Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 24 września 2021

PDJ - Rozdział 22 – Pokonany

Dopiero nieco po północy jastrzębiom i sowie udało się pozbyć wilkołaków. Dwa razy Freedom i Warrior zaatakowali wilkołaka, który prowadził polowanie, pozostawiając paskudne ślady szponów na jego ramionach i głowie, ale nie było to nic, czego bestia by nie wyleczyła. Skóra wilkołaka była magicznie twarda i bardzo trudna do przebicia, nawet szponami jastrzębia. Ale nie mogli spróbować zaatakować wilkołaka kilkukrotnie, ponieważ mieli oni przewagę liczebną, a jastrzębie były zmęczone lotem, a najważniejszą w tej chwili rzeczą było uniknięcie pościgu i dotarcie do Hogwartu. Zadowolili się więc krótkimi próbami i nękaniem, oszczędzając większość energii na lot.

Severus był prawie pewny, że to wpływ sztyletu był powodem, dlaczego wilkołaki wciąż ich odnajdywały. Musiał jednak znaleźć bezpieczne miejsce na odpoczynek, zanim rzuci na ostrze jakąkolwiek silną osłonę kamuflażową. Takie rzeczy były delikatne i zajmowały dużo czasu, zwłaszcza próbując zasłonić przedmiot, który był tak stary i czarno magicznie silny. To będzie wymagało od niego wszystkich umiejętności jako mistrza szpiegów.

W końcu dotarli do samotnego wrzosowiska bardzo blisko granicy między północną Anglią a Szkocją, było tam bardzo niewiele osad, w większości utrzymywano je w stanie dzikim w ramach aktu ochrony przez brytyjski parlament. Jastrzębie odkryły starożytny kopiec kamieni i postanowiły rozbić obóz w jego pobliżu, choć nie za blisko, chociaż Snape był pewny, że miejsce nie było nawiedzone.

Hedwiga zgłosiła się na ochotnika, by bawić się w kotka i sowę z wilkołakami, utrzymując ich zajętych na tyle długo, by Severus mocniej osłonił sztylet. Mistrz Eliksirów podziękował śnieżnemu ptakowi, po czym rozbił obóz.

- Zjedz coś i odpocznij, Harry – powiedział swojemu podopiecznemu, który cały dzień był ponury i niekomunikatywny. – I nie zapomnij zamknąć umysłu. Ta osłona i maskowanie może zająć mi całą noc.

Harry przygotował im nieco zupy i kanapki, błogosławiąc przewidywalność Twixie, która dała im jedzenie i napoje, które można było łatwo przygotować, prawie bez myślenia, a jednak były pożywne, sycące i dobrze smakowały. Chociaż Harry nie miał ostatnio zbytniego apetytu, zrzucił to na stres związany z lotem i brakiem snu, zawsze tak było, gdy był zestresowany.

Po zjedzeniu, Harry poszedł ustawić osłony wokół obozu, narzekając trochę, ponieważ nie miał w tym doświadczenia i był zmęczony. Spojrzał na swojego mentora, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na ziemi w pobliżu małego ogniska oraz Sztylet Niezgody, który spoczywał na jego kolanach, owinięty materiałem. Severus mamrotał zaklęcia i wykonywał ruchy różdżką, a jego magia dryfowała po ostrzu małymi spiralami i iskrami, jak diamentowy pył, lśniący w ciemności.

Harry poczuł, jak jego wnętrzności zaciskają się z tęsknoty, gdy zobaczył sztylet. Chciałbym, żeby był mój. Chce mnie. Potrzebuje mnie.

Wtedy naszła go straszna potrzeba i przez jedną okropną chwilę miał ochotę przebiec przez polanę, chwycić sztylet i odlecieć z nim. Wpatrywał się w Severusa z mieszaniną podziwu i nienawiści na twarzy. Chwilę później zamrugał i przetarł oczy, niepewny, co się właśnie stało.

Musiałem odpłynąć na moment. No cóż, zdarza się, a jestem prawie tak zmęczony, że nie mogę iść prosto. Machnął różdżką ostatni raz i poczuł, jak ostatnia osłona zostaje postawiona na miejscu. Gotowe. Teraz mogę odpocząć. Wtedy jego posłanie na twardej ziemi wyglądało jak Nirvana.

Zamknął oczy i próbował znaleźć swoje centrum, ale z jakiegoś powodu dziś wieczorem unikał mu spokój medytacji i po kilku chwilach zrezygnował, przez krótki czas obserwował swojego mentora zaćmionymi oczami, a potem pochylił głowę i zasnął.

Po raz kolejny Harry był w pięknym ogrodzie, słuchając plusku fontanny i szeptania słodkiej pieśni, gdy siedział na kamiennej ławce. Powietrze pachniało tropikalnymi kwiatami, mocne perfumy wywołały u niego kaszel, a kiedy wdychał powietrze, czuł lekkie zawroty głowy i dezorientację. Ale kwiaty były tak słodkie, że naprawdę nie miał nic przeciwko. Oparł się o ławkę, a kamienne oparcie było tak wygodne, jak miękka, skórzana kanapa w wieży Gryffindoru. Tym razem słyszał odległe odgłosy świergotu ptaków, choć czuł się zbyt leniwy, by spróbować zrozumieć, co mówią. Drzemał krótko na słońcu, zadowolony i szczęśliwy.

- Harry! Harry!

Obudził się gwałtownie i zobaczył, jak mała księżniczka biegnie w jego stronę, jej mała, rubinowa tiara była przekrzywiona, jej złota sukienka nieco zabłocona na rąbku, ale jej oczy były tak jasne, a uśmiech tak słodki jak zawsze. Bez wahania wpadła w jego ramiona.

- Tęskniłeś za mną?

- Bardzo – odpowiedział i odkrył, że tak właśnie było. Trzymanie jej sprawiło, że czuł się… kompletny, jakby swędziało go i się podrapał. – Jak się dzisiaj masz.

Zrobiła krzywą minę.

- Niedobrze. Czuję się stłamszona. Nienawidzę tej sukienki – wskazała na swoją suknię. – I te buty. Są za ciasne. – Kopnęła o ławkę jedną stopą, na której był mały, złoty bucik. – Pomóż mi je zdjąć.

Harry zawahał się, bo coś mu mówiło, że nie byłby to zbyt błyskotliwy pomysł.

- Uch… może lepiej je zachowaj. Twoi rodzicom nie będzie się podobać, jeśli będziesz chodzić bez butów.

- Kogo to obchodzi? To tylko mój ogród. Harry, proszę? Proszę?

Jej oczy wpatrywały się błagalnie w jego własne i poczuł, że się topi, nie mogąc oprzeć się pięknemu dziecku.

- W porządku.

Pochylił się i ściągnął pierwszy but, a potem drugi.

- Dziękuję!

Dziwnie zimny wiar zaczął przechodzić przez ogród. Harry zmarszczył brwi.

- Wygląda na to, że nadchodzi burza.

Księżniczka wzruszyła ramionami.

- Na to wygląda. – Przywarła do Harry’ego, patrząc w dół ścieżki, a jej uśmiech był tryumfalny i złośliwy.

Harry poruszył się we śnie i wstał, jego oczy były otwarte, ale nie był obudzony. Jego świadomość została osłabiona przez pradawne zło i był prawie całkowicie pod wpływem Sztyletu Niezgody. Sztylet był owinięty w zaklęte płótno, Severus właśnie skończył zaczarowywać je, aby schowało starożytne ostrze i zaraz potem zasnął. Leżał na dnie plecaka Mistrza Eliksirów.

Był wściekły, że został związany i próbował uwolnić się z przytłaczających osłon, które rzucił profesor, używając najłatwiej dostępnego nażęcia, jakie miał w rękach, czyli ucznia, którego uwiódł w snach poprzedniej nocy. Znów wypuścił swoje macki, wkraczając w podświadomość chłopca, subtelnie zachęcając chłopca do buntu i oszukania jego mentora.

Harry przeszedł przez obóz cicho jak cień i ukląkł obok śpiącego Severusa. Prawie nieświadomie otworzył plecak i zaczął w nim grzebać, gorączkowo szukając sztyletu. Kiedy go znalazł, przycisnął go do siebie, mocno go przytulając. W końcu. Jesteś mój! Zaczął go odwijać, uwalniając go z magicznie wiążącego materiału, który go trzymał.

Zabezpieczenia związane ze sztyletem nie reagowały na niego, ponieważ nie praktykował mroku, na co ustawił je Severus. Choć był zaczarowany, jego aura wciąż nie była splamiona krwią i śmiercią, więc osłony pozwoliły mu wziąć sztylet i rozwinąć tkaninę.

- Co zrobiłeś, idioto? – zagrzmiał mężczyzna w czerni, jego szaty zawirowały groźnie wokół jego kostek.

Księżniczka wtuliła się w pierś Harry’ego, trzęsąc się.

- Nie pozwól mu mnie zabrać, Harry! Chcę zostać z tobą. Należę do ciebie. Tylko do ciebie.

- Ciii, zapewnię ci bezpieczeństwo.

- Zapewnisz jej bezpieczeństwo? – zaszydził mroczny czarodziej. – Nie masz pojęcia, z czym masz do czynienia. Ona właśnie tego chce. Przyciskasz do piersi żmiję, chłopcze.

- Zamknij się! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić! A teraz wynoś się!

Mroczny czarodziej roześmiał się niewesoło.

- Nie, póki nie dostanę tego, po co mnie wysłano. Ta… dziewczynka umrze albo ty umrzesz. Wybieraj. – Jego różdżka była skierowana bezpośrednio w serce Harry’ego.

W drugim mężczyźnie było coś, co dręczyło Harry’ego. Gdzie wcześniej widział tą twarz, słyszał ten głos? To było strasznie znajome.

Księżniczka zaczęła płakać.

- Nie chcę umrzeć! Pomóż mi, Harry! Nie pozwól mu mnie zabić tak, jak zabił twoją matkę.

- Moją matkę? – powtórzył zmieszany Harry.

- Tak, zabił ją! – zawołała księżniczka. – Obiecał ją chronić, a potem zdradził ją swojemu panu. Zginęła, bo próbowała cię ratować, ale gdyby nie on, nie byłoby to konieczne.

- Kłamiesz!

- Tak? – zapytała niewinnie księżniczka. – Harry, komu wierzysz, mrocznemu, pokręconemu czarodziejowi, czy mi?

Harry znów się zawahał. Jakaś jego część bardzo pragnęła zaufać małemu, niewinnemu dziecku, które przysiągł chronić, a jeszcze inna część nakłaniała go, by zaufał mrocznemu czarodziejowi.

Ale oskarżycielskie słowa dziecka odbijały się echem w jego głowie.

Zabił twoją matkę!

Matkę, którą ledwo pamiętał, za którą zawsze tęsknił.

Poczuł, że jego oczy zalewają się łzami.

Mała rączka uniosła się i poklepała go po twarzy.

- Biedny Harry! – zagruchała księżniczka. – Nie smuć się. Zawsze będziesz mnie mieć. Nigdy nie pozwól mi odejść.

- Przestań! Nie widzisz, co ona ci robi? – wykrzyknął czarnoksiężnik.

- Powiedziała mi prawdę! Jesteś zdrajcą. Zabiłeś moją matkę.

- Posłuchaj mnie…

Ale potem księżniczka zaczęła płakać, a jej głośne lamenty zagłuszały resztę słów czarodzieja.

- Chce mnie zabić, Harry. Musisz go powstrzymać.

- Jak?

- Pierwszy go zabij – odpowiedziała księżniczka, wciąż ocierając łzy z oczu.

- Zabić? Chciałem go tylko… eee… wypędzić.

- Nie, to nie zadziała. Przykro mi, ale musisz go zabić. Tylko wtedy będę wolna. – Spojrzała na niego i ponownie wpadł w sidła. – Uwolnij mnie, Harry. Zabij go, niegodziwego, starego nietoperza, i uwolnij mnie.

Harry przełknął ślinę, ale stwierdził, że nie może się powstrzymać od posłuszeństwa. Postawił księżniczkę na ziemi obok siebie i wyciągnął różdżkę.

W prawdziwym świecie owinięcie spadło ze Sztyletu Niezgody i Harry chwycił go w dłoń. Gdy tylko jego palce zacisnęły się na rękojeści, magia w rubinie rozbłysła, pokryła jego dłonie i ostrze głębokim, czerwonym blaskiem, podobnym do starej krwi.

W końcu! Nadszedłeś! Dziecko przepowiedni, należysz do mnie! – zaśpiewał sztylet, jego głos był wysokim, dzikim tonem szaleństwa i potępienia. Weź mnie. Użyj mnie. Jestem głodny. Potrzebuję krwi, żeby zaspokoić apetyt.

Harry powoli wstał i trzymając w jednej ręce sztylet, zwrócił się w kierunku śpiącego Mistrza Eliksirów. Wciąż nie widząc nic, podszedł w milczeniu do Severusa, który spał na plecach, zrelaksowany i nieświadomy śmiertelnego niebezpieczeństwa, które nad nim wisiało.

Daj mi krwi! Słodkiej, gorącej i wypełnionej magią! Ach, tak! Jestem spragniony i wykończony. Atakuj, chłopcze! Jest wrogiem, życzy ci krzywdy i chce mnie zatrzymać dla siebie, mruczał sztylet.

Harry potrząsnął głową.

- Nie! Należysz do mnie.

Dokładnie – w głosie sztyletu była ogromna satysfakcja. A teraz… zabij go i poznaj znaczenie prawdziwej mocy, Harry Jamesie Potterze. Zrób to! ZABIJ GO!

Rozkaz sprawił, że Harry rzucił się do przodu, ściskając w dłoni sztylet tak mocno, że mógłby on być przyspawany, ponieważ wola starożytnego, złego artefaktu opanowała go całkowicie.

Uniósł rękę, wycelował sztylet prosto w unoszącą się i opadającą pierś swojego mentora.

Severus poruszył się, jakiś instynkt kazał mu się obudzić. Otworzył oczy.

Zobaczył stojącego nad nim Harry’ego, otworzył usta, by zapytać go, co się stało, a potem błysnęło złoto, gdy Harry, mając na twarzy maskę nienawiści i wściekłości, wbił sztylet w jego klatkę piersiową.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz