Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 1 stycznia 2022

PDJ - Rozdział 28 – Rada czytającego

Severus obudził się, gdy Harry i Witherspoonowie kończyli śniadanie. Nadal czuł się bardzo słabo i chory, ale był to wynik przeciążenia swojej magii w walce z klątwą sztyletu i zniknie to, gdy jego rezerwy się odbudują. W tym momencie był tylko w stanie powoli pójść tam i z powrotem do łazienki. Kiedy to zrobił, poczuł się wyczerpany, jakby był na nogach trzy noce z rzędu, warząc niekończące się porcje eliksirów dla świętego Munga. Poszedł się położyć, drżąc lekko.

Grace nagle podniosła wzrok, jakby usłyszała, jak ktoś ją woła, kiedy w rzeczywistości wyłapała myśli obudzonego Severusa. Wstała i poszła po drugi talerz jajecznicy, tostów i bekonu.

- Mamo, dokąd z tym idzies? – zapytała z zaciekawieniem Jilly.

- Zaniosę profesorowi Snape’owi jego śniadanie – odpowiedziała.

Oczy Jilly rozbłysły.

- Plofesol Sevi się obudził? Jej! – Zeskoczyła z krzesła i pobiegła za matką.

Harry wstał szybko i włożył talerz do zlewu, czując, jak jego serce zaczyna walić szaleńczo. Severus nie spał. I wkrótce wezwie Harry’ego i powie mu, żeby spakował swoje rzeczy i odszedł, że ma dość praktykanta, który prawie go zabił. Jego palce zacisnęły się na krawędzi blatu i zmusił się do wzięcia głębokiego oddechu.

Severus usiadł, gdy usłyszał cichy tupot stóp na korytarzu. Jilly wpadła do pokoju z rozwianymi blond włosami i błyszczącymi oczami.

- Dzień dobly, plofesorze Sevi! – pisnęła.

- Dzień dobry, maluchu – powitał się i zrobił coś, co rzadko robił. Uśmiechnął się, ponieważ przy tym dziecku było prawie niemożliwe się oprzeć. Świeża niewinność i słodycz promieniowały z niej i wlewały się do pokoju, gdy wdrapywała się na łóżko i przytuliła go.

Jak poprzednio, jej dotyk napełnił go światłem i uspokoił. Poklepał ją po plecach i puścił. Ku jego zdumieniu, wtuliła się w jego bok i powiedziała:

- Mamusia niesie ci śniadanie.

Dokładnie w tym momencie przyszła Grace z jego tacą śniadania.

- Dzień dobry, Severusie. Ufam, że dobrze spałeś.

- Bardzo dobrze, twoje eliksiry są świetnie zrobione – powiedział szczerze.

Grace rozpromieniła się, wiedząc, jaki to komplement od Mistrza Eliksirów.

- Dziękuję. Eliksiry zawsze były moją ulubioną dziedziną. Proszę bardzo! Mam nadzieję, że lubisz jajecznicę, bekon i tosty.

- Są w porządku. – Taca została ułożona na jego kolanach i zaczął jeść. Jilly oparła się o niego, nic nie mówiąc, zwinięta w kłębek jak kot i wcale mu to nie przeszkadzało.

- Jilly, może pójdziesz ze mną, ubrać się i pozwolisz profesorowi Snape’owi zjeść w spokoju? – zasugerowała jej matka.

- Później, mamusiu – powiedziało tylko dziecko, jej oczy były w połowie zamknięte. Wyczuła, że profesor potrzebował jej bardziej w tej chwili.

Grace tylko skinęła głową, słysząc niewypowiedziane myśli swojego dziecka.

- Powiedz mi, jeśli będzie nie do zniesienia – rzekła do Mistrza Eliksirów. – Pójdę powiedzieć Harry’emu, że się obudziłeś i jesteś wystarczająco przytomny, żeby z nim porozmawiać.

- Dziękuję – powiedział Severus i kontynuował jedzenie. Nadal czuł się trochę słaby i oszołomiony, ale nie na tyle, żeby potrzebował eliksirów. Rozmowa z jego praktykantem była już dawno opóźniona i chociaż Severus niezbyt chciał ją przeprowadzać, było to coś, co musiał zrobić.

Grace wróciła do kuchni, by przekazać Harry’emu dobre wiadomości, ale okazało się, że Harry’ego już tam nie ma.

- Jace, gdzie jest Harry?

Jace uniósł wzrok znad soku jabłkowego.

- Poszedł polatać, mamo. Powiedział, że wróci później.

Grace zacisnęła usta.

- Chyba ten chłopak unika profesora Snape’a.

Jace skinął głową, też tak myśląc, ale nie chciał naciskać na tę kwestię.

Jace poszedł po tacę kilka minut później i powiedział Severusowi, że Harry obecnie lata i wróci później.

- Rozumiem – powiedział cicho Severus. – Kiedy wróci, powiesz mu, że chcę z nim porozmawiać, Jace?

- Jasne. – Spojrzał na swoją siostrę, wciąż wtuloną do bok profesora. – Jilly, zostaw profesora Snape’a w spokoju.

Wydęła wargi.

- Ale Jace, plofesol Sevi mnie potsebuje.

- Tak, jasne, że cię potrzebuje. Jak plagi czyraków.

Usta Severusa drgnęły.

- W porządku, Jace. Może zostać.

Jace spojrzał na swoją młodszą siostrę i powiedział:

- W porządku, lumpie. Ale pamiętaj, żeby się zachowywać przy profesorze Snapie.

- Okej – powiedziała ze zgodą.

Jace zostawił ich, idąc do swojego pokoju, by odrobić niektóre ze swoich letnich zadań domowych.

Severus usiadł na poduszkach, zastanawiając się nad zachowaniem swojego podopiecznego. Unika mnie, to boleśnie oczywiste. I to nie jest Harry, którego znam.

Jilly poruszyła się i spytała cicho:

- Plofesorze, jesteś zły na Halego?

Czy jestem? – zastanawiał się. Trochę był, ale nie z powodu, o którym myślał Harry. Był zły na siebie, że nie zauważył wcześniej, że Harry ma kłopoty i zły na chłopca, że nie powiedział mu o swoich snach.

- Ja… tak, trochę, ale bardziej jestem…

-  Zasmucony – dokończyła Jilly. – Wiem. Czuję. – Spojrzała na niego z powagą. – Haly też jest smutny. Nie bądź smutny. – Przytuliła się do niego i po raz kolejny poczuł, jak przekazuje ona mu swoje uczucie ciepła, pocieszenia i miłości, próbując pozbyć się negatywnych uczuć.

- Jilly, nie musisz…

- Tak, muszę. Pomagam – nalegała, jej usta zacisnęły się w upartą linię. Potem ziewnęła. – Ale jestem też zmęczona. – Położyła głowę na jego kolanie i zasnęła.

- A niech mnie diabli. To się dzieje pierwszy raz – powiedział Mistrz Eliksirów i ze zdumieniem wpatrywał się w śpiącą dziewczynkę. Potem ostrożnie wyciągnął rękę i przeczesał palcami jej włosy. Czy tak bym się czuł, gdybym miał własną małą dziewczynkę? Szkoda, że lata temu przegapiłeś swoją szansę, Severusie – zadrwiła cyniczna część jego umysłu. Teraz jest za późno na myślenie o tym, co mogło być, ponieważ jedyne kobiety, które kiedykolwiek kochałeś są albo martwe albo znalazły gdzieś indziej lepszą perspektywę. Poza tym, jakim byłbyś ojcem, skoro nie jesteś w stanie poradzić sobie nawet z jednym piętnastoletnim chłopcem?

Kiedy dziesięć minut później przyszła Grace, zastała śpiących zarówno profesora, jak i swoją córkę, z identycznymi wyrazami zadowolenia na twarzy.

Freedom szybował z wiatrem, powietrze pieściło jego pióra tak delikatnie, jak artysta płótno malarskie. Szybował i pikował, bez przekonania bawiąc się prądami wiatru, który wokół niego wirował. I chociaż zwykle rozkoszował się samym uczuciem lotu, tego ranka stwierdził, że latanie nie relaksuje go tak, jak zwykle. Dziś osiedliły się w jego piersi strach i niepokój, psując tę najbardziej porywającą rozrywkę.

Myszołów zauważył coś poruszającego się w trawie poniżej i instynkt przejął nad nim kontrolę, spychając ludzkie emocje na dalszy plan. Freedom śledził małą mysz, która biegała tam i z powrotem, zbierając nasiona i kawałki kwiatów, a jego oczy były w stanie dostrzec najmniejsze zmarszczenie na futrze myszy.

Krążył, czekając cierpliwie na mysz jak każdy jastrząb wytrenowany przynętą sokolnika. Oczywiście właśnie tym był, nim zdał sobie sprawę, że jest kimś więcej niż tylko ptakiem, kiedy to znał tylko Severusa jako swojego czarodzieja i przyjaciela. Och, jak bardzo żałował, że nie może wrócić do tych dni, kiedy najgorsze, o co musiał się martwić to spóźniony powrót z lotu i stawienie czoła łagodnej dezaprobacie Snape’a i ostrzeżeniu, że zostawi go samego z Umbridge. To były czasu, pomyślał tęsknie.

Zniósłby nawet powrót ropuchy, żeby tylko pozbyć się tego okropnego poczucia winy, które dźgało go do żywego i zatruwało każde szczęśliwe wspomnienie, jakie miał o sobie i Severusie. Jastrzębie nie płaczą i nie czują się winne. Ale nie był prawdziwym jastrzębiem. Był animagiem i po raz pierwszy nie mógł schronić się w prostym umyśle drapieżnika, bez względu na to, jak bardzo tego chciał.

Patrzył, jak mysz wybiega zza kępy trawy i przez chwilę wyszła za osłonę, więc zamknął skrzydła i zanurkował, wyciągając szpony.

Wiatr pędził obok niego, gdy spadał w stronę ofiary, a potem upadł, chwytając pazurami nieszczęsną mysz i miłosiernie kończąc polowanie. Usiadł ze śniadaniem, bo prawie nie zjadł u Witherspoonów, więc teraz był głodny. Szybko pochłonął mysz, ale gdy tylko to zrobił, poczuł, jak jego wyrzuty sumienia szturchają go, a posiłek upadł jak kamień na dno jego żołądka.

Tchórz! Myślisz, że jak daleko musisz zalecieć, by uciec od tego, co zrobiłeś? Nawet krańce ziemi nie były wystarczająco daleko.

Skulił się nad szczątkami myszy, każdy jego mięsień drżał. Nie radził sobie, wszystkie jego dawne niepewności narosły, by dręczyć go, przestraszonego, pełnego poczucia winy i przerażonego, że zrobił coś, czego Severus nie będzie w stanie przymknąć na to oka. Jego serce ponownie zostało rozdarte i tym razem obawiał się, że nie da się tego naprawić.

Nie mogąc dłużej znieść bycia na ziemi, wzbił się w powietrze i przeleciał nad wioską, nad wrzosowiskami i między drzewami, lecąc coraz szybciej, aż ból w jego skrzydłach dorównał bólowi w jego sercu. Kiedy się wyczerpał, wrócił do chatki, jego skrzydła wydawały się ciężkie i nieporęczne, jakby był złamane tak, że nie da się ich naprawić, jak jego relacja z Severusem.

^^^

Kiedy wrócił do domu było późne popołudnie i Severus spał. Jednak Jilly nie spała i podbiegła do niego, owijając mu ręce w pasie i mówiąc:

- Gdzie byłeś, Haly? Przegapiłeś obiad! Tęskniłam za tobą!

- Tak? – spojrzał na nią, a ich oczy, w prawie takim samym odcieniu, spotkały się.

Nagle poczuł, jak napływa do niego fala ciepła i szczęścia.

- Jilly, co…?

- Ty też potsebujes specjalnego psytulasa, jak plofesol Sevi.

Harry niemal upadł na podłogę.

- Profesor Sevi? Nazwałaś tak Severusa?

- Yhym. A co? To jego imię.

- Nikt nigdy… Znaczy, nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek nazywał go… Sevi.

- Ty nazwałeś. Słysałam – zauważyła.

- Kiedy?

- Wcześniej – wzruszyła ramionami.

- Tak? – Był przerażony.

Z powagą skinęła głową.

- Musiałem stracić rozum. – Harry potrząsnął głową. Świetnie, kolejna rzecz, za którą może mnie nienawidzić. Dałem mu jakiś przesłodzony pseudonim.

Jilly przechyliła głowę.

- Nie martw się, Haly. Sevi nie ma mi tego złe.

- Jasne, dzieciaku. Skoro tak mówisz – powiedział z powątpiewaniem.

Prychnęła na niego.

- Wiem to. Poczułam.

- Severusa też potrafisz poczuć?

- Tak. Umiem – uśmiechnęła się. Potem chwyciła go za rękę. – Chodź, Haly. Mama ma kolację.

Pozwolił jej zaprowadzić się do kuchni, gdzie Grace właśnie stawiała kolację na stole.

- Przepraszam, że tak długo mnie nie było – przeprosił. – Po prostu… musiałem się wydostać.

Jasper skinął głową.

- Czasem też się tak czuję. Umyj się i siadaj do kolacji.

Harry posłuchał, nic nie mówiąc.

Przez całą kolację czekał, czy go przesłuchają, ale nie zapytali go, gdzie był ani co robił.

Tylko Jace wspomniał o Severusie, kiedy razem zmywali naczynia, ponieważ Grace czasem chciała, żeby jej syn robił rzeczy bez magii.

- Profesor Snape dziś rano o ciebie pytał, Harry.

Harry zamarł, susząc naczynia.

- Czy… powiedział, co chce?

- Nie, tylko że chce z tobą porozmawiać – powiedział Jace, po czym wyszorował talerz i podał go Harry’emu, dodając: – Myślę… może powinieneś z nim porozmawiać, Harry.

Harry znieruchomiał. Po dłuższej chwili powiedział:

- Nie rozumiesz. On nie… Ja nie mogę…

- Harry, może to nie jest moja sprawa, ale nie sądzę, by był na ciebie zły.

- Nie? Jak może nie być? – zapytał Harry. – Niemal go zabiłem, Jace!

-Sztylet cię opętał – sprzeciwił się Jace. – To nie to samo.

- Byłem ostatnią rzeczą, którą widział, nim go dźgnąłem – warknął Harry. – Nie znasz go tak, jak ja. Nie wybaczy mi, że jestem tak słaby… że go zdradziłem. Wiem to.

- Skąd? Mógłbyś przynajmniej spróbować z nim porozmawiać.

- Nie. Ja… nie jestem gotowy. Jutro – powiedział szybko Harry. – Porozmawia z nim jutro.

Jace westchnął. Wiedział, że Harry jedynie przedłużał to, co nieuniknione. Ale mógł wyczuć intensywną udrękę unoszącą się tuż nad powierzchnią w umyśle chłopaka i nie chciał jej powiększać. Czytający chciał jedynie szanować prywatność i uczucia drugiego człowieka.

- W porządku. Powiem mu, że śpisz albo coś w tym stylu, jeśli o ciebie zapyta. Ale nie lubię go okłamywać, Harry.

- Więc po prostu nic nie mów – powiedział apatycznie Harry.

- Chcesz zagrać w Eksplodującego Durnia? – zapytał wtedy Jace.

Na początku Harry miał odmówić, był zbyt nakręcony, by zrelaksować się przy grze w karty. Ale potem doszedł do wniosku, że równie dobrze może zrobić coś dla zabicia czasu, a cały dzień nie spędził z przyjacielem ani minuty. Ron byłby wściekły i nadąsany, gdyby mu to zrobił. Ale Jace po prostu bez narzekania zaakceptował nastroje Harry’ego. To sprawiło, że o dziwo poczuł się jeszcze gorzej.

- Dobrze, zagrajmy – zgodził się.

Następnego ranka Harry ponownie zniknął, tym razem zmieniając się we Freedoma przed śniadaniem i wylatując na wrzosowisko. Latał do południa, kiedy to wylądował na jarzębinie Hedwigi. Schował głowę pod skrzydło i zasnął. Ale jego sny były pełne krwi i bólu, więc obudził się drżąc, znajdując obok siebie Hedwigę, z jej skrzydłem otaczającym go opiekuńczo.

- Pisklaku, co cię kłopocze? – syknęła cicho, muskając go delikatnie. – Wciąż masz koszmary? Może powinieneś poprosić Severusa o eliksir.

Freedom potrząsnął głową.

- Nie.

Coś w jego tonie i postawie ostrzegło śnieżną sowę, że nie wszystko było w porządku, więc pochyliła głowę i spojrzała na niego.

- Czy ty w ogóle z nim rozmawiałeś, pisklaku?

Freedom zgarbiła ramiona i odwrócił głowę, nie patrząc jej w oczy.

- Freedom, naprawdę powinieneś z nim porozmawiać, pytał o ciebie prawie codziennie – nalegała Hedwiga.

- Nie mogę. Hedwigo, wiesz, dlaczego. Wiesz.

- Freedom, myślę, że powinieneś dać mu szansę.

- Jasne, szansę, żeby wysłał mnie, żebym się spakował – powiedział ze złością Freedom.

- Skąd wiesz, co zrobi albo co powie, jeśli z nim nie porozmawiałeś? – zapytała sowa. – Zakładasz coś, a to niesprawiedliwe, że osądzasz go na podstawie tego, co może powiedzieć, a nie tego, co powiedział.

- O, jasne. Stań po jego stronie!

- Freedom, jesteś nierozsądny. Nie staję po żadnej stronie, tylko wysuwam sugestię. Jesteś nieszczęśliwy i jedyny sposób, żebyś poczuł się lepiej to rozmowa z twoim opiekunem.

Freedom kłapnął dziobem i nie chciał nic więcej powiedzieć, nawet gdy Hedwiga go szturchnęła.

- Uparty pisklak. Jesteście tacy sami, ty i twój opiekun. – Pacnęła go lekko w głowę.

Potem przytuliła się do mniejszego ptaka i zamknęła oczy, odsypiając popołudniowy upał.

Tymczasem Severus leżał w łóżku, odpoczywając, by odzyskać siły. Jilly wchodziła i wychodziła z pokoju, trajkocząc do niego słodkim głosem. Grace przyniosła mu śniadanie i obiad, a kiedy zapytał, gdzie jest Harry, odpowiedziała, że lata.

- Ach, rozumiem – powiedział tylko Severus, rozumiejąc to, czego nie powiedziała, że celowo unikał swojego mentora. Głupi pisklak! Gdybym mógł wyjść z tego łóżka… jestem bardziej zły na siebie, że nie zauważyłem, że coś jest nie tak niż na ciebie, że uległeś urokowi cholernego sztyletu. Potrząsnął głową. – Proszę, gdy go znowu zobaczysz, powiedz mu, że chcę z nim porozmawiać.

- Tak zrobię – obiecała Grace.

- Myślę, że częścią naszego problemu jest to, że oboje czujemy się… skażeni klątwą sztyletu. I nie wiem, jakie zaklęcia mogę rzucić, by rozwiązać ten problem.

- Wierzę, że mógłbym z tym pomóc – powiedział Jasper, zatrzymując się w drzwiach. – Wybacz, ale nie mogłem nie usłyszeć tego, co powiedziałeś, Severusie. I sądzę, że znam sposób, by ci pomóc. W bibliotece mam księgę opisującą rytuał oczyszczenia, stary, który był przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie mojej matki. Pochodziła z Ameryki, a jej przodkowie przed wiekami odprawiali ten rytuał, kiedy ktoś został dotknięty czarną magią.

- Mogę go zobaczyć? – poprosił Severus. – Ponieważ nie mam nic produktywnego do roboty przed snem, chciałbym go przestudiować.

Jasper skinął głową i przywołał wolumin pstryknięciem palców.

- Proszę – podał Severusowi książkę. – Mam nadzieję, że to pomoże. Nawiasem mówiąc, mniej więcej na milę w lesie jest mały staw zawierający czystą, źródlaną wodę.

- Dziękuję, Jasperze – powiedział Mistrz Eliksirów. Tytuł małego tomu brzmiał Rytuał Odnowy.

Dwoje Witherspoonów zostawiła go samego, by poczytał, upewniając się, że Jace zajmie się Jilly, by Snape mógł studiować.

Severus spędził prawie cały dzień czytając książkę, ucząc się o specjalnym rytuale, który miał swoje korzenie w zwyczajach plemion indiańskich na północnym zachodzie. Opisywała, jak rytuał powinien być wykonywany i czego będzie potrzebował – były to specjalne zioła, które trzeba było spalić i rozmazać oraz miejsce, które było odosobnione i wolne od jakichkolwiek negatywnych wpływów.

Hymm. Staw, o którym wspominał Jasper, brzmi jakby pasował w wymogi rytuału. Teraz po prostu muszę skłonić swojego upartego, niechętnego do współpracy podopiecznego, by się na to zgodził i porozmawiał ze mną o tym, co się wydarzyło. Wiem, że rozdziera go poczucie winy, co jest jego typową reakcją, gdy komuś bliskiemu dzieje się coś złego. I choć tym razem ma uzasadniony powód, by się tak czuć, to go zniszczy, jeśli pozwoli, by to trwało dalej.

Westchnął ciężko i kontynuował czytanie książki, która oferowała również techniki uwalniania człowieka od ciężaru poczucia winy, wyrzutów sumienia i żalu, które tak często dotykały tych, którzy padali ofiarą takiej klątwy jak ta na Sztylecie Niezgody. Severus czytał to bardzo uważnie, wchłaniając to, co mógł. Kiedy w końcu skończył książkę, odłożył ją na bok i wziął eliksir Uzupełniający magię, który zostawiła dla niego Gracce i zasnął. Do jutra rana powinien wyzdrowieć na tyle, by wstać z łóżka, a jeśli Harry nadal nie będzie do niego przychodził, to pójdzie i sam go znajdzie.

Harry wrócił na kolację, po czym spędził resztę wieczora czytając Jilly historyjkę, po czym zasnął wcześnie, ponieważ latanie go wymęczyło. Grace powiedziała mu, że Severus chciał się z nim zobaczyć, ale Harry udał, że jej nie słyszał i poszedł zobaczyć, jak się ma jego mentor dopiero, gdy był pewny, że Sev śpi.

To właśnie tam Grace go znalazła i zrobiła wszystko, co w jej mocy, by przekonać go do rozmowy z Severusem.

- Wiesz, Harry, ucieczka przed problemami nigdy niczego nie rozwiązała. Tylko tworzy ich więcej.

- Tak, proszę pani. Ale nie uciekałem, po prostu… unikałem go.

- Ale efekt końcowy jest taki sam. Ranisz zarówno siebie, jak i Severusa, odmawiając rozmowy – powiedziała.

- Dlaczego miałby być tym zraniony? – zapytał nagle Harry. – Pomyślałby, że… będzie zadowolony, jeśli nigdy więcej nie będzie musiał na mnie spojrzeć.

- Nie, Harry. Z tego, co widziałam, Severusowi bardzo na tobie zależy.

-- Ale skąd możesz wiedzieć na pewno? Czytałaś mu w myślach?

- Nie, ale nie trzeba być czytającym, by zobaczyć jego więź z tobą. Jest bardzo silna.

- Już nie.

Mocno ujęła jego podbródek dłonią.

- Wątpisz tam, gdzie nie powinieneś. Jeśli zaufasz swojemu mentorowi, przekonasz się, ze niektóre rzeczy się zmieniły, a niektóre nie. A jedną z tych stałych rzeczy jest jego miłość do ciebie. Pozbądź się winy, Harry. To cię rani bardziej, niż ci się wydaje. Nie ma w tym ani sensu, ani korzyści. Przeszłość jest zbudowana na piasku, niech zostanie rozmyta.

Jej słowa miały sens, zbyt wiele sensu, i przez chwilę pozwolił sobie mieć nadzieję i pomyśleć, że w końcu wszystko się ułoży. Ale wtedy ogrom jego zbrodni spadł na niego i wyszarpał brodę z palców Grace i wyszeptał:

- Mam krew na rękach. Sztylet omal nie uczynił mnie mordercą. Jak mógłby to wybaczyć? Jak?

- Nigdy nie poznasz odpowiedzi, jeśli z nim nie porozmawiasz.

Ale Harry uparcie zachowywał milczenie, strach prawie go dusił. Dopóki nie skonfrontuje się bezpośrednio z Mistrzem Eliksirów, mógł czuć się tak, jakby nadal był częścią rodziny i że Snape nadal go w niej chciał.

- Przepraszam za wszystkie kłopoty – przeprosił. – Dobranoc, Grace. – Potem udał się do łóżka w pokoju Jace’a.

Ranek trzeciego dnia był jasny i słoneczny, pogoda idealna na spacery. Harry wstał przed słońcem i postanowił przejść przez trawnik do jarzębiny. Nie wiedział, że para onyksowych oczu obserwowała go uważnie z małego okna.

To był pierwszy poranek, kiedy Severus czuł się wystarczająco dobrze, by wstać z łóżka i pozostać na nogach dłużej niż dziesięć minut. Czuł się prawie tak, jak dawny on, szyderczy i w ogóle. Ostrożnie ubrał się w zwykłe spodnie i lekką koszulę, po czym narzucił na ramiona długi, czarny płaszcz, wyprany z plam krwi i zacerowany.

Byłem cierpliwy. Czekałem, myślałem, że do mnie przyjdzie, ale wydaje się, że jest zdeterminowany, by tarzać się w swojej winie. Jak lubią mawiać mugole, jeśli góra nie przyjdzie do Mahometa, Mahomet przyjdzie do góry.

Dokończył ubieranie i był gotów opuścić sypialnię, by raz na zawsze skonfrontować się ze swoim krnąbrnym podopiecznym. Nigdy nie był szczególnie cierpliwym człowiekiem, a teraz jego cierpliwość się wyczerpała.

Nadszedł czas, by chwycić byka za rogi, albo lwa za grzywę i mocno nim potrząsnąć.

Harry siedział pod jarzębiną, z kolanami podciągniętymi do piersi, opierając na nich głowę. Zamknął oczy i dopiero zaczynał medytować, kiedy usłyszał znajomy, jedwabisty głos, mówiący:

- Nie ucieka pan ode mnie, prawda, panie Potter?

Harry zamarł. Potem otworzył oczy i zobaczył stojącego przed nim Severusa, raczej bladego, ale w pełni przytomnego i funkcjonującego.

- Severus! Wyszedłeś z łóżka! – wypalił, nim zdążył pomyśleć.

- Oczywiście – powiedział jego opiekun. – Chodź, Harry. Mamy dużo do omówienia. – Mocno położył dłoń na ramieniu młodzieńca, zmuszając go do wstania. – Chodź ze mną.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz