Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 31 października 2021

PDJ - Rozdział 25 – Prawdziwy praktykant

- Obudź się, Jace! Obudź się! Cas wstawać! – zaśpiewał głośno dziecięcy głos, podskakując na łóżku Jace’a.

Harry, który spał naprzeciwko swojego przyjaciela, otworzył oko i zobaczył malutkie dziecko w kwiatowym fartuchu, siedzącą obok Jace’a i praktycznie krzyczącą mu do ucha. Harry nie sądził, żeby Jace był w stanie spać w takim stanie i miał rację.

Jace usiadł, przecierając oczy i jęcząc.

- Jilly! Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie nie budziła, co?

- Ale patrz! Jest słonko i rano – zauważyła dwulatka, wskazując palcem na okno obok jego łóżka. – Widzis? Widzis?

- Mmmmmm. Cudownie. A może obudzisz mamę i tatę? – zasugerował chytrze Jace.

- Nie śpią. Twoja kolej – powiedziała Jilly.

- Dobra. Wstałem.

Wtedy odwróciła się i wskazała na Harry’ego, który szybko zamknął oczy.

- Kto to?

- Mój przyjaciel, Harry. Przyszedł tu wczoraj wieczorem, kiedy spałaś.

- Ze skoły?

- Tak, ze szkoły. A teraz ciszej, bo śpi.

Jilly wpatrywała się uważnie w Harry’ego.

- Nie, nie śpi, Jace. Obudził się. Cuję to tu – poklepała się dobitnie w klatkę piersiową.

Jace usiadł.

- Harry, nie śpisz?

Harry powoli otworzył całkowicie oczy.

- Już nie. – Usiadł, zastanawiając się, jak bardzo sterczą jego oczy.

Jilly wyszczerzyła się.

- Mówiłam ci! – zaśpiewała. – Poczułam go, Jace! Poczułam go tutaj – zapiała, uderzając się w pierś.

- Co to znaczy, że mnie poczuła? – zapytał zdziwiony Harry.

- Jilly, przywitaj się z Harrym – rozkazał Jace.

Zsunęła się z Jace’a, podeszła do Harry’ego i wspięła się na jego łóżko, a potem na jego kolana. Potem zarzuciła ręce na chłopca, który przeżył i przytuliła go, całując go przy tym w policzek.

- Jesteś miły. Smutny i bolący, ale miły. Lubię cię – oznajmiła radośnie.

Harry zarumienił się, nie wiedział, co robić, nigdy nie przytulał w ten sposób małego dziecka. Właściwie nie pamiętał, by kiedykolwiek był przytulany w ten sposób. Początkowo nieznany ciężar dziecka w jego ramionach wydawał się dziwny, ale wkrótce Harry rozluźnił się, a nawet zaczął cieszył uczuciem trzymania na kolanach ciepłego, lekko klejącego się dziecka.

- Dzięki. Nazywam się Harry.

- A ja Jilly. – Klepnęła się w pierś dla podkreślenia.

- Miło cię poznać, Jilly. – Spojrzał na Jace’a, który wyglądał, jakby lada chwila miał zacząć chichotać. – Co to znaczy, że mnie poczuła?

- Jilly nie jest czytającym jak reszta mojej rodziny. Ma rzadszy talent. Jest empatką, co oznacza, że potrafi wyczuwać emocje innych ludzi. Nie chce tego, ale czasami się zapomina, proszę, wybacz jej.

- Masz na myśli, że ona może czuć to, co ja? – powtórzył Harry, nieco oszołomiony.

- Tak – powiedział Jace, a w tym samym czasie Jilly odpowiedziała:

- Tak, mogę. Jesteś smutny, denerwowany i biony. Dlaczego?

- Jaki jestem? „Biony”? – Harry spojrzał na Jace’a w osłupieniu.

- Chodzi jej o słowo zagubiony – wyjaśnił Jace, chichocząc.

- Och.

Jilly spojrzała na niego i Harry zobaczył, że ma oczy w tym samym kolorze, co on, pięknym szmaragdowozielonym.

- Ale dlacego tak cujes, Hajy?

- No… czuję się tak, ponieważ… mój opiekun jest ciężko ranny i… martwię się, że… może nie przeżyć.

- To ten drugi mężczyzna w pokoju gościnnym, Jilly – powiedział jej Jace. – Nazywa się Severus Snape. Jest moim nauczycielem eliksirów.

- Widziałam go. Mama mi pokazała – powiedziała Jilly. Przyłożyła palec do ust. – Ciii. Pan śpi. Bajdzo chojy.

- Wiemy, chochliku – powiedział jej brat.

Odwróciła się i przytuliła Harry’ego.

- Nie bądź smutny, Hajy. Mama go napjawi. Musis cuć się scęśliwy.

I nagle Harry poczuł się szczęśliwy. Poczuł nagły przypływ szczęścia i nadziei, który przepływał przez niego, gdy dziewczynka przytuliła go i było to coś, czego nigdy wcześniej nie zaznał. Sapnął i wpatrywał się w dziewczynkę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech zachwytu i radości.

- Cujes się lepiej? – zapytała, a jej oczy błyszczały.

- Tak. Czuję się lepiej niż w ciągu ostatnich… kilku tygodni.

- Jilly, czy ty przekazałeś mu uczucia? – zapytał Jace, marszcząc brwi.

Dziewczynka poruszyła się i wyglądała na nieco winną.

- Ale Ja-ce… Ciałam tylko pomóc. Hajy cuje się lepiej.

Jace potrząsnął głową.

- Jillian, wiesz, że nie możesz tak po prostu przekazywać ludziom uczuć.

- To nic – wymamrotał Harry. – Sprawiła, że poczułem się lepiej.

- Wiem. Ale… musi nauczyć się, że nie może wykorzystywać swojego talentu bez pozwolenia. To część Kodeksu.

- Jesteś na mnie zły, Jace? – zapytała Jilly, wyglądając żałośnie.

- Nie, po prostu… nie rób tego ponownie bez pytania, dobrze?

- Bze. – Potem posłała Harry’emu swój promienny uśmiech i poczuł, jakby słońce zstąpiło z nieba i przegoniło wszystkie cienie.

Jednocześnie obawiał się, że może skazić to piękne, niewinne dziecko i był zaskoczony, że dziewczynka nie wyczuła w nim zła, skazy sztyletu na jego duszy. Jak to się stało, że mogła wyczuć wszystko, co on czuł, a jednak nie to?

Może była zbyt młoda, by wiedzieć, jak się wyczuwa zło.

Właśnie wtedy usłyszeli, jak woła Grace:

- Jilly? Gdzie się podziewasz?

- Tu, mamo! Obudziłam chłopaków! – odpowiedziała jej córka.

- Jillian, nie zrobiłaś tego! – Jej matka pojawiła się w drzwiach. – Mówiłem ci, żebyś pozwoliła im spać.

- Ale mamo, jest jano. Wtedy ty wstajes! – zauważyło dziecko z bezlitosną logiką.

Grace tylko pokręciła głową.

- Przykro mi, Harry. Chciałam, żebyś trochę poleżał, ale mój łobuz miał inny pomysł.

- Jestem głodna, mamo – ogłosiła Jilly. – Możemy zjeść?

- Tak, idź i zobaczy, co gotuje tata. Może potrzebuje pomocy.

Jilly zeskoczyła z kolan Harry’ego i wybiegła z pokoju, wołając:

- Tato, idę pomóc!

- Dzięki, mamo. Zastanawiałem się, jak pozbyć się tego małego szkodnika – powiedział Jace.

- Harry, jeśli nadal jesteś zmęczony, możesz wrócić do snu.

- Nie, proszę pani. Nic mi nie jest. Przywykłem do wczesnego wstawania. Jestem rannym ptaszkiem – powiedział Harry zgodnie z prawdą. Bał się też zasnąć, żeby nie śnić o tym, co się stało. Lepiej było się obudzić i zacząć zdobywać składniki na eliksir.

- No dobrze. Przyjdź na śniadanie, kiedy będziesz gotowy. – Potem wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Harry szybko przeszukał plecak i znalazł czystą koszulę i dżinsy. Kiedy się ubierał, przypomniał sobie coś, o co chciał zeszłej nocy zapytać Jace’a, ale był wtedy zbyt zmęczony, by rozpocząć rozmowę. – Jace, ta sztuczka czytających, którą ty, twój tata i Tristan zrobiliście wilkołakom… dlaczego nie użyłeś tego na Malfoyu, kiedy ci dokuczał?

Jace włożył tenisówki, po czym odpowiedział.

- Ponieważ czytający mogą mieszać w ten sposób z umysłem innej osoby tylko wtedy, gdy grozi im utrata życia. Taka zmiana percepcji osoby jest zabroniona Kodeksem Czytających. Jest to uważane za nieetyczne.

- Och. Ten Kodeks brzmi, jakby był naprawdę surowy.

- Bo jest. Ale musi być, ponieważ kilka wieków temu lękano i nienawidzono czytających. Kilku źle wykorzystywało swój talent i to sprawiło, że inni czarodzieje nam nie ufali. Najgorsi z nich używali kontroli umysłów, by zmieniać ludzi w niewolników, gorszych niż skrzat domowy, ponieważ jedynym sposobem na zerwanie więzi było zabicie czytającego lub służącego, albo jeśli czytający zgodzi się uwolnić osobę. Ale ci nigdy nie uwalniali ich służących. Trzymali ludzi w niewoli i mogli używać ich mocy umysłów, by wydostawać się z aresztu. Nazywali siebie Władcami Umysłu. Trzeba było grupy czytelników, by w końcu ich pokonać, a potem ustanowiliśmy nasze własne Kodeksy, by zdrajcy nie mogli ponownie robić takich rzeczy. Więc nie musimy martwić się, że zostaniemy nazwani Szpiegami albo Gwałcicielami Umysłu. Wszyscy czytający przysięgli, że będą przestrzegać Kodeksów, gdy ich talent się w pełni ujawni i dlatego nigdy nie czytamy umysłów innych bez pozwolenia. Chyba, że jesteśmy mali i nie wiemy, że tak trzeba albo nie potrafimy się kontrolować. Dlatego tak wielu z nas, czytających, żyje w małych społecznościach. Jak ta.

- Jak wielu jest tu czytających?

- Tu, w Lesie na Wrzosowisku? Żyje tu sześć rodzin, jest cicho i wszyscy dookoła wiedzą, jak ukrywać myśli, jest daleko do jakiegokolwiek miasta, co jest prawdziwym błogosławieństwem. Czytający nie lubią tłumów i dużej ilości ludzi. To naprawdę obciąża nasze tarcze i przyprawia nas o ból głowy.

- Miałeś je w szkole?

- W pierwszym tygodniu tak, póki profesor Snape nie dał mi lekarstwa na ból głowy i nauczył mnie, jak nakładać warstwy osłony. – Jace przygryzł wargę, nagle wyglądając mniej jak mądry czarodziej, a bardziej jak dwunastoletni chłopiec. – Naprawdę mam nadzieję, że sobie poradzi, Harry. Jest jakby jednym z moich ulubionych nauczycieli.

- Mój też. Jeśli zdołam uwarzyć eliksir i znaleźć sztylet…

- Ale czy ten, kto ugodził profesora Snape’a nie zabrał sztyletu ze sobą?

- Tak, ale potem go upuścił, kiedy… uciekał i moja sowa gdzieś go ukryła, trochę przed tym, jak przybyły wilkołaki – powiedział Harry, uważając, by nie wypowiedzieć żadnego nieprawdziwego słowa.

Jace skinął głową, wyczuwając, że Harry czuje się nieswojo w tym temacie. Najwyraźniej było coś więcej niż mówił, coś ukrywał, ale Jace szanował prywatność swojego przyjaciela i nie wtrącał się. Harry był bardzo zdenerwowany, a Jace nie chciał, żeby czuł się gorzej. Dla osieroconego nastolatka musiało być straszne rozmyślanie kolejnej osoby, z którą był blisko.

- Cóż, może zjemy śniadanie, a potem pomogę ci zebrać składniki.

- Nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytał zaskoczony Harry. Ron prędzej ogoliłby się na łyso niż zaproponował pomoc w przygotowaniu eliksiru.

- Nie. Lubię eliksiry w przeciwieństwie do większości dzieci czarodziejów – powiedział Jace, po czym poprowadził go do kuchni, która znajdowała się obok pokoju.

Najbardziej apetyczne zapachy wydobywały się z kuchni, gdzie Jasper przewracał paszteciki z kiełbaskami i robił coś, co Grace nazywała pastą omletową, czyli jajecznicą, serem, posiekanymi ziemniakami i smażoną cebulą w cieście.

Praktycznie rozpływała się w ustach, a kiedy zapytano go, czy mu smakuje, odpowiedział:

- To jest najbardziej niesamowite śniadanie, jakie kiedykolwiek jadłem.  Jak się ją robi?

- Ach, praktykant całym sercem – roześmiał się Jasper. – Więc lubisz gotować, Harry?

- Tak. Zawsze w domu gotowałem.

- Dam ci przepis. Zrobiłem go trochę przez błąd… - Jasper powiedział Harry’emu, jak skończyła się mielona wołowina i zastąpił ją jajkami, a tak narodziła się pasta omletowa.

- To najlepszy błąd, jaki popełniłeś, tato – powiedział jego syn.

- Mmm! – zgodziła się jego córka, mając okruchy na całej buzi i trochę na policzkach.

Grace machnęła różdżką i okruchy zniknęły, podobnie jak stopiony ser. Następnie zachęciła Harry’ego do zjedzenia więcej.

Harry posłuchał, myśląc, jak Grace przypomina mu nieco Molly Weasley. Czy wszystkie matki martwią się o nawyki żywieniowe dzieci?

- Harry, jeśli chodzi o tą listę składników, które potrzebujesz z laboratorium profesora Snape’a – zaczęła Grace, jak zjadł swoją trzecią pastę i kiełbaskę. – Wiem, że możesz zafiukać do Hogwartu i sam je znaleźć, ale Jasper powiedział, że polują na was wilkołaki i śmierciożercy.

- Tak, ale pan Witherspoon, Jace i Tristan ich przepędzili.

- Jasper, proszę. Na jakiś czas przekierowaliśmy ich uwagę i nie będą w stanie cię wyśledzić, ponieważ my się teleportowaliśmy, ale wciąż mogą cię szukać, a jednym z pierwszych miejsc, gdzie się udają, będzie szkoła. Tak się kierowaliście z Severusem, prawda?

- Tak.

- Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeśli jedno z nas pójdzie po składniki z laboratorium – powiedziała Grace. – Możesz zostać tutaj, gdzie jest bezpiecznie, nasze zabezpieczenia są pierwszej klasy i możesz zacząć przygotowywać resztę potrzebnych składników. Czy w laboratorium profesora Snape’a są zabezpieczenia?

- Tak, ale znam hasło – powiedział Harry. – Wszystkie jego składniki są oznaczone w kolejności alfabetycznej.

- Dzięki bogu, bo próbowanie znaleźć składników w laboratorium niezorganizowanego Mistrza Eliksirów to piekło – zauważył Jasper, wycierając twarz szmatką.

Harry zaprotestowałby, gdyby kilka miesięcy temu potrzebował jakiejkolwiek pomocy i nalegałby, żeby pójść sam, ale w trakcie tej wyprawy zdał sobie sprawę, że nie powinien robić wszystkiego sam i może prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje. Miło było mieć kilku dorosłych, na których mógł polegać, a Grace i Jasper wydawali się być osobami godnymi zaufania, jak ich syn.

- Więc kto z nas wróci do Hogwartu, kochanie?

Jasper uśmiechnął się ironicznie i powiedział:

- Wydaje mi się, że potrzebujesz więcej lekcji wychowawczych niż ja, Grace, więc powinnaś iść. Poza tym, znasz drogę do laboratorium lepiej niż ja.

- W porządku, w takim razie uważaj na Jilly i dokończ mój artykuł z Brytyjskiego Instytutu Czytających. Chcą ubiegać się o dotację od Ministerstwa na zorganizowanie zajęć dla młodych czytających, którzy nie urodzili się w rodzinie z talentem.

- Mówisz, że nie trzeba mieć rodzica, który jest czytającym? – zapytał Harry.

- Nie zawsze. Jednak większość z nas ich ma, ponieważ talent wydaje się być łatwy do przekazania. Ale spotkałem kilku czytających, którzy, jak mugolaki, mają rodziców, którzy w ogóle nie mają tego talentu – powiedział Jasper.

- Ale to naprawdę trudne dla dziecka, gdy jego talent zaczyna się ujawniać. Początkujący czytający może oszaleć przez słyszenie myśli wszystkich dookoła, chyba że wytworzy naturalne osłony albo będzie miał nauczyciela, który mu pokaże, jak osłonić umysł – powiedziała Grace z poważną miną. – Więc mam nadzieję, że Ministerstwo zgodzi się na finansowanie Instytutu.

- Zrobię, co w mojej mocy, żeby ich przekonać, kochanie – obiecał Jasper.

Harry też miał taką nadzieję, choć biorąc pod uwagę dotychczasową historię Ministerstwa… nie miał na to wielkiej nadziei.

Kiedy skończyli śniadanie, Harry pokazał Jace’owi listę składników i chłopiec zszedł do magazynku w piwnicy, żeby je znaleźć, więc Harry poszedł sprawdzić, co z Severusem.

Mistrz Eliksirów wciąż był pod zaklęciem peleryny, wyglądał spokojnie i trochę jak woskowa kukła w spoczynku. Harry podszedł, by stanąć obok łóżka, nie dotykając starszego czarodzieja, tylko spoglądając na niego. Niemal zdławiły go wyrzuty sumienia i żal.

Och, Sev. Już milion razy przepraszałem cię w moim umyśle, ale dałbym wszystko, żebyś usłyszał, jak mówię to na głos. Nie wiem, jak to się stało, może byłem słaby i głupi, ale nawet to nie jest wymówką. Wiem o tym. I poprawię się. Grace powiedziała, że jestem dobrym praktykantem… ale ona nie zna prawdy. Ale w jakiś sposób cię uzdrowię. Nie przeszedłem tak daleko, żeby teraz zawieść, a jedyne słuszne, co mogę zrobić to naprawić to, co zrobiłem. Sprawię, że będziesz ze mnie dumny, Sev, i pokażę ci, że jestem twoim prawdziwym uczniem eliksirów.

Zakaszlał i otarł dłonią oczy, zirytowany tym, jak w mgnieniu oka wydawały się napełniać łzami. Wcześniej nigdy nie płakał. Z drugiej strony nigdy prawie nie zabił człowieka, którego uważał za zastępczego ojca. Więc mógł sobie pozwolić na tą krótką chwilę płaczu… tak długo, jak był sam, gdzie nikt go nie widział.

Podskoczył, kiedy dłoń dotknęła jego ramienia.

- Harry? Przepraszam, ale potrzebuję tej listy składników – powiedziała cicho Grace.

- Dobrze. – Pogrzebał w kieszeni i podał jej listę. – Podkreśliłem na czerwono te, które są w jego laboratorium. Kazał mi to zrobić, na wypadek…

- Gdyby coś mu się stało?

Harry milcząco skinął głową.

Serce Grace współczuło zrozpaczonemu młodzieńcowi, którego ból i poczucie winy były tak oczywiste, że mógłby je dostrzec nawet ktoś bez talentu.

- To nie twoja wina, Harry.

- Tak, moja – wyszeptał. – To przeze mnie jest ranny.

- Nie. To przez sztylet. Nie przez ciebie.

- Skąd to wiesz?
- Ponieważ przeprowadzałam badania nad głównymi przeklętymi przedmiotami w naszym świecie i Sztylet Niezgody jest numerem jeden na liście najbardziej złych i przewrotnych przedmiotów. Jestem pewna, że Severus o tym wiedział. Cokolwiek zrobiłeś, dziecko, jestem pewny, że nie jest to coś nie do wybaczenia.

- Mylisz się.

- Myślisz, że jesteś jedynym praktykantem, który popełnił błąd? Zapytaj o to Severusa, kiedy się obudzi.

- Czytasz w moich myślach?

- Nie. Nie muszę. Wina, wstyd i ból widać w twoich oczach dla tych, którzy wiedzą, jak patrzeć. – Potem, ponieważ pobudził jej instynkty macierzyńskie i ponieważ wyglądał na tak zagubionego i zranionego, jak pisklak ze złamanym skrzydłem, objęła go ramionami i przytuliła do siebie.

Harry początkowo zesztywniał, ale dotyk jej ramion i jej zapach, jak bzy, były tak przyjemne, że rozluźnił się i pozwolił się przytulić, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Jeszcze kilka łez wypłynęło z jego krnąbrnych oczu, czego żadne z nich nie zauważyło.

Chwilę później Grace puściła go, po czym powiedziała:

- Wrócę tak szybko, jak będę mogła. Potrzebujesz mojej pomocy przy warzeniu?

- Ja… bez obrazy, ale jest to coś, co muszę zrobić sam – powiedział jej cicho Harry. – Dla mnie i dla niego.

- Rozumiem – stwierdziła, myśląc, że warzenie eliksiru było dla niego rodzajem odkupienia, sposobem na usunięcie udręczonego spojrzenia z jego oczu. – Lepiej już zacząć. Im szybciej ruszę, tym szybciej wrócę.

Gdy się odwróciła, prawie wpadła na swojego męża.

- Grace, zastanawiałem się, czy mas przy sobie Amulety Komunikacyjne? Na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy, możesz do mnie zadzwonić, ponieważ głos twojego umysłu nie dotrze do mnie z takiej odległości.

- Mam go, Jasper. – Wyjęła spod koszuli podobny srebrny łańcuszek z kolejnym czerwonym jaspisowym kamieniem w kształcie łzy.

- Dobrze. To mogę się odprężyć. Cóż, tak bardzo jak to możliwe z naszym małym wulkanem energii.

- Daj jej książeczkę do kolorowania i kilka tych błyszczących kredek, a przez godzinę będzie szczęśliwa – zasugerowała Grace. Potem pocałowała go lekko i zafiukała do Hogwartu.

Harry spojrzał z ciekawością na wisior na szyi Jaspera.

- Jace powiedział mi, że to ty wynalazłeś ten amulet.

- Tak. Wynalezienie tego było jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłem, w taki sposób spotkałem Grace. Wpadłem na pomysł wykorzystania mojego talentu, by umożliwić ludziom bez daru czytających rozmawianie ze sobą w milczeniu i natychmiastowo, ale to Grace mi pomogła urzeczywistnić ten pomysł, dzięki swojemu darowi czarodziejki. To niesamowita kobieta, ta moja żona.

- Dlaczego więcej osób ich nie ma? Wygląda na to, że działają o wiele szybciej niż wysyłanie listów.

- Ach, no bo widzisz, amulety są drogie w produkcji i chociaż jestem ich wyraźnym wynalazcą, mój patent wciąż czeka w Ministerstwie. Cholerni biurokraci uwielbiają wszystko przedłużać. Ale sprzedaliśmy kilka naszym przyjaciołom i innym czarodziejom w Londynie. Każdy amulet jest połączony z innym o tym samym rozmiarze, kształcie i kamieniu. Kiedy amulet jest aktywowany, najpierw łączy się ze swoim partnerem z pary, a następnie można go połączyć z amuletem innej osoby. Coś w rodzaju mugolskiego numeru telefonu.

- Wie pan o numerach telefonu?

- Ach, rozumiem, że Jace nigdy nie wspominał, że jestem półkrwi? – zachichotał Jasper. – Znam kulturę mugoli, Harry. A teraz chyba muszę znaleźć moje dziecko i zacząć pisać resztę wywiadu.

- Powodzenia, proszę pana.

- Jasper, Harry, Jasper. Pan to mój dziadek, nie ja. – Ruszył korytarzem, a Harry podszedł do piwnicy, by zobaczyć, jak sobie radzi Jace.

Odkrył, że młodszy chłopak zebrał bardziej powszechne składniki, takie jak ocet, pancerze karaluchów, korę jarzębiny i mielony róg jednorożca, i umieścił je na stanowisku pracy. Piwnica była schludna, czysta i pachniała ziemią, ponieważ została wydrążona za pomocą magii i zabezpieczona zaklęciem, aby zapobiec przedostawaniu się wilgoci i owadów. Były tam rurki, mieszadła, a także noże i kilka marmurowych i drewnianych moździerzy i tłuczek. Pod przeciwległą ścianą leżały porządnie ułożone kociołki wszystkich rozmiarów i z kilku materiałów, a także kilka półek ze składnikami eliksirów w słoikach i torbach oraz duże pudełko apteczne zawierające więcej składników. Na blacie był też zlew, stos ubrań, fartuchów i gogli.

Pomieszczenie było oświetlone kilkoma wiszącymi lampkami, tak że każdy, kto tu pracuje, będzie mógł bez problemu widzieć. W powietrzu unosił się silny zapach ziół, ale nie był nieprzyjemny. Harry od razu poczuł się tutaj dobrze, tak jak w prywatnym laboratorium Severusa w szkole.

Harry wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.

- Hej, Jace. Jak leci?

- W porządku, Harry. Prawie wszystko zebrałem – odpowiedział radośnie drugi. – Wygląda to jednak na naprawdę złożony eliksir.

- Jest, ale już go warzyłem – powiedział Harry, chociaż zrobił to tylko pod sokolim okiem Snape’a. Nigdy sam i nigdy, gdy miałem taką potrzebę, zwątpił głosik w głębi jego umysłu. Teraz żałował, że zamiast patrzeć na Meadowsweet nie zwrócił większej uwagi w Mrocznym Lesie, gdy Severus pokazywał mu, jak zbierać składniki. Pewnego dnia może mnie przy tobie nie być i będziesz musiał nauczyć się, jak ją warzyć na własną rękę, prześladował go jedwabisty głos Severusa. Skąd wiedziałeś, Sev? Czy ty też masz w sobie trochę z jasnowidza a może było to jedno z przemówień pod tytułem „zawsze bądź przygotowany”?

Tak czy inaczej, nie miało to znaczenia. Harry wiedział, że był jedynym, kto potrafi uwarzyć eliksir z jakąkolwiek dokładnością i musiał zrobić to szybko, zanim Voldemort zostanie wskrzeszony przez śmierciożerców. Był to ich główny cel, sprowadzenie z powrotem ich mrocznego pana i nie cofną się przed niczym, by tego dokonać. Nie zawiodę, nie mogę. Zrobię to i udowodnię, że jestem godny bycia praktykantem Seva. Wierzył, że Harry odziedziczył po Lily dar eliksirów. Teraz Harry wystawiał to przekonanie na próbę.

Kilka razy odetchnął, koncentrując się tak, jak robił to, gdy medytował lub używał w oklumencji. Kiedy był pewien, że jest spokojny i skupiony, zaczął ponownie czytać przepis i przygotowywać wszystkie składniki, które zebrał Jace, odmierzając, siekając i mieląc. Jace obserwował, zdając sobie sprawę, że Harry potrzebuje własnej przestrzeni i nie chciałby teraz pomocy, więc jej nie oferował, ale obserwował z boku w milczeniu. Był pod wrażeniem zręcznego sposobu, w jaki Harry obchodził się ze składnikami i precyzji, jaką prezentował w mieleniu i siekaniu. Prawidłowe przygotowanie tych składników wymagało dużo cierpliwości i koncentracji, Jace wiedział o tym aż za dobrze, mimo że był dopiero na pierwszym roku.

Jace przechylił głowę, wyczuwając obecność matki. Wróciła z kwiatami illareth i strąkami wieczniekwietnicy, których wymagał eliksir, a teraz schodziła po schodach do laboratorium. Jej delikatne kroki nie wyrwały Harry’ego z transu i kontynuował przygotowywanie składników, jakby pod wpływem zaklęcia. Pracował ponad pół godziny bez przerwy.

Grace spojrzała na młodego ucznia eliksirów pracującego z gorączkową intensywnością oraz na swojego syna, który obserwował i skinęła Jace’owi głową. Cały czas był tu, gdy mnie nie było? – posłała.

Nie, nie cały czas, ale większość. Znalazłaś to, czego potrzebował? – odesłał Jace.

Tak. Profesor Snape ma rozległe laboratorium i zapas rzadkich składników, czego mu zazdroszczę, p przyznała Grace ze smutnym chichotem. Podeszła, by postawi kosz z kwiatami illareth i  pojemnikiem ze strąkami wieczniekwietnicy na stole, gdzie pracował Harry.

Podniósł na sekundę wzrok i powiedział:

- Dziękuję, Grace. – Potem powrócił do pracy, wlewając wymaganą ilość wody i octu do kociołka, a następnie umieszczając go nad ogniem, upewniając się, że jest on nie za duży, ani nie za mały. Kiedy już dodał kilka składników i wymieszał je odpowiednią ilość razy, zaczął wydobywać sok ze strąków wieczniekwietnicy płaską stroną noża, miażdżąc strąk i uwalniając zdumiewającą ilość soku.

Kiedy skończył, ostrożnie dodał go do kociołka, wdychając wielkie łyki świeżego zapachu. Następnie dodał kwiaty illareth, mieszając raz, dwa, w sumie dziewięć razy.

Trójka była uznawana przez czarodziejów za szczęśliwą liczbę, a dziewięć było potrójne, więc eliksir, który Harry próbował stworzyć, potrzebował tyle szczęścia, ile mógł. To dziwne, ale Harry mieląc i wydobywając sok czuł, jakby Severus był w pobliżu, unosząc się nad jego ramieniem i szepcząc mu do ucha poprawki. Ładny, równy ruch, Potter. Nie za szybko, nie za wolno.

Kiedy siekasz, ustaw nóż pod takim kątem, żeby ciął lepiej, i zawsze tnij od siebie, nigdy nie wkładaj palców przed ostrze.

Harry słuchał na wpół zapomnianej rady i poczuł się mniej samotny i przerażony, że coś sknoci i zrujnuje ostatnią szansę na zniszczenie sztyletu. Kiedy wszystkie składniki zostały dodane, mikstura musiała dochodzić przez trzy dni. Wyprostował się, co natychmiast poczuł w krzyżu. Był sztywny i obolały od pochylania się nad stołem i kociołkiem przez ponad dwie godziny.

Ale nie narzekał. Wszystko, co wycierpiał było tego warte, jeśli mógł zniszczyć sztylet i wrócić Severusowi zdrowie.

Dopiero wtedy zobaczył Jace’a, który siedział kilka stóp dalej na krześle, a jego piwne oczy błyszczały z ciekawości.

- Byłeś tu cały czas?

- Tak. Chciałem zobaczyć, jak to warzysz – odpowiedział Jace. – Jesteś głodny, Harry? Ponieważ ja umieram z głosu, a mama woła nas na obiad… dziś jest kurczak po królewsku.

- Nigdy wcześniej tego nie jadłem – powiedział Harry, ale to też nie miało znaczenia, ponieważ był tak głodny, że zjadłby akromantulę.

- Będzie ci smakować – zapewnił go Jace. – Moja mama jest dobrą kucharką, ale nie tak dobrą, jak mój tata.

Obaj wskoczyli po schodach, ale tuż przed dotarciem na szczyt, Harry zatrzymał się i odwrócił.

- Huh? Gdzie idziesz, Harry?

- Posprzątać. Severus złoiłby mi skórę, gdybym zostawił jego laboratorium w takim stanie – powiedział Harry, po czym zamarł. To nie było laboratorium Seva, a on nie obserwował swojego podopiecznego, czekając, aż przypomni sobie instrukcje. Uderzyło w niego nagłe poczucie smutku i poczuł, jak łzy pieką go w oczy. Aby je ukryć, zbiegł po schodach, wołając przez ramię: – Powiedz mamie, że zaraz będę, dobra? Muszę tylko wszystko odłożyć.

Wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie Chłoszczyść i wkrótce laboratorium było uporządkowane, za wyjątkiem bulgoczącego w kotle eliksiru rozpuszczającego klątwy.

Harry wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, modląc się, żeby wszystko wyszło dobrze. Przepraszam, Severusie. To wszystko moja wina. Ale jakoś muszę to naprawić. Nie chcę więcej śmierci na swoim sumieniu.

Ponownie zamrugał, by pozbyć się łez, ignorując cichy głos, który syknął, że powinien pozwolić sobie na płacz i z tym skończyć. Potem udał się na górę, by dołączyć do Witherspoonów na kolację.

Tej nocy znalazł się w dość niezręcznej sytuacji, czytając Jilly bajkę na dobranoc zatytułowaną „Wspaniały Merlin i jego Magiczne Laboratorium”. To nie była tylko bajka dla dzieci, ale też narzędzie edukacyjne dla przyszłych czarodziejów i czarownic, które uczyło dzieci poprzez historię podstawowych mikstur, składników oraz jak je zbierać i przygotowywać. Książka była świetnie ilustrowana i przedstawiała Merlina, jak robił kilka różnych rodzajów mikstur, a każdy składnik był oznaczony pod rysunkiem.

Harry wskazywał na jeden i pytał:

- Co to jest?

Jilly odpowiadała:

- Jug jednojożca. – Albo: – Kieł wonża. – Albo nawet: – Jaźmin, to taki kwiat. Mamusia ma je w ogjódku. Ładnie pachną.

Harry był zdumiony, że tak małe dziecko potrafi rozpoznać wszystkie składniki, póki Jace nie uniósł głowy i nie powiedział:

- Zna je wszystkie, bo czytaliśmy tu ze sto razy. To jej ulubiona bajka.

- Och – powiedział Harry, czując się raczej głupio. – Ale wciąż ma niesamowitą pamięć jak na tak małe dziecko.

- Tak? – Jilly spojrzała na niego.

- Tak. Lepszą niż niektórzy uczniowie z mojej szkoły – powiedział jej Harry i został nagrodzony jednym z jej promiennych uśmiechów, które zawsze rozgrzewały od środka.

Kontynuował czytanie, aż oczy Lilly zaczęły opadać, a wtedy Jace powiedział Harry’emu, żeby przestał i otulił swoją siostrę w łóżku, szepcząc:

- Dobranoc, łobuzie.           

Potem Harry i Jace weszli do pokoju Jace’a, gdzie młodszy chłopak zapytał Harry’ego o to, o co chciał go zapytać, od kiedy usłyszał jego głos we własnym umyśle.

- Co wy tu w ogóle robiliście, Harry?

Harry zawahał się, niepewny, jak wiele może ujawnić młodemu czarodziejowi. Severus zawsze mówił, że nie powinni mówić nikomu o całej swojej misji, na wszelki wypadek, ponieważ jeśli ktoś czegoś nie wie, nie można tego z niego wydobyć.

- Uch, to długa historia. Ale ma coś wspólnego z powstrzymaniem śmierciożerców na dobre. Naprawdę nie mogę powiedzieć ci więcej, Jace, ponieważ Severus mówi, że musi to być trzymane w tajemnicy.

- Rozumiem. Naprawdę mam nadzieję, że wam się uda.

- Uda się. Przynajmniej tam myślę – powiedział Harry z większą pewnością siebie niż czuł.

Rozmawiali o innych rzeczach, bezpiecznych, takich jak zajęcia, które Jace mógł wziąć dodatkowo w następnym semestrze, a Harry pozwolił sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałby jego plan nauczania, gdyby wrócił w następnym semestrze. Miał tylko nadzieję, że Dumbledore choć raz zatrudni kompetentnego nauczyciela obrony. Harry był zadowolony, że miał przyjaciela, z którym mógł porozmawiać o normalnych, nastoletnich rzeczach, a także był wdzięczny, że Jace nie wypytywał o to, co stało się z Severusem i sztyletem, jak robiliby to Ron i Hermiona.

Tej nocy Harry czuł, że może spać bez pomocy eliksiru bezsennego snu, więc nie tknął fiolki, którą Grace umieściła na jego szafce nocnej.

Dość łatwo zapadł w sen i spędził większą część tych trzech godzin na spokojnym śnie. Ale około trzeciej nad ranem jego sny zaczęły pogarszać się, zaczął krzyczeć i rzucać się we śnie, zrzucając kołdrę i błagając Severusa, by przeżył… i mu wybaczył.

Jace obudził się wtedy, zaalarmowany cierpieniem przyjaciela i nie mógł nic poradzić na to, że usłyszał słowa Harry’ego, wypowiedziane łamiącym się, drżącym tonem.

- … przepraszam, Sev… tak bardzo… nie chciałem… tak dużo krwi… nie umieraj, Severusie, proszę!

Jace ześlizgnął się z łóżka i podszedł do Harry’ego, próbując zdecydować, czy powinien obudzić przyjaciela. Kiedy spojrzał na Harry’ego, zauważył, że chłopak pocił się, wilgoć spływała po jego twarzy.

Chwileczkę. To nie jest pot… to łzy. On płacze… we śnie. Jace nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim, czuł zarówno strach, jak i współczucie do starszego czarodzieja, który wyraźnie cierpiał męki potępieńców.

- … wybacz mi… Severusie… nie wiedziałem… to był sztylet… przyszedł do mnie w snach… - Twarz Harry’ego wykrzywiła się, jakby w nieznośnej agonii, jęczał i szlochał, zagubiony w krainie snów splecionych z krwią i poczuciem winy.

Jace wpatrywał się w niego zbity z tropu. Och, słodki Merlinie, miej litość! Sztylet… opętał go. I myślę… że to on zaatakował profesora Snape’a, nie jakiś śmierciożerca. Och, błogosławiona Gajo! To coś strasznego, żeby to zrobić i z tym żyć.

Wstrząśnięty do głębi swojej istoty, młody czarodziej wrócił do łóżka i skulił się na nim, a łzy empatii spłynęły po jego policzkach. W końcu Harry przestał się rzucać, szlochać i zapadł w sen. Ale Jace nie spał, jego umysł odtwarzał wszystko, co powiedział Harry, a czego nie powiedział od jego przybycia i zajęło mu dużo czasu, zanim zasnął.

Pierwszą rzeczą, jaką Harry zrobił po przebudzeniu, było sprawdzenie, co u Severusa. Pod peleryną Mistrz Eliksirów wydawał się spać, a jego twarz była spokojna w spoczynku.

- Już prawie gotowe, Severusie – wyszeptał. – Robiłem, co mogłem i myślę, że udało mi się zrobić eliksir rozpuszczający klątwy. Tak czy inaczej, zniszczę sztylet i przełamię twoją klątwę. Przysięgam na twoją magię!

Następnie zszedł do laboratorium, by sprawdzić, czy eliksir wciąż się gotuje i delikatnie go zamieszać. Miał odpowiednią konsystencję i kolor. Był nie za gęsty, ciemnoniebieski i srebrny.

Jace przy śniadaniu był cicho, ale Harry również. Czuł się zmęczony i nie miał ochoty dużo rozmawiać, nawet z Jilly. Dwoje starszych Witherspoonów pozwoliła mu być cicho i nie starali się zadręczać go pytaniami ani próbować nawiązać rozmowy. Nie dlatego, że się o niego nie troszczyli, ale dlatego, że szanowali jego prywatność i wierzyli, że Harry powie coś, gdy będzie gotowy.

Jace zapytał Harry’ego, czy chce polatać i Harry zgodził się, przemieniając we Freedoma. Obaj latali po posiadłości i nad domem Trisrana oraz innej godziny, św. Angela. Właśnie wtedy Freedom zobaczył Hedwigę, drzemiącą w koronie jabłoni o krzywych konarach za domem Witherspoonów.

Przepłynęła przez niego ulega, że z sową wszystko w porządku i nie wyglądało na to, by poniosła szkodę, ukrywając sztylet lub ponownie stawiając czoła wilkołakom. To, że poważnie zranił Severusa wystarczyło i Harry wątpił, czy byłby w stanie sobie poradzić również z ranami Hedwigi.

To zabawne, ale odkąd odkrył swoją animagiczną formę i wyruszył na tę wyprawę, Harry nauczył się wiele szacunku do ptaków, a zwłaszcza swojej towarzyszki. Wcześniej uważał sowę za rzecz oczywistą, traktując ją bardziej jak skrzydlatą listonoszkę niż towarzyszkę. Ale już tak nie było. Teraz Hedwiga była jak rodzina.

Kusiło go, by obudzić sowę i błagać ją, by albo pokazała mu, gdzie jest sztylet, albo go do niego zaprowadziła. Ale potem zdecydował, że lepiej poczekać, aż eliksir będzie gotowy, nim poprosi Hedwigę o sztylet. Sowa może chętniej będzie wtedy współpracować.

Jace zastanawiał się, czy skonfrontować się z Harrym o tym, co usłyszał, lecąc obok myszołowa rdzawosternego. Sprawiało to, że czuł się niekomfortowo, niosąc taką wiedzę, a jednak nie wiedział, jak poruszyć temat bez powodowania problemów. Nie chciał kłócić się z Harrym, ani sprawić, by poczuł się nieswojo, szanował starszego chłopaka, od kiedy Harry był jego zastępczym nauczycielem eliksirów i pomagał mu z Malfoyem.

W końcu Jace postanowił poczekać, zanim porozmawia ze swoim przyjacielem o tym, co naprawdę się wydarzyło. Może po skończeniu eliksiru  powie, co myśli. Ale do tego czasu… zrobił jeszcze jedną dużą pętlę, zanim skierował się na ziemię.

Myszołów podążył za nim, po czym zmienił się w Harry’ego.

- Nieźle latasz, Jace.

- Nie tak, jak ty.

Harry wzruszył ramionami.

- Jestem dobry, bo dużo ćwiczę. Latanie jest najlepszą rzeczą. Odpręża mnie.

- Mnie też – powiedział Jace, zauważając, że pewne napięcie w zielonych oczach było teraz mniej widoczne.

Obaj udali się do domu, by się czegoś napić, każdy skrywając przed drugim sekret.

Rankiem trzeciego dnia Harry poszedł sprawdzić eliksir. Pachniał i wyglądał tak, jak powinien, więc pozwolił sobie na rzadki uśmiech czystego tryumfu i radości. Udało mi się! Sam uwarzyłem swój pierwszy eliksir na poziomie mistrzowskim. Zastanawiam się, co powiedziałby Severus, gdyby wiedział.

Wyobraził sobie, jak Mistrz Eliksirów klepie go po plecach i mówi mu, jaki jest dumny.

Pozostał tak przez kilka długich minut, wpatrując się w eliksir, a potem zgasił ogień i skierował się na górę. Nadszedł czas, by znaleźć Hedwigę i spróbować przekonać ją do ujawnienia lokalizacji sztyletu. Harry zadrżał, wchodząc po schodach, ponieważ wiedział, że ta konfrontacja może być co najmniej nieprzyjemna. Ale żeby wyleczyć Severusa, zniósłby wszystko. Nawet dziób, szpony i ostry język Hedwigi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz