Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 23 października 2021

MH - Rozdział 24 – Ukryte zagrożenie

Ani Harry, ani profesor Dumbledore nie odezwali się ani słowem przez dłuższą chwilę. Osobiście Harry czekał, aż Dumbledore znów powie coś, co poprawi nastrój, ale obawiał się, że jego szansa w przepadła w Hogwarcie. Wszystko nagle wydawało się o wiele bardziej… prawdziwe, niż w szkole. Naprawdę tu byli. To się naprawdę działo. Jego gniew na profesora Dumbledore’a nagle nie wydawał się tak ważny. Wydawało się, że ujawnienie „błędu” profesora Snape’a wydarzyło się wieki temu.

- To tutaj Tom Riddle przyprowadził swoje młodzieńcze ofiary – powiedział w końcu Dumbledore, przerywając ciszę. – W pobliżu jest coś w rodzaju wioski, którą odwiedzały sieroty. Riddle zdołał wymknąć się z dwójką dzieci, by je sterroryzować, chociaż wierzę, że sama podróż w to miejsce już wykonała to zadanie. Mamy jeszcze trochę do przejścia, by dotrzeć do jego ostatecznego celu… i naszego. Za mną, Harry.

Zbliżyli się do krawędzi skały, na której stali i ujrzeli zbiór wnęk, tworzących oparcie na stopy w dół do skał częściowo zanurzonych w wodzie uderzającej o urwisko. Zejście wyglądało na niebezpieczne, nawet dla doświadczonego wspinacza. Zimna morska woda spryskiwała im twarze za każdym razem, gdy fala uderzała o skały. Dumbledore wyciągnął różdżkę i powiedział cicho:

- Lumos.

Niezliczone złote plamki pojawiły się i rozprzestrzeniły po ciemnej wodzie, kilka stóp pod nimi i na skale za nimi. Wtedy Harry zobaczył szczelinę w klifie, przez którą ciemna woda wpływała i wypływała z każdą falą.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko lekkiemu zmoczeniu, Harry – powiedział cicho profesor Dumbledore.

- Nie, proszę pana – odpowiedział ostrożnie Harry. – Jest pan pewny, że w wodzie nie ma nic niebezpiecznego?

Dumbledore uśmiechnął się.

- Och, nie sądzę, żebyśmy spotkali tu jakieś niebezpieczeństwa – powiedział uspokajająco. – Większość stworzeń woli mieszkać tam, gdzie jest gwarancja pożywienia. – Profesor Dumbledore podszedł do krawędzi głazu i ukląkł. – Więc chodźmy się zanurzyć.

Harry patrzył, jak Dumbledore ześlizguje się z głazu i ląduje w morzu. Chwilę zajęło Dumbledore’owi odzyskanie równowagi, włożył różdżkę do ust i zaczął płynąć w kierunku szczeliny w skale. Zbierając się na odwagę, Harry poszedł w jego ślady, lądując w lodowatej wodzie z pluskiem. Zmuszając się, żeby nie myśleć o otaczającym go chłodzie, Harry popłynął za jedynym źródłem światła, jakim była różdżka Dumbledore’a. Nagle ucieszył się, że przetransmutował swoje ubranie. Nie mógł sobie wyobrazić, jaki dodatkowy ciężar zapewniłyby mu jego szaty.

Ponagliwszy swoje zmarznięte kończyny, Harry zobaczył, że wyrwa w klifie przybiera kształt małego, ciemnego tunelu, wypełnionego wodą, gdy nadszedł przypływ. Trójka dzieci mogła się z łatwością zmieścić, ale ktoś większy to już inna historia. Wydobywający się ze ścian intensywny smród wodorostów sprawił, że Harry zakrztusił się i zaczął oddychać przez usta. Jednak Dumbledore’owi nie przeszkadzał zapach, gdy kontynuował płynięcie w swoim stałym tempie. Harry płynął w ślad za nim, gdy korytarz skręcił w lewo.

Kiedy jego palce zaczęły muskać poszarpane skały, Harry wiedział, że jest wystarczająco płytko, by stanąć. Wstał, a Dumbledore zrobił to samo. Natychmiast uderzyło w niego zmarznięte powietrze, sprawiając, że poczuł drastyczniejszy chód niż w rzeczywistości było. Trzęsąc się, Harry ostrożnie przeszedł przez wodę, sięgającą kolan, aż dotarł do schodów, prowadzących do dużej jaskini. Wychodząc całkowicie z wody, Harry wyciągnął różdżkę i szybko rzucił zaklęcie osuszające. W tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była choroba.

Zaglądając do jaskini, Harry zobaczył, jak Dumbledore stoi dokładnie w jej środku z uniesioną różdżką. Patrzył, jak Dumbledore powoli odwraca się w miejscu, a jego oczy badają każdy zakamarek. Szuka czegoś. Harry powoli zamknął oczy i sięgnął swoimi zmysłami, mając nadzieję że zorientuje się, czego szuka Dumbledore.

To stało się niemal natychmiast. Uderzyły go potężne fale, sprawiając, że sapnął głośno i sięgnął po coś, by się nie przewrócić. Otoczyło go intensywne zimno, gdy jego ręka dotknęła czegoś stabilnego. Desperacko przytrzymał się podparcia, póki fale powoli nie opadły do bardziej znośnego poziomu. Przeszedł go dreszcz, gdy otworzył oczy i zobaczył, że tak naprawdę trzyma się ramienia Dumbledore’a.

- Wszystko w porządku, Harry? – zapytał profesor Dumbledore z nutą zmartwienia w głosie.

Harry skinął głową, zwalniając uścisk na ramieniu Dumbledore’a.

- Nic mi nie jest – powiedział, gdy przeszedł przez niego kolejny dreszcz. – Po prostu nie byłem na to gotowy.

Dumbledore przechylił głowę z zaciekawieniem.

- Gotowy na co, jeśli mogę spytać?

Harry rozejrzał się nerwowo po jaskini.

- Jest tu tak wiele gniewu i nienawiści – powiedział cicho. – Jest tu jakby ciemność, która pochłania wszystko, co tylko może. Nie wiem, jak to inaczej wyjaśnić, profesorze.

- Potrafisz zlokalizować centrum? – zapytał z zaciekawieniem profesor Dumbledore.

Harry wypuścił długi oddech, napotkawszy spojrzenie Dumbledore’a. Była to ostatnia rzecz, jaką chciał zrobić, ale wiedział, że profesor Dumbledore nie prosiłby o to, gdyby nie trzeba było. Harry nerwowo pokiwał głową i powoli zamknął oczy. Pochylając głowę, skupił się na ciemności, która powoli go ciągnęła. Wolno zrobił krok, sięgając lewą ręką. Ciemność, gniew i nienawiść stawały się coraz silniejsze. Poczuł, jak wpływają na niego, dusząc go w intensywnym chłodzie. Jego palce zetknęły się z czymś stałym, a negatywne emocje wzrosły. Harry sapał z powodu chłodu, poruszając się powoli na lewo. W głowie mu się kręciło, przez co słaniał się na nogach.

Ramię otoczyło klatkę piersiową Harry’ego, podtrzymując go. Jakiś odległy głos mówił do jego ucha, ale Harry nie był w stanie zrozumieć wypowiedzianych słów. Jego ręka wciąż poruszała się, jakby ktoś inny kontrolował ją w kierunku ciemności. Harry czuł się, jakby został uwięziony w stanie półsnu, póki jego ręka nie otarła się o coś niesamowicie gorącego, budząc go natychmiast i sprawiając, że szybko cofnął rękę. Nagle otoczyło go ciepło, zamrugał, otworzył oczy i spojrzał przez ramię, by zobaczyć zmartwione spojrzenie Dumbledore’a.

- Wszystko w porządku, mój chłopcze? – zapytał cicho Dumbledore. – Potrzebujesz kolejnego zaklęcia rozweselającego?

Harry pokręcił głową, ponownie zamykając oczy i pozwalając Dumbledore’owi prowadzić się do ziemi. Został odwrócony, po czym owinęło się wokół niego ochronne ramię owinęło się wokół niego i pociągnęło w ciepło. Harry natychmiast owinął ramiona wokół profesora Dumbledore’a i trzymał go mocno, gdy łzy groziły mu pojawieniem się na policzkach. Nigdy nie sądził, że odkryje coś gorszego od wpływu dementorów, ale się mylił. Wspomnienia odeszły. Harry wątpił, by to kiedykolwiek odeszło. Jeśli tak się odczuwało czarną magię…

Profesor Dumbledore pierwszy się poruszył. Powoli zwolnił uścisk i przesunął się, by móc lepiej spojrzeć na Harry’ego.

- Tak mi przykro, Harry – powiedział szczerze Dumbledore. – Nie spodziewałem się, że tak gwałtownie zareagujesz. Rzadko zdarza się wyczuć czarną magię bez użycia zaklęć.

- Ale jej nie wyczułem – zaprotestował Harry, patrząc w przepraszające niebieskie oczy Dumbledore’a. – Po prostu podążyłem za gniewem i nienawiścią. Je najłatwiej było wyłapać.

Dumbledore uśmiechnął się i pomógł Harry’emu wstać.

- Mój chłopcze, najpotężniejsza rzucana przez nas magia jest wspierana naszymi emocjami. Nienawiść i gniew wspierając czarną magię, tak jak miłość i radość wspierają białą magię. Możesz nie być w stanie wyczuć samej magii, Harry, ale możesz wyczuć, co na nią wpływa. To naprawdę niezwykły dar; większość zrobiłaby prawie wszystko, by…

- Więc mogą go wziąć – powiedział szybko Harry, przeczesując palcami włosy. – Niech sobie poczują, co przesiąkło w te ściany.

Dumbledore uśmiechnął się smutno, rozglądając się.

- Tak, Voldemort z pewnością był dokładny – powiedział bezceremonialnie. – To tylko przedpokój, a mimo to jest tak dobrze chroniony. Gdyby się nie wiedziało, czego się szuka, nigdy by się tego nie znalazło. – Dumbledore odwrócił się do ściany i wycelował różdżkę w kamień, gdzie była dłoń Harry’ego. Przez krótką chwilę pojawił się biały, łukowaty kontur, jakby światło było bliskie przebicia się przez szczelinę.

- Miałeś rację, Harry – powiedział Dumbledore, kiwając głową. – Jest tu wejście, ale ukryte. Teraz musimy odkryć, jak je otworzyć. Znając Voldemorta, powiedziałbym, że nie będzie to coś prostego, jak wypowiedzenie hasła lub nawet użycie prostego zaklęcia. Nie, Voldemort chciałby coś bardziej istotnego od każdego, kto chce wejść; coś, co uważa za ważne.

- Co takiego? – zapytał Harry zdezorientowany. – Jedyną ważną dla Voldemorta rzeczą jest oczyszczenie czarodziejskiego świata z nieczystej krwi.

Profesor Dumbledore odwrócił się i spojrzał na Harry’ego ze zdumieniem.

- Masz rację, mój chłopcze – powiedział, po czym odwrócił się do ściany. – Uważam, że by przejść, trzeba dokonać zapłaty w formie krwi. Dość prymitywne, jeśli mogę tak powiedzieć, ale nie zaskakujące. Ideą tego gestu jest osłabienie wroga, gdy wchodzi. Niestety po raz kolejny Voldemort nie dostrzega, że są rzeczy straszniejsze niż śmiertelność.

- Ale jeśli Voldemort boi się śmierci, czy to naprawdę niespodzianka? – zapytał ciekawie Harry.

Dumbledore uśmiechnął się do niego, podciągając rękaw swojej szaty i odsłaniając przedramię zranionej ręki.

- Nie jest to niespodzianka, Harry – powiedział, wyciągając krótki, srebrny nóż. – Raczej rozczarowanie.

Harry wpatrywał się nerwowo w nóż, który Dumbledore przyłożył do swojego ramienia.

- Profesorze – zaprotestował natychmiast. – Proszę mi pozwolić.

Oczy Dumbledore’a błysnęły.

- To nic, Harry – powiedział, uspokajająco. – Doceniam ofertę, ale moja krew jest mniej warta niż twoja.

W mgnieniu oka Harry wyjął nóż z dłoni Dumbledore’a.

- Niech pan się tak nie waży mówić! – powiedział ze złością Harry. – Żadne życie nie jest ważniejsze od drugiego!

Uśmiech profesora Dumbledore’a pozostał na jego twarzy, kładąc dłoń na ręce Harry’ego.

- Jesteś naprawdę niezwykłym, młodym mężczyzną – powiedział z dumą, delikatnie wyciągając nóż z dłoni Harry’ego. – Już dzisiaj wystarczająco przeszedłeś. Pozwól mi to zrobić. – Rozbłysło srebro i krew trysnęła na ścianę. Następnie Dumbledore wziął swoją różdżkę i przesunął czubkiem po głębokim cięciu, natychmiast je lecząc.

Srebrny zarys łuku pojawił się ponownie i pozostał, a ściana spryskana krwią zniknęła. Otwór nie ukazał nic poza ciemnością, powodując, że obaj czarodzieje zapalili różdżki przed przejściem. Ich różdżki oświetliły dużą jaskinię, w której znajdowało się wielkie, ciemne jezioro, tak duże, że nie dało się zobaczyć, gdzie się kończy. Nie dało się zobaczyć nic poza dziwnym, zielonkawym światłem, które jarzyło się w oddali na czymś, co mogło być środkiem jeziora. Odbicie światła w wodzie było całkowicie nieruchome, prawie jak w ciemnym szkle.

Harry pozostał całkowicie nieruchomy, gdy obejmował wszystko wzrokiem. Czuł się… dziwnie. Nie potrafił wymyślić innego sposobu na wyjaśnienie tego. Było w powietrzu coś, co wydawało się sprawiać, że wszystko wokół nich wydawało się ściśnięte. Potrzebował każdej uncji samokontroli, by od razu nie sięgnąć, by dowiedzieć się, co to takiego. Wspomnienie tego, co wydarzyło się w przedpokoju wciąż było świeże w jego pamięci. Nie chciał ponownie zostać pochłonięty przez ciemność.

Otulając się ciasno kurtką, Harry podążył za profesorem Dumbledorem brzegiem jeziora, a ich kroki odbijały się echem po jaskini. Cała ta wyprawa naprawdę zaczynała go przerażać. Do tej pory nigdy nie przyszło mu do głowy prawdziwe zło, z którym musieli się zmierzyć. Uczył się o czarnej magii. Widział, jak ją rzucano. Po prostu nigdy wcześniej jej nie poczuł.

- Coś tu jest nie tak – powiedział cicho.

Dumbledore zerknął przez ramię i uśmiechnął się do Harry’ego ze współczuciem.

- Tak, też to czuję – stwierdził. – Spróbuj o tym nie myśleć, Harry. Zdaję sobie sprawę, że to może być trudne, biorąc pod uwagę twoje umiejętności, ale to o wiele lepsze niż alternatywa.

Harry skinął głową i spróbował skupić się na czymkolwiek poza otaczającą go ciemnością. Było to dość trudne, ponieważ tak naprawdę nie było się na czym skupić.

- Co może to powodować? – zapytał Harry. – To nie może być horkruks, prawda?

- Mam pewną teorię – powiedział profesor Dumbledore od niechcenia. – Wierzę, że magia, którą wyczuwamy jest powiązana z tym, co nas czeka, gdy spróbujemy przejąć horkruksa. Dlatego musimy powstrzymać się od wejścia do jeziora. Im dłużej będziemy unikać obrony Voldemorta, tym lepiej.

Harry musiał się zgodzić. Jego umysł pracował wściekle nad możliwymi sposobami „obrony”, które mogły ukrywać się pod powierzchnią. Cokolwiek to było, nie mogłaby to być rzecz wymagająca tlenu, ponieważ nie było śladu, by cokolwiek zbliżało się do  powierzchni po oddech. Czy był to jakiś wielki potwór wodny? Wąż? Harry nie był pewny. Horkruks był tu trzymany przez prawie szesnaście lat. Jak Voldemort  byłby w stanie go kontrolować, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystko, co się stało od tego czasu?

- Aha – powiedział Dumbledore, nagle się zatrzymując. Harry musiał szybko odskoczyć na bok, by uniknąć wpadnięcia na niego i niemal ześlizgnął się do wody, ale szybko został odciągnięty przez rękę na ramieniu. Dumbledore utrzymał swój uścisk, póki nie był pewny, że Harry ponownie odzyskał równowagę. – Przepraszam, Harry – powiedział. – Powinienem był cię ostrzec. Myślę, że znalazłem nasz sposób na wyprawę przez jezioro.

Harry patrzył, jak Dumbledore przesuwa dłonią w powietrzu i chwyta coś niewidzialnego. Bez względu na to, jak bardzo Harry mrużył oczy lub próbował zmienić pozycję głowy, nie mógł niczego zobaczyć, ale po mocnym uścisku Dumbledore’a oczywiste było, że coś tam jest. Dumbledore ostrożnie zbliżył się do wody, ale pozostał na skale. Ściskając niewidzialny przedmiot, Dumbledore uniósł różdżkę i uderzył pięścią w jej czubek.

Efekt był natychmiastowy. Znikąd pojawił się zielonkawy, miedziany łańcuch, sięgający od zaciśniętej dłoni Dumbledore’a do wody. Harry stał nieruchomo, podczas gdy Dumbledore stuknął różdżką w łańcuch, powodując, że zaczął się poruszać. Prześlizgiwał się przez jego dłoń na ziemię, gdzie zgrabnie się zwinął. Brzęczący dźwięk łańcucha uderzającego o łańcuch rozniósł się echem po dużej jaskini, podczas gdy coś zaczęło wynurzać się z głębi czarnej wody. Harry szybko podszedł do boku Dumbledore’a w obawie, że to coś niebezpiecznego, ale był zaskoczony, że to jedynie maleńka łódka płynęła w ich kierunku.

- Czy uważa pan, że to bezpieczne? – zapytał cicho Harry.

Profesor Dumbledore uśmiechnął się.

- Tak, tak sądzę – powiedział. – Musi być jakiś sposób, by przepłynąć jezioro bez ucierpienia od gniewu tego, co kryje się pod powierzchnią. Jaki jest sens zostawiania tutaj czegoś tak ważnego jak horkruks bez możliwości odzyskania go?

To częściowo miało sens.

- Ale jak to, co jest w jeziorze może odróżnić przyjaciela od wroga? – zapytał Harry, gdy mała łódka dotarła do brzegu.

- To bardzo dobre pytanie – przyznał Dumbledore. – Myślę, że musimy zaakceptować to, że w końcu zmierzymy się z tym, co kryje się pod powierzchnią, gdy zda sobie sprawę, że nie jesteśmy Lordem Voldemortem. Powinniśmy nadal być ostrożni, ale przygotowani w każdej chwili do obrony. Myślę, że teraz będziemy musieli przetestować stabilność łodzi. Voldemort nie przejmowałby się ciężarem, tylko mocą magiczną. Wejdę pierwszy.

Harry czekał, aż Dumbledore ostrożnie wespnie się do łodzi, bez dotykania wody. Łódź lekko się zakołysała, ale pozostała w pozycji. Gdy Dumbledore przykucnął, Harry skorzystał z okazji i ostrożnie wszedł na łódkę, unikając wody. Łódź zakołysała się mocniej, gdy Harry przykucnął i chwycił się jej. Powoli łódź przestała się kołysać i zaczęła płynąć w kierunku zielonego światła na środku jeziora.

Ani Harry, ani Dumbledore nie poruszyli się, podczas gdy łódź powoli poruszała się po wodzie. Obaj wydawali się zbyt zaniepokojeni, że jakikolwiek ruch spowoduje przewrócenie się łodzi. Jedynym hałasem w całej jaskini był cichy szelest dziobu łodzi przecinający czarną, szklistą wodę. Nie minęło dużo czasu, nim nie widzieli już ścian jaskini. Nie dało się już zobaczyć nic poza zielonym światłem, ku któremu zmierzała łódź. Światło ich różdżek ledwie oświetlało cokolwiek poza ich twarzami.

Patrząc na wodę, Harry próbował nie myśleć o tym, co mogło płynąć bezpośrednio pod nimi, ale trudno było mu patrzeć na cokolwiek innego. Uwięzienie w ciemności było idealne, żeby wyobraźnia mogła wzbić się w powietrze, a wyobraźnia Harry’ego była obecnie naładowana. Harry spojrzał nerwowo na wodę obok wodzi i sapnął, gdy światło różdżki oświetliło białą, marmurową dłoń, unoszącą się kilka cali pod powierzchnią. Ręka była połączona z ramieniem, które znikało w wirującym w wodzie rękawie. Harry patrzył sparaliżowany, patrząc, jak ramię prowadzi do ciała, a od niego do głowy. Był to martwy mężczyzna o oczach, jakich Harry nigdy wcześniej nie widział. Były zamglone czymś, co można było opisać jedynie jako podobną do pajęczyny.

Strach wypełnił Harry’ego, gdy kawałki wskoczyły na swoje miejsce. W wodzie były trupy. W powietrzu unosiła się czarna magia. Harry mógł wyciągnąć tylko jeden wniosek, który sprawił, że jego żołądek się skręcił.

- Profesorze? – zapytał, powoli odrywając wzrok od wody. – W wodzie… czy to… inferius?

- Tak, Harry – powiedział cicho Dumbledore. – Jednak w tej chwili nie mamy się czego obawiać. Nie ma się czego bać od nieruchomego ciała, tak jak nie trzeba bać się ciemności. Lord Voldemort boi się obu rzeczy, dlatego wybrał tę obronę. Jeśli to przeraża jego, najprawdopodobniej przerazi również jego wrogów. Voldemort jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że boimy się nieznanego, co ma związek ze śmiercią i ciemnością. Niewiadoma tego, co zrobią z nami te ciała, gdy ożyją, przeraża cię, Harry. W tej chwili jednak nie wyrządzą szkody, więc nie ma powodu do obaw.

Łatwiej powiedzieć. Harry naprawdę nie chciał wdawać się w filozoficzną dyskusję na temat lęków. Ciała pod powierzchnią mogły być obecnie nieszkodliwe, ale nadal był cholernie niepokojące. Przynajmniej to jeden ze sposobów, że nikt tu nie będzie pływać.

- Jednakże – dodał Dumbledore. – Jestem pewny, że będą mniej spokojne, gdy weźmiemy horkruksa. Powinienem cię ostrzec, Harry, inferiusy boją się światła i ciepła, tak jak wiele stworzeń żyjących w zimnie i ciemności. Jeśli zajdzie taka potrzeba, ogień jest najlepszą bronią przeciwko nim. – Dumbledore zerknął przez ramię. – Już prawie jesteśmy – powiedział z uśmiechem, odwracają wzrok do chłopaka. – Pamiętaj, żeby unikać wody i trzymać różdżkę w pogotowiu.

Harry skinął głową i czekał, aż łódź powoli zatrzyma się, uderzając lekko o skałę, która tworzyła coś, co wyglądało na małą wyspę na środku jeziora. Gdy łódź się uspokoiła, Dumbledore powoli wstał i wyszedł z łodzi. Harry ostrożnie podążył za jego przykładem, robiąc wszystko, co w jego mocy, by uniknąć wody. Nienawidził tego przyznawać, ale jakaś jego część pragnęła, by pod wodą był potwór zamiast martwych ciał. Ciała były kiedyś żywymi i oddychającymi ludźmi z rodzinami, które prawdopodobnie zastanawiają się, co się z nimi stało.

Wyspa była bardzo mała i naga za wyjątkiem kamiennej misy, która była źródłem zielonkawego światła. Bardzo przypominała myślodsiewnię, ale Harry wiedział, że nie będzie tu żadnych wspomnień. To nie była lekcja w gabinecie profesora Dumbledore’a. To było prawdziwe, a sama wiedza tego sprawiała, że wszystko było jeszcze bardziej przerażające. Dyskusja na temat teorii i domysłów nigdy nie mogła się równać z niepokojem i strachem, które towarzyszyły Harry’emu na każdym kroku, gdy razem z Dumbledorem zbliżali się do misy.

Razem spojrzeli na dno misy i nie zobaczyli nic poza świecącą, szmaragdową cieczą. Harry natychmiast zgasił światło pochodzące z różdżki, przytrzymał ją nad misą i bezgłośnie rzucił zaklęcie ujawniające, którego używał niezliczoną ilość razy podczas sesji z panią Pomfrey. Nigdy wcześniej nie widział takiego eliksiru i miał przeczucie, że nie będzie to nic przyjemnego. Z pewnością nie był rozczarowany. Zaklęcie wymieniło składniki, których nigdy nie powinno się dodawać do tej samej mikstury. Z pewnością była to trucizna, a sądząc po śmiercionośnych składnikach, dość silna.

- Jaka diagnoza, Harry? – zapytał z ciekawością Dumbledore, podciągając rękaw szaty, by odsłonić poczerniałą dłoń.

Harry westchnął przeciągle, przesuwając dłonią po twarzy.

- To jakaś bardzo toksyczna, ale wolno działająca mikstura, jeśli prawidłowo interpretuję składniki – powiedział nerwowo. – Powinniśmy wracać. Nie mam rzeczy, żeby spróbować zrobić antidotum, a nawet gdybym miał, nie wiedziałbym, gdzie zacząć. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak skomplikowanego. – Harry zerknął na Dumbledore’a i był lekko zaniepokojony, widząc niezbyt zaskoczony wyraz twarzy. – Proszę pana, naprawdę powinniśmy odejść. Nie jesteśmy na to przygotowani. Możemy wrócić, zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy i przyjść z powrotem za kilka godzin…

- I zaryzykować, że ktoś odkryje, że tu byliśmy – zauważył profesor Dumbledore. – Rozumiem twoją troskę, Harry, ale zwróciłeś uwagę na sam fakt, który pozwala nam kontynuować. Wolno działająca trucizna da nam wystarczająco czasu na powrót do Hogwartu i Poppy. – Wyciągnął poczerniałą rękę i spróbował dotknąć eliksiru, ale jakaś niewidzialna bariera mu to uniemożliwiła. – Rozumiem twoją troskę. Jednakże czasami trzeba podjąć ryzyko. To jest ryzyko, które jestem gotów podjąć, by pokonać Voldemorta.

Zanim Harry mógł kontynuować protest, Dumbledore uniósł różdżkę, zakręcił nią w powietrzu i wyczarował kryształowy kielich.

- Wypicie tej substancji jest jedynym sposobem na dotarcie do horkruksu, dlatego należy to zrobić – powiedział spokojnie Dumbledore, powoli odwracając głowę, by spojrzeć bezpośrednio na Harry’ego. – To, o co cię teraz poproszę, mój chłopcze, będzie co najmniej trudne. Musisz upewnić się, że wypiję wszystko, bez względu na to, co powiem albo co zrobię. Rozumiesz?

Harry wpatrywał się w Dumbledore’a całkowicie oniemiały. Jak, u licha, miał to zrobić? To było sprzeczne ze wszystkim, czego nauczył się o byciu uzdrowicielem.

- Proszę mnie nie prosić…

- Wiem, że to będzie trudne, zwłaszcza z twoją empatią, Harry, ale jest to coś, co musisz zrobić – powiedział stanowczo Dumbledore. – Musimy to wykonać, żeby dalej walczyć z Voldemortem. Zapewnisz nam sukces w naszym zadaniu?

Harry przygryzł wargę, odwracając wzrok. Nie chciał tego robić. Nie chciał zmuszać mężczyzny, którego uważał za swojego dziadka, by powoli się truł, ale profesor Dumbledore był zdeterminowany, żeby to zrobić, więc co miał na to poradzić? Harry niechętnie skinął głową, po cichu modląc się, by właśnie nie popełniał największego błędu w swoim życiu.

- Dziękuję, Harry – powiedział cicho Dumbledore, po czym włożył kryształowy kielich do eliksiru. Łatwo zatopił go w zielonej substancji. Kiedy został napełniony po brzegi, Dumbledore uniósł kielich do ust i opróżnił go. Cisza wypełniła powietrze, gdy Dumbledore zamknął oczy i pozostał przez dłuższą chwilę całkowicie nieruchomy, po czym ponownie zaburzył kielich w misie, napełnił go i znów wypił.

Harry wpatrywał się w Dumbledore’a, niepewny, co powiedzieć lub zrobić. Mógł tylko patrzeć, jak Dumbledore ponownie napełnia kielich i go opróżnia. Jego oddech zaczął przyspieszać, a na czole pojawiły się krople potu. Ruchy Dumbledore’a były lekko drżące, gdy czwarty raz napełniał kielich i podnosił go do ust. Harry natychmiast schował swoją różdżkę do kabury i ruszył w stronę Dumbledore’a, by mu pomóc. Fale bólu i strachu spływały z Dumbledore’a i szybko rosły na sile.

Dumbledore powoli zaczął pić z kielicha. Jego ciało zaczęło się lekko kołysać, zmuszając Harry’ego, żeby złapał ramię Dumbledore’a, by go podtrzymać. Ból, strach i rozpacz przebiegły przez jego ciało jak ogień. Potrzebował całej siły, by nie upadł na kolana i nie zaczął krzyczeć z bólu. Bez namysłu skupił się na potrzebie odebrania wszystkiego, co czuł Dumbledore, by pomóc mu w jedyny znany sobie sposób.

Harry powoli uniósł wolną dłoń i położył ją na boku twarzy Dumbledore’a, podczas intensywne ciepło wypełniło go, płynąc w kierunku dłoni. Jego oczy powoli zamknęły się, a głowa opadła lekko do tyłu. Krążąca w nim magia przejęła kontrolę, co nie zdarzyło się od dłuższego czasu. Jego oddech stał się ciężki, a mięśnie zaczęły boleć. Ból Dumbledore’a szybko nie mógł się równać z jego własnym albo może to ból Dumbledore’a zmniejszył się, więc Harry czuł tylko własny. Zorientowanie się, która opcja jest prawdziwa wymagało zbyt wiele energii.

Słuchać było dalekie westchnięcie, ale Harry był zbyt zmęczony, by o tym pomyśleć. Jego uścisk na ramieniu Dumbledore’a rozluźnił się. Jego ciało zaczęło kołysać się w tył i przód. Coś owinęło się wokół jego talii i utrzymało w pozycji pionowej. Odległy głos odbijał się echem w jego głowie, gdy coś próbowało oderwać jego dłoń od twarzy Dumbledore’a. W końcu ręka Harry’ego została cofnięta i intensywne ciepło natychmiast zniknęło. W głowie zaczęło mu się powoli przejaśniać, a ból zaczął zmniejszać się do bardziej znośnego poziomu.

- Harry? – zapytał Dumbledore z pilnością w głosie. – Harry, proszę, spójrz na mnie!

Harry zamrugał, otworzył oczy i wypuścił powolny jęk, unosząc głowę i spoglądając wypełnione zmartwieniem oczy Dumbledore’a. Harry’emu zajęło kilka chwil zrozumienie, co się dzieje. Siedział teraz na ziemi, a ramię Dumbledore’a owijało się wokół niego. Kiedy to się stało?

- Um… profesorze… - powiedział z dyskomfortem Harry.

Dumbledore uśmiechnął się, kładąc dłoń na czole Harry’ego.

- Widzę, że masz własne sekrety – powiedział cicho. – Ufam, że jest to to, nad czym razem z Poppy w tym roku pracujecie?

Harry nerwowo przygryzł dolną wargę.

- Od czasu do czasu – powiedział ostrożnie. – Jednak zaczęliśmy od…

- Cudownego wyzdrowienia Remusa? – zaproponował Dumbledore. – Rozumiem twoją niechęć do ujawniania zdolności takiej, jak ta, Harry. Rozumiem, że wiąże się oba z dużymi osobistymi kosztami. – Wzrok Harry’ego opadł, a Dumbledore zacisnął uścisk na jego ramionach. – Chociaż jestem wdzięczny za to, że pomogłeś mi wrócić do rzeczywistości, muszę nalegać, żebyś powstrzymał się od ponownych prób. Chcę, żebyś był głosem rozsądku, gdy doświadczę halucynacji. Twoja siła może być tym, co powstrzyma nas przed śmiercią.

Harry niechętnie skinął głową i pozwolił Dumbledore’owi ostrożnie pociągnąć go na nogi. Wciąż był obolały, ale nie było to coś jak wtedy, gdy próbował uleczyć Remusa. Kiedy Dumbledore był już pewny, że Harry może stać bez pomocy, podniósł kielich i napełnił go zielonym eliksirem. Harry patrzył, jak Dumbledore wypija cztery pełne puchary, nim zaczyna reagować. Po raz kolejny Dumbledore oddychał ciężko i trzymał się misy, by się wesprzeć, ale wydawał się teraz bardziej zdecydowany, by dokończyć zadanie. Drżący Dumbledore otworzył oczy i spojrzał na Harry’ego, ponownie napełniając kielich i wypijając go. Fale bólu i strachu powróciły i walczyły z potężną falą determinacji, a może uporu? Harry nie był pewny.

Dumbledore powoli opróżnił kielich i poruszył się, by napełnić go kolejny raz, kiedy potknął się. Harry szybko sięgnął i chwycił Dumbledore’a za ramię, by go podtrzymać. Dumbledore zamknął oczy i pochylił się w kierunku wsparcia, jakie zapewniał Harry.

- Nic mi nie jest, Harry – powiedział oszołomiony, chwytając się misy. – Pamiętaj, co ci mówiłem.

Harry zamknął oczy i skinął głową. Proszę mi wybaczyć, profesorze. Wypuszczając niespokojny oddech, Harry sięgnął i wyciągnął kielich z dłoni Dumbledore’a. Jego dłoń trzęsła się, gdy ostrożnie napełniał go trucizną i unosił do ust Dumbledore’a. Nastąpiło lekkie zawahanie, nim Dumbledore zaczął pić. Biorąc pod uwagę wzrost Dumbledore, kąt był nieco trudny dla Harry’ego, ale jakoś udało mu się nakłonić Dumbledore’a do opróżnienia kielicha.

Oddychając ciężko, Harry szybko ruszył ponownie napełnić kielich, ale został zatrzymany, gdy Dumbledore upadł na kolana. Nagły ruch spowodował, że Harry prawie stracił równowagę i się przewrócił. Fale bólu i strachu teraz górowały nad determinacją. Puściwszy ramię Dumbledore’a, Harry napełnił szybko kielich i westchnął z ulgą, gdy poczuł, jak drapie o dno misy. Byli prawie na końcu. Odwracając się, Harry przykląkł na jedno kolano i przyłożył kielich do ust Dumbledore’a.

- Profesorze, proszę pić – błagał cicho.

Dumbledore słabo potrząsnął głową.

- Nie… nie chcę… nie chcę…

Harry odetchnął głęboko, a łzy wypełniły jego oczy. Nigdy wcześniej nie słyszał, by Dumbledore brzmiał na tak słabego. Ból wypływał teraz z Dumbledore’a, przewyższając strach. Harry nie mógł sobie wyobrazić, co właściwie Dumbledore czuł lub myślał. Nie mogąc wymyślić żadnego sposobu, by zmusić Dumbledore’a do zrobienia tego, co należało zrobić, Harry postanowił rzucić ostrożność na wiatr.

- Proszę, dziadku – błagał Harry. – Wypij to… dla mnie…

Dumbledore zawahał się na chwilę, po czym otworzył usta i powoli wypił eliksir. Harry nigdy nie nienawidził się tak bardzo, jak teraz. Upuszczając kielich, Harry ukląkł i zaczął przechodzić przez kroki, które wpiło w niego kilkumiesięczne szkolenie na uzdrowiciela i miesiąc pracy w szpitalu. Sprawdził puls Dumbledore’a, stwierdzając, że jest on nieregularny, sprawdził, czy na czole nie ma śladów gorączki, ale nie znalazł żadnego i zbadał oczy Dumbledore’a, stwierdzając, że źrenice reagują nieco mniej niż normalnie. Ogólnie rzecz biorąc, z Dumbledore mogło być gorzej, ale Harry wiedział, że czas jest przeciwko nim. Im szybciej wrócą do Hogwartu, tym lepiej.

Dumbledore powoli skupił się na Harrym i uśmiechnął się.

- N-nazwałeś mnie „dziadkiem” – wychrypiał.

Harry odwzajemnił uśmiech.

- I miałem to na myśli – powiedział. – Zawsze był pan dla mnie jak dziadek. Sądziłem, że pan to wie. – Harry ponownie sprawdził puls Dumbledore’a i stwierdził, że staje się on bardziej chwiejny. – Musimy wracać do Hogwartu. Czy da pan rady iść czy powinienem…

- Nie, Harry – powiedział Dumbledore tak stanowczo, jak potrafił. – Dam radę. Jednak doceniłbym trochę wody.

- Wody – powiedział Harry, wyciągając różdżkę i podnosząc kielich. – Jasne. – Wycelował różdżką w kielich i skupił się na właściwym zaklęciu. Aguamenti! Kielich natychmiast wypełnił się czystą wodą. Harry poruszył się, by wręczyć kielich, ale zauważył, że woda zniknęła prawie tak szybko, jak się pojawiła. Ponownie spróbował zaklęcia i ponownie woda zniknęła, zanim kielich dosięgną dłoni Dumbledore’a. Sfrustrowany Harry odrzucił kielich i wyczarował swój. Z pewnością nie był tak piękny jak Dumbledore’a, ale spełniał swój cel. Pozwoliło to Dumbledore’owi wypić tak bardzo potrzebny napój.

Dumbledore powoli pił wodę, jakby była najcenniejszą substancją znaną człowiekowi. Harry dał Dumbledore’owi czas, wstając i spojrzał do misy, by na dnie zobaczyć połyskujący, złoty medalion. Wydawał się tak nieszkodliwy, że prawie niewyobrażalne było to, że w środku znajdowało się coś tak niebezpiecznego jak kawałek duszy Voldemorta, który musiał zostać zniszczony. To była lekcja z dziedziny „nie oceniaj książki po okładce”.

Odrywając wzrok od medalionu, Harry pomógł profesorowi Dumbledore’owi wstać i pozostał nieruchomo, gdy dyrektor odzyskiwał równowagę. Dumbledore uśmiechnął się ze zmęczeniem do Harry’ego, po czym jego oczy spoczęły na misie. Ulga na twarzy Dumbledore’a była niezaprzeczalna. Ten wyraz twarzy tylko zachęcił Harry’ego do powrotu do Hogwartu. Nie mógł sobie wyobrazić, co eliksir już zrobił z ciałem Dumbledore’a.

Opierając się częściowo o misę a częściowo o Harry’ego, Dumbledore sięgnął i powoli owinął palce wokół medalionu. Efekt był natychmiastowy. Jaskinię wypełnił szum poruszającej się wody. Harry i Dumbledore powoli zwrócili wzrok w stronę jeziora i zobaczyli niezliczone białe głowy i dłonie, wynurzające się z ciemnej wody. Nagle wszystko stało się tak zimne, więc Harry odwrócił się i zobaczył, że zewsząd wychodzą inferiusy. Harry i Dumbledore wkrótce zostali otoczeni przez martwych mężczyzn, kobiety i dzieci, które miały zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby zabić.

- Cóż, to dość kłopotliwe – powiedział cicho Dumbledore, wkładając medalion do kieszeni swojej szaty.

Harry szybko odwrócił się i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Może eliksir już zaczął oddziaływać na jego mózg.

- Kłopotliwe? – zapytał. – Profesorze…

- Pamiętaj, co ci mówiłem, Harry – rzucił Dumbledore, podchodząc do inferiusów, które wspinały się na skałę.

Harry odwrócił się, by stanąć twarzą do tych, które nadchodziły z drugiej strony i uniósł różdżkę. Proszę, niech to zadziała. Incendio! Jeden inferius wpadł do wody, ale pozostałe wciąż posuwały się naprzód. Incendio! Kolejny wpadł do wody, ale pozostałe zbliżały się i zbliżały. Zamykając oczy, Harry desperacko chwycił się swojej siły i wmusił ją do swojej różdżki.

- Incendio! – krzyknął.

Otwierając oczy, Harry zobaczył ścianę ognia, która blokuje go przed inferiusami, ale to nie potrwa długo. Musiał wymyślić coś innego, coś co byłoby silniejsze i trwalsze. Niestety Harry zapomniał, że inferiusy nadchodziły też z innych kątów, póki oślizgła, biała ręka nie chwyciła go za lewy nadgarstek. Instynkty szybko przejęły kontrolę. Harry odwrócił się szybko i uwolnił z uścisku, unosząc nogę i kopiąc inferiusa w jego zapadniętą twarz. Robiąc przewrót w tył, żeby dać sobie więcej miejsca, Harry uniósł różdżkę i rzucił inne zaklęcie, które mu przyszło do głowy.

- Lumos solem! – krzyknął.

Słoneczne światło wylało się z jego różdżki, wypełniając całą wyspę, na której stali. Inferiust natychmiast przerwały pościg i zaczęły wycofywać się do ciemnej wody. Harry skorzystał z okazji, by spojrzeć przez ramię i zobaczył, jak Dumbledore zatacza się lekko w kierunku misy. Miał rozcięcie na twarzy, które krwawiło i wyglądał niesamowicie blado w magicznym słońcu. Harry pospieszył do jego boku, by pomóc, chociaż w głębi duszy wiedział, że niewiele może zrobić.

Słońce powoli gasło, co oznaczało, że czas z pewnością nie jest po ich stronie.

- Profesorze, wszystko w porządku? – zapytał bez tchu Harry, ponownie szybko sprawdzając puls Dumbledore’a. – Zraniły pana?

Dumbledore potrząsnął głową, zmuszając się do stanięcia prosto.

- To nic, czego nie wyleczy kilka zaklęć leczniczych, mój chłopcze – powiedział zmęczonym głosem. – Wszystko w porządku? – Harry skinął głową. – To ulga. Bardzo sprytne zaklęcie, Harry. Myślę, że ich determinacja zaskoczyła nas oboje. A teraz powinniśmy iść, zanim twoje zaklęcie całkowicie zaniknie.

Harry nie potrzebował dalszej zachęty. Natychmiast pomógł Dumbledore’owi dotrzeć do łodzi, a z każdym krokiem robiło się coraz ciemnej. Dumbledore robił wszystko, by pozostać na własnych nogach. Harry zdał sobie sprawę, że obrona Voldemorta właśnie tak została zaplanowana. Dumbledore był najsilniejszym czarodziejem, jakiego Harry znał, więc jeśli on słabł…

Byli zaledwie kilka kroków od łodzi, kiedy Harry poczuł mokry i lodowaty uścisk na kostce. Powoli odwrócił głowę i zobaczył ociekające ciemne włosy, zapadnięte policzki i zaszklone oczy, wpatrujące się w niego. Ponownie instynkt przejął kontrolę. Harry szybko puścił ramię Dumbledore’a i odwrócił się, celując w inferiusa. Właśnie wtedy zauważył, że inferiusy podążały za nimi ale z daleka. Incendio!

Uścisk na jego kostce zniknął, ale jego miejsce chciał zająć kolejny. Harry nagle poczuł, jak ręka obejmuje jego ramiona, a wtedy pojawił się szkarłatno-złoty pierścień ognia, otaczający skałę. Inferiusy zaczęły wpadać na siebie, próbując uciec przed płomieniami, ale zostały uwięzione. Harry chwycił rękaw trzymającego go ramienia i odkrył, że jest on suchy i ciepły. To była ręka Dumbledore’a. Odetchnął z ulgą i pozwolił Dumbledore’owi pociągnąć się do łodzi.

Pierścień ognia powoli przesunął się, by skupić się wokół Harry’ego i Dumbledore’a. Inferiusy szybko wykorzystały okazję i wślizgnęły się z powrotem do ciemnej wody. Ogień wciąż wokół nich płonął, gdy łódź zaczęła poruszać się po wodzie. Harry powoli wyciągnął rękę i chwycił Dumbledore’a za nadgarstek, czując uspokajające klepnięcie w wierzch dłoni. Było tylko kilka rzeczy, których nie dało się wyrazić słowami. W tej chwili pewność, że Dumbledore wciąż nim był, wystarczyła Harry’emu.

Zamykając oczy, Harry ostrożnie posłał kilka fal uzdrawiających do Dumbledore’a poprzez swój uchwyt na jego nadgarstku. To nie wystarczyło, żeby naprawić wyrządzone szkody, ale przynajmniej da Dumbledore’owi trochę więcej energii na podróż powrotną. Harry już zaczął myśleć o możliwych planach powrotu do Hogwartu. Był zmęczony, obolały i oszołomiony zmartwieniem o pogarszający się stan zdrowia dyrektora.

Łódź dotarła do brzegu, lekko się zachwiawszy. Dumbledore wyszedł pierwszy z nieco większą stabilnością w ruchach. Harry wyskoczył za nim i wyszedł z jaskini, podczas gdy krąg płomieni otaczał ich na każdym kroku. Słychać było brzęczenie i tykanie, gdy mała łódka powoli opadła z powrotem do wody, a za nią podążył łańcuch. Ich tempo nie było zbyt szybkie, ale stałe. W chwili, gdy weszli do przedsionka, Dumbledore opuścił różdżkę i płomienie zniknęły.

- Musimy się spieszyć, Harry – powiedział cicho Dumbledore. – Nie wiem, jak długi wytrzymam. – Spojrzał na skalną ścianę przed nimi. – Brama znowu się zapieczętowała. Będzie potrzebna kolejna zapłata.

Kiedy Dumbledore schował różdżkę do kieszeni i sięgnął po nóż, Harry zainterweniował.

- Proszę poczekać – powiedział szybko, unosząc rękę do policzka Dumbledore’a i muskając palcami krwawiącą ranę. Dotknął palcami ociekającym krwią kamienia i cofnął się, gdy łukowe przejście otworzyło się. Uniósł różdżkę i oświetlił drogę do zewnętrznej jaskini.

Teraz była najtrudniejsza część. Harry pozwolił Dumbledore’owi pójść przodem i wsunąć się do lodowatej wody, która wypełniała szczelinę w klifie. Kiedy Dumbledore zaczął płynąć, Harry szybko wszedł do wody i podążył za nim, trzymając różdżkę między zębami. Musiał uważnie obserwować Dumbledore’a, ponieważ jeśli dyrektor osłabnie, Harry będzie musiał doprowadzić ich obu do brzegu. Wkrótce płynęli ramię w ramię, a różdżka Harry’ego zapewniała im to, czego potrzebowali, by znaleźć drogę powrotną do klifu. Ich tempo znów zwolniło, ale Harry powstrzymał się od komentowania. Poruszali się do przodu, a to było ważne.

Harry pierwszy dotarł do głazu, podciągnął się, po czym pomógł Dumbledore’owi. Przemoczony i drżący na zimnym powietrzu, Harry szybko rzucił zaklęcie osuszające na ubrania, po czym schował różdżkę i pomógł Dumbledore’owi wstać. Dumbledore przez chwilę kołysał się, póki nie odzyskał zmysłów i owinął ramię wokół Harry’ego. Ponownie nic nie trzeba było mówić. Harry wiedział po geście, czego potrzebował Dumbledore. Zamykając oczy i trzymając się jak najmocniej Dumbledore’a, Harry skupił się na Hogsmeade i natychmiast poczuł znajome uczucie ściskania w nicość. Przez dłuższą sekundę nie mógł się poruszać ani oddychać, a potem zniknął. Zapach soli i morza zniknął… i został zastąpiony zapachem spalonego drewna i dymu. Harry szybko otworzył oczy i sapnął na to, co zobaczył.

Trzy Miotły były niemal całkiem w płomieniach, które rozprzestrzeniały się i przechodziły na sąsiednie sklepy. Głośne stukanie i krzyki wypełniły mu uszy, a gdy Harry powoli odwrócił wzrok w kierunku wrót Hogwartu, zobaczył co najmniej tuzin postaci w czarnych płaszczach, rzucających zaklęcia na bramę, próbując je otworzyć. Harry szybko wyjął różdżkę i wypuścił drżący oddech. Kątem oka Harry zobaczył, że Dumbledore robi to samo. W mgnieniu oka zmieniły się ich priorytety. Pomimo tego, jak się czuli, Harry i Dumbledore nie mogli zostawić Hogsmeade w ruinie lub zaryzykować, że napastnicy przebiją się przez bramy…

… nie zależnie od kosztów.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz