Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 12 września 2021

PDJ - Rozdział 21 - Kuszony

W ciemności nocy Harry śnił, jego twarz była dziwnie zarumieniona i gorąca od potu, śnił o ukrytym ogrodzie z fontanną i dużą ilością kwiatów, zarówno pocieszających angielskich róż, lilii i petunii z jego dzieciństwa, jak i bardziej tropikalnych, jak wiciokrzewy, niecierpki, rododendrony i wiele innych.

Siedział na kamiennej ławce z wyrzeźbionymi cherubinami, myjąc twarz w chłodnej wodzie. Przebył długą drogę, ale teraz był tu bezpieczny, w ogrodzie pośród kwiatów i drzew owocowych. Odwrócił się i znalazł obok siebie szklankę słodkiej gujawy i nektaru kokosowego, więc wypił ją spragniony. Kiedy wypił, wstał, by opłukać szklankę w fontannie, poczuł się odprężony i przyjemnie śpiący.

Nagle dało się słyszeć odgłos kroków, nadchodzących brukowaną ścieżką i Harry wyprostował się. Czy wrogowie go znaleźli? Ale nie, bo ścieżką szło małe dziecko, dziewczynka nie starsza niż pięć lat, ubrana w ładną sukienkę ze złotego materiału z małą, rubinową tiarą na złotych lokach. Jej pulchna twarz była blada i ściągnięta, a niebieskie oczy mokre od łez. Wyglądała jak księżniczka z bajki, pomyślał Harry. Księżniczka w niebezpieczeństwie.

- Pomóż mi, proszę! – zapłakała, a wielkie łzy spłynęły jej po twarzy. – On mnie ściga!

- Kto? – krzyknął Harry, wyciągając różdżkę.

- Zły człowiek. Chce mnie ukraść. Pomożesz mi?

Jej oczy wpatrywały się w niego błagalnie i nie mógł oprzeć się zrozpaczonemu, przerażonemu spojrzeniu.

- Tak, ochronię cię.

- Dziękuję! – zalała się łzami.

To wystarczyło. Nigdy nie umiał odmówić płaczącemu dziecku. Ukląkł i powiedział:

- Hej, już w porządku. Nazywam się Harry, nie bój się.

Przysunęła się do niego, jej pulchne ramiona sięgnęły i owinęły się wokół jego szyi.

- Na rączki, Harry. Tak mi zimno. Trzymaj mnie mocno i nie puszczaj. Tu jest tak zimno. I boję się.

- Ciii. – Przytulił ją i okrył swoją szatą, tuląc ją w jej fałdach. – Trzymam cię, jesteś ze mną bezpieczna.

- Wiem. Przytul mnie – błagała i ufnie położyła głowę na jego ramieniu.

Wtedy ją podniósł, zaniósł na ławkę i usadził, tuląc ją mocno.

- W porządku, księżniczko. Ochronię cię przed złym człowiekiem. Jak on wygląda?

Dziecko czknęło. Potem wyszeptało:

- Zobaczysz. – O uśmiechnęła się, małym, zaborczym, zaciekłym uśmieszkiem, choć Harry tego nie widział, ponieważ opierała głowę na jego ramieniu. – Tak łatwo. Tak bardzo łatwo – syknęła, na tyle cicho, by czarodziej jej nie słyszał. A potem przytuliła się do Harry’ego, a jej niebieskie oczy zmieniły się w krwawy szkarłat.

Harry nie wiedział, jak długo siedział, trzymając ją, mogło to trwać od minuty po godzinę, ale nagle zesztywniała i jęknęła:

- Idzie! Czuję go!

- Gdzie?

- Tam! – wskazała jednym, małym palcem i Harry zobaczył cień wysokiego mężczyzny w czarnej szacie, pojawiający się na skraju ścieżki. – Ratuj mnie, Harry!

- Oddaj mi dziewczynkę, chłopcze – wychrypiał mroczny czarodziej, groźnie trzymając przed sobą różdżkę.

- Nie! Po co ją chcesz?

- Żeby ją zniszczyć – zaszydził, a Harry mógłby przysiąc, że gdzieś już widział ten szyderczy uśmiech.

- Idź do diabła! – krzyknął Harry, po czym rzucił Sectumsemprę.

Ale mroczny czarodziej odbił ją i roześmiał się kpiąco.

- Żałosne. Odsuń się, chłopcze, i daj mi ją.

- Nie! Jest pod moją opieką i należy do mnie. – Uniósł różdżkę, by rzucić kolejne zaklęcie, ale potem poczuł, że ziemia zadrżała i nagle spadał…

- Harry, obudź się! Wypij to. – Severus potrząsał jego ramieniem i wyciągał kubek z czymś, co pachniało bardzo jak kawa.

Harry zamrugał i otworzył oczy, po czym podskoczył gwałtownie, trącając ramię Severusa tak, że gorąca kawała wylała się z filiżanki i wylądowała na ramieniu mężczyzny.

- Harry, na miłość Merlina!

- Huh? Och, przepraszam. Bardzo boli?

- Bywało gorzej – westchnął Mistrz Eliksirów. Potem podał swojemu podopiecznemu kubek i potarł jego ramię.

- Przepraszam. Ja tylko… śniłem i byłeś w tym śnie… tak jakby… on wyglądał trochę jak ty… - Harry potrząsnął głową, nie chcąc dyskutować o tym, jak Snape próbował zabić jego i małą dziewczynkę. Popijał kawę, była ciemna i miała bogaty smak, i dała mu zastrzyk energii, gdy tylko ją przełknął.

- Koszmar?

- Nie. Był po prostu dziwny, o ogrodzie i innych rzeczach… - Harry wzruszył ramionami, ignorując szepczący z tyłu głowy głos: Uratuj mnie, Harry! Jest złym człowiekiem. – Nie o… inferiusach z poprzedniego wieczora.

Severus tylko skinął głową.

- Wiem, że nie spałeś zeszłej nocy wystarczająco długo, ale musimy niedługo ruszać. Hedwiga mówi, że Greyback odnalazł nasz trop. Dokończ kawę, jest w niej kilka kropel eliksiru dodającego energii. Da ci wystarczająco energii, by lecieć jakieś dwie godziny, zanim będziemy potrzebować odpoczynku. – Złapał ostre spojrzenie Harry’ego i powiedział: – Nim zapytasz, tak, też go wziąłem i nie, nie jest to eliksir pobudzający, nie sprawy, że będziesz uzależniony i przygnębiony. Jednakże będziesz potrzebować snu, gdy działanie się skończy.

- Dobra, wypiję – powiedział Harry, starając się nie dopuścić irytacji do swojego tonu. Naprawdę, czy Snape musiał się tak unosić i traktować go jak jakieś dziecko? Miał niemal szesnaście lat, na gacie Merlina!

Dmuchnął w zawartość kubka i znów wypił, kończąc kilka minut później.

Hedwiga wleciała na małą polankę, pohukując cicho.

- Pospieszcie się, jastrzębie! Ten Greyback strasznie naciska na pozostałe wilkołaki i wkrótce nas dopadną!

Severus spakował kubki i kociołek machnięciem różdżki, a potem skurczył plecak i przemienił się. Harry zrobił to samo ze swoją pościelą i zmienił się we Freedoma, chwilę potem złapał wiatr i wystrzelił w niebo z pełnym satysfakcji piskiem.

Jednak zaraz został skarcony przez Warriora.

- Cicho, głupi pisklaku! Chyba że chcesz powiedzieć wszystkim żywym stworzeniom w promieniu pięćdziesięciu stóp, że w pobliżu myszołów rdzawosterny?

Freedom poczuł się lekko zawstydzony swoim wybuchem i machnął skrzydłem w stronę starszego jastrzębia w przepraszającym geście, po czym poszybował na północy-zachód w szybkim tempie, a eliksir w jego krwi dodawał mu energii. Cholerny stary pierdziel! Zawsze mnie za wszystko gani. Założę się, że mogę go prześcignąć!

Z jakiegoś powodu lecenie szybciej niż sztywny jastrząb sprawiało, że Freedom poczuł się bardzo zadowolony. Warrior nie mógł go też skarcić za popisywanie się, ponieważ powinni lecieć szybko, z dala od wilkołaków, których niskie wycie pełne gniewu było słyszane gdzieś daleko na dole. Cholerne wilkołaki! Dlaczego nie mogą zostawić nas w spokoju?

Lecieli prosto jak wrony przez jakąś godzinę i dwukrotnie Freedom sądził, że ich zgubili, ale w jakiś sposób wilkołaki pozostały na ich tropie. Hedwiga zaproponowała, że znów zrobi za wabik, ale Warrior odmówił, mówiąc, że taka sztuczka może być wykonana tylko raz i nie chce, żeby się rozdzielali.

Freedom rozkoszował się nowo odkrytą szybkością i energią, gdy wykorzystywał rześkie prądy powietrza, by lecieć szybciej i dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Wiatr szumiał i pieścił go, a on czuł się cudownie, jakby mógł podbić świat.

Podbić świat? Huh? Nie chcę podbijać świata, tylko żyć normalnie z Severusem, pomyślał Freedom, zastanawiając się, dlaczego jego myśli błądzą ścieżkami, które najlepiej, jak pozostaną niezbadanymi.

Tak? – syknął mroczny głos w jego podświadomości. Naprawdę chcesz mieszkać z kimś, kto zawsze beszta cię za wszystko i nigdy nie pozwala ci robić nic fajnego?

Trzepotanie skrzydeł Freedoma zamarło, gdy zastanawiał się nad tym, po czym wznowił lot i odpowiedział sam sobie: To niesprawiedliwe, w ogóle nie mieliśmy czasu na normalne lato, polując na te cholerne przedmioty. A on beszta mnie tylko wtedy, gdy tego potrzebuję.

Mroczny głos zamruczał na ten słodki powód: Ach. I zasłużyłeś na drwiny i kpiny przez te wszystkie szkolne lata? Zasłużyłeś na to, żeby czuć upokorzenie i złość? Nie pamiętasz, jak to było?

A potem przypomniał sobie czasy, kiedy razem z Severusem mieli sprzeczności, kiedy zajęcia eliksirów były czymś, czego bał się ponad wszystkim, ponieważ jego nauczyciel chciał go dopaść, a jedyną rzeczą, której się tam nauczył było szorowanie kociołków, aż świeciły oraz jak kroić szczurze śledziony i pisać linijki. To wspomnienie sprawiło, że skrzywił się, ale wciąż próbował je odepchnąć.

To była przeszłość. Skończyło się, a Snape przyznał, że się mylił i Harry mu wybaczył. Prawda?

On chce cię skrzywdzić, kontrolować. Nie widzisz tego?

Freedom potrząsnął głową. Nie, to było nieprawdą. Warrior chciał go tylko chronić.

Bynajmniej. Chce dla siebie całej sławy i chwały. I uznania za zniszczenie tych przedmiotów. To dlatego nie pozwoli ci nosić sztyletu. Chce go dla siebie, samolubny robal.

Freedom próbował się sprzeciwić, ale oczami wyobraźni widział twarz Severusa, gdy zabierał mu w sierocińcu sztylet, ulgę na niej i coś innego, gdy nalegał, żeby sztylet został z nim.

Powiedział, że może mnie zepsuć. Próbował mnie tylko chronić.

On CHCE, żebyś tak myślał. Dba tylko o to, żeby chronić własną skórę.

Freedom zadrżał. Kiedyś myślał w ten sposób o swoim mentorze, zanim poznał go jako osobę, podczas tych tygodni, kiedy był jego chowańcem. A jeśli to pierwsze wrażenie było słuszne? Jeśli Snape miał swój własny plan i tylko go wykorzystywał?

Tak jak robił to Dumbledore. On też cię okłamywał.

Severus nie jest taki, jak Dumbledore.

Nie? Jest stworzeniem Dumbledore’a… jego szpiegiem. Zna dobrze sztukę zdrady. Nie ufaj mu.

Freedom czuł się tak, jakby leciał przez mgłę, wszystkie jego myśli były przytłumione watą, wirowały i wiły się w jego mózgu jak liście podczas wichury i nie mógł ich ogarnąć. Zdezorientowany i zdenerwowany, przeleciał w milczeniu nad rozległym lasem – dotarli do granicy Walii.

- No dalej, Freedom. Myślę, że tu będzie bezpiecznie na chwilę odpocząć, może trochę zapolować – zawołała Hedwiga, po czym ona i Warrior skierowali się w dół, w stronę drzew.

Freedom ruszył za nimi, wciąż zdezorientowany i zły na Warriora.

Wkrótce odkrył wiele zwierzyny w lesie i złapał sobie grubego królika, którego pożarł szczęśliwie sam. Z jakiegoś powodu wciąż widział obraz siebie, atakującego Warriora i zabijającego go, więc szybko odsunął to niepokojące uczucie na bok. Był zmęczony i chciał więcej snu, dlatego pojawiał się te przerażające obrazy.

Starannie wyczyścił szpony i wygładził piórka, zdejmując z nich wszelkie ślady krwi, nim dołączył do swoich towarzyszy, odpoczywających na gałęzi dębu. Hedwiga spojrzała na niego czule, po czym wsunęła głowę na swoją klatkę piersiową i zasnęła. Freedom rzucił jej rozbawione spojrzenie, po czym spojrzał na wielkiego, czarnego jastrzębia z jego absurdalnie śnieżnymi piórami na piersi.

Warrior miał głowę pod skrzydłem, ale podniósł ją, gdy wrócił Freedom, ćwierkając cicho:

- Udane polowanie, Freedom? A może chcesz, żebym złapał ci nornicę?

Komentarz Warriora miał dokuczliwy charakter, ale uderzył we Freedoma w niewłaściwy sposób, więc jastrząb warknął:

- Dla twojej informacji, złapałem sobie królika i nie potrzebuję twojej pomocy. Nie jestem jakimś pustogłowym wróblem!

Warrior cmoknął językiem.

- Uspokój się, pisklaku. Jesteś zmęczony i nie w humorze, jeśli obrażasz się na mój żart. Śpij.

- Nie jestem zmęczony.

- Więc nie śpij. Ale nie przychodź do mnie z jęczeniem, że bolą cię skrzydła po ledwie godzinnym locie – powiedział Warrior i odwrócił się plecami, by ponownie zasnąć.

Nie będę. Jestem wystarczająco dorosły, by wiedzieć, kiedy potrzebuję snu, a kiedy nie. I nie jestem nawet w najmniejszym stopniu zmęczony. Zupełnie – powiedział sobie stanowczo myszołów, jednak cztery sekundy później jego oczy zamknęły się i ponownie śnił.

- Potter przekracza granice, od kiedy przybył do tej szkoły – zadrwił Snape do Dumbledore’a, Kidy ujawniono, że imię Harry’ego zostało umieszczone w Czarze Ognia…

- Pokaż, co masz w kieszeniach, Potter! Widziano cię dzisiaj w Hogsmeade, gdzie dyrektor specjalnie zabronił ci przebywać. A teraz pokaż kieszenie i chcę zobaczyć, co w nich ukryłeś! – Severus spojrzał na niego groźnie, dręcząc go, póki nie pokazał profesorowi czystego pergaminu, którym była Mapa Huncwotów…

Szaty Snape’a szeleściły wokół jego kostek, gdy szedł między rzędami kociołków, spoglądając na uczniów jak wampir spogląda na smakowity kąsek. Zatrzymał się przed Harrym i spojrzał na małego drugoklasistę ze swoim opatentowanym uśmieszkiem.

- Potter, jak to nazwiesz? – Zanurzył pręt do mieszania w kociołku Harry’ego i wyciągnął ociekający brązową mazią. – Wydaje mi się, że przydzieliłem ci eliksir uspokajający, a nie szlam bagienny. Czytałeś w ogóle instrukcje, Potter, czy po prostu wpadłeś na genialny pomysł, by wszystko wrzucić, zamieszać i mieć nadzieję na cud?

- N-nie, proszę pana. Nie wiem, co się stało…

- Na szczęście ja wiem. Twoja zarozumiałość przeszkodziła nauce właściwej metody i instrukcji, więc teraz straciłeś piętnaście punktów od Gryffindoru. Evanesco!

Usunął zawartość kociołka Harry’ego i ruszył dalej, pozostawiając chłopca patrzącego wściekle na jego plecy.

Tłusty nietoperz! Ma w głowie tylko składniki eliksirów i obelgi.

Freedom wzdrygnął się i zadygotał we śnie – nie podobały mu się wspomnienia, które musiał przeżywać, ale jego umysł wciąż je pogłębiał, aż w końcu obudził się, wciąż zrzędliwy i nie w humorze. Posępnie wzleciał z gałęzi w otwarte niebo, ignorując pytanie Hedwigi, jak się czuje. Czuł się jak nietoperze guano, ale nie chciał o tym rozmawiać z którymkolwiek z towarzyszy, bo przecież i tak nie mogli mu pomóc.

Poniżej, pięć pozostałych w sforze Greybacka wilkołaków węszyło w powietrzu w poszukiwaniu utrzymującego się zapachu jastrzębi, ale na chwilę powstrzymała ich chłodna bryza, wiejąca z południa, która zdmuchnęła zapach z ich dużych nozdrzy. Siedzieli przykucnięci pod dębem, na którym trzy ptaki odpoczywały niecałą godzinę wcześniej, wałęsając się i drapiąc pazurami bruzdy w wilgotnej ziemi.

- Grrrr! – warknął Greyback, ukazując ogromne, krzywe kły i z frustracją wyciągnął rękę, by zostawić głębokie ślady pazurów na starym drzewie. – Jak mogłeś stracić ich zapach po tak długim czasie, Mayhem? – Spiorunował wzrokiem nieco mniejszego wilkołaka, który miał ciemne futro, sterczące na całym jego ciele, ale był najlepszym tropicielem w stadzie, jego nos był tak wrażliwy, że mógł śledzić zdobycz lecącą w powietrzu.

- Ja… nie wiem, sir. – Mayhem pociągnął nosem mocno i długo, w powietrzu było coś, co przypomniało mu… spaloną stal, ostry posmak, od którego po powąchaniu się ślinił.

- Coś?

- Cóż… jest coś… ale to nie pachnie jak jastrząb.

- Więc przestań to wywąchiwać! – Greyback odwrócił się i mocno ugryzł Mayhema w ucho, kalecząc go.

- Auuu! – młodszy zaskomlał, kuląc się i krótko pokazując gardło w geście uległości.

- Ach, przestań jojczeć, duży dzieciaku. To nie bolało. Lucjusz nie zapłaci mi teraz za zgubienie śladu – zauważył bezlitośnie Greyback, szydząc z jęczącego Mayhema, który próbował zatamować szmatką, którą podał mu jeden z członków stada krew, kapiącą z jednego ucha. Lucjusz był wściekły, kiedy Greyback użył świstoklika, by powrócić z Transylwanii bez czarodzieja albo horkruksa i zagroził, że rzuci na niego klątwę Cruciatus, jeśli nie ruszy tyłka i nie sprowadzi natychmiast dwóch łajdaków. Greyback poczuł, że jego uszy płoną na wspomnienie, jak traktował go arystokratyczny czarodziej. „Mistrz nigdy nie tolerował porażek swoich podwładnych i ja też nie będę. A teraz znajdź ich albo dowiesz się, jak to jest mieć wnętrzności wykręcone na lewą stronę. Zrozumiano?”

Potem rzucił wilkołakowi piorunujące spojrzenie swoją magiczną gałką oczną i Greyback odkrył, że pokazuje gardło i zgadza się na wszystko, co powiedział chytry drań. Nadal odczuwał zniewagę z powodu despotyczności Malfoya. Nawet Voldemort nigdy nie traktował Greybacka jak wynajętego psa. Czarny Pan szanował mistrza wilkołaków tak, jak powinien to robić czarodziej. Greyback zjeżył się i wyobraził sobie, że pewnego dnia dopadnie aroganckiego pana Dworu Malfoyów i nauczy robala prawdziwe znaczenie bólu, gdy będzie zjadał jego wątrobę, podczas gdy czarodziej dalej będzie oddychał.

Polowanie na dzikiego jastrzębia kosztowało mnie połowę stada przez te cholerne wilczaki. Ach, zawsze mogę pogryźć więcej dzieci i przyprowadzić ich do siebie. Muszę jednak znaleźć jakieś starsze, żeby dotrzymały kroku reszcie. Greyback zlizał krew z ust, po czym odwrócił się i spojrzał na Mayhema.

Mayhem pociągnął nosem, po czym wydał z siebie okrzyk zwycięstwa.

- Panie, znalazłem! Znalazłem! – zaskomlał. Właściwie jastrzębi zapach nadal był przyćmiony dziwną, metaliczną skazę, ale Mayhem tego nie powiedział. Miał wrażenie, że podążając za tym zapachem, znajdą swoją zdobycz.

Mając dziwny zapach, palący mu gardło, Mayhem pomknął między drzewa, a jego nienaturalnie długie nogi szybko pokonywały kilometry terenu przed nimi.

- Blookfang, Destruction, Doom i Plague, ruszajcie! – szczeknął Greyback, a reszta sfory posłuchała.

Nie przejmowali się tym, czy zostaną zauważeni, ponieważ potrafili biegać tak szybko, że byli tylko rozmazanymi plamami, a mugol, który jakoś zdołałby rzucić na nich okiem, nie byłby w stanie powiedzieć, na co patrzy. Mugole byli jak owce, nigdy nie zauważali rzeczy, chyba że były one tuż pod ich nosami.

Greyback biegł z lekko wywieszonym językiem, smakując powietrze. Żałował, że cholerny Snape jest animagiem ze skrzydłami, bo inaczej mógłby posmakować przerażenia i strachu, kiedy się do niego zbliży, a ten zapach odurzał wielkiego wilkołaka prawie tak samo, jak świeża krew. Szkoda, że Lucjusz zabronił mu skrzywdzić Snape’a albo bachora Potterów, bo byłby zachwycony, słysząc krzyki Snape’a, gdy będzie zjadał go, po jednym małym kęsie, zachowując serce na sam koniec. Albo jeszcze lepiej, cholerny zdrajca będzie patrzył, jak najpierw zje Pottera, a samo myślenie o tym sprawiło, że wilkołak zaczął się ślinić, a drobiny piany spadły z jego pyska i uderzyły w drzewo, obok którego przebiegał.

- Czarodziej rodzi się z pewną zdolnością do używania i przechowywania magii – wyjaśnił Severus, podczas krótkiego odpoczynku po południu. Byli niemal w Yorkshire i jak dotąd nie słyszeli żadnych odgłosów pościgu. Tak jak obiecał, mówił Harry’emu o tym, jak mógł rzucać zaklęcia bitewne i inną magię bez całkowitego wyczerpywania się. – Dumbledore naprawdę powinien zorganizować zajęcia z teorii magii w szkole, powinieneś się tego nauczyć w ramach studiowania własnej magii o wiele wcześniej. – Severus przewrócił oczami i westchnął. – Jednakże stary kozioł jest tradycjonalistą i będzie się trzymał tych samych zajęć, które były za jego czasów, bez względu na to, że za jego młodości, młodzi czarodzieje korzystali z pomocy magicznych nauczycieli, zanim poszli do szkoły, by wszystko wyjaśnili, za wyjątkiem mugolaków oczywiście, którzy musieli zmagać się z tym na własną rękę, póki nie otrzymali mentora. Jednak to dygresja. – Potrząsnął głową i wrócił do swojego pierwotnego tematu. – Ogólnie rzecz biorąc, im silniejszy magicznie jesteś, tym większe masz rezerwy magiczne, zwykle proporcjonalne do magicznej siły. Jednak było kilka przypadków, gdy czarodzieje mieli znacznie większe rezerwy niż moc i zwykle poprzez mentalne połączenie mogli przekazać innemu czarodziejowi moc, którą zgromadzili. Niegdyś byli znani jako Łącznicy i często służyli wielkim czarodziejom, gdy ci podejmowali się jakiejś większej pracy.

- Dobrowolnie? Czy byli niewolnikami? – zapytał podejrzliwie Harry.

- Większość dobrowolnie, bo wtedy uważano za zaszczyt pracować z wielkimi magami, takimi jak Merlin, Godryk Gryffindor czy Lady Rowena Ravenclaw. Jednak kilku zostało „stałymi sługami”, jak ich nazywano i służyli swojemu panu czarodziejowi albo pani czarownicy przez całe życie. Plotka głosi, że Łącznicy pomogli ukształtować Hogwart i osłony wokół błoni, które nie mogłyby przetrwać tak długo, gdyby Łącznicy nie pomogli swoim mistrzom-magom.

- Naprawdę? – Pomimo zmęczenia, Harry zaczął interesować się tym tematem. – Nigdy tego nie czytałem w Historii Hogwartu.

- Humph! Dziwię się, że w ogóle ją czytałeś. A może po prostu słuchałeś, jak panna Granger czyta ci ważniejsze fragmenty? – zapytał porozumiewawczo Severus, a Harry zaczerwienił się, przyłapany.

- Dobra, tylko ją przejrzałem, ale Hermiona nigdy nie wspominała niczego o Łącznikach czy cokolwiek.

- Ta księga nie zawiera wszystkiego, co trzeba wiedzieć o zamku, Harry. Ten, kto ją napisał i ci, którzy coś dodali potem, prawdopodobnie nie czuli potrzeby wspominania o roli Łączników, ponieważ ci, którzy pomogli zbudować zamek, byli od dawna martwi i przez większość czystokrwistych byli uważani za użyteczne narzędzia, a nie za ludzi.

- Ale to po prostu… złe. Chcesz mi powiedzieć, że ci czarodzieje umarli, by uchronić Hogwart przed czarną magią i nawet nie są wymienieni w dopiskach?

- Tak. Czy nigdy nie słyszałeś powiedzenia – zwycięscy piszą historię? Było to prawdą tak wtedy, jak i teraz. W naszym świcie jest wiele rzeczy ukrytych, zakopanych pod kłamstwami i półprawdami. Im więcej się dowiesz, Harry, tym mocniej się dowiesz, że to prawda.

- Jak ty dowiedziałeś się o Łącznikach?

- Przeczytałem kilka książek o naturze magii w dziale Ksiąg Zakazanych i rozmawiałem z Argusem Filchem.

- Filchem? Ale to charłak. Co on wie o magii?

- Może nie być w stanie używać daru, ale wie więcej o teorii niż połowa uczniów, która kiedykolwiek uczęszczała do Hogwartu, wliczając w to pana, panie Potter – skarcił go Snape. – Argus jest teraz ostatnim Łącznikiem, mieszkającym w Hogwarcie i jest o fakt znany tylko mnie i dyrektorowi.

Harry zagapił się na niego.

- Czy to dlatego nigdy nie opuszcza szkoły?

- Tak. Podpisał kontrakt ze starym dyrektorem, Dippetem, że pozostanie w szkole jako zarządca i będzie służył jako Łącznik dla dyrektora tak długo, jak żyje zamek. I jest tak do dzisiaj. W zamian ma pokój, wyżywienie i stypendium, ale nie dalej, a dyrektor chroni go przed tymi, którzy są uprzedzeni co do charłaków.

- Ale… to po prostu… on tu utknął na zawsze… Nic dziwnego, że jest takim starym zrzędą. Jak mógł się na to zgodzić?

- Wszyscy robimy to, co musimy, żeby przeżyć, Harry. Nasz świat nie jest łaskawy dla charłaków i Łączników – powiedział krótko Severus. – Argus uznał, że musi najlepiej wykorzystać to, co ma , tu ma miejsce do spania, jedzenie i dach nad głową, a to lepsze niż żebranie na ulicy Pokątnej. Wybrał to, Harry, nie był zmuszony.

- Czy kiedykolwiek może zostać uwolniony?

- Być może, jeśli nowy dyrektor przejmie stanowisko i zgodzi się go uwolnić z jego kontraktu – stwierdził Severus. – W każdym razie, gdy czarodziej dorasta, jego zdolność do przechowywania magii wzrasta proporcjonalnie do jego zdolności magicznych, a więc jestem w stanie przechować w moich osobistych rezerwach dużo więcej magii niż ty, ponieważ jesteś tylko uczniem. Pomyśl o swoich magicznych rezerwach jak o rodzaju… baterii samochodowej, jak by to określili mugole. Kiedy jesteś młody, napełniasz baterię tylko do połowy, ale jak dorastasz i jesteś bardziej uzdolniony, możesz napełnić baterię w pełni i wykorzystać ją w razie potrzeby. Ale uważaj, bo kiedykolwiek wyczerpiesz swoje rezerwy, będziesz słaby, chory i nie będziesz w stanie rzucać zaklęć, póki nie wyzdrowiejesz. Ale dzieje się tak tylko wtedy, gdy używasz magii przekraczającej twoje możliwości lub jesteś w sytuacji zagrożenia życia. Rzucenie zaklęć odpowiednich do twojego poziomu wiedzy i mocy nigdy nawet nie dotknie twoich rezerw. Czy rozumiesz teraz, dlaczego byłeś tak wyczerpany, a ja ostatniej nocy nie czułem się tak źle?

Harry skinął głową, usatysfakcjonowany wyjaśnieniem, ale niewielka jego część narzekała, że to niesprawiedliwe, że jego mentor był silniejszy od niego.

Możesz być mistrzem. Mogę sprawić, że tak będzie - wyszeptał ten cichy głos, a Harry poczuł, że po jego kręgosłupie przebiega dreszcz i spiorunował Severusa wzrokiem, gdy starszy mężczyzna był odwrócony, a uraza i zazdrość narastały z jakiegoś mrocznego miejsca w jego wnętrzu. Dobrze, bo nigdy nie będę niewolnikiem.

Severus odwrócił się, by zasugerować, by lecieli dalej, bo odpoczywali przez dobrą godzinę, kiedy po raz kolejny usłyszeli lodowaty krzyk wilkołaka na ich tropie, niósł się między drzewami i odbijał echem od wzgórz. 

- Cholera jasna! - wybuchł Harry. - Jak oni nas znajdują? Myślałem, że nałożyłeś zaklęcia na sztylet!

Severus skrzywił się, urażony tym, że jego własny praktykant potraktował go jak ucznia.

- Uważaj na swój ton, panie Potter. Nie wiem, jak ciągle znajdują nasz ślad, ale sprawa jest dyskusyjna. Nie mogę teraz używać energii na zwiększenie osłon, ponieważ muszę być w stanie lecieć bez łamania skrzydeł. - Potem przemienił się w Warriora i wystrzelił w niebo.

Gdyby pozwolił mi nieść sztylet, chroniłbym go lepiej, pomyślał ze złością Freedom. Ale nie, traktuje mnie jak cholerne dziecko albo idiotę. Jego potrzeba chwycenia sztyletu rosła z każdą mijającą minutą, aż miał ochotę wylądować na Warriorze i wyrywać jego pióra, póki się nie zgodzi.

Chwilę później poczuł przerażeniem i część jego, która wciąż była Harrym Potterem, bełkotała: Co do diabła jest ze mną nie tak? Nie chcę skrzywdzić Warriora. Dlaczego czuję się taki… odległy… tak zły… wszystko jest we mgle…

Ale jego słaby protest został zagłuszony przez falę gniewu, urazy i gdzieś z tyłu umysłu usłyszał śmiech małego dziecka: Oszukał cię, oszukał cię, nigdy nie ufa się czarodziejowi, przenigdy.

Freedom leciał gwałtowniej, naciskając, aż jego mięśnie skrzydeł paliły i bolały ze zmęczenia, niepewny, czy próbował prześcignąć wilkołaki na ziemi, czy wewnętrzny głos, który zachęcał go do nienawidzenia i bania się swojego mentora.

Wilkołaki ścigały ich nieubłagalnie, najwyraźniej zdolne do biegu bez zmęczenia, a wyczerpujące tempo zaczynało działać na wszystkich, nawet wysłużoną sowę pocztową. Warrior mógł stwierdzić, jak stres związany z pościgiem był związany z młodym myszołowem, ponieważ Freedom leciał chaotycznie, a jednak kiedy starsze drapieżniki zaproponowały, że pozwolą odpocząć mu na krótką chwilę na ich skrzydłach, z irytacją warknął, że poradzi sobie sam i odesłał ich z kwitkiem.

Warrior miał ochotę ugryźć go za bezczelność, ale powstrzymał się, przypominając sobie, jaki drażliwy był w tym wieku i jak bardzo chciał pokazać, że jest zdolny do radzenia sobie sam. Młodzież w tym wieku jest taka drażliwa, a on jest pod większą presją niż jakikolwiek znany mi nastolatek. Kiedy to się skończy, wyjaśnię mu, że w domu taka postawa nie będzie tolerowana. Jastrząb spojrzał w dół i ku swojemu przerażeniu zobaczył pięć wilkołaków, przeskakujących przez wysoką trawę wrzosowiska. Będą ścigani ze wszystkich stron, aż do końca… Przeleciał mu przez głowę fragment przepowiedni Trelawney, prychnął i zmusił skrzydła do szybszego uderzania. Ze wszystkich sytuacji, kiedy Jasnowidzka miała rację, dlaczego musiało to być teraz?

 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mam nadzieję że Harry naprawdę zorientuje się że z tymi snami, myślami jest coś nie tak... chociaż raz to zauważył, ale czy Severus nic nie zauważył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń