Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 16 października 2021

PDJ - Rozdział 24 – Witherspoon na ratunek

- Jace? Co ty tu robisz? – wybełkotał Harry, zdumiony widokiem młodego Ślizgona, którego uczył eliksirów i z którym spłatał epicki dowcip na nieznośnym Malfoyu.

- Słyszałem twoje wołanie całą drogę z mojego domu, jakieś dziesięć mil stąd. Podobnie jak mój tata i nasz sąsiad, Tristan Cantrell – wyjaśnił Jace. – Widzisz, wszyscy jesteśmy czytającymi, a ty, hymm, jakby krzyczałeś naprawdę głośno, Harry.

- Wybacz. – Harry zarumienił się, zawstydzony. – Ale profesor Snape jest ranny, potrzebuję pomocy i…

Nim mógł skończyć, rozległo się przeraźliwe, okropne wycie polującego wilkołaka.

- Ach… cholera jasna! – wybuchnął. – Znowu nas znalazły, cholerne zmowy!

Jace wyglądał na zaniepokojonego.

- Kto to był? To brzmiało jak… wilkołaki.

Jego zarys wydawał się na moment zadrżeć.

- Tak. Oni… UWAŻAJ! – krzyknął.

Wilkołak wyskoczył z cienia z wyszczerzonymi zębami i błyszczącymi pazurami, prosto na młodszego czarodzieja.

Harry już miał przekląć stworzenie, ale wtedy zobaczył, jak przechodzi ono przez Jace’a i ląduje na ziemi przed Harrym.

- Huh? Jak…?

Poczuł, jak coś lekko uderza go w ramię.

- Ciii! To sztuczka umysłu, dzięki temu widzą to, czego nie ma.

Harry patrzył ze zdziwieniem, jak zdezorientowany wilkołak krąży w kółko, skowycząc, warcząc i gryząc powietrze. Spojrzał w miejsce, gdzie myślał, że jest Jack i wysyczał:

- Jesteś niewidzialny?

- Nie. Tylko używam talentu, żebyś mnie nie widział – poinformował go Jace.

Teraz słyszeli wysokie warczenie i wycie reszty wilczego stada, gdy próbowali oni zlokalizować Severusa i Harry’ego. To denerwujące, słyszeć ich tak blisko, jednak ich nie widzieć, ponieważnie mogli ich zobaczyć ani wywąchać. Harry czuł się, jakby był otoczony przez legion duchów.

Jeden wilkołak nagle podniósł głowę i zawył, po czym pobiegł w ciemność tak gwałtownie, jak się pojawił.

- Jace, co się właśnie stało?

- Wysłałem go w dziki pościg za widmami – zachichotał drugi. – Myśli, że goni was przez wrzosowisko.

- Więc jeszcze raz, jak mnie znalazłeś? Podążałeś za… um… moimi myślami?

- Tym oraz twoją sową, Harry. Znalazła mnie, jak zbieraliśmy nocny jaśmin w naszym ogrodzie, znaczy ja i moja mama, i ona powiedziała nam, że profesor Snape ma kłopoty, tak jak ty i musieliśmy natychmiast przyjść.

- Potrafisz zrozumieć ptaki?

- Nie, ale moja mama potrafi. Też jest animagiem. Jej formą jest pustułka.

Poza kręgiem światła, wycie, skowyt i warczenie wilkołaków wzrosło, a potem ucichło, gdy zostały one poprowadzone z dala od ich prawdziwej zdobyczy.

- Czy możesz pomóc Severusowi? Znaczy, profesorowi Snape’owi?

Z pewnością zrobimy to, co w naszej mocy, chłopaku – powiedział wysoki mężczyzna, który wyglądał jak starsza kopia syna, aż po dociekliwe, piwne oczy. Miał na sobie białą koszulę z długimi rękawami, podwiniętymi na nadgarstkach, zebranych jak u pirata. Dopiełnieniem stroju były czarne bryczesy i długie buty, na szyi nosił srebrny łańcuszek z dużym, czerwonym jaspisem w kształcie łzy.

-To mój tata, Jace Witherspoon II – ogłosił Jace, pojawiając się nagle.

- Mów do mnie Jasper. Wszyscy tak mówią. A ty musisz być Harry Potter. Miło cię poznać – przedstawił się Jasper i potrząsnął ręką Harry’ego, po czym zapytał: – Co jest nie tak z waszym nauczycielem, chłopaku?

Nagle pojawił się inny mężczyzna, bardziej krępy, z ciemnymi włosami przyciętymi blisko uszu, szerokimi ramionami, ubrany w zwykłe dżinsy, robocze buty i koszulę myśliwego w kratę.

- Ci parszywi synowie Seta nie wrócą tu w najbliższym czasie. Zanim zrozumieją, że to, co ścigają, nie jest prawdziwe, będą w połowie drogi do Lancashire.

- A to jest Tristan.

Harry zauważył, że Tristan miał przenikliwe niebieskie oczy i też nie używał różdżki. Więc kolejny czytający.

- Sev został ugodzony przeklętym sztyletem i nie wiem, co jeszcze mogę dla niego zrobić, proszę pana – powiedział starszemu Witherspoonowi. – Myślę, że… on umiera. – Poczuł, że się dusi.

- Nie profesor Snape! – krzyknął przerażony Jace.

Jasper ukląkł i położył rękę na szyi Snape’a, wyczuwając puls. Miał go, słaby, ale miał. Harry miał rację. Profesor natychmiast potrzebował pomocy lekarskiej. Hedwiga przeleciała nad głową, pohukując z przerażeniem. Harry, musisz natychmiast odejść! Widziałam nadchodzących śmierciożerców.

- Musimy się stąd wynosić! – krzyknął Harry. – Moja sowa mówi, że widziała, jak zmierzają w tę stronę śmierciożercy.

- Uspokój się, chłopaku – uciszył go Tristan. – Mogę ich przekserować, podczas gdy Jasper ustabilizuje waszego nauczyciela. Jeśli spróbujemy się z nim teleportować, kiedy jest tak ciężko ranny, może umrzeć. Teleportacja nie jest łatwa dla ciała, wiecie, zwłaszcza, gdy jest tak ranne. Wyczerpuje wiele rezerw.

- Och. A co z teleportacją łączoną?

- W sumie tak samo. – Tristan zamknął oczy i spuścił głowę. – Trzech. Wstrętne robale. Może pobawicie się w korku, chłopaki? – Kilka minut później otworzył oczy. – To się nimi zajmie. – Wydawał się być zadowolony.

- To… niesamowite – mruknął Harry.

Tristan wzruszył ramionami.

- Sztuczka czytających. Nawet młody Jace potrafi to zrobić.

Harry spojrzał na miejsce, gdzie klęczał Jasper, wykonujący kilka kolejnych ruchów różdżką nad nieprzytomnym Severusem. Potem wyczarował nosze, wylewitował na nie Snape’a i powiedział:

- Dobra, jestem gotowy. Opatrzyłem go na tyle, żeby aportację go nie wyssała. Mam nadzieję, że moja żona będzie w stanie go wyleczyć. – Spojrzał na Tristana i dwóch młodych czarodziejów. – Tris, dasz radę z obydwoma na raz?

- Nie mam wyboru, prawda?

- Uch, mogę zmienić się w moją jastrzębią formę, jeśli to coś ułatwi – zaproponował Harry.

- Tak. Dobrze myślisz – powiedział z aprobatą Tristan. – W takim razie weź swoje rzeczy.

Harry szybko zabrał resztę rzeczy swoich i Seva, a gdy Tristan skurczył je, schował je do kieszeni swojej szaty. Z daleka wciąż słyszeli echo polującego wilkołaka. Harry zadrżał, myśląc o tym, jakie miał szczęście, że Withespoonowie znaleźli go przed wilkołakami. Potarł bransoletkę Meadowsweet i pomyślał ze smutkiem, że gdyby tu była, Severus mógłby już być zdrowy. I prawdopodobnie byłaby gotowa skopać mi tyłek aż do Wysp Brytyjskich. Potem zmienił się we Freedoma i przysiadł na ramieniu Tristana.

Sekundę później Jasper teleportował się z obiema dłońmi na noszach Severusa, znikając w błysku niebieskiego światła.

- Gotowy? – zapytał Tristan.

Freedom pokiwał głową na tak, po czym zawołał do Hedwigi:

- Spotkajmy się w domu Witherspoonów, dobra?

- Dobrze, Harry – krzyknęła sowa śnieżna, po czym odwróciła się i odleciała na zachód.

Tristan chwycił Jace’a i skoncentrował się.

Chwilę później Freedom poczuł się tak, jakby wielka ręka uniosła go, zawirowała nim w czasie i przestrzeni, wypluwając chwilę później na podwórku małego, malowniczego domku skrytego strzechą.

Wyglądał jak z bajki, ze srebrzystoszarym kamieniem ze złotym dachem krytym strzechą (jak Harry dowiedział się później, był wodoodporny, ognioodporny i zabezpieczony przed owadami) i zielonymi drzwiami z okrągłym oknem na szczycie. Wszystkie okna były okrągłe lub kwadratowe, a pod nimi znajdowały się skrzynki na kwiaty. W pudełkach, które również były pomalowane na zielono, były pierwiosnki, dzikie kwiaty i wrzos. Brukowany chodnik prowadził do drzwi, a po obu jego stronach rosły krzaki hortensji, a po lewej stronie trawnika, naprzeciw jarzębiny, rósł duży cis.

Harry odetchnął głęboko, powietrze pachniało kwiatami i była tu spokojna atmosfera, która koiła jego zbolałego, surowego ducha. Wokół posesji biegł mały, rozłupany płot, choć niektóre słupy owijał bluszcz.

- No i jesteśmy – powiedział Tristan, kiedy przybyli, puszczając ramię Jace’a. Chłopiec wyglądał na nieco zielonego.

- Nienawidzę aportację łącznej – mruknął. – Od tego chce mi się rzygać. – Jastrząb zleciał i przemienił się w Harry’ego.

- Wiem. Kiedyś czułem się, jakby mój żołądek wywrócił się na lewą stronę. – Skrzywił się.

- W końcu się do tego przyzwyczaisz – zachichotał Tristan. – Cóż, chyba będę wracał do domu. Zostawiłem żonę i dzieci, którzy jeszcze spali, kiedy zadzwonił do mnie twój tata.

- Dzięki, Tris. Do zobaczenia później! – Jace pomachał, po czym jego sąsiad teleportował się, zostawiając dwóch chłopców samych na podwórku. – Chodź, Harry. Wejdźmy do środka. Robi się zimno.

Wewnątrz chaty było ciepło od huczącego w kamiennym kominku ognia. Czarna kotka z białym sierpem na czole spała zwinięta w kłębek w koszyku obok paleniska.

- To Eklipsa – powiedział Jace. – Jest moim zwierzakiem.

Kot zamrugał, otworzył błyszczące, zielone oczy, miauknął cicho, po czym wrócił do spania.

- Gdzie jest twój tata i Severus? – zapytał Harry, rozglądając się.

Zobaczył puchatą, długą sofę w jasnym, turkusowym odcieniu, otoczoną dwoma ręczni rzeźbionymi dębowymi stołami z wirującymi lampkami, które świeciły miękko wewnętrznym światłem. Podłoga domku była wypolerowana na złoty połysk, a na niej było kilka tęczowych, szmacianych dywaników. Na ścianach wisiały dziwne ciekawostki – kusza, rybi szkielet, rzeźbiona ikona z kości słoniowej, tkany gobelin z jabłonią i trzema Gracjami.

- Tędy, w pokoju gościnnym. – Jace poprowadził go przez główny pokój na prawo, krótkim korytarzem oświetlonym mocniej świecącymi kulami aż do małej sypialni, urządzonej w odcieniach zieleni mchu, turkusowych i z wrzosowymi akcentami. Ściany wyglądały, jakby były ręcznie malowane gałązkami wrzosu. Okno wychodziło na wschód, ale miało zaciągniętą zasłonę.

Severus leżał na jedynym łóżku w pokoju, blady i ściągnięty, jego oddech wciąż był ciężki. Harry pomyślał, że wyglądał na porażonego, jakby podgrzała go śmierć. Harry szybko uniósł tarcze wokół umysłu, nie chcąc, by czytający wyłapali jakieś zbłąkane Myślo o tym, jak to on jest winny kłopotliwej sytuacji Snape’a.

Koszula Mistrza Eliksirów była odpięta, a szczupła kobieta o blond włosach koloru letniej pszenicy badała go, delikatnie dotykając rany na jego klatce piersiowej i marszcząc brwi. Miała na sobie szatę w kolorze wrzosu i wyglądała na bardzo zaniepokojoną.

- No i, Grace? Możesz go uleczyć? – zapytał Jasper. Stał obok sosnowej szafy, oparty o nią, a jego piwne oczy błyszczały od troski.

- Tana została wyleczona i to jest łatwe do naprawienia – odpowiedziała matka Jace’a, machając różdżką nad Mistrzem Eliksirów. – Ale klątwa, która została przekazana wraz z raną, ona… nie jest łatwa do złamania. Muszę wiedzieć, co spowodowało ranę, zanim będę mogła spróbować przeciwdziałać tej czarnej magii.

- Mogę pani powiedzieć, co to spowodowało – powiedział wtedy Harry.

Kobieta odwróciła głowę do niego i Jace’a.

- Ty musisz być Harry Potter, prawda? Jace powiedział nam o tobie wszystko, jak pomogłeś mu podczas roku szkolnego – powiedziała ciepło Grace. – Nazywam się Grace Witherspoon. Witam w moim domu. Co się stało z profesorem Snapem?

- Został ugodzony przeklętym sztyletem. Sztyletem Niezgody.

Grace zbladła.

- Wielki Merlinie i Artemido, miejcie litość! Ten sztylet to jeden z najgorszych przeklętych przedmiotów w historii. Nic dziwnego, że jest w takim stanie. – Spojrzała na Severusa i potrząsnęła głową.

- Ale może mu pani pomóc, prawda? – naciskał Harry.

- Ja… niewiele mogę w tej chwili zrobić, by usunąć z niego klątwę, Harry. Mogę ją na jakiś czas wyhamować, spowolnić, ale w końcu go pochłonie. Chyba że… sztylet zostanie zniszczony. A to może okazać się prawie niemożliwe. Sztylet dobrze się chroni. Wielu próbowało go zniszczyć i wszyscy ponieśli porażkę. Sztylet niszczy prawie wszystko, z czym ma kontakt, a przynajmniej tak mówią opowieści.

To jest cholerna prawda! – pomyślał gorzko.

- A jeśli… znam sposób, żeby zniszczyć sztylet?

- Jak? Zaklęcie, nawet zaklęcia niszczące, nie zniszczą go całkowicie

- Ale eliksir rozpuszczający klątwy to zrobi.

- Nigdy nie słyszałam o takim eliksirze.

- Severus nauczył mnie, jak go robić. Potrzebuję tylko składników z tej listy. – Wyciągnął przepis z kieszeni.

Grace przejrzała go.

- Mam większość, ale kilka… jest dość rzadkich.

- Wiem. Próbowaliśmy dostać się do Hogwartu, ponieważ Severus ma w swoim laboratorium te rzadkie, ale…

- Moglibyśmy je zabrać ze szkoły, ale nawet jeśli zrobisz ten eliksir, Harry, jaki będzie z niego pożytek bez sztyletu?

- Ja… mogę wiedzieć, gdzie jest sztylet – zawahał się Harry. Jeśli uda mi się namówić Hedwigę, żeby mi powiedziała. – Czy może pani… uwięzić klątwę, czy coś, żebym miał czas go znaleźć?

- Oczywiście – powiedziała Grace, wyczuwając, że Harry jej czegoś nie mówi, ale nie drążyła. Chłopiec był wyraźnie u kresu wytrzymałości, pełen rozpaczy i strachu o swojego mentora. – Jace, przynieś mi moją Pelerynę Zastoju, wiesz gdzie jest, w moim kufrze.

- Jasne, mamo. Zaraz będę.

- I uważaj, żeby być cicho, Jilly śpi.

Jace wyszedł z pokoju, poruszając się jak cień.

Grace postukała różdżką w ranę na piersi Severusa i wypowiedziała zaklęcie, które goiło głębokie rany. W ciągu kilku chwil straszna rana została zagojona.

Ale Severus wciąż trząsł się i jęczał, zagubiony w królestwie cieni, walcząc o życie z podstępnym złem.

Harry podszedł do niego i chwycił jedną rękę z długimi palcami w swoją. Nie poddawaj się, Sev! Proszę, zostań ze mną, chociaż na ciebie nie zasługuję. Proszę! Proroctwo upadnie bez dwóch jastrzębi. I… potrzebuję cię. Zamrugał, by powstrzymać łzy. Potem oderwał wzrok od pogrążonej w śpiączce postaci w czerni i zapytał:

- Kim jest Jilly?

- Moją dwuletnią córką – powiedziała Grace. – Spotkasz ją jutro, Harry.

Jace wrócił z długim, połyskującym, opalizującym płaszczem w dłoniach. Harry nigdy nie widział czegoś podobnego, nawet jego peleryna-niewidka nie była tak ładna.

- Co ona robi?

- Peleryna zastoju uśpi na kilka tygodni każdego, kto ją nosi lub ma na siebie nałożoną. Pelerynę można zdjąć, a wtedy noszący ją obudzi się, w stanie zastoju klątwa zostanie zamrożona w czasie, niezdolna zrobić nic więcej niż to, co już zostało zrobione.

- A co z nim zrobiła? – zapytał Harry ze strachem. Czy naprawdę chciał wiedzieć?

- Ciężko powiedzieć, ale myślę, że sztylet sprawił, że ponownie przeżył kilka okropnych wspomnień i bardziej zranił jego psychikę. Gdy klątwa zostanie złamana, polecam sesję z uzdrowicielem umysłu.

- Mama zrobiła Pelerynę Zastoju – oświadczył dumnie Jace. – Potrafi zaczarowywać przedmioty. Wszystko, co zaczaruje, trwa wiecznie.

Harry spojrzał na czarownicę z szacunkiem.

- Naprawdę? Wow!

 Grace skromnie wzruszyła ramionami.

- To mój talent. Dziwna umiejętność, której uczono w Hogwarcie, ale od tego czasu została usunięta z programu nauczania. – Wzięła Pelerynę Zastoju i rozłożyła ją na Severusie.

Płaszcz wydłużył się, by pasować do wysokiego mężczyzny i owinął się wokół niego jak całun. Potem zaczął błyszczeć jak tysiąc diamentów, złapanych w jego fałdy.

Harry poczuł pulsującą magię nawet po drugiej stronie pokoju.

I zobaczył, jak twarz Severusa wygładza się i przechodzi on w spokojny odpoczynek.

- No i jest. Pozostanie w takim stanie, póki nie zdejmę płaszcza – powiedziała Grace. – Jace, może pokażesz Harry’emu, gdzie jest łazienka, żeby mógł wziąć gorący prysznic, a potem iść spać? Może zostać w twoim pokoju, twój ojciec transmutuje dla niego łóżko.

- Dobrze, mamo. – Jace odwrócił się i wyprowadził Harry’ego z pokoju.

- Czekaj – powiedziała Grace. Pstryknęła palcami i w jej dłoni pojawiła się fiolka z dymno szarym eliksirem. – Weź go, zanim pójdziesz spać, Harry.

Harry przyjął eliksir i rzucił:

- Eliksir bezsennego snu.

- Tak. Jesteś dobrym uczniem, skoro rozpoznajesz go na pierwszy rzut oka.

- Skąd pani wie…?

- Jace mi powiedział, że jesteś praktykantem profesora Snape’a i jego podopiecznym. Nie czytałam w twoich myślach – zapewniła go.

- Och. – Teraz Harry poczuł się bardziej zawstydzony i niezręcznie. Rumieniąc się gorąco, szybko poszedł za Jacem. – Dziękuję, pani Witherspoon.

- Mów mi Grace, kochany. Wszyscy tak mi mówią.

Jace wyprowadził do przez salon do kolejnego korytarza i do łazienki urządzonej w odcieniach kremu i z drewnianymi akcentami. Na ścianie namalowano liście wszelkiego rodzaju i wielkości. Grube ręczniki wisiały na wieszaku, więc Harry wyjął swój plecak z kieszeni i powiększył go, by móc wyjąć piżamę, szczoteczkę do zębów i inne rzeczy.

- Spotkamy się w moim pokoju, to pierwsze drzwi po lewej, dobra?

- Dobrze, Jace. – Harry miał wrażenie, że zaraz się przewróci, taki był zmęczony. Ostrożnie postawił fiolkę eliksiru bezsennego snu na toaletce i wszedł pod prysznic. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że Jace wyszedł, a drzwi zamknął tak cicho, że nawet tego nie zauważył.

Gorący prysznic był rajem po tylu tygodniach mycia się w zimnych strumieniach lub używaniu zaklęcia odświeżającego. Harry wyszorował się mydłem w płynie, które pachniało sosną i drzewem sandałowym. Przypominało mu to las, więc przycisnął gąbkę do siebie i płakał cicho łzami poczucia winy i wyrzutów sumienia. Próbował udawać, że nie płacze, że to tylko woda, ale łzy były gorzkie i niewiele dały, by złagodzić twardy węzeł w jego klatce piersiowej.

Moczył się pod prysznicem przez piętnaście minut, po czym skończył i udał się do pokoju Jace’a, ściskając eliksir w palcach. Był bardzo wdzięczny Witherspoonom za uratowanie go i jutro im to powie. Potem znajdzie Hedwigę i zobaczy, czy sowa powie mu, gdzie ukryła sztylet. Ale w tej chwili chciał tylko upaść na łóżko, które Jasper wyczarował z jednej ze skarpetek Jace’a i zasnąć na rok.

Jace siedział na swoim łóżku, kiedy wszedł Harry.

- Jesteś zmęczony, prawda?

Harry ziewnął w odpowiedzi.

- Wybacz. Po prostu…

- W porządku. Możemy porozmawiać jutro. Mam nadzieję, że profesorowi Snape’owi nic nie będzie. Naprawdę lubię go jako mojego opiekuna domu. Bez niego szkoła nie byłaby taka sama. Dobranoc, Harry.

- Branoc, Jace. – Był tak zmęczony, że gdy przełknął eliksir, niemal się nim zakrztusił od zbyt szybkiego połykania. Mikstura uderzyła w jego organizm jak cios w brzuch i zanim się zorientował, wpadł w królestwo snu i spał mocno, zanim jego głowa uderzyła poduszkę.

I tamtej nocy żadna złowroga dziewczynka nie zakłóciła jego snów.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz