Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 20 września 2020

MH - Rozdział 5 – Długa droga do domu

Harry nie wiedział, jak długo biegł, nim natknął się na polną drogę, ale sądząc po wschodzie słońca, minęło sporo czasu. Był skrajnie zmęczony, obolały, głodny i spragniony, ale zmusił się do dalszego ruchu. Dodatkowy ciężar broni tylko utrudniał zadanie. Nie wiedział, jak długo był trzymany w niewoli, ale biorąc pod uwagę to, jak słabe było jego ciało, Harry mógł tylko przypuszczać, że minęło co najmniej kilka dni, odkąd cokolwiek jadł. W głębi duszy Harry wiedział, że nie przetrwa zbyt długo, skoro zaczęły się zawroty głowy. Jeśli praca w szpitalu przez miesiąc czegoś go nauczyła to rozpoznawanie oznak wyczerpania.

Wiedział też, że nie minie dużo czasu, nim ktoś zda sobie sprawę, że osobą w celi nie był Harry Potter. Kiedy to się stanie, Voldemort z pewnością będzie chciał się zemścić, a Harry nie miał ochoty na nadchodzący ból głowy. Harry wiedział tylko, że jego trening oklumencji tak naprawdę w ogóle nie powstrzymał Voldemorta. Była to kolejna sztuczka, by złapać Harry’ego w odpowiedniej chwili, gdy nie będzie myślał o niczym innym, tylko o śmierci swojego jednego opiekuna i możliwej śmierci drugiego.

Tak wiele można było uniknąć, gdybym tylko z kimś porozmawiał. Dlaczego zaufałem głosowi w mojej głowie, a nie logice? Pozwoliłem Voldemortowi wykorzystać mój smutek i przekręcić go tak, żeby pasował do jego celów. Naprawdę muszę być najgłupszą osobą we wszechświecie.

Wytrząsając tą myśl z głowy, Harry wyciągnął dominującą rękę i modlił się, by to zadziałało. Syriusz i Remus powiedzieli mu raz o awaryjnym środku transportu dla czarodziejów i czarownic. Czy wciąż zadziała, jeśli ktoś stłumił jego magię? Harry mógł mieć tylko taką nadzieję, ponieważ nie sądził, że uda mu się dotrzeć do domu pieszo. Nie wiedział nawet, czy zmierza w odpowiednim kierunku.

Odpowiedzią Harry’ego było ogłuszające BUM. Odskakując w tył, Harry zobaczył gwałtownie fioletowy, trzypiętrowy autobus, który pojawił się z powietrza tuż przed nim. Na przedniej szybie widniał złoty napis „Błędny Rycerz”. Był niesamowicie ogromny. Harry nigdy wcześniej nie widział takiego autobusu, ale szybko wyrwał się z myśli i przypomniał sobie, że nora Voldemorta nie jest aż tak daleko.

Na polną drogę zeskoczył chudy, pryszczaty młody człowiek w fioletowym mundurze.

- Witamy w Błędnym Rycerzu – powiedział głośno. Harry natychmiast zareagował, chwytając konduktora za uniform i wpychając go z powrotem do autobusu. – Hej! – krzyknął konduktor. – Puść!

- Ruszaj tym busem – nakazał Harry przez zaciśnięte zęby. – Chyba że chcesz stanąć twarzą w twarz z najlepszymi sługami Voldemorta, oczywiście.

Konduktor skrzywił się na wspomnienie imienia Voldemorta, po czym zbladł i podbiegł do kierowcy, starszego czarodzieja w bardzo grubych okularach. Harry podążył za nim do autobusu, zauważając, że nie ma w nim miejsc siedzących. Zamiast tego stało tam sześć mosiężnych łóżek, które umieszczono obok zasłoniętych okien. Płonące świece znajdowały się w kinkietach przy każdym łóżku. To z pewnością był najdziwniejszy autobus, jaki Harry kiedykolwiek widział. Na szczęście w tym momencie wszystkie łóżka były puste.

Rozległo się kolejne głośne BUM i Błędny Rycerz wystartował, a Harry szybko chwycił najbliższe łóżko, by nie wylądować płasko na plecach. Spoglądając ku kierowcy, zauważył, że konduktor patrzy na niego ze strachem. Musi myśleć, że jestem śmierciożercą. Wzdychając, Harry usiadł na łóżko i zsunął kaptur peleryny, by odsłonić twarz. Wiedział, że to jedyny sposób, by konduktor mu uwierzył, że nie jest wrogiem.

Konduktor sapnął zszokowany, robiąc kilka kroków w jego stronę, jakby chciał się lepiej przyjrzeć.

- Kurcze – powiedział cicho. – Jesteś Harry Potter! Ern, to jest Harry Potter!

Harry mógł tylko potrząsnąć głową z irytacją.

- Słuchaj, nie wiem, co się działo, ale muszę znaleźć się jak najdalej od miejsca, w którym byliśmy – powiedział ze zmęczeniem.

Konduktor najwyraźniej otrząsnął się z szoku i zbliżył się.

- Gdzie się pan musi dostać, panie Potter? – zapytał niecierpliwie. – W tej chwili jest pan naszym jedynym klientem, więc nie mamy żadnych innych przystanków. Nawiasem mówiąc, jestem Stan Shunpike, a kierowcą jest Ernie Prang. – Harry zobaczył, że Ernie spogląda na niego i kiwnął mu głową na powitanie, czym zyskał to samo w odpowiedzi. – Nie mogę w to uwierzyć! – kontynuował Stan zdumionym tonem. – Harry Potter! Całe Ministerstwo cię szukało przez ostatnie dwa dni, wiesz?

Harry zamknął oczy i westchnął. Cóż, przynajmniej teraz wiedział, jak długo tam był. Nie wiedział, dlaczego, ale myślał, że trwało to dłużej, mimo że przez większość czasu był nieprzytomny.

- Trzy dni? – zapytał cicho. – To były tylko trzy dni?

Stan położył dłoń na ramieniu Harry’ego.

- Mamy zabrać pana do świętego Mungo, panie Potter? – zapytał łagodnie. – Jeśli jesteś ranny…

- To nie ma znaczenie – przerwał mu Harry. – Nie minie dużo czasu, nim Voldemort się zorientuje, że zniknąłem. Gdzie dokładnie jesteśmy?

- Blisko Londynu – powiedział ostrożnie Stan. – Ale jeśli jesteś ranny…

- Nie – powiedział surowo Harry. Nie zamierzał narażać życia wszystkich ludzi w Mungu na niebezpieczeństwo. Poza tym, przyjazd tam byłby tylko wielką stratą czasu, którego nie miał. Liczyło się tylko upewnienie się, że Syriusz był bezpieczny. Jego obrażenia mogły poczekać. – Nic mi nie będzie. Gdybyś mógł wysadzić mnie na stacji King’s Cross, byłbym wdzięczny. – Harry zdjął okulary i próbował zetrzeć nadchodzące zmęczenie z oczu. – Och, obawiam się, że nie mam żadnych pieniędzy, więc jeśli podasz mi swój adres to mogę ci je wysłać…

- Proszę się tym nie martwić, panie Potter – powiedział Stan, nie pozostawiając miejsca na kłótnię. – Przynajmniej tyle mogę zrobić, ponieważ nie chciałbym pozostawić cię w centrum Londynu w obecnym stanie rzecz. Co z Syriuszem Blackiem, czy Dumbledorem? Oni są odpowiedzialni za twoje poszukiwania! Chcieliby wiedzieć, że uciekłeś!

Harry wsunął okulary na twarz i napotkał spojrzenie Stana.

- Wróciłbyś do domu, gdyby to oznaczało narażenie rodziny na niebezpieczeństwo? – zapytał. – Póki nie będę pewny, że nie jestem śledzony, nie mogę zaryzykować. – Właściwie, Harry wciąż się martwił, że Voldemort jest w jego głowie i odkryje, gdzie jest Kwatera Główna Zakonu, ale nie zamierzał tego ujawnić. Im więcej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jego pierwotny plan ucieczki do domu i ostrzeżenia Syriusza nie zadziała. Wszystko, co musiał zrobić to upewnić się, że Syriusz nadal jest w domu, a nie w szponach Voldemorta. Po dzisiejszej nocy, Harry znajdzie sposób, by zbliżyć się do swojego opiekuna w neutralnym otoczeniu, które nie zdradzi niczego Voldemortowi.

Wiele rzeczy związanych z jego schwytaniem nie miało dla Harry’ego sensu. Voldemort miał doskonałą okazję, by zagłębić się w umyśle Harry’ego w poszukiwaniu informacji, ale tego nie zrobił. Mógł tak wiele odkryć, ale Czarny Pan trzymał się z daleka i pozwolił jakiejś naukowiec poszukiwać informacji, które on sam mógł się dowiedzieć w ułamku sekundy. Dlaczego? W co Voldemort grał? Czy już wiedział i to był tylko kolejny sposób, by pomieszać nastolatkowi w głowie?

Był teraz w ciągłym strachu. Czy Voldemort był w jakimś zakątku jego umysłu? Jego blizna bolała nieprzerwanie przez ostatnie kilka dni, ale Harry zakładał, że to dlatego, że tak długo był w pobliżu Voldemorta. Tak wiele popełniłem błędów tylko z powodu swoich przypuszczeń, a teraz popełniam kolejne. Harry naprawdę nie wiedział, co robić. Co się robi, gdy nie można już ufać nawet własnemu umysłowi?

Stan odsunął się o krok i przez moment przyglądał się Harry’emu, po czym ze smutkiem potrząsnął głową.

- Wciąż mi się to nie podoba, panie Potter – powiedział. – Nie moglibyśmy podrzucić pana do Ministerstwa? Na pewno jest tam ktoś, kto mógłby pomóc.

- Na pewno są tam również szpiedzy Voldemorta – odparował Harry. – W tym momencie im dalej trzymam się od magicznego świata, tym lepiej. Trudno jest stwierdzić, czy ktoś jest przyjacielem, czy wrogiem. – Spoglądając na swoje nadgarstki, Harry zauważył krew i szybko ukrył je pod płaszczem. Czuł, jak wzbiera w nim zmęczenie, ale starał się je powstrzymać. – Potrafię o siebie zadbać – powiedział cicho. – Zaufaj mi.

Nie było nic więcej do powiedzenia. Harry nie zamierzał się poddać bez względu na to, co zostało powiedziane. Wiedział, że naprawdę nie miał szans przeciwko Voldemortowi i śmierciożercom, gdy jego magia była stłumiona. Poradził sobie z jednym przeciwnikiem dzięki zaskoczeniu, ale śmierciożercy rzadko podróżowali samotnie. Ich bezpieczeństwo było gwarantowane liczebnością. Była to cecha ludzka, której Harry nauczył się dawno temu. Atakujący atakowali, gdy byli pewni, że im się uda. Obrońcy działali, gdy byli pewni, że atakujących idzie pokonać. Strach był zdecydowanie silnym czynnikiem motywującym.

Kiedy autobus się zatrzymał, pozostało już bardzo niewiele światła słonecznego. Kiedy wstał, Harry naciągnął kaptur na głowę, by ukryć twarz. Nie miał wielkiego wyboru. Twarz Harry’ego Pottera była zbyt rozpoznawalna. Harry miał przeczucie, że mugole prawdopodobnie byli już świadomi jego zniknięcia, przez co trudniej było mu pozostać anonimowym. Po prostu pozostań w cieniu. Tylko tyle mogę zrobić.

- Stacja King’s Cross, panie Potter – powiedział cicho Stan.

- Dziękuję, Stan – powiedział uprzejmie Harry i podszedł do drzwi. – Dzięki za wszystko. – Zanim Stan albo Ernie mogli coś powiedzieć, Harry wysiadł z autobusu i rozejrzał się po otoczeniu. Stacja kolejowa była wyjątkowo zatłoczona, co zmusiło Harry’ego do szybkiego wtopienia się w ruch uliczny. Autobus zniknął z pola widzenia z głośnym BUM, ale Harry wydawał się być jedyną osobą, która to zauważyła. Myślę, że to oznacza, że w pobliżu nie ma innych czarodziejów i czarownic.

Harry zachował rozluźnioną, czujną postawę, wychodząc z głównego tłumu i skręcając w lewo. Jeśli pójdzie się główną ulicą, spacer trwał około dwadzieścia minut, ale Harry nie mógł dokładnie wybrać tej trasy. Było tam zbyt wiele ludzi, którzy zauważyliby postać w płaszczu idącą chodnikiem. Merlinie, niech żadne dziecko mnie nie zauważy i nie ucieknie z krzykiem. To szybko położy kres wykonaniu tego drobnego zadania szybko. Jedyne, czego potrzebuję to zaalarmowania mugolskich władz i spowodowania zamieszania. Równie dobrze mógłbym umieścić nad sobą krzykliwy znak: „Tu Znajdziesz Harry’ego Pottera”.

Na szczęście liczba ludzi na zewnątrz mocno spadła, gdy Harry znalazł się wystarczająco daleko od stacji kolejowej. Wkrótce Harry nie miał trudności z pozostawaniem z dala od światła latarni ulicznych  i kiedy to było konieczne, wycofania się w cień, zapewniony przez duże drzewa i krzewy. Jak dotąd nie było śladu żadnego czarodzieja, czy czarownicy. Harry nie wiedział, czy to dobry, czy zły znak. Co, jeśli nikogo nie było w domu? A co, jeśli byli gdzieś, gdzie nie było ochrony, przez co Syriusz będzie bezbronny?

Harry był już prawie w połowie drogi, gdy piekący ból wystrzelił z jego blizny. Harry stłumił krzyk, spiesząc do ukrycia w dużych krzewach i opadł na kolana. Chwytając czoło, Harry ledwie zdawał sobie sprawę, że kołysze się w przód i tył, gdy ból powoli narastał. Gniew zalał całe jego ciało. Czuł intensywne pragnienie skrzywdzenia… zabicia… Nie! Wynoś się z mojej głowy! Nie chcę nikogo skrzywdzić!

Jego świat nagle rozpłynął się w słabo oświetlony pokój, wystarczająco duży, żeby pomieścić armię. Stał przed niemal dwoma tuzinami klęczących śmierciożerców. Dwóch z nich trzymało mężczyznę, którego twarz była cz kryta czymś, co można określić jako płócienna torba. Więzień próbował dzielnie stać, ale łatwo było zauważyć, że drży ze strachu. Pokój wypełniała absolutna cisza. Nikt nie ośmielił się ruszyć w obawie, że będzie poddany gniewowi swojemu przywódcy.

- Wszyscy jesteście tu dziś, ponieważ gdy tu byliście, Harry Potter zdołał uciec – syknął Harry. – Nastolatek chodził sobie wolno i NIKT NIC NIE ZAUWAŻYŁ! – Większość śmierciożerców wzdrygnęła się ze strachu. – Mieliście być przebiegli i chytrzy, ale zostaliście przechytrzeni przez cholernego Gryfona, który był NICZYM WIĘCEJ NIŻ MUGOLEM! WSZYSCY ZOSTANIECIE UKARANI ZA WASZE NIEPOWODZENIE!

Harry skupił uwagę na więźniu.

- A co do ciebie, miałem nadzieję, że twój cenny chrześniak będzie w stanie fizycznie być świadkiem twojej śmierci, ale to będzie musiało wystarczyć – wypluł, wyciągając różdżkę. Podszedł do więźnia i zdjął worek, ukazując wypełnioną strachem twarz Syriusza Blacka. – Taka szkoda, że chłopiec, który przeżył będzie musiał ponownie zostać sierotą – powiedział kpiąco. – Na pewno przekażę twojemu chrześniakowi pozdrowienia.

Syriusz próbował się wyrwać z uścisku dwóch śmierciożerców i natychmiast został trafiony klątwą Cruciatus. Ból przeszył ciało Harry’ego, ale żaden krzyk nie dotarł do jego uszu. Zarówno Syriusz, jak i Harry wydawali się wykorzystywać każdą odrobinę siły, by milczeć. Harry był ledwo świadom ciepła podchodzącego z wisiorków na jego klatce piersiowej. Chciał się tego chwycić, ale nie mógł zmusić swojego ciała do ruchu. W końcu różdżka została opuszczona, a ból dramatycznie się zmniejszył. Syriusz podniósł głowę i spojrzał na niego z nienawiścią. Na jego twarzy było kilka siniaków, a dolna warga krwawiła. Cokolwiek się stało, Harry wiedział, że Syriusz podjął walkę.

Harry wiedział, co nadchodzi, gdy cisowa różdżka z rdzeniem z pióra feniksa uniosła się i wycelowała w głowę Syriusza. Chciał to powstrzymać. Chciał to jakoś powstrzymać, ale był zbyt wyczerpany i czuł zbyt wielki ból, by zrobić cokolwiek poza obserwowaniem. Chciał powiedzieć Syriuszowi, żeby uciekał, ale słowa utknęły mu w gardle. Nigdy w całym swoim życiu nie czuł się aż tak bezradny. Znowu czuł się tak, jak przy Remusie. Spóźnił się, by uratować Syriusza, tak samo jak było z Remusem.

Ból z blizny zaczął się zmniejszać, ale dopiero po tym, jak Harry usłyszał: „Avada Kedavra”, jednak tym razem powiedział to nienawistny głos Voldemorta, a nie jego własny. Pojawiło się zielone światło, a następnie ciemność. Otwierając oczy, Harry ponownie znalazł się otoczony krzewami i nie mógł powstrzymać pochłaniającej go rozpaczy. To nie miało się wydarzyć! Nic z tego nie miało się wydarzyć! Syriusz miał być bezpieczny w domu, a nie złapany przez Voldemorta!

W tej chwili Harry nie chciał nic innego, tylko umrzeć. Ból w sercu był potworny. Syriusz i Remus byli całym jego życiem. Co miał zrobić bez nich? Jak miał bez nich przeżyć? Wciąż widział strach w oczach Syriusza. Strach, którego sobie nie przypominał. Strach, który nie wiedział, że istnieje…

Chwila! Czy to możliwe? To tylko kolejna sztuczka? Czy mógł się odważyć i mieć nadzieję? Czy Syriusz rzeczywiście mógł żyć, a to był tylko podstęp, by Harry zrobił coś niesamowicie głupiego… znowu? Harry nie wiedział, co robić. Naprawdę nie sądził, by mógł znieść więcej bólu. To było o wiele gorsze niż klątwa Cruciatus. Nic nie mogło równać się z bólem, spowodowanym utratą rodziny. Czy to właśnie czuli Remus i Syriusz, gdy Potterowie zostali zabici? Jakim cudem udało im się to przetrwać?

Kilka cichych trzasków szybko wyrwało Harry’ego z myśli. Znał ten dźwięk. To dźwięk teleportacji. Sięgając w swoje szaty, Harry owinął palce wokół miecza, spoczywającego przy jego lewym biodrze. Nie miało już znaczenia to, kto przybył. Umysł Harry’ego powrócił do pierwotnego instynktu przetrwania i ochrony.

- Hej ty – zawołał znajomy głos. – Co ty tu robisz?

Harry powoli wstał, ignorując iskry bólu, pochodzące z każdego ruchu, i odwrócił się, dostrzegając cztery postacie, stojące w bezpiecznej odległości od niego z wyciągniętymi różdżkami. W ciemności nie mógł rozróżnić ich twarzy, ale dostrzegł, że są to trzej czarodzieje i jedna czarownica. Czarownica była chuda, ale nie przesadnie. Trzej czarodzieje byli szczupli, ale mieli mięśnie, co dawało onieśmielające wrażenie.

- To, co tu robię, to moja sprawa – powiedział chłodno Harry. – Najlepiej będzie, jeśli mnie zostawicie w spokoju.

Jeden z czarodziejów zrobił krok w jego stronę i uniósł różdżkę do piersi Harry’ego.

- Najlepiej będzie, jeśli się przedstawisz – powiedział. – W razie potrzeby nie zawahamy się użyć siły.

Ja też nie. Harry wiedział, że słyszał ten głos wcześniej, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie.

- Łatwo ci mówić, skoro jest czterech na jednego – odparował Harry. – Może wy powinniście się pierwsi przedstawić.

- Może powinniśmy go po prosztu ogłuszyć – powiedział cicho jeden z czarodziei. – Może pomoże nam znaleźć Harry’ego…

Oczy Harry’ego rozszerzyły się. Zdecydowanie znał ten głos. Nie można było pomylić głosu byłego reprezentanta.

- Viktor? – zapytał ostrożnie, robiąc krok w jego stronę. Nie mógł w to uwierzyć. Co Viktor Krum robił w Londynie? – Viktor Krum? – Drżącymi dłońmi Harry puścił miecz, uniósł ręce i zsunął kaptur, by ujawnić twarz.

Viktor uniósł różdżkę i uliczkę wypełniło światło. Harry podniósł rękę, by osłonić oczy , ale nim mu się to udało, znalazł się w gwałtownym uścisku. Ból przeszył jego ciało, sprawiając, że Harry krzyknął. Natychmiast został uwolniony i upadł na kolana, łapiąc oddech. Światła błysnęły przed jego oczami, ale gdy kilka razy zamrugał, wszystko wróciło do normy. Ktoś ukląkł przed nim i położył dłoń na jego ramieniu. Unosząc wzrok, Harry zbladł na widok zatroskanej twarzy Syriusza, po czym wyciągnął miecz i umieścił go pod szyją Syriusza.

Syriusz popatrzył na Harry’ego zszokowany, po czym nerwowo zerknął na miecz.

- Harry, co ty robisz? – zapytał. To ja. Midnight. Nie pamiętasz?

Ręce Harry’ego drżały, gdy próbował utrzymać miecz w miejscu. Dlaczego nagle stał się on taki ciężki?

- W ciągu ostatnich trzech dni mój świat osunął mi się spod nóg – powiedział trzęsącym się głosem. – Właśnie widziałem, jak umierasz z ręki Voldemorta, więc wybacz mi, jeśli nie biorę wszystkiego za pewnik. Jeśli naprawdę jesteś Syriuszem Blackiem, nie masz problemu, żeby to udowodnić

Syriusz skinął lekko głową i po trzasku, na miejscu Syriusza siedział duży, kudłaty pies. Tylko tyle Harry potrzebował, by upuścić miecz i owinąć ramiona wokół szyi psa. Łzy wypełniły jego oczy, gdy uderzyło w niego z wielką mocą to, co się stało. Syriusz wciąż żył. Voldemort zawiódł. To było kłamstwo, sztuczka, żeby Harry zrobił coś głupiego. To nie było prawdziwe. Ten wyraz twarzy Syriusza nie był prawdziwy.

Rozległ się kolejny trzask i Syriusz wrócił, ostrożnie owijając ramiona wokół Harry’ego.

- Dzięki Merlinie, że nic ci nie jest – powiedział, chowając twarz w rozczochranych włosach Harry’ego. – Jak uciekłeś? Co ty sobie myślałeś? Gdzie byłeś? Masz pojęcie, jak się czułem przez ostatni miesiąc, nie wiedząc, czy w ogóle żyjesz, czy nie? Jak mogłeś w taki sposób odejść?

- Przepraszam – powiedział słabo Harry. Jego ramiona rozluźniły się, gdy reszta sił opuściła jego ciało. Po tak długim czasie był zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek. Chciał tylko spać, ale obawiał się, że jeśli to zrobi, obudzi się i odkryje, że to wszystko był sen. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, było wrócenie do więzienia Voldemorta. – Tak bardzo przepraszam. Ja… tylko próbowałem cię chronić.

- Chronić mnie? – zapytał zdezorientowany Harry. – Harry, to ja mam chronić ciebie. Ja tu jestem dorosłym. Skoro coś było nie tak, powinieneś był mi powiedzieć, a wtedy razem stawilibyśmy temu czoło, a jeśli to konieczne wspomógłby nas Zakon. – Syriusz wypuścił drżący oddech. – Zawsze stawialiśmy czoła problemom jako zespół. Dlaczego tym razem nam nie zaufałeś?

Ręka spoczęła na ramieniu Syriusza, gdy czarownica uklękła i ujawniła swoją twarz i krótkie, fioletowe włosy.

- Syriuszu, powinniśmy zabrać Harry’ego do Kwatery Głównej – przerwała im Tonks, podnosząc miecz upuszczony przez Harry’ego. – Harry potrzebuje uzdrowiciela oraz trzeba powiadomić Dumbledore’a. Potem będzie dużo czasu na zadawanie pytań.

- Nie! – zaprotestował Harry, próbując wyrwać się z uścisku Syriusza, ale poległ. – Nie mogę tam wrócić! Proszę!

Syriusz ostrożnie przesunął Harry’ego, żeby móc napotkać jego oczy. Niezaprzeczalne było zdezorientowanie Syriusza.

- Harry, musimy cię chronić – powiedział stanowczo. – Siedziba Główna jest jedynym miejscem, gdzie nie może cię dosięgnąć Voldemort.

Harry potrząsnął głową, desperacko chwytając się koszulki Syriusza.

- Nie rozumiesz – powiedział z bólem, spuszczając wzrok na ziemię. – Voldemort… jest w mojej głowie. Zawsze w niej był. Cały czas tam czekał i gdy Remus… - Harry nie mógł powstrzymać łez. Jak miał ich przekonać do czegoś, czego sam nie mógł wyjaśnić? – Dowie się o Kwaterze Głównej. Dowie się… nie mogę… nie mogę tam wrócić. Proszę, chciałem się tylko upewnić, że jesteś bezpieczny i nie zostałeś schwytany.

- Cóż, teraz nic nie możemy na to poradzić, Harry – powiedział Syriusz, nie pozostawiając miejsca na kłótnię. – Nie pozostawimy cię samemu sobie, więc nie masz innego wyboru, jak wrócić do domu. W tej chwili ważniejsze jest zaleczyć twoje rany. Jeśli będę musiał cię ogłuszyć i zaczarować dom, żeby cię tam zatrzymać, zrobię to. – Syriusz spojrzał na Tonks, która skinęła głową na zgodę. – Dasz rady iść, Harry? – Harry skinął niechętnie głową i powoli został podniesiony przez Syriusza i Tonks. Syriusz owinął ramię wokół talii Harry’ego, podczas gdy Tonks przytrzymała lewą rękę Harry’ego. – W porządku, po prostu zamknij oczy, Harry.

Harry zrobił, jak mu kazano i nagle wszystko stało się czarne. Czuł się, jakby z każdej strony został mocno naciskany; nie mógł oddychać, żelazne opaski zacisnęły się wokół jego klatki piersiowej; jego gałki oczne odwróciły się w tył głowy; jego bębenki zostały wepchnięte głębiej w jego czaszkę. Ułamek sekundy później było już po wszystkim, a Harry został poprowadzony przez Syriusza i Tonks. Wciąż trawił go strach przed powrotem do Kwatery Głównej. Ból z blizny znacznie się zmniejszył, ale był wystarczając silny, by Harry czuł nerwowość. Wszystko go denerwowało. Naprawdę chciał wiedzieć na pewno, czy Voldemort wciąż był w jego głowie. Nienawidził nie wiedzieć, czy stanowi zagrożenie dla innych.

- Już prawie jesteśmy na miejscu, Harry – powiedział uspokajająco Syriusz, gdy weszli na zniszczone kamienne schody Grimmauld Place numer dwanaście z Charliem Weasleyem na czele.

Charlie wyjął różdżkę i stuknął nią w drzwi. Rozległo się kilka głośnych, metalicznych kliknięć, po czym drzwi się otworzyły. Charlie wpadł do środka, zaraz za nim Syriusz i Tonks, którzy pomagali Harry’emu wejść do środka, a Viktor szedł z tyłu. Drzwi jak najciszej się zamknęły, by tylko pani Black się nie obudziła. Zachowano ciszę, gdy mijali zakryty portret pani Black i szli w kierunku kuchni.

- Charlie, użyj kominka, by zwołać Dumbledore’a i Poppy – powiedział cicho Syriusz, gdy razem z Tonks w połowie nieśli Harry’ego do kuchni. – Viktor, przynieś apteczkę.

Dwóch czarodziejów skinęło głową i zrobili, co im kazano, podczas gdy Syriusz i Tonks ostrożnie zdjęli z Harry’ego szaty śmierciożercy. Harry nie mógł zmusić się do protestu, nawet gdyby chciał. Zobaczył mgłę i poczuł zawroty głowy. Czuł się, jakby był uwięziony w mgle własnego strachu. Wiedział, że musiał stawić wszystkim czoło oraz że nigdy nie zrozumieją, dlaczego. Jak mogli zrozumieć, jak to jest stracić opiekuna, a następnie usłyszeć głos kogoś, kto był dawno martwy, kto mu mówił, że pozostały opiekun zginie, jeśli zostanie? Nigdy nie zrozumieją, jak ważna jest dla Harry’ego rodzina. Rodzina była wszystkim. W chwili, gdy myślał, że Syriusz został zabity…

- Trzymaj się, Harry – powiedział łagodnie Syriusz, zdejmując uprząż na jego klatce piersiowej. – Merlinie, z pewnością byłeś przygotowany do walki. Chyba mieliśmy szczęście, że rozpoznałeś głos Viktora. – Nie otrzymawszy odpowiedzi, Syriusz spojrzał nerwowo na Tonks, po czym podciągnął krzesło i pomógł Harry’emu usiąść. Przygryzł dolną wargę, klękając przed Harrym i ostrożnie zdjął jego koszulkę, żeby zobaczyć wyrządzone szkody. – Snape nam wszystko powiedział, Harry – kontynuował, chcąc wypełnić ciszę. – Wiemy, że tamtej nocy Voldemort cię oszukał, udając Jamesa i wiemy, że stłumił twoją magię.

Viktor wpadł do kuchni z apteczką i sapnął.

- C-co oni mu zrobili? – zapytał. – Jest cały w siniakach!

Syriusz dokładnie sprawdził, czy nie ma żadnych złamanych żeber, a potem spojrzał w zamglone oczy Harry’ego w poszukiwaniu rozpoznania. Nie znalazł żadnego. Harry patrzył prosto przed siebie na nic konkretnego.

- Viktor, podaj mi sole zapachowe – powiedział nerwowo Syriusz. Viktor zrobił, co mu kazano. Syriusz otworzył małą buteleczkę i umieścił ją pod nosem Harry’ego. Tym razem otrzymał reakcję. Harry wzdrygnął się i spadłby z krzesła, gdyby Tonks go nie przytrzymała.

Syriusz położył sole zapachowe na stole i odwrócił wzrok.

- Tonks, Viktor, możecie dać nam chwilę? – zapytał drżącym głosem. Viktor skinął głową i wyszedł, ale Tonks się zawahała. Syriusz wiedział, dlaczego. Ostatni miesiąc nie był dla nich najłatwiejszy, ale był najtrudniejszy dla Syriusza. – Tonks, proszę, zaufaj mi – poprosił. Tym razem Tonks skinęła głową i wyszła z pomieszczenia. Pocierając oczy, Syriusz podciągnął krzesło i usiadł powoli, żeby być twarzą w twarz z Harrym. – Harry, proszę, spójrz na mnie.

Harry powoli przesunął wzrok, aż zieleń napotkała błękit. Ból napotkał ból. Żal napotkał żal. Ojciec chrzestny i chrześniak wiedzieli, że tak wiele jest do powiedzenia, ale żaden z nich nie potrafił zmusić się do mówienia. Harry wiedział, że przeprosiny były bez znaczenia, a Syriusz wiedział, że jakikolwiek wykład tylko zwiększy poczucie winy Harry’ego. Wykład z pewnością nadejdzie, jak również Harry pewnie przez długi czas będzie przepraszał.

- Posłuchaj, Harry, wiem, że wiele mamy do omówienia – powiedział w końcu Syriusz, chwytając różdżkę i machając nią nad nadgarstkami Harry’ego, usuwając zaschniętą krew. Potem z apteczki wyjął rolkę gaz. – Taka ucieczka była prawdopodobnie najgorszą rzeczą, jaką mogłeś zrobić, ale… chyba rozumiem, dlaczego czułeś, że musisz. – Syriusz łagodnie owinął gazę wokół lewego nadgarstka Harry’ego i jego dłoni, póki niemal niemożliwe było poruszenie nimi. – Zawsze czułeś, że to do ciebie należy ochrona wszystkich, ale musisz zrozumieć, że twój ojciec zostawił ciebie w mojej opiece. – Syriusz przeszedł do prawego nadgarstka Harry’ego. – Nigdy nie prosiłbym cię, żebyś narażał się na niebezpieczeństwo z mojego powodu.

Harry skinął głową ze wstydem. Nie wiedział, dlaczego, ale czuł się wyjątkowo nieswojo z powodu współczucia Syriusza. Część jego chciała, żeby Syriusz był zły, ponieważ wiedział, że na to zasługiwał. Zasługiwał na każdą karę Syriusza za spowodowanie tak wielu kłopotów. Zrobił dla mnie tak wiele, a ja tylko powoduję problemy. Tylko narażam ludzi na niebezpieczeństwo. Tylko zabijam innych ludzi.

Ciche pukanie do drzwi zakończyło rozmowę.

- Syriuszu? – zapytała Tonks, otwierając częściowo drzwi i wsuwając głowę przez otwór. – Dumbledore i Poppy tu są.

Syriusz skinął głową i spojrzał przez ramię na Tonks.

- Wpuść ich – powiedział, odkładając gazę i wkładając ją do apteczki.

Harry trzymał głowę pochyloną, gdy drzwi całkowicie się otworzyły. Słyszał, jak wchodzi kilka osób i sapie. Realistycznie myśląc, nie sądził, by jego rany były tak straszne. Tak, był obolały, ale to było nic w porównaniu do tego, co było wcześniej. Ból z blizny tylko go lekko irytował, co było błogosławieństwem. Nie wiedział, jak długo mógłby jeszcze znieść ten ciągły ból głowy.

Pani Pomfrey, gdy tylko odłożyła torbę medyczną na  stół, natychmiast stanęła przy Harrym, machając różdżką, by uzyskać diagnozę.

- Posiniaczone żebra, niewielki wstrząs mózgu, wyczerpanie, odwodnienie, stłumienie magii i napięte mięśnie lewego ramienia – ogłosiła, po czym opuściła różdżkę i otworzyła torbę. – Myślę, że biorąc pod uwagę to, gdzie pan był, powinniśmy być wdzięczni za to, że pan w ogóle żyje, panie Potter.

- Harry obawia się, że Voldemort jest w jego umyśla, Dumbledore – powiedział Syriusz, gdy pani Pomfrey sięgnęła do torby i wyciągnęła cztery fiolki z eliksirami o różnych kolorach. – Mówi, że Oklumencja nigdy tak naprawdę nie zadziałała.

Pani Pomfrey machnęła ponownie różdżką i krzesło, na którym Harry siedział, zmieniło się w rozkładane.

- Proszę usiąść, panie Potter – nakazała i czekała, aż Harry posłucha. Podawała mu eliksir za eliksirem, które Harry posłusznie wypijał, starając się ignorować okropny smak każdego z nich. Po trzecim Harry musiał się mocno starać, żeby nie opróżnić żołądka. Po czwartym eliksirze, Harry desperacko chciał, żeby ktoś go oszołomił. Czuł się wyjątkowo zamroczony i bardzo chory.

Głos Syriusza szybko przywołał chłopca do świadomości, że w pokoju były co najmniej trzy inne osoby.

- Jesteś pewna, że to już koniec? – zapytał zmartwiony. – Nie ma żadnych efektów ubocznych, gdy czyjaś magia jest stłumiona?

Harry powoli uniósł wzrok i zobaczył, że profesor Dumbledore zerka na niego współczująco, po czym spogląda bezpośrednio na Syriusza.

- Jego magia może być niestabilna przez kilka następnych dni, ale to zapewni mu większą ochronę, niż dotychczas – powiedział Dumbledore cierpliwie. – Magia Harry’ego zawsze działała jak mechanizm obronny, zwłaszcza gdy Harry był w niebezpieczeństwie. Jeśli Voldemort będzie próbował wejść do umysłu Harry’ego, jego magia będzie tak naprawdę jego jedyną ochroną. Jest w tym momencie zbyt wyczerpany, by fizycznie zwalczyć psychiczne ataki.

Syriusz westchnął.

- Poppy? – zapytał z desperacją.

- Normalnie byłbym przeciwny takiemu postępowaniu z pacjentem w stanie pana Pottera, ale to nie są normalne okoliczności – odpowiedziała szczerze pani Pomfrey. – Mogę tylko powiedzieć, że mentalne ataki Sami-Wiecie-Kogo to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebuje pan Potter. Prawdę mówiąc, jakikolwiek stres jest mu teraz absolutnie niepotrzebny.

Harry’emu nie podobało się to, dokąd zmierzała ta rozmowa. Niestabilna magia? Co oznaczałoby to dla jego zdolności empatycznych? Posiadanie tej umiejętności było czasem trudne, ale możliwe do opanowania, kiedy tylko czuł ślady ludzkich emocji. Gdy był nimi obezwładniony… Harry zadrżał na samą myśl. Istniała też możliwość, że wrócą wybuchy. To też nie była zbyt korzystna opcja. Z pewnością nie chciał już nikogo skrzywdzić.

- Nie podoba mi się to – powiedział z wahaniem Syriusz. – Mówisz, jaki jest wyczerpany, ale chcesz dodać do tego niestabilną magię. Jeśli Voldemort chce go zaatakować, czy już nie doszłoby do tego?

- Voldemort będzie czekał, aż Harry będzie najbardziej bezbronny i niezdolny do odwetu, póki nie będzie za późno – odpowiedział profesor Dumbledore. – Najprawdopodobniej poczeka, aż Harry zaśnie.

To ma sens. Większość wizji Harry’ego miała miejsce, gdy spał. To dlatego zawsze mówiono mu, że w nocy ma oczyszczać umysł. Problemem było to, że to nie działało, gdy miał magię, a co dopiero teraz? Harry nie wiedział, co myśleć. Nie wiedział, w co wierzyć. Nie wiedział, co robić. W tej chwili Harry nie miał absolutnej pewności, jaką decyzję podjąć.

Ręka pomachała mu przed twarzą, wyrywając Harry’ego z myśli i zobaczył, że Syriusz, profesor Dumbledore, pani Pomfrey i Tonks patrzą na niego z niepokojem. Nie mogąc wymyślić nic do powiedzenia, Harry tylko odwrócił wzrok. Co miałby powiedzieć? Nie sądzę, by przywrócenie mojej magii było dobrym pomysłem, ponieważ niedawno odkryłem, że jestem empatykiem i boję się, że nadmiar emocji doprowadzi mnie do szaleństwa. To by się dobrze skończyło.

Jednak profesor Dumbledore zdawał się wychwycić niepewność Harry’ego.

- Czy jest coś, co chciałbyś nam powiedzieć, Harry? – zapytał delikatnie.

Harry potrząsnął głową. W świecie mugoli dotrzymywanie tajemnicy było obowiązkowe. Nikt nie wierzył w magię, nie mówiąc o zdolności wyczuwania cudzych emocji oraz zdolności leczenia. Czy tak samo będzie w czarodziejskim świecie? Nigdy nie słyszał o nikim z takimi specyficznymi zdolnościami. Coś takiego nie było normalne, to było jasne. Jak zareagują ludzie? Jak zareaguje Syriusz?

Syriusz podciągnął krzesło i usiadł obok Syriusza. Nie wypowiedzieli ani słowa, gdy Syriusz owinął ramię wokół barków Harry’ego i pociągnął go bliżej. Ta prosta czynność sprawiła, ze Harry natychmiast się rozpadł. W całym swoim życiu nigdy nie był tak zdezorientowany. Po prostu nie wiedział już, co robić. Ledwie czuł, jak ktoś chwyta jego lewe ramię, kładzie je na stole i przytrzymuje w miejscu. Jedyne, czego naprawdę był świadom, był fakt, że jego ojciec chrzestny, człowiek, który miał wiele powodów, żeby go nienawidzić, był przy nim, pocieszał go.

- Powinieneś wiedzieć, że pozwalam na to tylko dlatego, że Harry jest przerażony tym, że Voldemort jest w jego głowie – powiedział opiekuńczo Syriusz. – Lepiej miej nadzieję, by nie było żadnych komplikacji, Dumbledore. Nie odzyskałem swojego chrześniaka po to, żeby go ponownie stracić.

- I zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tak się nie stało – zapewnił profesor Dumbledore. – Wiem, że wciąż obwiniasz mnie za to, z czym Harry musiał się zmierzyć, ale dam ci moje słowo, że chciałem dla niego jak najlepiej. Moją jedyną troską jest zapewnienie Harry’emu bezpieczeństwa i pomóc w jego wyzdrowieniu. Jakiekolwiek mogą być skutki uboczne, bledną one w porównaniu do tego, jaką mamy alternatywę.

Pani Pomfrey wyciągnęła z torby strzykawkę i sprawdziła, czy nie ma w niej pęcherzyków powietrza.

- Poczuje pan ukłucie, panie Potter – powiedziała ze współczuciem. – Proszę się nie ruszać. Przyjęcie mniej niż pełnej dawki może być niebezpieczne.

Harry poczuł, jak Syriusz zaciska na moment ucisk, po czym poczuł ukłucie w lewym raieniu. Niemal natychmiast Harry zaczął odczuwać coś, co mógłby określić jako mrowienie, rozpoczynające się w ramieniu i szybko przechodzące przez całe jego ciało. Wrażenie szybko zmieniło się w ból, gdy Harry poczuł, jak jego zmysły wyostrzyły się. Było to jak nagłe otworzenie drzwi, co wpuściło wszystko, co zostało zablokowane. Harry był niejasno świadomy, że jego ciało się trzęsło, gdy emocje uderzyły w niego z pełną mocą. Nie były już delikatnymi falami. Przypominały bardziej podmuch wiatru, którego nie dało się zignorować. Natychmiast ogarnęło go uczucie niepokoju, współczucia, nerwowości, a nawet strachu.

Instynkty przeważyły nad wszelkim logicznym rozumowaniem. Liczyło się tylko wyrwanie się od tych wszystkich przytłaczających emocji. Wszystko wokół niego zdawało się być zbyt żywe, by miało jakikolwiek sens. Odpychając Syriusza, Harry odwrócił się tak szybko, że stracił równowagę i spadł z krzesła. Niewyraźnie słyszał, jak ktoś krzyczy, ale nie mógł powiedzieć, kto to był. Podciągając się na czworaki, Harry mógł tylko czekać, aż magia przepłynie przez niego wraz z obcymi emocjami. Był po prostu zbyt zmęczony, by nawet spróbować z nimi walczyć.

Powoli szaleństwo zaczęło się uspokajać, ostrzegając Harry’ego, jak cicho wokół niego było. Uniósł głowę i zobaczył, że w kuchni jest kilka osób i jest znacznie jaśniejsza. Nie mógł zrozumieć, kim byli, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Zadawali mu ból, który czynił ich wrogami. Był teraz w trybie przetrwania. W głębi duszy nie chciał nikogo krzywdzić, ale musiał powstrzymać ból.

Postać niepewnie przesunęła się bliżej, potęgując uczucie niepokoju i przynosząc nową emocję… troskę? Osoba nie chciała go skrzywdzić, ale mimo wszystko to robiła. Harry szybko cofnął się od postaci i uniósł ręce w obronnym geście, błagając mężczyznę, żeby trzymał się z daleka. Natychmiast zniknęły podmuchy obcych emocji. Czuł się niesamowicie pusty, aż wszystko zrobiło się wyraźne. Pokój powrócił do swojego naturalnego oświetlenia i Harry mógł zobaczyć Syriusza, profesora Dumbledore’a, panią Pomfrey, Tonks, Charlie’ego Weasleya, profesor McGonagall i Viktora Kruma, patrzących na niego w szoku przez półprzeźroczystą, zabarwioną na niebiesko osłonę. Oczy Harry’ego wypełniły się przerażeniem. O co chodziło? Zaczął cofać rękę, gdy powstrzymał go głos Dumbledore’a.

- Harry, opuść tarczę – powiedział spokojnie profesor Dumbledore. – Nie skrzywdzimy cię. Jesteś już bezpieczny. Rozumiesz?

Harry był zbyt zajęty niebieską tarczą, która migotała za każdym razem, gdy poruszył palcem, by odpowiedzieć. To z pewnością było coś nowego. Jego szok przeszedł w ciekawość. Ta tarcza właśnie blokowała emocje wszystkich, by go nie dosięgały. Harry czuł, jak słabnie, ale nie odważył się spróbować obniżyć tarczy. Nie wiedział, czy poradziłby sobie z kolejnymi bombardującymi go emocjami.

Gdy wróciło racjonalne myślenie, pytania zaczęły wypełniać umysł Harry’ego. Jak to robił… i to bez różdżki? To nie było przywołanie różdżki czy nawet drobne uzdrowienie. To była potężna tarcza, którą zwykle trudno było stworzyć z różdżką. Wiedział, że był w trakcie magicznego wybuchu, ale wciąż nie był w stanie tego zrobić. Co to oznaczało? Czy miało to związek z czymś dziwnym, co odkryła ta śmierciożerczyny… McDaniels?

Nie. To nie może być to.

Harry niechętnie opuścił dłoń i patrzył, jak tarcza znika. Emocje szybko ogarnęły go, ale nie tak mocno, jak wcześniej. Emocje nieco przygarnęły, pozwalając Harry’emu naprawdę skupić się na tych, którzy go obserwowali, ale wiedział, że nie wytrzyma długo. Im szybciej znajdzie się w samotności, tym lepiej, choć miał przeczycie, że to będzie ostatnia rzecz, jaką otrzyma.

Ramiona owinęły się wokół niego, pociągając go do twardej klatki piersiowej. Nie musiał unosić wzroku, by wiedzieć, kto go trzyma. Ukrywając twarz w piersi Syriusza, Harry zamknął oczy i spróbował zignorować troskę, opiekuńczość i miłość, które pulsowały z mężczyzny. Każda myśl, że Syriusz go nienawidzi, została zapomniana. To pozwoliło Harry’emu zrobić coś, czego nie robił od dłuższego czasu… zrelaksować się. Ból z blizny zmniejszył się do poziomu irytacji, co było ulgą. Był w tej chwili zbyt zmęczony, by nawet spróbować odeprzeć psychiczne ataki.

Emocje powoli zniknęły, aż stały się delikatnymi falami, które służyły pocieszeniu, a nie bólowi. Nie miało znaczenia to, że w pokoju byli ludzie, którzy o nim rozmawiali. Liczyło się to, że czuł się bezpieczny i chroniony pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie mógł zmusić się do martwienia, co przyniesie jutro, ponieważ w tym momencie był w jedynym miejscu, w którym desperacko pragnął być. Był w domu.

 

2 komentarze:

  1. Nareszcie w domu...szczęście na szczęście nie opuściło chłopaka.:-)
    Ciekawa jestem ,co z tą oklumencją? Dlaczego nie działa?
    I jakie jeszcze moce ,zdolności pojawią się u Harrego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, uff udało się zwiać, Voldemort bardzo wściekły... był przygotowany do walki i to bardzo dobrze ze Kruma rozpoznał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń