego przełomu.

Rozejrzał się po pokoju, a ponieważ nie zauważył Harry’ego na strychu, założył, że musi być na dole. Zszedł po schodach i zobaczył, że chata jest pusta.

Snape otworzył usta, by zawołać chłopca, zastanawiając się, gdzie on się, do licha, podział.

Freedom szybko zdał sobie sprawę, że Hedwiga próbowała bagatelizować wpływ siły wiatru, żeby go zbytnio nie zamartwiać. Był o wiele silniejszy, niż sądził i jego pierwsza próba przelotu nad dachem prawie zakończyła się przelotem nad wioską.

Nagle uznał, że próba latania przy takiej pogodzie była wielkim błędem i z trudem przedostał się przez dach do komina.

Wiatr uderzał go i smagał, więc ciężko mu było utrzymać pionową pozycję, przylegając do dachu z całej siły. Powoli cofnął się w stronę komina, deszcz przesiąknął przez jego pióra mimo naturalnego oleju. Zaczął lekko drżeć, bo deszcz był nie tylko bezwzględny, ale i zimny.

To był jeden z twoich najgłupszych pomysłów, lamentował, czołgając się w stronę komina. Mam nadzieję, że Severus nigdy się nie dowie o tej odrobinie idiotyzmu.

Gdy już w końcu udało mu się dostać do komina, skulił się tam przez kilka chwil, łapiąc oddech i odzyskując siły. Potem wskoczył na krawędź komina i zleciał w dół. Jego pióra zbierały sadzę, która przylgnęła do niego z powodu mokrego stanu, ale bycie brudnym było jego najmniejszym zmartwieniem, co wkrótce odkrył, wlatując do głównego pomieszczenia domu Gauntów.

Severus Snape stał pośrodku pokoju z rękami założonymi na piersi, krzywiąc się na pokrytego sadzą jastrzębia, który wyłonił się z kominka.

O-o. Chyba jestem martwy.

Szybko przekształcił się w swoje ludzkie ja, lądując z hukiem na podłodze, mokry i drżący z oczami utkwionymi we wściekłym opiekunie.

- Harry Jamesie Potterze, lepiej, żebyś miał odpowiednie wytłumaczenie, dlaczego latałeś podczas burzy, kiedy wyraźnie to zabroniłem – zaczął Snape, a jego ton był delikatny, ostrzegając, że jeśli Harry go nie ma, będzie chciał być z powrotem w Hogwarcie, gdzie szorowałby kociołki, byle uniknąć tego, co teraz zrobi mu Snape.

Harry przełknął ślinę i nagle uznał podłogę za bardzo interesującą.

- No, młody człowieku? Czekam.

 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, no to ma przerąbane, choć to zrozumiałe że się nudził i potrzebuje ruchu....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń