Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 2 października 2021

PDJ - Rozdział 23 – Niebezpieczeństwo Mistrza Eliksirów

Ból w jego klatce piersiowej był tak wielki, że Severus obawiał się, że jest skończony, ale jakimś cudem, Harry nie zadał śmiertelnego ciosu, a przynajmniej nie zabił natychmiast. Harry wyciągnął sztylet, w świetle księżyca jego oczy lśniły ohydną czerwienią, złoty sztylet lśnił życiodajną krwią i magią Snape’a, a zanim Severus zemdlał z bólu, był w stanie wymyślić tylko słowa:

- Harry… dlaczego?

Chwilę później zemdlał, a Harry wpatrywał się w sztylet i obserwował krwawiącego Mistrza Eliksirów, leżącego na swoim posłaniu. Uczeń zamrugał, wpatrując się w krew, spływającą po piersi mentora i z powrotem na sztylet w swojej dłoni. Krew na moich rękach. Tyle krwi. Zbyt wiele.

Oczy Severusa prześladowały go, podobnie jak słowa, które wypowiedział przed chwilą.

Harry, dlaczego?

Krew spłynęła po sztylecie i po jego dłoniach, i nagle Harry zadrżał, budząc się całkowicie ze snu, który go opętał.

Krzyknął z przerażenia na widok, który napotkały jego oczy.

- Severusie! Nie! Och, NIE!

Był oszołomiony, jego umysł wił się w zdezorientowanych kręgach, jak królik w sidłach, w kółko i w kółko. Sztylet palił go w rękę, sapnął, ale nie mógł się zmusić do puszczenia go. W głowie słyszał, jak przeklęty stwór śmieje się, świętując fakt, że zabił mrocznego czarnoksiężnika, który go spętał. To, co było światłem, teraz jest ciemnością! To, co było związane, teraz jest wolne! Wszystko dzięki tobie, mały czarodzieju! Mój śliczny chłopczyku, jak ja cię kocham!

Słowa były jak jedwabna pieszczota, ale niosły w sobie cienie i Harry’emu zrobiło się niedobrze na myśl o tym, co zrobił.

- Nie… nie… nie… - jęknął, skomląc i trzęsąc się jak porażony staruszek ze łzami w oczach. – O Merlinie, pomóż mi!

- Harry, co się stało? Brzmisz na zrozpaczonego – zawołała Hedwiga, wracając z nocnej misji na cichych skrzydłach. Sowa śnieżna przyjrzała się przerażającej scenie poniżej i wydała ostry okrzyk gniewu zmieszanego z przerażeniem na widok jej czarodzieja, trzymającego przed sobą zakrwawiony sztylet, podczas gdy u jego stóp leżał umierający Severus. – Nie! Coś ty zrobił, Harry Jamesie Potterze! – zaskrzeczała sowa. Potem rzuciła się na oszołomionego czarodzieja, jej szpony zacisnęły się mocno na dłoni Harry’ego, wgryzła się głęboko, zmuszając go do upuszczenia Sztyletu Niezgody.

Harry wrzasnął, bo jego dłoń była teraz splamiona czterema głębokimi nacięciami szponów, krwawiły powoli, ale sztylet leżał teraz na ziemi i mógł wreszcie oddzielić rzeczywistość od sennego krajobrazu, który sztylet tworzył w jego umyśle.

- Hedwigo, ja… ja nie chciałem! Naprawdę… nie chciałem! – zaczął szlochać.

Sowa podleciała i uderzyła go mocno w twarz skrzydłem.

- Głupi chłopcze, to nie czas na łzy! ZRÓB coś, by naprawić to, co narobiłeś, na łaskę Ateny! Inaczej on umrze!

- Ale… co ze… sztyletem? Wciąż go słyszę! – Harry potarł policzek, który zapiekł jak płomienie.

- Zostaw sztylet mnie, Harry! Zajmę się tym. Zobacz co z Severusem! Śpiesz się! – Ugryzła go ostro w ucho, po czym sfrunęła w dół, chwyciła róg zaklętego opakowania i upuściła je na lśniące ostrze, które było nienaruszone, ponieważ wchłonęło w siebie krew. Ale wciąż pragnęło więcej. Harry, weź mnie. Trzymaj mnie. Uczynię cię panem świata, czarodziejem potężniejszym niż sam Dumbledore.

Harry zacisnął zęby, bo ignorowanie słodkiego głosu było jak wyrywanie zęba z korzeniami. Severus. Muszę pomóc Severusowi. Wszędzie krew, jakie zaklęcie zatrzymuje krwawienie? Próbował przypomnieć sobie lekcje anatomii Severusa i zaklęcia, których go nauczył w Sylvanorze. Przełykając nudności, uniósł różdżkę i wyrecytował zaklęcie zatrzymujące krew.

Powoli, och jak powoli, krew przestała wypływać z ramienia Severusa. Mistrz Eliksirów był w kolorze wosku, stracił ogromną ilość krwi, ale wciąż oddychał. Harry zebrał kilka szmatek ze skrzynki na eliksiry Snape’a i przycisnął je do okropnej rany, która była poszarpana i czerwona na brzegach. Wyrecytował zaklęcie przyklejające, a następnie poszperał w pudełku w poszukiwaniu eliksiru uzupełniającego krew.

Trzymając głowę Mistrza Eliksirów na swoich kolanach, próbował nakłonić Severusa do połknięcia eliksiru, mocno przygryzając wargę, by powstrzymać krzyk.

- Nie umieraj, Sev! Przepraszam… tak bardzo przepraszam…! – powiedział, a te słowa były litanią oskarżania samego siebie, które przeszyły go do głębi. Prawie zabił swojego mentora, a gdyby Severus zginął, byłby mordercą.

Nawet nie zauważył, że Hedwiga zdołała chwycić Sztylet Niezgody w szpony i polecieć z nim w stronę kamiennego kopca. Głowa mu pulsowała i ledwie mógł oddychać, poczucie winy tkwiące w mostku dusiło go, podobnie jak łzy, które zdawały się bez końca spływać po jego twarzy.

Ale jego ręce były spokojne, gdy wlewał eliksir do gardła Severusa, łyk po łyku. Pociągając nosem, gładził gardło mężczyzny, żeby ten przełknął bez krztuszenia się, przypominając sobie, jak kilka tygodni temu, jedwabisty głos instruował go, jak leczyć pacjenta w śpiączce. W końcu fiolka była pusta i Harry po prostu przykucnął, jego zielone oczy były szeroko otwarte, patrzył na mężczyznę, którego pawie zabił i pustą fiolkę w swoich zakrwawionych palcach.

Widział unoszenie klatki piersiowej Snape’a, wciąż umazanej zaschniętą krwią, i nagle jego coś w jego gardle urosło i odskoczył kilka stóp dalej, by gwałtownie zwymiotować na trawę. To normalne, że jest ci niedobrze, gdy pierwszy raz odbierzesz życie. Będę przy tobie, żeby ci trzymać głowę, jeśli będziesz tego potrzebował. Harry sapnął, zakrztusił się i ponownie zwymiotował. Nie, nie będziesz. Bo prawie cię zabiłem. Boże, och, boże. Severusie… co ja zrobiłem? Jak mogłem słuchać sztyletu? Jak?

Próbował przypomnieć sobie, co skłoniło go do użycia sztyletu, ale pamiętał tylko jakiś obraz ogrodu, fontanny i małej dziewczynki, którą obiecał chronić, a wszystko to było pokręcone nienawiścią do Severusa za bycie takim tłustowłosym dupkiem z długim nosem, który nieustannie beształ go na eliksirach i kpił z niego, i który… Przestań! Po prostu przestań! Już taki nie jest, wiesz że nie, jest twoim mentorem… bardziej jak ojcem i patrz, co mu zrobiłeś. Przyjrzyj się uważnie, Potter!

Zmusił się, by spojrzeć na wysokiego czarodzieja, który wciąż sapał, blady jak śmierć na ziemi i ponownie zwymiotował. Czy sztylet przebił płuco? Czy to dlatego Snape oddychał tak płytko?

Boli go, pomyślał tępo Harry. No oczywiście, że go boli! Jak myślisz, jak się czuł po tym, jak wbiłem mu sztylet w pierś?- zaszydził z siebie. Może powinien dać Severusowi środek przeciwbólowy? Tak, dzięki temu poczułby się lepiej. Harry prawie wybuchnął śmiechem na tą myśl. Niecałe dziesięć minut temu zaatakował i prawie zabił swojego nauczyciela, a teraz martwił się, jak sprawić, żeby ten poczuł się lepiej. Co za straszna ironia!

Ruszył do skrzynki z eliksirami po miksturę i dopiero wtedy poczuł ból własnej zranionej ręki. Spojrzał na nią i zobaczył cztery głębokie, równoległe zadrapania na grzbiecie dłoni, prawie dotykające jego nadgarstka. Hedwiga. Hedwiga to zrobiła, kiedy wróciła i znalazła go, stojącego nad Severusem jak podejrzany w zagadce o morderstwo. Tylko tu ni było żadnej zagadki, kto prawie zamordował Severusa Snape’a.

Harry ponownie zobaczył krew, sztylet i poczucie dziwnej tryumfalnej radości, kiedy zaatakował Severusa. Znowu zaczął wymiotować, ale jego żołądek nie miał już nic do oddania. Zło. Severus nigdy nie był zły. To byłem ja. Coś we mnie, jak Voldemort. Słuchałem sztyletu i zdradziłem go.

Splunął na trawę, a potem zaczął grzebać w szkatułce z fiolkami, odnajdując tą oznaczoną jako eliksir antybakteryjny i przeciwbólowy. Znalazł miękką szmatkę i zabrał ją do miejsca, gdzie leżał Severus, drgając i jęcząc. Zaciskając zęby, Harry odwołał zaklęcie przyklejające i oczyścił okropną ranę fioletowym eliksirem antybakteryjnym. Był wdzięczny Severusowi, że nie obudził się na uczucie pieczenia. Potem ponownie przymocował bandaże w miejscu i próbował podać Severusowi eliksir uśmierzający ból.

Ale Mistrz Eliksirów ledwo mógł przełknąć i większość eliksiru kapała mu między zębami.

- No dalej, Sev. Połknij. Proszę.

Co mu robisz? – zahukała surowo Hedwiga, lądując na gałęzi tuż nad ich głowami.

Poderwał głowę, zaskoczony.

- Hedwiga! Ja… tylko próbuję podać mu środek przeciwbólowy.

Sowa spojrzała na niego podejrzliwie.

- Skąd mam wiedzieć, że już nie jesteś pod wpływem sztyletu, Harry? Odsuń się od niego.

- Hedwigo, nie jestem… przysięgam…

- Nie mogę ryzykować. Odsuń się. Nie zmuszaj mnie, żebym znów cię skrzywdził.

Nieszczęśliwy, ale rozumiejąc rozumowanie Hedwigi, Harry odsunął się, zakręcając fiolkę środka przeciwbólowego i wkładając ją do skrzynki. Skrzywił się z powodu swojej ręki, po czym wziął szmatkę, wylał na nią resztę fioletowego eliksiru i zaczął pocierać rany na dłoni.

Eliksir palił jak wściekły, ale Harry przyjął z zadowoleniem okropne pieczenie. Zasługiwał na ból, tak jak cierpiał Severus. W końcu on spowodował ten bałagan. Znalazł w futerale kolejny materiał i owinął nim rękę.

Potem skulił się pod drzewem i zadrżał.

- Gdzie jest sztylet? Nie zostawiłaś go byle gdzie, prawda?

- Nie. Jest ukryty i nie powiem ci, gdzie. Co z nim?

- Niedobrze. Wciąż żyje, ale nie wiem, jak uleczyć taką ranę. Chciałbym, żeby była tu Meadowsweet. Albo pani Pomfrey. Co mogę zrobić, Hedwigo?

- Nie ruszaj się i nie słuchaj więcej sztyletów – warknęła sowa. – Chcę twojego słowa, że będziesz tu siedział i się nie ruszał, póki nie wrócę. Postaram się znaleźć pomoc, chociaż to miejsce jest tak odległe, że może nie ma tu czarodziejów, którzy mogliby pomóc. Ale muszę spróbować. Czy mam twoje słowo?

- Tak. Obiecuję na honor i magię mojego czarodzieja – zgodził się Harry głosem pełnym niewypłakanych łez. Objął ramionami kolana i położył na nich brodę, jego zielone oczy były posępne i pełne obrzydzenia. Obserwował Severusa, licząc wznoszenie się i opadanie klatki piersiowej mężczyzny. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Oddychaj, Sev. Jak w medytacji. Nie blokowałem umysłu, jak powiedziałeś, byłem zmęczony, zapomniałem i to… coś weszło do mojej głowy i przejęło mnie. Opętało, tak to się chyba nazywa.

Zadrżał ponownie, patrząc, jak Hedwiga wzbija się w powietrze i odlatuje w ciemność.

Krąg światła rzucany przez ogień ledwie wystarczał, by oświetlić obóz, a cienie przesunęły się na krawędź miejsca, gdzie siedział Harry. Wiatr zaszeleścił w trawie i drzewach, i chłopak zadrżał w niekontrolowany sposób. Zły wiatr, który nie przynosi nic dobrego. Jak ja. Cienie i nędza owinęły się wokół niego jak wijące się prześcieradło, trzymając go mocno, gdy powrócił cały jego dawny strach przed ciemnością. Ale nie zbliżył się do ognia. Zasłużył na siedzenie w ciemności, ponieważ zniszczył najlepszą rzecz w swoim życiu. Wydobył się z niego zdławiony jęk i przycisnął dłoń do oczu. Ale jego oczy były suche. To, co zrobił… było zbyt głębokie na łzy. Przypomniał sobie, jak powiedział Meadowsweet, że Severus jest jego światłem w ciemności, które wskazywało mu drogę. Co zrobisz teraz, jeśli światło zgaśnie? Do kogo wtedy pobiegniesz? Kto cię usłyszy, jak płaczesz samotnie w ciemności, jeśli nie Severus.

Harry znał odpowiedź. Nikt. Tylko Severus kiedykolwiek usłyszał jego nieme, niewypowiedzialne błaganie. A jeśli umrze… Pozwolę ciemności mnie pochłonąć. Jaki jest pożytek z dalszej walki?

Zamknął oczy i znów zobaczył małą dziewczynkę, dziecko, które sądził, że potrzebuje ochrony, ale zamiast tego wykorzystało go. Przytul mnie, Harry. Trzymaj mocno i nigdy nie puszczaj. Zabij dla mnie złego człowieka, Harry.

Harry obudził się gwałtownie, pot spływał mu po twarzy. Nie! Nie będę cię słuchać! Zmusiłaś mnie do zabicia Severusa!

Tak? Jestem tylko narzędziem. Twoja ręka mnie trzymała, Harry. Ty chciałeś zabić swojego mentora, przyznaj to. Chciałeś, żeby był martwy, by się od niego uwolnić – uwolnić od męczących zasad i ograniczeń, żeby dla odmiany móc robić to, co ty chcesz. Przyznaj to.

Harry potrząsnął głową, próbując wyrzucić uwodzicielski, nieczuły głos ze swojego umysłu i serca. Nie! Nigdy bym tego nie chciał! Nie tak naprawdę… Wynoś się z mojej głowy. Wynoś się!

Przerażony uderzył tyłek głowy o drzewo. Może w ten sposób mógłby wyrzucić z głowy ten cholerny sztylet. Trzask!

Zobaczył gwiazdy i oczy napełniły mu się łzami.

Za nim Severus miotał się i jęczał, w uścisku wysokiej gorączki wywołanej szokiem i klątwą, którą niósł sztylet.

A Harry nie mógł zrobić nic poza patrzeniem. Miał wrażenie, że jego serce zaraz pęknie, ale pozostał w miejscu, szanując swoją przysięgę, w ciemności wypłakując gorzkie łzy.

Harry… dlaczego?

Ostatnie słowa Severusa odbijały się nieskończonym echem w jego głowie, więc szepnął do nocy, księżyca i umierającego mężczyzny:

- Wybacz mi, Sev.

Potem odrzucił głowę, wrzeszcząc wewnętrznie: SEVERUSIE, PROSZĘ! NIE UMIERAJ! PROSZĘ!

Jego mentalny krzyk udręki nie pozostał niesłyszalny.

Kilka chwil później, Harry usłyszał szelest i trzask gałęzi, więc napiął się. Czy wilkołaki znów ich znalazły? Jeśli tak, Harry’ego to nie obchodziło. Niech przyjdą i rozerwą go na strzępy, bo jeśli Severus umarł, nie będzie lepszy od nich, a tego nie mógłby znieść. Pochylił głowę, czekając na warczenie, zaciśnięcie kłów na jego szyi, pazury na gardle.

Trawa znów zaszeleściła i coś wyszło z ciemności w światło dogasającego ognia.

Harry nie podniósł wzroku.

Potem przemówił głos, ale nie było to głębokie warczenie Greybacka.

- Harry? Profesor Snape? To wy?

Harry zamarł, po czym powoli uniósł wzrok i napotkał zaskoczone, piwne oczy Jace’a Witherspoona.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz